Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2015, 20:20   #141
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Tanish, Cedrik i nowożeńcy wyruszyli do miasta po dziesiątym dzwonie. Droga do miasta prowadził poprzez równinę, porosłą gdzie nie gdzie niezbyt gęstymi krzakami. Drogę do stolicy zagrodziło im czterech jeźdźców, którzy do tej pory skrywali się za leżącymi końmi za niezbyt gęstymi krzakami. Byli oddaleni od siebie o kilka metrów, tak by nie przeszkadzać sobie nawzajem. Przywódca w łusce, z tarczą i kopią w rękach, w masce z piór. Trzech jeźdźców w skórzanych ćwiekowanych zbrojach, z tarczami i szablami, ci mieli zwykłe czerwone lniane maski. Zatrzymali się kilkanaście metrów od grupy.

- Witam bosmanów ze “Złotego Smoka”. Pobieram podatek na rzecz biednych, oddajcie sakiewki, nie oszukujcie. Jeśli datki nas nie zadowolą, będziemy musieli was zabić i odrzeć wasze ciała. Olbrzymią głupotą jest podróżować samotnie tuż po powrocie z udanej wyprawy. Nawet wasi ludzie podróżują w większych grupach. - przemówił przywódca.
Leila powiodła pełnym litości spojrzeniem po każdym z jeźdźców, po czym po prostu roześmiała się w głos.

- Podatek na rzecz biednych? KONIOWI! - to hasło wydało jej się szczególnie dopasowane do tej żałosnej sytuacji. - No to zapraszam. Weźcie sobie - przemówiła do przywódcy, dobywając rapiera, a sakiewkę rzucając sobie ją jakieś pół metra pod nogi.

Couryn nie bardzo miał ochotę na pogawędki. Uważa, ze tego typu rzeczy należy załatwiać bez wielu zbędnych słów.

- Magio kuglo - powiedział, a w stronę najbliższego jeźdźca poleciał magiczny pocisk.

Pocisk trafił przywódce, który zachwiał się.

- Atak

Zakrzyknął pochylając kopię i szarżując na Couryna. Jednak jego wspólnicy byli zaskoczeni jego decyzja zanim ruszyli minęło trochę czasu.
Couryn otrzymał potężny cios kopią, ułamała się i cześć został w ciele, jednak ustał na nogach

Leila wyciąga pistolet i strzela do szarżującego mężczyzny. Pocisk trafił i nawet przebił się przez zbroję, ale nie wyglądało na to, by mężczyzna doznał większych obrażeń.

Tanish w tym czasie naciągnął swój krótki łuk i gdy przywódca przejeżdżał wystrzelił zaraz za Leilą. Jego strzał był perfekcyjny, trafił w szyję. Po nim przywódca padł martwy.

Jego towarzysze wyszarpnęli szable z pochew.

Wszystko dla Cedrika potoczyło się za szybko. Fakt faktem czasami miał tendencję do życia w swoim świecie, ale na Bogów, szli sobie jak ludzie do miasta, rozmawiali, a tu nagle wyskakują na nich wrogowie i od razu niemal zaczyna się walka bez szansy na pertraktacje, mógł spróbować ich zagadać i zastraszyć by dali im spokój, ale nie. Bitka, na śmierć i życie z tego co zdążył zauważyć, cóż… myślał, że będzie miał trochę spokoju przed wypłynięciem. Miał kilka możliwości reakcji, ale wygrała w nim… chęć popisania się. Dopiero dołączył do załogi, nikt go nie znał, chciał więc zaprezentować się z dobrej strony.

Błyskawicznie wykonał kilka gestów palcami przed sobą, na końcu zaciskając dłoń w pięść. Bardowie byli znani ze wzmacniania odwagi i umiejętności w swoich towarzyszach za pomocą śpiewu, bitewnego zawołania czy innej formy głosu. Z gardla Cedrika jednak wyrwało się coś innego. Nikt z towarzyszy jeszcze nie wiedział, ale bardowi prawie nigdy nie było zimno, był naturalnie ciepły przez cały czas jakby miał gorączkę, dzięki temu kiedyś przetrwał długi pobyt w lodowatej wodzie, a jako dziecko nie zamarzł na śmierć w kołysce. Później nauczył się wykorzystywać to gorąco nieco inaczej, ktoś mu powiedział co w nim płynie.

Zaczął śpiewać, ale tylko w sobie początkowo kumulując i gromadząc wewnętrzne wibracje ognia, dało się odczuć nagły skok temperatury. Z zewnątrz wyglądało to jakby tylko się koncentrował aż nagle z jego gardła wyrwał się ni to skrzek ni to ryk, jakby ktoś inny przemówił w nieznanym, groźnie brzmiącym języku.

- Ghrashshr mohhratshalibarata!

Pięść, którą do tej pory trzymał zaciśniętą otworzył i przesunął otwartą dłonią od swojej lewej do prawej po łuku jakby obejmując towarzyszy, którzy odczuli też nagłe gorąco w sobie jakby mieli po 45 stopni temperatury lub więcej, ale o dziwo nie sprawiało im to dyskomfortu, zamiast tego poczuli moc. Ich dłonie sczerniały jakby zwęglone, a linie papilarne rozjarzyły się czerwienią jak drewno płonące ogniu. Cedrik zacisnął pięść ponownie, a wtedy zajęła się ona płomieniem, który nie parzył właściciela.

Następnie dobył miecza, który wtedy zajął się płomieniem pokazując towarzyszom do czego mogą użyć jego magii, następnie zrobił kilka kroków w prawo by nie tłoczyć się w jednym miejscu przy ewentualnej szarży konnych i odezwał się normalnie:

- Ogień wystrzeli w nich jeśli ich traficie, czymkolwiek poza magią, dotykiem ładujecie broń, którą dzierżycie, także zasięgową, czy gołą pięść.

Couryn podał Leili swój pistolet, a potem rzucił magicznym pociskiem w bandytę, który stał naprzeciw Leili.

W trakcie popisów ich nowego szantymena, Leila usłyszała, a właściwie nawet poczuła, ciche wibracje niemal bezgłośnego mruczando-murmurando w okolicy lewego nadgarstka.

- Może byś tak nam pomógł? - zwróciła się w przestrzeń, choć adresat tego pytania doskonale wiedział, że do niego jest kierowane.

- Jestem Obrońcą Dzieci. Nie ma tu dzieci - dobiegła ją marudna odpowiedź udzielona starczym głosem.

- Nie interesuje mnie to! Nie ma dzieci i nie będzie w najbliższym czasie, więc radzę ci chronić przyszłego ojca tych dzieci albo idź spać na kolejne trzy setki lat! - wydarła się Leila, biorąc pistolet podany jej przez Couryna.

- Ale magia…

- Jeśli nie umiesz leczyć, to co z ciebie za Obrońca? Wtedy zapinkalaj na tych swoich małych skrzydełkach do walki i wypal tym draniom oczy! - Jeśli chodziło o zdrowie i życie jej ukochanego, Leila nie zamierzała się cackać nawet z kilkusetletnim smokiem.

Leila obróciła się nieznacznie, stając tak, by zasłonić Couryna kolejnemu szarżującemu jeźdźcowi. Z jej nadgarstka zeskoczył mały, złocisty kształt, który zmierzając ku ziemi, rósł stopniowo. Wylądował już w pełni swej wielkości, sięgając dziewczynie do kolan.

Kliknij w miniaturkę

Kiedy bard skończył śpiewać, wylot lufy pistoletu, który trzymała Leila, rozjarzył się czerwienią. Kula lecąca w stronę jednego z jeźdźców zdawała się płonąć. Tylko co z tego skoro minęła się jeźdźcem o dobry metr.

Zapewne każdej z dziewczynek Golddragon taki strzał wyszedłby znacznie lepiej, ale niestety Leila była tylko Leilą i nie wybrali jej do tej pory bogowie.
Jeździec raniony magią, czy to z tego powodu, czy też z powodu pędu wierzchowca nie trafił Leili, konia zatrzymał dobre dziesięć metrów za grupą. Drugi jeździec najechał na również na Leilę ciął z konia trafiając w pierś. Cios cofnął Leilę.

Tanish ponownie naciągnął łuk, lecz chybił i strzała wbiła się w ziemię.
Ostatni z jeźdźców wybrał za cel łucznika, który uśmiercił ich przywódcę. Nadjechał zadał cios. Z głębokiej rany na lewym ramieniu trysnęła krew, sam jeździec zatrzyma się kilka metrów od towarzyszy.

Cedrik szybko zmienił taktykę i dobył łuku, wręcz był delikatnie mówiąc beztalenciem totalnym, jeszcze by go koń zabił. Wymierzył w przeciwnika, który został już raniony pociskiem Couryna, grot strzały rozżarzył się czerwienią i pomknął w stronę przeciwnika. Pocisk przebił zbroję i wybuchł płomieniem zrzucając adwersarza z siodła, któremu ogień przypalił jeszcze część twarzy. W powietrzu uniósł się smród palonych włosów.

Dragonel latał wokół Leili, ziejąc iluzorycznym, nieszkodliwym ogniem.

Courynowi niewiele już pozostało porządnych zaklęć, ale uznał, że lepiej było zużyć je wszystkie, niż zostawiać na nie wiadomo jaką okazję. Kolejny magiczny pocisk pomknął w stronę najbliższego napastnika.
Napastnik trafiony magicznym pociskiem zachwiał się w siodle, nie opanował konia. Zwalił się na ziemię, z której niezgrabnie zaczął się podnosić.

- Weźmy go żywcem! - zawołał Couryn.

Leila zupełnie niepomna nauk Lei i głucha na słowa Couryna błyskawicznie dopadła przeciwnika, który znalazł się na ziemi. Nie zamierzała odpuścić bandytom. Zresztą jeden jeszcze chyba żył. Smuga ognia ciągnąca się za smukłą klingą ozdobiła powietrze. Przebijając bandytę rapierem płonącym wskutek muzyki Cedrika, Leila niemal przyszpiliła go do ziemi. Płomienie łakomie zatańczyły wokół rany. Tym razem już nie dane mu było wstać.

- Tego ostatniego weźmy żywcem! - dopiero zaspokoiwszy żądzę krwi, odpowiedziała mężowi.

Jednakże jeździec miał całkiem inne zamiary. Skoro Leila sam w pobliże niego podbiegła, spiął konia i zaatakował.

Wokół Leili i jeźdźca latał poirytowany i zdenerwowany Dragonel, mrucząc coś pod nosem, widocznie to sprawiło, iż cios szabli ześlizgnął się gładko po nadstawionym rapierze.

Tanish krzyknął do jeźdźca mierząc do niego z łuku.

- Poddaj się, to będziesz żył.

- Wątpię by posłuchał -odezwał się bard- jeśli byli na tyle głupi by bez przewagi liczebnej napaść bosmanów eskadry, która po drodze skopała tyłki nie takim cwaniakom jak oni to muszą być lekko przygłupi. Spróbujemy inaczej

Bard wyciągnął otwartą sczerniałą dłoń w kierunku ostatniego przeciwnika celując w jego głowę. Utworzył w umyśle obraz kołatającego się bez celu, otumanionego strażnika, który spada z konia i nie wie co ze sobą zrobić. Wysłał obraz w kierunku jego głowy wtłaczając na siłę nowy wzór w jego zachowanie. Cel nie stawiał oporu, nie miał żadnych barier psychicznych, silna sugestia weszła w niego jak w masło powodując nagłe oklapnięcie ramion, głowa mu zawisła na szyi bezwładnie, zaczął kiwać się w siodle jak pod wpływem alkoholu, aż w końcu spadł co nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, dalej patrzył tępo po otoczeniu.

-Niech mu teraz ktoś w łeb przywali i zwiąże, przez chwilę nie będzie się bronił

Leila wykorzystała sytuację - szybkim ciosem koszem rapiera, ogłuszyła ostatniego wroga. Konie udało się chwycić dość łatwo jako że nie atakowaliście ich, nie były one do was wrogo nastawione. Na zadach ich znaleźliście wypalony znak wojsk republiki, jednakże żaden z bandytów nie wyglądał na to by służył w wojsku. Zawartość sakiewek był nawet dość znaczna każdy z nich miał po trzydzieści koron. Wyglądało to tak, jakby to była zapłata, za jakieś zadanie.

Półelf opuścił broń i pokręcił głową z dezaprobatą. Na widły on szedł do tego cholernego miasta? Trzeba było zostać w pokoju. Spojrzał zrezygnowany na barda, jakby szukając u niego wsparcia.

- Cedrik ja wracam do siebie, mam dość, róbta co chceta z tymi trupami i jakże wyszukanymi łupami… wypisuję się z tego… - oporządził się wokół siebie, uciskając ranę, po czym zawrócił do kwatery.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 19-08-2015, 20:33   #142
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tanish nie zdołał się oddalić więcej niż kabel od miejsca walki, gdy zobaczył chmurę kurzu i jeźdźców galopujących od strony miasta Smok. Na czele dwunastu jeźdźców galopował paladyn Bernard Fertand, za plecami ostatniego jeźdźca ze straży smoków, siedziała rudowłosa dziewczyna - Greta.
- Tanishu zawróć chcę usłyszeć od was wszystkich cóż takiego się tu zdarzyło - krzyknął przejeżdżając obok niego.
- Nie mam co robić tyko się wracać... - rzucił poirytowany bard. - Ja tu się wykrwawiam! - rzucił za konymimi -...głąby… - mruknął do siebie stojąc w miejscu gdzie go zatrzymano, nie miał ochoty wracać się do pobojowiska ale nie chciał też olewać “rozkazów”. Postoi, poczeka, poudaje kamień milowy.

Paladyn Bernard szybko zlustrował pobojowisko. Pochyli się w siodle i dotknął znaku wypalonego na zadzie jednego z koni napastników.
- Co dokładnie się tutaj zdarzyło? - zapytał z powagą w głosie.
-
Tych czterech panów w maskach uprzejmie nas poprosiło, byśmy im oddali swoje złoto
- odparł Couryn. - I zastrzegli, że jeśli zawartość naszych sakiewek ich nie zadowoli, to nas zabiją. Ach... ponoć zbierali na biednych - dodał z ironią mag. - Wstyd się przyznać, ale ich nie posłuchałem. No, nie da się ukryć, że zamiast dać im sakiewkę, zaatakowałem.
- Greto możesz już ściągnąć tych dwóch z pałacu, potem wrócisz z Manfredem do miasta Smok - polecił dziewczynie paladyn obracając się w siodle.
Dziewczynka zeskoczyła z konia.
Po chwili zniknęła, lecz zaraz się też pojawiła.
- Masz jeszcze może jakieś pytania, czy też możemy sobie spokojnie iść dalej? - spytał Couryn, na którego humor zachowane paladyna nie wpłynęło zbyt pozytywnie. - Chyba już straciliśmy dosyć czasu na tych czterech. Potem i tak dyskusje ze strażą zajmą parę chwil.
W tym momencie pojawili w pobliżu na drodze Krossar i Beadus.
- Sprawami ze strażą zajmę się ja, tylko chcę jeszcze wysłuchać tego co mają do powiedzenia ci co najwcześniej zostali napadnięci. Konie są wojskowe ich posiadanie karane jest śmiercią, muszą zostać zwrócone. Wystaram się jednak dla was o nagrodę. W końcu do do wojska, należy utrzymywanie porządku i prawa na drogach a w tym przypadku zawiedli. - Paladyn popatrzył na podchodzących.
- Jak wyglądała napaść na was medyku Krossarze i magu pokładowy Beadusie Basanto? - zapytał gdy tamci już podeszli.

Greta, nim odjechała wraz z jednym z jeźdźców Gwardii Smoka, uleczyła mocą Lathandera rany marudzącego Tanisha. Stało się to możliwe dzięki muzyce Cedrika, wpływającej na leczenie, który widząc, iż dziewczynka modli się do Lathandera wykorzystał jedną z danych mu mocy, do wzmocnienia leczenia. Następnie podszedł szybko do rannych nowożeńców wyszeptał.
- Vendar. - dotykając swego zdobnego pasa a ich rany zasklepiły się i zamknęły bez śladu.

-To tak…- zaczął czarodziej -...szedłem do miasta rozejrzeć się trochę, wtedy zauważyłem kapłana przed sobą. Podążyłem za nim i wtedy znikąd pojawili się bandyci prawda Krossar?- mag chciał żeby kapłan dorzucił swoje trzy grosze.
- Napadli na nas, było nas mniej. Przenieśliśmy się do pałacu Smoka. To ci sami - wskazał na ciała i jeńca. - Wiedzieli o naszym przybiciu do brzegu i wyraźnie na nas czekali. Znaleźliście coś przy nich? - spytał Couryna. - Mamy możliwość oczarowania jeńca albo przepytania go w strefie prawdy? - to pytanie padło głównie do paladyna choć skierowane było do wszystkich.
Kapłan opowiedział też o propozycji Lei, licząc, że ktoś jeszcze do nich dołączy.
- Mogę to uczynić, lecz wtedy przepytam ponownie wszystkich obecnych. Dodatkowo informacje zdobyte magią nie mają żadnej wartości dowodowej w Republice Turmish, w przeciwieństwie do tych uzyskanych torturami.
Odparł paladyn.
- Czy informacje zdobyte za pomocą magii mogą zostać zweryfikowane za pomocą innych, bardziej prymitywnych metod? - spytał Couryn.
- Owszem, lecz ja torturować nie będę, ani nie uczyni tego żaden z ludzi bezpośrednio mi podległych, obecnych tutaj tego nie uczyni. - odparł twardo paladyn.
- Wszak nie mówię o tym, że my będziemy go torturować - powiedział Couryn. - Nie przepadam za taką formą wydobywania z kogoś informacji. Straż jednak, jeśli się nie mylę, nie ma żadnych oporów w tej materii. Ja po prostu jestem ciekaw, czy ktoś ich wynajął, by atakowali oficerów ze “Złotego Smoka”, a jeśli tak, to kto. Z pewnością znalazłoby się więcej osób, zainteresowanych tym, kto nam źle życzy.
- Bardzo dobre pytanie. Nie pomyślałem o tym. Myślałem, iż to mogą być zwykli rabusie, którzy wiedząc o powrocie eskadry z pryzami, zaczaili się na, w ich mniemaniu łatwych do ograbienia, samotnych członków załóg.
Paladyn oczywiście musiał tak pomyśleć, gdyż żaden z obecnych nie wspomniał, iż w sakiewkach bandytów zaleziono identyczne sumy pieniędzy.
- Podstawowe informacje - powiedział Couryn - jakie chciałbym zdobyć, to imię, jego i pozostałych bandytów, gdzie mają swoją siedzibę, skąd wzięli wierzchowce, ile jeszcze osób należy do ich bandy, no i, oczywiście, kto ich wynajął i gdzie mieli zdać relację ze swoich poczynań.
Paladyn zmówił długą pompatyczną modlitwę do Tyra prosząc o użyczenie mu mocy uniemożliwiającej kłamstwo na tym terenie.
Na pytanie o imiona i nazwiska odpowiedział.
- Ged, Ted, Ben i Teofil Sennel
Na pozostałe pytania nie odpowiedział wcale, wzruszając tylko ramionami.
- Czy to znaczy, że on nie zna odpowiedzi, czy że po prostu nie chce odpowiedzieć? - spytał Couryn.
- Trudno to stwierdzić, na tym terenie nie można kłamać więc obie możliwości są do przyjęcia. Jedno jest pewne nie próbuje kłamać.- odpowiedział zamyślony Bernard.
- Najwyraźniej woli tortury - stwierdził Couryn. - Szkoda. Będzie wyglądać mało sympatycznie, gdy wreszcie kat go wypuści ze swoich rąk. Ciekawe, czy będzie mógł ustać na własnych nogach, gdy go będą wieszać.
- Raczej czekają go lata kamieniołomów lub galery, tylko morderców i gwałcicieli się tutaj wiesza. - Paladyn wbił swój taksujący wzrok w bandytę. Kednze nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia widocznie nie bał się ani śmierci ani katorżniczej pracy.
- Skoro to koniokrad, to czeka go śmierć, prawda? - upewnił się Couryn.
- Niemal na pewno będzie dożywotnio galernikiem na galerach wojskowych Republiki Turmish. -odparł spokojnie paladyn
- Czy jest możliwe jakieś nadzwyczajne złagodzenie kary, w zamian za szczere zeznania? - spytał Couryn.
-[i] Nie ma niczego takiego w prawie. Nie przewiduje się żadnej łaski, nawet za wydanie wspólników, łupów. Widocznie doskonale o tym wie - odparł zasępiony paladyn.
Krossar wyjął sztylet i nadepnął na rękę bandyty. Tak by bolało ale raczej nie połamało kości.
- Posłuchaj mnie bandyto. Żyjesz a to już wiele. Poważnie raniliście moich przyjaciół, dybaliście na nasze życie i mienie. Odpowiesz na nasze pytania wyczerpująco teraz. Jeśli nie do kata możesz nie dotrzeć kompletny. Palec czy dwa mniej. Na galerach, aż tak ci się nie przyda. - Krossar nigdy nie torturował ludzi. Miał to za prymitywną i odrażającą praktykę. Liczył, że jednak wiezień zmięknie. Najczęściej wystarczyła wszak sama wzmianka o torturach w procesie przesłuchania. Wtedy większość osób się łamie chcąc oszczędzić sobie bólu który niewątpliwie nastąpi. Nie uśmiechało mu się spełnienie groźby i poważnie się wahał. Z drugiej strony potrzebowali odpowiedzi.
- Ci mordercy zabili moją rodzinę niczego się nie dowiesz ode mnie bydlaku. Chociażbyś miał zamiar mnie nawet po kawałku skarmić tym ludojadom. - po tych słowach wybuchnął śmiechem.

Tanish, choć uleczony, i tak nie miał zamiaru wracać i plątać się w durne wypytywanie. Wzruszając ramionami ruszył do wcześniej obranego celu.
Couryn odprowadził wzrokiem półelfa, po czym spojrzał na jeńca.
- Gdy kto się rozbojem para, to taki los go czeka. Trzeba było się za uczciwą pracę zabrać, a nie za rabowanie podróżnych na traktach - powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 23-08-2015 o 08:07.
Kerm jest offline  
Stary 02-09-2015, 14:44   #143
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Na wejściu siedział znużony Krossar.
- Miło cię widzieć - powiedział do Lei - Uwierzysz, że nas napadli w drodze do miasta? - zamarudził.
Lea stanęła w przedsionku i rozejrzała się. Widząc dwie przysypiające z nudów dobrze jej znane sylwetki uniosła brew ze zdziwienia.
- Witajcie obaj, szczerze mówiąc, to się was nie spodziewałam - zerknęła jeszcze na Basantę siedzącego niedaleko - Więc to dlatego siedzicie tu tak, jakbyście się przed czymś ukrywali?
- Tak byliśmy sami ich było kilku, konni. Więc utknęliśmy tu.- machnął ręką zamaszyście- Czekamy aż eskadra zabezpieczy drogę i miejsce naszego zniknięcia. Herbatki?- zapytał bo tak długie oczekiwanie umilał sobie popijając ją.
- Nie, dziękuję. Widzę, że kiedy ja potrzebuję pomocy, to inni też są w tarapatach, tyle że nam ucieka czas. - stanęła trochę bliżej kapłana Sune - To jest Bennon i jest opiekunem Domu Sune. Szukałam kogoś z was, by poprosić o wsparcie w pewnej misji, ale to za chwilę. W jakim miejscu byliście ostatnim razem, póki nie musieliście się tu przenosić?
Kapłan w końcu przestał się boczyć na swoją sytuację. Wstał i przywitał się z Bennonem.
-Krossar kapłan Wodnego Pana.- wyciągnął dłoń na powitanie.- Byliśmy w połowie drogi do miasta. Jakie kłopoty macie? Eskadra niedługo powinna nas wyciągnąć więc udamy się od razu do was.
Bennon skinął głową.
- Cóż... Porwanie. Mamy dwie porwane bliźniaczki z rodziny wyznającej Sune o nazwisku "Gemini". Sami znaleźliśmy już sporo, jednak plotki głoszą, że korytarze pod "Jaskinią" mogą prowadzić aż do Podmroku. - elfka oparła się o ścianię - Poza tym potrzebujemy jeszcze maga z zaklęciem identyfikacji. Musimy otworzyć ukryte drzwi. Pewnie was zainteresuje, że oferujemy nagrodę za pomoc.
Gdy Baedus usłyszał o zaklęciu identyfikacji niemal od razu spojrzał na Leę z zaciekawieniem w oczach.
-Czy dobrze słyszałem o identyfikacji? Mogę się przydać- po dłuższej chwili wstał i przywitał się z Bennonem i Leą.
- Tak sprawa jest poważna. Tak jak mówiła Lea główną rolę odgrywa czas. Postanowiłem wyznaczyć nagrodę po czterysta sztuk złota o uratowanie i uwolnienie każdej z bliźniaczek. Niestety nie mogę was wspomóc żadnymi kapłanami z czarami bojowymi, do takiej akcji bojowej musieli by się nasi wierni przygotować. To jednak cały dzień zwłoki. Zapewne i rodzina Gemini dołoży się do nagrody za uwolnienie ich jedynaczek. Jest to jedna z zamożnych rodzin.
- kapłan powiódł wzrokiem po obecnych.
-Pieniądze są cenne i ważne jednak nie tylko to mnie motywuje. Macie moją pomoc. Masz przygotowany czar identyfikacji?- podpytał Beadusa.
-Oczywiście- odpowiedział na pytanie kapłana czarodziej.
- Przy okazji do czego go potrzebujemy?- zadał pytanie do kapłana i paladynki.
- Wykryłam magię nad jeziorkiem w jaskiniach. Bennon zidentyfikował aurę albo magię przemiany. Wolimy nie tykać tego, póki się nie dowiemy co to jest.
-Kwestia godziny, dwóch i będziemy do waszej dyspozycji.

Paladynka i kapłan Sune wrócili do jaskiń i udali się w stronę miasta-Smok, by wyjść naprzeciw Krossarowi i Baedusowi.

Niedługo po tym pojawiła się Greta.
- Droga bezpieczna proszę panów bosmanów. - zakomunikowała po czym zniknęła.
-Dziękuje Greto.- Krossar przeniósł się na równinę.
Baedus ograniczył się tylko do skinięcia głową i tak jak kapłan przeniósł się tam gdzie był wcześniej.
Tam znajdowali się już jeźdźcy ze Straży Smoka oraz para nowożeńców oraz Cedrik i Tanish.




W tym czasie Lea wraz z Bennonem, wyszli już z jaskiń i ruszyli w kierunku bramy Wschodniej.
Lea dostrzegła, iż podąża za nimi Fen, złodziej jej sakiewki.
Udawała że go nie widzi. Zatrzymała się przy jednej z wystaw sklepowych dwa razy skręcając w prawo na skrzyżowaniach i zobaczyła, że dalej za nią podąża. Gdy łotr próbował przejść niezauważony, zagrodziła mu drogę.
- Najpierw myślałam, że idziesz przypadkiem w tą samą stronę, ale po dwóch skrzyżowaniach zwątpiłam. Masz zamiar to wyjaśnić? - powiedziała podejrzliwie. Nie ufała osobom takim, jak on.
- A cóż tu do wyjaśniania lubię obserwować paladynów bo zawsze można się z nich pośmiać. - odparł z bezpiecznej odległości.
- Pierwszy raz też spotkałem paladyna Sune, możesz być jeszcze zabawniejsza niż każdy innej wiary paladyn.
Odparł ze śmiechem.
Elfka obdarzyła go zimnym spojrzeniem godnym ostrej zimy w okolicach Silverymoon i, ciągnąc Bennona za rękę, udała się do swego celu.
Nie zrobiło ono jednak żadnego wrażenia na złodziejaszku, dalej obserwował poczynania Lei z bezpiecznej odległości.
Bennon szybko wynajął w stajniach przy bramie powóz. W tym czasie z woźnica był dostępny jedynie kilkuosobowy zaprzęgnięty w czwórkę koni. Po krótkiej jeździe na drodze pojawiła się grupa Smoków przepytująca jeńca, w tym towarzysze z “Złotego Smoka”.


Dowcipem może być, że jeden z członków drużyny właśnie odszedł, kiedy powoli z drugiej strony zbliżała się kolejna znajoma sylwetka. Lea zsiadła z wozu i podbiegła do pozostałych.
- Chyba problem został zażegnany - rzekła stając obok - Wszyscy cali?
- Teraz już tak - powiedział Couryn. - Tu są resztki tego problemu. - wskazał głową na jeńca. Tylko jeden się nam, ale trafił się nam jakiś małomówny.
-Czy masz może jakiś pomysł jak wydusić z tego tu oto bandyty zeznania bez tortur? Spokojnie zaraz cię zaczniemy obdzierać. -skrzywił się- Chyba, że paladyni mają lepszy pomysł lub mają coś przeciwko- jak się nie zgodzą pomyślał. Przynajmniej nie wyjdę na tchórza.
- Zbyt brutalnie do tego podchodzisz Krossarze. Przemoc prowadzi do przemocy. Rozlew krwi do rozlewu krwi. Dlatego na świecie nie ustają konflikty. Weź proszę swoją nogę. - w oczach elfki dostrzec można było wyraźną prośbę.
Przykucnęła przy rabusiu, któremu brwi aż się w jedną złączyły widząc jeszcze jedną osobę.
- Dlaczego atakowaliście ludzi na trakcie? Słyszałam jakieś krzyki na temat zabitej rodziny. Był to czynnik zapalny? - zapytała najłagodniej jak tylko potrafiła.
Kapłan zdjął nogę choć jego mina mówiła “to się nie uda”.
Mężczyzna popatrzył na Leę z wściekłością. Po czym spluną jej w twarz.
- Trzymasz z mordercami. Zabili moich braci, pozwolili by się wykrwawili na śmierć. Ich krew żąda pomsty. Zginiecie wszyscy. Tylko by zachować sakiewki z zimną krwią zamordowali moją rodzinę. Nic was nie uratuje, skoro złoto tyle dla was znaczy. Nic wam nie powiem.
Wszystko co powiedział było prawdą, gdyż mówił w nadal działającej sferze prawdy, o czym elfka i tak nie miała pojęcia.
Rozmówczyni wyciągnęła chustkę i otarła twarz. Wstała i zaczęła sprawdzać po kolei ciała pozostałej trójki.
Martwi. A jeden z nich miał cięcie rapiera wyraźnie wskazujące na dobicie przeciwnika. Tylko jedna osoba poza nią miała taką broń. Nie chciała o tym myśleć w tym momencie.
Podeszła znowu do rozbójnika. W jej oczach był smutek.
- Bardzo mi przykro z powodu śmierci twych braci i doskonale rozumiem, co teraz czujesz. Jednak myślę, że wiedzieliście, że to może się skończyć w ten sposób. W tym kraju każdy ma prawo bronić się przed rabunkiem. Jak mówiłam - przemoc prowadzi do przemocy. Jednak dlaczego napadaliście podróżników na trakcie?
Bandyta mający pretensje o to, że ktoś broni swojej sakiewki... Couryn nie wiedział - śmiać się, czy płakać. Miałby coś do powiedzenia temu dowcipnisiowi, ale chciał najpierw usłyszeć odpowiedź na pytanie Lei. O ile, oczywiście, taka odpowiedź padnie.
- Jesteś tak sam jak oni. Morderczyni, dbająca tylko o złoto. Oddali by dobrowolnie sakiewki nic by się im nie stało, nawet pod przemocą byśmy ich nie wymordowali. My opatrujemy rannych. Ich krew na was mordercy. Nasz zemsta będzie krwawa “Smoki”.
Splunął ponownie, śliną wymieszaną z krwią, w twarz Lei. Na szczęście uchyliła się i nie trafił. Bard wybałuszył oczy słysząc takie pierdoły, wręcz nie wierzył własnym uszom. Nie wtrącał się jednak skoro ktoś już się wziął za przepytywanie. Czuł się po walce nieco osłabiony.
- A kto wam zapłacił, żebyście na nas napadli? - spytał Couryn.
Rabuś popatrzył tylko, gdyż Couryn stał zbyt daleko, by można go było opluć.
- Jesteś już martwy, tylko o tym nie wiesz. Twoja głowa ozdobi kij wbity w drogę, na której mordowałeś.
Po tych słowach zamilkł i nie zwracał już uwagi na żadne pytanie zadane przez Couryna.
Nasza zemsta? Czyli była to jakaś większa grupa, zorganizowana? Couryn miał nadzieję, że w rękach sprawnego kata oporny rozmówca będzie nieco bardziej wylewny.
Twarz elfki stała się jakaś dziwna. Tak jakby zebrały się nad nią ciemne chmury. Wstała. Słyszała tylko, że bandyta powiedział jeszcze coś do Couryna. Dobrze wiedziała co. Jednak dopiero później dotarło to do jej myśli. Dostała jakiegoś zastrzyku siły. Wzięła za fraki rabusia i uniosła na równe nogi.
- Przeklinasz nas, bo ci oto ludzie chronili siebie, gdy ich napadliście. Przeklinasz nas, bo straciłeś swoją rodzinę. Ja też straciłam swoją rodzinę. Dwukrotnie. Ojca i matkę, siostrę i brata. Następnie mentora i wszystkich innych w jego posiadłości. A ktoś ich zabił dla samej przyjemności zabijania. Czy widzisz, bym przeklinała cały świat z tego powodu? Nie. Nie pluję w twarz innym. Nie mówię każdemu napotkanemu człowiekowi, że jest mordercą. Nie grożę innym śmiercią. Czy kiedykolwiek troszczyłeś się o kogoś? Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, że wasze rabunki mogą się skończyć czyjąś śmiercią? Czy pomyślałeś kiedykolwiek o tym, że staniecie przed przeciwnikiem, któremu nie dacie rady? Czy pomyślałeś kiedykolwiek, że nie każdy musi wam dawać swoje sakiewki, bo tego chcecie? Czy pomyślałeś kiedykolwiek, że wybraliście najbardziej ryzykowny sposób "zarabiania na życie"? Wy, którzyście wyłudzali złoto od innych - to wy troszczycie się o swoje sakiewki, a nie my. Ci oto ludzie tylko nie chcieli zostać zabici przez niefortunne trafienie w punkt witalny. Jesteś hipokrytą. Nie widziałeś zmasakrowanych ciał swoich bliskich. Nie czułeś oddechu śmierci na karku. Nazywasz nas mordercami, a sam nic nie wiesz o mordercach. NIC! - wykrzyczała ostatnie słowa, po czym go puściła. Ten aż upadł na zadek - Zdenerwowałeś mnie prawiąc o rzeczach, o których nie masz pojęcia. Gdybyście zachowali się rozważnie, to by do tego wszystkiego nie doszło. Doświadczenie bojowe nie znika pod poduszką. - westchnęła głośno i przykucnęła - Chyba nie rozumiesz, że próbuję ci oszczędzić dalszych cierpień. Powiedz - dlaczego zaatakowałeś moich towarzyszy?
Lea miała absolutnie dość. Bandyta prawił bez sensu niczym fanatyk religijny, a nie jak zwykły człowiek. Cała sytuacja była komiczna. I dała upust swoim emocjom.
- Skoro chcieliście tylko kraść, a nie zabijać, to mogliście się wycofać, a nie atakować - powiedział Couryn z kpiną w głosie. - Można go zabrać. - Spojrzał na paladyna. - Rozmowa z kimś, kto nie potrafi myśleć, jest pozbawiona sensu.
Cedrik mimo pokojowej natury miał ochotę podejść i zdzielić w ryj przesłuchiwanego by się otrząsnął. Większego steku bełkotu i bzdur dawno nie słyszał. Z trudem się powstrzymał.

-Dobrze część przyjemna zakończona. Oddajmy go w ręce miejskich oprawców. Jeśli poprosimy o śledztwo w sprawie napaści na nasze osoby. Myślę, że wtedy będzie bardziej rozmowny. Leilo, Courynie, Cedriku idziecie z nami pomóc tym porwanym dziewczętom?
-[i]Idę[/]-odparł krótko bard- Nie zrobię jednak po raz kolejny takich sztuczek jak wcześniej, póki co mogę wykonać to tylko raz dziennie, w pasie pozostał mi ostatni niebieski kamień, ale powinienem się jeszcze przydać-uśmiechnął się-

Jeniec nic nie odpowiedział, wpatrywał się tylko w przestrzeń, całkowicie ignorując otaczających go ludzi.
Bernard wskoczył na swego konia, rzucił line jednemu z swoich ludzi, ten przywiązał ją do więzów krępujących jeńca.
- Martwych wrzucić na skradzione konie. Możecie ze mną podążyć do stanicy, lecz nie jesteście potrzebni. Moje słowo, słowo paladyna Tyra uznawane jest tu za dowód.
Oznajmił członkom załogi “Złotego Smoka”.
- Weźcie go z mojego pola widzenia - powiedziała Lea przez zaciśnięte zęby.
- Nie, dopóki nasza obecność nie będzie niezbędna - oparł Couryn. - A możesz powiedzieć kilka słów wyjaśnienia o tym porwaniu? - zwrócił się do Krossara.
Wystąpił naprzód Bennon, którego Leila i Couryn znali już z pobytu w Wielkich Łaźniach.
- Niektórzy z was jeszcze mnie nie znają. Jestem Bennon - Witający, Główny Kapłan świątyni Sune. Porwano dwie młode wyznawczynie bliźniaczki należące do zamożnej rodziny Gemini. Informację tą udało mi się już potwierdzić. Porwania dokonano, gdy udawały się do akademii.
Potrzebna jest drużyna, która jest w stanie przejść jaskinie.

- Nigdy nie cierpiałem na klaustrofbię - oświadczył Couryn.
- Znowu dziewczyny? - mruknęła Leila. - Czy ci ludzie nie mają nic innego do roboty? Nie mogą się zająć jakimiś poważniejszymi sprawami? Jakieś kradzieże, wymuszenia... morderstwa ostatecznie? Co to za mania porywania? Złoto czy klejnoty są cenniejsze. Poza tym nie trzeba się użerać z żywym towarem.
- Za uratowanie dziewcząt wyznaczyłem nagrodę. Za każdą czterystu sztuk złota, ich rodzina dokłada sześćset, czyli dwa tysiące za obie. Zapewne chodzić będzie o jakiś rodzaj ofiary skoro porwano bliźniaczki wyznawczynie Sune.
Rozejrzał się po zgromadzonych.
- Oczywiście pośpiech jest konieczny, wyruszyć trzeba od razu. Mamy powóz, w którym powinni się wszyscy zmieścić - zakończył wskazując na powóz, zaprzątnięty w czwórkę koni.
Cedrik uśmiechnął się do siebie zadowolony w duchu z nagrody.
- Nigdy nie gardziłem nagrodami
- No to zbierajmy się - powiedziała Leila. - na co czekacie, dodała, wsiadając do powozu.
Couryn bez wahania ruszył w jej ślady.
- Tak, chodźmy stąd. - przytaknęła Lea i udała się w stronę pojazdu.
- Czy za porywaczy wziętych żywcem będzie dodatkowa nagroda? - zainteresował się Couryn. - I jakie kary grożą za porwanie?
-[i] Porywacze mnie nie interesują, ważne są dziewczęta. Możecie ich zabić, pojmać, nic mi do tego. Zapewne będzie jakaś nagroda od władz za żywych, może i za martwych. Porwanie każe się galerami. Gwałt torturami, potem obdzieraniem ze skóry.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 21-09-2015, 14:47   #144
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szybko dotarli do restauracji “Jaskinia”. Przed nią czekał niepozorny człowiek, a przy nim leżał sprzęt do eksploracji jaskiń. Wręczył też jakieś rulon Bennonowi.
- Bierzcie sprzęt i idziemy.
- To może jest mapa? - spytał Couryn, po czym zabrał się za przeglądanie sprzętu. - Wie ktoś coś więcej o tych jaskiniach?
Krossar pokiwał przecząco głową. Sam wziął jedynie latarnię, taką z osłoną by móc ją czasowo przysłonić gdyby szykowali się do jakieś zasadzki. Spory kawał liny z kotwic zką też był przydatny.
- O części gdzie zapuścili się porywacze pewnie nikt nic nie wie - skwitował kapłan pytanie Couryna, poprawiając swój sprzęt. - Proponuję ruszać, nie ma czasu do stracenia.
- Gdyby lampa nam zgasła, czy zabrakło światła to mam kilka drobiazgów - Bard wyjął z torby parę sztuk podłużnych, cienkich przedmiotów. - Słoneczny pręcik może pełnić rolę pochodni, jak nie sprawować się lepiej, mam też kilka innych narzędzi pod ręką, więc światła nam nie zabraknie-powiedział pogodnie, a w jego głosie w ogóle nie szło wyczuć powagi i skupienia, szedł jak do sklepu po zakupy w niedzielny poranek. Więcej nie opowiadał co ma w zanadrzu, jak będzie potrzebne to da znać. Po chwili zastanowienia stwierdził, że zamiast korzystać ze swoich zapasów, lepiej wziąć co proponują i bezceremonialnie ograbił sprzęt z pręcików, jednej szpuli liny, racji żywnościowych i krzesiwa wraz z hubką.
Couryn wziął lampę i linę, tudzież jakąś przekąskę na wypadek, gdyby w jaskiniach zmitrężyli więcej czasu.
- Tak, to mapa znanych jaskiń. Do tej pory nie wiedziałem, iż mają jakieś kontynuacje. Lea odkryła tajemne drzwi i podobno wie jak je otworzyć. Ja nie jestem tego taki pewien. Jaskinie znane są atrakcją dla młodzieży i zakochanych, mają też ta zaletę, że jest w nich chłodno. Są znane trzy korytarze - zachodni, opadający w dół, z niewielkimi kawernami i szmaragdowym jeziorkiem, przy nim znaleźliśmy coś magicznego, co ma jakiś związek z mechanizmem otwierania czy też zamykania drzwi. Potem, kilkaset metrów dalej tym korytarzem Lea odkryła ukryte wejście. Południowy i wschodni podnoszą się w górę. Ten drugi robi pętlę i łączy się z południowym tuż przed olbrzymią kawerną. Kilka razy w młodości byłem tam z dziewczętami.
Po tych słowach uśmiechnął się i mrugnął do Lei.
- O to jak otworzyć drzwi to musicie pytać Leę.
- Wystarczy, jak nam to powiesz, gdy już będziemy koło drzwi - uśmiechnął się Couryn. - Idziemy?
- Niestety nie znam tego mechanizmu, wiem jednak, iż mechaniczno - magiczne drzwi mogą kryć wiele pułapek w sobie - odparł Bennon.
- Miałem Leę na myśli - sprostował Couryn.
- Prosiliście nas o pomoc w odbiciu dziewcząt. Udzielimy jej, chodźmy do tych drzwi. Przy okazji niech Lea powie jak je otworzymy? - zapytał Krossar w ogóle nie strapiony.
- Najpierw musimy zajrzeć do miejsca, gdzie jest jezioro. Konieczna jest identyfikacja aury przemiany, którą znalazłam. Gdzie jest Baedus? - zapytała lekko zdziwiona nie widząc go za sobą.
-Jestem, jestem. Nie zgubiłem się…- powiedział Basanta, po czym dodał z lekkim uśmiechem na ustach - ...jeszcze.
- Chodźmy - zakończył bard.
Bennon poprowadził ich do zachodnim korytarzem aż do szmaragdowego jeziorka. Potem wskazał zagłębienie oddalone nieco od niego.
- Ono promieniuje umiarkowaną magią szkoły przemian, tyle mogę powiedzieć potrzeba dokładniejszej identyfikacji, to twoje zadanie panie Baedusie.
- Przyjrzę się temu dokładniej- po czym przybliżył się do miejsca, które wyraźnie emanowało energią. Wychylił się i dotknął owego miejsca.
- Mamy do czynienia ze źródłem nieskończonej ilości wody, która jest aktywowana w dwóch miejscach i jest powiązane z jeszcze jednym wewnątrz jaskiń- Baedus powiedział dokładnie to co wyczuł w zagłębieniu.
- Co w takim razie możemy zrobić? Rozproszyć magię w tym urządzeniu? - zapytała Lea, bo nie wiedziała co w tym momencie robić.
- Możesz to wyłączyć? - zapytał Krossar. Liczył, że brak wody odsłoni przejście.
- Niestety nie, przykro mi- powiedziała w stronę Krossara.
- Leo. Jak działa ten mechanizm otwierania drzwi?- zadał pytanie w jej stronę Basanta.
- Mam pewne podejrzenia, że wykorzystuje to zasadę naczyń połączonych, ciśnienia wody i ciśnienia powietrza - odparła na podstawie tego, co wydedukowała przy ostatniej wizycie - Tam są jakieś drzwi, które pewnie się na wodzie unoszą i ta musi opaść, by można było przejść.
- Naczyń połączonych?
- powtórzył Couryn. - To zabrzmiało dość ciekawie. Czy to znaczy, że trzeba stąd usunąć trochę wody? Czegoś takiego, niestety, nie potrafię.
- Ja się w sumie zastanawiałam nad proszkiem suchości… Ale nie wiem czy mamy czas na to.
- Tego by chyba musiało być bardzo dużo. Według mnie tu gdzieś powinien być jakiś dodatkowy odpływ
- odparł Couryn.
- Musi być jakiś mechanizm otwierający - zgodził się z Courynem Krossar. - Ten mechanizm wewnątrz jaskini o którym mówi Baedus to są te drzwi czy coś innego?
- Nie jestem pewna, czy ten czar daje aż tyle informacji. Może przeszukamy całe jaskinie za pomocą czaru wykrycia magii?
- w sumie Lea bardziej głośno myślała niż cokolwiek innego.
-Mogę spróbować użyć wykrycia magii, o którym wspomniała Lea, ale nie wiem czy to da jakiekolwiek efekty - powiedział czarodziej.
- Użyj i przeszukaj jaskinie może coś znajdziesz - zasugerował kapłan
- Mam nadzieję, że coś znajdziesz - rzekł bard licząc, że inni rozwiążą zagadkę za niego, ale co raz mniej był pewien, czy to się uda i jednak będzie musiał ruszyć głową.
Leila nie znała się na magii ani ociupinkę i fakt, że jakieś durne oprychy łażą sobie po magicznie zamkniętych jaskiniach, o których w sumie nikt nic nie wiedział, okropnie ją irytował.
- Noo, świetnie, czyli że jak? Mamy źródło nieskończonej ilości wody - przypuśćmy, że chodzi o jezioro. Ja tam nie wiem, co ta wasza magia pokazuje - machnęła ręką od niechcenia. - Skoro są dwa miejsca, w których się je aktywuje, to pierwsze jest tym magicznym “CZYMŚ”, o którym mówił Bennon? A drugie? Może zidentyfikujmy pierwsze, potem znajdźmy drugie, aktywujmy oba na raz i po płaczu?
Bezczynność i nuda doprowadzały Leilę do szału.
- Czy nikt nigdy nie interesował się tą jaskinią? - spytał Couryn. - Nikt wcześniej nie odkrył tu magii? Może to coś całkiem nowego? Istniejącego od paru dni?
-Z drugiej strony dobre pytanie, Courynie. Czy nikt ktokolwiek był tu wcześniej nie zainteresował się tym miejscem?- spojrzał w stronę Telstaera czarodziej. - Ja w międzyczasie mogę się zająć wykrywaniem magii w jaskiniach

Kliknij w miniaturkę

- Nikt nigdy nie badał tutaj magii. Nikt nawet o tym nie pomyślał, to było tylko miejsce spotkań zakochanych, pragnących trochę samotności i ochłody w upalne lato. Bogowie wiedzą jak dawno temu powstało te przejście zamaskowane kamienną płytą, które dla wygody nazywam drzwiami, chociaż z drzwiami zapewne niewiele ma wspólnego.
Bennon poprowadził drużynę do przejścia. Niczym się ono nie różniło od zwykłej skały. Dopiero gdy Lea pokazała wąskie szczeliny wyglądające na spękania, można było dojrzeć konturu przejścia, zakrytego kamienna płyta niewiadomo jakiej grubości.
Mag pokładowy, dzięki wcześniejszej identyfikacji oraz działającemu wykryciu magii, poczuł że jest to miejsce powiązane z karafką niekończonej się wody, najpewniej powrót płyty na swoje miejsce kończył magiczne wytwarzanie wody.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-11-2015, 18:43   #145
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Bennon następnie poprowadził drużynę z powrotem i przeszedł północnym korytarzem do Wielkiej Kawerny. Tam to Baedus wyczuł średnią emanację magiczną przy sięgającym mu pasa stalagmitem, jednym z wielu w Wielkiej Kawernie.
[MEDIA]http://segritta.pl/blog//HLIC/459d64cbe8197c2248b27320b8c8adaa.jpg[/MEDIA]
-Czekajcie chwilę te miejsca są w jakichś sposób ze sobą połączone- Baedus zauważył u siebie duży “przeskok” magii.
-I jeszcze jedno z tego obok mnie stalagmitu emanuje magiczna energia- mag wyraźnie to wyczuł.
Krossar popatrzył na stalagmit.
- Spróbuj go użyć lub zidentyfikować - zasugerował kapłan.
- Nie żebym była jakaś brutalna czy coś, ale skoro to wytwarza wodę, to nie lepiej to po prostu zniszczyć lub coś w ten deseń? - wzruszyła ramionami elfka mówiąc te słowa.
Powoli ruszyła w stronę stalagmitu próbując coś z nim zrobić, zaczynając od próby przesunięcia go lub podniesienia, co samo w sobie brzmiało głupio.
- Ja bym spróbował najpierw subtelnego podejścia - sam zaczął oglądać stalagmit - Rozwalić go zawsze zdążymy.
- A da się to jakoś przesunąć? - powiedział bard widząc paladynkę idącą w stronę kamienia - Jeśli te miejsca są ze sobą połączone to może stalagmit nie jest tylko zwykłym, czy magicznym kamieniem, ale i ma ukryty jakiś dodatkowy mechanizm, więc dobrze myślisz Krossarze.
Gdy kamień udający stalagmit, został, z trudem, przesunięty przez Leę, zgromadzonym ukazał się wąski kanał, z którego doleciał ich świst uciekającego powietrza, które podniosło szatę Lei niemal zarzucając jej dół, na głowę paladyna Sune.
Cedrik starał się kryć śmiech, ale wychodziło mu ledwo, ledwo. Mięśnie twarzy drgały bez przerwy, cudem utrzymując rechot wewnątrz.
Gdy oglądał skórzane spodnie Lei uśmiech spełzł mu z ust.
- Proponuje przyjąć jakiś szyk. Wojownicy przodem ja zaraz za nimi. Czarodzieje i bardowie za nami. O ile nikt nie ma nic przeciwko. Słyszałem o twoich talentach Cedriku czym możesz nas wspomóc gdy się już zacznie?
- Jak mówiłem przed wyprawą... -chrząknął prawie już opanowany starając się nie przypominać sobie paladynki z zarzuconą szatą na głowę- Najsilniejszej sztuczki już nie użyję. Mogę wzmocnić nasze ataki fizyczne wręcz, oraz dystansowe siłą żywiołu ognia, ale nie tak silnie jak wcześniej, a także użyć łuku. Prócz tego po walce lub w trakcie mogę wzmocnić znacznie zaklęcia leczące w Twoim wykonaniu lub kogoś innego używającego magii. Prócz tego mogę kogoś otumanić na chwilę lub potraktować ogniem alchemicznym, oraz raz uleczyć rany.
Powrót do drzwi zajął im jakaś klepsydrę. Po drodze mogli podziwiać jeziorko szmaragdowe, którego poziom obniżył się o jakieś siedem stóp. Gdy doszli do kamieniej płyty zakrywającej przejście, okazało się, iż ma ona szerokość ponad jedenastu stóp, sam zaś szczyt płyty wstawał jeszcze na stopę ponad poziom jaskini. Gdy wkroczyli na nią, poczuli jak płyta lekko się obniżyła. Zaraz za nią znajdowała się niewielka jaskinia, w której pośrodku znajdował się otwór a obok niego leżał odwalony, prawie identyczny kamień udający stalagmit, jaki odwaliła już Lea.
Korytarz jaskini wychodząc z komory biegł stromo w dół. Gdy już wszyscy znaleźli się w komorze usłyszeli dziesięć uderzeń dzwonu, niosących się korytarzami jaskiń.
- Co to było? - Lea zapytała ściszonym głosem pozostałych - Jest dobrze po dwunastym dzwonie.
- Alarm? A może wezwanie na mszę ofiarną? Tak czy tak przyśpieszyłbym kroku. Na pewno nic dobrego.- powiedział kapłan i wyraźnie przyspieszył.
Ta skinęła jedynie głową i dobyła wielkiego miecza.
- Dość nietypowe jak na alarm - stwierdził Couryn. Z drugiej strony... Co za różnica, czy alrmem będzie dziesięć uderzeń dzwonu, czy na przykład głos rogu.
- Porwane dziewczynki do jaskini za tajemnymi drzwiami i bicie dzwonu, śmierdzi jakimś kultem-teraz nawet bard już nieco spoważniał.
- Goście ponoć bili chłodem. Nieumarlaki może, zresztą nikt normalny nie siedzi w jaskiniach o składaniu ofiar nie wspominając.
- Jeśli będą to umarlaki to mogę użyć energii leczenia z kamienia by zadać im rany-wskazał na swój pas-
- Jeśli plotki mówią prawdę, to prawdopodobnie właśnie zmierzamy do Podmroku, więc miejcie się na baczności. - powiedziała paladynka wysuwając się na przód.
- Nie wierzę -odparł bard prawie od razu. - Jak na moje oko wejścia do Podmroku nie są aż tak pospolite i często występujące, choć w żadnym w sumie nie byłem, w sensie przy żadnym… mam nadzieję, że plotki nie są prawdziwe.
- Po prostu powinniśmy uważać. Do poziomu Podmroku dzieli nas jeszcze duży kawałek w płaszczyźnie pionowej, jednak bardziej mnie ciekawi to, że nikt do tej pory tego wejścia nie znalazł. Siedzą tu przecież najróżniejsi ludzie. Ja nawet bez szukania znalazłam te “ukryte drzwi”.
- Racja, a najlepiej to zróbmy co mamy zrobić i spadajmy stąd -skomentował pierwszą część wypowiedzi Lei, a potem dodał- [/i] Dlatego tli się we mnie nadal iskierka nadziei, że to bujda z tym Podmrokiem [/i]
- Co do Podmroku raczej nie wierzę. Co do możliwości, że nikt go nie znalazł… Ludzie tu przychodzą no ten teges w innych celach.
- Wejście do Podmroku prawie pod nosem wielkiego miasta i ani z jednej, ani z drugiej strony nikt nic nie zrobił?
- Właśnie to samo pomyślałam. To nie ma sensu. Ale ludzie raczej nie przychodzą tu szukać tajemnych przejść. Jest tu ładne jeziorko, można się pogapić trochę. Ponoć to atrakcja turystyczna.
- Pod wieloma miastami ponoć są wejścia. Słyszałem różne opowieści.
Cedrik spojrzał na paladynkę i zamrugał. “Pogapić, jasne”.
Krossar niczym brat bliźniak Cedrika miał identyczną minę i taką samą reakcję. Obaj wyglądali na ubawionych.
- Bo ten… Może przyspieszmy i zamilknijmy, bo nas zauważą. - nawet się nie popatrzyła na swoich towarzyszy i jeszcze bardziej przyspieszyła.
Gdyby ktoś na nią popatrzył z przodu, to zobaczyłby, że lekko się zaczerwieniła. Po cichu pod nosem zaczęła odmawiać modlitwy w języku niebiańskim.
Krossar przyłożył demonstracyjnie palec do ust i mrugnął do Cedrika, który w odpowiedzi kiwnął głową, powtórzył gest i z miną zawodowego łowcy nagród ruszył “poważnie” za paladynką. Mimo trudnej sytuacji w jakiej się znaleźli było miejsce na chwilę żartów.
Po kilkudziesięciu jardach korytarz rozwidlił się, lewy prowadził nadal na tym samym poziomie gdy ten po prawej opadał dalej w dół. Z obu korytarzy śmierdziało gównem i jakby gadami.
- Jeśli wyszli z dołu do góry. To improwizowany ołtarz czy więzienie powinni mieć na tym samym poziomie. Oczywiście jeśli ktoś ma obiekcje?… - na pół pytanie na pół sugestia. Krossar był zdecydowany gdzie chce iść. Jeśli nikt nie wnosi sprzeciwu grupa ruszyła w lewo.
- Może być i na lewo-skwitował krótko Cedrik.
Leili było wszystko jedno. Z wyciągniętym rapierem poszła jako pierwsza w lewo. Chciała mieć już te poszukiwania za sobą.
Couryn podążył za nią, z pistoletem gotowym do strzału.
- Uważaj - powiedział. - Wolałbym, żebyś nie wpakowała się w jakąś pułapkę.
Baedus podążył kilka kroków za Courynem będąc czujnym.
Krossar położył rękę na ramieniu Baedusa.
- Idź za mną. Będę was osłaniał - zwrócił się również w stronę Cedrika.
- Może masz rację Krossar - zaśmiał się lekko mag po czym przeszedł za kapłana.
Krossar natomiast śmiało ruszył za Leilą, która wyrwała do przodu i obok Couryna, by móc go wspomóc na wypadek walki wręcz.
Bard z kolei zdjął łuk z pleców i ułożył strzałę na cięciwie skierowanej pod kątem do dołu. Na słowa Krossara kiwnął głową i poszedł za nim.
Lea zaś wysunęła się po chwili na przód drużyny.
Przeszli na wpół naturalnym korytarzem jakiś kabel, gdy bełt odłupał kawałek skały, tuż przy głowie Lei. W głębi korytarz widać było słaby blask ognia. Przed nimi, około trzydziestu jardów, widać było murek wybudowany pomiędzy czterema stalagnatami. Lea dostrzegła chowających się za nim koboldów, ich wygląd i specyficzny zapach upewnił paladynkę z kim ma do czynienia.
Lea nie miała zamiaru patyczkować się z jakimiś koboldami. Rozpoczęła szarżę w stronę strzelca. Zdołała w ten sposób podbiec pod mur i częściowo się schować przez ostrzałem.

Koboldy z kuszami aż dziw, ktoś im musi pomagać pomyślał kapłan.
-Oszczędzajcie czary -powiedział do czarodziejów. Sam pobiegł za Leą szarżując na małe pokraki.

Cedrik nie nie doceniał pokurczy, dobrze wiedział, że pocisk wystrzelony przez chłopa może tak samo zabić, jak ten wystrzelony przez rycerza. Zwłaszcza jeśli jest ich chmara, a koboldów zwykle tyle było. Dystans był zbyt duży by trafić, nie wspominając o murku. Tak czy inaczej musieli przebiec korytarz pod ostrzałem. Zawiesił łuk na plecach, dobył tarczy i miecza, a następnie pobiegł za pozostałymi starając się zasłonić i zminimalizować widoczny obszar ciała dla strzału przeciwników.
Leila potuptała za nimi, zastanawiając się w duchu, po co komu szyk, jak i tak potem leci się na pałę. Zresztą jaki wybór mieli w takim korytarzu? Taki sam jak w wielu sytuacjach dotychczas - żaden.

Wszystkie koboldy wybrały najbardziej oczywisty cel, czyli biegnącą na czele Leę. Tylko jeden z bełtów trafił ją niegroźnie w ramię. Wąskie na stopę przejście, zablokował kobold dzierżący tarczę i trójząb. Lea Wypuściła Ael, która zaczęła tańczyć przed koboldami. Paladynka przemieniła Hadriana w dwuręczny młot i jednym ciosem roztrzaskała jedną z wapiennych kolumienek. Reszta bezpiecznie dotarła do przeszkody.
~Koboldy...~ pomyślał Basanta ~...krokodylo podobne ścierwa wielkości niziołka~ czarodziej podszedł parę kroków bliżej muru.
Magowie nie idą do boju w pierwszej linii, dlatego też Couryn trzymał się za plecami poprzedzających go towarzyszy.
Jako pierwsze, po Lei jednak wystrzeliły. Uratował ją tańczący opodal Ael. Bełt wymierzony w Leilę poszybował w głąb korytarza. Krossar zasłonił się tarczą. Koboldy strzelcy odsunęły się od murku.
Krossar zaszarżował na kobolda broniącego wyrwy. Atak jego bronią został sparowany posiadaną przez przeciwnika tarczę.
Lea wykonuje półtorametrowy krok w prawo, przemienia Hadriana w łuk kompozytowy i strzela w najbliższego z koboldów-kuszników. Jej strzała pomknęła w stronę wroga trafiając go w paskudny sposób w oko. Bez żadnego dźwięku z gardła strzelec padł martwy na podłogę.
Baedus zauważył jak Lea posłała strzałę w kierunku kobolda zabijając go na miejscu, wtem uniósł prawą rękę i wystrzelił magiczny pocisk do kolejnego kobolda-kusznika, sprawiając, że zachwiał się dość poważnie, gdy trafił go w tors.
Leila nie miała ochoty bawić się w przepychanki w wąskim przejściu, więc po prostu przeskoczyła murek i zaatakowała rannego jaszczura. Wykończyła go przebijając mu rapierem krtań.
Couryn nie pchał się do pierwszej linii, pozostawiając wrogów do dyspozycji tych kompanów, co walczyli wręcz. Swoje czary pozostawiał na czarną godzinę.
Cedrik podszedł do murku zmieniając wcześniej broń na łuk kiedy bełty przestały być już takim zagrożeniem. Niestety strzała ledwie co zahaczyła o kobolda.
Drużyna dość szybko rozprawiała się ze słabym przeciwnikiem. Prawie w mgnieniu oka dwa koboldy były martwe, zostali tylko ostatni kusznik oraz tarczownik z trójzębem.
Kobold z trójzębem, wstrzymujący się z rekcją do tej pory, widząc stojącego przy murku Krossara, zablokował wąskie przejście uzyskując osłonę i zaatakował w odpowiedzi na jego atak. Na szczęście dla kapłana haniebnie spudłował, krzesząc iskry na niewielkim, wystającym z podłoża kamieniu.
Lea szybko naciągnęła łuk i wycelowała w ostatniego z kuszników. Strzała gładko przeszła przez oko stwora oraz mózg. Wystawała cała poza głowę, jedynie lotki ją w niej utrzymywały. Ciało kobolda jeszcze przez chwilę stało, potem zwaliło się na plecy.
Ostatni kobold nie widział losu swoich ziomków, pchnął ponownie Krossara, tym razem jednak groty trójzębu ześlizgnęły się gładko po nadstawionej tarczy.
Leila przeszła kilka jardów i zatokowała ostatniego kobolda od tyłu. Cios był tak silny, iż rapier uwiązł w ciele. Potrzeba było wiele siły, w tym nogi opartej na plecach trupa, by go wydobyć.
W głębi, kilkadziesiąt jardów za murkiem, widać było palenisko, na którym w wielkim garze gotował się ołów. Dochodząc do niego, dostrzec można umieszczone na suficie bloczki, szyny i łańcuchy, którymi można było ten olbrzymi kocioł przetransportować nad sześć otworów o średnicy dwóch stóp, wykutych w zagłębieniu w podłożu.
W pobliżu paleniska, po obu jego stronach, dostrzec było można drewniane klapy, o wymiarach dwie stopy na dwie stopy. Zza jednej z nich słychać było szczekliwe rozkazy wypowiedziane w smoczym i zrozumiałe tylko dla kilku z członków drużyny.
- Uważać, zgniłe jaja, bo rzucę was w ofierze dostojnym pięknym.
Lei wyglądało to pomieszczenie jak nietypowy barbakan, w którym przygotowano wrzące ciecze, by lać na głowy wrogów. Na logikę za klapami powinny być wartownie strzegące przejścia, z których można było by całkowicie bezpiecznie razić pociskami wrogów w korytarzu. Wygląda na to, że ten drugi korytarz prowadził wprost w zasadzkę.

Cedrik w walce na bliskim dystansie nie czuł się dobrze, dlatego w duchu odetchnął kiedy Leila ubiła ostatniego kobolda. Wiedział, że szczęście w walce wręcz ma takie, że chyba tylko ułomność tych bestii uratowała go przed śmiercią. Kiedy rozglądał się po pieczarze zatrzymał się nagle kiedy do jego uszu dotarły zrozumiałe dla niego słowa, wryło go w ziemię jak posąg, swoim towarzyszom rzucił tylko krótkie “czekajcie” i dał znak ręką by się zatrzymali, a następnie nasłuchiwał.

- Tam jest ktoś kto gada po smoczemu, musimy uważać, ktoś powiedział… -przekazał towarzyszom co usłyszał.
- Może wylejemy im ten ołów na głowy? - zasugerowała Lea.
- A jeśli niżej są poszukiwane przez nas dziewczyny? - sprzeciwił się Couryn. - Poza tym ołów nieprędko stygnie...
-Ja mówię po smoczemu - odpowiedzial na to niedokończone zdanie Basanta.
- Dragonel też - dodała Leila; jak się chwalić, to się chwalić.
- Ale nie wszyscy z nas mówią - stwierdził Couryn.
Teoretycznie biorąc, drewniane klapy powinny umożliwić załodze, koboldom zapewne, komunikację między tym miejscem, a pozostałą częścią “twierdzy”. A piętro niżej powinien znajdować się mur, uniemożliwiający intruzom dalszą wędrówkę. Gdyby się zatrzymali przed murem, to obrońcy mogliby spuścić im na głowy deszcz gorącego ołowiu.
Couryn ostrożnie podszedł do jednego z otworów, chcąc spojrzeć w dół i potwierdzić swoją teorię.
W otworach nic nie było widać, co mogło oznaczać, iż nie były wykute na wylot lub panowały w tamtym miejscu ciemności.
- Moglibyśmy wylać zawartość kadzi przez jedną z tych klapek, jeśli potrafilibyśmy ją przechylić. Drugim tunelikiem spróbujemy się przecisnąć na dół. Pierwszy byłby już nie do użycia dla nich. Tylko to wygląda chyba na za ciężkie. Jednak gdyby użyć bloczków, trochę by pryskało… Ale damy radę. Dziewczęta porwały jakieś humanoidy wielkości ludzi. Raczej nie trzymałyby ich na pierwszym koboldzim posterunku. Tylko gdzieś dalej. - wyjaśnił Courynowi swój punkt widzenia.
- Beznadziejny pomysł - stwierdził Couryn. - Nawet gdyby jakimś cudem udało się wylać ołów przez te otwory z klapami, nie parząc się przy tym, to ‘uszkodzilibyśmy’ ze dwa-trzy koboldy, a reszta by uciekła z wrzaskiem, który by było słychać na końcu świata.
-Uszkodzilibyśmy? Dla mnie taka ilość ołowiu byłaby śmiertelna dla tych pokurczów. Oczywiście ktoś może uciec… i pewnie tak będzie. Bo akurat stanie poza zasięgiem. Tylko jakie mamy inne opcje. Od frontu pewnie zatrzyma nas jakaś brama. Więc alternatywnie możemy próbować się przecisnąć tymi przejściami i zaatakować. Tylko wtedy też ktoś pewnie ucieknie. Słucham propozycji jeśli ktoś ma lepszą.
- Gdzie się przeciśniesz? Przez te otworki, idealne może dla kobolda? To ty tu zostań i lej ołów, i weź kogoś do pomocy, a reszta zaatakuje od frontu. Gdy my się tam znajdziemy, przed bramą, ty wylejesz ołów koboldom na głowy - odparł Couryn - i w ten sposób odwrócisz ich uwagę. Ułatwisz nam wejście.
Bennon rozejrzał się po zgromadzonych.
- Zatem jakie ostatecznie plany? Kto wylewa ołów, kto atakuje to co pod włazami a kto próbuje przejść korytarzem, który najwyraźniej biegnie pod barbakanem.
Potem w blasku magicznego pierścienia uśmiechnął się.
- Oczywiście z będę leczył bo na dzisiaj nie przygotowałem prawie żadnych czarów do walki.
Potem sięgnął po bandaże i maści.
- Nim jednak zaczniemy, zajmę się twoją raną Leo.
Szybkie delikatne dłonie Bennona sprawdziły ranę. Zastosował na nią jakieś maści i owinął bandażem.
- Powierzchowna za kilka godzin nie będziesz jej wcale odczuwała.
Potem popatrzył po drużynie.
- My - Couryn spojrzał na Leilę - będziemy szturmować bramę.
- Ja pomogę Krossarowi wylewać ołów - Baedus mówiąc te słowa spojrzał w kierunku kapłana.
Krossar wzruszył ramionami.
- Skoro tak chcecie, ja i Baedus zostajemy tu. I zajmiemy się olejem. - Nie miał zamiaru się kłócić.
- Ja najlepiej przydałbym się walczącym, ale moja magia działa tylko na obrażenia fizyczne, więc Couryn z niej nie skorzysta, gdyby Leila poszła z Leą to razem z moim wsparciem mogłyby szybko wycinać sobie drogę - powiedział Cedrik.
- Zatem plany już ułożone. -odpowiedział drapiąc się po głowie Bennon.
- Lea, Leila, Couryn i Cedrik wrócą się korytarzem i pójdą drugim korytarzem do być może bramy, czy też drzwi. Wyrąbują drogę. Baedus i Krossar leją ołów ja ich leczę gdyby się polali. Lejemy na słyszane zamieszanie lub za klepsydrę. - to mówiąc z sakiewki przy pasie wyjął niewielką klepsydrę (15minut).
Wyznaczeni do przejścia drugim korytarzem zawrócili. Drugi z korytarzy opadał o cztery metry niżej. W końcu w korytarzu elfka zobaczyła żelazne drzwi zagradzające im drogę. Gdy zbliżyli się na dwadzieścia jardów do drzwi, Lea dostrzegała też przed sobą otwory strzeleckie, po obu stronach korytarza.
Lea zatrzymała gestem ręki towarzyszy.
- Przed nami otwory strzelnicze na obu stronach w dwóch rzędach nad sobą, widzę łącznie na jednej ścianie osiemnaści otworów, a przed potem kawałek wolnego od otworów korytarza i żelazne drzwi
Przemówiła cicho.
- Nad tym kawałkiem widać otwory, w których widać lekką poświatę, zapewne to otwory do zalewania ołowiem korytarza przed drzwiami
Lea chwilę podumała.
- Wygląda na to, iż nie mogą razić tych co zgromadzą się pod drzwiami.Proponuję szybki bieg.
Po tych słowach ruszyła sprintem ku żelaznym drzwiom. Gdy przebiegła miedzy otworami usłyszała cztery bełty uderzające w skały.
Couryn nie bardzo miał ochotę urządzać sobie spacerek wśród bełtów, ale czekanie, aż koboldom skończy się amunicja, zdało mu się mało rozsądne. Z tego też powodu przesunął się do ściany, po czym - pochylony poniżej linii strzelnic - ruszył najszybciej jak mógł w stronę drzwi, przy których stała już Lea.
Pomknął chyżo prawie przytulając się do ściany korytarza. cztery bełty wykrzesały iskry na ścinie tuż obok biegnącego nowożeńca. Jeden lekko zawadził o lewe przedramię.
Leila pobiegła zaraz w ślad za Courynem.
Wokół bosman Leili świsnęły dwa bełty odłupując kawałki kamienia ze ściany za nią. Cedrik przebiegł już nie niepokojony przez kuszników.
- Poczekajmy na resztę drużyny zanim zacznę rozbijać te drzwi. - Powiedziała Lea zamieniając swą broń w dwuręczny młot


Gdy minęła wyznaczona klepsydra Bennon otworzył jedną z klap. Gdy to zrobił odezwały się pojedyncze dzwonki, informujące załogę strażnicy o otwarciu klapy. Bennon odskoczył od klapy.
Kapłan wraz z magiem przechylili na łańcuchach kocioł. Jak było do przewidzenia, lany roztopiony ołów pryskał na wszystkie strony, opryskał również przechylających kocioł.

W tym czasie wszyscy usłyszeli dziewięć bić w dzwon. Domyśleli, iż dzwon odlicza czas do jakiegoś ważnego dla potworów wydarzenia.


Wylanie roztopionego ołowiu nie przyniosło oczekiwanego rezultatu najwidoczniej, gdyż zejścia na niższy poziom nie doszły żadne piski rannych.
Bennon wezwał moc Sune i uleczył polanych.
Wybieg się nie udał, trzeba było postanowić co czynić dalej.
- To co; skoro manewr z ołowiem się nie udał, to idziemy do reszty? - Basanta zapytał się Krossara jednocześnie skinął głową w podzięce Bennonowi za uleczenie.
-Tak tylko zablokujmy te przejścia na jedno postawimy kocioł na drugim skrzynię z nierozgrzanym ołowiem. Przynajmniej nie zajdą nas od tyłu.- powiedział kapłan po czym przystąpił do dzieła. Później skierowali się do pozostałych.
Po zblokowaniu klap Krossar, Baedus i Bennon ruszyli za resztą drużyny ratunkowej.
Gdy dotarli do reszty drużyny, nie było żadnych problemów, nie licząc niecelnych strzałów z kuszy oddawanych przez uwięzione koboldy.
Gdy wszyscy już dotarli do drzwi Lea roześmiała się.
- Przygotować się będę rozbijać drzwi - Po chwili Lea pracowała ciężkim dwuręcznym młotem. Drzwi drżały pod ciosami, po kilku modlitwach zostały wyważone. Za drzwiami widać było podobny korytarz i usytuowane za nimi otwory strzeleckie.
-Puśćmy iluzję przodem a my za nią.- zaproponował Krossar.
- Dobry pomysł - zgodził się z nim Couryn.
- To puśćcie mnie przodem muszę kontrolować iluzję - powiedział czarodziej robiąc krok do przodu, po czym dodał:
- Stworzę iluzję kotła z ołowiem.
- A nie lepiej paru wojaków, którzy ściągnęliby na siebie uwagę koboldów, tudzież ich bełty? - spytał Couryn, według którego kocioł, nawet największy, nie wywarłby wrażenia na ukrytych za ścianami przeciwnikach,
- Z drugiej strony masz rację. Wytworzę sześciu kuszników i mam nadzieję, że się nabiorą - odpowiedział na pytanie Baedus.
W naturalnym korytarzu było ciemno.
Jedynie Lea widziała dalej w ciemnym korytarzu. Mag pokładowy wysłał przodem iluzję idących kuszników. Obrońcy dali się nabrać. Szczęk zwalnianych bełtów, w ciszy był wystrzałem. W ściany po obu stronach korytarza uderzyły bełty, chyba szesnaście bełtów. Widząc to drużyna ruszyła biegiem przebiegając niebezpieczny odcinek.
Dalej korytarz jaskini nadal opadł dość stromo. Na szczęście zapasu oliwy do latarni był sporo. W ostateczności zostawał też pierścień światła będący w posiadaniu Bennona.
Schodzili nim długo, coraz głośniejszy dźwięk dzwon wybił osiem uderzeń, potem po szklance siedem.
W końcu drużyna dotarła do rozwidlenia. Z niewielkiej komory wychodziły cztery korytarze w tym ten, którym przyszli bohaterowie.
Wydaje się, iż dźwięk dzwonu dochodzi ze wschodniego korytarza, jednakże w jaskiniach często można odnieść mylne wrażenie.
Gdy Baedus wraz z całą drużyną dotarli do rozwidlenia usłyszał jak do jego uszu dochodzi dźwięk dzwonu ze wschodniego korytarza. Wtem podszedł parę kroków w tym kierunku, ale po chwili przystanął.
~To może być mylące~ zastanowił się czarodziej po czym dodał już na głos:
- To co może pójdziemy północnym korytarzem? - Basanta zapytał się reszty drużyny.
- Nie jestem pewna, czy oni są na tyle inteligentni, by próbować nas w ten sposób zmylić - stwierdziła Lea powoli kierując się w stronę dźwięku - Zawsze możemy się rozdzielić. Wtedy sama z Bennonem pójdę wschodnim korytarzem, a wy północnym. Wasza piątka powinna sobie poradzić.
W jakiś sposób wiedziała, że jest to zły pomysł, jednak jeśli w ten sposób szybciej odnajdą zaginione, to jest w stanie podjąć to ryzyko.
- A może którychś z nas pójdzie zachodnim korytarzem, ja wezmę np Cedrika i pójdziemy północnym, co o tym myślisz? - zaproponował czarodziej.
-Pewnie rozdzielmy się a jak któraś grupa wpadnie na tych nieumarłych i koboldy w dużej ilości usypiemy jej potem ładny kurhanik? Rozdzielanie się to fatalny pomysł. Chodźmy za dzwiękiem wszyscy. -kapłan spróbował być głosem rozsądku.
- Dlatego w obu grupach jest kapłan. Ja, Bennon i Ael poradzimy sobie z koboldami we trójkę. Wasza piątka poszłaby innym korytarzem. - wskazała ostrzem wielkiego miecza na północ - Liczy się czas.
- Zgoda - powiedział niechętnie Couryn. Co prawda w rozdzielaniu się nie widział najmniejszego nawet sensu, ale nie miał zamiaru się kłócić. - Pójdziemy północnym korytarzem.
-Skoro nalegasz- odpowiedział Krossar i skierował się w północny korytarz.
-Również nie jestem za rozdzielaniem, kto wie co napotkamy, przypominam, że słyszeliśmy smoczy, mniejsze piwo jak to będzie ktoś po prostu znający ten język, ale równie dobrze możemy trafić na jakiegoś smokowca, wątpię też by w jaskini były same koboldy, to tylko siła robocza. Czas czasem, ale jako trupy niewiele im pomożemy. Moim zdaniem rozdzielanie naszej siły bojowej na dwie grupy w jaskini rzekomo prowadzącej do podmroku, gdzie nie wiadomo co napotkamy to nie najlepszy pomysł, ale skoro już postanowione…-jego mina stężała w lekkim stresie- Jeśli trafimy na oczywistą, wielką przewagę wroga to proponuję zastosować najstarszą piracką tradycję. Opóźnić ich jak się da, a potem kto szybsze nogi ma ten wygrywa.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 20-11-2015 o 14:36.
Cedryk jest offline  
Stary 20-11-2015, 14:17   #146
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podzielona drużyna ruszyła swoimi korytarzami.
Północnym korytarzem ruszyli mag pokładowy, Krossar, Leila oraz Couryn. Wschodnim Bennon, Lea i Cedrik niechętny rozdzielaniu drużyny.
Korytarz północny w blasku latarni niesionej przez Krossara wyglądał na całkowicie naturalny. Dawno korytarze jaskini, którym szli, zatracił choćby niewielkie ślady ingerencji istot rozumnych.
Co jakiś czas odchodziły od niech małe korytarzyki lub wgłębienia, o wysokości nieco ponad dwie stopy i podobnej szerokości. Ściany ich pokrywały fosforyzujące porosty.
Korytarz północny po jakimś czasie zaczął zakręcać. W końcu dotarli do niewielkiej groty. Zamieszkana ona była przez niewielki plemię koboldów. Krzątały się one pośród ognisk oraz namiotów skleconych ze skór. Były tam koboldy różnych wielkości. Zatem można było po tym wnioskować, iż są to również samice i młode. Stojące jakieś dziesięć jardów od wejścia do groty dwa koboldy uzbrojone w włócznie spostrzegły bohaterów. Szczekliwy głosem we wspólnym jedne z nich zapytał.
- Czego chcecie?
Rozmawiamy, czy lejemy, przeszło przez myśl Krossara. Chwilę się wahał wybity z rytmu. Nie spodziewał się tu dialogu. Nie specjalnie się też kwapił do mordowania kobiet i dzieci, nawet koboldzich. Może zwyczajnie dowiedzą się co jest grane. Doszedł do wniosku, że przemówi. Jeśli ktoś wolałby walkę zawsze zdąży wyciągnąć broń.
-Rozmawiać z wodzem - szybko- Inaczej my źli.
~Chcesz rozmawiać z wodzem?~ pomyślał i lekko zdziwił się mag. Baedus nie chciał nic mówić po prostu czekał aż sytuacja rozwiąże się sama.
Couryn nie odzywał się. Czekał cierpliwie na ciąg dalszy rozmów... gotów do użycia siły, gdyby zaszła taka konieczność.
Kobold chwilę rozważał słowa kapłana, tak jakby się namyślał. Potem w swoim szczekliwym języku (smoczym) rozkazał towarzyszowi.
- Pilnuj wejścia.
Potem popatrzył po towarzyszach, z jego gadziej mordy nic nie dało się wyczytać.
- Chcecie gadać z wodzem to chodźcie, tylko ciekawe czy ona będzie chciała gadać z wami.
Poprowadził w głąb obozu. Przejściu towarzyszyły spojrzenia zgromadzonych koboldów.
Strażnik doprowadził do namiotu, przed którym, na rzeźbionej lasce zawieszona była średnich rozmiarów czaszka wyglądająca na smoczą. Przed namiotem siedział, a raczej siedziała rdzawoczerwona koboldzica.
Wpatrywała się w przybyszów.
- Witam - powiedział Krossar na widok koboldzicy. Po czym z szacunkiem skinął głową na powitanie. Co mogło być zaskakujące. - Jesteśmy ludźmi z powierzchni, przyszliśmy bo mamy zatarg z zimnymi ludźmi. Jeśli dobrze się domyślam, nie lubicie ich zbytnio bo zmuszają was do pewnych rzeczy? - trochę zgadywał, trochę blefował Krossar. Jeśli rozmowa się nie ułoży zawsze mogą walczyć. Być może jednak uda się tu zawrzeć z koboldami pewną umowę.
Na pysku koboldki nie dało się wyczytać żadnych emocji. Bardzo długo milczała nim w końcu przemówiła.
- “Dziwni” bardzo silni. Ukradli naszego smoka. Macie z nimi zatarg, to nie nasza sprawa. Pomożemy wam jeśli odzyskacie naszego smoka od “Dziwnych”. Wskażemy szybką drogę do ich świątyni i nie będziemy przeszkadzali - odpowiedziała szczekliwie.
- Zgoda - powiedział natychmiast Couryn. - Pomożemy wam w odzyskaniu smoka - obiecał. - Daj nam tylko przewodnika i nic więcej nam nie potrzeba.
- [i] Mówisz za wszystkich? Zdawało mi się, iż ten mówi[i] - wskazała pazurzastą łapą na Krossara.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony kapłana koboldka skinęła głową.
- Zatem ty nimi dowidzisz - rzekła spoglądając na Couryna. - Smoczek nazywa się Bitexsssr, wychowaliśmy go od jaja. Jest to biały smoczek. Gryx, jego opiekun, wie gdzie go przetrzymują, czeka was walka z kilkoma zbrojnymi “Dziwnych”.
Po tych słowach machnęła ręką, do namiotu zbliżył się brązowo-zielony kobold.
Koboldka znów przemówiła w smoczym, tym razem do przywołanego kobolda.
- Zaprowadzisz obcych do miejsca gdzie uwięziony jest Bitexsssr. Bezpiecznie, to twoja szansa na polepszenie losu po tym jak pozwoliłeś ukraść go Dziwnym. Jeśli sprowadzisz go wraz obcymi, to nie będziesz już naszym zapasem mięsa na czas głodu.
Przywołany kobold kulił się pod wzrokiem wodza.
- Gryx słabo zna wasz język. Gdy odbijecie już naszego pupila, wskażemy wam bezpieczną drogę do świątyni dziwnych. Takie są warunki jeśli akceptujecie, to Gryx was już prowadzi.
Wtedy też wybiło sześć dzwonów.
- Ceremonia dziwnych zbliża się, jeśli chcecie uratować przeznaczonych na ofiary musicie się spieszyć.
Rzekła wskazując na korytarz jaskini z którego przyszli awanturnicy.
Krossar skinął głową.
- Zgoda - odpowiedział wodzowi. - Prowadź mały koboldzie.
- Chodźmy jak najszybciej - dodał Couryn.
Baedus w milczeniu podążył za Courynem.
- Iść - szczeknął Gryx.
Kobold szybko wprowadził towarzyszy w korytarz którym przyszli.
Przeszli ledwie kilkadziesiąt jardów, gdy kobold przesunął fragment ściany, na pierwszy rzut oka wyglądający jak zwykła ściana jaskini. korytarz , którym prowadził był przystosowany dla koboldów wszyscy musieli iść w nim zgarbieni. Gdy szli kobold szczekliwym głosem objaśniał sytuację.
- Bitexsssr pilnować czterech Dziwnych. Żelazne drzwi nie wiedzieć jak otworzyć. On za nimi. Ja go karmić. - Kobold pokazał wyjęty z torby, bliżej nierozpoznawalny śmierdzący kawałek mięsa.
- Smok dobry. Przyjaciel.
Korytarz schodził w dół. W końcu kobold odsunął skałę, czy też coś co sprytnie udawało skałę.
Weszli do szerokiego na trzy jardy korytarza niedaleko widać było blask ognia. Gdy przeszli cicho korytarzem, przed sobą zobaczyli niewielką grotę oświetloną ogniem, palącym się w koszu po środku niej. Obok stał stół, przy nim czterech zbrojnych grało w karty.
Krossar na początku chciał sięgnąć po pistolet szybko jednak uznał, że to bezcelowe. Huk wystrzału niósłby się wzdłuż korytarzy. Spojrzał na pozostałych.
- Ja i Leila atakujemy z zaskoczenia, gdyby szło nam opornie wspomożecie nas magią. Wolałbym jednak oszczędzać ją na bój z kultystami. Ci tam to zwykli żołdacy ~ co wcale nie oznaczało, że nie będą groźni, dodał w duchu.
Leila skinęła głową, akceptując propozycję.
- Będziemy tuż za wami - obiecał Couryn.
Krossar skinął głową i ruszył przodem.
Zaskoczenie było zupełne Couryn i Leila wtargnęli do groty i zaszarżowali na karciarzy. Oboje trafili. Cios z wyskoku Leili był widowiskowy, lecz wbrew oczekiwaniom nie uśmiercił zaatakowanego na miejscu. Couryn wsadził zaś swoją włócznie prosto w brzuch drugiego zbrojnego.
Baedus widząc jak dwóch zbrojnych padło z rąk Couryna i Leili postanowił też wejść do groty. Zauważył trzeciego zbrojnego i posłał w jego stronę promień mrozu.
Zbroja łuskowa zbrojnego pokryła się szronem. Zbrojny zaś jęknął raczej z zaskoczeni niż z bólu.
Krossar z krzykiem.
- Istishia! - zaszarżował na zbrojnego zaatakowanego przez Couryna. Jego potężny cios zachwiał próbującym podnieść się krzesła zbrojnym, lecz nie powalił go na ziemię.
Couryn cofnął się, kilka słów w zmodyfikowanym, na potrzeby czaru, smoczym i z jego rozłożonych wachlarzowato dłoni wystrzeliły płomienie ognia, obejmując zbrojnych przy stole.
Zbrojny, który miał pecha stanąć na przeciw Couryna i jego włóczni, na początku walki, teraz zapłoną ogniem, jego skóra na twarzy spaliła się. Jeszcze prze chwilę stał, po czym padł martwy. Swąd palonej skóry rozszedł się w pomieszczeniu, zaś paleni żywcem wrogowie krzyknęli z bólu. Zbrojny stający do tej pory za martwym towarzyszem, przekroczył jego ciało i zaatakował maga pokładowego długim mieczem, lecz chybił trafiając w blat stoliczka. Walczący z Leilą ciął ją przez piersi. Leila w odpowiedzi gładko przebiła mu rapierem płuco.
Baedus widząc, że trzeci ze zbrojnych wstaje ponownie rzucił promieniem mrozu i dobył rapier.
Mag ponownie trafił, lecz czar ten choć użyteczny w walce sprawdzał się słabo. Jedynym widocznym efektem tym razem było powiększenie sią obszaru zajętego przez szron.
Zbrojny, na którym tajała z szronu zbroja łuskowa, zaszarżował na Krossara. Jego miecz nieszkodliwie zsunął się po nastawionej umiejętnie przez kapłana tarczy.
Krossar zaatakował zbrojnego stojącego prawie nad zwłokami towarzysza. Niestety jego młot tylko z świstem przeciął powietrze.
Couryn ponownie postanowił zaatakować wroga włócznią, lecz ten przepuścił ja pod ramieniem.
Zbrojny ponowił atak na Leile i potężnie ciął ją odwrotnie przez pierś tworząc na niej krzyż. Ta krzyknęła i zachwiała się na nogach, lecz ustała.
Przeciwnik Couryna trafił go w końcu w ramię. Krew trysnęła, mag jęknął z bólu.
Tym razem Leila, widocznie osłabiona ranami nie trafiła swojego przeciwnika.
Basanta zaszarżował z krzykiem na zbrojnego walczącego z poranioną Leilą. Widocznie wydawanie głosu pomaga w walce. Mag pokładowy trafił. Wróg z przebitym płucem dusząc się własną krwią osunął się na podłoże groty.
Tym razem przeciwnik kapłan trafił go w uda i był to silny cios.
Krossar trafił przeciwnika, którego zachodził nieco z tyłu, potężnie w plecy. Ten zachwiał się pod ciosem mota, lecz ustał na nogach.
Couryn szybkim pchnięciem włóczni przebił pierś walczącemu z nim kultyście. Ten wspierając się o włócznię osuną się na ziemie niemal nie wyrywając broni z rąk wojowniczego maga.
Leila przestąpiła nad dogorywającym wrogiem i zaatakował ostatniego trzymającego się na nogach. Szybkim pchnięciem trafiła go w ramię.
Baedus również trafił, niemal otoczonego wroga, swym rapierem pod łopatkę.
Ostatni z kultystów krzyknął: - Pies - obelżywym określeniem obdarzając Krossara, którego zaatakował.
Ten widocznie zaskoczony okrzykiem spudłował. Jego młot o cale minął przeciwnika.
Couryn potknął się i grot jego włóczni skrzesał iskry na kamiennym podłożu groty.
Leila przebiła wątrobę zbrojnego, lecz ten utrzymał się jeszcze na nogach.
Wróg przepuścił rapier maga pokładowego pod ramieniem, sam zaś zaatakował kapłan. Jego miecz ponownie zsunął się niegroźnie po nadstawionej tarczy. Cios kapłana roztrzaskał toporne krzesło. Potężny atak włócznią Couryna przebił na wylot kultystę.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-11-2015, 22:36   #147
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Krossar szybko zajął się ranami towarzysz. Jego były z kategorii tych lekkich, takich, co to po naturalnym zaleczeniu, ładnie wyglądają i można o nich barwne historie opowiadać.
Zupełnie inaczej sprawa miała się w przypadku Leili. Ciosy miecza kultysty poważnie ją poraniły, kwalifikowały się do ran ciężkich, takich co to trzeba w pierwszej kolejności leczyć. Stan maga pokładowego mieścił się gdzieś pośrodku.
Kapłan klęknął prze Leili.
- Zajmę się twoimi ranami moja droga - i wypowiedział zaklęcie leczenia lekkich ran. Gdyby okazało się to konieczne powtórzy modlitwę jeszcze raz na szermierce. Trzecie zaklęcie użyje na Courynie. Zostawiając sobie czwarte na dalsze walki - Ruszajmy dalej, nie mamy czasu do stracenia.
Musiał powtórzyć czar leczenie dwa razy na Leili; rany nie dało się zaleczyć tylko jednym odwołaniem do mocy Wodnego Pana.

W tym czasie opiekun smoczka podbiegł do drzwi, których do tej pory nie zauważyli, gdyż widok z miejsca gdzie stali przed walka przed walką. zasłaniała im niewielka kolumna skalna. Podskoczył do klamki, uchwycił się jej. Ustąpiła pod jego ciężarem i drzwi się otwarły. Do pomieszczenia wpadł biały kształt. Rzucił się na kobolda. Jednakże nie po to by go zagryźć lecz wylizać dokładnie. Dopiero po chwili można było rozpoznać w nim białego smoka wielkości dużego mastifa. W końcu Gryx przestał się bawić z smoczątkiem. Popatrzył po tej części druzyny pod wodzą Couryna.
- Wy zrobić wszystko. My wracać, iść z powrotem.

Powrót był równe szybki, jak dojście na miejsce.
Obóz koboldów był zwijany. Tym razem w obozie towarzysze dostrzegli około dwudziestu uzbrojonych koboldów. Kilkunastu miało nawet kusze. Nie zachowywali się jednak agresywnie.
Gryx doprowadził ich z powrotem do samicy będącej wodzem, zapewne też matką lub babką wielu z zgromadzonych koboldów.
Popatrzyła po obcych jej i odrażających w swym wyglądzie twarzach ludzi, nim przemówiła.
- Wywiązaliście się z waszej części umowy. Dlatego dam wam przewodnika - doprowadzi was szybszą drogą do waszych towarzysz. Jedno z dzieci widziało jak wchodzili do sali cierpień Dziwnych. Za to, że nie wybiliście moich synów i krewnych na strażnicy do nogi, gdy mogliście to uczynić dostaniecie od mnie wsparcie w walce z Dziwnymi. Dodam wam ośmiu najlepszych wojowników. Zresztą mam w tym swój interes. Zemszczą się za porwanie Bitexsssra i zmuszanie mojego plemienia do służby im. Wszyscy rozumieją waszą mowę, trzech z nich mówi. Jeden z nich, mój ulubiony syn Rgax, mówi tak dobrze jak ja.
- Wsparcie naszej sprawy jako zapłata i zemsta. Dobra umowa - powiedział do koboldzicy. - Opuszczacie to miejsce jak widzę. Ruszacie w Podmrok?
- Wy ludzie za dużą wagę przywiązujecie do nazw. Wracamy do domu, lecz tak, drowy to miejsce nazywaj Podmrokiem, Górnym Podmrokiem - odparła pozostawiając otwarty pysk, co było chyba rodzajem uśmiechu.
Krossar był ciekawy koboldów. Jego totalnie neutralny charakter sprawiał, że nie czuł nienawiści czy niechęci do potencjalnie złych stworzeń. Widział istoty walczące o przetrwanie, małe koboldy w Podmroku miały raczej ciężki żywot. Stąd nie spodziewał się by były istotami moralnymi w ludzkim sensie.
- Po walce gdy rozprawimy się z Dziwnymi chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział do przywódczyni klanu. - Tymczasem zabierzemy wojowników i ruszymy rozprawić się z wspólnym wrogiem.
Pysk koboldki wykrzywił się, chyba w uśmiechu.
- Dam ci taką możliwość.
Do grupy podszedł kobold dobrze wyposażony, miał na sobie nawet napierśnik, niósł zaś kuszę ciężką.
- Jestem Rgax, chodźmy.
Poprowadził ich do grupki koboldów chronionych koszulkami kolczymi, uzbrojonych w kusze tarcze, krótkie włócznie i krótkie miecze..
Ruszyli z powrotem potem znów weszli do bardzo ciasnego korytarza, którym musieli przejść na kolanach jakieś trzydzieści jardów. Wtedy też usłyszeli pięć uderzeń dzwonu.


***

Podążająca wschodnim korytarzem korytarzem grupa wkrótce zaczęła znowu schodzić głębiej a korytarz, ciągle zakręcał. Jego ściany również były porośnięte porostami, niektóre z nich świeciły nikłym blaskiem. Od tego korytarza odchodziły, co jakiś czas odnogi, w których nie zmieściłby się nikt wielkości krasnoluda.
Krótko po tym wybiciu sześciu dzwonów, drużna pod wodza Benona usłyszała głośną rozmowę. Kapłan wygasił swój pierścień, a Cedrik zamknął klapkę odcinając światło latarni.
dotarli do rozwidlenia. Korytarz miał tu dwie odnogi wschodnią i zachodnią (lub lewa prawą).
Po chwili od wschodu przeszła nim strojnie odziana, w karmazynową szatę, kobieta, za którą podążało dwóch zbrojnych. Jeden z nich niósł zdobną latarnię. Podążyli zachodnim korytarzem.
Z głośnej przemowy kobiety udało się jednie usłyszeć kilka zrozumiałych słów.
- Sprawdzić ………. jak wydziela się skroplony ból.
- Pewnie okultystka… -szepnął Cedrik- Takich najlepiej zdjąć jako pierwszych.
Bennon położył tylko dłoń na ramieniu Cedrika nic nie mówiąc.
Bard nie zwrócił na to większej uwagi i powiedział:
- Co robimy? Idziemy za nimi? Mam tylko nadzieję, że nikomu nie wpadnie do głowy by i teraz się rozdzielić
- Poczekajmy aż przejdą, a potem ruszymy za nimi - odparła cicho.
Podążanie za kultystami było proste najwyraźniej nie spodziewali się, iż ktoś ich może tutaj odnaleźć.
W końcu dotarli do żelaznych drzwi. Zgrzytnął otwierany zamek.
W korytarzu rozbrzmiały wrzaski bólu dochodzące z pomieszczenia.
Grupa kultystów weszła do pomieszczenia zamykając drzwi, lecz tym razem Lea nie usłyszała charakterystycznego dźwięku zamka. Drzwi nie zostały zamknięte kluczem. Przy drzwiach w ścianach osadzone były świecące kryształy. Klamka błyszczała, wyślizgana długotrwałym używaniem.
Cedrik popatrzył po towarzyszach.
- Chętnie opowiem wnukom tę historię, ale aż tak mi się nie spieszy by iść jako pierwszy. -udał zakłopotanie drapiąc się za uchem.
- Tutaj jest więcej osób jak sądzę - stwierdziła cicho paladynka - Skroplony ból to wytwarzany z tortur narkotyk wzmacniający czary zła. Jeśli chcemy tam wtargnąć, to musimy się przygotować.
Mówiąc to kątem oka popatrzyła na kapłana. Miała cichą nadzieję, że popiera jej tok rozumowania.
- Wiele pomóc walce nie mogę. Byłem przygotowany na to, iż będzie to zwykły dzień w świątyni. Ochronię cię przed złem i wspomogę, Błogosławieństwo Sune też będzie nam pomocne.
Bennon zaczął po cichu recytować odpowiednie modlitwy do Ognistowłosej Pani. Lea po chwili poczuła przypływ sił i ochronę bogini.
- [i] Zabijamy kultystkę i jej ochroniarzy, potem sprawdzamy czy nie ma tam porwanych bliźniaczek.[i]
Cicho przemówił.
Elfka tylko się uśmiechnęła kącikiem ust.
- Tak… Chyba tylko tyle możemy zrobić, jeśli prowadzą dystrybucję płynnego bólu.
Kończąc te słowa ruszyła cicho w stronę drzwi i równie bezszelestnie próbowała je otworzyć, by wpierw zajrzeć do środka.
Krzyki i jęki skutecznie zgłuszyły skrzypnięcie drzwi. Po ich uchyleniu przybrały na sile. Lea za drzwiami dostrzegła stojących do niej plecami zbrojnych. Byli jakieś dwa jardy od drzwi. Sala tortur i jakby laboratorium alchemiczna było dobrze oświetlone, świecącymi kryształami, osadzonymi w obrobionych ścianach jaskini. Cała jaskinia mijała nie więcej niż dwadzieścia jardów długości i szerokości. Po środku, przy aparaturze magicznej czy też alchemicznej, stała kultysta. Od aparatury biegły cienkie rurki do stojących przy ścianach, po lewej i prawej stronie, żelaznych dziewic. Z nich to właśnie dochodziły krzyki i jęki. Przy ścianie za aparaturą stało łoże do rozciągania, krzesło czarownicy i oraz piec. Stały tam też skrzynie i wisiały różne inne narzędzia.
[MEDIA]http://images78.fotosik.pl/101/026617fc10dc298c.jpg[/MEDIA]
Lea przestała się skradać i stanęła w pełnej okazałości za swymi przeciwnikami. Syczący dźwięk dobytego miecza zwrócił uwagę strażników, którzy się odwrócili w stronę dźwięku, lecz każdy z nich miał już broń przy gardle. Jednego pilnował Cedrik, a drugiego Bennon ogłuszył jednym ciosem buzdyganu. Może nie było to po paladyńsku, lecz nie był on nim i nic go nie krępowało w walce ze złem. Elfka znajdowała się pomiędzy nimi.
- Wasze niecne czyny zostały odkryte. W imieniu Sune mówię - poddajcie się, albowiem nie macie szans z jej sługami - rzekła Lea skierowując swój flamberg w stronę kultystki gotowa do ewentualnej szarży.
Zbrojni byli całkowicie zaskoczeni. Kobieta odwróciła się.
- Na czarną krew. - zaklęła i sięgnęła do sakiewek do tej pory ukrytych w fałdach szaty.
~ Czemu wszyscy przeciwnicy próbują walczyć, kiedy wiedzą, że nie mają szans? - zapytała się w myślach i zaszarżowała na kultystkę.
Jej miecz zalśnił jasnym blaskiem i...
Spudłowała.
Cedrik widząc co się święci bez ceregieli poderżnął gardło przeciwnikowi.
Krew z rozerżniętych tętnic szyjnych wroga zalał twarz barda. Zbrojny był martwy nim dotknął podłoża jaskini. Kultystka tym czasem dokończyła swój czar. W jej ręce, przez chwilę, można było dojrzeć jakąś dziwna materię, zanim zniknęła pochłonięta przez kształtowany czar.
- [i] Idź spać elfko.[i]
Jednakże nie zrobiło to na Lei żadnego wrażenia. Zabezpieczona odpornością na czary przez ukochanego, nawet nie zauważył szczęśliwie dokończonego czaru.
Ponownie zaatakowała kultystkę, lecz ta szybkim zwodem uniknęła ostrza paladynki.
Tymczasem Bennon widzą,c iż jego ukochana jest w niebezpieczeństwie ruszył na wrażą kultystkę. Pierwszy cios buzdyganem kapłana, jednak widocznie z powodu niepokoju o los Lei, przeszedł daleko od czarodziejki, na szczęście drugi dosięgnął ją.
Z ust jej wyrwał się jęk bólu, jej oczy zaszkliły się. Czarodziejka utraciła koncentracje i jej czar przepadł.
Lea przekształciła swój dwuręczny miecz w dość sporych rozmiarów prosty kij. Potężnie się zamachnęła. Tym razem trafiła czarodziejkę, jednakże ta utrzymał się na nogach przygotowując kolejny czar
Bennon zdzielił w głowę kultystę ta padła ogłuszona.
- Nie, dziękuję. Nie jestem senna - powiedziała do nieprzytomnej kobiety, po czym zmieniła znów swoją broń na miecz dwuręczny - Zwiążcie ją. Oddamy ją straży lub… w lepsze miejsce… jeśli takowe znasz - skończyła zdanie zerkając na kapłana.
Sama zaś udała się uwalniać ludzi z żelaznych dziewic - jednego z najpodlejszych narzędzi tortur, jakie znała.
- Mamy coś lepszego. - stwierdził Bennon wskazując na liczne kajdany i profesjonalne kneble, od najzwyklejszych do przemyślanych konstrukcji stalowych.
- Tak ją uwięzimy. Niech przeklęta posmakuje swoich narzędzi.
To powiedziawszy szybko zakuł czarodziejkę i założył ja metalowy knebel.
Faktycznie Żelazna Dziewica jest najefektywniejszym i najbardziej śmiercionośnym narzędziem tortur. Lea nie znała się na torturach, lecz i ona mogła stwierdzić, iż szpikulce były w pozycji najbardziej raniącej ciała, wręcz śmiertelnym ustawieniu. Nikt nie powinien przeżyć tortur przy takim ustawieniu. Wyciągani żywi więźniowie temu przeczyli. Widocznie musiały to być przedmioty wspomagane magią, utrzymujące w jakiś sposób torturowanych przy życiu. Ofiary były w kiepskim stanie. Z ran kapała krew. Z narzędzia uwolniono czterech mężczyzn, od młodzieńców po zgrzybiałego starca. Trzy kobiety niepodobne do siebie, zatem nie były to porwane, których poszukiwano. Dwie dziewczynki, oraz chłopca. Jęki, strach i łzy towarzyszyły temu uwalnianiu. Jedna z uwolnionych kobiet z obłędem oczach, z krzykiem i tocząc pianę z ust rzuciła się w kierunku Lei. Jednakże Bennon czuwał. Przeczuwał, iż umysł niektórych torturowanych może nie wytrzymać tortur. Szaleństwo jest najprostszą drogą ucieczki od bólu.
Celnym ciosem buzdyganu ogłuszył szaloną.
- Ją też musimy zakuć dla jej dobra. Nie jestem w stanie tutaj na miejscu zająć się jej obłędem. - stwierdził Witający Sune.
Potem przygarnął do siebie płaczące dzieci i delikatnym dotykiem i spokojnymi słowami starał się je uspokoić.
- Już jesteście bezpieczni. Wszystko będzie dobrze, już nie będzie bolało.
Najdziwniejsze, iż takie proste słowa działały. Więźniowie powoli się uspokajali. Tymczasem zajął się też on ranami, lecz pracy było dla kilku medyków.
W tym czasie Lea sprawdziła wszystkich, czy aby nie są przeżarci złem. Okazało się że oprócz zakutych już czarodziejki i zbrojnego, jeden z więźniów, młody przystojny blondyn był przeżarty złem.
Wskazała ostrzem miecza na ostatniego mężczyznę.
- Jego też skujcie. Emanuje złem - odpowiedziała bez jakiejkolwiek nuty emocji w swoim głosie, po czym już normalnie zwróciła się do towarzyszy - Ktoś musi tu zostać i pilnować więźniów.
Bennon podszedł do Lei i pogłaskał po policzku.
- Zostanę lecz będę się niepokoił. Mogę wysłać z wami wysłannika Sune, lecz wszyscy będą musieli w jakiś sposób za taką przysługę zapłacić, czy to czynem czy złotem. Nawet niebianini żądają zapłaty za swą pomoc. Decyzja należy do was.
- Ja… Może zdam się na ciebie - stwierdziła.
- Niebianin? -Cedrik długo się nie zastanawiał- Przywołaj go, a zrobię co zechce, złota wiele nie mam, ale wiem, że na pewno się dogadamy. -uśmiechnął się pod nosem.
Bennon dostojnie wymówił słowa przywołania. W sali tortur zmaterializowało się stworzenie, które na pierwszy rzut oka wyglądało jak satyr. Jednakże było od niego nieco większe, oraz wyglądało bardziej cywilizowanie.

Był to jeden z Cervidali zaliczających się do Guardinali, Lea czytała o tych niebianinach, gdyż z radością służyli Sune.
Przybysz powiódł ze złością i obżydzenim po pomieszczeniu cierpień.
- Kapłanie czemuś przywołał mnie do tego miejsca cierpień, niemiłego naszej Ogniowłosej Pani? -zapytał.
- Przywołałem cię byś pomógł nam w zwalczeniu tego siedliska cierpień. - odparł pewnym głosem kapłan Sune.
- Zapłata w formie ofiary złożona Sune w moim imieniu kapłanie, zowię się Aworrallex. Każde z was otrzyma tez jakieś zadanie do wykonania. Kapłanie twoim będzie rozszerzenie wpływów naszej Pani na nowo powstające w pobliżu miasto. Leo paladynie Sune nie będę ci dokładał obowiązków, gdyż opieka na siostrami Golddragon będzie wystarczająco absorbująca. Rozważ jednak słowa Sune, że trzeba dbać by pozostał po niej ślad. Cedriku - bardzie, twoje kultywowanie miłości jest chwalebne, lecz musisz poćwiczyć się w stałości ich.
Przez trzy miesiące wolno Ci miłować fizycznie tylko jedną kobietę. Jeśli zlegniesz z inną, twe siły witalne w tej kwestii zostaną ci odebrane również na trzy miesiące. Przyjmujecie?
- niebianin z uśmiechem powiódł wzrokiem po towarzyszach.
Pierwszy potwierdził Bennon.
- Przyjmuję
Lea tylko stała i przyglądała się planarnemu stworzeniu nie wiedząc, co powiedzieć. Nie musiała jednak mówić nic, ponieważ sama nie musiała się w tym momencie na nic zgadzać. Jak cervidal wspomniał - miała tylko rozważyć pewną rzecz.
Bard przyglądał się niebianinowi z ciekawością, miał nadzieję zapytać go jeszcze o kilka rzeczy jak skończą tu swoją robotę. Kiedy usłyszał o zadaniu i karze wybuchnął śmiechem, po czym zamknął się gwałtownie przypominając sobie gdzie się znajdują.
- Tak, pewnie, zgadzam się-odpowiedział z szerokim uśmiechem.
“Będę musiał w takim razie dobrze wybrać, zły wybór równa się miesiącom celibatu, w końcu będę musiał dochować wierności nawet tej, która pogoni mnie na cztery wiatry...”
- Zatem zawarliśmy porozumienie. - skwitował niebianin.
Bennon odprowadził Leę nieco na stronę, Nie zważając na widzów objął i ucałował.
- Będę umierał z niepokoju kwiatuszku. Uważaj na siebie i na innych. Zwłaszcza na siebie. Nie wybaczył bym sobie, gdyby coś się Ci stało w tych jaskiniach.
Potem odsunął delikatnie elfkę.
Odpiął torbę od pasa.
- Mam tu kilka przedmiotów, które będą pomocne. - potem wskazał na osiem fiolek tkwiąc w przegródkach po prawej stronie - To wzmocnione mikstury leczące, dobre na średnie obrażenia, po lewej zaś masz dziesięć mikstur neutralizujących trucizny, zresztą Aworrallex, tak jak i wszystkie Cervidale, potrafi też neutralizować trucizny jeśli tylko sobie tego zażyczy.
Potem zdjął z palca pierścień.
- Tobie może się przydać. Wystarczy, że pomyślisz o świetle a otrzymasz je, tak samo możesz go zgasić, czy regulować jego blask. Jeszcze coś byś mogła poznać truciznę, czy też zatrute pożywieni lub człowieka, któremu podano truciznę.
Ściągnął z szyi łańcuszek, na którym zawieszony był płaski kamień.
- Gdy zbliżysz go do jedzenia lub człowieka, to gdy będzie działa na niego trucizna środkowa część stanie się zielona, pasek po lewej oznacza siłę, od białego do czarnego. Czarny oznacz śmiertelną truciznę lub bardzo silny specyfik. Pasek po prawej czas działania. Widzisz te rzeźbienia?
Pokazał wyrzeźbione na kamieniu w motyw liści.
- Jeśli kolor nie sięgnął nawet pierwszego to działa natychmiast. Pierwsza kreska kilka minut, druga kreska godzina, trzecia kreska dwanaście godzin. Cały pasek doba. Można wykrywać też inne mikstury. Dobroczynne kolor niebieski, narkotyki - czerwony, szkodliwe pomarańczowy, na ten przykład zepsute jedzenie.
Odkorkował flakonik z miksturą neutralizującą trucizną.
Paski na kamieniu przybrały kolory po lewej był czarny, środkowy niebieski, zaś po prawej przejrzysty.
Cedrik obserwował przekazywanie przedmiotów z lekko uniesioną brwią “A dla mnie to nic nie masz kapłanie? A jak podporę drużyny zaatakują to co? Zaklęcia się same nie utrzymają, ale niech Ci tam będzie… też bym wolał jej się podlizać, w przenośni i dosłownie”.
- Ruszamy?
- Dobrze wiesz, że muszę przede wszystkim chronić innych. Dopiero później przychodzi pora, by zatroszczyć się o siebie - powiedziała spoglądając na przedmioty. Jej wyraz twarzy zdradzał jakiś rodzaj zatroskania - Poradzisz sobie, prawda? Może powinnam zostawić ci ten pierścień?
Za dobrze zdawała sobie sprawę z przydatności tych przedmiotów, dlaczego nie odmawiała - jak to zazwyczaj robiła. Zwłaszcza w tym miejscu.
Czuła się dziwnie. Za dużo rzeczy dostała w swe ręce ostatnimi czasy. Uczucie to potęgowało dziwne spojrzenie stojącego w pobliżu barda. Wolała nie wnikać.
- Oddam ci te wszystkie rzeczy jak skończymy to, co mamy tutaj do zrobienia - kąciki jej ust lekko się uniosły w uśmiechu - Pilnuj tych ludzi tutaj lub wyprowadź ich na powierzchnię - jak wolisz.
- Poczekam tu na wasz powrót, sam nie dam sobie rady z pilnowaniem jeńców, opieką nad szaloną i uwolnionymi.
Jeszcze raz przytulił Leę, uśmiechnął się.
- Uważaj na siebie, a ja tu sobie poradzę
Jego słowa zlały się niemal z wybijaniem pięciu dzwonów.
Potem podszedł do podopiecznych. Cała poprzednia scena przekonał dzieci do Bennona. Kto kocha zamiast zadawać ból, nie może być zły.

Przygotowania trwały jeszcze chwilę, gdy do sali tortur weszła grupa koboldów a z nimi wasi towarzysze.
Krossar uniósł rękę do towarzyszy w powstrzymującym geście.
- To jest Rgax i jego oddział. Kultyści ich niewolili, pomogą nam. Znają okolicę zapewne są w stanie poprowadzić nas do sióstr Gemini. Bo jak mniemam ten dzwon raczej nie wzywa na kolację. Jeśli nikt nie ma nic do powiedzenia, sugerowałbym nie tracić czasu. Każda sekunda się liczy. Rgax wiesz gdzie jest źródło tego dźwięku? Jakaś główna komnata ofiarna, ołtarz gdzie może się odbyć plugawa ceremonia? - zadał pytania koboldowi.
Gdy więźniowie dostrzegli koboldy z przestrachem skryli się za kapłanem i Leą. Jedna z torturowanych dziewczynek z przerażeniem w oczach, chwyciła dłoń elfki i mocno ją ścisnęła. Ta zaś lekko się skrzywiła widząc to, co się tutaj dzieje. Koboldy? Współpracujące z ludźmi? Krossar żartował? Nawet się nie pytał o zgodę na takie działania.
- Myślisz, że koboldy pomagają z dobroci serca? I dlaczego niby myślisz, że będziemy z nim współpracować? - zaatakowała kapłana przybierając surowy wyraz twarzy - Jeszcze ani ja, ani Cedrik, ani Bennon nie wyraziliśmy na to zgody. Może od razu wyjaśnisz, gdzie tkwi haczyk? Lepiej byś miał dobre wytłumaczenie.
Nie miała zamiaru się patyczkować. Te kreatury nie muszą być złe, jednakże wątpiła, że działają z czystej dobroci serca.

Pysk kobolda wykrzywił się w grymasie, który u nich był uśmiechem, gdy zobaczył martwego kultystę.
- Więcej mięsa na zapas. Tak, mają główną świątynię, gdzie “Dziwni” składają ofiary swojemu bogu. Zwą go Czarnoskórym. Dojście skrótem do niej zajmie nam jakieś dwa - trzy dzwony Dziwnych. Przejdziemy skrótem ale przez labirynt korytarzy jaskiń i jaskiń przystosowanych, gdzie będą “Dziwni”, lecz straży mają mało, skoro już nie pilnujemy ich bezpieczeństwa. Wszystkie straże będą zapewne w świątyni.
Potem zwrócił się w smoczym do swoich współplemieńców.
- Arraxa uważa, iż ci tu ludzie mogą być pomocni. Możecie zabić każdego Dziwnego na swojej drodze. Nie ruszajcie innych ludzi, ci co w szatach Dziwnych będą zabić, więcej mięsa dla plemienia. Ci w szatach przewiązanej sznurem na lewym ramieniu nie atakować.
Potem wyczekująco spojrzał na drużynę, tak jakby na coś czekał.
- W takim razie prowadź do tych Dziwnych. Jak mówisz, że skrótem będzie szybciej. - powiedział Basanta wyciągając kawałek kartki i coś na niej notując, po czym szybko ją schował. Nie bardzo ufał tym gadom.
Elfka nie wierzyła własnym uszom, ale widać nikt nie przejawiał tutaj ani cienia rozsądku, więc siedziała cicho. Miała zamiar mieć broń w gotowości.
- One już coś zyskały na współpracy z nami - powiedział Couryn. - I, zdaje się, będą razem z nami zabijać tych, których zwą Dziwnymi.
Ton i zachowanie elfki nie przypadły Krossarowi mu do gustu. Elastyczna niczym kij od szczotki.
- Opłaciliśmy ich pomoc w pewnym sensie - powiedział. - To ty nalegałaś na rozdzielenie się grupy. Więc ja, bez sprzeciwu pozostałych podjąłem decyzję na miejscu spotkania z koboldami. Ciebie tam nie było a my musieliśmy działać. Ich motywy mnie nie interesują. Zabijamy kultystów i ratujemy dziewczęta. Jeśli nie chcesz z nimi współpracować, możesz nie zdążyć na ratunek sióstr Gemini. Droga jest jednak wolna, możesz iść na około bez nich. Ja zaryzykuję by oszczędzić czas i skorzystam z ich skrótu. Prócz czasu, oszczędzę być może niewinne życia sióstr. Podejmę dla nich ryzyko. Twojej zgody do tego nie potrzebuje. Możesz iść gdziekolwiek zechcesz - patrzył na elfkę z bezczelnym uśmiechem. - Prowadź Rgax, wybierz najkrótszą drogę i dobitnie powiedz swoimi, że więźniowie i cywile są nietykalni. Arraxa dostanie dużo mięsa dla plemienia. Będą to jednak tylko Dziwni. I uważaj na siebie mały sojuszniku.
Koboldy beznamiętnie przysłuchiwały się sprzeczce towarzyszy. W końcu ich dowódca z głuchym szczeknięciem przemówił do swoich ludzi w smoczym.
- Są głupsi niż myślałem, nawet normalnego języka nie rozumieją.
Zakończył zdanie serią szczeknięć, jakby śmiechem.
Potem przemówił płynnie, chociaż szczekliwie, w wspólnym do ludzi.
- Chcecie walczyć z każdym kultystą po drodze? Nawet plemię tyle mięsa nie zje szybko. Wiszą tu stroje “Dziwnych”, które ubierają do świątyni. Przejdziemy swobodnie wśród zwykłych “Dziwnych”, nie straży. W strojach możemy was pomylić, dlatego gdy przewiążecie lewe ramię sznurem będziecie do rozpoznania.
Zakończył, wskazując na wiszące na jednej ze ścian szaty kultystów.
- Przebrani za kultystów mamy szanse na przedostanie się do środka w dość krótkim czasie - powiedział Caouryn. - Propozycja jest dobra. - Zaczął się ubierać w strój kultysty.
Leila poszła natychmiast w jego ślady.
Krossar nie skomentował słów kobolda. Zaczął się jedynie przebierać.
- Jeśli w przyszłości będziesz podejmował w ten sposób decyzje, to nie zdziw się, że skończysz jako czyiś obiad. A wtedy się uśmiechać nie będziesz - odparła chłodno do wodnego kapłana.
Wzrok paladynki zwrócił się na koboldy. Jej spojrzenie było zimne niczym lód. Nie wierzyła w ani jedno ich słowo, jednak zdecydowała uczepić się szansy. Jednakże...
- Zważaj na słowa niecna kreaturo - rzekła po smoczemu - Jeśli skrzywdzicie kogokolwiek, kogo krzywdzić nie należało, zasmakujecie mego gniewu... a doskonale wiecie, co potrafią uczynić smoki... - dokończyła trochę nie swoim głosem.
Lea nie miała pojęcia czemu to powiedziała. Jej wzrok przesłoniła pomarańczowa barwa. Chwyciła się jedynie jedną ręką za głowę jakby z powodu jakiegoś bólu i zamknęła oczy. Wyrwał się jej lekko słyszalny pomruk i nagle wszystko wróciło do normalności.
- Nie strasz nas potomków Wspaniałych nimi, bo nie jesteś godny by o nich nawet wspominać elfie. - szczeknął w smoczym dowódca koboldów.
- E? O co chodzi? - zapytała zdziwiona.
- Szalony elf. - szczekliwie przemówił w smoczym Rgax, dowódca koboldów.

Przywdziała szatę i podała jedną niebianinowi. Uszy wyglądały pod kapturem odrobinę zabawnie tworząc imitację małych rogów.
- To kiedy ruszamy? - zapytała z miną ewidentnie świadczącą o tym, że nie do końca wiedziała, co się przed chwilą stało.
~ Dobre pytanie.~ pomyślał Basanta zakładając ubranie kultystów żeby być rozróżnionym.

Przyglądając się doskonale wyposażonym koboldom (duże tarcze, lekkie kusze, krótkie włócznie, krótkie miecze, kolczugi a nawet napierśnik u dowódcy), wszyscy mający związek z walką poznali, iż mieli ogromne szczęście, iż nie przyjęli walki na warunkach koboldów i nie weszli do wartowni przy barbakanie. Zostali by wyrżnięci tam w pień. Takie myśli towarzyszył im gdy koboldy sprawnie, w szyku prowadziły ich korytarzami jaskiń w kierunku świątyni Dziwnych, kultystów zła.
Drużyna zmuszona była przeciskać się nieużywanymi zwykle przez kultystów korytarzami, gdzie tylko istoty wielkości koboldów czuły się swobodnie.
Korytarze i jaskinie przez które prowadziły ich koboldy były piękne. W jednym mijanym korytarzu było jasno niemal jak na powierzchni, a to dzięki wielokolorowym naturalnym kryształom świecącym różnymi kolorami.
W następnym Lea natknęła się na pięknie ukształtowane jaskiniowe kwiaty (kryształy halitu soli w ukształtowane na kształt kwiatu).
Przebrzmiały cztery dzwony, gdy koboldy wprowadziły ich do korytarza, który rozbłysł świateł gdy tylko drużyną wniosła do niego światło. Ściany były z minerału, który zwielokrotniał światło z niesionych przez towarzyszy źródeł światła.
Po drodze minęli kilkukrotnie kilkuosobowe grupy kultystów dążących do świątyni głównymi korytarzami. W strojach i towarzystwie koboldów nie byli niepokojeni przez nie.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 23-11-2015 o 22:41.
Cedryk jest offline  
Stary 30-11-2015, 09:10   #148
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
W końcu koboldy zatrzymały się w jaskini.
Rgax a także inne koboldy długo wpatrywały się w jedną ze ścian zanim się odezwał.
- Uroczystości trwają już ale to jeszcze nie główne obrządki, nie skończył bić dzwon.
Jakby na potwierdzeni tych słów dzwon wybił trzy razy.
- Trwa orgia, Dziwne zabawiają się ze swoimi ofiarami. – powiedział patrząc w gładką czarną ścianę.
- Widzę siedmiu strażników, kilkudziesięciu Dziwnych różnej rangi oraz ofiary. Korytarzem tym dojdziemy do świątyni.

Gdy drużyna weszła północno wschodnim wejściem do świątyni kultystów, oczom im ukazali się zebrani kultyści. Było ich ponad pięćdziesięciu. Większość z nich przebywało na naturalnych nieco tylko poprawionych narzędziami arkadowych jakby balkonach. Stało tam wiele otoman, na których siedzieli obserwując lub nie obrządek. Jednakże były tam też pary, czy nawet trójkąty zajmujące się tylko sobą.
Na balkonie stało siedmiu strażników, których łatwo można było poznać po dzierżonych pięknie wykonanych halabardach.
W dwóch miejscach z tych balkonów prowadziły szerokie schody w dół.
Sam świątynia zaś miał jakieś sześćdziesiąt jardów średnicy.
W dole w jakby naturalnej, lecz obrobionej niecce odbywał się orgia. Pośrodku do dwóch stołów jakby krzyży mechanicznie podniesionych do poziomu były przywiązane dwie gołe młode kobiety. Nie ruszały się. Były to poszukiwane bliźniaczki.
Wokół na trzynastu otomanach nagie kobiety dusiły sznurami klejnotów, swoich partnerów. Całe pomieszczeni wypełniały magiczne i nie tylko jęki rozkoszy i bólu.
Stojąca pośrodku, pomiędzy unieruchomionymi bliźniaczkami, piękna blondwłosa kultystka w fioletowym jedwabnym tiulu, odkrywającym całe jej ciało, kończyła wymawiać słowa w nieznanym języku.
Potem rzekła w wspólnym.
- Wstańcie i służcie Czarnemu Panu.
Z otoman podnieśli się, nieco sztywno, uduszeni przed chwilą partnerzy kultystek. Drużyna z łatwością domyśliła się, iż ma przed sobą nowo powstałych nieumarłych.
Dostrzegli jeszcze, iż otomany stały w granicy wyznaczanej przez srebrny okrąg znaków magicznych. W drugim już złotym znajdowało się tylko siedem otoman, zaś maszynerie od których przywiązane były bliźniaczki znajdowały się w trzecim srebrzyście połyskującym okręgu.
To co widział Baedus było okropne a zarazem zauważył ilu tam było ludzi.
- Trzeba narobić zamieszania. Miejmy nadzieję, że kręgi ograniczają też ruch tych nieumarłych. Proponuję by wszyscy wycelowali w przywódczynie, i strzelili do niej naraz. Powinniśmy ją zabić. To wywoła chaos i powinno wielu szeregowych członków spłoszyć. O ile byśmy ją zgładzili. - powiedział do wszystkich w tym do koboldów. Wszak miały one kusze.
- Popieram ten plan - powiedział Couryn, a stojąca obok niego Leila skinęła głową. - Z małymi zmianami. Połowa strzałów w główną kapłankę, a reszta w strażników. Jeśli pozbędziemy się głównej kapłanki, nie będzie miał kto kierować pozostałymi. Zanim się zorganizują, rozprawimy się z pozostałymi strażnikami. Kto się przebije do dziewczyn, które chcemy uwolnić? - spytał.
- Zgoda. - skinął Courynowi kapłan. - Zostało mi trochę magii leczącej. Potrafię też odegnać nieumarłych. I jestem gotów zaryzykować. Lea jest pewnie lepsza ode mnie w walce na miecze, pomogłaby zabijać strażników i odciągnęła uwagę ode mnie. - zaproponował otwarcie wiedząc, że paladynka również nie zlęknie się ryzyka.

W czasie gdy towarzysze ustalali plan działania, koboldy powoli przygotowywały kusze do strzału.
W tym czasie prowadząca obrządki kapłanka przemówiła.
- Nasi honorowi goście - wskazała na przywiązane pośrodku bliźniaczki - nie spodziewały się zapewne, że rytuał Sune, “Pierwszej nocy”, którego jeszcze nie obchodziły, będzie miał taki charakter. - Po tych słowach roześmiała się, czemu towarzyszył rechot zgromadzonych kultystów, przynajmniej tych, którzy nie byli zajęci sobą.
- W końcu nie każdy ma zaszczyt stracić dziewictwo z i…
Tyradę kapłanki zakończyły bełty koboldów i ruszająca do szarży Lea. Wszystkie wystrzelone przez koboldy bełty trafiły, wbijając się w fontannach krwi w ciało kultystki. Zachwiała się na nogach, lecz utrzymała się na nich.
Jakaś fioletowa plama przemknęła wśród znajdujących się dookoła kultystów - a raczej ludzi, którzy nie do końca wiedzieli, czego chcieli. Osoba na samym środku postanowiła to wykorzystać i stworzyła sobie jakiś kult. To się elfce nie podobało.
Przyćmione światło kryształów odbijało się nieśmiało od flamberga. Jednak mało kto zdołał to zauważyć poza nieproszonymi gośćmi, którymi była Lea oraz jej towarzysze. Cała uwaga została skupiona na naszpikowanej pociskami kultysce.
Szarża poskutkowała cięciem w brzuch i rzeką krwi spływającej z boku. Paladynka zatrzymała się za plecami swojej przeciwniczki i uniosła miecz.
- Ty... - przez zaciśnięte zęby zdołała z siebie wyrzucić kultystka, lecz nie zdążyła dokończyć zdania.
Dwurak głęboko zatopił się w ramieniu przeciwniczki tnąc ciało do momentu, aż rozcięło serce.
- Przepadnij w otchłani - skwitowała Lea i wydobyła miecz z wroga, który padł natychmiast na podłogę.
Elfka miała twarz i fioletową szatę ochlapaną krwią, jednak się tym nie przejmowała. Zdarła z siebie ubranie należące do nieznanego kultysty odsłaniając swe zwykłe ubranie oraz symbol Sune. Uśmiechnęła się do zszokowanych dziewczyn.
- Nie martwcie się. Przybyła kawaleria - powiedziała i odwróciła się do wrogów, by mieć ich w zasięgu wzroku - Pozwólcie, że was chwilę przed tymi dookoła ochronię, a później się wami zajmę, jak będzie bezpiecznie.
W tym czasie Ael dźgała jakiegoś mężczyznę będącego żywym trupem.
Powiedzieć, iz po zabiciu głównej kapłanki w świątyni zapanował chaos to mało, to było istne pandemonium. Kultyści nie uprawiający seksu, zerwali się z krzykiem z sof, ruszyli tłumnie do wejścia. Na drodze ich stała reszta drużyny.
Na środku cześć nieumarłych, rzuciła się na akolitki kultu. Dwie z nich chwyciły za symbole wiary i przejęły kontrolę nad ośmioma nieumarłymi. Jedna z pomocnic, akolitka został rozdarta przez dwóch nieumarłych, nad którymi nie sprawował nikt kontroli, wyrwali jej ręce. Trzy stworzenia trupie, jak rozpoznała poprawnie Lea, zaatakowały, poważnie raniąc mieczami dwie kolejne akolitki.
Z wejścia po drugiej stronie wybiegło siedmiu kultystów uzbrojonych w miecze.
Czterech strażników, nie potrafiąc rozpoznać agresorów ruszyła w kierunku wyróżniających się koboldów.
Te utworzyły rygiel. Czwórka z tarczami i włóczniami ochraniała kuszników i ładujących kusze.
Trzech strażników rzuciło się w kierunku Lei i porwanych.
Temu wszystkiemu towarzyszyły jęki rozkoszy i bólu. Dźwięki, które były widoczną oznaka przeklętego, skażonego utrwalonym złem, miejsca.
Aworrallex rzucił się szarżą na jedną z młodszych kapłanek, usiłujących przejąć kontrolę nad resztą nieumarłych, biorąc ją na rogi. Osunęła się po tym na ziemię, podtrzymując wylewające się z brzucha flaki.
Zrobiło się takie zamieszanie, że aż przyjemnie było popatrzeć na taki właśnie koniec kultu.
Problem na tym jednak polegał, że Couryn i jego towarzysze nie po to przybyli w to miejsce, by zniszczyć kult. A dokładniej - nie tylko po to. Najważniejszym zadaniem było uwolnienie porwanych dziewczyn.
Leila niemal równocześnie z Courynem strzelili do strażników, którzy pobiegli w stronę Lei. Oba strzały były celne i dwaj strażnicy wydali bolesne okrzyki.
Odgłos wystrzałów jeszcze nie przebrzmiał w pomieszczeniu, gdy Leila z okrzykiem "Osłaniaj mnie!" ruszyła, by zaatakować wspomnianych strażników. Rapier zalśnił w jej dłoni.
Couryn schował pistolet i trzymając krótką włócznię pobiegł za nią.
Krossar wystrzelił chwilę później do jednego z rannych strażników. Krossar następnie zaszarżował na strażnika będącego największym zagrożeniem dla sióstr Sune. Do koboldów krzyknął:
- W wolnej chwili strzelajcie do kapłanek. Stracą kontrole nad nieumarłymi.

Wiedział, że koboldy głupie nie są. Zajmą się kapłankami jak uporają się z kultystami bezpośrednio im zagrażającymi.

Natomiast Baedus po dużym zamieszaniu, aż go osłupiło trochę to trwało zanim się “ocknął” i wyciągając kuszę posłał bełt w stronę strażnika po czym dobył rapier i zaszarżował na kolejnego.
W szarż magowi pokładowemu przeszkodzili również spanikowani kultyści.
Spanikowani kultyści przeszkodzili w Courynowi w szarży na strażników otaczających Paladynkę. Jeden z nich wyszedł mu niemal na włócznię sam. Włócznia jego przebiła ryżego kultystę na wylot. Krew rzuciła się przez usta martwego kultysty, obryzgując maga bojowego. Szybko osunął się, bez jęku, pod nogi Courynowi.
Leili udało się uniknąć spanikowanego tłumu i zaatakowała najbliższego z strażników naciskających na Leę. Jej rapier szybko przebił jego plecy. Mimo, że już był postrzelony przez Couryna, cios ten nie zabił go jednak. Widząc to Lea wzięła potężny zamach, zaatakowała ranionego przez Leilę. Jej cios odrąbał zbrojnemu prawą rękę na wysokości ramienia. Nim ciało wroga dotknęło ziemi, był on martwy.
Bełt wystrzelony przez maga pokładowego trafił jednego z strażników atakujących stojące opodal koboldy. Ranionemu nie wyszedł cios, po czym w szarży nadział się na nadstawioną włócznię kobolda. Krew rzuciła mu się ustami i osunął się martwy, przed ścianą tarczy utworzoną przez koboldy. Następny strażnik, który szarżował na koboldy też miał pecha, włócznia raniła go głęboko i odskoczył od muru tarcz. Dwóch z nich było mądrzejszych nie szarżowała, ale i tak dostali się pod mur tarcz, gdzie otrzymali sześć ciosów włóczniami, na ich szczęście były dla nich to obrażenia niewielkie, w porównaniu do ciosów, które otrzymali szarżujący. Żadnemu z atakujących strażników nie udało się przebić przez obronę koboldów.
Kusznicy koboldów pod wodzą dowódcy skoncentrowali swe strzały na jednym z atakujących ich strażników. Pomimo, że aż trzy bełty z czterech wystrzelonych trafiły go, to nie zabiły.
Strażnicy kultystów atakujący Leę trafili. Jeden ciął ją przez prawe ramię halabardą, drugi pchnął w brzuch grotem swej halabardy.
Niebianin zaatakował kolejną akolitkę, dotkliwie ją poranił rogami.
Nieumarli walczyli praktycznie tylko między sobą. Kontrolowane przez dwie kapłanki kultystek z niekontrolowanymi.
Ael ciągle śpiewając zniszczył jednego z nieumarłych.
Krossar zaszarżował na tego strażnika, który pchnął Leę, lecz jego młot świsnął tylko obok niego.
Nadbiegającym z mieczami akolitom przeszkodził spanikowani kultyści.
Cedrik zaskoczony szybkim rozpoczęciem walki dopiero teraz rozpoczął swoją pieśń.

Koboldy w walce pozycyjnej z strażnikami radziły sobie bardzo dobrze. Zabiły ranionego uprzednio szarżującego strażnika, włócznia przebiła go niemal na wylot wybuchając ogniem.
Następnego, który był sprytniejszy i nie szarżował w poprzedniej rundzie dostał cios w bok i osunął się na ziemię w ranie zadanej przez włócznię, przez chwilę widać było ogień. Wpływ spóźnionego barda na walkę był znaczący. Kolejne dwa bełty wbiły się w ostatniego strażnika z atakujących koboldy. Wzmocnione ogniem pieśni Cedrika uśmierciły go.
Ostatnie dwa koboldy kusznicy zgodnie z poleceniem Krossara wystrzeliły bełty w kierunku akolitek. Jedna trafiona w szyję, w ranie widoczny był ogień, rzygnęła strumieniem krwi, po czym padła martwa, tracą kontrolę nad pięcioma nieumarłymi, które rzuciły się w kierunku nadbiegających z mieczami pomocników kultystek. Następna raniona wcześniej mieczami przez nieumarłych, dostała bełtem w plecy w ranie były przez chwilę widoczny ogień. Wirując od siły uderzenia bełtu padł na ziemię.
Nieumarłym kultystek udało się zniszczyć jednego z niekontrolowanych nieumarłych.
W tej grupie kotłowało się jeszcze trzy kultystki, w tym jedna kontrolująca nieumarłych i jedna poraniona przez nich. Sześć nieumarłych stworów walczyło ze sobą.
Ael zakończył życie kolejnego nieumarłego, nie przerywając swojej pieśni.
Lea widząc, iż to nie przelewki szybkim ciosem cięła w pasie tego, co uprzednio pchnął ją. Postrzelony wcześniej, teraz po ciosie paladynki wzmocnionym magią pieśni padł martwy.
Ostatni strażnik wykorzystał hak halabardy i przewrócił Krossara.

Krossar przetoczył się, halabarda uderzyła tuż obok tarczy, strażnik trafił w deski, które wydały głuchy odgłos, prawie jednym ruchem kapłan powstał.
Leila pięknym wypadem pchnęła wcześniej postrzelonego w bok, ostrze również wybuchnęło ogniem, lecz cios ten nie ranił ciężko strażnika
Couryn machnął włócznią, lecz nie trafił w umykającego kultystę, po czym udało mu się pokonać połowę drogi, jaka dzieliła go od walczącej żony.
Bełt Baedusa pomknął wysoko nad głowami akolitek.
Nad tym wszystkim unosiła się pieśń Cedrika, zagłuszając przeklęte jęki bólu i rozkoszy.

Lea skoncentrowała się na ostatnim otoczonym strażniku uzbrojonym w misternie wykonaną halabrdę. Płasko prowadzony na wysokości pasa mężczyzny flamberg rozciął go niemal w pół, w ranie szalał przez chwilę ogień. Śmieć przyszła po niego momentalnie.
Wtedy na Krossara oraz Leilę zaszarżowali dwaj pomocnicy akolitek z mieczami. Przeciwnik kapłan pchnął go potężnie w bok. Przeciwnika Leili został pęd szarży przeniósł obok niej, zahaczył tylko samym końcem miecza o jej lewe ramię. Miecznik, którego udana szarża ustawiła pomiędzy kapłanem i Leą, otrzymał potężny cios w lewe ramię od Krossara.
Ręka od razu zwisła bezwładnie wzdłuż ciała. Leila pchnęła swego przeciwnika, lecz nie wywarła na nim żadnego wrażeni cios rapiera Leili. Couryn widząc żonę całą zakrwawioną zaszarżował na jej przeciwnika i potężnym wypadem przebił go na wylot. Z jękiem miecznik osunął się martwy.
W grupie pomocników akolitek w walce z nieumarłymi padł jeden z nich, sami zaś zniszczyli również jednego nieumarłego stwora.

Baedus ponowił strzał, bełt trafił zranioną już przez nieumarłego akolitkę zabijając ją.
Strzelające na dalszą odległość koboldy okazały się już nie tak skuteczne. Trafiły dwa bełty w jednego z nieumarłych niszcząc go. Reszta spudłowała.
Dowódca koboldów rozkazał w smoczym szybki marsz w kierunku wrogów.
Dwie akolitki zakończyły swoje inkatacje, lecz nie było widocznych efektów tych czarów.
Niebianin szarżą zabił jednego z zbrojonych w miecze kultystów. Ael zniszczył kolejnego nieumarłego. Jego triumfalna pieśń ciągle brzmiała.
W tym czasie reszta kultystów umykała ze świątyni.
Leila bez wahania zaatakowała stojącego najbliżej niej miecznika. Cios był celny, a fioletowa perkalowa tunika nie stanowiła najmniejszej nawet przeszkody dla ostrza rapiera. Przeciwnik padł na deski, wypuszczając z ręki miecz.
Couryn, ku swemu zdziwieniu, nie miał koło siebie żadnego przeciwnika. Przynajmniej w zasięgu ostrza swej włóczni. Zaczął więc ładować pistolet, nie chcąc biegać po sali by dopaść jakiegoś wroga. Kulę chciał przeznaczyć dla jednej z pozostałych przy życiu akolitek.
- Krossarze, pomóż Leili - zawołał, widząc ze jego niedawno poślubiona małżonka ledwo trzyma się na nogach.
Lea słysząc prośbę Couryn szybkim spojrzeniem oceniała rany Leili. Szybko wyjęła dwa z ośmiu flakoników z miksturami leczenia średnich ran, przekazanych przez Bennona. Podeszła do Leili podała jeden flakonik, drugi sama zaś wypiła. Leila wypiła, potem zaczęła mechanicznymi ruchami ładować pistolet.
Koboldy zakończyły przegrupowanie, cztery bełty pomknęły w kierunku kapłanki kontrolującej nieumarłych, lecz nie dotarty do niej, odbijając się od niewidzialnej bariery.
Ael zakończył to co rozpoczęły magiczne pociski Beadusa, zniszczyła nieumarłego.
Miecznicy kultystów przez chwilę nieskutecznie wymieniali ciosy z nieumarłymi.
Jedna z akolitek rzuciła się na Aworrallex-a, dotkniętemu na wskutek czaru eksplodowały oczy, ochlapując kwasem znajdujących się w pobliżu nieumarłych oraz samą kultystkę.
Jej do tej pory piękna twarz, pod wpływem złości, strachu, krwi i kwasu przemieniła się w maskę która mogła przerazić najodważniejszych zbrojnych.
Druga z kultystek wyprostowała lewą rękę zakrzyknęła niezdumiałe słowa. Z jej ręki wystrzelił pocisk mroku, który ugodził Krossara, kawałek zbroi na jego piersi pokrył się lodem, który błyskawicznie tajał. Zraniony i otumaniony kapłan nie był w stanie nic zrobić przez chwilę.
Beadus użył magii wypuszczając z ręki magiczny pocisk kierując go w jednego z nieumarłych kontrolowanych przez kultystki. Stworzenie trupie nawet nie zwróciło uwagi na dwa magiczne pociski trafiające je, zajęte walką z innym nieumarłym.
Krossar krwawił z rozlicznych ran i zdecydował się wypowiedzieć leczącą modlitwę. Chciał zniwelować choć cześć obrażeń jakie otrzymał. Leilia otrzymała pomoc od elfki. Zatem moc kapłana nie była tam aż tak potrzebna.
Couryn początkowo chciał strzelać o jednej z kultystek, lecz widząc, że jest ona chroniona przed strzałami, posłał w jej stronę magiczne pociski.
Kapłanka ugodzona magicznymi pociskami zachwiała się krzyknęła z bólu i złości, tracą rzucany czar.
W tym czasie niebianin z rykiem wziął na rogi akolitkę, wbijając je w brzuch potem rozrywając pazurami. Osunęła się martwa pociągając za sobą niebianina.
W smoczym rozległa się komenda.
- Zombi.
Cztery bełty pomknęły w kierunku nieumarłych z którymi walczył Ael, inteligentny sztylet, dar Sune. Nieumarli z tej grupy zostali zniszczeni, ostatni przez Ael. Miecznicy zniszczyli jednego z nieumarłych, lecz ponieśli dotkliwe straty.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 30-11-2015, 09:12   #149
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Ostry i głośny głos wdarł się w pieśń Cedrika i Ael.
- Co to za przestój w ceremonii.
Drugim korytarzem, którym uprzednio nadbiegła grupa mieczników, wkroczyła ognistoruda piękna kobieta z asystą. W pierwszej chwili nie zauważyła walki, gdyż miał odchyloną do tyłu głowę, zaś w jej szyję wgryzła się, nie całowała piękna półelfka w zwiewnej błękitnej sukni.
Lea szybko zauważyła, iż wszyscy z grupy, a był tam jeszcze młody mężczyzna, dwoje chłopców i dwie dziewczynki, byli przykuci łańcuchami do pasa kobiety, nawet całująca ją przed chwilą pólefka. Wszyscy byli odziani elegancko i prawie w kolorach tęczy. W pierwszej chwili paladynka myślał, iż gówna kapłanka jest odziana w zwiewną fioletową szatę, jednak szybko dostrzegła, iż jest to pełna zbroja płytowa.
Najważniejsi nie giną głupio od bełtów, nie zajmują się też pomniejszymi obrządkami zostawiając to swym zastępcom.
Do jaskini wkroczyła główna kapłanka kultystów.
W końcu dostrzegała rozgrywając się w jej świątyni walkę. Pstryknęła niecierpliwie placami prawej dłoni. Na ten gest młody mężczyzna podał jej czarną laskę, którą do tej pory niósł.
Lea zaszarżowała i cięła z silnym obrotem bioder najważniejszą kultystkę, lecz ta mimo, że połączona z niewolnikami łańcuchami uniknęła jej ciosu.
Paladynka wysyczała tylko bezradnie przez zęby.
- Przeklęta
Główna Kapłanka z uśmiechem tylko wyszeptała.
- Sötétség.
Wokół niej, w okręgu sześciu jardów pociemniało.
Gryzący dym z wystrzałów szczypał w oczy Couryna, lecz mimo to zauważył, iż pocisk dokładnie wymierzony w przeciwniczkę nie dosięgnął jej. Zbyt wielka była wiara małżonków w to, że tak ważna persona nie będzie chroniona przed strzałami, że tylko zmarnowali proch. Krossar zaszarżował wzywając Istishia, lecz on również spudłował, pewnie z powodu nagłej zmiany oświetlenia.
Koboldy skoncentrowały ostrzał na grupie nieumarłych. Ich bełty zabiły miecznika i jednego nieumarłego stwora. Ostatnie stworzenie trupie zabił niebianin wspierany i kierujący się głosem Ael. Akolitka rzuciła się na najbliżej stojącego jej Couryna, kończąc w ten sposób wypowiadanie zaklęcia. Na ciele Corun pojawiły się magicznie rany, on sam zaś osunął się na deski.
Widząc to Mag Pokładowy wyskandował zaklęcie, z jego dłoni wyleciała kulka kwasu trafiając akolitkę.
Lea ponownie włożyła w swój cios całą złość i nienawiść, do niszczących w tak perfidny sposób piękno. Cios był potężny przerwał kultystce wypowiadanie zaklęcia. Wypalił w jej boku sporą ranę.
Przykuci do kapłanki krzyknęli z bólu i na ich ciałach pojawiły się krwawiące rany.

Leila bez wahania, z okrzykiem wyrażającym cały jej ból, zaatakowała akolitkę, która zraniła Couryna. Cios był celny, a płonąca żywym ogniem broń zadała takie obrażenia, że akolitka zachwiała się i słaniając ledwie się utrzymała na nogach.
Lea słysząc krzyk udręki Leili szybko oceniła sytuacje i oderwała torbę z fiolkami od pasa i rzuciła ją do niej.
Aworrallex kierując się na śpiew Ael zaatakował akolitkę powalając ją na ziemię.
Cedrik pod wpływem adrenaliny wydobył ze swojej duszy jeszcze więcej mocy. Jego głos stał się głośniejszy, bardziej donośny, a broń jego sprzymierzeńców buchnęła intensywnym płomieniem. Ci, którzy widzieli to już wcześniej poznali od razu co jest na rzeczy, a spojrzenie na ich sczerniałe dłonie tylko to potwierdziło. Ciała wszystkich walczących z kultem wypełniły się jeszcze większą mocą. Bard skupił się tylko na tym, to było najlepszym co mógł w tej chwili zrobić. Nie łudził się by jego strzały lub co jeszcze bardziej żałosne - miecz, mogły mieć znaczenie w tej bitwie. Obdarzając ich mocą swego śpiewu czynił robotę za kilku ludzi na raz, jeśli tylko jego towarzysze dosięgali swych celów.
Młot Krossara znowu minął przeciwniczkę.
Beadus wystrzeli z kuszy lecz pocisk odbił się.

Koboldy na rozkaz w smoczym dowodzącego nimi Rgax-a, podbiegły zaatakowały nadal w falandze kapłankę Dziwnych. Jedynie jednemu włócznikowi i ich dowódcy krótkim mieczem udało się dosięgnąć kapłankę. Rany Arcykapałanki Dziwnych były wypalane ogniem pieśni Cedrika. Niewolnicy krzyczeli z bólu, gdy magia przekazywała im kolejne rany, które otrzymała by ich pani.


Paladynka nie ustawała w walce. Wiedziała, że tylko śmierć kultystki uwolni nieszczęśników, a jeśli nadejdzie szybko to może nawet uda się im ich uratować. Tym razem jednak spudłował starając się nie trafić w kręcąc opodal kultystki dzieci.
Tym razem “arcykapłanka dziwnych” do kończyła czar i wokół niej zgasły wszelkie źródła światła i zapanowały ciemności
Leila, przeklinając własną głupotę i brak rozsądku, wyciągnęła z torby Lei fiolkę z leczniczą miksturą i wlała jej zawartość do ust leżącego Couryna.
Magiczna mikstura znakomicie podziałała i mag wnet stanął na nogach.
Znów jeden z włóczników i Rgax trafił Dziwną.
Teraz tylko koboldy i Lea mogli podziwiać efekty, kolejne rany na ciele zarówno kapłanki jak i niewolników, brak oświetlenia skutecznie uniemożliwił to innym. Tylko dzięki świecącemu klejnotowi w pancerzu dziwnej można było ją zlokalizować.
Ael dołączył do walczącej Lei, kierując się na pieśń Aela pozbawiony oczu niebianin również ruszył ostrożnie w tamtym kierunku.

Mimo że Krossar nie widział za dokładnie swojej przeciwniczki udało mu się ją trafić, odgłos jakby uderzenia w dzwon upewnił go o tym oraz krótki rozbłysk ognia.

Tylko Lea, Ael oraz koboldy widziały jak poranione dzieci ciągle w łańcuchach padły na ziemię.
Lea z zimna furią zaatakowała ponownie. Trafiła symetrycznie w drugi bok otwierając i jednocześnie przyżegając ranę ogniem. Jednakże ta nie przerwała inkantacji mimo tak potwornej rany.

Wszyscy z wyjątkiem koboldów znaleźli się w fali czaru, ogarnęła ich tak żałość, iż łzy same zalały im oczy.
Leila z animuszem zaatakowała kapłankę, lecz jej cios, chociaż na pozór precyzyjny, nie wywarł na przeciwniczce żadnego wrażenia. Oślepiona nie spostrzegała, iż przeszedł on dokładnie pod pachą
Nieco więcej szczęścia miał Couryn, którego kula kwasu rozbiła się na piersi kapłanki.
Nic nie widzący kapłan Wodnego Pana również spudłował, chociaż zdawało mu się, że cios trafił.

Tym razem koboldy miały pecha, żaden z ich ciosów nie dosięgną “Dziwnej”.
Arcykłanka rozpoczęła dziwne podrygi, będące widocznie jakimś tańcem, pewnie wstępem do czaru, gdy dosięgnął ją cios wielkiego miecza płaczącej Lei, przecinając ja w pasie w pół. Martwe ciało wykonało jeszcze kilka kroków, nim górna cześć oddzieliła się od kroczących jeszcze przez chwilę nóg
Wtedy to czary rozwiały się. Lea z płaczem przypadła do pierwszej, straszliwie poranionej dziewczynki. Ael zawisł przy niej. Włosy wiszące przy rękojeści sztyletu oplotły jej nadgarstek.
- Jeszcze żyją, pośpieszcie się! - krzyknęła zajmując się ranami pierwszej z niewolnic.
Krossar natychmiast rzucił się by pomóc niewolnikom.
Couryn i Leila poszli w jego ślady. Chociaż ich umiejętności lecznicze były prawdę mówiąc żadne, ale zawsze można było zdjąć komuś kajdany lub opatrzyć rany.
Lea szybko opatrzyła dziewczynkę. Stan jej ustabilizował się. Paladynka odetchnęła z ulgą. Krossarowi również udało się poprawić stan chłopca, którym się opiekował. Nadal był nieprzytomny, lecz już nie wykrwawiał się z ran. Couryn zajął się uwalnianiem niewolników z okowów. Leila miała zamiar zrobić to samo, gdy jednak uklękła przy ośmioletniej na oko dziewczynce, gdy zobaczyła krew wypływającą jej w banieczkach powietrza na twarz, usłyszała kaszel duszącego się własną krwią dziecka szybko wyjęła fiolkę z mikstura lecząca i ostrożnie wlała ją w jej w zakrwawione usta.
Dziewczynka szybko odzyskała przytomność z początku powiodła nieprzytomnym wzrokiem, chwyciła ją za dłoń, w której jeszcze tkwiła pusta fiolka po miksturze. Wyszeptał głosem znacznie młodszego dziecka.
- Mama
Leila była tym zaskoczona i nieco przerażona. Już zajmował się dziewczynkami Golddragon, nie chciała być matka, jeszcze nie teraz. Elza wodziła za nią wzrokiem zbitego szczeniaka, widziała iż będzie musiała się zająć zafascynowaną nią dziewczynką i przyjąć do terminu
Następne zdanie wypowiedziane głosem i słowami typowymi dla bardzo małego dziecka, znacznie młodszego niż uratowana dziewczynka.
- Chce do mama.
Krossar i Lea po kolei zajmowali niewolnikami. Udało im się wszystkich uratować, chociaż przytomność odzyskała tylko dziewczynka, której Leila podała miksturę leczniczą.
Couryn przez dłuższą chwilę przyglądał się dzieciom.
- Trzeba będzie założyć przedszkole - powiedział z cieniem ironii.
- Trzeba jak najszybciej opuścić to miejsce i powiadomić strażników o tej siedzibie - dodał. - A potem oczyścić to miejsce. Jeśli ktoś nie może iść, to sporządzimy jakieś nosze…
Rozejrzał się dokoła, po czym mina nieco mu zrzedła. Ósemka uwolnionych osób, z czego tylko jedna stała na nogach... Nijak nie dałoby się ich zabrać, chyba że znalazłby się wózek.
- Sprawdzimy tamten korytarz? - zwrócił się do Leili, Baedusa i Cedrika.
Przy nieprzytomnych nic w zasadzie nie można było zrobić, a przejrzeć wszystko raczej należało.
- Może tam jeszcze kogoś znajdziemy? - dodał.
Oczywiście mogły tam też leżeć stosy złota, tak mile widziane przez każdego poszukiwacza przygód.

Gdy walk się zakończyła się Cedrik przerwał swoją pieśń, wtedy to do stojących obok siebie Beadusa i Cedrika doleciały jęki rozkoszy. Po lewej, na otomanie zobaczyli dwie młode kobiety zajmujące się starcem, to ta grupa wydawała akurat wielce znaczące odgłosy. Nie zwrócili oni uwagi na ucieczkę kultystów, ani też na walkę tocząca się tuż obok.
Gdy Lea skończyła opatrywanie ran niewolników zwróciła uwagę na mistrzowsko wykonane halabardy i tak samo wyglądające miecze. Już chwiała podnieść jedną z halabard by przyjrzeć się im dokładniej, gdy na ostrzu zobaczyła wyłaniając się obscenicznie wykrzywione twarze nieco podobne do demonicznych. Zaskoczona aż się cofnęła. Wyszeptała modlitwę do Sune, skoncentrowała się zło było średnie. Miejsce samo promieniowało złem, zaś dodatkowo od broni było można wyczuć zło, chociaż jego siłę było trudno określić.
Krossar rozglądał się za czymś czym można by związać starca i panny. Po czym zwrócił się do Lei.
- Wyczuwasz zło w tamtej trójce? - niezależnie od odpowiedzi zwrócił się do przywódcy koboldów- Tamtą trójkę chcemy wziąć żywcem. Pomożecie mi ich pojmać?

Cedrik miał w wyposażeniu, które zabrał z powierzchni a było przygotowane przez współpracowników Bennona, liny nadające się doskonale do krępowania jeńców.
Lea przez chwile się koncertowała zanim odpowiedziała.
- Tylko od tego siwobrodego starca wyczuwam zło.
Leila zostawiła przytomną dziewczynkę, Iss jak się wcześniej dowiedział, by opiekował się nieprzytomnymi.
- Zajmijmy się tymi kochankami. rzekła z sarkazmem w głosie
Rgax jakby szczeknął, co było odpowiednikiem śmiechu.
- Możemy tam podejść i wycelować w niech kusze, albo od razu zabić. Z chwytaniem sami sobie musicie poradzić..
- Pojmiemy ich - powiedział Krossar pewnym głosem - bez zabijania tylko wycelujcie kusze. Zrozumieją powagę sytuacji - uśmiechnął się pod nosem. - Potem możemy sprawdzić ostatni korytarz. - spojrzał na Couryna szukając zgody.
- Nic nie zrozumieją, bo są bardzo zajęci bardzo ciekawymi rzeczami - powiedział Couryn, przypatrując się wspomnianej trójce... dopóki Leila nie obróciła mu głowy w inną stronę.
- Nie ma tu gdzieś wody? - spytała Leila pełnym niesmaku głosem. - Wiadro wody albo i dwa może by pomogły.
W pobliżu nie było widać żadnej wody, kałuże krwi, lecz nie wody.
Koboldy szybko podeszły do otomany, na której zabawiała się rozochocona trójka. Włócznie i kusze wycelowano w nich, lecz nie zwrócili na to najmniejszej uwagi.
Leila nie wytrzymała.
- Patałachy! - powiedziała. - Za ręce, za nogi. Pociągnąć. Krossar... Na co czekasz? Łap tę z brzegu za jakiś dostępny kawałek i pociągniemy.
W Leilę wstąpił duch dyktatorki.
- Cedriku, ty ją zwiążesz, jak już ją odkleimy od tego jegomościa - dodała.
Krossar chwycił jedną z dziewczyn i powalił na ziemię. Uciskał ją kolanem przy szyi by się nie poruszała. Rękę zaś dotkliwie wykręcił.
- Nie szarp się zabawa zostaje przerwana.
Dziewczyny nie bardzo się opierały, za to pożądliwie spoglądały na członków drużyny.
- Ale spragniona seksu. Już nie mogłaś doczekać kochana na swoją kolej? Nie trzeba nas szarpać. Chociaż ta pożądliwość Twoja moja droga jest podniecająca. Zrzuć tylko swoje wdzianko a zajmę się tobą.
Przyduszona przez Krossar mówić nie mogła a jedynie jęczeć, co też robiła a przy tym jej ręka kierowała się ku przyrodzeniu kapłana.
Za to podstarzały jegomość zachowywał się zupełni odmianie.
Z oburzeniem prawie się zapluwając wykrzyczał.
- Nie wiecie z kin macie do czynienia. Zniszczę was.
- Dobra, dobra - powiedział Couryn, podchodząc by wspomóc Leilę w związaniu drugiej panienki. - Możesz nam zrobić tę przyjemność i się przedstawić. Wtedy będziemy wiedzieli, ktoś zacz. Tylko zrób to szybko, bo nie mamy czasu na niepotrzebne dyskusje.
Krossar pomagał wiązać pierwszą dziewczynę. I spokojnie przysłuchiwał się rozmowie. Następnie planował związać drugą kobietę i na końcu starca. Choć był ciekaw kim okaże się kultysta, skoro już przeszedł do gróźb.
- Trochę rozsądku, chociaż późno - stwierdził siwobrody - Jestem Timothy Rewnhood skarbnik Alaghonu i członek jego rady miejskiej. - z dumą ogłosił swoja pozycję w stolicy
Leila z obrzydzeniem odsuwała się od namiętnie wyciąganych w jej kierunku dłoni.
Lea podniosła suknie jednej z kobiet i cisnęła ją w nią zafrasowana.
-[ i] Jesteście oskarżeni o porwanie bliźniaczek z rodziny Gemini, udział w krwawym rytuale zła, uczestnictwie w stworzeniu nieumarłych. …[/i] - Lea znacząco zawiesiła głos wskazując ręką pobojowisko.
Krossar spokojnie kończył wiązać drugą kobietę. Gdy paladynka zaczęła recytować zbrodnie pana skarbnika. Wpływowi ludzie mają wpływowych przyjaciół. Kapłan widział całą sieć implikacji jakie mogą wyniknąć z tego aresztowania. Obecność paladyna Sune zamykała jednak wszystkie inne rozwiązania niż prawidłowo wykonane aresztowanie. Czekał na reakcję mężczyzny i wręczył Lei sznur.
- Ale ... nas wynajął tylko do towarzystwa ten siwy misiu. - zacinając się odparła kobieta, szybko wdziewając swoją suknię.
Lea skrępowała siwobrodego podanym sznurem.
- Radzę wam puścić mnie, w innym przypadku zemszczę się krwawo, ja i mój ród.
wysyczał rajca przez zaciśnięte usta wdziewając strojny strój bogaty w w klejnoty.
- Stale te obietnice, i nigdy nikt nie chce nic z tego zrealizować - powiedział z udawaną niechęcią Couryn. - Leo, czy możemy zastosować tu prawo wojenne? Wymierzyć od razu karę za porwanie? A może lepiej będzie, jeśli poprosimy naszych znajomych, koboldy, by dostarczyły do wyjścia naszego gościa?
Baedus widząc, że reszta drużyny zajęła się uwalnianiem niewolników podszedł do zwłok i zaczął je grabić. Podszedł do jednej z akolitek, którą zabił bełtem i delikatnie ją przeszukał. Chciał odzyskać swój bełt. Później udał się do Arcykapłanki żeby i ją też ograbić.
Pierwsza z akolitek niewiele miał poza za mistrzowsko wykonanym sztyletem, który w momencie chwycenia zaczął go kłuć stale zmieniającymi się kolcami na rękojeści. Miała też sakiewkę a w niej trzydzieści monet złotych. Jedna z nich polizała go w rękę, jakieś inne roześmiały się i zajęczały. Arcykapłanka oprócz magicznej zbroi wyglądającej jak zdobna suknia. Miała lekki buzdygan w kształcie fallusa, magiczną laskę, którą stworzyła ciemność, jakiś złoty amulet najpewniej magiczny, a w sakiewce również złote monety jęczące perwersyjnie gdy się ich dotknęło. Na szyi miął również złoty amulet przedstawiający z jednej strony sześciopalczastą stopę, z drugiej też sześciopalczastą dłoń.
Iluzjonista gdy pochwycił sztylet to niemal od razu go upuścił z racji kolców, które wbijały się mu w dłoń.
-Cóż za cholerstwo! - krzyknął do siebie sprawdzając dłoń.
Kolce kuły, lecz nie raniły, był jednak sztylet nieprzyjemny do trzymania w dłoni.
Potem sięgnął do sakiewki gdzie wyjął jedną z monet a ta go polizała a reszta monet jakby się z niego śmiała.
~Co to za czary? ~ pomyślał Basanta i odrzucił sakiewkę.
-Zbierz to wszystko na jedną stertę - krzyknął do Besanty Krossar. Widząc, że czarodziej zaczął się interesować łupem.
Lea obróciła się słysząc krzyk Krossara. Szybko podeszła do maga, popatrzyła tylko z ironią i wzgardą na niego.
- Magowie powinni być rozsądniejsi. W takich przeklętych miejscach, często powstają przeklęte przedmioty lub złe. Czasem mają nawet pożyteczne właściwości, lecz za to kiedyś się zapłaci, zaś cena będzie wielokrotnie przekraczającą wartość przedmiotu. Czasami trzeba będzie swoim życiem zapłacić. Żaden przedmiot nie opuści tego miejsca nim go nie zbadam.
Potem obejrzała się.
- Teraz zabierzmy jeńców i będących pod nasza opieką, lecz wpierw sprawdźmy co się dzieje w korytarzu skąd nabiegła arcykapłanka “Dziwnych” kryje.*
Ton rozkazujący Lei był oczywiście dla Krossara niczym płachta na byka. Nie miała nad nikim z nich władzy. Co prawda przedmiotów... obawiał się również on sam. Jednak paladynka nie była żadnych ich znawcą. Mogła jedynie stwierdzić czy przedmiot jest “zły” czy nie. Nic o efektach ubocznych korzystania z niego. Kapłan wiedział, że nie każdy “zły” przedmiot negatywnie oddziaływuje na właściciela. Niektóre nie robią tego wcale.
- Rannych jest za dużo by ich przenosić na dużą odległość. Możemy ich jedynie ukryć wraz z nami i poczekać na pomoc która przybędzie z Benonem. Przedmioty powinny zostać zabrane w jakimś worku i ocenione przez profesjonalistę. Nikt z nas chyba w tym zbyt biegły nie jest. Z ofiarami niech zostanie Baedus i Cedrik. Reszta z nas niech sprawdzi ostatni korytarz - to była rzecz w której się zgadzali. Potrzeba zakończenia rekonesansu przez ostatni korytarz.
- [i] To racja[i] - powiedział Couryn. - Wszystkie przedmioty magiczne trzeba najpierw sprawdzić. I bez wątpienia nie na własnej skórze. Nie chwytajcie wszystkiego. Jak już, to do worka, ale ostrożnie.
- A korytarz zaraz sprawdzimy - dorzuciła Leila, ładując pistolet. - Co prawda nikt tam już nie powinien się czaić, ale kto wie, a nuż znajdziemy kolejnych jeńców.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 30-11-2015, 09:14   #150
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Korytarz wyłożony był płytami odbijającymi światło świecących kryształów, tak że było w nim jasno jak w dzień. Kończył się ozdobnymi drzwiami z zza których dochodziła muzyka. Komnata była urządzona z przepychem, na środku znajdował się zastawiony stół przy którym biesiadowało siedem kobiet. W rogu stał klawesyn magicznie grający melodię.
Lei nie spodobała się grając muzyka. Już od progu czuła narastający napór na jej umysł.
- Ta muzyka jakoś ogłupia! - zakrzyknęła po czym rzuciła się wyłączyć klawesyn. Nie odważyła się zniszczyć magicznego przedmiotu, nie wiedząc jaki mogło by to mieć skutek.
Dostrzegła jednak w boku instrumentu w specjalnej niszy wetknięty flakon z jakimś płynem, który wyrwała uciszając instrument. Potem poznawszy, iż ma w ręku falkon z płynnym bólem cisnęła go o ścianę. Rozbił się, ciecz spłynęła po płaskorzeźbach o jednej tematyce seks. Najpierw oglądała je zaciekawiona przez chwilę, zarumieniła się nawet widząc nieprawdopodobną kombinację seksualną dwóch kobiet i pięciu mężczyzn. Potem jednak wściekła roztrzaskała kolejną płaskorzeźbę wielkim mieczem, gdy dostrzegła na niej demona spółkującego lub gwałcącego kobietę.
Brak muzyki oraz gwałtowne działanie Lei wyrwało, powoli kobiety, jakby z wyciszenia lub dziwnego spokoju.
Grupa ucztująca w takim spokoju była różnorodna. Składała się z dwóch młodych kobiet, niemal dziewczynek, dwie kobiety były w zaawansowanej ciąży, dwie wyglądały na panie radości i zapewne nimi były. Ostatnia, strojnie i dostatnio odziana wyglądała na szlachciankę, więc zapewne była kurtyzaną. Dobór kobiet do ofiarnego rytuału był też symbolicznie oczywisty.
Pierwszy raz i czystość reprezentowały dziewice, niewinność nienarodzone dzieci, sprzedajność kurwy, przebiegłość kurtyzana.
Ona też odezwał się jako pierwsza do osoby najbardziej charyzmatycznej w grupie, wybierając Cedika. Ten z zafascynowaniem obserwował uwiecznione w płaskorzeźbach sceny erotyczne, więc nawet nie dosłyszał pytania zadanego przez kobietę.
- Wielmożny Panie zostałyśmy wynajęte, hojnie opłacone, do udziału w orgii stowarzyszenia, lecz czas już mija więc zaczynajmy albo płacicie drugie tyle za czekanie.
- Przyjecie odwołane, drogie panie - powiedział Couryn. - Skoro wam już zapłacono, to najlepszym wyjściem będzie, jeśli sobie pójdziecie do domu. A kto wam zapłacił? - spytał.
- Annaja Serfin, przewodnicząca waszemu bractwu. Wskażcie nam tylko drogę, gdyż przywiedliście nas tu w kapturach, zasłaniających całkiem twarze. - odparł wydymając lekko ponętne wargi kurtyzana.
W czasie gdy Couryn konwersował z piękną kurtyzaną obserwowany bacznie przez krzywiąca się Leilę, Lea obchodziła stół z medalionem ofiarowanym przez Bennona sprawdzając jadło napitki i same kobiety. Kamień w medalionie był czarno, zielony ostatni pasek był na czarny i sięgał trzeciego rzeźbienia, które według Bennona oznaczało czas dwunastu dzwonów.
Jedzenie było zatrute śmiertelną trucizną, która miał zadziałać w dwanaście godzin od przyjęcia. Nikt kto spożywał to jedzenie nie miał przeżyć tego dnia.
- Podano im śmiertelną truciznę w jedzeniu i trunkach. Mają mniej niż dwanaście godzin życia. - poinformowała towarzyszy a przy okazji zgromadzone kobiety.
- Znacie się na leczeniu lepiej, niż ja - Couryn powiedział do Lei i Krossara. - Podobno na wszystko są lekarstwa i odtrutki. Można jakoś ustalić, co to za trucizna?
- Szkoda czasu, nie ma co kombinować. Panie muszą iść z nami. Miasto zapewni im pomoc. Jeśli nie, osobiście zapłacę za ich wyleczenie w świątyniach. Podjęłyście się moje drogie - zwrócił się do kobiet - zadania, które miało was zaprowadzić na cmentarz. Tutejsze bractwo to czciciele mrocznego boga lub demona. Wy zaś miałyście zostać złożone w jakieś ofierze. Na pocieszenie mogę dodać- stwierdził dość niesfornie - że wy przeżyjecie, a oni już nie oddychają. Jestem Krossar kapłan Ishati a to moi przyjaciele. Wyprowadzimy was stąd.
Baedus wyciągnął worek i na polecenie Krossara zaczął pakować przedmioty do niego.
- Nie ma takiej potrzeby, antidotum dział na wszystkie. - stwierdziła Lea wskazując zasobnik z fiolkami, który nosiła obecnie Leila.
Wtedy odezwał się milczący do tej pory Aworrallex. Prowadzony przez Ael dotarł właśnie w tej chwili. Jego owinięte już zakrwawionym bandażem oczy przypominały wszystkim obecnym, iż mogli skończyć jako pozbawieni oczów ślepcy.
- Co nie jest koniecznie, gdyż potrafię dzięki swoim mocom, ofiarowanym przez Sune uleczyć zatrutych.
Koboldy widząc, że więcej walk nie będzie wycofały się do świątyni kultystów.
W czasie gdy niebianin neutralizował trucizny krążące w organizmach kobiet, w tym czasie Lea z Leilą przyglądały się magicznemu klawesynowi. Było na nim kilka ustawień opisanych w języku, którego nie znały. Jednakże samo używanie płynnego bólu jako jako siły napędzającej było odrażające, mimo to Lea nie wyczuwała od tego przedmiotu zła.
Neutralizacja trucizny trwała już dłuższą chwilę, gdy z świątyni dobiegły głosy i jakieś huki.
“Złote Smoki” ruszyły do świątyni zostawiając kończącego neutralizowanie trucizn niebianina i Ael z jeńcami oraz uwolnionymi.
W świątyni było zgromadzone całe plemię koboldów. Trupy kultystów zostały już poporcjowane i zapakowane, pozostały tylko ślady w miejscach gdzie koboldy parały się rzeźnictwem.
Pośrodku świątyni koboldy dzięki zamontowanemu u sufitu systemowi bloczków odwalałyz drewnianych bali, kamienną studnię o średnicy pięciu jardów. Opodal na worach przysiadała, wydając ze swojego miejsca polecenia Arraxa, zaklinaczka będąc wodzem tego plemienia.
Jak widać sprytna koboldzica do końca zawsze wykorzystuje nadarzające się okazje.
Krossar oddalił się od grupy i przysiadł przy koboldzicy.
- Udana współpraca z korzyścią dla wszystkich. Mam więcej takich propozycji. -uśmiechnął się.
- Pierwsza dotyczy handlu. Rzeczy z powierzchni, za rzeczy spod ziemi. Na górze nie ufają małym smokom -Krossar wypowiedział komplement pod adresem klanu koboldów. Licząc, że ktoś taki jak zaklinaczka go doceni -na dole nie lubią ludzi. Ty i ja jednak, możemy handlować. Na górze dużo jedzenia i różnych materiałów. Wszystko co tylko zechcecie, będzie wasze. Tu na dole, też są rzeczy pożądane na powierzchni - liczył na jakieś propozycje koboldzicy. - Minerały, zioła, egzotyczne zwierzęta.- sam zaczął zastanawiać się głośno.
- Handel uniemożliwi plemię orków, jeśli pomożecie ich wyrżnąć by opanować wejście do Podmroku, to będzie możliwa dalsza rozmowa. W innym przypadku idziemy w głąb opłacając się orkom i nie powrócimy już tutaj.
Odparła z szczeknięciem Arraxa, poznając bratnią duszę w Krossarze.
- Jak liczne jest plemię tych orków? - Krossar zaczął analizować możliwości - Wybicie ich będzie kosztować monety powierzchniowe. Trzeba ściągnąć więcej ludzi. Koszta musimy podzielić. Nie macie monet, ale wiem jak możemy temu zaradzić. Ludzie na górze są żądni nowości, lubią śpiewaków, ballady i historię. Dają za nie monety. Jeden z moich towarzyszy jest bardem - wskazał w oddali Cedrika - Zabicie dziwnych to na górze będzie wydarzenie. - krótko ale będziemy w centrum uwagi dodał w swoich myślach. Zwłaszcza, że skarbnik miasta okazał się kultystą. Jego ród nie da nam i tak spokoju. Więc przynajmniej zarobimy. - Musimy silnie oddziaływać na widzów. Chciałbym za twoją zgodą pokazać im wasze białe smoczątko. To zapewni nam dobry zarobek. Gdy on będzie na górze, ktoś zostanie na dole z wami by zagwarantować jego powrót. Jeden z moich towarzyszy lub ja sam. - uważał, że przyda się na górze. Lecz jeśli nikt nie zechce zostać z koboldami zrobi to osobiście. Cedrik potrafił przyciągnąć setki ludzi do pracy. Kapłan wyobrażał sobie pokaz dla arystokracji, elity miasta. Usłyszeć największe wydarzenie ostatnich dni w mieście, posłuchać muzyki… Zobaczyć smoka. Brzmi jak pokusa dla najbogatszych. Ba kapłani Sune będą im wdzięczni i zapewne pomogą w organizacji.
- Podobnymi obietnicami zwiedli nas “Dziwni”. Twe słowa wiele mówią, nic nie dając. Są dla plemienia niekorzystne. Taką propozycją nie jesteś mi nic w stanie zaproponować. Przedstawiłam propozycję plemienia. Wpierw pomoc w zniszczeniu plemienia orków i przejecie ich ziem, wtedy dalej możemy negocjować. - zaklinaczka pokazywał zęby co było odpowiednikiem uśmiechu u ludzi.
- Macie jeszcze chwilę czasu na namysł, potem odchodzimy i najpewniej nigdy już tutaj nie wrócimy.
Couryn z niesmakiem przysłuchiwał się całej rozmowie. Na miejscu koboldów nawet nie próbowałby rozmawiać, tylko natychmiast zrobiłby w tył zwrot.
- Przecież jeśli smoczek nie wróci skrócisz kogoś z nas o głowę. Gdzie tu ryzyko? Nie widziałem w waszym obozie żadnego zakładnika dziwnych. -wskazał różnie w sytuacji Krossar. - Nie odpowiedziałaś mi również jak liczne jest plemię orków. Ataku na nich przecież nie przeprowadzimy z marszu. Teraz i natychmiast. Potrzebuję odzyskać swoją magię i zebrać żołnierzy do ataku. Potrzebny nam dzień, cykl, doba nie wiem jak to nazywacie. Może nawet dwa lub trzy. Musimy odpocząć. Ty i ja mała smoczyco wiemy, że to co mówię da nam obojgu duże korzyści. Mały klan zyska środki by stać się wielki, a ty staniesz na jego czele. - kusił wizją potęgi koboldzicę - Orki znikną.. ich ziemia i handel z powierzchnią, będą twoje. Wsparcie ludzkiego kapłana, to spora odmiana losu po niewoli u dziwnych. A jesteśmy od nich silniejsi w końcu oni leżą tam - pokazał palcem trupy - a my siedzimy tu. Dałem ci dowód dobrych intencji. Uczciwych umów. Odzyskałaś smoczątko, ale i wypełniłaś swoją cześć umowy. Dlatego ty i ja dalej rozmawiamy. Więcej umów więcej korzyści. - czekał na inicjatywę przywódczyni klanu. I jakiś sensowny układ z jej strony. Gadka “wy zabić, my korzystać” nie przemawiała do niego…
Koboldka przestała się uśmiechać z trzaskiem zamykając pysk.
- Nie igraj ze mną kapłanie. Dokładnie znamy warunki i nasze umowy. Gwarancją jest równowag sił pomiędzy nami. Jesteśmy w stanie zabić was wszystkich, lecz nie bez znacznych strat. W przeciągu, waszych mniej więcej czterech dzwonów, jednak sytuacja zmieni się diametralnie. Wiemy co się dzieje w naszych korytarzach. Nadciąga nimi oddział zbrojny, około pięćdziesięciu wojowników, według opisu jest też kilkunastu magów czy też kapłanów. Na tarczach mają wymalowaną głowę kobiety o czerwonych włosach. Pewnie to wasza Sune. Twoi zaś towarzysze nie kwapią się by potwierdzić Twoje słowa. Bard wygląda jakby układał nową pieśń i nic go nie obchodzi. - wskazała pazurzastą łapa na Cedrika stojącego nad powoli odkrywaną studnią, przejściem w głąb Podmroku.
- Pierwszy handel zaproponowałem wam ja a moi towarzysze po poznaniu warunków się zgodzili. Teraz też zapytam ich o zdanie. Jednak muszę mieć twoją zgodę. Ci nadciągający ludzie mogą nie okazać się przyjaźni dla was. Mógłbym ich zatrzymać.
Araxa ryknęła na co odpowiedział ryk wszystkich członków jej plemienia.
- Nie będziesz mi groził miękkoskóry…
- Nikt ci nie grozi mała smoczyco. Chce umowy, nie krwi.
- Chcę przysięgi krwi od wszystkich twoich towarzyszy, obłożę was też Geas do czasu, aż wypełnicie swoje przysięgi. Wszystkich w tym tego kapłan Sune, którego pozostawiliście w sali tortur “Dziwnych”. - potem wyszczerzyła kły.
- Masz dwa dzwony, potem odchodzimy nim nadejdą wasi sprzymierzeńcy.
- Nie potrzebuję nawet ułamka dzwonu mała Smoczyco. Mam lepszy pomysł. W mojej kulturze czar Gaes to obraza. Brak zaufania.. Zresztą ktoś musiałby rzucić go również na ciebie.
- A cóż to brak zaufania? Geas rzuciłabym tylko ja. Mamy powody by nie ufać miękkoskórym, ludziom, drugi raz nie dam się tak łatwo zwieść.
- [i] Ci którzy cię oszukali leżą tam[i] - ponownie wskazał trupy- ja dotrzymałem słowa. Mam inną propozycję bezpieczną dla nas obojga.
- Co nie daje jednak gwarancji, że gdy zmieni się sytuacja na waszą korzyść nie wycofacie się z niej lub nie zmienicie, jak to zrobili “Dziwni”. Też z początku ich umowa wydawał się bardzo korzystna, lecz gdy mieli przewagę wykorzystali ją natychmiast złamali umowy.
- Zatem wysłuchaj umowy z gwarancjami. Najrozsądniej byłoby byście odeszli nim nadejdą ludzie z korytarzy. Przekupisz orków i miniecie ich pozycje. Klan ma zapasy, więc może zostać za terenem orków kilka dni bez ryzyka. W tym czasie spróbuję przekonać innych by zająć się orkami. Gdy ich pokonamy, zaczniemy handel. Jedyny problem to, że kapłani Sune mogą chcieć zakopać tunel. - zwrócił się do koboldzicy niemal konspiracyjnym szeptem - jest inne zejście? To widziało zbyt wiele osób.
-Krossar ma rację. Jak pokonamy orków to wtedy będzie można porozmawiać o handlu z wami - wtrącił się w rozmowę Basanta.
- Nie znam żadnego w pobliżu. Do najbliższego wyjścia na powierzchnie jest dwa miesiące drogi korytarzami Podmroku
- Masz sposób byśmy mogli rozmawiać z pomocą magii? Żebym mógł przekazać ci wiadomość czy atak na orki się odbędzie?
- Sama mogę się z tobą skontaktować, lecz nie znam sposobu na to byś się ze mną skontaktował skoro nie znasz tego czaru
- Czy gdy nawiążesz zemną kontakt będę mógł odpowiedzieć?
- Owszem.
- Zatem porozmawiam z moimi przyjaciółmi i zobaczę co da się zrobić. Teraz odejdziecie bezpiecznie. Odezwiesz się do mnie za dzień i zobaczymy co wskóram w sprawie orków i czy tunel zostanie zawalony czy uda mi się przekonać ich do jego pozostawienia. Brzmi rozsądnie?
- Tak. odejdziemy zatem skontaktuje się z tobą, za dobę, gdy przejdziemy osadę orków, to dla na około pół dnia drogi dla was dzień.
- Ostatnie pytanie. Jak liczna jest osada orków?
- Ostatnio? Ponad sto osobników, lecz tylko trzydziestu wojowników. Reszta to samice i szczeniaki. - odparła zaklinaczka.
- Dziękuję. Zatem do usłyszenia mała smoczyco. Uważaj na siebie i swoją rodzinę w tych mrocznych korytarzach.
- Tak, też zrobimy. - potem odwróciła się do małego kobolda, który coś do niej wyszeptał i odeszła do swoich
Krossar wstał i udał się do Lei i Couryna i pozostałych towarzyszy. Opowiedział jej o rozmowie z koboldami. Nie zatajając żadnego szczegółu. Po czym zwrócił się do niej:
- Wiem, że może wydawać się dziwne to co im powiedziałem. Jeśli jednak zasypiemy przejście do Podmroku. Inne może zostać wykopane bez naszej wiedzy. Pomoc koboldom w przepędzeniu orków da nam na dole oczy i uszy. Sojusznika który choć jak wynika z mojej opowieści może okazać się trudny. To jednak dotrzymał słowa i pomógł nam uratować siostry Gemini. Bez tych koboldów nie dalibyśmy rady. Wiele zagrożeń może nadejść spod ziemi. Kontakty z nimi choć trudne uważam za korzystne dla miasta. Małe przymierze z dwustronną korzyścią. Tam żyją gorsze zagrożenia - wskazał na tunel - drowy i inne bestie. Zostalibyśmy zawsze ostrzeżeni przez te maluchy. Plugawą świątynię można oczyścić i założyć tu posterunek. Po pierwsze w nasze ręce mogą wpaść kultyści którzy nie dowiedzą się w porę o wydarzeniach dnia dziesiejszego. Po drugie zyskamy dobrze zabezpieczony punkt który odetnie nas od zagrożenia z dołu. Co o tym myślicie? - spytał kamratów gotowy na ich sceptyzm.
- Moim zdaniem to nie jest jednak najlepszy pomysł - powiedział Couryn. - Oczywiście wizja ewentualnych zysków może się komuś wydać pociągająca, ale mnie to wszystko nie przekonuje. Handel z Podmrokiem? Słyszałem o lepszych i bezpieczniejszych sposobach zarabiania pieniędzy. Na przykład polowanie na piratów.
- Jeśli koboldy nie poradziły sobie z orkami - mówił dalej - to będą niezbyt mocnym sojusznikiem. Nogą zostać raz dwa pokonane przez kogoś silniejszego i wtedy o niebezpieczeństwie nikt nam nic nie powie.
- Dobry powód, zawsze będzie to jakaś strefa ochronna. Nie wyczułam od nich zła, więc taki układ może być honorowany. Musisz przekonać tylko o tym Witającego. - odparła Lea w zamyśleniu wpatrując się w przygotowujące do odejścia koboldy.
Krossar zwrócił się wpierw do Couryna.
- Złoto ma w tym układzie znaczenie trzeciorzędne. Ta motywacja ma napędzać koboldy nie nas. Wiemy, że pod stolicą.. naszym domem biegną mroczne korytarze. Możemy je zasypać. I udawać, że niebezpieczeństwo zniknęło. Ktoś kiedyś go odkopie, dowie się od orków lub w inny sposób. Może wykopie wylot gdzie indziej… Wtedy mieszkańcy miasta będą zagrożeni. Orki mogą kiedyś się z kimś sprzymierzyć, zostać zmuszone do posłuszeństwa. Negatywnych scenariuszy są tysiące… Posiadanie tam sojusznika w postaci koboldów to lepsze rozwiązanie. Nie posiadanie tam nikogo czy orków o nieznanych nam zamiarach jest gorsze. Tam samo posterunek tutaj w miejscu zła, które posłuży do dobrych celów to ustanowienie drugiego zabezpieczenia. Druga linia obrony to lepsze niż nic. Czy ktoś może pokonać koboldy? Oczywiście. Wymiana handlowa jednak ich wzmocni z upływem czasu. Jest spora szansa, że ktoś z nich w razie porażki ucieknie. Ostrzeże nas szukając na posterunku ratunku dla własnej skóry. Dwa zabezpieczenia. Sojusz i posterunek są lepsze od kupki kamieni na drodze i czekania drogi Courynie.
Po czym zwrócił się do Lei.
- Dziękuję liczę, że powtórzysz mu swój osąd. Gdy się zjawi powtórzę mu to wszystko co wam.
- Przekażę mu moje spostrzeżenia, lecz to nie musi go przekonać. Bennon jest w końcu głową kościoła Sune na tych terenach. Będzie dbał przede wszystkim o jego interesy.
- odparła z uśmiechem Lea.
- Ale się w tobie obudził polityk. - zakpiła Leila. - Mnie jednak te argumenty nie przekonuję. Może przemówią do Bennona, ale do mnie - nie.
- To luźna wymiana myśli. Między przyjaciółmi. Rozumiem Leo kim jest Benon. Myślę, że moja propozycja będzie z zyskiem dla wszystkich również kultu Sune. Tymczasem dokończmy zbieranie łupów i poczekajmy na odsiecz.
Czas mijał, koboldy sprawnie opuszczały poziom świątyni, począwszy od kobiet, smoczka, dzieci i starców. Po czasie powrotu kosza można wnioskować, iż studnia, a raczej komin miał około stu pięćdziesięciu yardów głębokości. Na samym końcu postała tylko zaklinaczka w towarzystwie syna i jego oddziału.
- Za dobę otrzymasz wiadomość - rzuciła, potem wyjęła z sakwy różdżkę, wyszeptała w smoczym - Piórkospadnie - po czym rzuciła się w komin a za nią skoczył doborowy oddział koboldów.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172