Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-02-2009, 18:21   #211
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 3 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, poranek.

Spostrzeżenie Smoka przywiodło myśli samurajów bliżej, do tego, co czekało ich wkrótce. Akito zasępił się nieco, Strażnica Wschodu nie miała dobrej opinii w klanie z paru powodów. Niewielu tam stacjonujących trafiało tam po prostu ze zwykłego przydziału. Na pewno każdy z klanów miał takie miejsce, ale Akito czuł wyraźną niechęć do opowiadania o tym Skorpionowi i Smokowi.

"Do diaska, kto chętnie opowiada postronnym o wrzodach na tyłku?"

Myśli Kraba wybiegły do przodu, ku celowi ich podróży. Droga, którą podążali, dziś (jeśli zwiększą tempo, na samą myśl uda zapiekły w proteście) powinna doprowadzić do rozstajów. Tam staną przed wyborem, udać się do prowincji Doman, czy od razu zmierzać do Strażnicy Wschodu, a potem Twierdzy Oblicza Wschodu.

Hida zastanawiał się też, komu przekazać dwa listy, jakie miał dostarczyć do prowincji Doman. Oczywiście, mógł pojechać do posterunku granicznego, leżał on ledwie pięć ri za rozstajami, ale patrząc po tempie dotychczasowej drogi, to było nadłożenie dnia. A jak stwierdził Mirumoto - czas był kluczowy.

No i zostawała przeprawa przez Puszczę. Było parę dróg mniej znanych, z których co najmniej trzy zaczynały się w Strażnicy Wschodu. Były też dwie znane drogi, którymi podróżowali ludzie do Twierdzy Oblicza Wschodu. Shiro Kaotsuki no Hisashi było bowiem także placówką dyplomatyczną. Nie tak znaną jak pałace Yasuki w pozostałych ich prowincjach, nie tak prestiżową jak Kyuden Hida... ale było. Dla tych odważnych, lub zdesperowanych, co decydowali się na przeprawę przez Shinomen Mori by porozmawiać z daimyo prowincji Shinda, Yasuki Saemi-sama, czekały gorące kąpiele, wygodne pokoje, wszelkie rozrywki i - co najważniejsze - ucho zaufanego człowieka daimyo całego rodu Yasuki. Yasuki Saemi bowiem zdobył zaufanie swego pana, Yasuki Taki, jeszcze w szkole, i dotąd je utrzymał.

No i tam można było spotkać Sokoły, a jeśli ktoś miał doświadczenie w przeprowadzaniu ludzi przez Shinomen cało... to właśnie ludzie z tego małego klanu.

Manji na temat Puszczy znał tylko opowieści. Sam na ziemie Kraba trafił przez ziemie małych klanów, podróżując po trochu ziemiami Zająca, po trochu ziemiami Lisa wreszcie przecinając ubogie (nawet w porównaniu z ziemiami Skorpiona, które nie raz nazywano najbiedniejszymi w Cesarstwie) i kamieniste tereny Klanu Wróbla.

Na życzenie ojca obrał taką właśnie trasę. Jak pisał Bayushi Shizuge:

"Rozglądaj się uważnie wędrując ziemiami małych. Zapamiętuj co widzisz, i wcale nie mam tu na myśli ich wojsk czy twierdz. Nie powierzę więcej temu listowi, ale wiedz, mój synu, że informacje o wojskach mniej będą istotne niż rzeczy takie, jakimi interesował się pierwszy z naszego rodu."

"Liczydło zamiast miecza", pomyślał młodzian, ale poszedł za słowami swego ojca, ciekawiąc się umiejscowieniem kopalń czy kamieniołomów, wyrębem drewna czy tym gdzie wiodły i co odwiedzały najlepiej utrzymane trakty.

W końcu, jeśli wierzyć listowi ojca, to mogła być dla niego przepustka z niełaski...


Fukurou przypomniał sobie mapy. Najkrótsza droga wiodła przez Strażnicę Zachodu i potem przecinała Shinomen Mori. Podróżując tak wychodzilo się z Puszczy Stu Śmierci w prostej niemal linii na Przełęcz Beiden. Żadnego nadkładania drogi. Tego był pewien. Niestety, jeśli dobrze pamiętał, to to była najmniej wygodna i najbardziej niebezpieczna droga...


Strażnica Wschodu, twierdza terytorium Klanu Kraba; 3 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, południe.


Strażnicy przy bramie niechętnie stanęli w szyku na wezwanie gunso. Komentarze czynione półgłosem czy wyraźna opieszałość w wykonywaniu komendy zwykle w wojsku Kraba gwarantowały jakąś naganę, jeśli nie karę, ale tym tutaj zdawało się to nie zaprzątać głowy. Gunso zaś... promieniał i nawet zachowanie jego podkomendnych witał dobrym humorem.

- Hołoto! - rozpoczął wesoło - od dziś zmieniacie przełożonego!

Komentarze ucichły, a twarze sposępniały. Strażnicy znali swego gunso, Hida 'Okami' Tatewaki i wiedzieli czego się po nim spodziewać. Tatewaki przybył tu za swoim panem i służył przez ostatnie dwa lata wypełniając jego i swoje obowiązki, podczas gdy jego pan zapijał się w trupa, próbując o czymś zapomnieć lub zatopić to w sake.

Powszechnie uważano, że Tatewaki marnuje się, służąc pijakowi, ale ten, z uporem godnym lepszej sprawy odrzucał wszystkie okazje do przeniesienia, transferu czy zmiany pana. A było ich trochę.

- Nie martwcie się, słyszałem, że nowym przełożonym będzie istny bohater! Nikutai, który ma tu pozostać aż rana mu się zagoi, walczył wśród berserkerów nieopodal Shiro Kaiu. Oto zresztą i on! Konnichiwa, Hida Amoro-san!

Po oddziale przeszedł szmer. Oczy kryminalistów, dezerterów i łotrzyków zesłanych tutaj wskutek własnych błędów, przestępstw lub porażek zlustrowały 'nowego' z nadzieją. Tylko nikutai? W dodatku ranny? Zapowiadały się lepsze czasy...

- Hida-san, zdaję Ci odział - rzucił krótko Tatewaki, kiedy jego powitanie zostało zbyte krótkim chrząknięciem niższego stopniem. Pobliźniona twarz Amoro, jego płonące pasją oczy a nade wszystko odpychający grymas dobitnie zniechęcał do rozmowy czy choćby bliższego kontaktu. Tatewaki z satysfakcją pomyślał, że oto trafiła kosa na kamień, sześciu zbirów jakich miał pod swoją komendą ostatnie pół roku nie rokowało szansy na nic, a honor był dla większości z nich pustym słowem. Ale nowy dowódca nie wyglądał na miękkiego, a pochodził z jednej z najstraszniejszych szkół Rokuganu. No i miał TĘ krew w żyłach...

Ale, gdyby jedyna osoba, której Tatewaki odpowiadał szczerze i prawdziwie, obojętnie jak brzmiało pytanie, zapytała go czy chciałby oglądać co dalej... pokręciłby w milczeniu głową. Nie odnajdywał przyjemności w krwawej jatce czy poniżaniu innych. A to właśnie przewidywał, że nastąpi, obojętne która ze stron wygra.


Seirei Mura, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 23 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, późne popołudnie.


Ziemie Czempiona Klanu Żurawia były przepiękne. Seirei Mura, zwana Wioską Duchów z racji paru całkiem zabawnych pomyłek, stanowiła dobre miejsce dla wypoczynku i letniej zabawy. Położona w pół drogi między Shiro Sano Kakita a Mura Nishi Chushin wioska stanowiła dobry punkt odpoczynku pomiędzy Piastą i stolicą Żurawi, zamkiem Pani Doji i pierwszego Kakity.

Doji Taeko z ukontentowaniem spoglądała na zielone, nasłonecznione równiny z zacienionego tarasu. Jedna służąca rozczesywała jej piękne i gęste kruczoczarne włosy, druga pielęgnowała białe i drobne dłonie kobiety, dwie dalsze, dużymi wachlarzami chroniły swą panią przed zbytnim upałem letniego dnia. Kolejna służka krzątała się przygotowując toaletę swej pani na dzisiejsze przyjęcie.

- Pani, pan Kakita Hatamai przesyła pozdrowienia - odezwał się młody heimin z wnętrza domu - oraz nowe kimono. Co mam z nim uczynić?

- Pan Hatamai przechodzi samego siebie z tymi prezentami - rzuciła jedna z wachlujących kobiet - wczoraj był piękny wachlarz, poprzednim razem słowik, teraz kimono... takie prezenty muszą sporo kosztować, pani.

- Wiem, głupia. - znudzonym głosem rzekła pani Doji - Odeślij, oczywiście, Sai. I dodaj... albo czekaj. Sama dodam notkę. Możesz tymczasem wnieść i pokazać prezent... chyba, że musiałbyś go rozkładać. Wtedy byłoby to już nieuprzejme. Prezenty? Pan Hatamai nie zdobędzie mej przychylności prezentami... zwłaszcza takimi, jakie podarował mi już kiedyś mój mąż. Nic to nowego.

Gest wypielęgnowanej dłoni posłał służkę po Cztery Skarby, zaś pani Doji zamyśliła się nad treścią listu na moment. W pewnym momencie jej błękitne oczy przeszyły młodego heimina ostrym spojrzeniem:

- Sai, skąd ta cisza w domu? Gdzie moje utrapienie, ta niewdzięczna dziewczyna?

Sai przełknął ślinę. Niewielu mężczyzn, zwłaszcza młodych, potrafiło znieść spojrzenie Doji Taeko. Nie darmo była jedną z najpiękniejszych kobiet rodu Doji swego pokolenia.

- Panienka wyszła, pani, zaraz po śniadaniu. Tre... tre... trenować.

Zapadła długa cisza. W końcu pani Taeko odezwała się, niezwykle łagodnie.

- Sai, ufam ci. Tobie oraz twej uroczej siostrze. Dlatego wierzę, że niezależnie od tego, co miałoby się stać, zadbacie o to, by to dziewczę mogło dziś pójść na przyjęcie pana Hatamai o czasie i ubrane tak, jak na młodą dziewczynę rodu Doji przystało.

Sai ze świstem wciągnął powietrze, przytakując. Doskonale wiedział, że zaufanie jego pani to jedyne co daje mu posadę służącego. Jeśli zaś on i jego siostra ją stracą, ich matka niechybnie umrze z głodu. Tylko pieniądze jego pani trzymały ją przy życiu, tylko one bowiem zapewniały opiekę shugenja. A bez niej, szaleństwo ich matki zabrałoby ją.

Natomiast życzenie, by młoda kobieta pojawiła się na przyjęciu jako dziewczyna z rodu Doji... mogło być niewykonalne.

Służący skłonił się milcząc i odszedł, by wykonać wolę pani tego domu.


* * *

Wioska Duchów daleka była od mistycyzmu jaki nasuwała jej nazwa. Miała dwie dzielnice, choć formalnie rzecz biorąc, nie było żadnych podziałów, murów dzielnicowych czy bram. Złożona głównie z gospód i pięknych, gotowych do wynajęcia domów dzielnica reprezentacyjna leżała wzdłuż drogi i była 'twarzą' jaką Seirei Mura prezentowała światu. Dalej od drogi, leżały domy rolników i pola uprawne. I to - jak zorientować się mógł każdy, kto zapuścił się tu - była większość wioski.

Ciekawostką znaną niewielu było to, że rolnicza część wioski przynosiła przez cały rok ledwie dwukrotnie większy dochód niż reprezentacyjna część wioski przynosiła latem i połową wiosny i jesieni. Wtedy bowiem, Seirei Mura przeżywało swój rozkwit dzięki tym wszystkim, którzy mieli jakieś interesy do załatwienia w okolicy, albo po prostu organizowali jakieś przyjęcia czy bale. Organizacja takowego w Shiro Sano Kakita lub w Piaście była w końcu znakomicie droższa a niekoniecznie różniła się poziomem - choć na pewno prestiżem.

Sai i Mae wiedzieli jednak dokąd się udać by odnaleźć 'utrapienie' pani Taeko. Utrapienie pogrążone było w trakcie dość skomplikowanego kata wykonywanego długim kijem, w którym od biedy można było dopatrzeć się yari... Bushi, któremu nieobca była szkoła bushi Feniksa, poznałby samo kata i mógłby pokręcić głową - było to kata wykonywane naginatą.

Jednak młoda dziewczyna nie miała naginaty. Yari także nie. Miała jedynie długi kij, który od biedy mógł temu akurat kata posłużyć.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 09-02-2009, 19:32   #212
 
Sakura's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakura nie jest za bardzo znany
Seirei Mura, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 23 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, późne popołudnie.

Młoda dziewczyna starała się kontrolować każdy ruch. Wykonywała je już setki razy, ale nadal nie była usatysfakcjonowana. Za każdym razem coś zakłócało ich płynność. Czy to niefortunne ułożenie stopy, czy też niewłaściwy kąt odchylenia broni. Po raz kolejny zatrzymała się w takiej właśnie chwili i próbowała przemyśleć jak zachowa się miecz napastnika w zetknięciu z jej bronią ułożoną w ten sposób. Niestety, z przykrością musiała stwierdzić, że miecz przeciwnika zamiast ześlizgnąć się po ostrzu daleko poza jej ramieniem, jakby niewątpliwie się stało, gdyby odpowiednio złożyła się do zbicia, w takim nachyleniu przejdzie po prostu po jej ramieniu. To będzie koniec jej drogi wojownika,... albo nauczy się walczyć jedną ręką.
Po dojściu do tych smutnych wniosków, zwróciła się w stronę przybyłych służących. Jedno spojrzenie na ich zatroskane miny wystarczyło, aby pojąć, że wieści, jakie przynoszą, z pewnością nie będą miłe. Było późne popołudnie, więc matka z pewnością szykuje się na wieczorne przyjęcie, niezależnie od tego, dokąd tym razem się udaje. A, że gdzieś się udaje to więcej niż pewne. W przeciwnym razie widziałaby przygotowania, świadczące, że sama takie przyjęcie wydaje. Dziewczyna nie przepadała za takim życiem. W górach nikt o niczym takim nie myślał, choć ojciec dla matki zrobiłby wszystko. Czegokolwiek by sobie nie zażyczyła. Wydawał przyjęcia i to najbardziej wystawne, sprowadzał aktorów, tancerzy, śpiewaków, dostarczał jej więcej atrakcji, niż wszyscy jego przodkowie razem wzięci dla swoich żon. Jednak to co działo się tutaj, przechodziło młodzieńcze wyobrażenie Sakury. "Jak można nic innego nie robić, tylko się bawić?!?" - myślała, pełna zdziwienia. Nie protestowała jednak. Ojciec by tego nie chciał. Przysięgła mu wierność, a on był wierny matce. Przysięgła służyć, a on służył jej. Nie zawiedzie go. Niezależnie od tego, jak bardzo jej się tu nie podoba. Niezależnie od tego, jak bardzo tęskni za domem i jak nieznośnie jej go brakuje. Matka Amaterasu zawiodła ją tutaj i tutaj przyszło jej trwać.
Dziewczyna przyjrzała się dokładniej dobrze znanym twarzom. Lubiła ludzi pracujących dla jej matki. Byli dla niej jakąś ostoją, wsparciem, wśród wszechogarniającego morza gładkoustych Żurawi. Przy nich mogła się pośmiać, przy nich mogła być nadal dzieckiem, przy nich mogła trenować... Wiedziała, że jej matka nie pochwala tego, czego się uczy. Starała się schodzić jej z drogi i nie narażać na widoki dla niej przykre. Musiała jednak trenować. Była bushi. Tak jaj jej ojciec. Tak jak jej dziadek i jego ojciec i jego dziadek. Tak jak jej przodkowie od pokoleń. Matka nie może jej tego zabronić. Nawet, gdyby chciała. Są granice jej posłuszeństwa względem Shiba Taeko... Coraz bardziej jednak jej matka do tych granic się przybliżała.

Sakura uśmiechnęła się lekko, jakby godząc się z nieprzyjemnymi wiadomościami niesionymi przez służbę i starając się dodać im otuchy przed przekazaniem złych wieści. Łagodnie i na tyle pogodnie, na ile potrafiła wykrzesać z siebie pozytywne myślenie zapytała:
- Czymże mogę tym razem służyć mojej szlachetnej matce?
Miała na końcu języka określenie "Szlachetnej Shiba Taeko", ale powstrzymała się od tego. Jej matka nie lubiła jak tak o niej mówiono i wpadała w straszną złość, gdy ktoś tak się do niej zwracał. Sakura nie chciała jej drażnić. Nie chciała jej sprawić przykrości... Ojciec nie byłby z tego zadowolony. Zawsze starał się, aby była szczęśliwa. Sakura była Jego córką. Nie chciała Jego zawieść. Dlatego starała się nie przeszkadzać matce i sprawiać, aby była szczęśliwa. Niezależnie od tego, jak bardzo nieprzyjemne zadanie jej tym razem wyznaczyła, postara się spełnić je najlepiej, jak potrafi.
Teraz oczekiwała odpowiedzi i jedyne czego pragnęła, to nie pokazać po sobie, jak bardzo ją ona dotknie... Bo to, że będzie nieprzyjemna, widziała po minach posłańców.
 

Ostatnio edytowane przez Sakura : 11-02-2009 o 20:19. Powód: dodanie nagłówka
Sakura jest offline  
Stary 10-02-2009, 22:59   #213
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Zejście z Shiro Togashi, terytorium Klanu Smoka; wieczór trzeciego dnia miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Choć spowijająca wilgotnym kocem mgła tłumiła wszelkie odgłosy nadając tej osadzie wygląd niemego miasta duchów młoda Togashi i tak miała szansę wywołać sensację. Wystarczyłoby zacząć dobijać się do któregoś z domostw a nim cała sprawa wyjaśni się cała wioska stanie na nogi zaalarmowana obecnością nocnego gościa. Jednak Kyoko nie zamierzała wykorzystywać swego statusu który ciążył właśnie u pasa zimną stalą uśpionych kling.
Ostrożnie wkroczyła do kuźni szukając pod dachem osłony przed wiszącą w powietrzu wilgocią i ciepła przy być może tlącym się jeszcze palenisku. I choć niejednokrotnie udawało jej się przezwyciężyć słabość ciała siłą umysłu tym razem nie chciała nawet próbować. Ta noc miała być okazją kontemplowania samej siebie. Słabej, wychłodzonej, zawilgoconej siebie. Jednak już chyba nie potrafiła spać głęboko i beztrosko. Móc zignorować dźwięk i ruch.
"Żaden skorpion nie przepuścił by takiej okazji."
Przemknęła nie do końca chciana myśl, a umysł sam podsunął obrazy.
...
Obserwowała jak młody bushi nieporadnie zasłania się tykwą świeżo przyniesionej wody. Mężczyzna o przewiązanej chustą twarzy, który jeszcze przed chwilą zdawał się pochłonięty rozpalaniem ognia, nacierał właśnie bezlitośnie zmuszając swój cel do cofania się nie dając mu szansy na dobycie broni...
...
Widziała też kiedyś jak noszący szarą, skrywającą jedynie oczy maskę, Skorpion podając swemu uczniowi kubek z herbatą wykorzystał skupienie tamtego i wyprowadzając szybkie cięcie zmusił nieszczęśnika do konwulsyjnego rzucenia się w tył zakończonego oblaniem gorącym naparem...
...
Albo nieudacznik który przedzierając się lasem wystraszony nagłym dobyciem broni przez swego mistrza podczas próby zwiększenia dystansu zahaczył stopą o pokaźny korzeń nad którym przestąpił dwa oddechy wcześniej...
...
Scen było dużo więcej i mimo perspektywy czasu samuraiko nie potrafiła wytrwale stawiać się na miejscu obserwatora miast uczestnika. Podczas posiłków, podróży, odpoczynku i szkoleń. Zagrożenie czyhało zawsze. Ze strony pustej ręki, nagiego ostrza, sypkiego podłoża pod stopą, giętkiego bambusa przy ścieżce... I choć zmieniały się twarze uczącego, uczeń Skorpiona musiał zawsze to samo. Być czujny.

"Czyż nie? Katsumata-sensei."
 
carn jest offline  
Stary 11-02-2009, 00:24   #214
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Dwa ri na południe od Inari Mura, terytorium klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114, godzina Bayushi.

Z początku Keiko chciała spokojnie przeczekać z boku egzekucję, jednak gdy wymieniła ukłony z samurajami, okazało się, że gunso akurat skończył przemowę i teraz w milczeniu przypatrywał się ostatnim przygotowaniom do egzekucji. Przywiązała konia do niewielkiego, skarłowaciałego drzewka i szybkim krokiem podeszła do sztandarowego. Gdy spojrzał na nią skłoniła się sztywno.

- Panie, czy zechcesz poświęcić mi kilka chwil?
- Słucham.
- Wybacz, że zabieram ci czas Lew-san, wybacz także brak kurtuazyjnych ozdobników...
- samuraj-ko zawahała się lekko. Nie chciała zrazić do siebie tego człowieka, lecz okoliczności spotkania były na tyle osobliwe, że nie była pewna jak powinna się zachować w tej sytuacji. - Czy mógłbyś mi powiedzieć, panie, jak wygląda sytuacja na granicy? Nie pytam się z pustej ciekawości - im bliżej zbrojnych konfliktów, tym zboże cenniejsze, im cenniejsze zboże tym sroższe kary dla podpalaczy i złodziei. A moje obowiązki kierują mnie ku ziemiom Skorpiona i Żurawia.
- Nader spokojnie, pani - odrzekł tamten przyjemnym dla ucha barytonem. - Na obu granicach, tej z Żurawiem i tej ze Skorpionem. Choć u Żurawia 'ćwiczenia' Daidoji lada moment mogą okazać się czymś więcej.

Pierwszy heimin zawisł na drzewie. Charcząc i kopiąc próbował przez moment wywalczyć sobie oddech. Bezskutecznie.

Egzekucja przyciągała jej spojrzenie - jednocześnie zaniepokojone i pełne skrywanego zainteresowania. Tak jak sztandarowy obserwowała płaczących heiminów i samurajów egzekwujących wykonywanie kolejnych poleceń - on z twarzą doskonale obojętną i spokojną, ona z lekko zmarszczonymi brwiami.

- Ćwiczenia, tak? - lekko skrzywiła usta. - Zwyczajowe niewielkie, rozproszone grupki czy tym razem coś większego?
- Nie wiem, pani - sztandarowy spojrzał na nią z lekkim zaciekawieniem - ale twoi przełożeni w Shiro Matsu zapewne będą wiedzieli.
- Gdybym kierowała się bezpośrednio do Shiro Matsu, z pewnością skorzystałabym z ich wiedzy i rad. Niestety wcześniej najprawdopodobniej będę musiała skręcić na wschód. Zeszłoroczny konflikt przypominał kurtuazyjne nohgaku*, tyle tylko, że artyści i publiczność ciągle zamieniali się miejscami. – W wąskich oczach Keiko błysnęło rozbawienie. - Ciekawe co będzie w tym roku. Może sarugaku** dla odmiany?

Zaskoczony mężczyzna szeroko się uśmiechnął, po czym buchnął głośnym śmiechem, waląc się dwa razy po udach. W jego brązowych oczach Keiko mogła przez moment dostrzec aprobatę dla swego zjadliwego pytania, wraz z żywą inteligencją i skrzętnie skrywaną ciekawością. Uśmiech przeobraził sztandarowego w kogoś, kogo chętnie miałoby się za przyjaciela. Z kim przyjemnie byłoby wypróbować swoje umiejętności aż do momentu, gdy mięśnie odmówią posłuszeństwa, lub wypić czarkę sake delektując się widokiem opadających płatków wiśni czy kwiecia jabłoni.

Uśmiech tego samuraja przywiódł Keiko na myśl jej ojca, sprzed wielu lat. Z czasów, kiedy Zamek Osy należał do Klanu Tajemnic, a Klan Osy nie istniał nawet w ludzkich zamysłach.

Kolejni dwaj heimini przedśmiertnym charkotem i makabrycznymi podrygami na linie wyrwali Keiko z zamyślenia. Gdy Lew się odezwał, samuraj-ko odwróciła spojrzenie od jego twarzy, w którą, nie zdając sobie z tego sprawy, wpatrywała się przez chwilę z półotwartymi ze zdumienia ustami.

- Być może, pani. Jeśli pytasz mnie, to odpowiedziałbym, że Daidoji przygotowują sztukę zgoła nowatorską i należy mieć oczy szeroko otwarte, by nie przegapić żadnego jej elementu. Ale jako skromny gunso nie zwykłem oferować moich opinii na tematy, na których się nie znam, a do takich właśnie należy sztuka. Zatem, Szmaragdowa o ciętym języku, osądź sama, jak blisko sceny chcesz się znaleźć.

Przez moment, Keiko chciała powiedzieć mu, że każdy podążający drogą miecza znajduje się na scenie, tańcząc to, co zostało mu nakazane przez honor i wolę daimyo. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, zdała sobie sprawę, że jeśli odwróci analogię i przyrówna sztukę do życia samuraja, obrazi Lwa, sugerując, że nie jest prawdziwym samurajem, skoro nie zna się na ścieżce wojny. Obraźliwie, głupio i niepotrzebnie.

- To nie jest kwestia chęci, ale giri... i może jeszcze dwóch Jednorożców z rodziny Shinjo, którzy wyprzedzają mnie, a których ja... cóż... - uśmiechnęła się charakterystycznym dla niej prawie niewidocznym, jakby nieśmiałym uśmiechem - ... próbuję dogonić.

Mężczyzna spokojnie zlustrował egzekucję, nim przeniósł swe spojrzenie na konika dziewczyny. Spojrzał na nią by wreszcie rzec:

- Nawet jeśli pożyczę ci konia, Szmaragdowa, dogonisz ich jedynie wtedy, kiedy połamią nogi albo karki. Jeśli sądzić tylko po prędkości, powinnaś znaleźć dwa trupy zaraz za zakrętem... ale to jedni z lepszych jeźdźców jakich widziałem przez ostatnie pół roku.

Przez moment Lew poważnie i w milczeniu obserwował strapienie dziewczyny, nim zapytał:

- Czy to ważne, by ich dogonić?

Spojrzenie brązowych oczu było na tyle poważne i skupione na niej, że dziewczyna mimowolnie poczuła dreszcz nadziei. Zupełnie jakby jedyne co gunso musiał zrobić by zatrzymać samurajów klanu najszybszej z kami, było pociągnięcie za sznurek.

Zdecydowanie skinęła głową. Nie chciała bezmyślnie zaciągać długu wdzięczności u nieznajomego. Nie chciała podejmować decyzji spontanicznie, w sposób tak bardzo sprzeczny ze wszystkimi zasadami wpajanymi jej przez Lwy. Decyzja została jednak podjęta impulsywnie właśnie, bez namysłu i kalkulacji, w momencie, gdy wspomniała o Jednorożcach. Czy było to ważne? Było. W kontekście ćwiczeń do nowej sztuki Żurawi, w kontekście niechęci, jaką pałał do Lwów Szmaragdowy Czempion, w kontekście rany jej ojca. Absurdalna nadzieja, by dogonić Jednorożce była tylko nadzieją. Niczym więcej. Nie o samo dogonienie przecież chodziło. Teraz jednak...

- Ważne, by dowiedzieć się od kogo, do kogo i z czym jadą - powiedziała poważnie, spokojnie, nie chcąc zawstydzać samej siebie i Lwa swoimi nadziejami i obawami. - Ważne, by ich przegonić.

Mężczyzna w milczeniu skinął głową. Jego brązowe oczy spoglądały ciepło na młodą dziewczynę przed nim, na moment rozbłysło w nich rozbawienie, kiedy mówił:

- Cóż, by przegonić tych dwu wariatów należałoby mieć szybsze konie a patrząc na nasze wierzchowce nie stawiałbym na nas nawet zeni. Dobrze natomiast trafiłaś, Szmaragdowa. Bo tak się składa, że mam skrzydła, więc nawet szybki koń mi niestraszny.

Keiko nieświadomie wyprostowała lekko ramiona, jakby ktoś zdjął z nich jakiś ciężar, a może jak biegacz, któremu udało się złapać drugi oddech. Nie było to żadne zwycięstwo, ale dodawało sił i ożywiało zmęczoną twarz. Skłoniła głowę raz jeszcze, tym razem w geście, który był jednocześnie pokłonem i skinieniem głowy, potwierdzającym raz jeszcze decyzję.

Odwróciwszy się do jednego z żołnierzy pilnujących planowego przebiegu egzekucji, Lew rzucił nieco głośniej niż podczas rozmowy z Keiko:

- Eichi, Cztery Skarby do mnie, piorunem!


Eichi nie zwlekał z wykonaniem rozkazu. Gunso spojrzał na dziewczynę i zapytał:

- Sprawdzić papiery podróżne, zatrzymać. Coś jeszcze, Szmaragdowa?

Osa nie miała pewności, czy cała ta sytuacja nie pociągnie za sobą szeregu przeprosin i dalszych kłopotów, a w niedalekiej przyszłości konsekwencji o wiele większej miary. Nie tylko dla niej. Jeśli nie przewozili żadnej wiadomości, jeśli wiadomość była od kogoś przychylnego Ichizo. Bała się błędu, bała się porażki, bała się przegranej. Bała się tego wszystkiego, co mogło nadejść. Wolała jednak popełnić ten błąd i potem przyznać się do niego i z podniesioną głową przyjąć wszystkie konsekwencje, niż z pochyloną głową powiedzieć: „Stchórzyłam, zawahałam się, nie pomyślałam, że to ważne”.

Czy coś jeszcze?

- Nie bez wiedzy o tym z czym i do kogo jadą - powiedziała szczerze.

- Za coś musimy ich zatrzymać, pani. Zwłaszcza, jeśli ma to potrwać na tyle, byś mogła do nich dojechać.

- Zbyt szybka jazda nie wchodzi w grę, prawda? Szkoda... - Ostrym gestem założyła kosmyk włosów za ucho, mrużąc lekko oczy.- Widzisz, panie, prosta i niedoskonała ze mnie samuraj-ko, która o sztukach i przedstawieniach, szczególnie tych pełnych rozmachu i wyrazistej gry aktorskiej, wiele jeszcze musi się nauczyć. Dowiedziałam się dzisiaj, że przebywający w Kaeru Toshi poseł Tsuruchi-sama leży umierający. - Nie była pewna, czy dobrym pomysłem jest przywoływanie imienia jej daimyo w tej rozmowie, ale skoro gunso, widząc jej mon klanu Lwa na prawym ramieniu i brak katany za obi, jeszcze z nią rozmawiał, postanowiła posłuchać Tsi Wenfu i zwierzyć honorowi "skromnego" gunso. Nie zdawała sobie do końca sprawy, że słowa, które wylatują z jej ust powodowane są chęcią wytłumaczenia się, usprawiedliwienia nie tylko przed sobą samą, lecz przede wszystkim przed ojcem, którego dostrzegła w twarzy młodego Lwa. Dlatego nieświadomie zaczęła mówić prosto, szczerze, zdecydowanie, nie bawiąc się w dyplomację, nie ryzykując nieudolną subtelnością słów. - Dwa Jednorożce wyruszyły stamtąd tego samego ranka, jadąc tak, jakby otchłań otwierała się pod kopytami ich koni. W stronę granicy. Być może także poza granicę. Być może do kogoś, kto powiązany jest z zamachem na posła. Być może z wiadomością, która może dać jakieś wskazówki. Dlatego tak ważne jest, by wiedzieć do kogo i z czym. - Mówiła prosto, starając nie podkreślać swojego emocjonalnego zaangażowania. - Nie mogę kwestionować honoru Jednorożców. Nie mogę i nie chcę. - "Jeszcze nie." - Ale czy jako bushi mogę zaniedbać taką możliwość ze strachu, że popełnię błąd, gunso-dono? - Poprawiła trzymany pod pachą hełm i krzywiąc nieładnie usta. - Nie chcę wystawiać twojego honoru na szwank, panie - popatrzyła mu prosto w oczy. - Nie chcę być przyczyną jakichkolwiek problemów dla ciebie.�-- "I niech mnie Fortuny bronią, jeśli powiedziałam zbyt wiele." - Dlatego będziesz miał moją wdzięczność, jeśli sprawdzisz ich papiery podróżne. To i tak będzie wiele. Ale gdyby... - zmrużyła lekko jedno oko - udało się zatrzymać szlachetnych jeźdźców w jakimś urokliwym miejscu ze względu na niepokoje przygraniczne i ćwiczenia, albo z tych samych, bądź podobnych powodów, zawrócenie tych wariatów z powrotem do Kaeru Toshi, albo i dalej... Oczywiście dla ich własnego dobra i bezpieczeństwa...
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 11-02-2009, 12:26   #215
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 3 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, poranek.


- Zresztą, zanim staniemy u wrót puszczy, powinniśmy dotrzeć do twierdzy twego klanu, Strażnicy Wschodu, ne Akito-san?- zakończył swą wypowiedź Fukurou wyrywając Akito z chwilowego zamyślenia.

- Hai Fukurou-san, niedługo dotrzemy do rozdroży oddzielających drogę do prowincji Doman, oraz do Strażnicy Wschodu, która dalej prowadzi do Twierdzy Oblicza Wschodu.

Powiedzieć im o przesyłce czy nie powiedzieć? Powinienem w Doman pozostawić listy w końcu to całkiem blisko, kto wie kiedy znajdę się znów w pobliżu tej prowincji, jednakże Fukurou śpieszy się za bardzo by nie odczuć straty jednego dnia, mówiąc mu o przesyłce mogę pozostawić go w kłopotliwej sytuacji a już na pewno nie chcę by mieliby mi być wdzięczni za osobiste poświecenie. W sumie nic takiego, no ale jak to wypowiem to oni na pewno nie odbiorą tego jako drobnostkę. Lepiej więc nie mówić nic

Gdy Krab doszedł końcu do niemałych dyplomatycznych wniosków, spojrzał jeszcze na twarze przyjaciół upewniając się w swym wyborze. Skryty i wybuchowy Skorpion i tajemniczy, czasem nawet niezrozumiały Smok. Wśród swoich Akito nie musiałby się aż tak
pilnować ze słowami, teraz pomimo iż był wśród przyjaciół, wiedział dobrze, że ich odmienne wychowanie i nawyki nie pozwalały spokojnie przejść nad rzeczami z których Kraby nie robiłyby żadnego problemu.

- Wracając zaś do rozmowy o przeprawie przez puszczę, uważam iż w Twierdzy Oblicza Wschodu powinniśmy się rozejrzeć za kimś z klanu Sokoła. Nikt nie przeprowadzi nas lepiej przez puszczę jak właśnie zwiadowca z ich klanu. Może i nadłożymy nieco drogi, ale lepsze to niż samemu przebijać się przez puszczę. Tym bardziej, że jeśli wprost ze Strażnicy będziemy próbowali się przebijać przez puszczę, to niemal na pewno natkniemy się na ruiny jakiejś starej rasy, słyszałem, że dzieją się tam dziwne rzeczy, które mogłyby jeszcze bardziej opóźnić naszą podróż. Natomiast jeśli spróbujemy przebić się przez puszczę z Twierdzy Oblicza Wschodu idąc prosto na wschód, wówczas po przejściu puszczy moglibyśmy poruszając się przy ścianie lasu dotrzeć do Zakyo Toshi – miasta przyjemności, stamtąd droga będzie już dość prosta.

Krab zwrócił się nagle ku Skorpionowi jak gdyby przypominając coś sobie.

- Manji-san , jakiego odgłosu zwierzęcia mamy nasłuchiwać od ciebie jako sygnał do ataku lub odwrotu? Nie widząc ciebie nie będziemy w stanie odpowiednio zareagować, jeśli zostaniesz pojmany, lub gdy wypatrzysz coś o czym chciałbyś nas poinformować bez wracania się do nas.


Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 3 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, poranek - śniadanie.





- Zawsze jak jem racje podróżne wyobrażam sobie, że jem różne potrawy. Teraz na przykład pochłaniam świeżą, usmażoną na głębokim oleju, powleczoną ryżowym ciastem krewetkę. Co w Waszych stronach jest największym przysmakiem? Ja wprost uwielbiam krewetki w cieście, palce lizać - kończąc, wpycha kawałek racji podróżnej jednak w wyobraźni zjada krewetkę. - Choć też bardzo lubię owoce w mleczku kokosowym i krewetkami. Powiedział Manji czekając na zdanie towarzyszy.

- Siekany masu* zapiekany z ryżem i przyprawami...Ale świeży, prosto z rzeki.- rzekł Fukurou uśmiechając się do siebie.- Ojiisan** nie potrafił za dobrze gotować, ale...właśnie masu potrafił przyrządzić tak jak nikt inny na świecie. W mroźnych górach, sushi nie jest tak popularne jak na wybrzeżu. Potrawa musi rozgrzewać żołądek.

- Języczki goblinów smażone na wolnym ogniu, najlepiej jeśli wcześniej nieco się je przyprawi używając porad zaczerpniętych z tradycyjnych przepisów – stwierdził Akito. Starał się najmocniej jak mógł powstrzymać budzący się w nim śmiech jaki wywołał w nim widok twarzy samurajów, niemal w połowie zdania nie wytrzymał i roześmiał się serdecznie.

Śmiał się przez dłuższy czas zanim do głowy nie przyszła mu pewna myśl. „ Oni naprawdę byli gotowi w to uwierzyć"– pomyślał z refleksją aż bojąc się myśleć o tym w jakie inne bzdury mogli uwierzyć towarzysze o Krabach.


Pierwszym odruchem Manjiego było przyłożenie dłoni do ust w odruchu wymiotnym, wypluł przeżuwaną porcję racji w dłoń, a oczy miał napełnione łzami. Dopiero gdy powstrzymał w pełni odruch wymiotny przemówił pełnym żalu głosem:

- Akito-san jesteś obleśny. W moich stronach tego typu żarty podczas posiłku są bardzo niewłaściwe.
- Dziękuję za miły, wspólny posiłek, jednak straciłem apetyt.
- Zgodnie z etykietą zakańcza swój posiłek ( składanie materiału na którym kładł miseczki, niedojedzone jedzenie chowa z powrotem do pojemników, pakuje wszystkie przybory do jednej juki z zapasami żywności, wstaje i ponownie przytracza jukę do leżącego obok siodła).

Gdy tylko Akito zakończył się śmiać ( zachowanie Manjego doprowadziło go nawet do łez ze śmiechu ) natychmiast pokornie i szczerze przeprosił.
Fukurou przyjął wypowiedź Akito bardziej spokojnie...Przez moment był bardzo zdziwiony. Ale tylko przez moment. Potem powrócił do typowego dla siebie, „smoczego” i bardzo filozoficznego wyrazu twarzy. W przeciwieństwie do Skorpiona, Fukurou jedząc racje żywnościowe niczego sobie nie wyobrażał. I dla niego posiłek nie zmienił się w języki goblinów.

- Przepraszam Manji- san to rzeczywiście nie był odpowiedni dowcip przy jedzeniu... W przyszłości będę pamiętał...będę o tym pamiętał.

Omal nie wykrztusił z siebie, że będzie pamiętał o wrażliwości Manjego, wiedział jednak dobrze jak sam by się poczuł gdyby jemu zarzucił ktoś wrażliwość. Krabowi zrobiło się szczerze przykro - że uraził towarzysza, omal nie doprowadzając go do wymiotów.

- Przeprosiny przyjęte i już zapomniałem. Proszę cię nie rób tego na ziemiach Klanu Skorpiona, Lwa i Żurawia, bo nie tylko uznają nas za prostaków ale może także się to skończyć jakąś niewygodną reprymendą do naszych przełożonych. - Ze skrzywioną miną wydłubywał resztki jedzenia z pomiędzy zębów, wciąż mając przed oczami obleśne trupy goblinów.

- Jadłem wiele wytwornych straw przyjaciele, ale najlepsze smakołyki dla podniebienia wytwarzał kucharz mojego ojca. Jego przepiórki w sosie grzybowym czy króliki nadziewane morelami były doskonałe, ślina aż sama ciekła a zapach pieczonego i smażonego mięsa to była tortura dla czekających na posiłek bushi. Nie dość, że potrafił je doskonale przyrządzić to jeszcze rozmaite przystawki podawane do głównego dania sprawiały , że każdy kęs smakował inaczej. Krab wrócił do odpowiedzi na pytanie zadane przez Manjego, goblińskie języki były żartem a nie odpowiedzią, a Krab nie ignorował pytań swoich towarzyszy.

- Fukurou-san nigdy nie jadłem tak przygotowanego pstrąga, może w najbliższej jadłodajni usmażą dla nas takiego. Przy okazji chętnie zażyłbym gorącej kąpieli w towarzystwie dwóch ochoczych dziewcząt chętnych ze mną poduszkować. Nie obraź się Akito-san ale te kilka gejsz do poduszkowania na Murze są brzydulami, na ziemiach Klanu Skorpiona będziemy mieli okazję skosztować prześlicznych kwiatów Niebiańskiej Rozkoszy. One wiedzą jak sprawić aby bushi był zadowolony i chciał tam wrócić.

Smok spojrzał na Manjiego i rzekł.- W każdym miejscu można znaleźć piękne kwiaty, jednak trzeba wiedzieć, gdzie szukać.

Fukurou nie starał się tłumaczyć, co miał na myśli. Za to skupił się na jedzeniu.
Nie skomentował też pomysłu wzięcia dwóch kobiet do poduszkowania...Który uważał za ...kłopotliwy. Wystraczyłaby mu jedna, a biegła w swym kunszcie.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 13-02-2009 o 15:24.
Eliasz jest offline  
Stary 11-02-2009, 13:31   #216
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Seirei Mura, część rolnicza, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 23 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, późne popołudnie.

Kij był irytujący. Obecność widzów z desperacją wypisaną na twarzach była irytująca. Własny brak perfekcji był irytujący.

Fakt, że nie było do kogo się zwrócić o pokazanie tych części kata, które sprawiały kłopot skomplikowaniem, których nie czuła dobrze... złościł i przygnębiał.

"Na dziesięć wykonań, sześć błędnych. Długa droga przede mną, nawet jeśli trzy z tych sześciu złożymy na karb kija."

To, że kata było ambitne, zostało w tych rozważaniach pominięte jako nieistotne. Sakura nie należała do osób stawiających sobie nisko poprzeczkę.

Podobnie jak cała jej rodzina.

- Czymże mogę tym razem służyć mojej szlachetnej matce?

Zachęcona pogodnym uśmiechem i łagodnym głosem służba podeszła bliżej. Sai i Mae byli rodzeństwem. Wzięci na służbę przez pana Eigena, dzięki temu znaleźli pieniądze na leczenie swojej śmiertelnie chorej matki. Obecnie, towarzyszyli pani Taeko w jej pobycie na ziemiach Żurawi, dzięki uprzejmości Sakury przesyłając pieniądze swej matce, która pozostała na ziemiach Feniksa wraz z jej listami, jakie często wymieniała z Asako Kanzai Kengoke.

Jako że żadne z nich nie miało nawet dwudziestu lat, w Seirei Mura stanowili najbliższy chyba ekwiwalent rówieśnika. Choć to, o czym Sakura jeszcze nie wiedziała - miało się wkrótce zmienić.

- Sakura-chan - odezwała się powoli Mae, niepewnie - Twoja matka chce, byś na przyjęciu była ubrana w strój Doji.

Mae ujmowała rzeczy wprost, doskonale wiedząc co najbardziej zaboli dziewczynę w życzeniu matki. Postawiła sprawę jasno, a teraz ze współczuciem patrzyła na młodszą dziewczynę, której twarz wykrzywiła się w gniewie, bólu i żalu.

- Nie - wyszeptała Sakura. Ale widząc tu ich oboje, zaczęła domyślać się, jaki dostali rozkaz. Jeśli ona nie ubierze kimona w kolorach i ze znakiem rodu Doji, matka nie zawaha się ukarać służących. A kara, jaka najdotkliwiej zaboli, uderza pośrednio w ich matkę. I pani Taeko wiedziała, że Sakura o tym wie. Wysyłając tu tę dwójkę, dawała to córce wyraźnie do zrozumienia. Bo by ją ubrać, czy przygotować, wystarczyłaby Mae. Zawsze wystarczała. Bezprecedensowa obecność Sai mówiła wiele. Ale nie wszystko.

- Chcę porozmawiać z matką - zdecydowanie rzuciła Sakura szybkim krokiem ruszając ku domowi.

Mae i Sai rozstąpili się, wymieniając spojrzenia. Znali panią Taeko i spodziewali się, że rozmowa nie pójdzie po myśli dziewczyny. I tak zdumiewająco długo udawało się jej sprzeciwiać matce w tej materii.

Sakura również pamiętała kiedy to się zaczęło.


Shiro Sano Kakita, dom Doji Tamasu; prowincja Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 20 dzień miesiąca Dziesiątego Syna; zima, rok 1111, godzina Bayushi.

To było już po kolacji. Zawsze wtedy matka uczyła ją ikebany, jej zgrabne dłonie układały kwiaty w przemyślne kompozycje, wydobywając z suchych już roślin wszystko, co najlepsze. Sakura lubiła ten proces, kiedy ze sterty suszu powstawał widok, przy którym potem wuj Tamasu stawał, w uznaniu i milczeniu kręcąc głową. Tym razem jednak matka nie uczyniła nawet pojedynczego gestu, który wskazywałby, że nadszedł czas na lekcje ikebany.

- Sakura?
- Tak matko?
- Chciałabym, abyś od Nowego Roku przedstawiała się jako Doji Sakura.

Nic, kompletnie nic nie przygotowało dziewczyny na takie słowa. W całkowitym, pełnym oszołomienia milczeniu patrzyła na matkę, niepewna nawet własnych uczuć. Nie, niepewna nawet, czy dobrze usłyszała!

Cisza przeciągnęła się. Później Sakura miała dostrzec wszystkie drobne przygotowania, jakie jej matka poczyniła dla tej właśnie rozmowy, później miała zauważyć, jak podczas kolacji pani Taeko zdawała zmagać się z myślami, teraz jednak była kompletnie zaskoczona.

Czuła się, jakby ktoś nalał jej ukropu do żołądka, gorąc zalał jej twarz i policzki, ręce zaczęły jej drżeć. Gdyby miała w dłoniach jakiś suchy kwiat z pewnością by go połamała.

"Może dobrze, że nie ma dziś lekcji ikebany." zaobserwowała spokojna i trzeźwa część jej umysłu, gdzieś w tle.


Seirei Mura, dom Doji Taeko, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 23 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, późne popołudnie.

Wyłaniający się spomiędzy innych znajomy kształt domu wyrwał dziewczynę z wspomnień. Sai i Mae zostali nieco z tyłu, dając jej czas by ochłonęła, samotność by mogła zakląć, zapłakać, czy wykrzywić twarz we wszelkie grymasy na jakie tylko miała ochotę. Wszystko to, nie będąc widzianą.

Pogrążona w ponurych rozmyślaniach dziewczyna mimowolnie wzdrygnęła się. Wtedy, w zamku Kakita, udało jej się postawić na swoim. Od tego czasu matka nigdy nie nazwała ją córką, chyba, że przy obcych. Co będzie teraz?

Odsunąwszy shoji, dziewczyna szybko zzuła buty, minęła ołtarzyk Trzech Grzechów i ruszyła szybko do pokoju matki...

- Powiedziałam nie!

... by zamrzeć w bezruchu na dźwięk jej podniesionego głosu. Niepewna, czy to zwykłe złajanie służby, Sakura ruszyła ciszej i wolniej po schodach na piętro, przystając co chwila. Była w połowie schodów, gdy do jej uszu doszły kolejne odgłosy.

Przyspieszone oddechy, szelest ubrań, krótki odgłos dartego materiału, jakiś chrapliwy... jęk? Dziwne i straszne podejrzenie zakiełkowało w głowie dziewczyny, słuchającej wydarzeń rozgrywających się półtorej metra od niej.

Wydarzeń, w których NA PEWNO brały udział dwie osoby. W tym jej matka.

Zwarcie skończyło się gdy Sakura spinała się w sobie, by tygrysim iście skokiem znaleźć się na szczycie schodów. Policzki jej pałały, ale słysząc wpierw łomot odepchniętego ciała a potem ciszę z góry, nie ruszała się, by nie zdradzić swej obecności. Jej matka odezwała się, prawdziwie królewskim, chłodnym i opanowanym głosem:

- Kakita-san, wyjdź. Tą samą drogą jak wszedłeś. Nie pozbawię Cię zaproszenia na przyjęcie w imię naszej przyjaźni i dla ocalenia Twej twarzy. A teraz idź.

Ten, który upadł, podniósł się. Przedłużająca się cisza stawała się nieznośna i żenująca, jedyne odgłosy, jakie ją przerywały, znamionowały poruszenia tamtego. Pani Taeko pozostała na miejscu długą chwilę po tym, jak tamten wyszedł na balkon, zasuwając za sobą papierowe drzwi. Sakura zaczęła niemal drętwieć na schodach, gdy jej matka osunęła się po ścianie na ziemię, ciężko i rwanie oddychając.

- Baka - wyszeptała. Choć ciężko było stwierdzić, o kim - Muszę się umyć.

Gdy kroki oddaliły się, Sakura cicho przemknęła się do swojego pokoju. Miała mętlik w głowie i niewiele czasu, nim jej matka ją wezwie... a była jeszcze kwestia stroju, co uświadomił jej stojak z rozwieszonym kimonem czekającym na nią. Kimono miało wkomponowany drobny mon Doji na ramionach i było w srebrze i błękicie kojarzonym z rodem najstarszej siostry pierwszego Cesarza.

Sakura zasunęła za sobą drzwi. Nie wiedziała co robić. Nie wiedziała, jak z tego wybrnąć. Nie miała się do kogo zwrócić. Wracając do domu, nie udało jej się powstrzymać tych kilku łez, które zrosiły jej policzki. Łez żalu, łez wstydu, za siebie... ale przede wszystkim, za swoją matkę. Nie mogła zrozumieć, ale już przestawała nawet próbować zrozumieć jej zachowanie. Nie mieściło się jej w głowie, że można być tak podłym, tak bezwzględnym. Jak ona mogła? Że starała się wychować ją - krnąbrną, małą dziewczynkę - na skromną i dobrze ułożoną kobietę, potrafiła zrozumieć. Nie była bushi, nie wiedziała, jak można żyć inaczej. Miała swoje sprawy, które zajmowały ją bez reszty. To był jej świat. Sakura do tej pory starała się z całych sił, aby sprostać jej wymaganiom. Mimo, że nie widziała w nich wielkiej wartości. Mimo, że zabierały jej cenny czas, który mogła poświęcić na i tak trudne, bo bez nauczyciela, treningi. Pracowała, aby sprawić jej przyjemność, aby ją zadowolić swoją postawą. Wiedziała jednak, że niektórych życzeń nie może spełnić. Nie rozumiała, dlaczego pani Taeko nie zadowoli się tym, co może osiągnąć. Dlaczego sięga po wszystko. Dlaczego chce pozbawić ją nie tylko więzi rodzinnych, przyjaciół, drogi, jaką wybrała... ale też honoru. Nie, tego nie potrafiła poświęcić. Wiedziała, że ojciec również nie sprzeniewierzyłby się przodkom, tylko po to, aby zadowolić swoją żonę. Jak bardzo musiał być przy niej chwilami nieszczęśliwy, jeśli w podobny sposób i jego traktowała, za każdą spełnioną zachicankę, odpłacając kolejnymi, coraz większymi życzeniami. Czasami nie do spełnienia... Tak jak teraz.

Dziewczyna starała się nie płakać. Wiedziała, że nie wolno jej się załamać. Wiedziała, że ma niewiele czasu, że musi bardzo szybko, ale i też bardzo starannie myśleć. Wiedziała też, że sama nie da rady...
"Wieczne utrapienie" podeszło do parawanu, odgradzającego główną część pokoju, od niewielkiej przestrzeni pod oknem. Uklękła przed maleńkim ołtarzykiem jej wspomnień. Stojak, na którym spoczywało stare daisho, był centralną częścią całej kompozycji. U jego podnóża młodzieńcze, ledwie wyrosłe z dzieciństwa dłonie zapaliły cedrowe kadzidełka. Na jednym ze wsporników stojaka wisiał sznur bursztynowych paciorków. Na drugim - duży, słomiany kapelusz z szarą, długą, jedwabną zasłoną. Pośrodku, poniżej daisho, spoczywały ręcznie rzeźbione, drewniane ofuda.

W oczach dziewczyny zalśniły łzy, gdy podnosiła głowę wśród kadzidlanej wstęgi zapachu. "Pewnie to przez ten dym... To na pewno przez ten dym, tak zaszkliły jej się oczy". Powtarzała to sobie nawet wtedy, gdy z jej ust wyrwał się cichy szloch, podczas składania pokłonu. Przy kolejnym, jej ciałem wstrząsnęło drżenie, którego nie była w stanie opanować. "Jak ona mogła..." kołatało się jej w myślach, które starała się oczyścić. Przypomniała sobie dziadka. Przypomniała sobie jego ciepłe, silne dłonie... i przypomniała sobie jego prorocze słowa... "sama na szlaku"... Sama... Ale nie była sama. Oni wszyscy byli przy niej. Oni wszyscy byli z nią. Byli przy niej. Dodawali sił.

Dziewczyna patrzyła w skupieniu na swoje daisho. Patrzyła na wyryte na nim znaki. Wpatrywała się w każdy, najdrobniejszy ślad, choć znała je wszystkie na pamięć, który świadczył o licznych walkach, jakie ta broń ma za sobą. Patrzyła na wytartą, od częstego używania, rękojeść. Patrzyła na barwy Feniksa, jakimi była otulona... Wiedziała, że to jej barwy. Wiedziała, że ich nie może zdradzić. Wiedziała, że bushido, to jej droga. Wiedziała, gdzie jej miejsce... a przynajmniej gdzie będzie, jak miała nadzieję, gdy się sprawdzi, gdy nie zawiedzie, gdy wypełni swoje przeznaczenie. Tam. Wśród nich. Wśród przodków. Tam ją przyjmą. Tam nie będzie sama. Jednak musi dowieść, że jest ich godna. Ma zadanie do wypełnienia. Musi dowieść prawdy. Musi oczyścić zbrukane imię. A nie zrobi tego, zdradzając swoją rodzinę.

Sakura, podniesiona na duchu, umocniona w wierze w słuszność swojego postępowania, złożyła jeszcze głęboki pokłon dotykając czołem tatami i trwając w nim długo, nim wstała i podeszła do skrzyni. Przeszukała jej zawartość i wyciągnęła najbardziej zbliżone kolorystycznie do barw przygotowanego stroju, lecz pozbawione monów kimono. Wyciągnęła spomiędzy fałd szaty kawałki pachnącego papieru i złożyła na podstawce. Wstała, podeszła do drzwi. Była spokojna. Rozsunęła przegrodę i wyszła na korytarz, kierując się w stronę pokoi jej matki. Była spokojna. Przed zasuniętymi drzwiami, przyklękła, odstawiając swój ciężar, który ważył więcej, niż ekwipunek niejednego bushi szykującego się na wielotygodniową wędrówkę w góry, mimo, iż był z bardzo dobrego jedwabiu. Zapukała. Była spokojna. Czekając na pozwolenie wejścia, nie myślała o niczym. Jej umysł był czysty. Po krótkim słowie zaproszenia, rozsunęła drzwi i przekroczyła prób, zabierając ze sobą kimono. Zamknęła dokładnie za sobą drzwi i podeszła jeszcze bliżej Pani Taeko. Odłożyła na bok zawiniątko i klękając, pochyliła głowę, dotykając czołem tatami. Jakby podświadomie ułożyła łokcie blisko ciała i trzymała plecy prosto, nawet w pokłonie, a czoło ułożyła na starannie ułożonych, blisko siebie, palcach drobnych dłoni. Widać wiele godzin lekcji i obserwowania matki dawały jakieś efekty. Może nie nadzwyczajne, ale wystarczające, aby dało się je uznać za znośne.

- Szlachetna Taeko-sama... - zaczęła, nie podnosząc wzroku. Nie wiedziała jak się do tej kobiety zwrócić, aby nie sprzeniewierzyć się prawdzie i jednocześnie jej nie urazić. Miała nadzieję, że brak nazwy rodziny nie poczyta jej za brak szacunku. Nie widziała jednak, co mogłaby wstawić w zamian. Kontynuowała więc.

- Przysłałaś do mnie, Pani, dwójkę służących, choć wiesz, że Mae w zupełności by wystarczyła, aby mnie ubrać. Tak samo, jak wiele razy wcześniej wystarczała. Niepotrzebnie. Twoim życzeniem, Pani, jest przemienić mnie w Doji. Nie jestem Doji. Nie byłam Doji i nie będę. Jestem Shiba. Shiba Haetsu. Tak jak mój ojciec, mój dziadek, jego ojciec i jego dziadek. Żądasz, Pani, abym sprzeniewierzyła się przodkom. Pragniesz, abym splamiła swój honor i honor mojego rodu przybierając barwy Doji, do których nie mam praw. Używając nazwiska, które nie jest moje. Chcesz Pani, abym wyparła się swojego dziedzictwa. Wszystkiego, czym jestem, wszystkiego, z czego pochodzę. Nie mogę tego zrobić. Niezależnie od tego, co się stanie. Jestem Shiba i nic tego nie zmieni. Spełniam wszystkie Twoje rozkazy, Pani, z największą gorliwością i starannością jaką mnie obdarzyły Fortuny. Pragnę, abyś była ze mnie zadowolona. Chciałabym spełniać Twoje pragnienia, jeśli tylko jest to w mojej mocy. Proszę, spójrz Pani, na to kimono. Jest w barwach, które tak sobie upodobałaś. Czy to Ci nie wystarczy?

W pierwszej chwili, chciała zwrócić się do siedzącej przed nią kobiety "Okaasan..." - matko, ale zrezygnowała, na czas przypominając sobie, że tamta tego nie lubi. Nie uważa jej za córkę... od zeszłej zimy...
Sakura rozłożyła piękne, jej zdaniem, kimono przed tamtą kobietą. Kobietą, która była dla niej obca. Z którą nigdy wiele jej nie łączyło... ale której była winna wierność, jeśli tylko mieściło się w możliwych do zaakceptowania granicach.

Dziewczyna nie podniosła wzroku, zatem nie mogła dostrzec wyrazu twarzy swej matki, kiedy ta wahała się pomiędzy paroma odpowiedziami. Wydarzenia sprzed kilku chwil mocno wstrząsnęły panią Taeko, na tyle, że jej rozterka byłaby wyraźnie widoczna nawet dla obserwatora tak niewyszkolonego, jak jej córka.

- Porozmawiamy o tym dziś jeszcze - rzekła w końcu, bardzo cichym tonem w którym brzmiało coś ważnego, coś, w czym Sakura miała później doszukiwać się znaczeń. Coś, co rzadko dało się słyszeć w głosie tej pięknej i obcej kobiety - Teraz idź się przebrać.


Seirei Mura, dom Doji Taeko, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 23 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, wieczór.

Przyjęcie w domu pani Taeko wyróżniało się wśród dotychczasowych przyjęć urządzonych tego lata w Seirei Mura.

Po pierwsze, pani Taeko pierwszy raz zaprosiła swych sąsiadów, przyjaciół i znajomych do siebie.

Po drugie, zaprosiła tylko nielicznych, starannie wybranych, co znakomicie podniosło poziom przyjęcia i umożliwiło tym ludziom dobrą zabawę, bez wszelkich utrapień w rodzaju pragnącego awansu, pracy czy przysługi 'drobiazgu' z klasy buke, który usilnie próbował zwrócić na siebie ich uwagę podczas poprzednich przyjęć. Goście już widząc jak nieliczne i starannie dobrane jest ich grono, rozluźniali się i uspokajali, mogli przestać zważać na każde słowo i gest, w obawie, że ktoś ich za nie uchwyci i do czegoś przymusi.

Przyjęcia pani Taeko były relaksujące, interesujące, na poziomie... i były jej wizytówką. Oraz bronią, z czego zdawali sobie sprawę co bystrzejsi z zebranych. Dzięki nim ta mało ustosunkowana i po nieudanym małżeństwie kobieta mogła poszczycić się sporymi wpływami oraz utrzymać zainteresowanie rodziny Doji swoją osobą. Przynajmniej paru spośród Żurawi obecnych teraz lub wcześniej w Wiosce Duchów próbowało dociec powodów takiego zachowania, nikomu jednak, wliczając nawet pana Hatamai, znanego z bliskiej przyjaźni z panią Taeko, nie udało się poznać prawdy.

Tę pani Taeko trzymała tylko dla siebie... albo podawała na tacy wszystkim zebranym, jeśli tylko dawać by wiarę jej słowom, że wszystkie te starannie przygotowane, zaplanowane i relaksujące przyjęcia jakie urządzała dla elity wśród Lewej Ręki Cesarza, były tylko 'skromnym upominkiem dla kochanego grona przyjaciół'.

Skorpion pokręcił głową z uznaniem. Było to posunięcie wprost mistrzowskie. Ciężko było zliczyć, ile pieczeni Doji Taeko piekła na jednym ogniu.
Po pierwsze, nazywając tych ludzi swoimi przyjaciółmi, rozszerzała plotkę o ich przyjaźni, budując swoją reputację i wypracowując sobie wpływy. Po pewnym czasie nikt nie będzie mówił, że jest wdową po 'tym Feniksie'. Będą mówili, że jest 'przyjaciółką tego i tego'.
Po drugie, organizując takie właśnie przyjęcia, dawała tym wszystkim ludziom wiele z tego, co oni skrycie pragnęli. Mężczyzna spojrzał na dwu mężczyzn rozmawiających właśnie jowialnie ze swoją gospodynią. Dla postronnego, byłaby to trójstronna rozmowa, pełna śmiechu i serdeczności. Skorpion wiedział lepiej. Pani Taeko rozmawiała właśnie z dwoma rywalami, obaj mężczyźni bowiem jakiś czas temu zaproponowali patronaż jednej z artystek Akademii Kakita. Dziewczyna umiejętnie wygrywała ich przeciw sobie od tego czasu, niemal czyniąc ich wrogami. Niemal ponownie było zasługą pani Taeko, która poznawszy tę historię, poczęła zapraszać obu panów na swoje przyjęcia, rozmawiając z jednym przy drugim i vice versa. Mówiono o gwałtownym spadku wrogości, a wzroście wzajemnego szacunku, sekretnie czyniąc zakłady który z rywali odezwie się pierwszy do drugiego i co stanie się koniec końców z chytrą artystką.
Po trzecie, pani Taeko nie prosiła o nic w zamian. Samo to czyniło jej gości jej dłużnikami. A jej goście byli wpływowi, co oznaczało, że pani Taeko z każdym przyjęciem była lepiej ustosunkowana.
Wreszcie, w Rokuganie każdy nosił maskę, do tego wniosku Skorpion doszedł już dawno temu. Ale tutaj, wielką zaletą było, że ta maska mogła być... nieco lżejsza i mniej zakrywająca. Dlatego raz jeszcze pokręcił głową, z uznaniem... oraz smutkiem.

Bo szkoda było niszczyć tak misterną robotę, a on właśnie miał to uczynić. Wpierw odszukał wzrokiem swój cel, nastoletnią córkę gospodyni. Znalazłszy ją, mógł zaczynać.

* * *

- Problem w tym, że nie, drogi panie Daidoji! Ów nieszczęśnik nie tylko zawiódł swojego daimyo, on także zawiódł swoich ludzi, zaś przed odpowiedzialnością próbował uciec do klasztoru, przechodząc na emeryturę. Wojskowemu jak Ty, panie, pewnie nie mieści się to w głowie, lecz to właśnie próbował uczynić Shiba Haetsu Eigen, pozostawiając swoim ludziom posprzątanie swojego bałaganu. - ubolewanie w głosie Skorpiona brzmiało szczerze - Przykrym te dni musiały być dla naszej wspaniałej gospodyni, w pełni popieram jej powrót do dawnego nazwiska, przecież przedstawianie się jako Shiba Haetsu musiało napełniać ją wstydem i niesmakiem.
- Ale Shosuro-san - zaoponował chłodno Daidoji - ten mężczyzna dowiódł swej odwagi. Popełnił seppuku, czyż nie?

Skorpion machnął ręką.

- Cenię Feniksy za to, jak dbają o twarz innych. - Ściszywszy głos mężczyzna rozglądnął się wokół, upewniając się, że nikt nie usłyszy. Przeoczył jednak Sakurę, która przez to usłyszała każde słowo oszczerstwa. - Ten mężczyzna został powieszony. Jaki inny mógł być wyrok za zdradę wobec kogoś, kto słysząc, iż ma szansę na seppuku upierał się, że on jest już teraz mnichem i że znaleźli nie tego człowieka?

Daidoji z powątpiewaniem spoglądał na rozmówcę, ale tego Sakura już nie widziała, gdyż wybiegała właśnie z sali.

Skorpion przeniósł wzrok na jej matkę, po czym rozwinąwszy wachlarz złożył go z trzaskiem na jej oczach, niby przypadkiem wymierzając nim w kobietę. Doji Taeko doskonale zrozumiała przekaz Skorpiona, znała bowiem język wachlarzy, co Shosuro ustalił na poprzednim przyjęciu, przygotowując się do realizacji tego planu. Oczywiście, deklaracja wojny musiała ją przez chwilę zaskoczyć, i na to właśnie liczył intrygant.

Daidoji, zaobserwowawszy gest i adresatkę, prychnął, nie tając pogardy:

- Skorpionie intrygi! Ha. Przestałem się dobrze bawić, panie.

Jego pożegnalny ukłon był minimalny, by zadośćuczynić wymogom etykiety, zaś sam Daidoji ruszył bez słowa ku pani Taeko. Był to zły obrót sytuacji, ale Shosuro nie przejmował się tym, czekając. Nie czekał długo.

Dziewczyna długimi krokami, nie pasującymi do kobiecego kimona, wkraczała na salę i tak! TAK! niosła daisho... Udając, że jej nie dostrzega zastanawiał się, jak postanowi to zrobić, poprawił maskę, przezroczysty pasek materiału doskonale ukazujący mimikę jego twarzy.

- Panie - donośny i lodowaty sopran z łatwością przebił się przez odgłosy przyjęcia - wyzywam cię na pojedynek.

'Zaskoczony' Skorpion odwrócił się ku mówiącej. Shosuro wspiął się na szczyty aktorstwa w tej chwili, nawet Taeko, wiedząc o deklaracji wojny nawet ów oficer Daidoji, który rozumiał część jego intrygi, nawet ta dwójka poczuła wątpliwości, widząc jego zaskoczenie, potem niedowierzanie na widok osoby wyzywającej i kobiecego kimona, wreszcie gniew na niedorzeczność sytuacji. Z purpurowymi policzkami mężczyzna wziął trzy wdechy dla opanowania się, cofając rękę od daisho, nim rzekł, 'siląc się' na jowialność:

- Ha, młoda damo, nie pojedynkuję się z dziećmi, zatem...
- Jesteś tchórzem - przerwała mu lodowatym i pełnym dumy głosem dziewczyna - kłamcą i pełzającym robakiem, zjadającym kurz spod sandałów manipulantów, którzy bawią się głupią naiwnością takich tępaków jak ty.

Shosuro musiał przyznać, dziewczyna miała kręgosłup. Miałaby też wsparcie, bowiem większość Żurawi opowiedziałaby się za nią przeciw Skorpionowi, który na tym przyjęciu był jedynym spoza klanu i w dodatku się na nie wprosił. Oczywiście, to wsparcie Shosuro zniszczył zanim sprowokował dziewczynę. Ujmującym zachowaniem, pochlebstwami, inteligentną rozmową, paroma kłamstwami na temat ojca dziewczyny i jej krnąbrności wobec jej pragnącej jak najlepiej dla niej matki.

Podejrzewał zresztą, że Doji Taeko zmierza do tego, by dziewczynę umieścić w jakiejś szkole. Na razie nie miała ani rekomendacji, ani pieniędzy na to, ale jeszcze parę przyjęć i któryś z gości z ochotą sam szepnie słowo za młodą córką uroczej gospodyni.

"Po dzisiejszym zajściu... jeszcze parę lat."

Nikt z obecnych nie dostrzegł tych rozmyślań na twarzy Shosuro Araty, jak przedstawiał się tu Skorpion. Dostrzegli jego rozszerzone oczy, drgające nozdrza, zaciśnięte do wąskiej kreski usta i mordercze spojrzenia jakie rzucał wyzywającej go nastolatce. Oraz to, jak kurczowo jego dłoń zacisnęła się na rękojeści wakizashi. Kolejny drobny szczegół na korzyść wyzwanego - wszyscy goście zostawiali katany u wejścia, Sakura miała więc teoretycznie przewagę, mając całe daisho, podczas gdy Skorpion miał jedynie wakizashi.

Nie liczyło się to wobec umiejętności obu stron, ale ładnie podkreślało rzeczy na korzyść Skorpiona.

Ten rzucił spojrzenie na matkę dziewczyny... i zamarł. Doji Taeko w ciągu tych paru chwil w jakiś sposób przeszła całą salę, znajdując się tuż przy córce w trzy sekundy może po tym, jak tamta skończyła mówić.

Głośne klaśnięcie towarzyszyło potężnemu policzkowi. Głowa Sakury odskoczyła wskutek impetu ciosu, twarz zapłonęła żywym ogniem. Potem doszedł wstyd towarzyszący upokorzeniu i szok wskutek jego nagłości i dziewczyna - już wcześniej zarumieniona z gniewu - teraz zalała się czerwienią, czuła jak do oczu napływają jej łzy. Matka nigdy dotąd jej nie uderzyła. Tym bardziej publicznie. Fala emocji szarpiących nią umożliwiła matce odebranie jej broni.

- Pójdziesz teraz do swojego pokoju - zimno przemówiła pani Taeko - gdzie pomedytujesz nad swoim zachowaniem. Przeceniłam cię, przedwcześnie pozwalając dziecku przed gempukku uczestniczyć w sprawach dorosłych. Mój błąd i mój wstyd, ale przynajmniej część mogę naprawić. Możesz odejść. Porozmawiamy wieczorem.

* * *

Obserwując jak Sakura bliska łez jest niemal wyprowadzana przez służbę Skorpion mimowolnie poczuł dla dziewczyny współczucie - po zachowaniu jej matki nie miał wątpliwości, że to początek, a nie koniec jej kary. Kiedy uświadomił to sobie, poczuł też uznanie. Doji Taeko udało się zażegnać pierwsze, natychmiastowe niebezpieczeństwo wiszące nad jej córką.

Ale to nie był koniec.

- Drodzy goście - zwróciła się do zebranych - wybaczcie nieprzyjemną scenę jakiej byliście świadkami. Sakura wychowywana była na bushi, a przecież wojownik inaczej rozwiązuje sprawy. Nie muszę pytać o słowa, jakie tak ją wzburzyły, na pewno chodziło o mojego zmarłego męża. Dziewczyna go idolizuje, nie ma rzeczy, którą stoleruje jak chodzi o niego i pamięć po nim. Zwłaszcza wobec niektórych plotek, które być może dotarły do niektórych z Was, jakoby mój mąż miał zostać powieszony, lub jakoby miał się chować w klasztorze. Przykrym to mówić, ale są tacy, którzy rozpowszechniają te potwarze, zapewne wskutek strachu przed tym, że prawda wyjdzie na jaw. Na me nazwisko, na pierwszą pośród Doji, przysięgam Wam, moi szlachetni goście, Shiba Haetsu Eigen niemal rok przed zdarzeniem zdał swe obowiązki i zgolił głowę, do tego sam wrócił by wziąć na siebie winę i w ten sposób ocalić osiemnastu ludzi, którzy zginęliby gdyby nie spektakularna śmierć, jaką sobie zadał. Mój mąż był człowiekiem niezwykłym... - delikatne drżenie głosu przekonało zebranych o burzy emocji kryjącej się pod opanowaną twarzą kobiety - i jako taki miał straszliwych wrogów.

Obserwując pojedynczą łzę jaką uroniła mówiąca 'Shosuro Arate' skłonił się jej głęboko. W myślach bił brawo dla umiejętności i wyczucia kobiety, która zażegnawszy sytuację, aby goście mogli pozbyć się niesmaku po scenie zapraszała ich na pokaz sztucznych ogni.

* * *

Drzwi do pokoju Sakury cichutko odsunęły się. Doji Taeko dyskretnie obserwowała córkę, ze smutkiem rejestrując jej zacięty wyraz twarzy pomimo medytacyjnej pozy.

To nie był czas by wejść i zaofiarować matczyne pocieszenie... tym bardziej, że Sakura najpewniej je odtrąci, mając na uwadze przeszłe rozmowy. Dzisiejsza reakcja dziewczyny wyraźnie pokazywała, że nie uda się ochłodzić jej głowy. Pani domu zasunęła drzwi, pozostając niezauważona i odeszła do siebie, wzywając Mae.

"Ona nie będzie mścić się na chłodno. Co oznacza, że nasi wrogowie wkrótce będą wiedzieć o jej zemście. Jeszcze parę takich zachowań i współczucie dla skrzywdzonej zmieni się w irytację na warchoła. I co wtedy? Kto wtedy podejmie się jej bronić?"


Seirei Mura, dom Kakita Hatamai, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 23 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, późny wieczór.

- Wytłumacz się - chłodno zażądał Kakita.

Niewzruszony Skorpion w milczeniu spoglądał przez chwilę na Żurawia, nim rzekł:

- Każdą matkę boli uderzenie w jej dziecko. Kobieta Doji nie chce Ci ulec? Zagróź jej dziecku, a będziesz ją miał. Spełniam jedynie Twoje życzenie.

- Nie tak, na duchy rzezi! Ma do mnie przyjść sama! Chętna, a nie nienawidząca! - głos pana Hatamai drżał od tłumionych emocji, nawet wyczulone ucho Skorpiona nie zdołało rozeznać co odczuwa Kakita... poza oczywistym wzburzeniem.

- I przyjdzie - obiecał Bayushi - Sama, uległa. Jeszcze jedna moja rozmowa z jej córką, o której ona dowie się przypadkiem, drobny pokaz moich umiejętności szermierczych i ona sama będzie musiała poszukać ochrony dla swej córki. Gdzie indziej, jeśli nie u Ciebie, panie? Nie będzie to miłość, ale przecież tę da się rozpalić na nowo, tam gdzie kiedyś się tliła, prawda?

Kakita zamilkł na moment. W milczeniu rozważał słowa Skorpiona, zaś jego twarz, nieświadomie dla niego samego, odbijała jego rozważania echem. Ujawnienie części historii Shiby Haetsu Eigena zdobyło Taeko i Sakurze wielu zwolenników. Dramatyzm obecny w całej sprawie i jasne i klarowne wyzwanie na pojedynek (przez dziecko przed gempukku!) wobec oszczerstw rzucanych na zmarłego - Taeko wiedziała co poruszyć i co powiedzieć, by zdobyć sympatię Żurawi dla swej sprawy. A ta łza...

"Czy możliwe, by ona kochała tego człowieka?"

Mimowolnie Hatamai zacisnął dłonie w pięści. Bayushi uśmiechnął się, ale jedynie oczami. Zdjął maskę zaraz na początku tej rozmowy, toteż bardzo pilnował, by nic nie zdradziło jego myśli.

Hatamai spojrzał na Skorpiona chłodno:

- Zapewne myślisz, że zdobyłeś na mnie haka, Bayushi-san. Dodam - nic z tego. Znam Twoje możliwości szermiercze i Cię przewyższam. Nie łudź się, nawet Twój sensei przegrałby ze mną walkę. Do tego, uczniu Szarego Wilka, doskonale wiem, jak NAPRAWDĘ się nazywasz.

Atmosfera w pokoju zmieniła się drastycznie, bowiem Kakita widząc jak dłoń przeciwnika opada na katanę, przyjął swą ulubioną pozycję iaijutsu. Przez chwilę obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, nim Skorpion rzekł:

- Nie mam pojęcia o czym mówisz, panie.

- Och masz... SAEMONJI-san. - po chwili ciszy, w trakcie której rysy Skorpiona stały się niczym wyryte w drewnie, Kakita kontynuował - I nie obawiaj się, nie interesuje mnie DLACZEGO zmieniłeś imię i co tu robisz. NA RAZIE mnie to nie interesuje. Ale zapewne po jakimś czasie przypomnę sobie że skądś Cię przecież znam, że kiedyś, kiedy pojedynkowałem się z Bayushi Katsumatą, świadkiem był jego uczeń, i że to Ty jesteś tym uczniem... tylko że wtedy nazywałeś się inaczej. Oczywiście opowiem to odpowiednim ludziom... ale od tego jak się zachowasz i jak wypali Twój plan zależy JAK to powiem. Bo mogę to powiedzieć tak, by posłano za Tobą pogoń natychmiast, albo tak, by nigdy jej nie posłano. Rozumiemy się, Bayushi Saemonji-san?

- Nie nazywam się Saemonji, panie Kakita Hatamai i proszę byś o tym pamiętał. - Skorpion mówił głuchym i cichym tonem - Mój plan nie zawiedzie. Żaden nie zawiódł dotąd. Jesteś pewien, że ta dziewczyna nie poznała żadnych sekretów dojo Shiba?

- Hai, dziecko nie przeszło nawet gempukku...

- Nie pytam o gempukku, Kakita-san.

- Mimo to, odpowiedź pozostaje twierdząca. Nauczono ją podstaw. Koniec. Jej daimyo fundował jej naukę w dojo i to on wycofał fundusze i wsparcie. Nie miała takiego talentu, by sensei Shiba ujęli się za nią... nie po tym jak krewniak jednego z nich mógł zostać skazany za zdradę gdyby to uczynili.

Po chwili ciszy, Skorpion odezwał się:

- Jesteś zdumiewająco dobrze poinformowany, Kakita-san.

Hatamai cofnął się pod ścianę, zapalił lampę. Światło wydobyło z cienia jego przystojny, męski profil. Niebieskie oczy rzuciły ostrzegawcze spojrzenie jego 'gościowi' i inicjatorowi niedawnego incydentu podczas przyjęcia.

- Nie lekceważ Doji Taeko, Bayushi-san. Żadnego z nas nie stać na to, by zlekceważyć takiego przeciwnika w tej rozgrywce. Jest potworną stratą, że wychowano ją na żonę, a nie na dyplomatę. Jeszcze większą, że wydano ją za Feniksa. Gdyby Taeko-san mogła żyć wśród Żurawi lub Skorpionów, poznałbyś w niej krew Doji Taehime-sama, jej antenatki.

Skorpion skinął głową z powagą, rejestrując nie tylko to, że Doji Taeko jest potomkinią kobiety, która będąc ambasadorem Żurawia przy dworze Skorpiona zdobyła sobie przydomek Trującego Żurawia skuteczną służbą, ale też to, że Kakita Hatamai nie ma nawet pojęcia, jak wielkim jest jego uczucie do tej kobiety. Wyczulone ucho Bayushiego bez trudu wyłapało jak zmieniał mu się głos gdy wymawiał jej imię.

"Mam na Ciebie haka, jak to raczyłeś określić, panie Hatamai. Jak Cię na niego złapię, zrobisz dla mnie wszystko! Jedyne co muszę zrobić, to zagrozić, że uderzenie będzie wymierzone w tę kobietę. Pozostaje teraz wymyślić jak to zrobić, kiedy i czym zapewnić sobie, że to iż znasz pewne imię, w niczym mi nie zagrozi."


Pomimo, że obaj mężczyźni rozstawali się raczej chłodno, to każdy z nich w sercu czuł wielką satysfakcję ze spotkania...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 02-03-2009 o 08:28. Powód: obiecana kontynuacja dla Sakury
Tammo jest offline  
Stary 11-02-2009, 18:58   #217
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 3 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.


- Hai Fukurou-san, niedługo dotrzemy do rozdroży oddzielających drogę do prowincji Doman, oraz do Strażnicy Wschodu, która dalej prowadzi do Twierdzy Oblicza Wschodu. -odpowiedź Kraba na temat kolejnego ich postoju była zaskakująco, krótka. Zapewne dlatego, że ważniejsza dla Akito była kolejna sprawa.- Wracając zaś do rozmowy o przeprawie przez puszczę, uważam iż w Twierdzy Oblicza Wschodu powinniśmy się rozejrzeć za kimś z klanu Sokoła. Nikt nie przeprowadzi nas lepiej przez puszczę jak właśnie zwiadowca z ich klanu. Może i nadłożymy nieco drogi, ale lepsze to niż samemu przebijać się przez puszczę. Tym bardziej, że jeśli wprost ze Strażnicy będziemy próbowali się przebijać przez puszczę, to niemal na pewno natkniemy się na ruiny jakiejś starej rasy, słyszałem, że dzieją się tam dziwne rzeczy, które mogłyby jeszcze bardziej opóźnić naszą podróż. Natomiast jeśli spróbujemy przebić się przez puszczę z Twierdzy Oblicza Wschodu idąc prosto na wschód, wówczas po przejściu puszczy moglibyśmy poruszając się przy ścianie lasu dotrzeć do Zakyo Toshi – miasta przyjemności, stamtąd droga będzie już dość prosta.
Fukurou chwilę milczał rozważając słowa Kraba, zanim rzekł.- Hai...Wsparcie klanu Sokoła bardzo by się przydało. I najszybciej byłoby się przebić wprost przez puszczę, ale...Jeśli nie znajdziemy przewodnika, będziemy musieli udać droga przez Twierdzę Oblicza Wschodu. Żaden pośpiech nie usprawiedliwia niepotrzebnego ryzyka. Choć, jeśli miałbym na nas polować, to właśnie zastawiłbym pułapkę. Przy ścianie lasu na drodze do Zakyo Toshi. Żaden młody bushi nie przepuściłby przecież okazji, by zobaczyć słynne miasto przyjemności, ne Manji-san?
- Źle mnie zrozumiałeś Fukurou-san, nie jestem rozpustnikiem poduszkującym z byle gejszą. Poduszkowanie to forma sztuki, sztuki dającej ogromną satysfakcję i przyjemność jeśli tylko jest poprawnie wykonana. Sztuka wykonywana w pośpiechu to tylko strata czasu, a przecież się śpieszymy. Ne? Do tego szczerze wątpię aby tamtejsze domy trzcin były lepiej wyekwipowane aniżeli te na choćby przełęczy Baiden.
- Iye, nie sugerowałem tego.- odparł Fukurou śmiejąc się.- Na poduszkowanie warto zaczekać do ziem Żurawi, ale obejrzeć miasto, chyba warto...Taki przydomek nie bierze się znikąd.
- Ooo! Fukurou-san, widzę, że posiadasz skrywane dotąd doświadczenia i talenty. -
Zaśmiał się rubasznie Manji.
-Hai, dobre na opowieści przy sake...- odparł enigmatycznie Smok.- Nie na zakurzoną drogę.-
Skorpion uśmiechnął się zadowolony, skinął głową i na krótką chwilę zamilkł.
Na twarzy Smoka wykwitł tajemniczy uśmieszek, gdy mówił.-Jeśli jednak nie trafi nam się dobry przewodnik, to jednak będziemy musieli odwiedzić Zakyo Toshi.
Lekko popędził Subayai by móc zostać ze swymi myślami sam na sam...Droga był cicha i spokojna. Jak długo? Choć uważał uwagi Skorpiona za mocno przesadzone. To jednak Puszcza przed nimi stwarzała dość zagrożeń, nawet bez zdrajców służących Fu Lengowi, wrogów czyhających na głowę Smoka, czy Krabów żądnych zemsty na Akito. Pomysł ze zwiadowcą był dobry...Ba, był znakomity. Był też niedopracowany w jednym szczególe. Jak niby przekonać owego Sokoła do współpracy? Przecież nie monetami, których dużą ilością trójka bushi nie dysponowała.

Manji-san widać nie należał do osób lubujących się w ciszy, bo wkrótce rozpoczął rozmowę.
- Jaką porę roku najbardziej lubicie? - a potem nie czekając na odpowiedź kontynuował.- ja chyba najbardziej Zimę. Choć oczywiście każdy etap ma swój nieodparty urok, to jednak Zima jest najbardziej urokliwa. Fukurou-san, proszę powiedz mi jak pachnie las zimową porą w górach?
Smok spojrzał na Skorpiona z lekkim zdziwieniem...Jak pachnie las? Fukurou nigdy nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Zwykle bowiem był zbyt zajęty rąbaniem drew, przynoszeniem wody, łowieniem ryb. A przede wszystkim czuwaniem, gdyż w każdej chwili mógł zostać zaskoczony przez wrogiego bushi, którego rozrywką było „polowanie” na niego, gdy Fukurou był mały. Mógł więc odpowiedzieć, iż pachnie mokrą korą, moczem lisa, rybią łuską...i podobnymi zapachami jakie zapamiętał z dzieciństwa. Niemniej Manji-san chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał, więc Fukurou udzielił mu innej. - Zimowy las pachnie czujnością Bayushi-san.
-I niech teraz Manji-san rozgryza co znaczą te słowa.- pomyślał wesoło Smok starając sie zamaskować swój uśmiech.
Krab słysząc pytanie uśmiechnął się szeroko niczym małe dziecko na widok słodyczy. Nie tyle zignorował odpowiedź Fukurou co jej nie zrozumiał. Pytanie było proste, odpowiedź też się taką zdawała, ale Fukurou jak przystało na prawdziwego Smoka jak zwykle wszystko musiał skomplikować. Nie wzruszony tym Akido odpowiedział najprościej jak potrafił.
- Jesień i wiosna Manji-san , najlepsza pogoda dla ciężkozbrojnych bushi.
Skorpiona jednak te odpowiedzi, zwłaszcza wypowiedź Smoka, nie zadowoliły, bo dalej drążył temat.
- Drogi Fukurou-san czujnością pachnie każdy skrawek Rokuganu i w tej materii z pewnością Akito-san rozeznaje się najlepiej z nas.
Wybaczcie ale postawiłem przed Wami niełatwy problem, ponieważ opisać zapach to tak jak opisać barwy niewidomemu. Szczerze liczyłem na bardziej subtelną odpowiedź Fukurou-san, a nie zasłanianie się wieloznacznym, krótkim i wydawałoby się wypowiedzianym od niechcenia zdaniem.
Szczerze liczyłem na coś więcej.
W prowincji, z której pochodzę Zimową porą, nad ranem las wypełnia się oparami z okolicznych jezior, jeśli skoncentrować się na zapachu pierwszym najsilniejszym zapachem jest właśnie para wodna, kolejnym dominującym to zapach żywic drzew iglastych. Ale zima sprawia, że powietrze jest czyste, świeże. Uwielbiam wypuszczać się o poranku w gęstwinę leśną, z łukiem, zwojem papierów i ołówkiem. Po zamrożonym śniegu nie ma co łazić, więc aby coś upolować najlepiej jest poczekać, a w między czasie zwykle próbowałem uchwycić piękno zaśnieżonych drzew i krzewów. Śnieg chyba najbardziej oddaje ulotność życia, jest piękny ale bardzo nietrwały.
Akito-san wiosna jest czasem gdy wszystko budzi się do życia, jest bogata w różne zapach, ale żaden z nich nie jest tak wyraźny jak zimową porą. Jest ich zbyt wiele, tworzą wielobarwne kompozycje i potrzebny jest naprawdę wyczulony nos aby rozdzielić je wszystkie i wskazać, który zapach skąd pochodzi. -
Wziął głęboki, powolny wdech. - choćby tu i teraz dominuje zapach jesionów, okraszony silnym zapachem ziół z polany, ale jest jeszcze coś, zapach słodkawy, zapach rozrzedzony przez wiatr, zapach kwiatów dzikiej wiśni. Czy czujecie go? Mój starszy przyjaciel Togashi-sensei nauczył mnie korzystać i rozkoszować się każdą chwilą jaka jest mi dana, bo życie samuraja jest zbyt krótkie.
Czy jest coś, co stanowi dla Was nieodparte piękno?

Fukurou na te słowa dłonią potarł w roztargnieniu obi które zawsze nosił. Była taka osoba...Osoba, która władała myślami Smoka. Ale jej imienia nie wyjawiłby towarzyszom. Ani nikomu innemu, zapewne. Dlatego też rzekł coś innego spokojnym tonem.
- Tao Shinsei...Głębia zawarta w tym tekście jest piękna.
Następnie dodał wracając do postawionego mu wcześniej zarzutu.- Manji-san...Liczyłeś, z mojej strony, na odpowiedź poety. Przykro mi, że cię rozczaruję, ale poetą nie jestem. A haiku, nie lubię. Jestem medytującym wojownikiem, jak mój ojciec i jego ojciec i kilka pokoleń przodków przed nimi...Poezję zostawiamy innym.

Kolejna część podróży obfitowała w kolejne wydarzenia i rozmowy inicjowane głównie przez Skorpiona, w które Fukurou angażował się mniej, lub bardziej...W zależności od stopnia zainteresowania. Powoli przyzwyczajał się do jazdy konnej i jej trudy mniej mu sie dawały we znaki.
Aż wreszcie dotarli do słupa z informacją, tkwiącego przy drodze.

Prowincja Ayo, Strażnica Wschodu - 53,5 ri*
Prowincja Doman 47 ri


Fukurou spojrzał na słup z wyraźną dezaprobatą...Tyle drogi przed nimi, a jeszcze nie dotarli do żadnej twierdzy. A przecież musieli dotrzeć do Shiro no Tengu jak najszybciej!
Wargi Fukurou wygięły się w grymasie gniewu, gdy popędzał swego wierzchowca podążając do Strażnicy Wschodu...Gdzieś na dnie serca, pojawiła się myśl...wczepiła w umysł Smoka niczym kleszcz w koński grzbiet. Myśl, że tak naprawdę jedzie na pogrzeb Michiko. Póki co, Fukurou odpędzał ją od siebie...ale owa natrętna myśl nie chciała zniknąć.

*1 ri = 12 960 shaku = 3,9273 km
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-02-2009 o 12:39. Powód: poprawienie błędu
abishai jest offline  
Stary 13-02-2009, 17:55   #218
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wewnętrzne dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage - terytorium Klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110

Człowiek jest jak stal. Za młodu miękki i chłonny. Łatwo wpada w zachwyt, zauroczenie. Niewiele trzeba aby się przejął, przestraszył. Z wiekiem nabiera ogłady, dystansu, odwagi, mocy. Staje się odporny na ciosy. I też tak łatwo nie ulega podrygom serca. A raczej dozuje je, pozwalając by umysł pozostawał wciąż jasny.

Tak samo ze stalą. Lecz jak dorosły potrzebuje wspomnień młodości, tak dobry miecz potrzebuje tak miękkiej jak i twardej stali.

Basura raz jeszcze dotknął miecza, który w spokoju spoczywał przy jego boku. Tak bardzo chciał go dobyć, by godzinami spoglądać na niego. Misterny kształt głowni, linie hamon, zakończenie i oprawę. I ten chłód i powagę którą w sobie zawierał. Czuł podniecenie. To jego pierwszy miecz! Ha! Nie był jak inni młodzi. Przejęty i zakłopotany. Pytający czy zdoła? Czy zasłużył? Czy już dorósł?

Nie, Basura dobrze wiedział. Był synem Toritaka Takatsukasa. Wielkiego Karo rodziny Toritaka. Wspaniałego wojownika, wielkiego wodza i myśliciela. Jednego z najznakomitszych bushi swoich czasów! Był synem Takatsukasa-sama! Była w nim ta sama krew. Ta sama odwaga, powinności, moc. Tak, Basura dobrze wiedział jaka jest jego rola. I czuł się gotów stawić jej czoła.

Tak przynajmniej zdawało się małemu chłopcu. Który uniesiony ostatnimi wydarzeniami, łatwo spoglądał na pozytywy istniejącej sprawy. A nie dostrzegał śmiertelnego zagrożenia, które przynajmniej dwa razy zajrzało mu do głowy. Kiedy Basura dotarł do pawilonu w którym pani Ichijo spożywała posiłek, drzwi bezszelestnie otworzyły się. A młody Basura wpadł do pomieszczenia niesiony tę samą falą entuzjazmu.
- Okaasan – skłonił się w stronę swej matki. Nie mógł dostrzec wyraźniej ulgi matki, która zobaczyła swego syna w zdrowiu i dobrej kondycji. Sama Pani Toritaka odpowiedziała na powitanie i zaprosiła do stołu.

***

- Nadal nie jestem pewien. Mam nadzieję że wszystko szybko się wyjaśni. – Basura pozwolił sobie na chwilę zadumy, kiedy zdał pobieżną relację. Opowiedział o staraniach Schugenja. O odpowiednich rytuałach. O badaniu przyczyny i natury pojawienia się niebezpiecznego gaki. Nie naciskał, albo nie odnalazł wystarczającej powagi w sugestii matki, która wspomniała o zabezpieczeniach które nie okazały się wystarczające. Odparł z całą szczerością iż „szczęśliwie nic się nie stało. Choć… spyta mędrców cóż mogło się zdarzyć i jak rytuały mogły zostać ominięte”. Nadal jednak widział ten element jako nie zagrażający wprost. Spokój młodego umysłu…

Również kwestie listu zostały omówione. Jak i próba ich odczytania. A także inne, bardziej pobieżne kwestie. Pani nie przerywała, raczej z ujmującą zadumą spoglądała na swego pierworodnego, który lekko przechyliwszy się w prawo i spoglądając w bok rozmyślał. Tak jak jego ojciec zwykł siadać w podobnych chwilach.

- Kaasan – przerwał zadumę Basura – Czy to możliwe że gaki był związany z listem? Nie znam jego treści, ale napisany był przez Kakita Dai-san. Czy wiesz co się z nim działo? Nie widziałem go od dłuższego czasu, ale z tej części listu jaki poznałem wnioskuje że nic dobrego. Nie wiem czy okoliczność tego gaki, nie sprawi iż dobrze było by go odnaleźć. Może odkrywając co jemu zagraża, odkryjemy naturę pojawienia się tego gaki. Co o tym sądzisz? Kaasan?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 16-02-2009 o 10:52.
Junior jest offline  
Stary 15-02-2009, 02:21   #219
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 4 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, poranek.

"- Skoro staliśmy się lepsi niż wczoraj, od jutra zacznijmy się doskonalić; przez całe życie, dzień po dniu, trzeba dążyć do perfekcji. To też nie kończy się nigdy."

"Wiecznie niespokojny, powinieneś przez całe życie poszukiwać odpowiedzi, jak sprostać regułom Drogi, praktykować wytrwale i bez ustanku. To właśnie jest Droga"


Wtedy tego nie rozumiał, zawsze gdy wracali po ciężkim, całodziennym treningu Bayushi Katsumata raczył swych uczniów jakimś mądrym zdaniem. Siał wtedy największy popłoch wśród uczniów. Każdy z nich próbował zrozumieć znaczenie aby udzielić odpowiedzi na pytania Sensei, często znajdując powierzchowne, najbardziej oczywiste odpowiedzi, lecz prawdziwe zrozumienie przychodziło z czasem.
Od ponad roku Bayushi Manji starał się wytrwać w codziennym doskonaleniu się. Toteż każdego dnia, nie zależnie czym musiał się zająć i jak wiele zrobić, zawsze nad ranem obcinał paznokcie u rąk i nóg, przycinał włosy, wcierał olejek w skórę twarzy i rąk, dokładnie usuwał zrogowaciały naskórek pięt pumeksem, wypróżniał się. Odczytywał w myślach przedśmiertne haiku. Każdego ranka był gotowy na śmierć.
Następnie masował się, wykonywał cykl oddechów rozpoczynając od oddechów wody przez ziemi, ognia, powietrza kończąc na pustce. Po oddechach rozpoczynały się serie ćwiczeń rozgrzewająco-rozciągających i kata Drogi Skorpiona, wzbogacone o niektóre ruchy z Kaze-do.
Kolejną codzienną czynnością Skorpiona jest zawsze czyszczenie i przygotowywanie Rinoko do drogi oraz dbanie o całą broń, jednak szczególną troską obdarza stary, noszony na plecach, miecz wyglądem przypominający boken.
Także każdego poranka ogląda ranę Kraba, wykonuje zabiegi przy pomocy igieł aby zwiększyć tępo gojenia się rany. Po masażu zachęcając Hidę Akito do ćwiczeń wysiłkowych.

- Aby odzyskać sprawność musisz zacząć ćwiczyć już teraz, nie jestem wprawnym medykiem ale pomagałem przy leczeniu poważniejszych kontuzji - mówił podając kawałek bambusa mającego posłużyć jako boken. - Nie wykonuj gwałtownych ruchów, dostosuj się do mojego tempa.

Bayushi rozpoczynał od powolnych cięć i bloków mających na celu rozciągnięcie mięśni, kończąc na silnych uderzeniach.
"Ćwicząc z Akito-san ćwiartkę godziny to tak jak z innym Samuraiem pół. Ma ogromny zasięg ramion i miażdżąco silny cios, gdyby nauczył się być bardziej oszczędny w ruchach byłby szybki... nie wiem czy miałbym wtedy z nim jakiekolwiek szanse. Nie dobrze, na ziemiach Klanu pewnie wielu odstraszy swoją posturą, ale przyciągnie do siebie pojedynkowiczów. Sam bym się nie powstrzymał spróbowania swoich sił z tak ogromnym przeciwnikiem. Maekuri pewnie przezwałby go klocem, a kloc musi dużo jeść..."

Skorpion lekko zgrzany, regulując oddech zwrócił się do Hida Akito głosem na tyle donośnym aby słyszał to także Mirumoto Fukurou.
- Jesteś nie tylko wielkim klocem, jesteś również silnym klocem. I musisz mieć bardzo wyrozumiałego Ojca. - Złośliwie się uśmiechną, wystudiowanym złośliwym uśmieszkiem - Akito-san, przeciąłeś kiedy kolwiek swojego przeciwnika na dwoje? Ja kiedyś prawie, ale niestety ostrze zatrzymało się na kości miednicy, choć oficjalnie zwalam winę za niepowodzenie na warunki w jakich przyszło mi wykonać cięcie.

Akito skrzywił się widocznie słysząc porównania jakimi uraczył go Manji. Kloc… ba, wielki kloc, Akito wiedział, że towarzysz nic złego nie maił na myśli, a przynajmniej wydawało mu się że wiedział, jednak określenie jakim posłużył się Mani nie było to dla Kraba komplementem. Nie raz już miał problemy z powodu swej postury, dla wielu rówieśników był wyzwaniem samym w sobie. Niektórzy toczą walki z silniejszymi lub chociaż wyglądającymi na silniejszych tylko po to by podnieś swoją własną wartość. Okazjonalnie dotykało to samurajów, ale młodych chłopców przed Gempuku…jak najbardziej. Nie raz walka nie mogła odbyć się tylko przez pochodzenie Akito, co dodatkowo utrudniało mu dzieciństwo. Niezauważalnie dzięki masce przełkną ślinę nie wyrażając emocji, gdy do jego mózgu doleciały jednak słowa dotyczące jego ojca zacisnął zęby i na długi czas przestał odzywać się do Manjego. Akito wiedział, że może w tej chwili nie zachowywać się właściwie, ale wolał nie mówić nic niż wybuchnąć, musiał ochłonąć po wybuchowej mieszance jaką podrzucił mu Manji. Uwaga o posturze powiązana z „wyrozumiałością” – która brzmiała jak kpina – szczególnie z ust uśmiechającego się złośliwie skorpiona - wymieszana razem...była nie do przyjęcia. Pojedynczo każdą z tych uwag pewnie by przełknął, ale tym razem kamrat przesadził.

Gdy tylko Manji dostrzegł wzburzenie swoim mocno chybionym dowcipem, pokłonił się i powiedział najlepiej jak tylko szczerze potrafił.

- Przepraszam Akito-san. Nie powinienem poruszać kwestii Twego wzrostu, jest to zaiste zaletą i Twój Szacowny Rodzic zapewne jest dumny z takiego jak Ty, mój przyjacielu, syna. Szczerze chciałbym mieć taki zasięg ramion jaki Ty masz, a gdybyś poznał Drogę Skorpiona to byś był na dobrej drodze by stać się Czempionem. Porównaj. Ja po tym ćwiczeniu mam obolałe przedramiona, a Ty zaledwie się rozgrzałeś. - Wciąż rozmasowując i uciskając przedramiona - poza tym nie ładnie jest się obrażać na przyjaciela za to, że mówi prawdę.

Przeprosiny Skorpiona Krab przyjął, choć ostatnie zdanie niemal zniweczyło staranną formułkę przeprosin.

- Teraz zarzucasz mi Manji-san , że obrażam się na Ciebie z powodu prawdy. Powinieneś już wiedzieć, że jest ona czymś co Kraby cenią najbardziej, może jeszcze oprócz honoru czy dobrej walki. Przezwisko samo w sobie nie jest nieprawdziwe, ale szykanujące, natomiast moje zdenerwowanie bardziej wzbudziła Twoja wzmianka o moim ojcu. Skąd wiesz jaki on był dla mnie? - To znaczy jaki jest?...

Krab dopiero po chwili załapał, że użył czasu przeszłego mówiąc o ojcu. Z gramatycznego punktu widzenia wszystko było w porządku - gdyż mówili dotychczasowym zachowaniu ojca Akito, jednak Krab zrozumiał nietakt więc szybko się poprawił.

- Poza tym gdy mówisz, że mój ojciec zapewne jest dumny ze mnie używasz przypuszczenia, wzmiankę o wyrozumiałości okrasiłeś za to miną za którą powinienem Ci przylać w twarz.

- Akito-san, nie wiem nic na temat Twojego Ojca ani Twoich z Nim relacji, wybacz, nie chciałem poruszać bardzo osobistego tematu.

"Chciałem sobie zażartować z kosztów utrzymania takiego wielkiego bushi jakim jest Akito-san, a poruszyłem temat jego Ojca. No tak! Przecież Akito-san należy do elitarnej jednostki, której dowódcą jest jego Ojciec, a nie ma zasług i doświadczenia elitarnego bushi. Pewnie mu z tym dokuczano i dlatego jest taki drażliwy na tym punkcie. Trzeba się dowiedzieć więcej."
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 15-02-2009 o 02:28.
Manji jest offline  
Stary 21-02-2009, 01:18   #220
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 4 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, poranek.

Czerwone Wachlarze był to oddział 500 najznakomitszych bushi ziem klanu Kraba. Elitarna formacja, założona ku pamięci Hidy Takeshi ponad 300 lat temu, której sztandar wzniesiony na polu bitwy potrafi samą swoją obecnością osłabić morale przeciwnika. Niezwyciężeni, niezłamani, odwracali fale bitew i przynosili zwycięstwo przez całą swoją trójwiekową historię.

Wynikały z tego pewne... próby. Nie każdy mógł zaliczyć się do owych pięciuset najlepszych. Chętni pojawiali się co roku, lecz jedynie nieliczni otrzymali czerwone hachimaki i czerwony tessen, odznaki rozpoznawane przez byle ciurę w armii klanu kami Hidy.

Akito nie był jednym z tych nielicznych. I to zmieniło wszystko w jego życiu. Dziedzicem ojca... stał się jego o rok młodszy brat Nishi…

Słowa Manjego przywołały całą masę wspomnień. Zarówno tych dobrych z wczesnego dzieciństwa jak i tych złych. Stosunki Akito z ojcem zaczęły się komplikować odkąd Akito skończył sześć lat a był to przecież dopiero początek.

Czy wyrozumiały ojciec odstąpił by pierwszeństwa starszemu synowi na rzecz młodszego? Czy wybaczenie przewinień syna można nazwać wyrozumiałością czy też ojczyną miłością?

Odpowiedź na pytanie czy ojciec Akito był wobec niego wyrozumiały nie była prosta ani jednoznaczna, jak większość pytań stawianych sobie przez samurajów. W tym momencie brakowało mu wspólnych medytacji z Kaiu, brakowało mu rozmów ze Śmieszką, która jak nikt potrafiła rozweselić Akito. W tej chwili brakowało mu wiele rzeczy, ale pustka po nich została wypełniona przez misję wyznaczoną przez taisa Hiruma, nie mniejszym wypełniaczem pustki był też Onin tkwiący w mieczu, no i towarzysze…

Skoro Manji nic nie wie o stosunkach łączących mnie z ojcem to czemu kłamie? Po Skorpionach można spodziewać się wszystkiego, ale po swoim przyjacielu wolałbym wiedzieć czego mogę oczekiwać, myślałem że wiem, ale teraz ?”

Kraby szczerością podcierają sobie tyłki, wolą słyszeć i mówić prawdę niż fałszować przekaz. Dlatego też Akito jako jeden z wielu przedstawicieli swojego Klanu nienawidził być okłamywany, tym bardziej, że podobnie jak większość towarzyszy broni nie za bardzo potrafił rozpoznać kiedy ktoś mówi prawdę a kiedy tylko udaje , że ją mówi. Przyznanie się Manjego do kłamstwa uświadomiło dopiero Krabowi , że został oszukany i wcale z tego powodu nie czół się lepiej, tym bardziej , że owo przyznanie się nie nastąpiło od razu, lecz dopiero po ostrym ostrzeżeniu Kraba. Do tej pory Akito niemalże ślepo wierzył w odmienność Manjego, przecież zdążyli się szczerze polubić ( Akito był pewien swoich uczuć, jednak w tej chwili miał powody by zacząć wątpić w uczucia Manjego ) , uratowali sobie życie, wspierali się i nie okłamywali siebie… Akito naprawę myślał, że ten Skorpion może być inny od pobratymców, a przynajmniej że jego żądło nigdy nie obruci się przeciwko towarzyszom. „Jak mogłem być tak głupi, z pewnością i on ma swoje własne zadania i prawie na pewno jeśli miałby wybierać postawi je wyżej niż przyjaźń ze mną czy Fukurou, ja sam pewnie zrobiłbym podobnie. Manji musiał mieć jakić cel w okłamaniu mnie, przecież zupełnie bez powodu nie narażałby naszej przyjaźni. Niestety ten cel czy powód mógł być znacznie gorszy niż samo kłamstwo a to już mogło stanowić problem.” Akito niemal nie dopuszczał nawet myśli, że kłamstwo może służyć jego dobru, przez całe życie wśród swoich był uczony że jest inaczej. Jedynie świadomość łączącej ich przyjaźni pozwalała mu nieco oszukiwać się , że w tym przypadku jest inaczej. Manji sporo mówił o zagrożeniach na ziemiach Żurawia czy Skorpiona, przestrzegał by zwracali się do siebie oficjalnie, na pewno obawiał się o próby wpłynięcia na trójkę bushi lub wyciągnięcia od nich informacji. Dlatego też Akito brał pewną poprawkę na słowa Skorpiona choć nie wiedział jeszcze jak daleko owa poprawka może sięgać…
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 22-02-2009 o 23:52.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172