Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-10-2011, 23:29   #221
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
post wspólny...

Kiedy stary kupiec wszedł do zamtuzu, rozejrzał się czujnie, ale żadnych śladów krasnoludziej bytności nie zaobserwował. Kurtyzany, już miały zamiar ruszyć do nowego klienta, kiedy to Vinc ściągnął z głowy czapkę, wracając do swej normalnej postaci. Kobiety widząc znajomą twarz, wróciły do swych zajęć sprzed przybycia zaklinacza. Smokowaty szybko ruszył schodami do pokoju gdzie trzymany był Juliano. Spotkał jednak i Katrinę i Kenninga na parterze posiadłości, szykujących się do wyjścia.
- Problem krasnala z głowy, coś mnie ominęło?
- Owszem - odparł Kenning. - Zniknięcie Gaccia i Romualdo. Umiesz może to przeczytać?
Kenning przypomniał sobie znaleziony na podłodze list i pokazał go Vincowi. - Nasz malutki przyjaciel go zgubił. Może to coś ważnego...
Chłopak zerknął na liścik ale nie musiał się nawet wczytywać by powiedzieć. - Niestety nie, to w żadnym ze smoczych dialektów, a tylko tymi władam biegle, poza wspólnym.- chłopak przysiadł na łóżku po czym zapytał przejęty. - Jak to Gaspacio i Romualdo zniknęli?
- Dokładniej to zostali porwani - odparł Kenning. - Przez wampiry. Tak przynajmniej powiedział Cypio. Ale nie wiemy, gdzie są.
-Przybyli po ciebie, młody. Stary krasnal przerobi cię na królika doświadczalnego.” - zawyrokował pan mózg.
Katrina wzięła zamach jakby chciała stuknąć pana mózga w ucho, ale uświadomiła sobie że nawet jakby trąciła słoik to i tak mózg nie poczuje. “A może nim trochę potrząsnąć, by się poobijał o ścianki?”, zaczęła się zastanawiać. Wzruszyła ramionami i spytała Vinca:
- Nie miałeś kłopotu z pozbyciem się ogona?
- W ogóle, został pod karczmą, w której zniknąłem, pewnie czeka tam na mnie i obserwuje budynek. A Gdzie Pan Cypio, i skąd tu nagle wampiry? No i tak właściwie co teraz... mamy pana Juliano, ale Romualdo za to zniknął.- stwierdził smokowaty.
-Zamieniliśmy jedne ciepłe kluchy, na drugie. Żaden zysk.. A jest w dodatku strata, bo capnęli pracodawcę. No cóż, młody... zwijamy żagle i ulatniamy się z miasta pierwszym lepszym statkiem.”-zadecydował Sidious.-”Ciebie chcą obedrzeć ze skóry i wampiry, i władze miasta... a i tutejsze rodziny mafijne. A nic tu nie zyskasz, bo nam złotą kurę porwali. Do dupy z takimi interesami.
- Pora się oddalić na z góry ustalone pozycje - mruknął Kenning z przekąsem. - Ale najpierw proponowałbym spróbować ustalić miejsce pobytu naszego pracodawcy i naszego klienta. Masz jakiś sposób, Sidiousie?
-Nie. Niby po co? Jeśli któryś z mych sług zawiódł, po prostu tworzyłem nowego. Nie miałem czasu ni potrzeby szukać nieudaczników.”- stwierdził arcymag z wyższością w naturze telepatycznego przekazu.
- Ale przecież nie możemy ich tak zostawić! -oburzył się Vinc. - A Pan Miecz będzie mógł ich znaleźć bez problemu gdy tylko jeszcze trochę odpocznie. -dodał spokojnie zaklinacz, a miecz gdyby mógł to wypiąłby dumnie pierś.
-No tak, bo Pan Miecz idealnie nadaje się na pieska tropiącego. Przecież tak ślicznie macha ogonkiem.”-odparł kpiąco arcymag. Po czym poważniejszym tonem dodał.-”Pomijając możliwości tropiącego mieczyka... macie jeszcze jakieś opcje?
- Jestem ciekaw jakim częściami Ciebie machał krasnolud, gdy badał twoje ciało. -mruknął urażony miecz.
-Przekonasz się, jak będzie kroił młodego.”-odparł niezrażonym tonem pan mózg.-” W każdym razie, pewnie spędzisz wtedy resztę “żywota”, jako ozdoba nadkominkowa. Możliwość ruszania się to jednak wspaniała rzecz.” -stwierdził ironicznie arcymag lewitując dookoła Vinca.

- Jedyny pomysł, jaki na razie mamy - powiedział Kenning - oprócz oczywiście rozwieszenia plakatów z informacją, gdzie nas można znaleźć i zaproszenia wampirów do nas, to wynajęcie jakiegoś maga, który rzuci odpowiednie zaklęcie i odszuka nasze dwie zguby.
- A może ty, Sidiousie, jakżeś taki uczony to... odczytasz nam co tutaj jest naskrobane? Wszak jako arcymag powinieneś znać różne języki, nieprawdaż? - zwróciła się w stronę słoja Katrina z ciekawością zerkając na niego. - Bo jak na razie to dużo się przechwalasz, czego to ty nie potrafisz, a... - zawiesiła głos pozostawiając w domyśle co chciała przekazać.
-Inne plany mnie nie interesowały. To zostawiałem idiotom marzycielom. Nie znam więc... języków żywiołów, czy też języka otchłannego, lub piekielnego. Za to, poznałem kilka języków martwych. A to co potrafię to jedna sprawa...a to co mam kaprys zrobić druga sprawa. I ma większe znaczenie.” - stwierdził arcymag.
- Tak, tak już wiemy, że robisz to na co masz kaprys, w sumie dla kaprysu w słoju siedzisz. To co robimy? Młody chyba powinien zostać tutaj aby za bardzo się nie rzucać w oczy, a abyśmy mieli ze sobą kontakt ja zabiorę Psikusa. Więcej czasu ostatnio ze mną spędza, więc szkoda by to było zmieniać. - zakończyła uśmiechając się i głaszcząc małego smoczka po głowie. Przemilczała swoją ripostę do arcymaga odnośnie języków martwych i dodała po chwili namysłu: - Chyba, że ja zostaję a ty Vinc idziesz z Kenningiem ale korzystasz z czapki i zmieniasz wygląd na inny. Jednak i w tym wypadku Psikusa zatrzymałabym przy sobie.
- Wole zostać tym razem... -stwierdził Vinc przypominając sobie zasłyszane w karczmie rozmowy na temat tego co czeka porywacza Juliano. - Trochę muszę odpocząć by móc poczarować znowu, posiedzę tu i pomyśle nad jakimś chytrym planem!- dodał na swoje usprawiedliwienie smokowaty. - Chcecie zabrać Pana mózga ze soba czy ma zostać tu ze mną? -zapytał łapiąc lewitujący słój.
- No nie wiem czy jest to w zakresie jego kaprysów, może nie mieć takiego aby z nami iść do magów. - odparła Katrina na pytanie Vinca przyglądając się jak smokowaty łapie słoik.
-Nie mam specjalnie ochoty oglądać jakiegoś idiotę wróżącego z fusów pozycje drużynowych ciap.”-stwierdził Sidious.
- Czyli jak nic będziesz mógł zabłysnąć swym intelektem i swymi wielkimi arcymagowymi umiejętnościami by poniżyć mierną imitację maga. - rzekła Katrina wyciągając ręce w kierunku Vinca trzymającego słój, dodając z szerokim uśmiechem: - Przecież uwielbiasz udowadniać swą wyższość.
-Jasne, jasne... nie mam nic ciekawszego do roboty, niż udowadniać swą intelektualną wyższość, nad kolejnym ptasim móżdżkiem.”-zrzędził Sidious, z wyraźną niechęcią odnosząc się do propozycji Katriny.
- A noooooooooo tak! Zapomniałam wszak nie ma to jak ciekawe pływanie w słoiku stojąc na stoliku w zamtuzie i czekając na rozwój wypadków. - rzekła mu na to dziewczyna po czym klepnęła się w czoło otwartą dłonią i sprostowała: - Ależżżżżż skąd zapomniałam, toć przecież masz rozrywkę znęcanie się nad młodym i ostrzenie sobie jęzora na jego ostrzu.
-Ależ proszę, kuś mnie dalej. A potem płacz krokodylimi łzami, gdy uda mi się doprowadzić owego wróżbitę do białej gorączki. I niejako zachęcić go do odmówienia wam. A co do mieczyka, to żadna rozrywka udowadnianie mu jak płaski z niego rozmówca.”- westchnął teatralnie mózg.-”A nad młodym się nie znęcam, tylko dobitnie wytykam błędy w jego pojmowaniu reguł świata i działaniach. To niemal działalność... charytatywna.
- To idziesz z nami czy zostajesz trząść się w zamtuzie pod pierzyną? - spytała go wprost Katrina nie mając chęci ciągnąc na siłę marudy. Choć spoglądała na niego z lekkim zaskoczeniem, bo odkąd do nich “dołączył” pierwszy raz się bronił/tłumaczył ze swego zachowania.
Nie mam ochoty, na pogaduszki z wróżami. Są nudne.”- stwierdził krótko pan mózg.

- Yhmmmm... jeszcze byś biedaku trafił na kogoś z bardziej żywotnym jęzorem. - mruknęła mu na to Katrina i zwracając się do Kenninga rzekła - To idziemy?
Widać że nie spotkałaś zbyt wielu ekspertów od dywinacji. Oni wszyscy gadają jak potłuczeni. Jak ta baba z karczmy. Trudno to nazwać nawet pogawędką.”-parsknął śmiechem Sidious.
- Ooooo to już jakąś wprawę w tym mam. Przecież odkąd się z nami zabrałeś ciągle cię słucham. - rzekła Katrina, odwracając się do niego plecami - Keeeeeeenning?!
Zabrałem? Zabawne stwierdzenie. Zaszczyciłem was moją osobą, widząc jak kiepsko sobie radzicie.”- stwierdził kpiącym tonem myśli Sidious.
- Zaiste radziłeś sobie sam świetnie zanim cię Vinc wyciągnął z łapsk krasnala. Żyć nie umierać stojąc na półce w zamku wampirów jako mózgo-słoiczek eksperymentalny. Chyba zaczniemy cię cmokać w wieczko za ten zaszczyt dołączenia do nas, ale to może już po tym jak znajdziemy Gaccia i resztę. Chyba się przez ten czas zbytnio nie zakurzysz, a w razie czego poproś Vinca to cie przetrze. - odparła mu na to Katrina będąc pod wielkim wrażeniem “zaszczytu” jaki im przypadł w udziale.
- Ja w pełni rozumiem, że miło sobie porozmawiać z naszym arcygapą czy tam arcymagiem, jak zwał tak zwał, ale czas nie gra na naszą korzyść. Lepiej jak najszybciej idźcie do tego maga, im szybciej znajdziemy porwanych i ulotnimy się z miasta tym lepiej. My tu z Vincem i słoikowcem poczekamy, będę miał oko na naszego nekromantę. W metaforycznym sensie rzecz jasna.... -odezwała się broń zaklinacza która dotychczas w tej rozmowie była dość milcząca.
- Idziemy, idziemy - powiedział Kenning. - Pozwólmy im nacieszyć się swoim towarzystwem.

- Jak dla mnie - powiedział do Katriny, gdy już zamknęli za sobą drzwi - zabawki w stylu gadający miecz czy też mózg w słoiku są zdecydowanie przereklamowane. Z drugiej strony... Jak nam zabraknie pieniędzy, to zawsze możemy występować w cyrku z gadającym mózgiem w charakterze rekwizytu - dodał.
Katrina roześmiała się wyobrażając sobie pana mózga jako cyrkowca i kiedy minął jej atak śmiechu odparła Kenningowi: - Nie wiem czy występy w cyrku będą w zakresie kaprysu pana mózga. On bardziej przypomina obrażalską balerinę. - po czym rozejrzała się po ulicy pytając równocześnie mężczyznę - Widziałeś gdzieś tu tą dziewczynę od Madame co ma nam drogę wskazać by było szybciej?
Zanim Kennig zdążył odpowiedzieć podeszła do nich dziewczyna, młoda jasnowłosa i ubrana w szafirową suknię, która mimo odważnego kroju i odsłoniętych ramion nie była nieprzyzwoita.


-Jestem Cersei.-rzekła na wstępie i dodała.- Chodźmy.
- Daleko to stąd? - spytała Katrina dziewczyny ruszając za nią.
-Kilkanaście przecznic. Długa droga na piechotę. Krótka gondolami.- poinformowała Cersei fachowym tonem głosu.
- To jaką drogę wybieramy? - spytała Katrina odwracając głowę przez ramię w kierunku Kenninga.
- Idziemy na skróty - odparł zapytany. - Czyli gondola.
- Jesteś pewien? - wolała się upewnić Katrina nim wsiądą do gondoli.
- Masz jakieś obawy przed podróżowaniem tym środkiem lokomocji? - spytał Kenning. - Wszyscy to robią i mało kto się topi.
- A ja jednak bym należała do tych mało kto... dziś się już topiłam. - mruknęła mu w odpowiedzi Katrina.
- No to chodźmy pieszo - powiedział Kenning. - Woda w tych kanałach nie wygląda na zbyt czystą.
Nie przyznał się, że przyczynił się dziś do kąpieli kilku osób.
- Nieeeee w sumie gdy będę się ciebie trzymać to może drugi raz w niej nie wyląduję. A gondola to jednak szybszy sposób na odnalezienie Gaccia. - rzekła dziewczyna do Keninnga i zwróciła się do Cersei - Jak widzisz pan zdecydował się na gondolę więc wybieramy gondolę
Cersei wzruszyła ramionami w odpowiedzi. Jak dotąd bardziej od rozmowy Kenninga i Katriny interesowali ją handlarze tasiemkami, na pobliskim rynku.
- Te kobiety... - westchnął Kenning. - Obiecuję ci, że jeśli nie będziesz szczypać to cię nie wypchnę za burtę.
- A jak ugryzę? - spytała dla pewności Katrina.
- A tego to już nie jestem pewien - odparł. - Nie przepadam za byciem gryzionym.
Cersei wsiadła do gondoli i rzekła z przekąsem.- Wsiadacie, czy nie? Ja nie mam całego dnia. Za oprowadzanie was nikt mi nie zapłaci.
- To jak się nie narazisz to gryzienie ci nie grozi. - powiedziała na pociechę Kenningowi Katrina i dodała odwracając się do Cersei: - Ustalamy warunki poruszania się tym środkiem lokomocji. Jak się ładnie pouśmiechasz do przechodniów to może komuś w oko wpadniesz i ta przejażdżka wcale nie okaże się dla ciebie takim marnowaniem czasu. - uśmiechnęła się do niej przy tym pocieszająco.
Cersei spojrzała na Katrinę ponuro i dodała.-Ruszcie wreszcie zadki i przestańcie się wygłupiać. I żartować też... ja, w przeciwieństwie do was, nie pasożytuję na madame Zgrozie.
Katrina zasłoniła usta dłonią by nie widać było iż się śmieje wyobrażając sobie swojego współtowarzysza pasożytującego na Madame i mruknęła krztusząc się przy tym: - Ty wsiadaj pierwszy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 15-10-2011, 00:28   #222
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mag-jasnowidz, wróżbita czy jak go tam nazwać był akurat zajęty. A dokładniej - zajął się sprawami, któymi zajmować się nie powinien, przynajmniej z punktu widzenia pary gości, którzy zawitali w te progi.
Bez wątpienia nasze takie nie jest, chociaż ściśle związane, pomyślał Kenning, tłumiąc krzywy uśmiech. Na razie nie zabierał jeszcze głosu, pozostawiając pole do popisu Katrinie. Z drugiej strony nie sądził, by jakiekolwiek słowa, łzy czy niewieście wdzięki zdołały przeważyć nad sławą i pieniędzmi, tudzież poparciem jednej z najważniejszych rodzin w Veneticcy.
- Sukces to wielki, mistrzu - powiedział Kenning - i gratulacje składam. Nasza sprawa nie może się z tamtą równać, chociaż dla tej tu panny ważną jest wielce. Plaga chyba jakaś Veneticcę z owymi porwaniami naszła, bo i jej narzeczonego zniknął, z tym, że jego wampiry dla odmiany porwały. Czy zatem, mistrzu, mógłbyś polecić nam kogoś, kto zechciałby nam pomóc? Bo gardłowa to sprawa, skoro o wampiry chodzi i czekać nawet paru dni nie możemy..
-Nie bardzo...-stwierdził wprost mag i wzruszył ramionami.- Może Aghaar pomoże. Może nie...
Po czym niezbyt zainteresowany dalszą rozmową z Kenningiem ruszył w kierunku swego pracodawcy wołając przez ramię. -A wampiry zgłoście władzom miasta, lub odpowiednim kościołom.
- Aghaar - spytał Kenning. - Kto to jest? Gdzie go szukać?
-Każdy zna Aghaara Szaleńca.- burknął mag na odchodne.
Pozostało tylko pożegnać się (bez szczególnego zaangażowania w ów proces) i odejść.
Panienka (nie z okienka, tylko od Madame) czekała cierpliwie przed siedzibą maga.
- Cersei, wiesz może, gdzie można znaleźć Aghaara? - spytał Kenning.
Cersei nic nie powiedziała, wskazała tylko kierunek i ruszyła, nie czekając aż Katrina i Kenning podążą za nią.
Kenning z nieco zdziwoną miną spojrzał na Katrinę, pokręcił głową, potem oboje ruszyli za dziewczyną.
- Czemu nazywają go szaleńcem? - zwrócił się do Cersei.
-Bo to... wariat ? - ni to spytała, ni to stwierdziła służka.
Które to sformułowanie napełniało człowieka ogromnym optymizmem.

Dom Aghaara, był spory ale i zaniedbany. Okna były zabrudzone. Drzwi masywne. Na drzwiach zaś przybita tabliczka “Nie przeszkadzać”. Cersei i Katrina jakoś nie spieszyły się do wejścia do środka.
Kenning, na wszelki wypadek, rzucił na siebie zbroję maga, a potem starannie obejrzał drzwi i ich okolicę. Nie bardzo chciał stać się ofiarą jakiejś pułapki. W końcu zastukał do drzwi.
Nie było odpowiedzi, na jego pytanie. Ale też drzwi nie były zamknięte.
Panie przodem, wypadałoby powiedzieć, ale Kenning był pewien, że prędzej obie dziewczyny by go wepchnęły do środka, niż poszły przodem.
- Chcecie iść pierwsze? - spytał, gdy drzwi się uchyliły.
Katrina pokiwała głową, że nie chce, rozglądając się przy tym z uwagą po otoczeniu. Nie widząc nic co by wzbudziło jej niepokój machnęła dłonią Kenningowi by właził pierwszy do środka, wolała mieć jego plecy przed sobą.
- Wchodzisz z nami? - Kenning zwrócił się do Cersei.
-Jeszcze na głowę mi nie padło.-stwierdziła krótko Cersei, wyraźnie niechętna do wejścia do środka.
A w środku był bajzel... czysty chaos. Skrzynie, ubrania (choć bardziej szmaty niż ubrania), alembiki pełne różnej zawartości, ślady sadzy na ścianach, śladzy szkła na podłodze. Szkielety różnych stworzeń, zazwyczaj niekompletne, walające się po podłodze kości i czaszki.
Pełno też było ksiąg, w większości sfatygowanych, lub nawet zniszczonych.
Podłoga usiana była kartkami, w większości zapisanymi... a raczej zabazgranymi, bo autor pisał jak kura pazurem. W głównym pokoju były trzy stoły, oczywiście zastawione fiolkami, alembikami i częściami zwierząt suszonymi, lub w słoikach. Podobne słoiki zapełniały do spółki z księgami wszelakie półki.
Zresztą księgi zapełniały też i stoły. Przy największym zaś kręcił się... trudno powiedzieć kto.
Albo wyrośnięty gnom, albo skarlały człowiek.


Niecałe, metr pięćdziesiąt wzrostu, twarz zakryta goglami, włosy brązowe krótko... nadpalone.
Dziwna metalowa rękawica na lewej dłoni, magiczny kostur w prawej. Aghaar z wyglądu zasłużył na swe miano.
-Nie umiecie czytać?!- z zachowania też. Bo zajęty obserwowaniem reakcji w zielonkawej substencji, podgrzewanej nad palnikiem, nie poświęcił im zbyt wiele uwagi.
- A ty umiesz? Potrzebujemy kogoś kto zna języki i potrafi nam rozszyfrować list od przyjaciela. A poza tym potrzebujemy kogoś kto nam pomoże odnaleźć mojego narzeczonego, bo niestety nawet Finneas Wielki nie podołał temu zadaniu. - zakończyła smętnie swą wypowiedź Katrina.
-Każdy czegoś potrzebuje.- Aghaar jakoś nie zwrócił większej uwagi, na biadolenia Katriny, zajęty sporządzaniem notatek. Przez chwilę notował spostrzeżenia, po czym spojrzał na Kenninga i Katrinę, stojących nadal w pokoju.-Jeszcze tu jesteście?
- Powiedział, że nie dasz sobie rady i że nie powinniśmy zawracać ci głowy - dorzucił swoje trzy grosze Kenning.
-Achaa...- zdecydowanie był problem. Wyglądało, na to że Aghaar nawet ich nie słuchał zajęty swoimi sprawami.
- Paaaaaaaaaaaaali się!!! - wrzasnęła nagle Katrina.
Mag zaregowal niemalże instyktownie, wykonał gest kosturem i wypowiedział zaklęcie. I magia czaru wypełniła pomieszczenie wilgotną gęstą mgłą, osadzającą się kropelkami na ubraniach. I gasząca płomienie.
-A nieeeech to!-jęknął poirytowany Aghaaar, orientując się, że i jego płomyk pod podgrzewanym specyfikiem zagasł.
Nie wyglądało na to, by jego nastawienie do intruzów zmieniło się na bardziej pozytywne. Tak przynajmniej zdało się Kenningowi.
- Co ciekawego pichcisz?- spytała dziewczyna zaglądając magowi przez ramię.
-To dobre pytanie... Otóż, zamierzam przeprowadzić pełną analizę spektralną, za pomocą soczewek. Pełną analizę owego płynu mózgowo rdzeniowego, który zdobyłem z trudem. W tym celu musiałem zejść aż do Podmroku, a dokładniej mówiąc do górnych warstw Dolmroku. Bowiem niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że Podmrok to tak naprawdę trzy sfery i nie są one dostępne zwykłą teleportacją. Musiałem poprzez portale, co jest winą faerzress...-Aghaar się rozgadał, co bynajmniej nie było niczym dobrym, bowiem mag nie potrafił się trzymać jednego tematu, przeskakując z jednego wątku na kolejny co minutę.
- A to są resztki jakiego stwora? - spytał Kenning.
- Ooooo to coś na zasadzie naszego gadającego mózga, który mamy w słoju? - mruknęła Katrina przypatrując się fiolce - A to też potrafi gadać?
- Łupieżcy umysłu... gadający mózg, ciekawe...alchemia czy nekromancja... powinienem przeprowadzić analizę.-Aghaar znów odpłynął zupełnie zapominając o gościach. I zabierając się za przeszukiwanie leżącej księgi. Po czym zaczął coś w niej notować, po natrafieniu, na czystą stronę.
- Czy to gotowanie jest konieczne? - spytał Kenning. - Zupę najwyżej upichcisz.
-Rozbicie białek, na fracje... wpierw ścięcie białek, a potem wirowanie....Aaaa tak... unowocześnić wirówkę. Gdzie ja podziałem ten projekt?-mag minął i mamrocząc coś pod nosem ruszył po schodach na górę, zupełnie zapominając o gościach. Zresztą przedtem też ledwo dostrzegał ich obecność.
- O czytać potrafisz... a to nam przeczytasz? - spytała Katrina ruszając za nim i wymachując mu przed nosem listem, który zgubił Cypio, a który ona świstnęła Kenningowi gdy wychodzili z zamtuza.
-Nudne. Jakieś spiski. Kogo obchodzi polityka?- wzruszył ramionami Aghaar i wyrwawszy list zwinął w kulkę. Po czym cisnął go w stosik identycznych kulek papieru.
- Mnie obchodzi co tam napisane! A mam dla ciebie jeszcze jedną ciekawostkę, może wiesz co to jest? - spytała wyciągając fioletową rurkę, którą zdobyła w czasie tej podróży.
-Taka duża dziewczynka i nie wie do czego służą łóżkowe zabawki?- spytał już bardziej retorycznie Aghaar nie poświęcając więcej uwagi i wchodząc po schodach na górę.
- Ooooooooooo proszę! Jak łóżkowe zabawki to uwagę twą zwróciły. - roześmiała się dziewczyna i dalej dreptała za roztargnionym magiem. - Jak jesteś tali uczony i chcesz badać ten płyn z mózgu to może i gadającego mózga byś chciał obadać?
-Nie interesują mnie ożywieńcy.-odezwał się Aghaar i spojrzał na Katrinę.-Ale mogę kupić twój mózg. Wiesz, od jakiegoś czasu szukam przyczyn prymatu męskiego intelektu nad żeńskim, przypuszczam, że tu chodzi o ilość fałdek. A wiesz że są mózgi nie pofałdowane. I bardziej pofałdowane. To chyba kwestia rozwoju. Pytanie tylko co zapoczątkowało ten rozwój. Może jedna z pięciu ras twórców. Zabawne, że tylko ludzie są do nich zaliczani. Ale to pewnie dlatego, że elfy przybyły z innego świata. Ciekawe jak wyglądał ich świat, czy wszyscy tam byli szpiczaści i chudzi...
- O, to nasz mózg jak najbardziej ci się przyda, bo jest męski, jest nieożywiony tylko pozostałością po arcymagu. Znasz sławnych... zapewne nie, więc nie będę ci mówić czyj to bo i tak nie będziesz wiedział o kogo chodzi. - mówiła Katrina zastanawiając się na głos czy uświadamiać maga czy nie.
Mag jednakże, nie zauważył wypowiedzi Katriny, pogrążony w swej dywagacji na temat elfów i poszukiwania czegoś w graciarni na górze.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-10-2011, 16:53   #223
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Kenning i Katrina wyszli pozostawiając młodego bohatera sam na sam ze swymi myślami. Juliano przebrany w babskie ciuszki, jakoś nie kwapił się do ucieczki. Zaś arcymag do rozmowy. Zamilkł stojąc na komodzie i pogrążając się we własnych spiskach. Zaś sam Vinc musiał zmierzyć się z groźnym dla siebie wrogiem... nudą.

Czas płynął powoli dłużąc się niemiłosiernie, zaklinacz nie miał nawet za bardzo z kim porozmawiać, bowiem miecz zasnął chrapiąc głośno, a pracownikom przybytku lepiej było nie przeszkadzać. Tak więc chłopak krążył bez celu po pokoju, przeglądał swój plecak, układając wszystko raz po raz. Raz kładł się na łóżko, by po chwili poderwać się z niego pod wpływem nowych nakładów sił. Przez chwilę bawił się czapką przebierania, ale zmienianie kształtów szybko mu się znudziło. Tak tez upłynęła chłopakowi godzina pełna złowrogiej nudy.

Nowe kłopoty, zwiastowały kroki.
Trzy pary podkutych butów przemierzało miejski bruk kierując się do zamtuzu. I te trzy osoby nie pasowały do tutejszej klienteli, zamożnych kupców i rzemieślników.
Pierwszą osóbką była rudowłosa najemniczka, o twarzy przeciętej blizną.



Uzbrojona w ciężki miecz, nonszalancko oparty o jej ramię, przyglądała się budynkowi. Kolejnym osobnikiem, był również rudowłosy... ale elf, o ciele osłoniętym czarnymi szatami.
I podobnie zamaskowanej twarzy. Na mieczu którym trzymał, połyskiwały błyskawice.
Jednakże najciekawszą osobą, był drugi mężczyzna. W którym łatwo było rozpoznać... Kenninga.
Vinc z nudów po raz kolejny przeglądał zawartość swego plecaka, który obfitował w skarby po tej niedługiej acz kształcącej bohaterskiej wyprawie. Zdążył już kilka razy przeczytać zwoje znalezione w zamku, by w razie potrzeby nie użyć ich w niewłaściwy sposób. Miecz zachrapał głośno przy oknie, co sprawiło że zaklinacz zerknął tam mimowolnie, przez co dostrzegł z okna trzy postacie. Z czego jedna wyglądała niczym Kening! Pierwszą myślą było oczywiście to, że ruda kobieta to jakoś zamaskowana Katrina, a elf, któż to wie, może Nyhm, albo jakiś nowy sojusznik? Jednak potem w głowie błysnęła mu świeczka podejrzenia. Pani Katrina dałaby mu znak przez Psikusa że wracają w przebraniu a chłopak przypomniał sobie jak służki wspominały o “udawanym” Keningu. Czemu to zapomnieli uwzględnić tego w swych planach! Skoro wampiry porwały Romualdo, a był przy tym Cypio, to Anelika na pewno pomyślała, że to dzielna drużyna go odbiła. A fałszywy Kening wszak znał miejsce ich pobytu więc teraz przyprowadził tu jakiś najemników by (po raz kolejny) porwać poetę.
Ale zamiast poety natkną się na Vinca i przebranego Juliano co tez dobrze nie wróży!
- Pobudka!-syknął Vinc do miecza i mózga. - Jak na moje oko to mamy towarzystwo i to niezbyt przyjazne. Trzeba się jakoś ukryć, bo walka z taka przewagą liczebną to ostateczność. A dokładniej mówiąc to uczciwa walka. - acymag mógł uważać o chłopaku co chciał ,ale Vinc na bieżąco uczył się na własnych błędach. Skoro nie pokonał wrogów w karczmie oraz w czasie próby porwania Juliano to i teraz raczej nie podoła im w otwartej walce. Oczywiście ataki z zaskoczenia były mało bohaterskie, ale wiele też książek opowiadało o cnych i prawych osobnikach, którzy to atakowali z cienia. Grunt to dobrać odpowiedni wzorzec do sytuacji!
- Niech Pan też tu podejdzie. -powiedział Vinc do wybranka poety.
Juliano zdziwił się tak szybkiemu pojawieniu się Kenninga, ale wszak nie był wtajemniczany w problemy drużyny, których ta miała więcej niż członków. Pan Mózg zaś widok nowej grupki, skwitował wypowiedzią.-” No to macie przechlapane.
- Mamy, a nie macie! Gadającego mózga w słoiku też nie omieszkają pojmać przy hurtowym porywaniu. -mruknęło ostrze do arcymaga.
-To jedyna twoja konkluzja, panie strategu? ”-spytał Sidious. Po czym stwierdził.-”Nie ma sensu wdawać się w walki, na których nic się nie zyska.
-To prawda.-zgodził się Juliano.
- Też tak myślę. -stwierdził w końcu Vincent i pogrzebał w kieszeni by wyciągnąć czapkę, której w końcu Katrinie nie oddał. - Więc chyba czas się wtopić w tłum co nie?- mówiąc to nasunął nakrycie głowy na uszy by przybrać postać, dość młodego pracownika przybytku, wszak nie tylko mężczyźni zamtuzy odwiedzali.
Następnie chłopak wsadził arcymaga i Pana Miecza do plecaka, i umieścił tobołek pod łóżkiem w pokoju gdzie przebywał on i Juliano. - Miejcie na niego oko, ja pójdę rozeznać się w sytuacji. - szepnął do nich zaklinacz i wyszedł z pokoju.
Fałszywy Kenning nie rozpoznał Vinca, rozstawił swoich ludzi przy drzwiach do zamtuzu, a sam ruszył w kierunku pokojów drużyny, zwłaszcza pokoju Romualdo. Był pewny swego, choć nie do końca. W jego zachowaniu można było zauważyć pewną nerwowość. A choć nie rozpoznał Vincenta, to był czujny.
- Można w czymś pomóc szanownemu Paniczowi? -zapytał Vinc w swej nowej postaci podchodząc do “Fałszywego Keninga” .
-Nie... w niczym. Spływaj z falami gnojówki... Albo... gdzie się podziali, ci co tu mieszkali?-choć początkowo “Kenning”, zdawał się chcieć usunąć młodego zawalidrogę. To po chwili jednakże zmienił zdanie i zaczął opisywać szukane osoby.-Taka jedna niepełnoletnia karykatura półsmoka, birbant z lalunią, mała niedoróbka niziołka z futrzastą kreaturą, fajtłapowaty półelfi mazgaj. Wiesz gdzie oni są? Mówili może, gdzie poleźli?
Vincent poczuł nieprzemożną chęć skopania zadka tej podróbki Keninga, jednak teraz wychodziły dobre strony kontaktu z arcymagiem - uodpornienie na wszystkie możliwe docinki.
- Ach oni... -westchnął po chwili zaklinacz robiąc minę jak gdyby coś sobie przypominał. - Tak byli tu przez kilka dni, ale opuścili nasz przybytek rankiem, wspominali coś o konieczności szybkiej zmiany lokacji. - na razie Vincent postanowił nie wymyślać gdzie drużyna sie przeniosła, lepiej poobserwować reakcję oponenta, a nóż widelec wygada w przypływie emocji coś ciekawego.
-Nie mówili, gdzie?-Fałszywy Kenning wysupłał z sakiewki pięć złotych leonów i zaczął się nimi bawić tuż przed oczami Vinca.
Vinc obserwował monety czujnie, fakt że aktualnie byli bez grosza przy duszy, sprawiał że jego umysł szybciej zaczął pracować nad wymyślaniem kryjówki, do której skierować warto było zbirów Angeliki. Tak więc zaklinacz postanowił póki co grać na czas.
- Może i wspominali... muszę przyznać, że od ich odejścia moja pamięć trochę szwankuje, tak ładnie prosili by nikomu o tym nie mówić, że aż sam chyba zapomniałem... -mówiąc to białowłosy mężczyzna uśmiechnął się lekko do rozmówcy.
-Ile bierzesz za noc?- spytał nagle fałszywy Kenning sprowadzając rozmowę na... ten tego... niebezpieczne tory. Czasami bycie pięknym, jest przekleństwem.
Vincentowi tylko cudem udało się uniknąć zachłyśnięcia powietrzem gdy usłyszał to pytanie. Jednak nie mógł teraz odwalić fuszerki, wszak wtedy wszystko by się wydało, a przynajmniej po(d)rywacz zaczął by coś podejrzewać.
- Zależy od tego co dokładnie klient sobie zażyczy. -odparł zaklinacz siląc się na fachowy poważny ton, w duszy zaś dziękując ze nie ma przy nim arcymaga, ten zapewne nie dałby mu żyć po takiej sytuacji.
-Zapłacę ci za dwie noce, jeśli twoje informacje będą przydatne.- odparł Kenning.
Vinc uśmiechnął się w duchu, w jego głowie bowiem układał się już chytry plan. - Umie Panicz rozjaśnić w głowie, wszystko nagle mi się przypomniało, aczkolwiek wolałbym dostać trochę tego leku na pamięć zanim wszystko Paniczowi opowiem. -mówiąc to zaklinacz dyskretnie wystawił dłoń po monety. Co jak co, ale nie chciał by “kieszonkowe” umknęło mu przed nosem. Lepiej zawsze brać zaliczkę.
-Jedna trzecia przed, dwie trzecie po. To gdzie oni są?-spytał szybko Kenning.
Vincent w środku siebie wzdrygnął się z obrzydzeniem, w momencie gdy chwycił mężczyznę pod ramię i powoli zaczął iść z nim korytarzem, by rozmowa wyglądała naturalniej. - Z tego co wiem udali się do karczmy "Tacchino rosso", ale nie tam mieli się zatrzymać. Mieli odbyć tam rozmowę z jakimiś krasnoludami, którzy mieli udzielić im pomocy i kryjówki. Jeżeli się panicz pospieszy to może uda się Paniczowi iść jeszcze tropem tych krasnali, wprost do ich siedziby, gdzie ukryli się tu nasi byli goście. -mówił to spokojnym zdawkowanym głosem, w duszy mając nadzieje, że łapiąc ten haczyk, fałszywy Kening ściągnie im z głowy problem krasnoludów. Gdzie dwóch wrogów się bije tam się zawsze skorzysta.
-Masz... reszta potem. Jak ci na imię?- rzekł dając Vincowi pięć sztuk złota i... buziaka w usta. Dla zachowania pozorów.
Vinc czując do siebie niepomierne obrzydzenie jak i chęć płukania ust przez najbliższe trzy dekady odwzajemnił szybko pocałunek po czym odpowiedział pospiesznie. - Hubert, tak mnie tu zwą.
-Przyjdę wieczorem Hubert i jak twoje wieści się okażą prawdziwe, dostaniesz swoją zapłatę.- po tych słowach fałszywy Kenning się oddalił do swych ludzi. Przez chwilę cicho rozmawiali po czym cała trójka opuściła zamtuz.
Vinc poczekał, aż straci ich z oczu po czym wrócił do pokoju Juliano zdejmując czapkę przebierania i chwyciwszy szklankę wody zaczął sobie zawzięcie płukać usta, nie zważając na reakcję porwanego mężczyzny. Kiedy w końcu skończył z trudem powiedział.
- Do wieczora mamy ich z głowy... - po czym opadając na łóżko wydobył spod niego plecak szukając czegoś do jedzenia.
Kiedy odnalazł coś do przegryzienia nadał jeszcze telepatyczną wiadomość do Katriny.
-" Odwiedził nas fałszywy Kening ze swoimi zbirami, ale do wieczora mamy z nimi spokój, gdy wrócicie wszystko wam opowiem, ale uważajcie by się na nich nie natknąć, wysłałem ich do karczmy "Tacchino rosso"."

Teraz pozostawało już tylko czekać i regenerować siły magiczne, bowiem wieczór zapewne znowu obfitować będzie w wyzwania.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 16-10-2011 o 16:55.
Ajas jest offline  
Stary 17-10-2011, 15:36   #224
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
- A co to jest? - spytała Katrina biorąc w palce pierwszą rzecz jaka jej się nasunęła i wymachując mu nią przed nosem.
-Prącie troglodyty...suszone. Tam jest i marynowane w słoiku. Eeeee nie..to kiełbaski. To co ja jadłem wczoraj na kolację?- zastanowił się Aghaar, pogrążając się kolejnych rozmyślaniach. -Pewnie dlatego tak często ganiałem do wygódki.
- Prącie marynowane... troglodyty? - spytała dziewczyna uśmiechając się od ucha do ucha na wyobrażenie konsumpcji. - Chociaż ci smakowało? Nie było za bardzo łykowate? - dopytywała się dalej z zaciekawieniem.
Mag nie odpowiedział, przeszedł bowiem “fazę troglodyty”, potem trolla, by obecnie rozważać na głos gatunki grzybów w pobliskich lasach.
- Psikus musi siusiu! Masz tu gdzieś nocnik? - spytała Katrina wyciągając małego smoczka i podtykając go pod oczy maga, by wiedział o kogo jej chodzi, bo a nóż widelec pomyślałby o jej “prąciu”.
Podczas odbywającej się na górze wymiany zdań Kenning oglądał wyposażenie pracowni. Bez dotykania czegokolwiek. W sumie niewątpliwie pierwszy raz widział coś takiego, skrzyżowanie graciarni z pracownią alchemiczną i biblioteką. Ciężko było rozpoznać, które przedmioty były coś warte, a które groźne. Jedno było pewne, wszystkie były zużyte, a niektóre wręcz zniszczone.
Gdy Kenning oglądał, Aghaar przyjrzał się zwierzakowi trzymanemu przez Katrinę i rzekł.-Idealny okaz, wystarczy uśpić i pokroić i będzie z niego kilka przydatnych alchemicznych substancji. Brawo asystentko Sybillo.
Poklepał złodziejkę po zadku i rzekł.- Przynieś jeszcze mój zestaw skalpeli.
W tym czasie Psiukus oddał swą substancję nie patrząc gdzie ona ląduje. Ale Aghaar zajęty własnymi myślami, zupełnie nie zwrócił na to uwagi.
Katrina zaś wsunęła smoczka z powrotem na jego miejsce i z niewinnym uśmiechem spytała maga - Przyniosłam jeszcze te skarpety o które prosiłeś? Możesz sprawdzić czy napewno należały do tego którego chciałeś? - i podsunęła mu skarpetkę Gaccia pod nochal.
Mag tylko wytrącił skarpetę z jej dłoni, nerwowym ruchem ręki, zbyt zajęty własnymi rozmyślaniami.
- Nie masz czasem jakiejś zgrabnej pułapki na wampiry? - zagadnął Kennig po wejściu na piętro.
-Nieumarli? A kogo obchodzą nieumarli.- stwierdził Aghaar wzruszając ramionami.-Oni wszak nie mają ten... tego...no... na Me...
- Menzurkę? Meduzę? Medycynę? Mentalność? Megalomanię? - podpowiadała mu Katrina.
- Moralność? - dorzucił Kenning. - Mądrość? Męskość? Melatonina?
- Metabolizmu... Ich funkcjonowanie nie opiera się na przemianie materii, a na odruchach wywołanych przez negatywną energię przepływającą przez ich martwe ciała. Ich biochemia jest ubogą wersją... Bo widzicie, życie to cykl reakcji biochemicznych opierających się na przepływie energii pobieranej głównie poprzez rośliny od słońca, lub magię przez rośliny Podmroku. To fascynujący fakt że tamtejszy cykl życia i śmierci opiera się o emanację faerzress. A wiecie, że słowo to pochodzi z języka drowów?-Aghaar wpadł w kolejny słowotok związany z przeskakiwaniem z tematu na temat. Nic dziwnego, że wszyscy mieli go za wariata.

- A czy posiadając ten metabolizm można sprawić, iż mag poszukujący jakiejś osoby nie może jej odnaleźć? - spytała go Katrina.
- Spytajcie Finneasa, on się zajmuje detekcją magiczną. Ja... jestem uczonym, a nie pozerem magicznym.-na moment wydawało się, że Aghaar co nieco załapał.
- On to samo powiedział o tobie, że nie ma co cię pytać boś nieuk. - wzruszyła ramionami dziewczyna dając do zrozumienia, że pewnie ani jeden ani drugi na niczym się nie zna.
-A kogo obchodzi opinia dyletanta Finna...-wzruszył ramionami Aghaar i dodał.- Nie zajmuję się magią wróżenia. Nie umiem jej. Jestem transmutatorem. Zajmuję się zmianami w ciele żywym, przemianą tkanek, alchemią życia. Co mnie obchodzi stawianie wróżb. Wiecie że to opiera się na teorii prawdopodobieństwa? Wbrew temu co się sądzi, nie zawsze odpowiadają bogowie, zresztą z nimi samymi too..-zaczął rozważać kolejne mało istotne sprawy.
- Mnie nie, ale sam mówisz, że się nie znasz. - odparła mu na to dziewczyna i dodała - A co mi dasz za mój mózg?
- Hę? Co za mózg?-wyrwany kolejnym pytaniem z ciągu wypowiedzi, uczony zaczął się dopytywać co do intencji złodziejki.
- Ponoć poszukujesz w celach naukowych, a może wolisz Kenninga? - podpowiadała mu Katrina.
-Nie gustuję w mężczyznach. Wbrew plotkom.-rzekł cicho Aghaar.
- No wiesz... plotki plotkami, ale sam opowiadałeś co wczoraj na kolację szamałeś. - rzekła Katrina próbując się nie roześmiać.
- Pieczone piersi są bez wątpienia smaczniejsze - uśmiechnął się Kenning. - Radzę ci zmienić sposób odżywiania się.
- Zapewne... zapewne, ale co poniektórzy wolą na ten przykład nabiał... takie choćby jajeczka na twardo, a może na miękko? - rozważała gusta kulinarne dziewczyna.
-Jeśli przyszliście mnie namawiać do odwiedzin jakiejś restauracji, bądź karczmy, bądź jadłodajni, to marnujecie mój czas. Jestem bardzo zajęty.-stwierdził Aghaar.
- Ależ skąd... Wtedy przynieślibyśmy dania ze sobą - powiedział Kenning. - Chcemy po prostu, żebyś kogoś dla nas znalazł i tyle.
-Pomyliliście domy, Finneas mieszka kilka ulic stąd, dokładnie nie pamiętam, bo minęło parę miesięcy, a może...lat? Nieważne. Idźcie już sobie.-stwierdził w odpowiedzi mag.
- Nie mów, że tego nie potrafisz - odparł Kenning. - W tych księgach - rozejrzał się dokoła - z pewnością jest opisanych kilka metod. Naukowych w dodatku, a nie jakieś wróżenie z fusów. Wszak nauka powinna być lepsza, niż jakieś niepoważne czary-mary.
-I jest. Ale nie opiera się na pobożnych życzeniach. A na faktach. A fakty są takie, że wy najlepiej znacie osobę którą szukacie i jej nawyki. Więc ją znajdziecie, jak się wysilicie.-stwierdził w chwili rozumnego przebłysku mag.
- Skoro szukamy osoby porwanej - odparł Kenning - to po co nam znajomość jej nawyków?
-Ależ wy jesteście ograniczeni. Toć i porywacze musieli je znać. Toć i ich działania opierają się na konkretnych wzorcach.- westchnął Aghaar i... zaczął opowiadać, o metodach porywania ludzi, począwszy od obserwacji po... tu przeskoczył na rodzaje lunet, by następnie przenieść wykład na statki i na drewno z jakich się je buduje.

- Ale te wzory o wampirach nic nie mówią. - Kenning jakoś nie czuł się oświecony. - Martwe to one są, bez metabolizmu, i wzorom poddawać się nie chcą, stanowiąc zaprzeczenie nauki.
-Jakich znowu wampirach, mówiliśmy o marynarzach. Chyba nie wiecie, czego chcecie. - rzekł z politowaniem w głosie Aghaar.
- Wiemy, że niektórzy kapitanowie porywają ludzi, by mieć załogi - odparł Kenning. - Czasami nawet bez lunet to robią. Ale naszego człowieka nie porwał żaden kapitan, tylko wampir. I o metodę naukową na wampira nam chodzi. I na znalezienie jego ofiary.
-Aaaa tak... wampiry. Ciekawe stworzenia, jak na truposzy... gdzie ja to miałem.- Aghaar podszedł do stosu zwojów i zaczął przerzucać jeden po drugim, głośno komentując kolejne znaleziska.-Oooo... a już myślałem, że go zgubiłem. Ten jest przedawniony. Najnowsze teorie obalają owe tezy, ale... jeszcze się przyda. Ja to napisałem? Powinienem już oddać ten zwój. Ciekawe czy przyjmą nadpalony. O nie. Ten się nie nada. Oooo będę musiał nad tym popracować.

W końcu znalazł to czego szukał. I podał im mapę, pociągniętą akwarelami, od bladożółtego do krwistoczerwonego. -Rozkład siedlisk wampirzej czeredy. To jest potencjalnych siedlisk uwzględniający, bazę pokarmową, świątynie, możliwości ucieczki i problemy z bieżącą wodą i światłem i takie tam... Im czerwieńszy kolor, tym prawdopodobieństwo natknięcia się na wampira wzrasta nawet do siedemdziesięciu ułamków setnych.
Tylko co to są te ułamki setne? I czemu jedna trzecia miasta, w tym większość portu pociągnięta była krwistą czerwienią?
- Trochę dużo tych wampirów by było... - powiedział Kenning. - Im czerwieniej, tym większa szansa natknięcia się, a jak jest tak czerwono, to na dziesięciu ludzi przypada, potencjalnie, ile wampirów? I jak ktoś może tolerować takie wampironasycenie?
-Aaach... nie słuchacie co mówię.- warknął niemalże Aghaar.-W mieście nie ma wampirzej populacji. To mapa czysto teoretyczna zrobiona na podstawie dostępnej wiedzy na temat wampiryzmu.- po czym zajął się czymś innym, przeszukując kolejny stosik map i zapisków.-Teoretyczne obliczenia, oparte na wyższej matematyce i obmyślonym, przeze mnie, rachunku prawdopodobieństwa. Statystyka... to ma przyszłość. Nie wróżenie z kart czy porady u bóstw.
- Ale prawie trzecia część miasta, to trochę dużo - stwierdził Kenning. - Nie można jakoś zawęzić tego obszaru?
-Drogą eliminacji lub wizyty u Finneasa.- stwierdził Aghaar odrywając się na moment od rozmyślań.
- Czyli jednak przewaga starej magii nad nowoczesną nauką? - skrzywił się Kenning. - W końcu po to, żeby odwiedzać dom po domu trzeba mieć dobre nogi. Doświadczenia mogą być dobre gdy chce się potwierdzić naukową teorię, ale by chodzić od domu do domu nie trzeba nauki.
-No i ?-Aghaar jakoś się tym nie przejął. Po czym wzruszył ramionami dodając.-Nie mam ni czasu ni potrzeby, sprawdzać niesprawdzalną obecnie teorię z powodu braku rzeczonego czynnika kluczowego. Mam ważniejsze i nowsze projekty. I bardziej przełomowe... O czym to ja? A tak, mój projekt. Gdzie ja miałem ten plan wirówki?- i mag znów pogrążył się w poszukiwaniach wśród map i zwojów.
Katrina rozejrzała się i chwyciła jakiś zwój podtykając go magowi: - Tego szukasz?
-Nie, ale o to też jest ciekawe. Bechawioralizm krensharów. Ciekawe z nich bestie, opierające swoje stadne relacje na dość specyficznej mimice, używanej też jako bron...- i umysł maga odpłynął w kierunku następnego ze swych projektów.
- A to? - spytała Katrina podsuwając mu kolejny zwój.
-Oooo to ten.-Aghaar porwał zwój podany mu zwój i całkowicie zapomniawszy o gościach wesoło podśpiewując pod nosem wybiegł z pokoju.
- Szkoda - stwierdził Kenning. - Gdyby nie znalazł tego zwoju, to może by jeszcze coś wymyślił ciekawego.
- Nic straconego, zapewne sterczy przy tym swoim płynie. - rzekłą Katrina i ruszyła do drzwi śladem maga który im nawiał.
- Jakby mu ten płyn zniknął, to by się może poważniejszymi sprawami zajął. - Kenning poszedł w ślad za nią.
Znaleźli go w rupieciarni obok, czy też komnacie... Była jednak równie zagracona jak poprzednia. Czarodziej zajmował się w niej... czymś.


Majstrował przy żelaznej misie z metalowym drucikiem ogólnie nie zwracając uwagi, na obecność Katriny i Kenninga.
- To ta wirówka do której użycia szukałeś zwoju? - spytała Katrina trącając go by zwrócić na siebie uwagę.
-Wirówka...ale wolę to nazywać...centryfugą. Brzmi lepiej.- szturchnięcie Katriny, tylko na moment przykuło uwagę maga.
- A dlaczego centryfuga? - ponownie spytała i trąciła go dziewczyna.
-Bo taka nazwa jest odpowiednia.-mruknął w odpowiedzi Aghaar, nie siląc się na tłumaczenia, zajęty majstrowaniem przy niej.
- Do czego odpowiednia? I po co ci był zwój jak maszyna gotowa? I czemu w niej grzebiesz zamiast używać do tego by nam pomóc?- ciągnęła temat dalej Katrina nie zrażona tym, że rozgadany mag nagle zaczął być oszczędny w swych wywodach.
Niemniej Aghaar puszczał jej słowa mimo uszu, by na końcu rzec.-A niby czemu mam wam pomagać? Mam dużo własnych zleceń, nie przyjmuję nowych. Nie widzieliście napisu na drzwiach?
- Ty pomożesz nam, my pomożemy tobie, taka transakcja wiązania... - ni to odpowiedziała ni to spytała złodziejka zerkając przez ramie magowi na maszynerię w której grzebał.
-Ale ja nie potrzebuję waszej pomocy.- odparł wprost Aghaar.
- Potrzebujesz... potrzebujesz, sam widzisz, kartka na drzwiach wisi a jednak ci przeszkadzają. Zapewne potrzeba ci kogoś kto ci pomoże aby nie odrywano cię od doświadczeń którym się będziesz mógł poświęcić w całości. - odparła mu na to prosto w ucho Katrina pochylając się bowiem przez jego ramie jej usta znalazły się akurat w pobliżu niego.
-Golem! Zapomniałem go dokończyć!-Aghaar oderwał się od swego wynalazku i pognał do kolejnego pokoju nie przejmując się niechcianymi gośćmi... znowu.

- Za nim! - zakomenderowała Katrina odwracając się na pięcie i pędząc za roztrzepanym magiem.
- Golem? - spytał Kenning. - Z czego go budujesz?
-Do odpędzania natrętów. Mechaniczny golem.- rzekł z entuzjazmem w głosie Aghaar, biegnąc do kolejnej komnaty, tym razem położonej na parterze.-Miałem problemy z balansem mocy, zdarzały się wypadki. Ktoś zginął.
- On powiedział zginął czy zaginął? - zatrzymała się raptownie Katrina.
- Zginął - poinformował ją Kenning. - Jak na razie nie wygląda na to, byśmy się musieli obawiać nagłej śmierci.
- Nie jestem tego taka pewna, lepiej się pospieszmy może jeszcze uda nam się pomóc temu Golemowi po odpoczywać. - rzekła na to Katrina i pędem pognała za szalonym magiem.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 17-10-2011, 15:45   #225
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Aghaar właśnie kończył coś montować i coś mruczał pod nosem. Pracował właśnie przy olbrzymiej mechanicznej dwumetrowej istocie, nie wyglądającej przyjaźnie.


Co gorsza, istota zaczynała ruszać. A na widok zbliżającej się Katriny, Aghaar uśmiechnął się wesoło. -Wspaniale, będziesz mogła być obiektem testowym mego mecha-golema-wikidajły.
- Kto? Ja? - spytała Katrina pospiesznie podbiegając i chowając się za plecami maga. - Czemu ja? Nie lubisz mnie? Czy nie lubisz kobiet? A co z moim mózgiem? Jak mi uszkodzi to na nic ci się nie przyda.
-Jesteś hałaśliwa.- stwierdził Aghaar, podrapał się za uchem.-A jeśli nastapi awaria tak jak ostatnim razem i cię on zabije, to... mogę wziąć twój mózg. Po śmierci i tak nie będziesz miała z niego pożytku.
-Wykryto intruza. Rozpoczynam proces usuwania intruza z posesji.-monstrum ruszyło w kierunku Aghaara i Katriny łypiąc oczkami na kobietę.
Katrina trzymała się za koszulę Aghaara pilnując by on był przed nią jak żywa tarcza. Sięgnęła drugą ręką do tyłu sięgając do swojej torby i pospiesznie zakładając czapkę przebrania by po chwili przybrać bliźniaczą postać stojącego przed nią maga. W siostrę bliźniaczkę.
Golem podszedł i delikatnie capnął dziewczynę za ubranie unosząc w górę i drugą łapą oddzielając od Aghaara. Po czym ruszył z wierzgającą dziewczyną w kierunku drzwi.-Usuwanie intruza w toku.
-Sukces!- krzyknął zadowolony z siebie Aghaar.
- Keeeeeeeeeeeeenning zrób coś! Grzmotnij go czymś czy cuś!!! wydzierała się dziewczyna.
- Serio? - Kenning spojrzał na nią zaskoczony. Poklepał maga po ramieniu. - Każ ją postawić. Delikatnie.
-Oczywiście... postawi ją na zewnątrz. Chyba, że znowu będzie usterka.- Aghaar spojrzał na Kenninga mówiąc.-A ty jesteś następny.
- Lubisz swoją chatkę? - spytał Kenning. Przy okazji spróbował rzucić na Aghaara oczarowanie potwora. - Nam też się podoba. I nie chcemy ci przeszkadzać. Ale nasza sprawa jest naprawdę ważna.
-Każdy tak twierdzi. Moja sprawa ważna. Ale czy ja ze swoimi sprawami, zawracam innym głowę?-marudził Aghaar, podczas gdy Golem odstawił Katrinę do drzwi i wyrzucił ją poza pomieszczenie. Po czym ruszył w kierunku Aghaara... i Kenninga.
Katrina z całej pary huknęła tyłkiem o ziemię. Poderwała się pospiesznie na nogi i nie zwlekając popędziła za kreaturą, która ją wywaliła z powrotem do środka. Wpadła do izby w której mag miał swoje próbówki, z zaczęła się między nimi rozglądać niuchając przy tym nosem. Chwyciła w dłonie tę, z której najbardziej śmierdziało i unosiły się gryzące opary. Ustawiła się za framugą drzwi czekając na swojego noszącego ją na rękach “przyjaciela”.
- Jeśli nam pomożesz - powiedział Kenning - to możesz nam pozawracać głowę swoimi sprawami - zaproponował. - Katrina z przyjemnością wysłucha tego, co masz do powiedzenia, a w razie czego pomożemy ci. To chyba uczciwa wymiana
“Yhmmm... jak nic wysłucham, już się na to słuchanie szykuję” - mruczała se w myślach Katrina nasłuchując czy wraca Golem.
-Ależ ja niczego od was nie chcę.- stwierdził Aghaar, a golem... golem bezpardonowo chwycił Kenninga za szaty i uniósł w górę, po czym ruszył w kierunku drzwi mówiąc.-Neutralizacja intruzów... w toku.
Katrina zaś poczekała aż ją minie i kiedy zobaczyła jego plecy ruszyła do przodu, wylewając zawartość śmierdzącej fiolki na głowę i kark “mięśniaka”. Odskoczyła również pospiesznie do tyłu i chwyciła kolejną fiolkę w dłoń, tym razem pierwszą jaka jej się nawinęła.
Zaśmiedziało, zaskwierczało, na karku stwora pojawiła się wyżerka od kwasu. Kenning wyleciał za drzwi, uszkodzony zaś konstrukt nie przejmując się obrażeniami, chwycił złodziejkę za ramię i w podobny sposób wywalił.
Po czym zamknął drzwi za sobą.
-Przynajmniej nie skończyliście jako krwawe placki, tak jak poprzednie natręty.- stwierdziła czekająca na zewnątrz Cersei.
- Skoro mamy szczęście, to powinniśmy powtórzyć eksperyment - powiedział Kennig. - To znaczy wizytę - sprecyzował.
- Może już nas nie pamięta, w sumie możemy powiedzieć że przynosimy mu coś na co czeka. - rzekła Katrina wymachując trzymaną w ręku próbówka.
BUM! BUM! BUM! Kenning walnął parę razy pięścią w drzwi.
- Mistrzu przynieśliśmy przesyłkę na którą czekasz - wydarła się równocześnie Katrina.
Drzwi się otworzyły i tarasował je golem.
-Wykryto intruzów.
Podobnie jak za pierwszym razem, tak i teraz Aghaar nie fatygował się do drzwi.
- My z przesyłką! - powtórzyła Katrina podtykając golemowi pod nochal fiolkę, którą trzymała w garści i pospiesznie ją chowając aby jej nie buchnął.
-Wykryto intruzów, pierwsze ostrzeżenie. Rozpoczynam liczenie do pięciu. Pięć...-tępy automat, jednakże nie reagował na ich głosy.
- Ty wiej w prawo a ja w lewo, zobaczymy za kim pobiegnie, ten którego nie goni włazi do środka! - rzekła pospiesznie Katrina do Kenninga szykując się równocześnie do wiania.
-Cztery.- rozlegał się głos golema.
Kenning, co może było nieco ryzykowne dla niego, rzucił na Katrinę zaklęcie niewidzialności...
-Trzy, dwa.-
...a potem przygotował się do szybkiego odwrotu.
-Jeden.- plan zadziałał. Golem ruszył w kierunku Kenninga, ten zaczął uciekać. Niewidzialna Katrina wślizgnęła się do domostwa Aghaar. I znów stała się widzialna. Zapewne na budynek nałożono efekt magiczny rozpraszający niewidzialność.
Trzeba było też się spieszyć, bo konstrukt nie planował łapać Kenninga, wystarczyło mu że mężczyzna się oddalił. I golem wracał już na swój posterunek przy drzwiach wejściowych.
Teraz Kenningowi pozostało tylko czekać na efekty misji dziewczyny. I (w razie czego) łapać ją, gdy golem będzie ją wyrzucać.
Katrina pospiesznie popędziła do kulek papieru, pośród których znajdował się też list zostawiony im przez Cypio i nie patyczkując się zagarnęła wszystkie do torby. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dochodząc do wniosku, że nie ma co zaczepiać szalonego maga, bo i tak nic jej nie powie. Zaś zza drzwi dochodziły zbliżające się kroczki jego “podopiecznego” popędziła po cichu schodami do góry i zaczęła penetrację znajdujących się tam pomieszczeń, nasłuchując czy nie nadchodzi golem, był bowiem jeszcze bardziej głuchy na pertraktacje niż jego pan.
Pokoje były śmietnikami, pełnym fiolek, kolb, różnego rodzaju przedmiotów użytecznych w eksperymentach, różdżek, lasek, sterty papierzysk i ksiąg. Trudno było stwierdzić, które są coś warte, a które nie. Tymczasem golem ruszył na górę. Jak widać wykrywał obecność intruzów w domostwie swego pana. Schody skrzypiały złowrogo pod jego ciężarem.
Katrina nie zastanawiała się długo, zaczęła pakować do torby różdżki, dochodząc do wniosku, że może będą pomocne, zagarnęła też kilka zwojów i pospiesznie zmieniła swoje buty na pantofle pajęczej wspinaczki. Podeszła do okna słysząc coraz bardziej zbliżające się kroki golema, wymknęła się przez nie ze swoimi łupami. Parę chwil później stała już koło Kenninga mówiąc:
- Chyba większej pomocy nie uda nam się tutaj zdobyć. - po czym spojrzała na towarzyszącą im dziewczynę i spytała go szeptem nachylając się do jego ucha: - Za to mam kilka ciekawych rzeczy.
- Obejrzymy je później - odparł Kenning. Nie wierzył co prawda, że Cersei będzie opowiadać na prawo i lewo o tym, czego była świadkiem, ale im mniej wiedziała, tym lepiej.
- To jakiego maga nam możesz jeszcze polecić, Cersei?- spytała Katrina odwracając się w stronę ich przewodniczki.
- A co ja ich znam?- odparła dziewczyna. Wzruszyła ramionami i dodała.- Żadnego polecić nie mogę, członkinią gildii nie jestem, a i na magii się nie znam.
- To co wracamy do tego pierwszego? Jako on się zwał? Hmm... Finneasa Wielkiego? - spytała Katrina zerkając na Kenninga. - Czy wracamy do zamtuza z tym co mamy? - a w myślach dodała “lub nie mamy”.
- Możemy jeszcze raz spróbować w gildii - odparł Kenning. - W końcu nie sądzę, by w takim dużym mieście był tylko jeden mag, parający się takimi sprawami. Poza tym... może warto by iść tam, gdzie jest największe teoretyczne zagęszczenie wampirów i tam rzucić czar poszukujący. Ale najpierw gildia.
- A może zerknijmy na tą mapkę, bo może idąc tam miniemy jakieś ich miejsca zamieszkania i może warto by było sprawdzić, może nam się poszczęści bez tej gilgii? - zaczęła się zastanawiać na głos Katrina pocierając palcami czoło.
- Zobaczymy, może się uda - odparł Kenning.
Ruszyli w stronę siedziby gildii, po drodze porównując okolicę z planem otrzymanym od Aghaara.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-10-2011, 22:23   #226
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
I bardka i Nyhm też dowiadywali się szczegółów na temat porwania Juliana, które było głównym tematem rozmów. Zważywszy, że od wydarzenia minął już dzień, informacje okrzepły. Wiadomo było, że napaść odbyła się na kanale. Że porywacz Juliana (tylko jeden !), miał wspólniczkę w postaci grubej kobiety, która wyciągnęła siłą biedaka ze znanej karczmy
Że zaatakował Juliana, gdy ten pływał w gondoli i wciągnął się w magiczną bitwę z jego ochroniarzami, dostając niezłe bęcki. Po czym rzucił się do ucieczki.
Zaś grubaska okazała się asasynką, która utopiła niemal głównego ochroniarza Juliana i przydusiła tuszą samego szlachcica (lub utopiła).
Półelf i Krisnys wędrowali właśnie ulicami miasta, zbliżając się ostrożnie do miejsca, gdzie prawdopodobnie ukrywa się dzielna drużyna porywaczy, gdy nagle... nieboskłon przeciął cień nietoperza.... dużego nietoperza.

- Co do..?! - Bardka spojrzała w górę, przysłaniając oczy przed słońcem, było wszak południe - Nyhm, widziałeś to? - Spytała.
-To był...eee...chyba nietoperz.- zaryzykował teorię półelf.- Ale to mogło być wszystko. Posłaniec. Mały bojowy wywern.
Mógł mieć rację, stworzenie oddalało się bowiem szybko, w kierunku portu z którego wszak wracali. Bardka wzruszyła więc ramionami, po czym kiwnęła niedbale dłonią, by szli dalej...
Wędrowali więc dalej, poprzez drogi i kanały miasta, aż natrafili na coś, obok czego żaden szanujący się bard nie mógł przejść obojętnie.

"WIELKI TURNIEJ BARDÓW"
Takiż to napis namalowany został na płachcie tuż przed jedną z karczm.

- Hmmmm... - Na buźce Krisnys wymalowała się dosyć niezwykła minka - Wejdziemy na chwilkę? - Spojrzała na towarzysza z rozbrajającym uśmiechem, wspartym mruganiem niewinnie rzęskami.
Nyhm nie widział przeciwwskazań, zresztą bydlę zwane Puffciem, teoretycznie zaliczane do rasy psów już wlazł do karczmy w nadziei że dwójka dwunogów zrozumie psią aluzję i go nakarmi.
W karczmie zaś było tłoczno.



Bardowie urządzili sobie własny konkurs w miejsce odwołanego, powołali własny skład sędziowski i konkurowali o palmę najlepszego poety w oparach dymu z fajek i alkoholu.
Na buźce Krisnys pojawił się lisi uśmiech, gdy zobaczyła co też wyprawia się we wnętrzu karczmy. Nie trzeba wszak nikomu wyjaśniać, dlaczego poczuła się w jednej chwili niczym ryba w wodzie...

Przepłukując sobie gardełko procentami nastawiła uszu, mając nadzieję dowiedzieć się czegoś interesującego, samej przy okazji wypytując o to i owo, nie zapominała jednak przy tym i mieć na oku nastroju panującego wśród klienteli w przybytku, a związanego z nieoficjalnym konkursem Bardów. Mówiąc więc krótko, zbierała i ploteczki, i przygotowywała się sama do popisu przed publicznością.
Nyhm zaś zajął się po równi opróżnianiem kufli i czarowaniem co ładniejszych kobietem. Co gorsza, zgłosił do konkursu bardów, także. Co oznaczało oczywiście, że zaserwuje swój pokaz wokalno-taneczny.
Podczas gdy Nyhm próbował przekonać tutejszych sędziów,( czyli szanowanych bardów, lub zbyt pijanych by śpiewać), że jest półelfem działającym w branży rozrywkowej, Krisnys działała.
Czyli zbierała ploty. Najwięcej informacji wyciągnęła od jednego z tutejszych bardów. Niezbyt może utalentowanego wokalnie i mającego irytujący nawyk gapienia się kobietom w dekolt.



Derringer, bo tak koneser uroków piwa i niewiast miał na imię, był za to dobrze poinformowany.
Opowiedział o pożarze jednego z zamtuzów, który wybuchł nagle w nocy. Opowiedział także o głównym powodzie blokady miasta, jakim jest porwanie Juliano, przez bliżej nieokreślonego młodego półsmoka. Zamachowiec, działał do spółki z doppelgangerem... albo kobietą wyposażoną w magiczny przedmiot pozwalający zmienić postać. Nie wiadomo na czyje zlecenie, ale łowcy różnych rodzin krążą po mieście. Poluje się też na czarnoksiężnika, czy też czarownika. Dokładnej wiedzy nie ma na ten temat, ale ponoć jest to zakochany w Giulletcie. Niektórzy posuwali się ponoć do stwierdzenia iż on to właśnie Giullettę pozbawił dziewictwa. Ale Derringer przestrzegał przed mówieniem tego zbyt głośno. No i były jeszcze zgony w starej części doków. Tajemnicze morderstwa, bowiem ofiary najpierw zabijano, potem okradano, a następnie morderca palił ciała.
Były też opowieści o porwaniu jakiegoś mężczyzny w dokach, nieudanym jednakże, bo porywacze upuścili beczkę, w której go przemycali. Mieli pecha, bo port został zamknięty kilka godzin później. I gdyby się im udało, nikt by ich nie złapał. Derringer wykluczył kwestię iż to Juliano był ową ofiarą. Świadkowie twierdzili, że porwany był elfem, więc pewnie chodziło o kaprys jakiego thayczyka, lub ofiarę na ołtarz złego bóstwa.
No i krążyła plotka o szykującym się buncie stojących w porcie statków. Marynarze już się zbierają po karczmach, a kapitanowe planują zbrojne kroki. Derringer radził omijać karczmy na nabrzeżu, zwłaszcza te w starych dokach. No i ostatni smaczek, dotyczył kapłanów nowej religii, od których zaroiło się ostatnio w Srebrnobrzegu. Bard pokpiwał z mizernych zdolności kapłańskich i fanatycznego wręcz oddania sprawie. Kapłani owego boga Xolotla, wieszczyli jakiś kataklizm, przed którym tylko ich bóg mógł ochronić swe owieczki. I tylko swe owieczki.

Krisnys miała naprawdę wielką ochotę wziąć udział w "prowizorycznym" konkursie Bardów. Naprawdę, naprawdę wielką... słysząc jednak tak wiele niepokojących faktów, przeszła jej ochota na jakiekolwiek śpiewy i konkursy. Zważywszy również fakt, iż jej ostatnie wysiłki w pewnej prywatnej przygodzie miały takie, a nie inne konsekwencje... Chciała więc jak najszybciej odszukać resztę towarzystwa, sprawy bowiem pieprzyły się w iście zawrotnym tempie. Ruszyła więc do Nyhma...
- Chodź no tu wielki amancie - Zagadnęła go, po czym odciągnęła na bok - Słuchaj, dowiedziałam się naprawdę wiele dziwacznych rzeczy. No więc tak... - Streściła szeptem mężczyźnie co zasłyszała.
-Acha...- zafrapował się półelf, podrapał za uchem i rzekł.-Iiiiii co teraz? Masz jakiś plan? Ja raczej jestem od robienia zamieszania Fwooschami niż taktyki.
- Noooo
- Zająknęła się - Chyba wypadałoby zostawić chwilowo śpiewy na boku i zająć się dalszym poszukiwaniem reszty znane nam bandy?.
-No to idziemy do zamtuzu.
-rzekł wesołym tonem Nyhm. I dodał.- Za mną.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 20-10-2011, 20:39   #227
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kenning miał rację... i mylił się.
W Venetticy oczywiście sporo było magów wszelakiej maści. Zarówno starych i doświadczonych.


jak Telissamander, elfi mistrz dweomeru. Czy też przerażających i skrajnie feministycznych


jak Canaka Silires, badaczka odległych planów i mistrzyni przyzwań. Czy też...


skrajnie nieudolnych, jak młody mag Hubereus.

W mieście było wielu magów, to jednak nie oznaczało wolnej konkurencji. O nie. Gildia dbała o to by magowie nie wchodzili sobie w drogę, jeśli chodzi o kompetencje i zwalczała wolną konkurencję, na różne sposoby. Tak więc w Venetticy nie było mistrza poznań, który dorównywał by możliwościom Finneasa Wielkiego. I niewielu magów, którzy w swych kompetencjach potrafiliby spróbować. Oczywiście rozwiązaniem tego problemu byłoby znalezienie kogoś kto ma magiczną kryształową kulę. Acz takie przedmioty należały do rzadkości, gdyż były horrendalnie kosztowne.
Do tego stopnia, że wielu magów w ramach prestiżu kupowało zwykłe niemagiczne kule, by w podczas rzucania czarów wróżenia, sprawiać wrażenie że korzystają z owego “cennego magicznego przedmiotu”.
Często też zdarzało, się że naiwny czarodziej kupował magiczną kulę, która była tylko sferą polerowanego kwarcu z rzuconym na nią zaklęciem mającym nadać jej pozory magicznego przedmiotu.
No i przy rozmowach zawsze pojawiała się kwestia wynagrodzenia. Bowiem rzucenie jednego czaru nie było kosztownym wydatkiem, niemniej znalezienie kogoś już tak. I nie wiązało się tylko z rzuceniem jednego czaru, ale z konkretnym podaniem lokalizacji.
A to już kosztowało, słono... I większość magów nie dawała gwarancji sukcesu, z racji tego, że nie była ich specjalizacja.

Co innego mapa od Aghaara. Był może i szalony ale nie był głupi. Mapa drobiazgowo zaznaczała miejsca na kryjówki, miejsca żerowania, miejsca do których się wampiry nie zapuszczą.
Wampirzą kryjówką miało być całe nadbrzeże, zwłaszcza jego stara część. Zgodnie z zapiskami przy tym miejscu, wampir potrzebował jedynie wynająć magazyn, by mieć względnie święty spokój. Poza tym zaznaczony był stary wrak zadokowany na prawym “ramieniu” zatoki z racji tego, że był nawiedzany przez kilka duchów i innych eterycznych nieumarłych którzy nie mogli zażyć spokoju po śmierci. Takie towarzystwo wampirom jednak nie przeszkadzało. Kolejną kryjówką, miały być katakumby pod północną częścią miasta, gdzie chowano znamienitych zmarłych. Tam jednak trzeba było uważać, bowiem obecny bóg zmarłych nie lubił nieumarłych, toteż kler Kelemvora patrolował je regularnie. Ostatnim miejscem nadającym się na kryjówkę, była świątynie Velsharoona Kapłani boga nieumarłych mogliby dać schronienie wampirowi. Oczywiście nieoficjalnie.
No i jeszcze dzielnica ubogich była zaznaczona jako siedlisko. I żerowisko zarazem.
Zresztą jako żerowiska zaznaczone były wszystkie portowe tawerny, zamtuzy i większość karczm.
Inne “znaleziska” buchnięte z domu Aghaara były równie niecodzienne. Zawartość cieczy w fiolce Vinc zidentyfikował, jako substancję która zapala się pod wpływem zetknięcia z wodą lub wilgocią.
Szpargały zebrane przez Katrinę, były w większości przypadków rozprawami naukowymi, filozoficznymi i socjologicznymi, oraz rysunkami i schematami. I aktem własności doku nr. 39 wraz z zawartością.
Różdżki i zwoje. W większości okazały się bezużyteczne. Tylko niektóre z nich działały.
I nawet te działające miały poniżej połowy pierwotnego potencjału magicznego. Pozostałe różdżki, albo były wyczerpane, albo służyły do bliżej nieokreślonych celów, zaś pozostałe zwoje albo były czyste, albo zapiski na nich nie miały nic wspólnego z zaklęciami.

W identyfikowaniu przedmiotów użyteczni byli Vinc z panem mózgiem, bowiem po łażeniu przez resztę dnia po mieście, Katrina i Kenning wrócili do Słodkich Bułeczek. Byli już wszak nieliczni: Vinc, Katrina i Kenning...i Juliano, ewentualnie. Reszta drużyny, gdzieś przepadła. A sytuacja była niepokojąca.
Póki co jednak, należało wypocząć. Wszak to był męczący dzień. A kolejny zapowiadał się równie ciężki. Znaleźć Cypia, wampiry, Romualda i Gaccia... i nie dać się złapać sługusom rudowłosej/krasnoludom/wampirom. Nie doczekali jednak rana.
W środku nocy bohaterów, obudził zapach spalenizny i krzyki. A właściwie wrzaski paniki.

Zamtuz się palił !


Pożar ogarnął górną część budynku i wybuchł nagle. Niektórzy klienci i pracownice widzieli ognistą sylwetkę przeskakującą po dachu.
I noc dla drużyny była nieprzespana. A Juliano, o dziwo, nie próbował ucieczki.
Ranek nastał awanturników w nietypowej sytuacji, bo... bez dachu na głową. Madame Zgroza odprawiła ich z kwitkiem mówiąc, że nie może już ich dłużej trzymać pod swym dachem. To już jest zbyt groźne dla jej życia, o interesie nie wspominając.

A bardka zaś wyszła z Nyhmem i zdobytymi informacjami z karczmy. Towarzyszył im Puffcio śmierdzący jak stado skunsów i brudny jak nieboskie stworzenie. Kierowali się do "Słodkich Bułeczek", zamtuza dobrze znanego całej trójce. Gaspaccio był ponoć na bardzo dobrej stopie z Madame Zgrozą, choć półelf unikał powodów tak zażyłej znajomości. Za to chętnie opowiadał o swoich artystycznych osiągnięciach.
Nagle Puffcio szczekając się wyrwał do przodu i dopadł małą istotkę, próbując ją skonsumować... A nie.... Lizał ją tylko, co było zapewne gorszą torturą niż bycie pożartym przez tego psa.
Ową istotką okazał się nieco osowiały kender. I bardzo zmęczony kender. Cypio bowiem był całą noc na nogach i zupełnie zapomniał o posiłkach. Co gorsza deMon jeszcze nie wrócił z wieściami i to był kolejny powód do zmartwienia. Co prawda wampiry chyba nic cieniowi zrobić nie mogły. Ale wśród nich był krasnoludzki nekromanta, nie wspominając o wampirycznej porywaczce, która też władała zaklęciami.
Więc lojalny lokaj, mógł w poważne kłopoty. W tej sytuacji znalezienie Puffcia i Nyhma oraz bardki, było jedynie jasnym punkcikiem na chmurnym niebie niziołka.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-10-2011 o 20:49.
abishai jest offline  
Stary 23-10-2011, 21:45   #228
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zdobycz była, nie da się ukryć, mizerna. Gdyby miało dojść do walki z wampirami, to różdżki w sam raz by się nadały by w zębach podłubać. Chyba że ktoś chciałby, na użytek wampirów i by odciągnąć ich uwagę, stworzyć jeziorko świeżutkiej krwi. Może by się nie oparły pokusie.
Zwoje, a dokładniej dwa z nich, co prawda były nieco lepsze, ale i tak (jako że były to ‘jednorazówki’) aż tak wiele zdziałać za ich pomocą nie można było. A pozostałe... gdyby mieli uciekać przed wampirami do wody, to może by się i na coś zdały, ale pytanie, czy woda z kanałów Veneticcy nie była równie szkodliwa, jak wampiry.
Ogólnie biorąc dla Kenninga wniosek był prosty - mógł uczestniczyć w odszukaniu kryjówki, w której przetrzymywani byli Gaccio i Romcio, ale na tym jego uczestnictwo w tej zabawie powinno się skończyć. Chyba że miałby być odwracaczem uwagi wampirów i ich bezbronnym celem. Ale z oznajmieniem tej radosnej wieści, tudzież swej decyzji, mógł poczekać do rana.

Ranek, a raczej pobudka, nadeszła dużo wcześniej, niż by sobie tego życzył zainteresowany raczej wypoczynkiem niż niespodziewanymi atrakcjami Kenning. Wydawane w różnej tonacji okrzyki “Ogień!”, “Pali się!”, “Gore!”, “Wody!”, połączone z zapachem spalenizny i trzaskiem pożerających dach płomieni zdecydowanie nie zachęcały do kontynuowania nocnego odpoczynku. Trzeba było wstać, chyba że miało się ochotę dowiedzieć, jak to jest być upieczonym żywcem.
Kennig bynajmniej nie przejawiał takich samobójczych zamiarów. I nie miał ochoty sprawdzić, czy ktoś zdąży zgasić pożar zanim płomienie zawitają w jego pokoju. Wciągnął koszulę, spodnie i buty i naciągając kurtkę wyszedł na korytarz.
Zapewne był ostatnią sobą, która opuszczała to piętro, bowiem korytarz w zasadzie były już pusty. Tylko jakaś półnaga panienka, owinięta w prześcieradło, zbiegała po schodach ścigana przez kłęby dymu. Na szczęście po korytarzu ogień nie hulał. Jeszcze, bowiem jakiś dureń-podpalacz, zamiast zabrać się za swą pracę od podstaw, czyli od poziomu parteru, zaczął od dachu. W gruncie rzeczy Kenning nie miał do niego pretensji o taki brak fachowości. Nie musiał ratować się w jakiś bardzo wymyślny sposób.
Sam dym nie był taki straszny. Kenning nabrał powietrza - w jego części korytarza było to jeszcze możliwe - a potem, nisko pochylony, ruszył w stronę schodów. Wystarczyło przez jakiś czas nie oddychać, trzymać się w miarę blisko podłogi, gdzie dymu było znacznie mniej i nie gryzł aż tak w oczy... i droga do wolności bez większych problemów stanęła otworem.
Może jednak nie o to chodziło, by "Bułeczki" spiec na węgielek, ale by komuś udzielić ostrzeżenia? Madame Zgrozie? A może im, dzielnej drużynie?

- Ktoś nas wykurzył - powiedział do reszty towarzystwa, gdy pożar dogasł, a Madame Zgroza pokazała im drzwi. - Poszukamy jakiejś kwatery, co o tej porze dnia może się okazać trudne, czy też pójdziemy do tego doku sprawdzić, co się kryje pod tajemniczym słowem 'zawartość’?
 
Kerm jest offline  
Stary 04-11-2011, 16:07   #229
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent położył się spać z nadzieja że jak to zwykle bywa, jutro nastanie nowy dzień. Obecny dzionek bowiem dość już go wymęczył. Ucieczka przed hobgoblinami, zwodzenia krasnoludów oraz zabawa w kotka i myszkę z ludźmi rudowłosej (po których wciąż miał niesmak w ustach), a na koniec pomoc w identyfikacji przedmiotów przyniesionych przez Katrinę i Kenninga.
Tak to był pracowity dzień. Nie dziwota iż chłopak zasnął niczym pod wpływem magicznego zaklęcia.

Przez sen zdawało mu się że słyszy krzyki, czuje dym, zrobił osie też dziwnie ciepło. Ale wszak to tylko sen, kto by się tym przejmował i wstawał z łóżka, kiedy ciało jest tak zmęczone?

Dopiero kiedy coś natarczywie zaczęło go pukać w czoło, smokowaty otworzył leniwie oczy by zobaczyć jak arcymag w swym słoiku obija się o jego czoło. Mózgownica nie robiła tego z czystej złośliwości, bowiem to co zdawało się być snem, jawą się stało.

Zamtuz płonął!

Vincent poderwał się z łóżka i chwycił chrapiący obok niego miecz, który jęknął zaspanym tonem.
- Tutaj kawałek ominęłaś, poleruj dalej...

Po chwili już zaklinacz z plecakiem na ramieniu, mieczem przy pasie, goglami na oczach i arcymagiem pod pachą, w samych gatkach zbiegał po schodach przez obłoki dymu. Na szczęście jego specjalne okulary do prac alchemicznych chroniły wyśmienicie przed zgubnymi efektami dymu. Zresztą nie w takich oparach już przyszło mu się poruszać, kiedy był mały nie raz nie dwa wysadził coś przypadkiem w pracowni dziadka.

Kiedy dotarł przed budynek natknął się na Keninga, Juliano i Katrinę, którzy przekazali mu iż Madam Zgroza nie chce już ich więcej widzieć. Na słowa mężczyzny zaś odparł.

- Ja bym ruszył do doków, sporo osób może nas szukać, nie wiadomo która karczma była by bezpieczna. -następnie pazurem podrapał ie po brodzie i dodał. - A w nocy wpadłem chyba na to jak odczytać wiadomość którą wypuścił Cypio. Ale nie chce robić tego tutaj, wole by nie było przy tym postronnych osób. -dodał i zaczął ubierać się w ciuszki schowane w plecaku.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 06-11-2011, 20:51   #230
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cypio wlókł się ulicami Venetii z nosem na kwintę. Zgubił Romcia, Alfreda, Alfonso, wampiry i siebie na dodatek. Co gorsza wszystkie znaleziska cudownej otchłani toboła okazywały się... powiedzmy, że wiekowe i w najmniejszym stopniu nie nadawały się na posiłek. Niby po drodze znalazł sporo przekąsek; jednak "upuszczone" jabłko, pączek czy koszyk korzennych ciasteczek nie były potrawami, które mogą nasycić głód bohatera. Do tego potrzebny był porządny, ciepły obiad. A tego nie gubiono na ulicy, niestety...

Chociaż sam Cypio nie mógł odnaleźć ani Bułeczek, ani nawet obiadu, to na szczęście ktoś odnalazł Cypia.
- Puffcio! Mordo ty moja! - uradował się kender, przygnieciony z nienacka tłustym, włochatym cielskiem, które - ze względu na ilość pokrywającego je błota - wyglądało obecnie jak świeżo lepiony golem. Psi golem, co było pewną nowością, ale szybko mogłoby stać się bardzo modne w wytwornej Venetii. Ostatecznie szlachta docenia, jeśli pupil nie śmierdzi, nie ślini się, ani nie zanieczyszcza dywanów w inny sposób. No i golemy są tańsze w utrzymaniu, choć droższe w produkcji.

Kender dopiero po chwili zorientował się, że de Puchatek prowadzi posiłki. Nie była to pieczona kaczka co prawda, ale pierś miała równie dorodną. Niestety niejadalną. Przynajmniej chwilowo.

- Krysnis!! - ucieszył się Cypio po raz wtóry. Obecność nielubianego Nympha dyplomatycznie zignorował, choć mogła być ona niezłym wabikiem na deMona. - Krysniiiiiiis!! - rozbeczał się po chwili, gdy przypomniał sobie powód samotnej wędrówki po mrocznych ulicach miasta. - Porwali Romualdaaaa!! I Gaccia, i deMona i w ogóle chcą nas pzerobić na kotlety, co było by pewnie bardzo ciekawe, ale wtedy nie uratujemy Romusia, ale wampiry nie jedzą kotletów, więc byli byśmy bezpiecni, no i przed Kenningiem też, bo on woli bułeczki, zdrajca parsywy, co omotał wsystkich i biedną Katrinę tez. Ooo, Gaspaccio się pewnie zapłace na śmierć, chociaz moze juz jest martwy, albo niemartwy, to w takim razie pewnie się zapłace, no chyba ze sie toba pociesy. Ale wies, musimy uwazać, bo wampiry sobie zrobiły na nas polowanie z nagonką; no i zbiry Angeliki tez, ale ich to widać z daleka, w przeciwieństwie do wampirów, co łazą po dachach tylko jak jascurki! Psynajmniej nie wsadziły Romusia do becki i nie chciały utopić, tylko porwały kulturalnie i normalnie hipnozą. Wies, ze ten parsywy Kenning się zniewidzialnił i powiedział, ze to moja wina?! Jak to ja wyciągnąłem mego cudnego Poetę z wody, bohatersko goniłem porywacy i zgubiłem pościg wampirów, a potem posłałem za nimi Alfonsa na pzespiegi?! A on MNIE oskarzył?! I jesce Katrinę pzekabacił, a teraz nie ma ani Romcia, ani Alfonsa, nikogooooo!! - rozkleił się z powrotem kender kończąc tyradę.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172