Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2014, 23:31   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Za połowę królestwa


- Ciekawość cię zabije - mawiał ojciec gdy wracała do domu po długich dniach spędzonych na wędrówkach.
- Pomyśl o swych powinnościach - pouczała matka, a ona słuchała.
Tak przynajmniej rzecz się miała do kolejnej ucieczki, kolejnych dni spędzonych z dala od rodzinnego leża, kolejnych przygodach. Cóż mogła poradzić. Była wolnym duchem, taka się już urodziła. Lata które minęły zdawały się nie mieć wpływu na jej temperament. Podobnie jak przestrogi rodziców. Nawet po ich śmierci nie zaprzestała swych wypraw, stała się jednak nieco bardziej ostrożna. W końcu tylko ona jedna pozostała by chronić dziedzictwo swej rodziny. Z tego co wiedziała w Srebrnych Górach nie było już nikogo z jej rodu. Jednych zabito, inni odeszli zmęczeni wiekami. Świat się zmieniał. Królestwa powstawały i upadały, narody przybywały i odchodziły w zapomnienie. Magia trwała nadal jednak wiele jej sekretów zostało zapomnianych. Tylko tacy jak ona tkwili na straży, broniąc ich przed całkowitym zatraceniem w wirach czasu. Niewielu już jednak pozostało chętnych by wyruszyć w góry i stanąć twarzą twarz z niebezpieczeństwem. Nuda wpełzła w jaskinie, sunąc korytarzami i zalegając dna pełne skarbów. Gdzie ci rycerze, rzec by można, którzy od czasu do czasu umilali jej straż? Czyżby złoto przestało ich już wabić, czy też jej istnienie całkiem popadło w niepamięć? Myśli te do najweselszych nie należały, wywołując w niej na równi gniew co smutek. Czas był najwyższy by ponownie wyruszyć w świat, wbrew temu co przyrzekła. Zginąć tu lub tam, wybór był prosty na dodatek koniec wcale nie taki oczywisty.




Od lat wielu królestwo Aden cieszyło się dobrobytem i przychylnością bogów. Król Markus okazał się władcą mądrym i sprawiedliwym. Królowa Daria, wiernie stojąca u jego boku od lat czternastu, wspierała małżonka w jego decyzjach, od czasu do czasu sama wydając sądy. Przez lata swego małżeństwa dorobili się dwójki synów i jednej córki - oczka w głowie całego królestwa. Królewna Maria słynęła ze swej urody, mimo iż ledwie dziesięcioletnim podlotkiem była. Jej starsi bracia, bliźniacy Hans i Len, wyrośli na odważnych młodzieńców, z zapałem wprawiających się w sztuce walki, podejrzliwym wzrokiem śledzili każdego kto zbytnio do niej się zbliżył. Aden bowiem, spokojnie i bogate, stanowiło smakowity kąsek dla swych sąsiadów. Sztuka dyplomatyczna oraz armia gotowa w każdej chwili stanąć do obrony granic, póki co powstrzymywały ewentualne zakusy, jednak sytuacja ta nie mogła trwać wiecznie. Dwadzieścia lat pokoju to aż nadto i każdy o tym wiedział. Propozycje zarękowin wysłali już niemal wszyscy sąsiedzi, oferując w zamian pokój i bezpieczeństwo, póki jednakże decyzja nie została podjęta wszystko zdarzyć się mogło. Tak też i się stało nocy pewnej wiosennej.
Wieść o porwaniu królewny wnet obiegła wszystkie miasteczka i wsie Adeńskie. Heroldzi nie szczędząc wierzchowców ani głosów, rozwozili wieści i ogłaszali nagrody dla tych, którzy zgodziliby się wyruszyć na poszukiwania. Wielu takich było, czy to pospolitego pochodzenia czy szlacheckiej krwi. Król pogrążony w smutku przyjmował ich wszystkich, wypłacał nieco złota i odsyłał na poszukiwania uzbrojonych w to co udało się straży zamkowej dowiedzieć. Wiele tego nie było. Dziewczę spać poszło wcześnie, jak przystało na pannę w jej wieku, gdy jednak rankiem służąca otworzyła drzwi by ją zbudzić, królewny Marii w komnacie nie było. Przeszukano zamek, ogrody i miasto. Przeszukano pobliskie wsie i zagrody. Nic nie znaleziono. Jedyne ślady prowadziły do czwórki podejrzanie wyglądających nieznajomych, którzy twierdzili że pochodzą z Maren, sąsiedniego księstwa, jednak w niczym mareńczyków nie przypominali. Gdy pytano o ich wygląd jednogłośnie padała nazwa Darren, królestwa po drugiej stronie Srebrnych Gór się znajdującego. Wieść ta do dobrych nie należała, gdyż wiadomo było, że władca Darren od lat chrapkę miał na adeńskie ziemie, które nie dość że żyźniejsze, to jeszcze bogatsze były. Król Markus uparcie jednakże odmawiał wszelkich sojuszy, a i na zaczepki odpowiadać odmawiał. Na otwartą wojnę szansy nie było gdyż szala zwycięstwa zbytnio po stronie Markusa była. Widać jednak w końcu tamtejszy król zdecydował się wykonać ruch, który mógł takową wywołać. Bez dowodów jednak niewiele dało się uczynić stąd nabór śmiałków i oddanie losów królestwa w ich ręce zarządzono.





Rubin akurat ten moment wybrała by ponownie opuścić bezpieczne otchłanie Srebrnych Gór i w świat ruszyć. Wieść o porwaniu dotarła do niej w małym miasteczku, dwa dni drogi od stolicy się znajdującym. Niewiele obchodził ją los dziewczyny czy samego królestwa. Złoto również nie kusiło mimo iż tego kruszca nigdy dość jej rodowi nie było. Pociągała ją za to przygoda, a tej ciężko było się oprzeć. Nim jednak ku zamkowi ruszyła by informacji zasięgnąć uznała, że przyjemnie będzie nieco przymarudzić. W końcu to jej pierwszy raz był i to od lat wielu, a miasto miłym się wydawało, pełnym zapachów, kolorów i ludzi. Niczym dziecko, które po raz pierwszy ujrzało cyrkową trupę, przemierzała uliczki, alejki i zaułki, z zachwytem niemałym przyglądając się wszystkiemu od mysich dziur po wyroby złotników. Na koniec trafiła do karczmy Pod Złotym Smokiem zwanej, która wywołała wesoły uśmiech na jej twarzy. Tym bardziej, że coś co miało owym smokiem być nijak się do takowego nie umywało. Miejsce jednak było przytulne, dość czyste i zachęcająco pachnące. Tłumów nie było jako że była to pora dość wczesna jak na stałych bywalców. ot młodzik jakiś, dwóch starszych wojaków i dama jakowaś. Nie po raz pierwszy przyszło Rubin do głowy, że powinna nieco szaty swe zmienić. Najwyraźniej zwiewne szaty i długie, szerokie rękawy wyszły tu nieco z mody. Miast tego królował styl, który najlepiej można było określić mianem prosty lub nijaki. Przynajmniej tak rzecz się miała gdy porównać pastelowe kolory szat owej niewiasty do płomiennej czerwieni jej własnej sukni. Było to jednak coś czym zająć się mogła później. Wpierw należało nadrobić zaległości w jedzeniu, a te były znaczne. Zamówiwszy co tam kucharka była w stanie przygotować, usadowiła się przy stole który zajmował młodzieniec. Nie żeby miejsca brakowało, gdyż pustych stołów było kilka, ot nie miała ochoty sama spożywać posiłku, szczególnie po tak długim czasie spędzonym z dala od ludzi.
- Witaj - rzuciła na powitanie jakby nigdy nic i jakby znali się od dawna.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-06-2014, 12:20   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szczęk mieczy ustał, gdy na środek treningowej sali wkroczył szpakowaty, lekko kulejący mężczyzna.
- Jak trzymasz ten miecz, łamago?
Garet z pewnym trudem powstrzymał się przed wzruszeniem ramionami. Jagon, człek, który z rozkazu lorda Imry'ego zajmował się szkoleniem synów wspomnianego milorda, skąpił pochwał, jakby z własnej kieszeni musiał za nie płacić. Garet, najmłodszy z czwórki synów, dobrego słowa nie usłyszał od dobrych czterech lat, czyli od chwili, gdy po raz pierwszy chwycił do ręki treningowy wówczas oręż.
- To miecz, a nie kij od miotły! No i nie polujesz na komary! To jest walka. Masz go zabić, a nie odpędzać muchy sprzed jego nosa. Jasne?!
Garet nie odpowiedział. Jagon nie oczekiwał odpowiedzi. Ba, nie da się ukryć, że udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi - twierdzącej lub przeczącej - spowodowałoby wybuch wściekłości nauczyciela fechtunku.
- Dalej! - wrzasnął Jagon, cofając się pod ścianę.
- Panie! - młody paź stanął w wejściu do sali.
- Czego? - warknął Jago.
- Lord Imre prosi panicza Gareta do gabinetu - powiedział paź. - Natychmiast.



Lord Imre, pan na zamku Ith, obrzucił swego potomka nic nie mówiącym spojrzeniem.
- Wyrosłeś - powiedział po przedłużającej się ciszy. - Siadaj. - Wskazał krzesło - wiekowe i toporne jak wszystko w zamku.
Jak z pod ziemi pojawił się służący, a na stole znalazły się dwa kielichy.
- Pojedziesz do Rune, do wuja Torossa. - Lord Imre upił łyk wina i gestem zaprosił Gareta do pójścia w jego ślady. - Nie - uprzedził ewentualne pytanie syna - nie chodzi o ślub z jego córką, Ingą. Przynajmniej nie o twój z nią ślub.
Garet opanował westchnienie pełne ulgi. Do znanych zalet kuzynki Ingi należał znaczny majątek, który jedynaczka miała odziedziczyć po swych rodzicach, natomiast wady... Nawet blask złota nie był w stanie ich przyćmić i tylko desperat powziąłby decyzję o małżeństwie. Chociaż, jak głosiły plotki, i tacy się znajdowali.
- Wyjedziesz jutro, skoro świt - kontynuował Imre. - Nolon przygotuje ci wszystkie rzeczy. Dostaniesz pismo, ale i tak musisz wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.




Nie okazując przepełniającej go radości Garet opuścił gabinet ojca.
A radość nie była bezpodstawna.
Ith był zamkiem starym, ponurym, pełnym przeciągów... i zdecydowanie nieciekawym.
Do niedawna, podobno, kręciło się po nim kilka duchów. Sir Herbert, na ten przykład, którego żona otruła. Albo lady Lilias, zamurowana żywcem wraz z kochankiem, wędrownym bardem. Angus Krwawy, baron zresztą, co to połowy rodziny się pozbył, bo mu przepowiednia głosiła, że go spadkobierca zabije.
No i Tabitha. Rodzinna czarodziejka, wiedźmą przez niekórych zwana, od czasu gdy na jednego z sąsiadów, sir Williama, urok rzuciła, że rzeczony William w łożu niemoc odczuwał. Że ponoć mu się należało, a żona Williama odetchnęła z ulgą, to już całkiem inna sprawa.
I nawet Tabitha zniknęła, czas jakiś temu. Ponoć widział ją jeszcze dziad Gareta. I jedna ze służek podobno ją widziała, z daleka, tej jednak opowieści nikt nie uwierzył.
Okolice też były nad podziw spokojne.
W odległych o pięćdziesiąt mil Smoczych Górach smoka nie spotkano od ponad stu lat. Złoty pierścień łatwiej było znaleźć na środku traktu, niż choćby marną wywernę.
Świat na psy schodzi, powiadali niektórzy, gdy po długim włóczeniu się po górach nawet wilczego ogona nie zoczyli. Które to zdanie i Garet podzielał, mając nadzieję, że w szerokim świecie na jakieś przygody trafi.
Ale nudny, czy nie nudny, wypadało się pożegnać z zamkiem i okolicą.

Do zachodu słońca pozostało jeszcze trochę czasu. Paręnaście kroków i jego wysoka sylwetka skryła się wśród drzew rozciągających się na północ od zamku.
Początkowo nie zastanawiał się, dokąd niosą go nogi. Zatopiony w myślach uważał jedynie, by nie zboczyć ze ścieżki i nie rozbić głowy o jakiś nisko zwisający konar. Po jakimś czasie zorientował się, że dotarł w okolice, w których od dawna nie był... W zasadzie nie był w tych stronach od... Od dobrych trzech lat...
Mostek na Złotym Potokiem. Znane, acz niezbyt często odwiedzane miejsce, które młodzi przedstawiciele rodu pokazywali wybrankom swego serca... Lub niewiastom, w stosunku do których mieli pewne plany... Niekoniecznie matrymonialne.
Mostek ten miał w dziejach rodu jeszcze jedno - dużo większe znaczenie. Podobno właśnie w tym miejscu, prawie 550 lat temu, 18-letni Arjon ujrzał po raz pierwszy trzynastoletnią wówczas Tabithę... Rodzinne podania głoszą, że dziewczyna siedziała w trawie, wśród kwiatów, na jej dłoni przykucnął malutki czyżyk, a u jej stóp spoczywał ogromny, czarny wilk...
Obraz przedstawiający tę właśnie scenę Garet oglądał nie raz. Wiszący w galerii portret namalował (parę wieków później) ponoć sam Thomas Gainsborough. I chyba coś z magii Tabithy zaplątało się między farby malarza, bowiem dziewczyna na obrazie otoczona była nimbem tajemniczości i magii... Jej szare oczy spoglądały na czyżyka, którego główkę gładziła drugą dłonią. Bose stopy dotykały grubego futra wilka....
Podania głoszą również, że co jakiś czas Arjon i Tabitha odwiedzają to miejsce, by usiąść, jak kiedyś, na poręczy mostu i, trzymając się za ręce, w milczeniu patrzeć sobie w oczy.
- No i gdzie teraz jesteś, prababciu? - powiedział cicho Garet (opuszczając po drodze kilka "pra"). Przez moment wpatrywał się w bystry nurt wody.
- Do zobaczenia, lady Tabitho - powiedział.
Ruszył do domu.
Nie liczył na to, że spotka tu Tabithę. A nawet gdyby, to nie chciałby przeszkadzać nikomu w spotkaniu. Będąc na miejscu Tabithy nie byłby zadowolony z obecności intruza. Krewny, nie krewny... A on sam wolałby nie zostać potraktowany jak sir William. Albo jeszcze gorzej, bo kto wie, co Tabitha zdołała wymyślić przez ostatnie 500 lat...
Idąc powoli ścieżką opuścił polanę i wszedł między drzewa. W tym momencie wydało mu się, że za plecami usłyszał cichy śmiech. Obejrzał się, ale w nadciągającym mroku nikogo nie zobaczył.

***

Powiadano, że Aden jest królestwem bezpiecznym. Na tyle bezpiecznym, że dziewica przyodziana jeno w długie włosy przeszłaby z jednego końca krainy na drugi, nie tracąc wianka ni złota w sakiewce (gdyby ją miała, jako dodatek do nagości).
I może coś w tym było, bowiem Garet wędrował przez kilka dni, nie napotykając żadnych przeszkód i tracąc pieniądze jedynie w przydrożnych karczmach.
Ale był wolny i swobodny.
Jechał, jak szybko chciał. Jadł co chciał. Kładł się spać i wstawał kiedy chciał.
Nawet jeśli to nie była przygoda, to swoboda - z pewnością.




Bogatą nagrodę, o której mówił herold, tłum powtarzający nowinę natychmiast przerobił na rękę księżniczki i pół królestwa na dodatek.
Garet pokręcił głową. Nie do wiary, co ludzie wymyślali. Całkiem jakby nie było dwóch starszych chłopaków. Na dodatek prawo zabraniało dzielenia majątku. Z tego też powodu młodsi synowie, tacy jak on, musieli sobie szukać bogatych dziedziczek.
Ale już wolałby być na łaskawym chlebie u brata, niż brać za żonę taką na przykład Ingę.
- Gdzie tu można coś zjeść? - zwrócił się do stojącego obok mieszczanina.
Ten obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem, zdziwiony zapewne, że ktoś w takiej ważnej dla królestwa chwili myśli o jedzeniu, ale po chwili raczył odpowiedzieć.
- Pod Złotym Smokiem - powiedział. - Panie - dodał.

Gospoda była niemal pusta.
Czekając na realizację zamówienia zastanawiał się nad konsekwencjami płynącymi z porwania księżniczki Marii. Kto? Czego zażąda? Czy król Markus spełni żądania?
Pojawienie się nieproszonego acz ładnego współbiesiadnika oderwało go od rozważań.
- Witaj - odpowiedział, gestem zapraszając dziewczynę do zajęcia miejsca.
Coś w niej było.. dziwnego.
Wyglądała jakby zabłąkała się tutaj z balu maskowego. Taką samą suknię, a raczej bardzo podobną, widział w galerii, na portrecie babki.
Ale naciągaczką raczej nie była. Za bransoletę, jaką nosiła na prawej ręce, można by kupić pół wioski.
- Polecam pieczoną kaczkę z jabłkami - powiedział.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-06-2014, 22:51   #3
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pieczona kaczka z jabłkiem brzmiała ciekawie i nawet była pewna, że coś takiego zamówiła. Wszak powiedziała karczmarzowi że chce po trochu wszystkiego co ten ma do zaoferowania. Uczta zapowiadała się całkiem miło, na towarzystwo również narzekać nie miała co, a przynajmniej w tej chwili niczego złego w nim nie znajdywała.
- Zwą mnie Rubin, ciebie zaś…? - zapytała mierząc młodziana zaciekawionym spojrzeniem. Uwaga jej szybko jednak przeniosła się na wnętrze karczmy i jej gości, szczególnie owa dama nie dawała dziewczynie spokoju. Nie rozumiała jak mając tyle kolorów do wyboru można było nosić się tak zwyczajnie. Delikatny błękit, biel, trochę złota. Złoto zrozumieć potrafiła, jednak cóż było złego w nieco żywszych kolorach? O ile pamięć jej nie myliła to ostatnim razem gdy zawitała do tej krainy, kobiety nieco śmielsze były i jakby większą wolnością się cieszyły. Nie zauważyła bowiem by męskie stroje w jakikolwiek sposób zblakły, a wręcz przeciwnie, zdawać się mogło że niektórzy uparcie z pawiami o pierwszeństwo walczyć zamierzają. Czyż nie powinno być odwrotnie? Głupota, ot co.
Chociaż o jej aktualnym towarzyszu tego powiedzieć nie można było. Może dlatego, że po rycersku się nosił.
- Garet - odpowiedział, nie uznając za stosowne dzielić się nazwiskiem. I nie przeszkadzając dziewczynie w zaznajamianiu się z otoczeniem. Co z kolei nie przeszkadzało jemu w niezbyt nachalnej obserwacji dziewczyny.
Uczesanie również do mody dzisiejszej nie pasowało, chociaż on akurat nic przeciwko takiej fryzurze nic nie miał.
- Ładnie - pochwaliła, powracając spojrzeniem do swego towarzysza od posiłku. - Widzę, że wiele się tu pozmieniało, odkąd ostatnio bytowałam w owej krainie. Czy teraz wszystkie niewiasty tak nijako wyglądają czy też tylko te z wyższych rodów? - zapytała wprost, zapewne niezbyt zgodnie z etykietą, ta jednak nigdy jej mocną stroną nie była. Zbyt duże przerwy miała w swych podróżach by za każdym razem kłopotać się w nadrabianiu zaległości w tej dziedzinie. Wszak to zmieniało się niemal tak szybko jak moda, przynajmniej w jej mniemaniu tak było.
Dziewczyna nie wyglądała na starszą od niego. Żarty się jej najwyraźniej trzymały. Na modzie się Garet zbytnio nie wyznawał, sióstr nie mając ani (od kilku lat) matki, ale wizyt parę złożył, pań i panien kilka w gości do zamku przyjechało. Od lat paru panie tak się odziewały. Królowa Daria modę taką wprowadziła, tak słyszał. A Rubin lat mieć mogła... szesnaście? Siedemnaście góra. Niemowlęciem inną modę mogła oglądać.
- A dawno temu tu bywałaś? - spytał, miast odpowiedzi udzielić. - W Aden, znaczy?
Pytanie to, jak doskonale wiedziała, do bezpiecznych nie należało. Bo cóż miała odpowiedzieć? E... było to z setkę zim temu? Raczej nie przyjąłby takiej odpowiedzi zbyt dobrze, w najgorszym razie potraktował poważnie. Oczywiście pomyśleć o tym powinna nim usta otworzyła, ale widać roztropność miała dopiero nadejść.
- Lat parę będzie - odparła wymijająco, gdyż nawet pewna nie była kiedy ostatnio odwiedziła to królestwo. Jakoś nie sądziła by liczyć się tu miały wizyty na łąkach po coś do przekąszenia. Jak nic powinna naprędce jakąś historię wymyślić i przy najbliższej okazji nabyć odzienie, które mniej się w oczy rzucało.
Dzieckiem w kolebce, pomyślał kpiąco Garet.
- Młoda być musiałaś - powiedział na pozór śmiertelnie poważnym tonem. - Ale nie przejmuj się - twoja suknia podoba mi się zdecydowanie bardziej. Może powinnaś się pokusić o wprowadzenie nowej mody? Twojej?
Niektóre panie sięgną do kufrów i wyciągną kreacje po babciach. I zrobi się kolorowo. Ale to, co miała na sobie Rubin, nie wyglądało, jakby spędziło w szafie ponad pół wieku. Chyba że magią zabezpieczono owe szafy. W Ith też kilka takich było. Jedna w kuchni stała. Dzieło, ponoć, pradziadka Lionela, który magią się parał. Coś tam w genach w rodzinie pozostało, chociaż nikt się nigdy nie chwalił tym, co czynić potrafił, pozostawiając owe umiejętności na czarną godzinę.
Imre, obecny lord Airn, pan na zamku Ith, też dzięki magii z opałów się wydostał i życie ocalił. Ale to nie była opowieść nadająca się dla uszu nieznajomej.
- Wątpię bym tak długo tu pozostała by modę nową wprowadzać. Lepiej to zostawić mieszkankom, w końcu może któraś się zbuntuje.

Rubin na tworzeniu nowej mody nie zależało. Jak rzekła, wątpiła by jej pobyt w Aden miał się w jakikolwiek sposób przedłużyć dostatecznie by taki pomysł w życie wprowadzić. Zwykle udawało się jej pozostać poza domem z dwa tygodnie nim popełniła swój pierwszy błąd i musiała zniknąć. Nie zamierzała marnować owych dni gdyż nie było wiadomo kiedy znowu okazja ku nim się nadarzy. W końcu miała swoje obowiązki, poważne i ciężkie do odrzucenia.
Myśli owe przysłoniły jej twarz welonem powagi i smutku. Ciężko bowiem było być samym gdy dusza rwała się do towarzystwa. Na szczęście karczmarz miał dobre wyczucie i ów właśnie moment wybrał by posłać jedzenie do stołu. Było tego niemało. Gulasz, kaczka pieczona, szynka, ciasta jakoweś, wino, chleb i kiełbasa. Owoce też i jarzyny zarówno gotowane jak i te z pieca wyciągnięte. Porcje były znaczne, nawet dla dorosłego mężczyzny z połowa tego to by było za dużo.


Rubin jednak była w siódmym niebie, bynajmniej mnogością jadła nie zrażona, jak to inne niewiasty miały ponoć w zwyczaju. Z zapałem zabrała się za konsumpcję, porzucając na jej czas jakiekolwiek rozmowy czy nawet sporadyczne wymiany spojrzeń. Cała jej uwaga na tym co na talerzach zdawała się skupiać.

Przez dłuższą chwilę trwała cisza, bowiem Garet nie chciał rozmową o niczym przerywać dziewczynie, która pałaszowała przyniesione przez karczmarza jadło jakby przez ostatnie dwa miesiące żywiła się tylko powietrzem.
Rubin sięgnęła po kolejny talerz, a Garet zaczął się zastanawiać, czy tę dziewczynę taniej ubierać, czy żywić. I gdzie, na miłość boską, to wszystko się mieści.
- Mam nadzieję, że nasza kuchnia odpowiada panience. - Karczmarz, który przyszedł po jeden z pustych już talerzy, skłonił się dziewczynie.
Pamiętając by najpierw przełknąć co w ustach miała, a dopiero później głos zabrać, skinęła głową mężczyźnie wyrażając w ten sposób uznanie dla sztuki kucharskiej tego, kto owe potrawy przygotował.
- Oczywiście, proszę przekazać moje wyrazy szacunku dla kucharki - dodała po chwili, odkładając przy tym widelec na puściuteńki talerz.
- Bardzo się cieszę. - Karczmarz ponownie się skłonił. - I, oczywiście, przekażę podziękowania. Goście zwykle chwalą nasze potrawy, ale panienka najwyraźniej zamiejscowa, więc i inne gusta mieć by mogła.
- Tu zgodzić się muszę gdyż tam skąd pochodzę nieco inne jadło się jada, jednak to co twa karczma oferuje przyćmiewa mą rodzinną kuchnię w sposób niemożliwy do opisania.
- Nie było w tym twierdzeniu krzty kłamstwa gdyż nijak porównać się nie dało surowiutkie mięso młodej owcy to owych rarytasów. Nie żeby narzekała oczywiście, ot różnica wychowania i tradycji się kłaniała. Wątpiła także by jej zamówienie na mięso ludzkie zbyt dobrze się przyjęło. Chociaż z chęcią by spróbowała takowego rarytasu, dobrze przyprawionego i potraktowanego jak ta kaczka.
I przez moment Rubin zaczęła się zastanawiać, czy nie warto by zaopiekować się taką kucharką... Stać ją by było. A gdyby kucharka niechęć okazała, zawsze by można innych argumentów użyć. Pomysł ten jednak szybko z głowy wyrzuciła.
Odczekawszy aż gospodarz i służki zabiorą puste naczynia ze stołu i zostawią jeno wino w karafce i dwa kielichy do tego, ponownie uwagę swą zwróciła na Gareta.
- Cóż zatem porabiasz w tym ślicznym miasteczku? Czyżbyś do stolicy zmierzał jak te gromady dzielnych co to na pół królestwa liczą? - W jej głosie słychać było lekką kpinę, nie skierowaną jednak w stronę rozmówcy, a tych nieszczęśników sławą zwabionych. Jak nic ich szkielety wkrótce ozdobią doliny górskie i kotlinę będącą jedynym przejściem do Darren. Oczywiście jedynym znanym ludziom, gdyż góry wiele sekretów skrywały, miedzy nimi zaś inne przejścia do owego królestwa.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-06-2014, 22:54   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Pół królestwa to bajka jeno - z uśmiechem odpowiedział Garet. - Chociaż łaska królewska na tego by spłynęła, co by królewnę rodzicom przywrócił. Stąd i wielu takich, co jedne tylko gacie mają, próby zaczną podejmować. Bogactwo na takiego spadnie, do końca życia pracować nie będzie musiał, jeśli rozsądnie ze złotem zdobytym postąpi. A gdy kto dobrze urodzony, to pewnie i ziemie jakieś, jak i zameczek pewnie przypadnie.
- Ale i tacy się znajdą - mówił dalej - którym nie o łaskę czy złoto chodzi. Dobrze się działo w Aden przez te lata. Pokój, dobrobyt. To wszystko skończyć się może, więc i paru takich, co o Aden dbają, próby podejmie. Wątpię jednak, czy udane. I siłą by to trzeba zrobić, i sposobem. Może gdyby magowie spróbowali... ale i w Darren są tacy, którzy magią się parają.
- Przygoda to by była, owszem. - Garet ponownie się uśmiechnął. - Samemu jednak nie warto takiego hazardu podejmować.
- Drużynę wszak zebrać można - zasugerowała z entuzjazmem. Co prawda ona do żadnej z wymienionych przez Gareta grup nie należała, jednak przygodzie tak łatwo odpuścić nie zamierzała. Szczególnie że o niczym lepszym póki co nie słyszała. Nawet lochów żadnych nie było z potworami w nich się kryjącymi. Jedna tylko księżniczka dla całej krainy. Zdecydowanie źle się działo, nawet jeżeli tylko ona tego zdanie była. Chaos w królestwie znacznie lepiej na jej humory działał.
- Iiii tam - odparł Garet z krzywym nieco uśmiechem. - To kompanów trzeba mieć zaufanych, co by człowieka w biedzie nie zostawili. A gdy się z obcym idzie, to i gwarancji nie ma, że się na jakiego oczajduszę nie trafi.
Rację miał i nawet była skłonna mu ją przyznać. Oczywiście mogła odpuścić i dać mu żyć po dawnemu, wykonywać te same czynności co rano czy też zginąć tego wieczoru. Cokolwiek los miał dla niego przygotowane bez jej przy tym udziału. Jednak pomysł, który wpadł jej do głowy chwile ledwie wcześniej, nie chciał dać spokoju. W końcu po to tu przybyła, a co to niby miała być za przygoda sam na sam ze sobą? W końcu ileż można…
- Jeden kompan by starczył przecie, po cóż całej hałastry szukać? - odparła, niby przy tym przypadkiem chwytając za kosmyk włosów i zalotnie się uśmiechając. Oczywiście o ile przy takim zachowaniu o przypadku mogła być mowa. - Wszak mieczem umieć władać musisz. Nie wyglądasz też na takiego, co to by poderżnął gardło przy pierwszej nadarzającej się sytuacji. Początek w sam raz, teraz tylko do króla ponoć udać się trzeba nim na poszukiwania się ruszy...
- Do króla ruszać nie trzeba, po zgodę, chociaż potem z pewnością truwerzy śpiewać będą, jak to o błogosławieństwo i zezwolenie śmiałek się zgłosił. Czasu też mnóstwo by się straciło, zanim by się do stolicy dotarło i dotarło przed króla oblicze. Ale tego kompana nie ma - odparł.
Spojrzała na niego nieco zdziwiona. Była niemal pewna że jasno się wyraziła, widać jednak trzeba tu prościej zdania formować.
- Wszak o sobie mówiłam - wskazała przy tym dla pewności na siebie, by jakowej pomyłki nie zaszło.
- Wybacz, ale o towarzysza, co by w boju stanął, chodzi w tym przypadku, a nie kogoś, kto by noce chłodne umilił - powiedział Garet. - Nie wyglądasz na zbrojnego męża, a samym wdziękiem niewiele zdziałasz. Prędzej w tarapaty byś wpadła, a nawet wrogowi bym nie życzył, by w lupanarze Darreńczyków skończył.
W Rubin na te słowa krew się zagotowała o co zresztą trudno nie było. Ona mu ochronę proponuje, bezpieczne przejście przez góry, być może nawet nieco złota na drobne wydatki, a ten jej od niewiast lekkiego obyczaju… Dla dumnej przedstawicielki prastarego rodu obelga ta ciężka była do przełknięcia. Czyżby aż tak swobodne jej zachowanie było by takie podejrzenie wysnuć? A na wojaka nie wyglądała to i nawet gotowa była się zgodzić. Czy jednak sam widok miecza od razu świadczył o zaprawieniu w boju? Toż ona takie rycerzyny na jeden kęs miała!
Opanowanie złości zabrało nieco czasu, szczęściem jednak nie zakończyło się wielkimi zniszczeniami, a jedynie lekkim nadpaleniem brzegu stołu na którym swe dłonie zacisnęła. Karczmarz zdecydowanie wdzięczny być powinien i pod niebiosa jej opanowanie wychwalać.
- To że na pierwszy rzut oka nie widać zalet człowieka nie znaczy, że takowych nie posiada. Wszak nie miecz czyni rycerza, a jego umiejętności w nim posługiwaniu. Czyżby cię tego nie uczono, Garecie? - odparła rozgniewana. - Nie sądź póki nie przekonasz się o przydatności mojej. Oferuję ci pomoc, rozsądek winien podpowiedzieć by takową przyjąć. Czy jeżeli szaty swe zmienię, włosy obetnę i zbroję przywdzieję to na lepszego kompana wyjdę?
- Nie o zbroję tu chodzi, chociaż pewnie w drodze lepsza by była, niż ta suknia - odparł Garet - ani o włosy, których obcinać szkoda. Jak mam narażać niewiastę na utratę życia lub czci? Lub jednego i drugiego? - W kolejności dowolnej, dodał w myślach. - Nawet taką niewiastę, co w złości potrafi stół podpalić?
- Jeszcze tak całkiem zła nie jestem, przez co tylko o stół tu chodzi - zagroziła, jednak wyraźnie nieco zaczęła się uspokajać. Nawet nieco głupio się jej zrobiło za ten wybuch cały, któremu wszak ów młodzian niewinny. - Nie chcesz to nie, sama wszak dać sobie rady też powinnam. Szkoda tylko bo nie po to rodzinne strony opuszczałam, by samotnie przygody przeżywać. - Co rzekłszy z nadąsana miną osunęła się na oparcie krzesła i spojrzeniem zranionego szczeniaka go potraktowała. Zawiodła się na nim solidnie. Zwykle instynkt jej nie zawodził i wiedziała na komu polegać mogła, a kto ją do wiatru gotów wystawić, a tu patrzcie, takie kwiatki. Ten dzień jakoś przestał się jej podobać mimo iż dopiero jego połowa minęła. Jak tak dalej pójdzie, jak nic katastrofą się to zakończy. Może mimo wszystko powinna do któregoś z adeńskich sąsiadów zawitać? Może tam szczęście jej większe dopisze…?
- A cóż jeszcze potrafisz, skoro takie liczne talenty posiadasz? - spytał Garet, któremu wizja podróży z rudowłosą wiedźmą o gwałtownym charakterze zaczęła równo bawić jak i przerażać. Jeśli nie było to coś gorszego, niż szalona magiczka.
Jakie talenty posiada… Gdyby tak na szczerość się jej zebrało to po pierwszych słowach zapewne by go stąd wywiało. Ewentualnie siedziałby z rozdziawioną paszczą i niedowierzająco kręcił głową. Chociaż może i nie? Może by uznał że z wariatką ma do czynienia… Jako że prawdy całej rzec nie mogła przeto ograniczyła się do tego co uznała za stosowne w obecnej sytuacji.
- Param się magią, jak zapewne zdążyłeś zauważyć. Talent ten póki co jest jedynym o którym otwarcie mówić powinnam, jednak wiec że może i kpić przyszła ci ochota jednak zaręczam, że bezpieczniejszym nigdy byś być nie mógł niż w moim towarzystwie. Na dodatek góry znam doskonale z każdą w nich kryjówką i przejściem jakie dla człowieka możliwym jest do pokonania. Samo to przewagą jest znaczną w owym królewny ratowaniu. Sama także zadbać o siebie potrafię więc ciężarem ci nie będę. Ot, od dawna z nikim nie miałam kontaktu i kolejna podróż w pojedynkę niezbyt zabawną się wydaje.
Skąd cię bogowie wyciągnęli, moja panno? - pomyślał Garet. W wieży uwięziona tkwiłaś lat setkę, magią chroniona? I czemu akurat na mojej głowie wylądowałaś, obrażalska złośnico? Za jakie grzechy? Akurat ostatnimi czasy nic na sumieniu nie miał.
- Konno jeździsz? - spytał. - Bo do gór daleko. Dni kilka, a na piechotę jeszcze więcej.
Konie… Tu pojawiał się pewien problem o którym jakoś wcześniej nie pomyślała. Ludzi zwodzić było łatwo, zwierzęta jednak instynkt lepszy miały i niektóre, w tym konie, niezbyt przychylnie na nią reagowały.
- Tu może być pewien problem.. - odparła z ociąganiem. - Zwierzęta niezbyt mnie lubią, szczególnie zaś konie. Może gdyby bardzo dobrze ułożony był i w boju zaprawiony…
I jeszcze konie jej nie lubią. I inne zwierzęta, pomyślał zaskoczony Garet.
- Miasteczko wielkie nie jest - powiedział - ale z pewnością znajdzie się jakaś stadnina w okolicy. Gdy będzie okazja do zrobienia interesu, to każdy właściciel się zgodzi.
Było to rozsądne podejście do sprawy i znak pewny, że do świadomości Gareta docierać zaczęło, że od tejże chwili w jej towarzystwie podróżować będzie. Rubin wreszcie mogła odetchnąć nieco, odpuścić złości i innym uczuciom, które humor mogły jej popsuć. Uśmiech też jej twarz rozjaśnił, zacierając wcześniejsze nadąsanie.
- Zatem postanowione - niemal zaklaskała w dłonie, jednak najwyraźniej godność ją na koniec od tego powstrzymała gdyż opuściła je ponownie na blat stołu. - Kiedy wyruszyć zamierzasz?
- Im szybciej, tym lepiej - odpowiedział jej nie do końca dobrowolny partner podróży. - Posłańca muszę znaleźć, no a ty strój musisz zmienić. Potem konia poszukamy.
Rubin jak najbardziej taki układ pasował. Pomachała wesoło do karczmarza po czym, gdy tenże się już pojawił, wręczyła mu złotą monetę. Nie była co prawda świeżo wybita jednak kruszec wartość nadal miał znaczną zatem problemu nie było. Może nieco zdziwienia na twarzy mężczyzny, ale tym aż tak bardzo przejmować się nie zamierzała szczególnie że wkrótce jej w owym mieście nie będzie.
- Zatem spotkajmy się na targu za dwie klepsydry od tej chwili - zaproponowała, podnosząc się przy tym z krzesła i rozkosznie przeciągając, co podkreśliło nieco niektóre fragmenty jej ciała.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-07-2014, 22:48   #5
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Opuściwszy karczmę, Rubin chwilę przymarudziła przed jej drzwiami. To, w co właśnie się wpakowała nie było jej niemiłe, jednak zdecydowanie było pochopne. Nawet jej się nie chciało przypominać, ile razy jej rodzice próbowali zmusić ją do tego, by dobrze przemyślała każdą decyzję nim rozpocznie swe działania. Widać na niewiele się to wszystko zdało, skoro po tylu latach nadal najpierw działa, a dopiero później myśli. Nie żeby jej to w tej chwili przeszkadzało, jednak sytuacja uległa zmianie. Od teraz nie miała już być sama, dbać tylko o własne dobre samopoczucie. Teraz mieć przy sobie będzie człowieka, a wszystkim wiadome było że ta rasa do zbytnio wytrzymałych nie należy. Byle choroba, byle cios miecza i składali się niczym domki z monet. Myśleć teraz powinna o sobie i tajemnicach, których wyjawić nie powinna, a które pewnie i tak się jakoś na wierzch wydostaną. No bo jak niby miała wytrzymać tyle dni w tej ciasnej powłoce z jej potrzebami i słabościami? Jak nic zapowiadała się przygoda jej życia, oby tylko nie była tą którą owe życie zakończy.

Poświęciwszy owe chwile krótkie na przemyślenie własnego postępowania, ruszyła raźno w stronę targu. Wiedziała oczywiście gdzie owe miejsce się znajdywało, zapach bowiem jaki dolatywał z niego niemal był w stanie na kolana ja powalić. Nie rozumiała, jak ludzie mogą tyle czasu spędzać w tak smrodliwych miejscach. Kolorowo przynajmniej było i najwyraźniej nie powinna mieć problemu ze znalezieniem wszystkiego co potrzebować będzie w owej podróży.

Na początek jednak pasowało by o strój odpowiedni się zatroszczyła. Stoisko z szatami znalazła łatwo. Ten, który najwyraźniej był jego właścicielem, krzyczał tak głośno, że aż uszy bolały. To jednak, co miał do zaproponowania nijak ku temu co ona chciała, nie było podobne. Któż bowiem chciałby nosić się na szaro, brązowo czy też w róż delikatny ciało przyodziewać. Propozycje te spotkały się zatem w wyraźną niechęcią z jej strony.
- Niech panienka tu poczeka chwilę - rzekł jej w końcu, gdy niemal wszystko co miał uznała za niegodne jej uwagi. Widać doszedł do wniosku, że o ile nie wysili się odpowiednio, to i zarobić na niej nie zarobi. Zostawiwszy przy stoisku dziewczę nie mogące mieć więcej niż lat dwanaście, ruszył w stronę zakrytego wozu, który za stoiskiem jego stał. Chwilę go nie było, a gdy powrócił twarz Rubin rozjaśnił uśmiech zadowolenia. Mężczyzna ów niósł bowiem naręcze strojów, które zapewne od lat wielu światła dziennego nie widziały, jednak w sam raz na potrzeby dziewczyny się nadawały. Była tam suknia pod wierzch szyta w kolorze głębokiej zieleni, złotą nicią zdobiona i czymś co zapewne miało szmaragdy udawać. Był i gorset metalowymi sztabkami wzmacniany, który zapewne dla heroiny jakiejś został stworzony, a który idealnie do jej sukni pasował. Były i inne rzeczy z których wybrała trzy zestawy na podróż jaka ją czekała odpowiednie. Pokusiła się nawet o to by w skład owych zestawów spodnie wchodziły, nawet jeżeliby miała wzbudzać oburzenie u każdej matrony jaka jej stanie na drodze. Na koniec dokupiła bielizny na zmianę, wszak o tak istotnej sprawie zapomnieć nie mogła. Zapłaciwszy więcej niż zapewne powinna o drogę do szewca zapytała, którą to rozradowany mężczyzna natychmiast jej wskazał. Nim jednak dotarła tam gdzie jej powiedziano, zahaczyła o stoisko z bronią gdzie zakupiła, ku przerażeniu i pewnym zdegustowaniu sprzedawcy, miecz krótki wraz z pasem. Aby na złość owemu nieszczęśnikowi zrobić dobrała sobie również sztylet. W końcu nie wiadomo było na jakie niebezpieczeństwa się natkną, a przecież nie mogła przy byle zagrożeniu swej natury objawiać.

Nim o wierzchowca poszła zapytać, którego nie miała nadziei znaleźć, ale spróbować jej chociaż wypadało, ruszyła w stronę łaźni. Drogę wskazał jej chłopiec, który otrzymawszy nagrodę w postaci złotej monety, omal trupem z wrażenia nie padł. Szkoda, gdyż w chwile później sprowadził jej na głowę najpewniej każde biedne dziecko jakie w owym mieście mieszkało. Powstrzymać się by ich na kolację nie przerobić było doprawdy wyczynem godnym hymnów i wiwatów. Oczywiście takowych nie otrzymała mimo iż zdołała powstrzymać się przed wyrządzeniem im krzywdy. Po prawdzie nim do łaźni dotarli była już za pan brat z kilkoma podrostkami, którzy za parę dodatkowych monet obiecali wywiedzieć się czy ktoś sprzedaje wierzchowca jakiego potrzebowała i zamówić dla niej jadło na trzy dni w najlepszej karczmie. Oczywiście ostrzegła ich również co się z nimi stanie gdy zawiodą jej oczekiwania i szczodre serce. Wyglądało na to że udało się jej ich przekonać o powadze sytuacji.

W samej łaźni nie spędziła zbyt wiele czasu, a przynajmniej tak uważała. W końcu nie wiadomo co ich czekał, prawda? Opuszczając przybytek miała na sobie nowe ubranie składające się ze spodni, koszuli i owego wzmacnianego gorsetu który niezwykle jej do gustu przypadł. Do kompletu założyła wysokie buty, które wymieniła za suknię w której wcześniej chodziła. Zapewne nie był to dla niej najlepszy układ, nie widziała jednak powodu by ową kreację taszczyć ze sobą w góry.

Tuż przy wyjściu, oparty o ścianę stał jeden z chłopów, których posłała z zadaniami. Skłonił się jej lekko, zapewne co by w oczach innych nie stracić, którzy nieco dalej uważnie im się przyglądali, po czym poinformował ją, że znalazł odpowiedniego konia i z chęcią wskaże jej drogę. O jedzenie także się już zatroszczyli i nawet zapłacili już za nie. Z jego twarzy bez problemu dało się wyczytać, iż oczekuje zwrotu kosztów i dodatkowego zysku dla siebie. Rubin nie miała nic przeciwko gdyż zdążyła polubić ową zgraję.
Gdy dotarli na targ od razu skierowali się do miejsca, gdzie stały zwierzęta na sprzedaż, wśród nich zaś konie do różnych zadań przystosowane. Dobicie targu dużo czasu Rubin nie zajęło gdyż zwyczajnie zapłaciła cenę, którą od niej żądano. Na dokładkę zakupiła i konia jucznego co by wszystkie potrzebne rzeczy załadować. Chłopiec, który nie odstępował jej na krok, zdawał się dokładnie wiedzieć co jej może być potrzebne, a o czym ona zdawała się ciągle zapominać. Tak oto do wierzchowca doszła cała masa rzeczy, które najwyraźniej do jazdy na nim były niezbędne. Na dokładkę siodło juczne i same juki, które wszak mieć trzeba było by zapakować ubrania i… Tak, oczywiście że namiot by się przydał, sztućce do tego jakieś, kubek, bukłak z wodą… W pewnym momencie młoda kobieta doszła do wniosku, że znacznie łatwiej i przyjemniej jest własnym sposobem. Niestety było już za późno na zmianę zdania. Może to i dobrze? Może wreszcie nauczy się gdzie jej miejsce? Może nie…

Mając wrażenie, że spędziła na targu dni kilka, znalazła się wreszcie przed karczmą w której przyszło jej spotkać Gareta. O nim samym przypomniała sobie oczywiście pod sam koniec zakupów gdy jej młody towarzysz, Zarkiem zwany, zapytał o jej towarzysza bo przecie taka dama jak ona sama podróżować nie powinna. Czując się nieco winna z owego faktu postanowiła udobruchać własne sumienie kupując Garetowi najsmaczniej wyglądające ciastko jakie znalazła w piekarni obok której przechodziła. Przy okazji wykupiła i pozostałe gdyż żal się jej zrobiło głodnych twarzyczek, które spoglądały na nią z ulicy. Co prawda Zark odradzał takich zbędnych wydatków, jej to jednak w niczym nie przeszkadzało, zbyła zatem owe dobre rady lekkim ramion wzruszeniem. Czasu jednak więcej nie miała więc pospiesznie drogę ponownie na targ obrała, rozmawiając sobie przy tym wesoło z chłopakiem, który okazał się niezwykle pomocną osóbką. Tak więc, z towarzyszącym młodzikiem i orszakiem złożonym z obdartusów, zawitała ponownie w miejscu, w którym srebro i złoto z rąk do rąk przechodziło. Widok musiał być nietypowy gdyż ludzie rozstępowali się przed nią jakby była jakąś damą wielkiego rodu. Względnie jakby po raz pierwszy kobietę spodnie noszącą widzieli, o czym Zark nie omieszkał jej poinformować. Jeżeli jednak sądził że speszy ją owymi słowami, wielce się musiał rozczarować. Rubin bowiem to do siebie miała że zwykle robiła dokładnie to co chciała i nie zwracała przy tym uwagi na innych. Szczególnie zaś na ludzi których najpewniej nigdy więcej na oczy nie ujrzy. Nie mogła się także doczekać by zobaczyć minę Gareta gdy ją po raz pierwszy w nowym stroju zobaczy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 01-07-2014, 23:44   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet odprowadził wzrokiem Rubin, po czym dopił wino i, na moment, rozsiadł się wygodnie.
Oto, na własne życzenie, wpakował się w kabałę, z której pewnie niewiele wyniesie poza guzami. Przygoda oznacza pustkę w brzuchu, twarde posłanie i ludzi, którzy tylko czekają, by wrazić ci sztylet między żebra. Tak powiadał dziad Roderick (niech odpoczywa w pokoju), a z wielu rodzinnych opowieści wynikało, że to stwierdzenie zawiera bardzo dużo prawdy.
Z drugiej strony... niejeden przedstawiciel rodu Airn spotkał kilka przygód - i przeżył.
Wstał, po czym podszedł do gospodarza.
- Jedzenie, dla trzech osób, na tydzień - powiedział, kładąc na kontuarze parę sztuk srebra. - Za jakieś dwie godziny odbiorę.
Razem z dziewczyną stanowili zaledwie dwójkę, ale Rubin jadła niczym wołoduch, więc nie było wiadomo, czy nawet takie zapasy starczą na przebycie gór.
No ale zawsze można było po drodze zapolować...
- Jak dojść do stacji kurierskiej? - spytał.

Na ulicach kręciło się nieco osób. Kupcy, zbrojni, rzemieślnicy, od czasu do czasu jakiś mag czy konny rycerz... Strażnicy miejscy. Paru żebraków, zaczepiających wszystkich i pokazujących swe mniej czy bardziej prawdziwe oznaki kalectwa.
Oczywiście były też kobiety... Poważne panie kupcowe ze swymi mniej lub bardziej pięknymi córkami, zadzierające nosa szlachcianki, służące... Tudzież (mimo wczesnej pory) panienek, oferujących różnego rodzaju usługi - od masażu począwszy, na "wszystkim, czego zapragniesz" skończywszy.

Stacja kurierów znajdowała się dokładnie tam, gdzie mówił karczmarz - przy jednej z odchodzących od runku ulic.
- Dwóch kurierów chciałem wysłać - powiedział, podchodząc do kontuaru, za którym drzemał wyraźnie znudzony szef stacji kurierskiej.
Zagadnięty otworzył przymknięte oczy, po czym (błyskawicznie oceniwszy klienta) zerwał się na równe nogi, niemal wywracając krzesło, na którym siedział.
- Dwóch kurierów - potwierdził. - Będą za parę chwil. Dokąd?
- Jeden do zamku Ith, jeden do stolicy - odparł Garet.
Rozsiadł się wygodnie przy stole, napisał dwa pisma - jedno do ojca, jedno do wuja - w których wyłuszczył powody swojego nieposłuszeństwa. Do jednego dołączył list od ojca, zapieczętował oba i skreślił adresy.
Położył na kontuarze garść srebra.
- Im szybciej dotrą te pisma, tym lepiej - oznajmił.
- Zaraz wyruszą, wielmożny panie. - Kierujący placówką skłonił się nisko. - Nasza stacja znana jest z tego, że przesyłki najszybciej dostarcza.
- Wdzięczny będę - stwierdził Garet, lekko głową skinąwszy na pożegnanie.

Dzień był ponoć targowy, ale samo targowisko nie zrobiło na Garecie zbyt wielkiego wrażenia.
Pamiętał aż za dobrze jarmarki, jakie dwa razy do roku organizowano w zamku Ith. Jeździł też wiele razy do odległego o kilkanaście mil Neevor i dobrze pamiętał te tłumy kupców i kupujących. A tu?
Przekupień, oferujący "cudowne" przedmioty - napój miłosny, magiczny sztylet, zaczarowany grzebień, środek wzmacniający dla panów, eliksir wiecznej młodości, zatruta szpilka... Miał nawet samozawiązującą linę z włosów dziewic i strzały, które nie chybiają.
Kawałek dalej kowal, wystawił dwa średniej jakości miecze i garść sztyletów. W samym rogu jego kramu wisiała na manekinie kolczuga. Na stoisku obok można było kupić skórzane kurtki, buty, pasy czy rękawice. Buty ze smoczej ponoć skóry, w co Garet nijak nie wierzył, jako że biedne buty musiałyby mieć dobre pół wieku.
Sąsiedni stragan oferował ubrania - od w miarę dyskretnie wystawionej bielizny, przez spodnie, koszule, suknie, po płaszcze i kapelusze.
Z boku rozłożyło się kilka wieśniaczek, oferujących jaja, kiełbasy, szynki, sery. Można było kupić tam też kurę czy nawet kozę, a w cebrzyku pełnym wody pluskał się .
To by nawet ciekawe wyglądało, pomyślał Garet, taka koza, idąca na postronku za wierzchowcem.
Garncarz oferował kilka mis i dzbanów, zaraz obok można było kupić jakiś cebrzyk, wielką balię, kilka koszy różnej wielkości.
Jakiś bard pieśnią zachwalał uroki przygód na szlaku, teatrzyk kukiełkowy prezentował coś, co zdawało się być perypetiami pary zakochanych, a obok wróżka oferowała swoje usługi, przepowiadają przyszłość za kilkanaście miedziaków.
Dwa kroki dalej potężnie zbudowany mężczyzna zachęcał śmiałków do dołączenia się do niego, do drużyny, która miała wyruszyć do Darren by odbić porwaną królewnę. Wygląd jednak przyszłego przywódcy sugerował, iż nie dotrze on dalej niż do najbliższej karczmy.

W samym rogu targowiska znajdowało się kilka zagród, w których trzymano przeznaczone na sprzedaż zwierzęta. Wielki, toczący dokoła wściekłym spojrzeniem brytan. Kotopodobne stworzenie w cętki, zapewne przywiezione gdzieś z gór. Piękny, biały muł, wprost stworzony na wierzchowca dla pięknej damy. Wyliniały osioł, któremu zapewne nikt wywróżyłby długiego żywota. Kilka stepowych koników - niezbyt szybkich, ale za to wytrzymałych. Para potężnych koni pociągowych, a obok wyścigowa sądząc z budowy klacz. Koń, idealnie nadający się do noszenia pakunków. Lub służącego. Dwa górskie kuce. Wspaniale zbudowany ogier, którego zachowanie świadczyło o ognistym charakterze. Albo o braku wychowania. Garbate stworzenie rodem z południa, bardziej nadające się do podróży przez pustynię, niż do wędrówek po Aden.
Garet przez moment okiem fachowca usiłował ocenić zalety (i wady) poszczególnych wierzchowców, po czym zaczął się rozglądać za Rubin.

W punktualność płci pięknej Garet nie wierzył od lat kilku. Jak świat światem niewiasty spóźniały się z powodów różnorakich. A to chciały zwrócić na siebie uwagę wszystkich, a to chciały podsycić namiętność, a to chciały rozbudzić niepewność. A niekiedy godzinami zastanawiały się, co na siebie włożyć, by wywołać jak największe wrażenie.

Rubin, o dziwo, zjawiła się w miarę punktualnie. W otoczeniu licznego grona nowych, zdumiewająco młodych i zdumiewająco kiepsko ubranych znajomych. I przyodziana tak, jakby przez pół życia nie robiła nic innego, tylko wysłuchiwała opowieści o podróżach. Albo i sama przedzierała się przez lasy.
Bez wątpienia wywoływała powszechne zainteresowania i, z pewnością, zgorszenie. Jeżdżące po męsku kobiety-kurierki zdarzały się niezbyt często, łatwiej było spotkać smoka niż niewiastę w wojsku, a kobiety w spodniach i z mieczem u boku występowały tylko w pieśniach bardów i truwerów. Takich, co w większych dworach nie występowali, bo tam tematyka taka byłaby nie do przyjęcia.
Dziewczyna tak była zaaferowana wybieraniem wierzchowca dla siebie, że nawet nie zauważyła stojącego o kilka kroków dalej Gareta. I, niczym marynarz po zejściu na ląd po długim rejsie, siała pieniędzmi na prawo i lewo.
- Wrócę po nie - powiedziała, po czym rzuciła srebrną monetę jednemu z towarzyszących jej młodzików. - Popilnuj ich - dodała, popisując się i posiadaniem gotówki, i naiwną wprost wiarą w uczciwość ludzką. Cóż to bowiem za problem dosiąść wierzchowca i odjechać w siną dal, nie czekając na nową, prawowitą właścicielkę.

Dziewczyna odeszła, pociągając za sobą orszak obdartusów, a Garet został na miejscu, przysłuchując się rozwijającej się dość szybko dyskusji na temat karygodnego łamania norm obyczajowych i wymieniania opinii o osobie, która pozwala na to, by smarkula z workiem złota bez opieki szwendała się po świecie, do której to dyskusji wnet przyłączyło się niemałe grono osób.
Ciekawe, kiedy Rubin sobie o mnie przypomni, pomyślał z przekąsem.

Zanim jednak Garet zdążył zapuścić korzenie i zakwitnąć dziewczyna wróciła.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-10-2015, 23:00   #7
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rubin szła jak po sznurku. Całkiem jakby znała okolice jak własną kieszeń. Nic dziwnego, że zrezygnowała z przewodnika - ten (w przeciwieństwie do dobrze wychowanego Gareta) zadawałby mnóstwo pytań. Co z pewnością nieźle by wkurzyło Rubin. O ile takim plebejskim słowem można by określić odczucia wielkiej pani.
Nadmiar wiedzy dziewczyny skłaniał Gareta ku ostrożności - zarówno w stosunku do otoczenia, jak i samej Rubin. Jeśli to nie było jasnowidzenie, to co? Samotna nocna wyprawa przez las? Bez broni? W kusej tunice? I nic nie zżarło takiego smakowitego kąska?
Dziwne.

Droga, którą wybrała Rubin, nie należała do najłatwiejszych, ale nie da się ukryć - prawdziwą trudność sprawiłaby najwyżej jakiemuś mieszczuchowi, a do tych Garet nie należał. Bez problemów więc zszedł po dość stromym brzegu nad strumień, jak i przedostał się suchą nogą na drugą stronę płynącej dość szerokim korytem wody, nad powierzchnię której w paru miejscach wystawały pojedyncze kamienie.

I znów, niedługo po tym, gdy w krzakach zapadli, ujawniły się dziwne nad podziw zdolności, które towarzyszka Gareta posiadała. On sam, chociaż do przygłuchych nie należał, Nic nie słyszał. Dopiero po paru sekundach i do jego uszu doszły niepokojące odgłosy.
Tak się nie zachowywały wierzchowce, które po prostu nie lubiły stajennego. Te konie były przestraszone, i to nieźle przestraszone.
Czyżby naprawdę istniał smok? Pojawił się właśnie tutaj?
Z tymi myślami nie miał zamiaru dzielić się z nikim. Znaczy z Rubin. Dziewczyna miała co prawda smoczy apetyt, ale temat "smoki" najwyraźniej był dla niej tematem drażliwym.
- Trzeba to wykorzystać - szepnął, po czym cicho, niczym na polowaniu, chowając się za krzakami, ruszył w stronę koni. Ci, co się końmi zajmowali, mieli teraz pewne problemy na głowie, a walcząc z opornymi wierzchowcami z pewnością mniejszą uwag zwracali na otoczenie.

Koni było pięć.
Dwaj ludzie, którzy (zapewne) mieli zaprowadzić je do wodopoju, niezbyt sobie z nimi radzili. A konie szarpały się, stawały dęba i rżały. Tłum tupiących, objuczonych tragarzy mógłby przedefilować parę metrów od tego zbiegowiska i nikt nic by nie zauważył.

Rubin z ochotą dołączyła do skradającego się Gareta. Co prawda oznaczało to, że zwierzęta bynajmniej spokojniejsze się nie staną, ale przecież to nie na tym im zależało. Uznała jednak że inicjatywę w pełni odda Garetowi. W końcu ona już się chyba dość napracowała.

Im bliżej koni się znajdowali, tym większe zamieszanie wśród zwierząt się robiło - całkiem jakby sama obecność tych, co na bestię polowali, takie złe wrażenie na nich wywierało.
Garet raz jeszcze rozejrzał się dokoła, usiłując potwora, który je płoszył wypatrzyć, zaraz jednak dał sobie spokój.
Jeden z koni, dobrze zbudowany gniadosz, szarpnął się z całych sił, niemal nie powalając na ziemię człowieka, który trzymał go za uzdę. A potem "omal" zamieniło się w rzeczywistość, gdy uderzenie rękojeścią miecza pozbawiło go przytomności.
Gniadosz obrócił się i uciekł.
Drugi koniuch, oszołomiony całym zajściem, stał i przez moment wpatrywał się w Gareta. A gdy sięgnął po broń było już za późno.
Smoczyca uznawszy iż nieco zbyt długo stała z boku wybrała ów moment by popisać się swą umiejętnością władaniem ogniem. Szczęściem, biedak spłonął na tyle szybko by swym wrzaskiem nie ściągnąć im na głowę pozostałych rabusiów, jednak nie było co liczyć na to by pozostałe konie stały sobie i spokojnie przyglądały płomieniom. Nie tracąc chwili pogalopowały za gniadoszem.
- Powinniśmy chyba wycofać się nieco i znaleźć spokojne miejsce żeby go przesłuchać. Czy też wolisz zabrać się za to od razu? - zapytała Garetta, wskazując przy tym dłonią na nieprzytomnego mężczyznę. Gdyby była sama nie byłoby problemu z wybieraniem miejsca na przesłuchanie. Wątpiła jednak by Garet przyjął ze spokojem to co chciałaby uczynić swej ofierze. Lepszym wyborem zdawało się zawierzyć ludzkim metodom.
- Zobaczymy, ilu przybiegnie by sprawdzić, co się stało - powiedział Garet, po czym wziął nieprzytomnego mężczyznę na plecy, by wraz z nim ponownie zanurkować w krzakach.
- Jeżeli chciałeś ich zwabić mogłeś coś rzec wcześniej, pobawiłabym się trochę - Rubin zdawała się nieco nadąsa słowami Gareta, jednak bez zbytniego zwlekania ruszyła w jego ślady. Oczywiście o propozycji pomocy w noszeniu nieprzytomnego rabusia nie mogło być mowy.
- Z pewnością paru straci czas, by połapać konie - odparł Garet - a pozostali pewnie przyjdą tu. Może uda się ich pozbyć bez większych problemów. A potem zobaczymy, co dalej. Nie spodziewałem się, że konie zareagują w taki dziwny sposób - dodał.
Położył jeńca na ziemi, po czym wepchnął mu do ust oderwany od koszuli tamtego rękaw, a skórzanym pasem starannie związał ręce więźnia.
- Widać źle się z nimi obchodzili, kto wie - Rubin nie zamierzała długo się rozwodzić nad przypadłością owych koni. - Zatem czekamy?

Czekać długo nie musieli.
Trzej ludzie, w ubraniach, które miały najlepsze czasy za sobą, i prostych, skórzanych kurtach, nadbiegło, trzymając w dłoniach obnażone miecze. Nawoływali swoich kompanów, ale zamilkli, gdy znaleźli się na miejscu, gdzie przed chwilą stoczona została krótka walka.
Dwóch zatrzymało się parę metrów od miejsca, gdzie podmuchy wiatru rozwiewały popioły, jakie pozostały po radosnej działalności Rubin. Trzeci zrobił jeszcze krok, po czym również się zatrzymał.
- Co to, kurwa, jest? - zwrócił się do kompanów, wskazując na niezbyt wielki kopczyk popiołów.
Były to ostatnie słowa, jakie wypowiedział w swym życiu. Wystrzelona przez Gareta strzała wbiła mu się w czerep, zwalając mówiącego na ziemię.
Jego kompani przez moment wahali się, nie do końca wiedząc, co robić - czy szukać strzelca, czy biec po pomoc, zatem Garet postanowił ułatwić im podjęcie decyzji wychodząc im na przeciw.
Dwóch na jednego zdało się bandytom dość dobrym układem, więc nie zawrócili, tylko ruszyli do przodu, usiłując zajść przeciwnika z dwóch stron.
Najrozsądniejszym wyjście zdało się teraz cofnąć, uniemożliwiając przeciwnikom obejście i skupić się na obronie, czekając na błąd któregoś z przeciwników. Garet najwyraźniej o tym nie wiedział, bowiem miast się cofnąć i ściągnąć napastników bliżej Rubin zaatakował w szybkim wypadzie. Ostrze minęło niezdarną zasłonę i rozcięło głęboko bark przeciwnika, który zalany krwią padł na ziemię.
Garet błyskawicznie obrócił się w stronę drugiego bandyty.
Ten nie miał zamiaru unikać walki, wnet się jednak okazało, że jego umiejętności wystarczały do napadania na wieśniaków czy bezbronnych podróżników. Sam miecz nie wystarczał, by zrobić z kogoś wojownika, a przeciwnik Gareta machał swym orężem jak cepem, żywiąc najwyraźniej przekonanie, że siła i dobra wola zastąpię solidny trening. A na ten nie stało już czasu, bowiem Garet w drugim już złożeniu wbił mu w pierś pół stopy hartowanej stali.
Drugi cios był zbędny.
Garet rozejrzał się na wszystkie strony sprawdzając, czy nikt nie nadbiega, po czym przeciągnął wszystkie ofiary w krzaki, by nie rzucały się od razu w oczy
- Idziemy dalej? - spytał podchodząc do Rubin - czy poczekamy na następnych ciekawskich? A może chcesz przesłuchać jeńca?
 
Kerm jest offline  
Stary 14-10-2015, 23:06   #8
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Smoczyca uznała, że oglądanie walczącego Gareta to nawet przyjemne zadanie, dlatego też nie mieszała się do owej czynności. Oczywiście mogła przyspieszyć cały proces, jednak po co? Na jego pytanie wpierw wzruszyła ramionami, dopiero później rzekła:
- Jeżeli pójdziemy od razu to jaki sens będzie później przesłuchiwanie jeńca? Co najwyżej możemy go zostawić przy życiu by był świadkiem tego czego tu dokonamy. Wszak wieśniacy mogą nam nie uwierzyć na słowo, a innego dowodu pokonania bestii wszak mieć nie będziemy. No chyba, że chcesz tu całą wioskę przyprowadzić by sobie trupy pooglądali.
- W takim razie ja poobserwuję okolicę, a ty go spytaj, o różne przydatne rzeczy - zaproponował Garet.
Rubin dwa razy nie trzeba było zapraszać do owej czynności. Najpierw jednak należało nieboraka ocucić. Woda byłaby do tego doskonałą jednakże dziewczynie niezbyt się chciało po nią chodzić. Nawet jeżeli odległość od niej wynosiła ledwie kilka kroków. Miast tego sięgnęła po swoją ulubioną broń, która była równie skuteczna, jeżeli nie bardziej. Płomienie otuliły jej dłoń niczym rękawica, sprawiając że na twarzy smoczycy zagościł pełen zadowolenia uśmiech, który z kolei pogłębił się nieco gdy owa “rękawica” wylądowała na piersi jeńca. Rezultat nie pozwalał na siebie długo czekać. Nieszczęsny człek wić się zaczął i rzucać wydając przy tym odgłosy szczerego przerażenia i potwornego bólu. Uznawszy iż mężczyzna jest już w wystarczającym stopniu przytomny, Rubin cofnęła dłoń.
- Zadam ci teraz pytań parę, ty zaś odpowiesz mi na nie zgodnie z prawdą. Nie będziesz kłamał ani próbował pokrętnych odpowiedzi. Nie będziesz również milczał, gdyż w tym przypadku to, co przed chwilą poczułeś, okazać się może ledwie delikatną pieszczotą w porównaniu z tym, co z tobą zrobię. Czy zrozumiałeś, co do ciebie powiedziałam?
Pospieszne i dość chaotyczne kiwanie głową najwyraźniej wystarczyło dziewczynie, gdyż bez dalszej opieszałości usunęła szmatę, która powstrzymać miała nieszczęśnika przed wołaniem o pomoc.
- Możesz krzyczeć, mi to doprawdy przeszkadzać nie będzie - oznajmiła mu radośnie. - Ilu twoich towarzyszy chowa się w jaskini?
Mężczyzna splunął, zapewne co by gardło oczyścić, po czym z dość jawną wściekłością zmierzył swą dręczycielkę.
- Będzie dziesięciu - odpowiedział, aczkolwiek niechęć biła z jego postawy i wyraźny bunt przeciwko wykonywaniu rozkazów owej ognistej niewiasty.
- Jeńcy? Broń? Drugie wyjście? - zadawała pytania jedno po drugim, bawiąc się przy tym płomykami, które wesoło skakały jej z ręki do ręki.
- Są dziewki dwie - padła odpowiedź. - Broń to miecze tylko, parę łuków, nic więcej bośmy prości ludzie których to nie stać na jakieś tam wymyślne oręże. Wyjście zaś jest tylko jedno. No chyba że się komu przeciskać chce przez te tunele, które odchodzą od głównej jaskini. Nam się nie chciało.
- No dobrze. To teraz… Skąd by tu wziąć pewność żeś prawdę powiedział i niczego nie kryjesz…
Słowa wypowiedziane były przyjaznym głosem, niemal współczującym, który nijak się nie miał do złośliwego błysku w oczach Rubin lśniącego.
- Masz jakiś pomysł na to jak ową prawdomówność sprawdzić, Garecie?
- Tylko doświadczalnie - odparł zagadnięty. - A skąd wzięliście potwora, który straszył wieśniaków? - spytał.
- To - zaczął jeniec, jednak nie dokończył. Zamilkł, rozglądać się począł wokoło jakby czegoś szukając. Najwyraźniej jednak tego czegoś nie znalazł gdyż jego spojrzenie powróciło wpierw do Rubin, by następnie przenieść się na Gareta. - Mój brat zna trochę magii i to on tworzył bestię gdy trzeba było.
- Mag? - zainteresowała się Rubin, na chwilę porzucając bawienie się ogniem. - Dobry?
- Pewnie że tak - mężczyzna najwyżej uznał iż oto pojawiła się dla niego deska ratunku. - Nie uczony, co prawda, ale moc ma w sobie od urodzenia. Równego jemu tośmy jeszcze nie widzieli. On z pewnością tak łatwo się nie da więc może już teraz sobie odpuśćcie bo jak nie to…
Zapewne w owym momencie z ust jego miały paść obrazowe opisy okropności jakie to miały stać się udziałem pary poszukiwaczy przygód, która tak nierozsądnie stanęła na drodze bratu owego maga. Zapewne… Tak jednak się nie stało gdyż moment ów, najwyraźniej tracąc cierpliwość, Rubin wybrała by otulić biedaka liną złożoną ze splecionych ze sobą nitek ognia. Trwało to chwilę jedynie mrugnięcie trwającą jednak wystarczyło by jeniec wpierw wydał z siebie przeraźliwy wrzask, a następnie odpłynął w objęcia błogiej nieświadomości.
- Ludzie są tacy… delikatni - niesmak wyraźnie brzmiał w głosie Rubin, gdy zwracała się do Gareta. - Chcesz go o coś jeszcze zapytać, czy masz już dość?
- Mam nadzieję, że nie przepaliłaś jego więzów - stwierdził Garet. - Sześciu wojaków i mag. W zasadzie powinni teraz się zastanawiać, dlaczego znikają ich ludzie. A ten wrzask, na końcu... Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zajrzy. A jeśli nie, to będziemy musieli ich odwiedzić.
- Niezbyt mi się podoba bieganie po mysich norach w poszukiwaniu uciekinierów - dodał.
- Kto tu mówi o bieganiu za nimi? Sami zaczną uciekać w kierunku wyjścia gdy staną twarzą w twarz z moimi tworami - Rubin bynajmniej skromnością nie grzeszyła. - Ty zaś zajmiesz się tymi, którym owa ucieczka się uda. Nie widzę żadnych kłopotów, nawet biorąc pod uwagę maga, który wiele zdziałać i tak nie zdoła. Pytanie tylko czy chcemy ratować więźniów?
- Warto ich uratować - odparł Garet. - Zabijanie wszystkich, jak leci, winnych i niewinnych, nigdy mi nie odpowiadało. Chociaż, przyznaję, jest to nieco trudniejszy sposób załatwiania spraw.
- Możemy poczekać aż tamci zaczną uciekać i dopiero wtedy szukać więźniów. Nie jestem jednak pewna czy będę w stanie ominąć ich przy okazji wypłaszania naszych bestii. Co powiesz na to by najpierw spróbować podkraść się do wejścia, a dopiero później zdecydować nad planem działania?
- Chodźmy więc - powiedział Garet.
Nim jednak ruszył w stronę obozowiska bandytów sprawdził, czy ich jeniec jest dobrze związany, a potem ponownie zatkał mu usta szmatą, którą poprzednio wyciągnęła Rubin.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172