Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2015, 22:36   #31
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Opuszczenie jaskiń będących domem dla smoczej rasy okazało się być znacznie wygodniejsze i szybsze niż droga, którą pokonali by do nich dotrzeć. Potężne skrzydła Rubin unosiły ich w górę na prądach wiatru w tunelu, będącym tworem zarówno naturalnym jak i smoczym. Wkrótce oczom ich ukazały się wierzchołki Srebrnych Gór spowite w chmurach i ozłocone pierwszymi promieniami słonecznymi. Rubin zawisłą na dłuższą chwilę chłonąc i pozwalając chłonąć ów widok Garetowi. Widok, którego od wieków nie oglądały ludzkie oczy. Majestat i piękno nie skalane ich dłońmi. Czyste, dumne i wspaniałe.
Gdy zanurkowała w dół, pozwoliła sobie na małą przyjemność zburzenia jednolitej masy chmur swymi skrzydłami. Niczym zanurzeni w mleku, dryfowali unoszeni prądami. Ciszę jaka ich otaczała mąciło jedynie bicie ich serc. Nic poza nim nie istniało.
Gdy Rubin obniżyła lot, wychodząc z pasma chmur, dzień przejmował władanie nad ziemiami królestwa. Było później niż z początku sądziła, z tego też powodu, porzucając leniwe dryfowanie, użyła mocy swych skrzydeł by przyspieszyć. Ziemia pod nimi umykała niczym spłoszony królik przed swoją ofiarą. Lasy, pola, łąki… Mijali także wsie i miasta, jednak Rubin omijała je z daleka, niejednokrotnie wzbijając się na wysokość, która sprawiała iż Garet miał problemy ze złapaniem oddechu. Gdy jednak ich oczom ukazało się Teran, zmieniła zdanie i ostro zanurkowała w jego stronę. Co prawda Garet nie chciał sławy, jednak ona, wbrew jego słowom, doszła do wniosku, że ta nie powinna zaszkodzić. Rozmowa w jaskiniach dała jej do myślenia i mimo iż czasu nie minęło długo, doszła do wniosku że powinna przynajmniej spróbować dać znać ewentualnym przedstawicielom jej rasy, którzy żyli w dalekich krainach, że istnieje. Nie mogła opuścić gór, jednak ludzie nie byli związani jej powinnością. Ich śpiewacy podróżowali z krainy do krainy, roznosząc wieści, wsławiając herosów i słuchając opowieści ludu. Nadawali się idealnie by roznieść wieść o jej istnieniu. Najpierw jednak musiała się pokazać. Siebie i swego jeźdźca. Czy mu się to podobało, czy też nie…
Dachy domów poczęły rosnąć w oczach. Po chwili mogli już odróżnić pojedyncze budynki, witraże w oknach świątyń i ludzi spacerujących po ulicach Teran. Ludzi, którzy podnosili głowy, wskazywali palcami na niebo i krzyczeli.
Rubin zatoczyła jedno, a następnie drugie koło. Wreszcie wylądowała na jednej z wież, tej która dla odmiany nie była zakończona spiczastym dachem. Rozłożyła skrzydła, pozwalając by słońce uwydatniło ich piękno i majestat, a następnie uniosła pysk i zionęła ogniem, posyłając go ku niebu. Piękna i potężna… Nie można było powiedzieć by należała do istot, które cechuje skromność. Nie miała jednak powodów do takowej.
Słysząc zbliżających się strażników zamkowych, prychnęła i jednym machnięciem skrzydeł ponownie wzniosła w powietrze.
~ Na pierwszy raz powinno wystarczyć ~ przekazała Garetowi, wzbijając się coraz wyżej, tak by wydostać się z zasięgu strzał.
- Koniec anonimowości - stwierdził z uśmiechem Garet.
Oczywiście dotyczyło to tylko jej. Nie sądził, by ktokolwiek zdołał go rozpoznać, nie mówiąc nawet o takim drobiazgu jak to, że zapewne nikt nie zwrócił uwagi na jeźdźca.
- Dokąd teraz? - spytał, gdy mury i wieże Teran zaczęły niknąć za ich plecami. - Sprawdzimy jakieś przejście przez góry?
~ Nie zapominasz czasem o naszych wierzchowcach? ~ zapytała rozbawiona owym nagłym zapominalstwem. ~ Nie powinny zostać bez opieki na zbyt długi czas. Ktoś mógłby się nimi zainteresować...
- Dwadzieścia cztery godziny wytrzymają - odparł Garet. - Potem trzeba by je umieścić u kogoś pod dachem.
~ Jak sobie życzysz ~ oznajmiła, zawracając w stronę gór.

Pierwsze przejście, do którego skierowała się Rubin, leżało trzy godziny smoczego lotu od miejsca, gdzie (jak miał nadzieję Garet) czekały ich wierzchowce.
Nie było ono tak wygodne, jak główne, którym podróżowali kupcy, jednak pozwalało na ominięcie straży królestwa, stacjonującej przy trakcie. Jedyne ryzyko stanowili pasterze, którzy przeganiali swoje owce na zimowe pastwiska. O tej porze roku szanse na spotkanie przedstawiciela tej profesji były jednak znikome.
Rubin obniżyła lot by w końcu wylądować na skalnym urwisku. Z tego miejsca widok był doskonały na stromą ścieżkę, wijącą się pośród skał i znikającą pomiędzy górami.
~ Chcesz sprawdzić cały odcinek czy wystarczy ci zbadanie śladów? ~ zapytała.
- Kawałek możemy się przespacerować i wracamy.

Spacerek nie przyniósł żadnych informacji - najwyżej tą, że od kilku dobrych lat nikt nie próbował nawet tutaj wkroczyć. Krzewy, zarastające wejście, nie miały złamanej nawet gałązki, ani jeden listek nie został naruszony.
- Jeśli nie są duchami - powiedział Garet - to tędy nie szli. Nie mamy tu nic do roboty.

Rubin zgadzała się z nim toteż już po chwili ponownie znaleźli się w powietrzu. Byli w połowie drogi do chaty, przy której zostawili konie gdy smoczyca wysłała swemu towarzyszowi dość niepokojącą myśl.
~ Zgłodniałam… Nie masz nic przeciwko temu bym zapolowała zanim dotrzemy do koni? Chyba, że wolisz problem ich posiadania rozwiązać w szybki sposób. ~ O to jaki powód miała na myśli pytać nie trzeba było, biorąc pod uwagę to, ze pod nimi pasło się stado dorodnie wyglądających owiec.
- Zapomniałem o tej twojej skłonności - przyznał się Garet. - Skoro więc musisz, to lepiej niech to będą owce. Wysadź mnie gdzieś, a potem idź na obiadokolację.
~ Po co czas marnować? ~ zapytała nurkując w dół.
Pożywiający się smok może i do delikatnych obrazów nie należał, Rubin postarała się jednak by jej jeździec jak najmniej miał okazję zobaczyć. Upolowanie owcy nie było trudne. Zwierzęta te zwykle do najszybszych nie należały i ganiały w grupach, co tylko ułatwiało zadanie. Wybrała mniejszą sztukę, która nadążyć za pozostałymi nie mogła. Otwierając paszczę, chwyciła wydzierające i wierzgające stworzenie. Zaciśnięcie szczęk zakończyło zarówno jedno jak i drugie, odbierając przy tym życie ofierze. Świeża krew spłynęła do jej gardła, orzeźwiając i pobudzając apetyt. Mięso w jej pysku prosiło się wręcz by rozerwać je zębami, mięsień po mięśniu, ścięgno za ścięgnem. Kości wydały przyjemny dźwięk gdy pękały pod naporem szczęki. Przednie łapy pozwoliły na swobodne rozrywanie ofiary na odpowiednie do przełknięcia fragmenty.
Zaspokoiwszy głód, obniżyła lot w poszukiwaniu strumienia, w którym mogłaby obmyć pysk. Nie przejmowała się zbytnio tym, że ludzie ją widzieli. Także tym, że lądując nad brzegiem rzeki, niemal doprowadziła do śmierci woźnicę furmanki, który akurat przejeżdżał przez most nad nią przerzucony. Od wieków nie czuła się tak swobodnie w krainie jej przodków. Nie chciała zbyt szybko powracać do rzeczywistości.

- Ciekawe, kiedy na smoka zwalą zniknięcie księżniczki - powiedział Garet, gdy Rubin dokonywała poposiłkowych ablucji.
Wcześniejszych wyczynów nie komentował. W końcu smocze zwyczaje były smoczymi zwyczajami.
~ Pewnie dość szybko ~ odparła, unosząc pysk znad rzeki. ~ Dlatego pasowałoby znaleźć ją w miarę szybko.
- Zyskasz sławę, dla odmiany pozytywną - uśmiechnął się Garet. - Od razu darowane ci będą te wszystkie owieczki.
- To co? Zabieramy się stąd? Po konie i do gospody? Na kolację? - spytał.
~ W końcu będzie trzeba ~ odparła, otrzepując z pyska krople wody.

Gdy wreszcie dotarli do koni, dawno minęła pora obiadowa. Zwierzęta przetrwały noc i przywitały zbliżających się właścicieli rżeniem mającym zapewne wyrażać naganę za zbyt długą nieobecność. Przezornie, tym razem Rubin wylądowała z dala od chaty, więc oszczędzone im zostało łapanie wierzchowców.
- Niedaleko stąd jest karczma - oznajmiła Garetowi. - Tam możemy zjeść coś ciepłego, a później - wzruszyła ramionami - zostać na noc lub udać się w dalszą drogę zostawiwszy konie właścicielowi przybytku.
- Od czasu do czasu powinienem się wyspać - odparł. - Ale równie dobrze możemy to zrobić w połowie drogi do następnego przejścia. Czy jeszcze dalej. Spanie pod gołym niebem mi nie przeszkadza. Szczególnie w twoim towarzystwie, gdy można spać i nie obawiać się o to, że w środku nocy przylezie jakiś intruz.
- Zdecydujemy gdy się już posilisz. Wszak nie spieszy nam się aż tak bardzo, prawda? - Jej zdecydowanie się nie spieszyło.
- Cóż... Księżniczka na nas czeka. - Garet uśmiechnął się lekko. - I to pół królestwa. Mimo tego możemy się porozkoszować urokami łoża. A rankiem ruszymy dalej.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 11-11-2015, 12:45   #32
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gospoda, do której dotarli po dwóch prawie godzinach, nosiła nazwę "Zielona Mila". Nazwa, według Gareta i tak nie mająca żadnego sensu, nijak się miała do szaroburego, solidnie zbudowanego budynku, do którego przyklejona była stajnia i pokaźnych rozmiarów stodoła. Najwyraźniej właściciel albo budowniczy doszedł do słusznego wniosku, że w budynku mieszkalnym będzie cieplej, jeśli z dwóch stron sąsiadować z nim będą inne zabudowania. I (zapewne nie tak do końca słusznego), że niektórzy goście, co dzień cały przebywali na świeżym powietrzu, pod dachem owego świeżego powietrza potrzebować nie będą. Sądząc po wyglądzie budynku niektóre pokoje zapewne okien nie posiadały. Zapewne po to, by na cieple zaoszczędzić.
No chyba że się mylił...

Chłopak, stajenny zapewne, wyskoczył ze stajni, czapkując przed dostojnym państwem. Zapewne nauczony został doświadczeniem, że im niżej się kłania, tym większe napiwki dostaje. Garetowi jednak nie na czołobitności zależało, a na tym, by o konie dobrze zadbano i napiwki ewentualne od tego zwykle uzależniał.
Ale obejście było zadbane, chłopak czysty i dość dobrze ubrany... Może warto było zaryzykować...
- Jeśli zadbasz o konie - rzucił chłopakowi sztukę srebra - to dostaniesz więcej.
Sztuka srebra była argumentem dość przekonującym dla kogoś, kto zwykle dostaje miedziaki. Poza tym chłopak, który od jakiegoś czasu pracuje w stajni, powinien już wiedzieć, czy złożona przez gościa obietnica ma realne podstawy.

Gospody na trakcie wiodącym do Przełęczy Goblinów zwykle cieszyły się wielkim powodzeniem. Każdy, kto miał choć trochę srebra w kieszeni i rozumu w głowie, ten przedkładał nocleg pod dachem i zrobione przez kogoś innego jedzenie nad nocleg pod chmurką i porcje podróżne.
Garetowi było mniej więcej obojętne, gdzie spędza noc, ale wizja porządnej kolacji... to było dość kuszące. Oczywiście mogli trafić w miejsce, gdzie kucharz nie miał pojęcia o gotowaniu, ale prowiant, jaki wcześniej dostarczyła Rubin, sugerował coś całkiem innego.

Główna sala gospody nie świeciła pustkami, ale i nie była pełna po brzegi. Najwyraźniej wieści o smoku jeszcze tu nie dotarły, bowiem głównym tematem rozmów były kłopoty, związane z przedostaniem przez przełęcz. Obsada strażnicy, licząca zwykle około dwudziestu osób, została znacznie wzmocniona o przysłanych ze stolicy gwardzistów, którzy o handlu co prawda pojęcia nie mieli, ale potrafili rozbebeszyć każdy wóz w poszukiwaniu kontrabandy, a dokładniej - w poszukiwaniu porwanej księżniczki Marii.
Goście na wchodzących zbytnio uwagi nie zwrócili, prócz tych co młodszych, których wzrok przyciągnęła sylwetka idącej obok Gareta dziewczyny. Zapewne niejednemu zaświeciły się oczy, ale Garet nie wyglądał na takiego, który byłby gotów zrezygnować ze swej "zdobyczy", a wrażenia tego nie osłabiał wiszący u jego boku miecz.

- Dwa pokoje. Dobre pokoje - podkreślił Garet. Na ladzie pojawiła się sztuka złota. - Z widokiem na las - dodał. Obok pierwszej złotej monety pojawiły się dwie kolejne.
- Tak, wielmożny panie. Już się robi, wielmożny panie. - Karczmarz po dwakroć skłonił się nisko, a złoto w magiczny niemal sposób zniknęło z lady. - Kolację dla państwa?
- Do pokoju - powiedziała Rubin. - Mojego. Podwójną porcję. I dobre wino - dorzuciła.
Właściciel przybytku skłonił się po raz kolejny po czym pospieszył by zadbać o to, by jego goście zbytnio na posiłek czekać nie musieli. W międzyczasie pojawiła się przy nich dziewka służebna, która poprowadziła ich schodami na górę.
Pokoje, które mieli okazję podziwiać, gdy tylko otworzono przed nimi drzwi, do najwspanialszych nie należały. Szczęściem jednak każdy z nich posiadał okno, co Rubin przyjęła z cichym westchnieniem ulgi. Spanie bowiem w pomieszczeniu bez takowego byłoby dla niej koszmarem. Nie żeby zamierzała w ogóle spać w czterech ścianach. Jeszcze czego…
Łóżko wyglądało jednak na dość wygodne i w miarę czyste, aczkolwiek wrażliwy węch smoczycy wyłapał kilka niezbyt przyjemnych woni. Wątpiła jednak by mniej czuły, ludzki, był w stanie dokonać podobnej sztuki. W pokoju byłą także niewielkich rozmiarów szafa i był stolik obok którego stały dwa krzesła.
Bliźniaczy układ posiadało pomieszczenie, które za sypialnie tej nocy miało służyć Garetowi, a które drzwi obok się znajdowało. Rubin podziękowała służącej odprawiając ją niedbałym ruchem dłoni.
- Do królewskich komnat zdecydowanie tego zaliczyć się nie da - skomentowała na głos, gdy upewniła się że dziewczyna oddaliła się wystarczająco by jej słów nie dosłyszeć.
- Królewskie komnaty? - Garet się uśmiechnął. - To byśmy chyba musieli odwiedzić samego Zhanesa Trzeciego. Ponoć właśnie władca Darren ma najbardziej okazały pałac. W okolicy, oczywiście - dodał tytułem wyjaśnienia. - Nigdy tam nie byłem, ale plotki mówią o złotym tronie, złotym łożu, złotych żyrandolach i wielu, naprawdę wielu przedmiotach ze złota.
Być może miał nieco kupiecką naturę, ale uważał, że nie warto otaczać się złotem. Złoto powinno krążyć, przechodzić z rąk do rąk i się mnożyć. Poza tym, zamiast siedzieć na twardym złotym stołku, lepiej było posadzić tyłek na miękkiej poduszce.

Tym razem do dostarczenia kolacji potrzebne były aż dwie służące, bowiem jedna nie poradziłaby sobie z dwiema tacami, po brzegi wypełnionymi jedzeniem.
Rubin spojrzenie rozbłysło gdy tylko ujrzała wspaniałości jakimi uraczył ich karczmarz. Bez wątpienia odrobina złota więcej sprawiała cuda w tej krainie. Sprawiała także kłopoty, jednak te dalekie były obecnie od myśli jakimi wypełniony był umysł smoczycy.
- Postawcie to na stole i możecie zmykać - rzuciła pod adresem dziewcząt, bynajmniej nie zaskarbiając sobie ich wdzięczności. Miast tego wszystkie uśmiechy i znaczące spojrzenia spłynęły na Gareta, który odpowiedział miłym uśmiechem i krótkim "Dziękuję".
Gdy tylko za dziewczętami zamknęły się drzwi, a czujny słuch Rubin poinformował, że żadna z dziewcząt nie pozostała pod tymi drzwiami, można było przystąpić do kolacji, a później omówić plany na następny dzień.

- Co robimy jutro? - spytał Garet. - Gdzie leży kolejne miejsce, jakim warto się zainteresować? Daleko stąd? Dla ciebie, oczywiście - dodał.
- Niecałe dwie godziny stąd, na północ, jest jedno przejście, zaś drugie niemal przy granicy Harpahr. Jeśli się pospieszymy, to w jeden dzień będziemy tam i z powrotem.
- To jednak są tylko te, o których ogólnie wiadomo w wioskach i miastach leżących u podnóża gór - dodała po chwili milczenia. - Poza nimi jest wiele innych, które ktoś mógł odkryć przypadkiem lub zyskać o nich wiedzę z innych źródeł. Ich zbadanie może zająć więcej czasu.
- Czyli lepszym sposobem byłoby odwiedzanie po kolei każdego znanego ci przejścia? - Garet porwał z tacy ostatnią kiełbaskę. - Nawet gdyby nam to zajęło więcej czasu?
- Lepszym byłoby znalezienie tego dziecka przy pierwszym które odwiedzimy - mruknęła, najwyraźniej niezbyt zadowolona kradzieżą kiełbaski sprzed jej nosa. - Nie każdy z tych, które są mi znane nada się do celów porywaczy. W pobliżu jest sześć, które wypadałoby sprawdzić, w tym jedno, który oferuje schronienie na dłuższy czas.
- W takim razie powinniśmy wyruszyć skoro świt. Do jutra zatem. - Garet wstał, pozostawiając Rubin resztę jedzenia.

Garet nie zamierzał tracić czasu nie wiadomo na co. Jutro czekało ich dużo pracy.
Kto rano wstaje, ten cały dzień ziewa, powiadano, lepiej więc było iść wcześniej spać. Dlatego też Garet odświeżył się, po czym zabezpieczywszy drzwi przed ewentualnymi intruzami poszedł spać.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-11-2015, 15:02   #33
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Należało jej przyznać, że wytrzymała trochę czasu w owych czterech ścianach i to bez zmienienia ich w ładne ognisko. Był to wyczyn nie lada, gdyż jedynymi zamkniętymi przestrzeniami, jakie była w stanie tolerować, były jaskinie i kamienne tunele, które do nich prowadziły. To drewniane coś, w czym kryła się ludzka rasa, nijak nie pasowało do jej obrazu bezpiecznego schronienia. Co prawda używali także i kamienia do swych budowli jednak były to tylko klocki, które dzieci układają jedne na drugich i które w każdej chwili runąć mogą.

Był już późny wieczór. Niebo przybrało odcień głębokiej czerni, z rzadka jedynie przetykany nieśmiałym blaskiem gwiazd, które wyłaniały się zza chmur, jakie napłynęły znad gór. W powiewach wiatru czuć było elektryczność i wodę. Bez wątpienia nadciągała burza, jedna z tych potężnych sił, przed którymi ludzka rasa drżała od chwili swego zaistnienia. Siła natury zdolna niszczyć wszystko na swej drodze, czy to z drewna czy z kamienia stworzone. Była jednak daleko, wciąż przyczajona, czekając na właściwy moment, w którym nikt nie będzie czuwał. W którym będzie mogła w pełni rozwinąć swe skrzydła i niszczyć. Całkiem jak Rubin, która właśnie opuszczała gospodę żegnana zdziwionym spojrzeniem karczmarza i zaciekawionym wzrokiem jego klientów. Spojrzenia te nie robiły jej różnicy. Żaden z gości nie mógł jej zagrozić. Byli niczym dzieci z patykami, które chcą walczyć z wiatrakiem. Marne porównanie - uznała - jednak taka była prawda. Jej wzrok na chwilę zatrzymał się na piętrze przybytku, gdzie Garet odpoczywał po nocy i dniu pełnym wrażeń. Jakoś nie była w stanie nazwać go kolejnym dzieckiem, mimo iż w porównaniu z nią, był niemowlęciem. Ile to jednak dni podróżowali ze sobą? Miała wrażenie, że wiele mimo iż wiedziała doskonale że było ich tylko parę. Czyż to nie było dziwne?

Odeszła tylko parę kroków, tak by mieć pewność, że nie widać jej z okien karczmy, że nie ma nikogo w pobliżu, kto byłby w stanie dostrzec jej przemianę. Kot na dachu i kundel przy budzie byli więc jedynymi świadkami owego zdarzenia. Nie pozostali jednak długo by je podziwiać. Kundel skomląc skrył się w swej naiwnej namiastce bezpiecznego schronienia, a kot.. kot zniknął, by udać się tam, gdzie koty miały w zwyczaju się udawać, gdy strach zaglądał do ich serc i napędzał mięśnie.

Chłód nocy pieścił jej skrzydła gdy wznosiła się wyżej i wyżej ku chmurom. Wiatr raz po raz próbował jej w tym przeszkodzić, jednak był przeciwnikiem, który nie miał jeszcze szans z jej siłą. Jeszcze, bowiem wiedziała doskonale, że prędzej czy później moc jego wzrośnie, napędzana przez nadchodzącą burzę. Walka sprawiła jej radość. Otworzyła paszczę i wydała z siebie pełen owego uczucia ryk. Dla tych, którzy żyli w świecie pod jej łapami, był to pierwszy znak nadciągającej nawałnicy. Serca zabiły mocniej, trzasnęły okiennice. Ludzie gotowali się na jej nadejście, w swej naiwności sądząc, że są w stanie oprzeć się nadciągającemu żywiołowi.

Wzbiła się wyżej, ponad chmury, tam gdzie panowała cisza i spokój, gdzie gwiazdy królowały na niebie. Ten spokój miał zbawienny wpływ na jej duszę i myśli, które krążyły w jej głowie. W oddali widziała szczyty Srebrnych Gór, jej domu. Jak zawsze wzywały ją do siebie nucąc pieśń, którą tylko ona była w stanie usłyszeć, bez względu na to jak bardzo się od nich oddaliła. Dźwięk ów przypominał nieco głos matki, która nocą nuci swemu dziecku kołysankę, by odgonić zło całego świata od niewinnych snów jej pociechy. Brzmiał jak szept kochanka w tą pierwszą, magiczną noc. Brzmiał jak śmiech dziecka, które wyciągając dłonie w stronę swych rodzicieli czuje niczym nie ograniczone szczęście i miłość. Był tym wszystkim i czymś więcej.

Im bliżej gór, tym nawałnica na dole przybierała na swej sile. Także tu, gdzie Rubin się skryła, wiatr począł sprawiać jej problemy. Musiała wznosić się wyżej i wyżej, by uniknąć jego zdradliwych powiewów. Nie zamierzała się jednak poddawać. Wszak była królową nieba, panią przestworzy. Poddanie się nie leżało w jej naturze. Walczyła więc wytrwale, każdym uderzeniem skrzydeł potwierdzając swe prawo do tego terytorium. Prawo, którego nikt nie mógł zakwestionować. Nikt ani nic. Być może dążenie to było głupotą - wiedziała, że nie byłaby pierwszą ze swego rodu, która oddała życie w podobnej walce. Nie liczyło się to jednak w tej chwili. Teraz istniał tylko wiatr, istniała tylko siła w niej drzemiąca i istniały gwiazdy, które przyglądały się owym zmaganiom z odwiecznie obojętnymi obliczami.

Po drugiej stronie gór było ciszej, spokojniej. Zanurkowała w dół, by wylądować na ziemi z głośnym hukiem. Była zmęczona, wykończona niemal, ale pełna szczęścia, które wyraził kolejnym, głośnym rykiem. W środku zaś śmiała się głośno i szaleńczo. Wygrała, po raz kolejny zwyciężyła, by przypieczętować swą władzę. Była królową i nikt nie mógł jej tego odebrać. Opadła wreszcie na kolana, skrzydła rozkładając na boki. Chłonęła chaos panujący wokół niej. Co prawda był on niczym w porównaniu z tym, co działo się w królestwie, jednak i tu nie brakowało zniszczeń. Łąka, na której wylądowała, pełna była gałęzi z drzew pobliskiego sadu. Dom, przy którym się znajdował, utracił dach. Połowa stodoły zapadła się, grzebiąc pod sobą zwierzęta. Słyszała wyraźnie ich kwiczenie, przedśmiertne wołanie o pomoc, pozbawione jednak nadziei. Ludzie, ich właściciele, próbowali pomóc, jednak nie mieli na to szans. Było już za późno. Zapewne zostawiłaby ich losowi, wszak nie byli dla niej niczym innym jak pożywieniem, przekąską i plagą tych ziem, jednak usłyszała coś co sprawiło, że jej serce zmiękło. Było to dziwne wrażenie, z którym już od dawna nie miała do czynienia. Uniosła pysk i nasłuchiwała owego kwilenia, które wyłowiła. Było uparte, pełne buntu przeciw temu co się stało. Był w nim strach ale była też nadzieja. Wszak istniał na tym świecie ktoś, kto zawsze był blisko, zawsze dbał o każdą potrzebę. Ten ktoś z pewnością wkrótce przybędzie, uśmiechnie się owym czułym uśmiechem i zanuci cicho.
Potrząsnęła łbem by pozbyć się tego dźwięku. Nie po to przybyła na te tereny, nie po to stawiła czoła burzy, by ratować nic nie znaczące dziecko od losu, który został mu przeznaczony. Jednak nie mogła pozbyć się tego kwilenia z głowy. Niszczyło jej plany, kruszyło jej wolę i drażniło zmysły. Gdzie była matka, która winna się nim zająć? Wbrew sobie poczęła szukać jej głosu, głosu kogoś zrozpaczonego, drżenia jej serca pragnącego połączyć się z częścią jej samej. Nie znalazła go jednak. Tak gdzie być powinien, była tylko pustka.

Decyzja była głupia i nieprzemyślana. Wiedziała o tym, a jednak ruszyła w stronę gospodarstwa zmieniając swą postać na taką, którą ludzie walczący ze szkodami jakie wyrządziła nawałnica byli w stanie przyjąć. Szła szybko, zdecydowanie, kierowana tym dźwiękiem, który nie milknął, który był w stanie przebić się przez śmierć i trwogę. Tego wołania o pomoc, które zdołało dotrzeć do tych zakamarków jej serca, które uważała za martwe.
Nie zauważono jej zrazu. Były wszak rzeczy ważniejsze niż obca niewiasta, która nadeszła od strony gór. Trzeba było ratować inwentarz, trzeba było ratować ludzi, trzeba było ogarnąć zniszczenia i żyć. Pierwszy dostrzegł ją ten, który zdawał się być od tego wszystkiego odcięty. Stał przed domem i patrzył. Jego serce biło wolno, bardzo wolno. Jego oddech był stłumiony, jakby kolejne porcje powietrza nie były mile widziane. Nikt do niego nie podchodził, nikt nie patrzył. Pozostali zdawali się omijać go niczym siewcę zarazy. Jego strój był bogatszy niż pozostałych, dzięki czemu nie trzeba było się długo wysilać by stwierdzić, że to on jest właścicielem tego miejsca. W przeciwieństwie do pozostałych miał na sobie kompletne odzienie. Odzienie bardziej pasujące do jazdy konnej niźli odpoczynku nocnego, co pozwoliło jej stwierdzić, że musiał przybyć do domu niedawno, zapewne jadąc w deszczu.
Oczy tego człowieka, gdy spotkały się z jej, były martwe, pozbawione nadziei. On nie słyszał ani kwilenia, ani krzyków służby. Był ostoją śmiertelnego spokoju w chaosie prób podtrzymania życia. Jednak drgnął na jej widok. Co ujrzał? Wiedziała jak wyglądała, jednak była także pewna, że to nie ten obraz zobaczył. Uniósł rękę i wskazał dłonią na piętro swego domostwa. Skinęła mu głową i ruszyła. Rozległ się pierwszy ostrzegawczy krzyk, za nim następny. Nie zatrzymała się, nie zwolniła. Przekroczyła próg oddzielając się od deszczu i ludzkich głosów. Kiedyś było to piękne miejsce. Ktoś dbał o to by podłogi były zamiecione, by kwiaty w wazonach były zawsze świeże. Ktoś zawiesił obrazy na ścianach i firanki w oknach. Mimo pewnych zniszczeń wciąż dało się dostrzec ową dbałość i troskę. Tchnęła domowym spokojem i miłością. Sielską ostoją, w której bezpiecznie można było odłożyć miecz i zasiąść przed kominkiem z kielichem wina w dłoni.
Piętro jednak straciło ów ciepły blask. Woda przelewała się przez dziury w suficie. Wiatr wdzierał się przez szczeliny w ścianach. Część zaś była całkiem zawalona fragmentami dachu. To z tamtej strony dobiegało do niej kwilenie, słabsze z każdą chwilą, jednak wciąż butne, niepogodzone. Mała istotka zdecydowana walczyć do końca.
Ogniste węże przybyły na wezwanie wdzierając się w belki, które tarasowały przejście, pochłaniając je od środka i mimo wilgocie, którą nasiąkły, przemieniając w proch. Nie odsyłała ich jeszcze, jedynie uniosła dłoń by pogładzić ich płomienie, która tak wiernie jej służyły. Były nią samą, jej towarzyszami i opiekunami. Podążały za nią i przed nią, gdy pokonywała kolejne przeszkody by dotrzeć do na wpół zawalonej komnaty. W wietrze, deszczu i ogniu dostrzegła ciało kobiety leżące na podłodze. Jej ręka wyciągnięta była w stronę kołyski, w ostatniej próbie ochrony tego co było dla niej najcenniejsze, cenniejsze nawet niźli własne życie. Czymże była ta maleńka istota? Niczym wszak, zlepkiem ciała, kości i skóry, a jednak dla tej kobiety, wszystkim. Smoczyca chwilę jeszcze przyglądała się jej ciału próbując zrozumieć, jednak nigdy nie dane jej było doświadczyć miłości, która kierowała nieznajomą. Próbowała ją zrozumieć, wiedziała że potrafi, gdyby tylko poświęciła temu nieco czasu. Czasu jednak nie miała. Kolejny fragment sufitu zawalił się za jej plecami, wtłaczając do komnaty nową falę deszczu i mocniejszy podmuch wiatru. Ruszyła więc do miejsca, z które dobiegało kwilenie. Mała, czerwona twarzyczka. Piąstki mocno zaciśnięte w wyrazie buntu. Biała piżamka zdobna misternymi koronkami, których stworzenie musiało zająć liczne dnie i wieczory spędzone na oczekiwaniu na pojawienie się tej istoty na tym świecie.
- Witaj - wyszeptała wyciągając dłonie, by ująć w nie ten skarb ludzki. Ucichło, spojrzało na nią ze zdziwieniem. Nie była tą, na którą czekało. Pachniała dziwnie, nie tak jak powinna. Była jednak ciepła, otoczona blaskiem, który przyciągał wzrok. Rączka uniosła się by wyjść na spotkanie płomieniom, te jednak się cofnęły na polecenie Rubin. Nie chciała wszak skrzywdzić tego małego ludzkiego potomka. Nie po to zboczyła z obranej drogi, by zabić go swymi płomieniami. Pełen sprzeciwu płacz powitała z zadowoleniem. Dziecko było silne, przeżyje i żyć będzie długo przynosząc swemu ojcu wiele radości i równie wiele trosk.
Zabrała je na dół, niszcząc nowe zapory na swej drodze i otulając siebie oraz małą istotę, ogniem. Z pewnością nie był to widok, którego ktokolwiek z zebranych oczekiwał. Zignorowała jednak przerażone krzyki, skupiona na tym, który milczał i nie spuszczał z niej wzroku.
- Jest silne - rzekła, przekazując niemowlę w ręce ojca. Ten zaś objął je czule, jednak wciąż patrzył na nią, jakby czekając na kolejny cud. Cud, który miał nigdy nie nadejść.

Pozostawiła ich losowi. Nie pożegnała się, nie zapytała o imiona, o ich przyszłość. Odeszła tak jak przyszła, znikąd donikąd. Zapewne ktoś opowie tą historię zmieniając jej bieg po tysiąckroć aż nie pozostanie w niej nic więcej poza ziarnem prawdy, małym fragmentem tego co naprawdę miało miejsce. Tak ponoć powstawały legendy.



Do karczmy powróciła wraz z kolejnymi falami ulewy. Nie licząc owej krótkiej przerwy na ratowanie ludzkiego dziecka, pozostała część jej wyprawy przebiegła bez zakłóceń. Zbadała te przejścia, które były bardziej oddalone od traktu nie znajdując w nich niczego, co świadczyłoby o obecności człowieka. Te jednak, które znajdowały się bliżej głównego traktu, nie były tak dziewicze jak miała na to nadzieję. O mały włos nie została odkryta gdy obniżywszy lot natknęła się na duży obóz w miejscu, w którym planowała wylądować. Obóz ten nie należał do przypadkowych wojaków i nie był jedynym. Armia, która zebrała się pod Srebrnymi Górami była ogromna. Od wieków nie dane było zobaczyć takiej potęgi. Bez wątpienia był tu każdy zdolny do utrzymania miecz rycerz pochodzący zarówno z Darren jak i Laizar. Plotki zatem, których tak wiele powstało, miały w sobie owe ziarno prawdy, które tak lubi utkwić w ludzkich opowieściach. Była także księżniczka, co Rubin przywitała z pewnym rozczarowaniem. Liczyła na to, że młoda dziewczyna uciekła z kochankiem, to bowiem bardziej jej pasowało do opowieści bardów, które czasu swego królowały na zamkach i dworach. Niestety, ta opowieść była czysto politycznym występkiem, w którym romantyzmu było tyle, że nie starczyłoby na kufel piwa.

~ Pobudka ~ zawołała swego jeźdźca. ~ Czas byś zajął swe miejsce w legendach adeńskich, Garecie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 18-11-2015, 13:20   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet nie spał. Podobnie zresztą jak i większość ludzi w gospodzie. W jego akurat przypadku chodziło wcale o hałas, jaki robiły okiennice, ani o wiatr, który usiłował zerwać dach Zielonej Mili i ponieść go o kilka mil dalej, ani nawet o to, że cała gospoda trzęsła się, jakby olbrzym usiłował ją wyrwać z ziemi razem z fundamentami.
A swoją drogą... ciekawe, czy olbrzymy naprawdę kiedyś istniały. Z pewnością Rubin będzie wiedziała, pomyślał, po czym wrócił do obserwowania tego, co działo się za oknem.
A widowisko było fantastyczne. Rozszalały żywioł, który nadciągnął zza gór, rozświetlił szczyty feerią błyskawic, przegnał ciszę nocy uderzeniami piorunów, a potem runął w doliny, z furią atakując wszystko, co stanęło mu na drodze.
W przeciwieństwie do wielu innych ludzi najmłodszy z Granmontów nigdy nie bal się burzy. Bieganie po deszczu w czasie burzy dość szybko wybito mu z głowy, nauczono szacunku, ale mało co potrafiło go odciągnąć od obserwowania tego zjawiska. Oczywiście bardziej wolał, gdy podczas burzy deszcz nie lał mu się za kołnierz, pamiętał też, by nie chować się pod wysokimi drzewami, ale stanąć w drzwiach czy oknie i obserwować, jak gnane wiatrem chmury mkną po niebie, a błyski piorunów na parę uderzeń serca zamieniają noc w dzień - niewiele rzeczy mogło się z tym równać.
Poeta napisał kiedyś (oczywiście patrząc na wszystko z męskiego punku widzenia), że najpiękniejsze na świecie rzeczy to piękna kobieta w tańcu, koń pełnej krwi w galopie i okręt pod pełnymi żaglami. Mistrz Balzee znał się na rzeczy, ale do tej trójki Garet śmiało dodałby burzę. Oraz smoka - pod warunkiem, że się go nie ogląda od środka.


Głos Rubin (czy jak ktoś wkładał słowa do czyjejś głowy, to można było nazwać głosem?) oderwał Gareta od obserwowania rozgrywającego się za oknem spektaklu.

Adeńskie legendy? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, jak by to było stać się bohaterem pieśni i przedstawień. Pozytywnych pieśni, pieśni pełnych bohaterskich czynów, wielkich osiągnięć... mnóstwa trupów, uwalnianych dziewic...
- Nie śpię. Wejdź - powiedział, po czym zaczął ubierać kurtkę. - Dokąd się wybieramy w ciemną, burzliwą noc?
~ Wątpię by gospodarz był zadowolony gdybym teraz weszła ~ odparła mu wesoło, wstawiając łeb w okno, tak że nos dotykał szyby. ~ Jeżeli jednak nalegasz...
Garet pomachał ręką na znak zaprzeczenia. jeszcze tego by mu brakowało - smoka w oknie.
- Już schodzę - powiedział, zabierając wszystkie rzeczy, które mogły mu się przydać podczas wyprawy. Czyli cały swój dobytek.
Zszedł po schodach, a potem wyszedł na dwór, żegnany zdziwionymi spojrzeniami tych, co postanowili przy kielichach przeczekać burzę, oraz zgoła niepotrzebnym ostrzeżeniem karczmarza. Wszak każdy wiedział, że jest burza.

Nim spotkał się z Rubin przemókł niemal do suchej nitki. Okazało się, że burza oglądana z tej strony jest nieco mniej przyjemna, chociaż - nie da się ukryć - równie widowiskowa. A to, ze smoczyca uprzejmie nastawiła skrzydło, by go osłonić przed deszczem, nie na wiele się zdało.
- Dokąd się wybieramy? - spytał.
~ Ratować księżniczkę, gdzieżby indziej? ~ Zapytała ze śmiechem wyczuwalnym w głosie. ~ Czy to nie po to wyruszyliśmy? Musimy jednak ruszać teraz zanim obie armie ruszą na te tereny ~ dodała już nieco poważniej.
Po to wyruszyli, owszem. Ale chwilowo księżniczka zeszła na drugi plan.
- Obie? Czyli czyje? - spytał, zajmując miejsce na grzbiecie smoczycy. - I gdzie są teraz?
~ Darren i Laizar sądząc po barwach i języku ~ odparła wzbijając się w niebo gdy tylko Garet pewnie usadowił się w siodle. ~ W chaosie jaki powinien tam teraz panować powinniśmy móc dostać się do namiotu, w którym ją trzymają. Wątpię bowiem by długo zwlekali z przewiezieniem jej w głąb królestwa.
- Skumali się, sukinsyny - skrzywił się Garet. - O, przepraszam...
~ Nie jest to wszak pierwszy raz gdy sąsiadujące królestwa połączyły swe siły by zdobyć złoto i władzę. Aden zaś do biednych nie należy. ~ Rubin uznała, że nie będzie komentować słownictwa Gareta, która jej ani trochę nie przeszkadzało. Może gdyby była panienką z dobrego domu…
~ Król jednak powinien się o tym dowiedzieć jak najszybciej ~ dorzuciła po chwili.
- Więc od kogo zaczynamy? - Garet najwyraźniej zapomniał, iż od "więc" nie zaczyna się zdania. - W ciągu jednej nocy możemy nie zdążyć załatwić obu spraw. Rune leży dość daleko.
~ Najpierw księżniczka. To pozbawi przeciwnika karty przetargowej.
- No i nie wiadomo, czy król jest w stolicy - Garet dorzucił kolejny argument. - Przydadzą się nam odpowiednie mundury. Darreńczyków...
~ Garecie ~ Rubin wypowiedziała jego imię z nutką nagany w głosie, nieco tylko umniejszoną przez delikatny ślad rozbawienia, jaki także był w nim zawarty. ~ Wszystko w swoim czasie. Najpierw księżniczka. Mundur nie będzie ci potrzebny do tego. Następnie ruszymy w stronę stolicy. Jeżeli nawet króla nie zastaniemy to przynajmniej pozbędę się dodatkowego balastu w postaci tej panny.
- A jak chcesz ją odzyskać? Z fasonem i przytupem?
~ Czy ja cokolwiek robię w inny sposób? ~ Zapytała, tym razem śmiejąc się w głos, tak iż jej ryk dołączył do grzmotu i zlał się z nim w jedno.
- No, ze dwa razy ci się udało... Bez przytupu. Ale fason był zawsze.
~ W zamieszaniu nikt nie będzie myślał nad tym co dzieje się z księżniczką tylko na ratowaniu życia. Będziesz miał okazję odegrania roli bohatera tej przygody, a ja zjem śniadanie.
Wiecznie głodna, pomyślał Garet.
- Uprzedzisz ją, że przybywa dzielny rycerz, czy chcesz wszystkich zaskoczyć? - spytał na głos.
~ To może tylko dodatkowo ją wystraszyć. Lepiej by było gdyby na początku zobaczyła tylko owego rycerza, który ją poinformuje o pewnych nietypowych cechach swego białego rumaka. Gdyby usłyszała mój głos w swojej głowie… Z takimi delikatnymi panienkami lepiej nie ryzykować. ~ Smoczycy nie bardzo podobał się pomysł zagłębiania w myśli księżniczki. Jej jeździec, to mogła znieść i tego wymagała jej rola, ale byle panienka, która pewnie i tak by zemdlała przy pierwszej próbie… Nie, zdecydowanie ten pomysł nie przypadł jej do gustu.
- Z pewnością masz większe doświadczenia - stwierdził.
~ Niewiele ~ przyznała. ~ Wiem jednak że nie podoba mi się ten pomysł, zatem najwyraźniej musi on być złym. Może gdy już będziemy w przestworzach to sięgnę ku niej by ją uśpić, jednak przekonywać do niczego nie mam zamiaru. Ostrzeganie o zbliżaniu się także nie należy do moich zwyczajów. Wciąż nie wiemy czy przypadkiem nie poszła bez przymusu. To, że trzymają ją w namiocie, otoczoną rycerzami nie znaczy przecież że jest u nich w niewoli.
Zapewne to właśnie oznaczała pozycja dziewczyny, jednak Rubin zbytnio to nie interesowało. Księżniczka i jej ratowanie to była sprawa Gareta. Jej natomiast zależało na tym by jak najszybciej pozbyć się owego balastu z głowy i zająć armią. Taka ilość ludzi błądząca w pobliżu gór, przemykająca przejściami, kryjąca się w jaskiniach… O przypadek nie trudno, a przypadek miał to do siebie że niekiedy kierował przypadkową duszę do miejsc, w których nie powinna przebywać. Smoczyca była co prawda pewna zabezpieczeń, które trwały na miejscu przez wieki, jednak gwarancji pełnej nie miała, że komuś nie uda się ich ominąć i odkryć jeden ze skarbców. Wieść ruszyłaby w świat, a w chwilę później miałaby na głowie tysiące poszukiwaczy skarbów chcących położyć swoje brudne łapska na jej złocie i klejnotach. Znacznie lepsze się zdawało pozbycie owej armii dostępnymi i mniej kosztownymi środkami jakimi dysponował król Markus. Życie kilku setek rycerzy nie znaczyło dla niej nic w porównaniu ze stratami jakie mogła ponieść gdyby komuś się poszczęściło. Ich pojawienie się w szeregach wroga i zabranie księżniczki wprowadzi wystarczający popłoch i pośpiech, by nikomu nie chciało się spacerować korytarzami, które wszak do niej należały.

Wpierw jednak należało skupić się na bezpiecznym dostarczeniu Gareta na miejsce. Wiatr jak zwykle stanął do walki, tym razem zawiązując przymierze z deszczem i piorunami. Mrok panował niemal całkowity, od czasu do czasu przerywany upiornym błyskiem, którym błyskawice pozwalały na dostrzeżenie potęgi natury, której odważyli się stawić czoła. Gdy leciała sama, nie miała z nią problemu, teraz jednakże na jej grzbiecie siedziała krucha istota, która nijak stawić czoła nie mogła tej burzy. Jej fałszywy zwrot i stracić mogła swego jeźdźca, a do tego wszak dopuścić nie mogła. Nie teraz gdy czekała ich pełna przygód przyszłość. Rzec także należało, że zdążyła się przyzwyczaić do jego obecności i nawet go polubić pomimo, a może właśnie przez ową delikatność. Jakkolwiek by nie było, starała się omijać każdy z piorunów, które z nawiązką obdarowywały ziemię i mieszkańców królestwa.
~ Tylko mi nie spadnij ~ ostrzegła, tuż po wykonaniu ryzykownego zwrotu, w trakcie którego przez chwilę zmuszony był do zawiśnięcie głową w dół. Chwila ta trwała jedynie jedno, może dwa uderzenia serca, jednak nawet tyle wystarczyło by stały się one ostatnimi. ~ To już niedaleko, jesteśmy przed górami ~ dodała by dodać mu otuchy i skłonić do mocniejszego zaciśnięcia dłoni na uchwytach siodła.

Garet by odpowiedział, gdyby nie to, że wiatr i deszcz zmuszały go nie tylko do zamknięcia oczu, ale i ust. Cały lot przypominał nieco wizytę w jaskiniach Rubin i kąpiel w wodospadzie, z tym jednak, że tutaj ta przyjemność była spotęgowana przez wiatr i trwała dużo, dużo dłużej. Garet miał wrażenie, ze odrobił na zapas co najmniej miesiąc kąpieli, a jeśli prawdę głosiło stare powiedzenie "częste mycie skraca życie", to przebył właśnie ładny kawałek w stronę własnego grobu.
Przyklejony do smoczego grzbietu Garet szczerze jednak musiał przyznać, że czegoś takiego nie przeżył jeszcze nigdy w życiu. Równocześnie doszedł do wniosku, że na kolejną taką wyprawę będzie się musiał dużo lepiej przygotować. No i że razem z księżniczką trzeba będzie ukraść jakiś porządny płaszcz i linę. Tego by jeszcze brakowało, żeby w połowie drogi zgubili cenną zdobycz...
- Wspaniała jazda - krzyknął, usiłując się przebić głosem przez ryk wiatru, który wszystkie swe siły skupił na tym, by strącić z nieba bezczelnego smoka, który wtargnął do jego chmurnego królestwa.
Rubin nie odpowiedziała, miast tego wzbiła się wyżej by przelecieć nad wierzchołkami gór, a następnie zanurkowała ostro w dół ku upatrzonemu wcześniej miejscu, w którym jej towarzysz mógł się przygotować na spotkanie z księżniczką. Jaskinia była raczej niewielkich rozmiarów, ot co by pomieścić w sobie smoka i jego jeźdźca i uchronić ich przed strumieniami wody lejącymi się z nieba. Burza po tej stronie gór nie miała już tej siły co żywioł przez który się przedzierali. W oddali było nawet widać cienki skrawek czystego nieba pozwalający mieć nadzieję, że wkrótce i te resztki nawałnicy przejdą do historii.

Jaskinia, ze śladów sądząc, czasami odwiedzana przez myśliwych czy innych włóczęgów, miała mnóstwo zalet - nie padało, leżała na tyle wysoko w górach, by wojacy się tutaj nie szwendali, no i widać stąd było jak na dłoni obóz Darreńczyków, a przynajmniej najważniejszą jego część - kawałek, w którym znajdował się namiot z uwięzioną księżniczką. Jeśli, odpukać, Rubin nie miała racji i księżniczka nie uciekła do Zhanesa Trzeciego.
- Wykorzystasz konie, by narobić więcej zamieszania? - Garet wskazał na leżący poza obozem spłacheć trawy, gdzie pod okiem kilku koniuchów pasły się konie.
~ Braki w wierzchowcach z pewnością nieco ich spowolnią więc z przyjemnością upiekę kilka przy okazji. Dobrze by także było gdybyśmy nadlecieli z przeciwnej niż góry strony. Nie musimy wszak od razu zdradzać skąd pochodzimy, prawda?
Garet wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Historie o smokach dawno temu zostały włożone między bajki - powiedział. - Ciekawe co powiedzą, gdy staną oko w oko z legendą. Kiedy ruszamy?
~ Gdy tylko będziesz gotowy ~ odparła.
- W takim razie nie mamy na co czekać.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-11-2015, 23:56   #35
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Faktycznie, czekać nie było na co, tym bardziej, że oddalająca się burza pozbawiała ich osłony w postaci deszczu i chmur, a to wszak mogło okazać się być przydatne gdy będą uciekać. Rubin może i była osobą zadufaną w swej mocy, jednak posiadała i tą stronę, która uparcie przypominała, w jaki to sposób takie zadufane smoki miały zwyczaj opuszczać ten świat. Ona zaś nie miała zamiaru w najbliższym czasie do martwych rzeszy swych współbraci dołączyć. Kwestię księżniczki należało zatem rozstrzygnąć w możliwie krótkim czasie.

Wzbicie się w przestworza, na nowo wystawiło ich na działanie sił natury. Słabszych, jednak wciąż dających się we znaki. Smoczyca starała się osiągnąć możliwie jak najwyższy pułap, by uniknąć zostania spostrzeżoną przez stacjonujące w dole wojsko. Pozbawienie rycerzy ich wierzchowców wymagało odpowiednio szerokiego półokręgu zatoczonego wśród ołowianych chmur. Ich lepkie, przylegające do ciał i zbroi zwały, stanowiły wspaniałą, acz nieprzyjemną osłonę, która pozwoliła Rubin na oddalenie się od gór i zajęcie odpowiedniej pozycji, mającej zapewnić im ów cenny czas, w którym przeciwnik będzie żył w niewiedzy.

Zwierzęta wyczuły ją wcześniej niż pilnujący ich ludzie. Szalone rzucanie łbami, parskanie i usilne próby ucieczki całkiem zajęły uwagę strażników do owego wspaniałego momentu, w którym jej gardziel wypełnił się ogniem. Ogień ten następnie wypuszczony został na wolność, oświetlając przerażone twarze mężczyzn, który pojęli nagle, że ich czas na tym padole dobiegł końca. Ich krzyki były przyjemną dla niej melodią. Przyjemną acz skrytą, gdyż dzielenie się nią z Garetem nie wchodziło wszak w rachubę. Żal o to, że nie przyszedł on na świat jako członek jej rodu, wypełnił jej serce, sprawiając iż radość z niszczenia przygasła nieco, pozostawiając po sobie smak popiołów.

Po koniach czas przyszedł na tych, którzy mieli ich dosiadać. Zaalarmowani rycerze poczęli się zbierać, sięgać po miecze i włócznie, wciąż jednak jakby niepewnie, nie do końca wierząc w to, co ich własne oczy oglądały. Wszak smoki wieków parę temu wyginęły i żyły jedynie na ustach bardzich, co to niestworzone historie o nich rozpowiadali wszem i wobec. Jak niby mieli pogodzić taki obraz z tym, co zbliżało się do nich wśród kwiku umierających zwierząt i dymu, który wydzielały martwe ciała współbraci. To wszak nie godziło się nijak… Pogodzić jednak musiało bowiem bestia nie bacząc na to, że wedle praw wszelakich winna tkwić martwa w jakimś wąwozie, wylądowała oto na środku obozu, zabijając przy tym tych, którzy nie zdołali uciec z namiotów, w jakie wbiła swe łapy.

~ Księżniczka jest w namiocie ozdobionym flagą Darren, pospiesz się jednak. ~ Odczekawszy aż zejdzie z jej grzbietu, zadbała o to by uwaga wszystkich zwrócona była na nią. Nie można było rzec by była to pozytywna uwaga, jednak Rubin nie byłą wybredna. Nienawiść czy strach, pożądanie czy miłość, zachwyt czy odraza. Liczyła się sama uwaga, gdyż jej brak świadczył o tym iż znikało się z umysłów ludzkich, a nic tak zranić nie mogło jak zapomnienie. Przywołała więc swój ogień, jej siłę i ukochane dziecię. Zrodziło się ono tuż pod smoczym sercem, w tajnej komnacie gdzie żyje tylko moc, by wyrwać na świat wśród głośnych okrzyków i ryku. Ryku, który dołączył do nich. Oznaki siły i panowania, oznaki szaleństwa niemal, oto bowiem byłą ona jedna, a ich były setki. Czuła strach i czuła własne pragnienie by zabijać, by niszczyć, by nie pozostało po niej nic prócz popiołu. Oddała się swej pasji z rozkoszą jaką tylko członek jej rodu mógł doświadczyć. Paliła, rozszarpywała, pławiła się w krwi i ogniu niczym w najlepszych perfumach i najsłodszym miodzie. Była szczęśliwa i krzyczała ze szczęścia, a oni odpowiadali jej na ten krzyk swym własnym, przerażonym, witającym śmierć okrutną.
Szaleństwo to miało jednak swą cenę, którą zgodziła się zapłacić gdy tylko jej skrzydła złapały pierwszy podmuch wiatru opuszczając jaskinię. Cenę jej krwi, wytłaczanej przez ostrza halabard. Cenę niewielką, jednak z czasem będącą w stanie zwiększyć swą wagę odbierając jej to, co kochała.
Gdy kolejnemu ostrzu udało się wniknąć w niewielką szczelinę między jej zbroczonymi krwią łuskami, uznała iż zapłaciła już dość.
~ Garecie, nie możemy dłużej czekać, pospiesz się proszę ~ Jej myśli były łagodne, ograbione z owego czaru jaki mord miał w zwyczaju roztaczać. Głowa kolejnego śmiałka wylądowała w jej paszczy, która to zacisnęła się na niej, roztrzaskując kości i wpuszczając delikatny mózg wprost do jej przełyku. Wyborny smak rozpłynął się na języku, kusząc kolejnymi, które tylko czekały by po nie sięgnąć.

A Garet bynajmniej nie zwlekał.
W panującym zamieszaniu niezauważalnie przemknęłoby się pół tuzina gwardzistów, a co dopiero jeden skromny wojak, niezbyt się różniący od pozostałych, kłębiących się w obozie, o których umundurowaniu wiele by można powiedzieć prócz tego, że jest jednolite.
Osobista gwardia króla Zhanesa miała co prawda jednolite pancerze i płaszcze, jednak pozostali wojacy odziewali się zgodnie z barwami swych seniorów, inni przywdziewali barwy swego rodu, a byli i tacy, których strój nie pasował do nikogo.
W porównaniu z tymi ostatnimi Garet, choć przemoknięty, prezentował się całkiem nieźle. Na dodatek część dzielnych wojaków uznała, ze nie marzy im się bohaterska śmierć w paszczy smoka i wybrali mniej więcej ten sam kierunek wędrówki, co Garet - jak najdalej od smoka. I nie było nic dziwnego w tym, że niektórzy udali się mniej więcej w kierunku jednego z najważniejszych namiotów

Trudno było ocenić, czy to, że przed namiotem stale stała warta, należało przypisać posłuszeństwu, czy też faktowi, iż to stanowisko było znacznie bezpieczniejsze, niż szarżowanie na ziejąca ogniem bestię, rodem nie tyle z ballad, co z najgorszych koszmarów. A los tych, którzy stanęli na drodze smoka, skłaniał do zastanowienia, czy rzeczą rozsądną byłoby do odważnych, co chcieli nadziać skrzydlatego potwora na swe ostrze.
Wartownicy, i trudno było im się dziwić, nie zwracali uwagi na namiot. Cała czwórka, z mieczami w dłoniach, spoglądała na pole bitwy, sprawiając równocześnie wrażenie gotowych ponieść śmierć w obronie księżniczki. Jeńca? Zakładniczki? Uciekinierki? O tym Garet miał się za chwilę przekonać.

W wejściu namiotu stała starsza niewiasta, w najmniejszym nawet stopniu nie przypominająca księżniczki. Jej wygląd sugerował, iż jest to służąca, oddana księżniczce do dyspozycji. Lub też (co wnet przyszło Garetowi do głowy) strażniczka. Ta jednak niezbyt dokładnie sprawowała swą rolę, bowiem nie zwracała uwagi na to, co dzieje się w namiocie.
Z drugiej strony... trudno jej się było dziwić. Księżniczki - w przeciwieństwie do smoków - można było od czasu do czasu ujrzeć.

Płótno, stanowiące tylną ścianę namiotu, ustąpiło pod ostrzem miecza z cichym trzaskiem, który zaginął w panującym dokoła rozgardiaszu. Garet bez chwili namysłu wślizgnął się do środka.
W środku zaś czekała na niego panna. Czy była ona jeńcem czy przebywała w owym namiocie dobrowolnie, tego nie było widać gdyż stała do niego tyłem, z rękami złożonymi na piersiach więc nawet ewentualnych więzów dostrzec nie był w stanie. Dziewczyna całą uwagę poświęcała tej wąskiej szparze, jaka powstała przy rozchyleniu pół wejścia do namiotu. Widok jaki się przed nią rozpościerał nawet mężne serce mógłby doprowadzić do drżenia, więc i nie dziwota że dziewoja trzęsła się niczym osika.

Być może należało się przedstawić, wymienić uprzejmości, porozmawiać o pogodzie czy też zachwycić się urodą panny. Tego wymagały dobre obyczaje, a Garet - nie da się ukryć - miał w tej dziedzinie sporo doświadczenia.
Problem na tym polegał, że w zasadzie nie wypadało zaczepiać nieznajomej, dobrze urodzonej panny. Zaś drugi problem znajdował się po drugiej stronie namiotu i przyciągał zainteresowania paru tysięcy osób.
I chociaż z pewnością było to skandaliczne faux pas, Garet bezceremonialnie zatkał dziewczynie usta ręką, po czym szepnął jej do ucha:
- Księżniczko, wracamy do domu. Przysłał mnie król Marcus.
Zachodzić przerażone dziewczę od tyłu i przykładać jej dłoń do ust by przypadkiem nie krzyknęła było sposobem znanym i przez niektórych, bynajmniej nie świętych, stosowanym. Problemem, a może raczej zaletą, było jednak to, że co strachliwsze i delikatne, jak księżniczki miały w zwyczaju, lubiły przy okazji mdleć. Tak też i tym razem się stało.

Marzenie każdego bohatera - oto piękna księżniczka ląduje w ramionach. Zabrało tylko okrzyku "Mój bohaterze!"...

Garet zaklął pod nosem, w ostatniej chwili łapiąc księżniczkę, która - dzięki bogom - nie hołdowała zasadom "im mnie więcej, tym lepiej" oraz "ilość przechodzi w jakość". Chociaż zatem kształtom księżniczki nic nie można było zarzucić, to można było ją utrzymać, a nawet nieść, bez obawy o nadwyrężenie kręgosłupa.
Przytrzymując jedną ręką swoją "zdobycz" Garet zgarnął z łóżka koc, po czym owinąwszy weń księżniczkę opuścił namiot tą drogą, jaką tu przybył.
A pora już była najwyższa, bowiem Rubin była coraz bliżej przekonania się na własnej skórze o prawdziwości twierdzenia "siła złego na jednego".

Nawet nieco zbyt bliska, wedle jej własnych gustów. Kilka kolejnych ran, które dołączyły do tych wcześniejszych sprawiało, że zaczynała się męczyć, a to nie wróżyło zbyt dobrze całej misji ratunkowej i jej dalszym planom. Szczęściem, zapewne tylko dlatego, że uważnie śledziła od chwili tamtą część obozu, dostrzegła zamieszanie przy namiocie księżniczki, które sugerować mogło, że Garetowi się powiodło, lub też właśnie ginie.
~ Garecie? ~ wysłała zapytanie ku dobrze jej znanym myślą i z ulgą powitała tą możliwość. ~ Spróbuj przedostać się do spalonych koni ~ poinstruowała go zbierając w sobie kolejne pokłady mocy, by ze zdwojoną siłą raczyć przeciwnika ognistymi zionięciami.

Odpowiadać nie było jak. jakoś do tej pory Garet nie nauczył się porozumiewać w myślach ze swą towarzyszką przygód. Jedyne, co mógł zrobić, to posłuchać tejże rady.
Zresztą... i tak szli w tamtą stronę.
I może wszystko skończyłoby się pomyślnie, gdyby nie jakiś oficerek, który
który sobie wymyślił, iż warto by było skłonić co poniektórych do powrotu. A pech chciał, że jako obiekt dla realizacji swych zamierzeń wybrał właśnie Gareta.
- Hej, ty, dokąd? - Stanął w rozkroku, wypinając pierś z insygniami porucznika. Po szykownej pelerynie widać było, że jego właściciel nie odczuł na sobie trudów wycieczki. - Wracać do obozu!
- Ranny jest, oberwał smoczym oddechem - odparł Garet. Położył księżniczkę na ziemi, a sam wyprostował się, udając pełną szacunku postawę.
Miał cichą nadzieje, że oficer da się przekonać.
A nadzieja, cóż... Różnie o niej mówią. Na przykład że dzieci ma wiele i niekoniecznie o wszystkie dba. No a w tym momencie Fortuna, obdarzająca swych wybrańców mierzonym na łuty szczęściem, obróciła się do Gareta plecami.
- Ranny? - Oficer zrobił krok do przodu, by sprawdzić, na ile prawdziwe są słowa jego rozmówcy. Być może doszedł do słusznego zresztą wniosku, że lazaret znajduje się w innym kierunku.
Garet nie zamierzał czekać, aż Darreńczyk ogłosi wszem i wobec, jakiego to dokonał ciekawego odkrycia. Smocze Ostrze spełniło pokładane w nim nadzieje i, zgodnie z obietnicą Rubin, bez trudu pokonało opór stawiany przez chroniący oficera pancerz. Porucznik zwalił się na ziemię, a jego piękna do tej pory peleryna zyskała parę czerwonych plamek.
Nieliczni świadkowie (mający o powrocie na pole walki podobne zdanie, jak Garet) udali, że nic nie widzą, zaś Garet wytarł i schował miecz, po czym zabrał pelerynę. Poprzedniemu właścicielowi nie była potrzebna, a nad górami było zimno. Poza tym oficerska peleryna mogła dodać wiarygodności jego słowom. Nie mówiąc już o tym, że oficerów nikt nie zaczepia.
Konia, królestwo za konia, pomyślał.
Niestety, Rubin była bardzo skuteczna. Konie albo nie żyły, albo też znajdowały się dobrych kilka mil stąd i zapewne nie zamierzały się zbyt prędko zatrzymać.
- No, idziemy dalej. - Garet pochylił się nad księżniczką.
Ta jednak nie odpowiedziała. Niczym w bajce o Śpiącej Królewnie. Trzeba było wrócić do poprzedniej metody przemieszczania się.

Rubin co prawda odpowiedzi od Gareta nie dostała jednak w przeciwieństwie do niego znała sposób by wywiedzieć się gdzie też dokładnie jej jeździec się podziewa. Smoczy armor i miecz, jak sama nazwa wskazywała, wykonane zostały przez jej współbraci. Ich magia tkwiła głęboko w metalu i współgrała ze śpiewem kamieni, które zdobiły rękojeść miecza. Śpiew ten był kojącym balsamem dla duszy smoczycy i to w jego kierunku ruszyła, nadając swym krokom tempa, którego niejeden wierzchowiec by się nie powstydził. Nie chciała rozpościerać skrzydeł w obawie o ich dobrobyt, gdyż wojacy bynajmniej odpuścić jej nie zamierzali i posłali za nią chmarę strzał. Szczęściem pomimo tego, iż cel stanowiła doskonały, to jednak chmara owa większego zła nie zdołała wyrządzić. Nie znaczyło to jednak, że jej linia odwrotu nie została naznaczona licznymi, krwawymi śladami.
~ Będziesz musiał się pospieszyć ~ w myśl tą włożyła drobną cząstkę własnego strachu. Nie dało się bowiem ukryć, że odpokutować jej przyjdzie ową eskapadę.

Garetowi nie trzeba było tego mówić.
Nawet z miejsca, w którym się znajdował, widać było tłum żądnych krwi Darreńczyków, pędzących co sił w nogach za uciekającą Rubin. najwyraźniej w niektórych obudził się instynkt drapieżców - jak coś ucieka, to trzeba gonić...

Gdy smoczyca zatrzymała się tuż przy Garecie, ten nie tracił ani sekundy. Przerzucił księżniczkę niczym tobołek przez grzbiet smoczycy, po czym sam wspiął się na siodło. Nie zdążył nawet porządnie zapiąć pasów, gdy Rubin potężnym machnięciem skrzydeł oderwała się od ziemi. Szczęściem zdążył on na czas przytrzymać królewnę, która pod wpływem wstrząsu wywołanego startem poczęła zsuwać się z grzbietu smoczycy.
~ Będziemy musieli zatrzymać się gdzieś nim ruszymy do Rune ~ oświadczyła mu, starając się by ból ran nie przedarł się do owej myśli.
- Znasz okolicę, decyduj - odparł Garet, który starał się nie okazywać zmartwienia stanem, w jakim znajdowała się Rubin. Rany z pewnością musiały jej doskwierać.
~ Najlepszy byłby dom ~ odparła. ~ Tam jednak tej dziewczyny zabrać nie możemy. Zostaje jedna z jaskiń, które znane są adeńczykom, więc nie będzie ryzykiem pokazanie jej takiego miejsca.
- W takim razie lećmy tam. - Spojrzał w dół, gdzie Darreńczycy nie byli więksi od mrówek. - Okrężną drogą? Zresztą niedługo powinni nas stracić z oczu.
~ To bez znaczenia ~ oznajmiła, wbrew temu co myślała. ~ Oni nie stanowią już dla nas zagrożenia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 23-11-2015, 14:33   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jaskinia, na którą padł wybór Rubin, mogła być może nie siostrą, ale co najmniej kuzynką tej, w której zatrzymali się przed podjęciem próby odbicia księżniczki. Jej wielkość pozwalała Rubin na swobodne wlecenie do środka i łagodne lądowanie na twardym, skalnym podłożu. Ciszę miejsca zakłócał wartki, lodowaty strumień, który wodospadem opadał w przepaść znajdującą się na drugim jej końcu. Smoczyca opadła ciężko , na cztery łapy, oddychając szybko. Dwie z tkwiących w jej ciele halabard, poluzowały się wystarczająco w trakcie lotu by z metalicznym dźwiękiem opaść na podłoże. Rubin wzbudziła w sobie moc, po raz kolejny tego dnia, po to by przywołać ognistą kulę, rozjaśniającą skąpaną w mroku przestrzeń dzięki czemu w pełni dało się zobaczyć ilość krwi w jakiej była skąpana. Kolejne strumyki szkarłatu wypływały wraz z każdym oddechem jaki brała.
Garet, który błyskawicznie zsunął się z siodła na ziemię, położył księżniczkę pod ścianą, przykrył ją zdobyczną peleryną, po czym obrócił się w stronę Rubin.
- Jak mogę ci pomóc? - spytał. - Nie lepiej by ci było w ludzkiej postaci? Wiesz... łatwiej chyba można by opatrzyć rany.
~ Nic mi nie będzie ~ odparła, odwracając łeb w jego stronę. ~ To tylko zadrapania ~ dodała.
- Skoro tak mówisz... - W głosie Gareta mimo wszystko brzmiało pewne niedowierzanie. Rubin zdecydowanie nie wyglądała na ledwo zadrapaną. - Potrzebujesz czegoś?
Z braku bandaży pozostawało tylko jedno - zabrać księżniczce pelerynę. No i mieć nadzieję, że śpiąca panna się nie przeziębi.
- Mamy wodę, jakieś płótno... pokaż te rany. A potem sobie posiedzisz w spokoju, a ja przyniosę coś do zjedzenia.
~ Dobrze ~ odpowiedziała, odwracając łeb z zamiarem zajęcia się tymi ranami, które znajdowały się w dostępnych dla niej rejonach. Ruch ten jednak został przerwany przez nagły i głośny ryk jaki wydobył się z jej paszczy. Najwyraźniej jedna z ran musiała znajdować się na szyi i to ona spowodowała ów ryk, za którym powędrował kolejny, tym razem miast bólu, pełen wściekłości.
- Nie ruszaj się, zaraz to opatrzę - powiedział Garet, podchodząc do smoczycy z długim, wyciętym z darreńskiej peleryny pasmem materiału.
~ Przecież się nie ruszam ~ warknęła w jego stronę, szczerząc przy tym kły.
To nie było zbyt zachęcające... Groźba znalezienia się w smoczej paszczy była zdecydowanie bliska, mimo tego jednak Garet podszedł bliżej, by opatrzyć ranę. W końcu nie mógł pozwolić, by Rubin się wykrwawiła - i to z jego powodu. Między innymi. Trochę udziału w tym wszystkim miał też charakter smoczycy, ale tego by Garet na głos nie powiedział. Przynajmniej nie w jej obecności.
Szczęściem, Rubin najwyraźniej podjadła dość w trakcie walki by nie mieć ochoty na dodatkową przekąskę w postaci swego towarzysza. Rana zaś, która tak się jej we znaki wdała była głęboką pozostałością po halabardzie, która wniknęła w lżej chronione miejsce na wysokości karku smoczycy. Krwawiła przy tym obficie i najwyraźniej sprawiała jej duży ból.
Po chwili nieprzyjemnie się szczerząca Rubin dorobiła się mało gustownego szaliczka, który zatamował krwawienie. No, prawie zatamował.
~ To na nic ~ westchnęła Rubin, która cierpliwie znosiła owe zabiegi. ~ Marny z ciebie smoczy medyk, Garecie ~ udało się jej nawet zażartować, nim zgodnie z jego wcześniejszą sugestią, zmieniła postać na nieco łatwiejszą dla niego do opatrywania. Wtedy też oczom smoczego jeźdźca ukazał się ogrom ran, które przed jego wzrokiem łuski skrywały.
- Może lepiej usiądziesz? - zaproponował Garet, ponownie zabierając się za opatrywanie najpoważniejszych ran.
Woda i pocięty na kawałki płaszcz... nie było to remedium na wszystkie dolegliwości, ale z najgorszymi obrażeniami można było sobie poradzić.
- Wystarczy że odpocznę - poinformowała go Rubin, cierpliwie znosząc wszelkie zabiegi. - Już zaczynają się goić - dodała unosząc rękę by wskazać na ranę po strzale, która powoli, na jego oczach przestawała krwawić, aczkolwiek daleko temu było do pełni uleczenia.
- W takim razie postaram się o coś do zjedzenia - powiedział Garet.


Szczęście dopisało Garetowi, bo jak inaczej można by nazwać fakt, że o parę minut drogi od jaskini trafił na okazałą sarnę, która zaspokajała swe pragnienie w strumieniu, który wypływał z jaskini. Sarna na tyle nieostrożna, że dała się podejść i upolować.

Droga powrotna zajęła Garetowi więcej czasu. Sarna, nie da się ukryć, była dużo cięższa, niż księżniczka. Tu Garet wrócił myślą do księżniczki, która leżała w jaskini, przypominając nieco bajkową Śpiącą Królewnę. A sen ten, zdaniem smoczego jeźdźca, trał dziwnie długo, jak na zwykłe omdlenie.
Fakt, cieszył się, że Maria nie odzyskała świadomości i nie otworzyła ocząt, gdy byli nad górami, ale teraz, w zasadzie, mogłaby się już obudzić. Rubin nie była smokiem...
Jak się budziło księżniczki? Tak jak w bajkach?

Zwalił sarnę u stóp Rubin.
- To wszystko, co znalazłem - powiedział.
- W sam raz na przekąskę - odparła smoczyca, oceniając wprawnym okiem ową zdobycz. Siedziała nad strumieniem, chłodząc dłoń w wodzie i sprawiając wrażenie będącej w lepszym stanie niż ją zostawił. - Zostawię ci jednak trochę - dodała.
- Potrzebujesz więcej sił, niż ja - powiedział. - Ale jeśli zostawisz jakiś kawałek, to się poczęstuję. Wolisz na surowo, czy podpiec w ognisku?
- Już ci mówiłam że nic mi nie będzie - przypomniała. - Upieczona będzie chyba bezpieczniejsza. Dla twojego żołądka i jego zawartości - dodała ze śmiechem. Wątpiła by Garet spokojnie zniósł jej pożywianie się surową sarną w obecnej postaci.
- Nie da się ukryć, że za tatarem nigdy nie przepadałem - odpowiedział. - Masz dosyć sił na zabawę ogniem? Widziałem w pobliżu trochę drewna.
- Muszę sprawdzić, co z naszą panną - zmienił temat. - Coś długo się nie budzi...
- Garecie... - zaczęła, jednak przerwała na wspomnienie o królewnie. - Utrzymuję ją w tym stanie, nie obudzi się.
Garet przez moment się zastanawiał.
- Pewnie i lepiej - powiedział. - Im później się obudzi, tym mniej będzie z nią kłopotów. Nie wiedziałem - spojrzał z ukosa na Rubin - że potrafisz coś takiego.
- Jestem smokiem Garecie - jej głos był łagodny, jakby tłumaczyła małemu dziecku. - Moja moc pochodzi z tej krainy, z jej gór i rzek. Byliśmy tu pierwsi, zanim pojawił się twój rodzaj. Wpływanie na istoty żyjące na tych ziemiach to nasz przywilej i obowiązek. Nie wspominając o tym, że ludzki umysł jest wyjątkowo łatwym do kontrolowania i oszukiwania. Spójrz na mnie… Gdybym ci nie pokazała swej prawdziwej formy, wciąż brałbyś mnie za jedną ze swoich.
Mówiąc te słowa posmutniała nieco, uświadamiając sobie jak bardzo jej brakowało tego by być uznawaną za jedną z wielu.
- Nawet w tej postaci wyróżniałaś się z tłumu - stwierdził Garet. - A jeśli chodzi o smoki... Wszak wszystko, co o nich wiemy, to to, że były. Reszta to opowieści, ballady, bajdy ludzi, którzy smoka na oczy nie widzieli. Smok to wielka, latająca, zionąca ogniem bestia. To jedyne, do czego wszyscy się zgadzają.
- I dobrze - zgodziła się, a na jej usta powrócił uśmiech wywołany owym obrazem smoka, który Garet malował. - Dzięki temu wciąż żyję.
- Kiedy chcesz ruszyć do Rune? - zmieniła temat.
Garet przez moment zastanawiał się, jak połączyć wizję plującego ogniem smoka-pożeracza dziewic z uwolnieniem księżniczki, ale postanowił ten problem zostawić na później.
- To już będzie zależeć od ciebie. Najpierw jednak obiad.
Rubin nie miała nic przeciwko lekkiemu odnowieniu sił poprzez zaspokojenie potrzeb żołądka. Wszak każdy wiedział że syty smok to smok szczęśliwy.
- Wykroisz sobie kawałek? - zapytała, bowiem jakoś nie wyobrażała sobie by Garetowi mogła smakować sarna po smoczemu.
- Gdy tylko ją upieczesz. Na surowo... raczej w ostateczności - odparł.
- Twój wybór - odparła, nie będąc przekonana o tym, że jej towarzyszowi takowy przysmak smakować będzie. Ludzkie gusta były w tej kwestii dość specyficzne, różniące się znacznie od jej własnych. Wierne węże, słabsze nieco niż zwykle, jednak wciąż niosące z sobą moc ognia, który tkwił w smoczycy, ożyły na jej życzenie. Drobne ciało sarny nie było dla nich wyzwaniem, aczkolwiek Rubin musiała skupić swe siły by kontrolować siłę z jaką ogarniały upolowaną zwierzynę. Pomyśleć, że tyle trudu trzeba było włożyć gdy na surowo smak był o niebo lepszy. Nie zamierzała jednak przekonywać mężczyznę do skosztowania owego rarytasu.
- Mamy coś do popicia? - zapytała, przenosząc na chwilę wzrok z wężowego rusztu, na Gareta.
Garet sięgnął po bukłak, w dobrej połowie pełen wina, zakupionego w ostatniej karczmie.
- Częstuj się.
Podał Rubin trunek, po czym sięgnął po nóż, by odkroić dość spory kawał szynki.
- Chcesz suchary? Albo jabłko? - spytał.
- Nie jestem koniem - zwróciła mu uwagę ze śmiechem. - Sarna w zupełności wystarczy - dodała, wstając niech chwiejnie i odstępując od mężczyzny na wystarczającą odległość by go nie zranić przemianą. Nie zamierzała tracić czasu na powolne odkrajanie pasów mięsa czy bawienie się w obgryzanie nogi. Znacznie prostszym i szybszym sposobem było połknąć upieczoną zdobycz w całości, poświęcając chwilę jedynie by rozgryźć co większe kości i głowę.
Garet nie skomentował takiego sposobu ćwiartowania dziczyzny. Usiadł obok śpiącej księżniczki i zabrał się za jedzenie tylko odrobinę przypalonej sarniny. A że Rubin w smoczej postaci wolała wodę, przepił suchary i dziczyznę winem.
Rubin w międzyczasie zdołała w pełni pragnienie nasycić i ułożyć się wygodnie z łbem na łapach, tak by wzrok jej nie opuszczał mężczyzny ani śpiącej przy nim kobiety. Powieki ciążyły jej nieco jednak nie zamierzała pozwalać sobie na sen. Co prawda leczenie wtedy szybciej przebiegało, nie wiedziała jednak jak długo ów sen mógłby potrwać. Miejsce i czas zaś dobrymi nie były do takich atrakcji.
~ Zaplanowałeś już co powiesz szczęśliwemu tatusiowi? ~ zapytała, co by zająć czymś głowę.
- To będzie zależało od tego, w jaki sposób trafimy do Rune. Jeśli na grzbiecie smoka, to cóż... Opowiem o smoku, który chciał utrwalić swe imię w legendach. A jeśli nie... Wszyscy się dowiedzą o smoku, który zaatakował obóz Darreńczyków. W powstałym zamieszaniu udało mi się wykraść księżniczkę. W zasadzie to prawda.
~ Utrwalić imię ~ prychnęła, gdyż takie postawienie sprawy niezbyt się jej spodobało. ~ Ja zamierzam stworzyć nowe legendy, jednak nie o mnie mówiące, a o tobie. Smoczy jeździec… Takich wszak jeszcze nie było. ~ Wyraźnie ten właśnie pomysł z myśli jej nie schodził i sprawiał, że uśmiechała się wesoło, aczkolwiek w smoczym wydaniu uśmiech ten wyglądał dość niepokojąco. ~ Zamierzam dolecieć do Rune i wylądować na środku dziedzińca z tobą na moim grzbiecie i tym dzieckiem w twych ramionach.
- To będzie wspaniały widok. Ale nie wiem, jak sobie wyobrażasz legendy o smoczym jeźdźcu, w których zabraknie miejsca dla smoka.
~ Smok będzie tylko dodatkiem ~ odparła pewna swego. ~ Pięknym dodatkiem ~ dodała.
- Wspaniałym dodatkiem. - Garet skinął głową.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-11-2015, 20:30   #37
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Słowa Gareta mile połechtały próżność Rubin, której i tak nie trzeba było wiele, by popadła w samouwielbienie. Nic jednak poradzić nie mogła na to, że miał on rację. Brak obiektu porównawczego jakoś szczególnie nie umniejszył owego faktu.

Rany goiły się powoli. Rubin z pewną obawą co chwilę sprawdzała ich stan. Wedle jej obliczeń, większość z nich powinna już zniknąć, a jednak słońce poczęło zachodzić, a ona wciąż nie była gotowa do lotu. Owa niedogodność sprawiła, że smoczyca odsunęła się od swego towarzysza. Nie chciała go niepokoić, więc uparcie trwała z zamkniętymi oczami, pogrążona w swych niespokojnych myślach. Nie walczyła od tak dawna. Od dawna nie korzystała z magi leczącej na taką skalę. Czyżby jej smocza moc usypiała, zanikała jak jej ród? Nie chciała tego przyznać sama przed sobą, jednak szanse na to były. Była także zła na swoją głupotę. Mogła wszak wybrać inny sposób na wydobycie królewny z rąk porywaczy. Nic nie stało na przeszkodzie, by wylądować w pewnym oddaleniu i pod ludzką postacią towarzyszyć Garetowi. To jednak nijak nie pasowało do tego, kim była. Gryzło się z jej pragnieniem bycia widzianą, żywą, pełną mocy. I taką być zamierzała - postanowiła, buntując się na przyszłość, którą obawy malowały w jej myślach odcieniami szarości.

Szczęściem, a może też dzięki owemu postanowieniu, jej siły poczęły wracać, tak iż wraz z nastaniem nowego dnia była gotowa do drogi. Garet z wprawą ułożył śpiącą królewnę na siodle i sam zajął miejsce tuż za nią. Obwiązana liną dziewczyna nie prezentowała się szczególnie królewsko, jednak nie o jej wygląd, a bezpieczeństwo chodziło. Nie było też nikogo, kto mógłby jej ów brak godności wypomnieć. Ani bowiem Garet, ani tym bardziej Rubin, nie byli ową drobnostką zbytnio zainteresowani. Musieli wszak jak najszybciej dotrzeć do stolicy, by odstawiwszy uratowaną w troskliwe ręce matki i służek, powiadomić króla o kolejnym nieszczęściu, jakie na jego głowę spadło. Rubin miała nadzieję, że nie umniejszy ono znaczenia ich szalonego czynu i że pomimo ferworu przygotowań jej jeździec należną mu nagrodę otrzyma. Była nawet w stanie upewnić się co do tego, stosując każdy ze znanych jej środków. Biorąc pod uwagę, które z nich najbardziej jej odpowiadały, król rozsądniej by postąpił nie zwlekając zbytnio z wypełnieniem swej powinności. Były to jednak myśli wybiegające w przyszłość. Takie, co to pojawiać się mają zwyczaj przed podjęciem decyzji, która miała zmienić losy zarówno podejmującego, jak i osób mu towarzyszących.

Opuszczenie jaskini i uniesienie się w przestworza ozdobione zostało promieniami słońca, które rozbłysły na jej łuskach, sprawiając że te zalśniły niczym najczystsze złoto. Niebo było czyste, powietrze rześkie. Burza zabrała ze sobą zaduch upalnych dni oraz kilka istnień ludzkich. Pozostawiła zaś świeżość i zgliszcza. Rubin nie miała nic przeciwko takowym zamianom.
Szybowała, raz po raz tylko używając swych mięśni by przyspieszyć lot. Świat był zbyt piękny tego ranka, by spieszyć się zbytnio i pozwolić sobie na niedocenienie owych uroków. Szczęście rozpierało jej pierś, sprawiając iż miast podążać prostą linią, u której końca lśniło Rune, zbaczała to tu, to tam, obniżała swój lot, podziwiała wygląd w taflach jezior. Bawiła się ową podróżą ignorując okrzyki tych, którzy mieli okazje wypatrzeć ją na niebie lub dostrzec jak sunie, tuż nad wodą.

Garet, który z pewną niecierpliwością oczekiwał dotarcia do Rune, całkiem rozsądnie zdecydował się nie okazywać tego uczucia. Zdecydowanie nie chciał, by smoczyca wylądowała w mieście w złym humorze.
Poza tym musiał przyznać, że nawet gdyby Rubin leciała zygzakami i co chwila zatrzymywała się, by ujrzeć w wodnych taflach blask swej chwały, to i tak znaleźliby się w stolicy szybciej, niż mógłby to zrobić kurier, korzystający z królewskiej poczty.
Pozostawało mu tylko jedno - rozkoszować się lotem. W końcu nie miał pojęcia, kiedy ponownie spotka go taka przyjemność.

Lot zaś trwał i trwał dzień cały. Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi Rubin przyspieszyła. Potężne machnięcia skrzydeł sprawiały, że świat pod jej łapami zlewać się począł w wielokolorową smugę. To jednak i tak znaczenia nie miało, gdyż blask dnia ginął nieubłaganie bez względu na to ile sił włożyła w to by go wyprzedzić. Nie robiła tego jednak po to by podróż przyspieszyć. Radowała się pędem, który chłodem otulał rozpalone ciało i wyganiał zmęczenie, które na powrót poczęło ją ogarniać. Nie zatrzymała się jednak nawet na chwil parę by skorzystać z licznych okazji na uzupełnienie sił pod postacią owcy czy też dwóch. Królewna była pod jej władaniem przez czas zbyt długi by na dobre jej miał wyjść. Nie było także wiadome kiedy ostatnio miała coś w ustach, czy to z jadła czy napitku.

Słońce, wierny towarzysz ich podniebnej wędrówki, chyliło się już ku ziemi, zabarwiając swe promienie szkarłatem, gdy Rubin ujrzała pierwsze znaki wskazujące na to, że ich cel jest przed nimi. Białe wieże zamkowe lśniły w ostatnim blasku dnia, niczym klejnoty na palcach dłoni, którą była stolica. Jeszcze tylko jedno, dwa machnięcia skrzydeł i oczom podróżnych ukazało się miasto w pełnej krasie. Ignorując mury, które otaczały jego serce, wylewało się poza nie, tworząc kalejdoskop barw tym żywszych, im bliżej smoczyca i jej jeździec się znajdowali. Sam zamek, twór artystycznych talentów, górował nad stolicą, oznajmiając wszem i wobec potęgę tych, którzy z urodzenia prawo mieli do zasiadania na tronie. On to był ich celem i w jego kierunku skierowała się Rubin, gdy okrążywszy Rune dwa razy, zdecydowała które miejsce najlepiej się nadawało na świadka ich tryumfu. Wybór ten do trudnych nie należał. Czy mądrych? To miało się dopiero okazać.

Dziedziniec zamkowy, tam bowiem postanowiła postawić swe łapy, uległ wielu zmianom od czasów, gdy odwiedzała go ostatnim razem. Był także bardziej zatłoczony, co jednak mogło mieć całkiem sporo wspólnego z pojawieniem się skrzydlatego cienia, który uparcie zmierzać począł w kierunku ciekawskich. Ci zaś, na ich własne szczęście, poczęli uciekać w tej samej chwili, w której to ciekawość została zastąpiona strachem. Nie każdy jednak uciekał, wszak rycerze Aden znani byli z męstwa swego, przez co nie należało się dziwić, że na spotkanie niespodziewanego zagrożenia, wyciągnięto miecze, łuki i halabardy. Rubin z trudem powstrzymała ochotę, by powitać ich wedle ich powitania, pamiętać jednak musiała, dlaczego to znalazła się w owym miejscu. Miast więc obdarzyć owych dzielnych mężczyzn i kobiety próbą smoczego ognia, opuściła się łagodnie na środek dziedzińca. Ci, którzy zbyt blisko owego miejsca byli, winić musieli samych siebie za szkody, jakie od podmuchu wiatru, który ich powalił, doznali. Machnęła jeszcze raz skrzydłami, dla pewności i dla czasu jaki Garet mógł potrzebować by odwiązać pannę, po czym złożyła je po bokach, odsłaniając przed wzrokiem zebranych, skarb ich królestwa i bohatera, którego od chwili tej winni byli sławić.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 26-11-2015, 21:05   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet, nie da się ukryć, obawiał się nieco tego, jak zostaną powitani w Rune.
Gdyby przyjechał konno, wioząc w ramionach odzyskaną księżniczkę, to pewnie rozwinięto by przed nimi czerwony dywan. W tej chwili jednak Garet mógłby się założyć, że uwaga wszystkich skierowana będzie nie na uwolnioną księżniczkę, nie na bohatera, który ową księżniczkę przywiózł, a na smoka, co to nagle pojawił się nad miastem, na przekór wszystkim tezom, które głosiły, że smoki wymarły parę setek lat temu. Z powodów zresztą nikomu nie znanych, jako że ci, co się znawcami smoków mienili, nijak do zgody w tej materii dojść nie mogli, za łby się nawet podczas dysput biorąc.
A tu, ni stąd, ni zowąd, smok jak żywy. No i było na co się gapić... I do czego mierzyć. Wystarczyłby wszak jeden dureń, co by bełt w stronę Rubin wysłał, a przyjacielska wizyta zamieniłaby się w rzeź. Na szczęście do straży królewskiej durniów nie brali, a nikt inny nie miał prawa z kuszą po zamku królewskim biegać.

Przemowa, jaką sobie Garet w czasie drogi szykował, wyleciała mu z głowy, gdy o bliskim niebezpieczeństwie pomyślał.
- Tak gości witacie, co wam księżniczkę, z rąk Darrenu wydartą, odwożą? - wrzasnął na całe gardło, usiłując przekrzyczeń gwar, jaki się na dziedzińcu rozlegał. - Gdzie chleb i sól, którymi się wita gości, co w pokoju przychodzą? Co świat powie, gdy się o gościnności adenskiej dowiedzą?
Czy słowa te dały cokolwiek? Garet nieco w to wątpił, bowiem tłum ani myślał się uspokoić. Uniesione ostrza nieco opadły, ale gwar - nie. Dopiero po chwili z bramy, wiodącej z pałacu na dziedziniec, wybiegł przyodziany w strojne szaty człek, z laską oznaczającą jego stanowisko.
- Cisza! - krzyknął jeszcze głośniej, niż przed chwilą zrobił to Garet. Najwyraźniej lata wprawy robiły swoje. - Cisza! - Odbiło się echem od od ścian.
Dla poparcia swych słów walnął laską w jedną z płyt dziedzińca.
- Rozstąpić się! Zrobić miejsce!
Widocznie właściwy człowiek znalazł się na właściwym miejscu, bowiem halabardy poszły w ruch, tym razem nie grożąc smokowi, a skłaniając wszystkich gapiów do odsunięcia się na skraj dziedzińca.
- Księżniczka Maria! - marszałek skłonił się z uszanowaniem, acz zdecydowanie bez zbytniej czołobitności. - Zawiadomcie króla! - polecił.

Jeszcze podczas lotu, gdy Rune niezbyt już odległe było, Garet ściągnął z księżniczki koc, w który wcześniej ją zawinął. Nie wypadało wszak, by przywieźć pannę zawiniętą niczym baleron. Gdzie tu piękno, gdzie tu książęca godność? Nie mówiąc już o tym, że kogoś zawiniętego w płachtę z pewnością nikt by nie rozpoznał.
Teraz wystarczyło jedno cięcie noża, by lina, którą księżniczka była przywiązana do siodła, opadła. Garet rozpiął swoją uprząż i, z uwolnioną panną w ramionach, zsunął się na ziemię. Cud jakiś sprawił, że ustał na nogach, bowiem podczas lotu nogi mu ciut zdrętwiały, a jeszcze musiał pannę trzymać. Na szczęście obok stała Rubin, o którą oprzeć się można było plecami.

Marszałek zrobił parę kroków w stronę Gareta, po czym zatrzymał się i przeniósł wzrok z księżniczki na smoka. Widać było, że zastanawia się, co powiedzieć. Z pewnością miał na dworze do czynienia z wieloma gośćmi, ale takiej wizyty nie przewidywał żaden protokół dyplomatyczny.

- W imieniu króla Markusa witam was. - Marszałek skłonił się, nawet nieco bardziej, niż w podczas powitania księżniczki. - Ciebie, smoku, i ciebie, panie. - Kolejny ukłon był odrobinę płytszy.
Rubin uznała najwyraźniej iż był on nieco zbyt płytki jak na jej gusta, bowiem rozpostarła skrzydła i unosząc pysk do nieba, wydała z siebie potężny ryk. Szczęściem, nie został on okraszony odpowiednią dawką ognistego oddechu, jednak i taka możliwość istniała, sądząc po uśmiechu jaki smoczyca posłała w stronę Gareta.
~ Coś marne to powitanie, nie sądzisz? ~ zapytała przybliżając pysk do swego jeźdźca. ~ Należałoby je nieco... ogrzać.
- Tylko nie to... - mruknął w odpowiedzi Garet, który z trudem powstrzymał się z zasłonięciem uszu. Znaczna część widzów nie zdołała się powstrzymać. Niejeden również się cofnął o parę kroków.
Marszałek, sir Atan Lunn, najwyraźniej miał w sobie dobrą krew, bowiem nie ruszył się z miejsca. Nawet prawie się nie skrzywił.
- Pani Rubin - Garet spojrzał na smoczycę - przedstawiam ci sir Atana Lunna, marszałka dworu. Sir Atanie, oto pani Rubin.
Smoczyca przeniosła swe spojrzenie na marszałka i ledwie widocznie skinęła mu łbem, uznając jego pozycję, jednak wyraźnie dając do zrozumienia, że jest ona zbyt niska by zasłużył on na coś więcej. Jednocześnie uwolniła umysł królewny, by panna mogła z radością powitać swój dom. Względnie obrzucić wszystkich niechętnym spojrzeniem i dogłębnie znienawidzić Gareta za niechciany ratunek. To akurat niewiele Rubin obchodziło. W razie czego miała dobry sposób na nauczenie dziewczęcia odpowiedniego okazywania wdzięczności. Wątpiła jednak by ten spodobał się zarówno królewnie jak i Garetowi. Oraz całemu królestwu - doszła do wniosku szczerząc kły w uśmiechu.
Uśmiech ten zbladł nieco gdy usłyszała przeraźliwy krzyk królewskiej córki, która to poczęła się szarpać niczym ryba świeżo z wody wyciągnięta. Nie zamierzała jednak ingerować w zachowanie dziewczęcia, pozwalając Garetowi na odegranie swej roli, sama układając się na łapach i z uwagą przyglądając obrotowi sytuacji.
Panna zaś krzyczała w najlepsze, uparcie starając się wydostać z objęć swego wybawcy. Wśród jej słów, które to od czasu do czasu zastępowały krzyki, pojawiał się smok i ogień, a także krew i trupy. Niestety, obecność wybawiciela jakoś umykała księżniczce.
A wybawiciel przez moment jeszcze trzymał w ramionach niewdzięczną pannę, po czym postawił ją na ziemi, by wreszcie mogła stanąć na własnych nogach. Panna zaś, z okrzykiem "Smoki! Wszędzie smoki!", biegiem ruszyła w stronę wiodącej do pałacu bramy, mijając po drodze zaskoczonego marszałka, tudzież kilka osób, stojących między nią a ową bramą.
~ Coś strasznie się jej spieszy do domu ~ orzekła Rubin, śmiejąc się przy tym co niestety nie wyglądało zbyt przyjaźnie, szczególnie biorąc pod uwagę obłoki dymu wydobywające się przy tym z jej nozdrzy. ~ Chyba nie masz co liczyć na jej względy ~ dodała wzdychając teatralnie. ~ Podziękować jednak powinna ~ dodała, wstając i rozprostowując skrzydła. ~ Może powinnam jej o tym przypomnieć?
Nim jednak Garet zdążył cokolwiek powiedzieć, głos zabrał sir Atan.
- W imieniu króla Markusa i własnym proszę o wybaczenie zachowania księżniczki Marii. - Ukłonił się nisko. - Nie mam nic na jej usprawiedliwienie.
Bystre ucho bez problemów mogło wyczuć, że księżniczka Maria nie należy do ulubienic marszałka Atana.
Na szczęście do nagrody nie dołączono ręki tej dziewuchy, pomyślał Garet, żałując równocześnie, że nie potrafi w myślach odpowiedzieć smoczycy.
- Panie marszałku. - Garet podszedł do sir Atana. - Są ważniejsze sprawy, niż zachowanie księżniczki. Darren uszykował armię i czeka u podnóża Gór Srebrnych.
~ Raczej nie czeka już, a maszeruje ~ dorzuciła Rubin.
- Może już przekroczyli góry - Garet uzupełnił swą wypowiedź. - jest z nimi Laizar.
Smoczyca zaś potwierdziła, kiwając łbem. Miała nadzieję, że ta rozmowa szybko się skończy, Garet zostanie przedstawiony królowi i otrzyma swą nagrodę i zaszczyty i będą mogli ruszyć do walki. Polityka niezmiernie ją nudziła. Znacznie bardziej wolała działanie. Była także głodna, o czym nie omieszkała poinformować Gareta podsyłając mu obraz marszałka zajmującego miejsce sarny na wężowym ruszcie.
- Darren? I Lazair? Ilu? - Marszałek raczej uwierzył w przyniesione informacje i od razu przeszedł do konkretów.
~ Setki... tysiące prędzej ~ poinformowała Gareta Rubin. ~ Nie liczyłam...
- Około trzech tysięcy. Bez jednej setki, która ubyła po wizycie pani Rubin.
Marszałek z wyraźnym uznaniem skłonił się smoczycy.
Ta zaś odkłoniła się mu, z zadowoleniem przyjmując ów wyraz szacunku, który bardziej pasował do jej gustów niż wcześniejsze powitanie.
~ Zgłodniałam ~ powiadomiła swego jeźdźca. ~ Poszukam czegoś do zjedzenia. Nie wpadnij w jakieś tarapaty gdy mnie nie będzie ~ dodała.
- Postaram się - odpowiedział jej Garet, po czym zwrócił się do marszałka.
- Pani Rubin opuszcza nas na jakiś czas - wyjaśnił.
- Ty ją rozumiesz?! - Zdumiony głos marszałka uświadomił Garetowi, że jego wymiana poglądów z Rubin może być nieco dziwna.
- Pani Rubin uczyniła mi ten zaszczyt - powiedział.
~ Zaszczyt… to mi się podoba ~ posłała mu rozbawioną myśl, po czym silnym machnięciem skrzydeł, wzniosłą się nad dziedziniec, odprowadzana spojrzeniami gapiów. ~ Poproszę częściej ~ dorzuciła, śmiejąc się w głos co dla uszu ludzkich brzmiało jak krótkie, następujące jeden po drugim, ryki.
Marszałek podobnie jak inni przez moment spoglądał w niebo, po czym zwrócił się do Gareta.
- Możemy porozmawiać w środku? I król z pewnością już czeka na pana, panie...
- Granmont. Garet Granmont. Do usług.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-11-2015, 20:16   #39
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Głód nie był jedynym powodem dla którego Rubin postanowiła się oddalić. Nie chciała martwić Gareta, który zapewne prędzej czy później dostrzegłby jej zmęczenie. Zostawiła go zatem by oddał się przyjemnościom jakie zwykły towarzyszyć życiu bohatera. W zamku powinien być bezpieczny, a gdyby coś jednak się mu przytrafiło… Jej zemsta byłaby ostateczna. Na wszelki wypadek nie odleciała za daleko, korzystając z dobrobytu otaczającego stolicę. Owca, a po niej krowa, pożegnały się z życiem dla jej przyjemności. Właściciele nie wyglądali co prawda na zadowolonych, jednak nie interesowało jej ich zdanie na tyle, by poświęcać więcej niż jedną myśl ich osobom. Niewdzięcznośc ludzka wciąż ją zadziwiała. Wszak miast inwentarza mogła połakomić się na gospodarzy. Ktoś zdecydowanie powinien jej za to podziękować…

Noc w pełni władzę objęła nad królestwem gdy wreszcie zdecydowała się na powrót do zamku. Jej pojawienie się nad wieżami nie zostało zauważone aż do chwili gdy obniżyła swój lot. Głośny ryk jaki wydobył się z jej paszczy, obwieścił jej przybycie tym, którzy nie znajdowali się na dziedzińcu. To, że przy okazji obudziła zapewne tego i owego, jakoś jej nie ochodziło. Nie wylądowała jednak w tym samym miejscu co poprzednio. Przeleciała nad głowami zebranych tam ludzi, którzy pomimo późnej pory wciąż krzątali się załatwiając sprawunki swych panów. Ich strach ją rozbawił. Byli niczym mrówki krzątające się w mrowisku. Nieistotne dla niej, acz w większej liczbie i uzbrojeni, potrafili wyrządzić znaczące szkody. Szczęściem to akurat jej teraz nie broniło. Wzbudziło jednak wspomnienia, które uparcie wirowały w jej umyśle gdy lądowała na terenie zamkowych ogrodów. Zbliżająca się walka wzbudzała jej obawy. Nie wątpiła, że przemyślany atak oszczędzi jej ran, jednak wiedziała doskonale, że nie zawsze działała kierując się chłodnymi kalkulacjami. Nie była do tego stworzona. W jej sercu płonął ogień, nie lód.
~ Wróciłam ~ poinformowała swego towarzysza, odnajdując go myślami.



Garet w międzyczasie nie mógł oddawać się rozrywkom i przyjemnościom. Stał nad wielką mapą Aden i zdawał relację, równocześnie pokazując na mapie, gdzie miały miejsce poszczególne zdarzenia. Przy okazji nieco zniekształcając niektóre fakty, bowiem nie cała wiedza była wszystkim potrzebna. A jak wiadomo, dwie osoby do zachowania tajemnicy to za dużo. A gdy słuchaczy jest cała grupa, wiele z rozmowy może wyciec na zewnątrz.
- Tu obozowałem - Garet wskazał punkt, gdzie mniej więcej znajdowała się opuszczona leśniczówka - gdy na polance wylądowała pani Rubin.
- I nie zjadła cię? - z nieco dziwnym pytaniem wyrwał się jeden ze słuchających, po czym, przytłoczony ciężkim spojrzeniem króla Markusa, wymamrotał coś na kształt przeprosin.
- Najwyraźniej była najedzona. A może spodobało jej się to, że nie zacząłem uciekać. W każdym razie zechciała się do mnie odezwać. Oczywiście zna nasz język i rozumie wszystko, co się do niej mówi.
- I nie tylko do niej - wtrącił się marszałek. - Musiałem przeprosić za zachowanie księżniczki Marii.
Parę rzuconych z ukosa spojrzeń spoczęło na królu Markusie. Ten zachował kamienną twarz.
- Szukając śladów księżniczki sprawdziliśmy wszystkie znane przejścia przez góry, a potem przeprawiliśmy się na drugą stronę gór - relacjonował w znacznym skrócie Garet. - Tam znaleźliśmy obóz Darrenu i udało nam się dowiedzieć, że przetrzymują księżniczkę. Pani Rubin zaatakowała i zdziesiątkowała szeregi Darreńczyków, a w tym czasie udało mi się zabrać księżniczkę z namiotu, w którym była przetrzymywana. Wczoraj, przed południem - uzupełnił.
- Potem przerwaliśmy walkę, bowiem ważniejsza była księżniczka i przywiezienie wieści o inwazji Darrenu i Laizar, niż natychmiastowa walka z najeźdźcami. Pani Rubin przystała na takie rozwiązanie. - Garet przerwał na moment. Sięgnął po kawałek kiełbasy i wino, które dostarczyła jakaś uczynna dusza.

- Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, panie Garecie. - Król oderwał wzrok od mapy. - Nagroda cię nie minie. I za powiadomienie o napaści, i za odzyskanie księżniczki.
Wyraz twarzy paru osób świadczył, że gdyby córka królewskiej pary została odzyskana nieco później, to nic by się nie stało.
- Jego Królewska Mość Mość - powiedział marszałek - postanowił oddać w dziedziczne posiadanie jeden z królewskich majątków, Złoty Dąb, wraz z przynależnym do ziemi tytułem. Uroczyste nadanie niestety musi poczekać, aż uporamy się z Zhanesem.
- Czy... - Król Markus spojrzał na Gareta - twoja smoczyca zgodzi się nam pomóc?
W tym właśnie momencie rozległ się ryk, ogłaszający powrót smoczycy.
- Myślę, że gdyby Wasza Królewska Mość ją spytał i poprosił o pomoc, to nie odmówiłaby - odparł Garet, który wolał nie komentować określenia "twoja smoczyca".

Jego smoczyca zaś ułożyła się wygodnie, niszcząc coś, co zapewne było wynikiem długiej pracy i troski ogrodnika królewskiego. Ułożywszy łeb na łapach, ziewnęła szeroko i głośno. Ogonem otulając ciało przymierzyła się do pierwszego od długiego czasu snu. Wątpiła bowiem by armia adeńska wyruszyć miała następnego dnia. Wszak należało wieści rozesłać, przygotować prowiant i cały ten rozgardiasz ogarnąć. Dawała im w najlepszym wypadku dni parę, a to w sam raz powinno wystarczyć by w pełni siły odnowiła i zdążyła znudzić się nawet co nieco. No chyba że Gareta zaciągną do rozsyłania wieści. Wątpiła szczerze by jakikolwiek kurier był w stanie uczynić to szybciej. Takie zajęcie nie przeszkadzałoby jej wcale, była to bowiem okazja do rozgłoszenia owego sojuszu ludzko smoczego. Wpierw jednak chciała chociażby noc jedną poświęcić na odpoczynek.
Ten jednak nie był jej dany. Miast pozwolić jej na chwile błogiego lenistwa, z zamku do ogrodu wytoczyła się cała procesja oświetlona pochodniami. Zaryczała gniewnie na ów widok, kierując pysk w stronę Gareta.
~ Jestem zmęczona ~ oznajmiła mu z wyraźnym przekazem iż nie jest to najlepszy moment by przyprowadzać do niej cały ten tłum.
- Wasza Królewska Mość... może jednak pójdziemy w mniej licznym gronie? Pani Rubin jest zmęczona, a taki liczny tłum nie sprzyja poufnym rozmowom - zaproponował Garet.
Król wahał się jedynie przez moment.
- Atan, Laurent, idziecie ze mną. - Ten drugi z wezwanych był jednym ze znanych generałów. - Pozostali czekają. Cisza! - uciął podnoszące się protesty.

Gdy trójka gości, prowadzona przez Gareta, zbliżyła się do Rubin, ta uniosła się na ich powitanie, miażdżąc kilka kolejnych krzewów różanych. Rozłożyła skrzydła by blask dwóch niesionych przez zbliżającą się grupę pochodni, mógł zalśnić na jej łuskach. Przegapienie okazji by ukazać swe piękno, nawet w tak słabym świetle, jakoś nie było w jej stylu. Nawet zmęczenie nie mogło jej przed takowymi popisami powstrzymać.
~ Czegóż chce? ~ Zapytała, pochylając łeb i zbliżając go do Gareta oraz towarzyszących mu mężczyzn.
Garet po raz kolejny zaczął żałować, że myślowa łączność ze smoczycą jest jednostronna. Nim jednak zdążył przełożyć bezceremonialne pytanie na język dyplomacji, odezwał się sam król Markus.
- Witam cię, pani Rubin. - Skłonił się, jakby witał równego sobie monarchę. - W imieniu własnym i mojej małżonki dziękuję ci za uratowanie mej córki z rąk Darreńczyków.
Jego zachowanie zdecydowanie przypadło jej do gustu. Odpowiedziała pochyleniem głowy, znacznie niższym niż to, którym obdarzyła marszałka.
~ Przekaż mu, że wolę by jednak darowano sobie tą panią zanim stracę cierpliwość i przerobię jego córeczkę na smaczną przekąskę ~ zwróciła się do Gareta, bardziej jednak rozbawiona niż zła. ~ Więc czego chce? ~ Powtórzyła, ponownie zwracając pysk w stronę króla, przysuwając go dość blisko by nosem niemal dotknąć jego piersi.
- Rubin powiedziała, żeby nie mówić do niej 'pani' - przekazał Garet - i spytała, czy prócz podziękowań coś jeszcze sprowadza Waszą Królewska Mość.
Była to nieco bardziej dyplomatyczna wersja wypowiedzi smoczycy.
- Czy zechcesz razem z nami wyruszyć przeciwko Darrenowi i jego sojusznikowi? - Król, w dość bezpośredni sposób, przedstawił swoją prośbę. Najwyżej doszedł do wniosku, że zbytnie przeciąganie rozmów nie wpłynie zbyt dobrze na humor smoczycy.
~ Nie mogłeś mu powiedzieć, że się zgadzamy? ~ Prychnęła w odpowiedzi przez co króla i jego niewielką świtę spowiły obłoki dymu. Cała trójka zakaszlała. ~ Tylko dlatego tu przyszli? ~ Marudziła dalej w najlepsze, ignorując kaszel zebranych. ~ Będziemy musieli popracować nad sposobami wzajemnej komunikacji ~ dodała, kręcąc łbem z niezadowoloną miną, która objawiła się uniesieniem wargi i zmarszczeniem nosa. To, że przy okazji ukazały się jej kły, co bynajmniej przyjaźnie nie wyglądało, jakoś jej nie obeszło.
- Bez wątpienia - odparł Garet, po czym obrócił się w stronę króla i jego towarzyszy. - Zgadza się. Ale równocześnie mówi, że musi odpocząć. I prosi, by żadni gapie jej nie przeszkadzali w tym odpoczynku.
Laurent prychnął rozbawiony, słysząc te słowa. Przez twarz Atana przemknął cień niezdecydowania, zaś król się uśmiechnął.
- Nikt ci nie będzie przeszkadzać - zapewnił.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-11-2015, 20:20   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Co podać na śniadanie? - spytał marszałek, który doszedł do wniosku, że smoki zapewne również jadają śniadania. I że lepiej by było dopilnować, by ten akurat smok nie musiał szukać jedzenia na własną rękę.
Rubin udała że się zastanawia, zrzucając na Gareta obrazy kolejnych dworzan na srebrnych tacach z jabłkiem w ustach. Na zakończenie owej wyliczanki dotknęła pyskiem piersi tego, który wydawał się nazbyt rozluźniony w jej towarzystwie.
~ Jego ~ poinformowała Gareta, a następnie wydobyła z siebie serię rozbawionych ryków.
- Polubiła cię, generale Laurent - powiedział Garet, jednak słowa te nie znalazły odzwierciedlenia w zachowaniu generała, który cofnął się o krok. Całkiem jakby nie do końca wierzył Rubin.
To zaś rozbawiło ją dodatkowo. Przechyliła pysk, i zbliżyła się o ów krok, który generał zrobił by od niej się odsunąć.
~ W polewie i otoczonego plastrami szynki ~ mruczała rozmarzona, jednocześnie podsyłając Garetowi obraz, który odpowiadał owemu daniu. ~ Zapytaj króla czy mogę go dostać w takiej wersji. W końcu mi także się coś należy za ratowanie jego córki, prawda? ~ Zapytała drażniąc się dalej z Laurent’em. Jej uwaga jedynie na chwilę przeniesiona została na Markusa, aby sprawdzić reakcję władcy na jej zachowanie. Była ciekawa czy w obecnej sytuacji droższy jest mu ów generał czy przewaga na polu bitwy w jej postaci.
- Zrozumiałem. - Markus bynajmniej nie był tępy. - Rune zawsze dawało sobie radę ze swymi wrogami. - Dziękuję za ofertę współpracy, ale nie skorzystamy.
Pożegnał Rubin sztywnym skinieniem głowy, po czym obrócił się i ruszył w stronę czekającej przy wejściu do ogrodów świty, nie obdarzając Gareta nawet spojrzeniem.
Rubin nie była zadowolona. Mimo iż sama prosiła się o podobną reakcję to jednak nie odchodziło się od niej w ten swposób. Nie odrzucało jej łaskawej propozycji pomocy. Zdecydowanie zaś nie traktowało się jej jeźdźca w ten pozbawiony szacunku sposób.
~ Odsuń się Garecie ~ ostrzegła go, nie chcąc by przypadkiem stała się mu krzywda. ~ Pora by ten król nauczył się paru rzeczy o smokach ~ dodała, gniewnym machnięciem ogona niszcząc zdobną, marmurową altanę, która jakimś cudem zdołała się do tej pory uchować. Ogień wezbrał w jej piersi, skrzydła poruszyły wzbudzając wiatr.
- Przestań! - Garet nawet nie zamierzał ruszyć się z miejsca. - Sama tego chciałaś!
Gniewny ryk wydobył się z jej paszczy. Dlaczego nie mógł po prostu się odsunąć i pozwolić jej zrobić tego na co miała ochotę. Co zrobić powinna…
~ Obraził cię ~ zwróciła mu uwagę, przybliżając pysk do Gareta, spowijając go kłębami dymu. ~ Zignorował… Nie tak traktować się powinno smoczego jeźdźca. Jak możesz darować mu taką zniewagę? Jesteśmy ponad nim, ponad nimi wszystkimi. Dlaczego bierzesz jego stronę? ~ W ostatnim pytaniu brzmiał wyraźny wyrzut. Czuła że ją zdradzono, a uczucie to miłym nie było. Oddała tak wiele temu człowiekowi, a on stawał teraz po stronie tych, którzy miast podziwiać go i szanować, okazali wzgardę. Nie mogła tego pojąć.
- Zignorował? A ty co sobie zażyczyłaś? To było według ciebie dowcipne? Szacunek nie polega na tym, że się kogoś wszyscy boją. Teraz wszyscy myślą, że ludzkie życie jest mi obojętne, że mi wszystko jedno, czy zabijam wrogów, czy zaufanych ludzi króla. Za chwilę księżniczka pójdzie w zapomnienie, a pozostanie historia o smoku, co chciał na śniadanie zjeść generała. I to generała tego ludu, któremu miał pomóc.
~ To… ~ zaczęła, rozglądając się wokoło i przyglądając twarzom zebranych. Niezbyt szczęśliwym twarzom, należało dodać. ~ To była tylko zabawa… ~ dokończyła, uspokajając się nieco. ~ Nie złość się...
Garet, który już się zastanawiał, czy lepiej mu będzie ułożyć sobie życie w Harpen, czy też może korzystniej byłoby wyjechać do Zarry, westchnął ciężko.
- Nie jestem zły - powiedział, niemal nie mijając się z prawdą. - Tylko nie bardzo wiem, co teraz zrobić. Ani królowi, ani Laurentowi to nie wydało się zabawne. Jak mam im teraz powiedzieć, że to były tylko żarty?
~ Ja to zrobię ~ oznajmiła stanowczo i zanim do głosu dostał się rozsądek, przybrała ludzką postać.
- Królu Markusie - zawołała ruszając w ich stronę. - Generale...
Kobiecy głos, któremu towarzyszyły pełne zaskoczenia okrzyki mieszkańców zamku, sprawił, że Markus zatrzymał się, podobnie jak uczynili to jego towarzysze. I nie trzeba było być wybitnym obserwatorem, by na ich twarzach dostrzec ogromne zaskoczenie.
Po sekundzie Laurent i Atan wysunęli się przed króla, stając między nim a nadchodzącą kobietą, Markus jednak odsunął ich na bok. Wbił wzrok w niespodziewanego gościa.
Rubin zaś, wyjątkowo jak dla siebie, postanowiła przybrać skruszony wyraz twarzy. Również jej ukłon był nieco zbyt pochlebny, jednak… Czegóż to się nie robi by zadowolić swego jeźdźca…
- Mój towarzysz uświadomił mi właśnie niestosowność mojego postępowania - zaczęła, wskazując na Gareta. - Niestety nie nawykłam do obcowania z ludźmi i niekiedy moje zachowanie może wywołać pewne nieporozumienia - skłoniła lekko głowę przed Laurentem. - Nie chciałam urazić ani waszej wysokości, ani tym bardziej generała. Byłabym wdzięczna gdyby to nieporozumienie zostało zapomniane. Wszak nie warto poświęcać życia rycerzy z tak błahego powodu, a bez wątpienia moja obecność po waszej stronie oszczędzi ich wiele.
Nie były to przeprosiny jakie zapewne powinny paść z jej ust, jednak nie dało się, ot tak, zignorować swej natury.
W uszach Gareta owe przeprosiny zabrzmiały nieco dziwnie i, nie da się ukryć, nienaturalnie, ale trójka osób, do której te słowa były skierowane, z pewnością nie zwróciła na to uwagi. Możliwe, że zaskoczeni przemianą, jaka się dokonała niemal na ich oczach, nie wszystko nawet usłyszeli.
Pierwszy z zaskoczenia otrząsnął się Laurent. I to on się odezwał, chociaż z pewnością nie powinien był się wypowiadać, zanim głos zabierze monarcha.
Z drugiej strony, to w końcu generał był osobiście, można by rzec, zainteresowany sprawą.
- Żołnierz zawsze jest gotów oddać życie za swój kraj - powiedział - chociaż tylko głupcy robią to bez zastanowienia. I gdyby zaszła konieczność, zrobiłbym to bez wahania. Co prawda wolałbym zostać zapamiętany jako ten, co wiódł wojska do boju, ale w razie konieczności... - Oblicze Laurenta rozjaśnił cień uśmiechu. - To będzie dla mnie zaszczyt i przyjemność mieć ciebie za sojusznika.
- Cieszy mnie, że to było tylko nieporozumienie. - Markus był nie tylko królem, ale i dyplomatą. Ukrycie tego, co o całej sprawie myślał, przyszło mu z łatwością. - Zechcesz przyjąć gościnę pod naszym dachem, czy też wolisz pozostać w ogrodzie? Księżniczka Maria z przyjemnością podziękuje ci za pomoc.
Od strony marszałka dobiegło zduszone parsknięcie.
Rubin uznała, że zdecydowanie lubi generała, nie jest zbyt zadowolona z króla i że nie może się zdecydować co do marszałka. Nie miała ochoty godzić się na propozycję przyjmowania podziękowań od tej dziewczyny, co to okazała się wrzeszczącym bachorem, jednak… Szybkie spojrzenie na Gareta uświadomiło jej, że powinna jednak się poświęcić. Ot, co by przestał się boczyć…
- Przyjemność także po mojej stronie będzie - odparła Laurentowi, obdarzając go uroczym uśmiechem. - Z przyjemnością także przyjmę gościnę - dodała, zwracając się do króla. - Mam wrażenie, że ogrodnik waszej wysokości będzie zadowolony z takowego obrotu sprawy. Wolałabym jednak poczekać z usłyszeniem podziękowań księżniczki do jutra. Dziewczę przeżyło wiele w ciągu ostatnich dni. Powinna odpocząć tej nocy - dodała, kierując spojrzenie na marszałka. Ten człowiek… Miała nadzieję, że miał w sobie nieco więcej pozytywnych cech niż sama tylko niechęć do księżniczki.
- Z pewnością masz rację. - Marszałek skinął głową. - Pokoje gościnne będą gotowe za moment - zmienił temat.
- Wspaniale - ucieszyła się, szczęściem ograniczając swą radość do samego tylko uśmiechu.

* * *

- Kiedy planujecie wyruszyć? - zapytała generała chcąc się wywiedzieć ile czasu mieć będzie na odpoczynek. I kolejne, ewentualne wpadki.
Stali właśnie przed pokojami, przeznaczonymi dla gości. Król zdążył się już oddalić, chcąc nacieszyć się odzyskaną córką nim sprawy związane z wojną nie pozostawią mu wolnych chwil.
- Oddziały, które mamy pod ręką, wyruszą jutro przed południem. - Generał, co było widać, najchętniej ruszyłby do walki jeszcze nocą. - Po drodze dołączą wojska z okolicznych majątków. Gdy tylko przywieźliście nam wieści o wrogu, wysłaliśmy nieco konnych łuczników, żeby dezorganizowali marsz wroga.
- Z tym samym poleceniem w drogę ruszyli konni posłańcy i gołębie pocztowe - wtrącił marszałek. - Niestety tych ostatnich nie ma za dużo i, niestety, są zawodne.
- Nie sądzę, byście chcieli wlec się z oddziałami wolno poruszającego się rycerstwa. - Generał przeniósł wzrok z Rubin na Gareta i z powrotem.
Smoczyca zdecydowanie nie miała na to ochoty.
- Jeżeli mielibyście dla nas zajęcie, które by tego nie wymagało, byłabym wdzięczna. Nie nadaję się na wleczenie z maszerującą armią - oznajmiła, przeciągając się przy okazji. - Swoboda bardziej mi odpowiada. Moglibyśmy napsuć krwi przeciwnikowi nim dojdzie do pierwszego starcia, co ty na to Garecie?
- Z przyjemnością - zapewnił ją Garet. Przy okazji postanawiając uświadomić ją, jak ten gest wygląda w oczach ludzi. - Odwiedziny w środku nocy, w śpiącym obozie wroga. Pewnie by się im spodobał taki komitet powitalny. Jak sądzisz?
- Sądzę, ze to będzie przyjemna, nocna przekąska - oświadczyła zadowolona, że ponownie się zgadzają. - Jeżeli wyruszymy wcześnie to możemy ich także odciąć od przejść przez góry - dodała, gdyż to powinno w sposób znaczny wpłynąć na przebieg wojny.
- W takim razie przyjdź do mnie, gdy będziesz chciała wyruszyć - powiedział Garet.
- Jak sobie życzysz - odparła. - Obawiam się jednak, że wcześniej niż jutrzejszy ranek, lub prędzej - południe, to nie będzie jednak co na mnie liczyć.
Oświadczenie to zostało zakończone ziewnięciem, wyraźnie sugerującym iż należałoby ją zostawić wreszcie w spokoju zanim znowu wpadnie w niezbyt przyjazny ludziom humor.
Potrójne "dobrej nocy" i grzeczne ukłony dostojników dworskich pożegnały Rubin, gdy ta zamykała za sobą drzwi do swej sypialni.
Garet pożegnał się z marszałkiem i generałem Laurentem, po czym poszedł w ślady Rubin. Bohaterom również, od czasu do czasu, przydaje się sen.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172