Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2008, 20:27   #181
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Przyjemny chłód rozkosznie oblał jej uda, Peter bez najmniejszego problemu podniósł i skierował się w stronę łóżka.
-Przenieśmy się na łóżko, w końcu chciałem spać- wyszeptał mężczyzna, Francesca w dalszym ciągu nie mówiła nic. Trzymała jego szyje i delikatnie masowała, natomiast nogi oplotła wokół jego talii.
Popchniecie wywołało jeszcze szerszy uśmiech na jej twarzy, może tym razem nie będzie musiała używać uroku żeby zatrzymać kochanka. Kiedyś niestety tkwiące gdzieś głęboko potrzeby zawładnęły ja doszczętnie, mężczyzna z którym była nie wytrzymał bólu, lecz było to dawno Francesca wiele nauczyła się od tamtego czasu.

Jej okrągłe piersi chętnie opuściły zasłonę koszuli nocnej, ponownie chwyciła Petera za szyję i oddała się dogłębnie rozkoszniej muzyce grajka, w której instrumentem była ona sama.
Oddech przyśpieszył się ,a zmysły jeszcze bardziej wyczuliły, czuła w powietrzu niezliczone zapachy, niektóre bardzo ostre i intensywne inne delikatnie. Przysunęła się do Petera i zaczęła pieścić jego sutki, wodząc zręcznymi dłońmi po całym ciele. W pewnym momencie chwyciła jego szyję i wgryzła się w nią, poczuła jak mężczyzna drgnął. Zamknęła mu usta pocałunkiem ,a jej ręce powędrowały w stronę jego męskości.
I dali się poniesć swoim namiętnościom, Francesca spijała co jakiś czas krew z otwartej rany. Miała nadzieje, ze w tej chwili mężczyzna nie będzie zbytnio zdawał sobie sprawy co się właściwie dzieje, tak jak bywało najczęściej.
Sama chwilowo zapominając o całym świecie, podrapała mu klatkę piersiową i trochę plecy. Zauważyła to dopiero gdy spostrzegła, ze jej piersi są całe we krwi, tak samo partner i łóżko. Dokładnie spijała słodką i rozkoszną ciecz z Petera pomagając sobie językiem.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 02-09-2008 o 19:53.
Asmorinne jest offline  
Stary 02-09-2008, 11:33   #182
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue

[MEDIA]http://www.wrzuta.pl/aud/file/pgN1zjyyNs/nikita_the_free_side.mp3[/MEDIA]

Peter aż westchnął z zachwytu gdy zsunął drugie ramiączko nocnej koszuli i odsłonił kształtne piersi wampirzycy. Jego dłoń zastygła w bezruchu, ku wielkiemu rozczarowaniu Francesci, a wzrok chłonął przepiękny widok nagiego, kobiecego ciała.
-Jesteś piękna- powiedział w końcu.

Aby wyrwać kochanka z chwilowej apatii Riue zarzuciła mu ręce na szyję. Peter szybko zorientował się w czym rzecz, jego palce wznowiły rozkoszny rytm. Wolna ręka opadła na lewą pierś dziewczyny- masując ją, ugniatając, bawiąc się. Wspaniały biust Francesci domagał się jednak w umyśle muzyka większej ilości pieszczot. Mężczyzna pochylił się, jego usta złożyły pocałunek na prawej krągłości, wkrótce jego język zaczął drażnić sztywny sutek.

Jakąż jednak istotą jest wampir, jeśli nie drapieżną? Jakąż jest kobieta, jeśli nie przewrotną?
Wampirzyca uniosła głowę kochanka i sama przywarła do jego torsu. Kiedy tylko Peter poczuł jej delikatne palce na swych brodawkach westchnął zdziwiony, choć bynajmniej nie miał zamiaru przerywać karesów dziewczyny. Owładnięty pożądaniem nie zareagował też na kły Francesci, które zatopiły się w jego szyi- pocałunek i zwinna dłoń na jego męskości szybko wyparły wcześniejsze doznanie.
Spleceni w gorącym uścisku folgowali swym potrzebom. Spodnie Petera wylądowały w kącie, majtki Riue zawisły na oparciu łóżka. Zatopili się oboje w fali przyjemności, ognisty temperament Francesci zaowocował w plamach krwi na łóżku, torsie muzyka i jej cudownych piersiach...


Feeria zapachów, obrazów, doznań i krwi. Czyż wampirzyca mogłaby sobie wymarzyć piękniejszą noc?

(...)

Następnego ranka Riue obudziła się pierwsza. Artysta smacznie spał na łóżku i, co było dość zabawne przy wspomnieniu pretekstu pod którym zjawił się nocą u wampirzycy, chrapał wniebogłosy. Na szyi miał dwa punkciki- pamiątkę po kłach, zaschnięte linie krwi na piersi będą dla niego przez kolejne dni przestrogą przed damskimi paznokciami.

Niestety, wszystko co przyjemne ma swój koniec. Trzeba było ruszać w drogę.

do Nessy z Thanedd

Czarodziejka obudziła się skoro świt. Niestety łóżko w "Jutrzence" nie było najwygodniejszym na którym miała przyjemność spać. Wczoraj była zbyt zmęczona by zwrócić uwagę na mankamenty posłania, dziś będzie więc zmuszona ścierpieć lekkie kłucie w szyi. Ostatecznie jednak nie było aż tak źle- wyspała się dość dobrze. Teraz tylko poranna toaleta, może śniadanie i czas ruszać w drogę.
Dzięki informacjom zapewnionym przez Franka i Petera, Nessa miała przynajmniej kolejny punkt zaczepienia.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 04-09-2008 o 11:43.
Zapatashura jest offline  
Stary 03-09-2008, 10:44   #183
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca przeciągnęła się leniwe, czuła się świetnie. Powoli wstała i zaczęła zbierać swoją garderobę. Pozornie mały pokoik nagle urósł do kolosalnych rozmiarów. Bieliznę miała na wyciągnięcie ręki, tak samo buty, lecz nie mogła sobie przypomnieć gdzie położyła strój podróżniczy. Po kilka minutach poszukiwań znalazła go pod łóżkiem.
Zapięła dokładnie kaftanik i umocowała sztylety, które o dziwo nie zmieniły swojego położenia. Peter chrapał okropnie, wampirzyce strasznie to drażniło, miała ochotę zatkać mu czymś usta, lecz nie mógł się przecież obudzić. Bez pożegnania czym prędzej wyszła z pokoju, oczywiście wcześniej dokładnie oczyściła sakiewkę kochanka, jak to zwykle zdarzało jej się robić po namiętnej nocy.

Zeszła na dół , miała nadzieje, ze Nessa długo nie będzie na nią czekać. Na dole niechętnie włożyła jeszcze swój płaszcz, który w tym miejscu na wiele się nie przydał. Nie była nawet głodna więc zaproponowała czarodziejce, aby wyruszyły natychmiast. Któż mógł wiedzieć jak muzyk zareaguje gdy się obudzi i czy będzie miał siły na jakąś reakcję...
Francesca uśmiechnęła się do swoich myśli, czas już ruszać w drogę.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 03-09-2008, 11:07   #184
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Poranek przywitał Nessę lekkim bólem karku, tak, że odrobinę pożałowała, że tak wcześnie poszła spać, niewygodne łóżko nie zasłużyło na tyle atencji. Ale cóż, atencją ostatnio szafowała hojnie, zresztą rozdawało się ja łatwo i nie czuć było potem żadnych braków.
Mycie, śniadanie, płacenie za nocleg, czynności, których już za dwa dni nie będzie się pamiętać.
Domyślała się, że jej towarzyszka spędziła upojną noc i chętnie, z naukowej ciekawości obejrzałaby tego grajka, czy ma ślady zębów, podpytałaby, czy zorientował się, z kim miał do czynienia. Kiedyś, gdy przyjaźń okrzepnie, och przed niektórymi słowami otwierają się całkiem nowe konotacje, wypyta Francescę o jej zwyczaje żywieniowe.
Wyruszały z miasta razem, choć pozornie Nessa podróżowała sama, umówiona z rudowłosą na postoje. Wampirka miała własne, szybsze sposoby przemieszczania się, a w razie konieczności Żmijka mogła się z nią szybko skontaktować.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 03-09-2008 o 12:04. Powód: kiepska gospoda ;)
Hellian jest offline  
Stary 04-09-2008, 17:13   #185
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Folkena Legary

Klacz szczerze mówiąc wcale nie chciała galopować. Mało tego- nie miała najmniejszego nawet zamiaru ryzykować połamania sobie nóg w ciemnościach nocy, na nierównym trakcie pełnym kolein i kamulców. Wszelkie kopanie i poganianie lejcami zmusiły Śnieżkę jedynie do czegoś, co przy dobrej woli można było nazwać kłusem.
Łowca słyszał za plecami ujadanie psów i krzyki zdezorientowanych, ale i poirytowanych chłopów. Na szczęście kłus klaczy i tak był szybszy niż bieg wyrwanych ze snu wieśniaków, więc Folkenowi udało się uciec. Ból w ramieniu promieniował jednak bardziej, niż powinien. Najwyraźniej przyspieszona terapia magiczna, niedostateczny czas rehabilitacji i przeklęty upał wymęczyły organizm Legary bardziej, niż by się do tego przyznał. W efekcie teraz ledwo trzymał się w siodle, a tonąca w mroku droga po prostu dwoiła mu się w oczach. Nie minęło wiele czasu, a łowca był zmuszony zatrzymać się i odpocząć- oddychał ciężko, urywanie. Sprowadził klacz z traktu jakąś wydeptaną ścieżką w las, nawet nie zastanawiał się przez kogo. Przywiązał swego wierzchowca do drzewa resztą sił i legł na mchu. Mógł mieć tylko nadzieję, że chłopi nie postanowili go ścigać.

(...)

Kiedy Legarę obudziło silne potrząśnięcie ramion, przez chwilę stracił nadzieję. Chciał się zerwać i bronić, ale ciało zdradziecko odmawiało posłuszeństwa- Folken dalej czuł się zmęczony.
Mężczyzna, który obudził łowcę, nie wyglądał jednak na chłopa. Ubrany był w szaro-zielonkawą skórznię, przez jedno ramię przewieszony miał łuk i kołczan, przez drugi pokaźny worek. Do tego jeszcze zestaw noży przy pasie. To chyba jakiś myśliwy.
-Ej, aleś se znalazł miejsce do spania- rzucił nieznajomy, gdy zobaczył, że Legara był przytomny.

-Miejsce jak każde inne. - rzucił Legara, wstając z pewnym trudem z pozycji horyzontalnej i otrzepując się z listków. -Kim jesteś, panie? - zapytał brązowooki przyglądając się uważnie przybyszowi.
-Jednym z myśliwych z pobliskiego miasteczka. Zaczyna brakować mięsiwa, więc przyjechaliśmy coś upolować.

Z okolicznego miasteczka, powiadasz.. - zamyślił się chwilę, po czym dorzucił - Czy widziałeś może ostatnio dwie kobiety - rudą i szatynkę, jadące konno, najprawdopodobniej razem? - zapytał się Folken, oceniając jednocześnie łuk myśliwego.

-Nie, ale może na miejscu je pan znajdziesz.

-Dobrze..którędy droga, panie?- zapytał, szybko tracąc zainteresowanie marnej jakości bronią. Znajdzie lepszą.

-Wzdłuż traktu, a którędy by indziej?

-Jak daleko?

-Z pół dnia drogi- odparł. Czemu myśliwy zapuszczali się tak daleko od swoich domów, nie wytłumaczył.

-Dobrze, dzięki za informację. - odpowiedział i sprawdził czy jego klacz jest na miejscu. Ponieważ była, nie tracąc czasu odwiązał ją i wsiadł na siodło, choć przyszło mu to z pewnym trudem. Nie zwracając już dłużej uwagi na myśliwego, Legara ruszył w drogę.

(...)

Do wspomnianego miasteczka dotarł po południu i czuł się fatalnie. Wszystko bolało go od jazdy, a myśli wirowały wokół łóżka. Zdecydowanie mógł wczoraj się tak nie forsować.
Mieścina, której nazwy Legara nawet nie znał, prezentowała się raczej marnie. Kilkanaście domów wyrosłych na skrzyżowaniu dwóch szlaków. Większość miała nawet dachy kryte strzechą, zamiast dachówkami, ale przynajmniej nie śmierdziało w nim oborą. Skoro jednak było to zadupie, to ktoś powinien widzieć w nim Nessę i Francescę. O ile oczywiście te dwie tędy przejeżdżały.


do Nessy z Thanedd i Francesci de Riue

czerwiec, Trakt Zachodni z Aldersbergu, Aedirn

Wziąwszy pod uwagę lepkie rączki Francesci, szybkie opuszczenie "Jutrzenki", a nawet samych Krzyków, było bardzo dobrym pomysłem. Na szczęście kobiet, karczmarz od razu i bez żadnych kłopotów przyjął zapłatę za nocleg i posiłek.
Ogar również był już gotowy do drogi i z radością przyjął fakt, że jego pani postanowiła się przejechać. Zasadniczo- im dalej, tym lepiej. Do Mahakamu, nawet konno i utrzymanym traktem, było dobre siedem dni drogi. Dwa czarodziejka i wampirzyca miały już za sobą, czyli za pięć staną u stóp majestatycznych gór.
Tymczasem jednak trzeba było jechać. O ile ostatni odcinek biegł bardzo blisko lasów, od Krzyków zaczynał się monotonny równinny krajobraz. Hen, na południu widać było zarys wzgórz ciągnących się w cieniu Carbonu, ale poza tym było płasko jak na stole.


Jedynie z rzadka widać było jakieś małe gaje, czy pagórki, a tak: trawa, trawa, łąka, droga, łąka, trawa i trawa. No, ale skoro Nessa wytrzymała tą monotonnie raz, to i wytrzyma po raz drugi. Francesca też nie miała specjalnego wyboru.

(...)

Towarzyszki spotkały się kolejny raz w ciagu drogi, tym razem pod wieczór i w celu odpoczynku. Bardzo blisko znajdował się mały gaj, czyli obietnica osłony przed wiatrem i miejsca na przywiązanie Ogara. Już tej odległości jednak Francesca słyszała, że wśród drzew ktoś jest.
Otóż od traktu w kierunku gaju odbijała dość spora, ubita w ziemi dróżka, na której znajdowały się świeże ślady wozów i kopyt. Najwidoczniej gaj miał pełnić rolę postoju dla podróżników na Zachodnim Trakcie. Nessa i Francesca (idąca w pewnym oddaleniu, by nie płoszyć ogiera) ruszyły trasą pomiędzy drzewami i po krótkiej chwili wyszły na małą, wyciętą polanę.
Na jej środku stała dość spora, choć rozklekotana drewniana wiata. Zasadniczo dobrze, że nie zanosiło się na deszcz, gdyż jej dach niemal na pewno przeciekał.


Poza tym na obrzeżach polany powbijane były słupki do przywiązywania koni, miejsce na ognisko resztki drewna na opał. Przede wszystkim jednak na polanie znajdował się przykryty płótnem wóz i pięciu rosłych mężczyzn. Dwa pociągowe konie skubały leniwie trawę.

Jeden z mężczyzn, dość młody, zauważył czarodziejkę oraz wampirzycę i zagwizdał przeciągle, zwracając uwagę pozostałych. Trzech było w średnim wieku, każdy nieogolony i o plebejskiej twarzy. Ostatni był dość stary, włosy i broda posiwiały mu licznymi kępkami,a czoło przeorane miał od zmarszczek. To właśnie ten ostatni syknął na towarzyszy i pomachał ku kobietom.

-Nie bójcie się młode panie, śmiało. Dajcie odpocząć swojemu wierzchowcowi.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 05-09-2008, 10:45   #186
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przybycie przedstawicieli zakonu Białej Róży i ich pokazowa akcja w dzielnicy nieludzi skomplikowała odrobinę plany Derricka.
Nie da się ukryć, że ktoś w getcie mógłby coś wiedzieć na temat poszukiwanej elfki. Ale równie oczywiste było, że w takiej sytuacji nikt nie udzieli Derrickowi żadnej informacji.

Medyk, obrzucany nader niechętnymi spojrzeniami, opuścił w końcu dzielnicę, w której najwyraźniej był osobą niemile widzianą. Nikt nie powiedział mu tego prosto w oczy, ale rzucane na niego spojrzenia wystarczały w zupełności.
Westchnął ciężko. Jego osobiste poglądy nie miały tu żadnego znaczenia. Został po prostu zaszufladkowany i tyle.

(...)

Przystanął na jednym ze skrzyżowań.
Na ścianie, tuż obok niego, jakiś nadgorliwiec przykleił nie dwa, a kilkanaście listów gończych. Z których parę już zdołało zniknąć.
Derrick uśmiechnął się szyderczo.
Najwyraźniej parę osób zainteresowało się listami. Kogoś widocznie skusiło 200 denarów. Pomnożone przez dwa...
Nie wahając się poszedł w ślady poprzedników. Nagrodą nie był zainteresowany, ale dzięki narysowanym portretom mógłby się dowiedzieć, czy idzie po śladach osób szukających Lianory.
I, ewentualnie, ominąć ich szerokim łukiem... Żałował tylko, że nie ma portretu przedstawiającego Nessę. Chociaż, z drugiej strony, czarodziejka tak rzucała się w oczy...

(...)

- Panie Ottonie - Derrick uścisnął już na pożegnanie dłoń kupca, ale przed ostatecznym rozstaniem wolał jeszcze raz powtórzyć dobre rady - proszę pamiętać, co mówiłem. Ostrożnie, powoli... Interesy nie uciekną.

Otton, z wyraźną niechęcią, skinął głową.

- Będę pamiętać. Zresztą... Może mi pan wierzyć. Teresa i tak nie pozwoliłaby mi na żadne szaleństwa.

- I jeszcze jedno... - dodał.

Derrick, stojący już w drzwiach, odwrócił się i spojrzał na kupca pytającym wzrokiem.

- Niech pan wróci i opowie, jak ta cała historia się skończyła. Z przyjemnością wysłucham - dokończył.

Derrick skinął głową i uśmiechnął się.

- Z przyjemnością, panie Ottonie.

(...)

- Może jeszcze pan nas kiedyś odwiedzi, panie Derricku? - w uśmiechu Heleny widniał cień smutku. - Na pewno panu uda się odnaleźć Lionorę. Wtedy jako aldersberdzki szlachcic musi pan zaszczycić nas swym towarzystwem.

- Popieram córkę. Stanowczo zapraszam pana w odwiedziny, jeśli będzie pan przejeżdżał przez Aldersberg - jej twarz rozpromienił uśmiech, a Teresa wyraźnie powstrzymywała się by nie wybuchnąć śmiechem. - Szczególnie, jeśli otrzyma pan nagrodę. Otton godzinami proponowałby wtedy panu inwestycję w jego interesy.

Derrick uśmiechnął się szeroko.

- Obiecałem panu Ottonowi, że bez względu na wynik tej wyprawy wrócę, by opowiedzieć, jak to wszystko się skończyło. A czy zdobędę nagrodę... - spojrzał na Helenę. >> Mam bezwzględnych konkurentów << - pomyślał.
- W każdym razie spróbuję.

Ucałował dłoń Teresy i uprzejmie ukłonił się Helenie.

- Do zobaczenia paniom - powiedział.

- Szerokiej drogi - słowa kobiet dobiegły go, gdy minął bramę posiadłości.

Obrócił się i jeszcze raz, z uśmiechem, ukłonił.
A potem ruszył w stronę Bramy Zachodniej.

(...)

Pożegnania były zawsze trudne. Opuszczanie ludzi, których się lubi, nigdy nie należało do rzeczy przyjemnych. Nawet wizja dalekich, nigdy jeszcze nie widzianych stron, nie łagodziła tego uczucia.
Dobrze się czuł w gościnie u Lyvenbrooków. Stanowili oni oczywisty dowód na to, że, przynajmniej w niektórych okolicznościach, warto było zapuścić korzenie. Osiąść gdzieś na stałe. Z kimś miłym przy boku...

Ulice, którymi po raz kolejny podążał w stronę Bramy Zachodniej, bez wątpienia były ciągle takie same, ale Derrick miał wrażenie, ze urok miasta jakby nieco zmalał. Zajście w dzielnicy nieludzi sprawiło, że Derrick zaczął się zastanawiać, jak elfy przekształciłyby miasto, gdyby na powrót objęły we władanie te tereny. Prawdopodobnie nie zostawiłyby kamienia na kamieniu. I z pewnością nie zwracałyby uwagi na urodę górującej nam miastem fortecy.

Nieco szyderczy uśmiech pojawił się na ustach Derricka.
Bez wątpienia ludzie nie potrafili sobie zaskarbić sympatii innych ras myślących. Jakimś dziwnym trafem stale uważali się za mądrzejszych. I uważali, że im wolno wszystko.

(...)

W stajni nie zabawił zbyt długo. Tyle tylko, ile trzeba było poświęcić na osiodłanie Sadzy oraz wyrażenie, słowne i materialne, swej wdzięczności za dbałość o wierzchowca.
Być może Sadza miała taką samą ochotę na opuszczenie miasta, jak on, ale nie okazała tego ani jednym gestem. Wydawało się, że jest w pełni gotowa do dalekiej i męczącej podróży...
Która to podróż uległa przerwie zanim jeszcze Derrick zdążył opuścić mury miasta.

Zamieszanie, które nader skutecznie zablokowało ruch na drodze, spowodowały trzy osoby - dwóch halabardników oraz dosiadająca niezbyt spokojnego wierzchowca półelfka. Uparcie nie potrafiąca zrozumieć, czemu jacyś głupcy chcą by zsiadła z konia.
Cóż... Derrick również nie potrafił tego zrozumieć. Co prawda przyjezdnym nie wolno było poruszać się konno po mieście, ale jakoś nie pamiętał, by ktokolwiek kazał mu zsiadać z konia przed bramą. W dodatku w chwili, gdy chciał wyjechać.

Po lewej stronie, w cieniu rzucanym przez grube mury, stał znany już Derrickowi sierżant i z nic nie mówiącym wyrazem twarzy przyglądał się zaistniałej sytuacji.
Derrick z trudem przepchał się przez dość gęsty tłumek, podjechał do podoficera i zeskoczył na ziemię.

- Witam, sierżancie - powiedział.

Zagadnięty przyjrzał mu się uważnie.

- A, pan medyk - powiedział po sekundzie. - Znów pan wyjeżdża? - spytał.

- W zasadzie chciałbym - odrzekł Derrick z uśmiechem. - Choć jak widać to trochę trudne.
Wskazał zawzięcie dyskutującą trójkę.
- To jakieś nowe przepisy? - spytał.

Sierżant pokręcił głową.

- To nie są żadne nowe przepisy. W mieście ujęto elfa - Derrick skinął potakująco głową, gdy sierżant przekazał mu tę informację - a ta pannica uzbrojona po zęby nagle chce wyjeżdżać. Dziwne, podejrzane nawet, czyż nie?

- Mało kto wyjeżdża z miasta bez broni - skomentował Derrick. Wyglądało na to, że strażnicy, mający najwyraźniej rasistowskie poglądy, zamierzali zatruć dziewczynie życie. A może nawet zamknąć w więzieniu.

- To też jest prawda - obojętnie stwierdził sierżant - ale ta półelfka jest podejrzewana o współpracę z pojmanym elfem. Dowody w tej sprawie są niestety tajne.

>>> Czyli pewnie w ogóle ich nie ma <<< - Derrick nie podzielił się tą myślą z podoficerem. Cicho, tak, żeby nikt poza sierżantem nie słyszał, powiedział:

- Sierżancie, przecież to oczywista bzdura. Gdyby była winna, to by nie wyjeżdżała tak otwarcie.
- Czy oni - wskazał głową halabardników - zatrzymują wszystkie półelfy?

- Oczywiście, że nie wszystkie. Ale przecież ona jest uzbrojona i w ogóle, niech pan patrzy, jak się stawia.

Derrick z trudem ukrył uśmiech.
- Po takiej odzywce każdy by się stawiał. A w dzisiejszych czasach baby stają się przeokropnie pyskate.

- Pyskate, pyskate. Ale nie noszą przy sobie mieczy. Toć to uzbrojona baba. Jaka kobieta nosi przy sobie broń?

Derrick przeniósł wzrok z półelfki na sierżanta. Na jego twarzy pojawił się dość krzywy uśmiech.

- Każda na tyle głupia - odpowiedział - by samej ruszyć się z miasta jest zarazem na tyle mądra, że broń zabiera. Toż to już kawałek od miasta co krok albo bandyta, albo kilku. O mężczyznach palących się do pomagania nawet wbrew woli owej baby nie wspomnę.
- Proszę na nią popatrzeć, sierżancie. Z miasta ledwo wyjedzie od razu nieproszonych opiekunów znajdzie. Samym językiem ich nie zniechęci.
- Chociaż niech nas bogowie strzegą przed taką babą w domu i łożu
- dodał.

- To tym bardziej straż miejska powinna się nią zaopiekować - najwyraźniej sierżant aprobował działania swoich podwładnych, którzy zresztą zaczynali tracić cierpliwość do pyskatej dziewczyny, która nie miała zamiaru schodzić ze swego konia.

- Zdaje się, że dziewczyna wielce sobie ceni niezależność. - Derrick potarł brodę. Najwyraźniej nie potrafił przekonać sierżanta i wyglądało na to, że wspomniane wcześniej "zaopiekowanie się" skończy się po prostu zamknięciem dziewczyny w więzieniu.
- Sierżancie - spytał w końcu - nie możecie jej po prostu puścić? Przecież widać na pierwszy rzut oka, że nie ma żadnych złych zamiarów. Inaczej już by użyła tego swego miecza i starała się uciec.
- A może by tak z nią pogadać... W cztery, czy też sześć oczu... W końcu bez problemu zdoła pan ustalić, czy jest winna. Może tylko ma pretensje do rodzaju męskiego...

Żołnierz jakby zaczął zastanawiać się nad sensem tych słów. Nawet dla niewprawnego oka było jasne, że dziewczyna była przestraszona. Owszem pyskata i głośna, ale jednak wystraszona.

- Nawet jeśli ją puszczę, to jaka mam pewność, że nie pojedzie do jakichś wspólników tego złapanego? - Złapał się ostatniej deski ratunku

- Panie sierżancie... Wierzy pan naprawdę, że ona ma wspólników? Taka gadatliwa baba by w złości pobiegła na rynek i wyrzuciła z siebie wszystko. Zaraz by chciała rządzić, a jak ktoś by jej coś powiedział, to od razu by poleciała z ozorem do innych bab... Każdy sekret by wypaplała w parę minut... Chciałby pan taką babę za wspólnika?

- No... nie - przyznał w końcu sierżant. - Niech panu będzie. Odwołam halabardników, ale pod jednym warunkiem.

- Tak? - Derrick spojrzał nieco podejrzliwie na sierżanta/

- Pojedzie pan z nią i dopilnuje, by nie narobiła głupstw. Przynajmniej na razie.

- To kara, że się wtrącam w nie swoje sprawy? - spytał Derrick.

- Można to tak ująć, owszem - odparł nie bez rozbawienia podoficer.

- Niech będzie - stwierdził nieco zrezygnowany Derrick. - Dowiedzmy się, dokąd jedzie. Co najmniej połowę drogi ją odprowadzę.

Najwyraźniej to starczyło sierżantowi. Nie komentując słów medyka ruszył w stronę dziewczyny. Wystarczył jeden jego gest, by halabardnicy zostawili półelfkę w spokoju.
Dziewczyna uspokoiła się trochę, chociaż łatwo było zauważyć, że nawet bez zagradzających jej drogę żołnierzy, nie mogłaby ruszyć się z miejsca, jako że wianuszek otaczających ich ludzi był dosyć szeroki i zwarty.

- Zapraszam na chwilę rozmowy - zapraszający gest sierżanta był jednoznaczny. I łatwo było się domyślić, że jeśli dziewczyna nie posłucha, to sierżant użyje siły.
- Dokąd pani się wybiera? - spytał podoficer.

- Mam zamiar poszukiwać Lionorę - stwierdziła butnie dziewczyna - a jak już będę bogatą szlachcianką, to dam tym dwóm rasistom - wskazała halabardników - do wiwatu.

- Szuka pani Lianory? - upewnił się sierżant. - W tak razie ten pan - wskazał Derricka - będzie pani towarzyszyć.

- Co?! - wrzasnęła dziewczyna. Obrzuciła Derricka ponurym spojrzeniem. - Bardzo dziękuję... - Głos był niezbyt przyjazny i przesycony ironią. Oraz pozbawiony nawet cienia wdzięczności. - Wcale nie potrzebuję żadnego opiekuna, sama poradzę sobie doskonale... - dodała. Nieco ciszej, ale z pełnym przekonaniem.

- To bardzo dobrze - Derrick uśmiechnął się szeroko. - W takim razie bardzo się cieszę z twego towarzystwa, bo czasy i drogi są niebezpieczne.

Spojrzenie półelfki stało się jeszcze bardziej ponure.

- Dogadaliśmy się? - spytał sierżant. Z tonu jego wypowiedzi jasno wynikało, że wystarczy jedno małe "nie" i podróż półelfki natychmiast się skończy.

Dziewczyna skinęła głową.

- Tak - powiedziała. Ton był równie ponury jak spojrzenie.

- Dziękuję, sierżancie - powiedział Derrick, ściskając dłoń żołnierza.

- Cała przyjemność po mojej stronie - sierżant przeniósł wzrok z Derricka na dziewczynę i z powrotem. Spojrzenie sugerowało, że raczej nie zazdrości medykowi towarzystwa. - Przyjemnej podróży - dodał. Brak wiary w te słowa aż kłuł w uszy.

Derrick dosiadł Sadzy.

- Derrick Talbitt - wyciągnął rękę do półelfki. - Medyk i poszukiwacz wiedzy - dokończył autoprezentację.

Dziewczyna ponownie obrzuciła go spojrzeniem pełnym braku sympatii.

- Liliel - odrzekła niechętnie.

Przedzierając się przez z wolna rzednący tłum ruszyli przez bramę. Na zachód. W stronę Mahakamu.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 05-09-2008 o 11:16.
Kerm jest offline  
Stary 08-09-2008, 12:30   #187
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Piękna, groźna, rudowłosa Francesca i fascynująca i śliczna Nessa miałyby odpoczywać pod wiatą w towarzystwie pięciu niedomytych gburów, do tego starych i brzydkich. Ogar parsknął głośno. Czarodziejka zaraz po nim.
Zatrzymała się w dużej odległości, takiej jednak by dokładnie słyszeli jej lekko tylko podniesiony głos.
Szybkim gestem zamknęła najstarszemu usta, jednocześnie zaczynając mówić.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje waszego zaproszenia? Zakładając, że miałabym wysoce ekscentryczny kaprys, żeby odpoczywać pod dziurawym dachem. Stary jesteś powinieneś mieć trochę rozumu, nie odzywać się niepytany. Przepadło, nie popisałeś się. Każ zamilknąć towarzyszom. Chyba, że chcą się poparzyć. Zrozumiałeś? – niewidzialny knebel puścił usta mężczyzny.
Żmijka oczywiście widziała, że siwiejący, ale nadal krzepki i zdecydowanie pozbawiony instynktu samozachowawczego mężczyzna miał właśnie zamiar obrzucić ja stekiem wyzwisk. Ale zamiar ten wyprzedziła dokładnie wymierzonym kinetycznym policzkiem.
- Zrozumiałeś? Wynoście się stąd. Przeszkadzacie mi. – Żmijce jak na złość przypomniały się łajania matki. „Szarm, dziewczyno, najpierw szarm, łomot w ostateczności.” Ale było już za późno. Cóż, w wieku Scarlati może będzie o tym pamiętać. Zanim zacznie łajać warchołów kinetyką.
- No ptaszęta – zakołysała wozem – odfruwajcie. Bo wam osie na wertepach połamię.

Ciekawe dlaczego zwykli ludzie nie przepadają za czarodziejami?
 
Hellian jest offline  
Stary 09-09-2008, 14:36   #188
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
>>>Cudowne miejsce na odpoczynek<<< pomyślała nieco zmęczona Francesca, słysząc do tego głupkowate śmiechy wieśniaków. Lecz co by bardziej mogło ją zadowolić niż cieplutka karczma i jeszcze cieplejszy mężczyzna przy boku? Nawet piękny dworek z misternym ogrodem prawdopodobnie teraz by jej nie ucieszył.

-Nie bójcie się młode panie, śmiało. Dajcie odpocząć swojemu wierzchowcowi..

Lisek spojrzała na czarodziejkę, w niej ostatnia nadzieja. Francesca nie miała ochoty się bić, a co dopiero zabijać, co to, to nie.
Na szczęście nie zawiodła się na Nessie, która szybko przejęła inicjatywę.
Francesca uśmiechnęła się wrednie, była pod wrażeniem, lecz w głębi serca musiała przyznać, ze nie chciałaby zajść towarzyszce za skórę. >>Trzeba będzie uważać<<<. Być może ten popis umiejętności był właśnie dla niej, aby nie robiła głupstw...Wszak nigdy nie była świadkiem, żeby jakiś mag tak dobitnie wyrażał swoje zdanie...A może po prostu za mało przebywała z czarodziejkami?
- Raz dwa! Ona nie żartuje – krzyknęła groźnie Francesca chwytając się pod boki.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 15-09-2008, 14:12   #189
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Nessy z Thanedd i Francesci de Riue

czerwiec, Trakt Zachodni z Aldersbergu, Aedirn

Najmłodszy z grupki po prostu oniemiał widząc pokaz magicznej siły, ale starsi nie byli pod jakimś szczególnym rażeniem. To był ten typ ludzi, którzy na zaczepkę odpowiadają ciosem prosto w ryj, a potem dwoma silnymi kopniakami w żebra. Tylko jeden przejął się wozem, dwójka ruszyła ku Nessie i Francesce z żądzą w oczach. I można by się zastanawiać, czy była to żądza mordu, czy też jakaś inna.

Towarzyszkom nie dane jednak było się o tym przekonać, gdyż najstarszy z mężczyzn i niemal na pewno szef pozostałych, warknął gdy tylko mógł znowu mówić:
-Stać.

Trójka byczków spojrzała na niego bardzo niepewnie, najwyraźniej takiego frontu działań zupełnie nie przewidywali.

-Ostatnie czego nam potrzeba, to użerać się z wiedźmą. Jak będziemy mieli opóźnienie, to Kentan nie zapłaci nam złamanego denara. No już, zaprzęgać konie!

Najszybciej na tyradę zareagował najmłodszy, pozostali wyraźnie się z tym ociągali, ale nie zbuntowali się przełożonemu.

-Za jeden pacierz nas tu nie będzie szanowne panie. Nie chcemy wam przeszkadzać- rzekł głośno szef i skłonił się w parodii dworskiego gestu. Nie trzeba nawet dodawać, że jego słowa okraszone były sporą dozą sarkazmu. Którego zresztą nie spodziewałaby się po nim ani czarodziejka, ani wampirzyca.

Pociągowe konie zostały odwiązane od palików w trymiga, do dyszla wozu podpięto je niewiele później i już po chwili mężczyźni wyruszyli- wymijając obie kobiety najdalej, jak się tylko dało.
Cały postój należał tylko do Liska i Żmijki, choć szczerze mówiąc nawet pijany wierszokleta nie porównałby go nigdy do pałacu. Z drugiej strony- ciasne, ale własne; przynajmniej do świtu.

(...)

A od ranka dalsza droga. Znowu monotonne równiny, aż do późnego popołudnia. Wtedy to bowiem czarodziejka dotarła do miejsca, w którym Zachodni Trakt znowu wchodził w gęsty las. A ów wjazd był punktem dość charakterystycznym. Pierwsze gęściej stojące obok siebie drzewa otaczały drogę od lewej i prawej strony. Jednakowoż, drzewa nie były na tyle blisko siebie by chroniły przed wiatrem hulającym po łąkach. W efekcie wystawione na działania wiatru przez dziesiątki lat, drzewa po stronie północnej były mocno pochylone ku traktowi, tworząc coś przypominającego tunel.


Nessa pamiętała to miejsce ze swej podróży od Talbergu. Szybko oceniła, że zostały jeszcze najwyżej trzy dni drogi do Miasta Karawan, a potem jeszcze doba do Carbonu. Półmetek był więc mniej więcej za dziewczynami.

(...)

czerwiec, miasto Asenerg, Aedirn

Tak więc po minięciu jeszcze jednej wioski Nessa i Francesca zatrzymały się w mieście Asenerg. Miasteczko było większe od Krzyków, ale do Aldersbergu było mu bardzo, bardzo daleko. Z drugiej strony również było kiedyś warownią- do dziś w jego centrum stały ruiny dawnego fortu, do użyteczności przywrócone tylko częściowo.


Asenerg posiadał też urokliwy staw, choć złośliwi twierdzą, że to tylko dziura w ziemi do której wylewa przepływająca przez miasto rzeczka. Czarodziejka spędziła w mieścinie tylko kilka godzin, ale to i tak najwięcej czasu jaki zmitrężyła karawana Rudolfa. Jak sięgnąć pamięcią, to kilka karawan ciągnących od Talbergu w ogóle w Asenergu się zatrzymała i chyba nie planowała dalszej drogi. Ale Żmijkę ten fakt jakoś mało zaprzątnął.
Towarzyszki postanowiły zatrzymać się w porządnym zajeździe "Pod Liliją"- może i nie był tani, ale za to spełniał wymagania czarodziejki, zaś wampirzyca z pewnością nie będzie na niego narzekać.

(...)

I nie narzekała. Wygody zajazdu ustąpiły jednak niespodziance, jaka spotkała w nim przede wszystkim Nessę. Otóż w trakcie jedzenie posiłku przez towarzyszki, "Pod Liliję" weszła dziewczyna. Z drugiej strony, termin wkroczyła byłby adekwatniejszy- blondwłosa niewiasta roztaczała wokół siebie aurę władczości.


Chociaż odziana była jedynie w prostą, czarną sukienkę na ramiączkach i sięgającą za kolana, robiła piorunujące wrażenie. Kaskada włosów opadała wokół jej twarzy w pozornie nieskładny sposób, lecz każda kobieta doskonale wie, że aby osiągnąć taki efekt trzeba długo siedzieć przed lustrem.
Nowo przybyła podeszła prosto do stolika, przy którym jadły Lisek i Żmijka.

-Nesso, jakaż to radosna niespodzianka znowu cię spotkać, konfraterko.
No cóż, czarodziejka rozpoznała dziewczynę dopiero po jej głosie. Celine wyglądała zupełnie inaczej z rozpuszczonymi włosami i w tak skromnej kreacji. No dobrze, skromnej pod względem ceny.
Nim jednak Żmijka zdążyła odpowiedzieć na powitanie, de Lure spojrzała na wampirzycę i cofnęła się jak oparzona. Zaaferowana spotkaniem koleżanki zupełnie nie zwróciła uwagi na rudowłosą, aż do teraz.
-Kim ona jest?- spytała półgłosem Nessy.

do Derricka Talbitta

czerwiec, Trakt Zachodni z Aldersbergu, Aedirn

Derrick opuszczał Aldersberg, a tuż obok niego jechała młoda i całkiem urodziwa dziewczyna. Gdyby ktoś patrzył na tą scenę z boku, mógłby pomyśleć, że z Talbitta jest niezły babiarz. Z jedną uroczą kobietą jechał wspólnie raptem parę dni temu, a teraz proszę- jeszcze jedna. Jeśli za tydzień Talbitt pojawi się w towarzystwie kolejnej ciemnowłosej piękności, można by śmiało wysnuć przypuszczenie, że jest gustującym w szatynkach don juanem.

Ale na sytuację można też spojrzeć z boku, ale trochę bliżej. Wtedy szybko okaże się, że może i medyk cieszył się z towarzystwa dziewczyny (a może też nie), ale za to ona na pewno nie cieszyła się z towarzystwa Derricka. Półelfka wyglądała jak avatar burzy z piorunami, jej twarz była ściągnięta w gniewnym grymasie, co chwilę poganiała swego konia, by jak najszybciej oddalić się od Aldersbergu i niechcianego opiekuna. Jej warkocze podskakiwały w rytm jazdy, a miecz kiwał się przy siodle. Jeśli Liliel utrzymałaby taką postawę aż do celu podróży, to nie napadłaby na nią nawet grupa wygłodniałych ghuli.

W dodatku dziewczyna za nic w świecie nie chciała się odezwać. Zachowywała się jak obrażony chłopak, a nie jak młoda dama. I gdyby nie kobieca sylwetka, to może ktoś by ją za chłopaka wziął. Zapowiadała się długa podróż.

Medyk nie mając nic lepszego do roboty obserwował krajobraz. Łąka na której czekała na niego Nessa, gdy wyruszali wspólnie z Aldersbergu. Staję dalej zaczynał się las, w którym spotkał Francescę i Folkena.


Ciągnął się jedynie po północnej stronie traktu- ściana drzew, niczym mur odgradzająca dzicz od cywilizacji.
Mijani podróżni nie zwracali jednak na ten fakt żadnej uwagi. Ciągnęli do Aldersbergu- wielkiego grodu wybudowanego ludzkimi rękami. Natura praktycznie ich nie obchodziła.
Talbitt jednak z czasem zauważył, że jego niesympatyczną towarzyszkę natura jak najbardziej ruszała. Gdy w pobliżu nie przejeżdżał żaden wóz, ani konny, Liliel na chwilę zrzucała maskę wściekłej osy i patrzyła z nieodgadnionym, ale przyjemnym wyrazem twarzy na drzewa. Najwidoczniej odzywała się w niej elfia krew.

Najwidoczniej las miał na półelfkę całkiem spory wpływ, gdyż im więcej wkoło było zieleni i im dalej znajdowała się od grodu, dziewczyna robiła się spokojniejsza. W końcu, gdy wraz z medykiem zbliżała się do "Złotego Elfa", wydała z siebie głos.


-Dlaczego mi pan pomógł?
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 21-12-2008 o 21:15.
Zapatashura jest offline  
Stary 18-09-2008, 16:21   #190
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Po niespodziewanej rozmowie, jaką odbył z łowcą był zirytowany. Tak łatwo dać się podejść..niemniej jednak zrzucił to na zmęczenie i rany. Zresztą, czy to ważne? Był wyczerpany, całodzienna jazda i ból promieniujący z rany nie służyły mu. Słonce już zachodziło kiedy podjechał do karczmy. W oknach lśniło światło, a odgłosy bywalców zachęcały go by wejść do środka. Było to poza tym jedyne miejsce gdzie miał szansę wyspać się, dowiedziawszy się jeszcze czegoś o swoich „zbiegach”. Zsiadł z konia i zaprowadził Śnieżkę do stajni, gdzie oddał ją w ręce chłopaka, razem ze srebrną monetą. Przynajmniej wiedział, że dobrze się nią zaopiekuje.

Wszedł do środka otwierając szeroko drzwi, z opuszczonym kapturem, odsłaniającym jego strudzone i znudzone oblicze. Przy pasie miał miecz, ale to jedyna widoczna w tej chwili broń. Zresztą, na rękojeści i jelcu zawiązany miał węzeł pokoju, sygnał, że nie zamierza walczyć ani wszczynać burd. Spokojnie podszedł do lady i zmierzył wzrokiem karczmarza, choć trzeba mu to przyznać, wzrokiem skrajnie znudzonym i ani trochę nie wyzywającym.
-Ile kosztuje wynajęcie pokoju i ciepła strawa, mości Gospodarzu? – zapyta i cierpliwie wysłuchał odpowiedzi oberżysty. Skinął głową, bez słowa akceptując cenę i położył należność na ladzie. Zwinne palce karczmarza szybko pochwyciły je i schowały pod ladą. Folken usiadł przy najbliższym wolnym stoliku. Nie musiał czekać wyjątkowo długo na posiłek. Kasza ze skwarkami, kawałek dziczyzny i kubek wina. Sycący posiłek. Kiedy średniej urody dziewka karczemna kładła to wszystko przed nim spojrzał tylko na nią i skinął palcem by się nachyliła. Dziewczyna widać nie zrozumiała za pierwszym razem, więc powtórzył. Kiedy jej twarz znalazła się dostatecznie blisko zapytał się cicho ale wyraźnie – Widziałaś przejeżdżające tędy dwie kobiety? Jedna ruda, druga ciemnowłosa, wyglądała jak czarodziejka. Jeżeli nie, byłbym wdzięczny gdybyś popytała dyskretnie – powiedział, wkładając kolejną z cennych srebrnych monet do dłoni dziewczyny. Musiał wiedzieć czy przejeżdżały tędy i dokąd się udały. Po wysłuchaniu słów, zabiera się do jedzenia.
 
Zaelis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172