Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2011, 00:17   #121
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Grzebień… gdzie był jej grzebień?!
Ach, no tak… nie miała grzebienia. Jeszcze poprzedniego dnia zupełnie nie był jej potrzebny. Tropicielka zupełnie nie mogła pojąć jak mogła się bez niego obejść. Przecież… szlak czy nie szlak, trzeba jakoś wyglądać przed ludźmi!
Na marudzenia kompanów reagowała tylko krótkim „chwila!”, albo „już kończę!”. Rany, jak można być tak niecierpliwym?! Przecież wyprawa nie zając, nie ucieknie! A jak coś jej się przypadkiem złamie lub zepsuje, bo źle to spakuje to będzie przecież tragedia!

Kiedy wreszcie wyruszyli, Kaldora czuła się trochę nieswojo. Ciągle się jeszcze nie przyzwyczaiła do tego co ma między nogami… a przy maszerowaniu dawało to o sobie znać co chwila.
No i nie mogła się przez to skupić. A przez to z kolei zgubili się…
…trzy razy. Za każdym razem jej wyjaśnieniem było bezsilne westchnienie i wzruszenie ramionami z lekkim smutkiem na twarzy. Bo to oni nigdy się nie zgubili, czy jak…

A potem znaleźli wozy. Kobieta już chciała obojętnie powiedzieć, żeby je zostawili i nie interesowali się, ale Xander najwyraźniej wiedział lepiej. Na nagłą śmierć mężczyzny z karety zareagowała instynktownym przytknięciem dłoni do ust. Coś jakby ją zemdliło na widok krwi… czy może raczej śmierci?
Ją, która to sama potrafiła zabijać na potęgę mdliło nagle na widok krwi?!

Wściekła na samą siebie Kaldora znowu spróbowała rozpaczliwie zdjąć bransoletę. Aż rozdrapała sobie skórę na nadgarstku, na co zareagowała cichym jękiem i przekleństwem.
Nie dało się! Czemu tak bardzo nie dało się tego zdjąć?!
Była tak zła, że prawie przegapiła fakt wyjścia z karety kobiety i dzieci. I była przez to jeszcze bardziej wściekła, bo poczuła niezwykłą litość do ocalałych – ten mężczyzna był prawdopodobnie jedynym żywicielem rodziny, a teraz będą musieli radzić sobie sami…

Jak ona to robiła jako mężczyzna, że takie rzeczy nic a nic ją nie obchodziły?!

Tropicielka była zbyt zdenerwowana, by przyłączyć się do rozmowy z ocalałymi. Zamiast tego zainteresowała się śladami, które były wszędzie dookoła.
 
Gettor jest offline  
Stary 18-06-2011, 23:55   #122
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Tak na dobrą sprawę niczego konkretnego się nie dowiedzieli. Elfy zabrały rannego i oddaliły się bez słowa. Cała ta sytuacja z bransoletą wydawała się kuriozalna, jednak Zak nie wyobrażał sobie, żeby jego to spotkało i nie zazdrościł Kaldorowi.

Zak był jeszcze poważnie osłabiony po potyczce. Leżąc na posłaniu opatrzył draśnięcie, które otrzymał od martwego już goblina. Nic poważnego. I mimo, że ciepły posiłek wrócił mu odrobinę sił, nie był w stanie zasnąć. Wstał więc i cicho wyszedł przed jaskinię. Noc była mroźna i rześka. Zak otulił się szczelniej płaszczem, wyjął zza pazuchy fajkę i po kilku skrzeszeniach krzesiwa, odpalił i już po chwili dookoła uniosła się przyjemna woń fajkowego ziela.

***

Ranek jak zwykle przyszedł zbyt wcześnie, jednak kojący sen wyraźnie wrócił siły Zakowi, który skoro świt gotów był już do drogi. Drużyna po chwilowych wahaniach ruszyła w dalszą drogę. Dzień był pogodny. Zawierucha dnia poprzedniego minęła i na drodze grupy stały już tylko śnieżne zaspy. Szczęśliwie brodząc w śniegu trafili w końcu na wybrukowany trakt, który znacznie przyspieszył marsz.

Dzień dłużył się. Od czasu do czasu słychać było krótką wymianę zdań. Zak szedł przodem, jak poprzedniego dnia, pykając powoli fajkę. Widać było, że wydarzenia wczorajszego dnia odcisnęły się na reszcie grupy. Nawet Tim nie był skory do rozmowy. Przenikliwą ciszę przerwał niepokojący widok. Wóz wyglądał na porzucony, jednak pokrwawiony dookoła śnieg nie wróżył nic dobrego. Zak zatrzymał grupę, jednak Xander wyszedł pierwszy, by zbadać sytuację. A ta okazała się być co najmniej dziwna. Jednak jeszcze dziwniejsze było to, że nadal nic nie czuł...
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 20-06-2011, 00:54   #123
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Ta bransoleta to moja prywatna sprawa. -odparł Gerard Timowi po czym już nie wdawał się w dyskusje. Ciepły posiłek dobrze mu zrobiło, zaś widok śpiącego przy ognisku Gustawa ukoił zszargane nerwy. W nocy jednak nie mógł zasnąć. Owinął się kocem i wyszedł przed jaskinie gdzie uciął sobie pogawędkę z ich nowym kompanem, jednak w końcu i jego dopadło zmęczenie, tak więc wrócił do przygasającego już ogniska i oparty o swego muła zapadł w sen.

~*~

Rano wraz z innymi musiał sporo czekać na przemienionego w kobietę Kaldora. Może przekleństwo bransolety pomieszało mu też w głowie?
Większość drogi spędził na grzbiecie Gustawa, który był wytrwałym i wygodnym wierzchowcem, chociaż niezbyt szybkim. W czasie podróży przyglądał się sztyletowi który to miał nieść śmierć nosicielowi jak i jego ofierze.

Gdy dotarli do zniszczonej karawany mag trzymał się na uboczu rozglądając się bacznie. Najpierw symbol odnaleziony u goblińskiego szamana, teraz karawana której członkowie umierają w dziwny sposób. Czyżby mag zbliżał się do swego celu, czy gdzieś tu czai się podpowiedź.
Mężczyzna pogłaskał kruka siedzącego mu na ramieniu i dobył swej lekkiej kuszy. Naładował ją i z błyskiem dziwnej determinacji w oku oświadczył.
- Idę się rozejrzeć czy coś tu się nie czai w okolicy. Ktoś chętny do pomocy? - nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę najbliższych krzaków.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 20-06-2011, 15:23   #124
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Timowi w przeciwieństwie do reszty drużyny nie przeszkadzało ociąganie się Kaldora. Gdy patrzył na zachowanie swojego kompana coraz bardziej uświadczał się w przekonaniu, że od tej pory należy go raczej tytuować per Kaldorka. Wskazywał na to nie tylko wygląd ale i zachowanie. Ku cichej uciesze niziołka Kaldor cały ranek krzątał się po jaskini jak baba, a to starannie pakując rzeczy, a to roztrząsając sprawę swojego uczesania. Wiedząc, że wykłócanie się z babą o takie pierdoły jak naglący ich czas nie ma sensu - one tego po prostu nie pojmowały. Nie próbując zatem przekonać Kaldorki, aby przyspieszyła odrobinę pakowanie - usiadł przy wygasłym już ognisku i wyciągnął ze swojej torby małą, oprawioną skórą i szytą na grzbiecie grubą nicią książkę, z której co rusz wystawały jakieś zakładki i luźne kartki. Tim był początkującym magiem i grubość ani też jakość wykonania nie napawały podziwem, jednak niziołek był również bardzo skrupulatny w tym co robił to też każda niemal strona z zaklęciem zawierała także na marginesach i na rzeczonych, luźnych, wystających co rusz karteczkach, zapiski na temat obserwacji poczynionych przez Tima przy okazji nauki znanych sobie już czarów. Były tam także rozważania na temat możliwych modyfikacji i wykorzystania. Niziołek pogrążył się w lekturze, by jak przystało na każdego szanującego się czarodzieja mieć tego dnia w zanadrzu coś odpowiedniego w razie kłopotów. Pakowanie Kaldora przedłużało się, a Tim w międzyczasie po wnikliwej analizie sytuacji i kilku dylematach zdecydował, które zaklęcia mogą być przydatne - usiadł ze skrzyżowanymi nogami, odłożył manuskrypt na kolana i zamknął oczy. Wziął parę głębokich oddechów by wyrzucić z głowy resztki zaśmiecających jego umysł myśli, w czym świetnie przeszkadzała mu krzątanina Kaldora. Niziołek tak jak był uczony zbudował sobie w wyobraźni wizualizację własnej księgi magii. W wyobraźni niziołka było to rzecz jasna tomisko znacznie większe niźli w rzeczywistości - oprawione w smoczą skórę okładki spięte były mithrilowymi zawiasami o fantazyjnym kształcie. Rogi okute były na podobną modłę, a całość dopełniał zdobny zamek z symbolem Mystry i Azutha zamiast dziurki na klucz. Był to magiczny zatrzask, który mógł być otwarty jedynie przez osobę władającą magią i to w dodatku taką, która była nikim innym jak właśnie Timem. Zatrzask bronił dostępu do grubych, wykonanych z wyśmienitego papieru kart chronionych wszelkimi możliwymi zaklęciami tak by nie imał się ich kurz, ogień, woda, ani nic co mogłoby zwykłe zapiski obrócić w niebyt. Tak właśnie wyglądała jego w rzeczywistości mizerna księga czarów w wyobraźni. Tim otworzył tomisko i ujrzał puste karty, które jedynie czekały by zostać zapełnionymi. Reprezentowało to stan jego umysłu - oczyszczony i spokojny, gotowy by zapamiętać formuły zaklęć. Raz po raz Tim zapełnił te mentalne karty formułami odczytanymi w swoim manuskrypcie, a gdy skończył zatrzasnął księgę, klasnął w dłonie i rzekł:

- No to komu w drogę temu czas! Te... Kaldorka! Uczesałaś już czuprynę?

Ich 'nowa koleżanka' zbyła uwagę zniecierpliwionym sykiem. Mimo to niedługo po tym wszelkie czynności związane z pakowaniem i codziennym make-upem musiały najwyraźniej zostać dopełnione, gdyż drużyna ruszała z jaskini w dalszą drogę.

Śnieg skrzypiał pod stopami, a Tim coraz bardziej zainteresowany był noszoną przez Kaldora branzoletą. Musiał to być zaiste potężny przedmiot, skoro potrafił z zaprawionego w wędrówkach tropiciela w tak krótkim czasie zrobić nierozgarniętą, gubiącą się kilkukrotnie na prostej drodze fajtłapą. Nie pomagały jęki i stęki, ani też prośby by eks-tropiciel/-ka się pospieszyła i bardziej pilnowała. Tim skłaniał się już powoli ku pomysłowi by zakneblować temu 'balastowi' usta, związać ręce i wlec ją na linie za sobą jak psa, który spuszczony ze smyczy popędzi w siną dal.

Wnet Xander zatrzymał się i Tim po raz kolejny o mały włos nie wpadłby na bardowi na plecy. Przed nimi zamajaczyła karawana. Gdy podeszli bliżej jasnym stało się, ze musiał tutaj mieć nie tak dawno temu miejsce napad. Sądząc po śladach krwi nie tylko rabunkowy ale także połączony z morderstwem. Tyle tylko, że nigdzie nie było ciał. Xander podszedł bliżej a niziołek podążył jego śladem wyciągając dla bezpieczeństwa swoją małą, ręczną kuszę i nakładając na nią bełt. Sprawa zaczęła śmierdzieć jeszcze bardziej, gdy tylko niziołek dostrzegł, że w jeden z wozów pełen był kosztowności. Złote monety, srebrne sztabki... bądź tez na odwrót, szafiry, rubiny i bogowie jedynie wiedzą, co jeszcze. Timowi oczy się zaświeciły. Był co prawda magiem, a nie cmentarną hieną, jednak jak każdy niziołek lubił błyskotki - tym bardziej im większą prezentowały wartość. Zresztą... byłoby jawną głupotą zostawiać taką fortunę w środku lasu. Wcześniej czy później i tak ktoś by ją zabrał, wiec czemu to nie miałby być właśnie Tim. Niziołek zaczął pakować do kieszeni i wolnych toreb, a także do tych pozajmowanych na tyle na ile się dało, co tylko się dało i chwilę później wyglądał niczym przyozdobiona choinka, a przy każdym kroku dzwoniło mu w kieszeniach.

- Może pomożecie? Sam przecież wszystkiego nie dam rady wziąć, a wierzcie mi że chciałbym. Szkoda przecież to tutaj zostawiać nie? Wilki z tego pożytku mieć nie będą a my możemy. Chodźta no... ruszcie się bo was dewaluacja zastanie... Nie wolno w życiu marnować uśmiechów losu, a teraz to ten los to się do nas szczerzy i pajacyki robi. Jeszcze nas Tymora ukarze, że nie odwzajemniamy jej uśmiechu - paplał Tim a słowom jego towarzyszyło brzęczenie monet przy każdym jego ruchu.

- Odejdźcie bo zaatakujemy was! - rozległo się trwożne wołanie. Tim podskoczył w miejscu szykując kuszę do strzału lecz nie dostrzegł nigdzie źródła gróźb.
- Nie róbcie z siebie idiotów. Gdybyśmy byli wrogami, już byście nie żyli. Kiedy zdarzył się napad? - odkrzyknął Xander, który najwyraźniej wiedział skąd się owe groźby wzięły.

Obserwując barda, Tim zdał sobie sprawę, że dźwięki dochodzą prosto z wnętrza jednego z wozów, którego okienka strzeleckie, po tym jak bard usunął się z drogi wychodzą prosto na niego. Przełknął głośno ślinę i szybciutko dołączył do reszty kompanii stając jakby nigdy nic za plecami najbliższego z nich. Po chwili pertraktacji drzwi otworzyły się i stanął w nich niski blady mężczyzna o przekrwionych ślepiach wpatrzonych gdzieś w dal. Niziołek obejrzał się za siebie starając się zobaczyć na co tak gapi się ten dziwak, a gdy spojrzał na niego z powrotem mężczyzna leżał już stygnąc na śniegu.

- Idę się rozejrzeć czy coś tu się nie czai w okolicy. Ktoś chętny do pomocy? - zapytał Gerard.
- O nie, nie. Za duże się tutaj dzieje żeby to przegapić - odparł Tim kierując swoją uwagę ponownie na Xandera i leżącego u jego stóp trupa - Daj że spokój. Trzeba zabrać żyjących do miasta i lecimy dalej. Nie ma co zgrywać samarytanina. Mamy robotę pamiętacie?

- Ejj wy co wy za jedni jesteście i co tutaj się stało? - wypalił niziołek, gdy z powozu wyszli pozostali ocaleni.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Cosm0 jest offline  
Stary 21-06-2011, 21:11   #125
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
***************Asgard, Tim i Xander***************

Zimny wiatr zerwał się niespodziewanie, niczym przyczajony tygrys rzucający się na swoją ofiarę. Ciężkie chmury zdawały się wisieć tuż nad głowami towarzyszy i małej dziewczynki. Warunki dotychczas były niezwykle przyjazne towarzyszom, a nagła zmiana pogody była po prostu dziwna. Ponadto faktem przemawiającym za nienormalnością zaistniałego właśnie zjawiska była totalna, niczym niezmącona cisza, jaka zapanowała w najbliższej okolicy.

Kobieta wraz z młodzieńcem leżeli po chwili na ziemi, nie dając znaku życia. Wszelkie próby podejmowane przez Xandera w celu uchronienia ich przed odejście do innego, lepszego świata, o ile oczywiście takowy istniał, spełzały na niczym. Nieruchoma pierś i brak tętna u obojga były jednoznaczną oznaką śmierci.

Dziewczynka stała nieruchomo tuż przed wozem, nie zwracając zupełnie uwagi na ciała leżące tuż obok niej. Sprawiała wrażenie, jakby śmierć była dla niej czymś zupełnie normalnym i oczywistym, czymś, z czym ma do czynienia na co dzień.


Wpatrywała się nieruchomo w stojącego najbliżej Xandera. W jej oczach widać było strach, rozpacz i ... chęć mordu. Każde dobre uczucie, jakie można było odczytać z jej oczu przeradzało się w coś okropnego.
Xander stał niczym zahipnotyzowany, wpatrując się w oczy małej, bezbronnej dziewczynki. Miał wrażenie, jakby te wchłaniały go do jej wnętrza. Stał, pochylając się coraz bardziej w jej stronę, niczym samobójca spadający powoli w taflę lodowatej wody, chcąc zakończyć swój nędzny żywot.

Z transu wyrwał go szybko narastający tętent kilku koni. Po chwili na zasypanej drodze oczom grupy ukazała się grupa zbrojnych, pędzących wprost ku całemu zdarzeniu, w stronę których odwrócili się wszyscy znajdujący się przy wozie ludzie.


Jako pierwszy pędził postawny mężczyzna w hełmie przyozdobionym dwoma rogami. Tuż za nim podążał mężczyzna z proporcem przedstawiającym znak Suzail, rozłożyste drzewo ze złotym pierścieniem na trzonku na tle nocy i dnia. Masywne tarcze z wymalowanym takim samym herbem zwisały swobodnie z boków.


Jeźdźcy dzierżyli długie, jednakowe włócznie. Nie sposób było pomylić ich z kimkolwiek. Towarzysze mieli do czynienia ze strażą stolicy Cormyru. Masywne wierzchowce poczęły zwalniać pod wpływem wydawanych przez jeźdźców poleceń. Ich potężnie zbudowane nogi zaryły w śniegu, zostawiając głębokie ślady.

Dowódca grupy stał najbliżej towarzyszy. Rzucił okiem na wozy, po czym zlustrował lodowatym wzrokiem stojących mężczyzn. W tym samym momencie każde z nich uświadomiło sobie, że ciężkie chmury zniknęły z nieba, a zimny wiatr przestał szaleć pomiędzy drzewami.
Dwóch jeźdźców okrążyło wozy, przyglądając się im uważnie. Kiwnęli po chwili głową swojemu przełożonemu, dając do zrozumienia coś, o czym tylko oni wiedzieli.
-Rzućcie broń i stańcie w szeregu. - zabrzmiał głęboki, zimny głos mężczyzny. Kiedy wydawał polecenie, jego podkomendni zaczęli okrążać towarzyszy. Po chwili stali okręgiem w około podróżników z wyciągniętymi w ich stronę włóczniami. Z ich twarzy można było wyczytać zawziętość i odwagę.
-Każda próba ucieczki zakończy się śmiercią. Sierżancie, czyńcie swoją powinność. ostatnie słowa skierował do znajdującego się po jego prawej stronie mężczyzny.
- Jesteście zatrzymani w związku z mordem i rabunkiem, jakiego dokonaliście na rodzinie De' Boer oraz ich straży. Zostaniecie przewiezieni do Suzail, tam odbędzie się proces i zostanie wydany wyrok. Każde z was ma prawo się bronić.- słowa dotyczące wyroku nie brzmiały zbyt obiecująco. Cała sytuacja była wyjątkowo niezręczna. W dodatku jedyny świadek całego zdarzenia, mogący oczyścić z zarzutów towarzyszy po prostu zniknął.


***************Gerard, Kaldorka i Zak***************

Mag wraz z towarzyszącą mu Kaldorką oraz Zakiem ruszył w stronę pustego i nieprzyjaznego lasu. Każdy jego krok zostawiał wyraźny ślad, dzięki czemu nie musiał się obawiać zgubienia drogi nawet w przypadku dalekiego oddalenia się od reszty grupy. Ponadto obecność tropiciela, obojętnie jakiej płci, ograniczała możliwość zgubienia się praktycznie do zera.

Dziwnie wyglądająca trójka towarzyszy w dziwnym i nienadającym się na romantyczny spacer miejscu poszukiwała jakichkolwiek śladów przez dłuższy czas. Wypuszczony przez Gerarda jego magiczny przyjaciel nie był i im w stanie zbytnio pomóc.

Kolejne minuty mijały a poszukiwania prowadzące przez towarzyszy nie przynosiły spodziewanych efektów. Śladów nie było żadnych, co zaprzeczało logice i wszystkiemu, czemu zaprzeczyć można było. Zupełnie tak, jakby napastnicy rozwiali się w powietrzu.


Mag już miał zawrócić, gdy jego oczom ukazał się tak długo poszukiwany i upragniony widok. Ślady ludzkich stóp. Wielu. Ci, którzy pozostawili po sobie te ślady szli gęsiego. Ślady nie były głębokie, co znaczyło o lekkości osób, które pozostawiły po sobie te ślady. Najciekawsze jednak z tego wszystkiego było to, że zaczynały się one nagle. Zupełnie tak, jakby ktoś zmaterializował się w środku lasu.


Radość przerwana została przez przybycie ptaka, który poinformował swojego właściciela o zbliżającym się oddziale zbrojnych. Kaldorka wraz z Gerardem i Zakiem uświadomili sobie w tym samym momencie, jak bardzo oddalili się od pozostałej części grupy. Ruszyli czym prędzej ku towarzyszom, brnąc przez wysoki i ciężki śnieg.

Ich wysiłki przynosiły bardzo dobre efekty. Spalone w czasie męczącego, intensywnego marszu kalorie przekładały się na szybkość, z jaką przemierzali kolejne metry dzielące ich od wozów. Kiedy ich oczom ukazał się kawałek zasypanej drogi, na którym pozostawili swoich towarzyszy, ich miny zrzedły. Pozostała przy wozie trójka stała otoczona przez uzbrojonych mężczyzn. Sprawa nie wyglądała najlepiej, ale ku radości schowanej za drzewami pozostałej trójki nikt ich nie dostrzegł. Pytanie, co mieli teraz zrobić.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 21-06-2011 o 21:27.
daamian87 jest offline  
Stary 22-06-2011, 14:20   #126
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Tim patrzył jak Xander nachyla się coraz bliżej tej dziwnej małej jakby zahipnotyzowany jej przekrwionym spojrzeniem. W koło nastała taka niczym niezmącona cisza, że Tim słyszał bicie własnego serca... a gdyby odrobinę się postarał to stawiał całą zawartość swoich kieszeni, że usłyszałby też myśli nie tylko własne, ale i wszystkich innych. Wycie wiatru ustało, zwierzęta przestały wydawać swoje zwykłe odgłosy, nawet liście nie szumiały - las zdawał się wstrzymać 'oddech' w pełnej napięcia ciszy wyczekując, co też się zaraz wydarzy. Niziołek węszył kłopoty, choć jak miało się za moment okazać nie o takim charakterze, jak się spodziewał. Oczami wyobraźni widział już jak mała dziewczynka okazuje się obiektem z koszmarnych opowieści - krwiożerczym potworkiem, który lada moment ukaże swoje ostre jak szpilki kły i wpije się w szyję barda wysysając z niego życie, a pozostałych napawając przerażeniem. Zamiast tego jednak dał się słyszeć tętent kopyt. I to wielu sądząc po odgłosach. Wzrok niedoszłej 'potworzycy' złagodniał i dziewczynka na powrót stała się małym niewinnym dzieckiem, gdy na ośnieżonej drodze oczom ich wszystkich ukazała się grupa pędzących konno ku nim zbrojnych. Wiatr ponownie zakołysał liśćmi, zimowe ptaki wznowiły swój codzienny śpiew, a w oddali zawył wilk. Krótko mówiąc - wszystko wróciło do normy. Jeźdźcy nie wahali się ani przez moment - szybciutko otoczyli ich nieprzeniknionym okręgiem kierując ku nim czubki swoich włóczni. Niziołek delikatnie odsunął wycelowaną w siebie włócznię, a gdy ta gwałtownie wróciła na swoje miejsce, przełknął ślinę i szczerząc się do jej właściciela zrobił zgrabny krok w tył dotykając swoimi plecami, pleców Xandera.

- Rzućcie broń i stańcie w szeregu. Każda próba ucieczki zakończy się śmiercią. Jesteście zatrzymani w związku z mordem i rabunkiem, jakiego dokonaliście na rodzinie De' Boer oraz ich straży. Zostaniecie przewiezieni do Suzail, tam odbędzie się proces i zostanie wydany wyrok. Każde z was ma prawo się bronić - wyrecytował dowódca tej brygady, a była to zapewne wyuczona na pamięć formułka, którą słyszał każdy rzezimieszek przyłapany w podobnej okoliczności.

- Ależ dobry Panie - zaczął Tim odklejając się od pleców barda i postępując krok w stronę przemawiającego przed momentem mężczyzny dzwoniąc przy tym kieszeniami. W momencie dwie kolejne włócznie zostały wycelowane prosto w głowę Tima zatrzymując go w pół kroku - Ależ bez obrazy Panowie - dodał szybko rozkładając szeroko ręce w geście poddania i cofając się na swoje miejsce by ponownie 'przykleićc' się do pleców barda - My mordercami i rabusiami?! Ależ co to, to nie drogi Panie - gwałtownie pokręcił przecząco głową - My to dobre chłopy jesteśmy. A przynajmniej ja, ale reszta to chyba też niczego strasznego na sumieniu nie ma. No a już na pewno nie tego tutaj... - powiedział Tim wskazując kciukiem i kiwając głową w stronę całego tego karawanowego rozgardiaszu - ...to, to już tutaj było jak żeśmy przyszli. Właśnie dlatego podeszliśmy, żeby sprawdzić co się stało i wtedy masz ci babo placek, akurat na nas trafiło! Ci tutaj padli na naszych oczach. Tak jakoś dziwnie... całe przekrwione oczy mają - sami zobaczcie. W jednej chwili z nami rozmawiali, a zaraz później - bah... no i zimni tacy jak tu ich widzisz. My to w złym miejscu o złym czasie się pojawiliśmy. Zresztą zobacz dobry Panie, że nikt z nas nie ma nawet krwi na ostrzach. Ba! Ja to nawet ostrza nie mam porządnego. No i nigdzie przecież nie ma ciał, a mimo że głodny jestem że mógłbym konia z kopytami pożreć, to głową ręczę, że kanibalem nie jestem! Ja to bym prędzej na tą małą uważał, bo coś mi podpowiada, że ona nie jest do końca tym na co wygląda. Głupio to brzmi, ale bardzo proszę, żebyście ją chociaż ode mnie z daleka trzymali na razie. - wtedy też, gdy Tim chciał wskazać na nią wskazać nie pozostawiając wątpliwości o kogo chodzi, zorientował się, że dziewczynka zniknęła... przepadła jak kamień w wodę... rozpłynęła się w powietrzu i próżno było jej szukać, a nie było raczej możliwym by ktokolwiek wymknął się niepostrzeżony przez otaczający ich 'mur' najeżony ostrzami włóczni. Teraz to dopiero faktycznie głupio wyszło... nie dość, że podejrzani o mord to jeszcze niepoczytalni...

- My mordercami! - zaczął jakby nigdy nic Tim mając nadzieję, że dowódcy umknie ten drobny szczegół zalany potokiem słów - Też coś... dobry Panie my jesteśmy znajomkami kapłana Tarmana Złobijcy! Może znasz? Osobiście, albo chociaż ze słyszenia? On nas wysłał, żebyśmy coś dla niego zrobili, a tutaj na to wszystko trafiliśmy przypadkiem...

- Aaaj no przecież! Nawet z nami jest kapłan jeden. Dobry sługa Korda, brat Asgard - dodał jeszcze szybko Tim wskazując na towarzysza - Przecież on by nas osobiście i własnoręcznie pociął na kawałki i w ofierze swojemu bogu złożył, gdybyśmy cokolwiek złego próbowali zrobić. On nam świadkiem, że czyści jesteśmy jak łza.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 22-06-2011 o 22:13.
Cosm0 jest offline  
Stary 22-06-2011, 22:03   #127
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Xander zaklął pod nosem. Najpierw Iann, którego nie dało się uleczyć, a teraz to... Mimo jego usilnych starań ani kobieta, ani chłopak nie zdołali się utrzymać przy życiu. A raczej - on nie zdołał ich utrzymać. Opuszczała go łaska boga?
Przeniósł wzrok na dziewczynkę zastanawiając się, w jaki sposób, jakim cudem właśnie ona, i tylko ona, uniknęła śmierci.
Nie miała czerwonych oczu, ale... może lepiej by było, gdyby miała. Xander odniósł wrażenie, że patrzy w błękitną przepaść bez dna, we wciągającą go coraz głębiej otchłań.
Ocknął się - sam nie wiedział czemu - a potem potrząsnął głową, nie wierząc własnym oczom.
Zniknęła. Zniknęła, a on nie zauważył, jak i gdzie. Rozpłynęła się w powietrzu jak duch. I nie pozostawiła po sobie najmniejszego nawet śladu. Nie tylko takiego, dzięki któremu mogliby iść za nią. O nie. Nawet w miejscu, gdzie stała, nie zachowały się odciski jej stóp. Jednak w tym momencie Xander nie miał czasu by zastanawiać się, czy miał do czynienia z duchem, czy też (sądząc po nagłej obniżce temperatury) z wcieleniem samej Auril. trzynastu jeźdźców, którzy zaczęli ich okrążać, nie wyglądało przyjacielsko. A chociaż ich oskarżenia nijak miały się do rzeczywistości, to jednak brzmiały groźnie, szczególnie że były poparte długimi, groźnie wyglądającymi, włóczniami, trzymanymi przez doświadczone dłonie.

Okolica musiała cierpieć na brak mądrych ludzi, bo inaczej taki kiep nie znalazłby się na czele oddziału. A może nie tylko kretyn, ale i ślepiec. W zasadzie największy nawet dureń powinien się od razu zorientować, że ta trójką, która znalazła się na miejscu napadu, nie mogła tego napadu dokonać, choćby dlatego, że napad zdarzył się dawno temu, zaś oni przybyli tu niedawno, co widać po śladach na śniegu.
Ale czy można kretynowi powiedzieć, że durniem jest bezmózgim, w dodatku ślepym jak kura w środku nocy?

Widocznie zbyt długo się zastanawiał, jakimi epitetami ma nie obrzucać zakutej pały dowodzącej patrolem. bo zanim sam zdążył się odezwać, głos zabrał Tim.
Niektórym argumentom małego czarodzieja nawet by przyklasnął, ale za niektóre kopnąłby go mocno w zadek. Jak o uczciwości mógł mówić ktoś, czyje kieszenie pełne były zagarniętego z jednej ze skrzyń złota? Po co dureń mówił o czerwonych oczach, skoro żaden z trupów takich oczu już nie miał? I po co mówił o dziewczynce, skoro jej nie było i nie pozostał najmniejszy nawet ślad jej obecności?
- Widać przecież - powiedział spokojnie (miał przynajmniej taką nadzieję) - że napad odbył się dawno temu. I że nie mogliśmy mieć z nim nic wspólnego również widać, jako że przybyliśmy tu przed chwilką. Śnieg nawet nie zdążył zasypać naszych śladów. Każdy, kto zna się na tropieniu to potwierdzi.
- Dla tych nieszczęśników
- wskazał trzy leżące ciała - nic nie zdołaliśmy zrobić. Najprostsze zaklęcie prawdy zdoła to udowodnić - dodał. - Podobnie jak udowodni, że nie mieliśmy nic wspólnego z napadem. A skoro udajecie się do Suzail, to przynajmniej możecie nas podwieźć. Zaoszczędzimy trochę czasu.
Będzie go można przeznaczyć na dyskusje z odpowiednimi osobami na temat niepotrzebnych aresztowań, pomyślał. I ewentualnych odszkodowań.
- Możemy zaraz jechać. Im szybciej, tym lepiej.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2011, 10:49   #128
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Jeszcze sam się skaleczy tą kuszą, mag od siedmiu boleści... - wymamrotała tropicielka, kiedy postanowiła iść za Gerardem. Na miejscu zdarzenia zdecydowanie nie było nic do roboty, a idąc za magiem tylko potencjalnie mogło nie być nic do roboty.

Poza tym potrzebowała jakiegokolwiek zajęcia, żeby nie myśleć ciągle o swojej nowej przypadłości.
Która, jak na złość, zaczynała jej się podobać. Widziała wzroki towarzyszących jej mężczyzn kiedy myśleli, że nie patrzy. I była pewna, że gdyby sama była dawnym Kaldorem, to byłaby jednym z nich. Uśmiechnęła się w duchu nieco ironicznie na tą myśl. Ciekawe w jaki sposób dało się to wykorzystać...

Może powinna wymyślić dla siebie jakieś imię? "Kaldorka", jak to niektórzy się do niej teraz zwracali nie brzmiało dobrze. Z żadnej strony.

Jej rozważania jednak zostały przerwane zarówno przez znalezione (i urwane) ślady na śniegu, jak i przez to przeklęte ptaszysko Gerarda.
W drodze powrotnej układała zawrotny plan, by "przypadkiem" ustrzelić to małe, kraczące coś sobie na kolację.

Och, cóż... reszta dała się schwytać oddziałowi zbrojnemu. Ale z tego co tropicielka widziała z daleka, żołnierze mieli jakieś oficjalne godło, więc reprezentowali "wymiar sprawiedliwości". Nietrudno skojarzyć fakty, iż chcieli aresztować odpowiedzialnych za obecny stan karawany i jej członków. A skoro wśród potencjalnie aresztowanych był Asgard, kapłan Korda, to raczej nic im nie będzie i nie ma najmniejszego powodu by tropicielka się ujawniała. Tylko pogorszyłaby sprawę.
To samo, czyli nie ujawniać się, poleciła towarzyszącym jej Zakowi i Gerardowi.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 27-06-2011 o 11:04.
Gettor jest offline  
Stary 01-07-2011, 13:35   #129
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
***************Asgard, Tim i Xander***************

Zimny wiatr dął coraz mocniej. Płaszcze i włosy unosiły się w powietrzu, targane silnymi podmuchami. Śnieg zaczynał padać coraz mocniej, pokrywając dokładnie wszystko w około. Przywódca straży przyglądał się uważnie trzem podejrzanym. Podane przez nich argumenty były mocne, nie mógł ich po prostu zignorować. Nie w kraju prawa i sprawiedliwości. Tim dzięki swojemu słowotokowi uratował grupę przed niesłusznym oskarżeniem, a podane przez Xandera dodatkowe argumenty tylko umocniły ich pozycję. Chłód w oczach kapitana zelżał nieco.
-Słowa wasze nie niosą ze sobą kłamstwa.- przemówił w końcu. Te słowa sprawiły, że coraz bardziej napięta atmosfera w końcu opadła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Drzewce broni skierowanej dotychczas na niewinnych podróżników uniosły się w powietrze, przestając im zagrażać. Kilka krótkich rozkazów i strażnicy rozpoczęli chowanie ciał do wnętrza wozu, a następnie zaprzęgli dwa wierzchowce do niego.

***************Gerard, Kaldorka i Zak***************

Broń uniesiona do góry i rozluźnienie, jakie wyraźnie zapanowało pośród wszystkich przy wozie pozwoliło trójce ukrytych dotychczas osób na stwierdzenie, iż niebezpieczeństwo aresztowaniem zostało zażegnane. Wyłoniwszy się zza grubych drzew ruszyli ponownie w stronę wozów i swoich towarzyszy.
Kruk należący do czarodzieja krążył nad głowami idącej trójki, drażniąc coraz bardziej kobietę. Zupełnie przypadkiem, albo wręcz przeciwnie, krążył dokładnie nad jej głową, co zaowocowało białą plamą na ramieniu Kaldorki.
Dotarcie do wozów i krótkie wyjaśnienia nie zajęły im wiele czasu.

***************Wszyscy***************

Podróż na wozie w towarzystwie uzbrojonych wojowników zapewniała bezpieczeństwo i wygodę. Coraz większe zaspy skutecznie utrudniałby dalszy marsz w stronę miasta. Przemoczone buty nie wróżyły nikomu nic dobrego, a zimny wiatr tylko pogarszał sytuację. Katar i ból gardła dopadły Zaka. Na jego czole, pomimo dość niskiej temperatury, pojawiły się krople potu. Musiał oddychać przez otwarte usta, bowiem nos miał kompletnie zatkany. Oczy szkliły mu się jak u małego dziecka, a po chwili do tego wszystkiego doszły dreszcze.

Słońce schowało się za wzgórzami, kończąc kolejny dzień. Droga dla karawany nie kończyła się jednak. Wszyscy jechali w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach. Jedni wspominali ciepłe wnętrze swoich domów, inni ciepłe wnętrza swoich żon czy ulubionych karczmarek, i tylko kichanie Zaka sprowadzało wszystkich po chwili z powrotem na zasypaną śniegiem drogę w środku lasu, gdzie wiatr zakradał się przez najmniejsze dziury w ubraniach i kąsał uparcie wszystkich, którzy postanowili stawić mu tej nocy czoła.

Dwaj strażnicy, jadąc z lewej strony wozu nie spuszczali wzroku z Kaldorki. Ich tępy wzrok w połączeniu z ślinotokiem nie pozostawiał złudzeń co do myśli, które nawiedzały dwóch mężczyzn. Tropicielka wręcz czuła obleśny wzrok na sobie. Mogła mieć tylko nadzieję, że nie będą mieli okazji zrealizować z nią swoich marzeń.

Bogowie jednak nie byli tak okrutni, by męczyć drużynę i strażników. Poradzili jakiemuś zacnemu karczmarzowi postawić karczmę na drodze prowadzącej do stolicy Cormyru. Wyłaniająca się zza kolejnego zakrętu karawana ujrzała przed sobą niski mur, za którym widniały nieliczne zabudowania.


Kapitan popatrzył po jadących na wozie mężczyznach i kobiecie.
-Tutaj zostawimy wóz. Musimy wrócić dzisiaj jeszcze do miasta, a z nim nie zdołamy dotrzeć na czas. Zostańcie tutaj, gospodarze przenocują was w stodole jeśli nie macie pieniędzy.- widać nie uważał, by zmierzająca do Suzail grupa poszukiwaczy przygód była wypłacalna.

Dwaj powożący wozem strażnicy czym prędzej otworzyli drewnianą, ledwo trzymającą się kupy bramę i wprowadzili wóz za mur. Tam odpięli swoje konie i osiodłali je, by po chwili siedzieć już na nich, gotowi do drogi.
-Niech bogowie was prowadzą.- rzucił na odchodne kapitan, po czym wraz ze swoimi podkomendnymi ruszył w stronę miasta.

Pięciu mężczyzn wraz z kobietą stało przed niewysokim, drewnianym budynkiem. Niski dach pokryty był w całości grubą warstwą śniegu. Jedynie z komina unosił się dym, dający obietnicę ciepła i odpoczynku. Przez okna nie przenikało więcej niż lekki blask, co było spowodowane grubą warstwa brudu i śniegu. Masywne drzwi sprawiały wrażenie ciężkich, i takie w rzeczywistości były.


Ciemna noc uniemożliwiała zobaczenie czegokolwiek więcej, znajdującego się kilka metrów dalej od miejsca, w którym grupa się znajdowała. Kaszlący i kichający Zak z pomocą brata Asgarda wszedł do wnętrza jako pierwszy. Tuż za nim podążali pozostali.
Wnętrze nie należało do najpiękniejszych. Prawdę mówiąc, to niejedna obora wyglądała lepiej. Stare, zaschnięte błoto, świeży śnieg, resztki jedzenia i kawałki rozbitych naczyń pokrywały podłogę grubą warstwą. Stoliki trzymały się jedynie dzięki zręcznie ustawionym krzesłom, uniemożliwiającym rozpadnięcie się ich na części. Kominek znajdujący na jednej ze ścian był kompletnie wygaszony, a na resztkach drewien znajdował się topniejący śnieg. Ogień palił się za to w maleńkim palenisku przy jednym ze stołów.


Przy nim też siedział gruby jegomość z resztkami włosów na głowie. Jego ubiór świadczył dobitnie o przywiązaniu jego właściciela do niego. Liczne zaschnięte plamy zdobiły zarówno zieloną niegdyś koszulę jak i ciemne, materiałowe portki przewiązane w pasie kawałkiem sznurka. Drugi i trzeci podbródek ruszały się niczym galareta przy każdym ruchu głową.


Jego jego kolanach siedziała najprawdopodobniej kobieta, choć od tyłu nie można było tego jednoznacznie stwierdzić. Głowę otaczała biała chusta, a biało - niebieskie ubranie które nosiła było w o wiele lepszym stanie niż to należące do karczmarza.


Po zachowaniu specyficznej pary widać było bezsprzecznie, iż nie jest świadoma obecności gości. Kobieta oddychała ciężko, siedzą w dziwnej pozycji na kolanach mężczyzny i poruszała się to w górę to w dół, on zaś usilnie wykonywał dziwne ruchy swoją ręką. Niestety, a może na szczęście, siedzieli tyłem do drzwi, tak więc nikt nie mógł przyjrzeć się dokładnie temu, co owa para robiła. Dopiero gdy drzwi z donośnym trzaskiem zamknęły się za ostatnim z gości, właściciele przybytku nędzy i rozpaczy, nieopatrzonego nawet nazwą, zwrócili na nich uwagę. Mężczyzna wyjął rękę spod spódnicy kobiety, a ta przestała cicho jęczeć i kwiczeć. Popatrzyła wściekłym wzrokiem na gości i ruszyła w stronę kuchni. Mężczyzna zaś podszedł do gości z dziwnym uśmiechem na twarzy, wyciągając do nich rękę w geście powitania.
-Witom jo zacnych gości! Cóżesz wos tu sprowodzo? Ooo, i panienka jaka ze wami jest, to zacna grupa, ni ma co!- śmiejąc się podszedł do towarzyszy. Wyciągnięta ręka czekała na uścisk, jednak dziwny śluz który ją pokrywał skutecznie zniechęcał wszystkich do powitania cieplejszego niż zwykłe "dzień dobry" czy "witamy".

Zak kichnął kolejny raz, po czym jego oczy zamknęły się same, a on stracił przytomność.

Hermita proszę o niepostowanie.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 02-07-2011, 14:02   #130
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lepiej jechać w kiepskich warunkach, niż iść w warunkach jeszcze gorszych. Nawet panujące zimno, potęgowane przez dość silny wiatr i utrudniające skupienie się psikanie w wykonaniu Zaka nie zdołały zepsuć humoru Xandera. Uniknęli aresztowania, zostali podwiezieni... czysty zysk.

Widok obejścia, w którym mieli spędzić noc, był mniej optymistyczny. Buda, którą w normalnych warunkach obszedłby szerokim łukiem. A wnętrze... wnętrze było równie niezachęcające. Gdyby nie to, że na dworze robiło się coraz zimniej, Xander wyszedłby stąd i nie wrócił.
Czy tu w ogóle jakieś dostaną coś, co się nada do zjedzenia i im nie zaszkodzi? Albo czy będzie jakieś dobre miejsce na nocleg? Bez brudu i robactwa?
Nim jednak Xander zdążył rozpytać o możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb ich drużyny Zak zwalił się na podłogę.
Trudno było sądzić, że omdlenie spowodowane zostało zachwytem nad przeuroczym wnętrzem. Raczej był to nagły atak choroby.

Xander chwycił medalion i pochylił się nad leżącym.
- Kerge haava ravi - powiedział.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172