Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-09-2011, 15:13   #211
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Bohater nie boi się niczego! -odparł mu na to Vinc z dumą w głosie.- A zresztą skoro Pan Romualdo Pana kocha to czemu nie mamy mu pomóc? Taki jest żywot bojowników o dobro! -zakończył z rozmarzoną miną i zaczął obmywać swoją pierś z zaschniętej krwi i brudu. - A fajna rzecz ten Pana kijek! -dodał jeszcze do mózga na myśli mając jego dawną laskę arcymaga.
-I dla bardziej rozgarn...eeech... że też muszę rzucać perły przed świnie.”- westchnął teatralnie mózg.-”Tak czy siak. Bycie przerobionym na karmę dla świń to... mało bohaterski koniec.
-Ale bohater powinien brać pod uwagę ryzyko i dobierać metody.- odparł Juliano.
W czasie ich dyskusji Katrina odebrała posiłek od służki, która go przyniosła, zamówiła balię z wodą i stawiając jadło na stole zachęciła Vinca dojedzenia. Sama zaś rzekła do wymądrzających się:
- Obaj się wymądrzacie jakbyście wszystkie rozumy zjedli. Ty Juliano jak widać mimo licznej ochrony bezpieczny nie jesteś. A co by było, gdyby to zamiast mnie ktoś z wrogiej ci familii zorganizował to porwanie? Już byś zapewne zamiast tu siedzieć i czekać na ukochanego, kwiatki od spodu wąchał, albo służył za pokarm mieszkańcom kanałów. A pan mózg nie się nie wymądrza, bo gdyby nie Vinc nadałby służył za eksponat u krasnoluda. - i siadła przyglądając się jak młody będzie zajadał.
-Przeceniasz rolę młodzika. On mnie nie wyzwolił. Po prostu uznałem jego towarzystwo i tej atrapy miecza, za ciekawszą rozrywkę, niż tkwienie na półce.”- gdyby mózg miał ramiona, pewnie by teraz wzruszył nimi.
- Yhmmmm... tak sobie tłumacz.- odburknęła mu na to Katrina, głośno zaś zapytała - Jakieś pomysły na pozbycie się “cienia” Vinca?
Vinc z pełnymi ustami jadła, wzruszył tylko ramionami i z trudem oznajmił - Jgha thagm nhe whgem- po czym wrócił do jedzenie, miecz jednak jak zawsze postanowił zabłysnąć pomysłowością i dobrą radą.
- Vinc stąd wyjdzie i połazi po kilku miejscach gdzie moglibyśmy jeszcze się zatrzymać. Jakaś karczma, sklepik, na koniec najlepiej gdyby zaszedł do miejsca, na które atak wrogich sił, byłby nam na rękę, bo narobiłby zamieszania. A jak zgubi ogon? Gdy wejdzie do ostatniego miejsca na planie wycieczki, użyje tego sposobu, którym Pani się posłużyła by przybrać formę tej hymmm puszystej osóbki. Wtedy wyjdzie z przybytku jako zupełnie inny osobnik, a jego cień, pomyśli że tam się zatrzymał. -oznajmił dumnie miecz. - To niech teraz nam Pani zdradzi jakich środków, użyłaś by zmienić wygląd?
- Eeee... nic wielkiego, ot pomoc tej małej czapeczki. - odrzekła Katrina wstając i wyciągając z bagażu “pomocnika” jej zmiany wyglądu.
- Nie jestem jednak pewna czy pomysł aby Vinc wędrował po ulicach miasta, gdzie może być poszukiwany jako ten co chciał porwać Juliano jest dobry. - dodała marszcząc czoło i pocierając je palcami.


- Z drugiej strony jeżeli stąd nie wyjdzie, to ten wstrętny szpieg będzie wiedział, że tu stacjonujemy. No chyba, że chce Pani go dołączyć do naszej małej kolekcji porwanych osobników.- zakończyło ostrze lekko sarkastycznym tonem.
- Jeden w tą czy w tamtą co za różnica? Może zmylimy tym poszukujących Juliano, pomyślą, że to jakaś plaga porwań czy cuś. - odrzekła mu na to dziewczyna.
- Porwanie kogoś takiego jak ten facet w bieli, to raczej nie lada wyzwanie. On raczej wie jak porywać ludzi, a więc zarazem jak się przed tym bronić. -zamyślił się Pan Miecz.
- A u mnie ciężko z czarami już dziś, nie wiele energii mi na nie zostało. -odparł Vinc znad swego półmiska z jadłem.
- Jak zrobimy tak jak radził pan miecz, to korzystając z czapki by zmylić swym wyglądem śledzącego cię mężczyznę nie będzie potrzebny żaden z twoich czarów. Jednak najedz się i odpocznij trochę. Wszak nic dziwnego iż młodzieniec spędza dużo czasu w zamtuzie, nie powinno nikogo to dziwić. - odparła mu na to dziewczyna czując coraz większy niepokój z nieobecności Gaccia.
- Więc trzeba wybrać, albo zmylimy psy gończe, albo je złapiemy. podsumował miecz po czym zwrócił się do swego młodego właściciela. - Pokaż mi młody tego całego Pana Juliano.
Vinc uniósł ostrze do góry, tak że znalazło się nad więźniem, miecz zaś “spojrzał” na przebranego mężczyznę i stwierdził. - Nie sądzicie że to lekka przesada? Ciapowaty poeta zakochany w szlachcicu który lubi nosić damskie ciuszki? Co się dzieje z tym światem? -rzuciło ostrze w przestrzeń.
Katrina nie wytrzymała i wybuchła śmiechem, śmiała się i śmiała nie mogąc przestać, aż łzy pociekły jej po policzkach.
-Zostałem przebrany, przez tę oto damulkę, po to by wasze ciała nie zadyndały na murach.- burknął w odpowiedzi Juliano wskazując na Katrinę. A pan mózg dodał.-”Dekandencja mały... dekandencja i jej uroki. Niech ci mieczuś wytłumaczy co to znaczy, jak już przejdziecie rozdział z pszczółkami i kwiatkami.
Vinc skończył jeść i gładząc się po wypełnionym brzuchu westchnął błogo, po czym stwierdził.- Tak sobie myślę... że nie powinniśmy tu zostawać z Panem Juliano. -stwierdził patrząc w sufit.- No bo ten facet w bieli, raczej szuka tego kryształowego jaja prawda? Ale jeżeli zda sobie sprawę że tu jesteśmy, i zobaczy porwanego, którego szuka całe miasto, to wystarczy że zaśle na nas straż, a potem zabierze jajo, gdy my będziemy w więzieniu, albo w czasie całego zamieszania. - Vinc wstał by odebrać balię z woda przyniesioną przez kobietę, ustawił ją w rogu pomieszczenia, po czym zaczął rozbierać się do kąpieli.- Niech się Pani odwróci... -bąknał ściągając gatki i wskakując do wody z błogością wypisaną na twarzy. - A więc trzeba albo złapać, tego faceta w bieli, albo jakoś dobrze przebrać Pana Juliano, lub też przenieść go w inne miejsce, gdzie ani straż ani łowcy nagród nie będą go szukać. -stwierdził w końcu zaklinacz. - No i przydałoby się nawiązać kontakt z resztą drużyny.
- Sam przecież miałeś ruszyć aby zgubić tego szpiega. Gdybym poszła z tobą to by było dziwne, że panienka z zamtuza, która cię do niego wciągnęła, nagle urządza sobie z tobą spacerki. Tym bardziej Juliano niech tu na razie siedzi, bo nie ma co ryzykować z wleczeniem go w tą i z powrotem po mieście, zwłaszcza, że pozostali wrócą tutaj, a nie gdzieś indziej i nie będziemy się nawzajem ciągle szukać. - rzekła Katrina ponownie podchodząc do okna i zerkając na mężczyznę w bieli, w głowie zaczynał się jej krystalizować plan. Zerkała na szpiega równocześnie pocierając palcem, pierścień od Gaccia i przypominając sobie co jej o jego możliwościach mówił młody szlachcic.
- Ale przecież Pani mówiła że to niezbyt dobry pomysł bym ganiał po mieście gdy mnie szukają. -odparł chłopak, pazurem zdrapując zaschnięty brud z ciała. - Ja uważam że lepiej jakoś tego białego porwać, może bym nam powiedział co nieco o tym kryształowym jaju! -zauważył z entuzjazmem chłopak.
-Załóżcie sobie gildię... podrywaczy-porywaczy. ”- zaśmiał się lewitujący mózg i dodał.-”A gdzie będziecie ich wszystkich trzymać? I które z was zajmie się uroczą profesją... kata?
-Będziemy ich trzymać jak trupy w szafie... a na kata awans dostaniesz ty jednogłośnie, jak nic to profesja w sam raz dla ciebie. - odrzekła panu mózgowi Katrina nie odwracając się od okna. - Mam pierścień, którym możemy go zamienić w kamienny posąg i tutaj zataszczyć. Jednak w tej postaci zbyt wiele nam o tym jaju nie powie. -zaczęła rozważać na głos dziewczyna.- Macie jakiś pomysł na porwanie?
-Kat? Panienka raczy żartować. Myślisz, że miałbym cierpliwość do znoszenia jęków torturowanych ofiar ?”- prychnął mentalnie pan mózg.-”Za życia nigdy nie bawiłem się w torturowanie delikwenta. Ot ubijało się takiego na wstępie i odpowiedzi wydzierało od jego jęczącej duszy. Trzymanie więźniów generuje koszty utrzymania, wysokie koszty. Ekonomiczniej jest ich ubijać i ożywiając ich zwłoki.
Zaś Juliano stwierdził.-A jaką masz gwarancję, że on działa sam?
- Raczej działa sam, a nawet jeżeli nie... to nie sądzę by nagle zdobył nowych współpracowników. Zaś osoby, które wcześniej z nim były znamy z widzenia, więc już byśmy je stąd zauważyli, prawda? -wysnuł swoją teorię Vincent wyłażąc z bali z wodą, i owijając się płótnem w pasie. - Ale ulga!- westchnął jeszcze.
- Czyli porywamy czy też odciągamy go od tego miejsca? - spytała z zadumą w głosie Katrina, rozglądając się przy tym dyskretnie po ulicy czy nie nadchodzi czasami ktoś ze współtowarzyszy. Zwłaszcza zaś nieobecność Gaccia zaczynała ją coraz bardziej niepokoić. Obiecał przecież, że będzie w pobliżu, kiedy ona wejdzie do karczmy, w której Juliano świętował swoje zwycięstwo. I jak widać chyba w pobliżu go nie było, bo już by wrócił zapewne do zamtuza. “Co go zatrzymało?”, zastanawiała się dziewczyna... “A może kto?”
-- Ja uważam że Pani powinna zadecydować. -stwierdził zaklinacz, ubierając się w czysty komplet ubrań.
- Moim zdaniem, powinniśmy zrobić na odwrót jak radzi Pan galareta. Wtedy będzie najlepiej. -mruknęło pod metaforycznym nosem ostrze.
- Porywamy. - zadecydowała krótko Katrina pocierając pierścień od Gaccia. - Tylko musimy poprosić Madame o pomoc w przytaszczeniu go do środka... będzie miała ładny posąg ozdabiający zamtuz.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 12-09-2011, 19:06   #212
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dostanie się do zamkniętego na cztery spusty miasta było... małym piwem. Jeśli i nie ledwie małym siurem małego piwa. W końcu Krisnys już z nie takimi rzeczami sobie w życiu radziła, i idąc wraz z Nyhmem ulicami Venetticy uśmiechała się głupiutko pod nosem.

Teraz tylko należało odszukać resztę bandy, porwać obiekt westchnień Romcia i zgarnąć nagrodę. A następnie pławić się w luksusie...aż do wyczerpania zasobów, by znowu rozglądnąć się za jakimś dochodowym źródłem. Półelfka nie miała bowiem żadnych konkretnych planów odnośnie swej przyszłości, żyjąc z dnia na dzień, od taką drogę i filozofię życia sobie wybrała... często jednak los płatał figle.

Przed nimi pojawił się jakiś fatalnie wyglądający kundel, który jednak po pierwszym, drugim, i trzecim przyjrzeniu się, okazał się znajomkiem!.
- Ej, to jest przecież... Reksio! - Odezwała się Półelfka - Znaczy się nie, Puffcio!. Cio ty tu robis ty piesiaku ty, cio tu robis cio?.

Puffcio łypnął na nią okiem, po czym zaczął machać ogonem, i nalegać na jakieś pieszczotki względem jego osoby, co nic a nic nie ułatwiał znajdujący się na nim syf. Bardka jednak jakoś się przemogła, po czym okazała psiakowi odrobinkę uczuć... odnajdując przy jego obroży jakiś niewielki pergamin.

Sporo czasu zajęło odczytanie równie sfatygowanego kawałka papieru co posłaniec mający go na sobie, z treści zaś wychodził spory mętlik. Wredne babsko Angelica wraz z pomocą Kenninga porwała Romualdo?!. Kie licho??. Czyżby jej niedoszły amant od siedmiu boleści zmienił strony porzucając całe towarzystwo, a przede wszystkim i ją, dla innej?. Chociaż pewnie nie... pewnie robił to wyłącznie dla mamony.

- O żesz ty w mordę! - Oburzyła się wielce Krisnys spoglądając na towarzysza swej podróży - Co robimy?. Idziemy prosto do karczmy, czy może zajrzymy do portu?. A nóż widelec na coś się natkniemy...
-Oni nie zatrzymali się w karczmie. Tylko w zamtuzie Słodkie Bułeczki.
- skorygował sprawę półelf. I spojrzał na podobiznę Vinca zdobiącą miejskie ogłoszenia.-I nie wiadomo, czy tam dalej przebywają.
- Zamtuz, karczma... przy Gaccio na jedno wychodzi
- Wywaliła ku niemu język - Czyli wszystko przemawia za tym, że idziemy do portu... - Zauważyła list gończy przedstawiający nie kogo innego jak Vincenta. Półelfka zamrugała oczkami, po czym zerwała papierzysko ze słupa.
- No proszę, proszę, młody już się popularny zrobił...
-I załatwili sprawę, zanim my...
- rzekł Nyhm i zamilkł. Wszak ulica miała swe uszy.

-Na początek możemy do portu. Poza tym zawsze możemy zahaczyć po drodze o jakieś łóżko.- zażartował Nyhm. Po czym wskazał palcem.- Port jest tam i zajmuje dość spory kawałek miasta. Więc przed nami trochę zwiedzania.

W porcie było... cicho i spokojnie. Żadnych rozładunków czy przeładunków. Majtkowie leniwie stróżowali na zacumowanych okrętach. Patrole hobgoblinów kręciły się po statkach i przeglądały zawartość ładowni. Kilku marynarzy kręciło się po pokładach okrętów i tyle...
W porcie było zaskakująco mało osób wszelakiej rasy i profesji. Za to karczmy,



było zatłoczone. I głośne i pełne tłumionej irytacji. Bowiem port był zamknięty. Żaden statek nie mógł do niego wpłynąć czy i wypłynąć. I wszyscy marynarze utknęli na lądzie, w karczmach tracąc złoto na piwo i dziewki. I tracąc cierpliwość z powodu opóźnień.

- Hmmmm... - Zamruczała Bardka, rozglądając się w kolejnej z kolei karczmie - Nikogo znajomego nie widzę, ani żadnej zakazanej mordy też. - Uśmiechnęła się drwiąco do Nyhma.
-Ja też... zaciągniesz języka?- zaproponował półelf bardce.

Spojrzała na niego robiąc dziwną minkę, po czym wzruszyła ramionami. Następnie jednak opuściła jego towarzystwo, by faktycznie zasięgnąć jakiś informacji. Skierowała swoje kroki do karczmarza, wszak on najczęściej był obeznanym osobnikiem we własnym przybytku...
- Piwko gospodarzu! - Trzasnęła teatralnie monetą o blat, pozwalając sobie na zawadiacki uśmiech. Gdy zaś już ją obsługiwał, nachyliła się ku niemu nieco konspiracyjnie, jednocześnie kładąc dłoń z trzema srebrnikami tuż obok podawanego jej kufla. Dłoń przesunęła w stronę karczmarza, nie zabrała jej jednak jeszcze z monet.
- Szukam mojej przyjaciółki, Angeliki Victorii Belacrouix, miałyśmy się spotkać i wyruszyć wspólnie morską drogą, teraz jednak cholera ten plan strzeliła, a ona mi się gdzieś zapodziała - Posłała typkowi jeden ze swych najbardziej uroczych uśmiechów.
-Nigdy o takiej nie słyszałem.- stwierdził karczmarz. Zasępił się.- Powiedz coś więcej, a może będę mógł pomóc.
- Ruda, ładna, pozuje na wielką panią, pewnie jest w towarzystwie paru osób?
- Powiedziała Krisnys, po czym napiła się piwa.
-Jakaś ciemnoruda łaziła tu. Ale z wachlarzami ze stali przy pasie. I samotnie. O statki się wypytywała.- stwierdził karczmarz.
- A dawno to było, nie widziałeś jej już później? - Półelfka obtarła usta dłonią - Bo wiesz, jakbyś mi pomógł, tak naprawdę pomógł, to potrafię być bardzo wdzięczna. Baaaaaaardzo - Nagle koniuszkiem swego języka oblizała usta - Dobre te piwo... - Dodała.
-Wczoraj rankiem... popytała o okręty i kapitanów.- mruknął karczmarz.- I chyba polazła na... "Trytona". A nieee... raczej wybrała ten stary holk. "Stara Krowa"... czy też "Mocarny Byk".
- To w końcu krowa czy byk?
- Ponownie się do niego uśmiechnęła, zabierając dłoń z monet, po czym również się przed nim pięknie przeciągnęła, wypinając na moment w kierunku mężczyzny biust.
-Zależy kogo spytasz paniusiu.- zaśmiał się karczmarz.- Okręt zowie się Byk, chyba mocarny ale czas zatarł nazwę na burcie. Ale marynarze zwą go Starą Krową. Acz nie przy kapitanie.
- Dzięki złotko za informacje, i tak przy okazji jestem Tannis, przyjdę o północy, może być?
- Mrugnęła do niego wymownie.
-Jasne Tannis.- odparł z uśmiechem karczmarz, sam nie wiedząc co sądzić o tej dwuznacznej wypowiedzi.

Bardka po chwili odszukała w przybytku Nyhma, by podzielić się z nim zdobytymi informacjami...
Nyhm właśnie zaprzyjaźniał się z paroma marynarzami i podrywał służki, choć bez większego entuzjazmu. Głównie skupił się na wymianie opowieści i autopromocji swoich ballad.
- Słuchaj no - Odciągnęła go na bok - Właśnie dowiedziałam się na jakim statku może przebywać Angelica, ten zdrajca Kenning i Romualdo. Naszych tu nigdzie nie widzę, idziemy więc?.
-No... to idziemy.
- rzekł półelf kiwając głową.- Wpadamy i robimy masakrę na pokładzie? Tak jak w karczmie?
- Tym razem raczej nie. Możemy tam iść, zbadać teren i tyle. Z wampirami sobie jakoś poradziliśmy, drugi raz jednak takiego szczęścia chyba nie będziemy mieć. Angelica na pewno jest otoczona stadem bandziorów...
-Acha..
.- Nyhm był trochę rozczarowany tym faktem. Rzekł w końcu.- Ale wiesz, że... ja nie jestem dobrym w skradaniu i subtelnościach?
- To i tak nie potrwa długo
- Odparła Półelfka.
Starą Krowę znaleźli bez problemu. Wejścia do niej pilnowało dwóch rosłych marynarzy. Przy czym pilnowali, było określeniem na wyrost. Po prostu siedzieli na belach siana i blokując trap prowadzący na okręt i rżnęli w karty.
- Dobra - Szepnęła Krisnys - Informację mamy, statek też tu jest. Obojętne więc, czy oni tam naprawdę są, czy nie, ja się tam sama pakować nie będę. Oni z kolei nigdzie na razie nie wypłyną, czas więc odszukać resztę naszego towarzystwa i dopiero wtedy wedrzeć się na pokład. No chyba że masz lepszy pomysł? - Spojrzała na Nyhma.
-Jedno zostaje i szpieguje przy statku, drugie szuka reszty?- spytał półelf po chwili zastanowienia.
- Jak tam chcesz - Powiedziała - Choć nie widzę większego sensu w samotnym szpiegowaniu. Chcesz to możesz sobie poszpiegować. Statek jednak zostanie gdzie jest, zakazu w nocy nie zniosą, lepiej więc poszukać naszych.
-Chyba bardziej wolę dopilnować, by nie napadł cię znowu Puffcio.
- półelf wskazał palcem na psa pałaszującego właśnie wyrzucone przez rybaków, rybie łby. Zwierzak był w sumie półdziki i choć rozpoznawał w bardce kogoś z pomocników kendera, to daleki był do posłuchu wobec niej. Robił co chciał idąc za parą awanturników.- Albo inny pies na baby.
- No to oznacza to, że idziemy stąd razem, tak?.
-Na to wygląda.
- zgodził się z nią półelf.

Ruszyli więc na poszukiwania pozostałych towarzyszy, zostawiając chwilowo statek za sobą...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 19-09-2011, 16:30   #213
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niedawne sukcesy nie pozwoliły przysłonić problemów dzielnej drużyny... porywaczy ludzi.
Właśnie. Porywaczy.
Jakby nie patrzeć, Vinc i Katrina porwali człowieka. Ba, zamierzali porwać kolejnego. Złodziejkę to specjalnie nie kłuło w sercu. Robiła wszak gorsze rzeczy w życiu. Kradła, kłamała, oszukiwała... Ostatnio trochę się to zmieniło, odkąd wylądowała w łóżku Gaccia.
Ostatnio, przestało jej zależeć tylko na sobie.
Natomiast Vinc... Cóż. Bohaterska ucieczka z zamku wampirów, pewnie by się nadawała na heroiczną opowieść. Ale kolejne porwania, jakoś nie pasowały do bohaterskiego ideału, o czym złośliwie przypominał Pan Mózg.
Tym bardziej mało bohaterskie było to, że to pani Katrina miała narazić skórę w walce ze złym i podstępnym przeciwnikiem.
Wkrótce pojawił się jednak nowy problem. Madame Zgroza stanowczo odmówiła współpracy. Jej dziewczęta, ani ochroniarze nie są tragarzami, a poza tym działania grupki Gaccia zaczęły ją irytować. Jak stwierdziła kobieta.- Dałam wam schronienie i wyżywienie w moim przybytku, przez wzgląd na przyjaźń z Gaspacciem, ale moje dziewczęta nie są waszą służbą, a moi ludzie nie są waszymi niewolnikami. Jeszcze raz zaczniecie się nimi wysługiwać jak pokojówkami, to wyrzucę was na bruk. Przyjaźń przyjaźnią, ale takie zachowanie jest w moim przybytku niedopuszczalne. I tak już się narażam, ukrywając Juliano.
Tak więc Vinc i Katrina zostali zostawieni samym sobie i swym skromnym środkom w postaci nie do końca chętnego do pomocy Juliano i nieumarłego egocentrycznego nekromanty w wersji skompresowanej.

No cóż... na początek należało złapać białego za kołnierz i spacy... spetryfikować, a potem.
A potem się zobaczy.
Tymczasem biały gadał z siedzącym w gondoli, krasnoludzkim wojakiem.


Muskularnym rudzielcem uzbrojonym w topór i miecz. I wyróżniającym się włosami splecionymi w dwa warkocze.
Po czym wskoczył do kolejnej gondoli z zamiarem odpłynięcia, podczas gdy krasnal zaczął coś uzgadniać z gondolierem, w którego łódce siedział.

Nie były to zresztą jedyne problemy. Wszak owa dwójka nie wiedziała o tym, że Romualdo i Gaspaccio zostali porwani przez żądną zemsty Luizę Derrick i jej wampirzych pomagierów.
Dla kendera właśnie słoneczko zaszło. A dokładniej rzecz ujmując, zostało porwane i nic nie mógł zrobić w tej materii.
Romualdo był w niebezpieczeństwie! Bijcie w dzwony! Wołajcie straż! Ratujcie!
Tyle emocji kołowało się w małym ciałku szukając ujścia. Jednakże rozum podpowiadał ucieczkę. Straż wszak nie pomoże, a co najwyżej wyśmieje, a pomagierzy wrednej Angeliki są blisko.
Lepiej więc było ulotnić się do Bułeczek i przegrupować siły w celu odnalezienia Romualda... i Gaspaccia też, przy okazji.
Niestety siły te były bardzo szczuplutkie: sam Cypio, Alfonsik cykor deMon, panienka Katrina oraz Vincent i jego gadające wyposażenie. Bo przecież zdrajcy Kenninga, do niego wliczać nie można było. Na szczęście znikać w tłumie mały kender potrafił doskonale.

Tymczasem sam Kenning nie wiedząc o tym, że niektórzy uważają go (błędnie) za zdrajcę wspólnej sprawy... czy jak mówiono w Venetticę, za zdrajcę cosa nostra.
Dobrze że nie wiedział jak w Venettice karano takich zdrajców, lub kozłów ofiarnych posądzanych o zdradę. Raczej to by mu się nie spodobało.
Kenning bezpiecznie umknął z miejsca chaosu i ruszył do Bułeczek, pewien że nie jest śledzony. A przynajmniej mający taką nadzieję.
Nie znał wtedy jeszcze całej sytuacji. Bo ta by mu się nie spodobała. Był wszak raz już porwany w tym mieście.

Tymczasem w Bułeczkach sytuacja się komplikowała, o czym wkrótce mieli się przekonać i Cypio i Kenning. Na razie do ich uszu docierały plotki o porwaniu samego Juliano przez potwora morskiego/smoka/ półsmoka/ potężnego maga/kobietę fokę/hipopotamołaczkę. Wersja zmieniała się w zależności od tego kto i komu ją opowiadał. Wszystkie jednak szczegóły wskazywały na bitwę morską/ magiczna bitwę morską w kanale z użyciem gondoli lub okrętów.

I bardka i Nyhm też dowiadywali się szczegółów na temat porwania Juliana, które było głównym tematem rozmów. Zważywszy, że od wydarzenia minął już dzień, informacje okrzepły. Wiadomo było, że napaść odbyła się na kanale. Że porywacz Juliana (tylko jeden !), miał wspólniczkę w postaci grubej kobiety, która wyciągnęła siłą biedaka ze znanej karczmy
Że zaatakował Juliana, gdy ten pływał w gondoli i wciągnął się w magiczną bitwę z jego ochroniarzami, dostając niezłe bęcki. Po czym rzucił się do ucieczki.
Zaś grubaska okazała się asasynką, która utopiła niemal głównego ochroniarza Juliana i przydusiła tuszą samego szlachcica (lub utopiła).
Półelf i Krisnys wędrowali właśnie ulicami miasta, zbliżając się ostrożnie do miejsca, gdzie prawdopodobnie ukrywa się dzielna drużyna porywaczy, gdy nagle... nieboskłon przeciął cień nietoperza.... dużego nietoperza.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-09-2011, 19:01   #214
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Początek "narady wojennej" :D

Katrina ponownie stanęła przy oknie wyglądając na zewnątrz. Po tym jak Madame odmówiła im współpracy zarówno swojej jak i swoich dziewcząt złodziejka zastanawiała się czy da radę sama z Vincem przyciągnąć do zamtuza białego szpiega przemienionego w kamień. Uwagę jej przykuło iż mężczyzna o którym właśnie myśli ruszył w stronę gondoli. Uśmiechnęła się sądząc, że sam zrezygnował ze szpiegowania i się oddala. Jednak po chwili uśmiech jej zbladł gdy zobaczyła jak rozmawia z krasnoludem. “Cóż z tego, że sam odpływa jak zostawia nam swego szpicla”. Odwróciła się w stronę pokoju i rzekła:
- Zobacz Vinc, biały odpływa... jednak na jego miejscu chyba zostaje... echhhh... krasnolud.
- Czyli się połapali, że tu siedzimy. No to wszystko komplikuje się coraz bardziej. -stwierdziło pesymistycznie ostrze, które Vinc przypinał właśnie do paska czystych spodni.
Chłopak podszedł do okna zerkając przez nie dyskretnie. Stuknął się pazurem w brodę po czym stwierdził. - Nie jest dobrze, krasnoludy, ten facet w bieli, ochrona Juliano i jeszcze ta dwójka która mnie szuka. - młody westchnął odchodząc od okna i założył swój ulubiony kapelusz z piórkiem. - Dobrze by było gdyby udało się ich jakoś skłócić. No ale nie ma co gdybać, trzeba jakoś spacyfikować tego brodacza, albo tak go skołować by był pewny, że tu się nie ukrywamy.
- W takim razie jeszcze raz skorzystam z czapki i pójdę go poderwać. Wprowadzę tu do zamtuza, zapewne on chętnie skorzysta z tego by rozejrzeć się w środku za tobą. Przyprowadzę tu do pokoju a ty ukryty za drzwiami jak już wejdziemy łupniesz go w łeb i pozbawisz przytomności. Zwiążemy go a jak wróci biały to pomyśli że tamten gdzieś za tobą polazł jak wyszedłeś stąd po tym jak skorzystałeś z oferowanych ci tu usług. Bo nie ma co go w posąg zamieniać jak dziewczyny i Madame nie chcą nam pomóc w tachaniu go, sami chyba nie damy rady, a zostawić go na ulicy nie można bo to od razu nas wyda. - wyłuszczała plan na jaki wpadła Katrina, po czym odwróciła się na pięcie i wzięła czapkę w dłonie nasuwając ją na głowę,
Po chwili oczom Vinca, Juliano, pana Mózga i Miecza ukazała się pod nową postacią, pytając:





- Myślicie, że taka będę dla niego atrakcyjna i pociągająca... a może taka?
-Niektórzy brodacze jeszcze na to lecą, ale ogólnie brody u krasnoludek wyszły z mody. Mojego asystenta kręciły bokobrody u pań.”stwierdził fachowo pan mózg.
- Taki jeden Krasnal czasem Enklawe z żona odwiedzał. Ta to miała brodę. -stwierdził miecz a Vinc dodał. - Trochę się wkurzyła jak w nocy ją zgoliliśmy.
Katrina zmarszczyła brwi i po chwili stała już w innej pozie i postaci tłumacząc:
- Albo taka, schowam młot pod spódnicę i sama go huknę jak by się okazało, że nie chce ze mną tu przyleźć.



-A może nie zechcieć.-odparł pan mózg.-”Krasnale to pracocholicy.
- A skąd Pani weźmie młot? -zainteresował się miecz.
- Może jakiś klient tego przybytku jakowyś posiada, a jak nie to i wałek z kuchni zabrany będzie jak w sam raz na łupnięcie go pogłowie. - rozważała na głos złodziejka ewentualności co do broni jaką by miała pod swoją spódnicę schować.
- A może zaprosić go na zimne piwo? - spytała przybierając nową postać.


- Z tego co wiem żaden krasnal ziemnego piwa nie odmówi, ale na to raczej do karczmy niż do zamtuza.
- Oj czepiasz się , toć piwo byłoby do usług tutaj świadczonych dodatkiem. Chyba mi nie powiesz, że jak klient skorzysta z rozkoszy tu preferowanych to nie może skorzystać rozkoszy dla podniebienia jakie daje piwoszom zimne piwko? - obruszyła się Katrina.


- Choć może on krasnolud, ale jednak gustuje w kobietach z innej rasy też? - mruknęła przybierając postać ciemnowłosej kusicielki.
-Zdarzają się i takie. Zwłaszcza od czasu Błogosławieństwa Grzmotu.”-dodał pan mózg, podczas gdy Juliano jak dotąd... milczał. Wreszcie rzekł.- A czym w ogóle im podpadliście?
-O właśnie... za co oni was tak nie lubią?”-
- A poszło o jakieś jajo kryształowe, z tego co podsłuchałem to klucz do jakiejś twierdzy krasnali. Chyba nawet mam je w plecaku, albo Cypio je zabrał nie pamiętam już. -stwierdził Vinc grzebiąc w torbie. Ponieważ jednak nic tam nie znalazł, zapewne jajo nadal tkwiło w przepastnych sakwach kendera. - Ogólnie to było tak że porwali Romulado i na jajo chcieli go wymienić, ale potem w zbiegu nieprzewidzianych wypadków odbiliśmy poetę i jajo tez zostało u nas. Stwierdziłem że nie można im go oddać skoro mogą chcieć użyć go do niecnych celów. -odpowiedział Vinc heroicznym tonem.
- Nie powinieneś wszystkiego tak tej mózgownicy zdradzać. -mruknęło ostrze z dezaprobatą.
-Znaczy jakich? Kryształową Jajecznicę Zagłady z niego zrobią? Taką ze szczypiorkiem i selerem?”- arcymag był deczko sceptyczny w kwestii groźby ze strony... jaj.
-Można by ich... przekupić?- zasugerował Juliano. Po czym podrapał się po czole.-No chyba, że to jajo jest bezcenne.
-Nawet jeśli buchnęliby je spod zadka smoka, to i tak... do tego czasu stałoby się bezużytecznym zbukiem. Swoją drogą, jak jajo może być kluczem.”-mądrzył się pan mózg.
- A jak słoik może być arcymagiem? Na tym świecie są rzeczy które się filozofom, magą i mieczom się nie śniły. -stwierdziło fachowo ostrze a Vinc dopowiedział. - Skoro tak im zależało na tym jaju to na pewno do czegoś służy. A teraz pewnie i tak samym kluczem sie nie zadowolą, bo pomyślą że za dużo wiemy. Tak jest zawsze, usuwają tych którzy są zagrożeniem dla przestępczych planów. - przytaknął sobie zaklinacz.
-I to mówi dwójka porywaczy.”-odparł ironicznie pan mózg.-”Ich obecność tutaj świadczy, że nie odpuszczą pościgu, tak łatwo.
- A może by tak podrzucić to jajo innemu z naszych oprawców? -zaproponował Vinc. - Rozegrać to tak by krasnale i ten w białym myśleli, że przekazujemy komuś ten klucz. Dzięki temu oni zajmą się sobą nawzajem a my będziemy mieli trochę czasu na opuszczenie miasta.
-Oooo tak... Tylko musisz znaleźć innych oprawców i przekazać im klucz tak, by widzieli to obecni oprawcy od klucza. A właśnie... nie masz nawet klucza? Tylko jajo ma ten mały karlik pałętający się pod nogami jęczydupy Romualdo?”- odparł ironicznie arcymag, podczas, gdy Juliano zaprotestował przed nazywaniem tak wrażliwego i czułego poety.
- A może tobie pomalujemy słoik i oddamy Ciebie zamiast kryształku? Co ty na to jajo-mózgu? -prychnęło ostrze po czym dodało. - Nie ma teraz czasu na zawiłe plany nasyłania na siebie wrogów. Trzeba załatwić brodacza szybko i sprawnie a potem zebrać resztę grupy do, przysłowiowej kupy. -zakończyło ostrze wzdychając.- Takie to czasy, że ochroniarze biegają gdzie chcą.
-Można by im ciebie podrzucić, zanudziłbyś ich na śmierć.”-odparł ironicznie pan mózg i dodał.-”Nie wiem co zamierzacie osiągnąć, ale załatwiając jednego... przyciągniecie większą część reszty. Pokażecie im, że są na dobrym tropie.
- Dla tego podtrzymuje plan, że Vinc lub ktoś przebrany za Vinc powinien go stąd odciągnąć i rzucić podejrzenie naszego pobytu na inne miejsce. -skomentował Pan miecz powstrzymując się od zgryźliwości względem mózgownicy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 25-09-2011, 19:41   #215
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- MAAAAAAAAAAAAM!!! - wykrzyknęła nagle Katrina chcąc przerwać im dyskusję i zwrócić na siebie uwagę. - Mam pomysł, czapkę wcisńiemy na słoik, pan mózg za jej pomocą przemieni się w Vinca, polezie na miasto odciągnąc od krasnoluda, ze swoją przebiegłością w tri-mi-ga sobie z tym poradzi. I wróci tu do nas lawitując a my poczekamy wypatrując go przez okno. I co wy na to? przerwała dziewczyna aby nabrać tchu i dowiedzieć się co myślą o jej pomyśle.
-Ten przedmiot nie działa na takich jak ja. Poza tym nie zniżę się do takiej roli.”-opdarł wyniosłym tonem pan Sidious.
- A do jakiej się zniżysz?- spytała z ciekawością Katrina przyglądając się zawartości słoika.
-Mógłbym go zabić, w zamian za ożywienie jego zwłok.”- stwierdził po chwili namysłu arcymag.
- A po co ci jego zwłoki? - dopytywała się dziewczyna rozważając czy zabicie krasnoluda to dobry pomysł - a poza tym gdzie byś go ożywiał? Musielibyśmy trupa gdzieś schować, to chyba jeszcze większa kiszka niż porwanie.
-W tym rzecz. Ktoś musi je ożywić za mnie.”-odparł pan mózg.
- Jak ktoś? I jak ożywić? Może nas bardziej wtajemniczysz w swój pomysł?- w myślach nadal rozważając wszystkie “za” i “przeciw”.
-No... zmienić w szkieleta, albo w zombie. Osobiście wolę szkielety. Zombie są... nieestetyczne.- “stwierdził po chwili namysłu pan mózg.
- Taaaaaaaaaa... zabijesz go, ja podejdę machnę palcem i... ot szkielet na zamówienie - odparła mu na to Katrina machając sugestywnie palcem jakby chciała pokazać iż zmienia trupa w szkielet.
-Liczyłbym na juniora, ale... na razie potrafi jedynie co potrafi, to deski oliwić i ciskać kulami ognia. Echchch... czy nikt tu już nie docenia szlachetnej sztuki nekromancji?”-westchnął mózg.
- To może go ubijesz i szurniemy go do kanału, jak wypłynie, za kilka dni, to wtedy go ożywimy? - podsunęła Katrina pragnąc jak najszybciej pozbyć się szpiega.
-Czy nikt mnie słucha. Jak go ubiję, to dam im ślad... że tu jesteśmy.”-odparł mag.-”Jeśli go ubiję, zaczną go szukać... i zaczną z tego miejsca.
- A może pomyślą, że młody gdzieś stąd poszedł i polezą go szukać a to nam da czas na zwinięcie się stąd jak wróci reszta. Przecież nie będą się zmieniać co pięć minut, jakiś czas tu powinien postać sam zanim go kto zmienić przylezie. A jak przylezie i nie zastanie to może pomyśli właśnie, że polazł śledzić tak jak miał to przykazane. Przecież nie zostawili go tu by tkwił w miejscu co nie? - odparła mu na to Katrina, bo sama też chętnie posłuchałaby rozwiązania ich sytuacji a nie kombinowała jak ją rozwiązać.
-Gdybanie, gdybanie, gdybanie... I tak zaczną szukać od ostatniego znanego miejsca jego pobytu.”-odparł z wyższością w tonie myśli Sidious.
- Twoje też. Myślisz, że jak Vinc by teraz stąd wylazł i poszedł se gdzieś to, on by tu został? - parsknęła na to Katrina wyciągając palec w stronę słoika.
- Ale mogą mieć jakiś sposób komunikacji, móżdżek pewnie wie, że istnieją czary, które pozwala na telepatię kilku osób. A więc jeżeli korzystają z takich środków to krasnal na pewno da jakiś znak że zmienia pozycje, a jak dostanie patelnią to znaku raczej nie da. -zamyśliło się ostrze. - Nie jest dobrze, bo jesteśmy niemal w kropce. -dodało sceptycznie.
- A może mu Pan namiesza w głowie, Panie mózgu żeby powiedział że się stąd ulotniliśmy? -zagadnął Vinc do słoja.
-Mógłbym... ale w końcu się na tym poznają.”-stwierdził niechętnie pan mózg. Niechętnie bo nie lubił ujawniać swych możliwości. Jak na chełpliwego maga, Sidious był bardzo tajemniczy, jeśli chodzi o swe możliwości.-” A co z tego będę miał?

- Wrzucimy Ci rybki do słoja byś się samotny nie czuł co ty na to? -mruknął miecz nie mogąc się powstrzymać od komentarza. - Zrobisz coś za darmo nic Ci się nie stanie, i tak jesteś tylko mózgiem czego Ci niby po za słojem potrzeba?

-Tylko takie kawałki blachy jak ty nie mają ambicji. Poza tym... błędnie interpretujesz sytuację. Obecnie jestem mózgiem w słoiku. Ale to stan przejściowy.”-mózg nadąłby się pychą, gdyby miał taką możliwości.
- Oczywiście, że przejściowy, następne stadium to mózg bez słoika, a potem mózg zakopany w ziemi, czy spoczywający na dnie rzeki, zależnie od sytuacji, tylko gadasz i gadasz o tym, że swój stan zmienisz, a tylko się starzejesz nic z tym nie robiąc. -prychnęło ostrze, po czym Vinc wtrącił się do tej wnoszącej wiele do ich planu dyskusji. - Jeżeli by się namotało krasnalowi w głowie, to nie koniecznie musieli by się na tym poznać. On przedstawiłby im wersje, że uciekliśmy lub się przenieśliśmy, podał by gdzie a następnie zanim by wrócił mu rozum można by go porwać czy zmienić w kamień.
-W tym rzecz, ja się nie starzeję. Ja czekam na odpowiedniego nosiciela, w któym zamieszkam. Czekam aż on dojrzeje do tego.- “odparł Sidious.
- Albo pan móżdżek wreszcie by miał swoje ciało. -mruknęła pod nosem Katrina, głośniej zaś - To co robimy? Mieszamy mu w mózgu? Podrywam go i próbuję tu przywlec? Czy czekamy na resztę naszych i wtenczas dopiero coś robimy? - spytała Katrina ponownie wcinając się w dyskusję.
- Jestem za mieszaniem w mózgu. -stwierdził krótko Vinc podnosząc rękę jak w czasie głosowania.
- Wstrzymuje się od głosu. -mruknął miecz pod przysłowiowym nosem.
-Nie wtrącajcie mnie w swoje gdybania. No i jeszcze się na nic nie zgodziłem.”-wtrącił Sidious.
A Juliano podszedł i szepnął cicho Katrinie. -Nie uważasz, że to coś w słoiku jest... niepewnym sojusznikiem i potencjalnym zagrożeniem?
- Czemu uważasz, że jest zagrożeniem? - spytała cicho Katrina przyglądając się z uwagą Juliano, zastanawiając się w myślach nad tym odkąd to Juliano stał się sojusznikiem ich poczynań.
-Posłuchaj go... Przecież to egoistyczny megalomaniak.- odparł zaskoczony Juliano.
- Słucham go nie od dziś... i to on mi pomógł gdy tej pomocy potrzebowałam, bez niego nie byłoby tu ciebie. - odrzekła mu na to dziewczyna - A może ty jako nie egoista i zarazem ukochany Romualdo masz jakiś pomysł na pozbycie się krasnala? - oparła dłonie o biodra i czekała na odpowiedź młodego szlachcica.
-Pomysł ze zgubieniem krasnala, gdzieś w mieście jest dobry.- stwierdził Juliano.
- A nie myślicie, że jak on zgubi Vinca czy też tego kto za niego się przebierze to i tak wróci tutaj? - spytała Katrina
- Nam nie chodzi o to by mnie zgubił, ale by nie śledził i potem pomyślał, że tu byłem tylko przejściowo a ukrywam się gdzie indziej. Wie Pani wejdę do jakiegoś budynku, czapka na głowę, wychodzę jako kto inny a on myśli że ciągle tam siedzę. -wyjaśnił spokojnie Vincent.
- No dobra to jak to robimy? Idziesz ty, a potem się przebierasz za kogoś innego. Idę ja przyjmując twoją postać i wracam jako inna dziewczyna. Czy może przebieramy cię w sukienkę, tak aby on zauważył twój ogon i pomyślał, że to przebranie dla zmylenia i od razu za tobą pognał sądząc, że przebrałeś się po to żeby nie zaprowadzić ewentualnego szpiega do prawdziwej naszej kryjówki? - dopytywała się Katrina o ewentualną realizację planu.
- Wyrósł mi ogon jak Vethowi?! -ucieszył się chłopak obracając się w miejscu by zobaczyć, miecz jednak szybko to skomentował.
- Nie, to taka metafora była, do ogona jeszcze trochę czasu zostało jak i do skrzydeł.
Vinc posmutniał wyraźnie, acz szybko się zreflektował. - Ja idę, nie ważne czy w suknie czy z czapką, Pani powinna tu poczekać na resztę. Bohater nie może się wysługiwać kobietą. -dodał na wspomnienie wcześniejszych docinków mózgownicy.
- Bohater niech nie zapomni, że na pewno go poszukują za porwanie Juliano i zamiast jednego szpiega może mieć cały tabun ścigających na plecach. A ten ogon to mi się wziął z tego że oni za tobą łażą jak ogon, chodziło mi, że uniósłbyś suknie błyskając łuską aby on od razu się zorientował, ze to nie dziewczyna z zamtuza tylko smok nawiewa. - odparła mu na to Katrina.
- Jak Pani stąd wyjdzie w mojej postaci to i tak wszyscy szpiedzy jacy mogą mnie obserwować za Panią ruszą, wyjdzie niemal na to samo.
- Ale ciebie jak złapią to będziesz ty, a jak mnie to ze smokiem raczej nie da rady się mnie pomylić. - odrzekła mu na to dziewczyna.
- I co Pan i wtedy powie straży czy łowcą nagród? Że lubi się Pan i czasem przebrać za poszukiwanych porywaczy? -mruknęło sceptycznie ostrze. - Tak to przynajmniej wiedzą tylko o Vincencie i jakiejś otyłej kobiecie, Pani ma atut w postaci anonimowości nie traćmy go.
- Powiem, że to taka pikanteria w zabawie z mym narzeczonym. - odparła na to Katrina.
- No nie wiem, ja uważam, że jak młody piwa nawarzył to on powinien do doprowadzić do końca. Zresztą ma już pewne doświadczenia w uciekaniu, w razie czego.- wyraził swoje zdanie miecz. - No i pójdzie z nami móżdżek. -dodało ostrze i gdyby mogło uśmiechnęło by się paskudnie.
- O naprawdę pójdzie. Wiedziałam, że dobry z niego mózg. -rzekła na to Katrina posyłając promienny uśmiech w stronę słoja.
-Pójdzie by popatrzeć, jak robicie z siebie idiotów, zwłaszcza ta brzytewka.”-odparł wyniosłym tonem pan mózg.
-To przebieramy cię czy tylko czapkę w kieszeni zabierasz? - spytała się Katrna z niepewnością w głosie, cały czas niepewna czy to Vinc powinien iść a nie ona. W sumie była bardziej doświadczona od młodego chłopaka w wymykaniu się i uciekaniu w razie niebezpieczeństwa.
- Bierzemy Psikusa, czy woli Pani mieć z nami jakiś kontakt poprzez niego? -zapytał Vinc, a mieczyk dodał. -[/i] Ja bym chłopaka zostawił w takim stroju, jeżeli go przebierzemy to cały plan w sumie na nic, bo będą wiedzieli, że ktoś tu mu pomógł. A trzeba sprawić by myśleli że to zamtuz jak żaden inny.[/i]
- Echhhhh... Psikus niech zostanie ze mną przynajmniej jakiś kontakt będziemy mieli. I uważaj na siebie. - z niechęcią Katrina zgodziła się na to że Vinc pójdzie w duchu zła na pana mózga, że tak podpuścił młodego smokowatego.
- Nic mi nie będzie. -powiedział Vinc z uśmiechem i machnął lekceważąco ręką. - Już nie takie rzeczy robiliśmy! -dodał na pocieszenie i przypiął miecz pewniej do spodni. Mózga schował do plecaka, a czapkę przemian razem z arcymagiem. - No to idę, znajdę jakieś odpowiednie miejsce na naszą teoretyczną kryjówkę.- stwierdził ruszając do drzwi
Katrina mimo jego zapewnień i tak spoglądała za nim z niepokojem we wzroku, ponownie się zastanawiając gdzie podział się Gaccio.
-Oooo tak... to będzie zabawne.”- zaśmiał się pan mózg.
Dreszcz przeszedł Katrinie po plecach gdy usłyszała ten śmiech i niespokojnie wróciły do niej niczym bumerang słowa Juliano o tym, żeby nie ufać panu mózgowi. Jednak za późno było już aby coś zmienić, decyzja wszak już zapadła.

Vincent wyszedł przed „Słodkie bułeczki” i ruszył w obranym przed siebie kierunku. Najpierw pomyślał o tych najgorszych dzielnicach, te wydawały mu się najlepsze, jednak iskierka oraz ciche narzekania miecza, odwiodły go od tego zamiaru. To było by zbyt oczywiste, tylko idioci ukrywają się w miejscach które tylko proszą się o rewizje. Trzeba było znaleźć miejsce niepozorne, takie które nie rzuca się w oczy!
Tak więc zaklinacz ruszył przed siebie wypatrując jakiejś przeciętnej, niczym nie wyróżniającej się karczmy, zaś zbrojny krasnal z subtelnością tarana bojowego, „niezauważenie śledził” młodego chłopaka. Już strzał z balisty prosto w pierś byłby bardziej dyskretny od tego brodacza.
Vinc szedł w sposób który w jego mniemaniu wskazywał na dyskrecję. Co jakiś czas skręcał w mniej uczęszczane uliczki, by okrężną droga wyjść w punkcie w którym już był. Cały czas pilnował by krasnal go nie zgubił. Kiedy chłopak wypatrzył odpowiednią karczmę, też poczynił pewne kroki by wejście tam nie było zbyt normalne. Minął wejście do przybytku i z dziesięć minut kręcił się w okolicy, czasem przystając by przyjrzeć się jakimś towarom na straganach. Dopiero wtedy dyskretnie (na tyle by krasnal to zobaczył) rozejrzał się, uśmiechnął się pod nosem i wkroczył do karczmy niczym stały bywalec.
Teraz plan był prosty, pobiec do wychodka, założyć czapkę, przybrać postać jakiegoś kupca i wyjść z karczmy. Chłopak miał zamiar w tej postaci wrócić do Katriny upewniając się że tym razem nikt go nie śledzi.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 25-09-2011 o 20:51.
Ajas jest offline  
Stary 04-10-2011, 11:31   #216
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kenningowi niezbyt się spieszyło do “Słodkich Bułeczek”. Po pierwsze musiał się upewnić, że nie ciągnie się za nim jakiś ogon. Po drugie - wieści, jakie niósł, nie były zbyt optymistyczne - nie dość, że wcześniej ludziom Angeliki udało się porwać poetę, to jeszcze na domiar złego poeta z odzysku dał się oczarować jakieś niewieście, z którą po prostu zniknął z oczu Kenninga. Fakt, że Gaccio całkowicie olał wezwanie i informację o porwaniu Romualda był niemiłym dodatkiem do tamtych zdarzeń.
Szczęściem w nieszczęściu “Bułeczki” stały przed Kenningiem otworem i nie musiał się jeszcze tłumaczyć przed panienką, która akurat pełniła rolę odźwiernego.
W środku nie było Gaccia. Była za to Katrina z jakąś panną o nieszczególnej aparycji i sposobie poruszania się. Czyżby Katrina, wzorem niektórych panienek, zaczęła się otaczać brzydszymi od siebie niewiastami w celu podkreślenia swej urody?
- Witaj! - powiedział Kenning pod adresem Katriny. - Dzień dobry. - Skinął głową w stronę jej towarzyszki. - Kenning - przedstawił się. Towarzyszka Katriny zakryła twarz woalką i coś tam cicho wybąkała, będąc równie nieśmiałą, co nieatrakcyjną.
- Możemy porozmawiać w cztery oczy? - zwrócił się Kenning do Katriny. - Mam złe i pilne wieści. A dokładniej jedną, która jest i zła, i pilna.
Katrina spojrzała niespokojnie na mężczyznę, nie bardzo jej się podobało jego określenie “złe” wieści, poza tym zastanawiała się z którym Keningiem ma do czynienia. “Jest prawdziwy czy ten podstawiony?” Postanowiła na razie nie wyjawiać mu tożsamości swojej “współtowarzyszki”.
- To może w twoim pokoju, bo z tego nie chciałabym wypraszać Julietty - rzekła na poczekaniu wymyślając imię dla Juliano w damskiej postaci i zastanawiając się jak sprawdzić z kim ma do czynienia.
Julietta kiwnęła tylko głową i cofnęła się pod ścianę.

- Nnnnieeee!!! - piskliwy wrzask od strony drzwi zatrzymał parkę w połowie schodów. Zziajany i umorusany kender stał w progu zamtuza dysząc ciężko i wbijał morderczy wzrok w Kenninga. - Styletem go, styletem!!! Zdrajcę niemodnego, obwiesia parchatego, jeza kulawego, co nasego Romualdo wydał na pobicie, porwanie i podtopienieee!!! - wydzierał się, niepomny otwartych drzwi i tłumów przewalających się ulicą. - Porwany, porwany, pzez krasnoludy, becki, wampiry, marynazy, kenningów, babstyle, teleporty, profanów i bogowie wiedzą kogo jesce! A tyś go im wydał, bluznierce nasienie, co pod STUKĄ dołki kopie! Hadziaaaa! - tu Swiftbzyk nabrał oddechu i zaszarżował hoopakiem jak widłami w stronę Kenninga. Po drodze jednak zmienił zdanie (w końcu ciężko szarżować pod górkę po schodach, zwłaszcza długim kijem), toteż pięknym susem wskoczył na stół, a z niego wyprysnął górę, celując z wymachu, półobrotu, piruetu i innych bohaterskich póz w głowę mężczyzny... albo w to, do czego akurat dosięgnie.
Gdyby nie ten ostrzegawczy wrzask, Kenning zapewne oberwałby kijaszkiem Cypia. Skoro jednak kender objawił wszem i wobec swe przybycie mag mógł się mniej więcej przygotować na niespodziankę. Co prawda nie sądził, że Cypio będzie aż tak impulsywny. I że uczucie przesłoni mu wzrok... Zakochani są jak szaleńcy, mówi stara, mądra sentencja. W przypadku Cypia sprawdziło się to w zupełności.
- Halimunan - powiedział szybko Kenning, znikając Cypiowi z oczu. I równocześnie schodząc z linii ataku... niestety nie dość szybko. Wykonany z przedniej dębiny hoopak, niesiony na butkach szybkości, zatoczył szeroki łuk i huknął mężczyznę aż zadzwoniło.

Katrina stała jak wmurowana. Najpierw zatrzymał ją wrzask Cypia, potem zaś widok znikającego Kenninga, który jeszcze chwilę wcześniej szedł za nią. A na końcu do jej świadomości przedarło się, że nic ani nikt nie stoi pomiędzy nią a szarżującym niczym rozjuszony byk kenderem. Przełknęła nerwowo ślinę i odskoczyła pospiesznie w bok, mając nadzieję, że nie oberwie. Kender wylądował zaś z półobrotu dwa schody niżej, wściekłym wzrokiem lustrując otoczenie; święcie przekonany, że furia utraconej miłości zdoła przebić kenningową niewidzialność.
- Chwytaj stylet cym prędzej i dziabaj gdzie popadnie, bo ten niegodziwiec zaraz nam umknie - wysapał do Katriny, machając przed sobą hoopakiem. - Widzis, widzis, tak go zdrada w pięty pali; nawet do honorowej walki nie stanie, tylko się cai po kątach - burczał - Hadzia! - wykonał nienackowy skok w miejsce, gdzie wydawało mu się że coś słyszy, dziabiąc tam swym wiernym kijem, po czym szerokimi wymachami zaczął sondować bronią otoczenie.
Katrina chwyciła co prawda sztylet, ale spytała Cypia aby się upewnić:
- Jesteś pewien, że to on... ten falszywy, co się do nas rano podłączył udając prawdziwego?
Chociaż ktoś potrafi myśleć, stwierdził Kenning, odsuwając się po cichu od Cypia, który stanowił (przynajmniej w tym momencie) uosobienie bezmyślności. Oby tylko nie było to zaraźliwe...
- A jest jakiś fałszywy? - zdumiał się Cypio, na chwilę tracąc rezon i przestając dziabać powietrze. Zaraz jednak odzyskał pewność siebie i ze zdwojoną energią zaczął wymachiwać hoopakiem. - Jak prawdziwy to cemu się od razu schował? Gotowy był do wiania! To dowód winny i tyle! Zaraz mu krwi upuścimy, to się okaże - jak zdrajca jest, to będzie zielona! Ha!
- Czemu zielona?
- dopytywała się Katrina zerkając na podłogę czy gdzieś pojawi się ślad, że kenderowi udało się dosięgnąć celu hoopakiem.
- Bo demony zdradzieckie, co miłości nie zaznały, zieloną mają krew! - zasyczał poetycko Cypio, po czym rzucił się w stronę drzwi, by po niewczasie je zamknąć i tym samym utrudnić Kenningowi ucieczkę. To, że w tym czasie rzeczony mężczyzna mógł zwiać już z dziesięć razy nie stanowiło dla kendera problemu. - No bo widzis, Katrino, miłosne listy pise się krwią cerwoną jak krew, o! - Swiftbzyk wykonał nagłą woltę myślową, po czym nie puszczając hoopaka zaczął grzebać w swym tobołku, by w efekcie wyciągnąć wymięty pergamin zapisany czerwonym atramentem. Fakt, że tekst był w języku piekieł jakoś nie kolidował z cypiową teorią barw i charakterów.
Katrina zerknęła ma to co pokazuje jej Cypio i z zastanowieniem słyszalnym w głosie spytała:
- A jakie listy pisze się krwią zieloną?
- Mor-der-ce zle-ce-nia
- wydeklamował kender, po czym wskoczył na najbliższy stół i wrzasnął. - Wyłaź pocwaro niecysta, a impotencka! Walc jak męzcyzna, albo jak baba, albo wscystko jedno jak, ale Romualdo oddaj!!
- A masz może w swym tobołku jakiś przykład, taki jak z tym listem miłosnym?
- dopytywała dalej Katrina ciekawa jak się pisze mordercze zlecenie. - A może masz takie co Kenning napisał lub podpisał swą zieloną krwią w celu porwania Romualdo? - równocześnie zaczęła nasłuchiwać czy gdzieś nie rozlegnie się szmer przesuwającego się Kenninga. Po chwili zastanowienie przywarła plecami do ściany, bo a nuż jeszcze coś mu do głowy przyjdzie i lepiej go nie mieć za swoimi plecami. - Keningu, to jakiego koloru jest twa krew? - spytała dziewczyna patrząc przed siebie, bo nie wiedziała w sumie w którą stronę kierować pytanie do niewidzialnego mężczyzny. - Może powinieneś trochę sobie jej upuścić i nam zademonstrować jej kolor.
To było co najmniej zabawne. Jakiś zakochany dureń chciał go zatłuc, a na dodatek był zdziwiony, że Kenning miał na ten temat inne zdanie. Głupota widać była zaraźliwa, bowiem dla odmiany Katrina zażyczyła sobie, by Kenning upuścił sobie trochę krwi, by zademonstrować jej kolor. Tak jakby zdrajcy nie mogli mieć krwi czerwonej.
Kenning pokręcił głową. Cicho jak mysz zaczął wchodzić po schodach, by dostać się do swego pokoju. Stanął jednak, gdy jeden i drugi stopień skrzypnął ostrzegawczo, a kender zaczął czujnie strzyc uszami. Po chwili jednak malec skupił się z powrotem na Katrinie.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-10-2011, 11:38   #217
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Ty sobie jaja robis, a tam Romusia wompieze zjadająąąąą!!! - rozżalił się Cypio, a łzy wielkie jak grochy potoczyły się po jego umorusanej twarzy. Naraz w mokrym oku kendera pojawił się przebiegły błysk. - A Gucia tez złapały... - rzekł w zadumie, łypiąc na Katrinę. - Moze zjedzą go pierwsego, bo tłustsy...

To, że właśnie wampiry stały za drugim porwaniem poety było dla Kenninga nowością. Podobnie jak i to, że i Gaccio wpadł w ich rączki. Ciekawe tylko, dlaczego Cypio pozwolił porwać Romualdo. Palcem nawet nie kiwnął w jego obronie. Nic dziwnego, że teraz ma do całego świata pretensje, skoro sam zawalił sprawę. Niech się w takim razie wytłumaczy, jak to się się stało. Z pewnością milczeniem pominie swój udział w tej całej aferze.
- Skąd wiesz że Gaccia złapały? Byłeś przy tym jak ich porywali i nic nie zrobiłeś? Gdzie ich trzymają? - złodziejka chwyciła Cypia za ramię by choć na chwilę powstrzymać jego poszukiwania Kenninga i dowiedzieć się więcej o porwaniu.
- Nieee! - zatupał ze złością Cypio, wbijając niewinne oczęta w twarz Katriny. - Tylko jak nas ta wampizyca zastopiła, to powiedziała ze juz go ma, i nas będzie po kolei zbierać po drodze, bo są w mieście, za zamek! Sama Gaspaccia zgubiłaś, ja Romcia miałem!

Kenning
wyciągnął z sakiewki i zwinął w rulon kawałek pergaminu. Rzucenie czaru w taki sposób, by nikt tego nie usłyszał, nie było niczym trudnym.

- No powiedz, Cypio - głos Kenninga rozległ się z okolicy drzwi - co zrobiłeś, by uwolnić Romualdo z rąk porywaczy. Wszak nie ty sprawiłeś, że zgubili beczkę. Za to to właśnie ty nawet nie drgnąłeś, gdy go po raz drugi porywali. Przez ciebie to się stało. Za twoim pozwoleniem, sądząc po twym zachowaniu.
Twarz Kendera wykrzywiła się w bezsilnej złości na takie podłe insynuacje. Odwrócił się do Katriny i zasyczał: Widzis! Skąd niby wiedział, ze beczka im spadła i potocyła się do wody, jak z nimi nie był?! Ha! Cemu wtedy do wody nie skakał Romualdo ratować, tylko ja marynazy zagzewać musiałem? Cemu krasnoluda nie ukatrupi, ani nikogo innego z porywacy, tylko moja Wielka Znaleźna Patelnia Mosięzna go powaliła jak Romcia gonił? Poświatz Alfredo, o! - wywołał cienia do odpowiedzi. - Teraz na mnie zwala, jak ja jedyny Romcia kocham i jedyny dla mamony mu nie pomagaaam! - rozżalił się znów, rozgłośnie wycierając nos w spódnicę Katriny.
- Uhm - mruknął deMon, wynurzając się z cienia.
- Gadajcie gdzie ich trzymają! - wydarła się wyprowadzona z równowagi dziewczyna, równocześnie wyrywając z rąk Cypia swoją zasmarkaną spódnicę.
- A kto spowodował, że beczka spadła? - odparł Kenning. Głos dobiegał z tego samego miejsca. - Kto powstrzymywał ludzi Angeliki, że cię nie dopadli? Tegoś już nie widział, co? I powiedz, o czym żeś z tą babą gadał, co Romualdo zabrała? Skąd wiesz, że Gaccia porwała, skoro nie było cię przy porwaniu? Gadałeś z nią i gadałeś, zamiast jej hopakiem przyłożyć. Albo i tą patelnią. No, czemu?
- Bo mnie zatsymała tym okiem pseklętym! - zatupał z frustracją Cypio, gdyż już w zamku doświadczył dominującego wzroku wampirów i wcale mu się takie ograniczanie swobody nie podobało. - Poza tym wcale mnie nikt nie musiał ratować, bo byłem w PSEBRANIU - oznajmił dumnie, po czym naciągnął z nienacka procę i strzelił w drzwi. - AHA! Tu cię mam, ptasku! Skoro ich powstzymywałeś niby, to jakim cudem krasnolud gonił Romualdo, co?! Kłamstwo zawse wyjdzie na jaw, haha! - otoczak z hukiem odbił się od drzwi wejściowych, a kender ze współczuciem pogłaskał rękę Katriny - Wies, ze wiem, ze wies, ze wiem jak to jest, gdy ukochanego ci z rąk wyrywają, pod cudzą spódnicę chowają, niecnoty jedne i drugie, a zbereźne. Uratujemy Romualdo... i Gaccia tez ocywiście pzy okazji. W końcu jesteśmy BOHATERAMI! - oznajmił uroczyście.
- No, prawie trafiłeś... Ale raz byś pomyślał, a potem coś robił. - Głos Kenninga był pełen szyderstwa. - Czemu się nie rzucili od razu na beczkę? Zastanów się...
- Czy możecie przestać się zabawiać jak dzieci w piaskownicy i POWEDZIEĆ!!! - ponownie wydarła się Katrina - Czy któryś z was wie, gdzie ich trzymają?!
- Cypio z nią rozmawiał - odparł Kenning. - Wytłumacz mu, żeby przestał chycać jak żaba, to porozmawiamy. A jak się nie uspokoi, to ja na to nic nie poradzę.
- Cyyyyypio!?... - rzekła Katrina, wyczekująco na niego spoglądając przy tym.
- Pseciez mówię, ze w mieście - obruszył się Cypio. Chce zdrajcę łapać, a w efekcie to jego oskarżają. Od razu widać, jaki z Kenninga podlec. - Widziałaś kiedyś, zeby porywac adres zostawiał?
- To co ci rzekła, rozmawiając z tobą? Co chciała? Co powiedziała? Gdzie ich szukać chcesz? - dopytywała się Katrina ponownie chwytając Cypia za ramie, aby skupił się na tym o co go pyta.
- Wcale z nią nie rozmawiałem! - wrzasnął Cypio, do końca tracąc cierpliwość i wyrywając się Katrinie. - Powiedziała, ze nas wymordują, wzięła Romcia i posła! A jak wolis temu zdrajcy podseptom wiezyć to się wypchaj! Sam Romusia uratuję! Alfonso! idziemy! - obraził się na dobre i ruszył w stronę drzwi.
- Keninng! Coś chciał mi powiedzieć na osobności? Może ty wiesz gdzie oni są? - ponownie pomieszczenie wypełnił podniesiony głos Katriny. - Cyyypio poczekaj, może on nam powie, gdzie ich zabrali!
- Pewnie, ze ci powie! Powie ci ze ja wiem! I tyle! - sarknął kender i trzasnął drzwiami. Aż trząsł się ze złości. Niewinni się nie chowają, nie zniewidzialniają i nie oskarżają towarzyszy żeby ukryć swoje zbrodnie... albo przynajmniej nieudolność. Jak Katrina tego nie widzi, to niech jej wampiry Gaccia zeżrą, od co!

Cypio smarknął jeszcze kilka razy i rozejrzał się po ulicy, zastanawiając się w którą stronę iść. Nie miał wielkiego wyznania w wampirzych obyczajach, wiedział tylko, że świątynie odpadają. Może jatki? Nie... tam prędzej Puffcia znajdzie niż wampira, one wolą krew z kielicha, nie z tuszki. Coś mu się majaczyło o kurczakach. Od kurczaków przez niziołki dotarł do służących wampirom goblinów i stwierdził, że najlepiej będzie jakiegoś znaleźć i wypytać. Jak postanowił, tak zrobił.
 
Sayane jest offline  
Stary 05-10-2011, 21:08   #218
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
- Kenning!- w głosie dziewczyny tym razem zabrzmiała nuta groźby.
Kenning rozproszył niewidzialność.
- Mniej, niż Cypio powiedział - odparł. - Widziałem, że ktoś porwał Romualdo na oczach Cypia. Kto i dlaczego, tego nie wiedziałem do tej chwili. O Gacciu też nie wiedziałem. A tym bardziej o tym, że to wampiry. I nie mam pojęcia, gdzie mogą ich trzymać. Na dodatek, jeśli chcesz walczyć z wampirami, to ja ci niewiele pomogę. Tu by potrzebni byli specjaliści od wampirów.
- Skąd mam wiedzieć czy mnie nie okłamujesz? Może Cypio ma rację. Jak cię spytam czyś prawdziwy, to i tak przytakniesz. Jak cię spytam czyś fałszywy to zaprzeczysz. Hm... - zaczęła się zastanawiać Katrina na głos.
- Rozwiązanie jest proste, ale kosztuje. - Kenning był rozbawiony. - Wystarczy dobre zaklęcie związane z prawdomównością. Ale ja takiego nie rzucę, ty też nie.
- A może cię nakłuje i sprawdzę jaki kolor twej krwi? - zadrwiła dziewczyna przyglądając się mężczyźnie.
- Od kiedy to tylko zdrajcy mają mieć zieloną krew? - uśmiechnął się Kenning. - A żeby się przebrać za kogoś wystarczy czar lub czapeczka, jak kto woli. Nie bardzo wiem, co sobie Cypio ubzdurał.
- Napewno nie to, że maczałeś paluchy w porwaniu Romualdo. Byłeś z nami z samego ranka, a potem jak tu wróciłam powiedziano mi, że to nie ty. Widocznie twój bliźniak maczał paluchy w porwaniu i to wyprowadziło Cypia z równowagi. - stwierdziła Katrina zastanawiając się równocześnie co dalej robić.
- Odwiedziłem, wbrew swej woli, domek panny Angeliki - odparł Kenning. - I to jeszcze wczoraj. Dopiero dzisiaj udało mi się opuścić gościnne progi. Ale było już za późno. Wysłałem Gacciowi informację o tym, że poeta będzie w porcie, ale nasz szef się nie zjawił. Za to przywieźli Romcia w beczce. A potem beczka im uciekła. - Kenning się uśmiechnął. - No i prawie się udało, gdyby nie ta baba. Wzięła Romcia jak swego i teleportem uciekła.
- Jeśli masz coś, co należało do Gaccia, to można by go wytropić - dodał.
- Jak? - spytała podejrzliwie dziewczyna spoglądając na mężczyznę.
- Magicznie - odparł Kenning. - Ale ja nie mam szklanej kuli. I nie wiem, czy moje umiejętności wystarczą.
- W pokoju mam jego rzeczy. Poczekaj. - rzekła do niego Katrina i odwracając się na pięcie pobiegła do pokoju, który zajmowała razem z Gacciem, a w którym teraz siedział Juliano. Wpadła z impetem do środka, pogrzebała chwilę w bagażu młodego szlachcica i parę minut później stanęła ponownie przed Kenningiem wciskając mu w dłoń skarpetkę Gaccia. - Może być?

Co prawda Kenning myślał raczej o udaniu się do jakiegoś maga, ale na upartego mógł spróbować. Przynajmniej raz. Wyciągnął z sakiewki kłębek psiej sierści.
- Hanapin nilalang - powiedział, przywołując z pamięci wygląd Gaccia.
- Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii?... -spytał niecierpliwiąc się Katrina
Kenning zniechęcony pokręcił głową.
- Za daleko - odparł. - A nie jestem w stanie obejść całego miasta i sprawdzać co chwila, czy go znajdę.
- Oddawaj skarpetkę! - rzekła Katrina zabierając mu część garderoby należącą do Gaccia. - Musimy go znaleźć, przecież nie zostawimy go w łapach tej krwiopijczej żmii. Poczekamy na Vinca i pójdziemy ich szukać. Pomyśl może ci się coś przypomni, co nam pomoże zlokalizować ich lokum. - zaczęła pocierać czoło w zamyśleniu i dodała już mniej pewnym głosem - A może nie czekać na Vinca? Nie... poczekamy.
- Żaden ze znanych mi czarów nic tu nie da - odparł Kenning. - Trzeba by wynająć kogoś, kto rzuci odpowiednie zaklęcie. Może nasza szanowna gospodyni zna kogoś odpowiedniego.
- Nie liczyłabym zbytnio na jej pomoc. - rzekła mu na to Katrina przypominając sobie jak Madame odmówiła im pomocy przy tachaniu do wnętrza zamtuza skamieniałego białego szpiega - A nawet byłabym skłonna stwierdzić iż lepiej trzymać w tajemnicy przed nią iż Gaccio został porwany.
- Nie musimy jej mówić, kogo zamierzamy szukać - stwierdził Kenning.
- To proponuję byś poszedł z nią porozmawiać, jako mężczyzna zapewne lepiej ją oczarujesz i wyciągniesz od niej potrzebne nam informację niż ja - rzekła dziewczyna popychając zachęcająco Kenninga w stronę drzwi pokoju Madame.

Co prawda według Kenninga panna Faciatti równie dobrze mogła odpowiedzieć na pytania Katriny, ale najwyraźniej tej ostatniej nie zależało na Gacciu na tyle, by zechciała się pofatygować do apartamentu szefowej “Bułeczek”. Jemu samemu zależało i na poecie, i na wielkim podrywaczu jeszcze mniej, zatem skoro Katrina miała poszukiwania w nosie, to czemu on miałby choćby kiwnąć palcem?
- W końcu to twój Gaccio - powiedział z przekąsem - a mój dar przekonywania ostatnio się nieco przytępił.
- I twój pracodawca chyba. Jednak to ty spróbuj z nią porozmawiać wymyślając jakąś bajeczkę o tym kogo chcesz odnaleźć. Jak ja ją spytam to od razu się domyśli, że zgubiliśmy Gaccia i tyle z naszego planowania nie informowania jej o tym - rzekła do niego dziewczyna tłumacząc mu jak dziecku dlaczego to mimo wszystko on powinien porozmawiać z Madame - i nie zawadzi jak się do niej czarująco pouśmiechasz, może na nią twój uśmiech jednak wpłynie przekonywująco. Przy okazji sobie sprawdzisz czy na powrót się wyostrzył twój dar przekonywania.
- W takim razie twój to on jest podwójnie. A Madame ma niezdrowe skłonności - odparł Kenming. - W stosunku do ciebie może nie zechce ich przejawiać. A ja nie mam zamiaru się poświęcać aż tak dla żadnego pracodawcy.
- Jakie niezdrowe skłonności? - zatrzymała się w półkroku Katrina spoglądając na Keninnga z uwagą i kontynuując pytanie - i skąd wiesz że takowe ma?
Jak na razie to wydawało jej się że mężczyzna wymyśla coś na biegu aby wymigać się od rozmowy. “Może rzeczywiście jest tym fałszywym i jak tylko zniknę w pokoju Madame on się ulotni.”
- Nie sądzę, by pejcze i kajdanki były czymś normalnym - odparł Kenning. - W każdym razie moim skromnym zdaniem.
Nigdy nie był zainteresowany zabawami z takimi akcesoriami i nie zamierzał zmieniać swych zainteresowań, bez względu na to, po której stronie pejcza miałby się znajdować.
- Aaaaaaaaaa o to ci chodzi. Nie znam się na tym, ale czy “pracownice” zamtuza nie spełniają raczej pragnień i zachcianek klientów, a nie swoje skłonności? - ni to spytała ni stwierdziła Katrina - W takim razie jak obawiasz się by nie oberwać pejczykiem, pójdziemy do niej we dwoje. - znalazła wyjście z sytuacji i pakując swoją dłoń po ramię Kenninga ponownie ruszyła w stronę pokoju właścicielki zamtuza. Miała zamiar dodać jeszcze żarcik o trójkącikach ale powstrzymała się nie wiedząc czy da radę utrzymać zwiewającego Kenninga, więc lepiej licha nie kusić.
- Panie przodem - powiedział uprzejmie Kenning. Nie tylko z grzeczności. A nuż Katrinie wpadłby do głowy głupi pomysł i postanowiłaby go przedziurawić by sprawdzić, czy czasem Kenning nie ma zielonej krwi.
Przodem to przodem, Katrina podeszła do drzwi pokoju Madame i zapukała w nie czekając, aż właścicielka pokoju je im otworzy. Równocześnie raz po raz zerkając czy Kenning napewno nie zostawi jej samej.

Przyszło im czekać pod zamkniętymi drzwiami. Przyszło im czekać, godzinę. W końcu dom schadzek to miejsce pracy. A Madame Zgroza była kobietą pracującą.
Przyjęła ich ubrana w przykusy szlafroczek i pończoszki. Strój który niezbyt maskował uroki jej ciała. Przyjęła ich siedząc przy toaletce i poprawiając swą urodę za pomocą kosmetyków.
Spojrzała na dwójkę gości przelotnie i spytała szybko.- O co chodzi?
- Kenning ma sprawę. - rzekła pospiesznie Katrina, chowając się za mężczyznę i wypychając go na pierwszy plan. W sumie doszła do wniosku, że on najlepiej wytłumaczy co im jest potrzebne.
- Już ino nie bądź taka nieśmiała - powiedział Kenning pod adresem Katriny. - A sprawę mamy następującą... Z pewnością zna pani w tym mieście wszystkie ważne osoby. Potrzebny nam mag, który byłby w stanie określić, gdzie znajduje się poszukiwana przez nas osoba. A dokładniej - wystarczyłby nam adres takiego maga. Ewentualnie mogłaby być wróżka z kryształową kulą, byle była dobra w swoim fachu.
- Och... takich osób jest wiele. Wszystko tylko zależy od zasobności kieski.- odparła Madame Zgroza z nieznacznym wzruszeniem ramion.- Najlepiej popytać w miejscowej gildii magicznej. Oni mają rejestr miejskich magów i... zakres usług.
Po czym spojrzała na Katrinę.- Kiedy usuniecie Juliano z terenu mojej posesji? Trzymanie go tutaj jest niebezpieczne dla mnie i moich podopiecznych. Nawet, jeśli jest w przebraniu.
- A gdzie tą gildię magów znajdziemy? - spytała Katrina z uśmiechem na twarzy - Od tego zależy jak szybko się stąd zabierzemy, bo jak widać na tym najbardziej pani w tej chwili zależy. Więc szkoda tracić czasu na poszukiwania.
- To nie problem. Mogę posłać jedną ze służek by wskazały wam drogę.- odparła kobieta z lekkim uśmiechem.
- To chyba by było najlepsze. - rzekła Katrina pytająco zerkając na Kenninga.
- Będziemy wdzięczni - odparł Kenning. - Dziękujemy bardzo.
- To kiedy ta służka będzie mogła pójść z nami by pokazać nam drogę? - spytała jeszcze Katrina, bo przyszło jej do głowy, że jeszcze ma coś do załatwienia i potrzebuje wiedzieć ile ma na to czasu.
- Za pół godziny.- stwierdziła po chwili namysłu kobieta.
Kenning podziękował i wyszedł.
- Taaaa... Juliano... - powiedział, gdy zamknęły się za nimi drzwi. - Idź więc załatwiać swoje sprawy, a ja zaczekam na ciebie.
- Muszę sprawdzić czy Vinc już wrócił. Był śledzony przez tych co poszukują tego jaja co Cypio przy sobie nosi i poszedł ich zgubić. - rzekła mu jeszcze Katrina kierując się w stronę swojego pokoju.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 06-10-2011, 22:26   #219
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W mieście wrzało. W mieście krążyły plotki. Opowiadano już o napaści i porwaniu Juliano. Opowiadano o strażnikach przeszukujących miasto. O zamkniętych wrotach. I o tym, że porywacze mają przesrane... delikatnie mówiąc.
O tym, że będą mieli szczęście jeśli straże miejskie dopadną ich pierwsze. Bowiem wtedy tylko zadyndają na sznurze. Bo jeśli dopadną ich wysłannicy dowolnego z rodów Venetticy, to los porywaczy będzie nieciekawy.
Będą mieli szczęście, jeśli tylko pójdą popływać z rybkami... w kamiennych bucikach.
Bo były jeszcze inne metody egzekucji, każda brutalniejsza od poprzedniej. I takich właśnie rewelacji nasłuchał się Vinc siedząc w karczmie i robiąc za wabia na krasnoludy.
Opowieści o porwaniu samego Juliano były heroiczne lub mroczne, lub obie na raz. Zawsze jednak w większości wyssane z palca. Tak samo jak tożsamość porywaczy, zazwyczaj morskie elfy podejrzewano o porwanie, czasami sahuaginów, czy też niziołki. Ale też w grę wchodził konkurent do ręki narzeczonej Juliana, tajemniczy “czarnoksiężnik”.
Co kupiec to inna wersja i inny porywacz. Ale puenta była zawsze taka sama. Złapią porywaczy, a wtedy... zaczynały się opisy tortur.
Nikt nie wierzył, że Vincowi i reszcie uda się wyjść żywym z miasta.
Na szczęście los młodemu zaklinaczowi sprzyjał, choć nie tak bardzo jak się Drakano wydawało. Podmiana w wychodku
Na tyły karczmy wszedł Vinc, a wyszedł.


człek do niego w ogóle nie podobny. I ów stary kupiec szybko się ulotnił kierując swe kroki, do zamtuza. W którym tylko przez przypadek zapewne, była Katrina i Juliano.

I Kenning właśnie zbierający się do wyjścia z Katriną. Jak się okazało na miejscu, sytuacja dzielnych porywaczy była kiepska. Zaginął Romualdo, zaginął Gaspaccio ( razem z funduszami, które woził se sobą i zapłatą dla najemników), zaginął Cypio... który pognał szukać.
Z licznej niegdyś drużyny pozostały niedobitki, w dodatku niespecjalnie bogate. W końcu porwano im zleceniodawcę.
Ale póki co, trójka bohaterów miała plan. Wynająć maga, który znajdzie im Romualda albo Gaccia... a wraz z nimi leże wampirów. Co prawda, ten plan miał jeden słaby punkt. Czarodzieje drogo sobie liczą za swój czas i usługi, a drużyna grosiwem nie śmierdziała. Ale, cóż... coś się wymyśli na miejscu.

Potem okazało się że ów plan miał dwa słabe punkty.

Gildia na szczęście nie wymagała opłat za podanie adresu do miejskiego maga specjalizującego się we wróżeniu. Siedzący za biurkiem gnom, szybko zanotował adres Finneasa Wielkiego i mruknął co by więcej nie marnowali jego czasu. I tam się okazało, że plan miał jeszcze drugi słaby punkt.

Pomysł z szukaniem Gaccia za pomocą magii, był dobry. Sęk w tym, że nie tylko oni na to wpadli.
Gdy dotarli do posiadłości czarodzieja, ten już rozmawiał z kimś.
Sam spec od wróżenia, wyglądał jak stereotyp potężnego czarodzieja.


Finneas był wysoki, zarośnięty jak nieboskie stworzenie (co prawda broda sprawiała wrażenie nienaturalnej, ale to szczegół), z magicznym kosturem, którego szczyt cały czas iskrzył od gwałtownych wylądowań magicznej energii. Długa szata była obficie zdobiona w różne magiczne symbole, a na ramieniu maga siedział “młody smok”...choć prawdopodobnie nie był to prawdziwy smok. Za to prezentowała się imponująco.
Rozmówcą maga był starzec.


Mimo zaawansowanego wieku, starzec stał prosto niczym struna. Mimo łatanego niebieskiego stroju, wydawał się być kimś znaczącym i bogatym. Ot, zapewne nie przykładał uwagi do swego stroju.
O bogactwie świadczył też gondowy chronometr i niewątpliwie magiczny miecz który miał przy pasie.
Krótko obcięte włosy i nastroszone bokobrody nadawały wygląd emerytowanego wojskowego. A zimne niebieskie oczy, mroziły krew w żyłach rozmówcy i niemal wymuszały szacunek. On mógł być stary, ale nie czyniło go to... niegroźnym.
W dodatku miał ochroniarza. Jakiś rodzaj półorka. Wyjątkowo spora bestia, wyjątkowo paskudna.


I wyjątkowo złowieszcza.
Uzbrojony w dwa krótkie zakrzywione miecze, półorczy wojownik wydawał się niemal szukać kogoś, w kim mógłby je zatopić, a potem wypruć nimi flaki adwersarza.
Trzymał się z boku, nie przeszkadzając magów i starcowi rozmawiać o ich sprawach. A sądząc z dużej ekscytacji maga, temat rozmowy był dla niego ekscytujący.
Tak bardzo, że rozmawiali tuż przed drzwiami do jego domostwa, jakby mag zapomniał o podstawowych zasadach grzeczności. Niemniej zauważył podchodzących do niego awanturników. W zasadzie nie tyle on zauważył, co starzec i dał zrozumienia magowi, by ten coś zrobił w tej sprawie.
Czarodziej oderwał się od swego rozmówcy z wyraźną niechęcią i podszedł do poszukiwaczy przygód.
-Nie wiem o co chodzi, ale dziś już nie przyjmuję klientów.- rzekł na wstępie, po czym nie wytrzymał. Musiał komuś się zwierzyć ze swego sukcesu.-Dostałem zlecenie mego życia. Cristobal Sangowizzi zapłaci mi sporo za znalezienie Juliano. O prestiżu i koneksjach jakie przy tej okazji nawiąże, nie wspominając. Wiedziałem, że dziś jest mój szczęśliwy dzień.
Nie tylko oni wpadli na pomysł zatrudnienia wróża. Także ich rodzina porwanego wpadła na podobny pomysł.

Powoli zapadał zmrok... Cypia nogi bolały, zresztą serducho też. Tyle że serducho bolało metaforycznie, a nogi wolały boleć dosłownie. Nie wiedział ile się już szwendał wypytując wszelkie gobliny jakie napotkał na swej drodze i strasząc je deMonem. Niestety, jak dotąd żaden z nich nie wiedział, gdzie jest wampirza kryjówka. A choć przyparte do muru wskazywały różne miejsca, to w żadnym z nich Cypio nie spotkał wampirów.
Było już ciemno, ale kender nie ustawał w poszukiwaniach. Nie mógł wszak zostawić Romualda w rękach wampirów płci niewieściej. Nie mógł oddać swego poety w ręce przebrzydłej baby!
Zapadał zmrok.. tak w więc w uliczkach Venetticy rozbłysły magiczne światła. A same uliczki się zaczęły wyludniać.


Miasta Srebrnobrzegu były na tyle bogate, że ich mieszkańcy mogli sobie pozwolić na luksusy godne Waterdeep. Ale Cypia to jakoś nie zachwycało. Jego serducho spowijał smutek.
-Pi ka booo, widzimy cię.- rozległ się kobiecy śmiech z góry i Cypio zauważył je...
Wampiry, kobietę i męzczyznę.Półelfkę i elfa.Uzbrojonych łowców. Okrutnych i zabójczo skutecznych. Myśliwych, których zwierzyną był on sam.


Stali na dachu domu, w kolczugach. Ona uzbrojona w dwa miecze, on z mieczem i tarczą. Nie wyglądali na pospolitych krwiopijców, a na psy... wyszkolone do łowów, na ludzi.
Polowanie czas zacząć... a może ucieczkę?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-10-2011, 21:46   #220
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
W normalnej sytuacji Cypio chętnie pogawędziłby z nowymi wampirami. Wypytał o uzbrojenie, nawyki, a może nawet sam został wampirem - ot tak, dla odmiany. W końcu życie wieczne musiało być niezwykle fascynujące! Nieskończenie wiele czasu na eksplorację tego wielkiego, nieznanego świata! Tylko monotonna dieta byłaby pewną niedogodnością, bo Cypio - niejako wbrew swoim gabarytom - lubił jeść.
Ale sytuacja nie była normalna. Cypio był na wampiry wściekły, a nic to - gorzej, że musiał być Rozważny i Ostrożny jeśli chciał odzyskać Romualdo. A - jak mu zawsze wpajali jego ludzcy przyjaciele - Rozwaga oznaczała Szybki Odwrót Taktyczny. Nie rzucanie się z wrzaskiem na wroga niestety, oj nie...

- Ratunku, ratunku, ooo jak się strasznie boję...! - krzyknął bez przekonania (jako że strach był obcy całemu jego gatunkowi) Swiftbzyk i dał dyla w stronę ludniejszych ulic. Wampiry wyszczerzyły się radośnie i ruszyły w pogoń, skacząc po gzymsach, dachach, parapetach, kamiennych gargulcach wieńczących kominy i rzeźbionych rzygaczach. Sprawnie zachodziły go z obu stron, ale kender był nie w ciemię bity; i zapewne miał też więcej doświadczenia w pościgach... czy też raczej unikaniu pogoni.
- Ludzie ratujcie, wampiry... Ojojoooj! - od czasu do czasu wydawał też z siebie jękliwe deklamacje, by łowcy przypadkiem nie stracili animuszu.

W butkach szybkości bez trudu dotarł do głównej ulicy, a tam sprawa była już prosta. Magiczny tobół błyskawicznie zaopatrzył go w czarodziejską czapkę oraz Alfreda i plan był gotów. Kender jeszcze chwilę pokręcił się po ulicy, ale wampiry najwyraźniej nie miały zamiaru urządzać publicznej egzekucji. Wpadł więc w grupę rozbawionej - i mocno pijanej - młodzieży, z niej zaś wynurzył się jako zbyt chuderlawy pólelf. Chwilę jeszcze toczył się wraz z nowymi towarzyszami, a wypuszczony z plecaka Alfred miał baczenie na wampiry. Te dość szybko znudziły się poszukiwaniami (amatorzy!) i zniknęły w mroku - a cień popłynął za nimi. Cypio miał nadzieję, że w ten sposób odnajdą kryjówkę lady wampirów, a wraz z nią i Romualdo. Oraz Gaspaccia jeśli już o tym mowa. Ostatecznie szanse wykrycia cienia w nocy były na prawdę minimalne.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172