Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2013, 22:29   #1
 
Reputacja: 1 Endymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputacjęEndymek ma wspaniałą reputację
[Gra o tron] Król za Murem

Sogarr

Sogarr napełnił bukłak wodą z małego jeziora, po czym zaczął przyglądać się swojemu odbiciu. Jego czarne włosy powiewały na wietrze. Jednak to nie na nich skupił swój wzrok. Skierował swoje mleczne oczy w stronę tatuażu, znajdującego się na lewej części jego twarzy. Tej, nieosłoniętej przez maskę z Czardrzewa. Znak, którego szczerze nienawidził. Symbol jego hańby. Czarne, pięknie wykonane piętno, które przypominało literę F. F jak Faemel, czyli wygnany. Nie dość, że czuł straszne zażenowanie z tego powodu, to jeszcze nie mógł liczyć na żadne schronienie we wschodnich wioskach Mrocznego Lasu. Każdy z tamtego regionu znał to oznaczenie. Wiedzieli z jakich powodów ludzie muszą z tym żyć. Gdy tylko bohater zbliżał się do danej osady zostawał przywitany milczeniem. Milczeniem, które nakazywało mu natychmiastowe oddalenie się. Jednak im dalej Sogarr wędrował na zachód, tym większą miał nadzieję, że ktoś nieznający symboliki jego znamienia przyjmie wygnańca do własnej społeczności albo chociaż udzieli schronienia na pewien czas. Trzy dni temu był blisko. Bardzo blisko. Udało mu się dogadać ze strażnikami, którzy stali na warcie. Dostał się do wioski położonej na małym wzniesieniu. Poznał nawet kilku przyjemnych ludzi. Wydawało się, że wreszcie znajdzie azyl, aczkolwiek marzenie prysło z chwilą, kiedy pojawił się wódz plemienia. Rozpoznał, kim tak naprawdę jest młodzieniec i kazał mu się wynosić. Mimo to Sogarr się nie poddawał. Szedł dalej, choć racje żywnościowe malały z każdym dniem.
Yash, bo tak nazywali go dawni bracia obmył twarz, założył kołczan i ruszył w przeciwnym kierunku do wschodzącego słońca. Pogoda była piękna. Złociste promienie przedzierały się przez bujne korony drzew i odbijały się od leżącego wszędzie śniegu. Po pięciu godzinach marszu postanowił chwilę odpocząć. Już miał zrzucić z siebie wszystkie rzeczy, kiedy w oddali zobaczył stąpającego ostrożnie po białym puchu dzika. Mam dzisiaj szczęście.Pomyślał i załadował strzałę. Powoli zbliżał się do wielkiej bestii i naciągnął cięciwę...
-Witaj Yath – powiedział jakiś głos
Wystraszony łowca podskoczył, przez co strzelił gdzieś na oślep.
-Co do....
-Spokojnie Yath – tajemnicza postać w kapturze wyłoniła się z drzew. - Czekałem na ciebie.
Głos nieznajomego był paraliżujący. Bohater nie wiedział, co robić. Jakaś wewnętrzna siła trzymała go w miejscu, nie pozwała mu się ruszać. Zdołał tylko wykrztusić:
-Ni..i.ee je...jestem Ya...Yath
-Ależ jesteś, mój drogi. Nazywano cię błędnie Yash'em. Łatwo się pomylić, prawda? - postać wydała z siebie ponury śmiech i podniosła głowę. Wtedy młodzieniec zauważył, że ta nie ma jednego oka.
-A....- chciał coś odpowiedzieć, jednak mężczyzna szybko mu przerwał:
-Hmmm powinniśmy już iść. Za mną. - Zanurzył się w las, a Sogarr podążył za nim. Nie wiedział czemu, po prostu coś go tam ciągnęło. Coś, czemu nie mógł się sprzeciwić.
Po chwili jego oczom ukazała się mała polanka, na której stały trzy namioty. Białe, wysokie, pokryte dziwnymi znakami. Do środkowego, najwyższego prowadziła wydeptana ścieżka, po bokach której nadziane na kije były ludzkie czaszki.
-Jesteśmy na miejscu – mężczyzna zdjął kaptur, ukazując tym samym swoją łysinę i brak prawego ucha. - Teraz musisz wejść do środka, przyjacielu.
-A jeżeli nie chcę ....?– Sogarr powoli dochodził do siebie.
-Wtedy cię zabiję.
Bohater nie miał zbytniej ochoty stawać do walki z tym dziwnym typem, więc wszedł do namiotu.
Spowiła go ciemność. Zobaczył w kilka stóp od siebie stół, na którym stała mała świeczka. Udał się w tamtą stronę.
- Jest tu kto?
Cisza.
-Hej hop?!
Nadal żadnej odpowiedzi. Dziki już chciał podążyć w stronę wyjścia, kiedy zobaczył starą kobietę, która weszła w zasięg światła. Cała ubrana była na biało. Z jej pomarszczonej twarzy wydobył się dźwięk.
-Jesteś tym, który zrodzony został w basku ognistej komety. Błędnie nazywano cię Yash'em, oszustem. Twoje prawdziwe imię to Yath, naznaczony. Zostałeś wygnany, musiałeś. To było ci przeznaczone, tak jak reszta. Wielka maczuga, którą spotkasz, mała tarcza, która roztrzaska się w twoich dłoniach i byk, którego przygarniesz. Jednak oni wreszcie cię opuszczą, zostaniesz sam. Staniesz się lodem. Zostaniesz jedynym, który się zachował, nie wpadł w czeluści zimna.
Teraz idź, uciekaj, biegnij na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. - Zaczęła krzyczeć. Sogarr nie mógł tego wytrzymać, czuł się jakby kilkanaście kruków próbowało mu wydłubać bębenki w uszach. Wybiegł z namiotu. Szybko przemieszczał się naprzód, nie oglądając się. Wreszcie po chwili przystanął. Odwrócił głowę, ale na odległej już polanie nie znajdowały się żadne namioty. Co to na wszystkich bogów było?! To pewnie przez to znamię. Ojciec zawsze mu powtarzał, że osoby przeklęte, takie jak on teraz mają dziwne wizje, które czasami doprowadzają do samobójstwa. Jest to swojego rodzaju kara boska. Muszę wreszcie znaleźć jakąś wioskę, gdzie mnie przyjmą. Młodzieniec poprawił swoją torbę i ruszył przed siebie, jednak słowa przepowiedni, którą uważał za wyimaginowaną ciągle siedziały w jego głowie.


Njord

Njord siedział na kamieniu, znajdującym się obok strumyka z krystaliczną wodą i małej, drewnianej chaty. Na ziemiach Wolnych Ludzi o osobach potężnej postury nieraz mawia się, iż płynie w nich krew gigantów. Prawdopodobnie nie ma osoby, wobec której byłoby to bliższe prawdy niż Njord. Mierząc prawie dziewięć stóp i ważąc niemalże pięćset funtów górował nad właściwie wszystkimi ludźmi, zaś jego potężna jasnoblond broda tylko upodabniała go do jednego z olbrzymów. Mimo to był on człowiekiem bardzo spokojnym, stroniącym od konfliktów. Choć gdy zachodziła potrzeba, nie wahał się użyć swojej wielkiej, żelaznej maczugi, która właśnie czyścił. Do wioski Wiena przybył dwa dni temu. Przez ten czas zdołał poznać większość zamieszkujących Dzikich i uzupełnić zapasy na dalszą podróż. Wiele lat podróżował bez celu od mniejszych osad, po większe. Czasami sam, kiedy indziej z grupą napotkanych koczowników. Prawie wszędzie przyjmowano go z otwartymi rękoma, gdyż olbrzym trudził się w kowalstwie, profesji bardzo rzadko spotykanej za murem. Teraz jednak miał wyznaczony cel swojej wędrówki. Były to daleki zachód. Droga była daleka, a czasu coraz mniej, wielkolud zaczął pakować swoje rzeczy.
-Njord?
Usłyszał za sobą głos
-Kowalu, poznajesz mnie? – pytał młodzieniec z rozpuszczonymi, czarnymi, sięgającymi do ramion włosami i drewnianej masce na prawej części twarzy.
Półgigant od razu go skojarzył. Choć spotkał wiele osób na swoim szlaku. To syna wodza z wioski na dalekim wschodzie nie mógł zapomnieć. Nie dość, że spędził wiele czasu w jego towarzystwie, to jeszcze to charakterystyczne okrycie twarzy. Nie, tego nie mógł zapomnieć
-Yash! - uśmiechnął się. - Co ty tutaj robisz?
-Sogarr, mam na imię Sogarr, wiesz, że nie lubię tamtego przezwiska...
Njord wiedział, że słowo to oznacza w dialekcie jego wioski oszust. Mimo że brzydził się takimi ludźmi, to jednak akurat jego polubił. Sam nie wiedział dlaczego.
-Dobra, dobra Yash, ty mi tu nie gadaj o swoich przydomkach, tylko powiedz jakie licho cię przywiodło tak daleko od domu i co masz do cholery pod swoim okiem. - miał bardzo donośny głos.
-Sogarr, jestem Sogarr, ile razy mam powtarzać? A co do tego, to długa historia, zajmie nam kilka piw.
-Nie mogę, zaraz wyruszam w dalszą drogę do Mroźnych Kłów – Olbrzym pogładził się po swojej bujnej, blond brodzie.
-A co może być tam ciekawego, wielkoludzie?
-Nie słyszałeś? - zdziwił się. – Mance Ryder zbiera armię. Wszyscy Wolni ludzie ciągną do niego. Pewnie wieść jeszcze nie dotarła na wschodnie krańca krainy.
-Armię? - zdziwił się Sogarr – Po co? Kogo to chce podbić? Thenn?
-Thenn też ma do niego dołączyć, o ile już tego nie zrobił. A z Mroźnych Kłów można iść tylko w jedną stronę. Na południe. Na...
-Na Mur – Dokończył młodzieniec i dodał bez zastanowienia. - Kowalu, nie potrzebowałbyś może towarzystwa w drodze?
-Naprawdę chcesz się oddalić tak daleko od domu?
-Tak, zresztą nic innego mi nie pozostało – zebrał myśli - Słuchaj Njord, zostań jeszcze jeden dzień. Usiądziemy, napijemy się czegoś, wszystko ci opowiem. A jutro, jeżeli będziesz miał ochotę wyruszymy razem do Manca.
-Hmmmm – Półgigant złapał się za swój naszyjnik z kłów mamuta. Otrzymał go od zamieszkujących daleką północ olbrzymów, jako znak ich przyjaźni. - No, niech ci będzie. Czekaj, schowam tylko moją maczugę.
Wielka Maczuga...... Momentalnie przemknęło przez głowę Sogarr'a.


Vasyn

Wyruszyli tydzień temu. W siedmioosobowym składzie. Zostało ich tylko pięciu. W drugim dniu dwóch braci Vasyn'a strasznie się pokłóciło i rzucili się na siebie z nożami, co obaj przepłacili swoim życiem. W sumie, to się nie przejmował, I tak za nimi nie przepadał. Jedyne co ich łączyło, to wspólny ojciec, nic więcej. Ich mała wioska, gdzie bohater spędził całe dzieciństwo znajdowała się się w południowo wschodniej części krainy, dosyć blisko Muru.. Była to małą osada, licząca tylko dwadzieścia osób. Pierwsze jedenaście z jego ojcem na czele wyruszyło do Mance prawie miesiąc temu. Natomiast kolejna dziewiątka miała udać się w podróż trochę później. Dwóch Dzikich jednak zostało, bo nie chcieli się angażować w jakaś śmieszną wojnę króla za murem. Byk, bo tak na niego mawiali przyjaciele niósł ze sobą swój ukochany topór, którym przez połowę życia ścinał drzewa, aby zapewnić swojej osadzie przeżycie. Nie był dobrym wojownikiem, ale łatwym celem do obicia też nie. Kilka razy stoczył walkę z patrolem Nocnej Straży, raz przypłacił takie stracie dwutygodniową rekonwalescencją i blizną na prawym policzku. Teraz jednak miało wszystko się zmienić. Z każdym dniem był coraz bliżej Rydera, a co za tym idzie słodkiej zemsty na wronach, za te wszystkie lata, gdzie musiał z nimi się użerać.
Słońce chyliło się ku zachodowi, Omrell zarządził postój. Vasyn , jak co wieczór udał się do lasu po trochę drewna na opał, kiedy usłyszał w oddali krzyk...


Njord & Sogarr

Tak. Wreszcie spełnią się moje marzenia. Uśmiechał się Yash. Od zawsze marzył, żeby zobaczyć, jak wygląda życie za Murem. Myślał jednak, że nigdy nie będzie mu to dane, a teraz... W sumie, to nawet dobrze, ze wtedy spieprzyłem tym wronom. Uśmiechał się pod nosem.
Wyruszyli o wschodzie słońca. Njord prowadził. O dziwo, zrozumiał zachowanie chłopaka i nie miał do niego pretensji. Szli małym traktem. Pogoda nie była zbytnio przyjemna. Oprócz porywistego wiatru ze wszystkich stron sypał śnieg. Byli już jakąś milę od wioski, kiedy usłyszeli za sobą krzyki.
-NJOOOORD! CZEKAJCIE!!!! KOWALUUUUU – Półgigant rozpoznał, że biegnie w ich stronę Milven, młodzieniec, którego poznał jeszcze w osadzie Wiena. Był to niski chłopak. na plecach miał tarczę, a pod pachą trzymał coś, co przypominało torbę. Wreszcie dobiegł do dwójki bohaterów i zaczął:
-...
 
Endymek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172