Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2010, 13:56   #231
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
-Ten psubrat nigdy nie zrozumie, że w tej chwili nic nie zalerzy od niego. - powiedział Sorin słuchając rozmowy Arina z jeńcem.
-Wyłowwiłem go, potem go zacerowali, a ten jeszcze szczeka!
Sorin był wyraźnie wściekły. Szkoda, że nie miał teraz przy sobie rumu.
- Wrzućcie ten worek gówna na łódź. Niech wraca na ląd łajza. Bo już ma łzy w oczach... - powiedział do marynarza Arin
-Szalupa już czeka, tylko szkoda takiej porządnej łodzi na takiego łachudrę.
Spojrzał na miotającego się olbrzyma z obrzydzeniem. Nie pomogły nawet dwa otrzeźwiające uderzenia Arina. No cóż, niektórzy są niereformowalni.
-Dobra chłopcy, wrzucić mi go na szalupę. pochodnię na dziobie przywiązać.
Sorin odprowadził sześciu majtków prowadzących rzucającego się mężczyznę.
Po dłuższej chwili wrzucili go do łodzi.
-Czekajcie, tak łatwo być nie może.
Sorin wyciągnął z zza pasa długie kilkudziesięcio centymetrowe ostrze i przystawił do gardła jeńcowi.
-Rusz się tylko a pochlastam jak wieprza, jasne? - Mężczyzna znieruchomiał. Widział w oczach bosmana wściekłość.
-Kładź się na brzuch! Jazda bo we własnej krwi utoniesz! - Przycisną ostrze mocniej do krtani delikatnie nacinając skórę.
Mężczyzna posłusznie odwrócił się. Pozycja napewno nie była wygodna. On mierzył blisko dwa metry, natomiast łódź niecałe półtora.
-Dajcie mi tu sznur!
Sorin złapał linę, klingę ujął w zęby. Chwycił palącą się pochodnię i wsadził w dłonie mężczyzny, które skrępowane były za plecami. Przywiązał pochodnię raczej niedbale.
-A teraz słuchaj mnie psie. Lepiej trzymaj tą pochodnię mocno w górze, bo inaczej marnie z tobą będzie. Jak zgaśnie to cie nie znajdą, jak spadnie to spłoniesz. Czy to jasne ty małpi kutasie?
Gwardzista tylko łypnął na Sorina i zgrzytną zębami.
-Czyli rozumiesz. Dalj spuszczać go. - Sorin puścił oko do majtka przy kołowrocie, a ten z całej siły zakręcił nim tak, że szalupa z impetem uderzyła o taflę wody.
Sorin wyjrzał za burtę.
-Psi syn, jednak utrzymał pochodnię. Dalej kamraci trzeba odpocząć. To był bardzo ciężki dzień. - powiedział do zgromadzonych.

Gdy zeszli pod pokład usłyszeli szereg dziwnych odgłosów.
-Ah, czyli nasza czarodziejka się obudziła. Doskonale.
-No to chodźmy - rzekł Stormak
-Czekaj! - Sorin złapał krasnoluda za ramię
-Czekaj, teraz się z nią niedogadamy. Poczekajmy aż zgłodnieje. Wtedy będzie inaczej śpiewać, a i my nie będziemy jej wrzasków słuchać bezpośrednio. - uśmiechnął się do czarodzieja.
-A teraz chodźmy coś zjeść. Trzeba nabrać sił przed rejsem.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 22-01-2010, 15:10   #232
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy wypuszczenie kapitana było błędem, czy nie? Trudno to było jednoznacznie ocenić, przynajmniej w tej chwili...
Łatwo było powiedzieć "Przyszłość pokaże..."
Pozostawało wiele wątpliwości... Wrzucić do wody i utopić jak kociaka? Dać łódkę, jak to zrobił Arin? Może lepiej było zbić tratwę, bo szalupa mogła się przydać w późniejszym terminie. Albo zwykły kawał deski. W końcu kapitan nie zasługiwał na wiele więcej...
Zero wdzięczności za ocalenie życia i puszczenie do domu w jednym kawałku...

- Co ty wyprawiasz? - syknął pod adresem Sorina, który najwyraźniej pragnął podpalić wielkoluda. A raczej sprawić, by tamten sam się podpalił. - Bogowie rozum ci odebrali?
- Bo mnie wkurzył - odparł Sorin. - Nie dość, że mu dupsko uratowałem, to jeszcze się stawia.
Paul tylko pokręcił głową.

Stał przy burcie, obserwując, jak szalupa z jednym pasażerem na pokładzie oddala się od galeonu. Pogróżki miotane przez kapitana nie robiły na nim zbyt wielkiego wrażenia. I tak nieprędko miał zamiar wrócić do Waterdeep. A nawet gdyby miał już nigdy nie zawitać do tego miasta, to trudno...
Natomiast nie spodziewał się, by ktokolwiek z władz miasta miał zamiar ścigać uczestników wyprawy po całym cywilizowanym (lub nie) świecie.
- Szerokiej drogi, kapitanie - powiedział, starając się, by w jego głosie nie zabrzmiał nawet cień ironii. - Pomyślnych wiatrów.
Odpowiedź pasażera szalupy raczej nie nadawała się do powtórzenia...

Ledwo zszedł na dół do tradycyjnych odgłosów wydawanych przez statek dołączył się dźwięk nieco nietypowy...
- Sorinie - Paul zwrócił się do bosmana - skoro nasza pasażerka się zbudziła, to jednak chodźmy zobaczyć, czego potrzebuje. I zaproponować jej, by się uspokoiła, zanim ktoś postanowi ją uciszyć na dłużej... Odkładanie rozmowy na później, aż dziewczyna zgłodnieje, może nie być najlepszym pomysłem. Zagłodzenie jej w celu zmiękczenia zostawmy na później. A najpierw spróbujmy po dobroci. Mniej więcej po dobroci...
 
Kerm jest offline  
Stary 22-01-2010, 18:08   #233
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Ilian zignorował zaczepni Arina. Nie musiał nikomu udowadniać swojej wartości, nie potrzebował gromkich oklasków za swoje czyny, to było zbędne, kąpanie się w chwale za odebranie życia... Wstrętne.

Arin poszedł przesłuchiwać jeńca. Ilian przebywal teraz tylko w towarzystwie Bronthiona. Po chwili oboje usłyszeli krzątanie się niespokojnej czarodziejki.

- No i masz. Mówiłem, żeby uciąć ręce.

Nie zwrócił uwagi na zachowanie łotrzyka, był tak zmęczony iż jedyne o czym myślał to jego posłanie, więc czym prędzej rzucił się na hamak strącając z niego elfią zjawę, która posłała w jego kierunku garść obelg, elf nie miał czasu teraz dyskutować z kolejnym widmem nachodzącym jego umysł, tym bardziej że niedaleko wypoczywał Bronthion który miałby doskonały powód by pomyśleć iż elf jest szaleńcem...

Ułożył się wygodnie i zamkną powieki. Miał tylko nadzieję iż obudzony nie ujrzy biało odzianego elfa.
 
Elthian jest offline  
Stary 23-01-2010, 13:44   #234
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Mordimer słysząc prośbę Arina o pomoc w przeniesieniu wyłowionego wojownika na łódź, którą wróci do Waterdeep, oderwał się od pomagania rannym żeglarzom i ruszył w ślad za pozostałą dwójką kompanów. Razem dźwignęli olbrzymiego wojownika i ułożyli na pokładzie w pobliżu burty, gdzie Sorin wydał rozkaz szykowania szalupy dla kapitana straży.

Potem przyszedł czas na szybkie przesłuchanie więźnia przez Arina, ale ten nie wykazywał żadnych chęci współpracy, w związku z czym Arin machnął ręką na informacje i kazał zapakować wielkoluda na łódź. Swoją drogą wojownik mógł okazać choć trochę wdzięczności za uratowanie mu życia. To, że byli wrogami nie znaczyło, że nie można już siebie nawzajem szanować. Cóż i tacy ludzie bez honoru najwyraźniej błąkają się po tym świecie. No, ale nie jemu ich oceniać.

Popatrzył na dziwne manipulacje Sorina z pochodnią i sznurami. Aż nie mógł uwierzyć własnym oczom. Czyżby jego kompan chciał podpalić wojownika? Kiedy tratwa pomknęła w dół Mordimer wyjrzał za burtę. Na szczęście kapitanowi udało się utrzymać pochodnię w górze. Podszedł do Paula, który już rozmawiał z marynarzem.

- Sorinie na przyszłość nie rób podobnych cyrków w mojej obecności. To, że tamten wojownik nie udzielił nam informacji i nie wyraził wdzięczności za uratowanie, jak się wyraziłeś, „dupska” nie oznacza, że masz go spalić żywcem na tej szalupie. Bądź lepszy od niego i co najwyżej okaż swoją pogardę dla niego w bardziej ludzki sposób.

Co do czarodziejki to proponuję porozmawiać z nią teraz, za nim zgłodnieje. Wyciągnijmy do niej przyjacielską dłoń skoro i tak ma już z nami płynąć. Może ona okaże się bardziej honorowa i wyrazi na swoją wdzięczność wyjaśniając dlaczego statek Waterdeep wyruszył za nami w pościg.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 23-01-2010, 15:58   #235
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zardzewiały klucz zgrzytnął w zamku.
Wchodzących do niewielkiej celi powitało pełne złości, ale i niepokoju, spojrzenie czarodziejki.
- Jeśli podniesiesz głos, albo jeśli zrobisz coś nierozsądnego, natychmiast cię z powrotem zaknebluję - uprzedził Paul. - Zrozumiałaś? A może masz skłonności samobójcze? - spytał.
Magiczka najpierw skinęła głową, a potem pokręciła. Prawdopodobnie miało to oznaczać, że nie rozedrze się jak głupia. I że nie zrobi nic głupiego.
Paul dobył sztylet i równocześnie wyciągnął knebel z ust czarodziejki; był gotów nie tylko zatkać jej ponownie usta. W razie konieczności był w stanie nawet ją zadźgać.
- Są tacy - powiedział - którzy najchętniej widzieliby cię na dnie oceanu. Ja, na twoje szczęście, do nich nie należę. Nie po to wyciągaliśmy cię z wody, żeby teraz utopić.
Nie miał zamiaru chwalić się tym, że osobiście skakał po nią do wody. A nuż nie byłaby wdzięczna...
- Niektórzy co bardziej przesądni uważają, że baba na pokładzie przynosi pecha. O innych pomysłach nie wspomnę...
- Mam do ciebie parę pytań... Ale najpierw jedno wyjaśnienie.
- Zabieramy cię z sobą i do Waterdeep nieprędko wrócisz. To, czy podróż spędzisz związana jak baleron zależy tylko od ciebie. Od twojej chęci do ewentualnej współpracy. I tego, czy zdołasz zyskać nasze zaufanie. Tam, gdzie płyniemy - specjalnie nie sprecyzował tego miejsca - i tak nie będziesz miała wyboru. Albo będziemy współpracować i może przeżyjemy, albo część z nas, a ty przede wszystkim, trafi do piachu. W razie współpracy masz szansę, taką jak my wszyscy, wrócić do domu.

Dom nie oznaczał w tym wypadku Waterdeep. Raczej jakiś inny port na Wybrzeżu. Zeznania magiczki - czy na ich korzyść, czy przeciw nim, w niczym i tak nie mogłyby zmienić ich sytuacji.
- A zatem pytanie pierwsze... Czy możemy liczyć na twoją współpracę? Jeśli tak... Jakimi czarami możesz nas wspomóc w razie konieczności? W czym się specjalizujesz?
- Pytanie drugie dotyczy tego, co się działo niedawno. A brzmi ono - kto za tym wszystkim stoi? Komu zależało na tym, by nasza mała wycieczka nie doszła do skutku? Kto postawił fregatę w stan gotowości? Kto wydawał rozkazy? Kto załatwił to, że byłaś na pokładzie tej fregaty?
- Innymi słowy... powiedz proszę, co wiesz o tej całej sprawie.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-01-2010, 10:37   #236
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
- Nazywam się Vershla Varanfille'Morcast Savarlagun. - powiedziała jakby dławiąc coś w sobie. - Jestem adeptką gildii magów z Waterdeep... Specjalizuję się w magii wywołań.- rzuciła się w tył, uderzając głową o poduszkę.- Chyba postawiłeś mnie waszmość w takiej sytuacji, w której odmówić nie zdołam... Ani innego wyjścia nie widzę. Wiedz jednak, iż mimo współpracy nie zapomnę o hańbię jaką mnie naznaczyliście...- odwróciła spojrzenie, wbijając oczy w drewniane deski na ścianie.
- I o jakiej sprawie ? Mistrz Ogniotrzep odpowiedział na wezwanie straży miejskiej odnośnie pomocy z bandytami, którzy starają się umknąć z miasta w morze. Jedyne co wydaję się dziwne w całej sprawie to fakt, iż straż miejska takiej prośby wystosować nie zdążyła. Zatem ktoś zrobił to za nich... Oto co wiem.

Kilka chwil później , ujrzeli wschodzące słońce za swymi plecami. Tak jakby cały Fearun chciał pożegnać ich w ten niezwykły sposób. Właśnie teraz rozpoczynała się chyba najbardziej podła część całej wyprawy - żegluga. Trwająca, być może, niemal dwa lata. Przed nimi rozpościerał się ocean, który na ten cały czas miał się stać ich jedynym domem.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mVBCzQxH2G0[/MEDIA]


****************
Dziennik kapitański 1374 RD. Alturiak. 30

Płyniem już trzy miesiące. Wygląda na to , że te psy lądowe od Gentrasha mają twarde kichy, bo żaden z nich jeszcze nie rzygał. Moje podejrzenia wzbudza tylko ten z bladym jak dupa staruchy ryjem. Nic nie żre , nic nie pije, a jak trafiamy na gorszą pogodę i fala zalewa pokład, ma spojrzenie jakby właśnie się zerżnął w gacie.
Podróż będzie trwała zapewne tyle, co ostatnim razem kiedy płynąłem na wyspę. Przez te poszatkowane żagle i dziurawy kadłub oraz ciągle trwające reperacje wleczemy się gorzej niż ta wielka bryła transportowa. Na szczęście wszystkie zapasy zostały spakowane , więc dożyjem.

Dziennik kapitański 1374 RD. Nocal. 30

Dzisiaj ostatni dzień roku ! Z tej okazji chciałem zafundować moim łajzą przednią biesiadę, ale morze jak to morze - plan miało inny. Złapał nas taki sztorm, że przez chwilę myślałem o posraniu się w portki... Tak na rozgrzewkę. Na szczęście Sroin w porę wydał rozkaz zwinięcia żagli na swojej wachcie , dzięki czemu dalej żyjemy. Nieco zniosło nas z kursu, podróż nieco się wydłuży... Ah, me serce już tęskni do Mrassli ... Do jej skóry, jędrnych piersi, gorących zakamarków jej ciała. Kiedy teraz wspominam te wszystkie piękne chwile spędzone z nią w zaciszu burdelu , łezka zbiera się w mym oku. A u pasa pewne napięcie... Czasami zastanawiam się czy marynarz wraca do portu na ląd czy jedynie na kurwie łono ?
W dodatku ta czarodziejka od siedmiu boleści... Wychodzi tylko w nocy, i to nie zawsze. A gada tylko z tym przemądrzałym wojownikiem o krzywym ryju... jak mu tam, Paul zdaje się.



**************
1375 RD. Kythorn. 15

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NOcWtHlkk50&feature=related[/MEDIA]

- Ląd ! Ląd przed nami !
O świcie po pokładzie przetoczył się niemiły , ochrypnięty krzyk marynarza z wachty. Kto wybiegł na pokład gołym okiem dostrzec już mógł wyrastający z wody , ciemny zarys wyspy. Skryta we mgle, budziła chyba we wszystkich dziwne uczucie niepokoju. Nawet Vershla udała się na pokład, by na własne oczy ujrzeć to miejsce, tak skąpo opisywane w opowieściach admirałą Harvel'a. Zimny wiatr ciął skórę ich twarzy chłodem.

- Podajcie mi szklane ślepie ! No...- Harvel chwycił za lunetę i skierował ją w kierunku wysypy. Zdawał się wypatrywać czegoś konkretnego. - Na szczęście lody już stopniały, zatem do zatoki wpłyniem bez problemów. Szykować się psubraty ! - wrzasnął odkładając urządzenie. - I szykować się na najgorsze !


Po chwili wpłynęli już do zatoki, przez wąski przesmyk. Nad wodą unosiła się gęsta mgła, jedynie mały skrawek brzegu dostępny był dla oczu. Woda w zatoce była spokojna, niewzburzona. Powierzchnia cieszyła oko gładkim lustrem. Pierwszy raz od tak długiego czasu pokład przestał unosić się to raz w górę, po czym opadać niespodziewanie w dół.
Po pewnym czasie, zbliżyli się do brzegu na tyle, iż ich oczy dostrzegły drzewa, oraz co zaskakujące niewielką , drewnianą chatę.


- Dobra ! Panowie rekruci, tutaj się zaczyna wasze zadanie, ni ? Ja wasze dupska tutaj przytargał żem całe ! Spuszczać łódź na wodę ! Sorin, popłyniesz z nimi sprawdźta co się tam dzieje. I niech bogowie się nad wami zlitują , jeśli znajdzieta tam coś złego !
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 24-01-2010, 17:12   #237
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Lekko wyziębiony Stormak stał na tylnej części okrętu wpatrując się w oddalający się horyzont. Był ciekawy, co go czeka na tajemniczej wyspie, o której właściwie nic nie wiedział. Wydarzenia z całego dnia mocno go przybiły. Zginęło zbyt wiele osób, które tak na prawdę były tylko pionkami w grze wyżej postawionych, dla których czyjeś życie jest warte kilkadziesiąt sztuk złota za dekadzień pracy. Stormak pokręcił głową. Nie żałował decyzji, lecz miał świadomość, że wlazł w gówno po same uszy. Zastanawiał się co teraz będzie ich czekało. Długa droga przed nimi. Krasnolud wypuścił powietrze z ust, nadymając przy tym policzki. Skoro wstawił się za elfką należało się teraz zająć jej dobrem. Brodacz pokręcił głową i pokierował się pod pokład, obrał sobie wolny hamak i położył się na nim. W głowie kotliło mu się od różnorakich myśli. Co będzie po powrocie. Co stwierdzi Ogniotrzep i rada mistrzów gildii. W pewnym sensie rósł w potęgę, jednak nie tak do końca jakby chciał. Za wszystkie czyny musiał jednak ponieść pełne konsekwencje i był na to gotowy. Krasnolud odwrócił się na bok i wbił wzrok w plecak, który leżał rzucony tuż obok hamaku. Nawet nie wiedział gdy usnął. Następnego dnia zbudziły go krzyki marynarzy. Żartowali, czy kłócili się. Brodaczowi nie robiło to żadnej różnicy. Wartko wstał rozciągnął się i udał się do pomieszczenia, w którym zamknięta była elfia czarodziejka. Pilnujący ją marynarze wiedzieli, że krasnoluda mogą wpuścić. Po za tym miał w ręku tacę z porcją jedzenie i pitnej wody. Majtkowie otwarli mu drzwi on zaś wszedł do środka i położył tacę na ziemi. Elfka była lekko zdziwiona widokiem brodacz, wartko jednak przybrała złowrogiej miny i odwróciła wzrok w kierunku ściany. Stormak wiedział, że nie będzie mu przecie dziękować, to też bez zbędnego odzywania się, wstał i opuścił pomieszczenie.

Kolejną rzeczą jaką miał zamiar zrobić, to podziękować Mordimerowi za uleczenie jego ran, podczas bitwy z przeciwnikiem. Dość długo go szukał. W końcu jedna go znalazł. -Uleczyłeś wczoraj moje rany. Mam dług wdzięczności wobec Ciebie. Nie zapomnę tego. Pamiętaj, że krasnoludzkie słowo honoru jest cenniejsze niż sam mithril.- nie czekał na odpowiedź młodego kleryka. Nie chciał by ta rozmowa się rozwinęła, bo ktoś mógłby pomyśleć, że mag ma ludzkie uczucia. Klepnął jedynie młodziana w plecy i udał się z powrotem do wspólnej kajuty, gdzie odpoczywało kilka osób, ale panowała względna cisza. Brodacz usiadł na ziemi, skrzyżował nogi i sięgnął ręką do plecaka. Wyciągnął z niego swoją księgę zaklęć. Brodacz nie potrzebował zaklęć bojowych ani ochronnych, zatem przyszykował sobie tylko czary przyzwania bestii i Identyfikacji. Nigdzie się nie spieszył. Spokojnie przestudiował księgę zaklęć a gdy był już gotowy, odłożył ją z powrotem do plecaka. Zarośnięta -za sprawą magii Mordimera- rana po bełcie, jakim oberwał w porcie lekko go rwała. Nie czuł się do końca komfortowo, jednakże ból nie był nie do wytrzymania. Czarodziej wcześniej już rozpoznał działanie amuletu elfki i jej pierścienia. Nie znał jednak dokładnego działania sztyletu, zatem wartko zabrał się za wieszczenie. Czar zdradził tajemnice broni. Sztylet był magiczny. Nie tylko potrafił przebić twardy pancerz, ale i zadawał dodatkowe obrażenia od mrozu. Broń zdecydowanie dla Bronthiona. Tajemniczy mąż był chyba posługiwał się tego typu ostrzami, a w dodatku nawet chyba się upominał o sztylet. Krasnolud wartko wstał z ziemi i ruszył w kierunku górnego pokładu.

-Trzymaj.- rzekł do Bronthiona, wręczając mu rozpoznany sztylet. -Jak obiecałem. Dzięki wplecionej w ostrze magii, potrafi przebić większość niemagicznych pancerzy. Ponadto rani przeciwnika magią chłodu.- wyjaśnił, po czym podrzucił sztylet Bronthionowi. Kolejną osobą, do której krasnolud miał zamiar się udać był Paul. Czarodziej wręczył mężczyźnie pierścień, który wcześniej odebrał nieprzytomnej przeciwniczce. -Ten pierścień raz dziennie zwiększy twoją skuteczność w walce z złymi przeciwnikami. Ma niewielkie pole działania, pięć lub sześć metrów, ale zawsze coś. Zachowaj go, lub daj komu uznasz za stosowne. Mam też mikstury ognia alchemicznego. Są schowane w moim plecaku, jeśli ktoś uzna, że ich potrzebuje, to niech przyjdzie do mnie.- oznajmił, po czym ruszył z powrotem pod pokład.

***

Od wyruszenia z Waterdeep minął ponad miesiąc. Stormak dziennie witał do uwięzionej czarodziejki przynosząc jej jedzenie, oraz wiadro wody by mogła się regularnie myć. Ponadto, po przeczytaniu książki o krasnoludzkich budowniczych przyniósł księgę kobiecie, by choć odrobinę mniej jej się nudziło. Drzwi do pomieszczenia znów się otwarły. Dwójka ludzi pilnująca kobiety już dobrze znała czarodzieja. Brodacz wszedł do środka, położył tacę z jedzeniem na ziemi, pod ścianą i niespodziewanie się odezwał. -Jak się czujesz?- spytał chłodno. Jedyną odpowiedzią jaką go uraczono było piorunujące spojrzenie. Kobieta podniosła tacę, położyła ją sobie na nogach i zaczęła jeść. -Wiem, że jesteś wkurwiona na mnie... Może ci przejdzie... Mam nadzieję, bo wstawiając się za Tobą naraziłem się u kompanów...- rzekł powoli odwracając się na pięcie. Brodacz opuścił pomieszczenie i zamknął drzwi. -Nic nie gada...- syknął do jednego z strażników. -Pogadajcie krasnoludzie z Paulem. Do niego się odzywa.- wyjaśnił mu marynarz. Krasnolud zmrużył oczy i podrapał się po podbródku. -Tak zrobię.- Brodacz szukał Paula kilka długich chwil. Statek nie był olbrzymi, jednak wystarczająco wielki by sprawić problemu w odszukaniu konkretnej osoby. Stormak podszedł do mężczyzny i pokręcił lekko głową. -Nie chce się słowem do mnie odezwać...- rzucił szorstko. -Nie obchodzi ją fakt, że to ja dbam, żeby miała dostatecznie dużo jedzenia picia, a nawet miała się w czym umyć.- kontynuował. -Pilnujący ją strażnicy mówili, że gada tylko z Tobą?- wejrzał człekowi w oczy.


Paul skinął głową. -Słyszałem- powiedział. -Pytałem nawet czemu... Ponoć to z racji tego, że ją uratowałem od utonięcia...- mężczyzna wejrzał na brodacza -A potrzebujesz czegoś od niej? Może uznała, że nie warto się odzywać do nadzorcy więziennego- powiedział żartem. Krasnolud wzruszył ramionami -Przyda nam się bardziej, jeśli uzna nas za chwilowych towarzyszy a nie wrogów i ciemiężycieli. Chciałem z nią pogadać, jednak nie odzywa się nawet słowem. Przecież nie będę jej na siłę gadać, że jako pierwszy zaproponowałem darowanie jej życia, a nawet wstawiłem się za nią by nikt nie zrobił jej krzywdy. Pomyślałem, jednak, że skoro rozmawia z Tobą, to może Ty spróbujesz ją przekonać do moich dobrych intencji. Zmiana jej nastawienia przyda się każdemu z nas.- wyjaśnił.
-Spróbuję z nią pogadać, ale sam pewnie wiesz, że kobiety bywają uparte, bez względu na rasę. Słyszałem, że czarodzieje nie zostają w tej dziedzinie daleko z tyłu. Biorąc pod uwagę, że to kombinacja obu czynników... Nie wiem, czy uda się ją przekonać. Boję się, że jej współpraca dość długo będzie się brać z przymusu, a nie z sympatii dla nas...-
-Nie wymagam rzeczy niemożliwych. Ale jeśli będzie świadoma, że chciałem jej dobra i bezpieczeństwa, może chociaż nie wbije mi noża w plecy kiedy tylko ją wypuścimy z tamtego aresztu.- uśmiechnął się. Ten żart mógł stać się straszliwą ironią losu gdyby się ziścił. Na samą myśl lekko się wzdrygnął.
-Nie ma obawy.- zapewnił Paul. -Ona, mimo wszystko, jest rozsądna. Nie zrobi nic na tyle głupiego, bo skłonności samobójczych nie ma. A tak na wszelki wypadek dopilnuję, żeby nie miała pod ręką nic ostrego, jak będziesz w pobliżu - uśmiechnął się lekko. Krasnolud kiwnął głową i już chciał odejść, kiedy coś mu się przypomniało.
-Nie ma skłonności samobójczych?- spytał uśmiechając się pod nosem. -Przecież posłała na dno okręt, na którym tu przypłynęła...- znów się uśmiechnął.
-Chyba pamiętasz, że wtedy nie stała już na pokładzie- przypomniał mu Paul.
-Hehe...- zarechotał brodacz -Fakt, nie stała, za to stali jej kompani.- uśmiechnął się -Dobra, już Ci nie przeszkadzam.- rzekł do Paula, po czym ruszył w stronę dolnego pokładu, gdzie znajdowała się jego prycza.
-Nie przeszkadzasz.- odparł Paul.

***

-Kurwa mać, zdechnę z nudów!- rzucił do ogółu, zamykając okładkę ostatniej, przeczytanej książki, którą zabrał z Waterdeep. Co kilka dni przywoływał różne stwory by pomagały w czyszczeniu okrętu. Nie przynosiło to mu zbyt wiele emocji i satysfakcji, więc znalazł sobie inne zajęcie. Był jeszcze dość niedoświadczonym magiem, by rzucać imponującą ilość zaklęć. Z tej racji wyciągnął z plecaka księgę zaklęć, otwarł ją od tyłu i sięgnął po czysty pergamin. Następnie otwarł księgę tam, gdzie były w niej zapisane czary i począł żmudny proces przepisywania ich na zwoje. Nic go to nie kosztowało, po za uwagą, a przynajmniej w boju nie braknie mu zaklęć, jak w trakcie poprzedniej bitwy. Przepisując zwoje czas leciał mu wielokroć szybciej...

***

Spodziewał się dotarcia na ląd. Wszyscy się spodziewali. Nie mógł spać z radości. Długo przed świtem wyciągnął swoją księgę zaklęć i przygotował czary, które mogą się przydać. Przede wszystkim przywołanie bestii, pomocnych w boju. Potem coś ofensywnego i może odrobina defensywy. Gdy czary były przygotowane położył się z powrotem na hamak, chcąc się zdrzemnąć do rannych godzin. Usnął. Niedługo potem obudził go krzyk z pokładu. Na galeonie panował chaos i zamieszanie. Marynarze szeptali, że już prawie są na miejsce. Krasnolud wartko włożył swój strój i czerwoną szatę, którą był zmuszony poszyć. Stormak wszystko spakował do plecaka i wybiegł na górny pokład. Gołym okiem widać było majaczącą w oddali wyspę. Spowita była gęstą mgłą, co krasnoluda nie dziwiło. Czarodziej już nie mógł się doczekać zapachu ziemi, dotyku liści i normalnego jedzenia. Galeon płynął jakby spokojniej. Już tak nie bujało, gdy tylko wpłynęli do niewielkiej zatoczki. Brodaty mag rozłożył ręce na boki -Kheri Khauru There!- syknął, wykonując kilka skomplikowanych gestów. Po krótkiej chwili powtórzył czynność. Nagle z mgły wyłoniły się dwa orły o ciemnoszarym opierzeniu, z którego tylko wyróżniały się białe łby. Orły śmignęły tuż nad głowami marynarzy lądując na burcie tuż obok Stormaka. -Lećcie i sprawdźcie czy ktoś tam jest. Jeśli będzie to piszczcie głośno.- wydał polecenie a dwa masywne ptaki poderwały się do lotu, lecąc w stronę brzegu. Jeden z orłów krążył wokół chaty, przy brzegu, drugi zaś poleciał dalej badając gęste knieje za domostwem. Minęło kilka minut, a pierwszy orzeł wrócił siadając tam, gdzie poprzednio. -Jest spokojny. Dobra panowie. Nikogo tam nie ma. Przynajmniej wokół chaty.- rzekł po czym wejrzał na budowlę -W środku może ktoś być, dymi się lekko z komina.- dodał po chwili. -Schodzimy na ląd.- rzekł z uśmiechem na ustach.

[c][/c]
 
Nefarius jest offline  
Stary 24-01-2010, 19:35   #238
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Rejs się rozpoczął. Rejs... Brzmi to jak spokojna, relaksująca morska podróż. Mogło by się tak zdawać... Do czasu gdyż wkrótce dotkliwa zaczęła być wszechogarniająca nuda.
Elf znalazł kilka sposobów by wypełnić ogrom wolnego czasu.

Przede wszystkim zaczął rozmyślać nad powrotem wizji... Na szczęście zjawa nie ukazała się więcej, jednak sam fakt jej powrotu był niepokojący. Podczas medytacji rozmyślał nad tym kim może owa zmora być, elf kojarzył twarz, oczy, lecz za nic nie mógł przywołać do pamięci imienia tajemniczej zjawy.

Kwestia magiczki została uzgodniona, przystał, lecz niechętnie, na propozycję Stormaka popartą wkrótce przez wyższych marynarzy. Tropiciel jednak przesiadywał każdego dnia przed celą wpatrując się w czarodziejkę. Oczy pokazywały pragnienie zabicia elfiej kobiety, jednak ani razu elf nie próbował podnosić ostrza na czarodziejkę. Nawet sami marynarze pilnujący elfki niejednokrotnie trymali rękojeści swoich mieczy w pogotowiu gdyby tylko szalony tropiciel rozpoczął krwawą szarżę na uwięzioną.

Z czasem jednak Ilian zaczął przywykać do obecności kobiety. Czas zdążył zatrzeć złość za spowodowaną ranę, jeszcze wtedy - podczas morskiej bitwy. Wkrótce obserwacje czarodziejki ograniczały się do przyglądania się elfce podczas jej normalnych zajęć. Nigdy nie odezwała się do elfa słowem, jednak widać było iż wolałaby gdyby sobie poszedł. Wizyty wkrótce się skończyły, wraz z faktem gdy elfce dano możliwość poruszania się po statku. Często wychodziła nocą. Elf robił to samo. Nie lubił medytować na dolnym pokładzie, byłą to znaczna bariera pomiędzy nim a i tak odległą naturą. Jedynie odpływanie w najgłębsze zakamarki umysłu podczas medytacji pozwoliło mu utrzymać więź. Mimo częstych wspólnych wieczorów oba elfy nie wymieniły ani jednego słowa, żadne z nich nie trudziło się rozpoczynaniem konwersacji, sam tropiciel nawet utrzymywał pewien dystans.

Poza samym rozmyślaniem o lasach i zwierzętach, których mu brakowało, elf oddał się również modlitwie. Od dawna nie oddawał się wyznaniom swojemu bogowi, religie odstawiał na bok, jednak przy takiej ilości wolnego czasu, nie odmówienie choćby jednej modlitwy mogło by być wielką zniewagą. Corellon Larethian jednak okazał się łaskawy, zapewne także dzięki wielkiemu oddaniu i tęsknocie za leśnymi zakamarkami. Obdarzony łaską tropiciel zyskał pewną cząstkę magicznej mocy. Niby nie było to jego domeną, lecz wywołanie sił natury mogło się przydać całej drużynie.

Oczekiwał stanięcia na ląd, na twardą ziemią. Pragnął znów móc przebywać ze zwierzęcymi przyjaciółmi. To była także szansa na odnalezienie przyszłego towarzysza. Taka szansa szybko się zbliżała, bowiem galeon, a wyspę dzieliła już mała odległość.

W końcu wyczekiwany przez wszystkich dzień nastąpił. Okręt wpłyną w wody otaczające wyspę. Rekruci zaczęli się krzątać. Drużynowy mag postanowił działać, jednak elf miał zamiar to zrobić już na konkretnym lądzie.

Poza szczęściem zaczęła ogarniać go niepewność... Na barwną, lazurową wyspę gdzie wszyscy sie kochają nikt nie wysyłałby wyszkolonych rekrutów.
 
Elthian jest offline  
Stary 24-01-2010, 21:00   #239
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Paul nie miał wątpliwości, że czarodziejka prędzej czy później postanowi się odpłacić za doznaną porażkę. I, w zasadzie, nawet się nie dziwił. Pokonani zwykle nie żywią zbyt ciepłych uczuć do zwycięzców.
- Paul White - przedstawił się. - Zapomniałem wcześniej się przedstawić, przepraszam. Będzie ci łatwiej, gdybyś kiedyś miała ochotę mnie odszukać i odpłacić za wszystko.
W spojrzeniu magiczki nie było ani cienia ciepła.
- Zapamiętam. - Skinęła głową. To chyba była obietnica, że bez względu na to, co się będzie dziać w mniej czy bardziej odległej przyszłości, czarodziejka nie usunie z pamięci tego, co się niedawno stało.
Paul schował sztylet i rozsupłał więzy, krępujące dłonie czarodziejki.
- Postaram się, żeby nikt cię nie niepokoił - powiedział.


Światło księżyca srebrnym blaskiem zalewało pokład.
Paul wraz z Vershlą stali przy relingu. Od paru dni utarł się taki zwyczaj, że wraz z czarodziejką wychodzili nocą na pokład. Vershla oddychała świeżym powietrzem, jakże różnym od tego spod pokładu, zaś Paul pilnował, by nie stała się przyczyną jakiegoś zamieszania, po którym parę trupów mogłoby znaleźć się za burtą.
Nie rozmawiali zbyt wiele, ale i tak było to dużo w porównaniu z pozostałymi członkami ich niewielkiej drużyny.
- Czemu nie chcesz z nikim porozmawiać? - spytał. - Nawet ze Stormakiem?
- A co tu rozmawiać? I o czym? O tym co było? Wszyscy pamiętają walkę. O tym co będzie? Wszak nikt nie wie, co nas tam czeka. Ani ja, ani wy, ani Harvel. To o czym rozmawiać? I z kim? - Najwyraźniej Vershla zdawała sobie sprawę z tego, że parę osób żywi do niej niezbyt przyjazne uczucia. - Z marynarzami? Tych bardziej by interesowały moje cycki, niż to, co mam do powiedzenia.
- A Stormak? - Vershla odruchowo dotknęła miejsca, gdzie jakiś czas temu wisiał naszyjnik, obecnie noszony przez krasnoluda. Wzruszyła ramionami. - Kolega z kolegium magów... - powiedziała z goryczą.
Paul wolał się nie chwalić tym, że w sakiewce miał magiczny pierścień do Vershli wcześniej należący.
- W takim razie czemu ja zawdzięczam ten zaszczyt?
- Uratowałeś mi życie
- powiedziała. - Dzięki tobie nie utonęłam...


Czas na galeonie płynął powoli.
Cóż można było robić? Zajmować się ekwipunkiem? Łowić ryby? Podziwiać kształty chmur? Opowiadać o swych przygodach? Prowadzić dyskusje filozoficzne? Trenować szermierkę czy strzelanie? O piratów się modlić?
A trudno było traktować sztorm, co omal łajby nie zatopił, jako miły przerywnik nudnego rejsu...


- Ląd!
Ten okrzyk wywabił na pokład wszystkich. Vershla, jak to miała w zwyczaju, stanęła obok Paula i spoglądała na brzeg i stojącą tam samotną chatę. Informacja o schodzeniu na ląd dotyczyła również jej.
Wrócili pod pokład, by zabrać ekwipunek.
- W razie czego trzymaj się za moimi plecami - powiedział cicho do czarodziejki.
- Bardziej się przydam żywa, niż martwa? - bardziej stwierdziła, niż spytała Vershla.
- Z pewnością masz rację - odparł Paul. Ton jego głosu był równie ciepły, jak dmuchający im w twarze wiatr.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-01-2010, 07:42   #240
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
- Co ty wyprawiasz? Bogowie rozum ci odebrali? - warknął Paul
- Sorinie na przyszłość nie rób podobnych cyrków w mojej obecności. To, że tamten wojownik nie udzielił nam informacji i nie wyraził wdzięczności za uratowanie, jak się wyraziłeś, „dupska” nie oznacza, że masz go spalić żywcem na tej szalupie. Bądź lepszy od niego i co najwyżej okaż swoją pogardę dla niego w bardziej ludzki sposób.

-Bo mnie wkurzył. Nie dość, że mu dupsko uratowałem, to jeszcze się stawia. Czego jak czego, ale niewdzięczników nie znoszę.
Sorin wziął głeboki wdech i trochę ochłonął.
-Ale niech wam będzie. Może troche przesadziłem. Cóż to twardy chłop. Bedzie żył.
"Się im demokracji zachciało, kurwa jego mać"

Pomysł Paula aby odrazu porozmawiać z elfką nie bardzo przypadł marynarzowi do gustu. Ale jak się okazało okazała więcej zdrowego rozsądku niż się spodziewał. Cóż, chyba musiał się jeszcze trochę dowiedzieć o relacjach człowiek-czarodziejka.
Po wysłuchaniu odpowiedzi wszyscy rozeszli się, poza wartą przed jej celą. Cóż, prawdopodobnie strażnicy nie byli potrzebni. W końcu co ona mogła nam zrobić? Jakby wyszystkich spaliła to sama by poszła na dno. Jak by zatruła, to by nigdzie nie dopłynęła. Jednak utrzymał polecenie w mocy. Nie chciał aby poczuła się zbyt pewnie. Oczywiście miała swobodny dostęp do wiekszej cześci statku. Jednak jedyne jej wyjścia z celi to nocne wypady na pokład z Paulem. Zresztą do nikogo innego się chyba nie odzywała.

Rejs, jak to rejs był czasem spokojny czasem burzliwy, mijał jednak w żółwim tempie dzięki potyczce u wejścia do portu Waterdeep. Przez całą drogę trwały naprawy kadłuba i takielunku. Sorin pełnił zwykłą służbę na okręcie. Normalna wachta. Zazwyczaj 10-cio godzinna. Lecz podczas sztormu zdarzało się i nie spać prawie dwie doby. Tak właśnie było na pełnym morzu i to właśnie kochał.

Nastroje już dawno uspokoiły się wśród załogi, chodz jeszcze czasem słyszał co to by kto zrobił z elfią panią. Cóż, można powiedzieć, że z orczą murwa łagodniej by się obeszli. Na szczęście były to tylko przechwałki.

Trafił nocną wachtę. Jedną z wielu. Zajmował się zwykłymi czynnościami - układanie liny, mocowanie ładunku i inne mniej ważne duperele. Na pokładzie był spokój nie licząc gdupy marynarzy - także na nocnej wachcie - którzy słynęli z hulaszczego podejścia do wszystkiego i wszystkich. Sorin za nimi nie przepadał, ale cóż. Byli dobrymi marynarzami. Więcej załogi nie potrzeba było. Sorin uwielbiał takie noce. Cisza spokój. Nikt w niczym nie przeszkadza.

Sunęli spokojnie w czarną toń nocy. Gdy marynarz kończył składanie lin i poprawianie mocowania żagli na schodach pojawiła się czarodziejka. Minęła mężczyznę nie spojrzawszy nawet na niego.
"Stanowczo za wysoko nosi główkę" - pomyślał i wrócił do swoich zajęć.
Elfka weszła na rufę i oparła się o burtę patrząc w ciemność.
Gdy tylko Sorin dostrzegł miny jego towarzyszy z wachty wiedział co się święci. Psu braty myśleli, że w nocy się nikt nie połapie. W porę zareagował. Złapał zawiniętą na dwóch cokolikach linę podtrzymującą żagiel i wyrzucił do góry. Żagiel załopotał. Reja opadła najniżej jak to możliwe, a zwoje żagla przywaliły niewyżytych mężczyzn.
-Chędożenia wam się za chciało co? Nie dla psa kiełbasa! Jazda koślawe kuśki, zrobic mi porządek z tym żaglem, a potem brać się za szmaty. Do rana cały pokład ma lśnić jak dworska dupcia elfiej panny, jasne?! - Sorin starał się nie mówić tego zbyt głośno, aby czarodziejka nie usłyszała. Nie wiedział, jednak czy nie przesadził.
Mężczyźni pokręcili nosem i zabrali się do roboty.

Noc była spokojna. Czarodziejka stała tak w bez ruchu blisko godzinę nie zwarzając na to co się w okół niej dzieje. Sorin podszedł do steru, chwycił leżący obok sekstant. Spojrzał w gwiazdy i po chwili skorygował delikatnie kurs. Wszystko szło doskonale. Po dłuższej chwili czarodziejka zeszła powoli pod pokład.
-Eh, jak będzie taka przyjemna, to mogą być ciężkie przeprawy z Illianem - pamiętał bowiem o rządzy krwi elfki jaką przejawiał jego towarzysz.

***

Rejs trwał długo. Dłużej niż wszyscy się spodziewali. Jednak w końcu pewnego ranka wszystkich obudziły krzyki z pokładu. Chwilę później Sorin wybiegł na pokład.
-Czego się drzesz kpie i budzisz wszystkich z rana?
-Ląd! Dopłynęliśmy!
Dopiero teraz Sorin rozejrzał się po choryzoncie i dostrzegł majaczącą w oddali, osnutą mgłą wyspę.
-No nareszcie! Budzić kapitana! Prędko!
Kilka minut później Harvel pokrzykiwał na załogę szykując się do wejścia do zatoczki. Sorin zajął się przygotowaniem łodzi i prowiantu na drogę.
Do tego momenty już wszyscy jego kompani, łącznie z czarodziejką przy boku Paula, stali na pokładzie obserwując z wolna przesuwającą się ziemię. Wchodzi do zatoki.
Stormak wypuścił dwa orły aby zbadać okolicę drewnianej chatki, która o dziwo stała na samym brzegu wyspy.
-Pakować się kamraci. Schodzimy na ląd! - krzyknął do towarzyszy
-A ty mości elfko - zwrócił się do czarodziejki
-Udaj się do Jacka. On wyda ci co będziesz chciała na podróż. Nie możemy cię puścić bez wyposarzenia. - uśmiechnął się do niej.
-Paul idz z nią proszę. Tylko u ciebie ma jakiś posłuch. A nie chcemy, żeby nam zginęła na wyspie bo nie miała dobrej liny, bądź chociażby bukłaka na wodę.
-Wszyscy zabierają tylko niezbędne rzeczy! Nie obciążać się za bardzo! Może nas czekać długa wędrówka!
Sorin także udał się do ładowni. Zabrał swoją torbę, do której spakował hubkę i krzesiwo, dwie fiolki - zdrowia i gibkości
"Muszę pogadać ze Stormakiem, czy nie została mu jakaś mikstura czarodziejki" - pomyślał w przelocie.
Przez ramię przewiesił swoją szablę, z boku przymocował krótki miecz, a w but schował długi nóż. Zwinął linę, którą kupił na targu, w kłębek i przymocował do pasa tuż obok żelaznej kotwiczki. Do klapy torby natomiast przywiązał zwinięty w rulon koc. Rozejrzał się. Zabrał chyba wszystkie drobiazgi. Popatrzył na paczkę gwoździ leżącą na beczce. Po krótkim zastanowieniu chwycil ją i upchnął w torbie.
"Nigdy nic nie wiadomo"
Przeczesał włosy ręką, skórzany kaftan pod koszulą i wyszedł na pokład. Stanął obok łodzi czekając na resztę grupy.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172