Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-02-2012, 10:25   #211
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wykończenie drugiego z ich przeciwników nie zajęło wiele czasu. Ili aż się uśmiechnął widząc, jak Aglaron przebija mieczem oponenta. Znali się na tyle długo by wiedzieć, że takiego jeńca należy wziąć żywcem. Jednak nie zawsze się dało, a brak strachu zdawał się wykazywać związek z magią, która opętała tak licznych buntowników.
Może i w wiosce właśnie to było przyczyną rzezi, nie licząc oczywiście...

Gdy walka się zakończyła i Taen uzdrowił niedawnego elfiego przybysza, Ili skinął mu tylko głową na powitanie, przeszukując trupy. W przeciwieństwie do reszty, nie interesowały go rzeczy drowa - zadowolił się świetnie wykonaną bronią ich ludzkich przeciwników. Krótkie miecze dawały nadzieje na dobre wykorzystanie, miał też kilka pomysłów jak tym walczyć. Własny miecz porzucił, zastanawiając się nad puginałem...

...dość długo i zachłannie wpatrywał się w sztylet drowa, wydobyty zza jego buta. Wtem zwrócił się do zwiadowców ich przywódca, z rozkazami, który właśnie skończył czytać jakąś kopertę z korespondencją wrogów.

Skinął głową słysząc rozkazy i podszedł do ciała drowa, chwytając go od spodu za pachy i podnosząc.
- Pomóż mi, elfie... - rzucił do Aglarona.
 
-2- jest offline  
Stary 09-03-2012, 08:13   #212
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Aglarona mogło zdumiewać jak w Cormyrze, od momentu postawienia stopy na twardym lądzie, wszystko się popieprzyło i stanęło na głowie. Mogło, gdyby za wszystkim nie stały drowy. Skoro jego mroczni krewniacy byli siłą sprawczą wszystkich nieszczęść które spotkały mieszkańców Suzail czy Lichown, nie dziwił się masakrze. Nie żeby wściekłość na innych jej sprawców mu przeszła.

Kapłan chwycił miecz w obie dłonie i walczył wyprowadzając potężne cięcia, polegając raczej na swej zręczności i sile niż osłonie puklerza. Raz i drugi zranił głęboko ludzkiego woja, z zadowoleniem dostrzegając bladość jego oblicza. Miał zamiar wziąć języka. Gdy mężczyzna w zasadzie sam wpadł na ostrze, Aglaron zaklął odruchowo i wyszarpnął klingę, ale było już za późno. Stał dysząc nad nieruchomiejącym, wykrwawiającym się ciałem. Od paru dni miał wrażenie że los sobie z niego kpi.

- Dojdę co tu się dzieje - warknął sam do siebie. To mu o czymś przypomniało, jego oczy rozbłysły gdy spojrzał na truchło drowa. Na razie jednak zajął się swoimi obrażeniami. Dopiero potem trzeźwym spojrzeniem zmierzył niespodziewanego sprzymierzeńca.
- Aglaron z rodu Ondoner - przedstawił się i skinął mu głową. - Dziękujemy za pomoc.
Taen pochylał się już nad swoim znajomym, więc tylko wzruszył spoconymi ramionami i nie pchał się do opatrywania.

Obejrzał dobytek drowa i ludzi, coraz bardziej marszcząc brwi. Brak zimowego ekwipunku był co najmniej zadziwiający. Co to mogło oznaczać? Obejrzał zapasy paliwa do ogniska, przetrząsnął tobołki, sprawdził pozostałą żywność, obmacał w poszukiwaniu pism. Zastanowił się, wściekły że nie udało się nikogo wziąć żywcem. Naraz uśmiechnął się.

To był Faerun, tutaj zmarli gadali, potrzeba było jeno magii. On taką nie dysponował ... ale wiedział kto dysponuje. A i tak wracali do Bezimiennych. Więc słowa nominalnego dowódcy o rzucaniu ciał wilkom na pożarcie puścił mimo uszu.

- Co to za pismo? - zapytał Taena. - Coś ważnego o zamiarach drowów?

Przede wszystkim zajął się wraz z Ilim ciałami.

- Nasi magowie i kapłani mogą wydobyć z nich prawdę - wyłuszczył tropicielowi swój plan - To ścierwo - wskazał mrocznego elfa - i mniej pokrojonego człeka wrzucimy na wierzchowce. Powinno wystarczyć, wszak zimno jest, to nie skruszeją. A cali muszą trafić w ręce magów.

Co sprawiło że zdobyczne buty podniósł - nie wiedział. Miał już wszak jedną parę magicznego obuwia, na co była mu druga? Może odezwało się to że słabszym był szermierzem od Ilego, nie potrafił tak władać bronią w obu dłoniach jak człowiek. Zerknął na broń mrocznego krewniaka. Podniósł ostrożnie brudny oręż. Może było to jakieś ulubione trofeum drowa, albo wyraz pogardy dla twórców broni? Obejrzał robotę, usiłując wywnioskować czy aby Powierzchniowcy jej nie wykonali. Zapytał czy kto nie zgłasza pretensji do broni - nie zamierzał się kłócić.

- Zbiorę ubrania po zabitych - dodał - przydadzą się ocalałym we wsi.

Wreszcie, nim z Ilim wybrał się z powrotem do wioski, pochylił głowę w kornym podziękowaniu dla Ojca Elfów za uratowanie życia i szansę na stoczenie kolejnej walki z Ilythiiri. I sprawdził ślady by dowiedzieć się skąd znajomka Taena i Tima diabli przywiali.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 09-03-2012 o 08:42.
Romulus jest offline  
Stary 12-03-2012, 11:15   #213
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Pięć grubo ubranych sylwetek odcinało się wyraźnie na tle białego, świeżego śniegu. Poruszały się powoli, obładowane licznymi tobołami oraz taskając ze ciało. Spostrzegawczy obserwator zauważyłby również, iż niektórzy z maszerujących towarzyszy kuleją. Po kilku minutach kluczenia przez kopny śnieg dotarli do pozostawionych niedaleko koni. Gdyby nieobecność wojowników i maga trwała dłużej, wierzchowce najprawdopodobniej zamarzłyby stojąc przywiązane do drzew. Na szczęście dla zwierząt ich właściciele wrócili dość szybko. Śnieg przykrywał już łby wierzchowców, nadając im nieco komiczny wygląd.


Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Do zmroku pozostało niewiele ponad półtorej godziny. Na szczęście droga do wioski nie trwała długo mimo niesprzyjających warunków. Konie, mimo zimna i zmęczenia, parły przed siebie zupełnie tak, jakby czuły że po dotarciu na miejsce dostaną paszę i będą mogły się ogrzać. Jeźdźcy nie forsowali tempa mając świadomość tego, że nie znają terenu po którym jadą a złamana noga u konia skończy się jego śmiercią.

Po niecałej godzinie dotarli do resztek spalonej wioski. Pozostałości domów tliły się delikatnie, roztapiając zalegający w około śnieg. Wjeżdżając na teren niedawnego miejsca bitwy cała piątka czuła, że coś jest nie tak. W około panowała kompletna cisza. Nie było słychać płaczu kobiet, które straciły mężów, synów i braci. Nie było słychać aby ktokolwiek próbował odnaleźć cokolwiek pośród ruin swoich domów. Nawet wiatr nie wiał, co o tej porze roku nie było częste.

Po wjechaniu do byłego centrum wioski drużyna zrozumiała, dlaczego panuje w około przejmująca cisza. Wszędzie w około leżały ciała kobiet i dzieci, które przetrwały walkę. Twarze większości wykrzywione były w grymasie bólu i cierpienia. Krew splamiła wszystko w około, topiąc śnieg i przenikając do zamarzniętej ziemi. Niektóre ciała dygotały jeszcze w pośmiertnych konwulsjach, nikt jednak nie przeżył. Cała piątka stała oniemiała, przyglądając się efektom rzezi jakiej dokonano na niewinnych i bezbronnych ludziach.


Nigdzie w pobliżu nie było widać ani Grimondila, ani Brungdina czy Doriana. Było to co najmniej dziwne, bowiem rozkazy Xandera były jasne. Co więcej, niektóre z ciał nosiły na sobie rany zadane przez topory, a taki właśnie oręż wyposażone były oba krasnoludy.

Xander wydał rozkaz poszukiwania śladów w okolicy wioski, po czym sam ruszył w kierunku, z którego przybyli. Po około dziesięciu minutach Ian oznajmił dość głośno, iż znalazł ślady należące do dwóch krasnoludów oraz mężczyzny. Wraz z Aglaronem oraz Ilim jednogłośnie stwierdzili, iż ślady te pochodzą sprzed około półtorej godziny. Tropiciele stwierdzili także, iż według nich trzy postacie śpieszyły się. Ślady prowadziły w kierunku obozu najemników. Po dotarciu do niego nie znaleźli nic, co tam pozostawili. Wszystkie przedmioty zostały zebrane a sam obóz zniszczony. Wierzchowce również zniknęły.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 20-03-2012, 13:29   #214
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jacyś nader złośliwi bogowie mieszali im co chwila szyki.
Ledwo udało się pokonać drowa i jego wspólników, a już wyrosła przed nimi kolejna przeszkoda.
Informacja o tropach krasnoludów i barbarzyńcy, tudzież o zwiniętym obozowisku, stanowiła odpowiedź na pytanie, kto jest sprawcą rzezi, jaką zastali. Natomiast motywy takiego działania...
- Półtorej godziny temu? - zdumiał się Xander, pamiętając o tym, że niektóre z ciał jeszcze nie ostygły. Ba, ludzie sprawiali wrażenie, jakby właśnie na oczach Xandera dokończyli swego żywota. Leżeli, wykrwawiali się i czekali bezczynnie na śmierć? Nikt nie miał sił czy woli, by choć spróbować opatrzyć rany? A przedtem stali i nawet nie próbowali się bronić? Nikt nie znalazł tyle siły, by choćby rzucić się w otaczające wioskę zaspy i zakopać się w śniegu?

Co napadło Grimondila, Brungdina i Intoghka, że dokonali takiej rzezi? Wbrew oczywistym rozkazom Xandera? Trudno było powiedzieć. I, prawdę mówiąc, Xander nie sądził, by zdołał rozwiązać tę zagadkę, uwzględniając na dodatek plany, jakie miał do zrealizowania.
Przeklęci Bezimienni. Niech sczezną, skoro ich działalności towarzyszą takie skutki, jak w tej nieszczęsnej wiosce. Nawet gdyby nie było tego tajemniczego listu, to i tak po zdarzeniach w wiosce nadeszła pora, by ich drogi się rozeszły. Definitywnie.

Spojrzał na towarzyszących mu mężczyzn. Nie bardzo miał ochotę zabierać ze sobą tamtych dwóch, Iliego i Aglarona. Przede wszystkim nie chciałby ich wtajemniczać w sprawy związane ze zleceniem Tarmana i wyprawą do Yhaunn. Poza tym nie sądził, by w tej wyprawie przydał im się tchórz, uciekający z pola walki i zostawiający swych kompanów. No i wyglądało na to, że Aglaron Iliego nie zostawi.
Pora było podjąć decyzję.

- Plany zostają prawie niezmienione - oznajmił. - Zawieziecie jak najszybciej te, hmmm, trofea - skinął głową w stronę wiezionych zwłok i głowy - do kapitana. Przekażecie informacje o tym, co stało się w wiosce i w jaskini. Powiecie również, że mamy nowy ślad i musimy jechać kawałek na północ. Jak się sprawa wyjaśni, to wrócimy.
- Postarajcie się ominąć naszych... towarzyszy
- dodał. - Jeśli wam się uda oczywiście.
Zaczął się szykować do ruszenia w drogę.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-03-2012, 20:12   #215
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ili wpatrywał się w zagaszone ognisko ich obozu, ukucnąwszy obok, sztyletem grzebiąc w popiele chrustu, na którym jeszcze tego ranka przed świtem zagotował wodę. Wzrok miał jednak pusty, widział przed oczyma drugą w wiosce.

Sioło miało wszelkie powody by spełniać wymogi przeklętego. Za pierwszym razem, gdy przybył do osady, zastał rzeź. Po drugim uboju jedyna różnica polegała na braku sprawców i...

I tego właśnie, czego nie rozumiał. Pierwsza była nieporozumieniem? Walką? Nie miał pojęcia, co się tam działo i nie miał czasu jeszcze porozmawiać z Aglaronem, zapytać go o to, co miało miejsce. Mógł sobie jednak wyobrazić, że albo mieszkańcy popierali w pełni buntowników, albo znaleźli się pod zaklęciem podobnym samym buntownikom. Albo...

Podobnież ich towarzysze, którzy dokonali drugiej masakry mogli być pod wpływem magii. Ciężko inaczej to wyjaśnić, a uroki i zaklęcia drowów, choć znał je wyłącznie z mętnych alkoholowych wynurzeń elfa, mogły to wytłumaczyć. Albo...

Ale ta rzeź... Widział w życiu wiele, zdał sobie sprawę, mieszając popiół, otulony najdokładniej jak się da płaszczem, którego poły zebrał do drugiej dłoni, nieco drżąc z zimna. Ale nigdy nie widział... po prostu, nie chodziło nawet o niewyobrażalność czynu. To było... bezcelowe. Mógł sobie tylko wyobrazić, co przeżywał impulsywny i skory do gotowania się wewnątrz Aglaron. Założyłby się, że jego towarzysz gotów jest rzucić wszystko i ścigać domniemanych morderców przez pół kontynentu, o ile zastana po drodze jakaś większa niegodziwość nie zmusiłaby go do wyboru większego dobra. Mniejszego zła. Zabicia gorszego sukinsyna.
W tym wszystkim był wdzięczny sobie, że był stosunkowo niezbyt... sukinsynski.

Pozostawało faktem, że Kaldorka, czy jakkolwiek kobieta naprawdę się nazywała, poniosła śmierć, mieszkańców wioski wyrżnięto, dwóch krasnoludów z ich grupy najpewniej stało za masakrą, wespół z jednym z dwóch ludzi - Dorianem lub barbarzyńcą. Co się stało z tym drugim mogli tylko zgadywać.

Podniósł się, gdy usłyszał rozkazy od Taena i odwrócił do mężczyzny, chowając puginał do szytej pochwy i chroniąc przy pomocy płaszcza ciało przed mrozem. Wpatrywał się pustym wzrokiem w popiół, obróciwszy tylko głowę do zagaszonego paleniska. Liczył na jakiś ślad, list, ale oczywiście nawet gdyby cokolwiek tam wrzucili, nie przetrwałoby. Nie mógł oderwać wzroku, zbierając myśli, i nie oderwał odpowiadając ich dowódcy.

- Jest ich trzech i są ciężkozbrojni, znają trasę i mają spory czas wyprzedzenia. Mają świeże konie i po dwa na głowę. Nie możemy ominąć traktu konno przez śnieg, nie przeniesiemy ciał pieszo. Konie dodatkowo obarczyć musimy ciałami. - po zakończonym prezentowaniu sytuacji, zerknął na Aglarona, przeszedł obok Tima skinąwszy mu głową z uśmiechem, który przeistoczył się w krzywy grymas gdy stanął przed Taenem.

Magia, albo...

- Czekają na nas. Nie ma mowy, abyśmy we dwóch dotarli żywi do kompanii... - przekrzywił głowę na bok, cały czas mówiąc spokojnie - Ale o tym wiesz, skoro sam im wydałeś ten rozkaz, prawda? I jakąś kombinację rozkazów w tej wiosce, która zaowocowała masakrą. Nie żebym cię oskarżał... nazywam tylko, co ja osobiście widzę. - skinął głową w stronę Iana.
- Nie mówiąc o nim... Wygodne. Łaskawiście cokolwiek wyjaśnić, imć Taenie?
 
-2- jest offline  
Stary 21-03-2012, 21:11   #216
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Jesteś naprawdę głupi - stwierdził Xander, spoglądając na Iliego jak na dziwne stworzonko. Dość obrzydliwe. - Za jednym zamachem oskarżyłeś mnie o spowodowanie tej rzezi, jak i wysłanie was obu na pewną śmierć. I jeszcze, na dodatek, życzysz sobie jakichś wyjaśnień. Po co, skoro i tak ty swoje wiesz. Aż dziw że nie pojąłeś, że gdyby te oskarżenia były prawdziwe to już byś nie żył. Jeden trup mniej, jeden więcej.
- Nie chcesz? Nie jedź. Nie wykonuj rozkazów, tak jak i tamci
- mówił dalej Xander - skoro uważasz, że ci nie pasują. To twoja sprawa. Twierdzisz, że wysyłam cię na śmierć? Że mam zamiar was załatwić rękami Grimondila, Brungdina i Intoghka? Proszę bardzo, skoro takie masz zdanie, to, jak już mówiłem, cię nie przekonam. Zejdź mi po prostu z oczu i tyle. Trzymaj się jak najdalej. Mam coś do załatwienia i tchórz mi do tego potrzebny nie jest. Głupiec tym bardziej.
- Stwierdziłeś, że ta masakra to moja sprawka? Tym bardziej uważam, że nasze drogi powinny się rozejść. Słyszałeś, co mówiłem tym, którzy zostali w wiosce. A może jesteś głuchy, nie wiem. W każdym razie tak jak powiedziałem - jedź sobie do Suzail albo dokąd chcesz. Byle to było daleko ode mnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-03-2012, 21:38   #217
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zwiadowca zmarszczył brwi, dłonie zacisnęły mu się w pięści. Starał się nie dać po sobie poznać, na ile wzbudziły w nim gniew słowa Taena, wiedział z drugiej strony, że Aglaron dostrzeże swoje, a reszta... Cokolwiek.
Wysłuchał słów człowieka, którego chyba w równym stopniu obraził, uderzył czułą strunę. Pozwolił sobie powoli wypuścić powietrze, by zebrać w sobie dość opanowania, by nie zmienić tembru głosu.
- Trup w tę czy w tamtą, uciec może, bo może nie wiadomo czy się posłucha. A może na drowów nas potrzebowałeś. A może po buntowników. Gdyby gdybać żem głupi bym nie pytał, tylko nóż spróbował w plecy wbić.

Zerknął na Iana oraz Tima, by określić ich reakcję na słowa własne i Taena. Zdanie Aglarona wydawało mu się, że pozostaje w granicach jego domysłów.

- Nie pasuje mi brak motywacji. Po co ta rzeź? Nie wiem. Ale wszystko wskazuje, że moje oskarżenia są słuszne. Chcę jechać, ale nie na pewną śmierć. Nie tyś im mordować kazał? Wyjaśnij się. Sekrety zabijają więcej ludzi aniżeli antraktowi bandyci.
 
-2- jest offline  
Stary 02-04-2012, 11:57   #218
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Nie wiedząc co myśleć o "Ianie" Aglaron obserwował go pilnie ale nie zaczepiał. Co tu dużo mówić, nie ufał elfowi. Przybył z drugiej strony, akurat w momencie gdy rozpętała się walka z drowami, a prawdopodobieństwo tego że nastąpiło to przypadkiem było mniej więcej równe temu że bałwan przetrwa w piekle.

Miał zresztą wystarczająco dużo problemów z własnym ekwipunkiem, ubraniami i wleczonym truchłem drowa by jeszcze oddawać się próżnym rozmyślaniom i jałowej gadce. Zacisnął zęby i skupił się na zadaniu, tak samo jak siedząc już w siodle gdy wracali do wioski. Nadchodził mrok i jeszcze większe zimno i był z siebie zadowolony że pamiętał o odzieży dla ocalałych. Jednocześnie rozpalała go euforia że być może uda się pokrzyżować kolejny podstępny plan mrocznych krewniaków. Byle dotrzeć do Suzail z ciałami...



Ukląkł w śniegu, widząc co jeszcze się wydarzyło w nieszczęsnej wiosce. Zaraz jednak poderwał, biegając pomiędzy ciałami. Nie wiedział z całą pewnością co zaszło, ale skutek wystarczył. Sprawdził wszystkie ciała, łudząc się nadzieją że może komuś jednak uda się pomóc.



Gdy zabierali się za sprawdzanie śladów na wszelki wypadek wzuł zdobyczne buty - nie wiadomo było czy nie czeka ich kolejna walka i wolał być do niej przygotowany. I całe doświadczenie i wprawę zaprzągł by odkryć co się wydarzyło w feralnej wiosce i z mordercami, jakimi towarzysze-Bezimienni się okazali. Miał nadzieję że jeszcze spotka ich na swej drodze - w końcu po pierwszej walce ocalały jedynie kobiety i dzieci, i nie zdradzały chęci do bezrozumnej masakry, łagodnie rzecz ujmując. Co sprawiło że Bezimienni wymordowali i je - nie wiedział i nawet nie starał się domyślać. Lodowata kula która pojawiła się w miejscu żołądka na widok rzezi za bardzo mu dokuczała.



Nie odzywał się, przysłuchiwał jedynie słownym przepychankom pomiędzy Xanderem a Ilim. W innych okolicznościach może by i się naigrywał z rejterady przyjaciela, ale dziś miał to gdzieś. Tak samo jak to co Ili wyobrażał sobie o jego przemyśleniach w tej chwili.

Tropiciel kłapał gębą jak zwykle, ale coś w tej jego gadce było: nie jemu jednemu Ian - czy jak się tam zwał - wydawał się podejrzany. Ponuro przyglądał się całej czwórce, splunął gdy przyjaciel wdał się w słowną potyczkę z niewydarzonym dowódcą, wstał znad ognia i wyprostował się.
- Ili, jakoś sobie poradzimy. Nie musimy gonić na złamanie karku, wystarczy żebyśmy dotarli do Suzail. To wszystko.
Spojrzał na Taena. Ten nie odpowiedział mu wcześniej na pewne pytanie.
- Tylko jedna rzecz mnie interesuje - co to były za pisma, które znalazłeś. Daj mi je przeczytać i rozejdźmy się pokoju.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 12-04-2012, 14:26   #219
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Kłótnia między niedoszłymi kompanami obyła się na szczęście bez rękoczynów. Xander stanowczo odmówił okazania znalezionych listów, co w prawdzie nie spotkało się z aprobatą dwóch towarzyszy, jednak nie pchnęło ich do zaatakowania byłego dowódcy. Pięciu mężczyzn rozstało się bez słowa pożegnania. Bez "dziękuję". Zbyt mało czasu na poznanie się czy zdobycie zaufania. Zbyt wiele złych emocji i sytuacji, które nie sprzyjały zawieraniu znajomości czy sojuszy. Zbyt wiele złej krwi między piątką niedoszłych towarzyszy podróży. Zbyt wiele różnic, brak wspólnych celów. Koniec czegoś, co się nawet nie zaczęło.


Xander wraz z Timem i Ianem ruszyli na północ. Wzgórza i drzewa skryły ich przed oczyma tropicieli już po chwili. Historia lubi zataczać koło. Jakiś czas temu również wyruszali na północ, również poszukując kogoś, kto miał mieć wpływ na los małego, zapomnianego nawet przez demony miasteczka. Tym razem, bogatsi o pewne doświadczenia i zdobytą wiedzę, w mocno okrojonej grupie mieli odnaleźć kogoś, kto miał mieć wpływ na los Krain.

Śnieg spowalniał ich marsz, brak znajomości terenu również nie był pomocny. Ian bardzo często kasłał, wprawne oko Tima, bądź jego wrodzona wścibskość, pozwoliła mu zauważyć, że pluje on krwią. Mały mag podzielił się tą informacją z klerykiem, ten jednak póki co nie podjął żadnych kroków w związku z chorobą elfa.

Trzech mężczyzn podróżowało przez bezdroża przez kilka dni, w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak cywilizacji. Niewielkie zapasy, jakie Xander nakazał zabrać na kilkudniową tylko podróż nie wystarczały trójce towarzyszy, szczególnie przy wielkim apetycie Tima. Brak zwierzyny w okolicy tylko utrudniał sprawę. Marsz i zimno, jakie ciągle panowało spowodowało że każdy z nich stracił w czasie zaledwie pięciu dni kilka kilogramów. O ile w przypadku Tima było to co najwyżej przydatne, kapłan wyglądał już na chudego natomiast Ian wyglądał beznadziejnie. Sama skóra i kości. Mimo podejmowanych prób leczenia go ze strony Xandera ten albo odmawiał, albo owo leczenie nie przynosiło skutków.

Słońce dopiero wschodziło, gdy na trakt weszło trzech wędrowców. Pierwszy kroczył Xander, mający najwięcej sił. Za nim podążał Tim, krocząc po wydeptanym przez towarzysza śniegu. Ostatni, słaniając się na nogach podążał Ian. Trakt był wybawieniem dla kompanów. Koniec podróży przez trudne pola, gdzie na każdym kroku mogła czaić się zasypana przez śnieg dziura. Koniec błądzenia, bezcelowego dążenia przed siebie. Trakt, w dodatku duży i szeroki, świadczył o tym iż prowadził on do miasta. Dużego miasta. Tim i kapłan ruszyli szybciej, zapominając niemal o swoim elfim towarzyszu który jak się okazało, padł tuż przed traktem w śnieg.

Kiedy jego towarzysz znaleźli się przy nim, ten już nie oddychał. Jego skóra była ciemnoszara, pierś nie unosiła się, serce nie biło. Kleryk próbował wszystkich znanych mu sztuczek aby przywrócić życie elfowi, nie udało mu się jednak. Nastała przejmująca cisza, jakby natura chciała oddać hołd poległemu. Cisza ta jednak nie trwała długo. Ciało martwego poruszyło się, próbując wstać. Pierwsza reakcja Xandera i maga musiała być pozytywna, mieli z pewnością nadzieję na to, iż ich towarzysz jakimś cudem ożył. Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała ich poglądy na ten temat. Oczy elfa były puste. Źrenice zmieniły się znacząco.


Ian, a raczej to co niegdyś nim było zacharczało, wpatrując się tępo w Tima po czym zaczęło pełznąc w jego stronę. Zombie chciało zjeść malca. Mały mag zbladł jeszcze bardziej, niż dotychczas. Strach sparaliżował go, uniemożliwiając podjęcie jakiejkolwiek racjonalnej decyzji - czyli ucieczki. Gdyby nie Xander i jego broń, los Tima mógłby okazać się paskudny. Na szczęście kapłan zachował zimną krew. Przygniótł butem do ziemi zmienionego Iana, po czym przebił mu głowę szpadą. Zadanie to nie należało do łatwych, innego wyjścia jednak nie było. Po ciosie zadanym przez kleryka Ian nie poruszył się więcej.

Malec wraz z kapłanem zaciągnęli ciało między drzewa. Złożyli ciało pod wysoką brzozą, po czym ruszyli na poszukiwanie kamieni. Nie było to zadanie łatwe ani przyjemne. Skóra dłoni piekła od zimna, a szukanie w ciemno pod grubą warstwą śniegu czegoś, czego mogło tam nie być nie było zadaniem zbyt przyjemnym. Obaj jednak uważali, że nie można zostawić bądź co bądź towarzysza, który uratował im życie, bez pochowku. Tim co chwila obracał głowę w stronę zwłok upewniając się, że te nie ruszyły ponownie w jego kierunku.


Po około dwóch godzinach praca została ukończona. Ciało zostało przykryte znalezionymi kamieniami. Grób może niezbyt godny, jednak lepsze to niż pozostawienie ciała na pastwę dzikich, wygłodniałych zwierząt. Xander zmówił krótką modlitwę do swojego boga, Tim stał obok i wpatrywał się w kupę kamieni. Po chwili obaj bez słowa ruszyli w dalszą drogę, dzieląc się tym co miał przy sobie Ian.

Mężczyźni wjeżdżali na kolejne wzgórze. Mimo wczesnej pory dnia, nie mieli prawie w ogóle sił na dalsza wędrówkę. Gdyby nie wierzchowce, padli by z wycieńczenia już dawno. Resztki jedzenia, jakie im pozostały uniemożliwiały im na wzmocnienie organizmów. Konie również ledwo szły, brak jedzenia czy wody, zimno - to wszystko działało na nie podobnie jak na ludzi. Wyczerpani, głodni i zziębnięci. Żaden z nich nie czuł przynajmniej jednej części swojego ciała, co mogło świadczyć o odmrożeniach. Decyzja wędrówki okazała się błędna. Umrzeć na szlaku. Na przyprószonym śniegiem trakcie, bez nadziei na ratunek. Z dala od ludzi i cywilizacji. Od kogokolwiek żywego. Z dala od... miasto! Z wzgórza, na którym Tim stał z Xanderem widać było duże, wspaniałe miasto!


Dwa mosty przecinające rzekę prowadziły do licznych, ułożonych równo zabudowań. Towarzysze uśmiechnęli się mimo wszystko, wiedzieli bowiem że przeżyją. Wystarczy dotrzeć do miasta, które było na wyciągnięcie ręki. Obaj pognali konie, które zdawały się poczuć bliskość miasta i ruszyły resztkami sił w dół zbocza. Wybawienie czekało. Wybawienie, albo śmierć.


***********************************

Dwaj towarzysze ruszyli w kierunku przeciwnym do obranego przez ich byłego dowódcę. Zmierzali na południe, z powrotem do Suzail. Żaden z nich nie wiedział co zastanie. Czy po drodze spotkają krasnoludów i barbarzyńcę? Jeśli tak, to jak to spotkanie się skończy? Czy zostaną zaatakowani? Czy może tajemnicza masakra w wiosce ma inne wyjaśnienie? Czy Xander wydał rozkaz zabicia wszystkich kobiet i dzieci? Jeśli tak, to dlaczego? Co było w listach, które znalazł w jaskini? Czy współpracował z buntownikami? Pytania mnożyły się w głowach tropicieli, gdy kierowali się do miasta. Czekały ich dwa, może nawet trzy dni drogi. Mieli więc pełno czasu na przemyślenia i próbę poukładania sobie wszystkiego.

Pierwsza noc na szlaku minęła bez żadnych niespodzianek. Dzikie zwierzęta trzymały się z dala od ognia, bandyci nie próbowali okraść dwóch kompanów, żaden potężny mag czy stary smok nie chciał ich śmierci. Dzięki swoim umiejętnością przetrwali zimną noc bez uszczerbku na zdrowiu. Kolejny dzień przywitali już w drodze. Mimo wszystko nocleg zimą na zewnątrz nie był szczególnie udanym pomysłem. Ian i Aglaron chcieli wrócić do swojego oddziału przed nocą.

Szczęście musiało im sprzyjać, bowiem zanim nastał wieczór i słońce schowało się za horyzontem, dwaj mężczyźni dotarli do bram miasta. Bez przeszkód przekroczyli jego bramy, kierując się do koszar. Po drodze mijali znajome twarze, odpowiadali na liczne pozdrowienia, uścisnęli niejedną prawicę. Kilkukrotnie musieli też odmówić przyłączenia się do alkoholowych libacji w ciepłych i przytulnych karczmach, gdzie można było za garść miedziaków napić się, porządnie zjeść oraz wychędożyć niebrzydką dziewkę. Obaj jednak mieli świadomość, że gdyby poczekali ze zdaniem raportu z tego co miało miejsce w wiosce choćby o kilka minut bez ważnego powodu, spotkałyby ich przykre konsekwencje.

Kroki dwóch par butów odbijały się głucho od ścian w korytarzu. Ucichły gdy tropiciele dotarli do drzwi, za którymi krył się gabinet kapitana.
-Wejść!- dobiegł z wnętrza głos Hermena. Ili i Aglaron wiedzieli jedno - kapitan jest zły. A to nie wróżyło z reguły nic dobrego. Wnętrze pomieszczenia nie zmieniło się w żadnym calu. Wszystko było dokładnie tak, jak obaj mężczyźni zapamiętali z ostatniej wizyty. Wydawało się, że nawet papiery na biurku nie zmieniły swojej pozycji. Kapitan zlustrował obu ostrym, nieprzyjemnym spojrzeniem oczekując na relację. Nie czekając na nic, bez zbędnych wstępów Ili rozpoczął składanie dokładnego raportu na temat wydarzeń, jakie miały miejsce od opuszczenia miasta przez grupę dowodzącą przez Taena. Twarz kapitana nie zmieniła się podczas tej opowieści, uzupełnianej przez Aglarona. Po wysłuchaniu wszystkiego, co obaj mężczyźni mieli do powiedzenia, w pomieszczeniu nastała kompletna cisza. Kapitan trawił wszystko, co dotychczas usłyszał.
- Odpocznijcie. Po jutrze wyruszacie przez wschodem słońca. Możecie wziąć ze sobą dwóch ludzi jeśli chcecie. Macie mi przyprowadzić tych trzech żywych.- wydał rozkazy.
- Przynajmniej jeden z nich niech będzie żywy.- poprawił się po chwili kapitan, po czym gestem ręki odesłał podległych mu najemników.

Dzień chylił się ku końcowi. Powrót z długiej i niebezpiecznej misji nie przyniósł odpoczynku. Jeden dzień na odzyskanie sił. Następnie odszukanie kogoś, kto może być już wszędzie. Taki jednak był los najemników. Wiecznie w drodze. Zawsze z zadaniem na karku. Taki był los najemników.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 12-04-2012 o 14:36.
daamian87 jest offline  
Stary 13-04-2012, 19:38   #220
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nigdy więcej, po raz kolejny powtórzył sobie Xander. Nigdy więcej wędrówki zimą. Pojechać gdzieś na południe, gdzie śnieg jest czymś, o czym słyszy się tylko w opowieściach.
Po raz kolejny przeklął w myślach głupotę Grimondila, Brungdina i Intoghka. Gdyby nie ich działania, mieliby chociaż namiot i nie musieliby szałasów co noc budować. Chociaż Iana i tak nic nie zdołałoby uratować. Przeklęty los. Miał tylko nadzieję, że dusza biedaka znajdzie spokój w zaświatach.

Miasto, które niespodziewanie ujrzeli za jednym z kolejnych bezimiennych ośnieżonych wzgórz zdało się Xanderowi w pierwszej chwili wytworem mającej dość śniegu i mrozu wyobraźni lub omamem, zesłanym przez złośliwych bogów.
- Jeśli to sen, to mnie czasem nie szczyp - mruknął do wlokącego się obok niego Tima.
Albo miasto istniało naprawdę, albo też iluzja była tak doskonała, że nawet konie zostały oszukane, bo chociaż przed chwilą ledwo stawiały nogą za nogą, to na widok zabudowań od razu uniosły głowy i z większą chęcią ruszyły naprzód.
- To musi być Arabel - powiedział Xander. - To chyba jedyne większe miasto w tej okolicy.
Tak przynajmniej mu się zdawało, gdy przypominał sobie, jak wyglądała mapa. Mapa...Zatrzymał się gwałtownie, a potem sięgnął do plecaka. Zziębniętymi dłońmi rozwinął mapę, którą zabrał po koniec rozmowy z kapitanem Hermenem.
- Ze sto mil przeszliśmy - powiedział, bardziej do siebie, niż do Tima.

Strażnik, pilnujący wejścia do miasta, niemal nie zwrócił uwagi na dwóch obszarpanych poszukiwaczy przygód. Ale nie na tyle, by nie pobrać opłaty za wejście do miasta.
- Pięć sztuk miedzi za człowieka, dziesięć za wierzchowca - powiedział. - Skąd przybywacie? - spytał.
Odpowiedź, że z zachodu, z Burzowych Rogów, nie doczekała się słownego komentarza. Jedynie spojrzenie, jakim obdarzył ich pytający świadczyło o pewnym powątpiewaniu w rozsądek przybyszów.
- Szukamy jakiegoś niezbyt drogiego, za to spokojnego miejsca - powiedział Xander. - Musimy odzyskać nieco sił. No i może rozejrzeć się za jakimś zajęciem - dodał.
- Zajęcie trudno znaleźć, gdy karawany nie chodzą - odparł strażnik - ale pod “Złamanym mieczem” pytać można. Za to ciszę i spokój możecie znaleźć “U kowala”.
Przynajmniej na początku mogli takiej rady posłuchać. A potem się zobaczy.
Podziękowawszy za radę Xander i Tim ruszyli we wskazanym kierunku.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172