Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2011, 15:05   #541
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Coś się zbliżało, coś się zbliżało głośno i szybko. To coś w końcu przedarło się przez puszczę i okazało się drzewcem.


Wyjątkowo wściekłym drzewcem gwoli ścisłości. Stwór póki co ruszył w kierunku płonących drzew ignorując obecność diabłów i walczących z nimi humanoidów.
Poraniona w wielu miejscach Magini zgrzytnęła zębami. Co prawda kolejny atak przeciwników nie uczynił jej krzywdy, wrogowie jednak położyli najważniejsze - przynajmniej pod względem wykonywanego zadania - osoby. Dru ledwie co żyła, mimo użycia na niej przed chwilą mikstury leczniczej, blady Kapłan zaś oddychał coraz słabiej, jego tors unosił się w coraz większych odstępach, pojawiło się i jakieś ciche rzężenie?.
- A żeby to wszystko... - Warknęła Sylphia. Capnęła Dru za kołnierz, po czym podciągnęła nieco ku Kaktusowi. Samemu mężczyźnie z kolei zaczęła wlewać kolejną, posiadaną na stanie miksturę leczenia...
Diablica nie miała zamiaru dłużej ryzykować swego życia, widząc pospieszną ucieczkę łyska. Mruknęła coś pod nosem w piekielnym języku i znikła w błysku światła.
Dopiero teraz elf zauważył szkody wywołane walkę i las ginący w ogniu. Przegryzł wargę, wiedział że drzewiec będzie wściekły, ale bardziej zależało mu na drzewach. Kiedy tylko miał możliwość starał się skupił się na cieniach wytworzonych przez ogień i inne źródła światła. Nie potrafił przyzwać wody, ale mógł zrobić coś innego. Skupił się na cieniach, kazał im rosnąć i gęstnieć, objąć ogień. W cieniu temperatury maleją, dlatego dotyk istot cienia często przysparza dreszczy i potrafi zamrozić. Elf nie posiadał czarów które mogłyby przywołać falę lodu, ale miał nadzieję, że oplątując ogień gęstymi cieniami osłabi je na tyle, że drzewcowi łatwiej będzie ugasić płomienie, a może i nawet sam ugasi w ten sposób ogień.
Magia cienia jednak nie wywoływała obrażeń od zimna, a choć jej wpływ wywoływał chłód w ciałach ofiar, to jednak był to wynik ubogiej percepcji stworzeń planu materialnego. A nie rzeczywiste zimno.
O wiele lepiej poradził sobie Vraidem którego zaciśnięte na gardle barbazu szczęki rozszarpały krtań, a mroczna potęga planu cieni dokończyła uśmiercając ostatniego barbazu.

Jak pech, to pech, pomyślał Roger. Wzięła się i uciekła, zamiast dać się zabić. No i pojawił się drzewiec, z pewnością niezbyt zachwycony rozwijającym się pożarem lasu. Druid by się przydał...
Roger jednak druidem nie był i z drzewcem raczej wspólnego języka by nie znalazł. Mógł za to zrobić coś innego... Sięgnął po różdżkę. Miał tylko nadzieję, że erynia nie wróci nagle, by mu wsadzić ostrze w plecy.
Skierował różdżkę w stronę Kastusa. Błękitno-złoty błysk pomknął w stronę leżącego kapłana.
Drzewiec przebudził dwa pobliskie drzewa ze snu i cała ta trójka zaczęła czerpać wodę z ukrytej wśród krzewów sadzawki, by zdusić pożar w zarodku. Kolejne strugi zimnej wody uderzały w płomienie gasząc je. Po barbazu nie zostało ani śladu, na szczęście niedźwiedź nie zniknął dając perspektywy na całkiem smaczną kolację. Jedynie kogo brakowało to... Hralma. Gdzie w ogóle podział się ten skłonny do bitki krasnolud?
Dru powoli odzyskiwała życie, a Kastus przytomność. Wielu członków drużyny, było rannych. W tym i Aeryness. Elfka jednak sięgnęła po zapasy eliksirów i uleczywszy się pognała w las tropem zabójcy. Wszak przyłączyła się do drużyny, tylko w tym celu. I skoro drużyna spełniła swą rolę przynęty, przestała być jej potrzebna. Nie było zresztą czasu na przekonywanie jej do powrotu.
Należało wszak pomóc drzewcowi gasić pożar( w ramach gestu dobrej woli), uspokoić spanikowane ogniem i walką konie (dobrze, że zostały mocno przywiązane na noc, bo mogły się zerwać z uwięzi), wreszcie docucić Drucillę, podleczyć rany i ... odnaleźć Hralma.

Wrogowie uciekli, lub zostali pokonani, a na polanie pojawiły się nowe osoby... rzeczy... stwory. Drzewce nie wywarły na Magini zbyt dużego wrażenia. Bojowy nastrój i wyrwa właśnie z niej powoli uchodziły, a co za tym szło, dały o sobie znacznie poważniej znać otrzymane rany.
Pierś, brzuch, udo... nadal nieco krwawiące, a suknia w owych miejscach rozerwana. Sylphia głęboko wciągnęła powietrze nosem, po czym przez jej ciało przeszedł dreszcz bólu. Pokuśtykała do wozu, szukając tam czegoś, czym mogłaby chociaż obwiązać prowizorycznie cierpiące części ciała. Drżącymi dłońmi grzebała w swojej torbie za jakimś materiałem mogącym robić za opatrunki.
- Żeby ich wszystkich chudy Ogr wyruchał... - puściła wiązankę pod nosem. W końcu dobrała się i do swojej fifki, paląc na uspokojenie nerwów tytoń. A miała co uspokajać, bowiem rana piersi była dosyć poważna, przez co van der Mikaal zaczęła trząść się niczym w febrze.

Niewiele interesowali Teu uciekający wrogowie - tak, wiedział że pewnie później się zjawią, ale teraz miał na głowie poważniejszy problem. Lekkomyślne używanie magii przez walczących sprawiło że las płonął. Starożytny obrońca tego lasu starał się ugasić płomienie, ale sam mógł sobie nie poradzić. Cienie na niewiele się zdały, więc zabrał się do gaszenia ognia za pomocą wody. Nie miał wiadra ani żadnego pojemnika więc postanowił użyć znowu swojej mrocznej magii. Cienista dłoń potrafiła unosić do 22 kilogramów... mógł w ten sposób unieść sporą ilość wody i powoli oblewać nią płonące drzewa.

Roger, podleczywszy Kastusa i siebie, ruszył w stronę magini, by i jej pomóc. W różdżce zostało jeszcze trochę mocy.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-11-2011, 21:11   #542
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Walka się zakończyła.
A choć była zwycięska, to jednak nie poprawiała nastrojów. Grupa męczona koszmarami, grupa której prawie zginęła gnomka, grupa pokiereszowana... Grupa która nie miała czasu się cieszyć zwycięstwem. Dobudzony Kastus zajął się uzdrawianiem rannych, zaczął od gnomki i magini oraz Missy, by potem przejść do pozostałych. Z uwagi na ograniczoną ilość przygotowanych modlitw, grupa musiała poczekać, aż główna uzdrowicielka grupy obudzi się ze swej narkotycznej drzemki.
Tymczasem Teu zajął się pomaganiem drzewcowi w gaszeniu pożaru, a Missy zaoferowała się odszukać zaginionego krasnoluda. Co prawda las nie był jej żywiołem, ale skradać się potrafiła. Na wszelki wypadek Vraidem postanowił towarzyszyć dziewczynie.
Pozostało jeszcze gaszenie pożaru, a następnie przekonanie rozwścieczonego drzewca. Tym... o zgrozo, zajął się Kastus. Pewnie kiepsko by mu poszło, gdyby nie pomoc w gaszeniu jaką okazał elf. I tatuaż otrzymany od czcicielki Silvanusa jaki Teu miał na przedramieniu. To przekonało drzewca, co do intencji elfa i niewinności drużyny... a przynajmniej nieumyślnego spowodowania ognia.
-Żeby mi to było ostatni raz!- pogroził sękatym palcem drzewiec i dodał.-Pożar łatwo rozniecić, trudno ugasić, a szkody jakie wyrządza w lesie wymagają lat na usunięcie.
Ostatecznie jednak Quercus, bo tak miał na imię ów drzewiec, nie zażądał rekompensaty za zniszczony las. A nawet ofiarował się eskortować drużynę aż do granic Wysokiego Lasu. Aczkolwiek zapewne po to, by upewnić się, że owa kłopotliwa drużyna nie dokona nowych zniszczeń w drzewostanie, niż z jakiegokolwiek innego powodu.

Była to jedyna dobra wiadomość w tym dniu. Kolejne były już złe.
Missy wróciła z lasu rozdygotana i zapłakana. Vraidem też nie był spokojny. Jak się okazało, znaleźli Hralma. Krasnolud dyndał na jednej z gałęzi. Wedle ich oględzin. Powiesił się sam.
Ta informacja wywołała ciarki na grzbietach członków grupy. Na usta cisnęło się pytanie, kto będzie następny.
Wóz potoczył się dalej, po pochowaniu zmarłych członków grupy. Jako że krasnolud miał tylko zbroję, fajkę i topór, oraz kilka rzeczy osobistych małej wartości, pochowano nie zabierając nic. Kastus na to nalegał.
W południe Drucilla klnąc na kaca giganta obudziła się z narkotycznej drzemki. I wysłuchała relacji z tego co się zdarzyło gdy była nieprzytomna, robiąc się coraz bledsza na twarzy. Choć... można było sądzić, że gorzej blada być nie mogła.
Kolejny wieczór i kolejna noc. Tym razem pod opieką, Quercusa drzewca. Kolejne koszmary dręczące każdego członka drużyny.

Roger siedział nagi, krwawiący i związany sznurem. Przed nim stała ona. Erynia.
Reszta drużyny została wymordowana na jego oczach. Torturowana w sposób brutalny i sadystyczny. Ich ciała zmieniły się krwawiące worki mięsa, zanim umarli. A on to oglądał, jednym okiem. Drugie wyłupiła mu rozpalonym żelazem. Teraz uderzała biczem po twarzy śmiejąc się głośno.- Co teraz zrobisz? Co zrobisz?
Gniew wzbierała i furia. Ciało miał słabe, ale w uszach oprócz tej drwiny rozbrzmiewał głośny wrzask torturowanej Sabrie, Daphe, błagającej o litość magini, i płaczącej niczym mała dziewczynka.
Napiął mięśnie w daremnej próbie uwolnienia się... trzask sznura. Jednak nie tak daremnej.
Lina pękła, erynia zamarła w zaskoczeniu. To była jedyna szansa! Pomścić towarzyszy broni, pomścić tortury i kalectwo! Roger rzucił się na bestię, jednym skokiem, powalił na ziemię zacisnął dłonie na szyi. I zaczął dusić. Zabije tą diablicę, nawet jeśli będzie kosztowało to go jego własne życie!


Sabrie znała tą saunę. Ile to już dni minęło? Mimowolnie przyglądała się krągłościom kobiety siedzącej naprzeciwko niej. Idealne ciało, gładkie uda, piersi ani za małe, ani za duże. Uśmiech sprawiający, że serce waliło jej młot, a myśli krążyły wokół tematu eksperymentowania... z kobietą.
Tausersis niewątpliwie wiedziała wpływu jaki ma na Sabrie... ale nic ją to nie obchodziło. A może jednak? Wsunęła dłoń w pukle włosów wojowniczki, sprawdzając ich miękkość. Po czym rzekła. - Matka panny młodej wynajęła mnie, bym pomogła młodym małżonkom oswoić się ze sobą i nawiązać miedzy nimi nić porozumienia. Małżeństwa z rozsądku bywają nieszczęśliwe. Ja mam zrobić wszystko, by tym razem było inaczej.- Po czym zmieniła temat. - Masz bardzo miękkie i lśniące włosy. To skarb, który nie powinien się zmarnować.
Dotyk jej palców na włosach. Serce wali jak młot. Tausersis przybliża swe usta do jej ust. Całuje! Wojowniczka chce uciec z balii... nie może. Próbuje coś powiedzieć, ale żadne słowo nie potrafi opuścić zaciśniętego gardła.
Ciało Sabrie nie chce się jej słuchać. Jedynie co może zrobić, to zamknąć oczy. Dotyk jej miękkich kobiecych warg otulających jej usta. Taki jak zapamiętała.
Otwiera usta pocałunku i widzi … łysego zabójcę! Jest naga w balii z mordercą!
-Skąd wiesz, że ci z którymi podróżujesz, są tymi za kogo się podają?- słyszy szept głosu Aeryness wydobywający się z ust zabójcy. Czuje palce zaciskające się na jej gardle, czuje jak zaczyna brakować powietrza... dusi się !


Sabrie... budzi się. Roger siedzi na niej. Oczy nieobecne, twarz wykrzywiona w grymasie bezgranicznej nienawiści. Dusi ją. Jego palce zaciskają się na jej gardle.
Daphne rusza w ich kierunku, krzycząc.- Zostaw ją! Zabijesz ją!
Jej paznokcie zmieniają się w szpony. Uderzeniem pazurów rani twarz Morgana. Spojrzenie Rogera staje się skupione. Mężczyzna przytomnieje, ale nadal odruchowo trzyma dłonie na szyi Sabrie walczącej o oddech.

5 Flamerule 1372 RD Roku Dzikiej Magii, 27 dzień podróży


Rankiem było pewne. Klątwa Demogorgona przybrała na sile. Roger omal nie zabił Sabrie podczas lunatykowania. A Teu...
Elf miał powody do radości, jego dotąd blada skóra zaczęła nabierać ciemniejszej barwy. Oczy odzyskały dawną barwę. Także zielonkawe futro Vraidema zaczęło się bardziej rozpleniać na jego grzbiecie i wkroczyło na pysk. A pomiędzy zielonymi kłakami, pojawiły się i brązowe.

Około południa drzewiec wyprowadził całą grupkę z lasu, na drogę do Everlund.


Wyjście spod baldachimu starożytnych drzew, miało swój urok. Wlało nadzieję w serca drużyny. Być może zdążą do Everlund, zanim klątwa doprowadzi ich samobójstwa, szaleństwa... zanim sprawi, że wymordują się nawzajem. Droga... otwarta droga prowadząca do Everlund. Pełna niebezpieczeństw droga, ale... dająca nadzieję na szybkie osiągnięcie celu.
Podróż trwała cały dzień. Bez wydarzeń, bez niespodzianek... Wyprawa utraciła, już cały swój wigor i optymizm. Konie człapały spokojnie do przodu, flegmatycznie niemal. Zbliżający się wieczór, zwiastował koszmary. A świeżo zagojona rana na policzku Rogera, przypominała wszystkim o zagrożeniu jakie niosą sny.
Zapadający zmrok, tawerna stojąca na poboczu drogi.


Samotna karczma, której być tu nie powinno. Sabrie znała drogę do Everlund jak własną kieszeń i wiedziała, że owa karczma nie powinna tu stać. To było podejrzane.
Osobnik stojący przed karczmą zdawał się kogoś wypatrywać. I na widok nadjeżdżających awanturników ulotnił się do karczmy.
Jednak to nie było taką niespodzianką, jak...domek przechylony na bok, wyglądający jakby spadł z nieba. Znajomy domek.
Chatynka Zingnoffa. Tego dziwnego gnoma którego spotkali wiele dni temu. Zamknięta na cztery spusty chatynka.

Kaevin nigdy się nie dowiedział, czy głos w głowie mówił prawdę, czy też nie. Niemniej był czujny przygotował obozowisko na noc. Ufortyfikował się przeciw towarzyszom broni. Czuwał całą noc czekając na atak.
Nad rankiem rozległy się krzyki i wrzaski. A jednak!... Coś działo. Tyle że to nie paladyn przypuścił atak na trójkę swych sojuszników.
To tajemniczy szaman wykonał swój ruch.
Wrzaski bólu i agonii, mieszały się z rykami triumfu i okrzykami wojennymi. Orki przypuściły zmasowany szturm na obóz.


Z jednej strony dziwny czteroręki gigant atakował wspierając oddziały orków i wymachując swą dziwaczną, ale niezwykle śmiercionośną bronią.
Z przeciwnej strony szarżujące orki wspierał równie pokraczny i zdeformowany gigant uzbrojony w olbrzymią maczugę.


Z powietrza zaś pikowało smoczysko atakując wybrane cele i wywołując zamieszanie w szeregach obrońców.


Kaevin nie widział stojącego za tym atakiem szamana, ale był pewien, że on ukrywa się gdzieś w pobliżu, kierując swymi oddziałami, jak pionkami na szachownicy.
Wzięte w kleszcze oddziały Reawinda, próbowały stawić skuteczny opór skupiając się razem, ale olbrzymi skutecznie to im uniemożliwiały rozbijając żołnierzy na małe grupki. Orki mając przewagę zaskoczenia liczebną i taktyczną bezlitośnie wyrzynały paladyńskie oddziały.
Szybko skończyła się walka, a zaczęła się rzeź. A Kaevin zrozumiał, że walka jest przegrana. Oddziały szamana zdziesiątkują wkrótce desperacko walczących o przeżycie żołnierzy i przypieczętują losy tej wyprawy. Można jedynie było walczyć i zginąć bohatersko lub próbować się wymknąć z tych zaciskającego się pierścienia orków. Tyle, że ucieczka licznego oddziału nie wchodziła w grę, co najwyżej nielicznej grupki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-11-2011 o 22:49. Powód: POMYLENIE IMION... za co przepraszam :(
abishai jest offline  
Stary 18-11-2011, 17:58   #543
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Roger ponurym wzrokiem wpatrywał się w swoje własne ręce. Przed chwilą zdał relację ze swego snu.
Jeszcze trochę i by ją udusił. Cholernie zajadła ta klątwa. Skoro nie chcą się sami powywieszać (z wyjątkiem nieszczęsnego Hralma), to najwyraźniej trzeba znaleźć inny sposób. Niech się pomordują nawzajem, a ostatniego zeżrą wyrzuty sumienia.
Wniosek zdawał mu się prosty - nie jego klątwa zostawi na sam koniec, bo żadne wyrzuty sumienia nie zdołałyby go pchnąć do powieszenia się.
Oczywiście mogłoby się okazać, że dręczony koszmarami, nie mogąc ani na chwilę zmrużyć oka, w końcu pozbawiłby się życia. Albo też (co było według Rogera bardziej prawdopodobne) ktoś, czy też paru ktosiów, wykończyłoby go za to, że we śnie koszmarnym wyprawiłby na tamten, lepszy jak powiadali niektórzy, świat, jedną czy więcej osób.
Ciekawe tylko, jak odróżnić koszmarny sen od równie nieprzyjemnej rzeczywistości. Chyba nikt nie wymyślił na to jakiegoś mądrego i skutecznego sposobu. Zresztą... nie musiałby być mądry. Rogerowi wystarczyłaby skuteczność.
- Czy są jakieś zaklęcia, pozwalające nie spać przez kilka dni? - Roger zwrócił się do kapłanki.
- Nie ma takiego zaklęcia. Nie można go opracować. Nie ma sensu. Są przedmioty, które mogą zmniejszyć udział snu, ale zlikwidować nie mogą. Pozbawiony snu organizm, ulega wyniszczeniu - stwierdziła autorytarnie Drucilla. - Pozbawiony snu umysł, popada w obłęd.
- Na parę dni by się przydało - odparł nieco zniechęcony Roger. - Potem byśmy odrobili zaległości. No ale trudno...
- Chyba będziemy musieli spać na zmianę
- zaproponował. - Jedna osoba śpi, a reszta czuwa. Wtedy chyba nie pozabijamy się wzajemnie.
Oczywiście mogliby na przykład wiązać się przed pójściem spać, ale zabezpieczenie z tego byłoby dość kiepskie. Nie mówiąc już o tym, że w takiej sytuacji byliby bezbronni jak dzieci.


Kolejna gospoda, jaka pojawiła się przed ich oczami, stanowiła niespodziankę przynajmniej dla Sabrie. A skoro dla niej była zaskoczeniem... Najlepiej by było ominąć ją szerokim łukiem, nawet gdyby w jej środku siedział sobie, delektując się potrawami, właściciel chatynki, Zingnoff. Ewentualnie leżał przywiązany do stołu w charakterze dania głównego. Ni brat, ni swat...
Z drugiej strony - co ich może spotkać? Inna klątwa?
- Jedziemy dalej, czy macie zamiar zmierzyć się z kolejną zagadką? - spytał.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-11-2011 o 06:39.
Kerm jest offline  
Stary 22-11-2011, 11:34   #544
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Na widok karczmy Sabrie ze zmęczeniem potarła skronie. Wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że w pełni wykorzystywała moce magicznego medalionu, śpiąc niezbędne minimum albo i wcale. Lecz magiczny wypoczynek nigdy nie dorównywał prawdziwemu. Często drzemała w siodle wdzięczna, że Miee'le sama może sobą powodzić, ale powodowany zmęczeniem, ćmiący ból głowy sprawiał, że wojowniczka była permanentnie wkurwiona.
- Jedziemy dalej; najdalej jak się da i nocujemy na zewnątrz - warknęła, bardziej do kapłaństwa niż do reszty towarzyszy, którzy zapewne wyleczyli się już z nocowania w podejrzanych przybytkach. - Tej karczmy nigdy tu nie było i nie będzie. - "Bo ją przed odjazdem osobiście podpalę", dodała w myślach. Stare ściany wyglądały, jakby miały zaraz runąć i bez jej pomocy, a krzywa chatynka stanowiła dodatkową podpałkę. Kurnik, czy co? Chętnie by objechała budynki, zerkając przez okna, ale przygody tej podróży nauczyły ją, że nawet wejście na podwórko przybytku może się źle skończyć.
- Ja jesteś ciekawy zagadek to pograj z Missy w kalambury; mało mamy kłopotów? - fuknęła na Rogera, obracając się w siodle. - A jak nie, to wrzućcie tam przez okno kulę ognistą i jedziemy dalej.
 
Sayane jest offline  
Stary 22-11-2011, 11:50   #545
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Elf pokłonił się przed drzewcem.

-Oczywiście, szlachetny duchu natury- odpowiedział stworowi.

Droga u boku drzewca był dość interesująca. Elf zadawał pytania drzewcowi o las, o żyjące w nim stworzenia o jego związku z Silvanusem. W końcu jednak musieli się rozejść, a grupa udać w dalszą drogę.

***

Noc nie należała do najprzyjemniejszych, ale w zamian o poranku Teu zauważył że błogosławieństwo Silvanusa wzmocniło się. Przez lata odczuwał tylko chłód na twarzy. Nawet w upalny dzień czuł zimno. Jego połączenie z planem cienia sprawiało, że jego ciało było niemal zawsze chłodne i było przystosowane do bardzo niskich temperatur.

Dziś było inaczej. Dziś poczuł na policzkach ciepłe promienie słońca. Słońca od którego jego rasa swoją nazwę. Po policzku elfa popłynęła łza, którą jednak szybko otarł. Zachowanie Rogera i Sabrie nie dało mu czasu rozkoszować się tą chwilą.

-Trzeba szybko coś na to poradzić. – odparł spoglądając na towarzyszy. Zastanawiał się też czy znamię Silvanusa uchroni go przez losem krasnoluda… tak czy siak, inni go nie posiadali.

***

Kolejny dzień przyniósł kolejne niespodzianki… karczma, gnom… i oczywista reakcja drużyny.

-Hmmm… wiem co macie na myśli… jednakże… weźcie pod uwagę, że nasza sytuacja nie napawa obecnie zbyt wielkim optymizmem. Chatka… podobna w sumie sytuacja do karczmy Demogor….- zatrzymał się, wolał nie dokończać tego słowa i prowokować demonicznych sił - przeklętej karczmy. Być może znajdziemy tak sposób usunięcia klątwy… – zauważył elf.

- Chcesz kopać w piwnicach tej rudery, czy co? - zdumiała się wojowniczka. - Jeśli nie masz konkretnych podstaw do szukania skrzyni - czy co to tam było -w tym akurat miejscu, to nie dozwolę na nocleg - skrzywiła się. Zbierali problemy z traktu jak kundle osty.

- Kto powiedział, że owa "skrzynia" to jedyne rozwiązanie problemu?- odpowiedział spokojnie elf. -Nocleg nie stanowi nawet opcji, ale zbadanie karczmy czy chatki... to nie plan eteryczny, możemy szybko uciec w razie czego. Możemy też rozdzielić się.

- W środku to może być nawet dziura do Otchłani i wtedy nigdzie nie uciekniesz - skrzywiła się Sabrie. - Chcesz to idź, ale kapłanów tam brać nie dozwolę; mimo że się najlepiej znają na klątwach - rzekła twardo. Zbyt wiele razy Dru wymykała się śmierci; nie było co kusić losu.

- Rozumiem ostrożność, sam jestem bardzo ostrożny - jednakże na chwilę obecną to nie dziura do otchłani, a Roger duszący twoje gardło bardziej mnie martwi. Następnym razem to może być ktoś inny, ja, Dru, Sylpia, Roger, i tak dalej. Ba! Nawet Miee'le! -elf odpowiedział spokojnie artykułując odpowiednio głos.
- Weź pod uwagę, że w obecnym stanie zanim dojedziemy do Everlund możemy się powybijać.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 22-11-2011 o 12:42.
Qumi jest offline  
Stary 22-11-2011, 12:40   #546
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Roger duszący samego siebie, czy Miee'le dusząca wszystkich po kolei? Trudno było się dokładnie domyślić, co ma Teu na myśli. Czy Miee'le też była objęta klątwą?
- Rozdzielić się możemy, oczywiście - powiedział Roger. - A nawet powinniśmy. Jak rozumiem, ty - spojrzał na Teu - wchodzisz sobie do środka, a my czekamy cierpliwie na efekty twojego zwiadu? Chociaż, prawdę mówiąc, to ja powinienem tam wejść.
Spojrzał na karczmę z całkowitym brakiem entuzjazmu.

- Biorę, biorę... - westchnęła Sabrie, masując czoło. Przynajmniej z jednym elf się mylił: Miee'le nie było na planie eterycznym i kobieta nie musiała się martwić, że jej życie zakończy się pod końskim kopytem. Ale zostało ich coraz mniej, a do Everlund było jeszcze siedem dni... W innych okolicznościach może poleciałaby przodem, by przywieść stamtąd kapłana czy zwoje, ale zważywszy na ucieczkę eryni nie był to dobry pomysł. Westchnęła ponownie. - W takim razie idź zbadaj karczmę, a my zanocujemy nieopodal. Mag ma chyba większe możliwości - to rzuciła do Rogera. - Jeśli nie wrócisz do rana jedziemy dalej. Vraidem może przekazywać nam wiadomości od ciebie na bieżąco. Może tak być?

Elf się nieco skrzywił, nie chciał iść sam... chociaż jego umiejętności maskowania i ukrywania się były niezrównane to magiczne systemy detekcji mogły to łatwo zdradzić. Westchnął. W razie konieczności mógł też użyć cienistego kroku i uciec.
-Niech będzie, choć problem dotyczy nas wszystkich, mnie może nawet nieco mniej... - spojrzał na miejsce gdzie był znak Silvanusa.
Zanim się uda do karczmy okryje się ciemnością.

- Została nas już tylko piątka - bezradnie rozłożyła ręce Sabrie - a w ostatniej bitwie ledwie sobie poradziliśmy. Jeśli to kolejna pułapka, nie dowieziemy armaty nawet do najbliższej stanicy.

-I dlatego potrzebujemy wykorzystać okazję na zdjęcie tej klątwy jeśli się nadarzy. A co jeśli kapłani z Everlund nie znają sposobu na jej zdjęcie? Nie wiem co tam jest, ale nie wydaje ci się to trochę zbyt oczywiste jak na pułapkę? Zbyt nieostrożne?- zapytał mag.

- Święte przybytki też nie rosną przy drodze jak borowiki - wywróciła oczami Sabrie. - Idź jeśli chcesz, my poczekamy. Chyba że ktoś jeszcze ma ochotę - skrzywiła się i prewencyjnie spiorunowała wzrokiem Kastusa oraz Dru. - Niech Vraidem cały czas przekazuje wieści - dodała bardziej prosząco niż rozkazująco.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-11-2011 o 15:58.
Kerm jest offline  
Stary 26-11-2011, 19:44   #547
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Naburmuszona Magini niewiele się od ostatniej walki odzywała. Spytała Kastusa, czy może ją łaskawie podleczyć, i tyle. Sylphia zdawała się już od pewnego czasu znajdować w izolacji z pozostałymi osobami wiozącymi cholerną, "kłopotliwą przesyłkę" do Silverymoon.

Zajęła się jako takim łataniem swej poniszczonej sukienki...

Do gaszenia pożaru nie przyłożyła dłoni, podobnie jak zresztą i pochówku Krasnala. W tym drugim przypadku wymamrotała jednak kilka słów pod nosem, stojąc nad prowizoryczną mogiłą, jaką jemu sprezentowano.

~

Następny dzień przyniósł serwowaną na "dzień dobry" sytuację duszenia Sabrie przez Rogera. Van der Mikaal z kolei, mimo iż nawet przejęta ową sceną, nie dała tego po sobie poznać. Owszem, miała obawy względem cholernej klątwy, miała obawy przemiany w mackowate świństwo, jednak nie miała znowu aż tak bardzo wiele przed... uduszeniem Sabrie. Kobieta bowiem działała jej już od dawna na nerwy, to jednak dyskusja na inny moment.

W tej chwili nie pozostało nic innego, jak zrobić poważną minę i niby wielce mądrze kiwać głową nad tym co się wydarzyło.

....

Parę godzin później, gdy w końcu opuścili już las, ruszając w dalszą drogę prowadzącą na północ, na szlaku ukazała im się karczma. Karczma, której ściślej ujmując, nie powinno tam być, a przynajmniej według słów nikogo innego, jak oczywiście samej Sabrie. A jej zdanie Sylphia miała głęboko w poważaniu... jednak akurat tym razem nie miała zamiaru pchać się po raz kolejny w podejrzane miejsce. Sytuacja zdecydowała jednak za nią.

- Jak dla mnie możemy jechać dalej - Burknęła Magini - Widzę jednak, że Teu nie może oprzeć się ciekawstwu. Nie pozostaje więc nic innego, jak wesprzeć go w zwiadzie, jeszcze nam skończy marnie... - Na jej ustach pojawił się dziwny uśmieszek.

- Czekaj no, też idę! - Dodała do oddalającego się już Elfa. Jako jedną z nielicznych już osób w grupie darzyła nieco (jeszcze?) jakąś sympatią...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 28-11-2011, 13:40   #548
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Karczmy... trzeba przyznać, że wiele kłopotów podczas tej podróży się od nich zaczynało. Czasami były źródłem kłopotów, czasami preludium do nich. Ta karczma była podejrzana, także i z powodu chatynki Zingnoffa. Co prawda podczas poprzedniego spotkania, ten wysoce ekscentryczny gnom był przyjazny wobec nich... a przynajmniej przyjaźnie neutralny.
Ale co o nim wiedzieli, poza tym że jest zdrowo walnięty, metaforycznie mówiąc?
Nic.
A karczma była podejrzana. I to bardzo.
Po krótkiej “rozmowie” nastąpił podział. Teu i magini wraz Missy i Dru chcieli iść do karczmy. Sabrie była przeciw (zwłaszcza wędrówce Dru), podobnie jak Kastus. Roger zaś zajął obojętne stanowisko.
Piorunujące spojrzenie wojowniczki i błagalne spojrzenie kapłana, wstrzymały jednak zapędy gnomki. Rozbita psychicznie Dru poddała ich presji.
I do karczmy udała się trójka osób, która właściwie nie wiedziała się czego spodziewać. Ani jak się zabrać do tego zadania.
Drzwi, co się za nimi kryło?
Drzwi były zamknięte, co było samo w sobie dziwne. Niemniej przy drzwiach był sznurek podłączony do dzwoneczka. A przy sznurze zamontowano tabliczkę z napisem “POCIĄGNIJ MNIE”.
Daphne obejrzała ów sznur i nie wykrywszy żadnych pułapek pociągnęła za niego.
Dzwonek zadzwonił, w drzwiach odsunęła się klapka, czarne niczym szczelina otchłani oko obejrzało trójkę petentów i drzwi się otworzyły.
A w drzwiach stanął “elfi” furtian. A przynajmniej stworzenie o zbliżonej do elfa fizjonomii.


Jednooki “elf”, o ciele pokrytym szramami i przekłutymi żelaznymi kółkami dziwił trójkę podróżników. Ów “elf” nie pochodził z Faerunu, jego wygląd i strój był obcy.
-To wszyscy?- spytał chrapliwym głosem rozglądając się i zauważając rozłożony niedaleko obóz, wzruszył ramionami. Spojrzał po trójce osób i rzekł.-Jesteście oczekiwani, za mną. Trzymajcie się blisko mnie, skręcicie w złym miejscu i puff... przez lata będziecie szukać drogi powrotnej do domu.
Ruszyli więc za swym przewodnikiem do środka. Co innego wszak mieli robić? Zostać z niczym ? Spróbować samemu?
To ostatnie wydawało się szczególnie groźne, zważywszy że przewodnik zdawał się mówić prawdę. Choć rozwalająca się tawerna z zewnątrz wyglądała na malutką, w środku była olbrzymia. I w dobrym stanie.
A najważniejsze, całkowicie obca. Ściany wykonane były z czegoś co przypominało zastygłą żywicę, o dużej gęstości.


Goście byli różnorodni, oprócz znanych podróżnikom ras taki jak elfy, krasnoludy i etc. widać było biesy, półniebian, avorali, a Teu i magini rozpoznawali kolejne planarne rasy.
Przewodnik zauważył ich rozglądanie się, po czym rzekł.- Ten przybytek jest miejscem spotkań, dla planarnych podróżników. Sam też zresztą przenosi się wedle pewnego wzorca. Poza tym... niektóre części karczmy współistnieją ciągle na innych planach.
Ruszyli po schodach na górę. I dotarli wkrótce do obszernej i wypełnionej poduszkami sali. Na środku tej sali stał okrągły stoliczek z karafką z czerwonym winem, kilka kryształowych kielichów i słone ciasteczka.
No i był


...Zingnoff Aidien Parrington czwarty. Co akurat było do przewidzenia. W tej chwili krwistowłosy gnom rozmawiał ze swoimi gośćmi. Jednym z gości była Tausersis. Droga negocjatorki, znów przecięła się z drogą drużyny. Co było wszak zrozumiałe, w końcu podróżowali w tym samym kierunku.
Natomiast jej towarzysz, wydawał się i Teu i magini znajomy. Oboje byli pewni że gdzieś już wiedzieli owego calishytę.


o dźwięcznym imieniu Abismal. “Dżinista” był bowiem lekko posiwiałym na brodzie, ciemnowłosym magiem, w prostym turbanie i czerwonych szatach na który narzucił czarny płaszcz. Ów Abismal szczególne zainteresowanie przejawiał wobec magini, wypytując ją o preferencje magiczne i ulubiony żywioł. Niewątpliwie na jego zachowanie i uśmieszki rzucane trójce kobiet obecnie znajdujących się w pokoju wpływ miało i wino i erotyczny magnetyzm jakim promieniowała Tau.
Niemniej po wyjściu przewodnika z pokoju, to Zingnoff grał pierwsze skrzypce. -Zdobyliście wszystkie kostki mam nadzieję? Źle by się stało, gdyby było inaczej. Macie je, prawda? Dobrze ich pilnujcie. Przyjdzie czas, że spełnią swą rolę, oby. Ach... dopadła was klątwa Demogorgona, to było do przewidzenia...- uśmiechnął się i łyknął.- Uprzedzając pytanie, nie wiedziałem czy traficie na klątwę. Przyszłość nie jest z góry ustalonym ciągiem zdarzeń, a raczej ciągiem prawdopodobieństw. Pojawienie się jednego wydarzenia implikuje zwiększenie prawdopodobieństwa kolejnych, a zmniejsza prawdopodobieństwa pozostałych wydarzeń. Dlatego ta cała dywinacja jest tak mętna, zwłaszcza, gdy się wróży daleko w przyszłość. Zresztą, jak mu tam było, Roger... Ów Roger dostał ode mnie ciasteczka z wróżbami, trzeba było z nich korzystać, zanim się przeterminowały.
Splótł dłonie razem i rzekł.- Klątwa którą was dotknięto, nie jest łatwa do zdjęcia. Zwykła niskopoziomowa magia kapłańska nie pomoże. Cud lub Życzenie może zawieźć, a epicka magia... jest trudno dostępna. Ale...- uśmiechnął się gnom.- Cóż to jest za problem dla Króla Slaadów i Wielkiego Maga Chaosu ?
Po czym dodał.- Jest sposób na to by się pozbyć smyczy władcy demonów. Mogę wprowadzić was w trans i posłać wasze dusze, by przecięły łączące was więzi z Demogorgonem, ale....- tu zamilkł przez chwilę.- Nie będzie to bezpieczne zadanie. Więzi bowiem strzeże specyficzny strażnik. Każde z was będzie się musiało samotnie zmierzyć ze swym największym wrogiem. Przegrana oznacza śmierć. Zwycięstwo, zerwanie więzi z Demogorgonem i pozbycie się klątwy.Wybór należy do was.
Po czym dodał z uśmiechem oferując tacę z wypiekami nowo przybyłym.- Komuś ciasteczko?

Trójka towarzyszy weszła do tajemniczej karczmy. Pozostała skupiła się niedaleko od nich. Sabrie jako doświadczona wojowniczka wiedziała, że błędem było wpuszczać do karczmy dwójkę magów i dziewczynę która specjalizowała się w atakach dystansowych.
Lepszym pomysłem byłoby wybranie bardziej zbalansowanej grupy. Czyli Missy lub Roger, kapłan lub ona sama, magini lub Teu.
Ale cóż... mleko się rozlało. Pozostało się przygotować do nocy i rozważyć kwestię dotarcia drużyny w może jeszcze bardziej uszczuplonej liczbie. Wszak jeśli tamta trójka zginie, zostanie już jej Roger do pomocy. A wszak nadal pozostał nierozwiązany problem klątwy, ścigających ich złych organizacji, tajemniczej wyprawy paladyna, napaści erynii.
Sabrie i Roger obserwowali zachowanie Vraidema, wszak po nim mogli poznać, czy trójce niepokornych osobników coś grozi. Póki, co jednak wieści przekazywane Sabrie za pomocą telepatycznej rozmowy między elfim chowańcem, a czteronożną towarzyszką broni wojowniczki były uspokajające, acz niepokojące zarazem.

Karczma rzeczywiście była nie z tego świata. Byli oczekiwani, jak się okazało, przez właściciela chatynki stojącej tuż obok tego planarnego przybytku. Na miejscu była też Tausersis, co wywołało nerwowy dreszczyk na skórze Sabrie. Jak dotąd błękitna czarodziejka okazywała się równie przydatnym sojusznikiem co kłopotliwym. Imię Abismal, zaś nie wywołało, żadnych skojarzeń, choć poprzez swojego chowańca Teu zapewniał, że gdzieś już widział tego maga. Zgodnie z tym co mówiła Tausersis, Abismal towarzyszył jej w podróży do Everlund. A spotkali się w Yartarze. I od tego spotkania podróżują razem. Ciekawszą jednakże informacją, jaką przekazał Teuivae' Vaelahr Nantar, była szansa na uwolnienie się od klątwy. Wielce ryzykowna szansa, ale jednak.

Gdzieś w Wysokim Lesie...
Dwie przemierzające las sylwetki, elfka i zabójca. Łowczyni i ofiara. Przy czym ofiara co jakiś czas zmieniała postać, stając się elfem, czarodziejką, orklinem. Nie mogło to zmylić jednakże łowczyni. Tropiła zawzięcie, atakowała znienacka. Wreszcie brzękła cięciwa, strzała przeszyła krtań uciekiniera, który upadł na ziemię charcząc i wijąc się w agonii. Po chwili znieruchomiał i zamarł.
Postać powoli traciła ludzkie cechy stając się szaroskórym humanoidem o czarnych oczach.


Doppelgangerem i to wyjątkowym jak na swoją rasę. Ale morderczyni to akurat nie obchodziło. Dokonała swej zemsty.

Polana w Wysokim Lesie. Pobojowisko zasłane trupami, głównie ludzie, ale były i zwłoki orków, oraz elfów. Pobojowisko ogołocone przez zwycięzców ze wszystkiego wartościowego.
Trzepot skrzydeł. Erynia o krwistoczerwonych piórach ląduje wśród trupów i zaczyna się rozglądać po pobojowisku. Na jej twarzy maluje się zaskoczenie. Nie widać na niej ni cienia żalu, ni odrobiny sympatii wobec poległych tu istot. Znajduje wśród trupów ciało które szukała. Zwłoki diablęcia zwanego za życia Carld Glenn. Jednym ruchem miecza pozbawia nieboszczyka głowy. Podnosi się uśmiechając się. Spogląda w oczy trupa, wybuchając coraz głośniejszym śmiechem. W końcu ciska głowę i odlatuje w górę. Jest już bowiem wolna, może czynić co chce... I tak się składa, że ma kilka pomysłów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-12-2011, 10:55   #549
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niespodzianka była, na dodatek przednia. Karczma, której nie powinno tu być, ze znajomymi, którzy, prawdę mówiąc, nie wiadomo skąd i czemu się tutaj znaleźli. No i oferta, nad wyraz ciekawa. Możliwość wydostania się z serdecznego uścisku paskudnej klątwy. Pytanie tylko, czy propozycja była uczciwa i to w każdym znaczeniu tego słowa. Zingnoff mógł ich po prostu okłamywać i podczas owego transu pozbyć się ich bez problemu. W końcu kto mógł wiedzieć, co kryło się w głowie Króla Slaadów i Wielkiego Maga Chaosu, dwa w jednym.
Poza tym nie wiadomo było, czy i jakie mają szanse na wyjście cało z takiej próby. Wszak mogło się okazać, że części z nich ta sztuka się nie uda. Kto wtedy doprowadzi misję do końca? Szczególnie gdyby przesłodka Dru miała pecha i nie przeżyła uwalniania się od klątwy.
Jaki jednak mieli wybór? Albo spróbować teraz, albo walczyć z czasem i nasilającą się klątwą. Na dodatek z tego, co mówiła Dru, wynikało, że szansa znalezienia pomocy w ciągu najbliższych dni była dużo mniejsza, niż szansa znalezienia dziewicy w portowym burdelu.

Jeszcze raz powtórzył w myślach informacje, jakie do niego dotarły.
Rytuałowi mieli się poddać wszyscy, równocześnie. Szkoda, lepiej by było robić to po kolei - można by się wtedy wycofać, gdyby liczba niepowodzeń przekroczyła jakiś tam limit. Miało to trwać około godziny. Byle tylko w tym czasie ktoś nie podprowadził im armaty. Co prawda przez ową godzinę nikt daleko by nie uciekł... Chyba że przez Plany czy jakieś teleporty. Wtedy by było całkiem wesoło... Warto by się zabezpieczyć przed takim przypadkiem. Tylko kto miałby pilnować armaty, wozu, koni? Vraidem? A może ich ulubiona negocjatorka, Tau?

Jak widać nie tylko on miał wątpliwości...
- Ja mam tylko pytanie kluczowe... - powiedziała Sabrie, gdy wszyscy, po kolei, zgłaszali chęć poddania się rytuałowi. - Kto, do wszystkich demonów, popilnuje armaty, jak my wszyscy się będziemy od-klątwiać?! Pies?! Czy ta karczma ma jakąś międzywymiarową stajnię?

Kto popilnuje? Potencjalny samobójca? Mają jakiegoś pod ręką? On sam w każdym razie nie miał zamiaru zostać na straży.
Poza tym wiadomo, że kto nie ryzykuje... Jeśli pozbędą się klątwy, to w razie konieczności będą próbować odzyskać armatę, w taki czy inny sposób.

- Żadne wyjście nie będzie idealne, ale poddanie się odklątwieniu - Roger skorzystał ze słowa wymyślonego przez samozwańczą przywódczynię ich grupki - daje nam jakąś szansę.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-12-2011, 11:37   #550
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Tawerna była... niepokojąca. To chyba pierwsze słowo, które pojawiło się w głowie elfa po tym jak znalazł się w środku. Niepokojącym było jak cienkie były tutaj granice między planami, jak łatwo plątały się ze sobą... jakby karczma ta była miniaturowym Sigil, Miastem Drzwi.

Przewodnik zaprowadził ich do gnoma, a ten z kolei wytłumaczył im sytuację.

"Kostki..." - powtórzył w głowie kiedy tylko gnom o nich wspomniał; elf wyprostował się. Niestety nie zdołali wszystkich zabrać - nie mieli na to szans, ale to co im się udało elf pozostawił w opiece Sylphi uznając, że jako wyznawczyni Mystry ma pewną wiedzę o tej magii. Ostatnie wydarzenia tak bardzo zajęły uwagę elfa, że niemal zupełnie zapomniał o kostkach. Teraz czuł zimny pot skraplający się na jego czole. Kiedy tylko będzie okazja musi o nich porozmawiać z Sylphią.

Wkrótce pojawiła się kolejna porcja sojuszników, których elf zawołał poprzez swojego chowańca. Mieli wątpliwości... co było zupełnie normalne, ale Teu... Teu był w głębokiej zadumie. Fakt, że gnom tyle wiedział, że Tau i jej towarzysz właśnie tu i teraz się pojawili... elf miał swoje podejrzenia, lecz były na tyle szalone, że postanowił je zachować dla siebie. To kim lub czym mogli być było niepokojące, jednak właśnie z tego powodu elf darzył ich pewnym zaufaniem. Jeśli miał rację... to ich pomoc bardzo się przyda.

-Po co te nerwy? Zingnoffie czy musimy przejść ten test wszyscy na raz czy możemy to robić w turach? Część byłaby zdawałaby test, a część... robiła inne rzeczy. Tau na pewno rozumie naszą ostrożność?- odezwał się na koniec do czarodziejki szukając w niej poparcia.
 
Qumi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172