Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2010, 11:25   #51
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Hipokryzja, panowie?
Natychmiast pożałowała, że tych sukinsynów wyprowadziła całych i żywych z tej karczmy. Dlaczego ich po prostu nie zabiła na miejscu? Usterka zwana sumieniem zaklinowała diabelski instynkt podpowiadający, żeby trójkę owych śmieci od razu do utylizacji posłać? Teraz poczuła we własnych mięśniach oraz mocno kołatającym sercu skutek własnej lekkomyślności. Krew wrzała, strach o własną skórę dodawał jej sił do ucieczki, zwiększając paliwo w nogach zwane parą.
Nie pamiętała nawet, co dokładniej wydarzyło się na zewnątrz. Wiedziała jedynie, że w mgnieniu oka wpadła do tawerny jak tsunami, zatrzasnęła za sobą drzwi i zablokowała je krzesłem.

Czy zdoła ono jednak powstrzymać grupę przynajmniej kilkunastu ludzi? Prowizoryczna blokada drzwi mogła nie powstrzymać ich na stałe, ale na pewno wystarczająco długo, by mogli się z tego budynku wydostać. Po wparowaniu do tawerny dyszała jak wściekłe zwierzę. Więc tamte sukinsyny po prostu to wykorzystały. Wykorzystały fakt, że nie ma teraz jaśnie pana Hagareta, że nie są już więcej tylko chłopcami na posyłki; bransolety nie działały na nich, więc wyzwolili się po prostu z ich mocy - niestety, ale prawda wykazała właściwości oczojebne: byli po prostu wolni i swobodni (w działaniu). Cerre wyjęła z tego błędu nauczkę: trzeba skończyć z bożym miłosierdziem. Teraz trzeba kalać na bycie dobrym (sic!) i sprawiedliwym, po prostu skończyć raz na zawsze z litością. Poprzysiągła sobie nawet, że nie będzie się nad nikim litować, nawet jeśli to będzie smarkacz, którego na moment wyrwało się ze szpon jakiejś pokręconej sekty i który to przeżył wyrwanie żywcem jęzora z gęby.

Niebawem przyszła jedna nowa wiadomość - niestety nie należała do gatunku tych dobrych wieści ani do wyznań miłosnych (podwójne sic!). Ponownie to zgromadzenie stukniętych dziadów od drzew (z przeprosinami względem Turiona od Cerre) śmiało grozić, lecz tym razem samej drużynie. O owym bractwie wspomniała tragicznie zmarła Cristine - należał do niego ponoć Irahhax. Ten sam, który zaczepił Danta, Aranona i ją samą, obrzucając zanadto obelgami.
Nie warto jednak było roztrząsać nad jakże wielce tragiczną przeszłością, kiedy to z jej winy stali ponownie w obliczu większego zagrożenia. Cerre ani na myśl nie uśmiechało się stawanie do boju z kilkunastoma mordami na raz.
Chcieć to sobie możecie. Gorzej dla was, że ja nie mam na to ochoty - sarknęła w myślach na reakcję odnośnie gróźb na świstku.

Ptak Turiona, którego ktoś potraktował jak orła na posyłki, powoli dochodził do siebie na ramieniu druida. Spotkanie trzeciego stopnia ze stołem i paroma innymi rzeczami musiało nienajlepiej podziałać zarówno na upierzenie, skrzydła, jak i na ptasi móżdżek.
- Będzie lepiej, jak się zajmiesz pierzastym - odrzekła bezemocjonalnie do druida. Nie śmiała mu nawet patrzeć prosto w oczy.
- Tak, tak - odrzekł zmieszany. - Zajmę się, na pewno. - Po chwili milczenia, kontynuował. - Nie wiem... ja nie rozumiem, dlaczego Ci druidzi nie chcą Cię tutaj. Jest to dla mnie niezrozumiałe. - Przerwał na moment. - Przepraszam za moich... braci. - Wypowiedzenie słowa "braci" przyszło mu bynajmniej trudno
Tia, bo to ciekawe, po co im plugastwo?
Cerre wzruszyła na to ramionami.
- I tak nie spodziewałam się po nich niczego nadzwyczajnego - w jej głosie zionęła nuta gniewu. - I nie sądzę, że dla ciebie jest inaczej, druidzie - kobieta wręcz cięła swoim nieprzyjemnym spojrzeniem. - Dziwię się jednak, po co im jestem potrzebna. Naprawdę... brakuje im kogoś, kto by ich do ziemi posłał nawozić drzewka?

- Zapewniam Cię - odpowiedział szybko. - Ze mną jest zupełnie inaczej. - Spojrzał na orła. - Fakt, ufam tylko jemu. Ale nienawiść odczuwam wyłącznie do tych, którzy bezmyślnie niszczą to co ich stworzyło, to co było przed nimi... nami wszystkimi. - Odetchnął głeboko. - I prosze cię, tak na przyszłosć. Nie porównuj mnie do nikogo - uśmiechnął się lekko.
- Zobaczymy, druidzie - skwitowała, nie roszcząc mu żadnych nadziei, nawet tych fałszywych. Choć zostawiła dla siebie chociaż jej skrawek, żeby się nią z nikim nie dzielić.

Następnie rzekła do zaklinacza oraz "kieszonkowca":
- Tak, jest parę. Wygląda na to, że nie tylko na mnie mają ochotę - mruknęła posępnie. - Wygląda na to, Dant, że wcale nie mają ochoty z ciebie zrezygnować.
- Uparci chłopcy - potwierdził Bared. - Jest jednak o paru za dużo, by można im tak bez problemu wybić zapalczywość z głów. Dlatego też proponowałbym się ulotnić. I to jak najszybciej.
- Może gospodarz dopomoże, czy ja mam też mu pomóc? - trzymała kciuki za to, żeby użycie drąga nie było koniecznością co do wyproszenia łask u gospodarza.

Karczmarz tylko nerwowo pokiwał głową, odsunął się robiąc przejście na zaplecze i wskazał ręką:
- Tędy i w prawo!
Bared, nie czekając aż zrobi to Cerre, może nieco wbrew zasadom dobrego wychowania, ruszył w stronę wskazanego przez karczmarza wyjścia.
- Na co czekacie? - idąc zwrócił się do pozostałych członków drużyny. - Na oklaski, czy kolejnych gości?
Jednak diablę nikomu teraz nie ufało i spoglądało na karczmarza spode łba.
- Czekają na karczmarza, żeby trunek im podał - odparła "dżentelmenowi".
Na większe żarty się nie siliła, nawet straciła do tego dobre samopoczucie. Weszła jedynie za łotrzykiem do tajnego przejścia, uruchamiając system "oczu naokoło głowy". Może karczmarz to też jakiś przebrany szpieg z tej zhentarimy?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 03-10-2010, 13:35   #52
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Blaszany gość był niespodziewany. Dziwiła obecność kogoś takiego w takim miejscu jak i szybkość ewentualnego pojawienia. Po raz kolejny nic tu nie grało. Może to tylko paranoja? Do diabła, ta paranoja to choroba zawodowa. Ona tu ratuje tyłki. A te wszystkie niespodziewane spotkania były już dawno temu podejrzane. Teraz Takshor miał wrażenie że ktoś po prostu ma go za idiotę, próbując nabrać na te tanie sztuczki. Usiadł na pryczy i jeszcze raz spojrzał na niego. Zaplótł ręce przed twarzą i przez chwilę milczał.
-Czy ty wiesz kim jestem?- Wreszcie się odezwał, bardzo poważnym tonem.
-Zapewne jakimś skurwysynem, który kogoś zgwałcił, zabił, okradł, albo wszystko naraz. - paladyn wzruszył ramionami. - Jest mi to w gruncie rzeczy obojętne.
- Nie, nie całkiem. Skurwysynem i owszem bo tego wymaga moja profesja. Jestem łowcą nagród, tropicielem, łapię bandytów. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem. - odparł lekceważąco. - Jednak jest mi to obojętne i niczego nie zmienia

-Ale dla mnie to całkiem sporo. A wiesz co jest w tym zawodzie najważniejsze? Nie wiesz, ale ja ci powiem. Reputacja. Liczy się bardziej niż umiejętności. Bo ten kogo ścigasz musi się bać. Wie że ściga go ktoś kto nie odpuści. I wtedy zaczyna popełniać błędy. Zostawia ślady, świadków, panikuje. I wtedy się go łapie. A to co ty mi tu proponujesz....no równie dobrze mógłbym wskoczyć w różową sukienkę.

-Być może, ale przez założenie różowej sukienki nie wyjdziesz stąd. A przez przyjęcie mojej oferty, owszem.

-Owszem, ale i tak muszę odmówić.

- Więc wolisz tutaj zgnić, albo czekać na stryczek? - spytał niezbity z tropu. - Wolisz mieć kilka dni życia zamiast kilkunastu lat?
-Kilkunastu lat
? Na Ziemiach Centralnych? Muszę przyznać że jesteś więcej niż optymistą. Szczerze, mam jeszcze dwie opcje. Albo sam stąd wyjdę jak tylko zacznie się robić bajzel, a czuję w kościach że to będzie już niedługo, albo poczekam na Greiva, aż tu przyjdzie i będzie mnie przepraszał pi prosił o pomoc.- I uśmiechnął się nieco rozbawiony.
-
Prosił o pomoc, powiadasz? Chciałbym to zobaczyć. A co to twojego samodzielnego wyjścia to... no cóż... nie mogę stwierdzić, że ci się nie uda. Ale wiedz to - jeśli stąd bezprawnie wyjdziesz, znajdę i zaszlachtuję cię jak wieprza. I nie będziesz pierwszym na mojej liście.
-No cóż...nie mogę stwierdzić, że ci się nie uda.- odparł lekceważąco.

- Więc proszę, uciekaj. - mężczyzna skrzyżował ręce na piersi. - Czekam.
-Hahahahaha- Znów położył się na pryczy i powiedział. -No widzisz, ja też czekam.



Takshor usłyszał szczęk metalu, a kiedy otworzył oczy - ujrzał wychodzącego z budynku paladyna.
Nasłuchiwał dalej, ale było tylko więcej szczęku metalu, tyle że na zewnątrz budynku, które nikną w oddali. Usłyszał również podniesione głosy dochodzące z ulicy, jednak nie sposób ich rozróżnić. Prawdopodobnie są również płacze, jęki, stukoty, uderzenia... jednak naprawdę ciężko cokolwiek rozróżnić. Przez chwilę gapił się w sufit a potem na strażnika. Najwyższa pora działać. Zdjął swoją kolczugę, potem koszulę i znów założył kolczugę. Pora na realizację chorego planu. Położył koszulę na ziemi i radośnie pogwizdując zaczął sikać na nią. Strażnik patrzył się ze zdziwioną miną wskazującą że nie wie czy patrzy się na wariata czy idiotę. Tropiciel podszedł do krat i pokazał palce by tamten podszedł.
-Hono tu.

Trochę niepewnie, jednak strażnik podszedł. W tym momencie ręka z koszulą wykonała szybki ruch i dało się usłyszeć piękny odgłos uderzania mokrej tkaniny o twarz. Strażnik odsunął się o krok - na jego twarzy była mieszanka wściekłości i niezdecydowania.
- Popierdoliło cię, jebańcu leśny! - wykrzyczał wreszcie. Jednak wyraźnie nie miał ochoty ani zbliżać się do półorka, ani otwierać celi by przejść do rękoczynów. I trudno mu się dziwić... kto normalny chciałby się bić z półorkiem?

-Skocz po Greiva. Też się zabawię.

- Chędoż się. - powiedział siadając z powrotem na stołku. - Kapitan ma lepsze rzeczy do roboty, niż słuchanie co jakiś pojebany psychol ma mu do powiedzenia.

Pierwsza część planu poszła jak z płatka. Strażnik był wkurzony i teraz należało działać puki jest pod wpływem emocji. Takshor wrócił do pryczy by nagle zacząć biec w kierunku kraty. Odbił[11] się od kraty niby piłeczka - jedyne co udało się osiągnąć to ból ramienia i zainteresowanie wartownika.
- Ej, przestań! - krzyknął, lecz wiedział że to niewiele da. Otworzył drzwi do budynku i krzyknął przezeń: - Chodźcie tu, szybko!
Słyszał kroki...

Znów się odbił[17]. Wywarzanie drzwi nie należało do zadań łatwych, a jeszcze jak się ma mało czasu...
Do pomieszczenia wpadło jeszcze dwóch strażników.
- Półork szaleje, próbuje wyważyć drzwi. - wyjaśnił ten "wcześniejszy", po czym zwrócił się do Takshora. - Mamy ci ryj obić, żebyś się uspokoił?

-Chodźcie- I uśmiechnął się szaleńczo.
Odpowiedziały mu śmiechy i prostowanie palców.
- Dobra, otwieraj. Jak tak bardzo chce, to oberwie. - po tych słowach jeden z nich otworzył drzwi i wszyscy razem entuzjastycznie ruszyli na półorka. Tropiciel niepozostawał dłużny i ruszył na nich, z całą swoją masą uderzając[18] w jednego. Strażnik próbował się zaprzeć[13], na próżno jednak. Wylądował trzy metry dalej, a Takshor był już poza celą. Jeden z nich stanął obok Półorka i próbował go złapać[4], jednak mu się to nie udało.
Drugi z nich zrobił to samo i z podobnym skutkiem[6].
Trzeci, ten którego pchnął Takshor, w końcu go złapał[24]

Przez chwilę próbował go utrzymać[14], jednak było to niczym[24] zmaganie dziecka z dorosłym. Teraz to tropiciel przeszedł do ofensywy. Strażnicy[12][7][12] próbowali powalić go kopniakami i pięściami, jednak nie mieli dość doświadczenia w porównaniu do niego[17][19][24], który brał udział w burdach od dzieciństwa. Powoli zaczynali rozumieć że potrzeba by co najmniej jeszcze 3 ludzi żeby sobie poradzili. Mniej więcej w tym samym momencie padali na ziemię.

Takshor kopnął[16] z całej siły w brzuch pierwszego, a drugiego podniósł[22] i rzucił o ścianę. Dwóch strażników miało kilka godzin snu w najbliższej perspektywie.
Trzeci kulił się i udawał, że nie żyje. Takshor najpierw wrzucił tamtych do swojej niedanej celi a potem rozbroił. Zabrał dwa długie miecze. Nie były to jakoś świetnie wykonane miecze, ani jego topory, ale metal uspokajająco ciążył w łapie.
Odwrócił się do ostatniego strażnika. Zmierzył go wzrokiem i rzekł.
-No, to mamy tą kwestię z głowy. A teraz słuchaj co mam do powiedzenia Greivowi. Nie wiem co tu się dziej i kto mnie oskarża i mi bruździ. Ja chcę mieć pewność że kiedy przyjdę z ludźmi którymi miałem znaleźć będzie miał moje wynagrodzenie.

Przez chwilę chodził i nasłuchiwał. Coś się działo w wiosce i to był idealny moment. Nie odwracając się znów do strażnika kontynuował.
- Z tymi co mi bruzdzą poradzę sobie sam i niech powie tej puszcze żeby przypierdolił się do kogo innego.
- Tak! Dobrze! Powiem mu! - mężczyzna zasłaniał twarz rękami. - Ale wątpię, by to coś zmieniło...


Nasłuchiwanie miało podobny efekt jak poprzednio - głośne krzyki na zewnątrz, jednak nie dało się ich zidentyfikować przez odległość w jakiej się odbywały, oraz z powodu innych odgłosów otoczenia. Miałeś tylko pewność, że to męskie głosy. Wyjżenie przez drzwi uchyliło rąbka tajemnicy. Co najmniej tuzin mężczyzn w ciemnych płaszczach próbował się dostać do karczmy. I wnioskując po wyciągniętych broniach bardzo chcieli spróbować przysmaków karczmarza. Tropiciel wykorzystał zamieszanie i niepostrzeżenie podkradł się do tyłów karczmy.
 
Jendker jest offline  
Stary 04-10-2010, 10:29   #53
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
W Stalowych Dybach robił się lekki chaos spowodowany przez niedużą ilość osób. Bo wszak w takiej małej, niepozornej wsi wszystko jest niezwykłe.
Co więc mają zrobić mieszkańcy, kiedy takich niezwykłych zdarzeń jest naraz wiele?

Najlepiej zamknąć się w domach, lub udawać że nic się nie dzieje i je przeczekać by móc powrócić do „swojego” życia, a potem móc opowiadać jak to *oni* brali w nich czynny udział.
Tak też zrobili wieśniacy – pozamykali się w swoich domostwach, gdy tylko agenci z Wrót zaczęli robić raban przed karczmą. I ulice stopniowo, acz całkiem szybko, pustoszały.

W takiej pustce przyszło przemykać się Takshorowi z jednej strony ulicy na drugą i dalej, na tyły karczmy.
W międzyczasie zobaczył owy stwarzający problemy tłumek przed karczmą i idącego ku nim kapitana Greive z czteroosobową eskortą.
Nie wiedział o co chodziło, jednak słyszał że podniesione głosy przerodziły się w krzyki. Nigdzie też nie dostrzegł ani tropiciela Kaldora, ani paladyna Ronira… czyżby też się schowali, jak zwykli wieśniacy?
Nie mógł tego teraz sprawdzić… zniknął za budynkami i pospiesznie ruszył na tyły karczmy.

Tymczasem reszta drużyny w pośpiechu wykonywała „taktyczny odwrót” mierząc wzrokiem i grożąc już i tak przerażonemu karczmarzowi.
Ku tylnemu wyjściu ruszyli wszyscy – nawet Turion niosący swego wiernego, orlego towarzysza na rękach.

Kiedy jeszcze wychodzili, usłyszeli na zewnątrz (obok gróźb i rozkazów, by otworzyć drzwi), że Agentów skonfrontował… kapitan Greive.
Mówił jednak niezwykle bezsensowne rzeczy – że mają zaprzestać rozruchów, bo w przeciwnym razie będzie musiał ich aresztować.

Jaka była odpowiedź agresorów, tego nie dane było się dowiedzieć śmiałkom. Bowiem karczmarz, gdy tylko ostatni z drużyny go minął, runął ku drzwiom i sam je otworzył!
Widocznie złoto, które dał mu Dant było niewystarczające… albo nie spodobała mu się broń, którą groził mu Bared.

Nie wiedzieli jednak, czy agenci wpadli do karczmy, czy powstrzymał ich Greive – byli już na zewnątrz, z tyłu gospody.
Krzyki, wrzaski i ogólnie odgłosy dochodzące z wewnątrz uniemożliwiały rozróżnienie poszczególnych słów – dało się je zdefiniować tylko jako ogólny hałas.

W każdym razie mieli bardzo mało czasu. Spojrzeli na las i dostrzegli pokaźną grupę „czegoś” formującą się na skraju. Dwie czy trzy istoty górowały tam nad pozostałymi. Wyglądały jak… giganci?!

Ale przecież Synowie Dębu mieli czekać do południa!

Wtedy też wydarzyła się pierwsza dobra rzecz – dołączył do nich Takshor, który przybiegł od strony wschodniego wejścia. Półork w międzyczasie wymienił swoje topory na długie miecze… jednak to było raczej nieistotne w tamtym momencie.

Mieli bardzo mało czasu na działanie.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 04-10-2010 o 15:09.
Gettor jest offline  
Stary 04-10-2010, 12:38   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Robiło się coraz ciekawiej.
Dochodzące z gospody hałasy dobitnie świadczyły o tym, że gospodarz nie jest jedyną osobą, która w tym momencie znajduje się w izbie. Łapacze w Wrót czy ekipa kapitana Greive... to akurat nie było ważne, przynajmniej dla Bareda.
Czy kapitan raczyłby wspomóc poszukiwaczy przygód w starciu z agentami, czy po prostu umyłby ręce udając, że nic nie widzi? Trudno było powiedzieć, ale - prawdę mówiąc - Bared nie zamierzał czekać, by się o tym przekonać.
Problem polegał na tym, że nie bardzo mieli gdzie się chować, bowiem pod lasem stała grupka wyglądająca na nadawców pisma dotyczącego Cerre.

- Masz gości - Bared zwrócił się do mniszki.

To, że oni widzieli tę grupę nie oznaczał, że tamci zwrócili uwagę na nich.

- Proponowałbym wymknąć się w taki sposób, by nie zwracać na siebie uwagi ani jednych, ani drugich...

Jeśli się miało z jednej strony bandę łowców głów, a z drugiej przerośniętych miłośników przyrody, to - jeśli nie można było skłonić jednych do walki z drugimi - trzeba było skręcić w tak zwaną 'przeciwną stronę' i uciekać, modląc się do dowolnych bogów o zesłanie odrobiny szczęścia.

Propozycja, propozycją, ale nie było też na co czekać. Nawet gdyby reszta wpadła na genialny pomysł, by stoczyć piękną walkę i polec iście samobójczą śmiercią, to Bared nie zamierzał do nich dołączać.
Najlepiej było przebiec chyłkiem wzdłuż domów, przedostać się przez namiastkę palisady i zniknąć z oczu wszystkich.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-10-2010 o 17:05.
Kerm jest offline  
Stary 04-10-2010, 23:24   #55
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Dant postanowił nie komunikować się ze swoimi towarzyszami już po tym, jak usłyszeli reakcję agentów na pojawienie się drużyny. Jakiekolwiek słowa nie mogły oddać jego wściekłości i frustracji po tym, jak zobaczył, jakimi skurwielami okazali się być pozostali mężczyźni, którym oni właśnie darowali życie.

Pozabija ich, jednego po drugim tak, że ich krzyki usłyszą w Srebrnych Marchiach. Ale na razie ucieknie.
Przez głowę Dantowi przemknęła pocieszająca myśl, że ci trzej, którzy wcześniej skonfrontowali się z drużyną, pewnie nie będą mieli ochoty ani broni, by dalej walczyć. Tak więc pozostawało jeszcze… siedmiu? Ośmiu? Wspaniale…

Dant słyszał reakcję Greiva, jakąś kłótnię i krzyki, a także kątem oka dostrzegł ruch karczmarza, który pobiegł… otworzyć drzwi agentom! Cholerny tchórzliwy szczur, dostał tyle złota, że mógłby przez miesiąc żyć prawie jak bogacz! Takim zasrańcom nie można ufać. Dobrze, że chociaż drużyna jeszcze była przy Dancie. Jeszcze…

Wybiegając z karczmy, zaklinacz dostrzegł - jak cała drużyna – dziwną grupę postaci na skraju lasu. Mieli ze sobą kilkoro istot znacznie górujących rozmiarami nad resztą… Ogry? Giganci? Z jednej strony zatem wyszkoleni wojownicy, a z drugiej grupa uderzeniowa szalonych druidów. I trup na piętrze.

Popatrzył na reakcje drużyny. Najwcześniej ogarnął się Bared, który zaczął przemykać wzdłuż budynków ku palisadzie. Z braku lepszego – a może jakiegokolwiek innego – rozwiązania – Dant podążył za nim.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 09-10-2010, 22:30   #56
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Jeżeli jedna osoba ucieka, to znak że ma kłopoty. Jeżeli ucieka silna, uzbrojona i doświadczona grupa osób to znaczy że trzeba wiać bez zadawania pytań. Takshor tylko wstępnie się rozejrzał. Bared już od pierwszych chwil wydawał się być osobą która miewała często kłopoty. A to, że widział teraz jego plecy świadczyło o doskonałej umiejętności radzenia sobie z nimi. I o całkiem niezłym rozsądku. Tropicielowi to wystarczyło całkowicie. Uśmiechnął się do reszty i już w biegu rzucił.
- Powinniśmy wiać.

Po chwili zrównał się Baredem, biegał w końcu trochę szybciej niż inni. Postanowił ślepo zdać się na jego ocenę. Myśli przeskakiwały. Bardzo żałował, że nie zobaczy miny Greiva na widok strażników siedzących w celi. Więc miał teraz na karku upartą niekumatą puszkę, rasistę, służbistę idiotę, mroczną sektę, i być może paru druidów. Nikt nie będzie mu tak bezkarnie podskakiwał. Myśli przerwało mu stwierdzenie że zbroja jest nieprzyjemnie zimna bez koszuli pod spodem. I włosy wkręcają się w kółeczka. Zdobycie koszuli znalazło się właśnie na drugim miejscu wśród priorytetów.
 
Jendker jest offline  
Stary 11-10-2010, 11:24   #57
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Ucieczka do lasu miała zarówno swoje plusy, jak i minusy. Do tych pierwszych należało oddalanie się od agentów z Wrót, zaś do tych drugich – zbliżanie się do gigantów i towarzyszących im druidów.

Ciekawa sprawa – kamienne giganty z druidami… skąd one się tu wzięły? Takie istoty wszak żyły w górach… a tutaj był las. I ewentualnie równiny.
Inną rzeczą był fakt, że te konkretne olbrzymy – wyglądające jak wyjątkowo „prości” ludzie wyrzeźbieni z kamienia – nie były zbyt bystre. Synowie Dębu musieli z pewnością się nieźle napocić, by przekonać ich do swojej sprawy… albo zapłacić im niemałą sumę.

Plan drużyny był prosty – wejść do lasu w punkcie możliwie dalekim od druidów i gigantów, których to naliczyli się pięciu. Dramatyzm takiej ucieczki byłby w miarę zachowany, gdyby nie Turion biegający groteskowo w swojej szacie i trzymający orła w ramionach.

I plan ten wydawał się działać dzięki jakiemuś innemu, zewnętrznemu czynnikowi…
Otóż w grupie Synów Dębu nastąpiło nagle jakieś… poruszenie. Zaczęli krzyczeć, szarpać się, by w końcu zgodnie wrócić do lasu.

Kiedy zniknęli bohaterom z oczu, ci wciąż słyszeli ich krzyki dobiegające już spomiędzy drzew. Jednak to co ich niepokoiło, to inne odgłosy.
Nieludzkie, przerażające, złowieszcze wrzaski. Nikt z nich nie miał pojęcia co to mogło być i wchodzenie do lasu nagle przestało prezentować się jako „dobry” plan.

Ale wrócić też nie mogli. Tym bardziej, że byli już praktycznie na skraju drzew. Wbiegli więc między nie – do Rozciągniętego Lasu…
Po kilkudziesięciu metrach wewnątrz postanowili się zatrzymać, by złapać oddech: bieganie z pewnością nie służyło byciu w pełni sił… zwłaszcza tym, którzy mieli na sobie zbroje, lub byli w podeszłym wieku.

Znaleźli kilka sporych kamieni, które świetnie się nadawały do siedzenia. Jednak kiedy tylko „zajęli miejsca”, na pobliskim drzewie wylądowała mała istotka.

Była czerwona, ze skrzydłami nietoperza, ogonem skorpiona i paskudnie wyglądającym ryjem.
Tak, to był imp.


Mały diabeł spojrzał na bohaterów i wykrakał zadowolony:
- Et ritta nu, waretytune! – po czym odleciał kierując się na północ.

Chwila…
CO W TYM LESIE ROBIŁ DIABEŁ?! I co właśnie powiedział?
Na to drugie pytanie mogli odpowiedzieć Cerre, Aranon i Kane. Cała trójka znała piekielny język diabłów, dzięki czemu pozostali dowiedzieli się że imp powiedział „Znalazłem was, wytatuowani!”

Tatuaże? Na nich? Ten konkretny imp, skądkolwiek przybył, chyba miał nierówno pod sufitem…
Albo oni o „czymś” nie wiedzieli.
 
Gettor jest offline  
Stary 11-10-2010, 17:34   #58
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Masz gości - przyszła jedna nowa wiadomość od "chytrusa".
- No to niedobrze - mruknęła Cerre. W tym znaczeniu "niedobrze" naprawdę oznaczało kłopoty, których bynajmniej niestety mniszka sobie nie zażyczyła. - Coś za szybko przyszli - ta ironia sytuacyjna należała niestety do tych gatunków wysoce gorzkich.

Niezgodnie z treścią liściku niemiłosnego szantażyści jednak stawili się przedwcześnie i pierwsi wysunęli się do potencjalnego ataku. Między gigantami a wysłannikami Wrót toczyła się sytuacja podobna do "między młotem a kowadłem". Z dwojga złego (pyszne słowo, pomyślało diablę i wróciło z owymi myślami prędko na ziemię) Cerre rozważała najkorzystniejszą opcję (...bo dobre słowo to złe słowo (sic!)) - czy mogliby zbiec na łąki i potencjalne rzucić się w oczy przerośniętym dwunogom, czy zaryzykować i skryć się w lesie. Giganci przeważali przecie nie tylko wzrostem, ale też lepszą perspektywą - z góry bowiem sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Gang w tym rzucie przypominał karaluchy, które można było potraktować starym, ale nadal dobrym (sic) sposobem - po prostu zdeptać.
Ale aż takich gości się nie spodziewałam - zakpiła sobie gorzko jejmość i poprawiła sobie kaptur.
Część drużyny podążyła za Baredem, więc tym razem Cerre nie zamierzała się z pułku wyłamywać. Niemniej jednak klapki na oczach nie były tu w ogóle wskazane i diablica rozglądała się też przy okazji bacznie, nasłuchując zanadto, czy "przypadkiem" zhentarima bądź stróże (psy) nie zbliżają się do drużyny. Pędząc wraz z kamratami Cerre dopadały różnorakie myśli. Miała wrażenie, że część z nich nie wytworzył jej umysł, tylko coś, co przyssało się do jej duszy i spijało z niej soki, które mogły hamować, tłumić działanie tej drugiej krwi...

Czemu do kurwy nędzy musi się wszystko pierdolić akurat teraz przed południem? - przeklinała siebie w myślach, z sekundy na sekundę coraz bardziej rozwścieczona na siebie. - Dlaczego kurwa sobie nie rozjebią tego zjebanego do cna bagna, nie rozerwą tamtych ludzi na flaki, tylko te zaszczańce się przyczepiły do nas? Tamten skurwiel mógł teraz leżeć, a szczury mogły go sobie zeżreć, tą spasioną świnię! Po co go oszczędzałaś, szmato?!

[media]http://sounddogs.com/previews/2225/mp3/442269_SOUNDDOGS__kn.mp3[/media]

Zacisnęła zęby w niemej wściekłości. Gniew dodawał jej mnóstwo sił, nawet nie zważała na to, że ktoś - czyli Takshor - wkrótce dołączył do nich. Widziała go, lecz nie oddała temu zjawisku większej uwagi. Pozwoliła oddać się w szpony nienawiści, podszeptom swojej drugiej części duszy. Nie była człowiekiem. Była plugastwem, tak jak rzekł Irahhax, ten "kozak", który się wycwanił z walki, któremu darowała życie - zresztą co później okazało się niewypałem, podobnie jak ostatnie pomysły. Szkoda, że Cristine przed swoją śmiercią nie zdołała właśnie jego posłać do piachu.
Po co, kurwa, ich wypuściłaś!!? Mogłaś te zatłuczone, pieprzone łby im urwać, rozszarpać ich flaki, nogi z dupy powyrywać i wpakować im je z powrotem do dupsztali!! Przecież widok krwi bardzo cię raduje! To było do ciebie niepodobne, Cerre, żeby pozwolić im ucieć z pola walki, ujść im z życiem, mogłaś...

NIE! - wrzasnęła w umyśle, wyrywając się spod władzy pasożyta. Serce waliło jak oszalałe.
Nie teraz...
Miała nadzieję, że nikt jej nie widział w tym stanie. Czy coś się z nią dziwnego działo, czy mówiła do siebie na głos, w innym języku i innym głosem?
Nadal uciekała, w przodownictwie Bareda, przed oprawcami; chwilami przeszywała ją myśl, że jeśli przed kimś ucieka, to przed samą sobą - nie przed strażą.
Zsssobaczymy... - coś w duszy Cerre wybuchnęło lodowatym śmiechem i szepnęło zjadliwie. Mniszce ciarki przeszły po plecach. - Od siebie jeszcze nikt nie uciekł... daleko...
Wciąż szybciej i szybciej - nawet dogoniła w tym czasie półorka...
Mam co innego na głowie - odparła sobie twardo Cerre, aby przeszyła ją niebawem panika. A co jeśli słowa tamtego druida zaczynają się teraz sprawdzać? - Mam inne problemy. Nie ty będziesz mną rządzić...
Nie będziesz...

- A ciebie gdzie wywiało? - rzuciła owe pytanie dopiero po znacznie dłuższym czasie do zaginionego wcześniej towarzysza. Mniszka udawała ponadto, że nic więcej się jej nie wydarzyło. Do niczego nie doszło, nie dokuczają jej podszepty pochodzenia naturalnego i jest w pełni zmysłów.
Półork odpowiedział na pytanie diablicy:
- Miałem małą przygodę w lesie, spotkałem się z pewnym gościem który podszywał się pod innego gościa, w miedzyczasie utukłem pare goblinów. Potem dowiedziałem się że jestem poszukiwanym kryminalistom, siedziałem w areszcie, pobiłem strażników na kwaśne jabłko i przybiegłem do was. To tyle w skrócie. Greive jest na mnie wśiekły. - ostatnie zdanie wypowiedzial z ogromną radością.
- A wy co nabroiliście?

- Szkoda gadać - Takshor zauważył, jak oczy Cerre dziwnie zalśniły. Otrząsnęła się dość szybko, acz chwilę temu wyglądała na niezwykle wściekłą. - Niemniej jednak Dant i ja MAMY tu problemy.
Wzięła głębszy wdech i ciągnęła dalej, skracając całą relację do najważniejszych punktów.
- Nie myśmy tu nabroili. Pewni goście, zwący siebie Synami Dębu, to są druidzi, nam grożą. Chodzi w tym miejscu o mnie. Nie wiem, co ode mnie chcą i nie chciałabym tego wiedzieć. Natomiast Dant też ma kłopoty, bo jego też szukają za jakieś występki...
Wciąż biegła za Baredem, nie chcąc stracić go z oczu. Po chwili kontynuowała; dość prędko, acz wyraźnie relacjonując:
- ...tak, zakapturzeni, czarni goście. Ci z Wrót Baldura. Zhentarima. Zwij to jak chcesz. Ponadto Cristine nie żyje, a ta mała, co ją Kane - wskazała skinięciem głowy na oszpeconego wojownika. - uwolnił, została przez kogoś, albo przez coś porwana.

Takshor zmarszczył krzaczaste brwi.
- Pamiętacie ten czerwony x na mapce? Proponuję udać się w tamtą stronę. Z synami dembu sobie poradzimy. Potrzebujemy tylko ognia. Sporo ognia. Nie martw się Cerre, ja tez mam z nimi na pieńku i im nie odpuszczę.
Mniszka odparła mu, że tak - pamięta. Dodatkowo skinęła mu głową.
- Prawdopodobnie się tam później udamy.
Po krótkim sprawozdaniu oraz Cerre zadała uciekinierowi trudniejsze pytanie:
- Za co kapitan Graive jest na ciebie wściekły?
- Ktoś mnie próbuje wrobić w mordestwo. Probowałem mu wyjaśnić że to niemozliwe ale ten idiota nie słuchał. Wsadził mnie do aresztu. Jak widzisz wydostałem się, a na moim miejscu siedzą teraz trzej strażnicy. Mooocno obici.
Cerre się roześmiała. Właśnie wyobrażała sobie scenerię, jak kapitan Graive wchodzi do celi, a tam zamiast poszukiwanego półorka widzi strażników i ich poobijane gęby. Właściwie już od dłuższego czasu nie podobał się jej pan Graive - był za dobry dla nich, ale nie tylko: ogólnie coś było w nim... dziwnego.
- Ładnie, Takshor. Tak przecież ma być - tam strażnicy idealnie pasują.
- Mi też coś nie gra z kapitanem - dodała pokrótce.

Zapytała następnie prowizorycznego "przywódcy":
- Masz pomysł, gdzie można byłoby się schować?
- Na razie przychodzi mi do głowy tylko las.
- Ten iks na mapie?!
- Jak najbardziej. To, jak mi się wydaje, najmniej prawdopodobne miejsce, w którym te dwie grupy - polujące na ciebie i Danta - będą nas szukać. Za to jest pewna szansa, że właśnie tam znajdziemy tych, których my usiłujemy znaleźć.
- Właściwie... to chyba całkiem... dobry pomysł - Cerre wypluła wręcz te słowa. - Tylko ciekawe, czy ten jeniec na pewno mówił prawdę. Zaczynam mieć wątpliwości, cholera - zaostrzyła głos na ostatnim wyrazie. - Niepotrzebnie się pośpieszyłam z tym wysyłaniem go na inny plan...
- Co się stało, to się stało - Bared skomentował wypowiedź mniszki. - Przekonamy się, ile prawdy tkwiło w jego słowach.

A jeśli w jego słowach nie tkwił nawet plew prawdy, to po cóż fatygowali się z tym zakapturzonym cieciem? Ponownie rozszalała się burza myśli...
Przewodnictwo odnośnie kryjówki pozostawiła łotrzykowi. Musiała zasięgnąć języka u towarzyszy w innej sprawie.
- Turionie - gnębiła jedna myśl Cerre. - Słyszałeś coś o Synach Dębu?
- Przykro mi Cerre - odpowiedział Turion, lekko przygnębionym głosem. - Ale nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek o nich usłyszał.
- Wiesz, Turionie, coś mi tu dębem śmierdzi - odparła po chwili mniszka. - Wszyscy zaginieni oprócz tej młodej mieli coś wspólnego z roślinnością. Ci kowale, stara zielarka... Chociaż ta młoda podeptała im trawę - Cerre nad czymś się zamyśliła i spytała nie do końca wprost też Aranona . - Zastanawiam się nadal... Co ta mała mogła widzieć dokładniej. Ludzi odzianych na czarno, jakąś dwunastkę... - zerknęła na niego. - Aranon?

- Nic nie wiem. - Aranon pokręcił przecząco głową. - Oprócz tego, że nie sądzę by druidzi sprzymierzali się z Cyriciem lub jego sługami. Musieliby być doszczętnie skorumpowani i źli.
- Zgadzam się z Aranonem - odrzekł Turion. - Cyric i druidzi to nie idzie w parze. Ale jeżeli zdarzy się tak, że za porwaniami stoją druidzi, to najprawdopodobniej będzie to miało związek z jakimś nieznanym mi rytuałem czy czymś innym - zastopował na chwilę, po chwili jednak kontynuował. - Ale tak jak wspomniałem, nie mam nawet najmniejszego pojęcia do czego byli by potrzebni druidom uprowadzeni ludzie. Przykro mi...

Gang jednak dotarł do lasu. Czy aby na pewno słusznie w tym przypadku postąpili? Czy plan Bareda może jednak okaże się niewypałem?
No cóż, nie do końca.
Wielcy ludzie nie grzeszyli bystrością, a już zmysłem myśliwego na pewno nie dorównywali sokołom. Nie zauważyli chyba, jak siódemka szczurów lądowych przedziera się do puszczy, albo - co dziwne... zniknęli? Wizja Cerre odnośnie palonego Dębowego, który ten w równym stopniu lubował się w palonym Cerre'owym, rozpłynęła się, kiedy usłyszała dziwne odgłosy.
W większym stopniu niepokojące. Niebawem owa sytuacja odsłoniła część swojej - dość nieadekwatnej - obstawy, pod postacią impa. Taki niecodzienny widok nieco strącił mniszkę z równowagi. Uwaga odnośnie tatuażu mogła być dosłowna (czego diablę nie było zupełnie pewne, jeśli chodzi o pozostałość drużyny) albo mogło chodzić o symbolikę. Może o przelaną krew: co do drugiej opcji to niczym nowym dla niej nie powiało. Nawet nie raz w ciągu dnia.
Próbując zachować spokój za wszelką cenę miedzianowłosa nie zdołała zatrzymać tego stwora.

- Szkoda, że to ja tobie nie wlepiłam porządnego kopa w ten ryj. Też byłbyś wytatuowany - posłała kąśliwą uwagę o potworku.
Może diabełek istotnie nie miał równo pod sufitem? Za czym ten cieć szlajał się akurat po tym lesie?
Jednak kątem oka sprawdziła na wszelki wypadek, czy na jej własnej skórze nie zaczynają się pojawiać jakieś znaki. Przypomniała sobie, jak na osobności, za plecami drużyny, skosztowała krwi Cristine - na samo to wspomnienie poczuła jej smak. Wolała jednak z tym doświadczeniem nie dzielić się z nikim z drużyny, nawet z Dantem - oj, nie. Tu już nie ma nawet mowy, żeby mu o tym mówić - jeszcze by sobie pomyślał, że Cerre zwyczajnie go okłamuje, mówiąc, że nie daje się pomiatać swoim pokusom.
- To chyba idziemy dalej - mniszka rozglądnęła się, czy gdzieś więcej tych cholerstw się w pobliżu nie wałęsa. W zasadzie nie chciała też nikomu spojrzeć prosto w oczy, więc pretekst znalazł się jak ulał.
Ciarki przeszły jej po plecach, kiedy odtworzyła sobie w pamięci syki tego plugastwa.
- Czy może macie zamiar się posprawdzać odnośnie tatuażów? - palnęła pytanie i bacznie rozglądała się na około. Coś tu jej nie ewidentnie pasowało. Obawiała się, że druga strona jej "ja" ponownie się odezwie.
W końcu - swój do swego, nieprawda?
- Nie chciałabym natrafić na naszych... - zakląsnęła cicho językiem. - leśnych braciszków.
Ani na tych... piekielnych - dodała i to, tyle że we własnych myślach.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 11-10-2010 o 17:38.
Ryo jest offline  
Stary 11-10-2010, 19:49   #59
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przemykali się chyłkiem tuż przy ścianach domów, starając się ukryć zarówno przed wzrokiem agentów, jak i grupki leśnych wrogów mniszki.
Jakim cudem ich grupki nie zauważyli ani jedni, ani drudzy, tego Bared nie wiedział, ale nie zamierzał narzekać. I nie miał zamiaru narzekać na to, że stojąca pod lasem grupa nagle doszła do wniosku, że ma coś do załatwienia gdzie indziej.
Składając Tymorze ciche podziękowania zanurkował w lesie.

Bared rozsiadł się w miarę wygodnie na jednym ze znajdujących się na polanie głazów. Zmęczenie spowodowane walką i ucieczką powoli z niego wyparowywało.
Radość z ocalenia, przynajmniej tymczasowego, została nagle zakłócona przez stwora, który zjawił się nie wiadomo skąd i usadowił się na pobliskiej gałęzi. Imp, latający diablik, zapewne jakiś daleki krewniak Cerrre, zlustrował odpoczywającą grupkę, a potem obrzucił ich kilkoma obco dla uszu Bareda brzmiącymi słowami.
Na szczęście znaleźli się tacy, co raczyli to zdanie przetłumaczyć.

- Czyżbyś chciała - Bared spojrzał na Cerre - żebyśmy natychmiast zaczęli się rozbierać i wzajemnie sprawdzać, czy komuś nie pojawiły się nagle jakieś tatuaże? Osobiście jestem przeciwny. Raczej nie mamy na to czasu, a ja nie mam ochoty. Ale ty, jeśli chcesz... Nie krępuj się.
- Jeśli chodzi o ścisłość to mam wrażenie - mówił dalej - że tego zdania nie należy traktować dosłownie. Zostaliśmy raczej naznaczeni, w sposób widoczny dla określonych osób.
- Ale osobiście bym proponował, by zastanawiać nad tym problemem gdy będziemy szli w stronę tego krzyżyka.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-10-2010, 19:40   #60
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
Po krótkiej rozmowie z mniszką, Turion zerknął na oddalających się druidów. Czego oni chcą ? – odrzekł w głębi. Pytanie to stało się myślą przewodnią druida, który teraz starał się nie szeleścić zbytnio swoją przypaloną szatą. Gdy tak biegł, w umyśle jego panował chaos – setki pytań, żadnej odpowiedzi.

W końcu jednak oddalili się na znaczną odległość od gospody i szalejących przed nią wojów, a z drugiej strony oddalili (albo przybliżyli?) się od szalonych druidów. Zmęczony starzec przysiadł na pobliskim kamieniu; swego orła jednak nadal trzymał na rękach. Energia powoli wracała do starych już mięśni i kości. Oddech jego był coraz lżejszy i spokojniejszy. Do głowy przybłąkał się mu obraz z przeszłych lat, przedarł się przez zasłonę stworzoną z pytań. Druid wspomniał dawne lata, kiedy to nawet nie myślał, że dziś uciekał będzie przed; jak się zdawało wtedy, swoimi braćmi. Wspomniał także, te liczne godziny spędzone na patrolowaniu lasu – nazywał to czyszczeniem zła, usuwał; a raczej niszczył, wszystkie pułapki i wnyki, które w swej funkcji, miały ranić zwierzęta. Wtedy to nie potrafił sobie wyobrazić (z resztą nadal nie potrafi), jak można wyrządzać krzywdę niewinnym i często bezbronnym stworzeniom, które przecież nie zostały stworzone po to by umrzeć.

Gniew wzbierał w druidzie, kiedy tak rozmyślał. Szybko więc odgonił od siebie wszystkie myśli i spojrzał na towarzyszy, którzy odpoczywali teraz po walce i ucieczce. Zastanawiał się, po co biorą udział w tej samobójczej misji. On sam już nie wiedział, dlaczego podjął się tego zadania.

Jego przemyślenia przerwał nagle, dziwny głos; niezrozumiały z resztą dla druida, który dobiegał z nikąd. Ale wystarczyło się rozejrzeć. Mały stworek, zerkający na zgraję poszukiwaczy przygód swymi przerażającymi malutkimi ślepiami, pełnymi złości i gniewu.

„Znalazłem was, wytatuowani!” – przetłumaczył jeden z kompanów. - Wytatuowani ? – kolejna myśl nawiedziła druida. - Ale przecież… ja.. nie mam.. tatuażu… - i po raz kolejny nieład zapanował w głowie starego już druida. – Zaraz, zaraz… może ma to jakiś związek z koszmarem, który śnił się mi ostatniej nocy ? – odrzekł szeptem Turion. – Może to sen jest wspomnianym przez impa tatuażem, którego nie widać… ale jest, zakorzenił się tam gdzieś w mym umyśle. Lecz przecież potwór rzekł: „Wytatuowani”, czy ich także nawiedził budzący grozę sen. – spojrzał na towarzyszy, również pogrążonych w myślach. Musiał zadać jedno pytanie:

- Czy śniło się wam coś dziwnego ostatniej nocy? – odrzekł nagle mocnym głosem, przerywając ciszę – Bo… mi tak. Koszmar przerażający. Być może w taki sposób zostaliśmy wyautowani – Oczekiwał odpowiedzi, chciał się dowiedzieć czy dobrze jego myśli zmierzają i czy nie oszalał już doszczętnie.
 
Olian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172