Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-08-2021, 15:07   #51
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- Ciebie to też dotyczy - Warknął zbrojny, na co Endymion uniósł brew
- Oczywiście. Prawo, jest prawem - przyjął worek. Krótki miecz przeistoczył się w swoją naturalną formę stalowego, segmentowanego pasa i wrzucił go do środka. Również rozwiał iluzję ze swego pancerza (powoli, aby nagła zmiana nie sprowokowała strażników) i zdjął z prawej rękawicy szpikulec i obciążniki czyniące z niej realną broń.
- To wszystkie ponad-standardowe przepisy w mieście, czy ktoś powinien nas głębiej wprowadzić?
- Chwilowo tyle… - Powiedział jeden ze strażników.

- Dzień drogi stąd spotkaliśmy zmiennokształtnych podstępem polujących na podróżników. Raport z tego rozumiem mogę zdać w Świątyni Strażnika, dobrze myślę?
- Ehem… - Padła lakoniczna odpowiedź.
- Dziękuję - kiwnął głową paladyn i odjechał by nie zatrzymywać go dalej.

~ * ~

Kargar rozglądał się po mieście z zainteresowaniem i zastosował się do polecenia schowania broni. Jego towarzyszom mogła nie podobać się panująca tutaj dyscyplina, lecz w obliczu zagrożenia wrogą inwazją nie było chyba innej możliwości.
- Widzę że zaopiekowałeś się tą biedną dziewczyną - zagadnął Endymiona.
- Tam gdzie ruszamy będzie niebezpiecznie, nie wiem czy powinniśmy brać ze sobą dziecko. Może pozostawić by je pod opieką kapłanów Helma?
Endymion… nie miał na to dobrej odpowiedzi. Sam przed sobą nie bardzo potrafił zdecydować co powinien.
- Nie jestem dzieckiem… - Wtrąciła cichym głosikiem Amza, stojąca w końcu nieopodal, nim paladyn zebrał myśli.
- Myślałem o tym, ale nie sądzę aby to było dobre miejsce dla niej. Ostatecznie moją decyzją jest tylko, że uszanuję i wspomogę ją w jej własnej decyzji. Połowa dziewczyn w jej wieku ma już dzieci i decyduje o ich wychowaniu, więc jest wystarczająco dorosła abyśmy nie mieli podstaw do ubezwłasnowolnienia jej.
Gabriel zastanawiał się, czy zabranie ze sobą dziewczyny jest dobrym pomysłem. Narażać siebie, to jedno, narażać kogoś innego, to całkiem inna sprawa. To, że Amza mogła w tym wieku być żoną i matką nie oznaczało, że nadaje się na wyprawę, podczas której mogła zginąć.
- To może być niebezpieczna wyprawa, szczególnie dla kogoś, kto... nie ma doświadczenia - powiedział.
- Masz całkowitą rację - przytaknął ork - i Amza musi to wziąć pod uwagę gdy będzie decydować co chce zrobić. Jeśli stwierdzi, że chce iść to ochrona jej będzie moim obowiązkiem. Nie waszym. Jeśli będzie chciała tu poczekać na nas to dam jej pieniądze i wystarczającą ofiarę na świątynię aby zapewnili jej bezpieczeństwo, jeśli będzie chciała pojechać karawaną do Neverwinter to też mam sposoby aby ją wesprzeć… ale naprawdę nie sądzę by powinna zostawać teraz sama… - dodał ciszej, z mniejszą mocą i pewnością. Nie chciał zostawiać tu Amzy samej… wiedział, że tu zdecydowanie byłaby bezpieczniejsza, ale wierzył też, że zostanie jej samej w obcym, surowym mieście będzie dla niej bardzo złe. Teraz potrzebowała przyjaciela. Czy może to on potrzebował?
Gabriel nie zamierzał uświadamiać kompana, że ten chroniąc Amzę będzie podwójnie narażony. Endymion z pewnością wiedział to równie dobrze.
- W takim wypadku będziesz musiał ją odpowiednio wyposażyć na taką wyprawę - powiedział. - I musisz ją nauczyć, jak zadbać o siebie w razie kłopotów. Mam nadzieję, że dobry z ciebie nauczyciel - dodał.

~ * ~

- Amza. Załóż to, proszę cię… - paladyn odczepił krótkie rękawy które zamontowane miał pod naramiennikami pancerza i dał dziewczynie - są za duże, ale magiczne. Zaraz się dopasują. Wyciągnij rękę… iii tak. Dobrze.
Ork dał chwilę magii by zadziałała i chwilę potem rękawy jakby naturalnie skurczyły się i przyczepiły do kubraczka Amzy - one pozwalają ubrać się w iluzję ubioru. Stosuję je aby w mieście wyglądać mniej zastraszająco. Nie zamierzam cię tu z oka spuszczać, ale jakby coś się stało… one pomogą ci się ukryć. Słowo rozkazu brzmi “aldok”. Wypowiadasz je, choćby ledwie szeptem i wyobrażasz sobie ubiór. Wiele razy stosowałem to aby na przykład zgubić pościg chowając się za rogiem i przeobrażając w żebraka. Nikt nigdy nie spodziewa się, że zakapturzony żebrak pod murem to ten wielki ork w zbroi płytowej sprzed chwili… Najpewniej tego nie wykorzystasz, ale lepiej dmuchać na zimne.
- Aha, aha… - Słuchała go dziewoja, robiąc co powiedział, aż w końcu… - Aldok! - Powiedziała nagle cichym tonem.



- Tak może być? - Cichutko zachichotała, wyglądając po magicznej przemianie właściwie jak jakaś… szlachcianka??
Endymion uśmiechnął się do dziewczyny. Serce mu urosło odrobinę gdy słyszał jej śmiech.
- Ślicznie ci w tym. Ale gdybyśmy się rozdzielili zmień to na coś szaro-burego, byś nie rzucała się w oczy i trzymaj się z daleka od alejek… - Endymion omówił szybko z Amzą podstawowe zasady zachowania w szemranych miejscach i dał jej trochę pieniędzy. Głównie drobne, ale też jedną złotą monetę gdyby potrzebowała kogoś przekupić, czy szybko namówić do pomocy, ale też zaznaczył by trzymała ją schowaną.
- Ale… no… to ty mnie teraz... zostawiasz? - Amza w mgnieniu oka posmutniała - No ale…
- Nie, nie - przerwał jej Endymion nim zdążyła dokończyć zdanie ściskając ją za ramię - absolutnie nie. Nie spuszczam cię z oka tutaj Kruszyno, ale nie znam tego miasta i nie ufam mu… a ostatnio wyrobiłem sobie lekką paranoję, więc dmucham na zimne. Nic więcej - uśmiechnął się do niej pół pocieszająco, pół przepraszająco za źle dobrane słowa.
- To… co robimy? - Spytała niepewnym tonem dziewoja.
- Kilka rzeczy muszę tu załatwić. Po pierwsze świątynia. Potem zakupy. Dalej… zależy co zdecydujesz. Jeśli będziesz dalej ze mną jechała to kupię ci nowy śpiwór, jakieś lepsze jedzenie na drogę. Gwizdek i ciepłe ubrania. Jeśli będziesz chciała zostać tutaj… to znów świątynia. Kulty Regathiela i Helma nie są w bezpośrednim sojuszu, ale dogadujemy się. Jestem przekonany, że uda mi się wynegocjować aby pozwolili ci zostać jakiś czas w jednej z ich kwater. Jeśli coś innego… to plan się zmieni. Więc niestety, Kruszyno, ale czas na decyzję się zbliża… - Nie dane mu było skończyć. Amza doskoczyła do Endymiona, po czym przytuliła się do jego torsu.
- Nie zostawiaj mnie tu samej… proszę… weź ze sobą…
Paladyn uklęknął na jedno kolano przed dziewczyną by byli na niemal tym samym poziomie i odwzajemnił uścisk
- W porządku, Kruszyno. W porządku. Nie zostawię cię. Nie jesteś sama. Nie jesteś.
Trwali tak przez chwilę, w milczeniu, przytulając się… wielki Ork i mała ludzka dziewoja. I powoli zaczęto zwracać na nich uwagę, czy to z lekkim uniesieniem brwi, czy i… zniesmaczeniem wymalowanym na twarzach przypadkowych przechodniów.
Endymion wstał wciąż przytulając Amzę
- Jak mówiłem, zajmę się tobą najlepiej jak umiem, ale Gabriel i Kargar mają rację. Wiele przygód czy zleceń jest znacznie nudniejsze niż bardowie to przedstawiają, ale może zrobić się niebezpiecznie. Musimy cię wyposażyć na to… zobaczymy co da się tutaj kupić.
- Dobrze - Padła króciutka odpowiedź dziewczyny.

 
Arvelus jest offline  
Stary 09-08-2021, 15:16   #52
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że, póki co, cel zdawał się prosty: uzupełnić ekwipunek w pierwszej kolejności, rozpytać o diament, a później zobaczy się, ile uda się dowiedzieć w karczmie. Bharrig nie znał miasta, ale za to zdążył rozpytać się, gdzie można kupić prowiant i inne potrzebne rzeczy na szlaku - tym miejscem było, oczywiście, targowisko, czyli miejsce, gdzie zatrzymywały się karawany. Postanowiwszy nie tracić czasu, krasnolud zaczął iść w tamtą stronę.
- Gdzie idziesz? - Spytała Deidre.
- Na targowisko - odparł druid. - Musimy zaopatrzyć się porządnie, skoro idziemy w góry… Ach, przy okazji, mam coś dla ciebie.

Po czym sięgnął za pazuchę i wydobył spod połów płaszcza różdżkę. Była to różdżka z zaklęciem Pancerza Maga.

- Masz, niepotrzebna mi - rzekł. - Kiedyś wepchnął mi to jeden krętacz, ale zdaje się, że nie potrafię użyć jej zaklęcia. Być może ty będziesz mieć z niej lepszy użytek.
- Wow, naprawdę dla mnie? Dziękuję - Zaklinaczka uśmiechnęła się przelotnie, pierwszy raz od dłuższego czasu.

- Idziesz ze mną? - Spytał.
- Mogę iść… - Odparła Deidre.
- Chodźmy zatem - druid skinął głową, a tygrys podążył za nim. Ruszyli więc we trójkę na targ, wywołując tam spore zamieszanie… wszyscy bowiem gapili się na Zaklinaczkę i jej (nieudolnie skrywane pod kapturem) rogi, oraz na tygrysa.

Paru sprzedawczyków ignorowało ich obecność, udając że nie istnieją, nie mając zamiaru ich najwyraźniej obsługiwać, paru nawet spoglądało jakoś tak… wrogo. Nie wszyscy jednak, choć i tak było dziwacznie.

- Nie wiem czy to był dobry pomysł - Mruknęła ze smutkiem w tonie Deidre.

Druid był przyzwyczajony do takich spojrzeń. Szczególnie kierowanych pod adresem tygrysa, który wzbudzał przede wszystkim strach.

- Dopóki mamy złoto i towary, kupcy obsłużą nas - rzekł, podchodząc do jednego z mniejszych kramów, mając zamiar sprzedać włócznię, której nie potrzebował. - To miasto jest konsekwencją Darkhold - rzekł, wiedząc, że wielkie mury i zbrojni chodzący wszędzie to nic innego jak próba obrony.

Druid postanowił uzupełnić jedzenie dla siebie i dla tygrysa. Wreszcie, pozostało zakupić zaopatrzenie na górską wyprawę - futra, grubą koszulę i obite skórą baranów buty. Kupował nie tylko dla siebie - temperatura w Górach Zmierzchu potrafiła być nieznośna, toteż chciał także zaopatrzyć odpowiednio tygrysa, chcąc dodać do jego skórzni materiału, który będzie go chronić przed zimnem.

Oczywiście, ubranie nie było końcem jego zakupów. Potrzebował także namiot, który wytrzyma zimny wiatr, ciepły śpiwór, pomyślał także o mocnej linie i hakach używanych podczas wspinaczki. Co prawda on sam ich nie potrzebował, jednak reszcie zapewne się przyda.


Dodatkowo zakupił rzeczy, których nie miał przy sobie - krzesiwo, kociołek i ruszt, patelnię i nieco przypraw. Rozglądał się także za paroma rzeczami, które będą mogły mu pomóc w leczeniu swoich towarzyszy, takich jak bandaże i dekokty uśmierzające ból, a także odkażające rany. Postarał się także uzupełnić zapas antidotów, którego część zużył podczas eskapady przy zajeździe.

Zaklinaczka przyglądała się Druidowi kupującemu wiele rzeczy… i w końcu i sama zaczęła brać to i owo.
- Jeszcze nigdy w futrach nie chodziłam - Parsknęła nagle śmiechem.
- Nie bywałaś w okolicach? - krasnolud odparł machinalnie, myślami obecny już na wyprawie w góry.

Druid także był zainteresowany nieco bardziej “interesującymi” rzeczami, które oferowali kupcy - z ciekawością zaglądał do kramów oferujących magiczne przedmioty, które wkrótce mogły się okazać bardzo przydatne.
- Wolę cieplejsze rejony - Odparła Deidre, przymierzając zimową czapę.
- Jesteś z południa? - zapytał.
- Jestem z innego planu - Powiedziała Zaklinaczka - Gdzie zawsze gorąco…
- Innego planu? - druid zwrócił wreszcie uwagę na rogatą towarzyszkę. - Hm. W jaki sposób znalazłaś się tutaj?

Druid, zakupiwszy absolutnie wszystko, o czym mógł pomyśleć, był teraz obładowany przedmiotami - namiot, śpiwory i ubrania ważyły całkiem sporo i zaczął zastanawiać się nad kupnem muła, który mógłby nieść część wyposażenia.

Szukał chłopca na posyłki - mógłby, póki co, wnieść to wszystko do pokoju w karczmie i poszukać później muła lub innego sposobu na transport tych wszystkich rzeczy.

- Przenieśmy to wszystko do Strzegącego Oka - rzekł krasnolud do Zaklinaczki. - Potem zobaczymy, czy władujemy to wszystko na muła, lub… - tu zrobił pauzę.

Widział kiedyś u boku jednego maga, którego spotkał na szlaku zaklętą torbę, która mogła pomieścić więcej rzeczy, niż wyglądała. Zastanawiał się, czy podobnej rzeczy nie mógłby kupić w świątyni.

Uporawszy się z rzeczami, to właśnie postanowił - zostawić potrzebne rzeczy w pokoju w karczmie, a następnie skierować swoje kroki do świątyni, gdzie mógł rozpytać o podobne rzeczy. Zamierzał także zasięgnąć języka i spytać, czy przypadkiem ktoś nie ma na sprzedaż diamentu, którego potrzebowali.

- Lub co? - Zdziwiła się nieco Deidre, oczekując, by Bharrig dokończył zdanie. Ona również kupiła parę drobiazgów, choć nie tyle co Druid, teraz więc oboje byli nieźle obładowani…
- Być może znajdzie się w świątyni jakiś magiczny przedmiot, który to rozwiąże - druid wzruszył ramionami. - Chodźmy zatem do karczmy, a potem do świątyni.
- Spotkanie z Kapłanami? W takim mieście?? Ja chyba spasuję… widzisz jak inni reagują na mój widok. Kto wie, co więc Kapłanom do łbów strzeli, jeszcze będą chcieli mnie pojmać, albo co… - Zmartwiła się Zaklinaczka - ...a ja wcale złego serca nie mam, ale z powodu mojego wyglądu mogą się zrobić problemy.

Druid przystanął na chwilę.

- Mogę pójść tam z Endymionem, jeśli obawiasz się, że zrobią coś - mruknął, zastanawiając się. - W każdym razie, poza zaopatrzeniem, musimy rozpytać się, czy ktoś w mieście ma diament. Więc tak czy inaczej, możemy zacząć od karczmy, tam rozpytamy, jacy ci kapłani są a potem postanowimy, czy pójdę do świątyni albo czy poszukamy gdzieś indziej… Kapłani Helma zazwyczaj działają z rozmysłem - rzekł, przypominając sobie paru, których spotkał na swojej drodze.
- Kapłani Helma jako jedyni mogą mieć magiczne przedmioty w całym mieście - dodał jeszcze, idąc w stronę Strzegącego Oka… a Deidre zrobiła się jakby troszkę nerwowa na widok karczmy.
- To zostanę, i popilnuję rzeczy… i… może wezmę… kąpiel? Ale mógłbyś mi... zostawić… Geriego? Proszę? - Spojrzała Bharrigowi w twarz.
- Niech będzie - rzekł Bharrig, domyślając się, że widok karczem i wszelkich zajazdów będzie budził w Zaklinaczce mieszane uczucia jeszcze przez długi czas.

Po czym zwrócił się do tygrysa:

- Geri, pilnuj Deidre - rzekł, a spod kagańca wydobył się pomruk. - Ty także go pilnuj, Deidre. Jest dla mnie jak rodzony brat. Nie pozwól, aby coś mu się stało. I nie spuszczaj go z łańcucha… Wszędzie tu straże - rzekł, spoglądając za ramię.

Zamierzał jednak sam upewnić się, że karczma jest bezpieczna, to znaczy, przede wszystkim, że nie było w niej żadnych żądnych krwi zmiennokształtnych i czy przypadkiem Strzegące Oko nie było miejscem dla podobnych typów, których spotkali przy bramie. Zapewne nie miało stać się nic, dopóki nie próbowali narobić kłopotów, ale nie było do końca wiadomo, co mogło wpaść do łbów nieufnym strażnikom, którzy chcieli się wykazać na służbie.

- Najpierw zobaczmy, jaka ta karczma jest - rzekł Bharrig, który szukał potencjalnego zagrożenia. - Jeśli i tutaj okaże się niebezpiecznie… Hm, dołączymy do reszty grupy - rzekł, poddając w wątpliwości swoją decyzję co do “użyczenia” tygrysa Zaklinaczce.

~

Karczma, mimo że wielka, wewnątrz była "byle jaka". W głównej sali przesiadywało kilku gości, powoli zabierających się za obiad… a na widok tygrysa, jak i Zaklinaczki, oczywiście pojawił się pomruk niezadowolenia.
Druid skierował swoje kroki w stronę szynku. Na nieszczęście, zły stan karczmy świadczył o właścicielach, o czym już ostatnio mieli się szansę przekonać. Rzucił spojrzenie na zebranych - ilu ich tu było, jakie było ich uzbrojenie i, czy tak jak oni, mieli je odpowiednio zabezpieczone. Wreszcie, kiedy podszedł, rzekł do karczmarza:

- Poniechajcie tygrysa, panie, nie zrobi krzywdy, ale słucha się tylko mnie - rzekł krasnolud. - Przydałoby mi się jakieś bezpieczne miejsce, pokój, gdzie byle drab mi nie włoży sztyletu w oko. Macie takie? Na parę godzin.
- Na parę godzin? Dziwnie to tak… za noc 2 złocisze, takie ceny - Odparł karczmarz, niewzruszony gadką Druida - No ale… dla tygrysa i rogatej, to 4 złocisze, ZA NOC - Dodał.
- Niech będzie - Bharrig wzruszył ramionami i wyłożył złote monety na blat. - Do tego balia i czysta woda i mydło.

Spojrzał wokół na zgromadzonych - był głównie zainteresowany ich uzbrojeniem. Z tego co widział, jeden czy drugi miał miecz przy pasie, obwiązany jednak "rzemieniem pokoju", niektórzy mieli i sztyleciki… w sumie nic niezwykłego. Paru wyglądało jak typowi śmiałkowie - podobni Druidowi i towarzyszom - paru było chyba kupcami.

- Słyszałem, że niedaleko jest świątynia - podjął jeszcze raz w stronę karczmarza. - Mnisi handlują czym może? Szukam tu takich, co na arkanach się znają i drogie rzeczy umieją sprzedać. Za odpowiednią cenę, oczywiście - zapytał druid, a karczmarz wzruszył ramionami.
- Kapłani coś tam mają… magiczny oręż, pancerze, przedmioty. Ale nie mam pojęcia, czy czymś handlują. Nie słyszałem…
- A w mieście nie ma jakiegoś wziętego mistrza? - zapytał. - Jak nie magii, to może wziętego mistrza sztuki jubilerskiej, co błyskotki i kamyki drogie sprzedaje?
- Panie, daj mi pan spokój… nie znam się. Nie, nie ma chyba. Popytaj kogoś innego… - Burknął karczmarz.
- Dajcie mi zatem klucze do tego pokoju. I o balii nie zapomnieć.

Po czym zwrócił się do Deidre:

- Pójdę w stronę świątyni poszukać. Jeśli w mieście jest ktoś, kto się rozeznaje, co i jak, to chyba raczej kapłani Helma. Geri zostaje z tobą - tu skinął głową na tygrysa, który otarł się grzbietem o nogi dziewczyny.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 10-08-2021, 20:53   #53
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Post powstał przy współpracy z Buką :)

Wyglądało na to, że wiedźma mówiła prawdę - dokoła panowała cisza i nie grasowały po okolicy nocne drapieżniki. Żadne stworzenie nie przeszkodziło Gabrielowi i Amarze w nocnym spacerze, żaden potwór nie wynurzył się ze strumyka podczas kąpieli, żadna wiedźma nie pojawiła się by porwać Amarę.
Obawy kompanów okazały się przesadzone. Na szczęście. Dla tego czegoś. Zaklinacz był pewien, że mniszka z przyjemnością skopałaby komuś tyłek.

~ * ~


Po spokojnej nocy, przespanej bez koszmarów i wizyt nieproszonych gości, trzeba było w końcu wstać. Gabriel miał tylko nadzieję, że samotne noce i budzenie się skoro świt bez towarzyszki u boku nie stanie się tradycją...
Szybkie śniadanie, (nieco mniej szybkie niż zwykle) zwijanie namiotu i w końcu można było ruszyć dalej.

Gabriel nie miał nic przeciwko miastom. Wprost przeciwnie - tu można było zdobyć wiadomości, zaopatrzyć się w odpowiedni ekwipunek, zdobyć zlecenie czy znaleźć odpowiednie towarzystwo. No i wyspać się pod dachem i zjeść coś, czego nie trzeba było upolować własnoręcznie.
Hluthvar jednak, sądząc z posiadanej przez Gabriela wiedzy, nie należało do miast, o jakich marzy stęskniony rozrywek wędrowiec. Wyglądało na to, że kler Helma trzyma wszystko 'za pysk' i nie pozwala na różne przejawy rozrywkowego życia.
Już w bramie potwierdziły się wcześniejsze przypuszczenia - tego nie wolno, tamtego nie, to zabronione. Aż dziw, że można było oddychać bez zezwolenia na piśmie. Gabriel zabrał rzemień, zawiązał 'węzeł pokoju' i bez słowa ruszył dalej.

Dotarli do stajni i rozdzielili się - targ, świątynia, targ...
Sprawa tego, co zrobić z końmi, została odłożona na później.

Spacerując po targowisku Gabriel zastanawiał się, co byłoby przydatne podczas wyprawy w zaśnieżone góry, w których panowała zmienna (a często niebezpieczna) pogoda.
Futra do spania lub śpiwór... ubranie na mrozy... specjalne okulary na śnieg, a raczej na odbijające się od śniegu promienie słoneczne... coś z 'rozgrzewającej' magii?

- Komu? Komu? Bo idę do domu! - Jakiś starszy jegomość, zamiast ze stoiska, zachwalał swoje przedmioty… na sobie.


- Mapy, eliksiry, zwoje! - Typek wprost zastąpił drogę Gabrielowi - Pan zainteresowany?
- Mapy czego? - spytał Wieszcz, chociaż zainteresowany był średnio, z racji niewielkiej wiary w uczciwość takich sprzedawców.
- No… to będzie tak… - Typek zaczął palcami sunąć po zrolowanych pergaminach - Mapa zrujnowanej świątyni na Wysokim Wrzosowisku… mapa Lasu Wielkich Smoków… mapa gdzie wieża z księżniczką przy Wzgórzu Zagubionych Dusz… mapa Moczarów Tun…
- Wieża z księżniczką? To brzmi interesująco, ale teraz się tam nie wybieram. - Gabriel pokręcił głową. - Może później... Masz może coś, co by się przydało podczas wyprawy na mroźną Północ, w mrozy i chłody?
- Emmm… ale co dokładniej? Chcesz ziać ogniem jak smok, czy co? - Starszy jegomość podrapał się po brodzie.
- Jak najdalej od smoków.... - zaśmiał się Gabriel. - Nie chcę, by mnie zimno zabiło, jak nagle pogoda się załamie - wyjaśnił.
- Aaaa… no to mam… - Pokazał Wieszczowi fiolkę z zielonym płynem - Z tym to możesz i cały dzień i noc z gołym zadkiem po śniegu biegać, i nic ci nie będzie… - Też się zaśmiał.
- A cóż to takiego? - zagadnął Gabriel.
- No jak co… Eliksir Endure Elements - Wyjaśnił sprzedawca - Nie odmrozisz się, właśnie odnośnie pogody.
- A... słyszałem coś o tym... - Gabriel skinął głową. Nie raczył wspomnieć, iż ma w zanadrzu podobną acz nieco bardziej skomplikowaną, papierową wersję czegoś takiego. - Za ile? No i musiałbym jakoś sprawdzić, czy to nie kolorowa woda...
- No wiesz co! - Oburzył się starszy typek - No… możesz malutki palec zamoczyć, i spróbować, jak co… ale naprawdę tylko tyci. A kosztuje 60 złociszy.
- To chyba taniej będzie, jak się przespaceruję do świątyni... - mruknął Gabriel. - masz nieco wygórowane ceny. Nie mógłbyś nieco opuścić?
- No… oni nie sprzedają ich byle komu, a ja mam chody… ech… 55? W końcu też coś muszę zarobić?
Gabriel (czym się nigdy nie chwalił) do ubogich nie należał, no i, niekiedy, rozumiał potrzeby innych.
- Niech będzie moja strata - powiedział. - Ale muszę sprawdzić. To chyba rozumiesz?
- No rozumiem, rozumiem, to próbuj - Typek odkorkował fiolkę, po czym wyciągnął ją w stronę Wieszcza, a ten przeprowadził odpowiednią próbę. Mikstura miała dziwaczny smak, nieco paliła w gardle, a po ciele Gabriela rozeszło się ciepło… wyczuł też jakby smak mięty??

Taki efekt równie dobrze mogła dać nalewka na mięcie, więc Gabriel zastanowił się chwilę, rozważając swoje zdobyte wcześniej doświadczenia odnośnie wiedzy tajemnej… nie, tak nie powinien smakować taki eliksir.
- Nic z tego nie będzie... - powiedział - chociaż smak jest całkiem niezły... jeśli ktoś lubi miętę. Widzę, że nie zrobimy interesu...

A wtedy…

- Eliksiry!! TANIE I PRAWDZIWE! ELIKSIRY! - Rozległ się kobiecy, donośny głos, jakieś ledwie może 10 kroków od Gabriela, i lipnego "obwoźnego" sprzedawcy.


Wieszcz spojrzał w tamtym kierunku… Bez wątpienia sprzedawczyni eliksirów była milsza dla oka, niż jej poprzednik, ale to nie znaczyło, iż słowo "prawdziwe" odpowiada faktom. To jednak zawsze można było zweryfikować.
A to, że sprzedawała oficjalnie, ze straganu, przemawiało na jej korzyść. Gdy zaś na moment wrócił wzrokiem do dziadka… widział już jedynie jego plecy, gdy ten szybko się oddalał.

Podszedł do młodej kobiety.
- Dzień dobry - powiedział, do słów dodając szczery uśmiech. - Słyszałem magiczne słowo "eliksiry".
- Dzień dobry - Rudowłosa również się uśmiechnęła - Eliksiry, maści, oręż, pancerze, przydatne przedmioty… i z całą pewnością lepsze niż u Udrena… i prawdziwe - Podkreśliła.
- To ten od map z wieżami księżniczek? - spytał. - Gabriel - przedstawił się.
- Tak, to ten… no cóż, nietypowy sposób ubijania interesów, ale co tam… - Znowu się uśmiechnęła - Jestem Lavrevrun. Ale zanim sobie język połamiesz, mów mi "Lav".
- Miło mi... - Kolejny uśmiech i skinienie głową. - To może przejdziemy do tych interesów, Lav? A potem miałbym jeszcze parę pytań, z eliksirami nie związanych... jeśli, oczywiście, znajdziesz trochę czasu.
- No to słucham, nigdzie się nie wybieram… - Powiedziała rudowłosa, dłonią wskazując towary.
- Poszukuję czegoś, co zabezpieczyłoby mnie przed fanaberiami pogody - powiedział. - Nie chciałbym, by mnie nagle dopadło zimno, gdy temperatura spadnie zbyt nisko.
- Oprócz ciepłych ubrań, oczywiście?
- Oczywiście... - odparł. - W te również się zaopatrzę…
- Z tego, co dostępne, pozostają więc eliksiry, albo… kamienie grzewcze. Tak się składa, że mam jedne i drugie - Powiedziała Lav, po czym zaczęła szukać po straganiku. A Gabriel miał okazję oglądać ją na moment od tyłu… nieco pochyloną.
Z tego punktu widzenia wyglądała bardzo, bardzo interesująco... chociaż na razie nic z tego nie wynikało.
- Więc owe kamienie, działają podobnie jak eliksir, jednak dają ciepło na obszarze… hmmm… 6 na 6 kroków. Można tym spokojnie namiot ogrzać, na całą noc i dzień, albo… w akcie desperacji i sobie w spodnie wsadzić - Ruda zaśmiała się głośno, wesołym tonem - Działają tylko raz. Trzaśniesz nim w coś twardego, LEKKO, no i zaczyna działać.
- Świetny wynalazek... - zaczął Gabriel, ale nie dokończył...
- Ale nic na nich nie ugotujesz, aż takiego ciepła nie dają… no ale… ekhem, ekhem, "wacka" sobie nie poparzysz, spokojnie - Lav znów się głośno roześmiała.
- To bardzo, bardzo dobrze... - Gabriel uśmiechnął się. - Zimne jedzenie można przeżyć, ale o klejnoty także dbać trzeba. Przydają się... niekiedy... - Spojrzał z lekkim uśmiechem na Lav.
- Cały dzień można w namiocie leżeć w ciepełku, na futrach… nago… - Rudowłosa przygryzła lekko usteczka, po czym prezentowany Wieszczowi kamień wsunęła sobie… w biustonosz, na lewą pierś, spoglądając przy tym na niego lekko przymrużonymi oczkami.

Wzrok Gabriela powędrował za ruchem jej dłoni.
- Ta wizja do mnie przemawia... - powiedział. - Aż kusi, żeby to wypróbować... to leżenie... - Omiótł spojrzeniem figurę kobiety. Ta z kolei, opierając się lekko tyłkiem o stół z towarami, nieco bardziej rozchyliła swoje nogi, w małym rozkroku.
- Jeden kamyk Gabrielu, jak dla ciebie, to byłyby tak… dwadzieściatrz...cztery złocisze. A jak weźmiesz trzy, to mogłabym się zgodzić na 68 monet. I osobiście uważam, że kamyk lepszy niż eliksir… - Lav wsunęła paluszki w biust, i wyciągnęła skryty kamień grzewczy, przytrzymując go dwoma paluszkami przy swojej skórze, po której zaczęła nim powoli przesuwać, sunąc owym kamyczkiem po wypukłości swej piersi w bok, na środek swojego dekoltu.
- W sumie... to interesująca propozycja... - powiedział. - Brzmi bardzo dobrze. Ale... mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, bym mógł je obejrzeć z bliska?

Lav uśmiechnęła się na słowa Gabriela, i…
- Ups! - Kamyk, którym się tak kokieteryjnie bawiła, został przez nią puszczony paluszkami, i wpadł gdzieś głęboko w jej dekolt.
- I co teraz? - Spytała mrużąc oczka.
- Upsss - powtórzył po niej. - Może omówimy ten problem na zapleczu? - zaproponował… a rudowłosa przygryzła usteczka, oglądając sobie Gabriela z góry do dołu.
- Możemy… - Mruknęła.
- Przejdźmy więc... - Gabriel spojrzał na moment w oczy swej rozmówczyni, a potem zrobił krok, by obejść ladę.
- Zali! Przypilnuj mi majdanu, pan chce coś przymierzyć! - Krzyknęła Lavi do sąsiadki na targu ze straganu obok.
- Aye…

Po chwili więc Gabriel wraz z Lavi znaleźli się na tyłach jej kramu, gdzie było jako takie zaplecze utworzone z paru koców, prześcieradła, i długich badyli, a wszystko opierało się na samym straganiku, jak i na małym wozie, służącym pewnie do transportu towarów. Miejsca tu było nawet mniej niż dwa metry, a całość nie była niczym innym, jak jedynie płachtami oddzielającymi ich od otaczającej ich reszty straganu…
"Pomieszczenie" było niewielkie, a prywatności zapewniało tyle, co kot napłakał. Ale chroniło przed oczyma ciekawskich, no i dawało szansę na przeprowadzenie pewnych eksperymentów.
- Chętnie służę pomocą w wyciągnięciu tego kamyka - zaproponował cicho Gabriel.
- Chętnie ową pomoc przyjmę - Odparła Lav, po czym zachichotała, kładąc obie ręce na kark Wieszcza, który - zamiast zabrać się za poszukiwania - położył dłonie na biodrach dziewczyny i przyciągnął ją do siebie.
- Bardzo głęboko wpadł...? - szepnął jej do ucha.
- Oj bardzo… - Lav również odparła szeptem, po czym wciągnęła zapach Gabriela noskiem tuż przy jego szyi - Bardzo… bardzo…

"Kamień nie zając, nie ucieknie", pomyślał, odkładając na później poszukiwania. Pocałował Lav w uszko. Dłonie przesunęły się nieco w dół, w stronę bioder dziewczyny. Rudowłosa zachichotała, po czym jedna z jej dłoni zaczęła wodzić po torsie mężczyzny, masując przez ubiór.
Takie zachowanie zachęcało do kontynuowania działań, więc jedna z dłoni Gabriela przesunęła się odrobinę bardziej w dól, zatrzymując się na interesujących wypukłościach, druga zaś powędrowała w górę, gdzie jej palce zaczęły się zmagać z wiązaniami fikuśnej bluzeczki.


Po paru chwilach intensywnych działań wdzięki Lav ukazały się oczom Gabriela w pełnej krasie, a obie strony całkiem zapomniały o przyczynie rozpoczętych "poszukiwań".
Lav okazała się osobą otwartą i gotową na różne eksperymenty, mogące sprawić przyjemność obojgu.

~ * ~


- Nie... spuszczaj... się... do środka... - przerywanym głosem poprosiła brana od tyłu dziewczyna, gdy powoli zbliżali się do finału. A więc Gabriel zakończył w innym miejscu, ku obopólnej satysfakcji.



Po trwających kilka dłuższych minut przyjemnościach na zapleczu straganu, i po doprowadzeniu się po nich do ładu, oboje wrócili do stołu na przodzie, gdzie zajęto się już dokładniejszym ubijaniem interesów… dość owocnych, bowiem dziewczyna nie tylko była hojnie wyposażona przez naturę, ale i jej stragan był nieźle wyposażony.

Gabriel zakupił u Lav trzy kamienie grzewcze, eliksir Endure Elements, zimowe ubranie, zimowy koc, zwijane posłanie, a do tego coś bardzo drogiego ale równocześnie bardzo, bardzo przydatnego - magiczną perłę-ognisko, wartą każdych pieniędzy. Pomysł Lav, ale nad wyraz dobrze trafiony.
Spakowawszy zakupy i rozstawszy się ze sporą garścią złota Gabriel z nieukrywanym żalem pożegnał się z Lav, a potem ruszył do karczmy, by tam spotkać się z towarzyszami wycieczki.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-08-2021 o 20:55.
Kerm jest offline  
Stary 11-08-2021, 12:37   #54
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Endymion szedł szybki krokiem w stronę światyni, prowadząc za uzdy wierzchowca. Amza jechała na jego grzbiecie. Wyglądała przy tym jak jakaś córka rodu, co włości swe opuściła w towarzystwie ochroniarza… ta myśl bawiła paladyna.
- Bharrig! - zawołał widząc towarzysza również kierującego się w ogólnym kierunku świątynnym. - Do helmitów idziesz? - zapytał gdy go dogonił.

Samotny druid, tym razem bez tygrysa przy boku, odwrócił się na dźwięk głosu paladyna.

- Tak - rzekł. - Zostawiłem Deidre i Geriego w Strzegącym Oku. Zdaje się, że Deidre potrzebuje nieco czasu, żeby pozbierać się po… Wiesz po czym - rzekł. - Odwiedziłem targ, ale nie mają tam niczego więcej poza zwykłym ekwipunkiem do podróży. W karczmie usłyszałem, że jeśli ktoś ma magiczne przedmioty albo cokolwiek, co ma większą wartość, to mogą to być kapłani Helma - wyjaśnił. - Idziemy?
- Nic dziwnego… - odpowiedział o problemach Deidre. Sam też powinien sobie w przyszłości poradzić z paranoją, bo chwilowo wszędzie dopatrywał się zmiennokształtnych. Martwił się najbardziej o Gabriela. On obserwował jak kanibale żywcem pożerali jego wnętrzności… to wystarczy aby przez lata mieć koszmary, a to że nie pokazywał nic o niczym nie świadczyło/
- Chodźmy - paladyn kiwnął głową, zrównał się z towarzyszem i dalej poszli razem.

Bramy z opuszczoną kratownicą świątynio-warowni pilnowało dwóch… Paladynów? Zbrojni mieli symbole Helma na tarczach, na zbrojach, i mieli je również jako wiszące na szyjach…



- Stop! Dalej nie wolno bez zaproszenia! - Odezwał się jeden z nich spod hełmu.

Druid spojrzał na paladyna - pozwolił mu rozmówić się w sprawie, którą mieli w świątyni.
- Jestem Endymion, paladyn Ragathiela i Shelyn. Mój towarzysz to Bharrig Sjolmven. Druid. Dzień drogi stąd spotkaliśmy zmiennokształtnych kanibali podstępem polujących na przejezdnych. Już zabili. Między innymi jednego z naszych. Chcieli zabić więcej i wyraźnie lubowali się w torturach psychicznych i zadawaniu bólu. Chcielibyśmy zdać komuś raport z wydarzenia. Mogą być w pobliżu i może dzięki temu szybciej uda się ich złapać. Poza tym przychodzimy z pytaniem czy nie posiadacie diamentu odpowiedniego do prostych wskrzeszeń… to w kontekście naszego poległego towarzysza. Bylibyście panowie uprzejmi i zapytali przełożonego czy udzieliłby nam spotkania w tych sprawach?
- Dla dalekiego, i nieco nietypowego "kuzyna", możemy spytać… - Jeden ze zbrojnych przyglądał się Endymionowi.
- Dziękuję wam, nic więcej nie oczekujemy.

Paladyni pilnujący bramy z opuszczoną kratownicą przekazali pytanie za nią, a tam padła odpowiedź, że się kolejni spytają kogo trzeba… no i przyszło trójce towarzyszy czekać i czekać i czekać…

- Wy nowi w mieście?
- Po co przyjechaliście?
- Długo zostaniecie? - Dwaj zbrojni przy bramie świątynio-warowni zaczęli chyba z nudów zadawać pytania. A może po prostu "węszyli" o tym i owym?
- Nowi, ale długo nie zostaniemy - rzekł krasnolud zdawkowo. - Wyprawiamy się na wschód - wzruszył ramionami, a po chwili dodał: - Szukamy zaopatrzenia.
- Jedziemy ze Scornubel - kiwnął głową paladyn - jak mówi towarzysz, nie zostaniemy długo. Hluthvar to tylko przystanek pośredni by zapasy uzupełnić. Gdyby nie zmiennokształtni byśmy w ogóle nie zajmowali wam czasu, ale jak nie udało nam się ich ubić na miejscu i raczej już nie uda się ich wyłapać w najbliższej przyszłości to przynajmniej chcemy byście wiedzieli, że takie coś jeszcze możecie mieć w okolicy.
- Aha, aha… - Mruknął jeden, czy drugi zbrojny.

Amzie na rumaku zaczęło się wyraźnie nudzić, co można było wywnioskować po jej minie… ale chyba zresztą nie tylko jej. Towarzystwo czekało już prawie kwadrans…
Druid tymczasem czekał z niewzruszoną cierpliwością, łagodnym, acz stanowczym wzrokiem świdrując paladynów strzegących bramy.
- Surowy reżim macie - zagadnął paladyn starając się aby w głosie nie brzmiała ocena - Zhentarimowie dają się we znaki?
- Trzeba być czujnym na każdym kroku…

- Hej wy tam! Podróżni! - Rozległo się zza kraty. Wrócił "posłaniec" z głębi świątynio-twierdzy…
- Niestety mam trochę niedobre wieści. W tej chwili Kapłani zajęci nauczaniem, modłami, i podobnymi zajęciami. Ale jeden z nich, za godzinę może was przyjąć…

Amza na koniu westchnęła.

- To wciąż są dobre wieści - uśmiechnął się paladyn - w takim razie wrócimy za godzinę. Bardzo wam dziękuję panowie za pomoc - podziękował ork i pożegnał kuzynów-paladynów zwyczajowymi pozdrowieniami.
- Pójdę na targ. Idziesz z nami, czy widzimy się za godzinę? - zapytał towarzysza gdy odeszli kilka kroków.
- Idę do karczmy - rzekł druid. - Mam już wszystko, co chciałem z targu. Będę tu za godzinę.

Wyrzekłszy to, skłonił się lekko w stronę paladyna i zaczął maszerować z powrotem do Strzegącego Oka.




Endymion spojrzał na pobliski targ… i stwierdził, że ciasno tam. Więc poszedł z Amzą odstawić siwka do stajni.
- Tłoczno tu… trzymaj się blisko mnie - polecił Endymion przewieszając sobie mieszek z pieniędzmi na szyję. Najchętniej schowałby go za koszulę… ale nie miał takowej w zbroi… może jakąś tabardę sobie powinien kupić, skoro oddał Amzie magiczne rękawy? To dobry pomysł.
- Fajnie tu, kolorowo - Powiedziała dziewoja… i już cupnęła gdzieś w bok.

- O, patrz, ptaszki mają! - Amza podziwiała różnorodne okazy pozamykane w klatkach…

- O, a tu szaszłyki! - Znowu potuptała gdzie indziej - Nie jesteś głodny? Pewnie jesteś…

Paladyn pomaszerował za dziewczyną skoro wreszcie wrócił jej apetyt to na pewno nie zamierzał protestować.
- No to ile ich chcesz? - zapytał zadowolonym tonem i sam też wziął sobie całą ich garść.
- No… tylko jeden? Ja nie jestem taka duża jak ty - Powiedziała Amza.
Paladyn zmarszczył brwi
- W porządku. Najwyżej podzielę się jednym z moich - zapłacił i odszedł z Amzą szukając jakiegoś miejsca aby usiąść - Ale potem bierzemy się za zakupy. Potrzebujemy znaleźć dla ciebie dużo rzeczy… śpiwór, ubrania na podróż górską… tam może być zimno. W sumie mi też się przydadzą. Preferowalnie jakąś lekką ochronę… drobną koszulkę kolczą chociażby. Tarcza z ciemnodrzewu, lekka jak piórko i twarda jak należy też by była na miejscu… - Endymion mówił jeszcze chwilę nim zabrał się za pierwszy z szaszłyków.
- Emmm… - Dziewoja zastygła w pół ruchu jedząc, po czym spojrzała na Orka - Ja… mam w jakiejś zbroi i z tarczą biegać?? - Spytała wprost lekko zszokowana.
Endymion kiwnął głową.
- Są zbroje na tyle lekkie, że nawet bez przeszkolenia nie przeszkadzają. Mithriliwe koszulki kolcze są na tyle lekkie i drobne, że bez problemu schowałabyś jedną pod swoim kubraczkiem i po pół dnia zapomniała, że ją masz. Aczkolwiek nie wiem czy to tu dostaniemy… małe szanse. I droga sprawa. Musiałbym sprzedać kilka moich fantów, ale warto by było. Tarcza… abyś chociaż ją miała w zasięgu ręki. Jeśli zrobi się niebezpiecznie może ona ci kupić sekundę, albo dwie nim ja dam radę ogarnąć sytuację. No i jeżeli będziesz chciała zostać ze mną na dłużej to będę musiał cię nauczyć korzystać z pancerzy. Nie zbroi płytowych, jak moja, ale coś będzie konieczne. Jak mówiłem wcześniej… tryb życia poszukiwaczy przygód na ogół nie jest tak niebezpieczny jak to bardowie opisują, ale zdarzają się niebezpieczne sytuacje. A nawet najlżejszy pancerz może zatrzymać zbłąkaną goblińską strzałę…
- To wszystko co mówisz, dla mnie jest nowe, i… niepokojące - Odparła szczerze Amza - Na takich jak wy… na śmiałków, każdego dnia czyhają takie niebezpieczeństwa?
- Nie. A zadziwiająco wiele niebezpieczeństw da się ominąć… widziałem ludzi którzy potrafili przejść niezauważeni przez obóz orków… niestety z moim pancerzem ta taktyka nie ma racji bytu... czerpię jednak personalną dumę z tego jak często udaje mi się uniknąć niepotrzebnej walki moimi słowami. Ale bywa niebezpiecznie… - dodał poważnie - to co wydarzyło się w zajeździe… to była najtrudniejsza sytuacja w której znalazłem się od… w sumie to od jakiś dwóch, może trzech lat. Większość niebezpieczeństw spotykanych na drodze tak naprawdę nie jest już dla mnie wyzwaniem… ani dla Kargara, Bharriga czy pozostałych. Kilka dni temu ubiliśmy ettina. Wielkiego dwugłowego giganta. Nawet za bardzo się przy tym nie spociliśmy pomimo, że nawet pancerzy na sobie nie mieliśmy… no… w większości. Ale ta aktualna wyprawa… wygląda na to, że to jedna z tych co zdarzają się raz na piętnaście, raz na dwadzieścia razy gdy rzeczywiście dużo się dzieje. Dlatego, jeśli chcesz ze mną podróżować, musimy cię przygotować. I musimy omówić zachowania, które w większości będą sprowadzały się do “chowaj się gdzieś” albo “chowaj się za moimi plecami”.
- Rozumiem… - Powiedziała Amza, zjadła do końca, po czym bardzo swojsko przetarła buzię dłonią, a potem obie wytarła w kubraczek.
- To co, kupujemy te zapasy? - Lekko się do Orka uśmiechnęła.
Paladyn wniósł w górę palec w geście “czekaj” gdy sam pochłaniał ostatni ze swoich szaszłyków. On sam nie musiał rąk w nic wycierać bo od początku intencjonalnie unikał brudzenia ich.
- Tak. Chodźmy. - Wstał i poszedł z Amzą na targ… pierwsze co chciał to jakiś osiołek, albo muł… niedługo mieli zejść z koni z powodu terenu, ale niższe-krępe kopytne potrafiły wejść tam gdzie wyższe-dostojne kopytne nie dawały rady. Razem z nim juki.
- Osioooołkiiiii - Zawołała dziewoja, i pobiegła pogłaskać ile się dało, z przebywających w małej zagrodzie na targowisku… a sprzedawca wyszczerzył zęby w uśmiechu, który jednak natychmiast zniknął na widok Endymiona.
- O… zaczyna się… - mruknął do siebie paladyn i przyjął przyjazny uśmiech numer 3.
- Piękny dzień mamy. Chciałem kupić jednego osiołka, albo muła. Jakiegoś silnego, jako zwierzę juczne na górskiej drodze. Do niego juki jeśli macie.
- Eeeeee… ale ten… to nie jest wiedźma, co? - Facet wskazał na głaszczącą osiołki dziewoję - A ty nie jesteś jej potworo-pomagierem, co mi zaraz ręce wyrwie, albo co??

Ork uniósł brwi w lekkim rozbawieniu, choć nie było ono do końca szczere, ale traktował to jako robienie dobrej miny do irytującej gry.
- Może zacznijmy jeszcze raz. Moje imię to Endymion. Jestem PALADYNEM Ragathiela i Shelyn - wskazał na heraldykę na swoim pancerzu - Amza mi towarzyszy i jest zwykłą dziewczyną. Ja znam więcej magii niż ona. Nic złego cię z naszej strony nie spotka, chcemy tylko dokonać handlu - na koniec uśmiechnął się łagodnie i zachęcająco.
- Ymmm… no… to przepraszam. Tak, zwierzęta zdrowe i silne, nadadzą się. Zaraz możemy jakiegoś wyszukać, 8 złociszy…
- Ten! Ten! - Amza wskazała osiołka z dużą, białą "łatą" na jednym oku.
- To jeden z tych silnych? - zapytał ork sprzedawcy.
- I jeszcze z najspokojniejszych - Zapewnił sprzedawca, energicznie potakując.
- To go weźmiemy - przytaknął paladyn - juki też się znajdą? - zapytał odliczając kwotę po równo w złocie i srebrze.
- Juki… juki… gdzieś tu były… - Facet podrapał się po łepetynie - To będą jeszcze 4 złocisze… ale niech będzie za dwa, panie Paladyn - Sprzedawca mrugnął.
- Doskonale, bardzo dziękuję - ork wręczył sprzedawcy wyliczoną kwotę - Ma jakieś imię?
- Ja go tam jeszcze nie nazwałem, dla mnie to osioł i tyle… a zresztą nie powinno się, bo potem co niektórzy chcą sami, albo się człek do głupola za bardzo przywiąże i szkoda sprzedawać… - Wytłumaczył facet, przyjmując zapłatę. Po chwili zaś nawet wyciągnął sznurek, obwiązał szyję zakupionego osła, i niepewnie zerkając na Orka podał owy sznurek Amzie.
- Dla panienki, tak?
- Niech będzie - uśmiechnął się do obojga. - Chodź kruszyno. Mamy jeszcze długą listę do obskoczenia.
- No to chodź osiołku, chodź… - Dziewoja próbowała poprowadzić zwierzaka, ale ten ani drgnął. Spojrzała na Paladyna unosząc brewkę…
- No chodź, dostaniesz marchewkę! - Dodała, i w końcu ten zaczął za nią dreptać.
- No to skoro już mu to obiecałaś, to wypatruj warzyw - zaśmiał się Endymion samemu szukając gdzie by tu spieniężyć klejnoty które mu przypadły po Ettinie… a po paru chwilach, zarówno osioł, jak i Amza, jedli marchewkę(oczywiście nie tą samą)...

Zakupy zajęły kolejne czterdzieści minut, z czego najwięcej czasu poświęcili na poszukiwanie jakiejś ochrony dla Amzy… tarczę z ciemnodrzewu stosunkowo łatwo znaleźli. Jakąś zbroję było ciężej. Ostatecznie stanęło na pikowanej skórzni z sowoniedźwiedzia. Twarda, lekka, elastyczna. Po kilku chwilach prób okazało się, że ani trochę nie ograniczała Amzie ruchów i dała się ukryć pod grubszymi ubraniami. Ogólnie… był zadowolony. Kamienie spieniężył się po dobrym kursie, ochrona osobista dla Amzy wyszła tak dobrze jak to jest możliwe przed wejściem na tysiące sztuk złota, a targ, jak większość targów w Faerunie, pozostawał ostoją tolerancji i równości… liczyła się tylko pełna sakiewka.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 13-08-2021 o 11:36.
Arvelus jest offline  
Stary 11-08-2021, 13:12   #55
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Druid pomaszerował więc do karczmy… tam na pięterko… do izby z numerem 23. Tam zostawił Zaklinaczkę i tygrysa. Bharrig miał złe przeczucia. W gruncie rzeczy, był pełen złych przeczuć - oczywiście, gospoda w środku miasta powinna rokować w miarę dobrze dla podróżnych, jednak męczyły go wspomnienia o wrogim wzroku handlarzy i przejezdnych. Cóż, być może tym razem będzie lepiej - miał nadzieję.

Stanął więc przed drzwiami i… Parę dłuższych chwil spędził na nasłuchiwaniu, co jest w środku.
- No… weź… ughhhm… no kurcze… no śmierdzisz no! - Usłyszał w izbie głos Deidre.

Następnie, powoli nacisnął na klamkę, a drzwi okazały się zamknięte.
Westchnął i zapukał. Najpierw cicho. Potem nieco głośniej, gdy pukanie zostało bez odpowiedzi.
- Deidre? - zapytał.
- Uch… tak? Kto tam? - Usłyszał głos Zaklinaczki, oraz… pomruk niezadowolenia Geri.
- Bharrig. Kojarzysz? Zabiliśmy ettina wspólnie - druid uśmiechnął się złośliwie.
- Już, już… - Padła odpowiedź, i po chwili Deidre uchyliła drzwi… będąc tylko owiniętą kocem, i z mokrymi włosami. A gdy Druid wszedł do środka, zobaczył dużą balię, sporo wody na podłodze, i do połowy również mokrego tygrysa, który właśnie ponownie mruknął z niezadowolenia.
Bharrig, zobaczywszy scenę, która rozgrywała się przed nim, nie mógł powstrzymać śmiechu.

- Co, próbowałaś wykąpać tygrysa? - parsknął. - Tygrysy lubią wodę, ale nie mydło - zachichotał, wchodząc do środka. - Pozwól, że pomo… - Geri w tym momencie otrzepał się niezwykle solidnie, jak to pso-i kotowate czasem robią, fundując "prysznic" zarówno Druidowi, jak i Zaklinaczce.

- Aaaaajjjj - Pisnęła Deidre, nieudolnie zasłaniając się ręką, po czym spojrzała na Bharriga - No bo on śmierdzi, no…
- Ot, zapachy natury - druid zaśmiał się, rozglądając się za kawałkiem płótna, który zostawił razem z pakunkami. - Pozwól. Kiedy tylko karczmarz się dowie, że zalaliśmy jego drogocenny pokój, każe sobie płacić dwa razy tyle.
- To mu przypalę zadek - Powiedziała całkiem poważnym tonem Zaklinaczka, siadając na brzegu łóżka.

Kiedy Druid ostatecznie zlokalizował materiał, którym mógł zetrzeć wodę z podłogi, zaczął wycierać wodę, po drodze wycierając tygrysa, który niechętnie poddał się temu zabiegowi. Wreszcie, kiedy skończył, rzucił płótno na parapet, po czym usiadł na łóżku, a tygrys ułożył się pod jego nogami. Spojrzał na rogatą, a jego wzrok zatrzymał się na nieco dłużej na kształtnej talii dziewczyny.

- Byłem w świątyni - rzekł w końcu, obserwując Deidre. - Pójdę tam jeszcze za godzinę… Odpocznę nieco. Geri sprawował się dobrze, ufam? - na ustach druida czaił się figlarny uśmieszek.
- Tygrys, a uparty jak wół - Odparła z lekkim uśmiechem Zaklinaczka, po czym jakby się zreflektowała - To ja się ubiorę…
- Wybacz mu - rzekł Bharrig, który był w nieco lepszym humorze niż przed wejściem do miasta. - Ma słabość do pięknych kobiet. Poczekaj… Ładna jesteś. Taka.
- "Taka", czyli zapewne… naturalna? - Uśmiechnęła się minimalnie Deidre, po czym wstała z łóżka, przytrzymując na wszelki wypadek dłońmi kocyk. Po chwili czerwonoskóra zaczęła zbierać po izbie swoje rzeczy, i powoli kierowała się za parawanik w rogu pomieszczenia…

Bharrig pamiętał aż nazbyt dobrze, co ostatnio spotkało Zaklinaczkę i jej towarzyszkę w fatalnym zajeździe, który niemalże rozbił misję drużyny już u jej początku. Tak jak wszystkie rzeczy w naturze, drzewo, które zostało złamane, potrzebowało czasu, aby odrosnąć. Nie chciał zatem forsować niczego, co byłoby poza sferą komfortu dla rogatej dziewczyny. Ostatecznie, co tam te diabelskie kmiotki z nimi wyprawiały, nie wiedział i domyślać się nie chciał. Istniały rany, które cięły głębiej niż ciało.

Sam jednak chciał skorzystać z łaźni, bowiem śmierdział tak samo, jak tygrys, z którym zazwyczaj dzielił leże. Toteż rzekł jeszcze:

- Zamówię także balię i dla siebie. Zanim pójdę do świątyni. wykąpię się, być może paladyni docenią to.
- Można do mojej dolać wiadra wrzątku, i by było… no chyba, że naprawdę musisz mieć nową - Powiedziała zza parawaniku Deidre… a Bharrig widział przez jego materiał jej cień. Widział ją "nagą", powoli się ubierającą… i zauważył również… cień jej ogonka??



Bharrig dziwował się wielce, patrząc na jędrne kobiece kształty, które zlewały się w nieco mniej kobiece kształty rogów i ogona. Iście, Deidre nie kłamała - naprawdę zdawała się być istotą, która nie była do końca stąd. Delikatnie mówiąc.

Stwierdził, że nie zamierza tracić czasu, chodząc tam i z powrotem, aby zamówić nową balię. Podszedł do tej, z której skorzystała Deidre i wziął czajnik wypełniony wrzątkiem i dolał wody, po czym rozebrał się bezceremonialnie i wszedł do wody z zamiarem solidnego wyszorowania swojej owłosionej osoby. Druid nie był pruderyjny. Choć rozumiał, że kwestia ubrania była konieczna w “cywilizacji”, to jednak na szlaku jego kompani zdążyli go poznać dość. Pod tym względem Bharrig był podobny bestiom, z którymi często dzielił leśne drogi i ostoje i dla których koncepcje ubrania i wstydu były pojęciem abstrakcyjnym.

- Co ty tam robisz? - Spytała Zaklinaczka, słysząc sporo plusków w balii, i aż wystawiła głowę zza parawanika… i zamrugała oczkami, szybko ją cofając.
- No wiesz co…
- Mówisz, jakbyś podróżowała ze mną od wczoraj - druid zaśmiał się w odpowiedzi.

- Ech ty… ty… owłosiony dzikusie! - Powiedziała Deidre, wychodząc już ubrana zza parawanika, przysłaniając sobie własną dłonią widoki na Druida, po czym usiadła na łóżku, plecami do kąpiącego się.

Bharrig jednak był niezrażony tymi uwagami.

- Aż tak brzydki jestem? - druid odparł z przekornym uśmiechem, kontynuując szorowanie. - Słyszałem gorsze uwagi pod swoim adresem, Deidre. Iście, rzekłbym, że wielu z nas zatraciło naszą dzikość i wiesz, wcale na tym nie zyskaliśmy. Cywilizacji i Hluthvar opłaciłoby się być nieco bardziej dzikimi. Wiele jest ku temu dobrych powodów. Na przykład, wystaw sobie, dzikie zazwyczaj nie kłamie. No chyba, że próbuje przeżyć. Ale nie tak z reguły. Albo też nie wstydzi się siebie. Same walory, nie uważasz?

Pospieszna kąpiel druida miała się ku końcowi. Zmywszy cały brud mydłem i wodą, a nawet skropiwszy swoje włosy wonnymi olejkami, które Deidre zdawała się mieć na podorędziu, wyszedł z balii i zaczął wycierać się ręcznikiem.

- Mhm… - Coś tam mruknęła Zaklinaczka, dalej siedząc plecami do niego, i coś tam robiła na tym łóżku, nawet lekko pochylona…

Bharrig ostatecznie wytarł się do końca, po czym ubrał. Zerknął na Zaklinaczkę, która piłowała sobie pazurki, po czym rzekł wreszcie:
- Gotowe. Nie musisz już zasłaniać oczu. Idę z powrotem do świątyni, będzie czekał tam na mnie Endymion. Rozumiem, że zostajesz? W takim razie Geri także by tu został.
- Zostaję, zostaję - Powiedziała Deidre, nie przerywając swojego manicure, spoglądając w końcu znowu na Bharriga.
- Dobrze - rzekł krasnolud. - Wybacz, jeśli cię uraziłem. Nie znam zwyczajów… Zazwyczaj mi nie są potrzebne.
- Nie jestem urażona, spokojnie - Zaklinaczka na moment się uśmiechnęła - Czekaj…

Wyciągnęła z sakwy diament i rubin, i podała zdziwionemu Druidowi.
- Może się przyda w świątyni… a jak nie, to do zwrotu - Mrugnęła.
- Dziękuję - rzekł jeszcze, po czym przyjął drogie kamienie. Skłoniwszy się, wyszedł z powrotem i skierował się ponownie w stronę świątyni Helma.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 11-08-2021, 18:20   #56
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Druid, Paladyn i Amza zjawili się ponownie przy bramie przybytku Helma dokładnie godzinę później… a przez pilnujących jej zbrojnych zostali od razu rozpoznani i pozdrowieni. Od razu również niemal ich wpuszczono.

Weszli więc do środka, na mały, otwarty dziedziniec z niewielką fontanną pośrodku. Kazano im chwilkę poczekać… tu i tam, rozstawieni po rogach, stali twardo kolejni strażnicy…

Po minucie ktoś się zjawił. Jakiś (chyba) Kapłan, o ciemnej karnacji, ubrany na niebiesko.




- Witajcie, witajcie… - Powiedział, podchodząc do trio, i zatrzymał się jakieś trzy kroki przed nimi, po czym lekko kiwnął głową - Zwę się Naren Reisto, Kapłan Helma, podobno macie kilka spraw?
- Ja jestem Endymion - ork schylił głowę w geście szacunku - paladyn. To jest Bharrig Sjolmven, druid oraz Amza(na co dziewoja dygnęła) - wskazał towarzyszy eleganckim gestem dłoni - Dzień drogi stąd spotkaliśmy zmiennokształtnych polujących na przejezdnych cywilów. Przegnaliśmy ich, lecz niestety nie udało nam się ich wybić i chcielibyśmy spisać raport z wydarzenia… może są już daleko, ale mogą też być w okolicy.

Bharrig skinął głową w momencie, kiedy Endymion przedstawił go. Dodał jeszcze:
- Zapewne będą w okolicy szlaku.

- Dziękujemy za informację, poślemy patrol w odpowiednią okolicę - Powiedział Kapłan.
- Patrol niewiele znajdzie… zajazd który stosowali za swoją siedzibę spaliliśmy, oni uciekli a ofiary są pochowane… liczyłem, że komuś opowiem dokładnie jak one działają i zostanie to gdzieś spisane. Wtedy, jeśli ponowią swoje manewry możliwe, że ktoś szybciej skojarzy co i jak…
- Ja tego mogę wysłuchać - Odparł Kapłan - Pamięć mam jeszcze ponoć dobrą… - Lekko się uśmiechnął.
Endymion spojrzał przez bark na Amzę… zgodnie z tym czego się spodziewał już nie uśmiechała się jak jeszcze na targu. Westchnął i podszedł dwa kroki do kapłana by mógł zniżyć głos.
- Amza została przez nich osierocona. Pozwolisz aby Bharrig przeszedł się z nią wokół dziedzińca gdy opowiem szczegóły?
Kapłan kiwnął porozumiewawczo głową.
- Niech siedzą przy fontannie, plusk wody nam również pomoże… chodźmy na bok, tam jest ławeczka - Wskazał na oddalone ledwie o 20 kroków miejsce.
Paladyn podziękował i odwrócił się do swoich.
- Bharrig. Pokażesz Amzie fontannę? A ty Amza może pochwalisz się magicznymi rękawami które dostałaś?

Druid, domyślając się, że paladyn chce opowiedzieć kapłanowi o przeszłości Amzy. Postarał się zwrócić uwagę dziewczyny na fontannę, podczas gdy paladyn i starszy rozmawiali ze sobą.

~ * ~

Gdy mógł mówić swobodnie Endymion opowiedział kapłanowi wszystko ze szczerymi szczegółami i odpowiedział na wszystkie pytanie tyczące wydarzenia. Czuł, że w jakimś stopniu nie wypełnił swego obowiązku pozwalając zmiennokształtnym żyć, ale życie towarzyszy było ważniejsze… to teraz nieco odrabiał dokładając jedną małą cegiełkę do schwytania ich.

Został zaś pokrzepiony słowami Narena, iż w życiu nie wszystko jest białe i czarne, więc nie powinien czuć do siebie żalu, odnośnie swojego postępowania. Zaś "Miłość" do towarzyszy jest ważniejsza, niż zemsta na złoczyńcach…

~ * ~

- Pozostałe dwie sprawy są zbliżone… zmiennokształtni zabili jednego z naszych, ale stan jego ciała umożliwia wskrzeszenie jeszcze przez najbliższy tydzień. Agamemnon był dla mnie ważny i chciałbym zapytać czy nie jesteście w posiadaniu diamentu odpowiedniego do wskrzeszeń, a jeśli tak… to chciałbym abyście rozważyli odsprzedanie mi go abym mógł uratować towarzysza i przyjaciela…
- Z tym może być problem - Odparł Naren, po czym po prostu wskazał murek fontanny, by usiedli.
- Nie jestem pewien, czy Starsi Kapłani taki duży diament mają… a nawet jeśli, wątpię by chcieli go odsprzedać. Nie zrozum mnie źle Endymionie, ale priorytetem przywrócenia komuś życia byłby fakt bycia kimś stąd, kimś… ważnym... dla nas, dla miasta. Być może i macie 1000 złociszy na zapłatę plus koszty rzucenia zaklęcia, ale, jakby na to nie patrzeć, jesteście dla nas… obcy. Uleczyć z ran, z chorób, nawet odciętą kończynę odnowić, tak. Jednak same przywrócenie życia… to już trochę bardziej skomplikowane.
- Chyba, że znacie inne miejsce w okolicy, gdzie taki diament można uzyskać - rzekł Bharrig, spodziewając się, że kapłan był znacznie bardziej rozeznany w wieściach z regionu niż człowiek na szynku w Strzegącym Oku. - Zaklęcie możemy rzucić sami.
- Albo, być może, cena diamentu jest większa niż złoto? - zapytał jeszcze druid. - Jeśli rzecz jest kwestią przysługi, to zamieniam się w słuch. Być może w ten sposób staniemy się nieco mniej “obcy”, jak to rzekliście.
- Wynajmujemy awanturników do patrolowania okolic… ale to nudne zadanie i długoterminowe, płatne 100 złociszy za miesiąc(!)... w tej chwili czegoś "poważniejszego" nie ma. Może spróbujcie szczęścia w Scornubel? Albo w górach? Stare kopalnie, czy leża jakiś potężniejszych stworów… nie wiem jak wam pomóc - Kapłan rozłożył bezradnie ręce.
Endymion kiwnął głową i uśmiechnął się z nutą smutku.
- Oczywiście rozumiemy i niejako się tego spodziewaliśmy. Jednak pamięć towarzysza wymagała abym spróbował. Rzecz jasna nie mamy żadnego żalu.

Kapłan pokiwał głową również w zrozumieniu...

- Ostatnia sprawa ma najmniejszy priorytet więc nikt nie będzie miał za złe odmowy. Wywiedzieliśmy się, że w Hluthvar tylko wy dysponujecie poważnymi magicznymi przedmiotami… w miarę możliwości, jeśli jesteście w posiadaniu i nie sprawi wam to problemów, chcielibyśmy odkupić, albo wypożyczyć od was przedmiot magiczny wysokoudźwigowy… chodzi o jakąś pojemną torbę, albo preferowalnie pasy mulego udźwigu. - Po sekundzie zastanowienia Endymion dodał - Ewentualne wypożyczenie oczywiście z kaucją równą wartości rynkowej.
- Myślę, że magiczna torba by się znalazła - Naren uśmiechnął się - A co w zamian?
- Złoto, kamienie szlachetne, magiczne przedmioty… - wymienił Endymion a Bharring pokazał w końcu oszczep zdobyty na Ettinie. Strażnicy w pobliżu drgnęli.

Kapłan przejął oszczep, po czym zaczął go oglądać, i rzucił chyba nawet wykrycie magii… strażnicy się uspokoili.

- Hmmm… - Głośno się zadumał Naren… a po chwili całe trio(Paladyn, Druid, i Kapłan) chwilę rozmawiali na temat owego handlu. Endymion próbował nawet jakoś lekko negocjować…

Kapłan zgodził się odkupić oszczep za 1700 złociszy. Do 2500, jakie potrzebowali jednak na torbę, trochę jeszcze brakowało. A więc oba kamienie szlachetne od Deidre… i nadal brakowało jeszcze stówki, którą Endymion wyciągnął ze swoją własnej sakwy.

Bharrig był niepocieszony sytuacją. W istocie, miał nadzieję znaleźć diament u kapłanów Helma właśnie, jednak sposób, w jaki traktowali swoich pozostawiał wiele do życzenia. Zdało się, że jeśli druid nie weźmie sprawy w swoje ręce, to zostanie z tego nic. Zakon okazał się bezużyteczny, poza być może paroma przedmiotami. Potrzebował się zastanowić nad kolejnymi krokami.

Po paru dłuższych chwilach przyniesiono więc dla nich magiczną torbę, i handel dobiegł więc chyba końca. Nie pozostawało nic innego… jak opuścić świątynię?

Uwagę wszystkich trzech mężczyzn przykuł mocniejszy plusk wody. Amza… spacerowała sobie boso W FONTANNIE z niewinną minką.

Endymion otworzył szerzej oczy i błyskawicznie rzucił spojrzeniem na Narena by wyczytać z jego wyrazu twarzy jak źle to wygląda. Kapłan miał zaciętą minę...
- Już ją zabieram - powiedział szybko do kapłana przepraszającym tonem i ruszył do fontanny.
- Amza, proszę cię, wyjdź natychmiast - podniósł lekko głos aby na pewno był usłyszany nad szumem wody i pobrzmiewała w nim nuta polecenia. Dziewczyna zatrzymała się, i spojrzała na niego lekko speszona.

A wtedy Naren się głośno roześmiał ku uldze paladyna.
- Nic się nie stało… - Powiedział.

Amza jednak i tak wyszła, z lekką pomocą Endymiona.
- Dwa dni się już nie myłam - Szepnęła smętnym tonem Orkowi w trakcie tej czynności.
- To będzie nasz kolejny krok - szybko zadecydował ork trzymając ją za rękę aby nie utraciła równowagi… w sumie mu też kąpiel by się przydała. Najbliższe dni nie będzie takiej możliwości.

- Bardzo dziękujemy za pomoc. Nie będziemy zajmować więcej czasu - zagadnął na koniec Endymion gdy Amza zakładała buciki.
Druid niewiele odzywał się przy wyjściu. Skłonił się tylko na odejście i w zasadzie było to wszystko.

Zaś po opuszczeniu świątyni…

- Dziękuję Ci Bharrig za pomoc. Naprawdę doceniam. Udamy się jeszcze teraz do karczmy. Już śmierdzę i lepię się nieludzko, a najbliższe dni nie będziemy mieć możliwości temu zaradzić…
- W takim razie jedynym miejscem, gdzie możemy znaleźć diament jest jama smoka - rzekł druid. Hm. Zastanawiam się… Jaki dystans nas dzieli od niej.
- Jak nie będziemy mieć opóźnień powinniśmy zdążyć. Z twoją zdolnością zmiany kształtu zyskujemy większy margines. Pozostaje iść przed siebie i mieć nadzieję.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 11-08-2021 o 19:27.
Arvelus jest offline  
Stary 13-08-2021, 22:40   #57
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Kontynuacja rozmowy Kargara z Endymionem

- Mówisz że jeśli dziewczyna ruszy z nami to jej ochrona będzie twoim obowiązkiem. Ale wiesz przecież że jesteśmy drużyną, więc jak będzie się pałętać nam pod nogami w walce z jakąś bestią to będzie problem nas wszystkich, a nie tylko twój. - skomentował Kargar, kiedy Amza nie była w pobliżu.

- Będzie pałętać się za moimi plecami - odpowiedział paladyn rozglądając się czy Amzy na pewno nie ma w zasięgu słuchu - dokładnie ją o tym poinstruuję. Oczywiście rozumiem, że wszystko może pójść nie tak i zabieranie cywila jest tylko i aż kolejnym takim punktem gdzie coś może się posypać. Ta dziewczyna straciła wszystko. Całe swoje życie jakie znała i wszystkich których kochała. Jest teraz nad straszliwą przepaścią w którą łatwo może się zwalić… i dramatycznie ciężko jest się utrzymać na krawędzi gdy jest się zupełnie samemu. Obaj znamy ból utraty towarzyszy. Odejmij od przeżyć siłę którą my mamy, a ona nie i pomnóż stratę razy wszystko…

Kargar westchnął, stwierdzając że słowa paladyna brzmią cholernie melodramatycznie. Mówił powoli, właściwe słowa nigdy nie przychodziły mu zbyt szybko.

- I uważasz że możesz pomóc jej tylko ty, a kapłani Helma już nie? Moim zdaniem nasza wyprawa jest zbyt niebezpieczna dla załamanej dziewczyny, ale widzę że mocno się do niej już przywiązałeś….i myślę że nie tylko wy w tej grupie znacie ból utraty kogoś wam drogiego….

Endymion zmarszczył brwi widząc, że źle dobrał słowa.
- Mówiąc “obaj” miałem tu na myśli ciebie i mnie. Mówiłeś, że straciłeś towarzyszy. Pamiętam o tym... Myślę, że ona potrzebuje przyjaciela… pewnie wciąż opiekuna. Nie surowej dyscypliny wojskowego reżimu. I nie jestem pewny czy w ogóle byliby chętni… byłem się z nimi rozmówić… opowiedzieć o zmiennokształtnych i nawet w tej sprawie wysłuchali mnie tylko dlatego, że jestem “dalekim kuzynem”... odnosili się do tego, że również jestem paladynem.

- Nie mam problemu z tym, żebyś był jej przyjacielem, po prostu wydawało mi się, że z kapłanami w mieście będzie bezpieczniejsza niż z nami na wyprawie w dzicz i do smoczego leża. A ze stratą każdy z nas musi się jakoś pogodzić, żyjemy w brutalnym świecie gdzie bogowie nie chronią słabych - stwierdził po chwili zastanowienia.

Bharrig, słysząc rozmowę towarzyszy, dołączył się do niej przelotnie:

- Prawdą jest to, że dziewczyna nie znajdzie domu w świątyni Helma - rzekł. - A w każdym razie, nie od razu. Reżim paladynów zajmie nieco czasu, zanim Amza wytrenuje się w nim, aby mu sprostać. Jednak jestem pewien, że świątynia będzie bezpieczniejsza niż lochy smoka w Górach Zmierzchu, to pewne.
- Dziewczyna swój rozum ma. Widziała, co może się zdarzyć na szlaku i jakie istoty czekają na nas, albo i nawet gorsze, w górach. Jeśli stwierdzi, że idzie z nami, będzie wiedziała, na jakie ryzyko się wystawia. Podczas walki nikt nie będzie miał czasu, aby jej chronić. Jeśli pójdzie z nami, będzie musiała sama dźwigać swój ciężar. Czy go udźwignie? Cóż, to się okaże, jeśli w istocie zdecyduje się z nami pójść.

Endymion kiwnął głową krasnoludowi w podziękowaniu i nie powiedział więcej, dając Kargarowi możliwość się wypowiedzieć.

- Czyli chcecie pozwolić jej samej zdecydować? Pewnie będzie chciała iść z nami, ale czy ona w ogóle miała kiedyś broń w ręku? - spytał sceptycznie wojownik.

- Zapewne nie - odparł zgodnie z domysłem druid. - Ale nie musi. Wystarczy, że nie będzie przeszkadzać.

- I co rozumiesz przez "nie przeszkadzać". Trzymać się z daleka jak jakiś potwór się pojawi?

- Tak, ukryć się i nie włączać się do walki - potwierdził Bharrig. - Jeśli tylko nie będzie robić niczego głupiego, co nas wystawi na ryzyko, nie widzę problemu - tu skubał swoją brodę, patrząc na nieco oddaloną od nich dziewczynę.
- Już zdecydowała, że z nami idzie - powiedział Endymion - I pójdzie - dodał a w jego tonie pobrzmiało pierwszy raz trochę mniej serdeczności, a więcej zdecydowania. Odrobinę i tylko na ten krótki moment.
- Kupiłem jej świetny lekki pancerz, tarczę z ciemnodrzewu… w drodze omówię zachowania. Ona wie, że to jest niebezpieczne i wie, że ma się chować, uważać na siebie i ostatecznie biec za moje plecy gdzie ja będę ją chronił.

- Świetnie - uśmiechnął się Bharrig. - W takim razie sprawa jest załatwiona. Endymionie, zostawiamy Amzę tobie - rzekł krasnolud, nie wątpiąc że ochrona paladyna to więcej, niż potrzeba, aby dziewka nie skończyła życia z rozbitą czaszką lub złamanym karkiem na jakimś zapomnianym górskim ostępie. Albo też leżąc na przełęczy z szyją rozchlastaną pazurami kuguara lub na dnie górskiego jeziora.

- No dobrze, to w takim razie zdecydowane - Kargar wzruszył ramionami, nie wydawał się do końca przekonany ale uznał decyzję paladyna.
Endymion spuścił powietrze z płuc
- Dziękuję ci - kiwnął głową Kargarowi… - cieszę się, że nie będzie to ością niezgody w drużynie.

************************************************** *******

Kargar i Amara wybrali się na targ na zakupy.
Wojownik stwierdził że podstawowy ekwipunek mieli ale jakieś ciepłe futra do ochrony przez zimnem i sprzęt do wspinaczki mogłyby się przydać w górach. I żelazne zapasy żywności oczywiście też.

- Nie wiem czy to dobry pomysł żeby Endymion brał ze sobą tę sierotkę z karczmy, w walce będzie nam chyba tylko przeszkadzać, jak myślisz? - spytał się mniszki.

- Ona straciła rodzinę, on Gryfa… chyba potrzebują się wzajemnie. A jak nie będzie się nam plątała pod nogami, to chyba tak źle nie będzie? - Amara wzruszyła ramionami.
- No właśnie tego plątania to ja się obawiam… - mruknął Kargar. - A stracić to każdy kogoś kurde kiedyś stracił, ja straciłem swoją poprzednią drużynę i nie robię dramatów. Moim zdaniem dziewczyna byłaby bezpieczniejsza jakby ją tutaj z kapłanami zostawić.
- Ona ma dopiero 15 lat, nie każdy jest taki twardy jak ty, i sobie umie z tym poradzić - Amara spojrzała na niego jakoś tak "z ukosa".

Wojownik zmarszczył brwi, zastanawiając się co w jego słowach nie spodobało się mniszce.
- No…..ja mówiłem o pół-orku, nie o dziewczynie… dobra pogadam jeszcze o tym z Endymionem. Amza nie jest przecież jego nowym zwierzątkiem, a jak przyjdzie do zagrożenia to nie wiem czy sobie lepiej niż gryf poradzi.
- Ummm… a idź bo cię w ucho trzepnę! - Powiedziała Mniszka, i się zaśmiała - Dobra, to co kupujemy na wyprawę? - Rozglądnęła się po targu.

***************************************

- Coś się u was ciekawego działo ostatnio w okolicy? - zagadnął Kargar właściciela kramiku, u którego kupowali sprzęt do wspinaczki.
- Podróżujemy ze Scornubel i bezpiecznie to na traktach nie jest...

- Ano nie jest… jak nie zbóje to potworki, albo inne takie… tydzień temu tu ponoć jakąś wiedźmę Kapłani po mieście ganiali, ale ja tam nic nie widziałem…
- Aaa...wiedźmę powiadasz.. - Kargar spojrzał porozumiewawczo na towarzyszącą mu Amarę.
- A wiadomo co się z nią stało i jak wyglądała?
- Noooo… uciekła im, tak ludzie gadają. A ja jej na oczy nie widziałem, to nie wiem jak wyglądała. A plotki to różne zaś… że na miotle, że na jakimś Czarcie była, że brzydka do porzygania, że piękna i goła była… choliba tam wie…

- No ludzie wiadomo, różnie gadają…. a zrobiła co komu ta wiedźma czy po prostu sobie latała? - kontynuował Kargar, ciekaw czy mowa była o Kaai, którą spotkali przed dotarciem do miasta.
- Paru chyba zrobiła… jednego w żabę zamieniła, inny się ze strachu poszczał, no ale jak to ludzie gadają… - Rozmówca wzruszył ramionami, wyciągając coraz to kolejne rzeczy należące do zestawu wspinaczkowego.

A Mniszka pokręciła wymownie głową do Kargara, uznając chyba całą opowiastkę za bujdy.

- Hmmm..- Kargar zastanawiał się czy ta rozmowa do czegoś prowadzi, stwierdził, że raczej nie.
- A ktoś z waszego miasta podróżował w góry ostatnio? Słyszałem że tam się kryje leże starej smoczycy.
- Tam jest wiele smoków - Roześmiał się sprzedawca.
- Wiele powiadasz? A nie przylatują w te strony?
- Na szczęście nie - Powiedział zagadnięty.

Widząc, że kramarz nie wie wiele więcej, Kargar zapłacił i wraz z mniszką ruszyli dołączyć do reszty drużyny w karczmie.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 13-08-2021 o 22:44.
Lord Melkor jest offline  
Stary 14-08-2021, 05:24   #58
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Endymion wszedł do karczmy pierwszy, zgodnie ze zwyczajem upewniając się, że teren jest bezpieczny i przyjmując na siebie ewentualny pierwszy cios… nie aby w jego pancerzu miałby on być jakimkolwiek zagrożeniem… chociaż nic takiego nie miało miejsca. Miejscowi siedzieli spokojnie przy stołach, zajadając obiad.

Była i Deidre z tygrysem, był i Gabriel… a wszyscy nawet wyglądali jak wykąpani, i zasiadali przy wspólnym stole. Amza wewnątrz przybytku zrobiła się zaś trochę nerwowa… i starała się być jeszcze o krok bliżej Endymiona, prawie już na niego wchodząc.
- Hej, nie bój… - Endymion przerwał zdanie w połowie rozumiejąc nagle, że Amza musiała skojarzyć tę karczmę z tamtym zajazdem. Wziął głębszy wdech i wyciągnął do niej rękę, zachęcając aby chwyciła dla poczucia bezpieczeństwa… - Nic ci nie grozi - uśmiechnął się do niej łagodnie. A ta, zamiast skorzystać z ręki, wślizgnęła się pod nią, przytulając do jego boku… Paladyn ją więc po prostu objął.

Bharrig podszedł i zrównał się z tygrysem, który dołączył do niego. Wyglądało na to, że był to czas na ostatnie przygotowania, zanim wyruszą z powrotem w głuszę.
- I co? Macie jakieś ciekawe wieści? - spytał Gabriel, spoglądając na nowo przybyłych.
- Kapłani Helma nie mieli diamentu - mruknął druid. - Musimy go znaleźć gdzieś indziej.
- Przynajmniej udało się kupić torbę przechowywania, więc z transportem czegokolwiek nie będziemy mieć problemów w drodze.
Endymion szybko policzył krzesła i wziął jedno puste od stolika obok, stawiając je obok swojego by Amza mogła być blisko, skoro tak czuła się bezpieczna.
- Poza tym kupiłem nam osiołka z jukami. Sprzedawca twierdził, że da radę w górach. Co prawda trochę mniej użyteczny od kiedy mamy tę torbę, ale to było przed tym jak udało się ją dostać… jedliście już?
- Możemy go namiotami obładować, i innymi takimi, będzie miał co dźwigać… dopiero przed chwilą zamówiliśmy - Odparła Deidre.
- Świetnie - Endymion obejrzał się się szukając kelnerki - Przepraszam? Możemy tu? - zawołał do niej gdy tylko przestała rozmawiać z innymi klientami...
- Potrzebujemy jeszcze skorzystać z kąpieli. Jeśli wszystko już zorganizowane to potem możemy ruszać dalej - Dodał Paladyn do swoich towarzyszy.
- "Strzegące Oko" oferuje takie usługi - powiedział Gabriel. - Wystarczy wynająć pokój i można zażyć odrobinę luksusu... Ale... załatwiłem kogoś, kto przyprowadzi do miasta nasze konie.
- Ale łóżka mają twarde - Wtrąciła Deidre - Od samego siedzenia d… boli, a co dopiero spać.
Ork kiwnął głową.
- Dobrze, dzięki. I dobra robota Gabrielu.
- W namiotach będzie równie twardo. - Gabriel spojrzał na zaklinaczkę. - Poza tym do wszystkiego się można przyzwyczaić...
- Jak się ma zwijane posłanie, to już nie aż tak - Powiedziała Deidre, trooooszeczkę jakby z przekąsem.
Przez głowę Gabriela przemknęły jeszcze inne skojarzenia, ale wolał je zachować dla siebie.
- Bez wątpienia gospoda ma tę przewagę, że dach jest bardziej solidny. - Uśmiechnął się.
- Popasajmy zatem przez godzinę albo dwie i możemy ruszać - zaproponował druid, dosuwając drugi stół do pierwszego, by wszyscy zasiedli razem. Następnie druid podszedł do szynku, podpytując, co tutaj mają do jedzenia i wypicia (i czy mocne), także pytając, czy mają surowe mięso dla tygrysa, bowiem pomarańczowy kot uwielbiał mięso świeżo zarżniętego wołu. Karczmarz powiedział co mają, oraz że za chwilę mięso załatwi.
Bharrig spędził parę chwil, zamawiając dla siebie i rozliczając się z karczmarzem. Wreszcie, usiadł przy stole, sącząc bursztynowy płyn zaserwowany przez kształtną kelnereczkę.
Po paru chwilach część potraw, przyniesiona przez tę samą kelnereczkę, pojawiła się na stole.
- Dziękuję - powiedział Gabriel. Do podziękowań dołączył uśmiech, a potem zabrał się za jedzenie. Było całkiem niezłe, szczególnie w porównaniu z tym, co czasami jadało się przy obozowych ogniskach.
Paladyn upewnił się, że Amza wzięła swoją porcję i sam też zabrał się do jedzenia.
- Upewniam się tylko - zaczął od razu konsolidacyjnym tonem - wszyscy mamy bądź kupiliśmy sprzęt na śnieg i zimno, prawda? - zapytał się drużyny zakładając, że tak...
- Ja przynajmniej mam wszystko - powiedział Gabriel. - Ubranie, koc zimowy i parę drobiazgów. Mam też zwój, który może nas wszystkich ochronić przed ekstremalnym zimnem.
- Też chciałem taki kupić u kapłanów, ale Bharrig wspomniał, że sam takie zaklęcia może rzucać - odpowiedział paladyn między kęsami - Jeśli skończymy bogaci po tym zleceniu to kupię sobie Pawilon Ekspedycji. To by uniwersalnie rozwiązało masę upierdliwości… od pół roku sobie to powtarzam - zaśmiał się pod nosem - Ogólnie lista rzeczy w mojej głowie co powinienem je kupić tylko rośnie i rośnie… - dodał na wpół do siebie rozważając przyczyny, po czym stwierdził, że głupoty gada i machnął ręką sam do siebie.
- A propo kupowania… - Deidre na moment przerwała posiłek - Powiedziałeś Gabrielu, że załatwiłeś kogoś do koni… wyjaśnisz nieco dokładniej? Kto, co będą robić, no i za ile? - Zaklinaczka lekko się uśmiechnęła.
- Załatwiłem dwóch chłopaków pracujących w stajni - powiedział Gabriel. - Dwaj bracia, na koniach się znają, a w razie czego i orężem władają, żeby im nikt koni nie zabrał. Pojadą z nami, a potem popilnuja koni. Znaczy, wrócą z nimi do miasta. Razem kosztować to będzie dwadzieścia cztery srebrniki za dzień.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 14-08-2021, 12:38   #59
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- To nie są duże pieniądze - przytaknął Endymion zerkając kątem oka na Amzę… jak się czuje i czy je, choć dotąd już wyglądało jakby dziś odzyskała apetyt. Jadła powoli, słuchając co kto mówi, często jednak tylko spoglądając w swój talerz, a nie po twarzach grupki. Unikała spojrzenia komuś w twarz, by… ten ktoś nie patrzył na jej blizny?
Paladyn nagle zupełnie znieruchomiał, przez kilka wdechów bezmyślnie patrzył na Amzę, która po paru sekundach zerknęła i na niego.
- Tak? - Spytała cichutko.
Endymion wstrząsnął głową wyrwany z zamyślenia.
- Wybacz. Nic takiego - odpowiedział z szeroko otwartymi oczami, jak ktoś kto wpadł na ekscytujący pomysł.
- Potrzebuję koło tysiąca sztuk złota… - zwrócił się do drużyny - mi zostały niecałe dwie setki… mogę sprzedać mój pierścień ochrony, ale wolałbym tego uniknąć. Zostało wam dość aby mi pożyczyć?
- Temu panu już nie polewajcie… - Powiedziała dosyć rozbawionym tonem Zaklinaczka - Co cię nagle wzięło? - Dodała.
- Pomysł. Nagły. - Wyrzucał z siebie szybko - Potem opowiem. Jeśli wyjdzie. Proszę, zależy mi na tym aby odsprzedać mój pierścień ochrony - wskazał magiczny przedmiot na swoim palcu - to ważne - zmrużył brwi do własnych słów - w porządku… obiektywnie nie aż tak ważne, ale dla mnie tak…
- Dobra, dobra - powiedział Gabriel. - Więc chcesz, czy nie chcesz sprzedawać pierścienia, bo się nieco plączesz.
Paladyn zatrzymał się na moment analizując gdzie się poplątał.
- Zależy mi na tym DOŚĆ aby sprzedać ten pierścień. Choć wolę tego uniknąć jeśli mielibyście dość abym pożyczył i zwrócił potem, zamiast sprzedawać za pół wartości magiczne przedmioty.
- A nie może… "to" poczekać? - Zdziwiła się Deidre - No i ja już kasy nie mam, dałam świecidełka Bharrigowi.
- Szkoda, że nie powiedziałeś wcześniej. A raczej że nie wpadłeś wcześniej na ten pomysł - dodał Gabriel.
Bharrig wzruszył ramionami.
- Przepuściliśmy wszystko na torbę i przygotowania. Ano, wspomniałeś o sprawie nieco za późno.
Paladyn spojrzał po towarzyszach… wziął głęboki, dłuuugi wdech, przytrzymał go w płucach i powoli wypuścił.
- No to głupi ja. Masz rację, Deidre... Może poczekać - kiwnął głową dużo spokojniejszy, choć nieco zawiedziony.
- Stało się coś? - Cichutki szept Amzy dobiegł uszu Orka, a jej malutka dłoń znalazła się na jego wielkiej łapie na stole… ona się o niego zmartwiła. Ona. O. Niego.
Endymion przez krótki wdech patrzył na jej dłoń, po czym podniósł wzrok na nią. To było… miłe.
- Nie Kruszyno. Nic takiego. Po prostu moja cierpliwość zostanie wystawiona na próbę, ale to nic strasznego - uśmiechnął się do niej ciepło, nie dając po sobie poznać jak trudna będzie dla niego ta próba…
Druid, który zdążył już zjeść i popić, a także Geri, który pożarł spory kawał tuszy wołowej, byli już gotowi do podróży.

- Sądzę, że jeśli wyruszymy w tej godzinie, powinniśmy u zmroku dojść do podnóża gór - rzekł, kalkulując dystans. - Lub w pobliże. Sądzę, że powinniśmy powoli zbierać się… Ostatecznie, czas nas goni.
- Nie ma przecież jeszcze… - Zaczęła Deidre...
Geri także powstał, jakby oczekując na coś. Druid jednak, widząc, że Kargara i Amary nie ma przy stole, dał znak tygrysowi, żeby usiadł ponownie i sam zamówił kolejny antałek piwa.
- Bharrig, we wrzątku kąpany - Powiedziała Zaklinaczka z lekkim uśmiechem, i tylko on zrozumiał, o co dokładniej chodziło, choć nawet śmieszne może było i dla wszystkich…
- Czy dowiedzieliście się od kapłanów czegoś na temat tych gór, czy tylko o diamencie rozmawialiście? - spytał Gabriel.
- Tylko o diamencie i magicznych przedmiotach - odrzekł Bharrig, wychylając antałka.
- Szkoda trochę - powiedział Wieszcz.
Endymion zmarszczył brwi
- Tsk… racja. Sprawa Agamemnona trochę przyćmiła mój osąd. Wybaczcie, moja wina.
- Rozumiem cię - powiedział Gabriel. - Ja w sumie wiem niewiele. Pogoda jest w kratkę, w każdej chwili może zniknąć słońce i pojawić burza i mróz trzaskający. Żyją tam orki i hobgobliny. No i jakiś klan krasnoludów kopie. Można też i wywerny spotkać, więc trzeba być gotowym na ciekawe spotkania.
- I jeszcze jedno, ale to raczej ciekawostka - dodał. - W rejonach, w które się wybieramy, była kiedyś świątynia Shar. Teraz jest w ruinie.
Tematy na chwilę się urwały, ale nie było to niezręczne, bo ciszę wypełniało jedzenie
- Myślicie, że smoczyca się wyniosła? Czy po prostu śpi dłużej? - zagadał Endymion wiedząc doskonale, że nikt nie da mu pewnej odpowiedzi i nikt nie wie nic więcej niż on… ale nie o to tu chodziło, a o rozmowę.
- Jak śpi, to będziemy uciekać w podskokach? - Zaśmiała się Deidre.
- Ja na pewno… i wiecie dobrze, że to nie ze strachu, bo święcenia mnie chronią przed strachem - odpowiedział z uśmiechem Endymion
- Ale jeśli nie śpi i rzeczywiście jej nie ma… jest tu niewiele dobrych możliwości. Jedyna jaka mi przychodzi do głowy to, że poleciała na wycieczkę i gdzieś daleko coś ją ubiło… bo to coś byłoby czymś gorszym niż ona i jeśli utłukło ją w jej leżu, to pewnie wciąż tam siedzi…
Amza zatrzymała widelczyk w pół ruchu do ust, po czym zerknęła spod kapturka na Paladyna. A dłoń z widelczykiem zadrżała…
- Nie będziemy wchodzić w konfrontację ani ze smoczycą - Endymion spróbował uspokoić dziewczynę - ani z czymkolwiek co byłoby w stanie ją ubić. Dla naszej grupy i rodzina wywern nie byłaby poważnym wyzwaniem, a typowe plemię orków sam byłbym w stanie “przekonać”, że nie warto wchodzić z nami w zwadę... ale potrafimy oceniać co jest w naszej lidze, a co nie. Shorliail nie jest.
- Może po drodze dowiemy się, co się dzieje ze smoczycą - powiedział Wieszcz. - Im bliżej gór, tym więcej powinno być informacji. Z drugiej strony będzie mniej potencjalnych informatorów. Mało kto lubi mieszkać w pobliżu legowiska smoka. I ja się temu nie dziwię.
- Cóż… mój orczy pewnie trochę zardzewiał, ale powinien być w stanie się dogadać. Choć plemiona na pewno nie będą chętne udzielić informacji… ale szanują siłę. Więęęc… to zawsze jest opcja.
- Okazji do przepatrywania nie zabraknie - rzekł Bharrig, przysłuchując się domysłom swoich kompanów. - Byłbym bardziej skłonny pomyśleć, że plotka o tym, że smoczyca opuściła leże jest fałszywa albo rozpuszczona, aby zwabić podobnych nam. Nic to jednak, zanim wejdziemy do groty, upewnimy się, że nie ma tam nic. A i jeśli tylko uda nam się znaleźć parę łusek smoka albo kawał szponu… Wtedy moglibyśmy się dowiedzieć, gdzie smoczyca faktycznie przeniosła się - dumał druid.

Inną oczywiście sprawą było, jakim cudem przetransportują łupy i skarb, które smok zgromadził podczas swojego bytowania w jamie. I któż jeszcze, łasy skarbów, może zachęcić się do odwiedzenia tej jaskini. O tym jednak rozmawiać nie chciał, zmitygowawszy się w porę - nie wiadomo bowiem jeszcze, czy smoczyca rzeczywiście opuściła swoje leże, co, najdelikatkniej mówiąc, było bardzo wątpliwe.

W międzyczasie, znudzony czekaniem, zainteresował się nieco bardziej ofertą Strzegącego Oka i nawet parę razy zaczepił karczmarza, czy przypadkiem nie mają gorzały z jadem węża, której spróbował i która zasmakowała mu w Scornubel.

- I jak tam, wszyscy załatwili swoje sprawy? - spytał Kargar, dosiadając się do towarzyszy i kładąc przy stole plecak z zakupami.
- Kupiłem sprzęt do wspinaczki...a i dowiedziałem się że ostatnio było zamieszanie w mieście bo kapłani ścigali jakąś wiedźmę która im uciekła…
- Interesujące - zainteresował się krasnolud. - Czemu uciekła?
- Kramarz z którym rozmawiałem nie znał szczegółów, podobno latała na miotle i zmieniała ludzi w prosiaki, ale nie wiem czy to nie bajki. Ciekawe czy to ma coś wspólnego z Kaiaą którą spotkaliśmy. Mają tu jakieś dobre piwo tak w ogóle?
- Bajki mogą mieć całkiem sporo wspólnego z rzeczywistością - rzekł druid, myśląc o zaklęciach, którymi sam władał. - Piwo jest całkiem niezłe, jak na spelunkę w cieniu katapult i balist - odparł.
- Jeszcze ja dokończę jeść - odpowiedział Endymion widząc, że Amza już skończyła - potem potrzebujemy jakiejś godziny aby się wykąpać i możemy ruszać.
- Ach, to mi przypomina o czymś - rzekł Bharrig do paladyna. - Przecież wiedźma dała nam kamień. Mówiła, że spyta się, czy ktoś ma diament o tej wartości w okolicy. Być może znalazła kogoś?
Endymion milczał przez chwilę. Bał się rozmowy z wiedźmą… bardzo bał się być postawionym przed sytuacją gdy oczekiwania byłyby zbyt duże… zbyt plugawe aby je przyjąć i musiałby odmówić, przez co ciężar śmierci Agamemnona zawisłby na jego barkach i sercu.
- Zobaczmy co z leżem smoczycy… jak nic z tego nie wyjdzie to będzie jeszcze dość czasu aby zgłosić się do wiedźm.
- Podobno w tych górach może być nawet więcej smoczych leż niż jedno…. - dodał Kargar, wracając do stołu z kuflem piwa..
- Siedliska wywern - pokiwał głową druid. - Z pewnością natrafimy na mniejsze smoki niż ten, którego szukamy. Wzgórza są także domem gryfów - zastanawiał się druid, myśląc, jakie istoty mogą spotkać po drodze do jaskini smoczycy.
- Możesz dogadywać się z gryfami i wywernami, czy druidzkie moce na nie nie działają? - Kargar spojrzał z zainteresowaniem na krasnoluda.
- Gryfy rozumieją wspólny - odparł Bharrig nim Endymion się do tego zebrał. - Tylko gadać nie umieją. Zanim podejdziemy do ich legowisk, dobrze, jeśli zostawimy konie za sobą, bowiem mięso konia to przysmak dla gryfów.
- Wywerna, jako smok, gada po smoczemu. Na szczęście, jestem przygotowany na taką ewentualność - druid zabębnił po blacie palcami, a na jednym z nich pobłyskiwał pierścień, który pozwalał mu ten język znać. - Ale wywerny rzadko kiedy rozmawiają. Ongi czytałem księgę, co śledziła rodowód wywern i prawdziwych smoków i dowodziła, że wywerna to daleki kuzyn smoka. Bardziej agresywny. I nienawistny.


Endymion podszedł do karczmarza po skończonym obiedzie.
- Chcielibyśmy pokój na godzinę, czy dwie… - na krótki moment Paladyn się zawiesił zdając sobie sprawę JAK to brzmi… postanowił nie wgłębiać się bo tylko jeszcze gorzej by to wyglądało - w środku dwie balie ciepłej wody, mydła… jakiś parawan będzie konieczny. Da się to dostać? - zapytał grzecznościowo, choć znał odpowiedź po tym jak Gabriel mu o tym powiedział.
- Następni… - Przewrócił oczami karczmarz, a Amza… poczerwieniała - Krasnal i rogata też tak chcieli. To nie burdel, a karczma, izba na całą noc, i kąpiel też, to będą dwa złocisze… - Wyjaśnił.
Przez krótki moment wzrok Endymiona był groźny (i w tej chwili pierwszy raz od tygodni wyglądał bardziej jak ork, niż paladyn), ale gdy słowo “burdel” przebrzmiało szybko zmazał ten wyraz twarzy. Nie przystało paladynowi.
- Komentarz jest zbędny - odpowiedział kładąc na stole złoto - ile zajmie przygotowanie kąpieli?
- Za niecały kwadrans będzie… - Karczmarz zgarnął monety, a podał toporny klucz z numerkiem 27 - Pierwsze piętro, korytarzem na prawo.
Paladyn bez słowa wziął klucz i poszedł z Amzą na górę.
- Wybacz dobór słów. Był… niezręczny - przeprosił tłumiąc w sobie niezrozumiały gniew.
- Nic się nie stało - Odparła dziewoja.

Po chwili oboje znaleźli się pod właściwymi drzwiami… pokój był dosyć mały. Miał okno, dużą szafę i skrzynię, jedno łóżko(mogło pomieścić dwie osoby). W rogu stał parawanik i pusta balia na wodę… i nocnik.



- Hmmm - Amza trzepnęła dłonią w poduszkę - No nawet tu posprzątane - Stwierdziła "fachowym" okiem, po czym usiadła na brzegu łóżka, z dłońmi na podołku, i spod kapturka zerkała na Endymiona, który podszedł do szafki i zaczął rozpinać klamry pancerza
- To trochę zajmie - ostrzegł Amzę - to wspaniały pancerz, ale muszę zebrać pieniądze aby kazać jakiemuś magowi go odpowiednio zakląć… teraz ściąganie go i zakładanie jest na tyle pracochłonne, że głowa mała - odłożył pierwszą rękawicę - chcesz mi pomóc? - zapytał dziewczyny.
- Potrzebuję taboret… albo podejdziesz do mnie? - Ściągnęła pantofelki, po czym weszła na łóżko. Endymion podszedł bliżej i wyciągnął rękę pokazując przegub nadgarstka.
- Drugiej osobie znacznie łatwiej jest te klamry odpinać - wskazał dwa ciężkie zatrzaski z dołu rękawicy łączącej się z karwaszami - Samodzielnie to jest zawsze koszmar. Technicznie powinienem mieć jakiegoś giermka który by mi z tym pomagał…
- Dobrze - Powiedziała cicho Amza, a Paladyn kątem oka zauważył, że ściągnęła w końcu w izbie kapturek. I zajęła się skomplikowanymi sprawami związanymi z wydobywaniem Orka z pancerza, słuchając jego wytycznych.
Rękawice, naramienniki… każdy kawałek był ciężki i na swój sposób piękny, choć paladyn nie wiedział czy Amza doceniała to tak jak on… no ale to nie ona zawdzięczała tej zbroi życie, to nie ona oglądała jak roje strzał czy bełtów odbijają się od niej nie czyniąc mu szkody. Amza pracowała skupiona, patrząc w dół dając mu swobodnie się przyglądać od czasu do czasu jej i jej bliznom. Nie mógł odsunąć od siebie myśli, że to wciąż jest śliczna dziewczyna i ma potencjał aby kogoś kiedyś uczynić bardzo szczęśliwym. Choć może to jego orcze standardy są zupełnie inne i ludzie niekoniecznie by przykładali uwagę do tego co on… zasmuciła go ta konkluzja.
- Dobra robota. Teraz musimy rozebrać mój kirys na części. Z przodu tu są dwa rzemienie… iii… teraz z tyłu - odwrócił się i wygiął rękę by kciukiem je wskazać - to jest najwredniejsza część gdy sam ją zakładam… ściągnąć jeszcze jest łatwo, ale zawiązanie węzła jedną ręką… - kolejne adamantowe płyty były odkładane na ziemi jedna po drugiej odsłaniając jedwabną, grubą szatę… kiedyś, dawno temu gdy biegał w stalowej wersji była to pełnoprawna skórznia, dodatkowo chroniąca przed tępymi uderzeniami i przed otarciami. Po kilku miesiącach używania adamantu… zmienił ją na jedwab. Przy koszcie tego pancerza to były grosze, a było lepsze dla skóry, wygodniejsze a ta dodatkowa ochrona była zbędna. Jednak nawet najlepsze płótna nie były w stanie ukryć tego, że zaczynało to śmierdzieć. Ostatni raz wyprał ją w Scornubel i przez większośc podróży miał ją na sobie. Pot się zbierał, nie bardzo miał możliwość odparowania i się zwyczajnie psuł. Endymion wciągnął nozdrzami ten zapach i skrzywił się… choć na ogół był z nim pogodzony, to teraz mu wyjątkowo bardzo przeszkadzał.
- A, właśnie… bym nie zapomniał… - przerwał Amzie na moment, sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego gwizdek na sznurku który kupił na targu gdy dziewczyna oglądała kolorowe wazy stanowisko obok - chciałbym abyś zawsze nosiła go na szyi. W razie zagrożenia usłyszę go z bardzo daleka i będę wiedział aby rzucić cokolwiek robię i biec za jego głosem.
- Nietypowy wisio… - Zaczęła Amza, gdy…
- Bum! Bum! Bum! - Rozległo się walenie w drzwi, przez to te mało nie wyleciały aż z zawiasów.
- Przynieśliśmy balię - Rozległ się głęboki, męski głos za drzwiami.
- Drzwi są otwarte! - odkrzyknął Endymion.

Dwa dryblasy, z kwadratowymi szczękami, i dorównujący wzrostem Orkowi, wcisnęły się do izby, a Amza aż się zapowietrzyła… mieli jednak naprawdę balię, którą postawili z łupnięciem obok tej pierwszej.
- Woda zara bedzie - Mruknął jeden z nich, po czym obaj wyszli…

- Ummm, po co nam dwie? - Zdziwiła się dziewczyna.
Endymion przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią… czy to jeden z tych przypadków jeden co pół roku gdy popełnia jakieś faux pas bo postrzega coś inaczej niż ludzie?
- Chyba nie wszyscy czują się komfortowo dzieląc się wodą po kąpieli - wzruszył ramionami - spotkałem się już z czymś takim. Powiedziano mi wtedy, że to coś intymnego. Nie rozumiałem tego i wciąż nie rozumiem, ale nie przeszkadza mi to tego uszanować.
- Mi to też nie przeszkadza. Możesz najpierw ty, a potem ja - Amza również wzruszyła ramionkami…
- Nie bardzo… w wodzie po mnie nie byłoby sensu się kąpać - uśmiechnął się szyderczo i zachichotał pod nosem po czym podszedł z powrotem do Amzy, samemu sięgając do rzemienia pod lewą łopatką… chwilę wspólnej pracy potem zbroja od pasa w górę była zdjęta odsłaniając szatę w całej swej… nudnej szarości. Nie była ona zrobiona w żaden atrakcyjny krój, ale czysto praktyczny, nie planowany by się prezentować ale by chronić miękkie ciało przed twardym metalem.
- Dziękuję. Dalej dam radę - Endymin usiadł na łóżku i zaczął odpinać klamry i odwiązywać rzemienie w nakolannikach, potem nogawicach, nabioderkach i trzy minuty potem odłożył ostatnie stalowe elementy pod ścianą. Wyglądał trochę jak w kiepskiej, brudnej piżamie.
- Czekaj chwilę - Powiedziała, wciąż stojąca na łóżku za nim Amza i… zaczęła "dłubać" w jego kudłach na głowie - Tu masz liścia…

- Bum! Bum! Woda! - Znowu walenie w drzwi.
- Wciąż otwarte! - Endymion znów zachichotał pod nosem wzruszając ramionami niewiadomo do kogo.
Jeden dryblas, niosący dwa wiaderka, i wlewający je do balii, drugi dryblas… jedna służka, ledwo te wiaderka niosąca, druga… (i obie zachichotały na widok Orka w pantalonach).
- Zara bedzie więcej - Oznajmił jeden z kwadratoszczękich, i cały korowód opuścił izbę… a Amza westchnęła, usiadła na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, i naciągnęła kapturek na głowę.

Endymion zmarszczył brwi widząc jak bardzo stara się ona ukrywać blizny. Nagle postawnowił… nie zastanawiając się wiele, nie rozważając czy to na pewno dobry pomysł… sięgnął w dół i ściągnął koszulę odsłaniając potężny tors pokryty niemalże równą szczeciną. Reakcją dziewczyny było… zachłyśnięcie się powietrzem.
Pokryty był przynajmniej kilkunastoma bliznami. Wskazał jedną jedną ręką. Długą, sierpowatą biegnącą przez bark, wchodzącą na pierś
- Szabla bandyty. Byłem wtedy niewiele starszy od ciebie.
Odwrócił się i pokazał większą plamę łysej, odbarwionej skóry
- Ogień alchemiczny rzucony mi w plecy. Szczerze mówiąc zasłużyłem na to, ale to inna historia.
Kolejne trzy blizny były małe
- Drowie bełty. Przebiły mnie na wylot. Wtedy zużyłem już moje nakładanie rąk i gdybym nie miał przy sobie zawsze różdżki leczenia ran raczej bym nie przeżył… przynajmniej tych dwóch.
Następna była na prawym barku. Poszarpana i bardzo nieregularna
- Buzdygan na gołe ciało. Praktycznie obdarł mi mięso z kości i rozłupał staw. Przez trzy miesiące nie ruszałem ręką. Gdyby nie magia braci z zakonu straciłbym ją całą, a jeśli nie to nigdy bym nią nie ruszył.

Amza się wzdrygnęła. Paladyn zaś znów odwrócił się wskazując na plecy okolice lewej nerki.
- Złowieszczy tygrys. Rozorał moją kolczugę jakby była z masł…

- Bum! Bum! Woda! - I zaś to samo. Dwa bydlaki, dwie służki(chichoczące już na całego, na widok półnagiego Orka). Jedna balia była wypełniona do połowy zimną wodą, ale postawiono również obok niej dwa wiaderka wrzątku…

A Amza wprost wwierciła się w kołdrę na łóżku, zwinęła w kłębek, i odwróciła tyłkiem do wszystkich i wszystkiego.

Endymion… posmutniał. Chyba jednak TERAZ było jego faux pas… i był na siebie zły. Chyba pozwolił bardziej orkowemu myśleniu podjąć tę decyzję.

- Przepraszam cię. Nie chciałem cię zasmucić… chciałem tylko powiedzieć… lepiej się zamknę - powiedział podchodząc do okna, gdy wciągał na siebie koszulę. Sprawdził czy jest solidnie zamknięte i skierował kroki na zewnątrz - będę przed pokojem. Klucz jest w drzwiach. Zawołaj mnie jak skończysz.

Paladyn wyszedł z pokoju i oparł się na barierce tak aby dla zabicia nudy oglądać co działo się poniżej w głównej sali i kątem oka wciąż widzieć drzwi pokoju numer 27. Minęła minuta, dwie, trzy… Endymion nie słyszał żadnych odgłosów zamykania drzwi na klucz, ani kąpieli… zbliżał się za to znowu korowód z kolejnymi wiadrami wody, do drugiej balii.
- Zostawcie przed drzwiami - poinstruował osiłków i służki - potem sam sobie wleję.
Endymion obserwował ich wciąż myśląc. Analizując. Starając się zrozumieć czemu Amza tak zareagowała… czemu ją to dotknęło?
- Stary, durny zielonoskóry… - warknął pod nosem nie mogąc znaleźć odpowiedzi. W jego głowie to miało znormalizować blizny. Pokazać, że nie różnią się aż tak bardzo… bah… miał gotowy żart na koniec prezentacji gdy pokazałby poparzenie od gorącej blachy i może coś o orczycach które by każdą jedną z tych blizn uznały za atrakcyjną. Spojrzał na drzwi wciąż nie słysząc nic.
- Wspaniale… wymanewrowałem się. Jeszcze dwie minuty - postanowił.

I dokładnie z czasem, jaki przeznaczył na kolejne "wyczekiwanie" zjawiła się ponownie służba, przynosząc ostatnie wiaderka. Stał więc na korytarzu przez izbą, z 16 wiaderkami wody obok, i… podszedł wreszcie do drzwi. Wzniósł rękę by zapukać… wahał się moment, jeden, drugi… i w końcu to zwalczył odwołując się do swoich paladyńskich przysiąg i święceń nieustraszoności. Zapukał.
- Amza, wszystko w porządku?

Cisza, cisza, cisza…"tak".
- Chcesz abym dał ci czas? - zapytał i zaraz sam zrypał się w myślach “oczywiście, że chce”, ale było już za późno by cofnąć słowa.
Cisza, cisza, cisza…"woda będzie zimna, myj się".
Paladyn chwilę myślał po czym wszedł do środka. Amza leżała, tak jak ją zostawił, całkowicie schowana pod kołdrą. Westchnął niezadowolony z tego jak się to rozwinęło. Wlał wodę do obu balii. Zostawił na zewnątrz dwie wieże zbudowane z pustych wiader i… usiadł na łóżku przy Amzie i chwilę tak po prostu siedział rozważając co dalej zrobić. Delikanie położył dłoń na jej (chyba) ramieniu… wypatrując jakiegokolwiek wzruszenia, czy innego gestu, że dotyk nie jest mile widziany, ale dziewczyna ani drgnęła.
- To… chyba powinienem się zamknąć, ale chciałbym wyjaśnić… to chyba był mój dosyć orkowy sposób na powiedzenie, że… - zawiesił się na chwilę szukając słów - że oboje nosimy blizny. Miałem nadzieję… że poczujesz się nieco swobodniej. Przepraszam, że myślałem, że to będzie takie proste. Wiesz, że nie chciałem sprawić ci przykrości…

Amza drgnęła pod kołdrą. Żachnęła się.
- Za dużo… ludzi… za dużo… blizn… - Wydusiła w końcu z siebie.

Endymion kiwnął głową, ale bardziej do siebie. Nie miał na to odpowiedzi… i chyba pierwszy raz w życiu poczuł się źle ze swymi bliznami. Dotąd zawsze był z nich dumny. Gdy prezentował je jak przed chwilą towarzysze wznosili kielichy, czasem wiwatowali, a kobiety… gubiły ubrania. Poklepał ją po (chyba)ramieniu i wstał. Nie miał pojęcia co dobrego mógłby powiedzieć, więc pozostało mu liczyć, że sama sobie poukłada to w główce jak da jej czas.
Zamknął drzwi na klucz, ustawił parawan i rozebrał się do kąpieli, po czym zanurzył się w wodzie. Pierwsze minuty poświęcił… ciepłu. Moczył się gdy brud i zaschnięty pot wstępnie się rozpuszczały… po 10 minutach usłyszał plusk i w drugiej balii, za oddzielającym ich parawanikiem.
- Jak dobrze pójdzie to za trzy dni powinniśmy wrócić… jak gorzej, to zależy od sytuacji. Do tego czasu nie będzie okazji na kąpiel. Woda w strumykach w górach jest zbyt zimna by się w niej kąpać, choć odpowiednia magia może by pozwoliła to ominąć.
- Mhm - Usłyszał mruknięcie.
- Będziesz chciała użyć moich perfum? Mam moje typowe róże z jemiołą, oraz coś egzotycznego… nie pamiętam nazwy.
Nastała cisza. Sekunda, dwie, trzy…
- Jeszcze nigdy się niczym nie psikałam - W końcu odparła Amza - To tylko dla wielkich pań i panów…
Paladyn uśmiechnął się szorując między palcami nóg.
- Cóż… jak chcesz się nosić w ubiorku jaki sobie wyczarowałaś to nie powinnaś tylko wyglądać jak pani na włościach, ale i pachnieć jak taka. Pokażę ci oba i wybierzesz który wolisz. A jak będzie okazja to kupię ci kilka innych, co ty na to?
- Żadna ze mnie "pani" - Odparła Amza, z… jakimś takim energicznym chlupotem.
- Dobrze… - Powiedziała jednak cicho po chwili.
- Sekret jest taki, że nic nie jest jedynie dla szlachty, czy lordów… ja też nie mam ziem, ani tytułów poza tymi wewnątrz-zakonnymi, ale mam pieniądze i ochotę. I to jest wszystko czego potrzeba.
- To tylko złoto się liczy? - W głosie dziewczyny dało się wyczuć… gorycz?
Paladyn chwilę milczał szukając zadowalającej go odpowiedzi
- Bharrig jest gotowy wyjść z siebie aby mi pomóc. Dałoby się jego pomoc wycenić w złocie, ale nie oczekuje on zapłaty. Kapłan w świątyni powiedział, że nie sprzedadzą diamentu nawet jeśli by go mieli, bo jego możliwości są dla nich ważniejsze niż złoto. Magiczne rękawy oddałem ci za darmo, potem wydałem kolejne kilkaset złotych monet aby kupić ci ochronę i najwyraźniej przez przynajmniej najbliższy czas będę się tobą opiekował. Nie robię tego dla pieniędzy i nigdy bym ich za to nie chciał, nawet gdyby ktoś zaproponował. Tobie, gdy pomagałaś mi z pancerzem nawet do głowy nie przyszło aby żądać ode mnie zapłaty, choć jakbym nie miał ciebie to bym się pewnie szarpnął się na srebrnika aby znaleźć kogoś do pomocy. Dwa jeśli wiedziałby co robi.
Zamilkł na chwilę wydłubując wyjątkowo uciążliwy brud spod paznokcia sztyletem i dając jej czas przemyśleć jego słowa.
- Mhm… - Padła niezwykle krótka, i lakoniczna odpowiedź Amzy. No cóż…

- Puentą tego wywodu jest, że pieniądze są najważniejsze tylko dla tych którzy sami zdecydują, że DLA NICH są najważniejsze. Znacznie potężniejszą walutą jest dobro, tylko trzeba znaleźć odpowiednich ludzi gotowych tę walutę uszanować i trudniej ją gromadzić w większych ilościach… nie możesz jej zbierać na mocy prawa, nie możesz jej opodatkować, nikt nie może ci jej dobrowolnie oddać do wykorzystania, nie da się określić jej ilości i bardzo trudno zgromadzić go na tyle dużo by móc nim handlować z nowospotkanymi ludźmi, ale w momencie gdy ci się to uda… świat jest twój… dlatego państwa operują na złocie. Ono jest łatwe, klarowne i uniwersalne i doskonale się nadają gdy chce się je przehandlować za uśmiech dziewczyny poprzez kupienie jej perfum - Endymion się uśmiechnął (a ten uśmiech wyraźnie sączył się do jego głosu) i odruchowo, jak po opowiedzeniu żartu, spojrzał kątem oka w kierunku Amzy i natychmiast opanował odruch, zdając sobie sprawę z kontekstu. I tak w tę stronę nie było nic widać przez parawan, ale sam gest był.... niestosowny w tej sytuacji.
- Rozumiem… - Odparła cicho dziewoja… Paladyn jednak czasem wątpił, czy ona na pewno to i owo rozumie. Usłyszał za to plusk wody i… kroczki Amzy. Dwa w jedną stronę, dwa w drugą, potem znowu plusk wody. Hmm?
Endymion w tym czasie zeskrobał z siebie najgorszy brud, więc sięgnął po mydło aby się doczyścić. Był ciekaw co Amza robiła, ale nie dało się tego sprawdzić bez podglądania nagiej dziewczyny… więc nie spradzał.
- Wyszłaś z balii? - zapytał wesołym, a bardziej zainteresowanym tonem pozwalając ciekawości wygrać.
- Już wróciłam… ummm… piorę - Padła cicha odpowiedź.
- Hah… też z tego za chwilę skorzystam. Nie pytałem jej o to, ale może Deidre potrafi używać pre-sti-digi-tacji… - wypowiedział powoli słowo paladyn aby wypowiedzieć je dobrze… dla niego to zawsze był łamaniec językowy - wielu magów to potrafi. Podobno jedno z ich ulubionych prostych zaklęć. Jeśli tak, to na pewno będzie tak miła i nam wysuszy pranie tym zaklęciem.
Endymion sięgnął po misę i zaczął płukać swoją namydloną grzywę… to był długi proces.
- Magiki potrafią wszystko? - Spytała Amza.
- Magowie - poprawił ją paladyn, ale w jego głosie była tylko serdeczność - Zależy którzy. Niektórzy mają moc bliską bogom na swe zawołanie… choć wielkim kosztem dla nich samych. Istnieje zaklęcie Życzenia które podobno ma nieograniczone możliwości, choć ja w to nie bardzo wierzę. Faerun wyglądałby inaczej gdyby ktokolwiek na nim posiadał nieograniczone możliwości. Osobiście natomiast widziałem druida który wyciągnął spod ziemi kamienny słup wysoki na dwanaście metrów i szeroki na dwadzieścia… zbudował sobie na nim chatkę. Ale to też przykład kogoś bardzo potężnego. Wątpię by Bharrig był do tego zdolny, a jest wybitną jednostką. Ja sam potrafię używać zwojów i różdżek… tak zwanych przedmiotów wywołania prostej magii kapłańskiej. Najważniejszym aspektem tej umiejętności jest używanie różdżki leczenia ran którą mam w plecaku.
Endymion otworzył już usta aby zapytać Amze o nią samą… o jej przeszłość, albo cokolwiek… był jej ciekaw. Ale zamknął je, bo szybko doszedł do wniosku, że te pytanie nieuniknienie doprowadziłyby jej tok myślowy do zabitej rodziny.
- Kiedyś - szepnął sam do siebie wyciskając wodę z włosów długimi, powolnymi ruchami od czoła po kark i niżej.
- A każdy może taki potężny zostać? - Spytała dziewoja i nagle… na parawanik została wrzucona jej spódniczka. Jako tako tam zawisnęła, pewnie celem suszenia…
- Zależy w jakim aspekcie. Magii tajemnej podobno można się nauczyć, choć podejrzewam, że talent będzie tu bardzo ważny. Magia kapłańska wymaga powołania, ale… też znam opowieści o ludziach co niejako forsowali to powołanie… tylko musieli pracować trzy razy ciężej na wszystko niż ci co mieli talent. Ale jeden z kolegów po fachu miał w sobie dosyć zaparcia by dorównać najbardziej uzdolnionym kapłanom, bo gdy im wszystko przychodziło łatwo to… zajmowali się czym innym. Rodziną, życiem, przygodami, rozrywkami… on na całe dni zamykał się w bibliotece, uczył peanów, recytował modlitwy, wypracowywał połączenie ze swoim bogiem. Mieli wspaniałe miny gdy udowodnił im swoją wyższość.. Za to każdy może nauczyć się machać mieczem, czy rapierem. Albo być bezszelestnym. Gdzie wbić nóż aby naprawdę zabolało. Każdy też może nauczyć się władać słowami. To też jest moc, nawet większa niż wszystkie poprzednie. Gdybyś chciała… nie zostaniesz wojowniczką jak ja, czy Kargar… na to niestety już za późno. Twoje ciało nigdy nie nabierze siły i szybkości jak my, bo my ćwiczyliśmy od kiedy byliśmy w stanie stanąć na nogi. Ale w ciągu dwóch, trzech lat, jeśli byłabyś zdeterminowana i gotowa na ciężką pracę… łatwo wytrenował bym ciebie tak abyś łatwo radziła sobie z szeregowym przydrożnym bandytą, a może nawet dwoma.
Endymion powoli kończył kąpiel. Najchętniej zamówiłby teraz drugą… na szczczecinie którą był pokryty gromadziło się wiele pyłu brudu i teraz woda była już mętna. No ale nie było czasu… na parawaniku wylądowała zaś byle jak koszulina Amzy, również podrzucona. Dziewczyna prała na całego, pytaniem tylko było, czy nadal siedziała w balii, czy już z niej wyszła, no i czy miała coś na sobie… tego Paladyn nie był pewien.
- To mogę jeszcze kimś zostać - Stwierdziła spokojnym tonem Amza.
- Jesteś młoda. Masz dość czasu aby zostać naprawdę kimkolwiek chcesz póki mówimy o cywilnych zawodach. Szwaczka, karczmarka, gosposia, strażniczka miejska, uczona lub felczerka gdybyś poświęciła na prawdę dużo pracy. Jeden, choć nie tani, magiczny przedmiot i mogłabyś otworzyć własną kuźnię. To wszystko wymagałoby czasu… pewnie nie mniej niż półtorej roku, bardziej trzy lub pięć, ale to oznacza, że tak gdzieś przy dwudziestu latach byś była już tym “kimś”.
- Aha - Mruknęła Amza i tym razem na parawaniku wylądował jej kubraczek, i… parawanik przechylił się w bok, i rypnął prosto na Endymiona, trafiając go lekko w głowę. Dziewoja pisnęła, a Ork siedział, jak siedział, z parawanem na nim i jej spódnicą na głowie przez moment w całkowitym bezruchu, jakby nie zauważył co się stało
- To było… niespodziewane - zaśmiał się po chwili - Zasłoń się czymś, proszę cię - Endymion uniósł parawan jedną ręką i wstał dokładając starań aby pozostawać zasłoniętym. Jego głowa (i ćwierć torsu) szybko wychynęła powyżej. Zakładał, że dziewczyna zdążyła się już zakryć. Szarpnął parawanem delikatnie aby podpory ustawiły się jak należy i…
- Gotowe - stwierdził ściągając z głowy mokrą spódnicę i zawieszając ją z powrotem na parawanie. Przelotnie spojrzał nad nim na Amzę…

Dziewczyna siedziała w balii, przycupnięta sobie. Od pasa w dół skrywała ją woda, od pasa w górę zasłaniała swoje ciało rękami.



- Przepraszam… - Powiedziała cicho.
- Naprawdę nic się nie… - Endymion urwał w pół zdania gdy zauważył jednak jeszcze coś, co ponownie ścisnęło go mocno za serce. Gdy Amza tak tam siedziała przycupnięta w wodzie, widział kawałek jej pleców. Pleców pełnych ran po biczowaniu, kilkudniowych… już trochę zagojonych.
- Czekaj… - polecił jej zdecydowanym i bezosobowym tonem… tak innym od serdeczności i ciepła zawsze w nim obecnych. Wyszedł ze swojej balii, przewiązał w biodrach ręcznikiem i obszedł parawan klękając za plecami Amzy… która nie poruszyła się o cal, ale gdy Paladyn znalazł się blisko niej, zaczęła lekko drżeć na ciele.

Endymion przez chwilę obserwował rany… oceniał czy nie wdało się zakażenie, czy są czyste… spojrzał też pod linię wody, ale była ona mętna od mydła. Przez chwilę chciał ją poprosić aby wstała… ale po zastanowieniu ocenił, że widzi dość... skrzyżował dłonie w nadgarstkach i położył je na barkach dziewczyny recytując wersety z życia bezimiennego Sprawiedliwego:
-
To nie jest ten dzień - odmówił Sprawiedliwy
Nieprawe twe rany. Niesprawiedliwy ból.
Poprzez mą mądrość, poprzez odwagę…
Jam jest opoką, ja będę ci tarczą.
Łagodnością mrok zwyciężę.
Bądź uzdrowion, unieś swe światło.

Święta energia spłynęła z płuc, przez ramiona i dłonie prosto na ciało skrzywdzonej dziewczyny zasklepiając jej rany i wypełniając energią. Przytrzymał to dłużej niż trzeba było… wyłuskując z siebie pozytywnej energii po dwakroć więcej niż zwykle aby na pewno nic nie zostało… Spojrzał w dół, na część jej pleców wystającą ponad wodą… niektóre z ran zostawiły jednak kolejne blizny. Westchnął i usiadł, opierając się plecami o jej balię.
- Trzeba było powiedzieć - w głosie brzmiał… wyrzut. Nie było go wiele. Nie był agresywny i nie było w nim złości, a jedynie smutek. Ale był.
Amza głęboko odetchnęła, tak jakby… z ulgą? Ork usłyszał mały chlupot wody, dziewczyna nieco odwróciła się w jego stronę, nadal siedząc w balii.
- O co… o co jeszcze… mam cię prosić? - Spytała dziewoja łamliwym głosikiem, po czym nagle Paladyn poczuł jej dłoń na swoim policzku. Pogłaskała go.
- Dziękuję za wszystko - Szepnęła.
- Do usług, Kruszyno… Proś mnie o cokolwiek. Jeśli jesteś głodna, jeśli coś ciebie boli, jeśli jesteś smutna, jeśli czujesz się zagrożona… mów mi o tym. Nie zawsze będę w stanie na to zaradzić, ale jeśli się da… Byłem poważny gdy obiecałem, że się tobą zaopiekuję, ale potrzebuję w tym twojej pomocy.
- Dziękuję… - Powtórzyła szeptem Amza, delikatnie gładząc palcami policzek Endymiona. A on… wiedziony jakimś impulsem chwycił ją za tę dłoń i ścisnął, a chwilę potem ucałował czule… i znów ścisnął zastanawiając się co on tak właściwie zrobił?

 
Arvelus jest offline  
Stary 14-08-2021, 15:58   #60
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Towarzystwo spędziło nieco więcej czasu, niż zamierzało w Hluthvar, w ciągu jednak tych paru godzin w cywilizowanym miejscu oddali się najpotrzebniejszym czynnością, przygotowując do wyprawy w góry…

Zakupienie różnorodnego sprzętu, uzupełnienie zapasów, odświeżenie się, wynajęcie stajennych.

Młodszy zwał się Jazen, i miał na oko 17 wiosen. Posiadał krótki mieczyk i byle jaką kuszę… a od pierwszego momentu zachwycił się tygrysem, ciągle i ciągle powtarzając jaki to on duży i pięknie wyglądający. Jego starszy brat, Ster, miał 22 lata, i wyglądał na kogoś już nieźle obeznanego w tym i owym… mieli tylko jednego konia. Zapłatę pobrali z góry.

Koniec końców, gdzieś około godziny 16, wreszcie wyruszono w dalszą drogę. Było to dosyć nietypowe, wyruszyć o takiej porze dnia, towarzystwo nie miało jednak zamiaru nocować, i czekać do następnego poranka. Trochę gonił ich czas, jaki mieli odnośnie ewentualnego przywrócenia do życia Gryfa od Paladyna. Przejadą ile się da, póki będzie słońce, i pół dnia w drodze by było…

***

Im dalej od miasta, i powoli wjeżdżając na lekkie wzniesienia starym szlakiem, który wybrali obaj bracia, robiło się chłodniej. Nie jednak aż tak, iż było konieczne założenie już ciepłych ubrań, jednak zmiana temperatury o kilka stopni zrobiła się wyczuwalna.



Szlak prowadził ich na południowo-wschodnią część pasma górskiego, do leża smoczycy… Ster ponoć wiedział, gdzie na której górze ono niby dokładniej było.

Godzina za godziną konno, wśród miłego dla oka terenu, coraz bliżej i bliżej gór. Jazen caaaaały czas zerkał na tygrysa, od czasu do czasu go wychwalał, a czasem i… spoglądał na Druida, i do niego również się uśmiechał. Hmmm.

Amza jechała razem z Endymionem na jednym koniu, siedząc z przodu, pomiędzy wielkimi łapami Paladyna. "Ukryta" tak kruszynka wśród dużej postury Orka, często otrzymywała od niego rady w trakcie podróży, o tym jak ma się zachowywać w różnych sytuacjach…

Godzina za godziną, coraz dalej i dalej w dzikie ostępy. Krajobraz był nawet miły dla oka, i widoki niczego sobie, ale nie po to tu byli. Mieli do wykonania zadanie, a czas leciał.

Postoje były naprawdę krótkie, nie dłużej niż kwadrans. Rozprostować nogi, i dać na chwilę odpocząć tyłkowi od siodła, na chwilę w krzaczki za potrzebą, a potem dalej… nawet w trakcie jazdy coś małego przegryzając, tempo było bowiem iście "marszowe". Inaczej jednak nie dało rady, bez niepotrzebnego forsowania koni. Osiołek też sobie całkiem dobrze radził, co pewien czas, jak to osły ryczał po swojemu, ale tylko po to… żeby sobie poryczeć? (Tak przynajmniej stwierdziła Amza, a i wprawne oko Bharriga, nie zauważyło w tym nic niezwykłego).

~

Gdy byli na ogromnej, zielonej wyżynie pokrytej trawą, z pojedynczymi jedynie krzaczkami i skałkami, gdzieś po ich prawej stronie coś ryknęło w oddali, a konie zrobiły się nerwowe…

Po chwili wszyscy zauważyli trzy zielone kreatury, oddalone o jakieś 200 metrów. Ruszyły one w stronę grupki. Oprócz Mniszki i Paladyna, nikt nie był w stanie zapanować nad coraz bardziej wystraszonymi końmi.

Wieszcz i Druid rozpoznali istoty.

To były Trolle.

I one nie tyle, co się zbliżały, one wprost już na nich wszystkich gnały, porykując. Robiły się coraz większe i większe, pędząc prosto do grupki… zdecydowanie to nie były zwyczajowe Trolle, te były jeszcze większe, niż taki ich typowy osobnik.



Czterometrowe, ważące pewnie i po 400kg humanoidalne bestie, z ostrymi pazurami i zębiskami, zasuwające w niezwykłym tempie prosto na nich.

Jeszcze 120 metrów…

Jazen wrzeszczał ze strachu, Amza również się bała.







***

Komentarze już są
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 14-08-2021 o 16:04.
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172