Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2016, 21:23   #11
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Schiele łypnął spode łba na siedzącego obok faceta. Że ten też miał czelność tak się o smokobójcach wyrażać! Gdyby tylko był mniej pijany... Kurwa! Gdyby był mniej pijany, to by tego chuja w mordę zdzielił! I tego Kłykacza też, donosiciel jeden... A nie... W sumie dobrze się z nim gada, także jakoś tak miło. No i sensowny chłopak...

Schiele, biedaczyna, nie wiedział, że sobie sam wyplata sznur, na którym za jaja zawiśnie. Kłykacz zyskał jego zaufanie, planując wbić mu w plecy nóż, natomiast Skarbek, jego ukochany/ukochana, stracił szacunek do niego. Awanturnik jednak był zadowolony, gdyż we własnej głowie ułożył sobie piękne życie z Kłykaczem za przyjaciela, Cwanym za jelenia, a Skarbkiem za źródło rozkoszy i miłości, których od żony nie dostawał. Sielanka...

Niedługo potem, zmożony alkoholem, pożegnał się z towarzyszem, skinął nawet głową ku nieznajomemu i chwiejnym krokiem ruszył do swojego pokoju. W łóżku myślał jeszcze chwilę, lecz o niczym konkretnym, bo myśli wymykały się tak samo, jak wymykała się uwaga, starająca się utrzymać obraz w jednym miejscu. Wszystko zaczynało się kręcić, kręcić niemożebnie... Ale... Chuj z tym. Będzie leżał. Miłe uczucie rosnącej przyjaźni i spełniających się planów utuliło go do snu, wraz z rzygowinami, które pojawiły się obok na sienniku.
 
Ardel jest offline  
Stary 13-01-2016, 19:56   #12
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Po tym jak Schiele poszedł spać, Kłykacz powisiał jeszcze chwilę nad kuflem, mieląc w głowie najróżniejsze nikczemne a przebiegłe myśli. W końcu nadszedł nieunikniony moment, kiedy kufel stał się suchy, jak siostra Kłykacza, jak dowcipy Schielego, jak smoczy anus. A humory wciąż domagały się trunków. Spojrzał zatem koso na siedzącego przy innej ławie mężczyznę, który kogoś mu przypominał, ale chuj go teraz obchodziło kogo. Chodziło tylko o to, żeby ów się przypadkiem nie wpierdalał, kiedy pod nieobecność gospodarza będzie myszkować za szynkwasem w poszukiwaniu gorzały.

Znalazłszy pękaty antałek i zgarnąwszy jeszcze dwa cynowe kubki, wylazł z karczmy i krokiem lekko półśrednio stabilnym ruszył w kierunku wozowni, gdzie stał obładowany łupem wóz, zostawiony pod opieką jakiegoś nieco debilowatego autochtona. Na korzyść stróżującego chłopaka przemawiała jednak gargantuiczna wprost postura z ramionami grubości niedźwiedzich łap - tylko kompletny szaleniec albo taki idiota jak Cwany zaryzykowałby bliższe spotkanie z nimi.

Buźka i brudzio, trunek rozlany, brzęknęły kubeczki. Gul... gul... gul... Kłykacz migusiem osuszył naczynie. Na jedną nóżkę, na drugą. Za skarby, za smoka. Twoje zdrowie, moje zdrowie, karczemnej dziewki zdrowie, tej cycatej. Karniaczek, misiaczek, rozchodniaczek. Duch Kłykacza stopniowo acz nieubłaganie jednoczył się z oparami spirytusu, sięgając transcendencji. Pochłaniał rzeczywistość apriorycznie - hen, daleko poza granicami poznania. Poza przedmiotem i podmiotem, poza formą i treścią. Nie ma zła bez dobra, nie ma mroku bez blasku, nie ma bytu bez odbytu. Jest tylko ciemność...

Kłykaczowi starczyło sił, żeby wgramolić się pod płótno zakrywające zgromadzony na wozie łup, zanim ostatecznie osunął się w objęcia Morfeusza. Przebudzenie jednak nastąpiło o wiele szybciej niżby się spodziewał i sobie życzył a zawdzięczał je instynktowi, który w przeszłości wielokrotnie ratował mu skórę. Bo wciąż było ciemno, mroki nocy nie ustąpiły jeszcze miejsca jutrzence. A wóz się poruszał. Wolno, jak najwolniej, jak najciszej. Cichy skrzyp, cichy brzdęk, cichy krok. I szepty...
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 15-01-2016, 21:00   #13
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Kłykacz miał wrażenie, jakby na skroniach ktoś z całej siły zacisnął mu żelazne kleszcze i zapamiętale uderzał weń młotkiem. Na razie delikatnie, bez zapamiętania, ale za to rytmicznie i nieprzerwanie. Bogowie, gotów był kląć się na każdą świętość, że aż tyle nie wypił. Skłamałby i zabluźnił, ale co do jednego miał rację. Miarowo narastający ból głowy nie był jedynie winą tego, że najebał się jak świnia.

Możliwie ostrożnie przetoczył się z ugniecionych deskami pleców a brzuch i powstrzymując się od wyrzygania się pod siebie spróbował doczołgać się do krawędzi płótna. Ciche szepty znad płachty zbiły się w niewyraźne pomruki, a nawet obolały i nietrzeźwy Kłykacz był zbyt ciekawski. A poza tym, w końcu zorientował, że wóz, w przeciwieństwie do mniej mobilnych posłań, właśnie odjeżdża w siną dal.

- ... nie uwierzę ci, że nikt tego nie pilnował. - Mówiący chrypiał, jakby ktoś skrobał go po podniebieniu zardzewiałą brzytwą. - Takie szczęście zdarza się raz na całe życie!

- Mówię ci, wchodzę do stajni, a tam nikogo! - Drugi głos był podekscytowany, a z tego podekscytowania łamiący się po chłopięcemu. Kłykacz mógł być pijany, ale rozpoznał, że mówi chłopiec stajenny.

- Dobra, to zrób mi przysługę i łap lejce. Muszę się odlać.

- Znowu się z kozła spier... spadniesz.

- Nie klnij tu na mnie, gówniarzu i bacz raczej, żeby w wykrot jakiś nie wpaść. Za złamaną topolą w prawo. - Przez chwilę poza końskimi parsknięciami i skrzypieniem powozu nic nie było słychać, ale po kilku sekundach awanturnik dosłyszał syk szczyn, rzeźbiących w wilgotnej ziemi szlaczek. Łotrzyk starał się nie usnąć i jego wysiłki się opłaciły, kiedy wyczuł w pół minuty później jak wóz odbija w bok.

- Wjedź do jaskini. - Chwila milczenia. - No jak ty kurwa lejce trzymasz. Daj, ja to zrobię. O tak. Zeskocz i obudź resztę.

Spóźniony może nieco, ale gdy tylko Kłykacz wyczuł, jak koła wozu przestają się toczyć, odczołgał się w tył i wtulił pomiędzy beczkę kiszonych ogórków od jakiejś rozradowanej śmiercią smoka baby a szkatułkę z zaśniedziałymi miedziakami, odrzuconą w ciemny kąt. Akurat w porę. Ktoś bez ceregieli zerwał płótno, oślepiając smokobójcę sztucznym, ale zbyt mocnym jak na podpuchnięte oczy Kłykacza światłem.

- Nie kłamałeś Ditmar. - Trzeci głos był męski, bez wątpienia, ale dość wysoki. Oczy awanturnika opornie przyzwyczajały się do światła, ale zbir był raczej muskularny.

- Na chuj nam ten wąż? - Czwarty i ostatni z bandytów wskoczył na wóz i wskazał otwartą dłonią ucięty smoczy ogon. Mężczyzna był niziutki, może metr sześćdziesiąt wzrostu, nie karzeł, a jedynie kurdupel.

- To ogon smoka Waldo - odezwał się znajomy zachrypnięty głos. Gruby mężczyzna o twarz jak niewyraźnej, spoconej twarzy wgramolił się na wóz. - Wiesz ile z tego jest żarcia.

- Mamy co żreć - Znów wysoki głos. Jego posiadacz był krępy i nieogolony. Kłykaczowi wydało się, że gdzieś go już widział, ale głowy by nie dał, bo prawdę powiedziawszy to i gówno nadal widział. - Zobaczmy za co możemy dostać złoto.

- Złoto też tu jest. - Stajenny, Micah, podekscytowany jak wcześniej wskoczył na wóz i zaczął szperać pomiędzy workami, beczkami i skrzynkami. Awanturnik wsunął się głębiej w swoją norę.

- Spadaj pędraku. - Niski Waldo strzelił podrostka w ucho. - Dostaniesz swój grosz. A teraz spadaj popatrzeć, czy ci smokobójcy tu nie idą. Poszperajmy chwilę, spakujmy się i uciekajmy.

- Spili się jak świnie, zauważą, że ich wóz zniknął nie prędzej niż rano. - Gruby zaczął przerzucać szpargały.

- Obyś się nie mylił, Roswell.

- A to co? - Kłykacz zwinął się jak wąż i obrócił, ale było już za późno. Nieogolony rozbójnik przygrzał mu w szczękę. Awanturnik spróbował się podnieść, ale zbir był wyżej i kopnął go w pierś, odrzucając na środek wozu. Karypel schwycił Kłykacza za jedno ramię, grubas za drugie i nim smokobójca dobrze zorientował się w sytuacji, tkwił już w żelaznym uścisku.

- To jeden z tych włóczęgów - Roswell wydyszał słowa wprost nad uchem schwyconego poszukiwacza przygód. Kłykacz zrezygnowany obwisł w uścisku bandytów. - Zdaje się, że wołają na jego Kłykacz, po jakiejś rybie.

- Faktycznie oślizgły. - Nieogolony przyjrzał się więźniowi uważnie. - Szpiegowałeś nas?

- Pierdolisz? Właśnie nas okradliście w wyjątkowo kiepskim stylu i mówisz, że was szpieguję?

Drab walnął go wielka jak bochen chleba łapą prosto w splot słoneczny.

- Nie pierdolę cię. - Poczerwieniał. Nie miał czym. Fakt, o którym wiedział tylko on i jeszcze jedna osoba, siedząca aktualnie w pewnej karczmie w pobliskiej wsi. - Zwiążcie go jak baleron i pilnujcie. Przejrzymy co mają na tym wozie i ustalimy, co z nim zrobimy.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 15-01-2016 o 22:41.
Fyrskar jest offline  
Stary 19-01-2016, 21:17   #14
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Pomysł wywalenia wsioków z karczmy okazał się słaby. Nie ma nic żałośniejszego niż świętowanie z pustymi ścianami i wznoszenie toastów za samych siebie. Cwany szybko zawinął się do pokoju, zostawiając Kłykacza i Schielego biesiadujących w najlepsze a zabierając ze sobą Skarbka. Po prawdzie, to nie miał zamiaru spać, ale kiedy przyłożył głowę do poduszki, powieki dociążone późną porą i wypitym trunkiem same się zamknęły.

Obudziło go skrzypnięcie drzwi. Chłód pod kocem i puste miejsce obok wskazywały na wymykającego się Skarbka. Dziwnym nie jest - pomyślał Cwany - sam potrzebował się odlać, ale to zrobi gdzieś po drodze. Żeby uniknąć niewygodnych pytań kamratów wymknął się z karczmy tylnym wyjściem i ruszył w miasto, o ile pipidówa, w której się znajdowali, godna była takiego miana.

Jego celem była spelunka, w której można było spotkać tutejszych typków spod ciemnej gwiazdy. Nie spodziewał się kłopotów - miejscowi obwiesie bardziej chcieli za takich uchodzić niż rzeczywiście nimi byli. Nie ta liga. Poza tym Cwany nie potrzebował kogoś od mokrej roboty, tylko zwykłego ciula, który pojedzie z wiadomością do ludzi, którzy obiecywali złoto za wydanie Kłykacza.

Cwany wiedział, jak takie sprawy załatwiać, jak rozmawiać i jak się zachowywać wśród szemranego towarzystwa. W "Zaplutym" (co było skrótem od "Zapluty karzeł") pierwsze co zrobił po wejściu, to rozejrzał się po izbie wzrokiem osoby, który wraca w znajome miejsce i skinął głową wszystkim gapiącym się na niego moczymordom zupełnie, jakby ich znał a oni jego.

Pewnym krokiem podszedł do kontuaru i zamówił piwo. Zamiast miedzią zapłacił srebrem - monetę miał już wcześniej przygotowaną i przesunął w kierunku oberżysty tak, że nikt nic nie zauważył. Tym bardziej, że karczmarz chytra sztuka, zwinął podaną monetę ruchem szybkim i jednocześnie niedostrzegalnym niczym wytrawny prestidigitator. Zapytany o osobę gotową dyskretnie dostarczyć wiadomość, wskazał jednego z typków siedzących w kącie.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 27-01-2016, 06:38   #15
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hf7eCmMPxWQ[/MEDIA]

Ulica Ciemna miała latarnią, w połowie powrotnej drogi Cwanego do karczmy, ale zgaszoną. Mąż Skarbka szedł prężnym krokiem w rękoma w kieszeniach po zabłoconym trotuarze. Lekko przeskoczył przez kałużę mimochodem w myślach knując cwanie po swojemu.

Tymczasem, za winklem ciemnego zaułka, w ciemności czaiły się cienie.
Zaś z naprzeciwka Cwanemu szedł pogwizdując mały, gruby i wyjątkowo brzydki chłopczyk.

Nim smokobójca zdążył przekląć rodziców pędarka, który szwędał się po nocy szurając kamaszami po kałużach jak ostatnia fleja, mały z byczka wyrżnął główką w berecie w trzewia Cwanego. Byłby się normalnie Cwany roześmiał w innych okolicznościach, lecz poleciał na wznak czując przeszkodę za plecami. Nogi zgięły się miast krok w tył wykonać i niczym na dźwigni, pod swym ciężarem, poleciał i wyrżnął o kamienne płyty sennego miasteczka. Huknęło niczym od uderzenia w pusty bęben, gdy potylica sięgnęła bruku. Gwiazdy na niebie zatańczyły, a zza mlecznej drogi, wirującej niczym młyńskie koło lub skrzydła wiatraka patrzyły z góry dwie, szkaradne japy karłów.

Trzeci, ten przez którego Cwany wywinął koziołka, wstał z klęczek i wytarł błoto z dłoni w skórzane portki.

- Klawo! – ucieszył się widząc zeza na zdębiałej, pełnej bólu i ekspresji zdziwienia gębie ofiary.
- Benny i Kjed za kulasy chytajcie. Ja z Borge za grabie.

Szybciutko unieśli bezwładne członki nietomnego i prędko przebierając krótkimi nóżkami, szorując odzieniem po ziemi Cwanego, zaciągnęli go do zaułka bocznej uliczki swojsko capiącej kompostem, szczynami i rybimi trzewiami.

- Na trzy! – rzekł najmniejszy prowodyr.
- Raz!!! – ściszonym chórem bujnęli Cwanego na prawo.
- Dwa! – na lewo.
- Trzy!!!! – ciało zabójcy smoków gruchnęło o deski dwukołowego wozu.

Benny za wodze biorąc kuca wskoczył na kozioł. Reszta na pace sprytniutko i szybciutko pętała jeńca sznurem w ciasną okrętkę.

Oddalający się pisk trzeszczącego koła wozu, co na wybojach czarnej uliczki trząsł czuprynami zdeterminowanych karłów, słychać jeszcze było prze chwilę. Potem cisza zaległa na Ciemnej, przerwana dopiero wrzaskiem szewskiej pasji.

- Osz! - wy! - kurwa! - wasza! - lepsza!
- Misiu! Niewinnam! Spałam!

Z piętra kamienicy, przez z hukiem rozwarte okiennice, wyskoczył bez wahania chudy nygus zwinnie lądując w rynsztoku na lekko ugiętych nogach. Nie czekał, ani na ubrania, ani na pojawienie się w oświetlonej framudze sypialni wracającego przedwcześnie z nocnej zmiany małżonka Celiny. Gołodupiec z rozwianym włosem, bijąc piętami w poślady, pognał w noc.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 27-01-2016 o 06:56. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 03-02-2016, 05:30   #16
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZJDIXjsysqg[/MEDIA]

Egon… Ojciec na imię dał, a potem zmył się i tyle go widzieli. Biedna matula, ile ona musiała znosić na rogu pod latarnią, żeby ją na ludzi wychować… Tak mniej więcej około trzynastego roku życia świat wywrócił się do góry nogami, kiedy głos opuścił się kilka oktaw niżej wraz z rosnącymi, dziewczęcymi jądrami. Bo przecież wierzyła, że jest dziewczynką. Piękny warkocz matula zaplatała wraz z drugą mamą każdego poranka. Po jej śmierci, już w sierocińcu musiała nosić męskie ubrania, a kiedy na buzi zaczęły rosnąć wąsy i broda, nie chciała żyć! Nigdy nie była najostrzejszą brzytwą na podorędziu fryzjera, lecz w końcu zrozumiała, że bogowie z niej zakpili. Z szokiem zrozumiała, że miała najprawdziwsze, owłosione, męskie ciało i że nie ma na świecie wcale żeńskich penisów!!!

Wychylił zamówioną setkę w usta, a potem machnął głową do tyłu posyłając gorzałę prosto w gardziel.

Eh… Skarbek spojrzał mętnie w barowe lustro, z którego odbicia patrzył na nią wypitym, obleśnym wzrokiem znajomy brzydal, jej niepożądane alter ego.

- Zamykam. – mruknął karczmarz odstawiając ostatnią wypolerowaną szklaneczkę.
- Yhym… - Egon wstawszy położył na blacie złotą monetę, ostatnią i jedyna pamiątkę po matuli.

Na pożegnanie.

Owinąwszy się szary płaszczem ruszył do swojego zajazdu, gdzie w ciepłych pieleszach czekał jej, jedyny, najprawdziwszy małżonek. Ha! A jednak los uśmiechnął się do brzydkiego kaczątka! Zaśmiał się gardłowo i przełknął wielką gulę wzruszenia dorodną grdyką.

Ledwie co ruszył w lepszym nastroju, gdy wtem zza rogu wyskoczył golusieńki, bosy facet. Biegł środkiem uliczki dyndając fujarą w te pędy jakby go sam diabeł gonił, lub… czyżby zboczeniec jaki? Kobiety myśli straszyć po nocy ekshibicjonista?!
Widząc nadchodzącego pewnym krokiem mężczyznę w płaszczu, kochanek, który przed chwilą jeszcze był w objęciach ud nienasyconej konstablowej, zwolnił nieco aż w końcu stanął, niepewnie, w pół kroku.

Heh, żachnął się Skarbek. Zbok chce imponować!

- Phi! – bąknął Egon lekceważąco. – Z taką dżdżownicą?! – niedbale wytknął przyrodzenie golasa.

Rozwarł poły płaszcza, czym śmiertelnie zaskoczył młodziana, który z wrażenia zrobił wielkie oczy i kilku kroków w tył. Nie obracając się za siebie ni razu, puścił się pędem z powrotem w uliczkę, z której przybieżał jeszcze szybciej piętami bijąc po gołej dupie.
Egon zamaszyście okrył się szatą niczym magik czarodziejską peleryną i zmrużył zawadiacko oczy z niekłamaną satysfakcją. Czasami bywał dumny z tego defektu.
Pomyje z kubła, chluśnięte z okna w rynsztok znienacka, tuż pod nogi sprawdziły Skarbka na ziemię, obryzgawszy płaszcz i kulasy po kolana.

- Te! – krzyknął basem ocierąjąc łydki. – Patrz, gdzie lejesz po nocy!
- Ciesz się, że nie toaleta! – odfuknął damski, zachrypnięty głos.

Rację miała, musiał jej przyznać i tym udobruchany przyśpieszył kroku.
Pora na eliksira. Łypnął kapę z flakonika i ruszył nieśpiesznie, a kroczący wiernie cień rzucany bladą latarnią, stawał się coraz drobniejszy, wysmukły i gibki, gdy długie nogi kołysały kobiece biodra.


***


Cóż to? Nie ma Cwanego? – Skarbek zerknęła za zasłonkę, czy oby małżonek nie siedzi na wiaderku. Nie było… Dziwne. Wzruszyła ramionami i chciała rzucić się w pielesze, wrzucić jaja za tapczan, gdy zatrzymała się w poł kroku. Mrużąc oczęta łypnęła ku drugiemu łożu, gdzie na jaśku kręciły się loczki Schielego. Kocim stąpaniem zbliżyła się do łoża kochanka i zanurkowała pod pościel niczym rekin spod fal kołdry powoli płynący w pomiędzy nogi śpiącej ofiary.

Jeśli Schielego nie obudziły miękkie, ciepłe usta zawarte na przyrodzeniu, tudzież masowane opuszkiem palców jądra, to mógł z pewnością brzdęk tłuczonego szkła, który gwałtownie zmącił ciszę sypialni.
Skarbek natychmiast zerwał się na kolana do przysiadu odkrywając poza siebie pościel z wyrka.

- Ładny mam biust? – filuternie zatrzepotała rozwianymi cyckami.

Potem przeniosła wzrok na nieproszony obiekt.
Jednak nie był to niegroźny dowcip miejskich urwisów! Kambulec owinięty był w papier spisany… juchą…

A z odwiniętego listu wypadł… paluszek?... ze ślubną obrączką Cwanego….!!!

- Nieeeeeee!!!!!!! – Skarbek darła włosy z głowy Scheilego kurczowo wplatając się w burzę czupryny.

Po czym omdlała nieboga szczerze ubodzona takim barbarzyńskim okrucieństwem jakiego dopuścili się jacyś brutale na ciele jej ukochanego małżonka!
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-02-2016 o 05:39.
Campo Viejo jest offline  
Stary 03-02-2016, 22:21   #17
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Schiele został przebudzony przez trzy skrajne uczucia - przyjemność, niepewność i irytację. W tym połączeniu i z dodatkiem alkoholowej pomroczności jasnej, zakończyło się to wypowiedzią:

- Ładny co kurwa ciszej.

A następnie mocnym zawrotem głowy, który sprawił, że Schiele po powstaniu z łóżka zwalił się na podłogę, która wciąż jeszcze się nieco kręciła. Chwila minęła zanim zadecydował, gdzie jest góra, gdzie dół i kim jest ta śliczna osóbka, która tak paskudnie krzyczy, raniąc bolącą głowę.

- No już, już... - starał się uspokoić kobietę, byleby tylko zamilkła. Nie wytrzyma dłużej tego krzyku. - Dawaj - warknął i wyrwał kartkę z ręki Skarbka, w momencie, w którym ta omdlewała. Kobiety...

Palec potoczył się po podłodze, na co Schiele wzruszył ramionami i zaczął rozszyfrowywać nabazgrany liścik. Nie dość, że pisał go jakiś niechluj, to czytanie nie było najczęściej trenowaną zdolnością smokobójcy.


- Mroczne sowy? Co za nazwa... - Po chwili zbladł nieco, gdy przypomniał sobie, kimże te sowy były. - Druga banda smokobójców. Cholera. - Plasnął Skarbka lekko w twarz, coby ją obudzić. - Naszego porwali! Tylko którego? Nic tu o tym nie stoi...
 

Ostatnio edytowane przez Ardel : 09-02-2016 o 13:15.
Ardel jest offline  
Stary 06-02-2016, 21:55   #18
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Plaskacz wymierzony w skarbkowy polik skutecznie wyrwał Egona z odmętów niebytu. Może nawet zbyt skutecznie, bo do głosu doszła pierwotna część natury, skrywana na co dzień w najgłębszych zakamarkach umysłu.
- Co, kurwa! - nieoczekiwanie wychrypiał ciężkim barytonem.
Oczy Schielego rozwarły się szeroko. Bezbrzeżne zdumienie kompana uświadomiło Egonowi popełniony błąd.
- Motyla noga! - tym razem ze skarbkowych ust dobył się już czysty alt.

Skarbek wkrótce całkowicie doszedł do siebie i rozwiał wątpliwości Schielego odnośnie właściciela palca, wskazując na obrączkę oraz na fakt, że Schiele swój palec z obrączką ma na swoim miejscu. Ciężar argumentów był wystarczający i kompani ruszyli szukać Kłykacza, żeby go powiadomić o wydarzeniach i radzić, co dalej.

Wizyta w wozowni zaowocowała kolejnym niewesołym odkryciem. Oto w miejscu, w którym pod opieką miejscowego osiłka o obliczu myślą głębszą nieskażonym zostawili wóz ze smoczym łupem, i w którym spodziewali się też znaleźć Kłykacza, z wszystkich oczekiwanych obiektów ostał się tylko ten najmniej ważny a do tego znajdujący się w stanie wskazującym na niedawne spożycie dużych ilości alkoholu. Na tyle niedawne i na tyle dużych, że możliwość komunikacji była całkowicie wykluczona gdzieś tak do południa. Zresztą nie wyglądało na to, żeby ten osioł cokolwiek wiedział o zniknięciu powierzonego mu dobytku.

- Co robić, co robić?! - Schiele rwał włosy z głowy - Skarb zniknął a nawet jakbyśmy go mieli, to i tak nie wiadomo, gdzie dostarczyć okup. I jeszcze Kłykacz zniknął! Coś mu się musiało stać, bo nie wierzę, żeby wystawił własnego szwagra. On by wiedział, co robić.

- Spokojnie. - Skarbek zdołał ochłonąć i trzeźwo analizował sytuację, w której się znaleźli. - Damy jutro z samego rana na rynku ogłoszenie, że baron Villentretenmerth, zachwycony pokonaniem tutejszego smoka, szuka śmiałków do rozprawienia się z gadem panoszącym się na jego włościach. Chętnych zaprasza w porze popołudniowej na rozstaje za placem Starej Gruszy na wylocie z miasta w celu ustalenia szczegółów. Myślę, że nikt poza naszą chciwą konkurencją się tam nie pojawi. Tymczasem my będziemy tam już wcześniej, zaczajeni gdzieś w pobliżu i kiedy tamci się znudzą czekaniem na nieistniejącego przedstawiciela barona, pójdziemy za nimi do ich kryjówki. Albo - jeśli będzie tylko jeden - capniemy od razu na wymianę.

Schiele nie oponował, a nawet skwapliwie przytakiwał, wdzięczny Skarbkowi za wymyślenie planu i podjęcie jakichś decyzji. Niemniej jedna myśl nadal nie dawała mu spokoju.
- Dobrze. Ale co z Kłykaczem i skarbem? Twój plan nie przybliża nas do ich odnalezienia.
- Spokojnie - powtórzył Skarbek. - Po kolei. Na wszystko przyjdzie pora i czas. Jak będzie nas troje, to prędzej coś wymyślimy. Poza tym Kłykacz jest nie w ciemię bity. Nie zdziwię się, jeśli jutro pojawi się tu z powrotem ze skarbem i złodziejami związanymi, jak balerony. Tymczasem chodźmy spać, jutro będzie nam potrzebny świeży umysł i siły.

Schiele był jakoś nie do końca przekonany. Odprowadził Skarbka wzrokiem a sam stał dalej, bezradnie rozglądając się po miejscu, w którym powinien znajdować się ich wóz. Księżyc świecił jasno. Czy to złudzenie, czy w miękkim piasku dają się dostrzec niezadeptane jeszcze ślady kół...?
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 08-02-2016, 16:07   #19
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Schiele rozmyślał. Skarbek chciał, żeby ratować jej męża. A przecież miał jego. Tuż przed płaczem za mężem znalazł się pod pierzyną Schielego. Jaki tu sens? Zrozum kobiety... Jednak... Jednak pijackie opary starały się podać mężczyźnie uzasadnienie. Był już blisko zrozumienia, kiedy to wzięła go jakaś niestrawność, z pewnością po mięsiwie podłym, no bo nie po alkoholu, i zwymiotował na bruk.

Od razu rozjaśniło mu się w głowie. Ciężko się myśli, kiedy ciężka strawa na żołądku leży. Kłykacz w potrzebie, jego druh i przyjaciel. A wraz z nimi łup, co również ma wpływ na wybór priorytetu. Jeno dla Skarbka też chciałby co zrobić. Ale może przeca jednej nocy nie przespać? Ano, może. Więc teraz sam Kłykacza poratuje, potem się nad ranem z dziewką na Cwanego przejdą.

Ruszył więc śladem kół wozu, czując się jak prawdziwy tropiciel, łowca. Nie było to łatwe, bo co jakiś czas złośliwie ślady rozdwajały się, by potem zlać w niejednorodną masę, jednak parł naprzód niczym opancerzony rydwan ciągnięty przez żubra. Ślady opuszczały wioskę, a wraz z nimi opuścił ją Schiele. Zanim zobaczył wejście do jaskini, usłyszał głosy sprzeczających się o podział łupu rzezimieszków. Skarb porwany przez zwyczajnych bandytów? - zaśmiał się w duchu Schiele. Wyszarpał z pętli przy pasie ciężką gwiazdę zaranną i w pijackim widzie zaszarżował, prosto w otwartą pochwę groty.
 

Ostatnio edytowane przez Ardel : 09-02-2016 o 13:15.
Ardel jest offline  
Stary 13-02-2016, 21:38   #20
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
W pijackim widzie Schiele myślał raczej pochopnie. W ogóle "myślał" nie jest tutaj właściwym słowem. Wiedziony pierwotnym instynktem, atawistyczną reakcją, wspierany przez wyszkolenie pozwalające mu walczyć ze smokami, ruszył na wroga, by odzyskać zagrabione dobra i odbić członka stada. Zaszarżował na pierwszego dostrzeżonego przeciwnika niczym locha w obronie warchlaków a gwiazda zaranna kołowała mu nad głową niczym jastrząb wypatrujący celu i jak ptak ów pikujący na zająca tak i ona runęła na głowę najbliższego napotkanego przeciwnika.

Trafiony łeb pękł jak dojrzała śliwka a rozpryskujące się kawałki mózgu i krwi chlapnęły prosto w twarz Schielego, pozbawiając go na chwilę wzroku. Wymachując wściekle straszliwą bronią, żeby utrudnić podejście wrogom, pośpiesznie wytarł oczy rękawem. Kiedy odzyskał wzrok światło latarni migoczących w jaskini pozwoliło mu dostrzec, w jakie łajno się wpakował. Stał naprzeciwko dwóch, otrząśniętych już z zaskoczenia i gotowych do walki przeciwników. Jeden z nich właśnie kończył naciągać kuszę, drugi dzierżył ogromny rzeźnicki topór. Równocześnie za sobą usłyszał tupot. No jasne, strażnik. Pewnie ladaco przysnął na posterunku, kiedy go mijałem - pomyślał Schiele.

Zabicie człowieka nigdy nie jest łatwe. Kiedy do tego doszło spojrzenie w oczy śmierci, Schiele natychmiast otrzeźwiał. Nagły zwrot połączony z unikiem i wyprowadzeniem gwiazdy dokładnie w miejsce, gdzie po zbliżających się szybko z tyłu krokach sądząc, powinien znaleźć się nadbiegający trzeci rzezimieszek. Kurwa, to jeszcze dzieciak - Schiele w ostatniej chwili odruchowo nieco wyhamował i zmienił trajektorię głowicy tak, że osunęła się tylko po lewym ramieniu stajennego Micaha, wyrywając jedynie kolcami nieco mięsa. Mimo to pałka dzierżona przez prawą rękę napastnika, jakkolwiek spowolniona, doszła celu. Górna warga zabójcy smoka została zgnieciona na miazgę a dwa siekacze wpadły do środka gęby, zostawiając wielką szparę w i tak przetrzebionym uzębieniu.

Pomny naciąganej kuszy Schiele minął skowyczącego z bólu Micaha i szalonym pędem ruszył do wyjścia z jaskini. Rozkwaszona warga promieniowała bólem a wybitymi zębami mało się przy tym nie zadławił. Znalazłszy się u progu pieczary i słysząc dźwięk zwalnianej cięciwy kuszy, błyskawicznie skoczył w bok. Zdążył jeszcze pomyśleć dwie rzeczy: Gdzieś już widziałem gębę tego typa z toporem oraz O, kurwa... zanim stoczył się ze stromej i wysokiej skarpy, wznoszącej się nad spływającym w dole bystrym, górskim potokiem.
 
dzemeuksis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172