Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-08-2011, 00:03   #31
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Areastina machinalnie nakładała strzały na cięciwę i wypuszczała je jedna po drugiej. Ładnych kilkadziesiąt lat służby robiło swoje, sprawiało, że nabierało się pewnych odruchów, niektóre rzeczy robiło się automatycznie, poza świadomością. Nie musiała patrzeć, nie musiała celować. Instynkt strzelca wystarczył.

- Celować w głowę, między oczy – usłyszała swój własny, zimny i beznamiętny głos. Teraz nie było czasu na emocje. Liczyło się skuteczne działanie.

Między jednym a drugim wystrzałem miała te dosłownie kilka sekund, by spojrzeć w bok. Żołnierz Scoia'tael nie próbował kombinować, stał razem z nimi w jednej linii i również strzelał, zapewne nie tak doskonale, jak jej chłopcy, ale wystarczająco celnie, by trafiać ryboludów prosto w łeb. Co by o nich nie mówić, Wiewiórki były dobrze szkolone w łucznictwie, zresztą któż mógł to wiedzieć lepiej niż ona.

Vodyanoini byli coraz bliżej, na tyle blisko, że wyraźnie widziała ich rybie mordy i porastającą cielska łuskę. Widziała ich napierśniki wykonane chyba nie z metalu, lecz jakiegoś dziwnego tworzywa, prawdopodobnie nieznanego żadnemu z krasnoludzkich mistrzów kuźni. Widziała ich oręż zakrzywiony na końcu, z pofalowanym ostrzem, zostawiającym rany o nierównym brzegach, jakby rozszarpane, trudno gojące się, niczym od sierpa. Widziała to wszystko, a jednak miała wrażenie, jakby to nie jej oczy patrzyły. Jakby to wszystko działo się gdzieś poza nią, a nie tu i teraz.

Otrząsnęła się z tego dziwnego otępienia i wypuściła kolejną strzałę, zapewne jedną z ostatnich w tej bitwie.

- Przygotować się do natarcia! – krzyknęła głosem równie chłodnym, jak chwilę wcześniej. – Faelivrin, Blaithin! Brać Roibhilina, włazić na wóz i strzelać do wszystkiego, do czego się da! –rzuciła w stronę dwóch ranny w nogę żołnierzy. Nie usłyszała jakichkolwiek odgłosów świadczących o tym, że zareagowali, więc mruknęła – No ruszać się, kurwa! To nie są jakieś chędożone ćwiczenia! A reszta otoczyć wóz.

Poskutkowało. Po chwili trzej mężczyźni byli już na wozie i z tego miejsca w dalszym ciągu ostrzeliwali nacierającego nieprzyjaciela. Tymczasem reszta, podrzuciwszy im swoje kołczany, dobyła schowanych do tej pory w pochwach kordów i otoczyła wóz ciasnym korowodem. Stanęli tyłem do wozu, tak by w razie czego wzajemnie chronić swoje plecy. Było ich zaledwie jedenaścioro, ale to musiało na razie wystarczyć.

Ryboludy były już zaledwie o kilka kroków. Elfka ścisnęła mocno w jednej dłoni rękojeść miecza, w drugiej zaś sztylet spoczywający do tej pory w nogawce spodni. Napastnicy wcale nie wyglądali, jakby zamierzali podjąć walkę, najwyraźniej chcieli ich zmieść samą rozpędzoną masą. W takim razie nie mogło być miejsca na machanie mieczem, za to na pchnięcie sztyletem jak najbardziej.

Gwałtownym szarpnięciem dała się odczuć siła rozpędu nacierających Vodyanoinów. Otoczyli wóz napierając z każdej strony. Ale póki co nie byli w stanie rozerwać ich linii. Trójka strzelców na wozie co chwilę wypuszczała ze świstem strzały. Z pewnością niemal każda z nich dosięgała celu. Kobieta nie mogła tego stwierdzić z całą pewnością, bo zwyczajnie nie widziała, zresztą nie to zaprzątało jej teraz myśli. Obecnie starała się nie dać zgnieść śmierdzącej masie i przy okazji podziurawić sztyletem jak najwięcej obleczonych łuską kreatur.

Nierówny pojedynek na to, kto dłużej wytrzyma zdawał się rozciągać w całe stulecia, choć z pewnością nie trwał dłużej niż kilka zaledwie uderzeń serca. Napór szturmujących był z każdą chwilą coraz większy. Nie mogli tak długo trwać i pani kapral miała nadzieję, że zaraz zdarzy się jakiś cud, bo w przeciwnym wypadku mogło się to marnie skończyć.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 18-08-2011 o 23:44.
echidna jest offline  
Stary 18-08-2011, 23:54   #32
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Brego, Galen, Teddevelien:

Jeniec mógł być prawdziwym skarbem.
Zdawał się nie być zwykłym wojownikiem wychodzącym na powierzchnię tylko po to, by zginąć od bełtów kusz Rajczewskiego wojska.

Wyglądało na to, iż nie miał najmniejszego zamiaru walczyć, wręcz przeciwnie, starał się unikać problemów.
Albo osoby, która znienacka podniosła się z krzaków.

Jaka miała by nie być prawda, obecnie leżał związany srebrnymi łańcuchami obu wiedźminów, oczekując na odprowadzenie do posiadłości redańskiego magnata.
Jedyną osobą zdolną do porozumienia ze schwytanym vodyanoinem mógł być czarodziej - Ariusz Latocki.
Jako mag, tak jak inni jego kamraci, miał swoje sposoby na wydobycie informacji bez zadawania fizycznego bólu włącznie z jakimikolwiek uszczerbkami na zdrowiu, niezależnie czy trwałymi czy przejściowymi.

Nie można było go jednak zostawić, by miał czas na podjęcie prób uwolnienia się z krępujących go więzów.
Któryś z nich był zmuszony do odprowadzenia go wprost do dworu.

Ćwierćelf niemalże natychmiast odmówił eskorty, pozostawiając ją w gestii Galena bądź Brega.
Po krótkiej rozmowie został wyznaczony Brego, godzący się pod warunkiem równego do Galena, udziału w zysku.

Jednym, zdecydowanym ruchem postawił intruza na nogi, prowadząc go tempem szybkiego marszu.

Tymczasem Ted wraz z drugim wiedźminem ponownie pognali w kierunku epicentrum chaosu.


Areastina:

Tej pozycji nie dało się utrzymać na dłuższą metę. Napór nieprzyjaciół powiększał się z każdą chwilą.

Nagle elfka wpadła na pomysł zmiany szyku!
Uformowanie koła dookoła wozu powinno dać im punkt oparcia trudniejszy do sforsowania!

Elfy krok za krokiem zaczęły cofać się, ledwie odrywając nogi od podłoża. Powolne wycofywanie się bardzo wolno acz systematycznie zbliżało drużynę do wozu.

Areastina, obiema rękami powstrzymując naciskającą masę, cięła gadzią łuskę, unikając zębów rozwścieczonego przeciwnika!

Szczęk oręża Roibhilina odpierającego ataki ryboludów nie ustawał ani na chwilę!

Formowanie koła dookoła wozu zostało zakończone!
Jęki cięciw co chwila dobiegały z wnętrza wozu!

-Strzelać do skurwysynów!-wydarł się Roibhilin.

Nagle ryboludy cofnęły się! Elfka cudem uniknęła pchnięcia, jednocześnie parując cięcie!
Metaliczne szczęknięcia i wrzaski zwiastowały rozpoczęcie tradycyjnej batalii. Nie wiadomo tylko czy było to dla nich korzystne.

Elfy wiły się, a ich ostrza latały we wszystkie strony, z rzadka wyprowadzając zabójcze kontry.
Niemniej liczebność szybko się zmniejszała. Luki między sąsiadującymi ze sobą żołnierzami poszerzały się.

Nagle trzech ryboludów zgrało się w ataku!
Cięcie na nogi i głowę, pchnięcie w pierś!

Nagle dwóch z nich zatrzymało się w połowie uderzenia, upadając wprost na elfkę, która zgrabnie zbiła cięcie na głowę, odpychając trupy!

Za nimi z dwoma nożami niemalże skakał Roibhilin, jedynie z rzadka podpierając się na okaleczonej nodze!

-Nie ma za co-krzyknął, wściekle tnąc i dźgając.

Powoli przesuwał się w kierunku wozu, jedynie nieznacznie łatając luki między członkami swojej ochrony.


Galen, Teddevelien:

Stosunkowo szybko zgiełk bitewny zaczął być nie tylko widoczny, ale również doskonale słyszalny.
Dwaj mężczyźni bez trudu ocenili sytuację defensywy. Tragiczna.

Zalani przez blisko trzy tuziny vodyanoin mieli wkrótce się złamać pomimo ustawienia dookoła wozu.

Dystans drastycznie malał!

Nagle Galen szerokim cięciem otworzył karki bulgoczących ze złości ryboludów! Siedmiu odłączyło się od pozostałych, dopadając do wiedźmina z furią w oczach!

Jeden z oponentów zabulgotał, padając bez życia, szybko pociągając towarzysza w otchłanie niebytu!
Pozostali wydali z siebie kilka gardłowych dźwięków, a trzech innych odłączyło się od natarcia na elfy!

Natychmiast rzuciły się na Teddeveliena!


Areastina:

Było źle. Bardzo źle.
Rosły straty elfów, padało coraz mniej ryboludów. Rzadkie kontry przynosiły mierne rezultaty.

Jedynie Roibhilin z niewiarygodną szybkością lawirował między ostrzami! Nie pozostawał w jednym miejscu dłużej niż sekundę, omijając każdy nieprzyjacielski cios!
Niestety nawet on, zadziwiająco często zabijający ryboludów, niewiele zdołał zdziałać.

Nagłe pchnięcie prawie przedziurawiło elfkę! Kątem oka zauważyła kolejne ognisko walki znajdujące się poza ostatnimi szeregami nieprzyjaciela!
Pomoc!

Zaryzykowała szybkie spojrzenie w kierunku Rajczewa, tuż po zbiciu pofalowanej klingi!
Widok wypełnił ją dodatkowymi siłami.

Ku nim zmierzały trzy równe formacje! Wysłannicy Relinvena!


Kolwen:

-Co do...?!-usłyszał, lecz ledwie zdążył otworzyć oczy, a spłynął na niego oślepiający ból!
Po nim nastała ciemność.

***

Uderzenie w twarz!
Szybko otworzył oczy, usiłując przegnać dezorientację.

Pulsujący ból zagnieździł się w lewym policzku, zachodząc na nos. Cios był potężny, ale wszystkie zęby były w całości.

Rozejrzał się szybko i stwierdził, iż znajduje się w jednym z miejsc labiryntu, odziany jedynie w swój płaszcz oraz ciemność nocy.
W stawie pływała reszta jego odzienia wraz z bronią.

Między drzewami siedziała Marianna ze spuszczoną głową.
Jej pozwolono się ubrać.

Drogę wyjścia zagradzało czterech żołnierzy, zaś przed nim siedział wysoki jegomość z bujnymi wąsami.
Ten sam, który jeszcze jakiś czas temu zawzięcie dął w róg sygnalizacyjny, wysyłający posiłki dla zaatakowanych.
Druga najważniejsza osoba w Rajczewie. Podkomorzy.

-No i co ja mam z tobą zrobić? Z jednej strony nie stało się nic złego. Dwoje dorosłych ludzi. Może odpuścić?-zapytał.

-Jednak z drugiej strony ona nie skończyła pracy, a coś takiego w jej godzinach jest niedopuszczalne-westchnął.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 24-08-2011, 11:44   #33
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ponad piąta część wzięta na samego wiedźmina.
I wygrywał.

Zabiorę ze sobą ten obraz do grobu, imć Galenie. Dziękuję.

To nie było jednak wszystko. Jeszcze jak biegł, jego oczy przykuła selwetka elfa w wytwornych szatach, który... który...

Teddevelien nieomal się zatrzymał. Nieomal. Spojrzał natychmiast w stronę trzech nadbiegających ryboludzi, myśląc, jak może się przydać grupie elfów walczaych o życie w formacji i dwóm nieustępliwym mordercom - wiedźminowi i tamtemu. Będzie musiał dogadać w przyszłości z Galenem i Brego taktykę. Tymczasem ten pierwszy zdawał się walczyć jakby chciał nie utracić przed podział z drugim nagrody od głowy. Iście imponujące.

Gdy vodyanoi się dostatecznie zbliżyli, mieszaniec cisnął bez namysłu swój dwimerytowy nóż w twarz najbliższego. Po raz pierwszy broń zdawała się być bardziej użyteczna niż jakakolwiek inna. Uskoczył na prawo, w stronę przeciwną do grupy otaczającego wiedźmina, gdy przyszedł mu do głowy pomysł.
Byle ich zabić szybko... już to robiłem, już to robiłem. Już to robiłem...
Natychmiast wyprowadził niskie cięcie na nogę. Odskok. Zbicie nadchodzącego ostrza - jednego z nich - i sztych w zębatą paszczę. Jeżeli klinga się zagłębi, trzymając obejść napastnika i obrócić go - przy użyciu ostrza, na które jest nadziany - w stronę wroga. Jeżeli nie, powtórzyć, zmęczyć ich...

Nie miał pojęcia, czy ryboludzie w ogóle się męczą, ale wiedział, że w kontratakach czy w ogóle jeden na jednego będzie miał zdecydowaną przewagę. Nie sądził i tak, by dał radę cokolwiek zdziałać puginałem dzierżonym w drugiej dłoni, nawet dwimerytowym. Po prostu tak nie umiał walczyć, w życiu by się nie skoordynował. Za to jeden przeciwnik możliwie mniej, i ruch tak, by walczyć na raz z jednym... Było ich tak niewielu, że to mogło się udać.

Niech się tylko uda... pomyślał o najcenniejszej części jego ekwipunku, choć przeznaczonej do zupełnie czego innego. Stał dalej niż wiedźmin... Niech tylko zabije tych dwóch i ma chwilę. Zaczynał sądzić, że dwimerytowy łańcuch owinięty wokół jego pasa naprawdę jest bezużyteczny przez te wszystkie lata. Teraz jednak gdyby go dobyć i użyć nie tyle do skrępowania, co owinąć fragment wokół dłoni i silnymi uderzeniami, cóż, roztrącić to zgrupowanie morskiego ludu...
Znalazłby się w gnieździe podwodnych szerszeni.

Nie zamierzał oddawać życia, podejrzewał, że biega szybciej niż oni umieją się poruszać na lądzie. Usatysfakcjonowany własną ideą, wzmógł wysiłki w walce - byle zrealizować swój plan.

Zanim nadejdzie pomoc...
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 24-08-2011, 19:39   #34
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Wszystko stało się bardzo szybko. Ciemność, później mocne uderzeni w twarz, ból. Otworzył oczy. Wypluł krew i przejechał językiem po zębach. Wszystkie były całe. Było mu trochę zimno, spojrzał w dół, niestety był ubrany tylko w swój czarny płaszcz. Zaczął rozglądać się dookoła. Wreszcie po chwili zobaczył swoje rzeczy pływające w stawie. Przeżył już wiele, ale w takiej sytuacji znajdował się pierwszy raz. Prawie nagi stoi przed ludźmi Rolanda, chociaż z drugiej strony zawsze mogło być gorzej.

-No i co ja mam z tobą zrobić? Z jednej strony nie stało się nic złego. Dwoje dorosłych ludzi. Może odpuścić?-zapytał.

-Jednak z drugiej strony ona nie skończyła pracy, a coś takiego w jej godzinach jest niedopuszczalne-westchnął.

- To wy już nie macie nic innego, ważniejszego do roboty? - zapytał Kolwen z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

-Dobry gospodarz nic nie pozostawia przypadkowi - rzekł Podkomorzy.

- Dobra, dobra. Tam atakują was jakieś potwory, a wy przeszkadzacie normalnej, rzekłbym nawet, że zakochanej parze w chwilach przyjemności. Wyczuwam lekką zazdrość w waszym działaniu.

-Tyle tu zazdrości, ile ryboludów w Rajczewie. Nie zamierzam jednak pozwalać na zaniedbywanie pracy.

Kolwen nie próbował w żadne sposób się zakrywać, spacerował swobodnie w jedną i drugą stronę

- Macie tyle służek w tym waszym Rajczewie. Chwilowa nieobecność jednej z nich raczej nie zrobi żadnej różnicy. Tylu tu ludzi przyprowadziłeś ze sobą, jakbyśmy byli groźnymi bandytami - spojrzał na ludzi pilnujących ich.

-To, na co przyzwoli się jednej, rozprzestrzeni się jak zaraza.Skoro może jedna, to mogą i pozostałe. Dlatego musi zostać ukarana.

- Ależ, ależ - podszedł bliżej Podkomorzego. - Po co od razu karać. Niech pan tylko spojrzy, jesteśmy tutaj sami, nikt oprócz nas nie wie co tu się wydarzyło. Wystarczy, że zapomnimy o całej sprawie, a nikt się nigdy nie dowie. Wiem, że Mariannie trudno będzie się opanować przed chwaleniem mnie przed swymi koleżankami, ale myślę, że tym razem będzie cicho. To jak zapominamy o całej sprawie i rozchodzimy się - wyciągnął rękę w stronę Podkomorzego

-Gdyby nikt was nie widział, nie rozmawialibyśmy teraz. Opuchnięta twarz, zaręczam, nie jest zasługą duchów - rzekł spokojnie, po czym spojrzał na służkę

- Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które to widziały, bez przesady - dotknął lekko opuchlizny na twarzy. - No dobrze w takim razie... Może się jakoś dogadamy. Czy naprawdę sprawi ci radość ukaranie tej dziewczyny?

-Wystarczy jedna, żeby zaszczepić informacje. Poza tym nie tylko ona jest winna - stwierdził, po czym powoli wstał, przechadzając się w tą i z powtorem. -Co proponujesz?

- Mogę was wspomóc, kiedy najdzie potrzeba, moim mieczem, który gdzieś tu jest - spojrzał na staw, gdzie pływały wszystkie jego rzeczy. - Za to wy puścicie dziewczynę wolno. Co ty na to?

Chudemu mężczyźnie błysnęły oczy z rozbawienia.
-Dobrze - skinął głową.-Marszałek znajdzie coś dla ciebie, ale uprzedzam, nie lubi niesłowności - uśmiechnął się pod wąsem.

- No to w takim razie pójde go poszukać. Miłej nocy życzę - nie czekał na odpowiedź, starał się szybko uciec stamtąd. Zapomniał o broni, o ubraniach.

-Ten miecz, o którym mówiłeś... Może się przydać - wskazał kciukiem rzeczy leżące w wodzie, po czym oddalił się razem ze swoimi ludźmi.

Jaster musiał się uspokoić. Po co ta panika? To niepodobne do niego. Po chwili podszedł do Marianny. Dotknął jej twarzy.
- Nic ci nie jest? - zapytał
Dziewczyna pokręciła jedynie głową, wpatrując się w swoje stopy.

- Posłuchaj mnie - odchylił lekko jej głowę, tak żeby patrzyła mu prosto w oczy. - Uciekniemy stąd razem, daj mi tylko trochę czasu. Na razie idź do domu i gdzieś się schowaj. Ja wszystkim się zajmę

-Gdzie? - podniosła głowę, spoglądając na mężczyznę.

- Nie wiem, gdziekolwiek, Ty znasz całą rezydencję lepiej ode mnie.

Przez chwilę patrzyła w pustkę, po czym jej wzrok zyskał na ostrości. Pokiwała głową.

- Biegnij, a ja się wszystkim zajmę.

Odczekał chwilę, aż dziewczyna zniknie z pola widzenia i podbiegł do stawu. Wyciągnął swoje mokre spodnie.
- Sram na tego twojego marszałka – mówił sam do siebie zakładając spodnie. Musi stąd szybko uciekać, nie ma innego wyboru. Na pewno nie zamierzał walczyć z żadnymi cholernymi potworami. Marianna też będzie musiała sobie sama poradzić.

Buty pełne wody, mokre spodnie, koszula, która lepiła się do ciała. Dobrze, że przynajmniej z mieczem nic się nie stało. Teraz tylko trzeba się uspokoić i zacząć działać trzeźwo. Ruszył przed siebie, starając się unikać ludzi Rolanda, musiał szybko znaleźć konia.
 
Morfik jest offline  
Stary 24-08-2011, 20:31   #35
 
Koening's Avatar
 
Reputacja: 1 Koening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodze
Decyzja zapadła . Brego zdecydował się zaprowadzić jeńca do maga , jednak jak to w życiu bywa nie ma nic za darmo . Wynikiem negocjacji było wypłacenie połowy zarobionych pieniędzy za każdego ściętego Vodyanoi . Tak więc dwaj wiedźmini rozdzielili się wykonując każdy swoje zadanie .


Galen szybko dogonił ćwierćelfa biegnącego na ratunek swoim pobratymcom .W oddali zaczęły zarysowywać się postacie . Wokół wywróconych wozów utworzył się pierścień obronny który powoli zaczyna być przełamywany przez napierających rybo ludów. Wiedźmin przyspieszył ponownie wyjmując swój miecz by być gotowym na odsiecz . A może bardziej niż ratunek interesowały go korony spadające do jego mieszka wraz ze śmiercią kolejnego ścierwa ? . Teraz nie było to ważne . W umyśle wiedźmina właśnie uruchomił się automatyzm piekielnie szybki i precyzyjny . Gdy tylko najbliższy potwór zbliżył się na odległość zasięgu klingi błyskawicznie został zlikwidowany .


Pierwszy ! -pomyślał Galen ruszając na następnych którzy odłączyli się od szturmu na osaczonych obrońców.

Zimna kalkulacja mutanta podpowiadała mu , że bez minimum dziesięciu trupów nie ma co się pokazywać w Rajczewie dlatego szybko zabrał się do pracy . Łowca potworów sięgnął po schowek na eliksiry i wyciągnął małą buteleczkę . Był to Grom ! . Wypił szybko zawartość po czym po kilku sekundach odczuł spodziewany efekt . Teraz był prawdziwą maszyną do zabijania . W takich chwilach jak ta dziękował sobie za decyzję o wybraniu się na Południce .


Nie trwało to dłużej niż trzy minuty gdy kolejne potwory zjawiły się w zasięgu wiedźmina . Galen zgiął palce w geście po czym dmuchnął w atakującą go hordę znakiem Ignii szczególnie zwracając uwagę na powierzchnię ataku . Wiedział bowiem , że Vodyanoi nienawidzili ognia i był to skuteczny sposób na powstrzymanie ich . Gdy tylko podmuch znikł mutant rozpoczął taniec z mieczem . Atakował szybko samą końcówką miecza uderzając w punkty witalne z taką precyzją , jak by każdy ze stworów miał wymalowaną okrągłą tarczę z zaznaczonym środkiem za sto punktów. Wszystko to zawdzięczał eliksirowi zwiększającemu jego możliwości bojowe . Działanie było długie więc nie martwił się że nagle zostanie przerwane . Jest to jednak okupione ogromną toksycznością eliksiru .

Następnego dnia będę się czuł gorzej niż na kacu – pomyślał .

Jednak nie było teraz na to czasu . Pieniądze się przecież same nie zarobią . No…. i trzeba przecież uratować tych w wozie . O ile jeszcze ktoś tam będzie do odratowania .
 

Ostatnio edytowane przez Koening : 24-08-2011 o 20:36.
Koening jest offline  
Stary 26-08-2011, 18:43   #36
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Galen:

Łowca potworów dostrzegł rój ryboludów, napierających na wycofujące się ku wozowi siły elfów!
Było ich zbyt wielu. Obrońcy nie zdołają utrzymać się przez dłuższy czas, co było jasne, nawet uwzględniając niską szybkość vodyanoin.

Wiedźmin natychmiast wyszarpnął buteleczkę z niebieskawym płynem w środku i przechylił ją, wlewając do ust całą zawartość.
Rzadka substancja zapiekła w język, lecz mężczyzna był na to przygotowany, ledwie zwracając uwagę na nieprzyjemny smak.

Już po kilku chwilach poczuł zaczątki nieprzyjemnego skurczu mięśni, które nagle, bez ostrzeżenia, zniknęły.

Grom działał.

Nagle wykonał szybko obrót, rozcinając skórę na karkach wrogów, czemu towarzyszyła seria wściekłych bulgotów!
Trafieni odłączyli się od grupy.

Zaatakowali bez chwili namysłu, wyprowadzając wielopoziomowe ciosy z różnych kierunków!
Błyskawiczny blok dwóch z uderzeń i przemknięcie pod trzecią klingą!

Nagle wiedźmińska skóra rozstąpiła się na policzku! Uderzenie w bok wypompowało część powietrza!
Jednakże łowca nie zwracał na to uwagi.

Ze złożonych dłoni poszybowała szeroka fala ognia! Ofiary odskoczyły ze skrzekiem, lecz nie udało im się uciec przed płomieniami.

Wzrok zabójcy natychmiast wychwycił zasłonięte rybie pyski wraz z całkowicie obnażonymi bokami między pancerzem na boku, a pachą!
Błyskawicznie doskoczył, wbijając miecz pod kątem w kierunku domniemanego serca!

Doskok do kolejnego ryboluda i szczęk stali!
Miecze zderzyły się z furią!

Wiedźmin jedynie przez chwilę widział rzędy wyszczerzonych, trójkątnych zębów.
Odskok i gwałtowny obrót wokół własnej osi!

Sztych poszybował wprost na gardło niczego nie spodziewającego się vodyanoina!
Próbował się uchylić, ale końcówka klingi gładko przeszła przez gardziel, a stwór zatrzymał się z wytrzeszczonymi oczami.

Świst mieczy!

Galen podskoczył, przepuszczając pod sobą ostrze wroga, gdy kolejne z impetem zderzyło się z jego żebrami!
Dotkliwy ból rozlał się po ciele łowcy słyszącego trzask własnych kości!

Mężczyzna, wytrącony z równowagi opadł na jedno kolano, ledwie unikając upadku!
Szybko zablokował hipotetyczny cios z tyłu głowy!
Nagle wyprostował się z jękiem bólu przeszywającego plecy!

Nie było wątpliwości. Gdyby nie kurta, umarłby już trzy razy.

Błyskawicznie, nim spadną na niego dwa pozostałe uderzenia, złożył Znak!
Obręcz ognia buchnęła dookoła, ponownie wywołując skrzek!
Nie czekając na nic odskoczył w bok, na kilka chwil uwalniając się od napastników!

Obrócił się, natychmiast sięgając po kolejny eliksir.
Gęsty, ciemnozielony płyn, palił w gardło, a czas jakby nieco zwolnił!

Vodyanoini nadbiegali tak, jakby nie poruszali się w powietrzu, ale w bardziej od niego gęstym, gazie!
Byli już niedaleko, a Galen wzniósł broń, przeciwstawiając się zgęstniałemu gazowi!

Napastnik skoczył do przodu, wyprowadzając oburęczne, skośne cięcie!
Szczęk ostrza uderzającego w blok i przeraźliwy zgrzyt metalu trącego o metal!
Szybki obrót z zejściem w bok i krótkie cięcie na plecy!

Nagle zobaczył czerwoną plamkę przed oczami. I jeszcze jedną. I kolejną. Czerwone mroczki pojawiały się całymi rojami, obniżając widoczność.
Pod czaszką zabłysł krótki impuls. Okazało się, iż był to jedynie początek, gdyż już w chwilę później pojawił się intensywny, pulsujący ból!
Świat stracił swoją ostrość, nierównomiernie wyciągając istniejące obiekty pod wpływem nieustających zawrotów głowy!

Stopień deformacji nie był wysoki, choć rozmazywanie się otoczenia przy gwałtowniejszych ruchach mogło znacząco utrudnić walkę.

Nadbiegało dwóch kolejnych!
Wiedźmin włożył całą siłę w psychokinetyczny znak, koncentrując go jedynie na głowę najbliższego stwora!

W lekko zgęstniałym powietrzu, efekt wyglądał jeszcze bardziej karykaturalnie.
Zdawało się, iż nieszczęśnik wpadł na niewidzialną ścianę zawieszoną na wysokości od karku, sunącą w przeciwnym do niego kierunku.

Łeb natychmiast odskoczył do tyłu podobnie do małego woreczka z sianem, uderzonego przez mocarnego mężczyznę.
Jednakże w przeciwieństwie do ów przedmiotu, rybi pysk nie powrócił na swoje miejsce.

Jak na złość, reszta ciała biegła dalej!
Już w moment później okazało się to katastrofalne w skutkach. Nogi oderwały się od podłoża, rozpoczynając krótką wędrówkę ku górze - w kierunku przeciwnym do głowy, a kiedy stopy znalazły się ponad najwyższym, w danym momencie, punktem czaszki, poczęły gonić faworyta wyścigu w sprincie do ziemi.

Bezskutecznie. Mistrz okazał się niezwyciężony.

Łeb stwora rąbnął z impetem w twarde podłoże, zaś tuż za nim padło jego cielsko.
Nie poruszył się już, lecz wiedźmin nie był pewien czy z powodu oszołomienia, pozbawienia przytomności, czy też śmierci.

Profilaktycznie doskoczył do wroga, wbijając mu sztych w pysk.

Tymczasem drugi z nacierających, widząc swego towarzysza wylatującego w powietrze bez najmniejszego dotknięcia, zwolnił znacząco, by po chwili zatrzymać się ze zwątpieniem w czarnych, rybich oczach.

Spoglądał to na swego towarzysza broni, to na jego oprawcę, całkowicie tracąc ochotę do walki.

Widząc to, Galen wyszarpnął oriona. Zadziałał odruchowo, wypuszczając gwiazdkę wprost w paszczę ranionego wcześniej ryboluda!
Z przeraźliwym gwizdem przemknęła tuż obok, jedynie rozcinając skórę! Rybi wojownik natychmiast przytknął do niej łapę!
Po szkoleniu chybić z taki małej odległości?! Zatrucie organizmu ani trochę nie pomagało.

Świat kręcił się niemiłosiernie, a w powietrzu świsnęła kolejna gwiazdka... wbijając się w opuszczoną rękę, miast w czoło...

Tymczasem vodyanoin z wątpliwościami co do ataku na wiedźmina, pozbył się ich w mgnieniu oka.
Począł się powoli wycofywać.

Zirytowany Galen skoczył ku rannemu wyprowadzając oburącz skośny cios w głowę... odcinając wrogowi szponiastą łapę przytkniętą do rozcięcia pozostawionego po orionie.
Powietrze przeszył bulgot ofiary, podczas którego niedoszły przeciwnik łowcy potworów zaczął uciekać w kierunku Zatoki!

Któryś z walczących stworów spojrzał w kierunku nieszczęsnego towarzysza. Był to ostatni uczynek w jego życiu, gdyż w jego plecach pojawił się znikąd, srebrny sztych.

Dłonie wiedźmina błyskawicznie złożyły się w pirokinetyczny znak, lecz jego oponent już wiedział do czego prowadzi dziwny splot cudacznych, ludzkich kończyn.
Obrócił się tyłem, a płomień uderzył w jego plecy, wyciągając z gardła kolejny skrzek!

Świat zawirował z nową siłą, a oprawca pchnął z całą mocą w plecy... ale miecz ześlizgnął się po pancerzu uderzonym pod niewłaściwym kątem, otwierając bark tuż przy łbie!

Mężczyzna zakręcił mieczem, planując odrąbać kolejny, najważniejszy człon ciała, gdy nagle...
Stwór odwrócił się z ręką przyłożoną do rany na czubku czaszki... przyłożoną jedynie przez chwilę, ponieważ moment później opadła na ziemię, oddzielona od korpusu.

Zabarwiona zielenią posoka wyciekała z licznych ran. W najlepszym wypadku, jeśli tylko wiedźmin nie postanowi go dobijać dalej, umrze z wykrwawienia. W najbliższym czasie.
Zapewne nieszczęśnik sam chciałby się przebić jakimkolwiek ostrzem, gdyby tylko był w stanie, byleby nie oddawać się pod ostrze osobie, która nie potrafi dobić nieruchomego celu.

Wściekły Galen dopadł do okaleczonego vodyanoina, obracając go.
Świat nie przestawał się kręcić.
Podciągnął łeb stworzenia do góry, przystawiając do niego klingę.
Świat wirował.
Rybolud ani myślał się wyrywać. Prawdopodobnie prosił w duchu o to, by mieszkaniec powierzchni i tego nie zepsuł.

Jedno pociągnięcie ręką później przeciwnik mutanta padł bez życia na ziemię. Wreszcie.

Szybko okazało się, iż starcie dobiegło końca, zaś wiedźmin stał się obiektem powszechnego zainteresowania.
Spoczywały na nim spojrzenia Rajczewskiej odsieczy. Urzędnik elfów i dwóch jego przybocznych przyglądali się w milczeniu.
Również ćwierćelf nie oszczędził swego wzroku.

Jedynie Brego wydawał się niezainteresowany całym zajściem.

A świat dalej wirował...


Teddevelien:

Bez chwili zawahania cisnął sztyletem w najbliższego napastnika, z którego czaszki wyrosła rękojeść!
O jednego mniej.

Błyskawicznie doskoczył do kolejnego przeciwnika, tnąc po nogach i odskoczył, oczekując ciosu mieczem, który... nie nadszedł.
Widział jak z nóg trafionego ryboluda sączy się posoka, lecz tamten niewiele sobie z tego zrobił.
Syknął jedynie, szczerząc trójkątne zęby.

Ruszyli równocześnie, z dwóch stron, lecz ćwierćelf był zdeterminowany wykonać swój plan.
Ciosy nadeszły niemalże jednocześnie!

Zbił, zgodnie z planem, nadchodzące z lewej strony, wykonując natychmiastowe pchnięcie, nabijając przeciwnika na ostrze jak mięso na szaszłyk!
Tego rybolud się nie spodziewał, a Tedowi przyszło poznać czemu.

Ból eksplodował z prawej strony! Czuł jak skóra na zebrach rozstępuje się, a wraz z nią mięśnie!

Gwałtownie obrócił martwego vodyanoina, zgodnie z planem, zyskując chwilę wytchnienia.

Nagle truchło zostało zepchnięte, odsłaniając ćwierćelfa w pozycji bojowej, czekającego na jakikolwiek ruch ze strony przeciwnika.
Nie musiał długo czekać.
Stwór popędził do przodu z bulgotem, wykonując pchnięcie na klatkę piersiową.

Sztych przeszył powietrze tuż obok niedoszłej ofiary, która zdołała się uchylić, wbijając puginał w bok potwora!

Wyszarpnął broń, po czym ostrożnie owinął jedną z dłoni łańcuchem, omijając zaczepy wbijające się w ciało po owinięciu się wokół celu.
Te zamierzał przeznaczyć dla ryboludów.

Nagle spojrzał w bok, gdzie zabrzmiał odgłos rogu zwiastującego rychłe przybycie odsieczy.
Rychłe, nie natychmiastowe. Nie zaszkodzi szybkie wbicie się formację i wyjście z niej nim tamci rozpoczną ostrzał.

Popędził na niczego nie spodziewających się przeciwników, raz po raz uderzając owiniętą łańcuchem pięścią i jego końcami!
Nie dbał o rany, jakie zadawał bądź nie. Jego celem było zdezorientowanie.

Niemniej w tłumie ryboludów wytracił swój pęd, ostatecznie zostając zatrzymanym przez szponiaste łapska!
Nie było miejsca na zamachnięcie się ostrzem! Razy spadały na otaczających wrogów, ale co chwila czuł jak coś rozdziera mu skórę!

Nagle rozległa się seria bulgotów, a coś pociągnęło go do tyłu, odrzucając od zgromadzenia!
Wylądował na plecach, błyskawicznie podnosząc się na nogi, słysząc świst miecza!

To Brego zataczał szerokie kręgi swoim ostrzem, nie pozwalając na zbliżenie się któregokolwiek z przeciwników bez konieczności jego zranienia.

Z boku rozległ się przeraźliwy skrzek kolejnego z ryboludów, a kiedy Ted spojrzał w tamtą stronę, zobaczył Galena odrąbującego rękę swojemu przeciwnikowi.

Tymczasem Brego wykorzystał dezorientację jednego ze swych wrogów, nadziewając go tak, jak jeszcze niedawno ćwierćelf!

Róg zabrzmiał poraz drugi, zaś vodyanoini zaczęli masowo padać na ziemię!
Pierwsza salwa wybiła ponad połowę pozostałych przy życiu.
Druga salwa dokończyła dzieła.

Przy życiu trzymał się tylko jeden stwór. Ten, którym zajmował się Galen...
Ten jednak nie kończył żywota swego przeciwnika!
Poparzone i osmolone plecy bynajmniej nie kończyły walki!

Wiedźmin wykonał nieporadne pchnięcie, które ześlizgnęło się po pancerzu, rozcinając bark tuż przy głowie!
Tuż po tym obciął kalekiemu potworowi drugą rękę, którą tamten trzymał przy jednej z ran!

Była to kolejna, niezdarna próba zabicia.

Nagle łowca potworów dopadł do uparcie żyjącego, wykrwawiającego się stworzenia, któremu przystawił klingę do gardła tak, że wydawało się, iż oberżnie sobie dłoń.

Nic takiego się jednak nie stało. Ostatni z wrogów padł na ziemię bez życia.
Sam pogromca wyglądał jednak tak, jakby wychylił zdecydowanie więcej niż o jeden kieliszek za dużo.

Kołysał się lekko z nie do końca przytomnym wzrokiem.


Galen, Teddevelien:

Większość elfów nie żyła.
Przy wozie stało dwóch z mieczami oraz urzędnik, którego mieli chronić.
Na wozie tylko jeden z łukiem siedzący obok nieprzytomnego.

Dowódca oddziału, rudowłoza elfka leżała na ziemi obok swoich pobratymców ze strzałą w plecach.
Niedaleko leżał porzucony łuk tuż obok jego właściciela, z którego piersi wystawała rękojeść sztyletu.

Nie trudno było się domyśleć, co tu się stało.

-Wracamy - powiedział cicho urzędnik, patrzący ponuro na trupy zaściełające okolicę.

Zwłoki obrońców zostały delikatnie położone na wozie, który potoczył się tempem marszowym trzech formacji Rajczewskich.
Reszta walczących wlokła się zarówno za pochodem, jak i na jego bokach, lecz nikt nic nie mówił.

Niektórzy usiedli razem z umarłymi z powodu niemożności chodzenia. Po pewnym czasie dołączył do nich Galen, u którego działanie Gromu słabło.
Oddychanie stawało się istną męką, nie mówiąc o jakichkolwiek innych ruchach.

Powoli wlekli się do Rajczewa, by nie zmęczyć jedynego konia w zaprzęgu. Przez to niemalże po godzinie dostrzegli wyraźnie herb Relinvena znajdujący się nad bramą wjazdową.


Tarczę podzieloną po przekątnej, posiadającą żółte słońce na czarnym tle u góry oraz wyobrażenie czarnej wody na żółtym tle.

-Nareszcie! Pikniczek się, kurwa, robiło?! - wrzasnął magnat.

-Tych do trupiarni. Tych na leczenie... - błyskawicznie wydawał polecenia, jakby nie bardzo poruszył go widok.

-Tymi sam się zajmę - usłyszeli głos Latockiego, zaś w chwilę później wyłonił się w szatach typowych dla czarodzieja.
Za nim pojawił się sam Roland.

-Wy - warknął na Galena i urzędnika.

-Złazić i nie jęczeć. Latocki zrobi srokus kutafokus - rozkazał, zaś oboje ledwie zwlekli się z wozu, zaś czarodziej powiódł wzrokiem po elfie, który w gruncie rzeczy nie miał wielu ran. Jeszcze mniej głębokich lub groźnych.

-Złamana noga - wymruczał do siebie Ariusz, zamykając oczy.
Nagle wysłannik Dol Blathanna wrzasnął z bólu.

-Wybacz, Mistrzu Roibhilinie. Uzdrawianie to nie moja specjalność, a kość trzeba było nastawić - wzruszył ramionami na spojrzenie spode łba, jakie otrzymał od pacjenta, który szybko oddalił się w ślad za odjeżdżającym wozem.

-Wasza kolej. Uuu.. Trzy złamane żebra - powiedział, gdy jego wzrok spoczął na Galenie.
Nagle wiedźminowi pociemniało w oczach, przez co o mało się nie przewrócił! Wszystko ustało równie gwałtownie jak się zaczęło.

-Dużo ciętych ran, ale żadna nie jest poważna - tym razem zasklepieniu uległy skutki bitwy widoczne u Teda.

-Tu nic nie widzę - wzruszył ramionami, gdy spojrzał na Brega.

-Za mną - polecił, kierując się w stronę ogrodu.
Pewnie zagłębił się w mały labirynt, lawirując między ścianami żywopłotu. Już po chwili doszli na miejsce.


Weszli na brukowaną, wąską ścieżkę kwadratowego placu. Jego centrum, a za razem punkt przecięcia chodniczków poprowadzonych między środkami naprzeciwległych boków, zajmowała mała fontanna.

Niski, ośmiokątny murek skutecznie odgradzał ląd od wody mogącej sięgać nawet do kolan.
Na środku ów foremnej figury znajdowała się mniejsza oraz głębsza, wystająca na pół metra nad powierzchnię wody.

Mniejszy ośmiokącik był zdecydowanie głębszy. Stojąc na dnie, z pewnością nie wystawałby nawet czubek głowy.
Woda wypływała z niego cienkimi strużkami, wyróżniając trzy strefy. Każda z nich była równoodległa od sąsiednich bądź od jednej z sąsiadujących oraz krawędzią mniejszego bądź większego ośmiokąta.

Dno rozświetlone zostało kwadratami światła, znajdującymi się w każdej ze stref ułożonymi we wzór szachownicy.

Mag usiadł na jednej z czterech kamiennych ławeczek znajdujących się na każdym z boków połączonych kątami z tymi, do których dochodziły ścieżki.

Był zdecydowanie bardziej blady niż podczas ich poprzedniej rozmowy. Albo jasne światło z fontanny padało na jego twarz wraz z odbiciami fal.

-Do rzeczy. Możemy powrócić do przerwanej rozmowy - powiedział, wpatrując się w zgromadzonych.


Kolwen:

Mężczyzna przemykał się cicho między zaroślami, w mgnieniu oka wychodząc na otwartą przestrzeń.

Rozejrzał się, gdy wychodził, lecz nikogo nie było. Idealna okazja na wymknięcie się.
Szybko przykleił się do ścian budynku, przechodząc pod oknami, by uniknąć dostrzeżenia.

Wyjrzał zza rogu budynku, kierując swe spojrzenie ku bramie, gdy... zobaczył, że nikogo przy niej nie ma!
Niespotykane!
Perfekcyjna okazja do ucieczki!

Po cichu rozejrzał się. Ani żywego ducha. Postawił pierwszy krok na wolności! Poza bramą!
Udało si...

Nagle wpadł na kogoś!
Odskoczył, by przyjrzeć się zagradzającej drogę osobie i... osłupiał.


Stała przed nim prawie naga dziewczyna, której ubiór stanowiła jedynie krótka bluzka z dużym dekoltem.
Jej spódniczka czy może raczej należałoby powiedzieć, przepaska biodrowa, miała jedynie ćwierć szerokości pasa, jaki zwyczajowo nosili przy kontuszu szlachcice, zaś jej buty posiadały kilkucentymetrowy obcas.

Zielona barwa stroju kontrastowała z różowo-fioletowymi włosami spiętymi przez wianek róż.
Oczy miały identyczną barwę.

Od samego jej spojrzenia, Kolwenowi zrobiło się niezwykle gorąco pomimo mokrego ubrania, jakie na sobie miał.

-Oh! Jesteś cały mokry! - powiedziała zaś w jej wzroku pojawił się idealnie widoczny błysk.
Dotknęła swojej dolnej wargi palcem wskazującym prawej ręki.

-Jeśli sobie pójdziesz, przeziębisz się! - jej skóra musiała być bardzo gładka i ciepła.

-Musisz to natychmiast zdjąć! Pomogę ci - uśmiechnęła się figlarnie, zrzucając płaszcz z ramion mężczyzny.
Przypadkiem dotknęła jego szyi... A może nie przypadkiem? W tej chwili nie miało to znaczenia.
Kontakt z jej skórą wywoływał bardzo przyjemne mrowienie, od którego po plecach przechodził dreszcz.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 01-09-2011, 22:29   #37
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- Nie... Dlaczego akurat teraz? Dlaczego ja? Za co? – pomyślał ze smutkiem Kolwen, gdy na swojej drodze ku wolności spotkał piękną nieznajomą. Dlaczego właśnie w tej chwili? Po pierwsze czuł się już zmęczony po ostatnich zabawach, po drugie musiał stąd jak najszybciej uciekać, póki ktoś go nie znajdzie.

-Musisz to natychmiast zdjąć! Pomogę ci - uśmiechnęła się w sposób, który Jaster uwielbiał, po czym zdjęła z niego jego płaszcz.

- Nie, nie, nie, dziękuję, ale... - widać było, że ledwo się powstrzymuje. - Co za dużo to niezdrowo... Spieszę się troszkę.

-Ale chyba nie aż tak bardzo? - zapytała ze smutkiem w głosie.

- Można powiedzieć, że sytuacja jest bardzo napięta, a poza tym - tutaj złapał się za krocze - jestem już w pewnych okolicach wymęczony.

-Ale na zewnątrz jest bardzo niebezpiecznie! Możemy ukryć się w ogrodzie!

- Powiedzmy, że mam nieszczególnie miłe wspomnienia związane z ogrodem - tutaj rzucił nerwowym spojrzeniem za siebie, miał nadzieję, że nikt go nie zauważy. - Gdzie ty byłaś przez cały dzień? Niestety muszę juz iść...

Kiedy tylko Kolwen spróbował zrobić krok do przodu, okazało się, że jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa.

- A to co znowu, co się ze mną dzieje - zaczął mówić sam do siebie.

- Co ty ze mną kobieto zrobiłaś? - zapytał lekko poddenerwowanym głosem.

-Oh nie bocz się. Taki silny i odważny mężczyzna powinien przynajmniej raz poczuć się jak w niebie - z uśmiechem przejechała palcem po szyi mężczyzny.

Kolwen lekko się wzdrygnął

- Kochana nawet nie wiesz ile razy czułem się jak w niebie i to nawet z ładniejszymi kobietami niż ty - uśmiechnął się lekko.

Prychnęła jak kotka.

-Jeszcze nie wiesz co to znaczy - zamruczała, obchodząc człowieka, stając za nim.
-Rozluźnij się - wyszeptała do ucha, powolnymi ruchami masując plecy.

Mimo wszystko, było to bardzo przyjemne.

- Jestem rozluźniony... Ale jednocześnie jestem w stanie, w którym nie do końca mógłbym czerpać radość z obcowania z Tobą - starał się ruszyć, ale nie mógł nic zrobić - Wiesz, że teraz nawet i ty nie mogłabyś czerpać radości ze mnie?

-Poszarp się troszkę - delikatnie ugryzła Kolwena w szyję.

Teraz nadeszła pora na wielką improwizację...

- No dobrze, powiem ci coś, czego nikt o mnie nie wie... - ukrył twarz w dłoniach. - Tak naprawdę... Powiedzmy, że od kilku lat, mój sztandar przestał się podnosić, jeżeli wiesz o co mi chodzi - łzy pojawiły sie w oczach Kolwena.

Nagle dotyk ustał, a kobieta ponownie stanęła naprzeciw niego.

-Mój biedaku! Pomogę ci!

- Nikt i nic nie jest w stanie mi pomóc - złapał kobietę za ramiona i zaczął nimi potrząsać - Chce się zabić! Zostaw mnie w spokoju! - krzyczał na całe podwórko.

- To teraz ja ci coś powiem. Jestem ekspertką, bo... - zbliżyła się.
-Jestem sukkubem - włożyła rękę do spodni Kolwena.

Z wnętrza domostwa dobiegł stukot obutych stóp, wybiegających na dwór!

- No to mam przechlapane - powiedział sam do siebie Kolwen - Widzisz mój drogi sukkubie, wybrałaś bardzo złe miejsce i bardzo zły moment na igraszki, kto wie może jakbyś dała mi odjechać, kiedyś byśmy się spotkali i kto wie, kto wie...

Nagle odstąpiła od Kolwena, zakładając ręce na piersi.

-Nigdy poza byśmy się nie spotkali - pokręciła głową, zaś z jej pleców wyrosły różowo-fioletowe skórzaste skrzydła.

- Trudno, jakoś przeżyję - powiedział z pogardą w głosie Kolwen - A teraz wynocha mi stąd! - krzyknął w stronę kobiety.

-Co tu się dzieje? - warknął jeden ze strażników, gdy nagle obaj spojrzeli po sobie, głośno przełykając ślinę na widok kobiety.

-Przykre to, ale mój pan jest o będzie tylko jeden. Może w innych okolicznościach - powiedziała cicho i pocałowała Kolwena.

Nagle poczuł z wolna narastającą, wręcz bolesną ekstazę! Ta jednak urwała się tuż przed jej jedynym właściwym końcem! Zatrzymała swoją magię, jednocześnie odrywając się od ofiary.

-To tylko mała część. Mogło być miło - wzruszyła ramionami.

Postąpiła krok do tyłu.

-Jest wasz, chłopcy - mrugnęła, po czym odeszła.

- Panowie dobrze, że przyszliście, diabeł nie kobieta mówię wam, a teraz żeby już nie przedłużać, z rozkazu marszałka muszę stąd wyjechać jak najszybciej.

Spojrzeli na siebie z powątpiewaniem, ale powoli skinęli głową.

-Uważajcie na ryboludy-ostrzegł jeden z nich. Niespiesznie skierowali się w drogę powrotną.
Droga wolna!

Tylko czemu nogi dalej nie chciały współpracować?
- Cholera co się znowu dzieje - zaczął głośno przeklinać pod nosem, po czym spróbował zrobić krok, ale tylko stracił równowagę i się przewrócił. - Niech to się wszystko w końcu skończy - ponownie schował twarz we dłonie.

-A może by tak dotrzymać słowa? - usłyszał głos sukkuba za plecami, ale gdy tylko się odwrócił, nikogo nie było.

- A niech to wszystko diabli wezmą... – wiedział, że nie będzie mu dane opuścić terenu posiadłości marszałka.
- Panowie! Pomóżcie, diablica urok rzuciła i nie mogę się ruszyć! - krzyknął z całej siły.

-Leź po Marszałka. Chłopu trzeba pomóc. Ja zostanę - strażnik wydał polecenie, samemu wracając do nieszczęśnika.

-Przy mnie nic więcej ci nie zrobi, bo by jej Pan Relinven zrobił z dupy gulasz, a poddanego Pana nie ośmieli się tknąć, bo jej dupę wtedy czeka to samo - poklepał Kolwena pocieszająco.

Może i było w tym coś z prawdy, ponieważ sukkub nie odezwał się ani nie pokazał ani razu.

-Co tu się, do jasnego pitola, dzieje?! - wrzasnął nagle wąsaty mężczyzna, za którym szedł jeden z gwardzistów, który przybiegł za pierwszym razem.

-Diablica urok rzuciła! - obrońca Kolwena zdał krótki raport, lecz szybko uciszył się pod spojrzeniem arystokraty.

- Sukkub, miłościwy panie - powiedział Kolwen z udawaną grzecznością. - Został na mnie rzucony jakiś urok, nie mogę się ruszać. Potrzebuję miejsca, gdzie mógłbym się położyć - powiedział z nadzieją w głosie.

-Athna! - zawołał Marszałek.

-Słucham - wszyscy odwrócili się w kierunku jednego z kamiennych lwów stacjonujących przy bramie, gdzie znikąd pojawił się ten sam demon, dziecięco machając zgrabnymi nóżkami.

-Co... - sapnął, oddychając głęboko.
-...To... - uspokajanie się nie wychodziło mu najlepiej.
-...Za... - przewentylowanie się wydawało się tylko pogarszać sytuację.
-...Burdel?! - wybuchł, a sukkub spojrzał lekko spode łba.

-Rozkaz Podkomorzego brzmiał, cytuję: "Dopilnuj, z łaski swojej, żeby pogadał z Relinvenem" koniec cytatu .No i dopilnowałam - posłała Kolwenowi całusa.

Roland spojrzał na unieruchomionego, marszcząc czoło.

-O co chodziło?

- A żeby cie... - rzucił w stronę sukkuba, po czym spojrzał na marszałka. - Chodziło o ewentualną pomoc w walce z ryboludźmi - wymamrotał pod nosem Kolwen. Nic mu dzisiejszej nocy nie wychodziło, nic, kompletnie nic. Nie uda mu się już uciec z tego przeklętego miejsca.

Magnat przez chwilę nie odpowiadał, ściągając brwi w zamyśleniu.

-Cóż. Przyjmuję propozycję i oferuję wynagrodzenie dwustu i dziesięciu koron novigradzkich. Dokładnie tyle samo, ile pozostałym.

- Trudno... Niech będzie... Tylko jeszcze załatwmy sprawę nóg...

-Puść - machnął ręką Roland, a kobieta skinęła głową.

-Jeśli można coś zaproponować. By zapobiec niesłowności, przypilnuję, żeby przedwcześnie nie poszedł rąbać ryboludów. Przecież nie chcemy, żeby coś się stało naszemu wybawcy - uśmiechnęła się słodko.

- Dobra, dobra, ty już mnie lepiej zostaw w spokoju – powiedział Kolwen, po czym wstał z ziemi i otrzepał spodnie z piasku. - Przecież nigdzie nie pójdę - zwrócił się z uśmiechem na twarzy w stronę marszałka. - Kiedy mam zacząć?

- Niedługo. Jeszcze tej nocy wyruszacie.Tymczasem zgłoś się do Latockiego, powinien jeszcze gdzieś tam być - wskazał podbródkiem ogród.

-Dopilnuję, by znalazł czarodzieja - dziewczyna zgłosiła się na ochotniczkę, zaś arystokrata machnął jedynie ręką, odchodząc.

Za to kobieta uśmiechnęła się lekko drapieżnie.

-W takim razie idziemy! - klasnęła w dłonie, zeskakując z lwa.

- Prowadź w takim razie – teatralnym gestem wskazał w stronę ogrodu.
 
Morfik jest offline  
Stary 01-09-2011, 23:01   #38
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
To był straszny dzień.
Widać czas przywyknąć, gdy coś zaczyna się obiecująco.
Mieszaniec przysiadł na krawędzi fontanny, ze spuszczoną głową, zmęczony i niezadowolony z uzyskanych zarobków. Oczywiście, ani razu nie liczył na to, że Relinven mu zapłaci, ale wyglądało na to, że z wiedźminami nie ma co konkurować.
Widok trupa elfki też nie obudził w nim pozytywnych emocji. Nie lubił patrzeć na ciało z kimś godziny wcześniej rozmawiał, chyba, że miało mu to zapewnić naprawdę spory zarobek albo satysfakcję. Tutaj tak nie było. Rozejrzał się dokładnie po polu bitwy i nie zauważył ciała tego, o kogo mu chodziło. Później koniecznym będzie dowiedzieć się o jego los. O ich los.
Tym niemniej jednak, jednak...
Westchnął, wracając do obecnej sytuacji/

Teddevelien uniósł nad siebie w ręce manierkę, wylewając wodę zaczerpniętą z jeziora podczas drogi powrotnej, w miejscu bliskim pochwycenia ryboczłeka prosto na głowę. Z ulgą przyniósł zmywającą brud i pot ciecz, sklejającą też zaczesane wcześniej w tył włosy. Czując się od razu lepiej, nabrał w manierkę wody z fontanny, zamierzając powtórzyć orzeźwiający zabieg.

- Aby to nie zajęło całego dnia, mistrzu Latocki, wpierw chciałbym zapytać, co możecie i zarazem ze szczodrości serca zamierzacie dla nas zrobić. Wiedząc tyle będziemy mogli dobrać odpowiedni poziom abstrakcji do naszych planów.
- Mam dla was amulety, umożliwiające oddychanie pod wodą, jeśli o to chodzi. Pełną moc osiągają w pięć minut po założeniu. W pięć minut po zdjęciu całkowicie znika wpływ na organizm - rzekł krótko.
Teddevelien zachłysnął się spływającą po nim wodą, która musiała dostać się do nosa gdy osłupiał, słysząc wieść. Przydatność amuletów udowodniona została zatem w sekundę.
- Mogę... przetestować? - zapytał zszokowany ćwierćkrwi elf.
Skinął głową, wyjmując z szaty złoty łańcuszek z wisiorem przedstawiającym dwie splecione, nadzwyczaj długie ryby.
- Założenie jest równoznaczne z aktywacją, zdjęcie z dezaktywacją - podał Tedowi.

Ćwierćelf założył "prezent" od Latockiego. Przez początkowe kilkanaście sekund nic się nie działo, lecz potem poczuł narastający ból w klatce piersiowej! Z każdą chwilą nasilał się, a zaczerpnięcie powietrza stawało się coraz trudniejsze!
Mężczyzna natychmiast padł, zamierzając włożyć głowę do wody, lecz kiedy tylko jego włosy sięgnęły tafli, coś odepchnęło go od niej!
Upadł na plecy, powoli zaczynając się dusić! Ból powoli stawał się nie do wytrzymania!
To czarodziej swoimi sztuczkami nie dopuścił do próby.

- Chcesz się utopić? - zapytał Latocki, patrząc na Teddeveliena jak na dziecko. - Formują ci się skrzela, ale jak wiadomo, to co niedokończone, najczęściej nie działa dobrze. Przykładowo niedokończony miecz zapewne pęknie lub zegnie się przy pierwszej okazji - wyjaśniał tonem, którym dorośli zwykli pociechom tłumaczyć rzeczy oczywiste.

Tymczasem ćwierćelf posiniał na twarzy, a w oczach mu pociemniało!
Już prawie nic nie widział!
Nagle ta sama siłą poderwała go do góry, wrzucając do fontanny!
Woda błyskawicznie wdarła się do ust i nozdrzy, walczącego o tlen ćwierćelfa. Szybko wypełniła płuca, a może raczej skrzela.
Odetchnął kilka razy. Odzyskał widzenie, nie przejmując się wodą dotykającą oczu. Nawet tego nie czuł.
Zorientował się również, że między żebrami, po każdej ze stron zyskał trzy podłużne otwory, rozchylające się przy wdechu oraz zamykające się przy jego braku.
Odkrył również, iż nie musi niczego wydychać, co przychodziło mu bez trudu.
Dobrą chwilę zajęło walczenie z szokiem. Przez kilka minut po prostu leżał pod powierzchnią wody w fontannie, oddychają... używając skrzeli. Stwierdził, że musi wyglądać jak abstrakcyjny głupiec. Cała sytuacja wydała mu się surrealna.

- Słychać mnie, mistrzu Latocki?! - zawołał spod wody. - Jeżeli tyle trwa przemiana, to co mamy próbując wyjść z wody? Kiedy zdjął talizman? Pięć minut to aż nadto, by zamienić się w topielca!
- Słychać mniej więcej tak, jak ty słyszysz mnie - jego głos był mocno przytłumiony.
- Najlepiej po wyjściu, wstrzymując... wodę. Po około dwóch minutach należy pozbyć się całej niechcianej zawartości przez głęboki wdech. No i przetrzymać pozostałe trzy.
- Podejrzewam, że gdybyście byli w stanie nadać nam wygląd vodyanoi, nasza praca stałaby się zbyt dobrze płatna jak na trudność zlecenia? - kontynuował oczarowany mieszaniec. Miał w przeszłości do czynienia z magią, ale to...
- Transmutacja ludzi jest osiągalna tylko w najwyższych kręgach czarodziejów, ale i tak nikt nie zdołałby dokonać takiej przemiany - wzruszył ramionami.
- Tymczasowa iluzja? - zagaił z nadzieją w głosie ćwierćkrwi elf.
- Na tak wielką odległość? Niewykonalne - pokręcił głową mag.
- Rozumiem. - skwitował niepocieszony Ted, zaczerpując wody i zdejmując naszyjnik. Wynurzył się, cały przemoczony, zatrzymując wodę i odczekując chwilę... jaką mógł... Milcząc z nadętymi policzkami pełnymi wody wskazał gestem wiedźminom, by nie krępowali się z zadawaniem pytań i odczekał do połowy transmutacji.
Dość szybko wszystko zaczęło się zmieniać. Gdy nadeszła istotna przemiana, poczuł ćmiący i silny ból związany w oddychaniem, taki jak pod koniec pierwszej próby. Po jeszcze dłuższej chwili zaczął z trudnością oddychać, ale posiadanie zapasu wody w pierwszych chwilach ułatwiło proces potem - większość czasu miał tlen i jakkolwiek bolesny i nieprzyjemny był to proces, nie groził utratą przytomności. Po chwili wynurzony ćwierćkrwi elf, zanosząc się mokrym kaszlem zaczął łapać z trudem powietrze.

- Kaszel stopniowo będzie słabł, a po kilkunastu minutach zniknie - uprzedził Latocki.

Mężczyzna zanosząc się kaszlem skinął głową w podziękowaniu, odkrztuszając pozostałości wody. Wykończony procesem przemiany i trudnym dniem, przełożył jedną nogę przez brzeg fontanny i podpierając się obiema nogami wstał i wyszedł z wody, zwracając naszyjnik. Słuchał jednym uchem pytań i rozmowy czarodzieja z wiedźminami, ale odwrócił się sam od rozmówców, ociekając cały. Oparł się o brzeg i przez chwilę łapał powietrze, pozwalając wodzie swobodnie spływać.
Po kilku minutach, wciąż zanosząc się lekkim kaszlem zdjął swój ciężki płaszcz, którego nie dane mu się było pozbyć przed zejściem pod wodę i zaczął go zażarcie wyżymać zbiornikiem, obróciwszy głowę by uważniej słuchać wymiany zdań pozostałych.

Miał szczerą nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł picia z fontanny. Cóż...
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 02-09-2011, 13:11   #39
 
Koening's Avatar
 
Reputacja: 1 Koening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodze
Galen czuł się paskudnie . W głowie mu się kręciło , ból w skroniach stawał się niemal nie do wytrzymania . Przed oczami widział czerwone kropki pojawiające się wszędzie w nieregularnych odstępach czasowych . Wypicie drugiego eliksiru było bardzo ryzykowne jednak konieczne . Grom co prawda zwiększył możliwości bojowe wiedźmina jednak kosztem prędkości , a walka z szybkimi Vodyanoi wymagała zwrotności . Łowca potworów był pewny , że jeżeli zaraz nie uwarzy Białego Miodu , to padnie nie będąc wstanie rozmawiać z nikim .


Galen przeprosił obecne wokół osoby , że musi ich na chwilę opuścić po czym prędko czmychnął przygotować eliksir . Poruszanie się potęgowało zawroty głowy dlatego też mutant musiał na chwilę zatrzymać się by oddać zawartość swojego żołądka . Na szczęście nie musiał tego powtarzać podczas warzenia mikstury . Okropnym pechem i ironią losu było by wylanie do gotowego eliksiru dodatkowych składników będących esencją jego soków żołądkowych zmieszanych z Gromem i Zamiecią. Większość składników była w posiadaniu wiedźmina . Gorzałę będącą bazą do eliksiru zabrał od spotkanego po drodze żołnierza wracającego z polowania na ryboludy . Oczywiście nie za darmo .


Cóż , głupota kosztuje …-mruknął Galen po czym rzucił parę brzęczących monet w łapsko żołnierza któremu oczy świeciły się jak ogniki a gęba szczerzyła w chytrym uśmieszku.


Eliksir był gotowy ! Po zażyciu gorącej cieczy którą Galen ledwo co przełknął świat stał się jak by piękniejszy . Odżył ! . Wiedźmin szybko posprzątał po sobie i ruszył pędem tam gdzie przebywali jego towarzysze i Latocki . Na szczęście jeszcze tam byli . Teraz mógł spokojnie rozmawiać nie martwiąc się przy tym , że zaraz padnie lub co gorsza zwymiotuje na buty maga . Nigdy nie wiadomo jaka by była jego reakcja na tego typu nietakt .


Gdy tylko wrócił widok który zastał lekko go rozbawił . Ćwierćelf stał z głową w fontannie , a reszta patrzyła na to z takim spokojem jak by był to najzwyczajniejszy w świecie widok .

-Nieźle się tu bawicie chłopaki pod moją nieobecność –mruknął podchodząc bliżej .

Później wytłumaczono mu , że to efekt medalionów które mają dać im możliwość oddychania pod wodą .

Po wysłuchaniu informacji dotyczących kwestii pomocy , przyszedł czas na pytania dręczące wiedźmina .

- Teraz kiedy nic nam już nie przeszkadza pogadajmy o Vodyanoi którego Ci przesłaliśmy do przesondowania . Dowiedziałeś się czegoś co może nam pomóc załatwić sprawę z wychodzeniem tej zarazy na powierzchnię ? – zapytał łowca potworów czekając na rychłą odpowiedź .

-Złapaliście szpiega, ale nie wie nic, co mogłoby wam pomóc w kwestii najazdów . Za to dla pan Relinven będzie zachwycony - rzekł spokojnie.

-Nie wie nic na temat konfliktu ? Dlaczego Vodyanoi wychodzą na powierzchnię ? Jak się przemieszczają ? - zapytał lekko zawiedzionym głosem.

-W kwestii powodu? Nic. Wyczytałem z niego tyle, co ze zwykłego żołnierza.
Dostał rozkaz, który właśnie wykonuje. Problem na czytaniu ryboludów polega na czytaniu słów. Każdy myśli w znanym sobie języku. Tak samo on.
Dlatego vodyanoin czyta się obrazowo. Krótko mówiąc, należy dostać się do innych części mózgu.

Widziałem mocno niedokładną mapę powierzchni i wskazanie na Oxenfurt.

-Widziałeś jakąś główną bramę lub grotę w której mogą wpływać do tego zbiornika wodnego ? Coś co zablokuje im drogę na te tereny ? Czy mamy płynąć na ślepo ?

-Żadnych grot nie widziałem, ale widziałem miasto większe niż dwa Tretogory razem wzięte. Dwa dni drogi od brzegu.
Koszary znajdują się dzień od brzegu.

-Płyniesz z nami czy może Reliven kazał Ci pozostać w Rajczewie ? - zapytał z lekką drwiną będąc prawie pewnym że mag nie zamoczy sobie nóżek .

-A chcesz wadliwy amulet?


- Wolał bym nie - uśmiechnął się ponownie - Pan Reliven pewnie też jeżeli zależy mu na wykonaniu zlecenia .

-Zależy, ale widzisz... Pomyłki zdarzają się najlepszym. Te są dobre - wyciągnął z lewej kieszeni cztery łańcuszki z wisiorami splecionych ze sobą ryb.
-Tu jest przykład wadliwego - wyjął z prawej kieszeni identyczny.
-Nieudany prototyp - wzruszył ramionami, wypuszczając wszystkie na ziemię.
-Czasem nawet ręce maga bywają niezdarne. Z wyczerpania zapewne - podniósł je, trzymając w jednej dłoni o jeden amulet więcej niż powinien.
-Hmmm... Mamy problem, bo nie potrafię ich rozpoznać.


Tak oto ujawniła się wredna natura tak częsta u magów . Aż nazbyt często spotykana przez wiedźmina który nie czuje sympatii do przedstawicieli tej profesji . Może dlatego , że to oni są odpowiedzialni za przeprowadzane na nich mutacje . A może dlatego , że nazbyt często spotkanie z nimi przyspawa tylko kłopotów łowcy potworów . Jedyne co martwiło wiedźmina , to fakt że właśnie przysporzył dodatkowych problemów drużynie .


-Zatem sprawy organizacyjne mamy z głowy -uciął Galen zaciskając zęby i starając się nie myśleć o tym co chętnie zrobił by w tej chwili temu przeklętemu magikowi . wiedział bowiem , że jest cały czas sondowany .

Wiedźmin odczekał aż reszta drużyny też skończy rozmowę z magiem . Gdy tylko Grupa zaczęła się rozchodzić wiedźmin wyjął z kurty magiczną runę znalezioną wraz z mieczami i pokazał magowi .

- Wiesz może co to jest ? -zapytał nagle -lub co jest tu wyryte ? Wyraźnie czuć od tego magię . Mój medalion drga reagując na tę runę .

-Gdzie to znalazłeś? - zapytał, oglądając znalezisko z uwagą.

-Przedmiot ten znalazłem na Kudłatej górze znajdującej się na Łukomorzu .

Latocki kilka razy machnął ręką, mamrocząc coś pod nosem, po czym zamilkł, wpatrując się w znak.

-Nigdy takiego nie widziałem - powiedział.
-Pochodzi ze wschodu.

- Potrafisz odczytać jego właściwości ?

-Potrafię - skinął głową.
-Ale nie od razu i nie bez badań.

- Jeżeli przypuszczalnie zostawił bym Ci ten przedmiot , co byś chciał w zamian za informacje o nim ? , bo domyślam się , że za darmo się o nich nie dowiem bowiem nie dotyczą zlecenia Pana Relivena.

-O cenie porozmawiamy jak się czegoś dowiem. Nie jestem w stanie powiedzieć ile odkryję w ciągu półtorej godziny - rzekł, po czym zastanowił się przez chwilę.
-Istnieje też inne opcja. Odkupię to. Podaj cenę.

- Skoro chcesz go kupić oznacza to , że nie jest to zwykły kamyczek . Mogę zaproponować Ci , że jeżeli dowiesz się właściwości tego kamienia i mi je podasz to zastanowię się nad sprzedaniem Ci go gdy uznam ,że nie bedzie dla mnie przydatny . Jako gwarancje dodam , że w takiej sytuacji sprzedam Ci go taniej niż bym zaoferował bez wiedzy o nim .

- Na inny układ się nie zgodzę - dodał szybko .
- Oczywiście za same informacje też dostaniesz wynagrodzenie.
-Sądzę , że nie jest to zły układ
– dokończył.

Mag skinął głową.
-Nie obiecuję jednak, że wiele dowiem się w tak krótkim czasie.
To nieznana gałąź znanej magii.


-Liczę na Twoją uczciwość- powiedział wiedźmin i oddał kamień do ręki maga .
-A co do medalionów - tutaj wskazał ręką na leżące u stup maga ozdóbki - to nie było potrzebne . Gramy po tej samej stronie a karanie w ten sposób wiedźmina za niewyparzoną gębą jest niesprawiedliwe w stosunku do reszty drużyny . Ale dziękuje za informacje . A jeżeli nie przeżyję podwodnej wycieczki weź wtedy ten kamyczek za rekompensatę za moje ironiczne słowa .
Po czym wybrał swój medalion licząc na to że ten jest prawdziwy .

Galen wrócił do swojego pokoju po drodze myśląc jak odkryć czy jego medalion jest prawdziwy .

A gdyby przetestować je na jakimś zwierzęciu –pomyślał chwilę ….albo człowieku którego nagłe zniknięcie nie zwróci uwagi...

Kiedy znalazł się w pomieszczeniu wpadł na pomysł by wykorzystać wolny czas na przetestowaniu miecza . Miał przecież sprawdzić jego magiczne działanie . Jak wiadomo magia jest ucieleśnieniem chaosu oraz pobierana jest z różnych źródeł będących żywiołami . Wnioskując w ten sposób Galen postanowił , że będzie kombinował z mocą żywiołów by sprawdzić jak zaaraguje na nie ostrze . Pomocne miały być w tym znaki oraz bliska odległość od fontanny z wodą . Czekało go sporo pracy . A i jeżeli natrafił by na jakieś zwierzę albo nic nie podejrzewającego wieśniaka nie omieszkał by sprawdzić działanie swojego medalionu na nich .
 

Ostatnio edytowane przez Koening : 02-09-2011 o 22:30.
Koening jest offline  
Stary 05-09-2011, 19:50   #40
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kolwen:

Kolwen wszedł między zgromadzonych tuż za mężczyzną z dwoma mieczami. Uprzednio był prowadzony do ów miejsca przez subbubusa, który obecnie zniknął.
Przynajmniej z pola widzenia ludzkiego wzroku.

Został świadkiem niezwykłej sceny. W fontannie leżał osobnik mający w sobie krew elfów.
Prowadził on swobodny dialog z Ariuszem Latockim, mając głowę zanudzoną pod wodą. Co więcej, nie topił się!


***


Redania, brzeg Zatoki Praksedy nieopodal Rajczewa:

Wszyscy:

Zatoka Praksedy była ogromna. Zdawała się tworzyć osobne, miniaturowe morze zmącone przez niewielkie fale.
Przejrzysta woda łączyła się ze srebrzącą się w świetle księżyca plażą. Miliardy niezwiązanych ze sobą ziarenek uginało się pod stopami, pochłaniając prawie całe podeszwy butów.
Jedynie w miejscu ściśle sąsiadującym z wodą, gdzie nacierała na ląd nieznacznymi siłami posiadała inny, ciemny odcień, rozjaśniając się w miarę podążania w głąb naturalnego zbiornika.
Dno stopniowo obniżało się, w najgłębszym dostrzeganym miejscu mogąc sięgać jedynie do piersi.

Od płycizny odgradzał ich rząd trzydziestu pawęży zwróconych w stronę hipotetycznego zagrożenia - ukrytych w toni ryboludów.
Pawężnicy, skryci za utworzoną przez siebie barierą, spoglądali bacznie za nie, jakby w każdej chwili spodziewali się natarcia nieprzyjaciela.

Nieopodal za nimi stała cała piątka, czekając na zapowiedziane przyjście Relinvena w towarzystwie nadwornego czarodzieja, Latockiego.
Nie kazał na siebie długo czekać, wkraczając na brzeg w asyście pięciu Czarnych Słońc.

Za nimi kroczył mag w swych szatach typowych dla stereotypów jego profesji.

-Mam dla was sakiewki-powiedział, wyciągając trzy skórzane woreczki z brzęczącą zawartością.

-Dziesięć koron za łeb każdego z ryboludów. Latocki powiedział komu ile się należy, ale pojmanie szpiega jest dla mnie czymś dużym. Żeby wyrazić jak bardzo dużym, pozwoliłem sobie nieco dociążyć zawartość dodatkowymi monetami.
Wasz jest to wybór czy bierzecie je ze sobą czy też zostawiacie je na przechowanie, do czasu powrotu
- powiedział Roland, zwracając się do wiedźminów oraz Teda.

-Dodatkowo udałem się do kowala, który specjalnie dla was wygrzebał ze swojej szafki kilka prezentów - na dłoni arystokraty znajdowały się cztery piłeczki z dziwnymi wzorami na ceramicznej powierzchni.

-To bomby. Pod wodą siła ich ognia i odłamków traci znaczenie, ale nabiera fala uderzeniowa.
Poczciwy Khor twierdzi... Latocki!


-"Jak pierdolnie, to tak im da po ryjach, że można ich dupczyć, a i tak gówno poczują." - zacytował obojętnie mag.

-Tak właśnie - skinął głową, wkładając każdemu czterem osobom bomby w dłonie.

-A dla ciebie, pysiu, mam coś specjalnego - demoniczny uśmiech magnata jedynie na chwilę uprzedził wydarzenia.
Stłumiony jęk i otwarte szeroko oczy Lisandera były jedyną reakcją na sztylet znajdujący się między jego żebrami.

-Wiesz za co. Niech ci ziemia lekką będzie - warknął.

-Albo i nie - wyszarpnął ostrze, wbijając ponownie, tym razem serce.
Puścił konającego, spoglądając z niesmakiem na broń umazaną krwią, po czym wyczyścił ją o ubranie ofiary.

-Jak aktywować bombę? - odwrócił się w kierunku pozostałych.

-Należy wyciągnąć wzorek w kształcie strzałki, przekręcić do oporu i wcisnąć ponownie.
Wtedy krzesiwo uderzy w hubkę, a lont się zapali. Detonacja nastąpi po trzech sekundach.


Na plaży zaległo milczenie.

-Ruszajcie. Powodzenia - skłonił głowę, zaś dwaj pawężnicy podnieśli tarcze, odsuwając się na boki.
Utworzona w ten sposób luka zdawała się być jednokierunkową bramą.

Brego jako pierwszy ruszył do przodu, obnażając srebrny miecz tuż po wejściu do wody.
Za nim postąpili pozostali, dochodząc do miejsca, w którym woda sięgała do pasa.

Stamtąd dostrzegali gwałtowny spadek dna. Na kształt szelfu, kończył się czymś w podobie do stoku oceanicznego, za którym istniała jedynie czarna toń.

Założyli amulety, rozpoczynając proces przemiany.

***

Jedynie Galen dłużej pozostał na brzegu, zatrzymany przez czarodzieja.

-Niewiele tego - mruknął niezadowolony Latocki, przekazując właścicielowi runę.

-Wygląda na to, że zawiera magię defensywną. Wyczułem blokadę, więc musi być sposób jej zdejmowania lub uchylania.
Wszystko o tym runie powiedziałbym ci po tygodniu, najwięcej dwóch.


-Ile czasu przypuszczalnie zajmie nam dostanie się do podwodnego miasta i powrót przy założeniu , że wykonamy zadanie - dodał z bladym uśmiechem.

-Może wystarczy Ci czasu na dodatkowe badania?

-Podróż w obie strony? Cztery dni. A ile czasu zajmie wam wykonanie zadania? O to ja mógłbym zapytać.

-Dzięki za informacje. Po powrocie dokończysz badania i kiedy będziemy wiedzieć więcej pogadamy o tym co robimy dalej - powiedział łowca potworów i schował runę głęboko w kurtce.

Ruszył śladami pozostałych.

***

Powoli schodzili w głąb Zatoki, oczekując spotkania dna. Nie było bezpiecznie wystawiać się na zagrożenie ze wszystkich kierunków.
Na powierzchni przynajmniej spod ziemi zagrożenie dążyło do zera, ale tutaj, gdzie otaczała ich woda, zaś istoty swobodnie poruszały się w niej, było równie wielkie jak z każdego innego.

Szczególnie, iż co jakiś czas mijały ich większe bądź mniejsze stworzenia, jak do tej pory niegroźne.
Większość z nich to ryby, choć zdarzył się też, między innymi, żółw.

Nagle Galen poczuł ból w klatce piersiowej! Zanikały jego skrzela!
Więc to on miął być pechowcem, który nie zdąży wynurzyć się w poszukiwaniu ratunku w gazowym tlenie.

Przykre to. Żegnam - dobiegł go głos dobiegający znikąd. A może zewsząd?
To jednak nie miało najmniejszego znaczenia... Nagle ból ustał.

Żartowałem - odezwał się ponownie Latocki, zaś po chwili ich oczom ukazało się dno.


Szczególnie nocą było bardzo ciemno. W najgorszej sytuacji był Kolwen, mogący dostrzec otoczenie w odległości nie większej niż dwa metry, zaś w najlepszej Galen, w pełni wykorzystujący potencjał swych wrażliwych na światło oczu.

Załamanie światła na granicy woda-powietrze, zmieniało jego kąt, lecz to właśnie głębokość była największą przeszkodą dla blasku gwiazd, księżyca czy słońca.

Wytrwale płynęli przed siebie, a czas mijał. Bardzo powoli robiło się coraz jaśniej.
Wszystko stało się w miarę widoczne. Tak jak podczas wyjątkowo ciemnego dnia.


Kilka razy zmuszeni byli się zatrzymać, przepuszczając większe stworzenia Zatoki oraz chowając się, by przypadkiem nie wzbudzić ich zainteresowania.
Po tym ponownie podejmowali "wędrówkę".

Gdy zaczęło się ściemniać, zmęczenie oraz senność okazało się być coraz bardziej dominującymi czynnikami pomimo wcześniejszych postojów.
Należało znaleźć jakąś jaskinię lub cokolwiek, co pozwoliłoby im się przespać kilka godzin.

Jak na złość, nic takiego nie zaszczyciło ich swoją obecnością w najbliższym otoczeniu.
Jedynym schronieniem były trzy słupy z zawieszonym nad dnem, dużym szkieletem ogromnej ryby.

***

Następnego dnia jasnym stało się, iż się zgubili. Równie dobrze mogli płynąć w kółko.
Podróż do koszar vodyanoin miała potrwać dzień. W sumie płynęli już dwa, ponieważ wyruszyli nocą, zaś obecnie słońce było w zenicie.

Nikt nie zapytał w którym kierunku mają się udać, by trafić do celu, przez co zmuszeni są tracić czas.
Może nawet zdali sobie sprawę z tego, że praktycznie nic nie wiedzą. Schwytany vodyanoin mógł być kopalnią wiedzy o kulturze, ale także mieście bądź koszarach.
Mógł posiadać wiedzę o magii lub broni swojego ludu, tajnych kryjówkach czy położeniu dokumentów lub skarbów.

Przy brzegu leżało pełno trupów podwodnego ludu, którym można było się przyjrzeć chociażby szukając wrażliwych anatomicznie miejsc bądź cech dla nich charakterystycznych.
Sprawdzić zgodność z organizmami ras naziemnych, a także innych potworów.

Jednakże co się stało, to się nie odstanie. Płynęli dalej, mając nadzieję na znalezienie czegokolwiek, co mogłoby ich doprowadzić do celu.
Dopiero pod wieczór znaleźli coś.


Szkielet. Ludzki bądź elfi. Najwyraźniej niedoceniona inteligencja nie popełnia błędów żywych z powierzchni.
W niektórych miejscach był całkowicie połamany, a kości rozłupane. Nie było w nich szpiku.
Fragment kręgosłupa został oderwany, natomiast czaszkę rozcięto.

Najgorszym widokiem było jednak to, co leżało obok. Ludzka skóra bez wnętrzności leżała jak zniszczony płaszcz.
Przybita do podłoża pełna była dziur po części wygryzionych przez niezidentyfikowane stworzenia, po części wyciętych lub wytartych.

Zdeformowana, rozpłaszczona głowa rozcięta została z tyłu, zgodnie z linią cięcia kości czaszki.
Czarne włosy falowały nad ziejącymi upiorą pustką otworami na oczy, za którą znajdowała się jedynie tkanka skóry.

Nieszczęśnik posiadał długie rozcięcie ciągnące się od podbródka do krocza pozbawionego męskich cech.

Najwyraźniej natknęli się na niepotrzebne już szczątki, mogące mieć nawet rok.
Szkoda, że nie wiedzieli od kiedy trwa konflikt.

Na szczęście vodyanoini nie trudzili się, by zachować ostrożność w zabraniu nieboszczyka do miejsca jego przeznaczenia.
Szlak wytyczał pas nieporośniętej skały. Mogło to oznaczać stosunkowo częste użytkowanie.

Zapadły już ciemności, gdy dopłynęli do kolejnego, zdecydowanie mniejszego stoku, za którym kryły się...


Dziesiątki budynków!

Koszary.

W każdym z osobna mógł się zmieścić cały oddział złożony z dwóch tuzinów wojowników i dowódcy!
Niewielkie odstępy między każdą z budowli ułożonych na kształt szachownicy wyciągniętej w półkole, sprawiał wrażenie muru zwróconego w kierunku centralnie umieszczonego placu z niskim, acz bardzo rozłożystym, niemalże gmachem, zaopatrzonym w cztery duże półsfery, wyznaczające rogi oraz jedną, większą na szczycie.

Z każdego wydobywało się jasnożółte światło, przywodząc na myśl nieruchomy rój.

Jednakże jedynie Brego i Galen dostrzegli mrówczy ruch na podwodnej równinie.
Mieszkańcy nie spali.

Dzień drogi za gigantycznymi koszarami, miało znajdować się miasto...
Ich cel.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172