Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2011, 03:01   #21
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Po pewnym czasie zaniechał podróży po posiadłości, wychodząc na zewnątrz, do ogrodów.
Za każdym razem, kiedy tam przebywał, wydawało mu się, iż labirynt lekko różni się od ustawienia, w którym gościł poprzednio. Naturalnie mogło to być złudzenie wywołane długą nieobecnością, co wydawało się najbardziej prawdopodobne.

Jak bowiem można by zmienić ustawienie zakorzenionych roślin?
Było jednak ważniejsze pytanie. Po co?
Absolutnie takie dokonania, choć efektowne, pozbawione były sensu.

***

-Dziękuję za tłumne przybycie - usłyszał, zbliżając się do bramy, gdzie zobaczył piątkę mężczyzn.
Szybko ukrył się po przeciwnej stronie żywopłotu.

Przemawiający był czarodziejem Relinvena.
Zdążył zauważyć, iż pomiędzy pozostałą czwórką słuchających znajdował się elf, który przerwał "powitanie" z Marianną.


Brego, Galen, Lisander, Teddevelien | Kolwen:

-Jesteśmy tu z polecenia Marszałka Relinvena. Również jeśli chodzi o to konkretne miejsce oraz czas, więc wszelkie obiekcje należy kierować do niego - kontynuował.

-Mam rozwiewać wasze wątpliwości i udzielać pomocy w razie potrzeby oraz moich umiejętności. Tak więc słucham was - dodał, wpatrując się w każdego z osobna.


Areastina:

Ciężka furmanka spowalniała ich. Znacząco.
Oznaczało to, iż czas podróży do domu, i tak wystarczająco długi, ulegnie dodatkowemu wydłużeniu.

Jakby tego było mało, to ona została oddelegowania do powożenia ciężkiego klamota z trzema elfami.
Cóż. Powozi trochę i może zarządzić zmianę.

Może tych kilka godzin nie...

Nagle Zatoka eksplodowała! Miliardy gradobicie maleńkich kropelek wody sięgnęły niebios, nie chcąc opaść!
Konie rżały!
Głośne krzyki podkomendnych! Cztery uciekające, puste wierzchowce!

Deszcz pocisków! Padający zaprzęgnięty koń!
Rżenie! Dwa żyły w tym jeden w zaprzęgu!

Rozpaczliwe poszukiwanie Roibhilina!
Jest! Częściowo przygnieciony zwłokami zwierzęcia!


Brego, Galen, Lisander, Teddevelien | Kolwen:

Nim ktokolwiek zdołał otworzyć usta, rozbrzmiał niski, przeciągły odgłos rogu.
W chwilę później rozległ się drugi, wyższy. Dobiegał z wnętrza największego domu Rajczewa, a towarzyszyło mu łupanie.

Na zewnątrz wypadło źródło obu odgłosów.
Ciężki, biegnący gospodarz wraz z tyczkowatym, wąsatym jegomościem nadętym jak żaba, z rogiem przytkniętym do ust!
Pięciu wojowników z osobistej gwardii magnata.

-Kurwa! - wydarł się Roland, przystając przy bramie.

-Jazda, kurwa, jazda, kurwa, kurwa, kurwa! - darł się na sunącą masę żołnierzy mających wyjść poza względnie bezpieczne schronienie.
Przeważali kusznicy.

-W dupę wsadź sobie tą trąbkę! - wyrwał róg samemu dmąc w niego raz po raz.

-Opanuj się, Marszałku. Trzeba było go zatrzymać - powiedział spokojnie wysoki szlachcic.

-Niby jak?! Durny skurwysyn! Roche miał go przekonać czy miałem od razu zakuć go w kajdany?!

-Stało się? - zapytał Latocki.

-Nie, kurwa, tak się bawię. Za chwilę na rogu wypierdzę pełny tytuł Emreisa. Chcesz posłuchać? - warknął arystokrata.

-A wy co się tak, do jasnego piździelca tak gapicie?! - nagle złapał złodzieja za kołnierz, wlokąc do bramy.

-Na to się pogap, złamasie. To masz rozdupczyć! Wszystko! - wskazał gigantyczną fontannę wody, po czym puścił elfa.

-Szybciej! - wrzasnął, ponownie dmąc w róg, który chudy człowiek niemalże wyrwał.
Następnie pomógł wstać Lisanderowi, ostatecznie stając między nim, a Rolandem.

-Przedstawicielstwo Dol Blathanna postanowiło wyjechać w nocy pomimo potężnych kontrargumentów Marszałka. Nie byłoby najmniejszych szans na pomoc, gdyby teraz zaczęła być organizowana.
Nietrudno przewidzieć co się stanie, więc pan Relinven zawczasu zebrał posiłki, wiedząc, iż będą potrzebne
- wyjaśnił czarodziej.

-I na kutafona mi to było?! Zbyt wolno lezą!

-Szybciej nie mogą...

-Gówno! Mnie! To! Obchodzi! Sygnał, Podkomorzy! - wydarł się, parskając śliną na podwładnego.

-Latocki! Srokus kutafokus na te rybie dziwki!

-Nie da rady z tej odległości. Mogę trafić, przykładowo, Mistrza Roibhilina - pokręcił głową.

-To go, jasna twoja mać, traf! Czego tak stoicie jak dupy wołowe?! Pięć koron za każdy łeb! Dziesięć, kurwa jego mać!
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-08-2011, 13:24   #22
 
Koening's Avatar
 
Reputacja: 1 Koening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodze
Galen wracał do posiadłości Relinvena . Miał nadzieję porozmawiać z czarodziejem , przedstawić mu swoje domysły na pokonanie zagrożenia ze strony Vodyanoi i zapytać o możliwą pomoc . Wiedźmin miał też swoje prywatne sprawy które chciał omówić z magiem .


Gdy dotarł na miejsce resztę czasu spędził na włóczeniu się po okolicy . Kiedy łowcę potworów znudziło przebywanie na dworze uznał ,że pora wrócić do swojego pokoju i odpocząć . Jednak nie zdążył się nawet położyć ,bo służka, ta która wczoraj odprowadzała gości do swoich pomieszczeń powiedziała , że mag z którym miał się spotkać go oczekuje . Wiedźmin wyszedł ponownie . Po drodze spotkał idących w tym samym kierunku mężczyzn . Z wyżej wymienionych jednym z nich był jego towarzysz . Wiedźmin na przywitanie skinął głową w kierunku Brega , po czym ruszyli na umówione spotkanie .


Czarodziejem okazał się człowiek z wyglądu który za nic w świecie nie może zaprzeczyć jego profesji . Wyglądał jak typowy mag z bajek dla dzieci . Nazywał się Ariusz Latocki .


Wiedźmin spojrzał na Arusza zastanawiając się czy przez spotkanie z nim znowu nie wpadną w jakąś ciężką sytuację . Mutanta martwiło to , że przy każdym spotkaniu z osobą panującą nad tym chaosem zwanym magią trafiał na kłopoty . Ostatnio było to wylądowanie w redańskim lochu .


Po krótkim przywitaniu czarodziej szybko przeszedł do sedna sprawy .

Przynajmniej konkretny człowiek . Mówi szybko i na temat-Pomyślał Galen.

Gdy tylko wiedźmin miał się już odezwać w tej sprawie nagle ku zaskoczeniu wszystkich wyskoczył Roland wykrzykując coś z początku nie zrozumiałego dla mutanta . Z czasem okazało się , że nastąpił atak rybo ludów i wyglądało na to , że sprawa jest poważna .

-Nawet nie dadzą spokojnie porozmawiać –mruknął wiedźmin poprawiając
rzemienie i sprawdzając szybkość wysuwania się ostrza .


Dodatkową motywacją dla łowcy potworów była okazyjna cena dziesięciu koron za głowę każdej z tych bestii . Poprzednim razem udało mu się powalić ich ponad dwadzieścia tak więc to byłby prawdopodobnie jego najkrótszy zarobek w życiu . Pod warunkiem oczywiście ,że przeżyje . Jednak zajmował się tym od lat .Zabijanie wszelkich monstrów to jego życie .


Wiedźmin podniósł się i zwrócił się najpierw do maga .

-Wybaczcie Panie , ale sytuacja zmusza nas do przedwczesnego zakończenia konwersacji . Ufam jednak , że gdy ucichnie ten zgiełk wrócimy do tej rozmowy .

Następnie skierował twarz do pozostałych towarzyszy.

-Idę polować – stwierdził z uśmiechem . Mam nadzieję Brego , że do mnie dołączysz . -dodał szybko.
Następnie zwrócił się do pozostałych mężczyzn.

- Wybaczcie Panowie, że nie było czasu się poznać , jeżeli nie macie nic przeciwko zapraszam do zabawy –po czym wybiegł szybko z Rajczewa .

Na zewnątrz panował totalny chaos. Ludzie Rolanda biegli we wszystkich kierunkach . Wiedźmin zobaczył nawet żołnierza skaczącego na jednej nodze usiłującego ze wszystkich sił nałożyć but na drugą . Atak wyraźnie zaskoczył wszystkich .

Galen wybiegł przez bramę po czym ujrzał sylwetki łuskowatych stworów . Błyskawicznie wyciągnął miecz i nie odwracając się za siebie ruszył na potwory .
 

Ostatnio edytowane przez Koening : 07-08-2011 o 18:42.
Koening jest offline  
Stary 07-08-2011, 21:13   #23
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przeciągnął się przy balustradzie i skinął głową, gdy służka poprosiła go, by podążał za nią. Nie była to ta, na którą czekał, ale nie wiedział, z kim przyjdzie mu rozmawiać, i jaki wpływ miałaby odmowa.

Poza tym, interes zawsze ma pierwszeństwo przed przyjemnościami. Ostatni raz odwrócił głowę spoglądając tam, gdzie widział tyle osób (Czy tych trzech dryblasów TAKŻE tutaj nocuje?!) i mimo wewnętrznego niepokoju, z uśmiechem leniwego człowieka ruszył za nią, nieco zniecierpliwiony. Cieszył się jednak - bardzo dawno nie miał możliwości przez dzień po prostu postać w pięknym miejscu i nic nie robić. Zastanawiał się wręcz, jak by się sprawdził jako wartownik, oczywiście znacznej persony, takiej jak ci tutaj. Nie oddalił myśli, rozkoszując się perspektywą stałej służby - służby, nie pracy - i poczucia przynależności, rzeczy, które naiwnie wywyższał zapominając o niedoli popychadeł, jakimi w rzeczy samej byli. Musiałby chyba być szlachcicem będąc wartownikiem szlachcica by nie być popychadłem szlachcica. Nie, zaraz...

Wyszedł na spotkanie z wiedźminami, których już widział, złodziejem schwytanym przez podwładnych Relinvena i jeszcze... kogoś. No i maga.
Mag z kolei był dziwaczny. Pierwsze skojarzenie Teddeveliena było takie, że Relinven płaci mu za to, żeby tak się ubierał i nie musiał pamiętać, że ma gdzieś we dworze maga. Samo słowo było synonimem niebezpieczeństwa.

I zaczęło się! wrzawa i harmider! Mieszaniec stał jak osłupiały, wpierw usłyszawszy róg, a potem widząc zachowanie gospodarza. To było... przesadne. Załóżcie trupę, imć Relinven. Zda się, że bardziej się przysłużycie inszego dobrobytu. pomyślał, oglądając się znudzenie. Nie można było przecież oczekiwać od zgromadzonej grupy do pozbycia się problemu plagi Vodyanoi permanentnie, że da się zabić w pierwszym ich ataku.

- Przedstawicielstwo Dol Blathanna postanowiło wyjechać w nocy pomimo potężnych kontrargumentów Marszałka. Nie byłoby najmniejszych szans na pomoc, gdyby teraz zaczęła być organizowana.
Teddevelien poczuł się, jakby w żołądku harcowało mu stado wiewiórek. To znaczy...

Zachował panowanie nad oczyma i oddechem. Czy ONI tam byli? Była tylko jedna metoda by się dowiedzieć...
Gdy wiedźmin zaczepił sobie podobnego, mieszaniec złożył dłonie i z ukłonem zwrócił się do czarodzieja...
- Będziemy wdzięczni za każdą pomoc, mistrzu Latocki. - stwierdził tylko, wiedząc, że nie powinien irytować maga szczegółami dotyczącymi zabijania tylko Vodyanoi bez ich przy okazji. Zresztą w interesie maga było chyba zatrzymanie ryboludzi...

- Wybaczcie Panowie, że nie było czasu się poznać , jeżeli nie macie nic przeciwko zapraszam do zabawy.
- Jesteśmy tuż za Tobą, wiedźminie! - krzyknął do wybiegającego mutanta, po czym ruszył, samemu w biegu dobywając miecza, aby parować ciosy, i noża, aby zabijać.
Oczywiście na tyle daleko, by mistrz Latocki się nie skrzywił...

Ruszył tak szybko jak mógł, wiedząc, że nie może zignorować możliwości, iż elfia oficer wysłuchała jego prośby. Biegł za resztą, z innym jednak zamiarem. Chciał wspomóc wiedźmina (obu?) jak się da i trzymać się blisko nich, tak długo, jak nie wypatrzy jednego z rannych, ich trupów, miejsca, gdzie są, lub samej oficer. Wtedy przebije się tam, może i zabierając ze sobą wiedźminów, rzucając im jakąś bajeczkę.
Albo i mówiąc prawdę. Przynajmniej w przypadku kobiety to powinno zadziałać, o ile nie będzie miała sytuacji pod kontrolą. W jej przypadku, jedyne, co go obchodziło, to jedna, zwięzła informacja.

Jak zwykle...
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 07-08-2011 o 21:39.
-2- jest offline  
Stary 09-08-2011, 20:13   #24
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Nudy... Nudy... Straszne nudy... – myślał cały czas Kolwen podczas zwiedzania całej rezydencji Ronalda. Nigdy jakoś bogate zdobnictwo nie robiło na nim wrażenia. Przecież nie przyjechał tutaj żeby zwiedzać. Przebył taki szmat drogi, żeby spotkać się ze swoją lubą... Kolejną... W przerwie między innymi. Wszystko przez cholernego elfa. Od dziecka nie przepadał za tą rasą, ale po ostatnim spotkaniu tylko mocniej utwierdził się w tym przekonaniu.

Marnuje tu stanowczo za dużo czasu, żeby nie ten głupi elf już dawno byłoby po rozgrzewce porannej. Teraz pewnie siedziałby gdzieś pod drzewem, palił fajkę i delektował się ładną pogodą w oczekiwaniu na poobiednie rozkosze. A tak, ani fajki, ani rozkoszy.

Po kilku minutach zauważył jakąś kobietę, ubraną jak służka, z długimi czarnymi włosami. Akurat pochylała się nad czymś. Jaster od razu ocenił walory estetyczne kobiety w tej pozie i z szarmanckim uśmiechem podszedł do niej.
- Witaj jaśnie pani! Szukam kobiety o imieniu Marianna, która tu pracuje. Czy może nie widziałaś jej gdzieś? – Kolwen miał nadzieję, że ujrzy za moment piękną twarz służki.
- Nigdzie nikogo takiego nie widziałam – warknęła kobieta dziwnym ochrypłym głosem i odwróciła się w stronę mężczyzny. Szarmancki uśmiech zniknął z twarzy Kolwena. Delikatnie rzecz ujmując wielki włochaty pryszcz na policzku oraz brak kilku zębów przednich nie należał do najpiękniejszych widoków.
- Ekhm... – Jaster z całej siły starał się nie patrzeć na twarz kobiety, niestety z marnym skutkiem – To ja już pójdę w takim razie. Dziękuję za pomoc!
Nie chciał żeby to wyglądało na jakąś szaloną ucieczkę, ale chciał szybko zniknąć za rogiem z pola widzenia kobiety. Po tym całym zwiedzaniu postanowił na chwilę zaczerpnąć powietrza.

***

Dziwny ten żywopłot... Ostatni raz wydawało mu się, że cały labirynt był inaczej ułożony. Pamiętał doskonale ostatnie ustawienie, gdyż to właśnie tu, równo tydzień temu, Marianna zabrała go po obiedzie na „deser”. Piękne chwile...

Nagle z rozmyślań wyrwały go głosy osób wychodzących z rezydencji. Aby nie rzucać się nikomu w oczy, Kolwen szybko schował się za żywopłotem. Piątka mężczyzn. Jednego rozpoznał od razu. To był ten cholerny elf, który zepsuł mu cały dzień. Był tam jeszcze czarodziej Relinvena, reszty osób nie znał. Wyglądało to na normalną, spokojną rozmowę.

Po chwili wszystko potoczyło się bardzo szybko.

Z domu wybiegły dwie osoby, cały czas coś krzycząc.
- No proszę, proszę, sam Roland zaszczycił nas swoją obecnością – pomyślał z lekkim uśmieszkiem na twarzy Kolwen, cała scenka bardzo go rozśmieszyła. Jednak po chwili mina mu zrzedła, gdy dowiedział się, że sprawcami całego tego zamieszania są atakujące ich potwory.

Usiadł gwałtownie na ziemię i mocno podrapał się po włosach, po czym przejechał dłonią po twarzy. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?

- Pięć koron za każdy łeb! Dziesięć, kurwa jego mać! - usłyszał głos Rolanda.
- I pięćdziesiąt by było kurwa za mało – powiedział na głos Kolwen. Nie zamierzał narażać się dla tak małej sumy. Nie zabiłby ich aż tylu, aby porządnie zarobić. Postanowił nie mieszać się za bardzo do tego wszystkiego. Powoli wychylił głowę, aby zobaczyć co się dzieje. Jeden z ludzi już rzucił się do ataku.
- Nie, nie, nie, nie zrobię tego, ja chce mieć w końcu święty spokój – powiedział znowu na głos, sam do siebie. Wstał, otrzepał spodnie i ruszył w stronę domu, aby obejść go, być może po drugiej stronie nie dzieje się nic, aż tak dramatycznego.
 
Morfik jest offline  
Stary 09-08-2011, 21:38   #25
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Podobno każda karczma ma swój własny klimat i historię do opowiedzenia. Możliwe, LIsander tego nie kwestionował , nie miał ku temu powodów. Wiedział jednak, że są sprawy, które dla każdej chlejni wyglądać będą tak samo, dokładnie tak samo.

Żałosne, jak widok pijaków nie kontrolujących własnego pęcherza, jak zarzygane stoły i tarzające się pod nimi wiejskie osobistości. W końcu niesmaczne, jak otumanieni mężczyźni w obscenicznej miłości z brzydkimi kobietami.

Nienaturalny klimat pustej izby karczemnej na chwilę udzielił się elfowi. Puste krzesła i czyste jeszcze stoliki za kilka godzin miały rozpocząć noc pełną pracy. Ludzie znów upija się, albo będą patrzyć, jak inni to robią, w obu przypadkach po to, aby na chwilę przestać myśleć o swoich problemach.

Lisander przecenił możliwości informacyjne tej karczmy. Nie dowiedział się tutaj niczego, czego nie wiedziałby wcześniej. Owszem, pobyt w tak zatłoczonym miejscu mógł przynieść mu pewne profity, jak chociażby kilka sakiewek, może jakąś błyskotkę, jednak elf na chwilę musiał przestać być złodziejem, nie mógł skupić uwagi. Z resztą pieniędzy miał pod dostatkiem.

Lisander zamówił więc „cholernie drogie piwo”, po czym zaczął wsłuchiwać się w nieistotne dla świata rozmowy bywalców karczmy.

Jakiś czas później elf został wezwany przed „nadwornego’ maga Rolada. Tak, nadworny to dobre określenie, magnat miał tutaj przecież istny dwór. Lisander oczywiście nie miał wyboru i musiał opuścić wesołą karczmę.

Mag okazał się być chudym jegomościem w błyszczącej szacie. Typowy czarodziej? To miało się okazać dopiero za chwilę, kiedy magik otworzy usta.

Latocki przemawiał zwięźle i zadziwiająco rozsądnie, jak na kogoś, kto parał się magicznym rzemiosłem. Elf nie spotkał w swoim życiu wielu magów, jednak ten wydał mu się pozytywnym wyjątkiem. Czyż jednak każdy czarodziej nie był takim odstępstwem od normy?

Wywód Latockiego przerwał ogłuszający dźwięk rogu. Lisander ledwo zdążył obrócić się, aby sprawdzić co się dzieje, kiedy w okolicy zawrzało, po czym obok złodzieja znalazł się także niedźwiedziowaty magnat, który wrzeszcząc coś o natarciu zaczął machać LIsanderem, jak lalką. Oszołomiony elf nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, co się wokół niego dzieje, kiedy został rzucony na ziemię, z powrotem podniesiony, oraz zrugany za to, że stoi w miejscu, zamiast machać mieczem i wykrzykiwać bojowe pieśni.

To była doskonała okazja, aby zacząć działać, aby w końcu czynnie zająć się własnym losem. Gdyby tylko miał jakiegoś wierzchowca…

- On ma rację – Lisander zgodził się z Kolwenem. – Jestem… nie jestem wojakiem, a z tej odległości nie ma co strzelać, bo i szypy wiatr weźmie co najwyżej. Czekamy tutaj, w razie czego, to nie pozwolimy, żeby to gówno wzięło wieś – dodał, oddalając się w stronę bramy.

Magnat jedynie skinął głową. Najwidoczniej akceptował decyzję elfa.

Elf zatknął w ziemi pięć strzał, szóstą umieścił na cięciwie, z drżącym sercem i mokrymi od poty dłońmi czekał na rozwój wydarzeń.
 
Minty jest offline  
Stary 10-08-2011, 15:25   #26
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kolwen:

Nie miał zamiaru pchać głowy pod ostrze. W końcu przyjechał tu w innym celu...
Swoją drogą ciekawe, gdzie ów się znajdował.

Powoli wycofał się, nie mając zamiaru wychodzić z ukrycia. Wprost przeciwnie, zagłębił się w mały labirynt żywopłotów.
Jedynym i słusznym kierunkiem był przeciwny do źródła zamieszania. Potencjalnie niebezpiecznego oraz zabójczego.

Niespiesznie oddalił się, zielonym ogrodem, obierając sobie za miejsce przeznaczenia tył posiadłości.
Potem się zobaczy.

Jedyne, co było widać za zielonym murem, to mijana ściana bogatego domostwa.
Wkoło słychać było wesołe, ptasie zawołania, delikatny szelest liści, odległy koncert świerszczy.

Pogodna noc.

Nagle przestał cokolwiek widzieć. Na jego twarzy spoczęły chłodne dłonie, zasłaniające oczy.

-Zgadnij kto to... - mruknął mu do ucha znajomy, kobiecy głos.
Może jednak było mu dane dokończyć to, co elf przerwał?


Lisander:

-Oni tu nie podejdą - rzekł krótko Latocki.

-Jeszcze ich za mało. Za pół miesiąca w porywach do miesiąca. Wbrew pozorom to durne istoty. Mogłyby zaatakować od razu wszystkimi siłami, ale oni wolą, na nasze szczęście, tracić żołnierzy. To tylko głupie ryby... - wzruszył ramionami czarodziej.

-Zawrzyj pysk, Latocki. To polityka. Ty i tobie podobni gówno się na tym znacie - warknął Marszałek, wpatrując się w opadającą w oddali wodę.

-Spotkałeś kiedyś kogokolwiek, kto według ciebie znał się na niej? - zapytał, nieco zjadliwie, Ariusz, zaś Relinven zamyślił się.

-Thyssena i... Kiedyś. Dijkstrę - skinął głową, w odpowiedzi otrzymując jedynie parsknięcie.

-To, że pod koniec kariery dał się zdobić jak dziecko, nie znaczy, że wcześniej nie był dobry, Latocki i kto jak kto, ale ty powinieneś to dobrze wiedzieć...

Co by jednak nie mówić o polityce, nie zanosiło się na zaskoczenie dla czarodzieja.
Przeciwnie, rzeczywistość spokojem wokół Rajczewa zdawała się jedynie potwierdzać jego słowa.


Brego, Galen, Teddevelien:

Ruchome korony same się nie unieruchomią!
Dziesięć za głowę każdego ze stworów! Dziesięć!
Pół tygodnia w najlepszych zajazdach za dwa trupy, zaś za cztery i Wyzimski Dom Nocy spojrzy łasym okiem!
Sześć a sama Pani Nocy otworzy swą komnatę!

Brego i Galen wystrzelili prawie natychmiast, nawet nie próbując negocjować ceny!
Musiała być naprawdę godziwa.
Teddevelien nie zastanawiał się dużo dłużej, ruszając śladem wiedźminów!

W końcu tam mogli być jego niedawni podopieczni!
Wyrwał ich tylko po to, by zginęli od szponów vodyanoin? Niedoczekanie! Przy okazji można było zarobić.

Już po niespełna pięciu minutach przemknęli obok oddziałów Rajczewa, szybko zostawiając ich w tyle.
Jeśli utrzymają tempo, kusznicy złożą się do pierwszych strzałów za dwadzieścia minut.
Zbyt dużo, jeśli z Zatoki Praksedy wyłoniło się jeszcze więcej przeciwników niż noc wcześniej.

Pęd powietrza wdzierał się do uszu trójki monotonnym, delikatnym szumem. Obserwowali wodę w oddali.
Jeszcze niedawno w powietrzu wirowały miliardy kropelek. Obecnie prawie całkiem opadły, wznosząc się niewiele ponad taflą.

Poprzedniej nocy oznaczało to wyjście na ląd większej części sił, jakie vodyanoini uprzednio wystawili do walki.
Tak mogło być i tym razem. Mogło, lecz nie musiało.

Nagle Brego zatrzymał się, zmuszając do tego samego zarówno Galena jak i Teda.
Obiekt powodujący przystanięcie stał na brzegu. Nieco nieporadnie wędrował we wszystkie strony, skupiony na swoich stopach.

Nawet z odległości blisko trzeciej części kilometra byli w stanie dostrzec ogon przybysza, beztrosko stojącego przy źródle zagrożenia - głębokiej wodzie.

Wysiłki nieznajomego zdawały się przynosić skutek, gdyż jego krok po kilku chwilach stał się pewniejszy.
Pozwolił sobie nawet na kilka, pojedynczych podskoków.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 11-08-2011, 01:25   #27
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Areastina nienawidziła nizin. Nienawidziła rozległych stepów Nazairu, które były jedynym widokiem, jakie mogła podziwiać za młodu. Nienawidziła ciągnących się po horyzont równin pełnych łąk i jedynie z rzadka porośniętych kępami drzew. Jak bardzo ich nienawidzi, odkryła dopiero, gdy razem z IV Armią Konną zawędrowała przez Góry Amell do Cintry i Lyrii. A potem osiadła wśród porośniętych pierwotną puszczą wzgórz Dol Blathanna i upewniła się w swej niechęci do równin.

Gdy Roibhilin zdecydował, że wracają do Doliny Kwiatów, kapral Maeleachlainn szczerze się cieszyła. Miała już dość płaskiego jak deska Łukomorza i wszechobecnego zapachu morza. Co prawda powożenie wozem nie było najmilszym sposobem do osiągnięcia celu, ale była w stanie znieść nawet to, byle by tylko szybko uwolnić się od uciążliwego „podopiecznego” i móc wrócić do swoich spraw.

Mówiąc o szybkim uwolnieniu od Roibhilina, elfka miała raczej na myśli szybki powrót do domu, a nie śmierć elfa podczas owego powrotu. Toteż ,gdy usypiającą ciszę rozdarł niepokojący huk, a zaraz potem z nieba spadł na nich grad pocisków, z jej ust wyrwało się siarczyste przekleństwo. Odruchowo schowała się za ścianą wozu. I chyba tylko to ją uratowało, bowiem chwilę później ostrze pocisku wbiło się w drewnianą ściankę na dobrą piędź.

Ostrzał trwał kilka chwil. W tym czasie jej uszu co chwilę dobiegały jęki ranionych zwierząt i elfów zmieszane ze świstem nadlatujących pocisków. Nie mogła dojrzeć, kto oberwał i jak bardzo, bowiem chroniąca ją drewniana ściana zasłaniała wszystko. Wychylić zza niej odważyła się dopiero, gdy ostatnie pociski padły na ziemię.

„Tylko tego mi brakowało, by zabili tę cholerną gnidę w drodze do domu” - myślała gorączkowo jednym susem zeskakując z wozu. Krzyki podkomendnych i rżenie zagłuszyły serię bluzgów, jaka posypały się z jej ust.

Dopadła miejsca, w którym jeszcze chwilę temu stał dorodny, kary ogier Roibhilina. Zwierzę leżało na ziemi wierzgając nogami w przedśmiertnych spazmach. Krew sączyła się z rozległej rany na jego szyi. Koń tułowiem przygniatało jeźdźca. Ten nie wierzgał, za to darł się wniebogłosy, co oznaczało, że na szczęście wciąż żył.

Dopiero teraz zdołała pomyśleć o czymkolwiek innym. Rozejrzała się, by zapoznać się z obrazem sytuacji, a obraz ów był… przerażający. Z kilkunastu koni pozostały dwa, z czego jeden w zaprzęgu. Do tego dochodziły cztery, które uciekły, o ile uda się je wyłapać. Trzech jej podwładnych leżało martwych, czterech było poważnie rannych: jeden miał przebitą rękę, jeden – udo, kolejny – łydkę. Z łydki ostatniego wystawał pocisk przygważdżając go do boku martwego zwierzęcia. Pozostałych ośmiu żołnierzy odniosło powierzchowne rany. Tylko jeden z chłopaków nie ucierpiał i to tylko dlatego, że schronił się za swoim wierzchowcem.

Na samym końcu Areastina sprawdziła stan trzech mężczyzn, których wieźli na wozie. Ten najciężej poszkodowany, nieprzytomny oficer, w dalszym ciągu się nie poruszał, ale żył. Ściany wozu prawdopodobnie osłoniły go przed ostrzałem. Drugi, zupełnie sprawny żołnierz należący do Scoia’tael, podobnie jak pani kapral, schował się za ścianą wozu, co i jemu pozwoliło uniknąć obrażeń. Trzeci z mężczyzn, prawdopodobnie należący do tego samego komanda, co drugi, nie miał tyle szczęścia. Dosięgły go strzały ryboludów i obecnie leżał martwy w kałuży krwi.

W umyśle kobiety tłukła się myśl, cóż to za przerażająca broń mogła wywołać takie spustoszenie w ich szeregach. Odpowiedź dostrzegła, gdy pochyliła się nad ciałem martwego Scoia’tael. Z jego szyi wystawał przedmiot długości ręki, grubości zaś kciuka. Pocisk był wykonany ze srebrzystego metalu, pozbawiony lotek, naznaczony zaś dziwnymi rowkami i w niczym nie przypominał znanego kapral Mealachlain oręża. Najbliżej mu było do wielkiego, pozbawionego łba gwoździa. Aż strach było pomyśleć cóż za broń mogła miotać takimi pociskami. Tego, kto je wystrzelił, nietrudno było się domyśleć. Ostrzał nadciągnął od morza, a to oznaczać mogło tylko owe tajemnicze i niebezpieczne Ryboludy. To z kolei oznaczało, że należało migiem zbierać dupę w troki i jak najszybciej oddalić się od owego morza.

W pierwszej kolejności jednak należało się zająć Roibhilinem, który wciąż tkwił przygnieciony końskim trupem i darł się jak oszalały. Areastina miała nadzieję, że mężczyzna zdecydowanie przesadza co do nasilenia bólu i, że ma co najwyżej skręconą kostkę, a nie na przykład otwarte złamanie nogi. Nie sposób to jednak było stwierdzić, póki mężczyzna leżał w obecnej pozycji.

Pani Kapral przywołała do siebie wszystkich sprawnych podkomendnych. Sześciu miało unieść ciało martwego zwierzęcia na tyle wysoko, by pozostałych dwóch mogło spod niego wyciągnąć Roibhilina nie czyniąc mu przy tym krzywdy. Nie należało ryzykować rozerwania mięśni i żył w sytuacji, gdyby jednak noga była złamana, a nie tylko zwichnięta.

Akcja przebiegła nad wyraz sprawnie. Co prawda poruszony Roibhilin to darł się, by go nie ruszać, to znów prawie mdlał z bólu, ale w końcu ułożyli go z boku na trawie, by dokładniej obejrzeć jego obrażenia. Poza nogą wszystko wyglądało w porządku. Areastina jednym pociągnięciem noża rozcięła nogawkę spodni, by móc się lepiej przyjrzeć.

Nie było widać otwartej rany, co wykluczało najgorszą ewentualność. Mimo protestów ze strony poszkodowanego, kobieta obmacała uważnie obie jego nogi, by stwierdzić, czy doszło do złamania, lub znacznego przemieszczenia kości. Rudowłosa elfka nie bardzo się na tym znała, więc trudno jej było cokolwiek jednoznacznie stwierdzić. Poproszony o poruszenie nogą mężczyzna z cichym sykiem kiwnął palcami u stopy. Czyli kość najprawdopodobniej nie była złamana, ewentualnie pęknięta. Z całą pewnością jednak Roibhilin miał skręconą kostkę, co na kilka dni, a może i tygodni wykluczało u niego możliwość chodzenia, jednak mimo wszystko należało uznać, że miał szczęście,

Areastina odetchnęła z ulgą i wstała z klęczek. W samą porę, by dostrzec nadciągające w ich stronę z zatoki, biegnące wolno w porównaniu do elfów, sylwetki. Ryboludy.

- Oż kurwa! – wyrwało jej się z gardła, w chwili, gdy dotarło do niej, co widzi.

Napastnicy zbliżali się nieubłaganie. Dzielący ich dystans byli w stanie pokonać w minutę, może nieco więcej.

- Mamy towarzystwo – krzyknęła starając się, by głos jej nie zadrżał. – Zbierzcie broń tych, którym i tak się ona nie przyda. I odwiązać konia z zaprzęgu.

Plan był prosty. Nie mogli się stąd ewakuować, więc należało stawić opór, w miarę skromnych możliwości oczywiście. Mieli dwa konie. Mogli spróbować uratować tych, którzy w walce i tak już niewiele pomogą, a będą jedynie stanowić łatwy cel. W pierwszej kolejności pomyślała o Roibhilinie, ten jednak odmówił ucieczki. Może i szuja, może i menda, do tego arogant z kompleksem wyższości, ale jednak swój honor miał. Mieczem machać i tak nie był w stanie, więc dostał łuk jednego z zabitych chłopców.

Skoro Roibhilin zamierzał zostać, Areastina zadecydowała, że należy przetransportować w bezpieczne miejsce nieprzytomnego oficera. Jako, że nie mógł on sam kierować koniem, wysłała z nim rannego w rękę żołnierza, który i tak już z łuku strzelać nie mógł. Drugiego z koni miał dosiąść ranny w udo. We dwóch mieli się oddalić galopem w bezpieczne miejsce. Jeden miał siedzieć przy nieprzytomnym i strzelać do ewentualnych zabłąkanych ryboludów. Do drugiego natomiast należało odnalezienie czterech zaginionych koni.

Na koniec pozostała kwestia uratowanego Scoia’tael. Był on zdolny do walki, jednak nie posiadał broni, w związku z czym otrzymał tę należącą do jednego z zabitych. Dostał również ostrzeżenie, żeby nie robił głupot, bo pani kapral nie będzie miała żadnych skrupułów, by wpakować mu strzałę między oczy.

To było najdłuższe sześćdziesiąt sekund w jej życiu. Gdy ostatnie chwile mijały, słyszała tylko łomotanie własnego serca. Nie musiała wydawać komendy, by wszyscy zajęli odpowiednie pozycje do strzału. Poprawiła wiszący u pasa kord. Z powieszonego teraz tuż przy nodze kołczanu wyjęła strzałę. Drugi, podobny kołczan leżał na ziemi tuż pod jej stopami. Nim napięła cięciwę, odruchowo musnęła wargami lotkę. Stanęła w lekkim rozkroku i zmrużyła oczy gotowa zwolnić cięciwę.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 11-08-2011 o 19:49.
echidna jest offline  
Stary 11-08-2011, 17:12   #28
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Areastina:

Przekleństwo zadziałało jak zaklęcie czarodzieja.
Roibhilin ucichł i podniósł głowę, próbując odnaleźć źródło dodatkowych problemów.
Szybko opuścił głowę z trupio pobladłą twarzą i zamglonym spojrzeniem.

Na propozycję jaką usłyszał od Areastiny jedynie prychnął pogardliwie, najwyraźniej nie czując na sobie obowiązku jakiejkolwiek odpowiedzi.

Pogrążony we własnych myślach zdawał się nie widzieć gorączkowych ruchów towarzyszy podróży.
Nie istniało dla niego miotanie się trzech żołnierzy przy zaprzęgu, dwóch kolejnych kładących nieprzytomne ciało na grzbiecie.

Zamrugał, dźwigając się do pozycji siedzącej i rozejrzał się szybko. Przywołał gestem dwóch żołnierzy.

-Odrąbcie dyszle. Jeden z nich podzielcie na pół - warknął, przywołując kolejnego.

-Materiał. Migiem - ponuro patrzył na wsiadających na konie jeźdźców. Żołnierz z ranną, prowizorycznie opatrzoną ręką siedział za nieruchomym, elfim tobołkiem.
Drugi siedział na ostatnim z ich wierzchowców z łukiem gotowym do dobycia.

Nagle rozległy się dwa trzaśnięcia, do których dołączyło jeszcze jedno. W ten sposób dwa drewniane dyszle stały się trzema drągami.

-Miały być odrąbane, nie odłamane - skrzywił się z niesmakiem, ciasno owijając bolącą nogę usztywnioną przez dwie, krótsze pałąki.

Elfka szybko podbiegła do niego, wciskając mu łuk oraz kilka strzał, by mógł się na coś przydać, a kiedy chciała odejść, Roibhilin błyskawicznie chwycił ją za kark, nie pozwalając się wyprostować.
Jego palce boleśnie wbiły się w ciało.

-Niech któryś z was choćby sapnie o tym, co zobaczysz, a osobiście dopilnuję, żeby cały ten zawszony oddział stracił łby. Z tobą na samym końcu - puścił kobietę, nieporadnie próbując wstać.

Łucznicy złożyli się do strzału, zaś urzędnik podniósł swoją broń, wciskając cztery strzały w usta, zaś jedną umieścił na cięciwie.
Pierwsze z pocisków poszybowały w kierunku nadciągającego wroga.

Klasyczna pozycja strzelecka, w jego wypadku, byłaby mocno nieefektywna, więc wystawił zdrową nogę do przodu, drugą opierając o wóz.
Z grymasem bólu wycelował.

Co chwila słychać było brzęk którejś z cięciw. Prawie tak samo często któryś z ryboludów padał na ziemię, lecz zmniejszyło to nacierające siły ledwie o niespełna czwartą część.

Vodyanoini byli już nieco ponad pięćdziesiąt metrów od nich!
Rybie, najeżone trójkątnymi zębami paszcze, połyskiwały w świetle księżyca. Zielononiebieskie łuski nie pokrywały tylko czarnych, pustych oczu oraz jaśniejszego podgardla i zapewne brzucha, osłoniętego ciemnobrązowym pancerzem.
Zębate miecze błyszczały w szponiastych dłoniach.
Nawet nie zamierzały zwolnić!

W dłoniach elfów zalśniły miecze, zaś Roibhilin wyrwał z ziemi dwa "bełty", które chwycił jak oszczepy.
Natychmiastowo odchylił prawą rękę do tyłu, ciskając pocisk prosto w czoło przeciwnika, automatycznie cofając drugą z broni, którą wypuścił w moment później, zatrzymując się w gardle stwora!

Ledwie dziesięć metrów!

Stali w szeregu z klingami gotowymi do ataku i parowania.
Jedynie urzędnik stał bez broni, spoglądając z powątpiewaniem na miecz w pochwie przy pasie.

Pięć metrów!

Jeden z żołnierzy głośno przełknął ślinę w obliczu pędzącej masy przeciwników, lecz nikt się nie poruszył.
Tylko Calthaniel powoli zacisnął dłoń na rękojeści, którą natychmiast oderwał, szeroko rozkładając ręce z szerokim uśmiechem na pociągłej twarzy.

Dwa metry!

Runęły równocześnie!
Na kobietę wpadły dwa stwory, napierając całą masą! Szczęknął metal ostrza Areastiny trzymanego przez dwa miecze!
Znikąd nie nadeszły spodziewane pchnięcia i cięcia. Z każdą chwilą napór wzrastał wraz z kolejnymi, pchającymi napastnikami!

Próbowały obalić całą linię obrony! To oznaczałoby koniec walki!
Mają zamiar zmieść ich samą masą!

Jakby tego było mało, w nietypowej ciszy, kilka metrów dalej toczyła się tradycyjna walka. Tylko Roibhilin nie dołączył do szyku.

Nagle elfka skrzywiła się pod wpływem śmierdzącego oddechu gadziej mordy, szczerzącej się prosto w twarz, tak jak inni, wykorzystując całą siłę na uniemożliwienie utraty równowagi!
Nacisk cały czas się zwiększał!
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 17-08-2011, 17:25   #29
 
Koening's Avatar
 
Reputacja: 1 Koening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodze
Wiedźmin pobiegł w stronę dochodzących dźwięków walki . Nagle zatrzymał się wpatrując się najpierw w Brega zaciekawiony dlaczego stoimy , a później w stwora przed nimi .


Zapytany przez ćwierćelfa o to czym lub kim jest postać z wyraźnie widocznym ogonem Galen spokojnie odwrócił się na chwilkę pokazując by zachować absolutną ciszę . Nie trzeba było zatem tłumaczyć , że wiedźmin na razie nie miał pojęcia co stoi przed nimi Następnie zmienił pozycję na lekko przygarbioną i gotową do ataku w każdej chwili .


Miecz trzymany przez łowcę potworów zmienił także swoje położenie . Był lekko ukryty zza pleców . To doskonale urywało wyciągniętą broń . Z daleka osoba patrząca na zbliżającą się postać nie była w stanie dostrzec wyciągniętego ostrza .


Wiedźmin dotarł do dwustu metrów odległości od celu . Mutant na chwilę wyostrzył wzrok . Zgarbiona postać na pewno nie była człowiekiem co potwierdzało tylko poprzednie podejrzenia . Lekkie ale jednostajne drgania medalionu potwierdzały tylko tezę. Przed nimi stał potwór. Stwór nie miał szyi , za to na nogach miał wysokie buty sięgające mu niemal do kolan ! . Galen zadał sobie pytanie jaki ze znanych mu potworów nosił ludzkie ubrania . W milczeniu machnął do towarzyszy by zbliżyli się do niego . Gdy wiedźmin przyjrzał się dokładniej zobaczył na ogonie stwora gadzie łuski . Już nie miał wątpliwości a sam fakt ,że nie wpadł na to wcześniej lekko go rozdrażnił .


-Vodyanoi -syknął na tyle cicho by być pewnym , że stwór nie wykrył ich obecności a jednocześnie na tyle głośno by towarzysze usłyszeli jego odkrycie .


Kiedy towarzysze byli już tuż obok wiedźmina Galen przyjrzał się zachowaniu stwora by opisać to o co prosił go o ile dobrze pamiętał ze spotkania z magiem Teddevelien.

- Przygląda się temu zgiełkowi po drugiej stronie jeziora-dodał cicho .

- Najwyraźniej tam już toczy się walka z potworami -pokazał ręką na bitewny zgiełk.

-Postaram się go cicho załatwić -powiedział spoglądając na potwora , po czym położył się na brzuchu i zaczął mozolnie się czołgać w stronę stwora .
-Czekajcie w pogotowiu w razie czego -urwał kończąc ten i tak niebezpiecznie długi monolog .


Galen mozolnie zbliżał się do ryboluda . Kiedy odległość zmniejszyła się o kolejne pięćdziesiąt metrów kątem oka mutant dostrzegł ciało leżące obok potwora. Owinięte było płaszczem . Obok leżał kij . Vodyanoi był nie uzbrojony . Zdziwiło to lekko wiedźmina który poprzedniej nocy walczył o życie w starciu z setką uzbrojonych i niebezpiecznych Vodyanoi .


Wiedźmin chciał się zbliżyć na kolejne trzydzieści metrów jednak nie dążył ponieważ stwór nagle odwrócił się w jego stronę . Galen przywarł mocno do ziemi mając nadzieję , że potwór go nie zobaczył .


Vodyanoi zaczął się kręcić w różne strony . W pewnym momencie wrócił się by sięgnąć w stronę owiniętego ciała . Ku wielkiemu zaskoczeniu Galena rybolud zaczął się ubierać w szmaty . Mutanta zaczęły ogarniać wątpliwości .


A co jeżeli stwór jest zaklętym człowiekiem , albo nie jest on taki zły jak reszta ....

Z opowiadań w Siedliszczu wiedźmin słyszał wielokrotnie o potworach zaklętych lub nie groźnych . Wiele razy opowiadano mu też o trudnych decyzjach moralnych . O pytaniach czy zabić czy zaryzykować i podejść . Teraz rozumiał ten dylemat . Postanowił zaryzykować .


Wiedźmin wstał starając się ukryć jakąkolwiek agresję .Jeżeli wcześniej Vodyanoi nie wyczuł czyjejś obecności to teraz nie było ku temu żadnych wątpliwości . Gdy tylko ujrzał łowcę potworów natychmiast zaczął uciekać .

-Nie możemy mu dać uciec -krzyknął Galen po czym wstał i w biegu ruszył za stworem . Ułatwiając sobie pościg wiedźmin zgiął palce w geście i rzucił Aardem w stronę ryboluda .

Stwór wywalił się z bulgotem . Mutant podbiegł szybko przygwoździł potwora kolanem trzymając jednocześnie za ręce by nie odczuć jego szponów na swoim ciele .

- Biegnijcie , długo go tak nie utrzymam - krzyknął do towarzyszy .
- Trzeba go związać . !


Gdy tylko stwór został związany Galen z ulgą mógł wstać . Zapytany o to czy zna wspólną mowę Vodyanoi zaczął bulgotać w nieznanym wiedźminowi języku .

-Przydał by się tłumacz-mruknął lekko zawiedziony . Po czym zwrócił się do towarzyszy.

-Ten rybolud może mieć informacje dotyczące korzeni konfliktu , a także o tym skąd się tutaj wzięli i jak się przemieszczają . My tego z niego nie wyciągniemy ale czarodziej to co innego . Trzeba go zaprowadzić do Latockiego . Z drugiej strony tamci -tutaj łowca potworów wskazał w kierunku skąd dochodził zgiełk potyczki - potrzebują pomocy .
- Jeden z nas musi zaprowadzić to ścierwo z powrotem do Rajczewa . Jacyś chętni ? - zapytał z drwiną w głosie .


Ćwierćelf natychmiast odmówił zaprowadzenia Vodyanoi . Bardziej od wykonania zlecenia zależało mu na życiu pobratymców . Decyzja należała do wiedźminów . Galen był pewny , że w ten sposób można dowiedzieć się wszystkiego czego potrzebował nie musząc się użerać z wieśniakami mieszkającymi w okolicy . Dlatego też jeżeli Brego też by odmówił zaprowadzenia stwora do Latockiego Galen postanowił , że sam to zrobi . Czekał już tylko na decyzję kolegi .
 
Koening jest offline  
Stary 17-08-2011, 20:56   #30
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Czym prędzej udać się jak najdalej od całego zamieszania. Taki był plan. Kolwen nie miał zamiaru ryzykować życia, tylko po to, aby pomagać obcym ludziom. Na dokładkę mordując potwory. Nie jest jakimś wiedźminem.

Labirynt zieleni był odpowiednim miejscem do ukrycia się... Przynajmniej na razie.

Noc była taka spokojna. Delikatne odgłosy przyrody. Lekki wiaterek. Kolwen spojrzał w górę na gwiaździste niebo. Na chwilę zapomniał o całym zamieszaniu. Widok gwiazd zawsze go uspokajał. Miał tak już od dziecka, gdy leżał na dachach chałup w Wyzimie. Gazowe kule oddalone o miliony mi zawsze mu towarzyszyły... One jedyne. Mógłby tak stać do rana.

Ciekawe gdzie jest Marianna? Miał nadzieję, że schowała się w bezpiecznym miejscu. Zakładając, że jutro zamierzał już wyjeżdżać, zostało mu niewiele czasu na jej odnalezienie.

Nagle zrobiło się ciemno. Poczuł lekkie ukłucie w żołądku, czyżby jednak ktoś go tu znalazł. Poczuł na twarzy chłodne dłonie.

- Zgadnij kto to... – usłyszał delikatny, kobiecy szept. Poczucie strachu musiało natychmiast ustąpić, nadciągającemu z duża prędkością uczuciu podniecenia.
- Ach to ty, kochanie - powiedział cicho Kolwen i odwrócił się, aby zobaczyć kto stał za nim. Tak, dzień nie mógł się lepiej kończyć. Był jednocześnie strasznie zadowolony, ale kompletnie nie spodziewał się tego spotkania. To co elf przerwał, zostanie za chwilę dokończone przez Kolwena Jastra.
- Mhm - mruknęła, zakładając ręce na szyję.
- Powiem szczerze wybrałaś ciekawe miejsce, zakładając to co się dzieje niedaleko - powiedział lekko zaskoczony całą sytuacją.
- To wszystko jest daleko. Przynajmniej teraz. Na razie ryboludy nie atakują Rajczewa, ale mówią, że to już długo nie potrwa - przygryzła dolną wargę.
- Skoro tak przedstawiasz sytuację - złapał ją mocno za pośladki. - Raczej nikt nas tu nie zauważy...
Powoli pokręciła głową, jeżdżąc palcem po piersi mężczyzny. Złapała Kolwena za rękę i pociągnęła go, prowadząc go do wewnątrz budynku od tyłu. Weszła do środka wypełnionego intensywnym, zwierzęcym zapachem.

Stajnia. Z figlarnym uśmiechem na twarzy wepchnęła go do pustego boksu, wchodząc tuż za nim. Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.

Nie było to może wymarzone miejsce, ale lepsze to niż nic. Kolwen nie miał zamiaru czekać dłużej. Gdy tylko zamknęły się drzwi zaczął namiętnie całować dziewczynę. Po chwili leżeli już na ziemi. Jaster czuł jak całe ciało kobiety drży, zaczęła ona co raz bardziej głośniej oddychać. Przez jej koszulkę poczuł, jak twardnieją jej sutki. To była jego chwila i zamierzał ja w pełni wykorzystać.

***

Kolwen nie wiedział ile czasu zajęło mu zabawianie się z dziewczyną. Może godzinę, może kilka godzin. Czas mijał wtedy bardzo szybko. Leżeli właśnie, nadzy i przytuleni do siebie. Ktoś nieznający Jastra mógłby pomyśleć, że mężczyzna rzeczywiście się zakochał. Nic bardziej mylnego. Miał już wszystko zaplanowane. Poczeka, aż dziewczyna zaśnie, po cichu ubierze się, wyjdzie i poszuka swojego konia, aby jak najszybciej odjechać z tego przeklętego miejsca.

Światło księżyca padało przez niewielkie okienko. Kolwen wsłuchał się w oddech dziewczyny, tak aby wiedzieć kiedy zaśnie. Kiedy jej oddech zaczął zwalniać, wydarzyło się coś, czego Jaster nie zaplanował. Po kilku sekundach on też już spał.
 
Morfik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172