Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-01-2009, 12:20   #51
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
-Brać ich- warknął wódz, wojownicy ruszyli do przodu. Dobrze niech podejdą jak najbliżej, zginie ale przynajmniej kilku zabierze ze sobą. Jeśli nie zręcznością w posługiwaniu się bronią to straszliwą siłą swej śmierci. Czekał na odpowiednią chwilę. Jeden z członków drużyny nie wytrzymał. Zginął przeszyty strzałą nawet nie zdążywszy podnieść swojego łuku. Patrzył jak ciało pada, sam wciąż pozostając w bezruchu. Nadeszła odpowiednia chwila, już miał rzucić się do ataku.
-Stać!-krzyknął wódz, a wszyscy zatrzymali się. Sytuacja zmieniła się diametralnie, ze stanu zagrożenia życia w przyjacielską pogawędkę. Najwyraźniej nazwisko Majere znaczyło w tych stronach bardzo wiele, Cień był pod wrażeniem. Wysoki wojownik przedstawił siebie i całą swoją rodzinę. "Czy tu każdy każdemu musi się przedstawiać? Nawet jeśli widzą się pierwszy i zapewne ostatni raz w życiu?” Nie mógł tego pojąć, cóż za bezsensowny zwyczaj. Potem Riverwind wyjawił przyczynę najścia. Na wieść o tym że barbarzyńcy są tu z powodu Smokowców rozejrzał się nerwowo i cały zesztywniał. Wystarczy że spojrzą pod nogi a zobaczą pazurzaste ślady łap. Jego łap! Mógł tylko siedzieć cicho i mieć nadzieję że są zbyt zajęci rozmową żeby czegoś szukać i że ten rudy potworek - spojrzał na Atholę - będzie trzymał język za zębami.
-Wybaczcie, lecz musimy iść dalej - rzekł Riverwind, a wódz dał znak do ponownego wymarszu. Odetchnął z ulgą lecz nie poruszył się dopóki nie był pewien że barbarzyńcy nie mogą już go dostrzec. Inni Smokowcy, tropieni! I nie mógł nic zrobić żeby im pomóc! Nawet pomodlić się nie było do kogo. Życzył im w myślach szczęścia, duuużo szczęścia.
- Cóż, ma ktoś łopatę, trzeba pochować tego głupca... - "Łopata! Jeszcze czego." Marcao usunął strzałę i obszukał zwłoki, odłożył na bok wszystko co znalazł oprócz miecza i figurki Takhisis.
Cień również podszedł do ciała.
- Te przedmioty nie będą mu już potrzebne, więc niech każdy weźmie co potrzebuje. - Całkowicie się z tym zgadzał. Ich martwy towarzysz miał płaszcz, zupełnie dobry płaszcz. Zdjął go z trupa i sam się w niego ubrał, leżał całkiem nieźle, zdecydowanie lepiej niż szmata od Caramona i nie był zniszczony. Z rzeczy zmarłego wziął jeszcze łuk i kołczan ze strzałami. Po czym przyłączył się do Marcao rozgrzebując ziemię pazurami. Nie żeby zależało mu na pochowaniu tego człowieka, szczerze mówiąc miał to gdzieś, po prostu zdał sobie sprawę że nie odjadą dopóki nie skończą a tak było szybciej. Kiedy bard przykrywał tymczasowy grób darnią wziął stary płaszcz i podarł na paski. Owinął nimi łapy, dłonie i przedramiona. Koniec ze śladami które mogłyby go zdradzić.

Wreszcie wyruszyli, podróż przebiegała bez dalszych przeszkód. Zobaczyli już nawet miasto na horyzoncie i kiedy wydawało się że już nic nie stanie im na drodze z przeciwka nadjechał wóz.
-Witajcie dobrzy ludzie! Proszę oddać nam piękne koniki, a samemu wsiąść do tyłu!-odezwał się jeden z dwóch mężczyzn jadących na wozie. Wyglądało na to że mówił poważnie. "Świat jest pełen debili." Marcao jak zwykle zareagował pierwszy, zsiadł z konia i przemówił w języku elfów.
- Duca elo vabas menilo. - nie miał bladego pojęcia co to mogło znaczyć. "Jemu się wydaje że każdy chłop zna mowę elfów? Nie może normalnie?"
Poleciały sztylety. "Beznadziejny rzut, w ogóle nie wycelował. Chyba muszę mu pokazać jak to się robi." Nie schodząc z grzbietu konia, jednym płynnym ruchem wyciągnął norze, wycelował uważając żeby nie zrobić krzywdy Marcao i rzucił celując w gardła. Na wypadek gdyby w wozie było więcej osób sięgnął po następne.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 21-01-2009 o 10:51. Powód: Naruszenie praw autorskich xD
Piiiink jest offline  
Stary 20-01-2009, 16:27   #52
 
Laos's Avatar
 
Reputacja: 1 Laos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetny
Oreas z radością udał się do stajni. Zgrabnie wyminął syna Camerona witając go uśmiechem. W jego oczach można było z łatwością zauważyć zadowolenie. Gdy cała drużyna już ruszyła on jeszcze wpatrywał się w powierzonego mu wierzchowca. Płynnym ruchem wskoczył na grzbiet konia i dołączył do reszty.

Podróż mijała spokojnie. Elf był natomiast zadowolony, że robili częste postoje. Nie chciał zamęczyć wierzchowców. Jednocześnie nie mógł się już doczekać, przyjazd do Crossing. Kolejne postoje mijały bez najmniejszych problemów, a droga także była przyjemnie nudna. Jeden z popasów Oreas wykorzystał na medytację. Zanurzył się w swoim umyśle uwalniając się od wszelkich zbędnych myśli. Układał sobie w głowie wszystkie zaistniałe zdarzenia, plan działania. Starał się także zharmonizować ciało z umysłem. Jego koncentrację rozproszył jęk przecinanego powietrza. Natychmiast otworzył oczy przeturlał się w stronę przeciwną od dźwięku. Błyskawicznie wstał. Był już w pozycji bojowej. Nie wiadomo kiedy w prawym ręku pojawił się jeden z dwóch wiszących u pasa sejmitarów. Dłoń dzierżąca miecz znajdowała się na wysokości twarzy elfa. Ostrze skierowane było w na lewo od Oreasa. Był przygotowany na obronę przed spodziewanym kolejnym strzałem. Jego lewa dłoń spoczywała już na drugim sejmitarze gotowa to włączenia się do akcji. Elf ustawiony był twarzą w stronę napastnika. Odrazu spostrzegł, że zostali zaatakowani przez liczniejszą grupę. I, że są w bardzo złej sytuacji. Zanim zdążył coś powiedzieć Marcao rozpoczął tkać swą mowę.
"Dobrze, że nikomu nie puściły nerwy. Będzie ciężko jeżeli dojdzie do bitwy"
Czujnym elfim uszom nie umknęła oczywiście uwaga Lywellyn. Osobiście ją podzielał, ale uważał, iż lepiej nie drażnić napastników. Po słowach elfki, tak jak spodziewał się Oreas, ludzie zareagowali
--Aroganckie, święte, Elfie stworzenie, myślące, że zna się na wszystkim najlepiej-parsknął pogardliwie wódz.
Wraz z hasłem "brać ich" w lewej dłoni elfa pojawił się drugi sejmitar skierowany ostrzem do ziemi. Jednakże ciągle czekał na jakąś dyplomatyczną próbę ze strony Marcao. Niestety strzał milczącego towarzysza zakończył wszelkie złudzenia wojownika. W jego głowie powstawał wstępny plan bitwy. Już miał ruszać do boju gdy nierozważny kompan został śmiertelnie trafiony.
-Stać - te słowa zadziałały również na Oreasa zatrzymał się w połowie kroku spojrzał w stronę wodza na którego już ruszył. Rozmowa jaka się wywiązała bardzo ucieszyła elfa. Odetchnął z ulga i schował miecze. Miał bowiem przeczucie, iż z ich strony nie musi się spodziewać zagrożenia.
Wysłuchał słów starca i miał nadzieję, że ich smoczy towarzysz nie zostanie rozpoznany. Gdy w końcu wojownicy ruszyli w swoją stronę, a Marcao i Cień zaczęli kopać grób Oreas dołączył do nich.
Gdy padła propozycja wzięcia rzeczy zmarłego popatrzył na Marcao z lekkim niesmakiem i nic nie mówiąc poszedł do swojego wierzchowca.
Gdy ponownie wszyscy znaleźli się w siodle i ruszyli elf postanowił być tym razem bardziej skupionym

"Crossing nareszcie. Czas na poważnie rozpocząć naszą wyprawę. Trzeba będzie ustalić parę ważnych kwestii" - stwierdził w myślach.
Wóz który słyszał już wcześniej zrównał się z grupą. Dwaj mężczyźni złożyli im propozycję "nie do odrzucenia". Zdziwiło to bardzo elfa. Zaczął więc szybko analizować sytuację
"Dziwne. Wiedzą na pewno, że jesteśmy doświadczonymi wojownikami coś musi być nie tak"
W tym samym czasie Marcao, a w ślad za nim Cień wdali się w walkę. Intencje barda były dość oczywiste gdyż nie mógł tak niecelnie rzucić gdyby chciał trafić. Niestety smokowiec nie zauważył tego i postanowił poprawić towarzysza. Oreas chciał już spinać konia do szarży na opryszków, lecz nagle za plecami usłyszał dziwny dźwięk. Natychmiast odwrócił konia. Jednocześnie krzyknął do pozostałych
-Plecy!!!
Błyskawicznie wyciągnąwszy łuk przygotował go do strzału i wycelował w źródło dźwięku. Spróbował zidentyfikować sprawcę zamieszania.
 
__________________
"Errare humanum est"
Laos jest offline  
Stary 23-01-2009, 02:54   #53
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Usłyszała propozycję Marcao co do przywłaszczenia sobie przedmiotów wcześniej należących do tego ich towarzysza, który to wątpił w jej użyteczność w drużynie. Wcale nie miała ochoty zabierać stamtąd czegokolwiek, bo przecież okradanie, a co do dopiero okradanie trupa, to coś wyjątkowo obrzydliwego. Już się w stronę swego rumaka udać miała, gdy to obracając się kątem oka dostrzegła jednak coś interesującego. Podzwaniając ozdobami swego ubranka podreptała ku stercie przedmiotów i wyciągnęła to, co najbardziej jej przypadło do gustu, a innym niekoniecznie. Ot, flet. Instrument niewielki o jakże piskliwym dźwięku zeń się wydobywającym, który to zapewne wiele istot irytuje. Idealny dla Atholi, która zabierając go tłumaczyła się sobie w myślach, że to tak naprawdę nie jest prawdziwa kradzież, bo właściciel i tak nie będzie miał możliwości pogrania sobie. To bardziej tak, jakby zabierała flet dla jego własnego dobra, aby w tym miejscu nic mu się nie stało. Zaopiekuje się nim.
Podarunek od łuskowatego towarzysza, albo od elfki, albo od kto tam wie ilu innych postaci przez których to dłonie przechodził, wrzuciła do torby, na wierzch swych skarbów. Wiele razy już się spotkała z sytuacjami, kiedy ktoś jej coś dawał, czasami zupełnie niepostrzeżenie, a później wyzywał ją od złodziejek, jakby ową rzecz ukradła. Kto wie jak miało być tym razem.
Bo ona.. no cóż.. po prostu zapomniała o tym, że gdzieś tam się poobcierała. Było to dla niej coś tak mało ważnego i równie słabo interesującego, że nie poświęciła temu niewielkiemu bólowi choćby więcej niż krztynę swej uwagi. Przypomniała sobie dopiero w chwili, gdy Smokowiec sam o tym napomknął dając jej maść. Lekko się zdziwiła, ale bardziej z tego powodu, że to kogokolwiek obchodziło, niźli dlatego, że ów towarzysz się odezwał. Zapewne inna byłaby jej reakcja, gdyby była istotką delikatną i na trudy podróży podatną. Ale była kenderką i pewno dopiero naprawdę poważne rany miałyby na nią jakikolwiek wpływ.
Teraz jednak, jakby dla potwierdzenia swych myśli, wspięła się na wierzchowca zdecydowanie zwinniej niźli na samiuteńkim początku ich wyprawy. Wprawiał się powoli rudy potworek.


***


Wciągnęła głęboko powietrze w płuca, po czym wypuściła je z przeciągłym gwizdnięciem. Uśmiechnęła się beztrosko, a i oczy jej błysnęły z zadowolenia, gdy powiew wiatru nieznacznie jej grzywkę zmierzwił.
-Ahh.. coraz wyraźniej już czuć zapach morza w powietrzu. Co oznacza, że Crossing, powinno być tak mniej więcej.. – Wyciągnęła przed siebie rękę i palcem wskazującym wodziła na wysokości horyzontu, to bardziej w prawo, to znowu w drugą stronę, aż w końcu wszystkim w oddali zamajaczyło miasto. –Dokładnie tam! O?
Powoli opuściła rękę, kiedy oprócz celu ich aktualnej podróży, dostrzegła także i wóz, wręcz jadący im na spotkanie. Nie dała jednak swym myślom nazbyt długo wokół niego krążyć, aż do chwili gdy zrównali się na drodze.
-Witajcie dobrzy ludzie! Proszę oddać nam piękne koniki, a samemu wsiąść do tyłu! – Rzucił woźnica, a kenderce nie umknął oczywiście brak zręczności jego towarzysza, któremu to sztylet, ot tak, wypadł. Po samym wozie też raczej nie można było się spodziewać za wiele dobrego.
-Wcale nie mam ochoty wsiadać do tego brudnego wozu. – Fuknęła najwyraźniej wyrażając tym samym nie tylko swoje myśli i odczucia, bo zaraz dwójka z jej towarzyszy rzuciła się ku mężczyznom, by odpowiednio dobitnie wybić im ten pomysł z głów.
Nie rzuciła się w wir walki, czy coś. Jakby chciała i była taka potrzeba, to pewnie by to zrobiła, jednak teraz prawie dosłownie zastrzygła uszami, gdy to coś jej uwagę zwróciło.. z tyłu. Najwyraźniej nie ona jedna to odczuła, bo i zaraz świst strzały wypuszczanej z łuku elfa posłyszała jeszcze nim zdążyła się obrócić. Na jego wcześniejsze zawołanie zareagowała w dość prosty sposób – poruszyła lekko ramionami, a potem plecy nieznacznie wygięła, aby sprawdzić czy nadal są tam gdzie być powinny. Były.
Uspokojona ujęła dłońmi za wodze, by ruchem delikatnym, acz stanowczym konia trochę obrócić, by sama Athola zobaczyć mogła to, co z tyłu się znajdowało.
 
Tyaestyra jest offline  
Stary 23-01-2009, 12:32   #54
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Wszystko potoczyło się bardzo dziwnie i bardzo szybko. Wszyscy z jego towarzyszy stali jak wryci na swych koniach. Jeden z nich nie wytrzymał presji i podniósł broń. A raczej podniósłby gdyby nie strzała która w ułamku sekundy trafiła w cel. Tym śmiałkiem- czy też głupcem był Drakkan. Nieszczęsny los głupca. Faurin jednak nie zamierzał dłużej czekać. Był to widoczny znak iż napastnicy nie są przyjaźnie nastawieni. Już miał jednym szarpnięciem wyciągnąć swój miecz jednak powstrzymał go od tego głos wodza. Okazało się iż zna on jakoby Palina. Po krótkiej wymianie zdań zaniechali dalszych przepytywań i odeszli.
- Cóż, ma ktoś łopatę, trzeba pochować tego głupca[...].-odezwał się Marcao.
Nikt nie miał takiego sprzętu więc bard zabrał się za nacinanie ziemi aby potem "wyjmować" ją. Widząc to dołączył do niego smokowiec. Faurin nie zsiadł nawet z konia. Wiedział iż dadzą sobie rade bez jego pomocy. Gdy pochówek był już gotowy Marcao złożył na piersiach nieszczęśnika jego miecz i jakiś posążek. Smokowiec zaś podniósł z ziemi jego łuk oraz kołczan oraz zaporzyczył sobie jego płaszcz.
W końcu ruszyli w drogę. Trwała ona bez przeszkód. W końcu poczuł bryze morską. Nie on jeden. Athola pierwsza dojrzała jak na horyzoncie ujawnia się zarys miasta. Byli u celu. Oprócz miasta dopatrzył się również powozu który z każdą sekundą przybliżał się. Gdy już się zrównali woźnica rzekł:
-Witajcie dobrzy ludzie! Proszę oddać nam piękne koniki, a samemu wsiąść do tyłu!
Na odpowiedź nie musieli długo czekać. Marcao rzucił sztyletem w wóz. Był to najprawdopodobniej zamierzony cel gdyż nie dostrzegł na jego twarzy jakiegoś grymasu z powodu chybienia. Smokowiec myślał jednak inaczej i posłał także swój sztylet wprost na woźnice. Bard zeszkoczył z konia i zawirował przed wozem swym mieczem.
-To wy oddacie nam to co macie, trafiliście na lepszych od siebie, ale jeśli cię poddacie, to puścimy was z życiem! - krzyknął bard.
Faurin mozolnie zszedł z konia. Przyklęknął na jedno kolano, wyjął swą klingę i wbił ją z całym impetem w ziemie. Podniósł głowe i sporzał w kierunku powozu.
- Mój przyjaciel ma racje. Trafiliście na lepszych od siebie. Odejdźcie lepiej!-rzekł spokojnym głosem.
Już miał wstać gdy nagle usłyszał Oreasa.
-Plecy!!!
Nie wiedział co było za nimi. Wstał powolnie unosząc broń klingą ku górze. Złapał ją pewnie w obu dłoniach. Nie miał zamiaru czekać. Biegiem ruszył przed siebie oczekując najgorszego...
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 25-01-2009, 02:19   #55
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Postanowiliście nie słuchać poleceń dwóch chłopów na wozie. Pierwszy zareagował Marcao, zaś chłopi spojrzeli po sobie tak, jakby się tego spodziewali.
Mowa Elfów spowodowała lekkie podniesienie jednej brwi u pierwszego chłopa. Ciężko było zauważyć cokolwiek ze względu na przyduże, workowate ciuchy oraz duże kapelusze z rondami, zasłaniające twarz. Przynajmniej w pewnym stopniu.
Sztylety rzucone przez Marcao spowodowały tylko lekki unik ze strony wieśniaków, lecz kiedy duży towarzysz wyciągnął dwa miecze, wieśniak bliżej z trudem wygrzebał miecz półtoraręczny spod workowatych ciuchów, zaś drugi z nich wyciągnął długi miecz jednoręczny. Wyraz irytacji na twarzach wieśniaków, jeżeli nimi byli, był widoczny spod rond. Widać, że nie cierpieli tych ubrań, gdyż krępowały ich ruchy.
Sztylet rzucony przez Cienia spowodował gwałtowny unik pierwszego zaś drugi zasłonił się lewą ręką, zaś ostrze odbiło się od niej z metalicznym brzękiem.
Obaj chcieli zeskoczyć z wozu, lecz udało się tylko temu dalszemu, gdyż nie przeszkadzał mu w tym nikt, w przeciwieństwie do pierwszego, którego przyblokował Marcao, który zaatakował. Wieśniak był w o wiele mniej korzystnej sytuacji, gdyż musiał bronić się w pozycji siedzącej, lecz i tak miecz Caligariego natrafił na ostrze przeciwnika.
Zdecydowanie nie byli to zwykli wieśniacy.
Z drugiej strony nadbiegał już towarzysz zaatakowanego, co stawiało Marcao w niekorzystnej pozycji. Gdyby pierwszy zdołał zeskoczyć, byłoby naprawdę bardzo źle.
Tymczasem z tyłu Oreas, Lywellyn i Athola zareagowali na odgłosy. Mógł być to królik, ale mógł też być człowiek. Oreas naciągnął łuk, celując w miejsce, z którego dobiegł szmer. Nagle z traw nadleciały wielkie drągi. Było ich około dwudziestu. Któreś z nich musiały trafić.
Po kolejnej salwie drągów cała trójka spadła z koni, nieprzytomna. Arcagnonowi i Palinowi również się dostało, przez co podzielił los trójki kompanów.
Tylko Marcao, Faurin i Cień zostali na polu bitwy, zmagając się z dwoma wieśniakami, którzy zaciekle bronili się.
W końcu któryś cios trafił, rozdzierając workowate ubranie, pod którym zalśniła piękna zbroja, lecz z tyłu, z traw wynurzyli się opancerzeni Smokowcy. Mniejsza ich ilość wyskoczyła z wozu. Mięli ogromną przewagę liczebną.
Pałki w końcu trafiły i trzech pozostałych, którzy nie mięli szans w walce z tak licznym przeciwnikiem.

***

Kiedy się obudziliście, stwierdziliście, że jesteście w lochu. Było tu zimno i brudno. W celach obok siedziały różne rasy, poprzez Elfów, Gnomy, Krasnoludy, Ludzi na Minotaurze oraz Ogrze kończąc. Nie było jednak Kenderów.
Okazało się również, że nie macie przy sobie swoich rzeczy, zaś w celi siedzicie razem z jakimś Gnomem.
-Tam sssą Generale-odezwał się jakiś Smokowiec. Mięli oni charakterystyczną mowę, więc nie mogliście się pomylić. W oddali zamajaczyła postać, a kiedy się zbliżyła, mogliście rozpoznać w niej jednego z wieśniaków. Był to ten, walczący mieczem półtoraręcznym, który obecnie miał przypięty na plecach.
-Więc przybywacie z polecenia Bohaterów Lancy. Świetnie. Przyda nam się to pismo i powinienem wam podziękować... ale tego nie zrobię. Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście... witajcie w naszej bazie! W Xak Tsaroth!-powiedział, przyglądając się wam uważnie, po czym odszedł, rzucając na odchodnym:
-Jakbyście chcieli pogadać to macie tu Smokowca! Pilnuj ich-ostatnie zdanie kierowane było właśnie do owego Smokowca, który przybliżył się do waszej celi, obserwując was.
W waszej celi było tylko wiadro brudnej wody oraz jakaś szmata. Najbliższa cela znajdowała się około półtora metra za waszą kratą, zaś Smokowiec siedział w odległości około dwóch metrów od was. Rozejrzeliście się i stwierdziliście, że nie ma tu żadnego okna, a kraty nie wyglądały na zbyt solidne, lecz wymagały naprawdę silnej osoby, by mogła je zniszczyć, choć było to z pewnością możliwe.
Smokowiec miał na sobie zbroję oraz miecz przypięty do pasa.



Sztylety Cienia: [Rzut w Kostnicy: 16]
Miecze Marcao: [Rzut w Kostnicy: 16]
Rzut za Laosa (z powodu niedziałającego PW, ale tylko raz): [Rzut w Kostnicy: 19]
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 25-01-2009 o 02:22.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 25-01-2009, 12:23   #56
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Co się działo dalej? Faurin nie wiedział sam. Wszystko pamiętał jakby przez mgłę. Bardzo gęstą mgłę. We trójke walczyli z wrogiem. Widział tylko jak coraz więcej ich przybywało. Chciał się przedrzeć do swych przyjaciół którzy lażeli nieprzytomni przy swych wierzchowcach. Chciał tak bardzo! Nie dał rady. Poczuł silne uderzenie w tył głowy. Stał nieruchomo. Nie wiedział czy upaść czy też stać tak i patrzeć w dal. Obraz przed oczyma coraz bardziej się rozmywał. Resztką sił podźwignął swój miecz i zamachnął się kilka razy. Trafił w pustkę. Nikogo przed nim nie było.
- Przepraszam was.- mruknął w strone tych którzy już leżeli, oraz tych którzy się jeszcze bili.
Po tych słowach upadł.


***

Otworzył oczy. Mozolnie, jednak na tyle szybko by przycimił go blask pochodni widniejący w oddali. Leżał na czymś zimnym i ślizgim. Głowa jego bezwładnie opierała się o ściane. Podniósł się trochę by zaraz potem upaść z brzdękiem. Syknął z bólu. Momentalnie złapał się za głowę. Wyczuł na niej ogromny guz. Palce lepiły mu się do włosów.
- Nie róbmy się niedołęgą.-pomyślał.
Podniósł się delikatnie. Wreszcie zrozumiał gdzie jest. Loch spowijał półmrok. Obejrzał się dookoła. Wszędzie obok niego leżeli przyjaciele. Przysiadł. Oparł się o ścianę i wtedy też zauważył że obrabowamo go ze wszystkiego. Nie miał zupełnie nic. Pochylił głowę i zasłonił twarz rękoma.
-To nie mogła być prawda!-mruknął.
Spojrzał jeszcze raz przed siebie. Nie była to jedyna cela. Było ich mnóstwo i w prawie każdej ktoś był. Najróżniejsze stworzenia i rasy. Poraz pierwszy ujrzał swymi oczami minotaura. Widział je aby na rycinach w klasztorze. Tam przedstawiały budzący strach istoty. Ten tutaj był wychudzony i wyglądał na takiego który latami nie widział światła dziennego.
Spojrzał na Palina.
- Co powie Caramon gdy się stąd wyswobodzimy.- pomyślał.
Szczerze jednak w to wątpił by stąd wyszli. Po jakimś czasie zaczeły dochodzić do siebie kolejne osoby. Nie miał sił aby coś do nich powiedzieć. Usta mu się strasznie lepiły.
- Jak długo my tu jesteśmy?-zapytałsam siebie w myślach.
Nie uzyskał odpowiedzi.
- Tam sssą Generale.
Głos który usłyszał by chłodny i okropny. Z daleka dojrzał zarys postaci która coraz bardziej się zbliżała. Będąc kilka metrów od krat poznał tą osobistość. Był to jeden z tych którzy ich zaczepili będąc na wozie. Miał teraz na sobie wspaniałą zbroję.
- Więc przybywacie z polecenia Bohaterów Lancy. Świetnie. Przyda nam się to pismo i powinienem wam podziękować... ale tego nie zrobię. Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście... witajcie w naszej bazie! W Xak Tsaroth -powiedział.
Faurin chciał go zymyślać jednak nie miał sił. Odchodząc zwrócił się do nich jeszcze raz.
-Jakbyście chcieli pogadać to macie tu Smokowca! Pilnuj ich.
Wykrzywił się w grymasie. Jeszcze tego im brakowało! Ujrzał jednak w celi jeszcze jedną postać. Nie znał jej. Był to gnom. Postanowił się odezwać jednak usta mu tak zaschły że nie był wstanie. Zobaczył wiadro z wodą. Była ona brudna jednak musiał chociaż nawilżyć usta. Przybliżł się do wiadra i powoli się doń nachylił. Napił się by chwilę potem wypluć wszystko.
- Ta woda nie jest zdatna dopicia!- powiedział oburzony.
Podszedł bliżej gnoma. Wyciągnął dłoń.
- Witaj. Zwę się Faurin Steel. Wybacz że jestem taki bezpośredni ale za co tu siedzisz?-powiedział. Zamarł na chwilę by zaraz po tym ciągnąć dalej tak aby strażnik nie mógł ich dosłyszeć.- Musimy się jak najszybciej stąd wydostać a skoro siedzimy w jednej celi mam nadzieje że nam pomożesz. Widać że kraty nie są zbyt solidne jednak nie mam pomysłu by przez nie przejść. Pomóż nam. Prosze cie!
Dwa ostatnie słowa wypowiedział tonem wręcz błagalnym. Nigdy się tak nie zachowywał jednak wszyscy niosą bardzo cięzkie brzemię. Brzemię z którym muszą wytrwać aż do końca.
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 26-01-2009 o 21:51.
Faurin jest offline  
Stary 25-01-2009, 22:25   #57
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Po raz n-ty skończył lustrować celę w jakiej przyszło mu przebywać. Oczywiście wbrew jego woli. Ściany były zimne, mokre i brudne. Kraty i ogólny feng-shui był wybitnie do bani.
-Zresztą czego można było spodziewać się po Xak-Tsaroth. -W myślach zadał sobie pytanie Lebbo Loopmottin. Usłyszał jak otwierają się drzwi lub kraty do groty w której były cele. Podszedł do krat, był ciekawy kogo teraz los zapędzi w takie parszywe miejsce. Smokowcy nie kazali na siebie długo czekać. Do celi wrzucono kilka osób. Na pierwszy rzut oka widać było że darmo się nie dali.

Ocknęli się dość szybko. Za szybko by mógł się im bliżej przyjrzeć. Być może mieli coś co by pomogło mu w tej parszywej sytuacji. Wizyta smokowca nakreśliła mu wstępnie nowych towarzyszy. Przynajmniej na następnych kilka dni.

W głowie cały czas brzmiały mu słowa: „bohaterzy lancy”, „Caramon”, „Palin”. Jeżeli rzeczywiście mieli coś wspólnego z SAGĄ to on musiał zapoznać się z nimi. To mogłoby mieć kolosalny wpływ na rozwój jego badań. W końcu opuszczając górę NIEWAŻNE, postawił sobie za cel dokończyć badania nad...

Przerwał mu nowo przybyły
-Witaj. Zwę się Faurin Steel. Wybacz że jestem taki bezpośredni ale za co tu siedzisz
-Witajmiłomiciępoznaćtobardzofajnieżesiępierws zyodezwaleśponieważjestemznaturynieśmiały.Nazy wamsięSebbooLoopmottinakaWędzonek –
Tu wziął oddech i aż go powaliło na kolana. Jego rozmówca chyba nie zrozumiał co Sebboo mu powiedział. Dla Gnoma było to nie do pomyślenia. W końcu posługiwali się tym samym wspólnym. Głośne -plask- w jego łysą glacę było odpowiedzią na niespodziewane problemy. Ludzie i inne rasy mówią wolniej niż Gnomy.
-Jeszcze raz wolniej. Jestem Sebboo Loopmottin. To w jaki sposób tu trafiłem to długa historia, oczywiście kiedyś Ci ją opowiem ale na razie
-Musimy się jak najszybciej stąd wydostać a skoro siedzimy w jednej celi mam nadzieje że nam pomożesz. Widać że kraty nie są zbyt solidne jednak nie mam pomysłu by przez nie przejść. Pomóż nam. Proszę cie!
-Nie no dziękuje za otwartość. To naprawdę zdumiewające jak szybko wy ludzie nawiązujecie kontakty interpersonalne. Pamiętam że na którymś z posiedzeń wielkiej rady wynalazców mieliśmy jakiś punkt dotyczący zbadania tego ale przepadł on w głosowaniu. Zabij mnie ale nie pamiętam co wtedy ustalone zostało.
-Gnom wyglądał na rzeczywiście zmartwionego i przejętego swą dziurą w pamięci.

//Korzystając z okazji rozmowy z Faurinem Sebboo podejdzie do krat i przyjrzy się zamkowi w kratach. Oceni jego stan i to czy są szanse by ewentualnie go otworzyć przy pomocy improwizowanego wytrycha//

-Oczywiście że pomogę mi się też tu nie uśmiecha. Jeżeli wam by się udało zająć jakoś zająć tego strażnika to ja bym pogrzebał przy zamku. Ewentualnie będę potrzebował jakiś drucików ale to wam o tym powiem
 
Vireless jest offline  
Stary 26-01-2009, 01:22   #58
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po ocknięciu się pierwszą, rzeczą jaką zrobił, było sprawdzenie tego kto jest z nim, jak już upewnił się, że wszyscy żyją i są razem, rozejrzał się, sprawdzając gdzie są, a na koniec sprawdził, czy przypadkiem odbierając mu dobytek, czegoś nie pominęli. Nagle rozległ się głos smokowca.
- Tam sssą Generale- Pojawił się smokowiec i jeden z wieśniaków, choć teraz na wieśniaka nie wyglądał.
- Więc przybywacie z polecenia Bohaterów Lancy. Świetnie. Przyda nam się to pismo i powinienem wam podziękować... ale tego nie zrobię. Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście... witajcie w naszej bazie! W Xak Tsaroth!
Jakbyście chcieli pogadać to macie tu Smokowca! Pilnuj ich -

- Wolę rozmowy na wyższym poziomie, niż z półgłówkami, którzy nadają się tylko do pilnowania więźniów w celi, bez wyjścia. -
powiedział do siebie. W tym czasie Faurin zaczął zapoznawać się z gnomem, którego mieli w celi. Robił to nazbyt głośno, zważywszy, że mieli towarzystwo smokowca. Po przyjrzeniu się smokowcowi, stwierdzi iż jest to Kapak, choć różnił się od Cienia, tan, prawie z całą pewnością po śmierci zamieni się w kwas. Marcao nie mógł sobie przypomnieć, jak bardzo żrący jest ten kwas, czy wystarczy do przepalenia krat, albo chociaż zamka. Nie był tez pewny, czy każdy smokowiec wraz ze śmiercią wybucha, czy tylko zmienia się kałużę kwasu. Kiedy Faurin głośno poprosił gnoma o pomoc i oznajmił, że zamierzają uciec, odwrócił się do niego i syknął.
- Na powierzchni tylko nie słyszeli o twoich planach. Trochę ciszej. - Sam podszedł do Cienia i gestem przywołał elfy, kiedy podeszli, usiał na ziemi, obserwując strażnika, a gestem pokazał, żeby elfy także usiadły. Szeptem i bacznie uważając, na to czy strażnik się nimi za bardzo nie interesuje powiedział. - Ten Kapak, znaczy smokowiec stojący na straży, prawie z całą pewnością zmieni się w kwas po śmierci nie wiem natomiast czy wybuchnie czy tylko się rozpłynie. Mam jeden sztylet, więc mamy kilka wyjść. Po pierwsze, któreś z nas może rzucić sztyletem i zabić strażnika, a potem pozostanie nam poradzić sobie z kratami. Drugie wyjście to, możemy wszcząć bójkę, tu w celi, kiedy podejdzie blisko, rzut będzie łatwiejszy, i możemy tak ustawić bójkę aby musiał stanąć blisko wejścia. Trzecie wyjście, to mogę spróbować go zagadać i w ten sposób, zwabić do do krat, a potem zasztyletować. Czwarte wyjście, siadamy na ziemi i czekamy na rozwój wypadków. Teraz jeśli pozwolicie sam obalę moje teorię. Pierwsza ma tą wadę, że możemy chybić i pozbyć się tym samym jedynej broni, albo możemy sobie potem nie poradzić z kratami. Druga ma takie wady, że wcale nie musi podejść, tylko wezwać kumpli, z góry, albo po prostu się przyglądać, nawet jak podejdzie to istnieje duże prawdopodobieństwo, że zamiast się zmienić spokojnie w kwas, wybuchnie, a wtedy większość z nas zostanie ranna i to poważnie. trzecie rozwiązanie, nic ma te same wady do drugie, z tym, że ryzyko iż zawoła kumpli, jest mniejsze. Czwarte mnie nie obchodzi bo nie zamierzam tu czekać na śmierć. Jakieś inne pomysły? Wnioski? Skargi albo zażalenia? Przypomniało mi się stare Irdyjskie przysłowie "Gestenio, vivlo eo kanta" co znaczy, "Kto nie próbuje, przegrywa od razu". Swoją drogą Irdowie to wspaniała nacja, szkoda że tak niewielu ich pozostało po aktywowaniu szarego klejnotu. - powiedział z lekkim westchnieniem, a w myślach uśmiechnął się przypominając sobie prawdziwe znaczenie, przysłowia, albo prawdziwego dla Irdów, bo na wspólny przetłumaczył, je wiernie, ale prawdziwy Irda zrozumiał by to raczej w formie żartu "Jest ryzyko jest zabawa." - Miałem kiedyś możliwość podróżowania i trójką Irdów, to od nich miałem tamte miecze, a chętnie bym je odzyskał. Więc jaką decyzję podejmiemy? Aha, dla pewności powiem także, że ufam każdemu z naszej drużyny, a was teraz wybrałem, bo prawdopodobnie najlepiej radzimy sobie, z rzutami, albo inaczej, widziałem jak rzuca Cień, ja także dość dobrze sobie radzę, o ile nie używam noży do rozpraszania, was wybrałem - Zwrócił się do elfów - ponieważ wasza rasa, zazwyczaj sprawnie posługuje się bronią dystansową.
 
deMaus jest offline  
Stary 26-01-2009, 02:16   #59
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Błysk, a potem kolorowe plamy przed oczami.
Końskie rżenie, a potem uderzenie niewielkiego ciała o ziemię pod kopytami zwierzęcia, które spłoszone nieco na bok uskoczyło.
I nic więcej, tylko gęstniejąca ciemność i brak poczucia rzeczywistości. Jakie to dziwne, dziwne uczucie.. Pozorny spokój, który to jednak przerywany był jakimi głosami, a raczej ich strzępkami, dobiegającymi gdzieś z oddali.


***


Skrzypnięcie i zatrzaśnięcie drzwi celi. Dwa powiązane ze sobą odgłosy rozbrzmiały wyraźniej w umyśle kenderki, jakby ją wybudzając z wcześniejszego zawieszenia na granicy dwóch światów. Potem doszły kolejne dźwięki: przyciszone rozmowy, szuranie butów.. Niektóre części układanki zaczynały stopniowo do siebie pasować.

Athola otworzyła szeroko oczy, by zaraz zarejestrować z pewną dozą zdumienia, że leży na zimnej posadzce.
-To coś nowego..
Powiedziała, a raczej mruknęła swym dość długo, jak na nią, nieużywanym głosem. Odkaszlnęła głośno, po czym podjęła próby podniesienia się do pozycji wyprostowanej. Od razu pożałowała tego czynu, bo dopiero teraz ból odczuła, przez który to aż się dłońmi za głowę złapała. I tym razem nie był to jakiś tam trywialny ból spowodowany obtarciem którejkolwiek części ciała. O, nie. Ten był wystarczająco mocny i rozdzierający, by Ruda nawet pozwoliła sobie na lekki grymas. Przesuwając palcami najpierw po skroni, a potem pośród swych ognistych kosmyków, pomyślała, że to trochę tak, jakby miała w głowie setki mały istotek zawzięcie uderzających o jej czaszkę swymi młotami. I nie była z tego zadowolona, tak samo jak i z odkrycia, którego dokonała jawiącego się jako, po prostu, guz. Średniej wielkości, szczwanie skryty pośród rudej gęstwiny, jej nowy przyjaciel.
Zresztą, nie tylko głowa ją bolała, bo i reszta ciała dawała o sobie znać, chociaż nie tak natarczywie. Najprawdopodobniej miała gdzieniegdzie kilka siniaków, które zapewne niedługo zaczną przybierać interesujące barwy.
Gdy pierwszy szok minął, wyprostowała się delikatnie i nogi skrzyżowała, by usiąść wygodnie. Przekręcając powoli głowę to w jedną to w drugą stronę przy okazji machając długim warkoczem w powietrzu, zlustrowała miejsce aktualnego pobytu drużyny. A pierwszej czystości to ono zdecydowanie nie było. Kenderka mogłaby z łatwością wyliczyć więzienia w których bywała, a gdzie warunki utrzymywano na wyższym poziomie niż tutaj.
-Więc przybywacie z polecenia Bohaterów Lancy. Świetnie. Przyda nam się to pismo i powinienem wam podziękować... ale tego nie zrobię. Pewnie zastanawiacie się, gdzie jesteście... witajcie w naszej bazie! W Xak Tsaroth!
Takie oto słowa przerwały Atholi jej rekonesans pomieszczenia, ale jednocześnie uświadomiły, gdzie się dokładniej znajdowali. Xak Tsaroth.. a z tego co pamiętała to widziała już zarys miasta Crossing, do którego to przecież zmierzali. Oznaczało to, że o ile wcześniej byli tak niedaleko celu podróży, to teraz się cofnęli spory kawałek.
-Jakbyście chcieli pogadać to macie tu Smokowca! Pilnuj ich-ostatnie zdanie kierowane było właśnie do owego Smokowca, który przybliżył się do celi. Usta Atholi wygięły się w uśmiechu ukazującym białe ząbki. Najprawdopodobniej w podobny sposób uśmiechałyby się wszelkie drapieżniki na widok swej ofiary, gdyby tylko potrafiły. Z takiej propozycji nie sposób było nie skorzystać w chwili największego znudzenia.
Podniosła się z ziemi i otrzepała swoje ubranko, chcąc je choć trochę oczyścić z kolorytu celi. Dopiero w trakcie wykonywania tejże czynności, uświadomiła sobie straszną prawdę, którą był brak torby i sakw, a po dokładniejszym rozejrzeniu się jeszcze to, że nie było ich nigdzie w najbliższej okolicy. I to właśnie stało się głównym powodem, dla którego kenderka podjęła decyzję, że musi się stąd wydostać. Musi.
Zbliżyła się do krat i chwyciła je w swoje dłonie, jednocześnie wychylając się trochę do przodu. Determinacja dotycząca odzyskania swych skarbów, zmieniła jej spojrzenie w twarde i hardo wbite w obcego Smokowca. Z szeroko otwartych oczu spoglądających spod grzywki, można było jasno wyczytać przesłanie: „Oddaj mi moje rzeczy, Ty szubrawcu”.
-Witajmiłomiciępoznaćtobardzofajnieżesiępierws zyodezwaleśponieważjestemznaturynieśmiały. NazywamsięSebbooLoopmottinakaWędzonek.
Wprawdzie owa litania słów nie była skierowana do niej, jednak usłyszała ją, przez co troszeczkę jej determinacja osłabła. A dokładniej to przez ostatnią część tej szybkiej wypowiedzi, którą zdołała zrozumieć jako przedstawienie się ich przymusowego towarzysza. Wargi Atholi zadrżały lekko, jakby nie chciała jeszcze porzucać niezadowolonej miny, którą wcześniej przybrała. Jednak jej wesołe nastawienie wygrało i zarechotała szczerze.
-Wędzonek.
Powtórzyła sobie i postanowiła, że tak się będzie do niego zwracać. Gdy ten się zbliżył do krat, tedy powitała go szerokim uśmiechem.
-Athola Flamehair, Wędzonku. – Przedstawiła się, przy okazji wypróbowując jeszcze raz brzmienie przydomka gnoma. Śmieszne było. – Niezbyt dogodne miejsce na zapoznawanie się, prawda? Nie wiem jak można pozwolić, aby cele były utrzymywane w takich warunkach. A te kraty? No naprawdę, szczyt osiągnięć to to nie jest. – Mówiła to takim tonem głosu, jakby była co najmniej oburzona, ale też trochę zdziwiona nieporadnością tutejszych istot w robieniu porządnych więzień. Gdzieś z tyłu doszły jej uszu szepty, pewno reszty towarzyszy, jednak nie zważała na to. Miała zamiar dalej kontynuować rozmowę z nowopoznanym, jednak tym razem w taki sposób, aby obcy ich nie usłyszeli, albo chociaż nie zrozumieli. Postanowiła wypróbować sposobu na gnomią, szybką mowę, w nieco ściszonej wersji.
-Teżuważamżenależyspróbowaćipobawićsiętroch ęztutejszymzamkiem. Pewnowystarczytylkodrucik..
Przerwała i odetchnęła głęboko. To nie było takie łatwe jak się wydawało na pierwszy rzut ucha, a i Atholi nie udało się osiągnąć takiej szybkości wymawiania wyrazów, jak wcześniej Wędzonkowi. I trochę język się jej plątał. Ale i tak była z siebie całkiem zadowolona.
 
Tyaestyra jest offline  
Stary 26-01-2009, 11:58   #60
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Pierwszy z wieśniaków zręcznie uchylił się przed jego nożem, drugi zasłonił się przedramieniem, ostrze nie wbiło się w ciało lecz odskoczyło z brzękiem. „To nie są zwykli wieśniacy!”
-Plecy!- usłyszał ostrzegawczy krzyk Oreasa. „A więc zasadzka! To nie oni są głupcami lecz my że tak łatwo daliśmy się podejść.” Mimo tej niewesołej myśli nie odwrócił się, był potrzebny tutaj. Błyskawicznie zsiadł z konia, chociaż zsiadł to zdecydowanie zbyt eleganckie słowo, w każdym bądź razie stanął na ziemi i nie spadł na pysk. Marcao zdołał przyblokować jednego z psełdowieśniaków na wozie, drugi zszedł z drugiej strony to jego obrał sobie za cel. Schował jeden nóż i zamiast niego wyciągnął sztylet. Przeciwnik miał zbroję. „Nic nie szkodzi” pomyślał Cień. Jego broń była stworzona właśnie na takie okazje. Przypominała bardziej długi na 45 centymetrów szpikulec niż sztylet. Z łatwością mogła wniknąć pomiędzy płyty pancerza a nawet przy odpowiednio silnym ciosie przebić go.
Przeciwnik okazał się trudny, wciąż próbował ustawić się we właściwej pozycji by zadać śmiertelny cios, kiedy posłyszał za sobą dziwne odgłosy, odskoczył od niego i odwrócił się żeby zobaczyć jak Oreas, Lywellyn i Athola walą się z koni na ziemię. Z trawy wynurzyli się Smokowcy! W pierwszej chwili poczuł ulgę że mieli szczęście i nie trafili na barbarzyńców. Uczucie to znikło równie szybko jak się pojawiło. „Zabiją nas!” Musiał coś zrobić.
- Stójcie!- krzyknął do nich jednocześnie próbując zdjąć kaptur. W tym momencie poczuł uderzenie w tył głowy. „Wieśniak, zupełnie zapomniałem.” Ziemia ruszyła mu na spotkanie i walnęła z siłą taranu a potem ... potem już nic.

Leżał na brzuchu na zimnej wilgotnej posadzce. Powoli otworzył oczy.
- Natan?- szepnął zdezorientowany. Jego nieprzytomne spojrzenie natrafiło na Faurina. „Co on robi w piwnicy u Natana?” Ale nie tylko Faurin tu był. „To chyba nie piwnica Natana. On by nie trzymał minotaurów ani ogrów.”
-Tam sssą Generale- Inni smokowcy, zasadzka. Przypomniał sobie wszystko.
-Więc przybywacie z polecenia Bohaterów Lancy. Świetnie.- odezwał się ktoś kogo nie mógł zobaczyć w pozycji jakiej się znajdował a wolał na razie się nie ruszać. - Przyda nam się to pismo.. .- Pismo! O mało nie wrzasnął „A nie mówiłem!” ale w porę przypomniał sobie że faktycznie nie mówił. Głos powiedział jeszcze że znajdują się w Xak Tsaroth - miał dziwne wrażenie że już słyszał o tym miejscu ale nie mógł sobie przypomnieć co - oraz poinformował o obecności jakiegoś smokowca który miał ich pilnować. Obserwował jak Faurin pije wodę z wiadra a potem dosłyszał jak przedstawia się komuś i prosi o pomoc.
-Widać że kraty nie są zbyt solidne jednak nie mam pomysłu by przez nie przejść. - Te słowa sprowokowały jego umysł do niezwykłej aktywności. Woda, brudna szmata i jakiś bliżej nie określony podłużny przedmiot połączyły się nagle w logiczną całość.
- Ja wiem jak przejść przez kratę.- szepnął wciąż się nie poruszając. „Albo wydaje mi się że wiem.” Jednak na razie porzucił swój genialny pomysł, najpierw musi wyprubowac coś innego, pomyślał z niezwykłą jasnością. Miał wrażenie że uderzenie w głowę nie tylko nie zakłóciło jego myśli lecz przyspieszyło je. Reszta drużyny zaczynała się budzić Athola rozmawiała z kimś, Marcao także szeptał. Miał mało czasu. Wstał chwiejnie trzymając się za głowę , odrzucił kaptur i omiótł nieprzytomnym wzrokiem osoby w celi zupełnie jakby nikogo nie poznawał. Co zważywszy na jego stan wcale nie było trudne.
- Co ja tu k***a robie!- wrzasnął i odwrócił się w stronę krat i siedzącego za nimi smokowca. „Kapak niby taki jak ja a jaki niepodobny.”
- Co się tak gapisz wypuść mnie stąd!- krzyknął na niego podchodząc do kraty.- No szybciej!- rzucił trwożliwe spojrzenie na towarzyszy z celi – Zanim dojdą do siebie! - miał nadzieję że jego plan się uda, już słyszał jak Marcao szepta coś o zasztyletowywaniu i rozbryzgach kwasu. Jeśli strażnik okaże się idiotą zostanie przy życiu. I jeśli zdoła go jakoś obezwładnić.
 
Piiiink jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172