- To nie są duże pieniądze - przytaknął Endymion zerkając kątem oka na Amzę… jak się czuje i czy je, choć dotąd już wyglądało jakby dziś odzyskała apetyt. Jadła powoli, słuchając co kto mówi, często jednak tylko spoglądając w swój talerz, a nie po twarzach grupki. Unikała spojrzenia komuś w twarz, by… ten ktoś nie patrzył na jej blizny?
Paladyn nagle zupełnie znieruchomiał, przez kilka wdechów bezmyślnie patrzył na Amzę, która po paru sekundach zerknęła i na niego.
- Tak? - Spytała cichutko.
Endymion wstrząsnął głową wyrwany z zamyślenia.
- Wybacz. Nic takiego - odpowiedział z szeroko otwartymi oczami, jak ktoś kto wpadł na ekscytujący pomysł.
- Potrzebuję koło tysiąca sztuk złota… - zwrócił się do drużyny - mi zostały niecałe dwie setki… mogę sprzedać mój
pierścień ochrony, ale wolałbym tego uniknąć. Zostało wam dość aby mi pożyczyć?
- Temu panu już nie polewajcie… - Powiedziała dosyć rozbawionym tonem Zaklinaczka - Co cię nagle wzięło? - Dodała.
- Pomysł. Nagły. - Wyrzucał z siebie szybko - Potem opowiem. Jeśli wyjdzie. Proszę, zależy mi na tym aby odsprzedać mój pierścień ochrony - wskazał magiczny przedmiot na swoim palcu - to ważne - zmrużył brwi do własnych słów - w porządku… obiektywnie nie aż tak ważne, ale dla mnie tak…
- Dobra, dobra - powiedział Gabriel. - Więc chcesz, czy nie chcesz sprzedawać pierścienia, bo się nieco plączesz.
Paladyn zatrzymał się na moment analizując gdzie się poplątał.
- Zależy mi na tym DOŚĆ aby sprzedać ten pierścień. Choć wolę tego uniknąć jeśli mielibyście dość abym pożyczył i zwrócił potem, zamiast sprzedawać za pół wartości magiczne przedmioty.
- A nie może… "to" poczekać? - Zdziwiła się Deidre - No i ja już kasy nie mam, dałam świecidełka Bharrigowi.
- Szkoda, że nie powiedziałeś wcześniej. A raczej że nie wpadłeś wcześniej na ten pomysł - dodał Gabriel.
Bharrig wzruszył ramionami.
- Przepuściliśmy wszystko na torbę i przygotowania. Ano, wspomniałeś o sprawie nieco za późno.
Paladyn spojrzał po towarzyszach… wziął głęboki, dłuuugi wdech, przytrzymał go w płucach i powoli wypuścił.
- No to głupi ja. Masz rację, Deidre... Może poczekać - kiwnął głową dużo spokojniejszy, choć nieco zawiedziony.
- Stało się coś? - Cichutki szept Amzy dobiegł uszu Orka, a jej malutka dłoń znalazła się na jego wielkiej łapie na stole… ona się o niego zmartwiła. Ona. O. Niego.
Endymion przez krótki wdech patrzył na jej dłoń, po czym podniósł wzrok na nią. To było… miłe.
- Nie Kruszyno. Nic takiego. Po prostu moja cierpliwość zostanie wystawiona na próbę, ale to nic strasznego - uśmiechnął się do niej ciepło, nie dając po sobie poznać jak trudna będzie dla niego ta próba…
Druid, który zdążył już zjeść i popić, a także Geri, który pożarł spory kawał tuszy wołowej, byli już gotowi do podróży.
- Sądzę, że jeśli wyruszymy w tej godzinie, powinniśmy u zmroku dojść do podnóża gór - rzekł, kalkulując dystans. - Lub w pobliże. Sądzę, że powinniśmy powoli zbierać się… Ostatecznie, czas nas goni.
- Nie ma przecież jeszcze… - Zaczęła Deidre...
Geri także powstał, jakby oczekując na coś. Druid jednak, widząc, że Kargara i Amary nie ma przy stole, dał znak tygrysowi, żeby usiadł ponownie i sam zamówił kolejny antałek piwa.
- Bharrig, we wrzątku kąpany - Powiedziała Zaklinaczka z lekkim uśmiechem, i tylko on zrozumiał, o co dokładniej chodziło, choć nawet śmieszne może było i dla wszystkich…
- Czy dowiedzieliście się od kapłanów czegoś na temat tych gór, czy tylko o diamencie rozmawialiście? - spytał Gabriel.
- Tylko o diamencie i magicznych przedmiotach - odrzekł Bharrig, wychylając antałka.
- Szkoda trochę - powiedział Wieszcz.
Endymion zmarszczył brwi
- Tsk… racja. Sprawa Agamemnona trochę przyćmiła mój osąd. Wybaczcie, moja wina.
- Rozumiem cię - powiedział Gabriel. - Ja w sumie wiem niewiele. Pogoda jest w kratkę, w każdej chwili może zniknąć słońce i pojawić burza i mróz trzaskający. Żyją tam orki i hobgobliny. No i jakiś klan krasnoludów kopie. Można też i wywerny spotkać, więc trzeba być gotowym na ciekawe spotkania.
- I jeszcze jedno, ale to raczej ciekawostka - dodał. - W rejonach, w które się wybieramy, była kiedyś świątynia Shar. Teraz jest w ruinie.
Tematy na chwilę się urwały, ale nie było to niezręczne, bo ciszę wypełniało jedzenie
- Myślicie, że smoczyca się wyniosła? Czy po prostu śpi dłużej? - zagadał Endymion wiedząc doskonale, że nikt nie da mu pewnej odpowiedzi i nikt nie wie nic więcej niż on… ale nie o to tu chodziło, a o rozmowę.
- Jak śpi, to będziemy uciekać w podskokach? - Zaśmiała się Deidre.
- Ja na pewno… i wiecie dobrze, że to nie ze strachu, bo święcenia mnie chronią przed strachem - odpowiedział z uśmiechem Endymion
- Ale jeśli nie śpi i rzeczywiście jej nie ma… jest tu niewiele dobrych możliwości. Jedyna jaka mi przychodzi do głowy to, że poleciała na wycieczkę i gdzieś daleko coś ją ubiło… bo to coś byłoby czymś gorszym niż ona i jeśli utłukło ją w jej leżu, to pewnie wciąż tam siedzi…
Amza zatrzymała widelczyk w pół ruchu do ust, po czym zerknęła spod kapturka na Paladyna. A dłoń z widelczykiem zadrżała…
- Nie będziemy wchodzić w konfrontację ani ze smoczycą - Endymion spróbował uspokoić dziewczynę - ani z czymkolwiek co byłoby w stanie ją ubić. Dla naszej grupy i rodzina wywern nie byłaby poważnym wyzwaniem, a typowe plemię orków sam byłbym w stanie “przekonać”, że nie warto wchodzić z nami w zwadę... ale potrafimy oceniać co jest w naszej lidze, a co nie. Shorliail nie jest.
- Może po drodze dowiemy się, co się dzieje ze smoczycą - powiedział Wieszcz. - Im bliżej gór, tym więcej powinno być informacji. Z drugiej strony będzie mniej potencjalnych informatorów. Mało kto lubi mieszkać w pobliżu legowiska smoka. I ja się temu nie dziwię.
- Cóż… mój orczy pewnie trochę zardzewiał, ale powinien być w stanie się dogadać. Choć plemiona na pewno nie będą chętne udzielić informacji… ale szanują siłę. Więęęc… to zawsze jest opcja.
- Okazji do przepatrywania nie zabraknie - rzekł Bharrig, przysłuchując się domysłom swoich kompanów. - Byłbym bardziej skłonny pomyśleć, że plotka o tym, że smoczyca opuściła leże jest fałszywa albo rozpuszczona, aby zwabić podobnych nam. Nic to jednak, zanim wejdziemy do groty, upewnimy się, że nie ma tam nic. A i jeśli tylko uda nam się znaleźć parę łusek smoka albo kawał szponu… Wtedy moglibyśmy się dowiedzieć, gdzie smoczyca faktycznie przeniosła się - dumał druid.
Inną oczywiście sprawą było, jakim cudem przetransportują łupy i skarb, które smok zgromadził podczas swojego bytowania w jamie. I któż jeszcze, łasy skarbów, może zachęcić się do odwiedzenia tej jaskini. O tym jednak rozmawiać nie chciał, zmitygowawszy się w porę - nie wiadomo bowiem jeszcze, czy smoczyca rzeczywiście opuściła swoje leże, co, najdelikatkniej mówiąc, było bardzo wątpliwe.
W międzyczasie, znudzony czekaniem, zainteresował się nieco bardziej ofertą Strzegącego Oka i nawet parę razy zaczepił karczmarza, czy przypadkiem nie mają gorzały z jadem węża, której spróbował i która zasmakowała mu w Scornubel.
- I jak tam, wszyscy załatwili swoje sprawy? - spytał Kargar, dosiadając się do towarzyszy i kładąc przy stole plecak z zakupami.
- Kupiłem sprzęt do wspinaczki...a i dowiedziałem się że ostatnio było zamieszanie w mieście bo kapłani ścigali jakąś wiedźmę która im uciekła…
- Interesujące - zainteresował się krasnolud. - Czemu uciekła?
- Kramarz z którym rozmawiałem nie znał szczegółów, podobno latała na miotle i zmieniała ludzi w prosiaki, ale nie wiem czy to nie bajki. Ciekawe czy to ma coś wspólnego z Kaiaą którą spotkaliśmy. Mają tu jakieś dobre piwo tak w ogóle?
- Bajki mogą mieć całkiem sporo wspólnego z rzeczywistością - rzekł druid, myśląc o zaklęciach, którymi sam władał. - Piwo jest całkiem niezłe, jak na spelunkę w cieniu katapult i balist - odparł.
- Jeszcze ja dokończę jeść - odpowiedział Endymion widząc, że Amza już skończyła - potem potrzebujemy jakiejś godziny aby się wykąpać i możemy ruszać.
- Ach, to mi przypomina o czymś - rzekł Bharrig do paladyna. - Przecież wiedźma dała nam kamień. Mówiła, że spyta się, czy ktoś ma diament o tej wartości w okolicy. Być może znalazła kogoś?
Endymion milczał przez chwilę. Bał się rozmowy z wiedźmą… bardzo bał się być postawionym przed sytuacją gdy oczekiwania byłyby zbyt duże… zbyt plugawe aby je przyjąć i musiałby odmówić, przez co ciężar śmierci Agamemnona zawisłby na jego barkach i sercu.
- Zobaczmy co z leżem smoczycy… jak nic z tego nie wyjdzie to będzie jeszcze dość czasu aby zgłosić się do wiedźm.
- Podobno w tych górach może być nawet więcej smoczych leż niż jedno…. - dodał Kargar, wracając do stołu z kuflem piwa..
- Siedliska wywern - pokiwał głową druid. - Z pewnością natrafimy na mniejsze smoki niż ten, którego szukamy. Wzgórza są także domem gryfów - zastanawiał się druid, myśląc, jakie istoty mogą spotkać po drodze do jaskini smoczycy.
- Możesz dogadywać się z gryfami i wywernami, czy druidzkie moce na nie nie działają? - Kargar spojrzał z zainteresowaniem na krasnoluda.
- Gryfy rozumieją wspólny - odparł Bharrig nim Endymion się do tego zebrał. - Tylko gadać nie umieją. Zanim podejdziemy do ich legowisk, dobrze, jeśli zostawimy konie za sobą, bowiem mięso konia to przysmak dla gryfów.
- Wywerna, jako smok, gada po smoczemu. Na szczęście, jestem przygotowany na taką ewentualność - druid zabębnił po blacie palcami, a na jednym z nich pobłyskiwał pierścień, który pozwalał mu ten język znać. - Ale wywerny rzadko kiedy rozmawiają. Ongi czytałem księgę, co śledziła rodowód wywern i prawdziwych smoków i dowodziła, że wywerna to daleki kuzyn smoka. Bardziej agresywny. I nienawistny.
Endymion podszedł do karczmarza po skończonym obiedzie.
- Chcielibyśmy pokój na godzinę, czy dwie… - na krótki moment Paladyn się zawiesił zdając sobie sprawę JAK to brzmi… postanowił nie wgłębiać się bo tylko jeszcze gorzej by to wyglądało - w środku dwie balie ciepłej wody, mydła… jakiś parawan będzie konieczny. Da się to dostać? - zapytał grzecznościowo, choć znał odpowiedź po tym jak Gabriel mu o tym powiedział.
- Następni… - Przewrócił oczami karczmarz, a Amza… poczerwieniała - Krasnal i rogata też tak chcieli. To nie burdel, a karczma, izba na całą noc, i kąpiel też, to będą dwa złocisze… - Wyjaśnił.
Przez krótki moment wzrok Endymiona był groźny (i w tej chwili pierwszy raz od tygodni wyglądał bardziej jak ork, niż paladyn), ale gdy słowo “burdel” przebrzmiało szybko zmazał ten wyraz twarzy. Nie przystało paladynowi.
- Komentarz jest zbędny - odpowiedział kładąc na stole złoto - ile zajmie przygotowanie kąpieli?
- Za niecały kwadrans będzie… - Karczmarz zgarnął monety, a podał toporny klucz z numerkiem 27 - Pierwsze piętro, korytarzem na prawo.
Paladyn bez słowa wziął klucz i poszedł z Amzą na górę.
- Wybacz dobór słów. Był… niezręczny - przeprosił tłumiąc w sobie niezrozumiały gniew.
- Nic się nie stało - Odparła dziewoja.
Po chwili oboje znaleźli się pod właściwymi drzwiami… pokój był dosyć mały. Miał okno, dużą szafę i skrzynię, jedno łóżko(mogło pomieścić dwie osoby). W rogu stał parawanik i pusta balia na wodę… i nocnik.
- Hmmm - Amza trzepnęła dłonią w poduszkę - No nawet tu posprzątane - Stwierdziła "fachowym" okiem, po czym usiadła na brzegu łóżka, z dłońmi na podołku, i spod kapturka zerkała na Endymiona, który podszedł do szafki i zaczął rozpinać klamry pancerza
- To trochę zajmie - ostrzegł Amzę - to wspaniały pancerz, ale muszę zebrać pieniądze aby kazać jakiemuś magowi go odpowiednio zakląć… teraz ściąganie go i zakładanie jest na tyle pracochłonne, że głowa mała - odłożył pierwszą rękawicę - chcesz mi pomóc? - zapytał dziewczyny.
- Potrzebuję taboret… albo podejdziesz do mnie? - Ściągnęła pantofelki, po czym weszła na łóżko. Endymion podszedł bliżej i wyciągnął rękę pokazując przegub nadgarstka.
- Drugiej osobie znacznie łatwiej jest te klamry odpinać - wskazał dwa ciężkie zatrzaski z dołu rękawicy łączącej się z karwaszami - Samodzielnie to jest zawsze koszmar. Technicznie powinienem mieć jakiegoś giermka który by mi z tym pomagał…
- Dobrze - Powiedziała cicho Amza, a Paladyn kątem oka zauważył, że ściągnęła w końcu w izbie kapturek. I zajęła się skomplikowanymi sprawami związanymi z wydobywaniem Orka z pancerza, słuchając jego wytycznych.
Rękawice, naramienniki… każdy kawałek był ciężki i na swój sposób piękny, choć paladyn nie wiedział czy Amza doceniała to tak jak on… no ale to nie ona zawdzięczała tej zbroi życie, to nie ona oglądała jak roje strzał czy bełtów odbijają się od niej nie czyniąc mu szkody. Amza pracowała skupiona, patrząc w dół dając mu swobodnie się przyglądać od czasu do czasu jej i jej bliznom. Nie mógł odsunąć od siebie myśli, że to wciąż jest śliczna dziewczyna i ma potencjał aby kogoś kiedyś uczynić bardzo szczęśliwym. Choć może to jego orcze standardy są zupełnie inne i ludzie niekoniecznie by przykładali uwagę do tego co on… zasmuciła go ta konkluzja.
- Dobra robota. Teraz musimy rozebrać mój kirys na części. Z przodu tu są dwa rzemienie… iii… teraz z tyłu - odwrócił się i wygiął rękę by kciukiem je wskazać - to jest najwredniejsza część gdy sam ją zakładam… ściągnąć jeszcze jest łatwo, ale zawiązanie węzła jedną ręką… - kolejne adamantowe płyty były odkładane na ziemi jedna po drugiej odsłaniając jedwabną, grubą szatę… kiedyś, dawno temu gdy biegał w stalowej wersji była to pełnoprawna skórznia, dodatkowo chroniąca przed tępymi uderzeniami i przed otarciami. Po kilku miesiącach używania adamantu… zmienił ją na jedwab. Przy koszcie tego pancerza to były grosze, a było lepsze dla skóry, wygodniejsze a ta dodatkowa ochrona była zbędna. Jednak nawet najlepsze płótna nie były w stanie ukryć tego, że zaczynało to śmierdzieć. Ostatni raz wyprał ją w Scornubel i przez większośc podróży miał ją na sobie. Pot się zbierał, nie bardzo miał możliwość odparowania i się zwyczajnie psuł. Endymion wciągnął nozdrzami ten zapach i skrzywił się… choć na ogół był z nim pogodzony, to teraz mu wyjątkowo bardzo przeszkadzał.
- A, właśnie… bym nie zapomniał… - przerwał Amzie na moment, sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego gwizdek na sznurku który kupił na targu gdy dziewczyna oglądała kolorowe wazy stanowisko obok - chciałbym abyś zawsze nosiła go na szyi. W razie zagrożenia usłyszę go z bardzo daleka i będę wiedział aby rzucić cokolwiek robię i biec za jego głosem.
- Nietypowy wisio… - Zaczęła Amza, gdy…
- Bum! Bum! Bum! - Rozległo się walenie w drzwi, przez to te mało nie wyleciały aż z zawiasów.
- Przynieśliśmy balię - Rozległ się głęboki, męski głos za drzwiami.
- Drzwi są otwarte! - odkrzyknął Endymion.
Dwa dryblasy, z kwadratowymi szczękami, i dorównujący wzrostem Orkowi, wcisnęły się do izby, a Amza aż się zapowietrzyła… mieli jednak naprawdę balię, którą postawili z łupnięciem obok tej pierwszej.
- Woda zara bedzie - Mruknął jeden z nich, po czym obaj wyszli…
- Ummm, po co nam dwie? - Zdziwiła się dziewczyna.
Endymion przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią… czy to jeden z tych przypadków jeden co pół roku gdy popełnia jakieś faux pas bo postrzega coś inaczej niż ludzie?
- Chyba nie wszyscy czują się komfortowo dzieląc się wodą po kąpieli - wzruszył ramionami - spotkałem się już z czymś takim. Powiedziano mi wtedy, że to coś intymnego. Nie rozumiałem tego i wciąż nie rozumiem, ale nie przeszkadza mi to tego uszanować.
- Mi to też nie przeszkadza. Możesz najpierw ty, a potem ja - Amza również wzruszyła ramionkami…
- Nie bardzo… w wodzie po mnie nie byłoby sensu się kąpać - uśmiechnął się szyderczo i zachichotał pod nosem po czym podszedł z powrotem do Amzy, samemu sięgając do rzemienia pod lewą łopatką… chwilę wspólnej pracy potem zbroja od pasa w górę była zdjęta odsłaniając szatę w całej swej… nudnej szarości. Nie była ona zrobiona w żaden atrakcyjny krój, ale czysto praktyczny, nie planowany by się prezentować ale by chronić miękkie ciało przed twardym metalem.
- Dziękuję. Dalej dam radę - Endymin usiadł na łóżku i zaczął odpinać klamry i odwiązywać rzemienie w nakolannikach, potem nogawicach, nabioderkach i trzy minuty potem odłożył ostatnie stalowe elementy pod ścianą. Wyglądał trochę jak w kiepskiej, brudnej piżamie.
- Czekaj chwilę - Powiedziała, wciąż stojąca na łóżku za nim Amza i… zaczęła "dłubać" w jego kudłach na głowie - Tu masz liścia…
- Bum! Bum! Woda! - Znowu walenie w drzwi.
- Wciąż otwarte! - Endymion znów zachichotał pod nosem wzruszając ramionami niewiadomo do kogo.
Jeden dryblas, niosący dwa wiaderka, i wlewający je do balii, drugi dryblas… jedna służka, ledwo te wiaderka niosąca, druga… (i obie zachichotały na widok Orka w pantalonach).
- Zara bedzie więcej - Oznajmił jeden z kwadratoszczękich, i cały korowód opuścił izbę… a Amza westchnęła, usiadła na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, i naciągnęła kapturek na głowę.
Endymion zmarszczył brwi widząc jak bardzo stara się ona ukrywać blizny. Nagle postawnowił… nie zastanawiając się wiele, nie rozważając czy to na pewno dobry pomysł… sięgnął w dół i ściągnął koszulę odsłaniając potężny tors pokryty niemalże równą szczeciną. Reakcją dziewczyny było… zachłyśnięcie się powietrzem.
Pokryty był przynajmniej kilkunastoma bliznami. Wskazał jedną jedną ręką. Długą, sierpowatą biegnącą przez bark, wchodzącą na pierś
- Szabla bandyty. Byłem wtedy niewiele starszy od ciebie.
Odwrócił się i pokazał większą plamę łysej, odbarwionej skóry
- Ogień alchemiczny rzucony mi w plecy. Szczerze mówiąc zasłużyłem na to, ale to inna historia.
Kolejne trzy blizny były małe
- Drowie bełty. Przebiły mnie na wylot. Wtedy zużyłem już moje
nakładanie rąk i gdybym nie miał przy sobie zawsze różdżki leczenia ran raczej bym nie przeżył… przynajmniej tych dwóch.
Następna była na prawym barku. Poszarpana i bardzo nieregularna
- Buzdygan na gołe ciało. Praktycznie obdarł mi mięso z kości i rozłupał staw. Przez trzy miesiące nie ruszałem ręką. Gdyby nie magia braci z zakonu straciłbym ją całą, a jeśli nie to nigdy bym nią nie ruszył.
Amza się wzdrygnęła. Paladyn zaś znów odwrócił się wskazując na plecy okolice lewej nerki.
- Złowieszczy tygrys. Rozorał moją kolczugę jakby była z masł…
- Bum! Bum! Woda! - I zaś to samo. Dwa bydlaki, dwie służki(chichoczące już na całego, na widok półnagiego Orka). Jedna balia była wypełniona do połowy zimną wodą, ale postawiono również obok niej dwa wiaderka wrzątku…
A Amza wprost wwierciła się w kołdrę na łóżku, zwinęła w kłębek, i odwróciła tyłkiem do wszystkich i wszystkiego.
Endymion… posmutniał. Chyba jednak TERAZ było jego faux pas… i był na siebie zły. Chyba pozwolił bardziej orkowemu myśleniu podjąć tę decyzję.
- Przepraszam cię. Nie chciałem cię zasmucić… chciałem tylko powiedzieć… lepiej się zamknę - powiedział podchodząc do okna, gdy wciągał na siebie koszulę. Sprawdził czy jest solidnie zamknięte i skierował kroki na zewnątrz - będę przed pokojem. Klucz jest w drzwiach. Zawołaj mnie jak skończysz.
Paladyn wyszedł z pokoju i oparł się na barierce tak aby dla zabicia nudy oglądać co działo się poniżej w głównej sali i kątem oka wciąż widzieć drzwi pokoju numer 27. Minęła minuta, dwie, trzy… Endymion nie słyszał żadnych odgłosów zamykania drzwi na klucz, ani kąpieli… zbliżał się za to znowu korowód z kolejnymi wiadrami wody, do drugiej balii.
- Zostawcie przed drzwiami - poinstruował osiłków i służki - potem sam sobie wleję.
Endymion obserwował ich wciąż myśląc. Analizując. Starając się zrozumieć czemu Amza tak zareagowała… czemu ją to dotknęło?
- Stary, durny zielonoskóry… - warknął pod nosem nie mogąc znaleźć odpowiedzi. W jego głowie to miało znormalizować blizny. Pokazać, że nie różnią się aż tak bardzo… bah… miał gotowy żart na koniec prezentacji gdy pokazałby poparzenie od gorącej blachy i może coś o orczycach które by każdą jedną z tych blizn uznały za atrakcyjną. Spojrzał na drzwi wciąż nie słysząc nic.
- Wspaniale… wymanewrowałem się. Jeszcze dwie minuty - postanowił.
I dokładnie z czasem, jaki przeznaczył na kolejne "wyczekiwanie" zjawiła się ponownie służba, przynosząc ostatnie wiaderka. Stał więc na korytarzu przez izbą, z 16 wiaderkami wody obok, i… podszedł wreszcie do drzwi. Wzniósł rękę by zapukać… wahał się moment, jeden, drugi… i w końcu to zwalczył odwołując się do swoich paladyńskich przysiąg i święceń nieustraszoności. Zapukał.
- Amza, wszystko w porządku?
Cisza, cisza, cisza…"tak".
- Chcesz abym dał ci czas? - zapytał i zaraz sam zrypał się w myślach “oczywiście, że chce”, ale było już za późno by cofnąć słowa.
Cisza, cisza, cisza…"woda będzie zimna, myj się".
Paladyn chwilę myślał po czym wszedł do środka. Amza leżała, tak jak ją zostawił, całkowicie schowana pod kołdrą. Westchnął niezadowolony z tego jak się to rozwinęło. Wlał wodę do obu balii. Zostawił na zewnątrz dwie wieże zbudowane z pustych wiader i… usiadł na łóżku przy Amzie i chwilę tak po prostu siedział rozważając co dalej zrobić. Delikanie położył dłoń na jej (chyba) ramieniu… wypatrując jakiegokolwiek wzruszenia, czy innego gestu, że dotyk nie jest mile widziany, ale dziewczyna ani drgnęła.
- To… chyba powinienem się zamknąć, ale chciałbym wyjaśnić… to chyba był mój dosyć orkowy sposób na powiedzenie, że… - zawiesił się na chwilę szukając słów - że oboje nosimy blizny. Miałem nadzieję… że poczujesz się nieco swobodniej. Przepraszam, że myślałem, że to będzie takie proste. Wiesz, że nie chciałem sprawić ci przykrości…
Amza drgnęła pod kołdrą. Żachnęła się.
- Za dużo… ludzi… za dużo… blizn… - Wydusiła w końcu z siebie.
Endymion kiwnął głową, ale bardziej do siebie. Nie miał na to odpowiedzi… i chyba pierwszy raz w życiu poczuł się źle ze swymi bliznami. Dotąd zawsze był z nich dumny. Gdy prezentował je jak przed chwilą towarzysze wznosili kielichy, czasem wiwatowali, a kobiety… gubiły ubrania. Poklepał ją po (chyba)ramieniu i wstał. Nie miał pojęcia co dobrego mógłby powiedzieć, więc pozostało mu liczyć, że sama sobie poukłada to w główce jak da jej czas.
Zamknął drzwi na klucz, ustawił parawan i rozebrał się do kąpieli, po czym zanurzył się w wodzie. Pierwsze minuty poświęcił… ciepłu. Moczył się gdy brud i zaschnięty pot wstępnie się rozpuszczały… po 10 minutach usłyszał plusk i w drugiej balii, za oddzielającym ich parawanikiem.
- Jak dobrze pójdzie to za trzy dni powinniśmy wrócić… jak gorzej, to zależy od sytuacji. Do tego czasu nie będzie okazji na kąpiel. Woda w strumykach w górach jest zbyt zimna by się w niej kąpać, choć odpowiednia magia może by pozwoliła to ominąć.
- Mhm - Usłyszał mruknięcie.
- Będziesz chciała użyć moich perfum? Mam moje typowe róże z jemiołą, oraz coś egzotycznego… nie pamiętam nazwy.
Nastała cisza. Sekunda, dwie, trzy…
- Jeszcze nigdy się niczym nie psikałam - W końcu odparła Amza - To tylko dla wielkich pań i panów…
Paladyn uśmiechnął się szorując między palcami nóg.
- Cóż… jak chcesz się nosić w ubiorku jaki sobie wyczarowałaś to nie powinnaś tylko wyglądać jak pani na włościach, ale i pachnieć jak taka. Pokażę ci oba i wybierzesz który wolisz. A jak będzie okazja to kupię ci kilka innych, co ty na to?
- Żadna ze mnie "pani" - Odparła Amza, z… jakimś takim energicznym chlupotem.
- Dobrze… - Powiedziała jednak cicho po chwili.
- Sekret jest taki, że nic nie jest jedynie dla szlachty, czy lordów… ja też nie mam ziem, ani tytułów poza tymi wewnątrz-zakonnymi, ale mam pieniądze i ochotę. I to jest wszystko czego potrzeba.
- To tylko złoto się liczy? - W głosie dziewczyny dało się wyczuć… gorycz?
Paladyn chwilę milczał szukając zadowalającej go odpowiedzi
- Bharrig jest gotowy wyjść z siebie aby mi pomóc. Dałoby się jego pomoc wycenić w złocie, ale nie oczekuje on zapłaty. Kapłan w świątyni powiedział, że nie sprzedadzą diamentu nawet jeśli by go mieli, bo jego możliwości są dla nich ważniejsze niż złoto. Magiczne rękawy oddałem ci za darmo, potem wydałem kolejne kilkaset złotych monet aby kupić ci ochronę i najwyraźniej przez przynajmniej najbliższy czas będę się tobą opiekował. Nie robię tego dla pieniędzy i nigdy bym ich za to nie chciał, nawet gdyby ktoś zaproponował. Tobie, gdy pomagałaś mi z pancerzem nawet do głowy nie przyszło aby żądać ode mnie zapłaty, choć jakbym nie miał ciebie to bym się pewnie szarpnął się na srebrnika aby znaleźć kogoś do pomocy. Dwa jeśli wiedziałby co robi.
Zamilkł na chwilę wydłubując wyjątkowo uciążliwy brud spod paznokcia sztyletem i dając jej czas przemyśleć jego słowa.
- Mhm… - Padła niezwykle krótka, i lakoniczna odpowiedź Amzy. No cóż…
- Puentą tego wywodu jest, że pieniądze są najważniejsze tylko dla tych którzy sami zdecydują, że DLA NICH są najważniejsze. Znacznie potężniejszą walutą jest dobro, tylko trzeba znaleźć odpowiednich ludzi gotowych tę walutę uszanować i trudniej ją gromadzić w większych ilościach… nie możesz jej zbierać na mocy prawa, nie możesz jej opodatkować, nikt nie może ci jej dobrowolnie oddać do wykorzystania, nie da się określić jej ilości i bardzo trudno zgromadzić go na tyle dużo by móc nim handlować z nowospotkanymi ludźmi, ale w momencie gdy ci się to uda… świat jest twój… dlatego państwa operują na złocie. Ono jest łatwe, klarowne i uniwersalne i doskonale się nadają gdy chce się je przehandlować za uśmiech dziewczyny poprzez kupienie jej perfum - Endymion się uśmiechnął (a ten uśmiech wyraźnie sączył się do jego głosu) i odruchowo, jak po opowiedzeniu żartu, spojrzał kątem oka w kierunku Amzy i natychmiast opanował odruch, zdając sobie sprawę z kontekstu. I tak w tę stronę nie było nic widać przez parawan, ale sam gest był.... niestosowny w tej sytuacji.
- Rozumiem… - Odparła cicho dziewoja… Paladyn jednak czasem wątpił, czy ona na pewno to i owo rozumie. Usłyszał za to plusk wody i… kroczki Amzy. Dwa w jedną stronę, dwa w drugą, potem znowu plusk wody. Hmm?
Endymion w tym czasie zeskrobał z siebie najgorszy brud, więc sięgnął po mydło aby się doczyścić. Był ciekaw co Amza robiła, ale nie dało się tego sprawdzić bez podglądania nagiej dziewczyny… więc nie spradzał.
- Wyszłaś z balii? - zapytał wesołym, a bardziej zainteresowanym tonem pozwalając ciekawości wygrać.
- Już wróciłam… ummm… piorę - Padła cicha odpowiedź.
- Hah… też z tego za chwilę skorzystam. Nie pytałem jej o to, ale może Deidre potrafi używać
pre-sti-digi-tacji… - wypowiedział powoli słowo paladyn aby wypowiedzieć je dobrze… dla niego to zawsze był łamaniec językowy - wielu magów to potrafi. Podobno jedno z ich ulubionych prostych zaklęć. Jeśli tak, to na pewno będzie tak miła i nam wysuszy pranie tym zaklęciem.
Endymion sięgnął po misę i zaczął płukać swoją namydloną grzywę… to był długi proces.
- Magiki potrafią wszystko? - Spytała Amza.
- Magowie - poprawił ją paladyn, ale w jego głosie była tylko serdeczność - Zależy którzy. Niektórzy mają moc bliską bogom na swe zawołanie… choć wielkim kosztem dla nich samych. Istnieje zaklęcie
Życzenia które podobno ma nieograniczone możliwości, choć ja w to nie bardzo wierzę. Faerun wyglądałby inaczej gdyby ktokolwiek na nim posiadał nieograniczone możliwości. Osobiście natomiast widziałem druida który wyciągnął spod ziemi kamienny słup wysoki na dwanaście metrów i szeroki na dwadzieścia… zbudował sobie na nim chatkę. Ale to też przykład kogoś bardzo potężnego. Wątpię by Bharrig był do tego zdolny, a jest wybitną jednostką. Ja sam potrafię używać zwojów i różdżek… tak zwanych
przedmiotów wywołania prostej magii kapłańskiej. Najważniejszym aspektem tej umiejętności jest używanie różdżki leczenia ran którą mam w plecaku.
Endymion otworzył już usta aby zapytać Amze o nią samą… o jej przeszłość, albo cokolwiek… był jej ciekaw. Ale zamknął je, bo szybko doszedł do wniosku, że te pytanie nieuniknienie doprowadziłyby jej tok myślowy do zabitej rodziny.
- Kiedyś - szepnął sam do siebie wyciskając wodę z włosów długimi, powolnymi ruchami od czoła po kark i niżej.
- A każdy może taki potężny zostać? - Spytała dziewoja i nagle… na parawanik została wrzucona jej spódniczka. Jako tako tam zawisnęła, pewnie celem suszenia…
- Zależy w jakim aspekcie. Magii tajemnej podobno można się nauczyć, choć podejrzewam, że talent będzie tu bardzo ważny. Magia kapłańska wymaga powołania, ale… też znam opowieści o ludziach co niejako forsowali to powołanie… tylko musieli pracować trzy razy ciężej na wszystko niż ci co mieli talent. Ale jeden z kolegów po fachu miał w sobie dosyć zaparcia by dorównać najbardziej uzdolnionym kapłanom, bo gdy im wszystko przychodziło łatwo to… zajmowali się czym innym. Rodziną, życiem, przygodami, rozrywkami… on na całe dni zamykał się w bibliotece, uczył peanów, recytował modlitwy, wypracowywał połączenie ze swoim bogiem. Mieli wspaniałe miny gdy udowodnił im swoją wyższość.. Za to każdy może nauczyć się machać mieczem, czy rapierem. Albo być bezszelestnym. Gdzie wbić nóż aby naprawdę zabolało. Każdy też może nauczyć się władać słowami. To też jest moc, nawet większa niż wszystkie poprzednie. Gdybyś chciała… nie zostaniesz wojowniczką jak ja, czy Kargar… na to niestety już za późno. Twoje ciało nigdy nie nabierze siły i szybkości jak my, bo my ćwiczyliśmy od kiedy byliśmy w stanie stanąć na nogi. Ale w ciągu dwóch, trzech lat, jeśli byłabyś zdeterminowana i gotowa na ciężką pracę… łatwo wytrenował bym ciebie tak abyś łatwo radziła sobie z szeregowym przydrożnym bandytą, a może nawet dwoma.
Endymion powoli kończył kąpiel. Najchętniej zamówiłby teraz drugą… na szczczecinie którą był pokryty gromadziło się wiele pyłu brudu i teraz woda była już mętna. No ale nie było czasu… na parawaniku wylądowała zaś byle jak koszulina Amzy, również podrzucona. Dziewczyna prała na całego, pytaniem tylko było, czy nadal siedziała w balii, czy już z niej wyszła, no i czy miała coś na sobie… tego Paladyn nie był pewien.
- To mogę jeszcze kimś zostać - Stwierdziła spokojnym tonem Amza.
- Jesteś młoda. Masz dość czasu aby zostać naprawdę kimkolwiek chcesz póki mówimy o cywilnych zawodach. Szwaczka, karczmarka, gosposia, strażniczka miejska, uczona lub felczerka gdybyś poświęciła na prawdę dużo pracy. Jeden, choć nie tani, magiczny przedmiot i mogłabyś otworzyć własną kuźnię. To wszystko wymagałoby czasu… pewnie nie mniej niż półtorej roku, bardziej trzy lub pięć, ale to oznacza, że tak gdzieś przy dwudziestu latach byś była już tym “kimś”.
- Aha - Mruknęła Amza i tym razem na parawaniku wylądował jej kubraczek, i… parawanik przechylił się w bok, i rypnął prosto na Endymiona, trafiając go lekko w głowę. Dziewoja pisnęła, a Ork siedział, jak siedział, z parawanem na nim i jej spódnicą na głowie przez moment w całkowitym bezruchu, jakby nie zauważył co się stało
- To było… niespodziewane - zaśmiał się po chwili - Zasłoń się czymś, proszę cię - Endymion uniósł parawan jedną ręką i wstał dokładając starań aby pozostawać zasłoniętym. Jego głowa (i ćwierć torsu) szybko wychynęła powyżej. Zakładał, że dziewczyna zdążyła się już zakryć. Szarpnął parawanem delikatnie aby podpory ustawiły się jak należy i…
- Gotowe - stwierdził ściągając z głowy mokrą spódnicę i zawieszając ją z powrotem na parawanie. Przelotnie spojrzał nad nim na Amzę…
Dziewczyna siedziała w balii, przycupnięta sobie. Od pasa w dół skrywała ją woda, od pasa w górę zasłaniała swoje ciało rękami.
- Przepraszam… - Powiedziała cicho.
- Naprawdę nic się nie… - Endymion urwał w pół zdania gdy zauważył jednak jeszcze coś, co ponownie ścisnęło go mocno za serce. Gdy Amza tak tam siedziała przycupnięta w wodzie, widział kawałek jej pleców. Pleców pełnych ran po
biczowaniu, kilkudniowych… już trochę zagojonych.
- Czekaj… - polecił jej zdecydowanym i bezosobowym tonem… tak innym od serdeczności i ciepła zawsze w nim obecnych. Wyszedł ze swojej balii, przewiązał w biodrach ręcznikiem i obszedł parawan klękając za plecami Amzy… która nie poruszyła się o cal, ale gdy Paladyn znalazł się blisko niej, zaczęła lekko drżeć na ciele.
Endymion przez chwilę obserwował rany… oceniał czy nie wdało się zakażenie, czy są czyste… spojrzał też pod linię wody, ale była ona mętna od mydła. Przez chwilę chciał ją poprosić aby wstała… ale po zastanowieniu ocenił, że widzi dość... skrzyżował dłonie w nadgarstkach i położył je na barkach dziewczyny recytując wersety z życia bezimiennego Sprawiedliwego:
-
To nie jest ten dzień - odmówił Sprawiedliwy
Nieprawe twe rany. Niesprawiedliwy ból.
Poprzez mą mądrość, poprzez odwagę…
Jam jest opoką, ja będę ci tarczą.
Łagodnością mrok zwyciężę.
Bądź uzdrowion, unieś swe światło.
Święta energia spłynęła z płuc, przez ramiona i dłonie prosto na ciało skrzywdzonej dziewczyny zasklepiając jej rany i wypełniając energią. Przytrzymał to dłużej niż trzeba było… wyłuskując z siebie pozytywnej energii po dwakroć więcej niż zwykle aby na pewno nic nie zostało… Spojrzał w dół, na część jej pleców wystającą ponad wodą… niektóre z ran zostawiły jednak kolejne blizny. Westchnął i usiadł, opierając się plecami o jej balię.
- Trzeba było powiedzieć - w głosie brzmiał… wyrzut. Nie było go wiele. Nie był agresywny i nie było w nim złości, a jedynie smutek. Ale był.
Amza głęboko odetchnęła, tak jakby… z ulgą? Ork usłyszał mały chlupot wody, dziewczyna nieco odwróciła się w jego stronę, nadal siedząc w balii.
- O co… o co jeszcze… mam cię prosić? - Spytała dziewoja łamliwym głosikiem, po czym nagle Paladyn poczuł jej dłoń na swoim policzku. Pogłaskała go.
- Dziękuję za wszystko - Szepnęła.
- Do usług, Kruszyno… Proś mnie o cokolwiek. Jeśli jesteś głodna, jeśli coś ciebie boli, jeśli jesteś smutna, jeśli czujesz się zagrożona… mów mi o tym. Nie zawsze będę w stanie na to zaradzić, ale jeśli się da… Byłem poważny gdy obiecałem, że się tobą zaopiekuję, ale potrzebuję w tym twojej pomocy.
- Dziękuję… - Powtórzyła szeptem Amza, delikatnie gładząc palcami policzek Endymiona. A on… wiedziony jakimś impulsem chwycił ją za tę dłoń i ścisnął, a chwilę potem ucałował czule… i znów ścisnął zastanawiając się co on tak właściwie zrobił?