Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2010, 21:00   #31
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Poddała się oględzinom maga. Wyraźnie żałował, że musi ją dotykać przez rękawice. Znała ten głód w oczach mężczyzn. Coś, co musiała odziedziczyć po matce przyciągało ich do jej ciała jak muchy do lepu. Potem zaczął czegoś szukać i wyjaśniać, że zaraz ktoś się pojawi. Też zaklątwiony.
Moia zastanawiała się kto to taki, pospiesznie chowając do sakwy zwoje, które wpadły jej w ręce. Nigdy nie należało marnować okazji, a czaromiot był zbyt pochłonięty tym co robi, by zwrócić uwagę na to co robi dziewczyna. Zwłaszcza, że jej ruchy były spokojne, wyważone i całkowicie nie rzucające się w oczy. Lata wprawy w fachu.
Gdy w końcu po zrobieniu sporego burdelu na środku nory wydał triumfalny okrzyk, przyjrzała się z ciekawością temu co trzymał w ręku. Przedmiot wyglądał jak wielki zakurzony kutas. Ciekawe z jakiego stwora, bo gdyby był ludzki to musiałby zostać spreparowany w stanie, który bywa dla tego organu raczej dość przejściowy i zdecydowanie nieosiągalny po odcięciu od ciała. Moia nie mogła sobie wyobrazić bólu jaki przeżywałby właściciel gdyby zasuszali mu go w takim stanie jeszcze przyczepiony do ciała. No chyba, że to była magia... w takim przypadku chciałaby znać czar co mógł sprawić coś takiego!
Potem zaczął mamrotać zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie, więc to Moia musiała otworzyć gościowi, o którym wspominał. Skrzywiła się na widok kobiety – diabelstwa - Czuciowca. Z drugiej strony jak musiał to być ktoś z poznanych już klątwiaków, lepiej że była to ona niż na przykład Łaskobójca. Wpuściła Hallę do środka i wróciła na swoje miejsce.
Hiram w końcu ją zauważył i jak zwykle powitał z iście salonową uprzejmością.
Dopiero kiedy zauważył to samo znamię na ręce nowo przybyłej pozwolił jej zostać. Moia nie miała pojęcia o jego uprzedzeniach. Zważywszy na to co zamieszkiwało Sigil, były dość dziwne. W końcu diabelstwo, patrząc obiektywnie, było zdecydowanie bardziej popularniejszą nacją niż ćwierćmerkantka. Merkanci raczej z daleka się trzymali od Klatki.

Dzięki wiedzy starucha, a raczej dziwacznej księgi, dostały trochę informacji na temat Księgi Satyrów, o której wspominała też wiedźma, ale nie przybliżyło ich to zbytnio do pozbycia się znamienia.
Wysłuchała uważnie instrukcji do mikstury, która mogła pomóc, a nawet niewłaściwie stosowana zabić. Co w sumie skutecznie leczyło z problemu klątwy.
Potem na zewnątrz zaczęły się jakieś problemy. Nie rozumiała czemu Hiram się zaniepokoił. W końcu byli w Sigil. Tu zawsze znaleźli się gotowi do rozróby Chaosyci.
Schowała do worka proszek i dopiero wtedy podeszła do okna by popatrzeć co się dzieje.
Najwyraźniej jednak tym razem na ulicy zabawiali się Tonący i do tego z powodu zniknięcia ich faktol.
Niepokój w głosie czaromiota był zastanawiający. Nie miał odpowiednich zabezpieczeń swojej nory? Albo bezpiecznego przejścia do innej dzielnicy? Albo chociaż jakiegoś wygodnego podręcznego portalu? Co za brak przewidywania i zapobiegliwości...
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 28-01-2010, 23:03   #32
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
W Sigil sądzono, że Grabarze i Straż Zagłady przepadają za sobą wzajemnie - ba, niektórzy uważali ich nawet za sojuszników. Cień był jednak znacznie bardziej złożony. Rzeczywiście, we wzajemnych stosunkach było sporo ostrożnego szacunku. Oficjalnie łączył ich stosunek do końca życia. Gorrister cenił ich jednak za zdrowy stosunek do słodziutkiego popierdywania z okolic Gmachu Rozrywki, czy Wielkiej Kuźni.

Z drugiej strony... mieli bardziej chory stosunek do śmierci, niż niektórzy nieumarli. Nie chodziło o obsesję na punkcie kości, trumien i ciał dobrze nadpsutych - Gorrister potrafił uszanować cudzy gust. Ale na Moce, jak można prowadzić takie życie, dobrze wiedząc, że potem już nie będzie nic? Zgrzebne szaty, żałobne pieśni i nie waż się, trepie, poczuć jakiejkolwiek radości z życia, bo nie umrzesz porządnie i będziesz musiał w to samo się bawić od nowa! Tak im zresztą świetnie to zdychanie szło, że (jak głosiła śpiewka) organizacją rządził od tysięcy lat ten sam faktol. Anarchiści bardzo często przytaczali ten fakt z szyderczym uśmiechem.

Zresztą przynależność frakcyjna nie miała większego znaczenia. Martwi bardzo dobrze strzegli swoich sekretów. Gorrister, w razie odnalezienia, nie pożyłby długo. A szwendający się na wolności elf znacznie zmniejszał jego szanse, toteż doppelganger nie tracił czasu na podziwianie widoków.

Już dawno pozbył się ubioru "Kukacza" i paradował po Kostnicy w zgrzebnej, szarej szacie. Szczęśliwie wszyscy pracujący wewnątrz Grabarze ubierali się podobnie. W razie, gdyby zaszła potrzeba, Gorrister bez problemu mógł zmienić wygląd na jakiś mniej kłopotliwy. Na razie jednak przebranie Suriona działało na jego korzyść - wielu go tu znało.

W końcu udało mu się znaleźć właściwe zapiski i mina zrzedła mu nieco. Wyglądało na to, że jednak bez wycieczki do Więzienia się nie obejdzie. Coś bardzo podejrzanego działo się w szeregach Czerwonej Śmierci. Normalnie coś takiego zachęciłoby go tylko do działania, ale z tą przeklętą klątwą na karku bał się tak ryzykować.

Zamierzał dowiedzieć się więcej, gdy pojawiła się kolejna przeszkoda.

Miał ochotę walić tym swoim durnym czerepem w ścianę. Nigdy, ale to nigdy nie powinien był przystąpić do tej akcji, bez przesłuchania elfa i przebadania jego myśli. Cóż, zawsze na ofiary podmiany wybierał mało znaczących imiennych. Kto mógł wiedzieć, że Suraviel zajdzie na tyle wysoko, żeby znać jakiekolwiek rytuały? Takie, że ktoś może chcieć go szukać?

Dobra, to jeszcze nie ślepaki. Martwi w końcu odkryją, że coś jest nie tak. Niemniej jednak odrobina szczeku powinna na razie wystarczyć. Wystarczyła mu chwila, żeby zmienić postać - wpierw musiał jednak się pozbyć tego imbecyla.

- Ach tak... - powiedział - Zwój nie będzie potrzebny.
- Jesteś pewien? - faktotum zmarszczył brwi - Może jednak nie ryzykuj? To niezmiernie ważne.
- Zajmę się tym - uspokoił go Gorrister - Ale... musisz mnie zastąpić na jakiś czas. Inaczej nie zdążymy do przeciwszczytu.
- Ale dlaczego? Musiacze mogą poczekać.
- Bracie - szepnął "elf" - Nie wiesz, co się dzieje? Był tu jakiś człek ze Zbrojowni i rozmawiał z faktorem Trevantem. Bardzo cicho, ale usłyszałem. Pentar została zamordowana.

Po raz pierwszy na twarzy faktotuma pojawiło się cokolwiek, oprócz posępnej obojętności. Gorrister lubił rozpowszechniać plotki, samemu nieco je ubarwiając.
- Podobno zamordował ją siepacz Nilesii - dodał.
- Kolejna dusza, pozbawiona Prawdziwej Śmierci - stwierdził faktotum.
- I będzie więcej...

Gorrister był skłonny kontynuować tą rozmowę tak długo, aż nie osiągnie efektu. Wystarczyło mu tylko kilka chwil na osobności. Szybka zmiana postaci powinna osiągnąć pożądany efekt. W ostateczności liczył na jeden z licznych portali, od których to miejsce aż się roiło - sądził jednak, że nie będą potrzebne. Byłoby z nim naprawdę źle, gdyby nie był w stanie zjelenić jakiegoś tam Martwego.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 29-01-2010, 00:56   #33
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Zobaczyła Moię przypadkiem. Zapukała tam gdzie zniknęła niebieskoskóra. Miała szczęście. Długonoga merkantka otworzyła jej drzwi.
Trzymała się z boku. A ogon…
Kołysał sie miarowo. Lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, czasem na siłę zatrzymywany w centrum, na krótko, a Hiram raczej nie polubił jej zbytnio. Powiedział, że źle wygląda, jak tak można, kobiecie, dziewczynie, wyskoczył z rogami, dołożył wargulcami, ogon trzasnął w kałamarz, przeprosiła zaczerwieniona, atrament był gęsty, pomarańczowy, doceniła inwencję gospodarza, kapał powoli okrągłymi kroplami, ładne plamy na burej podłodze, chwilę się wahała czy naprawić szkodę, mieszaniec, brrr, szkoda, że jak tamta na Balu nie miała rozdwojonego języka, z pewnością umiałby pięknie zasyczeć. Spróbowała. Źrenice zwęziły się w cienkie szpary, czarne w czarnym, jak to zauważyć. Ale nie jest przecież małostkowa, usta wypowiedziały proste zaklęcie, posklejała cząstki kałamarza, nie było tak pięknie jak w piwnicy przy portalu, kałuża nie cofnęła się w czasie, pobrudziła sobie palce pomarańczową farbą, intensywną, słoneczną, sama musi taki sobie sprawić, w tym mieście, co nie zna prawdziwego światła, każdy jego promień jest ważny. Choć najważniejszych siedem. Zachichotała. Hiram chyba się nie gniewał, uśmiechnął się złośliwie. Halla zmrużyła oczy. Naprawdę chciałbyś? – myślała – Chciałbyś żebym oblizała brudne palce? Jedno diabelstwo mniej. Ale zna się przecież na tym, utleniony ołów, sama go wykorzystuje w pracy. Zrobiła mu przyjemność, przytknęła palce do wargi, przytrzymała, dmuchnęła, syknęła. Maska ogłosiła zwycięstwo, czemu to robię? Czemu jestem tym, co we mnie widzi?
- Wiem, co w tym jest – powiedziała cedząc słowa. Mag odwrócił się do swojej księgi. Pachniał drzewem sandałowym. Ładnie.

Ogon i pazury, zbyt czarne oczy, jasna skóra, miękkie włosy, kropla potu na czole, wargi zwilżane raz po raz, i tatuaż, bolesny, znowu palący nadgarstek żywym ogniem. Kim jestem? Jak on to uczyni? Jak sprawi, że poznam siebie? Drżała niczym w gorączce, wyglądam okropnie, potrzebowała tego antidotum. Poznam siebie. Potrzebowała tatuażu.
- Kupię ci nowy tusz. – Hiram nawet jej nie słyszał.
Wypatrzyła podobiznę. Dostała po łapach. Zaśmiała się.
Dowiedziały się wiele i zarazem nic.
- Księga, co zawiera sekrety wszystkich bogów. Równie dobrze możemy szukać oka Odyna. – Jej uśmiech jakby triumfalny zaprzeczał słowom. I dobrze, niech będzie trudno. Chcę niemożliwego. I nie poddam się bez walki.

- Weszłam tu za tobą – stanęła przed Moią, tyle niższa, już sam ten fakt wymuszał pokorę, zabrakło przepraszam, ale bardzo chciała coś dać w zamian – odczytałam dwa ostatnie wersy - nie powiedziała oczywistości, że ze stronicy którą miał teraz ghitzerai.
Przez moc zwierciadła
Przez moce obłędu

- Najłatwiejsze – dodała.

Schowała swoją porcję proszku. Pierwszą dawkę zażyła od razu.
A potem Ul zawrzał.
- Mogę nas schować – zaoferowała trochę niechętnie – ale może lepiej zwińmy się jakimś tylnym wejściem – spojrzała pytająco na Moię - Proste rozwiązania zwykle są najlepsze.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 29-01-2010 o 12:41.
Hellian jest offline  
Stary 07-02-2010, 20:27   #34
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
· Cichy ton ukryty w żelazie
Baterie do komórki wyładowały się jakieś dwie godziny temu, więc nie było sensu czekać na magiczne pojawienie się w nich resztek energii. Poza tym, wspinając się po gruzach, na parę chwil stracił równowagę i przejechał wyświetlaczem po pręcie zbrojeniowym. I to było na tyle, jeśli chodziło o łączność.
Nie mówiąc już o tym, że samo dostanie się do w miarę ciepłego domu było samo w sobie wyczynem. Most zawalił się, a po popękanym lodzie na rzece nie miał odwagi chodzić. Od czasu, kiedy spotkał handlarzy, nie miał czasu spać. I dlatego kupił od nich dziesięć gramów. Białe kryształki poraniły jego nos, ale dzięki temu jeszcze chodził, a nie upadł ze zmęczenia i zamienił się w wielką bryłę lodu w zawiei.
Tylko brama domu ochroniła się przed ciągle padającym śniegiem, choć żelazne sztaby wystawały z zasp. Grzęznąc po kolana, wziął ogrodniczą łopatę, a gdy stylisko się złamało, poprawił młotem do wbijania pali; na lodzie skuwającym kłódkę pojawiły się szczeliny i rysy. Dzięki Bogu, kiedy wszystko się pokruszyło, to przy okazji kłódka i łańcuch.
Spojrzał w górę, w nadziei, że spomiędzy chmur wyjdzie Księżyc, bo ostatnio widział, że była pełnia. Nic to; tylko lampy oświetlały płatki padające z góry. Włosy miał mokre od białego puchu i przeklinał swój los za to, że wyszedł do Zewnętrza tylko po to, by zobaczyć, czy w jednym opuszczonym domu nie ma tego, co szukał.
Zajęło mu parę dłuższych chwil, zanim odgrzebał na tyle śniegu, by móc w ogóle ruszyć za klamkę. Choć potem wyrzucał sobie, że może i nie, może było oderwać kraty z okien i wejść ciszej i niepostrzeżenie, niż forsować sobie drogę, młot już zaczął wyłamywać drewniane drzwi, po części zbutwiałe z powodu kapiącej wody. Taki też był przedpokój, to jest z powodu pożaru trawiącego piwnicę lód topniał. Przed lampą uciekły szczury, karaluchy były obojętne na wszystko. Tu piętro zawaliło się, kawały śniegu umazane sadzą leżały nieporadne przed nim.
Były tu zawsze. Przemierzając opustoszałe pokoje, napotykał je. Szklane oko, kula szklana, pióro jarzębia, zasuszona pępowina, boule, kwiaty o zetlałych kolorach, znajdujące się za zbitym szkłem groteskowe rysunki anatomii flamingów, pleśń pokrywająca równymi warstwami materace, brud, zgnilizna.
Odwalił łomem przymarznięty kredens, wyciągnął i zajrzał. Właśnie to, czego szukał.

OPOWIEŚĆ O MISTRZOKRZYŻACH

Była to mała, iluminowana książeczka, oprawna w skórę zdobną w motywy krzyży oplecionych różami, których kwiaty były małe i zawierały w sobie perłę, za to kolce były wielkie niczym ćwieki. Strony były żółte od czasu i zaplamione od laku i wina. Wymościł karton, akurat w takim miejscu, gdzie śmierdział najmniej. Zwilżył lekko śliną opuszki palców prawej dłoni, rozmyślił się i przewrócił trochę więcej kartek, minął wprowadzenie, prolog. Otworzył na drugim rozdziale. Palce mu grabiały, więc przerzucał kartki niezdarnie, niemal jak inwalida. Kartony zaśmierdziały bardziej, wyszedł i usiadł na wózku, koła skrzypnęły i sypnęło się parę płatków rdzy.
Zgubił wątek. Natknął się na wiersz otwierający „Opowieść...”

Mistrzokrzyże, Mistrzokrzyże!
Zaklęć nie dościgną chyże
Psy, gdy piszą swoje księgi
Magi znakiem trupiej wstęgi

Mistrz...
Reszta była zaplamiona. Odnalazł wreszcie tam, gdzie zawarł chwilę temu.
Sama książka była trudna do ocenienia, nie tylko ze względu na swój język, ale i na treść i obrazy, które przywoływała w umyśle czytelnika. Paręnaście minut lektury pokazało, że „Opowieść...” była pisana złą gramatyką, niektóre rozdziały wydawały się po prostu strzępkiem chaotycznie zbitych słów, numeracja rozdziałów była przypadkowa.
Drugi rozdział, od którego rozpoczął, był napisany w miarę konkretnie. Opowiadał on – nomen omen – pisarzu, który był przykuty kajdanami w więzieniu, gdzie został skazany na wieczne pisanie. Jako że był nieśmiertelny, nie musiał trudzić się wychodzeniem ze swojego lochu, tak, że mógł pisać księgi długie jak Biblia, a może i jeszcze dłuższe.
Pisarz ten miał w zwyczaju rzeźbić posągi, które przedstawiały postacie z jego ksiąg. Nierzadko spędzał całe miesiące, by przedstawić scenę, którą opisywał. Nie zawsze miał dostęp do kamienia, z którego mógłby rzeźbić dobre statuy, dlatego stawiał na wierność konturom, a nie jedność materiału. W tym względzie zapełniał brakujące formy szczątkami zwierząt, słomą, żwirem, cementem. Ponadto, jego rzeźby były zawsze jednowymiarowe z powodu oszczędności materiałów. Zawsze na rzeźby można było patrzeć z jednego tylko punktu tak, aby scena miała sens. Nic nie było przypadkowe, a jednak zawsze wszystko charakteryzowało się doskonałością formy, mimo że treść, to jest wnętrze posągów, było mizerne.
Pierwsza scena, którą opisywał w swojej książce, a rzeźbił w swojej pracowni, nazywała się: „Półklątwie mątwie”. Tak właśnie nazywał się szkic sceny, jaką odgrywały rzeźby w jego pracowni. Pisarz opisywał właśnie scenę, w której jeden z bohaterów, czy raczej, jedna z bohaterek, odgadła część zagadki z pewnego zwoju magicznego, szepcząc parę bredni o zwierciadłach i obłędzie. Pisarz próbował oddać tą scenę przede wszystkim na pergaminie. W jego książce, która jeszcze tytułu nie miała, bohaterce z powodu klątwy wyrósł ogon, a teraz, skoro klątwę tymczasowo odwróciła, ogon miał odpaść. O ile sprawa przedstawiała się prozaicznie prosto w sztuce pisarskiej, gdzie po prostu opisał, jak ogon odpada, nie tak łatwo przedstawić, jak ogon odrywa się od posągu, żeby był jeszcze częścią samego posągu. Dlatego wymyślił chytrą sztuczkę: Znając całkiem dobrze anatomię, umyślił sobie, że ogon na początku całkiem nie odpadł, trzymając się jeszcze na jednym ścięgnie, które już, już miało odpaść. Ścięgno było zrobione z powrozu, pomazane bardziej niż pomalowane, czerwoną farbą, tak, że wyglądało – o! - wypisz, wymaluj, prawdziwe ścięgno broczące krwią. Naturalnie, w rzeźbie możemy pokazać tylko jeden moment, sekundę czy pół sekundy zaledwie, dlatego, gwoli dokładności, przed serią rzeźb zawsze do drewnianej tabliczki przyczepiał pergamin. Ten fragment mówił:

„Gdy tylko Falster ułożyła dwie linijki anagramu, te zaczęły błyszczeć, a litery wypełzły z pergaminu, uciekłszy przez okno. W tym samym czasie jej ogon odpadł, a rana, która powstała, natychmiast się zasklepiła”.


Nieco dalej znajdowała się figura olbrzymki, która, jako że nie wystarczyło kamienia, została w całości zrobiona z końskiego nawozu. W tym względzie artysta musiał działać dwojako: Jako że klątwa obejmowała jej potężny wzrost, właśnie zaczęła się zmniejszać, zatem jedną rękę zrobił większą, a drugą mniejszą. Zbyt wielkie ubranie zsuwało się ze śmierdzących ramion(ostatecznie śmierdziało tak samo). Rzeźbiarz zapisał sobie chyba za punkt honoru, by wyrzeźbić w końskim golemie zdumione oblicze, co zresztą udało mu się.
Cała scena, jak już wspomniano, była jednorazowa, dlatego często po jednym obejrzeniu dzieła, które i tak było przeznaczone dla jego tylko oczu, niszczył wszystko, obojętnie, ile pokręconego kunsztu miałyby w sobie postacie zrobione ze słomy i gówna. Wtedy do wielkich miednic szło wszystko, co jednorazowe – kawałek stołu, przecięta na pół noga, twarz rodem z reliefu. W każdym razie, niszczył wtedy tylko, kiedy skończył opisywać scenę. Tu jeszcze tak nie było: Była jakaś trzecia postać w niewidzialnych ramach, kapłan może, a zresztą i tak nie wiadomo, bo było widać tylko rękę i kawałek spiczastej brody.
Rzeźbił nie tylko w trawie i odchodach, ale czasem pozwalał sobie spędzać całe dnie na klejeniu i budowaniu domów z zapałek. Tak też czasem przedstawiał swoje sceny z opowieści. A zapałkowa opowieść tego dnia miała się tak, że pewien ulepiony z zapałek, odziany w czarną szatę wyznawca śmierci zdążył uciec z Kostnicy. Był jednak pewien hak, na który wcale nie zważył: Ktoś inny, gdy uciekał, wszedł na jego miejsce, co gorsza, był na tyle prawdomówny, że nie wymówił się ciemnotą umysłu, a ktoś inny, mądrzejszy, stwierdził, że to jednak prawda jest i że w Kostnicy był ktoś, kto nigdy tam nie powinien być. Tak właśnie było.
Niektóre, bardziej kościste kukły przestały boleć głowy. I to na bardzo, bardzo długi czas.


Dwunastu Faktoli było gęste od dymu wypuszczanego z fajek wodnych. Plotki także zagęszczały atmosferę. A rozmawiano często o tym, co wydarzyło się tego dnia w Sigil i podejrzewano, że z oskarżeń Tonących mogą wyniknąć jeszcze gorsze reperkusje.
Za nieco brzdęku, schlany, że pożal się Boże krasnolud opowiedział githzerai o tym, że wkrótce po tym, jak Straż Zagłady wykrzyczała swoje oskarżenia, napotkali Harmonium, które, zawsze i wszędzie, węszyło, byleby dopaść tych, którzy mieli na tyle gówna we łbach, by robić cokolwiek podejrzanego w ich obecności. Tym razem, jako że niemalże cała frakcja uczestniczyła w oskarżeniach, faktorzy zażądali porzucenia przez Tonących Zbrojowni, a ci ostatni oczywiście odmówili, ale i tak wszyscy wiedzieli, że nie skończy się tylko na pogróżkach.
Póki co, nastała cisza przed burzą. Sympa dopytywał się, jak poszły poszukiwania. Prawdę powiedziawszy, Sympa zawsze się tylko dopytywał.
- Skurlona małpa! - wydarł się ork. - Na Moce, przysięgam, że gdy tylko jej kaprys się skończy, osobiście skręcę ci kark.
- Szpicuj się?
- Jest coś jeszcze, o czym się dowiedziałam
– Kinokk wreszcie przerwała kłótnię. - Ta wiedźma, którą wszyscy spotkaliśmy... Zdołałam się wywiedzieć także i o niej. Jeżeli kłamała, co u wiedźm jest prawie pewne, to próbowała nas okłamać, że jest jedną z Szarych Sióstr, linii rodowej wywodzącej się z Nocnych Wiedźm, tych samych zresztą, pomiędzy którymi była Ravela Szaradna. Dość jednak o Nocnych Wiedźmach; bowiem, o ile Nocne zajmowały się zagadkami i nićmi losu, to Szare Wiedźmy nie interesowało ni mniej, ni więcej, jak los w aspekcie bogów lub nawet samych Mocy. Wzorem Zagubionych, Szare Wiedźmy wierzyły, że przeznaczenie wszystkich ludzi jest skute kajdanami Mocy, tak, aby nikt nigdy nie wyrwał się z kręgu karmicznego, który oni utkali. Mówi się, że Szare Wiedźmy to już tylko legenda, a ci, którzy się podają za nie, ściągają na siebie gniew bogów, bowiem wszystkie działania Wiedźm zmierzały do tego, by zabić wszystkie bóstwa i oddać władzę w ręce jedynym należnym właścicielom Wieloświata – istotom, które go zamieszkują.
- Niezła bajka
– dodał eldarin.
- Tak mówią legendy – wzruszyła ramionami Kinokk. - Co mi po nich?
- Niewiele. Tym bardziej, że upewniłem się, że ci, którzy zostali dotknięci klątwą zaczęli umierać.

Ork zamrugał.
- Pamiętacie biesy, których żeśmy spotkali na Szalonym Dworze? Nie dalej jak godzinę temu sam widziałem, jak byli wywożeni w stronę Kostnicy na trupim wozie.
- Bzdury. W Sigil codziennie ktoś umiera. To jeszcze nie mówi o tym, że...
- Razem z tanar'ri?
- naciskał tamten. - Sam przyznasz, że byłoby to dosyć dziwne.
- Barbazu i sukkuby pożarły się już w Szalonym Dworze. Doprawdy
– wydął szyderczo usta – każdy, kto znalazł się na tym dworze wie, że bogowie tego dnia nałożyli na niego dziwną klątwę. Sam Writtenfall zginął ze swojej własnej głupoty.
- Bo próbował odczynić Święto Maski.
- Przeklęta bzdura. Albo to mało jest świąt, które obchodzi się w Sigil codziennie? Każdy modli się do jakiegoś głupiego boga. Wy, eldarin, myślicie, że wszystko jest magiczne. A to tylko wiatr czasem śmierć przywieje.
- Więc co?
- Mamy klątwę, tak. Ale myśleć, że to artefakt? Jak dla mnie, to gówno o Księdze Satyrów jest tak nadmuchane, jak niektóre religie.
- Uważaj, bo...
- To nic
– siepacz odsłonił pokaźne kły. - Nie boję się klątw.
- Przecież nie potrafiliśmy znaleźć nikogo, kto by klątwę zdjął.
- To nie przesądza o tym, że nie można jej zdjąć. Kiedyś słyszałem o zaklęciu, które sprawiało, że ofiara nie widziała i nie mogła wejść do żadnej gospody, dlatego skończyła zaszczuta przez Harmonium na ulicy. Miała pewien przeklęty przedmiot, mianowicie szmatę, którą owijała sobie lewą nogę.
- To bajka.
- Nie lepsza bajka od Księgi Satyrów. Jak dla mnie, to, co mamy, to zwykła klątwa zrobiona przez jakiegoś durnia, który lubił się bawić w zagadki. Układasz zagadki, żyjesz. Nie układasz...
- Nie żyjesz?
- Nie oddychasz
– wybuchnął śmiechem. Elf i reszta żartu nie zrozumiała.
- Może i ma rację – przygryzła wargę Kinokk. - Fakt, że gdy Falster rozwiązała te dwa kawałki i uwolniła nas od klątwy świadczy o tym, że my po prostu nie widzimy tych, którzy mogliby nas od niej uwolnić raz na zawsze. To ma sens.
- Ciekawe, na jak długo
– mruknął ork.
W tym samym czasie do Gorristera doszła część myśli bariaura rozmawiającego o interesach z amnizu; jakkolwiek dziwnie to by nie wyglądało, interes wydawał się łączyć wszystkich, chaotycznych, prawych, dobrych i złych. Odebrał on silny koncept mówiący o tym, że bariaur swojego czasu musiał zdjąć klątwę z samego siebie, a miejsce, gdzie to zrobił, znajdowało się niedaleko Dwunastu Faktoli, osobliwie pod szyldem Wesołego Medyka, gdzie urzędował kapłan, który czasem zdejmował klątwy. Myśli amnizu natomiast stanowiły mieszankę myśli o tym, jak okantować bariaura, jak go zabić i jak bezpiecznie się pozbyć jego zwłok. Doppelganger zauważył, jak amnizu ścisnął pierścień na swojej dłoni, po czym syknął, niejasno odczuwając to, że jego myśli są odczuwane, jednak wyraźnie nie mógł sprawdzić, kto lub co to robi. Co gorsza, bies nie panował nad swoimi myślami, które natychmiast ze strachem pomknęły do tego, co chciałby ukryć przed myślami innych, zatem pomyślał bardzo, bardzo wyraźnie: „Zaraza! Chciałbym ukryć ten miech złota, którym ukrył pod ósmym kamieniem bruku na Dworze Bólu...” - po chwili jednak jego myśli przeraziły się jeszcze bardziej, gdy stwierdził, że to właśnie powinien pomyśleć o czymś innym a nie o tym, czego chce się ustrzec, dlatego zajaśniała kolejna myśl: Jak bardzo się boi, że ten sam miech znajduje się w klitce w PodSigil, która prowadziła do podziemi, które łączyły się z Więzieniem. Wkrótce jednak myśli nabrały poważnego rozpędu i amnizu po prostu zaproponował, żeby wyjść. Widocznie nie umiał znieść, by tyle tajemnic było przeczytane przez kogoś, kto myśli czytać umie.
Kinokk wzięła Garl'kazza na stronę.
- Jest coś, co chcę powiedzieć ci na temat Sympa. Nie, nie to, że masz go zabić. Ta małpa... Pamiętam go skądś. Dlatego będzie nam towarzyszył. Ale już go kiedyś widziałam.
Wysłuchawszy milczenia githzerai, dodała:
- Rozmawiałam z nim. Sympa potrafi wchodzić w sny i manipulować nimi, ba, potrafi nawet zsyłać koszmary. Może to ze snów go pamiętam? To nieważne... Ważne jest to, że powiedział mi, że on nie musi wcale spać. Dlatego uważaj na niego, gdy udaje, że śpi, bo to tylko pewien rodzaj transu, w którym wkrada się w sny kogoś innego. Mówi, że właśnie to stanowi jego jedyny pokarm, to jest żerować na czyichś snach. Nie wiem jeszcze, jak go kontrolować, ale się dowiem. Od handlarza kupiłam śnistą sieć, mówi, że zjedzenie kawałka przed snem ustrzeże każdego przed atakiem. Nie wiem, co to za stworzenie, ale i tak muszę... Muszę... – powtórzyła dobitnie – Dowiedzieć się, dlaczego on się przypałętał... I czego chce...


 
Irrlicht jest offline  
Stary 10-02-2010, 00:08   #35
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Weszła i od razu wiedziała, że się schleje. Przy brzegu bezkresnego morza zobaczyli dwa majestatyczne drzewa. Ławy z jesionu, stoły z wiązu, ta ontologiczna metafora w wystroju wnętrza karczmy podobała jej się ogromnie. A przy tym było Dwunastu Faktoli hałaśliwą, wesołą speluną, do nadużywania alkoholu miejscem nader właściwym. Halla uwielbiała ulegać zgubnym wpływom takich przybytków. Kilka łyków ciężkiego powietrza i już chichotała radośnie, niczym mała dziewczynka, co wymknęła się właśnie srogiemu ojcu. Beczka przedniego miodu uwodziła aromatem migdałów jej wrażliwe nozdrza. Stała gdzieś pod ladą, tuż przy nogach rosłego barmana. Niebiański trunek. Chciała zobaczyć, pochylona, zawisła na kontuarze. Dostała klapsa od Wotana, szorstkim gestem ściągnął ja z lady. Kły znowu miał na wierzchu. Rozpromieniona, ciut wystraszona, przeprosiła. Przez chwilę łasiła się ze skruszoną miną, chciała żeby zapłacił za drogą zachciankę.

Potem, gdy dostała swój dzban pachnącego słońcem czwórniaka, usiadła między znajomymi, już spokojna i opróżniała go, w błogim skupieniu, powolutku, rozkoszując się wytrawnym smakiem, raz po raz dolewając złocistego płynu, precyzyjnie, po sam brzeżek zgrabnego pucharka z wybarwionej na czerwono kamionki. Idealnej tafli często groziło niebezpieczeństwo, rozlania, ale Halla zawsze zdążała upić. Nie marnowała kosztownego napoju. A do tego, w skupieniu kreśliła drobnym pismem na kartce z anagramem. Wcześniejszy sukces jeszcze ją upajał. Teraz nawet widziała zalety byłego ogona, tak cudownie drapał trudno dostępne miejsca. Rzędy liter tańczyły przed czarnymi jak morska toń oczami, tworząc pijane wyrazy nieistniejącego języka, natchnione zdania uparcie nie chciały odsłonić swoich znaczeń. Bies je pozna, te gęsie takty – gęsie pióro zapisywało nonsensy, bies przy kontuarze łypał na nich złowrogo, wszystko cudownie oszałamiało. Zasłaniała ramieniem, gdy ktoś próbował zajrzeć, czy jej wysiłki przynoszą jakiś efekt. Na szczęście po prawicy miała Wotana rozdartego miedzy Symponiechęć a Hallouwielbienie, nie pozostawiało to już zbyt wiele miejsca dla zagadkociekawości. Spoglądał na nią z uśmiechem, który mówił wyraźnie, że wykorzysta i nieprzytomną, Halla miała jednak nadzieję, że co nieco pamiętać będzie. Po jej lewicy na ławce tańczył Jasny. Przy sąsiednim stole piękna dziewczyna o długich, posklejanych brudem włosach śpiewała smętną pieśń. Czwórniak luksusowy, pyszny bardzo, tylko odrobinę lepił usta. Włożyła do dzbanka palec, wtarła krople w kark, kilka kropel za uszy. Baldur przypominał o sobie z torby, wyciągnęła go na stół, przedstawiła towarzyszom, ropucha ze skrzydełkami,
jej własne dzieło, wbrew imieniu oczywiście samica, o oczach zielonych, błyszczących niczym najprawdziwsze szmaragdy. Dopominała się o napitek. Zarechotała radośnie, gdy Halla pozwoliła jej się zanurzyć w miodowym dzbanie. Kinokk parsknęła śmiechem, podobnie jak Wotan, ucieszyli pijaną Hallę, niespodziewanym poczuciem humoru. No i nadal myślała, może wolno, ale jakże intensywnie, gryzła pióro, atrament barwił jej na granatowo usta. Dzbanek mądrości się wyczerpał, Baldur zachrapał, włożyła go z powrotem do torby, Wotan przyszedł z nowym naczyniem. Kolejny wers ułożył się w sensowne zdanie. Zaśmiała się triumfalnie.

Zaciekawiła ją Kinnok wywodem o wiedźmach. Zaczęła się dopytywać, bo sama nic o nich nie słyszała.
- Wiesz o nich, coś więcej? są jakieś tu, w Sigil?

Schowała dobrze kartkę, jak zwykle w dekolcie, taka mądra, taka sprytna, taka pijana ruszyła do baru. Cichy ork niepozorny niczym Odo, tuż za nią. Z właściwym pierwszakom zażenowaniem, zapytała barmana o portal, do Ysgaardu. Z trudem przywykała do powszedniości bram między światami. Śmiał się. Mieli taki w Dwunastu Faktolach, skądżeby inaczej tylu tuziemców tu było, portal trochę kapryśny w tę stronę przepuszczał, kogo chciał, za prezenty. W tamtą przechodziło się bez trudu, oni pobierali opłatę, od pięknych diabelstw niższą, ale radzi najpierw otrzeźwieć, obudzić się w innym świecie, to nie koniecznie dobry pomysł. Podziękowała szybko, Wotan warczał już nad jej ramieniem, pocałowała go w końcu. Uspokoił się od razu, jedna dłonią przysunął do siebie, drugą powolutku, sięgnął za stanik, spryciarz, co niby nie zwracał uwagi, kopnęła go zgrabnie, w twardą piszczel, chyba mu się spodobało, nagle roześmiany, zaniósł ją do stołu, było jej nawet przykro, że nie od razu gdzieś na górę.

Dekolt zaróżowił się. Zmięta kartka wysunęła rożek, granatowe litery wyzierały swawolnie. Wyjęła natrętny anagram.
- Wers trzeci – powiedziała Halla - Przez siedem promieni siebie pozna.
Wydęła wilgotne usta w oczekiwaniu efektu.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 10-02-2010, 19:57   #36
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Jak było do przewidzenia tłum pokrzyczał sobie, rozbił kilka okien, poturbował paru przechodniów i poszedł w swoja stronę. Czyli w zasadzie zwyczajny dzień w Sigil, gdzie zawsze ktoś miał coś do powiedzenia i lubił to mówić głośno i w towarzystwie.
Wtedy Halla wypowiedziała dwa ostatnie wersy klątwy i ich ciała wróciły nagle do pierwotnego stanu. Nawet bez używania paskudnych prochów Hirama. Niestety tatuaż z dłoni nie zniknął, czyli klątwa została spowolniona, albo cofnięta czasowo, ale nie usunięta.

Z zastanowieniem popatrzyła na leżący smętnie na ziemi ogon. Kiedy Halla nie zwracała uwagi, pochyliła się szybko i upchnęła w swoim worku. W sumie może ktoś będzie zainteresowany kawałkiem diabelstwa? W Sigil wszystko można było sprzedać lub kupić, jak się wiedziało gdzie i kogo popytać. Nigdy nie należało marnować potencjalnego i pchającego się w dłonie brzdęku.

***

W Dwunastu Faktoli, jak zwykle było gwarno i głośno. Doskonałe miejsce by się wiele dowiedzieć nie mówiąc zbyt wiele. Odpowiednio zastawiło się uszy i nowe śpiewki szybko w nie wpadały.
Odnalezienie „braci w nieszczęściu” nie było jednak trudne, nawet jak na warunki Sigil stanowili dość niezwykle przemieszane towarzystwo.
Informacja eldarina była niepokojąca i dziewczyna doszła do wniosku, że warto ją sprawdzić. Może śmierć dotkniętych klątwą była przypadkowa, może nie. W drugim przypadku zdecydowanie należało się śpieszyć.
Opowieść Kinnok rozzłościła ją. Nikt nie będzie decydował o jej przeznaczeniu, tylko ona sama! Nikt nie ma prawa narzucać jej ograniczeń i zabraniać przekraczania granic. Jej los należał tylko do niej i nikt nie będzie igrał sobie jej losem!
Nie pozwoli się traktować niczym łątka na sznurkach: Ktoś podnosi w górę palec i rozciąga ciało ćwierćmerkantki nieco w górę. Opuszcza i dziewczyna znowu wraca do poprzedniego wzrostu. Doprawdy... doskonała zabawa. Nic tylko tarzać się ze śmiechu!
Ha ha ha!
Góra dół góra dół. Mała duża, mała duża – jakie śmieszne!
Zacisnęła usta by nie plunąć żółcią.

Słuchając wypowiedzi Moia jednocześnie obserwowała Falster. Niczym dziwaczny eksponat mechaniczny, którego zasadności działania nie mogła pojąć. Mimo najwyższego wysiłku: Tyle zmarnowanej energii i zero zysku. Najwyraźniej jednak chaos jaki musiał panować w jej w mózgu, dawał jej możliwości odczytywania tych pokręconych wersów klątwy. Była w tym jakaś logika i chwała jej za to. Oby jak najszybciej rozwiązała cała sprawę. Moia miała jednak przeczucie, że odczytanie tekstu to tylko część rozwiązania i to zdecydowanie ta łatwiejsza.
Na razie dostali w prezencie kolejny kawałek układanki.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 11-02-2010, 23:00   #37
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dwunastu Faktoli nie lubiło takich jak ten chudy osobnik siedzący od jakiegoś czasu przy jednym z większych stolików. Któryś nawet próbował go wygonić, przepędzić chociażby do tych małych, dwu lub jednoosobowych kawałków drewna. Odpowiedział krótko i prosto.
- Czekam na kogoś.
Było wciąż wcześnie, nikt nie był na tyle pijany, by próbować czegoś więcej. Githzerai w ubogim, skórzanym stroju, wciąż siedział nieruchomo, od czasu do czasu popijając z kufla, w którym było znacznie więcej wody niż żywicy. Znaki Czerwonej Śmierci odganiały wszystkich chętnych do zaczepki prawie tak samo skutecznie jak obnażony miecz, który leżał na kolanach obcego. Garl'kazz czuł, jak runy pulsują delikatnie, przenikając przez skórę jego ubioru i tę, opinającą jego kości. Ból zmalał, w zasadzie zniknął zupełnie, mógł się więc poświęcić kontemplacji i rozmyślaniu. Przybył pierwszy i czekał dość długo. Mógłby próbować dociekać dalej, mógł też spróbować rozwiązać zagadkę na kawałku skóry. Nie zrobił tego jednak, ograniczając się do czekania. Tajemnica śmierci Malina zainteresowała go, teraz planował. Niezależnie już nawet od klątwy.

Przybywali w końcu, pojedynczo lub grupkami. Niektórych witał skinieniem głowy, pozostałych, jak Tonącego i małpę - ignorował, wodząc za nimi jedynie oczami. Nie mówił, obecnie wolał słuchać. Opowiadanie o niepowodzeniach byłoby idiotycznym marnotrawstwem słów i energii, uwypuklając jego porażkę na tym polu. Milczał więc, bo było o czym słuchać. Z pewnym uznaniem skinął głową Halli, gdy jej chaotyczny umysł rozwiązywał kolejne fragmenty układanki literowej. Nie miał pojęcia czy zauważyła, upijając się bardzo szybko. Nierozważnie, gdyż trzeźwy umysł był bardzo ważny. Kilka innych informacji również. Łaskobójca długo przyglądał się Gorristerowi, wieść o śmierci jego faktol musiała wywrzeć jakieś wrażenie na tym śliskim nie-człowieku. Ale to wszystko były tylko słowa. Potrzebne były decyzje i plany, a on nie chciał być tym, który je wypowiada. Tylko czy był od tego kto inny? Chaos rządził Czuciowcami, Entropia - Strażą Zagłady. Niebieska pół-merkantka milczała.
Ale nie zdążył powiedzieć, gdy Kinnokk odciągnęła go na bok. Wysłuchał jej. Potem pokazał jej stal, nie pokazując emocji na twarzy.
- Wkradając się do snów, łamie prawo do prywatnych myśli. Prędzej czy później musi ponieść karę. Możemy zacząć od razu.
Złowrogi błysk w jego oczach dopowiedział resztę. Kobieta zareagowała odmiennie, przerażeniem, ale i prośbą. Nie mógł się opierać zbyt długo, opuścił broń. Skinął jej głową, ale ona doskonale wiedziała. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, by znaleźć swoje odpowiedzi.

Gdy wrócili, odezwał się, tym swoim cichym, dźwięcznym i bezemocjonalnym głosem.
-Głowy Malina należy zacząć szukać w podziemiach Więzienia. Bezpośrednie wejście jest dobrze zabezpieczone, wybrałbym je w ostateczności. Ale muszą być inne. Gdy ich nie znajdziemy, musimy poradzić sobie bezpośrednio. Czas jest ważny, Tonący teraz będą sprawiać problemy, będzie zamieszanie.
Zamilkł, czekając na reakcje. Kolejna długa wypowiedź, jak na jego możliwości, dlatego nie dodawał nic poza tym, chociaż było oczywiste, że spodziewa się jakiś innych informacji od tych, z którymi związał go los, a raczej przekleństwo nie-satyra. Gdy wyczerpią tematy, należało ustalić, kto gdzie będzie pytał. Lub rozważyć inne opcje. Niestety prócz gadania o legendach, niewiele w tym było konkretów. Czekał więc. A potem najwyżej zacznie działać sam, do tego był przyzwyczajony. I to umiał najlepiej.
 
Sekal jest offline  
Stary 12-02-2010, 23:16   #38
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Opuszczenie Kostnicy, szczęśliwie, okazało się niezbyt trudnym zadaniem. Już godzinę później "Kukacz" znowu przemierzał Dzielnicę Ula, od czasu do czasu wypytując o śpiewkę. W ciemnym, dawno nieużywanym magazynie rycerz targowy umarł bezpowrotnie - jego tożsamość była spalona. Doppelganger skorzystał ze swojego ukrytego składziku z zapasowymi szmatami i z wnętrza cegłostwora wyszła dwunastoletnia dziewczynka. W Gorristera Peldvale przeistoczyła się dopiero wewnątrz zacisznego, dobrze zamkniętego biura.

Po drodze zdążył się zorientować, że plotki nie kłamały. Dowodem byli najeżeni krewniacy spacerujący po ulicach i pomstujący na Harmonium. Ci, których prawnicy Pentar powyciągali z Więzienia i Wieży Bramnej, mieli najwięcej do stracenia. Potajemne zdybanie faktolki nie wróżyło jednak dobrze również w miarę spokojnym imiennym. Tylko dlaczego Twardogłowi bawili się w taką konspirację? To było do nich niepodobne.

Chyba, że to był dopiero początek. Tonący, co trzeba było powiedzieć szczerze, byli jedyną frakcją mogącą sprzeciwić się Twardogłowym militarnie. To mógł być pierwszy krok do delegalizacji tej frakcji. Jawne aresztowanie przywódczyni z pewnością sprawiłoby, że całe Sigil rzuciłoby się im do gardła. Ale jej potajemne porwanie... to co innego. A zamieszki i tak będą.

Kto by pomyślał, że świętoszek Sarin porwałby się na coś podobnego. Gorristerowi trudno było w to uwierzyć. Oznaczałoby to, że większą część swoich prognoz może sobie wsadzić w najgłębsze czeluście dupy. Zdarzało mu się mylić, ale nie aż tak. Tyle, jeśli chodzi o renomę wśród klientów. Może to czas, żeby zwinąć interes i zająć się czym innym?

Niestety, na głowie miał drugi palący problem: klątwę.

**

"Dwunastu Faktoli" nie było jego ulubionym miejscem, ale je tolerował. Napitki podawali tam odpowiednie, w stosunkowo rozsądnych cenach. Klientela też była znośna. Zresztą, dzisiejszego dnia Gorrister nie miał zamiaru się bawić. Był w dość kiepskim nastroju, a gromada mięsaków dodatkowo go zirytowała. Zamiast wybrać jeden z licznych alkierzy, usadowili się całą gromadą we wspólnej sali.

Oczywiście nie zamierzał dać tego po sobie poznać.

- Nie oszukujmy się, wiemy niewiele. Legendy są... mało pomocne. Jest wiedźma, która twierdzi, że zna cień klątwie, a ceny żąda wysokiej. Może rzeczywiście coś wie, a może tylko próbuje wydusić nieco mleczka od desperatów. Można by dać sobie z tym spokój, skoro wiemy, że zagadki pomagają. Z tym, że mam dla was jedną małą ciekawostkę.

Zamilkł na chwilę. Lubił dozować napięcie.

- Ciała Mallina - szepnął - Nie ma w Kostnicy i nigdy nie było. Prawa Alisohn przywłaszczyła je sobie. Gdyby nie przysłowiowa wręcz uczciwość Łaskobójców, pomyślałbym, że we frakcji coś śmierdzi. Byłoby wesoło, gdyby faktolka Czerwonej Śmierci dopuściła się jakiejś... niesprawiedliwości, prawda? Zresztą nie tylko ona. Harmonium zdaje się coś knuć. Nawet, jeśli wiedźma tylko nas okłamywała, to warto chyba podążyć tym tropem. Nie muszę chyba mówić, dlaczego?

Brzdęk dla Zaborczyni. Sprawiedliwość i urażona duma dla githzerai. Czuciowców nie trzeba było chyba specjalnie przekonywać, zawsze chętnie pchali się w najgorszy burdel. Dla każdego coś miłego...

- Ale najpierw - powiedział powoli - Proponuję udać się do "Wesołego Medyka". Mam takie dziwne przeczucie, że warto tam zajrzeć.

O złocie na Dworze Bólu nic nie powiedział. Jeszcze nie zbzikował do reszty.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 17-02-2010, 22:36   #39
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
· Garl'kazz · Halla Falster · Moia Latch-key · Gorrister Peldevale
Falster wyrecytowała słowa układanki, a kolejna część zniknęła z pergaminu. Halla z początku nie zauważyła, żeby zaszła jakaś wielka zmiana, jednak było to mylne postrzeżenie; pergamin wygładził się całkowicie, a zwęglone brzegi stały się bardziej regularne, tak, jakby każda zagadka, którą diabelstwo odgadywało, sprawiało, że Księga Satyrów odbudowywała się, każde rozwiązanie odwracało czas i gasiło każdy płomień, który zwęglił pergamin.
Z tyłu, na o wiele już gładszej powierzchni, zaczęły się pojawiać bardzo małe litery, jak gdyby ktoś właśnie po drugiej stronie, w jakiejś innej rzeczywistości wyciągnął pióro i inkaust i pisał po powierzchni – w istocie, w rękach tego, kto czytał pergamin, można było czuć leciutki napis gęsiego pióra. Litery stawiane były pospiesznie, jednak nie tak, aby stały się stosem bezsensownych bazgrołów. Treść i sposób jej przekazu pozostawiały sobie sporo do życzenia.

O głowę za dużo

W pojęciu wielu ludów, nie tylko tych, które pochodzą z Zewnątrz, zdobycie głowy umarłego czy też zjedzenie zawartości sprawiało, że zyskiwało się wiedzę, która znajdowała się w mózgu. Naturalnie, głowa musiała być odpowiednio przyrządzona


Tu piszący – o ile ktoś naprawdę pisał – przerwał wątek i bez jakiegokolwiek uprzedzenia zaczął pisać o innej rzeczy, jednak znowu zaczął traktat od czterech słów, „O głowę za dużo”. Tytuł ten miał się powtarzać później.

Gdy utarłem żądło skorpiona z jastrzębim zielem, dodałem pół szczypty prochu z kości nienarodzonego. Całość zalałem arszenikiem, a płyn pozostawiłem na pół roku, to znaczy – na pięć minut, bowiem rzuciłem na pelikana zaklęcie czasowe. Gdy odkorkowałem, dało się poczuć smród siarki. Była to moja jedyna broń przeciwko tym zakutym w czerwone zbroje durniom. Widzisz, Maurielu – w sekrecie tej formuły tkwi jej doskonałość. Nie czyni ona niewidzialnym, nie czyni także nieśmiertelnym(formułę na nieśmiertelność opisałem w swoim dziele Diabeł w miksturze) – ta mikstura sprawia, traci się grunt pod nogami. Dosłownie.
Każda kropla mikstury w ustach żywej istoty sprawia, że staje się ona niematerialna dla otaczającego ją świata, jednak nadal działa na nią grawitacja. Pomyśl tylko o tych wszystkich biednych czarownikach, którzy spadli, eksperymentując z nią i obudzili się w jądrze planety. Odpowiednio jednak dozując krople, można przewidzieć czas, na jaki będzie się materialnym, bowiem jedna kropla to dziesięć cennych sekund spadania. Ten, kto napije się, będzie spadał, przyciągany przez lokalne źródło grawitacji. Pomyśl tylko! Kropla wystarczy, aby uziemić twoich przeciwników! Co do mnie


Znowu przerwa i znowu piszący zaczął od czegoś innego.

Wspominałem przed chwilą o tym, jak trepanować czaszki. Podaję poniżej dwa zaklęcia, które są przydatne dla każdego, kto wykrada zwłoki.
Po pierwsze, jeśli stałoby się tak, żebyś zabłądził w katakumbach, spluń na lewą rękę, zaś ślinę wetrzyj w lewe ucho. Oderżnij kawałek skóry z jakiejś części twojego ciała. Wypowiedz: „AUMTAVAR AUR”; bądź wtedy pewien, gdzie patrzysz, bowiem na dwie sekundy będziesz mógł widzieć przez ściany do dwudziestu metrów.
Inną metodą dobrego grobołaza jest zebranie naparstka produktów swojego ciała, krwi, woszczyny, łez, spermy czy gówna. Zmieszawszy dwie z nich z jastrzębim zielem i zabicie czegokolwiek lub kogokolwiek posiadając maź w kieszeni sprawi, że ta nabierze magicznych właściwości. Pomazanie jakiepióra. Litery stawiane były pospiesznie, jednak nie tak, aby stały się stosem bezsensownych bazgrołgo czerepu sprawi, że będzie on świecił niby pochodnia, a światło jego będzie niknęło w obecności portalu

Ostatnie wersy dotyczyły Księgi Satyrów, choć piszący znowu zaczął od tytułu z głową.

- Widzicie bowiem – rzekł – po tym, gdy Hermes kazał satyrom ukryć fragmenty podartej Księgi, nie wiadomo było, ile tak naprawdę zostanie znalezionych przez mieszkańców Wieloświata. Czym bowiem dla poszukiwaczy przygód są wieki? Co gorsza, Księga Satyrów, niczym wielowymiarowy stwór, sama potrafiła znaleźć siebie pośród światów, tak, że wkrótce strażnicy utracili popioły, co pięćdziesiąt lat palone na nowo, już całymi kartami będąc. Królestwa i imperia przemijały, bogowie umierali, a Księga była i odradzała się. W istocie, Księga była jak człowiek – nieśmiertelny, choć zamknięty w śmiertelnych ciałach.
Wziął duży łyk z obsydianowego pucharu, kontynuował.
- Mówiłem wam już, że naszym celem jest umrzeć prawdziwie i odejść próżnię; zapomnienie jest jedyną klątwą, która nas dotyka, bowiem podróżowaliśmy przez tysiące wcieleń, zawsze niepomni nas samych, zawsze widząc coraz mniej. Ach! Krąg się zacieśnia.
Musicie wiedzieć, że ten, kto znajdzie Księgę Satyrów jest najnieszczęśliwszym z ludzi, bowiem albo sam zginie, albo odnajdzie wszystkie jej fragmenty. Taka jest klątwa. Jednak jest to klątwa na tyle dziwna, że daje moc temu, kto będzie zbierał fragment po fragmencie.
Zapytali się go:
- Czy zatem Księga Satyrów jest jedynie księgą prób stworzoną przez jakiegoś szaleńca? Jakie moce daje Księga?
A on odpowiedział:
- Tak i nie. Po pierwsze, nikt z nas wiedzieć nie może, co za moce niesie ze sobą Księga, bowiem jej moce są Wszystkim i Niczym. Co jest Wszystko i Nic? Ha! Zatem widzicie, że ciężko powiedzieć o czymś, co ma moc, a co jednak jej nie ma. Wolumin ten, wykuty przez Szare, posiada wiele nazw, jednak tylko w niewielu miejscach można się dowiedzieć, do czego był przeznaczony. Pisma mówią, że pierwszą część wiedzy posiadają same satyry, czy tego chcą, czy nie chcą; drugą część posiadają Te, Których Oczy Zamieniają W Kamień; trzecią i czwartą część poszukujący znajdzie u Milczących; piątą szepczą Ukrzyżowani, zaś szóstą – najtrudniejszą – posiada każdy z nas.
Gdy skończył, powstał wielki zgiełk, bowiem wypytywali się go, co znaczą te zagadki i oskarżali go, że jest tylko szalbierzem. On zaś

Na tym informacje na pergaminie kończyły się.
- Gdzie jest ork? - zapytał się Sympa, który zawsze się tylko pytał. - Sympa myślał, że był z nami.
Kinokk rozejrzała się, jednak faktycznie nikt nie mógł go dojrzeć Arak'zhula.
Dostrzegli go, kiedy ledwo co Przeciwszyt minął. Nie wiadomo było, czy to klątwa była, czy po prostu umiejętnie naostrzony nóż rzezimieszka, w każdym razie wystarczyło, by dołączyć do trupiego wozu, który, jak zwykle, zmierzał w stronę Ula. Śmierć biesiadników stawała się faktem, bowiem oprócz naznaczonego klątwą orka, mogli spostrzec wiele twarzy tych, którzy zasiadali za stołem w Szalonym Dworze.
Zielona małpa podskoczyła, gdy zobaczyła półotwarte oczy orka. Szybkim susem dopadła wozu, a gdy Zbieracze już zamierzali się pałkami, by strącić go z wozu, z pomarszczonej dłoni Sympy wypadło nieco złota; mała garść, choć nie były to monety, ale czyste złoto. Tamci, widząc, że nie zamierza gościć długo na wozie, pozwolili mu obejrzeć oczy umarłego, a gdy w końcu Sympa pokiwał głową, wóz odjechał, a małpa odezwała się w te słowa:
- Czy wiedzą, że śmierć jest starszą siostrą snu? Ork zasnął już na dobre i nikt go nie wybudzi...? Sympa mógł tylko porozmawiać z tym, co zostało, a zostało bardzo mało; niektóre Prochy wiedzą o tym i rozmawiają ze Śpiącymi? Jednak ork odszedł, a bardzo mało go zostało w ciele, nie tak, jak w innych Śpiących, gdzie osób zostaje całkiem sporo? Oczy umarłych opowiadają historie...? A historia orka nie była tylko historią klątwy...? O nie!? Oczy orka mówią: Zabiło nas to, co wyszło z naszego cienia? Ale Sympa nie może więcej znaleźć? Bo tak mało orka w orku zostało?
I dodał jeszcze, jakby z ironią:
- A teraz to już parę stuleci popracuje w Kostnicy?


Mieli całkiem spore problemy ze znalezieniem Wesołego Medyka. Niby ulica ta sama, niby miejsce dobre, a jednak szyld wymykał się im z oczu, jak gdyby był li tylko iluzją. Wreszcie, nie patrząc na sam szyld, tylko idąc niemalże ociemniali w odpowiednią stronę.
Idąc, słyszeli wyraźnie, jak szyld odpada, okna pękają, nieledwie ziemia się trzęsie, gdyby tylko ziemia trząść się mogła w Sigil; w tym samym czasie głosy ludzi oddalały się i stawały się coraz bardziej niewyraźne, jakby znajdowały się za grubą szybą lub wyjątkowo grubą warstwą skóry, stłumione, ograniczały się tylko do dziwnych pisków, chrząknięć i warkotów; u samego kapłana półki nagle zwalały się, pękały mikstury, butwiały deski i gniła podłoga, aż wszystko, obdarte z mięsa, stanowiło tylko suchą i łamliwą kość. Wszystko, co zaledwie zostało z Wesołego Medyka, było niczym innym jak zestawem połamanych desek, śmierdzących szmat, a także kamienia poplamionego rudą wodą. Cała reszta ludzi albo także nie zauważała Wesołego Medyka, albo w ogóle nie zamierzała wchodzić do nagle rozpadłej rudery. Pomimo to, będąc u Wesołego Medyka udało im się znaleźć dwie niestłuczone fiole z ingrediencjami, jedna z białym olejem leczącym choroby, druga z zielonym, zespalającym złamane kości i zasklepiającym rany.
Tak samo gdy odchodzili z nagle zburzonego miejsca, szyld wskoczył na swoje miejsce, odparowane preparaty skraplały się na rozbitym szkle, które składało się i wpełzało na miejsce w regałach. W jednej minucie budynek stał tak samo, jak stał, może z wyjątkiem faktu, że kiedykolwiek oczy chciały się mu dokładnie przyjrzeć, budowla uciekała wstydliwie.


· Gorrister Peldevale
Poszło mu sprawnie – odwalił kostkę brukową, kiedy nie było tutaj żadnego z Łaskobójców lub Straży Zagłady. Podważył jeszcze parę kostek, pod nimi była płyta, na szczęście nie zamknięta – wyglądało na to, że abishai liczył na to, że po prostu nikt nie zauważy tego miejsca. Płyta była ciężka, jednak dał radę. Ostatecznie, Peldevale zeskoczył na dół, miażdżąc łby paru czaszkoszczurom. Do jego nosa doszedł wyraźny zapach rozkładu – było tutaj parę związanych ze sobą trupów, co wskazywało na to, że oprócz schowka, abishai traktował miejsce jako przechowalnię i po prostu zapominał o niektórych.
Brudny worek skrywał w sobie coś o wiele bardziej nieporęcznego – był to kuty kufer o długości od środkowego palca do łokcia i połowę tej długości wysoki. W środku coś brzęczało rozkosznie, niechybnie złoto. Każde poruszenie kufra wydawało z siebie sporo hałasu, bowiem skrzynia nie była pełna.
Kolejne myśli abishai także nie kłamały: Ten mały loch był tylko wejściem do PodSigil, tunele ciągnęły się jeszcze spory kawałek na dół, a potem znajdowało się rozwidlenie. Ściany były pokryte znakami wypisanymi kredą, jednak mało co z tego miało sens. Prawdziwym problemem dla Gorristera był kufer, który był na tyle nieporęczny, że musiał odwalić jeszcze nieco bruku. Jednak samym problemem okazał się kufer, ponieważ w świetle Szczytu nie miał on zamka, a więc był zapewne otwierany magicznie; ponadto, nie dało się go po prostu rozbić – był na to zbyt twardy.
Sam kufer przedstawiał się misternie: Był zrobiony z hebanu, okuty srebrem, spory i całkiem ciężki, a w każdym razie o wiele cięższy nad kufry tego rodzaju. Zamiast zamka na klucz posiadał rzeźbiony w metalu łeb rogatego demona, o stosunkowo ostrych zębach, można by pomyśleć, że naostrzonych nieprzypadkowo. Paszcza rogatego demona otwierała się, a oczy błyszczały perłowo.

 
Irrlicht jest offline  
Stary 21-02-2010, 17:20   #40
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Tak więc ciała poszukiwanego przez wiedźmę nie ma w Kostnicy, a przywódczyni Łaskobójców prawdopodobnie nigdy go nie wydała. Jeśli teraz ktoś sobie wyobrażał, że Moia podskoczy radośnie z propozycją: „No to chodźmy do Więzienia i go sobie poszukajmy” To w dzieciństwie urządzili sobie chyba zabawy z jego mózgiem.
Ona zdecydowanie nie była Bzikiem. Nie miała najmniejszego zamiaru włamywać się do miejsca, którego nigdy nie chciałaby oglądać w towarzystwie jednego z przedstawicieli Czerwonej Śmierci. Nie przyzna się też na pewno do swoich umiejętności, zwłaszcza w towarzystwie ponurego Łaskobójcy. Moia doszła do wniosku, że woli już umrzeć od klątwy niż pchać się pod cień Pani!
Tymczasem wszyscy zaczęli wpatrywać się w odwróconą stronę bełkotliwego tekstu. Podobno znikał z jednej i pojawiał się z drugiej. Wzruszyła ramionami. Jak na jej głowę za wiele już było tych, historyjek, klątw i opowieści. Wszystkie zagmatwane i nie prowadzące do niczego. Może dlatego zamiast skupić się wokół Halli i wpatrywać w kawałek skóry jak sroka w gnat obserwowała otoczenie. Pewnie dlatego zauważyła jak orczy piesek Falster, kiedy skończył usługiwać swojej diablej pani, zbyt zajętej pismem by pomyśleć o kolejnym rozkazie, wyszedł na zewnątrz knajpy. Moia patrzyła przez okno jak kierował się w stronę bocznej uliczki i zniknął za jakimś podrzędnym sklepem. Pewnie potrzebował sobie ulżyć na boku. Ciekawe jaki rodzaj energii rozsadzał go najbardziej?
Nie było już na co patrzeć więc z powrotem zajęła się kontemplacja otoczenia.
Dopiero kiedy Sympa wybiegł i zaczepił Zbieraczy dotarło do niej, że ork nie powrócił ze swojej wycieczki. Najwyraźniej spotkało go tam coś znacznie niebezpieczniejszego od półmieszkanki piekła. Oczywiście z jego ust wypłynął kolejny bełkot. Dziewczyna miała już serdecznie dość dziwacznych zagadek i istot gadających szyfrem. Potrzebowała się napić. Na trzeźwo to zaczynało być zbyt męczące.
Potem jednak doszła do wniosku, że odwiedzi Lucky'ego. Był doskonałym źródłem informacji i Sigil, a jeśli czegoś nie wiedział to na pewno znał kogoś, kto znał właściwe odpowiedzi albo przynajmniej kogoś, kto znał kogoś mającego odpowiednie informację. Koło wiedzy.
Pożegnała przymusowych towarzyszy. Znała adres Falster, więc obiecała, że jeśli czegoś się dowie, to zostawi u niej wiadomość i wyszła. Miała już serdecznie dość nowego towarzystwa.

***

Znała tajne wejście do domu Nighta i lubiła z niego korzystać. Tym bardziej, że prowadziło prosto do jego sypialni, a mężczyzna przyłapany w łóżku, zazwyczaj robił się bardziej uległy na sugestie rozmówczyni, zwłaszcza jeśli nie był obojętny na jej wdzięki. To ostatnie trochę ja ciągle dziwiło. Doskonale wiedziała, że jak na typowe przejawy „gustu” Lucky'ego jest już zdecydowanie za stara.

Weszła cicho, ukryte w ścianie drzwi nie skrzypnęły wcale, tylko ona znała to przejście, a Night chyba żywił do niej zbyt wielkie zaufanie, a może był to jakiś sposób zaspokajania ukrytego w nim głęboko pragnienia nuty niebezpieczeństwa?
Popatrzyli sobie w oczy. Siedział nagi na fotelu. Moia pierwsza spuściła wzrok. Obrzuciła długim spojrzeniem jego szpiczaste uszy, kozia bródkę, gęste, kręcone owłosienie i potężne przyrodzenie, nad którym zgrabnie sprawiała się jakaś złotowłosa rusałka.
Niebieskoskóra uśmiechnęła się przeszła przez pokój i położyła na ogromne łoże, które skrzypnęło pod jej naciskiem. Mała chyba dopiero teraz zorientowała się, że ktoś jest w pomieszczeniu, bo odwróciła głowę i spojrzała na ćwierćmerkantkę z przestrachem:
- Nie przeszkadzaj sobie, zaczekam – Powiedziała Moia niedbałym tonem, a Night roześmiał się kpiąco i wskazał złotej wyjście. Uciekła w pośpiechu zbierając po drodze swoje rzeczy.
- Skoro przyszłaś to może ty dokończysz? - Powiedział wstając i podchodząc do niej w klasycznej postawie „na baczność”.
Dziewczyna uniosła dłoń, ukazując mu znak na swym nadgarstku:
- Jeśli tylko nie boisz się podzielić ze mną pewną klątwą...
Słowo klątwa wyraźnie ostudziło jego pragnienia. Zatrzymał się w bezpiecznej odległości:
- Co się stało? Gdzie?
- Na tej proszonej imprezce u Czuciowców, z której zwiałeś zostawiając swą partnerkę na pastwę Satyra
– Pokazała mu język – Jesteś mi teraz winien pomoc przy jej zdjęciu.
- Nie znam się na klątwach
– powiedział ponownie sadowiąc się w fotelu.
- Na początek potrzebuję informacji jak dostać się do Więzienia.
Zagwizdał słysząc jej odpowiedź, ale nie wgłębiał się w dalszą inwigilację. Złożył dłonie przy ustach i przez chwile zastanawiał się nad czymś a potem odpowiedział. Wejścia były trzy: Dwa łatwe, jedno trudne. Pierwsze, po prostu tam wejść i znaleźć sposób, żeby jakoś przedostać się na dół. Drugie, przez PodSigil, ale tam mogą być pułapki i cała reszta świństw, które są w PodSigil. Co do trzeciego... Night słyszał, że istnieje portal wiodący do lochów w więzieniu, jednak nigdy nie był tak szalony, żeby się zapuszczać do niego.
- Wiesz gdzie jest ten portal? – zapytała Moia
- Nie wiem, ale znam ludzi, którzy być może znają – Moia, słysząc te słowa uśmiechnęła się do siebie - Odkrył go pewien kopnięty Chaosyta "mieszkający" w Ulu imieniem Tosakarin.
- Możesz mnie z nim zaznajomić?
- Nie, ale wydaje mi się, że całkiem prędko go znajdziesz, jest tam dość znany.

Dziewczyna pokiwała głową i uniosła się z posłania. Widziała spojrzenie mężczyzny sunące po jej długich nogach okrytych tylko minispódniczką:
- Życz mi szczęścia Lucky – Powiedziała jeszcze znikając w ciemnym przejściu. Miała w końcu konstruktywne informacje, którymi mogła podzielić się z resztą.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 21-02-2010 o 17:28.
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172