Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2014, 23:09   #121
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dom pachniał mokrym drewnem i kurzem ze słomy, którą pokryto strzechę. Ava otworzyła im zdobione jedynie rozklekotaną klamką drzwi. Nie były zamknięte. A i tak nie można było pomyśleć, żeby ktoś tu myszkował po opuszczeniu chaty przez gospodarza. Coś takiego było nie do pomyślenia w Esgaroth czy nawet Dali gdzie ostatnimi czasu tłumnie zdążały easterlińskie karawany. Tu jednak pewnie nawet nikomu w głowie nie postało haniebnie skorzystać na nieszczęściu Odericka.
Ava klucz wręczyła Fanny. Następnie zaprosiła oboje na wspólną kolację jaka miała odbyć się niedługo i odeszła.
Oboje przez dobrych kilka chwil w milczeniu przyglądali się izbom. Kuchennej, sypialnianej i zapieckowi. Mogli wszak znaleźć tu wszystko. Coś co by wskazywało na to gdzie Oderik był teraz i czy faktycznie zrobił to co mu zarzucano. Mogli też nie znaleźć niczego. Ale mieli trochę czasu, a nie było w dobrym zwyczaju zaraz po przybyciu do kogoś w gości od razu rozpytywać. I to o sprawy dotyczące lokalnych nieszczęść.

Rozgościli się. Mikkel zdjął juki z Gałgana i zadbał o wierzchowce powierzając je do stajni lokalnego kowala. Fanny rozpakowała niektóre rzeczy. Tak na trzy, lub cztery dni. Bursztyn dokładnie obwąchał wszystkie kąty. Szczególną uwagę poświęcając ścianie zapiecka gdzie przy podłodze znalazł zamieszkałą mysią dziurę. Ku jego rozczarowaniu jednak jej gospodarz nie uznał za stosowne wyjść i przywitać nowych lokatorów.
Okno w izbie sypialnianej skierowane było na wschód. Przy nim właśnie zastał Fanny gdy wniósł do środka ostatni pakunek. Torbę z podręcznymi księgami kronikarki. Położył ją na ławie po czym usiadł na posłanym łożu. Dużym. Zadbanym, choć zważywszy na ilość kurzu jaka uniosła się w powietrzu, od dawna nie używanym.
- Tu raczej nie spał - stwierdził ni to do żony ni to do siebie - Zapewne na zapiecku zatem.
Obok łóżka stał prosty równie zakurzony kredens. Kilka drobiazgów zostało na nim pozostawionych. Między innymi kościany grzebień do włosów. Sądząc po kwiecistym motywie uchwytu musiał należeć do kobiety. I używano go ostatnio bardzo dawno temu.
Położył się na posłaniu i westchnął. Dobrze było raz na jakiś czas poczuć pod plecami miękkość łoża.
Spojrzał na Fanny. Nadal sięgała wejrzeniem na wschód. Wstał i podszedł do niej. Położył dłonie na talii, a potem gdy się obejrzała, objął i schował w ramionach. Przytuliła twarz. Nadal jednak coś ściągało jej uwagę w tamtym kierunku. Przez chwilę oboje tam patrzyli.
- Wiesz, że Bractwo to tylko Twoja zasługa? - spytał nagle - Nie powstałoby gdyby nie Ty. Uratowałaś Baldora, Belgo, Ghaertora, Doderika i towarzyszących mu Breelandczyków. Odejście Iwgara i Rathara ani tego nie przekreśliło, ani nie zakończyło. Bo to czym Bractwo jest, mieści się w Tobie Fanny. O tu. - dotknął jej serca - A ja kocham Cię Fanny i nie pozwolę byś w to zwątpiła.
Znów się na niego obejrzała, a usta jej drgnęły. Pocałowała go mocno.
- Właściwie to myślałam o nim. O Oderiku. - powiedziała po czym uśmiechnęła się przepraszająco - Myślę, że wrócił tu i gdzieś tam się ukrywa. Przez tyle wszak lat nie odszedł, to nie mógłby i teraz…
Przez chwilę milczała. Nie przestał jej tulić. Wiedział, że ta sprawa ją obeszła. Była ostatnią sprawą Bractwa gdy było ono jeszcze kompletne. A i poruszała temat, który ją intrygował. Temat, który z największą siłą niszczył ścieżki jakimi zdążała historia. Miłości.
- Ale… dziękuję Ci, Mikkel. To było… bardzo nieprawdziwe. I miłe.
Znów go pocałowała. Choć może tym razem on to zrobił? Nie miało to znaczenia. Tym bardziej, że gdy znów mogli spojrzeć sobie w oczy, oddychając szybko przez spierzchnięte usta, minęło dobrych kilka chwil. Wtedy właśnie dotarło do niego, że to był jeden z tych momentów gdy za nią tęsknił. Choć była niedaleko. Wędrowali razem. Spali obok siebie. Czasem i tak tęsknił. Jakby coś między nimi narastało. Teraz nie było nawet śladu po tym.
Słońce chyliło się ku zachodowi rzucając na dolinę długi cień Gór Mglistych gdy kochali się jak po miesięcznej rozłące.
Potem cały czas aż do momentu gdy z zewnątrz zaczęto nawoływać na wieczorną ucztę przeleżeli obok siebie, wpatrzeni w niebo nad Mroczną Puszczą.

***

Mikkel nie pytał dziś o nic. Nie było zresztą potrzeby. Imię Beorna na wielu działało tak jak miało to miejsce we wszystkich ziemiach nad którymi opiekę roztaczał. A mieszkańcy Kamiennego Brodu zdawali się wyczuwać w przybyłych Bardyjczykach jego obecność. Zabawna to była przewrotność losu, ale dobrze było ich widzieć radych. A w każdym razie o wiele lepiej niż mierzących do nich z łuków. Choć zważywszy na jakość tegoż uzbrojenia, któremu Mikkel miał okazję się przyjrzeć, nie mogli się równać z łuczarzami z otuliny Mrocznej Puszczy. Czy tym bardziej z Fanny. Chętnie natomiast posługiwali się włóczniami, które obok toporów były tu podstawową bronią. Co z kolei tym bardziej podkreślało odmienność Oderika. Byli też serdeczni i otwarci gdy już przełamano lody. Niepytani obsypali jego i Fanny wieloma teoriami, opiniami i wyjątkami z życia Oderika, kształtując obraz młodzieńca… Mikkel rzekłby niebezpiecznego. Fanny zapewne, namiętnego. Żadne z nich nie miało jednak na poparcie swojego wizerunku żadnych dowodów, a to czym Mikkel od początku się kierował przy ocenie tego Beorneńczyka pozostało niezmienione. A była to skradziona przez onego, sakwa ze złotem.

Nie jednak wizerunek niepokornego Beorneńczyka zapadł mu w pamięci tego wieczora. Była to Fanny. Mieszkańcy słuchali jej jak urzeczeni. Jej zaróżowione policzki błyszczały odbijając blask płomieni gdy opowiadała o Dali, o ich przygodach i o tym tu ostatecznie dotarli. Cała błyszczała. Roztaczała na tych nieświadomych swojej historii i przez to znaczenia ludzi, swoją aurę. Właściwie nie miała w sobie cech króla Barda. Ale w jakiś sposób swoją osobą odzwierciedlała tego wieczora płynącą w jej żyłach błękitną krew. Krew, za którą można iść choćby na sam koniec świata…
I nawet się nie zorientował gdy na jedną krótką chwilę z jego serca wypełzło nieznane mu wcześniej ukłucie zazdrości…

***

Wieczorem za to, gdy byli już w domu, właściwie tylko on mówił. Nie przeszkadzało mu to. Tak jak i to, że zasłyszane plotki i opinie tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że Oderik to szlachetny młodzieniec, który jeśli zbłądził to tym tylko, że kierował się bezkompromisową miłością. Oraz to, że zasnęła gdy nadal mówił. Pozwalał się ogarnąć prostemu uczuciu, że to wspaniałe mieć ją przy sobie.

***

Gdy Fanny poszła porozmawiać z łuczarzem, poprosił Avę o zgodę na konne przepatrzenie okolicy. Przywódczyni tych ludzi co prawda nie powinna mieć powodu by mu odmówić, ale nadal byli tu gośćmi toteż nie wyobrażał sobie by kręcić się tu jak po swoim. Zabrał ze sobą Rocha i Lagorhadrona. Kos był tego ranka nadzwyczaj rozśpiewany. Mikkel miał podejrzenie, że jednym z powodów było gniazdo jaskółek spod strzechy stajni kowala wokół którego ptaszek spędził najwięcej czasu. Nie dopytywał się. Cieszył się dobrym humorem przyjaciela.
Podczas zwiadu największą uwagę skupił na miejscach które w jego mniemaniu mogłyby służyć za kryjówkę w okolicy Grodu. A także miejscach, w których można się było ukryć i mieć dobry widok na miejsce pochówku Rathfica. Uczynił to na długo przed porą, o której Brunhilda zwykła składać kwiaty na grobie. Nie miał w planie czynienia jakiejkolwiek obławy na Oderika. Jeszcze nie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 12-03-2014, 06:26   #122
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Mikkel o poranku wyszedł przed chatę. Ze strzechy wciąż leciały strugi wody. Padało od świtania. Ciepły letni deszcz. Zmoczony kos przeskakiwał między źdźbłami trawy zajadając się dżdżownicami. Słońce świeciło na przekór płaczącemu niebu kreśląc zamaszystą tęczę, której drugi koniec ginął gdzieś we mgle Mrocznej Puszczy. Ostatnie to były krople. Ustały uderzać o dach domu Oderica. Kos poderwał się z ziemi. Akurat jaskółki, jedna za drugą wystrzeliły z dziupli a Lagorhadron próbował tańczyć z nimi. Nie wychodziło mu zgrabnie. Jego lot był pewnym lecz raczej wolnym i mało zwinnym, tak jak kosom przystało. Starał się jak mógł. Nie wstydził sie wcale zwinnych jaskółeczek.

Kiedy Mikkel ruszył ku domostwu kowala Beorningowie pozdrawiali go wzniesionymi dłońmi w progach domów. Ktoś pomachał przez okno. Ktoś usmiechnal się przerywając na chwilę rąbanie drewien. Syn Thoralda nie spieszył się. Skrzydlaty przyjaciel skakał obok, o dziwo nadążając za cholewami jeździeckich butów przyjaciela i łapami Bursztyna. Kos od czasu do czasu wydawał z siebie tak znajome już człowiekowi dźwięki jakby chciał mu coś powiedzieć. W końcu poderwał się do góry i wylądował Dalijczykowi na przedramieniu. Śpiewał a Mikkel widział historię zbuntowanego chłopca szukającego niczego innego niż akceptacji. W oczach ojczyma i jej, nawet tych, którzy omijali i omiatali go co najmniej dziwnym, jeśli nie gorzej, spojrzeniem. Gwałtownego niczym prawdziwy Beorning młodzieńca. Dumniejszego od samych elfów i bardziej upartego od krasnoludów. Targanego emocjami niczym młoda jabłonka wichurą. Nosił je w sobie od dziecka, a które ciężko byłoby udźwignąć nawet dorosłemu. Młodego mężczyznę, któremu do szczęścia brakowało tak niewiele. Mikkel oczyma wybobraźni lub duszy widział. I mógł rozumieć jak wielce jest bogatym mając Fanny.










Fanny obudziła się już dawno. Tylko leżała jeszcze z przymkniętymi oczami. Pozwalając pierwszym zaglądającym przez już dawno obudzone słońce promieniom, leniwie, lekko i ciepło spoczywać na jej powiekach. Padało. Posłanie cieszyło wędrowca luksusem suchości. Drobiazgu, który mogła docenić po ostatnim roku życia na szlaku. Zdecydowanie chciała odpędzić myśli od zgrabnej, czarnowłosej piekności, która przy wieczerzy zdecydowanie zbyt często usługiwała Mikkelowi.

Na stole znalazła wydmuszki owoców. Lagorhadron nie próżnował w nocy. Dotknęła ciepłego pieca na płycie którego stała zaparzona herbata w prostym lecz ujmującym, zdobionym w cienkiej stali imbryczku, jakoś dziwnie nie pasującym do obrazu buńczucznego wojownika, w którym ludzie widzieli Oderica.
Podniosła z ławy parę skórzanych rękawic znalezionych przez Mikkela wczorajszej nocy w chacie. Prawa dłoń była sześcio-palczasta.










Syn Thoralda został przywitany w stodole kowala wyglądającym przez okno Rochem i Perłą. Konie stykały się łbami, dotykając delikatnie chrapami. Gospodarz mrucząc pod nosem naprawiał właśnie wywarzone drzwi obu końskich zagród.

Ogier w terenie był pełen entuzjazmu. Mikkel z cierpliwością musiał poskramiać rumaka, któremu tego dnia we łbie było tylko cwałowanie, zupełnie jakby sam galop po zielonych łąkach ożenionych z błękitnym niebem kompletnie nie wystarczył.
Okolica miejsca pochówku mieszkańców Kamiennego Brodu była na wzgórzu z przyczyn praktycznych. Występująca z brzegów rzeka mogła rozmyć groby, więc małe kurhany usypywano na niewielkim wzniesieniu. Kiedy stanął na łagodnej grani miał doskonały widok na okolicę. Kto wie, może to przede wszystkim z tego powodu składano w ziemi przodków najbliższych, aby roztaczali nad nią opiekę stojąc na straży tej ziemi i tych, którzy po niej stąpali w sercu nazywając ojczyzną. Do niedawna tereny te pod wpływem były Władcy z Dol Guldur płacąc trybut w złocie a i często oddanymi Mrocznej Puszczy dziećmi.

Grób Ratfica rzucał sie w oczy. Spoczywały na nim świeże kwiaty. Białe. Podobne, a w zasadzie takie same jak i te na innych pagórkach. Góralowe były przynoszone i układane kobiecą ręką. Wszystkie pozostałe dookoła rosły naturalnie.

Obserwacja Brunhildy nie mogła być trudną. Z małego zagajnika liściastych drzew, lub wysokich krzewów przy rzece, widok na kurhanowe wzgórze był doskonały. W owym orzechowym lasku, rycerz z Dalji przyłapał na goracym uczynku szpiegującego go już od dłuższego czasu osobnika. Okazał się nim nastoletni chłopak, który z rezygnacją przyznał się do obserwacji Bardyjczyka. Zapewniał jednak, że z wyłącznie ciekawości własnej. Dzieciak był brudny. Kolana pokryte strupami. Ramiona znaczone liczne bliznami zadrapań, świadczącymi, że nie było drzewa lub skały, którym młodzik by nie przepuścił. Długa, gęsta czupryna dawno nie widziała grzebienia.

- Z babcią mieszkam w Kamiennym Brodzie. Nie poznajesz mnie panie? – Mikkel nie poznawał. W wiosce było pełno dzieciarni. – Nie gniewaj się na mnie panie. Nigdy nie widziałem prawdziwego rycerza z Królestwa Daji. – powiedział ze spuszczoną głową trochę zawstydzony, zapominając o dobrych manierach przedstawienia się.

Chłopiec okazał się równie bystry co brudny.

- Dwa dni temu wdziałem Odericka. Wziął skryta w sitowiu łódź i przeprawił na drugi brzeg. – pokazał palcem na zachodnią dolinę Anduiny. - NIkomu o tym nie mówiłem. Nikt nie pytał.

Mikkel dostał odpowiedź, choć też nie pytał o zbiega. Jednak mimo wszystko, niewiele starszy od Belgo młodzian, nie sprawiał wrażenia ani pleciugi, ani chcącego zwrócić na sobie uwagę małego kłamcy.










Łuczarz z Kamiennego Brodu był człowiekiem szorstkim niczym surowe drzewo. Może dlatego nie miał żony, ani potomstwa. Wyrabianie łuków było jego ulubionym zajęciem. Ileż jednak mógł ich wykonywać? Ściany domostwa, małego warsztatu przytulonego do niego, a nawet stodoła i płot, ozdobione były przeróżnymi jego wyrobami. Maski, płaskorzeźby, figurki o twarzach ludzi, koni, zwierząt, ptaków i ryb patrzyły przed siebie otwartymi oczami niewidzącym wzrokiem. Brak uśmiechu łączy je również i może dlatego łuczarz zwany był Grimfastem Ponurym. Ludzie dobrodusznie dziwowali, że samotnik tyle czasu spędził w towarzystwie łuczniczki z Dalji tego dnia, a przebywali raptem kilka godzin tylko przecież. Tak, mimo wszystko Wojowniczki a nie uczonej Kronikarki. Beroningowie cenili sobie męstwo nad mądrość, bo to było bardziej zrozumiałe i praktyczne. Czyż nie nosiła broni i zbroi? Ubierała jak mężczyzna, jeżdziła konno a z łuku strzelała nie gorzej, o ile nawet nie lepiej od samego Grimfasta? W ich oczach była rycerzem i to właśnie w niej widzieli, bo chcieli. A może nawet potrzebowali.

Grimfast Ponury był ani stary, ani młody. Uśmiech, który jednak udało się Fanny skraść temu mrukowi, doprawdy był Igwarowy. Kronikarce nie dawał spokoju nóż z czarnej dębowiny, który zobaczyła w jego warsztacie. Taki sam co go miała w swoim posiadaniu. Trzymał narzędzie zawiniętego z zwykłe, szare płótno żeglarskie, lecz pieczołowitość z jaką wyjmował z drewnianej, ładnie zdobionej skrzynki oraz to z jaka wprawą i niemal szacunkiem dla przedmiotu obracał nim w rękach, powołując drewniane szczapy do życia, mówił znacznie więcej niż mrukliwość Grimfasta.

- Od dziada, a on od ojca swego. – odpowiedział na proste pytanie ciekawskiej dziewczyny skąd ma takie nietypowe dłuto.

Kronikarka wyczuła jednak, że przykro się łuczarzowi zrobiło z jakiegoś powodu.










- Won! – gromki i chyba pijany głos zabrzmiał ze środka Wulfredowej chaty tego wieczora, gdy Mikkel z Fanny stanęli na progu domostwa ojczyma Odericka.

Drzwi jednak drgnęły przy kołataniu lekko uchylone. Były otwarte, nie zamknięte od środka.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 01-04-2014, 18:32   #123
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Płaskorzeźby Grimfasta zrobiły na Fanny olbrzymie wrażenie. Opowiadały swe historie zupełnie inaczej niż słowa, z jednej strony trudniej, bo jaka starta, jaka samotność je stworzyła można się było tylko domyślać, z drugiej jednak strony dokładniej, tu nie można było pomylić żalu z kpiną, tęsknoty z hardością, można było interpretować jedynie wydarzenia, bo dusza obnażała się bezwstydnie. Kunszt i odwaga, Fanny zazdrościła Grimfastowi obydwóch. Przez córkę Kolbeinna, pochylającą się nad księgami Kronikarkę, nie miały okazji przemawiać. Jej zapiski były obowiązkiem i ambicją, wynikały z potrzeby zrozumienia, czasem z uczciwości, nie z kunsztu. Słowa były zbyt twardym surowcem. Fanny nie miała dla nich odpowiednich narzędzi. Podróż, która miała pomóc jej to zmienić, pod tym względem całkowicie zawiodła.
-Spędziłam zimę w Rhogosbel. –Powiedziała Fanny z trudem odrywając wzrok od niemych twarzy. – Dużo pracowałam. Zrobiłam kilka pięknych łuków –pochwaliła się jakoś bez wcześniejszej radości. - Pokażę ci coś.
Sięgnęła między odłożone z boku rzeczy. Męka, Melieraks, kołczan ze strzałami, trochę narzędzi i pakunek z czarnym nożem. Bardyjka położyła ostrze przed Grimfastem.
-Taki sam. Dostałam go od Angusa z Rhogosbel. Opowiesz mi o nich coś więcej? Posmutniałeś, gdy pytałam o twój.

***

Pijackie „won” podziałało na Bardyjkę w zgoła nieoczekiwany sposób. Weszła do środka pewnym krokiem, kierując się wprost do tego, który ich wyganiał. Stanęła naprzeciwko starszego mężczyzny i hardo spojrzała mu w oczy. Helgmut, ojciec Brunhildy. Tchórz. Nie powiedziała tego, co pomyślała, ale niewypowiedziane słowo musiało chyba odbić się na jej twarzy. Krążący dotąd po izbie mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na kobietę prawie przytomnym wzrokiem.
- Witaj Helgmucie. Rozumiemy, że nie jesteśmy mile widziani, ale musimy zadać kilka pytań. Przyjęliśmy na siebie obowiązki, które zamierzamy wypełnić. A ty chyba już wystarczająco długo uchylasz się od swoich. To Mikkel z Dali, syn Thoralda, ja jestem Fanny córka Kolbeinna. Przyjechaliśmy tu na prośbę Beorna. Mamy nadzieję, to uszanujesz i opowiesz nam, co się wydarzyło miedzy Rathficiem a Oderickiem.
Po słowach Fanny zapadła nagła cisza. Na policzkach dziewczyny wciąż płonął rumieniec gniewu. Ale miała teraz chwile czasu żeby uspokoić myśli. Rozejrzała się po ciemnej izbie. W palenisku dogasał ogień. Z przewróconego garnka powoli wylewała się woda. Fanny podniosła naczynie i umieściła je z powrotem nad żarem.
- Wyrok, który zapadnie na Carrock nie jest przesądzony –powiedziała cicho. –Warto o tym pamiętać. Ta opowieść toczy się dalej. I chcesz czy nie wpływasz na jej bieg. Martwym nic życia nie zwróci, ale żywi mogą pozostać żywymi. Opowiedz nam o swoim synu. Przygotuję ci wodę do mycia i zaparzę herbatę.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 04-04-2014, 00:44   #124
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rycerz przyjrzał się chłopcu z sympatią. Bynajmniej nie wynikała ona z faktu jaki przedstawił mu młodzik. Mikkel po prostu zawsze miał słabość do tych, którzy decydowali się na kroczenie własnymi ścieżkami. A stojący przed nim smard był kimś takim bez wątpienia.
Przełożył wodze Rocha przez konar pobliskiej leszczyny i podszedł do chłopca. Następnie sięgnął spojrzeniem het w stronę Anduiny i rozpościerających się za nią wysoczyzn.
- To bardzo odważny mężczyzna. Orkowie w tamtych terenach poczynają sobie bardzo śmiało. - Przez chwilę w milczeniu przyglądał się krajobrazowi - Nie mogę zrozumieć jednak czemu mu w Kamiennym Brodzie tak mało byliście przychylni i przyjaźni…
Chłopak wzruszył ramionami wyraźnie zadowolony , że Mikkel sie na niego nie gniewa.
- On też nie jest przyjazny nikomu. - powiedział swodobnie. - Babcia mówiła kiedyś, że jest przeklęty.
Słysząc to Mikkel zwrócił uważne spojrzenie na młodzika.
- Czemu tak mówiła? Uważasz, że miała rację?
Chłopak pomyślał chwilę.
- Zabił Ratfica. - stwierdził.
Rycerz uśmiechnął się w odpowiedzi.
- To prawda - odrzekł przytakując - Zabił. I nie ma znaczenia, czy był to nieszczęśliwy wypadek podczas bójki dwóch zaślepionych namiętnościami mężczyzn. Czy Oderick się tylko bronił. Ani czy może Rathfic chciał skrzywdzić Brunhildę, lub może nawet to zrobił, a Oderick stanął w jej obronie. Ważne tylko jest to, że Oderick zabił Rathfica. I dlatego musi być zabrany na sąd do Carrock. Prawda?
Chłopiec potrząsnął potakująco głową.
Mikkel zaśmiał się. Zupełnie serdecznie.
- Ty również jesteś bardzo odważny. Jak ci na imię chłopcze? Ja jestem Mikkel, syn Thoralda z Dali.
- Ragnacar panie. - ukłonił się poważnie lecz zaraz znowu zadarł głowe do góry. - Rycerzu Mikkelu weźmiecie mnie na służbę? - zapytał i wcale nie dał odpowiedzieć zalewając Dalijczyka falą powodów dla których warto. - Konie oporządzać umiem i ubranie wyczyszczę, zaszyję. Broń naostrzę i zbroję wypoleruję. Biegam szybko i umiem czytać tropy zwierzyny. - wyrzucił na jednym tchu, ale tonem bez nuty przechwalania.

Tak go rozbawił ten wywód przydatności, że aż nie odmówił od razu jak mu podpowiedziało serce. Przyjrzał się raz jeszcze posturze chłopca. Ragnacara. Wychowywanego przez babcię młodego Beorneńczyka. O chudych, posiniaczonych jak gałki do krasnoludzkich drzwi kolanach i twarzy umorusanej jak u orka. Szczerymi odebrał zarówno zapewnienia o przydatności jak i samą prośbę. Zaskakująco szczerymi. Bo jeszcze chwilę zaledwie temu pewien był, że chłopiec stara się odwrócić ich uwagę od spraw Kamiennego Brodu. Wysłać jego i Fanny w dzicz podczas gdy ich zbieg, a przyjaciel Ragnacara, spróbuje dostać się do Brunhildy.
Teraz nie był już taki pewien.

- Jeśli to nie będzie narzucaniem się Ragnacarze, chiałbym razem z moją żoną Fanny zjeść jutro kolację u Twojej babci. Porozmawiamy wonczas o Twojej sprawie. A tymczasem… tam jest mój koń uwiązany. Roch. Pełnej krwi nordblut. Łacno go poznasz. Odprowadź go do stajni w Kaminenny Borze i oporządź jego i jego kompana tam stojącego. Kuca..

***

Oczywiśce opowiedział wszystko Fanny. O kwiatach Brunhildy, o ich należności wobec kowala, o Ragnacarze i jego ciężkiej próbie z Rochem i Gałganem.
- Weź go
Zaskoczyła go szybkość jej reakcji. Właściwie to jeszcze bardziej niż szczerość chłopca. Nie zawahała się. Nie przemyślała ani przez chwilę. Przez ułamek sekundy zobaczył jak patrzyła tęsknie za odchodzącym w stronę Mrocznej Puszczy Ratharem…
Otrząsnął się.
- Nie mogę za niego odpowiadać - odrzekł - Nie wiadomo gdzie nas los poprowadzi.
Uśmiechnęła się. Ale jakoś smutniej niż rano. Bardziej dla niego niż od siebie.
- Weź go - powtórzyła spokojnie i mądrze.
Wiedział, że snu lekkiego dziś mieć nie będzie.

***

Pijak zrobił na nim podobne wrażenie jak na Fanny. Tchórza skrytego za antałkiem okowity. Ukazany jako woj pełen godności i znający dobre imię honoru. Cień zaledwie tego wizerunku. Smutna pozostałość skąpana w pocie, żalu i rozpaczy.
Fanny powiedziała wszystko co powienien od nich na wstępie usłyszeć. Wiedział po co przybyli. Czego szukali i czego chcieli się dowiedzieć. Wiedział, że kwiaty nie rosły na grobie Ratfica. I że Oderik jeśli był mordercą to póki co jeszcze, tylko takim z przypadku. A mimo to miast działać, pogrążał się w rozpaczy. Zachowanie nie do pomyślenia dla prawdziwego Bardyjczyka, czy Bardyjki. Miekkla mógł tylko rozglądać się po izbie i podziwiać lekkość z jaką Fanny mimo wyraźnego wzburzenia dobierała słowa.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 13-04-2014, 01:37   #125
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Grimfast spojrzał na Bradyjkę odrywając wzrok od Meki i Melieraxa. Nadal gładził łęczysko Melieraxa. Łuk jakby prężył się pod jego dłonią, niczym nie wygięte drewno, lecz koci grzbiet.

– Żony nie mam, ani potomstwa, nikogo. Sam jestem na świecie. Nikomu nie przekażę pamiątki rodowej. – pokiwał posępnie głową. – Wyciągnął spracowaną dłoń po czarny nóż, który połozyła przed nim Fanny.

Był zdumiony, choć starał się to ukryć, jakby egzaltowanie się zupełnie mu nie przystroiło. Chrząknął kilkakrotnie jakby naburmuszony.

- Legenda głosi, że przodek mój w podarku otrzymał to ostrze od Człowieka z Zachodu, któremu życie uratował. Uczony to był podróżnik co na Wysokiej Przełęczy dobytek cały stracił ledwo uchodząc z życiem. Lawina nogę mu strzaskała grzęznąc pechowca między skałami. On tylko przeżył jeden z całej karawany i temu tylko, że przodek mój, młokosem będąc jeszcze, go znalazł i uwolnił. Wielce zręcznym przy drewnie był podróżnik i kurując się w chacie protoplasty rodu mego okazał być również dobrym nauczycielem. Dzięki niemu z dziada pradziada ród mój trzyma się tego fachu. – wyjaśnił rad, że ktoś go słuchać chce lub może temu, że odkrył w sobie, że rozmowa o tym sprawia mu przyjemność. – Tamte dwie rzeźby wyszły spod ręki Armegila.










Mikkel znalazł konie solidnie wyczyszczone, grzywy i ogony wyczesane, kopyta wyskrobane. Czapraki wisiały suche obok siodeł. Strzemiona oraz sprzączki puślisk, popręgu i wędzidła lśniły wypolerowane. Skóra wyczyszczona z brudu i potu była sucha i nasmarowana. Mikkel poznał, że nie olejem tłoczonym z roślin i pokiwał z uznaniem głową. Chłopak spisał się na medal. Koniki stały odprężone i najedzone wesoło strzygąc uszami.










Stara Heva ugościła cudzoziemców stawiając na stole gulasz barani z kluskami kładzionymi a na deser placki ze słodkich ziemniaków do świeżego mleka i konfitury z leśnych owoców. Podała również mocną gorzałkę zbożową, która nie pogardziłby nawet rozkochany z miodach Pszczelarz.

Mimo słusznego wieku, babcia Ragnacara trzymała się dziarsko. Obejście schludne, zadbane, pod oknami rosły kwiaty a z boku starannie wypielony mały ogródek. W izbie było przytulnie i czysto. Heva okazywała szacunek młodym ludziom jakby skrępowana, że możni z Daljii i na dodatek powiernicy spraw Beorna nawiedzili jej skromną chatę.

Podczas obiadu zapytana przez Mikkela o Oderica opowiedziała o tym jak rodzinę Oderica, napadli w podróży nocą zbójcy. Nie znała jego rodziny. Nie znał jej nikt. Nie pochodzili ze Starego Brodu. W obozie ojciec Brunhildy znalazł brutalnie zamordowane małżeństwo. Mały Oderic, kilkuletni wtedy malec, spał podobno zapłakany wtulając się nieżywą matkę. Kiedy syn Thorlada ostrożnie, choć z ciekawością godną swej małżonki zagadnął o przyczynę domniemanego przekleństwa Oderica, Heva przez dłuższy czas milczała nim udzieliła odpowiedzi.

- A czyż wybranym może być ten, kogo nawet mordercy oszczędzają niczym własne szczenię? – ni to zapytała, ni stwierdziła. – Ludzie tak szeptali przez nieszczęście jakie spadło na jego rodziców, ale... Oderic zawsze innym był i nie tylko temu, że sześć palców miał a nie pięć jak każdy człek normalny. Jak czarny kot trzymał się swoich ścieżek i zawsze w największą szkodę wchodził ni razu serdecznie przepraszając za błędy. Uparty od pacholęcia i narowisty a głowę, ganaszowany, nosił wyżej od każdego...Teraz tragedię bratobójczą przyniósł w nasze progi... Kto nie przeklęty tego by dokonał?

Heva mimo drobnej postury i setek zmarszczek pokrywającej jej ogorzałą twarz krzątała się po kuchni i usługiwała gościom nie dając szansy nikomu, by jej pomagał. Nikomu prócz wnuczka, który jak dobrze wychowany młodzieniec spełniał swoje obowiązki z werwą i szacunkiem dla matrony.

- Rodziców jego zabrał przeklęty las. Córkę i zięcia. Nie wrócili z polowania. – westchnęła. – Rozpytywałam pośród ocalałych z lochów leśnej twierdzy, ale nikt nie dał nadziei. Pochowaliśmy ich w sercach. On nawet ich nie pamięta. Tylko on mi został. A gdy mnie zabraknie, on będzie tu gospodarzem. Poradzi sobie. – potrząsała z przekonaniem głową. – Jak mu durną włóczęgę wiek dojrzalszy ze łba wybije... Dorośnie...

Ragnacar westchnął i spuścił wzrok wlepiając go w drewniany stół. Po jego minie zaciśniętych w wąską kreskę ust, wyczytać można było jak z otwartej dłoni, że delikatnie mówiąc, ma zupełnie inne marzenia.











Helgmut był zaniedbany, tak samo jak jego chata. Wyglądał znacznie starzej niż zapewne miał lat. Upojony alkoholem opadł ciężko na posłanie i przechylił skórę w winem, co spływało po bokach w posiwiałą brodę. Na początku zdawał się nie słuchać słów Fanny i nie robić sobie nic z nieproszonej wizyty obcych. Kiedy jednak Kronikarka krzątać zaczęła się przy ognisku, stary wojownik, nie wiadomo czy dlatego, że skończył się alkohol czy przez słowa jakie zostały wypowiedziane, dźwignął się zrywając i gdy już stał w rękach oburącz trzymał zgarnięty, oparty do tej pory przy barłogu o ścianę, topór.

Fanny zwinnie uskoczyła na bok rozlewając wodę z garnca. Mikkel zrobił krok do tyłu odruchowo dobywając miecza. Helgmut z zamulonym, niemal niewidzącym wzrokiem, chwiał sie na nogach z trudem utrzymując równowagę. Wywijał młyńce dwuręcznym orężem jedną ręką jakby była to strugana zabawka a nie ciężki topór. Nie było w tych ruchach jednak ani precyzji, ani strategii. Bardingowie bez problemu uniknęli wszystkich cięć jakby gospodarz walczył na oślep z niewidzialnym przeciwnikiem. W końcu ojczym Oderica dysząc padł jak długi na deskach przy okazji wywracając stół. Mamrocząc ruszał się jeszcze kilka chwil po czym znieruchomiał przymykając oczy spity.

W chacie nie znaleźli niczego. Zresztą nie wyglądało na to, że ojciec Brunhildy miał coś do ukrycia. Nawet to co w sercu nosił wylewało się choć patetycznie.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-04-2014 o 02:50.
Campo Viejo jest offline  
Stary 26-04-2014, 01:48   #126
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Wszystko to prawda - odparł Mikkel na słowa Hewy - To ziemia na której się wychował kształtuje każdego człowieka. Nadaje mu miejsce w życiu i przypomina kim jest. Bez niej jest się Ragnacarze zaledwie cieniem rozpływającym się w szarości pochmurnych dni. Nie powinieneś lekko traktować słów swojej babci.
Obraz ojca wrócił mu jak żywy przed oczy. Gdy wychodził z nim i z braćmi jak co wieczór obejść Gródek i sprawdzić wnyki. I gdy wracali potem do domu, a Thorald wpajał im wiedzę, którą przekazał mu jego ojciec… Przypatrywał się przez chwilę minie chłopca, na której wymalowany był zawód. Na Fanny spojrzeć nie musiał. Czuł jej wzrok, w którym choć nie chciała zawrzeć dezaprobaty to nie umiała się jej całkiem wystrzec.
Mikkel wstał, a że kolacja była już skończona, począł zbierać miski, co oczywiście nie mogło mieć miejsca w domu starej Beornenki. Dopiero jednak pod jej wymownym spojrzeniem Ragnacar wyrwał się z otępienia i smętnie zebrał naczynia. Po czym nieznacznie włócząc nogami wyszedł z izby z wiadrem. Zostali we trójkę. Mikkel usiadł na powrót.
- Jednakże czcigodna pani Hevo i dla niego myślę zrozumienia by się zdało odrobinę więcej. Młody duch to jeszcze. Do tego niespokojny. Gdym go pierwszy raz ujrzał niedaleko pagórka, z którego widać Wielką Rzekę, pomyślałem, proszę nie mieć mi tego za złe, pomyślałem o naszym zbiegu. O Oderiku. Że chłopiec w pewien sposób mi jego przypomina i że mógłby być jego… jeśli nie przyjacielem, to kimś kto go zrozumie. Kimś kto też przez drzemiącą w środku tęsknotę wybiera własne ścieżki i oddala się przez to od tych, którzy go otaczają i kochają... Kimś kto nie rozumie, że to czego szuka jest obok na wyciągnięcie ręki.
Przerwał by Beornenka mogła w chwili ciszy rozważyć jego nader bezpośrednie przecież jak na obcego słowa. Potem odezwał się ponownie. Tym razem patrząc jej w oczy.
- Mógłbym go tego nauczyć. Wziąć go ze sobą na jakiś czas. Gdyby oczywiście pani na to zezwoliła pani Hevo.

***

Kierowany pijackim uniesieniem atak, Mikkel przyjął z żalem i trochę z obawą. Mężczyzna mimo odrobinę usprawiedliwiającego stanu w jakim się znajdował, okazał się człekiem niestroniącym od sięgania po topór gdy sprawy wymykają mu się spod kontroli. Niebezpieczna cecha. I bardzo beorneńska, z tego co Bardyjczyk zauważył.
Spojrzał na Fanny pytająco czy wszystko w porządku, ale kronikarka cokolwiek myślała, nie przelękła się reakcji starca. Potem schylił się nad Beorneńczykiem i odrzuciwszy w kąt izby wielkie toporzysko i nóż jaki brodacz miał przy pasie, zaczął ściągać z niego skórznię i koszulę, tak, że po chwili wielki wojownik był już tylko w spodniach. Przez chwilę rozważał, czy nie wywlec go na zewnątrz by na powietrzu doprowadzić go do porządku, ale zrezygnował z tego pomysłu. Czegokolwiek ten człowiek nie zrobił, nie godziło się hańbić go publicznie jego własnym nieszczęściem i żałosnością jakie na nim odbiło.
Wziął się więc za dłuższą pracę. Przytaszczył dawno nie używaną balię do prania i krzesło, do którego przywiązał nogi, dłonie i pas wielkiego Boerneńczyka. Następnie postawił krzesło tak, że stało w bali i poszedł po wodę. Do studni. Tam była zimniejsza…

***

Chlust lodowatej wody spełnił swoją rolę. Beorneńczyk ryknął i zaczął parskać i kląć w słabo rozumianym przez Bardyjczyków lokalnym narzeczu. Mikkel poprawił drugim wiadrem. A potem gdy krzesło zaczęło niebezpiecznie trzeszczeć pod wściekłym wojownikiem, kucnął przed nim i spojrzał mu w oczy.
- Rozwiążę cię Helmgucie - rzekł spokojnie… a następnie starł z policzka ślinę tamtego - Nie wiem czy wiesz, ale zaatakowałeś toporem ludzi, którzy nieśli posłanie i prośbę od lorda Beorna. Znasz to imię? Pamiętasz je?
Nie czekał na odpowiedź. Wystarczyło, że olbrzym trochę się uspokoił usłyszawszy je.
- To zła rzecz wiązać człowieka w jego własnym domu, ale nim przetnę pęta musisz mi powiedzieć, że nie zaatakujesz nas ponownie. Mogę na to liczyć?
Helmgut kiwnął po chwili głową. Po następnej był już wolny. Chyba znów spokojniejszy, bo nie wstał z krzesła.

- Moja żona poprosiła Cię, byś opowiedział nam o swoim przybranym synu. I o tym co zaszło pomiędzy nim a Rathfikiem. Nie musisz zaczynać od razu. W zasadzie nie musisz w ogóle. To nie jest przesłuchanie. Ani najście, bo jak mniemam za takie je odebrałeś. Chcemy jedynie pomóc lordowi Beornowi, który potrzebuje pomocy od mieszkańców Kamiennego Grodu w tym szczególnie Twojej, by wyjaśnić sprawę śmierci jego bliskiego przyjaciela. Ta bowiem zazębiła się z tragedią Twojej rodziny. Zacznij jak będziesz gotowy. Może herbata pomoże ci się otrząsnąć. Może potrzebujesz się położyć. Ale wiedz, że jeśli jeszcze raz podniesiesz rękę na moją żonę, zabiję Cię w Twoim własnym domu.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-05-2014, 09:30   #127
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Ragnacar miał olbrzymie szczęście spotykając Mikkela. A może zresztą to wcale nie było szczęście tylko ta niezwykła intuicja dziecka, dzięki której często łatwiej niż dorosły odnajduje ono właściwą drogę czy słowa, zwykłą psotą lub niewinnym gestem przywraca w chaosie porządek rzeczy i po prostu wie, komu może zaufać. Mimo wszystko Fanny przez chwilę uwierzyła, że Mikkel odrzucił prośbę chłopca.

***

Ku młodemu miastu zmierzam…
Słowa kończące znalezione zapiski, przywołane z zakamarków pamięci jeszcze w domu Grimfasta, dzwoniły jej w uszach.
-Jakbyśmy podążali śladami Armegila. Jakby chciał nam coś opowiedzieć.- Opowiadała z przejęciem Mikkelowi o tym, co usłyszała- I jeśli to naprawdę jego zapiski, to przeznaczenie. Na jego końcu czeka na nas coś ważnego. Może to coś, co muszę opisać... –zastanawiała się na głos – albo… albo coś o naszych przodkach. Jeśli Armegil dotarł do Dali, założył rodzinę, kim są teraz jego praprawnuki? Może w Twoich albo moich żyłach płynie jego krew? Nie ma nic gorszego niż samotność. –Zmieniła nagle temat – nie wiedziałam, co powiedzieć, gdy Grimfast mówił o dziedzictwie bez dziedzica. Czy ja teraz - spoważniała i posmutniała, i stojąc tak przed Mikkelem z pochyloną głową, z opuszczonymi ramionami, przywodziła na myśl skarconego psa - oddalam nas od tego, co istotne, tak jak mówiłeś w domu pani Hevy? Czy to naprawdę jest najważniejsze, Mikkelu? Ważniejsze niż dzieło moich rąk i umysłu? Czy to nie jest trochę straszne? Urodzić się, dorosnąć, pokochać i mieć dzieci. I jeśli ktoś jak Grimfast nie pokocha, to tak jakby go nie było, bo nie ma dzieci, które będą miały dzieci. Tym jesteśmy Mikkelu? Naszymi przodkami i naszymi wnukami, wszystko dąży do tej chwili, kiedy małe pomarszczone dziecko wydobędzie z gardła swój pierwszy krzyk, a potem, jeśli bogowie nam pobłogosławią będziemy czekać na krzyk jego dziecięcia? Reszta to brudnopis z zapiskami, brzydki szary papier, który nie przetrwa prawdziwych burz, choćbyśmy nie wiem jak starali się go pięknie zapisać? Dlaczego Grimfast czuje taki smutek i żal? Dlaczego miejsce Ragnacara jest w tym grodzie? Jesteśmy kamieniem, który leży na kamieniu, na nas spocznie kolejny kamień i tak do końca świata. I kto nie wznosi tej budowli jest samotnym głupcem?
Kocham Dal, ale nie tak jak Ty Mikkelu. Jest wspaniała, piękna, odradza się na naszych oczach, jest jak panna młoda, wszyscy powinni mówić jej imię, ale nie jest częścią mnie. Ty ją nosisz w sercu. Właściwie – uśmiechnęła się –przy Tobie nie można się od niej oddalić. A ja… ja raczej bym chciała… być Dalą. Być prawdziwa.
W oczach Bardyjki zaszkliły się pierwsze łzy. Potrząsnęła głową bezskutecznie próbując je odpędzić. W końcu pochyliła się nad leżącym u jej stóp Bursztynem, tak żeby Mikkel nie mógł widzieć jej twarzy.
-To nic –powiedziała cicho, głaszcząc psi kark – Głupstwo jakieś. Kamień. – Prychnęła z czymś na kształt śmiechu. – Też wymyśliłam. To była długa, piękna podróż. I jeśli chcesz Mikkelu, jeśli uważasz, że już czas… możemy wracać.

A jeszcze rano, w chacie Grimfasta, próbowała znaleźć sposób na cień na duszy mężczyzny. Teraz wydawało się, że pozwoliła by ogarnął i ją. Cień mający swe źródło w strachu, że Mikkela zmęczy to, kim jest Fanny i to, że wciąż szuka, choć wszystko ma na wyciągnięcie ręki.
-Spróbuję ich odnaleźć –obiecała zaraz potem jak łuczarz opowiedział jej historię ostrza. Skrzyżowała ręce na piersiach w uroczystym geście wzmacniającym wagę jej słów. – Potomków Armegila. I będę do ciebie pisać, żebyś wiedział, jeśli ich odnajdę. Poznają Twoje imię. Nie masz żony, nie masz dzieci, ale jesteś częścią niezwykłej opowieści. Kiedyś przekażesz komuś ten nóż i uczynisz go jej fragmentem. To wielki dar.

***

To Mikkel wiedział, co zrobić, gdy pijanym wojownikiem zawładnęły emocje. Fanny przez dłuższy po prostu stała i patrzyła. Dopiero gdy Mikkel usadził mężczyznę na krześle, Bardyjka ruszyła się z miejsca. Atak Helgmuta ją przestraszył. Nie dlatego, że naprawdę wisiała nad nimi jakaś groźba, ale przez myśl, że może tego nie da się naprawić, że Fanny, naiwna i głupiutka Fanny wymyśliła sobie romantyczną historię, a tu nic nie było romantyczne, tu był już tylko ból i krzywda, pogrzebana miłość, zerwane więzi rodzinne, jeden człowiek martwy, drugi żywy lecz i tak stracony, i jeszcze dwoje o okaleczonych duszach.
Zaparzyła więc herbatę. Podała kubek Helgmutowi i drugi Mikkelowi. I zaczęła sprzątać zaniedbaną izbę. Dopiero gdy minęło kilka kwadransów znalazła w sobie siły by włączyć się do rozmowy i zadać nurtujące ją pytania.
Kim byli rodzice Odericka? Gdzie jest ich grób? Czy wiadomo, kto ich zabił? Gdzie to się stało? Czy Oderick mógł wyruszyć szukać tych zapomnianych morderców? I to najważniejsze: dlaczego Oderic wyzwał Rathifica na pojedynek?

***

Nie przygotowywali się specjalnie do rozmowy z Brunhildą. Zrobili tak jak radził od początku Mikkel. Poczekali na młodą kobietę przy cmentarzu. Patrzyli jak kładła kwiaty na grobie zabitego męża i podeszli do niej, gdy wracała już do domu. Przywitali się przedstawiając i ponownie przywołując imię Beorna.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 10-05-2014, 18:37   #128
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Tego dnia Dalijczycy zasiali, przynajmniej w dwóch sercach, ziarna nadzieji.

Grimfast pochrząkiwał jak zadowolony knur, inaczej chyba nie umiejąc okazywać zadowolenia z obietnicy Kronikarki, że jego imię zapomnianym nie będzie, zupełnie.

Przyklejony z uchem do desek drzwi, młody chłopak słuchał z zapartych tchem i wypiekiem na buzi.

- Widzisz siebie w chłopcu, prawda Mikkelu? – bardziej stwierdziła niż zapytała. – I dalej szukasz, z dala od domu. Ale skoro ty, mężczyzna dojrzały nie znalazłeś jeszcze... – nie dokończyła załamując ręce. – Lepsze to, niżby nicpoń miał z domu uciec. Przyrzeknij, że całego i zdrowego następnym razem go zobaczę. – stara Heva spojrzała w oczy Dalijczyka smutno, lecz nieugięcie.








Helmgut długo milczał na Fanny zupełnie nie zwracając uwagi, jakby jej w izbie nie było. Mikkelowi w końcu przyjrzał się zamglonym wciąż wzrokiem wodząc po twarzy Bardyjczyka.

- A gadali, że rycerze Barda buzie gładkie noszą niczym babskie dupy. – westchnął odchyliwszy głowę do tyłu.

Woda spływała z łysego czoła po siwych, krzaczastych brwiach i białej, gęstej brodzie.

- Beorn... Krzyk córki usłyszałem. Przybiegłem do chaty sprawdzić co się stało. – zamilkł jakby przywoływał przed oczyma obrazy, które wolałby zapomnieć. – Oderic stał z nożem nad ciałem zięcia... Zdzieliłem chłopaka. Z zazdrości musiał zabić Rathfica. Nóż wytrąciłem. – pociągnął nosem walcząc z emocjami. – Oderic... – pierś starego woja poruszała się ciężko. – Chłopak zawsze był trudny. Gniewny w sercu młody człowiek... A kiedym próbował go od dziecka wychować na prawego woja, męża zaufania... zawiodłem. – zwiesił głowę patrząc tępo w deski podłogi. – Teraz zięć jest przez to trupem. Przybrany syn mordercą... A córka nie chce ze mną rozmawiać...

Przymknął oczy wyraźnie zmęczony. Jakby bardziej od trudnej rozmowy niż wina. Na kubek z herbatą nawet nie spojrzał, ani na pytania kronikarki nie kwapił się odpowiadać wcale.

- Zostawcie mnie w spokoju. – dodał oschle, znowu z obojętną miną, gdy już stłumił w sobie wszystkie emocje.








Brunhilda zauważyła parę Bardyjczyków już z daleka.
W połowie wzgórza zatrzymała się jakby wychodząc im na spotkanie w pół drogi. Była ładną kobietą, choć zrozumiale smutną. To co odczuł Mikkel to chłód bijący od niewiasty. Fanny niemal natychmiast zrozumiała, że to tylko lodowa maska. Tej, która wychowała się w surowej kulturze wojów nie uchodziło mazać się i okazywać słabości. Wiedziała, też kronikarka, że Brunhilda musiała nasłuchać się w swym życiu juz wielu mężnych słów z ust mężczyzn i w takich chwilach najpewniej niewiele sobie robiła z głębi jakże pustej w takim czasie.

Przywitała się chłodno, lecz grzecznie. Z szacunkiem skinęła głową na wspomnienie Beorna. Zwyczajnie usiadła na trawie obok wiaderka białych kwiatów, jakby gdyby zapraszała Dalijczyków do spoczęcia w izbie przed podaniem do stołu herbaty. Chyba przygotowywała się na to spotkanie i jakby wdzięczna była, że nie dosyć, że tylko dwójka zbrojnych ja przesłuchiwała to na dodatek była pośród nich niewiasta.

Na proste pytanie co stało się tamtej nocy Brunhilda opowiedziała dźwięcznym i wcale łamiącym sie głosem, tak, jakby opowiadała komuś starą, smutną baśń.

Oderick przyszedł do Brunhidy tej nocy.

- Zmęczony jestem życiem w wiosce. – wyznał. – Wyruszam szukać szczęścia w Dzikich Krajach. Nikt, prócz ciebie, nie ufa mi w pełni. Mam dosyć tego miejsca. Chodź ze mną. – zaproponował z entuzjazmem i pasją.

Dziewczyna zawahała się, nie dając konkretnej odpowiedzi. Ważyła słowa Oderca patrząc przez okno lecz nie widząc tego co zanim. Inne obrazy stawała jej przed oczyma.

I wtedy do domu wrócił Rathfic. Obaj mężczyźni nigdy nie pałali ku sobie życzliwością. Nigdy nie było między nimi sympatii. Nie lubili się wzajemnie od samego początku... Od razu zaczęli się kłócić w izbie. Brunhilda probowała uspokoić, zażegnać awanturze, lecz w złości Rathfic uderzył ją w twarz powalając na deski. Oderic od razu zaatakował górala. Bili się i któryś musiał wyciągnąć nóż, bo gdy przestali sie szamotać ostrze tkwiło w piersi Rathfica... Krew była wszędzie. Brunhilda krzyknęła.

Zaraz potem przybiegł Helmgut. Zobaczył Oderica stojącego z zakrwawionym ostrzem nożna nad Rathfickiem i uderzył młodzieńca płazem topora. Chłopak nawet nie próbował się bronić. Po prostu wypuścił nóż i upadł.

Czy Ratfic był dobrym mężem? Nie za bardzo, lecz i malować go bestią również byłoby nieprawdziwie. Zawsze kłócili się z Oderickiem, lecz czyż ten drugi nie walczył z każdym we wsi? Brunhilda kochała przyrodniego brata, lecz on miał szczególny dar do zyskiwania wrogów.

- Jednak... – zawiesiła głos ponosząc oczy i patrząc na Fanny spod rzęs. – Jeśli kogoś winić, to tylko mnie. Żałuję, że nie powstrzymałam ich. Nikt nie musiał ginąć tej nocy...

Na ostatnie pytanie, tym razem z ust Mikkela odpowiedziała z początkowym, wyraźnym zawahaniem. Założyła kosmyk odgarniętych włosów z twarzy, za ucho. Skinęła smutno głową.

- Oderick przyszedł do mnie kilka dni temu w nocy. Opowiedział o śmierci Merovecha i drugiego woja. Zabili ich orkowie, a on zdołał zbiec w zamieszaniu. Mówił, że wierzy, iż to przeznaczenie dało mu drugą szansę i teraz zamierzał już nigdy nie wracać na ziemie Beorningów. Poszedł na zachód przez Wielką Rzekę. Nie wierzę, że kiedykolwiek więcej ujrzę go w swym życiu. – dokończyła szeptem szczerego wyznania.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 24-05-2014, 01:32   #129
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Długą im drogę los szorstki zgotował,
Po perciach groźnych ścieżki ich pobiegły
Przez rzek topiele i pod mrokiem pował,
Przez martwych lasów bury zmierzch bez końca.
Morza Rozłąki między nimi legły,
Lecz wobec pasji los nic nie zwojował
I dawno temu drogi się ich zbiegły,
Aby odeszli pod opieką słońca.



Mikkel przyrzekł. Mimo iż spełnienie tej przysięgi nie było przecież tylko od niego zależne. Ale tak to już jest z przysięgami. Pozbawione wiary stają się niczym. Przysiąc wszak, że dnia następnego słońce wstanie, nie jest żadną sztuką. A Bardyjczyk wierzył, że chłopiec, choć czas czeka go niełatwy, a marzenie swoje być może przyjdzie mu jeszcze którejś nocy przekląć, zobaczy wkrótce Hevę. I że dzień ten będzie dla obojga radosnym.

***

Po słowach Helmguta zapanowało milczenie. Boerneńczyk nie odpowiedział na wszystkie pytania. Znać jednak było, że odpowiedzi w nim nie ma więcej niż te, które można było wyczytać z zawziętej, ogorzałej twarzy. Twarzy człowieka łamanego przez własną dumę, którą jak na ironię w życiu kochał ponad wszystko inne. W tym ponad córkę, która dumie tej nie zdołała się przysłużyć i ponad syna, który od dumy tej nie umiał się trzymać z daleka.
Mikkel sięgnął po odrzucony kubek z herbatą i upił nieco tylko gdyż napar nadal był gorący. Potem wstał i podał rękę Fanny.
Ruszyli ku wyjściu. Przepuścił żonę i wyszedł za nią.

***

Wieczorem Fanny opowiedziałą mu o swojej rozmowie z Grimfastem. A potem jeszcze o innych rzeczach. Ważnych. Nie do końca jednak rozumiał do czego Kronikarka dążyła. Na czym jej wątpliwości mogły polegać i czego oczekiwała. Gdy jednak skońćzyła mówić, głaszcząc psa po karku i negując wszystko to co powiedziała, jakby mialo to być nic nie warte, poczuł, że chyba w pewnej części rozumie skąd się jej bolączka brała.
Podszedł do żony, kucnął przy psie i też go podrapał. A potem spojrzał w jej zeszklone od łez oczy, wstał i bardzo mocno ją przytulił.
- Nie bój się Fanny - szepnął jej w ucho.
- Nie bałaś się orków ani wargów. Ani razu nie zapłakałaś wiedząc co czycha na nas w Mrocznej Puszczy. Nie opuściłaś broni wtedy na wzgórzu. Nie znam dzielniejszej kobiety. A jednak boisz się. Nie tego jak strasznym ten świat czasami bywa. Ale tego, że nie wiesz jaki jest poza swoją strasznością.
Spojrzała na niego. Już nie kryła łez.
- Pamiętasz tę pieśń, którą śpiewały elfy w karczmie gdy byliśmy Dali tego dnia co się zarzekałem, że nie spróbuję omółka? Tę o Berenie i Luthien?

Przez chwilę oboje wspomnieniem przenieśli się do tego beztroskiego i dziwnego dnia początków ich małżenstwa. Zapachu trocin i świeżo ciętego drewna jakie tworzyło rosnące jak po deszczu budynki Dali. Smaku wina. Ciepła stepów jakie przyniósł południowy wiatr…

- Te kamienie… nie my jesteśmy kamieniami. Nasze czyny są nimi. A Ty jesteś tu Dalą tak samo jak Dal jest Tobą.

- Nie bój się Fanny.

Tej nocy długo myślał. Pamiętał minę Fanny. Gdy płakała. I gdy wychodzili od Helmguta. Smutną. Bezradną. I tak jak wcześniej przybył tu tylko po beornowego zbiega, tak teraz czuł, że nie można pewnych spraw zostawić samym sobie. A przynajmniej nie można nie spróbować czegoś naprawić…

***

Nad ranem przed odwiedzinami na grobie Rathfica, Mikkel raz jeszcze poszedł do chaty Helmguta. Zastał go śpiącego w podobnym w stanie w jakim go wczoraj z Fanny zostawili.
- Znowu ty? - powitał go niechętnie trzeźwiejący wielkolud.
Mikkel w odpowiedzi ze stukotem upuścił na ziemię przyniesioną z zewnątrz siekierę.
- Hevie potrzebna będzie pomoc przy gospodarstwie w najbliższym czasie. Zabieram w podróż Ragnacara. Taka jest wola chłopca, a także jego babci.
Wielkolud zamrugał oczami trochę z niedowierzaniem. Nim jednak zdążył odpowiedzieć, Mikkel kontynuował.
- Meroveh. Tak nazywał się przyjaciel lorda Beorna, który zginął mając za zadanie doprowadzić Oderica na sąd przed oblicze Niedźwiedzia. Był wojownikiem, który strzegł porządku w tej i w okolicznych krainach. Jeźdźcom trudno będzie powetować sobie tę stratę. Potrzebny im będzie ktoś z dużym doświadczeniem. Obyty z krajem. Znający okolicznych ludzi…Gdybyś chciał osobiście złożyć wyrazy żalu lordowi Beornowi, to będziemy na Carrock niedługo ruszać.
Spojrzał bez skrępowania w czarną głębię zmęczonych oczu Beorneńczyka.
- Spróbuję znaleźć twojego syna. Ty zaś znajdź w sobie powód dla którego twoja córka mogłaby chcieć z Tobą rozmawiać.
I tymi słowy zostawił woja samego.

***

Dalszą rozmowę z Brunhildą, Mikkel zostawił Fanny. Nie miał pewności, czy to dlatego iż w rzeczywistości obie kobiety nawiązały między sobą jakąś nić porozumienia, czy raczej dlatego, że Bardyjka czuła się w obowiązku zrobić to skoro on rozmawiał z Helmgutem.

***

- Jeśli przez cztery dni nie natrafię na nic konkretnego, wrócę prosto do Kamiennego Grodu - Powiedział do Fanny - Potem ruszymy do domu Beorna. A potem śladami Armegila.

Wziął ze sobą Rocha, Lagorhadrona i prowiantu tyle tylko by się głodem nie morzyć.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 26-05-2014, 07:18   #130
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Mikkel zszedł na suchy ląd wyprowadzając Rocha z wielkiej łodzi o płaskim dnie, którą mieszkańcy Kamiennego Brodu przeprawili rycerza przez Anduinę. Syn Thoralda obejrzał się cienkie stróżki dymu znaczące położenie wioski. Gdzieś tam zostawiał Dalię na obczyźnie. Teraz był sam. No prawie. Roch każdego dnia utwierdzał Mikkela w przekonaniu, że jest nie tylko pięknym ale i mądrym oraz oddanym ogierem, który szybko polubił i przywiązał się do nowego pana. Lagorhadron wypuścił się na zachód w poszukiwaniu śladów zbiega. Bardyjczyk ruszył stępa wzdłuż rzeki na południe w tym samym celu. Ptak wrócił po kilku godzinach bez dobrych wieści.

Po kilku milach znaleźli w trzcinach porzuconą łódź. Zbieg w końcu wyszedł na suchy ląd, choć suchy było określeniem dosyć umownym. Zachodni brzeg był dzikim, niezamieszkałym krajem, w znacznej części podmokłym i nieprzyjaznym. Mikkel dowiedział się o Górskim Grodzie na skraju Gór Mglistych, który był jedynym warownym, ludzkim osiedlem tej krainy rozciągającej się od Starej krasnoludzkiej Drogi na północy po rzekę Gladden na południu. Ziemie te zwano po prostu Zachodnią Doliną Anduiny. Górale byli rodakami pobratymców Pszczelarza, a ich gród był trzecim domem Leśnych Ludzi, z którymi łączyła i nie tylko wspólna przeszłość i przodkowie, lecz również przysięga braterskiego sojusz oraz współpracy i wymiany handlowej.

Mikkel do zachodu słońca nie spotkał żywej duszy podczas wędrówki, ani żadnych nowych śladów przemarszu Odericka. W rzeczy samej zaczyna sie obawiać, że odnajdzie żadnych tropów, lub je pominął i teraz oddalał się w złym kierunku. W zapadającym zmierzchu kos przyleciał i z entuzjazmem wskazał Mikellowi drogę do porzuconego przed kilku dniami obozowiska. Przy wypalonym ognisku leżał w trawie beorneński nóż o połamanym ostrzem. Wszystko wskazywało na niedawną obecność w tym miejscu jednego człowieka.

Nagle Roch zarżał niespokojnie, ostrzegawczo. Mikkel odruchowo dobył miecza lustrując w zachodzącym słońcu wysoką trawę i krzewy. Przestrzegano go przed wilkami, które w pojedynkę jak i watahami, polowały zapuszczając się z lasu, zwanego Wilczym oraz Pól Gladden. W oddali, jak na wspomnienie, odezwało się przeciągłe wycie samotnego basiora. Dalijczyk sięgnął po łuk nasłuchując. Kiedy z traw wstał człowiek, on mierzył już w niego i w porę zorientował się, że to nikt inny jak młody Ragnacar.

- Gniewu nie okazuj i do wioski nie odsyłaj, panie. – mówił głośno pewnym siebie głosem, choć oczy i gesty mowy ciała zdradzały lęk przed odrzuceniem. – Już teraz się przydam. Pomogę. Znam dolinę lepiej od ciebie.

Wzniósł rękę, w której trzymał za uszy dwa tłuste króle uśmiechając się nieśmiało.










Twa Ponure Jastrzębie zataczały koła wysoko na niebie. W dole, przy Wielkiej Rzece, przy zagajniku drzew było ludzkie obozowisko.Po jakimś czasie jeden z wielkich, ośmiostopowych ptaków wylądował w trawie. Zbliżał się szybko do drzew.

Mężczyzna w porę wyrwał zakrwawione przeguby z poluzowanych pęt. Upadł na kolana. Chwycił spory kamień i cisnął nim w szaroczarne ptaszysko trafiając prosto w dziób. Padlinożerca zaskrzeczał, zamachał skrzydłami strosząc pióra i odbiegł. Zrezygnował. Odszedł w kierunku trzcin nie spiesząc sie wcale. Zbyt długo krążył w powietrzu i musiał odpocząć.

Otbert dysząc ciężko podniósł się z kolan. Na zapuchniętej twarzy zakrzepnięta krew kleiła mu oko, nozdrza i kąciki ust.

- Ja im nie daruję! – wydyszał wciąż przywiązany do drzewa drugi z Leśnych Ludzi.
- Sigbercie. Sami sobie winni jesteśmy. – powiedział cicho niższy rozsupłując sznur krępująca brata do pnia klonu. – Dalijka rację miała. – ręce mu drżały.

Wysoki brodacz wyszarpnął się z pęt. Dysząc wściekle, z podbitymi oczami i rozciętą wargą szedł ze zwężonymi oczami do rzeki zrzucając z siebie po drodze skóry. Zanurzył się po kolana, po uda, po pas. Zanurkował przed siebie. Wypłynął. Zanurkował znowu. Wyszedł po kwadransie jeszcze bardziej wściekły.

- Uduszę ich rękoma. – ryknął z ociekającą wodą spływającą po twarzy i ubraniu. – Zatopione wszystko na dobre. – usiadł przy wypalonym ognisku. – Włochacza, kudłacza i te dwie dalijskie suki.
- Sigbert. Daj spokój. Mogli nam życia zabrać. Drugi raz nam przeznaczenie szansę dało.
- Najpierw wycisnę ostatni oddech z chędożonych hobbitów, aż im oczy wyskoczą jak pestki ze śliwek! – starszy brat nie słuchał wcale Otberta.
- Nie.
- Powieszę bachory Małych Dzieci żywcem do góry kulasami. Ponure Jastrzębie tym razem posilą się ciepłym mięsem! – cedził przez zaciśnięte zęby zapinając skórzane paski na piersiach.
- Nie pozwolę ci. Odejdźmy na południe. Do Krainy Jeźdźców.
- Nigdy! – Sigbert odepchnął brata z całej siły. – Tchórzu!
Otbert zatoczył się i upadł w trawę.
- Więcej nie będziesz na mnie ręki podnosił! – krzyknął młodszy rzucając się na brata.

Potoczyli się tarzając przez węgła ogniska. W ruchy poszły pięści, łokcie, kolana, czoła.

Ręce zacisnęły się na szyi jak żelazne kleszcze dusząc wierzgającego nogami Sigberta. Usiłował oderwać mocarny uścisk brata swymi wiotczejącymi dłońmi. W końcu znieruchomiał. Otbert dyszał długo siedząc na piersiach brata. Potem zaszlochał gorzko wyczerpany osunąwszy się obok nieboszczyka w trawę. Zasnął choć pragnął w tamtej chwili juz się nie obudzić.

Kurhan z naznoszonych głazów znaczył świeży grób Sigberta. Młodszy brat posłał ostatnie spojrzenie niemym, nagim kamieniom i ruszył na południe. Szedł pewnym krokiem jak człowiek, który wie dokąd i po co zmierza. Twarz miał spokojną i tylko oczy... oczy były pełne nienawiści. Wstrętne jadowite języki. Tak, spotkamy się drugi raz, spotkamy w przyszłości. Mam taką nadzieję.











Rathar wędrował z Pszczelarzem kilka dni po falujących, zielonych łąkach wschodniego brzegu Anduiny. Dwa dni temu minęli Stary Bród. Przed sobą mieli Mroczną Puszczę, która w tej krainie była domem Leśnych Ludzi.

Strzała ugodziła Igwara w plecy. Opadł na kolana. Rathar zawrócił konia w miejscu. Strzała śmignęła wysoko nad jego głową. Rumak przysiadł na zadzie i zaraz spięty piętami Beorneńczyka ruszyła galopem w stronę dwóch łuczników. Stali po pas w wysokiej trawie. Wszędobylski zdawał się poznawać twarz jednego. Gdzieś już go chyba widział. Cisnął włócznią w pełnym cwale. Dwa groty, jeden po drugim, ugodziły w końską pierś. Rumak zarył głową o ziemię a góral wybity z siodła przeleciał przez kabłąk. Uderzył o ziemię a koń przetoczył się po nim przyciskając Beorninga do traw.

Orbert spojrzał z ukosa na przebitego włócznią Człowieka ze Wschodu. Nie spiesząc się szedł w kierunku próbującego wydostać się spod wierzchowca Rathara. Stąpał przez trawy cicho i zwinnie. W ręku błysnął długi myśliwski nóż. Nagle wierzgnął głową zataczając się. Rozorany policzek krwawił obficie. Druga strzał ze świstem chybiła celu. Za wzgórza zbiegało dwóch ludzi z łukami.

- Jeszcze sie spotkamy. – szepnął wciąż w szoku z niedowierzaniem patrząc na zajuszone palce po zetknięciu z twarzą.

Grot przeciął skórę policzka rysując kość. Zaciskając zęby, z trudem powstrzymując chęć rzucenia się na ziemię, by zwinąć się w kłębek tuląc w ramionach głowę i wyć z bólu. Banita zacisnął pięści. Pociemniało w oczach. Biegiem rzucił się przez trawy w stronę Wielkiej Rzeki.

- Widzieliśmy wszystko. – powiedział starszy mężczyzna pomagając wydostać się Wszędobylskiemu spod konia.

Młodzieniec towarzyszący mężczyźnie już klęczał przy Pszczelarzu.

Rathar z początku nie mógł ustać na nogach. Ból w prawym kolanie narywał ostro. Iwgar stracił przytomność. Koń umierał po cichu smutnym wzrokiem wpatrzony w pana.

- Wyjmiemy strzałę u nas w domu. – mówił Leśny Człowiek. – Zwą mnie Waleran Stary a to synek mój Odo Młody. Twój druh wydobrzeje, ale czasu mamy mało. Chodź Człowieku Berona, to niedaleko.

Rathar utkwił wzrok w oddalającym się zbóju.

- Jeszcze go dorwiesz. Odo z psem pomogą tropić. – przekonywał Waleran.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 26-05-2014 o 07:27.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172