Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2016, 16:36   #71
 
Demogorgon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znanyDemogorgon wkrótce będzie znany
Anna towarzyszyła dwójce krasnoludzic w milczeniu. Znosiła trudy drogi bez narzekania, co mogło być nieco zaskakujące. Jedyne o co poprosiła to chwila postoju o zmierzchu, aby przygotować nowe czary. Kiedy w końcu dotarły do miasta, wydała z siebie zaledwie niewielkie westchnienie ulgi.
Zamówiła skromny posiłek i pokój. Siedziałą w milczeniu, wysłuchując jak dwie krasnoludzice snują plany. Zjadła i dopiero wtedy się odezwała.
-Przede wszystkim musimy odnaleźć pana Sildara i Jorisa. Jeśli będziemy miały szczęście, może trafimy na nich na szlaku. Ale co do goblinów i jaskinii....Nie, zemsta to gra głupców. Najwaźniejsze jest ocalenie Pana Rockseekera. - Powiedziała. -No i jeszcze kwestia konfliktu w grupie. Owszem, może pani Piącha zmarłą w drodze. Ale jeśli nie? Co wtedy zamierzacie zrobić? - Spojrzała na dwie krasnoludzice.
 
Demogorgon jest offline  
Stary 09-09-2016, 20:17   #72
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Rozdział II. Phandalin

Phandalin
10 Eleasias, późny wieczór

Gospodyni nie wydawała się wystraszona ani urażona wybuchem Yarli. W końcu pracowała w miejscu, gdzie klientelę stanowili głównie kłótliwi klienci, z krasnoludami na czele; mimo to w gospodzie nie było wykidajły. Kobieta stwierdziła kwaśno, że jeszcze im tylko niedźwieżuków do szczęścia brakuje i obiecała, że wezwie kogoś kto opatrzy rany krasnoludzic jeszcze dziś. Na odchodnym zdzieliła ścierką przez łeb plączącą się po karczmie progeniturę. Jeden z trzech chłopców wyszczerzył zęby w uśmiechu z łatwością umykając karze, po czym wybiegł w noc; zapewne by wezwać medyka.

Kobiety miały chwilę na rozmowę o Piąsze, lecz decyzja krasnoludzić była szybka i konkretna. Półorczyca nie miała z nimi czego szukać. Chyba że będzie na łańcuchu. Potem dokończyły posiłek i udały się do swoich pokoi.


Nim rozległo się pukanie do drzwi Turmi i Yarla zdążyły się już umyć i oporządzić. Przynajmniej pobieżnie, bo żadna z nich nie pogardziłaby dłuższym wylegiwaniem się w gorącej wodzie by ulżyć zmęczonym członkom. Anna wynajęła osobny pokój, lecz po ablucjach przyszła do krasnoludzić zobaczyć jak się czują. Chucherko najwyraźniej poczuwało się do bycia częścią ich dziwnej kompanii nawet po przybyciu do Phandalin.

Gdy Yarla huknęła “Wejść!” do pokoju wsunęła się dość wysoka półelfka o ciemnej karnacji. Podążający za nią toblenowy syn, Pip, ciekawie zajrzał do środka, ale zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Witajcie, jestem Torikha Melune, kapłanka Srebrnej Pani - Selune. Trilena Stonehill przekazała mi wiadomość, że potrzebujecie leczniczych błogosławieństw.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-09-2016 o 19:48.
Sayane jest offline  
Stary 12-09-2016, 20:01   #73
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Jasne. Proszę wejść.- odrzekła krasnoludzica na widok kobiety. -[i]Dzielnie walczyliśmy, ale jak widać nie poszło wszystko po myśli. Leczenie by się nadało, ale pierwej podaj cenę. Niestety z nagrody za zadanie nici i możliwe, że nie na każdą usługę nas stać.
- Kogo licho przyniosło...pfu! - Siedząca w balii Turmalina miała porządnie namydlone kudły i piana ściekała jej wszędzie po twarzy - Mam nadzieję że nie jakiegoś nieletniego podglądacza, bo marnie się to dla niego skończy!
- Wezwała mnie do was sama Najjaśniejsza. Nie godnym by było, brać od was zapłatę. - półelfka uśmiechnęła się przyjaźnie ściągając z ramion płócienny plecak i stawiając go na krześle, grzecznie spuszczając wzrok by nie zostać wziętą za podglądaczkę.
-Najwyższa?- Yarla uniosła pytająco brew.
- Jaśniejsza… - poprawiła krasnoludzicę Torikha, wyciągając z plecaka medyczne przybory. - Którą z Pań mam pierwszą obejrzeć? - spytała wesoło, gotowa do pracy.

- Mój bełt wyszedł czysto, grot nie został - odparła złota krasnoludka zezując na pokryte pianą ramię, choć przez “pomoc” Yarli w tej materii, stwierdzenie to było dość dalekie od prawdy. - Z wierzchu zabliźnione, strupek odmiękł, ale w środku wciąż boli. Lepiej obejrzyj Yarlę, ona bardziej pocięta.
- Dobrze w takim razie na pierwszy ogień idzie Panna Yarla. - oznajmiła pogodnie kapłanka podchodząc do drugiej krasnoludzicy i uważnie ją badając, oceniając stopnie i rozległość urazów. Melune była bardzo delikatna i nienachalna w swym dotyku. Przez prawie całe badanie skwapliwie milczała, lecz pod koniec, gdy już podjęła decyzję od której rany rozpocznie, pozwoliła sobie na chwilę rozmowy.
-To z czym tak dzielnie walczyłyście, jeśli mogę spytać? - półelfka prawą ręką chwyciła za srebrny medalion Selune, lewą dłonią nakrywając największą z ran kobiety. W trakcie czekania na odpowiedź, cichym szeptem wypowiedziała treść modlitwy, która dała jej moc uzdrowienia.
-Ano jechalimy…- Yarla zaczęła, lecz po chwili dotarło do niej, że nie koniecznie musi o wszystkim opowiadać, a z pewnością o szczegółach ich misji -Traktem, kiedy natrafilimy na pułapkę. Gobliny, żeśmy ubili, ale kilka zbiegło to też pognalimy za nimi co by posiłków nie wezwały. Ale było za późno. To tak w dużym skrócie- dodała spoglądając na Turmalinę, czy aby jej towarzyszka nie ma czegoś do dodania.

Yarla stała nago przed kapłanką dając jej się obejrzeć bez najmniejszego cienia krępacji czy wstydu, a kiedy półelfka zaczęła mruczeć pod nosem słowa modlitwy, wojowniczka zamknęła się by nie przeszkadzać i nie rozpraszać jej.
Kapłanka zaleczyła ranę, po czym przyjrzała się swemu dziełu.
- Ooo gobliny… podstępne stworzenia. - mruknęła, podchodząc do plecaka i wyjmując z niego opatrunki i maści, po czym wracając i zajmując się resztą obrażeń. - Dużo ich chyba tutaj… - odparła zachowawczo, jakby nie do końca orientując się w tutejszych mieszkańcach ziem. - Chłopczyk którego posłałyście nie przekazał jak poważnych doznałyście ran… Postaram się je zasklepić i opatrzyć najlepiej jak potrafię, ale niestety będziemy musiały spotkać się jeszcze dnia jutrzejszego… - Torikha przystąpiła do smarowania skaleczeń specyfikami.

-To niedobrze. Zgubiłyśmy naszych towarzyszy w drodze, miałyśmy wyruszyć na poszukiwania zaraz po przykrym obowiązku zaleczenia ran. - Anna, która do tej pory siedziała cicho w kącie, jak zawsze studiując swoją księgę czarów. Wisiorek, którego używała w charakterze zamknięcia księgi, zacisnęła mocno w dłoni. -Szkoda, że sama nie mogę pomóc, ale nie jestem uzdrowicielką, znam inne typy czarów.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 14-09-2016 o 13:56.
Nefarius jest offline  
Stary 14-09-2016, 11:25   #74
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kapłanka skończyła opatrywać krasnoludzicę, nie odpowiadając tajemniczej dziewczynie w kącie.
- Teraz twoja kolej Panno…? - Melune zawiesiła głos, zdając sobie sprawę, że nie poznała imion zleceniodawczyń.
- Turmalina Hammerstorm, złociutka. Czekaj z modłami, aż wyjdę z balii i wytrę się, bo Pani Tymora ze śmiechu padnie - krasnoludka wstała, obejrzała się krytycznie, po czym uznała że nie ma na niej ani śladu krwi i brudu, więc wyszła z chlupotem z balii i zaczęła energicznie wycierać się szarym ręcznikiem dostarczonym wraz z balią. Skończyła i krytycznie spojrzała na suknię wiszącą na krześle - Stanowczo pożyczę tarę od karczmarzowej, nie chcę stracić ulubionej sukienki. Solidne pranie i trochę szycia przywróci jej wygląd. No, jestem gotowa. Z pewnością poradzisz sobie lepiej niż Skarbek. Chciał dobrze, ale faceci mają swoje ograniczenia…
- Jutro rano będziecie mogły odwiedzić mnie w świątyni Tymory lub jeśli chcecie przyjdę do was do karczmy. Niestety wizyta ta będzie już kosztować… ale cena jest symboliczna. Oczywiście, możecie zgłosić się też do szanownej siostry Garaele.
-Ja jestem Yarla.- przedstawiła się rudowłosa, wychodząc z balii z wodą, okrywając się wartko swoją flanelową koszulą, którą nosiła pod skórzaną kurtą -A to jest Turmalina i Anna. Dziękujemy za pomoc.- Yarla rzadko dziękowała, gdyż rzadko polegała na innych. W tym przypadku podziękowań wymagała kultura osobista krasnoludzicy -Jak trafimy do waszej świątyni?- spytała na koniec.
- Jest niedaleko - naprzeciw karczmy - Torikha pochyliła się nad drugą krasnoludzicą, oglądając i oceniając stopień jej obrażeń. Następnie ponownie pomodliła się do Selune, która obdarzyła ją mocą uzdrawiania, która ukoiła ból kobiety. Księżycowa Panna jej sprzyjała; po wszystkim, nie było już potrzeby zakładania opatrunków. - To powinno wystarczyć. - orzekła z uśmiechem.
- Czy panienka również potrzebuje opatrzenia? - półelfka, zwróciła się grzecznie do Anny, zachowując dystans między nimi.
-Błogosławieństwo twej pani byłoby na mnie zmarnowane. - Anna nonszalancko wzruszyła ramionami. -Jak widać, jestem zupełnie zdrowa. - Zatrzasnęła księgę i spojrzała na dwie krasnoludzice. - Czas chyba przejść do kolejnej, palącej kwestii. Co teraz?
- W takim razie nie będę zajmować waszego czasu. - odparła skwapliwie kapłanka podchodząc do krzesła i pakując swoje medykamenty. Gdy podeszła do drzwi, odwróciła się by pokłonić się trzem kobietom na dowidzenia. -Świetlistej nocy. - pożegnawszy się, wyszła cicho na zewnątrz.

* * *

Kapłanka zatrzymała się przed malutką kapliczką Tymory, głęboko wdychając chłodne, nocne powietrze. Jasny księżyc nieśmiało przebijał się przez rozbite, leniwie płynące po niebie chmury, oblewając okolicę delikatną poświatą.
Dziś, Najjaśniejsza Księżniczka Nocy, postawiła na jej drodze nowe wyzwania i możliwości. Torikha musi dokładnie przemyśleć swoje dalsze poczynania, by dobrze wykorzystać sytuację, do jakiej popchnęła ją bogini.
Nieprzyzwyczajona do surowego klimatu stron, w których przyszło jej żyć, schowała zgrabiałe palce pod pachy, ówcześnie, szczelniej okrywając się wełnianą kamizelką z barwionego w pstre kolory owczego runa. Pociągnęła nosem, przeczuwając rychły napad kichania, po czym truchcikiem udała się do domu.

Siostra Garaele była już po wieczerzy. Siedząc przy lampce oliwnej, sprawdzała zapiski z rachunkami. Wydawało się, że jest czymś mocno zajęta, ale gdy tylko usłyszała kroki Torikhi odłożyła pióro i udała się za swoją tymczasową współlokatorką, najwyraźniej chcąc trochę poplotkować jak to miały w zwyczaju.
- Czy Selune była dla ciebie dziś łaskawa? - elfka przysiadła się do stołu, gdzie ciemnoskóra półelfka pałaszowała kanapkę z twarogiem.
- Więcej niż łaskawa, miałam szczęście poznać i uleczyć nieco waleczniejszych mieszkańców Phandalin. - Melune uśmiechnęła się szeroko. - Waleczne trzy kobiety i z tego co zrozumiałam… jest ich więcej… - kapłanka zrelacjonowała przebieg spotkania.

- Poprosiłam by stawili się rano w świątyni, chciałabym się upewnić, czy nic im nie dolega, zanim wyruszą po swoich. Wprawdzie moja Pani, była dziś dla mnie nad wyraz dobra, ale… - zarumieniona Tori spuściła wzrok, licząc okruszki na stole.
- Zbyt wielka pewność siebie jednostki, potrafi zgubić całe narody. - kapłanka Tymory uśmiechnęła się smutno, najwidoczniej ciągle dochodząc do siebie od czasu powrotu z tajemniczej wyprawy.
- Pozwól sobie pomóc. Masz tyle na głowie, przybyłam tu z misją całkiem sama, a ty ugościłaś mnie i przyjęłaś pod swój dach. Robię co mogę by odpłacić ci się za twą szczodrość… Znajdę dla ciebie tę księgę… może nawet wyruszę z poszukiwaczami których dziś poznałam? - półelfka zaryzykowała i ponownie poruszyła nieprzyjemny, dla Garaele, temat. - Te waleczne krasnoludzice to znak, bym w końcu wzięła się za siebie!
Elfka szczerze się ucieszyła i roześmiała na słowa kapłanki, wydawało się, że w końcu kobieta przełamie zmowę milczenia i pozwoli się wesprzeć. Niestety radość szybko ustąpiła pod naporem cienia, który wpłynął na gładkie lico rozmówczyni, zwiastując kolejne niepowodzenie.
- Torikho, to moi zwierzchnicy potrzebują tej księgi, nie twoi… Nie ma powodu byś narażała się na wyprawę do lasu… Zresztą… gdyby to tylko o to chodziło…
- No a o co… o banshee? - Tori starała się kryć z zawodem z powodu porażki.
-Tak… można powiedzieć, że to TYLKO duch… kimże jest dla nas kapłanów… jest jednak bardzo zaborczy i próżny i nie można go lekceważyć… przekonałam się o tym na własnej skórze.
Obie kobiety przez resztę spotkania dyplomatycznie milczały, by w końcu rozejść się każda w swoją stronę. Melune jednak nie zamierzała się poddawać, nie dziś to jutro, nie jutro to za dekadzień… w końcu przekona kapłankę, że nadaje się do tego zadania.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 15-09-2016 o 12:16.
sunellica jest offline  
Stary 18-09-2016, 19:30   #75
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Gdy półelfka wyszła reszta kobiet spojrzała po sobie.
-Przydałaby się taka co leczy, kiedy wrócimy tam do goblinów. Bo wracamy, no nie?- Yarla skonsultowała pomysł z towarzyszkami niedoli.
- Że wracamy to pewne jak ruda w kopalni - odpowiedziała Turmalina - Wciąż nie wiemy gdzie znaleźć Pana Szefa. A to oznacza, że tego gobursuna trzeba będzie wziąść żywcem i przypalać mu wora tak długo aż wszystko falsetem wyśpiewa. Nie mówiąc o tym, że za mało zielonej krwi się przelało, by moja sukienka mogła być uznana za pomszczoną. A dziewczyna przydałaby się, co prawda mamy Skarbka, ale ostatnio tak nas gobosy podziurawiły, że Bogini strzeliła focha, tak jej tyłek modlitwami zawracał. *
-To bardzo dobry plan, ale brakuje mu jednego elementu. - Stwierdziła Anna. -Mianowicie, jak chcecie wejść z powrotem do jaskini Goblinów i wyciągnąć z niej ich przywódcę, nie dając się przy tym zabić? Przypominam wam, że z tylko kilkoma przeciwnikami nam wcale dobrze nie poszło.
Zapadła krępująca cisza. Gdy się przedłużała do Anny dotarło, że oczekiwanie planowania od tych konkretnych krasnoludzić jest chyba zbyt wygórowanym wymaganiem. Propozycja udania się na spoczynek została przez wszystkich przyjęta z ulgą.


Pianie koguta wdarło się w przyjemne sny najemniczek. Choć magicznie zaleczone rany już nie rwały, krasnoludzice czuły się nieco osłabione. Nie miały zamiaru jednak się tym przejmować - zemsta czekała! No i zaginieni faceci, sieroty jedne… Łomotem do drzwi obudziły Annę, po czym wszystkie trzy zeszły do jadalni by spożyć śniadanie, rozliczyć się z gospodarzem i skaptować do pomocy nowo poznaną kapłankę Selune. W końcu mogły się też rozejrzeć po miejscu, do którego dotarły.

Phandalin było niewielkim górniczym miasteczkiem, które można było obejść w kwadrans czy dwa. Zostało odbudowane na ruinach starego miasta jakieś trzy-cztery lata temu, gdy zaczęło tu ściągać coraz więcej ludzi (głównie z Waterdeep i Neverwinter), zwabionych plotkami o bogactwach porzuconej kopalni Phandelver. Teraz miasto prosperowało całkiem nieźle, a chaotyczna zabudowa powoli pożerała kolejne połacie ziemi. Prócz domostw i gospody w Phandalin zbudowano kilka sklepów, dom służący za ratusz oraz kaplicę poświęconą Tymorze. W sumie było tu czterdzieści, może pięćdziesiąt budynków; trudno było określić gdyż wszędzie widać było jeszcze liczne pozostałości dawnych domostw. Niektórych użyto jako podmurówki dla nowych chat, innych nie zdążono jeszcze rozebrać. Na wzgórzu na wschód od miasta widać było ruiny dużego dworu.

Gdy kobiety wyszły z gospody z łatwością zlokalizowały kamienną kapliczkę poświęconą Tymorze. Domostwo kilka kroków dalej również miało zawieszony na futrynie symbol Pani Szczęścia - nie sposób było go przegapić. Między okolicznymi domostwami kręciło się sporo osób, które z zainteresowaniem - choć nie natarczywie - zerkały na nowe twarze w mieście. Na placu, który od biedy można by uznać za rynek grupka chłopców walczyła na kije; Anna rozpoznała wśród nich syna karczmarza, Pipa.
-Trzaby coś ustalić, zanim spróbujemy zwerbować tą wąską…- Yarla chciała dokończyć zdanie, lecz zorientowała się, że postura kapłanki była dość zbliżona do postury Anny -Niewiastę…- dokończyła -Mam nadzieję, że ta zielona zaraza zdechła po drodze, ale może bogowie byli przychylni nie tylko dla nas. Jeśli ich trafimy, a tamci nie zrezygnowali z taszczenia cielska tej krowy, to nasza dobra duszyczka będzie chciała ją uzdrowić. Wypadałoby jej zabronić tego za czasu, co nie?- spytała Annę i Turmalinę.
-Powiedzmy, że jej zabronisz. Ciekawi mnie cóż zamierzasz zrobić, jeśli postanowi cię nie posłuchać. - Anna przeliczyła strzały jakie jej zostały i doszła do wniosku, że musi koniecznie zainwestować w nowe. -Osobiście uważam, że jeśli pani Piącha żyje, musimy zapomnieć o wszelakich niesnaskach, inaczej rozsadzą naszą grupę od środka. Rozumiem, że nie możecie ufać pani Piąsze po tym, co zrobiła, że wam nie wbije noża w plecy. Ale w takim razie powinnyście po prostu stać za jej plecami i pozwolić, aby Gobliny zrobiły z nią porządek. Sprawiedliwość w końcu po nią przyjdzie, takie są koleje losu. - Skwitowała wyjątkowo naiwnym uśmiechem.


Słowa Anny wstrząsnęły lekko Yarlą. Krasnoludzica nie myślała o tym w ten sposób. Przez chwilę rozważała to, co usłyszała i nawet sobie wyobraziła jak tuż przed bitwą patrzy na rozpędzoną półorczycę biegnącą po swoją śmierć. Ale z drugiej strony widziała co zielonoskóra potrafi. Widział jak walczyła. A co gdyby jej przeklęci bogowie spojrzeli na nią przychylnie i pozwoliliby jej powalić każdego przeciwnika? Przecież gobliny nie były tak po prawdzie wcale walecznymi istotami.
-Nie.- odrzekła w końcu. Nie mogła pozwolić na to, by to półorczyca triumfowała. Honor i ambicje nie pozwoliłyby na takie coś krasnoludzicy o rudej, pełnej loków czuprynie.
-Nie zaryzykuję, że poderżnie mi gardło we śnie. A przecież prędzej czy później padnie na nią warta…- wojowniczka zacisnęła pięść tuż przed swoją twarzą.
-Zmiażdżę jej łeb. A potem, zrobię to samo z niedźwieżukiem.- poprzysięgła bijąc się ową zamkniętą pięścią w pierś. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona na prawdę tego pragnęła. Była gotowa nie cofnąć się przed niczym, żeby dopaść niedźwieżuka. To był ten moment w życiu każdego najemnika. Kiedy musi ryzykować życie dla lepszego życia. Wiedziała, że po tak spektakularnym pojedynku mogłaby mieć znacznie więcej ofert na swoje usługi. To ona mogłaby przebierać w ofertach a nie łapać się co popadnie.
-A jeśli interesują was tylko półśrodki, to najwyraźniej do siebie nie pasujemy.- jej determinacja była tak wielka, że gotowa była nawet i samotnie pójść na spotkanie z niedźwieżukiem i rzucić mu wyzwanie prosto w twarz. Choć w głębi duszy wiedziała, że jej towarzyszki nadal nimi pozostaną. Każda chyba miała powód żeby z nią pójść. Każda mogła tym coś udowodnić i zmienić swoje życie na lepsze. Sława była potęgą. Wiedzieli o tym wszyscy. Szczególnie sławni.
-To nie półśrodki.Przeciwko tym przeciwnikom będziemy potrzebować każdej pomocy, nawet jeśli się nie dogadujemy.- Powiedziała Anna. -No i co by o pani Piąsze nie mówić, nie wygląda mi na kogoś, kto by poderżnął swoim wrogom gardła we śnie. Szacunek dla honorowej walki to coś, co macie wspólnego, jeśli wolno mi tak stwierdzić.
- Puśćmy ją przodem - wzruszyła ramionami Turmalina, przyglądając się krytycznie swoim paznokciom - Tak chyba robi się z wściekłymi psami przed bitwą. Ale do czasu potyczki nie chcę widzieć jej inaczej niż na łańcuchu. Nie jestem samobójczynią. Mam do spłacenia spory dług za pomoc gdy byłam z dala od domu, tym niemniej ma on swoje granice. A jest nią bycie idiotką która zaufała zielonej berserkerce.
-Obym tylko nigdy nie musiała powiedzieć “a nie mówiłam” w sprawie tej zielonoskórej cholery.- wzruszyła tylko ramionami patrząc na towarzyszki. Nie miała zamiaru ufać półorczycy, ale skoro jej towarzyszki tak zdecydowały, niech zatem tak będzie -No i jedna z nas będzie musiała pomówić z kapłanką.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 18-09-2016, 19:43   #76
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Turmi energicznie zapukała do drzwi domostwa oznaczonego symbolem Pani szczęścia. Drzwi otworzyła im młoda (choć z tą rasą nigdy nic nie wiadomo) elfka, która przedstawiła się jako Garaele, kapłanka Tymory. Torikha zdążyła jej opowiedzieć o wieczornym uzdrawianiu, toteż Garaele bez zbędnych pytań zaprowadziła trzy najemniczki (a raczej dwie najemniczki i podróżną) do kuchni, gdzie półelfka energicznie mieszała pyrkającą w rondlu kaszę jaglaną.
Anna uśmiechnęła się w powitalnym geście. Wyglądała niemal głupkowato w tej chwili, jakby obecność kapłanek nie tylko ją onieśmielała, co wręcz płoszyła.

Złota krasnoludka wyglądała o niebo lepiej niż wczoraj. Zapasowa suknia w kolorze zieleni zastąpiła schnącą i czekającą na naprawę czerwoną, zarówno włosy jak i reszta były starannie ułożone, a po ranach nie było śladu. Gdy elfka otworzyła drzwi nie była speszona ani trochę. W końcu nie była jakimś kocmołuchem tylko krasnoludzką damą!
- Niech ściany tego domu przetrwają setki lat - Turmalina odruchowo odpaliła jedno z krasnoludzkich błogosławieństw - I Pochwalona. Zastałam Torikhę? Wąska, tyle ścięta, włosy barwy ulgardzkiego limonitu?
Zastała. Co prawda przy zajęciu bardziej pasującym do kuchty niż kapłanki, ale oceniać ją trzeba było po właściwej robocie: przykładowo ramię Turmi wygoiła tak zgrabnie, że za miesiąc blizna zniknie. Znaczy zna się na rzeczy!
- Hej Jadeitko! - Turmi swoim zwyczajem nadała "klejnotowy" pseudonim nowej towarzyszce... a raczej potencjalnej nowej towarzyszce, w tym przypadku kierując się nie tyle kolorem, co raczej szczęściem, któremu ów mineralik sprzyjał - Czeka nas jeszcze sporo wyzwań i tak sobie pomyślałyśmy, że dobrze byłoby mieć Cię ze sobą. Wiesz, przygoda, chwała, gobliny, odciski i komary. Wchodzisz w to?
Półelfka zakryła garnek, po czym zestawiła go z ognia, odwracając się do przybyłych.
- Jesteście wcześniej, niż sądziłam, proszę, siadajcie… - wskazała na stół, wyciągając kilka kubków i coś, co od biedy można było nazwać karafką, po czym napełniła ją wodą z wcześniej przygotowanego wiadra. To był jej mały zwyczaj ze stron z których pochodziła i najwyraźniej na tyle drogi, że nie rezygnowała z niego nawet na obcych ziemiach. Garaele dyskretnie usiadała nieco z boku i zajęła się ucieraniem jakiegoś ostro pachnącego ziołowego mazidła.
- Czy noc była dla was spokojna? - Torikha zadała jedno z neutralnych pytań, spoglądając na elfkę, gdy Turmalina obwieściła swoją propozycję. Trzeba było przyznać, że taki obrót sprawy, przypadł Melune do gustu, która po wczorajszej porażce dyplomatycznej nie miała zbytnio pomysłu co począć. Twarz kapłanki Tymory była nieprzenikniona; najwyraźniej póki co postanowiła się nie wtrącać do rozmowy.
- To… bardzo kusząca, choć niespodziewana propozycja. - odpowiedziała po chwili namysłu. - Czy zechcecie mi powiedzieć co was skłoniło do takiej decyzji? - kapłanka z tajemniczym uśmieszkiem przyjrzała się krasnoludzicy.
-No zgadnij złotko…- wtrąciła się Yarla, która stała oparta o ścianę z rękami splecionymi na wysokości jej piersi -My z Turmi walimy po mordach, Ty dbasz o to, żeby żadna z nas nie skończyła tego walenia gryząc piach. Proste jak dupczenie, nie?- wzruszyła ramionami -No i jeszcze nasze niewinne dzieciątko - spojrzała w stronę Anny, co do której nie miała bladego pojęcia, czym się w zasadzie zajmuje i jak może pomóc, ale już ją lubiła i Annę uważała za część drużyny -Na pewno w czymś w końcu pomoże…- zażartowała -A tak całkiem poważnie. Najpierw szukamy naszych kompanów. Nie wiemy ilu przetrwało, ale ci którzy uszli z życiem i ich trafimy, będą potrzebować leczenia. Tak jak my…- zamilkła jakby w połowie zdania patrząc raz na Turmalinę, raz na Annę w oczekiwaniu, że któraś z towarzyszek sprawę Piąchy wyjaśni kapłance Selune trochę delikatniej niż Yarla.
- Wal, Aniu - powiedziała Turmi kiwając głową w kierunku czarodziejki - Maniery i gabaryty macie podobne, dogadacie się raz dwa.

Melune trwała w milczeniu, trzymając w dłoni gwieździsty medalion bogini. Spoglądała to raz na jedną, to na drugą z krasnoludzić by w końcu zatrzymać spojrzenie na Annie. Jej twarz nie zdradzała zbyt wielu emocji, choć na pewno była zaintrygowana zachowaniami kobiet.
-i]Znaczy się… ja mam…[/i] - Anna spłoszyła się. Spojrzała nerwowo na obie krasnoludzice, potem na jedną i drugą kapłankę i w końcu wzięła głęboki oddech i spuściła oczy. -Mieliśmy jeszcze trójkę towarzyszy. Joris, dzielny tropiciel, Aidym, uroczy kapłan Mystry oraz Pani Piącha, dzielna wojowniczka, która jest półorczycą. O i jeszcze pies Aidyma, Valko. - Przerwała na chwilę, speszona, poprawiając nerwowo niesforny kosmyk włosów. - Nasz zleceniodawca, pan Gundren oraz jego ochroniarz, pan Slidar jechali osobno i zostali napadnięci i porwani przez Gobliny. My podobnie a później wyruszyliśmy ich odbić. Ale po drodze większość z nas odniosła poważne obrażenia, szczególnie pani Piącha. Wszyscy walczyli dzielnie, ale Gobliny są przebiegłe wiedzą jak zranić kogoś większego i silniejszego. W miarę jak narastało zmęczenie i kolejne rany, narastało też rozdrażnienie w kompanii. - Znowu przerwała, spuszczając wzrok ze wstydem. -Aż w końcu wybuchło i sprzeczki przerodziły się w walkę między panią Piąchą a obecnymi tu krasnoludzicami. Próbowaliśmy ją powstrzymać, ale to tylko pogorszyło jej i tak już poważny stan. Straciła przytomność i była na skraju śmierci. - Teraz odwróciła wzrok w bok, jakby nie ważyła się spojrzeć w oczy kapłankom. -Udało nam się wywabić porywaczy z ich kryjówki i wykraść pana Slidara, ale wybuchła kolejna sprzeczka. Joris chciał nieść panią Piąchę, my baliśmy się, że Gobliny mogą w każdej chwili spaść na nas, odkrywszy jak je wykiwaliśmy. Aidym uznał, że jesteśmy szaleni i odszedł w swoją stronę. Pan Slidar i Joris nieśli panią Piąchę a my…. - Teraz zupełnie wbiła wzrok w stopy. Siedziała sztywno a zaciśnięte w piąstki dłonie trzymała na kolanach, oparte na nadgarstkach. -....Powiedziałam Jorisowi, że nie jest w stanie uratować wszystkich. Że próbując ocalić pianią Piąchę ryzykuje życiem całej grupy. Rozdzieliliśmy się więc. My wróciłyśmy wcześnie, a oni do tej pory nie. Ja… odsuwałam od siebie myśli o tym ale…. Pewnie coś im się stało, może dopadły ich Gobliny. Pewnie już nie żyją… a to wszystko moja wina! - Schowała twarz w dłoniach i zaszlochała.
- Trzymaj, mnie siostra, bo zaraz jak jej z płaskiego walnę… - Turmi zakasała rękawy i podparła się nad biodrami - ... po pierwsze, kłótni sobie nie przypominam, ta dzikuska zaczęła na mnie warczeć a potem rzuciła się wymachując żelastwem, o jakiejkolwiek wymianie zdań tam mowy nie było. A po drugie, jeżeli już, to ubiła ich pośrednio Piącha a bezpośrednio typowa męska głupota i upór.

Torikha powoli obracała w dłoniach medalion, wysłuchując historii. W żadnym wypadku nie poczuwała się do oceniania którejkolwiek z zebranych.
”Kogóż ty mi zesłałaś wspaniała Selune… co ja mam z tym teraz zrobić…” półelfka zacisnęła palce na chłodnym srebrze, wolną ręką nalewając sobie wody, po czym upijając kilka łyków.
- Trzeba odnaleźć waszych towarzyszy… - oznajmiła po dłuższej chwili milczenia, spoglądając porozumiewawczo na Garaelę, która kiwnęła głową, po czym wstając od stołu. - A co będzie dalej… zobaczymy. - jeszcze wczoraj kapłanka myślała, że napotkana drużyna była darem od bogini, który będzie mogła wykorzystać, teraz jednak nie była tego taka pewna.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 18-09-2016, 19:48   #77
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Trakt w stronę Triboaru
11 Eleasias, poranek

Zniechęcony złoty elf maszerował traktem w stronę Triboaru. MASZEROWAŁ! Zgrzytnął zębami, otulając się ciaśniej płaszczem. Mimo że trwało lato było tu o wiele zimniej niż na wyspie. No i tam nie musiał CHODZIĆ, przynajmniej nie przez tak długi czas po zakurzonych duktach bogowie wiedzą gdzie. Że też królowej musiała przyjść do głowy akurat TAKA kara. Na dzikiej północy, bez grosza przy duszy (a przynajmniej takiego grosza, który starczyłby na konia, wyśmienity posiłek i jeszcze lepsze rozrywki) czuł się jak ostatni żebrak. Przynajmniej wśród elfów, bo przyglądając się mijanym wcześniej podróżnym uznał, że nie ma wcale tak źle. Miał broń, zbroję, zapasowe odzienie i sporo przydatnych drobiazgów.

Tyle tylko, że się nudził.

Bo cóż tu mogło być ciekawego? Las, las, błoto, kurz, krzaki i las. Nie żeby nie lubił lasu - każdy elf kochał go na swój sposób. Jednak chodziło o prawdziwy las, a nie tę smętną przecinkę, pokaleczoną dodatkowo przez wędrowców. Poza tym - nawet gdy się jest elfem - ileż można patrzeć na drzewa?

Młodzieniec był tak zajęty swoim nieszczęściem, że niemal potknął się o leżącego na trakcie trupa. Dopiero wtedy w nozdrza uderzył go smród padliny i chmara much, która podrywając się z rozszarpanego przez wilki ciała niemal uderzyła go w twarz. Cofnął się i rozejrzał. Goblińskie ścierwa nie mogły być stare; za to trupy leżących z boku traktu koni już się solidnie rozkładały. Wstrzymał lekko oddech badając miejsce starcia. Nie było tu ludzi, a wątpił, czy gobliny wytłukły się same. Dalsze oględziny ujawniły dość wyraźne ślady kierujące się w las, oraz - o bogowie! - wypakowany wóz zaprzężony w parę wołów, które spokojnie stały ukryte wśród zarośli. Elf zawahał się, ale po wyszczypanej wokół zwierząt trawie i liściach mógł wnioskować, że bydlęta stoją tu już dłuższy czas. Przecież ich tak nie zostawi. Szarpnął za uzdę. Woły zrobiły kilka kroków i stanęły jak wryte. Próbował szarpania, powożenia z kozła, ba - nawet bata! Wszystko na nic. Cóż… zwierzęta nigdy nie darzyły go sympatią. Z westchnieniem zsiadł, naciął wołom trochę zieleniny i ruszył w dalszą drogę. Skoro tu nie mógł nic zrobić, to przynajmniej sprowadzi z najbliższego osiedla pomoc.

Gdziekolwiek by się ono nie znajdowało…



Joris i reszta obudzili się przed świtem, drżąc z zimna, z włosami mokrymi od rosy. A raczej coś ich obudziło - głośny szelest dobiegający z pobliskich krzaków. Hallwinter zaklął i sięgnął po gobliński miecz, po czym znów zaklął gdy poczuł ból wczorajszych ran. Na szczęście z krzewów nie wyłonił się oddział zielonoskórych, a aidymowy pies, Valko. Piącha wyszczerzyła swe ostre zęby w uśmiechu, wabiąc poharatanego psa z delikatnością, o którą by jej Joris nie poderzewał. Tropiciel zmarszczył brwi. Plątający się po lesie pies świadczył raczej o tym, że Tymora i Mystra nie były wczoraj przychylne kapłanowi. Ponieważ Valko nie miał zamiaru ich nigdzie prowadzić wyglądało na to, że nie było już czego zbierać.

Po szybkim posiłku złożonych z suchych racji mała grupka ruszyła w stronę traktu. Ciężko było powiedzieć co planują gobliny, więc Joris wolał nie marnować czasu. Wreszcie wyszli na pusty o tej porze trakt. Tropiciel miał nadzieję, że trafią na gundrenowy wóz, niestety wyszli z lasu w nieznanej mu okolicy. Nie potrafił określić, czy bardzo oddalili się od wozu, więc nie umiał też odpowiedzieć Slidarowi czy warto marnować siły i czas na wracanie się w stronę miejsca starcia z goblinami. W końcu zdecydowali ruszac w stronę Phandalin i właśnie zbierali się do odejścia, gdy zza zakrętu wyłonił się dobrze ubrany i uzbrojony słoneczny elf. Na ich widok zamachał ręką i krzyknął: Ej, wy tam! Czekajcie!

 
Sayane jest offline  
Stary 18-09-2016, 23:28   #78
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Dopiero gdy słowa zawisły w powietrzu elf zdał sobie sprawę że jak zwykle chlapnął ozorem zanim pomyślał. Widok gromadki przed nim nie wzbudzał zaufania; zdawali się raczej bandą zbójców, chętnych obrabować i wychędożyć przypadkową ofiarę. Z tą chęcią do chędożenia to była może przesada, biorąc pod uwagę widoczne znużenie, rany i ubytki w członkach, ale cała reszta się chyba zgadzała. Biorąc pod uwagę standardy dotychczasowego życia chłopaka to każdych dziewięciu na dziesięciu tuziemców zresztą tak wyglądało w tej barbarzyńskiej krainie… Niestety, porywczość młodzieńca była szybsza i silniejsza od ostrożności.

Marduk zgrzytnął zębami i pod zasłoną ciężkiej tarczy sprawdził czy w razie czego miecza łatwo dobędzie, po czym ruszył na spotkanie tubylców…

W pierwszej chwili Joris pomyślał, że to może Aidym. Nawet ucieszył się na tę myśl. Kapłan co prawda zwiał aż się kurzyło za nim, ale to nie był jednak powód dla którego myśliwy miał mu życzyć śmierci. Trochę sińców owszem. Może ramię przetrącone… A niechby i mu kuś sparszywiał. Ale żeby od razu mogiła? No ale tak czy siak, Aidymem nieznajomy się nie okazał. Choć jego widok był nie mniej zaskakujący.
- A tego co tu przywiało? - mruknął do Sildara i Piąchy gdy rasa przybysza przestała budzić wątpliwości, po czym przywołując na uwaloną kurzem twarz serdeczny uśmiech zawołał wesoło - Powitać! Czy aby do Phandalin droga prowadzi? Bo jak tak to radzim towarzystwu. Zieleńce nas na trakcie zdybały, a że grasować nadal tu mogą, to zawsze w grupie raźniej.
- Powitać - elf, pomny słów Królowej, odpowiedział uprzejmie, błądząc jednocześnie spojrzeniem po brudnych sylwetkach. - Do Phandalin, zaiste. Jeśli o goblinach mowa, to natknąłem się na pobojowisko, a i wóz jakiś w pobliżu zoczyłem samopas, jakby woźnica umknął przed nimi w pośpiechu. Daleko do Phandalin?
- Wóz? Wóz! Dwa woły i trochę goblińskiego ścierwa dookoła? - zapytał z wyraźną nadzieją myśliwy. Nogi mimo snu miał jak z waty i naprawdę nie obraziłby się gdyby rogacizna wykonała za niego łażenie. - Z wozem na pewno byłoby bliżej.
W tym ostatnim zważywszy na prędkość wołów to już skłamał, ale co tam.
- W rzeczy samej - zaskoczony Marduk skinął głową. - Jeśli chcecie, zaprowadzę was. To jakiś kwadrans marszu stąd - dodał po krótkim namyśle. W końcu zdobycie przychylności miejscowych mogło mu pomóc w wykonaniu zadania.
- Może dziś bogowie znów są po naszej stronie - uśmiechnął się Slidar, choć perspektywa dodatkowego marszu mu się nie uśmiechała, po czym przedstawił siebie, Piąchę i Jorisa.
- Jestem Marduk - słoneczny elf również przedstawił się zwięźle i wyciągnął dłoń do powitania jak to czynili ludzie. Mimo tego że nie górował wzrostem nad innymi elfami, młodzik był całkiem krzepkiej budowy, w ramionach szeroki a uścisk miał silny i zdecydowany.

Po zakończeniu wzajemnych prezentacji zaproponował pomoc w uzdrowieniu ran, widząc jak kiepsko czują się nowo poznani. Nie pomogło im to wiele, ale przynajmniej nie wyglądali już, jakby mieli się zaraz przewrócić; zwłaszcza półorczyca. Co prawda widok tej ostatniej wśród ludzi budził zdumienie Marduka, ale ten ugryzł się w język i nie komentował; najwidoczniej takie panowały tu zwyczaje, co tylko potwierdzało jego opinię o krainie i ciężkim losie jaki go spotkał w postaci zesłania.

Piącha skinęła głową do elfa i mruknęła coś niezrozumiale, co mogło oznaczać zwykłe podziękowanie za leczenie - ale kto tam mógł wiedzieć? Przywołała do siebie Valko, przyglądając mu się z rozczuleniem malującym się na jej zielonej twarzy.
- Idziemy do wóz? - spytała, sięgając dłonią ku głowie psa, by podrapać go za uchem.
Wciąż nie czuła się najlepiej, ale mogła już spokojnie poruszać się bez pomocy towarzyszy, a i na tamten świat nie było jej tak śpieszno.
- Pewnie. Wracamy - odparł wesoło Joris.



- Więc... jak to się stało że zieleńce nie zrabowały wozu? I skąd te końskie truchła w pobliżu? - słoneczny elf i kapłan w jednym zagaił, gdy wreszcie czworo opancerzonych i pies doczłapało do pojazdu, wspólnymi siłami oswobodziło woły (i pojazd), zebrało kilka paczek które zakosztowały wolności i ruszyło w kierunku Phandalin. Marduk wcześniej pomagał w drodze w miarę możliwości, szarymi oczyma bacznie wypatrując goblinów, biorąc na się niektóre z ciężarów by odciążyć rannych - alternatywą było podpieranie półorczycy albo któregoś z ludzi, a to nie budziło jego entuzjazmu - i generalnie trzymając język na wodzy. Trzymał się też z dala od psa, mając nadzieję na to że ten będzie odwzajemniał tę uprzejmość. Teraz maszerował obok wozu na który wrzucił plecak, jednak nie rozstawał się z bronią ani tarczą. - Daleko też do Phandalin?
- Jakieś pół dnia marszu, z tego co mówił Joris - Slidar zerknął na powożącego zaprzęgiem tropiciela, który skinieniem potwierdził jego słowa. - Konie były moje i mojego towarzysza. Mnie uwolnił Joris i jego kompania, ale Gundrena zieloni poprowadzili gdzieś wgłąb Lasu Neverwinter - zasępił się. - Mam nadzieję, że reszta dotarła do Phandalin, bo jeśli nie to nie wiem skąd wezmę ludzi by go odbić. Górnicy potrafią walić co najwyżej w kamienie, nie w zakute łby.
- Mogę pomóc - palnął elf nim przemyślał sprawę. No, przynajmniej tym razem nie miał się czego wstydzić i własna reakcja wydała mu się całkiem na miejscu. - Kompania? - spojrzał na tropiciela i półorkinię. - Było was więcej? To wasze wierzchowce tam padły? - wskazał kciukiem za siebie.
- Mój i Gundrena, mówiłem przecież - nieuważnie odparł Slidar zastanawiając się jak ująć sprawę by nie zniechęcić potencjalnego sojusznika. - Była jeszcze czwórka, rozdzieliliśmy się podczas ucieczki. Aidym raczej jej nie przeżył - na dźwięk imienia swojego pana pies uniósł łeb i z nadzieją spojrzał na Hallwintera. Piącha pogłaskała Valko po łbie, a ten wtulił pysk w jej wielką dłoń, machając niemrawo ogonem. Może i nie był chowańcem, ale przeżył stratę swojego pana. - A ile byś sobie policzył za tą pomoc? - spytał wojownik.
To zaskoczyło Marduka, którego dotychczasowe życie nie przygotowało na takie pytania. Czy kapłanowi wypadało przyjmować zapłatę za ratowanie potrzebujących? Z drugiej strony, nawet kapłan potrzebował coś zjeść czy kupić, nie polegając na dochodach z włości...
- Porozmawiajmy o tym jak już dotrzemy do Phandalin, kto wie co nas spotka w drodze - bąknął wreszcie, nie mogąc wymyślić niczego mądrego.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 19-09-2016, 08:37   #79
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- Słyszeliście o miejscu które nazywają Forge of Spells? - zagadnął po chwili elf.
- O tych okolicach krążą przeróżne opowieści - Slidar wzruszył ramionami wzmagając czujność, co uszło uwadze Marduka.
- Nie wątpię, że ta kraina ma bogatą historię która obfituje w ciekawostki - Marduk odezwał się dyplomatycznie. - Forge of Spells jest ci znane, mości Slidarze? - zapytał grzecznie.
- Paaanie Hallwinter... - odezwał się z odrobiną pretensji w głosie Joris - Zaproponował pomoc przecież. I wóz nam znalazł. I jakoś tak dobrze mu z oczu patrzy. Nie jak jakiemu rabusiowi… - zawahał się, pogonił leniwe woły i klasnął dłonią w kolano - Albo może inaczej. Powiedz nam Marduk czemu elf szuka krasnoludzkiej kuźni, a my ci powiemy czemu powinieneś do nas dołączyć. Co Ty na to?
- Czemu… powinienem do was dołączyć? - młodzik zmrużył i tak już wąskie oczy, spojrzał na obu mężczyzn. - Forge of Spells to - podobno - magiczne miejsce. My, elfowie, jak może słyszeliście, mamy dryg do magii; ciekawi nas ona i chętnie się jej uczymy. Przybyłem by sprawdzić pogłoski o tym miejscu. Może jednak nie był to najlepszy pomysł, sądząc po twych słowach - kiwnął ku Jorisowi. - Czyżbyście mieli na pieńku z krasnoludami? - dodał z namysłem.

Piącha warknęła coś niezrozumiale na samo wspomnienie o krasnoludach. Nie żeby miała wiele przeciwko całej rasie, ale do dwóch przedstawicielek pałała dość mocnymi uczuciami i chęcią zrównania ich krępych cielsk z ziemią.
Szybko jednak uspokoiła się, kiedy pod jej dłonią znowu znalazł się Valko, a jego miękka sierść połaskotała jej opuszki palców.
- Magia zła. Piącha nie lubić magia - oznajmiła, bo tylko tyle zrozumiała z całej tej przedziwnej rozmowy we wspólnym.
- A gdzie tam na pieńku - machnął ręką myśliwy - Na pieńku to po trochę z naszymi kompanionami co to w Phandalin powinni być, mamy. Różnice zdań. Ale pana Gundrena jakoś w s z y s c y - dziwnie podkreślił to słowo - zratować musimy. No a on - tym razem Joris spojrzał na Sildara szukając u niego potwierdzenia - On z tą całą Kuźnią może mieć trochę wspólnego...
- Nie panuj mi tu - burknął Hallwinter do Jorisa i westchnął. - Ano musimy uratować, ale nie dziw się panie Marduk mojej nagłej powściągliwości. Właśnie przez informacje o kopalni gobliny mi porwały towarzysza na czyjeś zlecenie, a teraz się pan pojawiasz nam jak z nieba, wóz oddajesz i o magiczną kuźnię wypytujesz. Za dużo zbiegów okoliczności jak na jeden dekadzień - skrzywił się.
Marduk nie skomentował wcześniej słów półorczycy, spojrzał na nią tylko i zmilczał, bowiem z takim dictum trudno było polemizować. Odezwał się za to do Slidara.
- Wozu to nikomu nie oddawałem, tylko powiedziałem gdzie go znalazłem, żeby być dokładnym. Że znalazłem się tu i teraz to mogę jedynie rzec że tak wyszło i tyle. Równie dobrze mogę rzec że zbieg to okoliczności że ja na was się natknąłem. Jak będę mógł pomóc z szukaniem waszego towarzysza to pomogę - popatrzył na mężczyzn. - A ten Gundren czego szukał w Kuźni, jeśli wolno wiedzieć a wam się z tym opowiedział?

Joris zaśmiał się serdecznie w odpowiedzi.
- A czego mogą krasnoludy szukać w starych, zapomnianych kuźniach? Skarbów, złota… Tego co zawsze. Bardziej martwi to czego szuka tam ten, który porwał pa… błeeee… Gundrena. Bo… nie mówi ci Marduku nic może przezwisko Czarny Pająk? Ten typ niestety też może mieć dryg do magii...
- Więc wasz towarzysz to krasnolud? - upewnił się słoneczny elf. - Co do tego… Czarnego Pająka… to nic mi ten przydomek nie mówi. Ale nieprzyjemnie kojarzy mi się z kultem Lolth - bogini pająków i mroku - dodał oględnie, woląc nie wdawać się w teologiczne szczegóły. Czy raczej związane z tożsamością najgorliwszych wyznawców. - Wiecie gdzie Kuźnia się znajduje, czy tylko ten Gundren o tym wiedział?
Joris wzdrygnął się na myśl o pajęczym kulcie. Nie znosił przerośniętego robactwa. Nawet takie wredne gobliny się go bały. A tu mowa była o czczeniu go...
- Tylko Gundren i jego bracia. Którzy może są w Phandalin. A może nie. Z krasnoludami jak z pszczołami… Nie wiadomo. Ale wiemy mniej więcej gdzie gobliński zamek do którego porwano Gundrena. Bardziej mniej niż więcej, ale zdaje się mi to na tę chwilę najlepszym miejscem na początek. Ale zobaczymy jak już dojedziemy do Phandalin. Czeka tam nas nieciekawy spęd kompanii.
Marduk nie miał najmniejszego pojęcia w czym krasnoludy są podobne do pszczół ale wolał nie wypytywać, mając uczucie że logika byłaby tak pokrętna, że już nigdy nie spojrzałby na te pożyteczne owady tak niewinnym spojrzeniem jak dotychczas.
- Co masz na myśli, mości Jorisie, mówiąc o “spędzie kompanii”? Szykujecie się na wojnę?
- Ano jeśli masz w planie dołączyć do nas to powinieneś wiedzieć. Bo kto wie, czy nas nie przepędzą z tego Phandalin… Sprawa tak się ma, że Piącha chce zabić krasnoludzice, które do kompanii należą, a krasnoludzice wolą, żeby to ona była martwa. Więc poniekąd tak. Krasnoludy wypowiedziały wojnę Krwawym Czachom. Co z tego wyjdzie, zobaczymy.

Marduk zastanowił się. Deklarowanie się już tu i teraz, zwłaszcza biorąc pod uwagę niesnaski pomiędzy półorczycą a tymi całymi krasnoludzicami (przy czym zadrżał gdy próbował sobie wyobrazić jak mogą wyglądać niewiasty atrakcyjne według standardów rasy niskiego ludu) i ewentualnie z ich krewniakami, właścicielami czy jak to u krótkich wygląda, mogło się równać wpychaniu palców między drzwi. Nie chciał jednak z miejsca zniechęcić nowo poznanych towarzyszy, dlatego odezwał się ostrożnie:
- Nim się opowiem muszę najpierw odwiedzić kapłankę Tymory w Phandalin - to osoba do której miałem się udać w pierwszej kolejności. Mam nadzieję że to zrozumiecie.
- Aha - pokiwał głową myśliwy ni to przyjmując do wiadomości ni to powątpiewając po czym zagwizdał na woły - Dalej panie Hrabio!
- Znacie ją? - zainteresował się Hallwinter.
Młodzik spojrzał na niego, na Jorisa i znowu na Slidara.
- Jeśli o mnie chodzi to nie, ale mam list dla niej.
- Aha - skomentował powściągliwie rycerz i zamilkł.



- Ten gobliński zamek - Marduk odezwał się po namyśle - został przez nich zdobyty w przeszłości czy raczej gobliny same go zbudowały? Bo jeśli to drugie to byłby to chyba pierwszy taki przypadek o którym słyszałem.
- Cholera wie - odparł Slidar. - Nie słyszałem o żadnym możnym rodzie w tych okolicach, więc pewnie to jakaś ruina. Jakby gobliny zaczęły budować zamki, to byłby zaiste początek końca świata.
Młodzieniec nie wiedział zbyt wiele o goblinach, ale słowa Hallwintera zgadzały się z jego odczuciami. Pokiwał głową wspominając oglądane wcześniej truchła tych ewidentnie prymitywnych istot, ale jednocześnie też nasunęło mu się kolejne pytanie:
- A skąd wiecie że to ten cały Czarny Pająk zlecił goblinom porwanie waszego znajomego? Widzieliście go może na miejscu zasadzki? - zagadnął z ciekawością, wbrew samemu sobie coraz bardziej zaintrygowany całą tą sprawą.
- Mnie się “pochwalił” dowódca ten bandyckiej grupy, niedźwieżuk - prychnął Hallwinter. - Ale Joris i reszta przycisnęli goblińskiego jeńca; mówił to samo. W zamku, z tego co zrozumiałem, mieszka tak zwany “król” Cragmawów i reszta tego śmierdzącego plemienia. Nie będzie to łatwa przeprawa - dodał uczciwie.
- Uff… - stęknął Marduk. Gobliny, niedźwieżuk, krasnoludowie… miał wrażenie że niewiele chwały jest tu do zdobycia, która przełożyłaby się na poważanie wśród swoich po powrocie. Jeśli jednak faktycznie jakiś drow był zamieszany w sprawę Kuźni… wyobraźnia młodzika nagle zaczęła pracować na zwiększonych obrotach. Może byłaby to dobra sposobność do odzyskania dobrego imienia i przychylności Królowej…
- Kiedy dotrzeć do miasta, musieć wyleczyć rany - bąknęła Piącha, która ni to przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn, ni to błądziła po zakamarkach własnego umysłu.
- Potem my móc iść miażdżyć - dodała po chwili z lekką nutą ekscytacji w głosie, jakby już zapomniała, jak skończyły się jej ostatnie potyczki.
Słoneczny elf popatrzył na nią z fascynacją zmieszaną z zakłopotaniem.
- Piącha, tak? Rozumiem, Piącho, że chcesz walczyć z goblinami? Czy gdzieś w pobliżu jest więcej twoich pobratymców, którzy chcieliby się przyłączyć do walki?
- Nie ma - odwarknęła Piącha, a ton jej chrapliwego głosu był niezwykle niemiły, nawet jak na nią.
- W czym problem? - Marduk odwrócił się do półorczycy i spojrzał jej prosto w oczy. - Zapytałem uprzejmie, więc dlaczego warczysz?
Półorczyca jednak już nie odpowiedziała na to pytanie. W ciszy skręcili z Triboar Trail w wąską drogę najpewniej prowadzącą do Phandalin.




 
Sayane jest offline  
Stary 19-09-2016, 08:39   #80
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział II. Phandalin

Trakt do Phandalin
11 Eleasias, późny ranek


Krasnoludzice nagliły do pośpiechu, więc Torikha zebrała najpotrzebniejsze rzeczy i cała czwórka ruszyła na północny trakt, żegnana błogosławieństwem kapłanki Tymory. Z nieco chaotycznej opowieści najemniczek wynikało, że spotkanie z resztą grupy może nie należeć do łatwych. W trakcie marszu półelfka próbowała sobie przypomnieć co wie o porwanym Gundrenie Rockseekerze, ale nie mogła skojarzyć, który z brodatych, głośnych i utytłanych w kurzu krasnoludów, których w Phandalin było wielu, mógł być porwanym przez gobliny górnikiem.

Yarla i Turmi narzuciły szybkie - jak na krasnoludy - tempo, głośni rozprawiając o tym co zrobią z Piąchą jeżeli okaże się, że półorczyca żyje. Anna raźno przebierała nogami nie komentując zbytnio krwawych planów towarzyszek. Nie spodziewała się, że tak będzie wyglądała jej wyprawa do Phandalin, ale póki co postanowiła płynąć z prądem wydarzeń i zobaczyć co bogini jej przyniesie.

Słońce stało już dość wysoko gdy kobiety usłyszały turkot kół i zobaczyły w oddali zaprzężony w dwa woły wóz. Szybkie przeliczenie widocznych na horyzoncie sylwetek pozwoliło stwierdzić, że zarówno Piącha jak i Aidym żyją, ale gdy wędrowcy zbliżyli się do czekających na trakcie dam stało się jasne, że to nie mystryk wędruje obok wozu. Długie jasne włosy, do przesady smukła sylwetka i śpiczaste uszy wyraźnie wskazywały elfią prominencję. Anna dyskretnie otaksowała wzrokiem nowego kompana Jorisa i reszty. Jak na elfie standardy nie był może zbyt przystojny, ale jak na ludzkie i tak wyróżniał się urodą w ten typowy dla elfów, lalkowaty sposób. Jednak noszona z gracją zbroja i broń świadczyły o tym, że może być groźnym przeciwnikiem.

Gdy podjechali nieco bliżej Joris zatrzymał woły. Nie sposób było nie zauważyć krasnoludzić bezczelnie blokujących trakt i stojącej nieco z boku Anny, która uraczyła go nieco nieśmiałym, lecz radosnym uśmiechem mówiącym “Żyjecie!”. Czwartej kobiety, ciemnoskórej półelfki nie znał, lecz ostentacyjnie dyndający na jej szyi medalion dawał nadzieję, że jest jakimś rodzajem kapłanki. A ledwie zabliźnione rany na prawdę mu już doskwierały. Mimo to czuł, że leczenie będzie musiało poczekać - jeśli Piącha znów zadrze z krasnoludzicami (albo na odwrót) wszystkim kapłanom w okolicy może zabraknąć leczących czarów…

 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172