Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2009, 14:12   #41
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Otrzymaliście swoje zamówienia dosyć szybko, więc mogliście dyskutować przy posiłku.
-Przepraszam dobry panie czy można u Ciebie zakupić prowiant na drogę?-zapytał Caramona Oreas.
-Oczywiście. Zapewne każdemu przydadzą się racje żywnościowe-poszedł od razu na zaplecze, zaś po chwili pojawił się z ośmioma woreczkami. Było tam suszone mięso, ser i chleb. Rozdał to wszystkim i już chciał odejść, gdy usłyszał pytanie.
-Tak, mapa jest niezbędna. Mamy dostać się na północny wschód Taladas... Caramonie... twój brat to potężny mag, nie wierzę, że trudność sprawiło mu zorganizowanie wyprawy... Nie trzymajże nas już w niepewności...-na te słowa wielki wojownik popadł w lekką konsternację.
-No bo... Tego... Raistlin na pewno mógłby zorganizować wyprawę do Taladas i z powrotem z najmniejszymi szczegółami, ale...-zakasłał nerwowo.
-No bo... Yyy... On uważa, że... Uff... że to dla was jest taka... noo... tego... próba. Mówił, że jak nie uda wam się przejść przez Ansalon to nie możecie myśleć nawet o naparstku z morza, a co dopiero o Taladas, więc... jakby wam to powiedzieć... nie zorganizował nic...-zakończył.
-...czym Caramonie możesz bardzo pomóc nam wypełnić misję, która zlecił nam twój brat. Mam na myśli listy polecające, jesteś bohaterem Lancy, dla wielu ludzi twoje nazwisko jest dobrze znane, a osoba z listem polecającym od ciebie może z pewnością załatwić więcej niż z sakwą pełną złota, w pewnych kręgach oczywiście. Poprosiłbym o to Raistlina, ale zniknął za szybko-rzekł Marcao, a Caramon zastanowił się.
-Tak, mogę to zrobić. Dorzucę jeszcze podpis Tiki i Palina. Jeżeli tylko zdąży wrócić...-mruknął.
-Caramonie. Potrzebuję czegoś w co mógłbym się ... ubrać-odezwał się Cień, co Caramon przyjął z chłodnym spojrzeniem.
-Tak...-wyszedł, a po pewnym czasie wrócił z jakimś płaszczem, który kiedyś był czarny. Teraz był "troszkę" wyblakły i trochę przy duży na Smokowca.
-Nie jesteś u krawca, więc nie oczekuj niczego lepszego-warknął, po czym odszedł do lady, gdzie Tika przyniosła kartkę papieru i pióro z atramentem. W chwili, kiedy Caramon miał postawić pierwszą literę, drzwi otworzyły się. Stanął w nich młodzieniec o brązowych oczach. Miał również charakterystyczne palce, długie i chude, a były to palce kogoś, kto rozmawiał z wami zeszłej nocy. Palce należące do osoby, która wzbudzała dalej powszechny strach. Był to...
-Cześć tato!-powiedział, zamykając za sobą drzwi, po czym przyszedł i przywitał się z rodzicami.
-Opowiadaj jak było-mówiła z zafascynowaniem, Tika.
-Poczekajcie chwilę. Palinie, będzie potrzebny twój podpis-powiedział Caramon po powitaniu, zawzięcie skrobiąc po pergaminie. Nagle oderwał rękę, a kiedy ją przystawił ponownie, widać było, że szybkie ruchy kształtują podpis. Po nim podpisała się Tika, a na końcu pióro przejął Palin, który posypał papier piaskiem, który po chwili strząsnął, zwijając w rulon.
Wielki wojownik wziął zwój i podał wam, a kiedy rozwinęliście go, zobaczyliście słowa Caramona:

"Szanowny Panie/Pani

Pragnę poinformować, iż ta grupa, która teraz okazuje pismo, udaje się w podróż z polecenia Arcymaga Raistlina Majere, Bohaterów Lancy Caramona i Tiki Majere oraz Maga Białych Szat, Palina Majere.
Jestem przekonany, iż nie będą sprawiali problemu, okazując się godnymi towarzyszami oraz gośćmi.
Mam nadzieję i proszę uprzejmie o ich przyjęcie oraz udostępnienie swych, jakże cennych, usług.

Z wyrazami szacunku:

Caramon Majere
Tika Waylan Majere
Palin Majere"

W takim razie nie pozostało wam nic innego jak ruszać.
-Palin pojedzie z wami...
-Nie!-sprzeciwiła się zbladła Tika.
-Palin pojedzie z wami do Crossing po to, żebym mógł wypożyczyć wam konie. Na nich dojedziecie tam zdecydowanie szybciej-dokończył Caramon, zaś Palin skinął głową, a Tika westchnęła z ulgą. Mag Białych Szat od razu wypadł z gospody. Chwilę później, kiedy wyszliście, dziewięć koni stało przed drzwiami. Na jednym z nich siedział młody Mag.
-Do Crossing jest stąd około 38 mil, czyli najwyżej za siedem godzin powinniśmy być na miejscu-rzekł Palin, wskazując północ. W tym czasie wszyscy znaleźli się na koniach, a Mag narzucił kłus.
-Co godzinę będziemy musieli urządzić postój... Chociaż podróż może się wydłużyć, bo musimy przejechać przez las. To może wydłużyć wędrówkę o godzinę, lecz wtedy będziemy podróżować stępem, więc możemy przejechać spokojnie przez las-myślał głośno, kierując was w gęstwinę drzew.

Podróż przebiegała spokojnie. Las był spokojny, a wy przejechaliście przez niego bez najmniejszych problemów. Tuż po wyjściu koniom została dana przerwa na odzyskanie sił czy posilenie się, napojenie. Dalej jechaliście cały czas kłusem, robiąc co godzinę dwudziestominutowe przerwy.

Było południe, a wy zatrzymaliście się na kolejny postój. Ponad połowę drogi mieliście już za sobą. Wydawało się, że wszystko przebiegnie bardzo szybko i jeszcze tego samego dnia wejdziecie do Crossing.
Nagle obok was, w ziemię wbiła się strzała. Rozejrzeliście się i zobaczyliście, że z każdej strony nadchodzi po dwudziestu łuczników. Każdemu z nich towarzyszyło dwóch wojowników.
Byli to mieszkańcy równin.
-Kto nadchodzi?! Przedstawić się i podać cel przejazdu!-powiedział jeden z nich. Najwyraźniej był wodzem, zaś z łukiem stała jego żona. Widać to było po ubiorze. Drugim wojownikiem był starszy już mężczyzna, po ubiorze można sądzić, iż jest to były wódz.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 11-01-2009, 18:36   #42
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po tym jak już wszyscy przeczytali list od Caramona, zabrał go ze stołu i po zrolowaniu schował wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki. Po pojawieniu się Palina, zastanawiał się ile jest w tym zbiegu okoliczności, a ile z tego zaplanował sam Raistlia. I czy z niknięcie Dalamara należało do planu Raistlina. Te myśli odeszły jednak szybko kiedy Caramon wspomniał o koniach.
- Kiedy już jesteśmy przy koniach, to miałbym jeszcze jedną prośbę. Czy przyjmiesz pod opiekę mojego konia? Kiedy ruszymy już statkiem z Crossing, ciężko było go ciągnąć za sobą, a bardzo polubiłem to zwierz i nie chciałbym aby trafiło w złe ręce. Jeśli wrócę, to zapłacę ci za koszty utrzymania, a jeśli nie wrócę, to jest twój. Oczywiście, do mojego powrotu, niech służy ci jak najlepiej. Co ty na to Caramonie? -


W trakcie jednego z popasów, postanowił porozmawiać z tym, który jak dotąd był najbardziej milczący.
- Jak dotąd byłeś bardzo milczący magu. Pozwól, że zadam ci pytanie. Jak możesz się nam przydać? Bo talentem magicznym nas chwilowo nie zachwycisz o ile się nie mylę. Większość z nas potrafi walczyć, niektórzy posłużą gładką mową, albo cichością, inni jeszcze mogą się nam przydać z powodu sławy swej rasy - tu spojrzał na Cienia i Atholę- Powiedz czy dysponujesz czymś poza wiedzą, z ksiąg? To o tyle ważne, że teraz możemy poznać nawzajem nasze atuty, a warto to zrobić dopóki mamy spokój... -

Nagle obok was, w ziemię wbiła się strzała. Rozejrzeliście się i zobaczyliście, że z każdej strony nadchodzi po dwudziestu łuczników. Każdemu z nich towarzyszyło dwóch wojowników.
Byli to mieszkańcy równin.
-Kto nadchodzi?! Przedstawić się i podać cel przejazdu!-powiedział jeden z nich. Najwyraźniej był wodzem, zaś z łukiem stała jego żona. Widać to było po ubiorze. Drugim wojownikiem był starszy już mężczyzna, po ubiorze można sądzić, iż jest to były wódz.

Ale zgranie pomyślał rozglądają się wokół na mieszkańców równin. Popatrzył na Palina czy ten sprawia wrażenie, jakby miał zamiar coś powiedzieć, albo czy wygląda na to, że zna owych mieszkańców.
Pomyślał o kilku rzeczach. Po pierwsze, czy to plemię, życzy sobie powrotu magii. Czy imię Raistlina coś znaczy i jeśli tak to czy coś dobrego. Czemu w ogóle ich zatrzymują? A może to pierwsza z prób przygotowanych przez Raistlina? Czy to ludzie z plemienia Que-Shu? Ich wioska leżała po drodze, ale nie był pewny czy już je minęli, czy mają je przed sobą.

Robiąc kilka, kroków w stronę tego, który mówił, powiedział.
- Witajcie, nazywam się Marcao Caligari, wraz z moimi przyjaciółmi podróżujemy do Crossing, nie mamy złych zamiarów i jesteśmy tu tylko przejazdem. Podróżujemy z Solace, gdzie Caramon Majare Bohater Lancy ojciec tego oto Palina Majare, zgodził się nam wypożyczyć konie. Palin ma je doprowadzić z powrotem. Prosimy o pozwolenie przejazdu i wybaczenie, że nie prosiliśmy o nie wcześniej, ale nie wiedzieliśmy, że szlaki są teraz patrolowane. Jeśli można zapytać to z jakiego powodu tak jest? Czy coś się stało o czym nie wiemy? Bylibyśmy wdzięczni za informacje, jeśli mamy się spodziewać czegoś na naszej drodze. - Mówiąc starał się przybrać spokojny głos i ciepły głos. Dla bezpieczeństwa nie wspominał o misji od Raistlina, ani o prawdziwym celu ich podróży, choć i tak ryzykował wspominając Caramona. Z drugiej strony nie wspomniał o niczym co łączyło by ich z Caramonem poza wypożyczeniem koni. To, że Caramon wypożycza lub wymienia konie, wydawało mu się normalne.
 
deMaus jest offline  
Stary 12-01-2009, 10:34   #43
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
- Udajmy się do Crossing. Tam, jeśli was to interesuje, znam kogoś, kto z pewnością nam pomoże. Pewien kupiec, posiadający własny statek, jest mi winny pewną przysługę... - spojrzał w stronę Lywellyn, jej słowa bardzo go zdumiały. „Dlaczego mówi to akurat teraz! Jakby nie mogła powiedzieć wcześniej oszczędzając wszystkim czasu. Elfy doprawdy są dziwne.”
- nie zorganizował nic... - zakończył swoją dość nieskładną wypowiedź Caramon. „Pięknie się zaczyna” pomyślał Cień. Właściwie to wcale by się nie zdziwił gdyby okazało się że nie są pierwszą grupą której Arcymag powierzył to zadanie, pewnie zanim dotrą do Crossing zacznie szukać następnych ochotników, a może już to robi.
-Nie jesteś u krawca, więc nie oczekuj niczego lepszego- warknął, na niego wojownik podając wyblakłą szmatę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego gdzie jest i niczego lepszego nie oczekiwał, zwłaszcza od tego człowieka. Od razu ją na siebie włożył. Okazało się to nieco trudniejsze niż przypuszczał. Płaszcz był za duży i leżał na nim fatalnie, zwłaszcza w okolicy skrzydeł. Czuł się w nim prawie tak okropnie jak wyglądał ale przynajmniej nie rzucało się w oczy że jest smokowcem. Kiedy w drzwiach pojawił się Palin, wciągnął głębiej powietrze od razu rozpoznając rodzinne pokrewieństwo. „Im szybciej się stąd wyniesiemy tym lepiej.” Rodzinka zabrała się za list polecający. Sam pomysł uważał za całkiem dobry ale kiedy ów list przeczytał nie był już tego taki pewien. ...ta grupa, która teraz okazuje pismo... uznał to sformułowanie za co najmniej niefortunne. Co będzie jeśli im się nie uda i ktoś przywłaszczy sobie pismo? Albo co gorsza jeśli oni sami zostaną posądzeni o jego kradzież? O wiele lepiej byłoby gdyby jasno określało do kogo się odnosi. ...Jestem przekonany, iż nie będą sprawiali problemu, okazując się godnymi towarzyszami oraz gośćmi... o mało się nie roześmiał, rozbawiony spojrzał na Caramona. „On gwarantuje swoim słowem coś czego nawet ja w stosunku do siebie nie mogę być pewien. Ciekawe, z czego wywodzi owo przekonanie, bo w tej chwili nie wygląda jakby uważał mnie za godnego towarzysza oraz gościa.” Z rozmyślań wyrwała go wzmianka o koniach. Konie! Nie cierpiał koni a tak naprawdę to konie jego. Kiedy wszyscy wyszli na zewnątrz zobaczył ich dziewięć. Powoli zbliżył się do rumaka wyglądającego na najbardziej znudzonego życiem. Pozwolił mu obwąchać swą szponiastą dłoń. Uważnie obserwował jak pozostali dosiadają swoich wierzchowców, po czym udając że wie co robi sam spróbował. Zrobił to dokładnie jak oni z tą różnicą że oni nie mieli takich okropnych płaszczy. Zaplątawszy się w materiał nie zdołał przerzucić nogi nad grzbietem zwierzęcia i zsunął się po jego boku z powrotem na ziemię. Po krótkiej szamotaninie z oporną materią ponowił próbę, która tym razem zakończyła się sukcesem. Teraz pozostawało tylko trzymać się i mieć nadzieję że koń wie co robi. Nie zawiódł się. Już po kilku minutach zrozumiał że to nie zwierze będzie potrzebowało przerwy lecz on. Po półgodzinie marzył o postoju. „Na miłość Królowej czy to bydle musi tak podskakiwać!” W ciągu najbliższych kilku godzin miał okazję poćwiczyć manewr zsiadania i wsiadania. Przy czym za każdym razem zsiadał z coraz większą ochotą a wsiadał z coraz dłuższym ociąganiem. Kiedy znowu się zatrzymali poważnie się zastanawiał czy nie przebiec reszty drogi do Crossing. Przechadzając się posłyszał słowa Marcao skierowane do Maga Czerwonych Szat.
- Jak dotąd byłeś bardzo milczący magu. - rzekł Marcao. Najwyraźniej milczenie mu przeszkadzało, nie mógł zrozumieć dlaczego, przecież o wiele lepszy jest milczący kompan niż tak rozgadany jak Athola.-Pozwól, że zadam ci pytanie. Jak możesz się nam przydać? Bo talentem magicznym nas chwilowo nie zachwycisz o ile się nie mylę. Większość z nas potrafi walczyć, niektórzy posłużą gładką mową, albo cichością, inni jeszcze mogą się nam przydać z powodu sławy swej rasy – po tych słowach na pysku Cienia odmalowało się szczere zdziwienie. „Człowieku na jakim ty świecie żyjesz?” Smokowcy otoczeni byli niesławą podobnie jak kenderzy, chociaż z zupełnie innych powodów. Wystarczy że ktoś zobaczy jego bądź Atholę i już wszyscy będą mieli kłopoty. Właśnie wtedy w ziemię wbiła się strzała. Zostali otoczeni! Żadnych szans na ucieczkę ani na zwycięstwo. Przykucnął uważając żeby z pod płaszcza nie minął nawet skrawek łuskowatego ciała i dyskretnie sięgnął po noże. Gdyby podróżował sam nic takiego nie mogłoby mieć miejsca. Ale nie był sam i w zaistniałej sytuacji nie pozostało mu nic innego jak zdać się na innych.
- Witajcie, nazywam się Marcao Caligari, wraz z moimi przyjaciółmi podróżujemy do Crossing, nie mamy złych zamiarów i jesteśmy tu tylko przejazdem. Podróżujemy z Solace, gdzie Caramon Majare Bohater Lancy ojciec tego oto Palina Majare, zgodził się nam wypożyczyć konie. Palin ma je doprowadzić z powrotem. Prosimy o pozwolenie przejazdu i wybaczenie, że nie prosiliśmy o nie wcześniej, ale nie wiedzieliśmy, że szlaki są teraz patrolowane. Jeśli można zapytać to z jakiego powodu tak jest? Czy coś się stało o czym nie wiemy? Bylibyśmy wdzięczni za informacje, jeśli mamy się spodziewać czegoś na naszej drodze. - Mimo wspaniałej przemowy Marcao, nie wydawało mu się prawdopodobne by mieszkańcy równin schowali broń i grzecznie odeszli. Poprawił noże w dłoniach.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 12-01-2009 o 14:43.
Piiiink jest offline  
Stary 15-01-2009, 18:42   #44
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Caramon właśnie skrobał pismo gdy do oberży wszedł pewien nieznany jegomość. Okazało się iż był to Palin- syn Tiki i Caramona. Wszedł do środka żwawym krokiem i przywitał się z rodzicami. Ojciec ponaglił go aby i on złożył podpis pod swego rodzaju zaświadczeniem czy też glejtem. Gdy dokument był już gotowy Caramon wręczył go Marcao'wi. Dał każdemu do przeczytania jednak Faurin rzucił tylko okiem na złożone podpisy. Cała rodzina w komplecie. Ile on by dał aby móc się spotkać ze swoją.
Zamyślenie Faurina przerwały słowa gospodarza o tym iż jest wstanie im wypożyczyć konie ale tylko do pierwszego celu ich podróży- Crossing. Aby konie wróciły spowrotem wysyła z nimi również co miasta swego syna który to słysząc te słowa pospiesznie wybiegł na dwór. Wtenczas głos zabrał Marcao:
- Kiedy już jesteśmy przy koniach, to miałbym jeszcze jedną prośbę. Czy przyjmiesz pod opiekę mojego konia?[...]
Przypomniał sobie o swej małej myszce której przecież nie mógł brać w tak daleką podróż.
- Czy i ja mógłbym zostawić mojego małego przyjaciela? Mógłby siedzieć w stajni. Jest to bardzo posłuszne zwierze więc na pewno nie ruszy się z tamtąd na krok jeżeli tak mu powiesz. A o karmienie nie musisz się martwić- Scirgo sam sobie coś znajdzie.
Mineła chwila gdy wszyscy byli gotowi do podróży.
- Chciałem podziękować ci podziękować, drogi panie Caramonie za gościne i udostępnienie koni. Dziękuje również małżonce za tak wyśmienitą strawę- to mówiąc skłonił się gospodarzom.
Mineła kolejna chwila gdy wszyscy byli na podwórzu. Słońce paliło niemiłosiernie. Przed nimi stał młodziutki Mag Białych Szat wraz z dziewięcioma koniami. Poinformował że do Crossing jest zaledwie 7 godzin drogi jednak jadąc przez las może to zająć troche więcej. Faurin szybko wypatrzł sobie pięknego, karego konia. Szybko wskoczył na niego i chwycił w ręce cugle. Mimo takiego upału zarzucił kaptur na głowę. Jechali kłusem by Palin mógł im wszystko wytłumaczyć. Faurin trzymał się z tyłu. Wolał porozmyślać trochę.
Zatrzymywali się co godzinę na dwie bądź trzy minuty. Cała dorga była bez przeszkód. Cień drzew osłaniał trochę od palącego słońca.
Nagle usłyszał świst. Była to strzała która wbiła się w ziemię w samym sierodku orszaku. Po chwili zza drzew wyłoniło się kilkudziesięciu ludzi trzmający łuki i orąż w pogotowiu.
-Kto nadchodzi?! Przedstawić się i podać cel przejazdu!-rzekł jeden z nich.
Chwycił delikatnie rękojość swego miecza. Wolał aby nie doszło do rozlewu krwii jednak był gotowy na wszystko. Do przodu wysunął się Marcao. Przemówił on tymi słowami:
- Witajcie, nazywam się Marcao Caligari, wraz z moimi przyjaciółmi podróżujemy do Crossing, nie mamy złych zamiarów i jesteśmy tu tylko przejazdem. Podróżujemy z Solace, gdzie Caramon Majare Bohater Lancy ojciec tego oto Palina Majare, zgodził się nam wypożyczyć konie. Palin ma je doprowadzić z powrotem. Prosimy o pozwolenie przejazdu i wybaczenie, że nie prosiliśmy o nie wcześniej, ale nie wiedzieliśmy, że szlaki są teraz patrolowane. Jeśli można zapytać to z jakiego powodu tak jest? Czy coś się stało o czym nie wiemy? Bylibyśmy wdzięczni za informacje, jeśli mamy się spodziewać czegoś na naszej drodze.
Cieszył się że mają w drużynie barda. Są to ludzie zazwyczaj dobrze wygadani potrafiący mówić wyrafinowanie z pewna prostotą języka zrozumiałą dla każdego. Spojrzał poprędce na nieznajomych. Nie opuścili broni. Widział także jak Cień poprawia w swych "dłoniach" noże. Chwycił pewniej za rękojeść miecza. Czekał.
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 15-01-2009 o 18:43. Powód: Drobna korekta:D
Faurin jest offline  
Stary 16-01-2009, 12:36   #45
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Przyjrzała się dokładnie koniom. Podeszła do każdego z nich, nachylając się przy każdym i szepcząc do ucha:

- Mae Gonnaven...

Tyko jedna siwa klacz zarżała cicho, słysząc słowa Lywellyn.

- Jak się nazywa? – zwróciła się do Palina.
- Iskra.
- Mae Gonnaven Tinwe – rzuciła nieco głośniej, dosiadając konia, który ją wybrał.

A więc poza końmi, nie przygotował nic, tak jak myślała, każdy odcinek drogi miał być pewnie próbą i to wcale nie sił, a charakterów. Przyglądała się wszystkim po drodze i na postojach. Byli tak różni, w każdym calu inni, a jednak połączył ich jeden człowiek we wspólnej misji, z której zapewne każdy chciał wyciągnąć coś innego. Ciekawe ilu z nas dotrze do celu, jeszcze ciekawsze ilu powróci?

Na jednym z popasów podeszła do Cienia. Tak by on ją dostrzegł w miarę wcześnie, lecz by inni ich nie widzieli. Tak, jak tylko elfy potrafią...

- Proszę – podała mu malutkie zawiniątko. - Natrzyj się tym przed snem, w przeciwnym razie, jutro nie będziesz mógł chodzić. - Uniwersalna maść jej babci. Pakowana w łupiny orzechów, działała na wszystko. Prawie. W każdym razie na obite od jazdy konnej członki na pewno.
Odwróciła się szybko i wróciła do Tinwe. Klacz machnęła przyjaźnie łbem i zarżała przymilnie.

- Jesteś najmilszym stworzeniem, jakie spotkałam ostatnio – szepnęła, delikatnie głaszcząc ją po chrapach.

Droga nie dłużyła jej się wcale. Uwielbiała jeździć konno. Wtedy też nie musiała się martwić o to czy powinna coś zrobić czy powiedzieć do swych towarzyszy. Z zadumy wyrwał ją nagły świst. A niech to! Że też wcześniej ich nie dostrzegła. Zbyt długie przebywanie wśród ludzkiego zgiełku miasta przytępiło chyba jej zmysły.

Oceniła strzałę wbitą przed nimi. Typowo amatorska robota. Zaostrzony drzewiec, nacięty z drugiej strony, by cięciwa miała gdzie osiąść. Pokręciła głową...Słuchała w skupieniu wymiany zdań między jej towarzyszami, a zatrzymującym ich oddziałem. W końcu nie wytrzymała.

- Amatorszczyzna ... - Takie strzały wytrzymują góra trzydzieści użyć... w najlepszym przypadku.

To była ostatnia rzecz, której mogli się spodziewać. Spojrzeli na nią złowrogo.
Nie miała zamiaru zostać bohaterką. Nie miała na to żadnego pomysłu. Milczała, mierząc się wzrokiem z przywódcą. Musiał wyczuć brak złych intencji, jeśli nie... cóż... taki jest świat, pełen nieporozumień. Na wszelki wypadek dzierżyła w dłoni swój lekki łuk, w każdej chwili będąc gotową do oddania strzału... Nie , nie strzału, to za ostre, po prostu odpowiedzi...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 16-01-2009, 21:23   #46
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
W przeciwieństwie do reszty drużyny, albo przynajmniej części z niej, Athola nie przeczytała listu, który wspaniałomyślnie został im wręczony przez Caramona. Nie zrobiła tego ponieważ była już w połowie drogi ku wyjściu z gospody i zaledwie pojedyncze zdania docierały do jej uszu wśród ogólnego gwaru. Najważniejsze dlań było teraz to, że w końcu coś się ruszyło i już zaraz będą w swej podróży. Jeno wzmianka o koniach czekających na zewnątrz doń dotarła. A potem? Potem już była na zewnątrz, gdzie podziwiała to malutkie stadko wierzchowców dla nich przygotowanych.
Rozbieganym spojrzeniem wodziła od jednego zwierzęcia do kolejnego, w poszukiwaniu tego dla siebie. W żaden sposób nie przejęła się tym, że tak naprawdę to nigdy wcześniej nie jeździła konno. Ba! to wręcz ją jeszcze mocniej motywowało do działania i szybszego podjęcia decyzji, jeśli chodziło o wybór konia, którym to okazał się ten o najbardziej kapryśnym usposobieniu.. przynajmniej według opinii rudej.
Co ciekawe, zdawać by się mogło, że w oczach zwierzęcia, tego atholowego wybrańca, błysnęło niezadowolenie z racji tego, że będzie musiał nosić na swym grzbiecie kendera. Kendera! Czyż to nie było upodlenie dla tak szlachetnego rumaka, który teraz będzie zmuszony najprawdopodobniej słuchać jej głosiku przez całą podróż? Jednak swoje nastawienie do zaistniałej sytuacji skomentował zaledwie pełnym urazy prychnięciem i pogrzebaniem kopytem w ziemi, kiedy Athola go po chrapach delikatnie poklepała na powitanie i zawarcie tej nowej znajomości.
Stojąc na palcach przyczepiła swój hoopak do najniższej części siodła, po czym wyprostowała się i głowę zadarła spoglądając na miejsce, gdzie sama powinna usiąść. Z jej wysokości, owe jawiło się niczym jaki szczyt do zdobycia.
Kroków kilka w bok uczyniła i pod szyją zwierzęcia zerknęła jak reszta jej towarzyszy sobie radzi . A tak naprawdę to chciała podejrzeć jak się w ogóle do tego zabrać, a gdy już się dowiedziała, tedy cofnęła się i dłonie zatarła.
Wsiadanie na grzbiet konia nie szło jej tak dobrze jak elfom czy ludziom, jednak zdecydowanie lepiej niźli jakiemuś krasnoludowi. Z gracją to też nie miało zbyt wiele wspólnego. Próbowała na wszystkie sposoby, zaczynając od wyskoku z biegu który zakończył się zsunięciem po boku końskim, a kończąc na odbiciu się od ziemi, zawiśnięciu z nogą w strzemieniu i wspięciu się na siedzisko. Duma w jej oczach jaśniała, gdy to spojrzeniem zlustrowała okolicę z tej wysokości na której się znalazła. Była kenderką, więc nie miewała takiej słabości jak lęk wysokości, który to w zaistniej sytuacji zdecydowanie byłby nie na miejscu. Zresztą, strachu przed ewentualnym upadkiem też nie odczuwała.

Jazda nie należała do tych przyjemniejszych, a już szczególnie dla konia, bowiem dla Atholi była zabawą i czymś, czego wcześniej nie doświadczyła. W powolnym chodzie się utrzymywała tak dobrze, że gdy na znudzenie jej się zbierało, to „podczepiała się” do pierwszej osoby którą miała w okolicy. I mówiła.
W kłusie zaś zdarzyło jej się kilka razy paść na szyję końską i obejmując ją rękami, w takiej właśnie pozie jechać, aż równowagę na powrót łapała by się wyprostować. Do tego jeszcze przy którymś z kolejnych postojów czuła się dość poobijana na swym drobnym ciałku, a już szczególnie na jego dolnej-tylnej części. Nie zrażało jej to jednak i za każdym razem z ochotą powracała na grzbiet koński, z czego wsiadanie nań coraz lepiej jej wychodziło. Cały czas na jej usteczkach rysował się szeroki, beztroski uśmiech dziecka, które dostało nową zabawkę.

Przy ponownym postoju rozsiadła się na ziemi nieopodal reszty osób z drużyny. Co więcej, w momencie, kiedy strzała wbiła się w ziemię, akurat przeglądała swoje rzeczy wyjęte z torby. Usłyszała chwilę wcześniej ten charakterystyczny świst, jednak nazbyt późno by w jakikolwiek sposób zareagować na tą nowość. Przerwała swą jakże zajmującą czynność i spod grzywki spojrzała na wyłaniające się zewsząd postacie.
-Kto nadchodzi?! Przedstawić się i podać cel przejazdu!-powiedział jeden z nich. Najwyraźniej był wodzem, zaś z łukiem stała jego żona. Widać to było po ubiorze. Drugim wojownikiem był starszy już mężczyzna, po ubiorze można sądzić, iż jest to były wódz.
Dostrzegła poruszenie jakie nastąpiło wśród towarzyszy, z czego jedni chwycili za swój oręż, a Marcao wysunął się na przód i swą przemowę wymyślną rozpoczął. A ruda? Ruda dalej sobie siedziała w trawie ze skrzyżowanym nóżkami i przyglądała się obcym. Nie chwytała się za hoopak pomimo tego, że zaraz koło niej niewinnie leżał. Ale w razie czego zawsze mogła to zrobić. Gdyby chciała i czuła taką potrzebę.
 
Tyaestyra jest offline  
Stary 17-01-2009, 09:05   #47
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Starał się by nic nie umknęło jego uwadze. Faurin chwycił rękojeść miecza. Lywellyn jakoś dziwnie przyglądała się wbitej w ziemię strzale. Zorientował się że chciała coś powiedzieć. Spodziewał się wszystkiego poczynając od przemowy podobnej do tej którą wygłosił Marcao. Prośby czy groźby też by go nie zdziwiły. Wtedy z jej ust padły słowa:
- Amatorszczyzna ... Takie strzały wytrzymują góra trzydzieści użyć... w najlepszym przypadku.- zaskoczyła go zupełnie, zresztą nie tylko jego, przez chwilę wszyscy mieli naprawdę dziwne miny. Spojrzał na strzałę, pewnie miała rację. Tylko czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Co z tego że nie wytrzyma trzydziestu użyć skoro jedno w zupełności wystarczy! Z niepokojem czekał na reakcję napastników. Bał się. Nie o siebie, o nią. Nie chciał żeby coś jej się stało bo ... ją lubił!

***
Kiedy podeszła do niego na jednym z postojów:
- Proszę – podała mu malutkie zawiniątko. - Natrzyj się tym przed snem, w przeciwnym razie, jutro nie będziesz mógł chodzić.
Był jej naprawdę wdzięczny. Nie, nie za maść! Za troskę. Poczuł w środku jakieś błogie ciepło, to było naprawdę wspaniałe uczucie wiedzieć że kogoś obchodzi. Kiedy Marcao zaprosił go do pokoju i zaoferował jedzenie traktował to jak okazję z której należy skorzystać zanim człowiek się rozmyśli, teraz już wiedział że to nie tak. Co do maści z chęcią by jej użył ale Lywellyn zapomniała o jednym małym szczególe, miał łuski. Obojętnie jak dobra była ta maść, nie było sensu jej stosować. Z podobnym skutkiem mógł posmarować konia. Schował ją więc do woreczka z prowiantem. Kiedy po raz kolejny ruszyli dostrzegł że nie tylko on ma problemy. Athola także zdawała się dosiadać konia pierwszy raz w życiu, tylko że dla niej to było nowe fascynujące doświadczenie. Miał serdecznie dość jej zwykłej wesołej paplaniny, jeśli jutro zacznie jęczeć i narzekać na ból to normalnie ją udusi. Dlatego też na następnym postoju wyjął zawiniątko i wręczył je kenderce.
- To od Lywellyn. Powiedziała że jak natrzesz się tym przed snem to nie będzie cię jutro bolało.- rzucił przez ramie odchodząc po czym warknął na nią jeszcze żeby zniechęcić do zadawania pytań.

Swoją drogą ciekawe czy jeśli dożyje jutra faktycznie nie będzie mógł chodzić?
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 17-01-2009 o 11:56.
Piiiink jest offline  
Stary 17-01-2009, 21:33   #48
 
Arcagnon's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumny
Przez cały czas pobytu w karczmie Arcagnon nie zabierał głosu. Nie żeby czuł pogardę dla innych członków kompanii. Po prostu nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Gdy położył się spać, przez długi czas nie mógł zasnąć. Ktoś potwornie głośno chrapał. "Cholera... Za jakie grzechy. Gdybym mógł czarować to już bym go załatwił... "Nie miał siły aby sprawdzić kto jest źródłem tych odgłosów. Zasnął...

Rano, gdy wstał, wyszedł z karczmy, aby wyrównać rachunki z naturą. Podejrzała go młoda kobieta, która uciekła z piskiem zakrywając oczy chustą. "Co za ludzie..."

W karczmie trwała już debata. Nie miał ochoty na rozmowę. Zamówił tylko jajecznicę i w milczeniu przysłuchiwał się rozmowom. Później przyszedł Palin. "Jak zwykle radosny. Pieprzone słoneczko..." Arcagnon był tego dnia rozdrażniony. Nie wiedział czemu.

Wyruszyli chwilę później jadąc kłusem. Prowadził ich Biały Mag. W czasie jednego z postojów "napadli" na nich mieszkańcy równin. Marcao od razu rozgadał się na dobre i zaczął paplać. Czarodziej miał nadzieję na to, że nie wyjawi chociaż celu podróży. Stał obok konia i słuchał w skupieniu czekając na reakcję "bandy".
 

Ostatnio edytowane przez Arcagnon : 18-01-2009 o 11:34.
Arcagnon jest offline  
Stary 19-01-2009, 00:36   #49
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Amatorszczyzna... Takie strzały wytrzymują góra trzydzieści użyć... w najlepszym przypadku-po tych słowach zapadła pełna napięcia cisza.
Każdy doświadczony dyplomata trzasnąłby się ręką w czoło. Było to spalenie wszelkich rozmów, zanim one się zaczęły. W takiej sytuacji można było bardzo łatwo zginąć.
Nagle ciszę przerwał wódz.
-Aroganckie, święte, Elfie stworzenie, myślące, że zna się na wszystkim najlepiej-parsknął pogardliwie wódz.
-Brać ich-warknął, podchodząc do przodu razem z wojownikami. Z tyłu, czekając na najdrobniejszy ruch, stali łucznicy, gotowi w każdej chwili zwolnić naciągnięte cięciwy.
Drakkan postanowił nie czekać i wystrzelić z łuku. Nagły świst strzały przeszył powietrze nim Drakkan zdążył choćby podnieść, opuszczony łuk. Zobaczyliście strzałę, która tkwiła w oku waszego towarzysza, wychodząc drugą stroną głowy. Padł bez życia na ziemię.
Nagle odezwał się Marcao. Wydawało się to beznadziejną próbą, gdyż to, że nie macie złych zamiarów, zostało zaprzeczonym przez Drakkana, lecz kiedy tylko padło słowo "Solace", były wódz, przystanął na chwilę, czekając.
-Stać!-krzyknął, a wszyscy zatrzymali się. Tymczasem sam podszedł do Marcao. Był nieco wyższy nawet od waszego rosłego towarzysza.
-Caramon Majere-uśmiechnął się do siebie, po czym spojrzał na Palina, przyglądając mu się.
-Wiesz, że masz palce swojego stryja? Pewnie każdy ci to mówi-po tych słowach przyjrzał się wszystkim.
-Jestem Riverwind, a to jest moja córka Brightdawn wraz z wodzem Que-Shu, swym mężem. Tam jest starsza córka, Moonsong. To są moi najlepsi łucznicy oraz wojownicy w plemieniu-przedstawił wszystkich.
-A odpowiadając na pytanie, ostatnio kręci się tu oddział Smokowców. Wymordowali sześć rodzin z naszego plemienia. Teraz podążamy ich tropami-mruknął.
-Wybaczcie, lecz musimy iść dalej-rzekł Riverwind, a wódz dał znak do ponownego wymarszu. Kilka chwil później byliście sami. Zadziwiające jak wielcy Mieszkańcy Równin potrafią nagle zniknąć na płaskim terenie.
Krótki epizod jedynie na chwilę przerwał wypoczynek. Niestety nie można było tego powiedzieć o Drakkanie.
Wyruszyliście po pewnym czasie. Wszystko przebiegało bez zakłóceń. Zobaczyliście nawet miasto, stojąc w wysokich trawach, sięgających wam do pasa. Nagle, kiedy wydawało się, że dotrzecie bez trudu na miejsce, przed wami zamajaczył duży, drewniany wóz z materiałowym dachem. Dwaj prości mężczyźni jako woźnice, kierowali się w stronę Solace. W pewnym momencie zrównali się z wami.
-Witajcie dobrzy ludzie! Proszę oddać nam piękne koniki, a samemu wsiąść do tyłu!-odezwał się jeden z nich, a drugi, niby przypadkiem, upuścił sztylet, który zaraz schował. Obaj uśmiechali się przyjaźnie, ale ich oczy tego nie odzwierciedlały. Widniał w nich rozkaz nie znoszący sprzeciwu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-01-2009, 11:21   #50
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
-Stać!-krzyknął były wódz, a wszyscy zatrzymali się. Tymczasem sam podszedł do Marcao. Był nieco wyższy nawet od niego.
-Caramon Majere-uśmiechnął się, po czym spojrzał na Palina, przyglądając mu się.
-Wiesz, że masz palce swojego stryja? Pewnie każdy ci to mówi-po tych słowach przyjrzał się wszystkim.
-Jestem Riverwind, a to jest moja córka Brightdawn wraz z wodzem Que-Shu, swym mężem. Tam jest starsza córka, Moonsong. To są moi najlepsi łucznicy oraz wojownicy w plemieniu-przedstawił.
-A odpowiadając na pytanie, ostatnio kręci się tu oddział Smokowców. Wymordowali sześć rodzin z naszego plemienia. Teraz podążamy ich tropami-mruknął.
-Wybaczcie, lecz musimy iść dalej-rzekł Riverwind

Marcao szybko podjął decyzję, że poprosi i Riverwinda o podpis pod listem polecającym, ale gdy chciał to zrobić, już byli daleko.
- Cóż, ma ktoś łopatę, trzeba pochować tego głupca, bo zostawić towarzysza na pastwę wilków nie wypada, jeśli niema takiej potrzeby, a wjechać z nim do Crossing to albo samobójstwo, albo przynajmniej załatwienie sobie kłopotów. - podszedł do ciała, wyjął strzałę i odrzucił ją na bok. Przykucnął obok zwłok i odłożył na bok, całą broń, i złoto, następnie, wybrał broń, która wyglądała na najczęściej używaną i tą położył na ciele, zakładając, że to ta będzie najodpowiedniejsza do złożenia w grobie. Następnie jeśli nikt nie zabrał się jeszcze do kopania grobu, popatrzy na grupę - Te przedmioty nie będą mu już potrzebne, więc niech każdy weźmie co potrzebuje. - Sam zaś zszedł trochę z traktu, i za pomocą sztyletu, zaczął nacinać ziemię, a następnie wyrywać ją płatami, tworząc w ten sposób, grób głęboki na jakieś pół metra. Gdy skończył, przeniósł ciało to grobu i ułożył je tam z bronią, którą wybrał, przykrył je płatami ziemi, na wierzchu kładąc płaty z trawą. - Palinie czy mogę liczyć, że kiedy będziesz wracał z końmi, zabierzesz jego ciało i pochowasz, w Solace? - podał Palinowi sakiewkę zmarłego. - To powinno pokryć koszty w Solace za jego pochówek. Otrzepał ręce, przymocował przy boku konia resztę sprzętu jako został, założył rękawice i dosiadł konia.
- Ruszajmy, bo dzień coraz, krótszy, a jak tak dalej pójdzie, to do Crossing, możemy w ogóle nie dotrzeć.

Gdy na horyzoncie pojawiło się miasto i morze. odetchną trochę. Z dala nadjeżdżał wóz, z materiałowym pokryciem, na koźle siedział dwóch prostych ludzi. Kiedy mijali owy wóz, woźnica powiedział.
-Witajcie dobrzy ludzie! Proszę oddać nam piękne koniki, a samemu wsiąść do tyłu!- a jego towarzysz niby to przypadkiem upuścił sztylet.

Czy oni wszyscy ogłupieli? Ilu ich może być, w tym wozie? Dziesięciu, to wszystko, nie widzą naszego uzbrojeni, powinni się domyślić, że nie mają do czynienia z wystraszonymi chłopami.
Zsiadł z konia i szepnął do niego w elfim - Solineii, esteni Elonistar - Co znaczyło, Spokojnie, Zaczekaj Elonistar. Puścił wodze i odwrócił się do ludzi na wozach, skrzyżował ręce na piersiach, tak jak robią małe dzieci, gdy się gniewają, na głos powiedział jednak, również w elfim - Duca elo vabas menilo.- Co z kolei znaczyło. Negocjacje nie, mają sensu. Powiedział to akcentując silnie słowa Duca i Minilo. Miał nadzieję, że spotkanie oburzonego człowieka, mówiącego elfim, trochę zachwieje pewność bandytów, nie zamierzał dać im szansy na przemyślenie sprawy. Dlatego gdy tylko wypowiedział ostatnie słowy, nagłym gestem wyprostował obie ręce, a wszyscy zobaczyli, że z każdej jego dłoni wylatują dwa sztylety, przygotowane do rzucanie. Nie celował, miało one przerazić, idiotów na wozie. Gdy tylko sztylety poleciał, ruszył do ataku, sięgną obiema rękami do mieczy, dobywając obu. W prawej ręce trzymał, miecz ostrzem skierowanym do przodu, do wrogów, w lewej jednak ostrze było wycelowane w tył i opierało się tępą stroną o przedramię, miecz przygotowany do cięcia od dołu. Kiedy dotarł do wozu, ciął prawą ręką od lewej góry, a lewą od ułamek sekundy później z lewego dołu, w woźnicę bliżej niego. Po tym wykonał obrót wraz z pędem i kierunkiem w jakim ciągnęło go ostrze trzymane w lewej ręce i odskoczył. Miał nadzieję, że choć elfy przygotują się do ruszą do walki szybko, a reszta dołączy za jego przykładem. Zamierzał także zastraszyć wroga.
- To wy oddacie nam to co macie, trafiliście na lepszych od siebie, ale jeśli cię poddacie, to puścimy was z życiem! - Krzyknął i ruszył ponownie do ataku.


// Rzut na atak.
//Miecze Marcao sztuk 2.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 19-01-2009 o 13:11.
deMaus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172