Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2016, 16:42   #41
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Wcześniej uszkodzona ściana poszła całkowicie w drzazgi, kiedy potwór dosłownie wyskoczył ze swego leża. Jego małpia sylwetka znacznie przewyższała zebranych na placu ludzi, nie wspominając już o krasnoludzie, białe, zachlapanie w niektórych miejscach krwią futro, wyglądało na idealną ochronę przed mrozami, a z jego oczu ziała żądza krwi skierowana w tych, co śmieli mu przeszkodzić. Wydał z siebie ogłuszający ryk, kiedy pierwsza strzała Shalii z charakterystycznym dźwiękiem pofrunęła trafiając potwora w przedramię, widocznie nic sobie z tego nie robiąc.
Tropicielka, nim wystrzeliła, popatrzyła na istotę z pewnym zawodem, lecz szybko wróćiła do pionu wiedząc, że to coś może pozbawić ich życia z równą łatwością, co cięcie miecza, jednak ze znacznie większym okrucieństwem. Wiedziała, iż nie pochodzi stąd i miała wątpliwości, czy zwykła broń może ją zranić, a powiększyły się one, gdy strzała po prostu spadła w śnieg odbijając się od grubego futra. W opowieściach słyszała legendy o Yeti i coś w głowie mówiło jej, że to coś, co przed nią stoi, to żywy okaz tego gatunku.
Darvan podjął ten sam tok myślenia i doszedł do podobnych wniosków. Legendy o Wielkiej Stopie nie były obce na południu Avistanu. Odłożył więc swoją kuszę wykonując krótki zaśpiew. Z tego dłoni wyleciały dwa magiczne pociski trafiające potwora prosto w klatkę piersiową, zdecydowanie wyrządzając mu szkody.
Z ust Yulna wydobył się krzyk do Goruma, boga bitwy, i rzucił się do przodu przy akompaniamencie kolejnego świstu strzały wypuszczonej przez Lady Argenteię. Jego bieg był wyszkolony przez lata walk i służby w najemnych szeregach w Taldorze. Jego miecz ostry jak brzytwa, gotowy by zadać kończący cios swej ofierze, tarcza i pancerz twarde, prosto z Ziem Królów Linnormów, gotowe by stawiać czoła nawet tym smokopodobnym gadom.
Niestety - zapomniał, że śnieg bardzo utrudnia chód. Potknął się zaraz pod bestią, która wymierzyła mu zamaszysty cios prosto w klatkę piersiową, tym samym łamiąc żebra i posyłając trzy metry do tyłu.
Ivelios szybko ocenił sytuację. Yeti w ogóle nie zwracał na niego uwagi, co tylko wiązało się z korzyścią dla niego. Podkradł się, kiedy bestia powoli zaczęła się obracać w stronę atakującego Rohkara, wbił swój topór prosto w plecy potwora, który zawrzeszczał ogłuszająco. Obróciła się na pięcie i zamaszyście zaatakowała krasnoluda rozrywając jego skórzany pancerz i tworząc dwie potężne szramy na klatce piersiowej. Jego przeciwnik padł nieprzytomny na ziemię nie mogąc znieść tego bólu. Niski krasnoludzki lud zawsze uchodził za wyjątkowo krzepki, lecz kiedy nawet ci zaczynają padać na ziemię, to sytuacja zaczyna wyglądać bardzo źle.
Shalia cicho zaklęła pod nosem i kolejny raz oddała strzał z łuku. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jej strzała nie przebiła się przez naturalny pancerz Yeti. Z niepokojem spojrzała na Yulna, ale wyglądało na to, że przeżył, bo powoli zaczął się podnosić. Po uspokojeniu myśli dostrzegła sterczącą z obojczyka strzałę. Idealne trafienie.
Darvan powtórzył działania sprzed chwili, znowu sięgając po swoje zasoby magii. Poczuł jak przez jego przedramiona przemknęła energia elektryczna gdy utkał kolejne zaklęcie i je wypuścił. Czasami się tak zdarzało z niewiadomego powodu. Chwilę później dostrzegał, iż jego czar jakby był kierowany przez jakąś dziwną siłę, której nie rozumiał. Tak się stało i tym razem.
Dwa magiczne pociski lecące prosto w klatkę piersiową potwora nagle zmieniły kurs i trafiły ją prosto w oczodoły wypalając nie tylko je, ale również mózg. Krew w środku czaszki zagotowała się i ta eksplodowała zalewając pobliskie osoby posoką i szarą materią. Bezgłowy Yeti padł w śnieg barwiąc go na szkarłatny kolor.


- Hej, ty, nie ruszaj się! - zaapelował Darvan, spoglądając na herszta bandytów. - I rzuć broń!
- Ech, kurna. Serio? - rzucił z przekąsem odrzucając broń, jednocześnie patrząc wilkiem na zaklinacza - Widzę nie należycie do najinteligentniejszych.
- Jak mi przykro - mruknął całkiem nieszczerze Darvan - Shalio, zechcesz go związać?
Shalia popatrzyła na herszta, na Darvana, na herszta, na Darvana, na herszta… W końcu wzruszyła lekko ramionami.
- A po co? Zamierzamy go gdzieś zostawić, aby czekał na nasz powrót czy taszczyć za sobą bogowie wiedzą dokąd? Jeszcze nic nie znaleźliśmy poza tym stworem… - powiedziała, strzepując z płaszcza resztki bestii.
- Mądra dziewczynka - powiedział pod nosem herszt, lecz jego mimika się nie zmieniła.
- Nie chcę, żeby teraz narobił jakichś głupot - odparł Darvan. - A potem chciałbym się dowiedzieć, czego tu szuka.
- Nietypowy czas mamy, po nietypowe środki należy sięgnąć. Wiem, że cię więził, lady, ale wymordowaliśmy jego kamratów, a z bestią w zmowie nie był, jak widać. Pomógł nam. Porozmawiajmy. Może jeszcze pomoże - zwróciła się do ich, jakby nie było, przywódczyni. - I niech ktoś zajmie się rannymi! Są ważniejsi niż on…
Następnie zapytała niedawnego herszta:
- Po co wróciłeś? Czego tu jeszcze szukasz? I w ogóle, co się stało?
Ten splótł ręce na piersi zerkając kątem oka na bestię. Chyba się bał, że potwór nagle się obudzi jako jakiś zombie.
- Nie w smak mi było obozowanie w śniegu, więc postanowiłem wrócić do miejsca, gdzie jest ciepło. A tu widzę, że jakaś wielka małpa sobie zamieszkała w stróżówce, no to postanowiłem ją stąd wykurzyć. Proste - odpowiedział jej tonem pełnym złośliwości.
- Lady Argenteio? - Darvan spojrzał na ich pracodawczynię - Co z nim robimy?
Czekając na decyzję Argentei podszedł do Iveliosa, chcąc sprawdzić, czy wystarczy poklepać go po twarzy, by ocucić, czy też trzeba skorzystać z mikstury leczącej.
Stan krasnoluda wydawał się opłakany, ale stabilny. Został dość porządnie w klatkę piersiową, ale pancerz ochronił organy witalne - na szczęście. Yuln w tym czasie wypił coś z butelki wyciągniętej z plecaka i drugą podał Darvanowi wskazując na Iveliosa. Zapewne mikstura lecząca.
Szlachcianka zmierzyła przenikliwym wzrokiem herszta, który odwzajemnił jej spojrzenie w wyzywający sposób. Zastanawiała się przez chwilę nad czymś, aż się odezwała.
- Jak ci na imię? - jej oschły ton wypełnił plac.
- Rohkar Cindren. Bardzo mi niemiło - wywrócił oczami z lekceważeniem.
- Dam ci szansę… Albo pójdziesz z nami przerwać to szaleństwo, które ma tu miejsce, albo zginiesz w mękach. Co wybierasz?
Kiedy błękitnokrwista tak mówiła, Shalia oraz Darvan usłyszeli jakiś szelest wśród krzaków skrytych pod koronami drzew. Ktoś zdecydowanie ich obserwuje, ale nie miał zamiaru wychodzić z cienia.
- Wybór wydaje się oczywisty, prawda? - zachichotał pod nosem i oparł się o ścianę - W takim razie co robimy?
- Najpierw wejdziemy do środka - powiedział Darvan, który w czasie rozmowy tamtych zdążył poczęstować Iveliosa zawartością fiolki. - A potem sprawdzimy. czy ktoś się tam ostał żywy.
Mówiąc to spojrzał kątem oka w stronę krzaków. Wolał nie zostać zaskoczony kolejną niemiłą niespodzianką.
Shalia zmieniła łuk na miecz i od razu udała się w kierunku wejścia. Tępy herszt bandytów najwyraźniej nie zamierzał docenić szansy, którą mu dała. Zachowaniem przypominał jej aroganckiego Sergisa, który akurat nie miał na tyle szczęścia ani tym bardziej umiejętności, by przeżyć spotkanie z bestią. Nie zamierzała więc zamieniać już ani słowa z Rohkarem, a po prostu zająć się tym, w czym była dobra - działaniem. Częścią działań był zwiad, więc gdy już ranni byli nieco podleczeni i gotowi do dalszej drogi, łowczyni ruszyła ostrożnie przodem.
Ivelios ucierpiał podczas bitwy najmocniej, jednak dzięki pomocy towarzyszy zdołał się podnieść i zebrać swój sprzęt, po krótkiej chwili pogrzebał w swoim plecaku i zażył znajdującą się w nim miksturę aby jeszcze troszeczkę się podleczyć. Gdy mikstura zaczęła działać, subtelnie nasycając jego członki magicznym ciepłem, przypasał plecak, dobył swych toporów i spojrzał pobieżnie po okolicy, po czym udał się w drogę za towarzyszami, przechodząc obok martwego Yeti nie omieszkał kopnąć leżącego na ziemi truchła mrucząc pod nosem - Paskudna małpa, karwasz twarz. Porysowała mój pancerz, tfu - W tym momencie splunął siarczyście na potwora, i dodał głośniej w kierunku towarzyszy - Dziękuję za pomoc, mam nadzieję że następnym razem bardziej się przydam.- odparł i ruszył szybszym krokiem by nadążyć za wchodzącymi do budowli kompanami.
Tuż po przekroczeniu progu Darvan zwrócił się do Shalii.
- Miałem wrażenie, że ktoś siedzi w zaroślach i nas obserwuje - powiedział cicho.
Jakby na potwierdzenie tych słów, po odwróceniu się ujrzała parę złotych oczu wpatrujących się w nią, która zniknęła być może sekundę po ich dostrzeżeniu. Poczuła dziwny niepokój, ale uspokoiła się szybko. Znajdowały się one nisko nad gruntem i raczej to coś by ich nie zaatakowało widząc ich przewagę liczebną.
Chociaż fakt, że byli osłabieni po walce z Yeti, mógł skłonić do wrogich działań.


Tymczasem w pobliżu stróżówki
7 Arodusa 4713AR

Widziała przez oczy swego towarzysza działania awanturników walczących z bestią. Sama siedziała przyczajona z daleka od zagrożeń, by nie zostać zaskoczona przez dziwne bestie przetaczające się od jakiegoś czasu przez jej las. Była bardzo przejęta. Szukała sojuszników, by odnaleźć źródło tego wszystkiego i je zwalczyć. Ci, którzy walczyli z Yeti, w jej mniemaniu się nadawali.
Nagle wyczuła czyjąś obecność. Powróciła do swych zmysłów i podniosła leżącą nieopodal włócznię. Krokiem drapieżnika przemknęła w pobliskie zarośla i obserwowała. Niedługo później dołączył do niej wilk - jej towarzysz.
Za mostem ujrzała siedzącego na drzewie mefita obserwującego stróżówkę. Nie miała pojęcia kim jest ta istota, lecz nie należała do tutejszych. Mogła być tą, która wszystko rozpoczęła. Być może również kontrolowała potwora.
Oceniła odległość dzielącą ją od kreatury i rzuciła swą włócznią.

Południe
8 Arodusa 4713AR
Bliżej nieokreślone miejsce w Lesie Granicznym

Wnętrze stróżówki było zdemolowane przez rezydującą tu przez jakiś czas bestię. Przez jakiś czas martwili się, że coś może wyskoczyć ze skrytych cieniem rogów, ale głucha cisza i bystre oczy krasnoluda upewniły ich, że nic się nie czai na ich życia. A choć część z nich poczuła ulgę, to Shalia i Darvan wciąż byli w pełnej gotowości bojowej. Cokolwiek ich obserwowało - zapewne nie miało dobrych zamiarów. W ciągu kilku dni nauczyli się, że tutaj NIC nie miało dobrych zamiarów.
Na szczęście znaleźli zaginionych całych i prawie zdrowych. Kapłan Safander zdołał się przebudzić w trakcie walki i już się zajmował nieprzytomnymi w jego pobliżu. Ewidentnie mieli stanowić pokarm dla bestii. Tessarea, zaraz po ocknięciu się, wyściskała każdego z osobna za pomoc. Było to dziwne, o czym Shalia wiedziała, bowiem ta elfka raczej nie należała do osób uzewnętrzniających swoje emocje w ten sposób. Drugi krasnolud skinął jedynie głową i zawiesił na dłużej spojrzenie na Iveliosie. Jego mina ewidentnie mówiła "kiedyś musimy pogadać".
Po zabarykadowaniu się w kuchni, rozpaleniu ogniska i spędzonej w cieple nocy - kompletną już grupą składającą się z dziewięciu osób ruszyli dalej przekraczając powoli oblodzony most. Parli do przodu - wciąż po śladach, ale tym razem zupełnie innych. Były ludzkie i niewyraźne. Poruszali się dość powoli, bowiem trop rozchodził się na różne strony, jednak wciąż wracał na pewną linię prowadzącą wgłąb lasu.
Darvan, choć nie przyglądał się śladom, dostrzegł coś innego, zdecydowanie bardziej niepokojącego.
Pozostawione przez dłonie krwawe ślady na drzewach.
Poinformował o tym pozostałą część grupy tym samym powodując, iż na ich twarzach pojawił się ślad wątpliwości. Lady Argenteia jednak potrząsnęła głową i zaczęła iść dalej wiedząc, że jeśli oni zawiodą, to zgubiony będzie Taldor. Każdy z nich miał swoją motywację. Złoto czy ochrona własnego domu - na jedno wychodziło. Czujni i gotowi do walki, udali się za szlachcianką.

Dotarli na małą polankę, na której aż kłębiło się od śladów krwi, stóp i... łap. Łowczyni długo się im przyglądała, ale nie było wątpliwości, te ostatnie należały do łasicy. WIELKIEJ łasicy.
Ojciec Safander spojrzał jednak dalej, pod drzewo. Był tam spory kopczyk śniegu lekko poplamiony krwią. To nie było zbyt normalne, więc podszedł tam i z determinacją zaczął go odkopywać. Dołączył do niego Yuln, widocznie z szacunku dla kleru Wielkiego Łowczego również obecnego na Ziemiach Królów Linnormów. Pozostali krzątali się dookoła szukając czegoś, co mogłoby wskazać do czego tu doszło. Ivelios od razu dostrzegł inne wybrzuszenie w śniegu i znalazł tam zakrwawioną torbę podróżną należącą do jakiegoś łowcy wypełnioną jakimiś rzeczami. Shalia zaś odnalazła kołczan z dwoma strzałami. Ich groty odbijały czerwone światło, co oznaczało, że albo były wykonane z jakiegoś dziwnego metalu, albo były magiczne.
- Na bogów... - odezwał się krasnolud z młotem bojowym obserwując to, co wykopywała dwójka mężczyzn - Czy to...?
- To chyba Dryden Kepp - odparł smutno kapłan - A raczej jego rozczłonkowane ciało. Upierał się, że zapoluje na jakąś wielką łasicę, ale wydawało się nam, że to wymysł jego pijackiego umysłu.
Tessarea potrząsnęła głową widząc to i odwróciła wzrok nie chcąc patrzeć na zmasakrowanego młodzieńca, który tak często przychodził do niej po różne środki alchemiczne. Znała go również Shalia. Był to niezbyt przystojny, narwany młodzik średnio nadający się na łowcę, a także słynął z zamiłowania do alkoholu. Kiedyś wymyślił historię, że widział wielką białą łasicę przemykającą przez las. Wraz z tym, co tu odnaleźli, historia stała się wiarygodna.
Łowczyni poczuła ruch powietrza za swymi plecami. Szybko się odwróciła stawiając przed sobą swój miecz. Pierwszy rzucił się jej w oczy wilk o szarawej sierści i złotych oczach, a następnie stojąca na szerokim pniu kobieta w zimowym ubraniu złożonym z futer i skór. W prawej ręce dzierżyła włócznię, na plecach miała krótki miecz, przy pasie zaś sztylet oraz jakąś miksturę. Przez ramię przemieszoną miała torbę. Jej twarz naznaczona była jakimiś wymalowanymi wzorami nieznanego znaczenia.
Oczy wszystkich zebranych na polanie skupiły się na kobiecie, która pojawiła się znikąd, a ich broń była już w gotowości bojowej. Ta spojrzała na wszystkich z osobna, zeskoczyła z pnia i stanęła prosto tym samym dając znać, iż nie ma złych zamiarów. Zerknęła na tropicielkę spoglądając w jej złote oczy i skinęła na powitanie głową.
- Witaj, dziecię wilków północy - wypowiedziała w tylko jej znanym języku, po czym odwróciła się do reszty.
- Łasica jest już daleko stąd. Cóż przywiodło was tutaj, istoty miasta? - zapytała ich tutaj, choć wyglądała tak, jakby znała już odpowiedź. Stała spokojnie, oczekując na odpowiedź i nie obawiając się ewentualnych złych reakcji. W końcu nie była sama.

 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 01-05-2016 o 17:14.
Flamedancer jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172