Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2010, 15:25   #241
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy ułożył się do snu po morskiej bitwie obudził się późnym popołudniem. Po ranach nie było żadnego śladu, czuł się jak nowo narodzony. Był świadom tego, że przez bardzo długi czas dni będą wyglądać tak jak teraz, czyli jednym słowem – monotonia.

Jakby na to nie spojrzeć marynarze nie darzyli Bronthiona zaufaniem, zapewne przez wygląd, może przez dziwne spojrzenie, albo inne rzeczy, które sami sobie ubzdurali. Jednym z nielicznych, którym nie przeszkadzało to wszystko był elfi łowca Ilian, który zajął hamak tuż obok niego, reszta jakby mogła najchętniej zostawiłaby wolną przestrzeń kilku „łóżek”, lecz na ich nieszczęście wyboru nie mieli żadnego.

Wcale mu nie przeszkadzała perspektywa leżenia brzuchem do góry przez długi czas. To będzie całkiem miła odmiana od ciągłych ucieczek i podróży. Wiedział, że później taka okazja prędko się nie powtórzy więc lenił się tak często jak się dało. Razu pewnego odwiedził go Stormak, który podarował mu egzotycznie wyglądający sztylet.

-Trzymaj.- rzekł do Bronthiona, wręczając mu rozpoznaną broń. -Jak obiecałem. Dzięki wplecionej w ostrze magii, potrafi przebić większość niemagicznych pancerzy. Ponadto rani przeciwnika magią chłodu.- wyjaśnił.

Przyjął podarunek z wdzięcznością i natychmiast zaczął swoją nową broń dokładnie badać.


Ostrze było chłodne w dotyku, lodowate wręcz. Rękojeść dobrze trzymała się w dłoni, cała broń była również bardzo lekka. Kiedy nikt nie patrzył wbił klingę sztyletu w podłogę, weszła bez problemu. Dotknął palcami dziury przekonując się o magii zawartej w broni, okolica „rany” była bardzo zimna, a na samym dole znajdowało się trochę… lodu ? Nowy nabytek zdecydowanie przypadł mu do gustu.

Wreszcie przyszłą pora na pierwszy wspólny posiłek. Marynarze bez wątpienia byli ludźmi i też jeść musieli, a cała drużyna na tym skorzystała. Kapitana o dziwo nie było, pewnie zajęty był jakimiś ważnymi sprawami w stylu łatania dziurawego buta czy wyciąganiu robactwa z włosów czy ubrania. Pierwszy kęs…
Rozumiał, że na morzu nie powinien liczyć na delikatesy, ale nie zamierzał się zmuszać do jedzenia tego. Mógł przeżyć bez pożywienia, ale z pewnością innym wydałoby się to bardzo podejrzane… musiał coś wymyślić by temu zaradzić.
Po skończonym posiłku zupełnie „przypadkiem” podążał za okrętowym kucharzem, dobry człowiek doprowadził go do kuchni gdzie napewno znajdowały się jakieś przysmaki zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Harvela. Nie wszedł tam w tej chwili, postanowił zajrzeć tu później, miał pewien pomysł.

Wybiła północ czyli pora była odpowiednia by udać się na „polowanie”. Kiedy szedł nie zwracał niczyjej uwagi, każdy zajęty był własnymi sprawami toteż szybko dotarł w pobliże kuchni. Ukrył się za jakimś dużym pudłem stojącym w pobliżu i czekał aż okolica opustoszeje. Po chwili droga była wolna, szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi kuchennych, które okazały się zamknięte. Nie była to jednak przeszkoda nie do pokonania. Dzięki wytrychom udało mu się dostać do środka lecz niestety na pierwszy rzut oka nie było tu nic ciekawego. Wytężył, więc słuch i wzrok w poszukiwaniu ukrytych schowków. Mniej więcej po środku głównego stołu pod dużym garnkiem znalazł pierwsze ukryte miejsce. Podwadził sztyletem niewielką deskę, która o dziwo wyskoczyła bez problemu, zapewne była używana dość często. W środku znajdowała się mała flaszka z gorzałką. „Wiadomo już dlaczego kucharz chodzi zawsze radosny”.

Nagle usłyszał głosy za drzwiami, jeśli prędko stąd nie wyjdzie to będzie zmuszony siedzieć tu do rana, a to mu niezbyt pasowało. Nie miał czasu do stracenia, schował do kieszeni flaszkę, kiełbasę leżącą na wierzchu, oraz kawałek czerstwego chleba. Wyczekał aż odgłosy za drzwiami ucichną i wyszedł nie zapominając o zamknięciu drzwi. Wrócił na swój hamak, obok siedział Ilian, który nieco zdziwiony popatrzył na Bronthiona opróżniającego kieszenie z jedzenia i gorzałki.

- Nie przypadło mi do gustu to co dziś nam dali, więc musiałem sam o siebie zadbać. Tylko nikomu o tym nie mów –wskazał na gorzałkę i rzucił ją elfowi- Napij się jeśli chcesz, swoją drogą odpuszczę sobie te nasze ogólnookrętowe spotkania przy miskach, jak będę chciał to sobie sam załatwię.

Oczywiście łotrzyk nie robił tego często, czasami pokazywał się z jedzeniem żeby podejrzeń nie wzbudzać. W końcu ktoś kto by nie jadł dwa lata, a dalej chodził i do tego gadał byłby dość dziwnym zjawiskiem.

***

Bronthion większość dnia spędzał pod pokładem, zazwyczaj spał. Nocą natomiast wychodził na zewnątrz. Początkowo obawiał się zbytnio zbliżać do burty, ale z czasem to minęło. Spoglądał na taflę wody, w której odbijały się promienie księżyca. Nie mógł się sobie nadziwić jak polubił ten widok, woda zawsze kojarzyła mu się ze śmiercią, ale teraz przekonał się że miała w sobie coś pociągającego, coś… pięknego.

Kolejnym zajęciem jakiemu oddawał się stojąc na pokładzie było obserwowanie gwiazd. Na pełnym morzu wyglądało to o wiele ciekawiej niż w zakurzonym i brudnym mieście, takie przynajmniej odnosił wrażenie. Spośród milionów ciał niebieskich jakie przyszło mu obejrzeć w trakcie podróży zwrócił szczególną uwagę na jedno z nich. Gwiazda znajdowała się zawsze przed nim, świeciła jasno ilekroć by na nią nie spojrzał, jakby chciała podtrzymać na duchu i wlać nadzieję w jego serce… miał je jeszcze ? Otoczona była jakby kołem adoratorów przez mniejsze i ciemniejsze gwiazdki, głównie przez to nazwał ją „Damą”. Nie dbał o to czy brzmi to głupio czy nie, takie było jego pierwsze skojarzenie i tak już zostało. Ile razy znalazł się na zewnątrz szukał jej, a ona była, wciąż świeciła jasno, a zainteresowanie innych gwiazd jej „osobą” wcale nie malało.

Kiedy tak wpatrywał się w nią jego wnętrze uspokajało się. To było dziwne uczucie, odkąd pamiętał zawsze czuł pewien niepokój, zastanawiał się co będzie gdy dowiedzą się kim jest? Czy znów zakończy się to ucieczką? Czy tym razem może mu się nie uda? Myśli było wiele, stanowczo zbyt wiele by je tu opisać, ale te dwa lata rejsu spokojnie wystarczyły by każdej z nich poświęcić dłuższą chwilę.

Od czasu do czasu spotykał Iliana, widział także Paula razem z Vershlą, która przestała na Bronthiona oddziaływać tak jak wcześniej, może to uspokajający wpływ Damy ? Ciężko było stwierdzić, mimo to przypatrywał się jej czasami. Robił to bardziej z czystej ciekawości niż jakichkolwiek innych pobudek. Nie starał się ukrywać swojego wzroku, dlaczego miałby to robić? Codziennie czuł jej zapach, a po jakimś czasie wreszcie uświadomił sobie pewną rzecz. Przypominała mu jego mistrza, a raczej mistrzynię choć słowo „przypominała” może być zbyt silnym słowem. Jej woń przypominała mu to wspomnienie, a raczej dwa wspomnienia. Pierwsze gdy nie miał już sił uciekać, ujrzał twarz tej, która uczyniła go tym kim jest. Drugie gdy obudził się w tym samym miejscu i żył, a raczej „żył” a przy nim nikogo nie było.

Bronthion spotkał kiedyś pewnego wampira. Różnił się on od niego niczym krew i woda. Ów krwiopijca powiedział łotrzykowi wiele rzeczy, uświadomił mu jak bardzo jest… wybrakowany. Był jak dziecko wychowujące się na ulicy nie znające żadnych zasad. Wśród wampirów był obcym, wśród ludzi był obcym, gdzie więc było jego miejsce ? By znaleźć odpowiedź na to pytanie musiał odnaleźć tę dzięki, której stał się dzieckiem nocy. Szukał, szukał długo lecz bezskutecznie. W końcu zaprzestał, skupił się na tym by przeżyć, a Vershla chcąc nie chcąc przypomniała mu o tym. O tym co powinno być dla niego najważniejsze. Kiedyś jej za to podziękuje, kiedyś.


- Ląd ! Ląd przed nami !

Bronthion zerwał się z hamaka i wybiegł na zewnątrz by na własne oczy zobaczyć tajemniczą wyspę. Nie zawiódł się, ląd spowity był gęstą mgłą pogłębiającą wrażenie tajemniczości i ukrytego zagrożenia. Powietrze jakby nieco się zmroziło, a powiewy wiatru silniej uderzały w twarz. „Coś cholernego wisi w powietrzu… coś bardzo złego” jego serce przyspieszyło, czuł jakby gdzieś w trzewiach pełzał mu obślizgły robal, „To lęk czy mi się wydaje?” na tę myśl oblizał usta podekscytowany. Czuł jakby coś przyciągało go, coś znajdującego się w głębi wyspy.
Nie mógł przebić wzrokiem mgły, rozejrzał się po pokładzie i dostrzegł jeden z masztów. Wdrapał się na niego na wysokość kilku metrów i skupił wzrok na widocznej z pokładu chacie. Nie dostrzegł niestety nic istotnego, więc postanowił spróbować czegoś innego. Zamknął oczy i starał się skierować swe myśli przed siebie, starał się wyczuć obecność czegokolwiek.
Otworzył oczy „Ktoś tam jest” mimo wysokości zeskoczył z masztu i wylądował miękko, natychmiast po tym podbiegł do towarzyszy.

- Ktoś tam jest, w tej chacie, czuję to. Nie wiem kto, nie wiem ile osób, ale ktoś napewno. Bądźmy ostrożni, mam cholernie złe przeczucia, musimy być stale czujni, wy też to czujecie prawda ?

Może i nie powinien wspominać o „wyczuwaniu” ale w tej sytuacji zapomniał o ostrożności, teraz każdy będzie musiał dać z siebie tyle na ile go stać by przeżyć.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 25-01-2010 o 21:35.
Bronthion jest offline  
Stary 25-01-2010, 17:06   #242
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kiedy już się ocknął ze zmęczenia, leżał tam gdzie go zostawiono. Po pokładzie kręciło się jeszcze kilku marynarzy, który doglądali i łatali okręt. Wszyscy pozostali ulotnili się gdzieś.

-Zimno - wycedził sam do siebie. Nikt nie raczył go nawet obudzić, czy też pomóc mu. -Cholernie zimno !

Wstał, a nogi z każdą chwilą odmawiały mu posłuszeństwa. To nie było pierwsze lepsze zmęczenie. To było wyczerpanie. Dwie walki na śmierć i życie, najpierw na lądzie, a potem na okręcie były nie lada wyczynem. Dwa razy na domiar tego wpadł w wściekłość, co osłabiało go niewiarygodnie.

Kiedy już dopomógł sobie opierając się o burtę, poczuł jak skrzep krwi pęka, otwierając mu ranę. Krew ponownie zaczęła sączyć się wolnym strumykiem poprzez szczeliny w kolczudze. Kilku z marynarzy przyglądało się temu co robi, ale bali się do niego podjeść. Albo po prostu nie mieli ochoty tego zrobić. Nagle doznał olśnienia. Przed bitwą postał pelerynę, która rzekomo może leczyć. Skoncentrował się na ów przedmiocie, ale to raczej nic nie dało. Zachodząc w głowę, starał się przypomnieć sobie, jak z owego płaszcza skorzystać. Smużył oczy, wypowiadając starą orkową modlitwę. Każde słowo wypowiadał starannie, i uważnie. Po chwili powietrze wokół niego zafalowało, a rana która broczyła krwią, po woli zasklepiała się. Ork zadowolony z siebie, ruszył do swego hamaka podpierając się mieczem.

***
Dnia kolejnego, kiedy po raz tysięczny przeklinał ten pokład i to morze, wyszedł jak co dzień potrenować. Na sam przód wykonał serie pompek, potem jeszcze wiele rozmaitych ćwiczeń, po czym chwycił za miecz. Markując udawane ciosy, starał się uderzać jak najlepiej potrafił, lecz z małą siłą. Pozostali raczej nie wchodzili mu w paradę, nie chcąc oberwać stalą w głowę. Po pewnym dłuższym czasie, kiedy ćwiczenia stawały się już nudzące, ktoś nad jego głową wydarł mordę. Coś tam zobaczył, lecz on sam przez tą śmietanę by nie dostrzegł smoka. Nagle na pokładzie zapanował harmider i chaos. Najwidoczniej dotarli do celu. Nareszcie !

Zerwał się do swojej pryczy, gdzie leżały jego manele. Zbroja leżała zawinięta w jego starą pelerynę. Na pokładzie nie była mu potrzebna. Ubrał ją tak jak się należy, przewiązał rzemienie, i przypiął miecz do pleców. Teraz był gotów na wszystko.

-Czas coś obić - powiedział sam do siebie. Uśmiech jaki tej wypowiedzi towarzyszy, był iście diabelny. Wybiegł na pokład, skąd widać już było lepsze zarysy lądu. Pozostali już powoli zbierali się na pokładzie.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 27-01-2010, 17:54   #243
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Rozmowa z czarodziejką niczego niestety nie wyjaśniła. Wciąż bowiem nie było wiadomo kto tak właściwie nie chciał, by kompania wyruszyła w swoją podróż. Cóż najwyraźniej trzeba było zdać się na czas i szczęście, którego udzieli im bogini, w rozwiązaniu tej zagadki. Dlatego Mordimer po rozmowie z czarodziejką udał się na spoczynek do wspólnej kajuty. Po drodze został jeszcze zagadnięty przez Stormaka. Niesamowite krasnolud podziękował mu za pomoc w uleczeniu ran i jeszcze obiecał się odwdzięczyć. Kto by pomyślał, że po poprzedniej szorstkości maga można się spodziewać od niego takiego gestu. Kapłan skinął odchodzącemu Stormakowi głową. Nie zamierzał bagatelizować obietnicy rewanżu. Wiedział, że krasnoludy nie łamią danego słowa honoru i cieszył się, że mag teraz jemu pomoże. Z tą myślą ułożył się na jednym z wolnych hamaków we wspólnej kajucie i zapadł w regenerujący sen.

***

Nuda. Wszech ogarniająca nuda. To właśnie było najgorszego w długich morskich podróżach. Co prawda parę razy było niebezpiecznie, kiedy złapały ich przelotne sztormy, ale po za tym nie działo się nic. Człowiek wychodził na statek oparł się o jedną burtę, a za nią morze. Robił parę kroków, druga burta i znowu morze. Łaskawa Tymoro jak można kochać żeglugę, kiedy człowiek prawie umiera z nudów. Mordimer starał się wypełniać sobie czas różnymi zajęciami. Pomagał kwatermistrzowi w magazynie, kucharzowi podczas przygotowywania posiłków, wszystko byle tylko coś robić, by nie zgnuśnieć tutaj do końca. Codziennie też się modlił i prosił Uśmiechniętą Panią o jak najszybsze zakończenie rejsu. I w końcu po niemożliwie długim czasie jego modlitwy zostały wysłuchane.

***

Mordimer wraz z resztą kompanów wyszedł na pokład, by bliżej przyjrzeć się wyspie, na której mieli najwidoczniej spędzić dłuższy kawałek czasu. W sumie nic szczególnego. Wyspa jak wyspa. Kawałek lądu i tyle. Ciekawe co takiego szczególnego widzą w niej ich pracodawcy. Kapłan był gotowy wyruszyć, by zbadać wszystkie sekrety zbliżającego się lądu. Wreszcie zakończy się ta wszechogarniająca nuda. Czas zacząć działać.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 01-02-2010, 15:00   #244
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Po kilku chwilach marynarze spuścili na wodę niewielką łódź. Wszyscy rekruci wraz z Sorinem i Arinem kolejno weszli na jej pokład. Ptaki przywołana przez Stormaka nie mogły zapewne wypatrzeć zbyt wiele. Jak okiem sięgnąć, w głąb lądu rozciągała się tylko gęsta puszcza. Kres miała dopiero u stóp odległych gór, których szczyty skryte były w gęstej mgle. Co bardziej zaskakujące - pełen zieleni. Nawet nieporośnięty drzewami skrawek ziemi, tuż za plażą pokrywał zielony dywan z trawy. Wiosna dopiero się zaczęła, we Fearunie o tej porze roku zapewne nikt nie spodziewałby się jeszcze tak bujnej zieleni.
Arin wydawał się spokojny, jednak pod zieloną szatą podróżnika, dłoń jego cały czas spoczywała na rękojeści miecza. Przez cały czas patrzył w kierunku lądu, dokładnie badając każdy jego skrawek.
- Pamiętajcie, żeby nie dać ponieść się emocją ... Wątpię aby w chacie był ktoś wrogo nastawiony.


Przez długi czas obserwowali w milczeniu jak ląd staje się wyraźniejszy, coraz bliżej nich. Cisza pełna napięcia, zaburzana jedynie przez rytmiczne uderzenia wioseł o wodę. W końcu łodzią wstrząsnęło, i usłyszeli charakterystyczny dźwięk - kadłub szorujący o piaszczyste dno.
Arin nie zwlekał, i śmiało wyskoczył z łodzi. Byli jeszcze zbyt daleko od brzegu by uniknąć zmoczenia nóg. Wojownikowi w zielonej szacie, ta sięgała nad kolana. Chwycił ręką za przygotowany bolec i zaczął ciągnąć łódź w dalej, po chwili przyłączyło się do niego kilkoro z rekrutów. Zimna woda, nawet u najwytrwalszych , powodowała ból skóry, oraz charakterystyczne łupanie w kościach. W dodatku zimny wiatr, dalej uderzał o ich twarze.
W końcu stanęli na suchym lądzie. Paul pomógł zejść Vershli z pokładu, lecz ta , kiedy tylko dotknęła stopami piachu niewielkiej plaży ( pas zaledwie metrowej szerokości ) , wyraźnie zadrżała. Spojrzała w kierunku Stormaka, jakby badając jego reakcje.
Krasnolud zapewne poczuł to samo co ona - niesamowitą magiczną aurę. Nie niezwykle silną. Jej niezwykłości polegała raczej na tym... iż wytwarzało ją wszystko dookoła. Las, trawa, liście, piasek - wszystko posiadało, dla zmysłów czarodziei, niemal namacalną . Kapłani z pewnością też mogli tego doświadczyć, być może jednak nie w tak mocnym stopniu jak para magów.
- Panie bosman, razem z Helmitą pilnujcie łodzi. W razie czego musimy mieć się gdzie wycofać. - Arin zaczął wydawać rozkazy. - Bronthion i Ilian, widzicie tamte zarośla za chatą ? Świetnie. Sprawdzicie co tam jest, ale nie włazić mi dalej niż na dziesięć , piętnaście stóp. Rozejrzyjcie się tam. - Spojrzał na Orka.- Ty zielony przyjacielu będziesz pilnował naszych piromanów.- uśmiechnął się lekko do Stormaka.- Zatrzymacie się w połowie drogi między łodzią a chatą. I miej oczy szeroko otwarte. W razie czego, będziecie wiedzieć co robić, nie ?- cały czas mówił szeptem, a z jego ust wydobywał się biały obłok pary. - Paul i Mordimer. Wy idziecie ze mną do chaty.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2pxFcFI6lvg&feature=related[/MEDIA]
Upewnił się , że wszyscy dokładnie zrozumieli jego polecenia, po czym dał sygnał i ruszyli. On wraz z Paulem i Mordimerem przykucnięci, lekkim truchtem prosto w kierunku chaty. Kątem oka obserwował poczynania wysłanych zwiadowców - Bronthiona oraz Iliana.
Trawa porastająca gęsto glebę, była sztywna, pokryta lekkim szronem. Trzeszczała pod ich ciężkimi butami, jednak nie było na to rady w obecnej sytuacji. Zbliżyli się w końcu do jednej ze ścian budynku. Arin przycisnął do niej plecy i wysunął ostrze miecza. Rzucił przelotne spojrzenie w kierunku Geraxa, Stormaka i Vershli, którzy mieli być ich ratunkiem w razie nieoczekiwanych kłopotów. Następnie skinął głową podążającej za nim grupie.
Sunąc niemal plecami po drewnianej ścianie, minął narożnik, i skierował się pod same drzwi. Do niewielkiej szczeliny między framugą a nimi, przycisnął ucho nasłuchując w bezruchu dźwięków ze środka. Po chwili skinął głową, decydowanym ruchem odskoczył od ściany, obracając się jednocześnie na nodze tak, by manewr zakończyć twarzą skierowaną w kierunku drzwi.
Potężne kopnięcie otworzyło je z hukiem. Kolejno wpadli do środka.
- Mieczy nie unoszą na swoich, to krzywda się nikomu nie stanie !- wrzasnął Arin, kiedy czterech mężczyzn znajdujących się w środku , poderwało się do góry z posłań chwytając za broń.
Na chwilę zapanowała cisza, po czym jeden z mężczyzn odezwał się niepewnie.
- K... Kim wy jesteście ? Czego szukacie w tej samotnej chacie ! Mało niedoli nam ta ziemia dała ? Jeszcze sami musim sobie jej przyprawiać ?!
- Jesteśmy najemnikami wysłanymi z Waterdeep przez Spółkę Kupiecką Gentrash'a.
- Tyś zmysły postradał , a? Kto tutaj nie jest nim !
- Właśnie przybyliśmy...

Słysząc te słowa oczy mężczyzny wyraźnie się rozszerzyły. Przełknął ślinę i przez chwilę w milczeniu badał ich kolejno spojrzeniem.
- na wszystkie skarby Fearunu ! Mielikka czuwała nad swym sługą ! - poderwał się na równe nogi i podbiegł do Arina. Na chwilę uspokoiło go ostrze przysunięte pod samą twarz.
- Przyjacielu, myślisz , że któryś z nas skrzywdzi wybawcę zesłanego przez samą Mielikke ? Niech uścisnę twoją dłoń !
Dopiero teraz zrozumieli, że całą czwórka była czystej krwi elfami.

Elf uścisnął całej trójce dłonie.
- Wołają mnie Faereth. Wraz z moimi braćmi byliśmy pewni , że pomoc już nie nadejdzie. Że przyjdzie nam umrzeć na tej przeklętej wyspie !
- Spokojnie przyjacielu, spokojnie. Pozwolisz , że zawołam tutaj pozostałych i wszystko nam opowiesz ?
- Naturalnie.
- odwrócił twarz do pozostałych elfów, i władczo rzucił im coś w rodzimym dialekcie. Tamci poderwali się do góry, i zaczęli uporządkowywać wnętrze obszernej chaty. Wnętrze zdawało się niezwykle przytulne. Palenisko wypełniało je ciepłem, do tego suszone zioła , mięso , ryby uwieszone gdzieniegdzie. Feareth wskazał na duży biesiadny stół wyżłobiony w konarach drzewnych, stojący pod ścianą.
- Proszę, zawołaj swych ludzi i spocznijcie.

Po chwili wszyscy zasiedli w ciepłym wnętrzu izby.
- Powiadajcie zatem przyjacielu. Do czego tutaj doszło ? Gdzie są pozostałości faktorii ?
- Och... To co widzicie wokoło naszej chaty, to jej pozostałości.
- elf opuścił smutne spojrzenie na blat stołu. W tym czasie pozostali postawili na nim już poczęstunek - plastry suszonego mięsa w ziołach oraz miód pitny. - Moja chata częścią powstałej wioski jest. Nie widać jej gołym okiem. Niedaleko stąd, głębiej w gęstwinie znajdują się jeszcze trzy chaty. Tam też żyją osoby, które postanowiły zostać tutaj...
- Postanowiły ? Mów jaśniej, proszę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CNX5386NfjE&feature=related[/MEDIA]
- To był dzień pełen okrucieństw... Myślę, że wszyscy bogowie odwrócili wtedy od tego miejsca swe spojrzenia. Być może jest to ziemia przez nich zakazana ? Być może stało się to wszystko, gdyż w swej próżności postawiliśmy tutaj nasze kroki ? Wykarczowaliśmy las. Wtedy było tutaj puste pole, wyjałowiona ziemia a na niej obsadzone domostwa, wzniesione z trucheł owych drzew. Tamtej nocy... Z lasu przybyły istoty... Niczym leśne duchy, jednak okute w żelazo. Pancerze ich, symbole na nich. Tak różne, i tak stare. Nosiły czasem herby królestw , które istnieją już tylko w Fearuńskich legendach. Nikt się tego nie spodziewał, dlatego też nasza obrona chaosem przepełniona była. Mimo to, odparliśmy szturm. Wszystkie statki odpłynęły, jednak morzem nagle wstrząsnęła wielka wichura. Widzieliśmy jak dwa odpływają dalej , resztę prąd zniósł gdzieś za skalny cypel, widoczny z brzegu u wejścia do tej zatoki. Większość budynków spłonęła, gdyż istoty przybyłe tutaj ogniem nie zasypały. Wierzcie mi lub nie... Ale dalsze wydarzenia, które wam zdradzę są prawdą ! Ten las... to co teraz tutaj widzicie. Puszcza ta z ziemi wyrosła tak obficie w przeciągu kilku miesięcy. Ci co się przy życiu ostali, rozeszli się we wszystkie strony. Kapłan Algen postanowił przebić się w góry, gdzie kiedyś kopalnie górnicy nasi założyli i tam szukać schronienia. Poszło za nim tuzin ludzi. Po nim odeszła kolejna grupa, a po niej następna i następna. Każdy chcąc szukać bardziej przyjaznego miejsca. Wieści od nich nie mamy żadnych, nie wiemy czy się im powiodło. Być może o nas zapomnieli ? Cóż się dziwić... Wszyscy byli pewni , że statki już nie wrócą. A działy się tutaj dziwne rzeczy. Co jakiś czas, w niewyjaśniony sposób ktoś znikał... Jednego wieczora kładł się na sen w izbie, bądź też wychodził na chwilę w puszczę i już nie wracał. W końcu ostaliśmy się tutaj tylko my. W sumie dwadzieścia dusz... Zostało dziewięć. Gdyż owe zniknięcia dalej mają miejsce. Żyjemy z jak pustelnicy. Z tego co oferuje nam puszcza... Ta sama, która chyba chce nas uśmiercić...




Gdzieś w nieprzeniknionej ciemności...
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RyoNWuKHrC0[/MEDIA]
W ciszy , otulonej przez ciemność zdawało się nie istnieć żadne życie... W tej próżni dla zmysłów, zdawał się nie istnieć czas. Jedynie dźwięk uderzającej o skałę kropli wody, co jakiś czas , był manifestacją istnienia tego miejsca.
Nagle, gdzieś pośród tej ciemności pojawiło się słabe, zielone światło. Z sekundy na sekundę coraz silniejsze. W końcu ukazując cały swój majestat - Obelisk wyciosany w przezroczystym krysztale. W jego wnętrzu , niczym owad w zastygłej żywicy, ciało człowieka . W czarnej szacie, spętane ręce i wykrzywiona w przerażeniu twarz. Na zawsze już.
- Saarshiee ... Saarshiee ...- echo rozniosło szept. Zdawać się mogło, iż wydobywa się z rozświetlonego obelisku.
- Jestem Mistrzu...- z mroku wydobyła się postać. Buty uderzały z hukiem, niesionym przez echo o kamienne podłoże.
- Saarshiee... Przybyli. Tak jak przewidziałem.
- Tak Mistrzu. Nigdy nie zwątpiłam w twe proroctwa.
- Już niedługo, Saarshiee... Już niedługo. Strzeż świątyni. One teraz są najważniejsze... Odnajdź kolejne podarunki. Napełnij Jeden Z Ośmiu , a cel nasz zostanie osiągnięty.
- Jak sobie życzysz. Moje ciało i umysł należą tylko do Ciebie, Mistrzu.
- Saarshiee ... Pamiętaj, aby mnie o wszystkim informować. I strzeż świątyni. Pamiętaj, że Oni się jeszcze nie poddali. Pamiętaj, że nie pozwolą nam tak łatwo Napełnić Ośmiu.
- Nie zapomnę Mistrzu .
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 01-02-2010, 19:01   #245
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Osiemdziesiąty trzeci dzień żeglugi

W czasie rejsu brodacz nie miał zbyt wiele roboty. Mógł jednak znaleźć sposób na nudy wiele łatwiej niż Gerax. Czarodziej podszedł do półorka i wejrzał na niego z tajemniczym uśmiechem. Podejrzewał, że waleczną postawą w porcie, jak i w czasie morskiej bitwy zaskarbił sobie choć trochę sympatii kompana.
-Skąd pochodzisz duży?- burknął pod nosem. Pseudonim, jaki nadał mu krasnolud nie był przypadkiem. Gabaryty półorka były dla Stormaka nieosiągalne, chyba, że po użyciu odpowiedniego zaklęcia. Ork zmierzył go wzrokiem, kiedy ten odważył się zagadnąć do niego bez żadnej obstawy, czy też magicznego przywołańca. Uśmiechnął się zacięcie w stronę rozmówcy
-Z stoków gór, z daleka z tond. Tam...- zmierzył krasnoluda ponownie wzrokiem-Prowadzimy naszym plemieniem otwartą wojnę z jednym krasnoludzkim klanem.-Splótł ręce na klatce piersiowej, oczekując odpowiedzi. Nie wiedział, czy aby nie uraził go tym, a jeśli już, to może znaczyć dwojako. Brodacz kiwnął głową.
-W mej rodzimej twierdzy również zielonoskórzy są uważani za jednego, z największych wrogów. Moi kuzyni, są jednak ludem zamkniętym w sobie. Niewielu tak na prawdę miało okazję poznać zielonoskórego, który nie chciałby ich zabić.- skomentował brodacz, spoglądając gdzieś w dal. -Jeśli uda nam się wrócić żywcem do Waterdeep, to po ukończeniu nauk w Gildii wrócę do swej ojczyzny i opowiem o półorku - wojowniku, który ramię w ramię walczył po mojej stronie.- uśmiechnął się kwaśno.

-Miło to słyszeć z ust wroga.- spojrzał na niego z wzrokiem pełnym zdziwienia. Nie sądził, ze kiedykolwiek będzie walczył ramie w ramie z krasnoludem. Ale lepszy krasnolud niż elf. -Jeśli przeżyjemy, to i ja może opowiem o tobie staremu szamanowi.- Krasnolud kiwnął głową porozumiewawczo.
-Jak myślisz, co ta na nas może czekać?- spytał spoglądając znów gdzieś w dal.
-Coś, to powinno być śmiertelne.- podrapał się po głowie -Bo jeśli nie, to biada nam. Lecz istnieje pewien sposób...- zamilkł na chwilę wpatrzony w kamrata - Tam gdzie me ostrze nie dotrze, winna dotrzeć twoja magia.- Brodacz zmrużył oczy. Jego kompan może zachowywał się odważnie ale widać było nie był głupcem. Nie potępiał magii, może też jej nie do końca doceniał, ale miał świadomość, że jest przydatna. Takie przynajmniej wnioski wysunął Stormak.
-Damy radę, nie?- spytał klepiąc towarzysza w ramię. -Damy radę, damy. Jak Ty przeciwnika nie rozłupiesz, to moja magia go wyśle w Otchłań.- dodał jakby sam chciał sobie odpowiedzieć na pytanie. Stormak odwrócił się i poczłapał w stronę przodku okrętu.

***

Stormak był spokojny. Kompani z którymi znajdował się na łodzi, byli godni zaufania i jeśli to co pokazali w czasie walki na okręcie, nie było kwestią umiejętności, to musieli mieć cholernego farta. Krasnoludowi to zupełnie wystarczało. Stormak wytężał wzrok w poszukiwaniu czegoś godnego jego uwagi. Brodacz wyskoczył z łodzi i chwilę szedł zanurzony w lodowatej wodzie, gdy w końcu wyszedł na ląd znieruchomiał. Jego oczy zastygły, wbijając gdzieś jakby martwy wzrok daleko w niebo. Mężczyzna nigdy czegoś takiego nie czuł. Całe te miejsce było nasycone olbrzymim potencjałem magicznym. -Na Azutha... Co to za miejsce...- syknął pod nosem kręcąc głową z niedowierzaniem. Początkowo myślał, że to miejsce zostało dotknięte konsekwencjami strącenia Mystry z niebios, w Czasach Kłopotów, jednak po chwili zwątpił. Magia chyba działała normalnie, czego dowodem były dwa przywołane orły, którym nic się nie stało. Czarodziej przełknął ślinę i wejrzał na Vershlię. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Też to czuła. Stormak wypuścił powietrze z ust i ruszył do przodu. Rozkazy, były jasne i klarowne. Gdyby, otrzymał inne to raczej by był zdziwiony. Wszak nikt nie posyła maga na zwiady, czy na pierwszą linię grupy, kiedy się wchodzi do niezbadanego miejsca.

Stanął więc. Był spokojny, choć lekko drżał z zimna. Był gotowy do ciśnięcia ognistym czarem, lub przywołania bestii z innego planu, która wspomogłaby walczącą część kompanów. Stormak zdziwił się jedynie, że Geraxowi nakazano stać z tyłu, kiedy to on powinien kopniakiem drzwi otwierać. Nie komentował, bo Gerax sam miał gębę i potrafił odezwać się o swoje. Mag przyglądał się z tyłu, jak towarzysze pakują się do chaty. Po chwili dobiegły z jej wnętrza krzyki, a potem już normalny ton głosu ich dowódcy. Arin przywołał pozostałych do siebie, zapraszając ich do chaty. W środku znajdowała się trójka elfów. Z tego co czarodziej wywnioskował okazało się że elfy są pozostałością po niegdyś sporej społeczności tej wyspy. Gdy towarzysze siedzieli przy stole, wysłuchując opowiadania Faeretha, krasnolud stał przy palenisku, grzejąc nogi i dłonie. Stormak słuchał z skupieniem. -A więc kapłan żyje.- odezwał się w końcu -A przynajmniej nie zginął w czasie walki z tymi dziwacznymi istotami.- dodał krasnolud. -Nie wiem jak wy, ale mi się zdaje, że trzaby było pozbierać, wszystkich którzy przeżyli i razem udać się w góry, odszukać tamtych. W kupie będzie raźniej. Dopiero, gdy będzie nas więcej, będziemy mogli zacząć myśleć o czymś innym. Niestety nie znam, żadnych zaklęć wieszczących, dzięki którym mógłbym poznać położenie pozostałych mieszkańców wyspy. Nie wiem jak Vershlia.- mag spojrzał na elfkę.
 
Nefarius jest offline  
Stary 02-02-2010, 13:56   #246
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Było niezbyt ciepło, przynajmniej na łodzi, gdzie pasażerów co chwila spotykały niemiłe niespodzianki w postaci licznych kropel wody niesionych przez chłodne podmuchy wiatru. Dobre było chociaż to, że fale były niskie i pozostawały za burtą, zamiast składać niezapowiedziane wizyty.
W końcu jednak i tak trzeba było zamoczyć buty, gdyż z nikt tych, co niegdyś założyli tu osadę nie pomyślał o tym, by zbudować chociażby byle jaki pomost.

Przeklinając w duchu tych, co nie pomyśleli o wygodzie następnych podróżników pomógł wciągnąć łódź na brzeg, a następnie wyciągnął rękę do Vershli, by pomóc jej w znalezieniu się na stałym lądzie. Jeśli wyspę można było tak nazwać...
Czarodziejka nieco zaskoczonym spojrzeniem obrzuciła Paula i chociaż skorzystała z pomocnej dłoni, to z całego jej zachowania można było wywnioskować, że gest ten w niczym nie zmienił jej stosunku ani do całej grupy, ani do wojownika w szczególności.

Informacja o tym, że w chacie ktoś jest w zasadzie była równocześnie i dużo warta, i nic. Teoretycznie oznaczać to mogło, że ktoś z budowniczych chaty przeżył. Równie dobrze mogli to być ci, co w pień osadników wycięli i zajęli chatę, by niepotrzebnie nie marznąć.
Na dwoje babka wróżyła, jak powiedzenie znane głosiło, zaś tutaj inne jeszcze mozliwości do głowy przyjść mogły, jak choćby rozbitkowie, co okręt stracili w te strony się zabłąkawszy.
Tak czy inaczej ostrożność zachować trzeba było, zatem podkradli się chyłkiem aż pod drzwi, które Arin kopniakiem otworzył.
Z zasadami dobrego wychowania sprzeczne to było nieco, natomiast z zasadami postępowania w sytuacjach potencjalnego zagrożenia - jak najbardziej.

Elfy cztery, co mieszkańcami chaty były, historię przedstawiły tego, co z osadnikami się działo.
Paul, buty susząc powoli i jedzeniem się częstując, wysłuchał opowieści o tym, jak z obrońcami wyspy walczono, jak po kolei grupki ludzi z wioski odchodziły, jak liczba tych, którzy pozostali, zmniejszała się coraz bardziej. Jakby ktoś uzupełnić zamierzał straty, jakie obrońcy wyspy w starciu z osadnikami ponieśli.
Może i tamci, co w owych starych zbrojach chodzili, też kiedyś tu wylądowali, takim czy innym trafem, a z nich i ich potomków siły zbrojne wyspy przed obcymi broniące stworzono.

- Czy zbadano ciała tych, co zbroje owe starożytne nosili? - spytał. - Czy kapłan mówił coś na temat charakteru tych istot? Skoro puszcza w miesięcy parę powstała, to pewnie i magia dziwna brać w tym udział musi. Ludzie zatem te zbroje nosili, czy elfy, czy też inne jakieś stwory?
- Zaś te zniknięcia, o których mówisz, Faerethu, odbywały się o określonej porze dnia czy miesiąca? Czy prawidłowość jakaś zachodziła, którą połączyć by można te odejścia?
 
Kerm jest offline  
Stary 02-02-2010, 18:17   #247
 
Xulux's Avatar
 
Reputacja: 1 Xulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodze
Rejs trwał długo, zresztą to słowo go nie określało. Tyle czasu spędzonym na jednym miejscu mogło dać człowiekowi w kość. Przynajmniej Cadomowi dało. Kapłan robił to co zwykle, znaczy się wstawał rano i kazdy dzień rozpoczynał od modłów do Helma, to akurat było jedyna normalna rzeczą którą mógł robic. Z początku bardzo sie nudził, próbował znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale nie był w stanie nic zrobic.
Po kilku takich dniach, starał się troche zaznajomić z nowymi kompanami, pożyczył tez kilka książek od Hervela, nie wiedział czy ksiażki nalezały do kapitana, czy po prostu znalazły się w kajucie kapitańskiej przez przypadek. Hervel od razu zgodził sie książki wypozyczyć. Nie byłyby one normalnie zbyt wielką rozrywką, ale w takiej sytuacji Cadom traktował je jak błogosławieństwo. Z radością przy świetle swiec czytał instrukcję żeglugii, ksiazkę o nawigacji i atlasy geograficzne.

Ocywiście nie na tym spedzał cały czas podrózy. Pamietał słowa Hervela ze sami w konu zaczną pomagać na statku. Wtedy w myslach wyśmiał kapitana, ale teraz przyznał mu rację. Z nudów zaczał pomagać kucharzowi przyrzadzać posiłki, praktycznie dzień w dzień, a poza tym starał sie pełnić wachtę z marynarzami, nauczył sie oporzadzać takielunek, czesto siedział w bocianim gniexdzie, a nawet szorował pokład na kolanach. I wcale nie uwłaczało to jego godnosci. Kilka razy musiał użyć swych zdolnosci leczniczych, gdy ktoś się zranił, albo zjadł coś nieświerzego.
Poza tym Kapłan zaprzyjaxnił się z kilkoma marynarzami, i często ze sobą rozmawiali, oni opowaidali historię z wypraw morskich, a on im rozmowy filozoficzne i historie religijne i historyczno- polityczne. Najdłuzsze rozmowy odbywały się podczas nocnych wacht.

Pewnego dnia zbudził go okrzyk nawołujący do wyjscia na pokład, tam okazało się że nareszcie przybili do lądu. Potem zobaczył pojeyńczą chatę i dym wydobywający się z komina, serce mu mocniej zabiło i przez głowę przeleciały setki mysli. Miał nadzieję że zastanie tam innego kapłana Helma, swojego znajomego.

Po paru minutach płyneli w strone wyspy łodzia, kiedy dobili do brzegu Arin wydał rozkazy, zgodnie z nimi, został przy łodzi. o chwili towarzysze wtargneli do srodka chaty, okazało się że tam znajdowło się czterech elfów, rzekomo z poprzedniej wyprawy.
Cadomowi nie spodobało się że wszyscy weszli do chaty nie pozostwiajac na zewnątrz żadnej straży, sam stanał przy drzwiach i nic nie jadł. Uwazał że nie można tak po prostu wszystkim od razu ufać, to co opowiadali elfowie mogło być zwykłą historyjką i równie dobrze kilka metrów dalej mogli znaleść ogromny dół pełen ciał, które wrzuciły tam elfy. Kapłan zasmiał się w myslach, wyobraxnia płatała mu dziwne figle, ale co do ostrożności, to był pewien że Arin nie okazuje jej za duzo. Szczególnie że Wyspa cos w sobie kryła, była dziwna, a kapłan wyczuł w niej jakąś moc, postanowił wypytać się o to stormaka przy okazji. Na razie postanowił nie wtrącać się do rozmowy. Stał i słuchał.
 
Xulux jest offline  
Stary 04-02-2010, 12:15   #248
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hrMZi-wHa3Y[/MEDIA]
Elf przeniósł spokojne spojrzenie na Paula.
- Istoty te... To dziwne. Przypominały te spotykane czasem w fearuńskich prastarych puszczach. Nie bez przyczyny nazwałem je duchami bądź zjawami. Ciało niby ludzkie, lecz skóra w przeróżnych odcieniach. Często porośnięte przez dziwaczne rośliny. Ni człek ni roślina rzec można. - odczekał chwilę, badając reakcję na te słowa u przybyłych rekrutów. - Mimo to odziane w pancerze prastare byli. Algen mówił wiele o magicznym potencjale wyspy kiedy tylko karczowaliśmy pierwszy raz puszczę na wybrzeżu. Ale nie było to nic dziwnego. Wszak podobną aurę poczuć można w ojczystych puszczach elfiego ludu... Spodziewaliśmy się, że jakieś istoty te nietknięte, zdawałoby się ludzką dłonią lasy mogą zamieszkiwać. Ale nie tak zorganizowane. - zerknął na swoich towarzyszy, dorzucających teraz opału do paleniska. - Co do zniknięć. Wszystkie osoby zaginęły w porze , kiedy pozostali osadnicy do snu się już ułożyli. Inną prawidłowość trudno mi w nich spostrzec. A odejścia ? Kolejne grupy odchodziły w porze letniej bądź na wiosnę. Ale to chyba nic zaskakującego. Jesień jest tutaj bardzo sroga ale krótka. A zima skuwa lodem wszystko wokoło. Algen chciał udać się w góry, dlatego też opuścił to miejsce przy pierwszych roztopach. Miał nadzieję, że dzięki temu szlaki tam będą łatwiejsze do odnalezienia. Poczekajcie .- elf wstał i podszedł do skrzyni stojącej po drugiej stronie izby. Wracając , rozłożył na obszernym stole odręczną mapę.
- Tak obecnie nasza... Osada, się prezentuje. Spisaliśmy wszystko, gdyż szlaki między domostwami przez tą gęstwinę są ściśle wytyczone. Knieja między nimi obsiana jest pułapkami. Dlatego tak ważne by nikt z nich nie zbaczał.
- Najbardziej wysunięta na południe jest moja chata. Ścieżką na północ dotrzemy do Poświęconego Głazu. Nazwaliśmy go tak, gdyż Algen nakazał podczas budowania właściwej osady pozostawić go w tym miejscu. Przy nim odprawiał nabożeństwa. Teraz jest ledwie widoczny pomiędzy gęstwiną i porasta go mech. Skręcając na zachód przy głazie traficie pod stry spichlerz. Zmagazynowaliśmy tam dawno temu, wszystko co nie spłonęło tamtego strasznego dnia, oraz drewno po domach tych, którzy osadę opuszczali. Idąc na północy wschód traficie do domu poczciwego Shishn'a. To niziołek , specjalista od metalurgi . Mieszka tam razem z Gritem z klanu Rudego Czerepu. Jedynym ostałym się tutaj kowalem . Mieszka tam z nimi również Markus, szczenie powiedzieć można. Chłopak ma zaledwie piętnaście lat. Był majtkiem na jednym ze statków, ale podczas walki nie zdążył na czas wrócić na pokład... I tak ostał się wśród nas. - westchnął smutno.- Na północnym zachodzie, najdalej od tej chaty , znajduje się dom Awalarda. Górnika , który przysłany tutaj jako specjalista do tworzenia kopalni został. Mało gadatliwy krasnolud, i raczej stroni od naszego towarzystwa. Chatę dzieli z Morlenem... Morlen był kopaczem w kopalni kryształów. Biedak postradał zmysły. Teraz albo śpi, albo siedzi w kącie izby mrucząc coś do siebie pod nosem. Awalard mieszkał w innej chacie. Ta niegdyś należała do Algena, kiedy ten jednak odszedł chcieliśmy ją rozłożyć. Morlen jednak boi się z niej wyjść. Awalard raz , ten jedyny raz, zachował się godnie i postanowił , iż to jego chatę rozłożyć można a on przeniesie się do tej . - westchnął ciężko. - Pomyśleć, że teraz to najodleglejsze domostwo... A kiedyś wyznaczało centrum starej osady.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 04-02-2010 o 12:22.
Mizuki jest offline  
Stary 04-02-2010, 12:54   #249
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Gdy płynęli na brzeg twarze smagała im zimna bryza zatoki oraz lodowate krople morskiej wody. Po dłuższej chwili dno łodzi zaorało o brzeg. Kilku marynarzy łącznie z Sorinem i Paulem wyskoczyło z łodzi i zaciągnęło ją na brzeg. Woda była lodowata, jednak innego wyjścia nie było. Wszyscy zaczęli się gramolić na plażę.

Gdy łódź była dostatecznie zabezpieczona przed odpłynięciem grupa podeszła kilka kroków w głąb brzegu. Kilkadziesiąt metrów dalej stała drewniana chatka. Arin nie tracił czasu. Po szybko wydanych poleceniach, każdy wiedział co ma robić i nikt nie dyskutował. On razem z Cadomem mieli pilnować łodzi. Cóż, może nie było to zbyt chwalebne zadanie, ale nie miał zamiaru użerać się z Arinem. Nie po to tutaj przypłynęli.

Gdy plan był ustalony wszedł w życie. Chwilę później drużyna uderzeniowa znalazła się w chatce z bronią gotową do działania. Jakie było zaskoczenie Sorina, gdy okazało się, że mieszka w niej czterech elfów ocalałych z pierwszej ekspedycji.

***

Mężczyzna, który przedstawił się jako Faereth zaczął swoją opowieść. Sorin nie odzywał się. Przegryzał tylko co jakiś czas naszykowanym poczęstunkiem. Historia ta była tyle straszna co dziwna. Nie miał pojęcia co o tym myśleć i od czego zacząć. Las ich zaatakował? Leśni ludzie? Druidzi? Nie, druidzi nie używają żelaza. To wszystko było bez sensu. Jednak jest jedna osoba, która mogła by rzucić nieco światła na całą sprawę. Ów kapłan, który udał się w góry.
-Dziwna to historia i nieprawdopodobna. Jedno jest pewne. Musimy odnaleźć Algena. Może będzie wiedział więcej. Może czegoś się dowiedział. - Sorin westchnął ciężko
-Niestety przyczyną tych zajśc może być wszystko. Ktoś bardzo nie chce, aby mu przeszkadzano na tej wyspie. Usilnie próbowano nas zatrzymać w Waterdeep. Jestem przekonany, że te sprawy są ze sobą związane. Co więcej. Nasze przybycie napewno nie obeszło się bez echa. Co kolwiek starało się was przepędzić, już wie, że tu jesteśmy i prawdopodobnie nieomieszka pokrzyżować nam planów.
Sorin wziął głeboki łyk wody. Wiedział, że sytuacja jest bardzo nieciekawa.
-Obawiam się, że nasze problemy dopiero teraz się zaczną...
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 04-02-2010, 19:37   #250
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Brodacz przysłuchiwał się nietypowej opowieści elfa, z lekkim dystansem. Nie raz słyszał opowieści znajomych z Gildii, którzy mocno ubarwiali swe przeżycia by wzbudzić większy szacunek i uwagę pozostałych członków stowarzyszenia. Różnica między opowieścią elfa, a znajomych z Gildii polegała na tym, że w jego oczach, głosie i tonie pojawiały się autentyczne uczucia. Strach i obawy były chyba najbardziej wyczuwalne. Stormak przestąpił z nogi na nogę. Miał ręce założone na piersi. Udawał obojętnego na zeznania elfa. Chciał by kompani myśleli, że nie robią one na krasnoludzie wrażenia. Stormak odchrząknął opuścił ręce w dół i odwrócił się do paleniska by ogrzać się z przodu. -Powiedz mi elfie...- zwrócił się do Faeretha -Czy masz może w swym domu pusty wolumin? Lub notatnik jaki?- spytał krasnolud, spoglądając przez ramię na stojącego obok elfa, który kilka chwil wcześniej dokładał drwa do paleniska.
-Niestety, zaoferować mogę kilka pojedynczych kartek.- odpowiedział, wzruszając lekko ramionami. Krasnolud wziął głęboki wdech
-Dobra. Lepsze to niż nic. A może twoi towarzysze, lub pozostałe osoby zamieszkujące te osiedle?- wolał się upewnić, by w trakcie wyprawy nie dowiedział się że ktoś miał ale zostawił w domu.
-Raczej trudno nam o takie rzeczy, krasnoludzie. Mogę wiedzieć po co ci to?- spytał z nutką zaintrygowania w głosie.
-Prowizoryczne mapy, notatki, lub jeśli chciałbym przepisać na czysty arkusz jakiś czar z mej księgi zaklęć.- odrzekł spoglądając na porzucony pod ścianą plecak, w którym znajdowała się księga. -Trudno. Jeśli nie potrzebujesz to daj te kartki, które masz.- dodał z poważną miną. Mężczyzna wyciągnął z jednej z kilku szafek i podał krasnoludowi plik kartek.

Wtedy odezwał się Arin. -To zbędne jak na razie... Trzeba przyszykować wszystko dla pozostałych. Wykarczować las, przyszykować nową Osadę. Teraz musimy zadbać o przyczółek.-
-Panie Arinie...- zaczął brodacz -Jeśli odczuwa pan potrzebę zapełnienia brzucha, je pan. Jeśli korci pana w brzuchu, to idzie się pan wysrać. Jeśli odczuje pan potrzebę spuszczenia z krzyża musi pan skorzystać z dobrodziejstw matki natury, która obdarowała nas - humanoidów chwytnymi dłońmi. Lub ewentualnie poprosić o pomoc naszą nową towarzyszkę.- spojrzał na elfkę -Choć nie liczyłbym na to. Ja zaś po za wcześniej wymienionymi, czasami odczuwam potrzebę zanotowania jakiegoś pomysłu, rozwiązania czy narysowania mapki dla siebie. Tak więc jeśli nie koliduje to z naszym głównym planem, a wręcz przeciwnie, może pomóc, to proszę nie mówić mi czy to zbędne czy nie.- skomentował. -Panu, zaś panie Faereth bardzo dziękuję.- odezwał się do elfa.

-Tyle gorzkich słów, a wystarczyło powiedzieć - to dla mnie. No ale widać mamy przykład wylewnego krasnoluda.- mruknął Arin, po czym zamilkł. Stormak nie miał zamiaru wdawać się w dyskusje z człekiem. Gdyby był taki bystry, za jakiego się uważa nie wpakowałby się w kłopoty i loch, dzień przed zaplanowaną wyprawą w Waterdeep. Stormak podszedł do plecaka, wyciągnął z niego czystą szmatę, w którą zaopatrzył się jeszcze podczas rejsu i zawinął w nią plik kartek, by się przypadkiem nie ubrudziły. Czarodziej zamknął plecak i podszedł do stołu.
-Sorin nie wydaje mi się, żeby te sprawy były ze sobą związane. Być może była to sprawa jakiejś walki między kupcami, lecz wątpię by inni w Waterdeep wiedzieli co wyprawia się tu na wyspie. Po za tym, gdyby sprawy były związane ze sobą, to nie atakowaliby nas w porcie a pozwolili tu przypłynąć. Wiedząc, co się tu dzieje mieliby świadomość, że prędzej czy później zginiemy.- skomentował pomysł kompana. -Tak przynajmniej mi się wydaje.- dodał, okrążając stół i podchodząc do paleniska. -Co zaś się tyczy tego, że istoty z opowieści Faeretha wiedzą o naszym przybyciu, to raczej w to nie wątpię.- uśmiechnął się. -Cała wyspa jest mocno nasycona magią. Nie wierzę że nie ma to związku z tymi istotami.- dodał brodacz. Krasnolud podszedł z powrotem do drzwi do chaty, po czym ostrożnie, lekko je uchylił. Dzień był młodziutki. W zasadzie od świtu nie minęło więcej niż cztery godziny. -Nie ma co zwlekać. Jak zauważył pan Arin jest masa roboty. Wysuszmy ubrania, rozłóżmy nasze rzeczy i bierzmy się do roboty.- odezwał się, zamykając drzwi.
 
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172