Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2015, 07:48   #1
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[The One Ring] Zielona Kompania




Thyri, jadąc na kucu za niespieszącym się jeźdźcem, szybko zrozumiał, dlaczego Rivendell było ukrytym miejscem, do którego nie sposób było trafić nie znając drogi inaczej, niż z przewodnikiem. Dolina była kształtowana i pielęgnowana wolą i magią elfów. Nie trzeba było zakrywać oczu krasnoludowi. Szczerze wątpił, czy odnalazłby drogę w przyszłości chcąc odwzorować podróż. Szlak nie posiadał absolutnie żadnych charakterystycznych miejsc, które można by wziąć za naturalne drogowskazy. Piękne krajobrazy, majestatyczne góry, gęste, zielone lasy i wodospady, takie same, choć inne zarazem i jedyne w swoim rodzaju. Wszystko układało się przed oczami, niczym stale obracający się obraz, nowych przejść, rozwidleń i ścieżek niemożliwie zwyczajnych i wręcz niepozornych do ponownego wybrania, niczym koncept labiryntu.

Przewodnik nie był wylewnie rozmowny, lecz uprzejmy i opiekuńczy. Thyri nie wiedział ile tamten miał lat. Mógł być zarazem tym, który pamiętał przeszłe ery, lub urodzić się zaledwie kilkaset lat temu. Dowiedział się od Faindira, którego mleczne włosy bielsze były od nieskazitelnego śniegu Wysokiej Przełęczy, że zaproszenie Thyri wystosował Lord Glorfindel, kapitan i herold Elronda Półelfa.

Kiedy Thyri wreszcie dotarł do Rivendell, od razu zwrócił uwagę na fontannę, której przeoczyć było nie sposób. Usytuowana u stóp Domu Elronda przedstawiała strumienie układające się w rozłożyste drzewo wyrastające z marmurowego basenu. Faindir widząc minę krasnoluda uśmiechnął się i również zapatrzył w lśniący szum wody.

- To nowa fontanna. - wyjaśnił. - Wcześniej wyglądała nieco inaczej. - dodał i opatrzył khazada krótkim, przelotnym, acz chyba pierwszym, cierpkim spojrzeniem.

Później przy głównych wrotach, którymi kończyły się wysokie, zgrabne schody, nieco mógł zaskoczyć brak straży innej niż wysokie posągi zbrojnych elfów w płaszczach i hełmach, wspartych na włóczniach. Białe drewno pozbawione było jakichkolwiek ozdób a jednak biło od niego dziwne, trudne do opisania piękno w ich zaklęte.
Na schodach zjawił się, niemal jak wyrośnięty spod ziemi, elf, który przedstawił się, jako Lindir. Thyri szybko zrozumiał, że ma do czynienia ze swego rodzaju majordomusem.

Dopiero, gdy Thyri podeszł bliżej drzwi, przekonał się, że blask, choć zapewne drewno nie było takim, które znaleźć można gdziekolwiek na kontynencie, naturalnie jeśli w ogóle, zawierało tysiące osadzonych w nich, drobnych, identycznych kształtem i rozmiarem, białych beryli. Kamienie skrząc licznymi iskierkami, odbijały i rozpromieniały blask dnia i zapewne nocy.

Prowadzony przez budynek, nie spodziewał się zobaczyć na głównym holu korytarza, który układał się u sklepienia w wysoki, spadzisty sufit drewnianych bali, że zastanie w tym miejscu, pośród trzech lamp zawieszonych u szczytu, środkową - nieomylnie krasnoludzką. Jej czerwonawy blask dziwnie wrażenie sprawiał na obserwatorze, jakoby oświetlony korytarz, wyłożony taflami gładkich flizów z Gór Mglistych, podziemnym był. Poinstruowany został, gdzie znajdzie łaźnię oraz kuchnię, kiedy stanęli u progu gościnnej komnaty krasnoluda. Później tego dnia, wieczorem, było spotkanie z Glorfindelem.




Glorfindel czekał na tarasie wychodzącym na dolinę. Elf był wysoki i trzymał się prosto. Jego włosy były niczym świecące złoto, twarz szlachetna, młoda i nieustraszona, zarazem pełna radości. Oczy miał jasne i przejmujące a głos niczym muzykę; ze skroni biła mądrość, w ręku zaś zaklęta moc siły.
Obejrzał zwój dostarczony przez Thyri, a później zwinął stary pergamin w rulon, ostrożnie i niespiesznie.

- To wielki skarb widzieć dzieło sprzed tysięcy lat, choć nie tego oczekiwałem. – uśmiechnął się bez cienia zawodu do nowego właściciela starożytnych planów. – Niemnie wielką radość sprawisz Erestorowi, Panie Thyri z Esgaroth… – jego spojrzenie było miłe, i albo rozbawione, a może tylko radośnie życzliwe, gdy w oczach tańczyły wesołe ogniki. - … jeśli to... - podał zwój krasnoludowi - zostanie w dolinie.




Hilly maszerowala po Wiekim Gościńscu Wschodnim obok młodego towarzysza podróży. Mężczyzna na imię miał Malborn. Wkrótce zostawili za sobą wzgórze Bree, po kilku dniach minęli Ostatni Most, gdzie nabrzmiała topnieniem górskich śniegów rzeka, ledwie mieściła się w szerokim korycie. Wędrówka ku górom upływała w czasie ładnej wiosennej pogody.

Człowiek wysłany został do Bree, aby asystować w podróży dziewczynie, z polecenia, a dokładniej prośby, Erestora. Choć znał drogę do Rivendell, to pierwszy raz pokonywał trasę samodzielnie wybierając ścieżki. Za każdym razem wcześniej asystował mu wychodzący z naprzeciw elfi posłaniec.

Mijali górskie rozpadliny, wspinali się wśród skał coraz wyżej i wyżej klucząc, aż białe kamienie zaprowadziły ich na skraj ogromnej przepaści. Stamtąd stromymi schodami wijącymi się wśród koron dorodnych sosen, zagłębiali się coraz niżej między rozłożyste dęby i buki a przed nimi stała otworem, wyrąbany nieprzystępnym górom zielony wąwóz. Z pionowych ścian wodospady wypływały lecąc spieniona bielą, niczym naturalne fontanny. W skalnym korycie wartka wstęga rzeki przecinała kotlinę.

Wcięta w górach dolina urzekła Hilly. Odniosła wrażenie, że klimat rządził się w innymi prawami, niż reszta gór. Liczne budynki łączone były tarasami, promenadami, łagodnie rozwieszonymi łukami wijących się zgrabnie, zakręcających mostów. A wszystko wkomponowane z wielką harmonią w przyrodę doliny. Skały, woda, drzewa, ptaki. Miejsce to było tak bardzo podobne i różne zarazem od Shire. Przede wszystkim można było czuć się w tym miejscu bezpiecznie jak w najbardziej sprawdzonej, strzeżonej kryjówce, o której nie wiedział nikt, oprócz najbliższego przyjaciela, któremu ufało się bezgranicznie.

Wokół głównych budynków Wyrąbanej Doliny dostrzec można było o wiele więcej, mniej zadbanych a raczej po prostu pochłoniętych przez przyrodę. Droga, w kompleksie połączonych domów wiodła od południa po przekroczeniu przeskakującego rzekę kamiennego mostku, przez samotnie stojącą w oddali od reszty rezydencję, gdzie jak wiedział Malborn, mieszkał Lord Glorfiendel. Szli dalej wzdłuż koryta otwartym terenem, mijali stojące na odległość strzału z łuku, ustawione w równym rzędzie, strzelnicze tarcze. Krużganki, domy, stajnie i… elfy.

Dom Elronda był największym, najokazalszym i znajdował się w centrum krainy. Lindir powitał przybyszów wyrastając jakby na zawołanie nim Malborn zdołał dokończyć myśl, gdzie podziewa się seneszal Lorda Rivendell.
Elf zaprowadził hobbicią dziewczynę do prywatnego pokoju, gdzie mogła odpocząć po podróży, przed spotkaniem z Erestorem. Komnata posiadała jedno duże okno naprzeciw wejściowych drzwi. Urządzona była przytulnie z gustowną prostotą. Ściany ozdobione ładnymi wzorami, na suficie ciemne drewniane belki układały się w krzyż, meble zaś były w kolorze żywego drewna.

Strażnik Północy udał się do swojej kwatery, którą obrócił niechcący w pracownię, zaopatrzoną w całkiem pokaźny księgozbiór wyniesionych z licznych bibliotek domu Eronda. Pokój tonął w pergaminach zapiskach i otwartych woluminach a na wpół wypalone świece sterczały krzywo z każdego kąta mebla nieprzykrytego zapisaną lub czystą kartą, których więcej zgniecionych leżało pod biurkiem wysypując się z plecionego wikliną kosza. Nareszcie mógł odpocząć i skupić się na pracy zanurzając w zakurzonych księgach.




Wieczorem Malborn zaprowadził Hilly do elfa, pod którego czujnym okiem sam studiował o wszystkim, co dotyczyło spuścizny dunedainińskiej, jak i historii Eriadoru.

Erestor wysłuchał cierpliwie wszystkich dotyczących Shire odpowiedzi Hilly z godnością nie przerywając, lecz zadając kolejne gdy dziewczyna skończyła. Na koniec podziękował równie szczerze, co za dostarczony w nienaruszonym stanie zwój przesyłki, złożonej na ręce hobbitki przez cudzoziemską Panię z odległej Dalji.

- Możesz zostać gościem Rivendell na jak długo sobie życzysz Panienko Oldbuck. Lub wytrzymasz. Bo podobno hobbici słyną z niezrównanej tęsknoty za swoim domem. – lekki uśmiech pojawił się kącikach ust. - Prawie jak elfy. – zapatrzył się w dal. – Dobrze spisałeś się Malbornie – zwrócił się do potem młodego Dunedaina. – W bibliotekach zrób porządek proszę, bo nie mogę doszukać się dwóch tuzinów ksiąg, które chciałem szczególnie ci pokazać, po tym, gdy oprawię je na nowo i opatrzę ilustracjami.

Młody Strażnik uśmiechnął się blado.
Chyba wiedział, o które, faktycznie nieco rozpadające się, wiekowe woluminy, elfowi się rozchodzi…




Nieopodal, za balustradą tarasu, słońce wciąż wychylało się zza grani wysokich górskich ścian i strumieniem światła zalewało zieloną dolinę, którą wyrzeźbiła sobie w surowych skałach przepływająca rzeka. Liczne wodospady lśniły w zachodzących promieniach, odbijajały blask na tle ciemnozielonych i skrytych w cieniu pnących się ku niebu górskich fasad bujnej roślinności; spadały wdzięczną strugą niczym lejące się z dzbana mleko. Ptaki zasłuchane w śpiew elfich bardów, przysiadały na kwitnących drzewach, fontanny chlupały wodę z cichym, beztroskim pluskiem.

Hilly, Thyri i Malborn, kroczyli korytarzem po raz kolejny nie mogąc, mimowolnie, oderwać wzroku od mijanych rzeźb, obrazów, filarów, łuków i poręczy, wysmukłych, lekkich, kunsztownie zdobionych w skromnej prostocie bogactwa szczegółów, w kamieniu i drzewie. Tu posąg elfiego trzymał w ramionach półkę, na której spoczywały szczątki połamanego miecza, tam fresk przedstawiał wielką bitwę. Potężny rycerz, górujący nad tysiącami walczących elfów, ludzi, krasnoludów i orków, cały zakuty w czarną zbroję, ze złotym pierścieniem na palcu prawicy wznoszącej oręż, zadawał cios.

Przechodząc obok wielkiej Sali Ognia usłyszeli przez otwarte wota podniesione głosy. Tak jak zazwyczaj, i tego wieczoru również komnata byłaby pusta, gdyby nie dwójka znajdujących się w jej najdalszym kącie osobników. O dziwo jeden z dyskutantów nie był elfem. On również był gościem w Rivendell, tak jak oni. Hobbit z Shire. Siedział wygodnie na stołku obok czarnowłosego mężczyzny w fotelu przed skwierczącym wesołym ogniem paleniska delikatnie wyrytego z kamiennej ścianie.

- Może i elfy mogą być mądre, lecz nie wiedzą o wszystkim, co się wydarzyło w Śródziemiu! – hobbit zaprotestował z krytyczną miną.

Ubrany był w elegancką miodowo-szafranową kamizelkę, a w zębach zagryzał długą fajkę, po czym wypuścił biały obłok dymu, który popłynął ku sklepieniu. Przez udo, na którym spoczywała stara księga, przewieszony był cerowany licznymi łatami zielony płaszcz, szczególnie kontrastujący z dobrej jakości strojem tego jegomościa. Każdemu hobbitowi, elfowi z Rivendell lub Strażnikowi Północy był to nikt inny niż Bilbo Baggins, towarzysz i przyjaciel Thorina Dębowej Tarczy. Innym, po prostu hobbit w kwiecie wieku, któremu z okrągłej twarzy wyzierało sceptyczne spojrzenie.

- A ja powiadam ci, że oni tam byli! Stary Took opowidał mi o oddziale łuczników, kiedy byłem chłopcem!
- Co wcale nie czyni tego prawdą, Panie Hobbicie. – padła spokojna odpowiedź elfa odzianego w szkarłatną szatę. – Czyżbyś nie wspominał również, że Gerontius Took znanym był z opowiadania przeróżnych, szalonych opowieści?
- Co wcale nie czyni ich nieprawdziwymi, Lindirze! – kręcone pule włosów podskoczyły niesfornie, gdy Bilbo skrzyżował ręce na ramionach, zagryzł zębami fajkę i posłał elfowi cierpkie spojrzenie.
I wtedy błysk zagościł w oczach hobbita, bo zobaczył stojących w progu gości.
- Ha! Założę się, że inni również słyszeli o hobbicich łucznikach, co na ratunek przyszli wielkiemu królowi Fornostu w zamierzchłych czasach!
Lindir również dostrzegł przysłuchujących się i energicznie zachęcił gestem do przyłączenia się do ich towarzystwa.
- Chodźcie, chodźcie! Pomóżcie rozstrzygnąć spór między mym drogim przyjacielem Lindirem a mną. – Bilbo zeskoczył z krzesła zapominając odłożyć płaszcz i księgi, kiedy zgiął się w pół do głębokiego ukłonu. Ręką zamiótł w powietrzu nim dłoń zniknęła w kieszonce kamizelki.
- Bilbo Baggins, do usług.




Baggins wyjaśnił, że dyskusja dotyczy istotnych dla hobbiciej historii wydarzeń z czasów upadku Fornostu. Lindir wtrącił wyjaśniając, że starożytne kroniki Arthedianu opisują jak w w 1974 roku Trzeciej Ery Słońca, Król Arvedui opuścił Fornost przed nadchodzącymi wojskami Angmara, aby zebrać armię na Północnych Wzgórzach. Choć nikt nie używał w tym czasie nazwy miasta w ruinie, to wszyscy wiedzieli, że hobbitowi i elfowi chodziło o miejsce zwane teraz Szańcem Umarłych czy też Tupią Doliną.
Baggins nalegał, że Shire wysłało oddział łuczników na wezwanie Króla Arvedui a Lindir twierdził, że nie tylko nie ma absolutnie żadnej wzmianki w zapiskach, to potwierdzającej, lecz również nikt w Rivendell o tym nie słyszał. Mało tego, żadna opowieść i pieśń Strażników o tym nie traktuje.

Cóż, prawdą było, że tylko hobbit z Shire lub ten, kto przyjaźnił się z takowym, mógł kiedyś o tym usłyszeć. Goście w Sali Ognia mogli stawać w obronie Bilbo Bagginsa lub brać stronę Lindira, lecz po żartach elfa kosztem hobbita, które tylko zaogniły spór, elf w końcu zdobył się na stoicką próbę zakończenia długiej dyskusji.

- Nieważne, w co każdy z nas wierzy być prawdą, panie hobbcie, bez dowodów potwierdzających twoje roszczenia, są one tylko marzycielskimi opowieściami przekazywanymi z rodzica na dziecko.
Bilbo nie do końca przekonany odparł z namysłem.
- Muszę ci to przyznać Lindirze. Bez dowodów, to mogą być tylko, jak powiedziałeś „marzycielskie opowieści” – przyłożył palec na ustach zamyślając się, po czym z nowym błyskiem w oku obrócił się twarzą wymalowanego uśmiechu do pozostałych gości.
- Chyba czas na zakład! Jestem skłonny postawić na tych dzielnych podróżników, że pewnego dnia wyruszą do Królewskiego Norbury i dadzą się namówić, aby wrócić i opowiedzieć nam o ich odkryciach!
Oblicze elfa zachmurzyło się, gdy słuchał słów hobbita.
- Nie sądzę, aby taki zakład był mądry przyjacielu. Nie chciałbym być odpowiedzialnym za takie niebezpieczne zadanie.
- Nonsens! – Bilbo gestykulując odgonił ręką czarne myśli elfa. – Co powiecie mi drodzy? Odważycie się być częścią tego niemądrego przedsięwzięcia przez wzgląd na starą hobbicią dumę?



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172