Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-09-2008, 18:40   #191
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Szybko chwyciła za sztylety gdy mężczyźni zaczęli biec w jej stronę. Nie liczyło się w tej chwili zmęczenie czy zniechęcenie . ~ Jeden rzut i po nich ~ pomyślała i gdy już miała zaatakować, szef bandy nakazał im się zatrzymać. Po chwili odjechali, zostawiając cały postój tylko do ich dyspozycji.

***
Zatrzymały się i wstąpiły do uroczo wyglądającego zajazdu „Pod Liliją”, Francesce powoli nudziła ta monotonność, co prawda miło było wyjeżdżać z jakiejś mieściny nie uciekając i nie będąc ściganą, lecz czegoś wyraźnie jej brakowało... ~Chociaż nutki niebezpieczeństwa, kropelki adrenaliny... Ach jak one cudownie urozmaicały te monotonne podróże...~
Wampirka siadła nieco rozmarzona, pogrążona całkowicie w swoich myślach, nie odzywała się do Nessy.
Od razu spostrzegła wchodzącą blond kobietę, cóż trudno było jej nie zauważyć, gdyż skupiła wokół siebie praktycznie wszystkie spojrzenia w karczmie. Podeszła do ich stolika nie spuszczając z oczu Nessy.
-Nesso, jakaż to radosna niespodzianka znowu cię spotkać, konfraterko. –powiedziała całkowicie ignorując Francesce, dopiero gdy na nią spojrzała odsunęła się od stolika
-Kim ona jest? – usłyszała wyraźnie mimo ze kobieta powiedziała to nieco przyciszonym tonem
Lisek uśmiechnęła się wrednie
- Nie twoja sprawa kim jestem...idę się przewietrzyć zrobiło się okropnie duszno... – powiedziała z pogardą patrząc na nowo przybyłą, gdyż faktycznie na wyczulony nos Francesci wydawały się nieco przesadzone.
Poszła nieco się rozejrzeć, może spotka kogoś interesującego i inteligentnego kto mógłby wiedzieć coś o elfce, szczerze w to wątpiła, lecz nie mogła znosić dłużej towarzystwa tej pozbawionej manier blond czarodziejki.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 18-09-2008, 20:15   #192
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pogoda była piękna.
Towarzyszka Derricka również nie należała do brzydkich. Ale jej nastrój zdecydowanie nie był zgodny z pogodą. Albo też na odwrót. Wszystko zależało od punktu widzenia.
W każdym razie medyk miał świadomość, że gdyby pogoda dostosowała się do nastroju półelfki to wokół nich szalałaby burza z piorunami i sypałby się grad wielkości co najmniej kurzych jaj.

>>> Nadmiar dobrobytu <<< - uśmiechnął się z przekąsem, spoglądając z ukosa na jadącą tym razem obok niego dziewczynę. - >>> Przedtem zdradziecka czarodziejka, teraz gniewna wojowniczka. <<<

Trudno było zdecydować, co było lepsze.
Czarodziejka zostawiła go przy pierwszej okazji, rozwiązując jednostronnie umowę o współpracy, zaś półelfka... Cóż. Jak na razie nie wywinęła żadnego numeru. Co prawda miała jak na razie niezbyt wiele czasu, ale któż mógł wiedzieć, co jakie myśli kryły się za nabzdyczonym czołem...

Wściekłość emanowała z Liliel w takim stopniu, że nawet ci, którzy, jak to zwykle bywa, wymieniali z Derrickiem uśmiechy, pozdrowienia i parę słów ją z daleka omijali spojrzeniem. A Derrick niezbyt im się dziwił, bowiem miał nieodparte wrażenia, że pod spojrzeniem Liliel skwasiłoby się najprzedniejsze wino, a co dopiero mówić o zwykłym humorze.

Mimo wszystko wyglądało na to, że Liliel jest zadowolona z tego, że wydostała się z miasta. Gdy jej niechętne spojrzenie przenosiło się z Derricka na otaczający ich las, niezadowolenie jakby znikało z jej twarzy, która od razu robiła się dużo ładniejsza. Początkowo dość trudno było to zauważyć, bo twarz półelfki rozjaśniała się na ułamek sekundy, by potem przyjąć jeszcze bardziej zacięty wyraz, ale im dalej byli od Aldersbergu, tym częściej takie momenty się zdarzały. I chociaż Liliel starała się nie uzewnętrzniać swych uczuć, to mimo wszystko Derrickowi udawało się niekiedy przyłapać dziewczynę na takich zmianach nastroju. Nie komentował jednak tego, nie chcąc niebacznym słowem do końca zniechęcić jej do siebie.

Chociaż wyglądało na to, że z czasem kiepski nastrój półelfki minie, to mimo wszystko Derrick był zaskoczony, gdy dziewczyna się odezwała.

- Dlaczego mi pan pomógł? - spytała.

Pytanie było proste, tylko odpowiedź była skomplikowana. Prawdę mówiąc Derrick nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Co gorsza raczej nie powinien zbyt długo się zastanawiać.

Uśmiechnął się.

- Prawdziwy dżentelmen zawsze z chęcią pomoże kobiecie w potrzebie. A pięknej kobiecie tym bardziej - uśmiech stał się ciut przekorny.

- A tak prawdę mówiąc - dodał, zanim Liliel zdążyła znów zademonstrować zły humor - to zawsze uważałem prześladowanie kogoś z powodu jego rasy za głupotę - powiedział. - Skoro zatem byłem w stanie cokolwiek zrobić... Całe szczęście, że to był normalny człowiek, a nie zakuty łeb z gatunku Białych Róż.

- Proponowałbym, byśmy kontynuowali rozmowę wewnątrz tego przybytku - wskazał widniejący przed nimi budynek "Złotego Elfa". - Jedzenie jest o wiele lepsze, niż by na to wskazywał wygląd gospody. O konie też potrafią zadbać.

Co prawda jego ostatnia wizyta w "Złotym elfie" zakończyła się w sposób niezbyt miły, ale... To nie koniecznie musiała być reguła...
 
Kerm jest offline  
Stary 20-09-2008, 22:31   #193
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Spokojny nocleg po przepędzeniu przypadkowego towarzystwa Nessie psuły jedynie niechciane refleksje. Działała tak pochopnie, że być może ustanawiała właśnie w dziedzinie nieroztropności jakieś nowe rekordy. Zatarg z półelfami, dwa głupie romanse, dwór w Aldersbergu, gdzie wyraźnie miała ochotę wsadzić rękę w imadło, towarzystwo pokoniunkcyjnego potwora i ta prawie awantura z pięcioma zbrojnymi. „A do tego jakby troszkę zaczynam się nudzić? O Melitele daj mi trochę mądrości zanim wskoczę w ogień.” Można powiedzieć, że zmówiła wieczorną modlitwę.

Na szczęście słoneczny poranek zabił wyrzuty sumienia i Nessa z wypogodzonym czołem, myśląc jedynie o jajecznicy, niewyczarowanej, bo tę zdecydowały się wyrzucić w krzaki ze względu na nieładny jasnozielony kolor, dziwny zapach i konsystencję, wyruszyła w dalszą drogę.
Ale musiała minąć kolejna doba i dopiero w Asenergu, w gospodzie o wdzięcznym wystroju i nazwie, podana jajecznica spełniła oczekiwania czarodziejki. W podzięce szczerze uśmiechnęła się do posługaczki, starając się tak patrzeć by nie widzieć jej szarej i zmęczonej twarzy.

Kiedy w drzwiach pojawił się biust, a właściwie jego prawie ubrana właścicielka, podróżniczki kończyły posiłek. Nessa mimowolnie się wyprostowała.
- Cholera, muszę kupić sobie sukienkę – powiedziała do Francesci, zupełnie na temat. – Zieloną jak oczy, czy to zbyt trywialne? Cholera.
Wtedy biust podszedł do ich stolika. Przerywając ważką rozmowę, nie dziwiąc natomiast Żmijki absolutnie, bo do kogo innego miałby tu podejść, ładne przyciąga ładne. Konwergencja.

- Witaj, Celine. Jaka miła niespodzianka – nie udało jej się zamaskować zaskoczenia – Nie poznałam Cię wcale, za bardzo skupiłam się na szczegółach. Muszę przyznać straszliwie rozpraszających. Nadal mam problem z utrzymaniem wzroku na Twojej twarzy. A przecież zdecydowanie wolę męskie torsy. Doprawdy jesteś mistrzynią kamuflażu.
- Francesco – próbowała powstrzymać wychodzącą wampirzycą – zostań, proszę.
- To moja znajoma - Francesca de Riue - odpowiedziała Celine - I mam nadzieję, że nawet jeśli Twoje pytanie o nią ma jakiś szerszy kontekst możemy go sobie po przyjacielsku darować. Uwielbiam mówić – Żmijka roześmiała się - ale o sobie.

Rozmowa dwóch czarodziejek trwała jeszcze długo. Padło trochę pytań i kilka odpowiedzi. Bo Żmijkę naprawdę ucieszył widok konfraterki. Im więcej czarodziejek tym weselej - to powiedzenie miało kilka dosadniejszych wersji, ale z pewnością było prawdziwe.
- Gospodarzu, wina – krzyknęła jeszcze w stronę karczmarza – bo chwilę tu posiedzimy, prawda? Picie wina do śniadania jest prawie gorszące. I to mi się w nim podoba.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 22-09-2008 o 21:06.
Hellian jest offline  
Stary 23-09-2008, 14:34   #194
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Folkena Legary

czerwiec, miasteczko Krzyki, Aedirn

-Widziałaś przejeżdżające tędy dwie kobiety? Jedna ruda, druga ciemnowłosa, wyglądała jak czarodziejka. Jeżeli nie, byłbym wdzięczny gdybyś popytała dyskretnie.

Dziewkę chyba zdziwiło pytanie, ale długo się nad nim nie zastanawiała. Odpowiedziała ściszonym głosem, domyślając się iż Folken nie chce zwracać na siebie uwagi.
-Tak, były jak najbardziej. Wyjechały jeno dzisiaj, skoro świt.

Skoro świt? Czyli miały przynajmniej osiem godzin przewagi. A co gorsza łowca padał z wyczerpania i pomysł gonienia teraz za nimi na złamanie karku był co najmniej fatalny. Ale przynajmniej mógł się dowiedzieć w która stronę pojechały.
A przynajmniej spróbował.

-Niestety, panie. Dokąd ruszyły ni wim. Ale może kramarz wie?

-Czy mogłabyś zapytać się kramarza, moja droga? - uśmiechnął się Folken, przezwyciężając zmęczenie, odrobinę kusząco a zarazem tajemniczo. Bogowie, jak on nienawidził tego sposobu!

Dziewczyna skinęła głową i szybko poszła do lady, aby podpytać swojego szefa. Wróciła łyk wina i dwie łyżki kaszy później.
-Karczmarz twierdzi, co ta ruda cheba mówiła że na północ pojadą, panie.

-Dziękuję Ci, ślicznotko. Pomogłaś mi i to bardzo. Gdybyś miała jakieś problemy, ktoś Cię napas...hmm...zbytnio się lepił do Ciebie, daj mi znać. Pomogę. - rzucił z uśmiechem Legara i wrócił do jedzenia.
W czasie posiłku łowca miał okazję rozejrzeć się po wnętrzu. Pod jedną ścianą siedziało dwóch mężczyzn, ubranych dość cudacznie i z lutniami położonymi na krawędziach stołu. Jeden praktycznie leżał na blacie, drugi jadł pajdę chleba ze smalcem i najwyraźniej docinał swojemu towarzyszowi.
-Jakbyś nie narzekał...;... zachciało ci się podrywania...;...zarób nowe...;...oj, następnym razem...;... ci kondycji...- Uszu Folkena dobiegały tylko strzępki zdań.

Dla odmiany, przy stole tuż obok szynku siedział schludnie ubrany brodacz i jadł w ciszy. Poza tym wnętrze karczmy było zupełnie puste.
Z tej trójki ciekawsi wydali się Legarze blondwłosi muzycy, toteż do nich po skończeniu posiłku podszedł.

do Nessy z Thanedd i Francesci De Riue

czerwiec, miasto Asenerg, Aedirn

-Nesso, jakaż to radosna niespodzianka znowu cię spotkać, konfraterko.


- Witaj, Celine. Jaka miła niespodzianka – Nessie nie udało jej się zamaskować zaskoczenia – Nie poznałam Cię wcale, za bardzo skupiłam się na szczegółach. Muszę przyznać straszliwie rozpraszających. Nadal mam problem z utrzymaniem wzroku na Twojej twarzy. A przecież zdecydowanie wolę męskie torsy. Doprawdy jesteś mistrzynią kamuflażu.

Ale czarodziejka nie słuchała już tych słów. Zobaczyła Francesce i widok ten zdecydowanie się jej nie spodobał. Cofnęła się jak oparzona i półgłosem zapytała:
-Kim ona jest?

Wampirzyca jednak słuch miała doskonały. Nie omieszkała dać temu dowodu, w typowym zresztą dla siebie wybuchowym stylu.
-Nie twoja sprawa kim jestem...idę się przewietrzyć zrobiło się okropnie duszno...

Zanim jednak Lisek zdążyła odmaszerować zawołała ją Nessa.
-Francesco, zostań proszę.
Niestety mimo prośby, Francesca nie miała ochoty na przesiadywania w towarzystwie kolejnej czarodziejki. Opuściła tawernę niezwłocznie.

Do Nessy z Thanedd

W zaistniałej sytuacji Żmijce zostało tylko załagodzenie sprawy, które zresztą i tak niewiele już da:
-To moja znajoma: Francesca de Riue. I mam nadzieję, że nawet jeśli Twoje pytanie o nią ma jakiś szerszy kontekst możemy go sobie po przyjacielsku darować. Uwielbiam mówić – Żmijka roześmiała się - ale o sobie.

Celine jednak wcale nie miała zamiaru porzucić tego tematu. Gdyby miała być do tego skłonna, to w pierwszej kolejności nie zareagowałaby tak gwałtownie.
-Wyczułam Cię już z daleka Nesso, ale magia nie wykazała też, aby ktokolwiek ci towarzyszył. Niewiele jest istot, które potrafią umknąć mistycznej sondzie.

- Obawiam się z Celine, że o Francesce musisz rozmawiać z Francescą, jestem przekonana że ona też uwielbia o sobie mówić. Wszystkie to lubimy, prawda?

-Ukrywasz coś przede mną. To nie jest czarodziejka. Oj, lepiej żebyś wiedziała w co się wpakowałaś.- Celine pokręciła głową

- Celine, to tylko wspólna podróż, naprawdę nie wiem dlaczego Cię to tak niepokoi? Lepiej Ty mi opowiedz co porabiasz? Wracasz do Aldersbergu? Szukasz dalej czarodziei? A może też szukasz Lionory?

-Ach, nie chcesz mówić: nie mów. Ja się z chęcią wygadam.- Czarodziejka uśmiechnęła się. Wścibstwo chyba jej już przeszło. -Szczerze mówiąc tyłek mnie już boli od siodła i dosyć mam jeżdżenie po bezkresach Aedirnu. Kogo spotkałam, to spotkałam. Nawet był taki jeden, bardzo ciekawy facet... Ale o nim może opowiem później.- De Lure mrugnęła porozumiewawczo.
-Teraz jadę do Aldersbergu trochę odpocząć. I kto to w ogóle jest ta Lionora o której mówisz?
Nessa z radością przyjęła zmianę tematu. Długo i dokładnie opowiedziała o wizycie na dworze hrabiego, rewelacjach druida i obecnych poszukiwaniach mitycznej elfki.
-No proszę, a to ci heca. Ale takie poszukiwania to nie dla mnie. Jeśli miałabym przejechać jeszcze raz tą trasę do Carbonu to pośladki spłaszczyłyby mi się jak u faceta. I choć lubię mężczyzn, to nie chciałabym wyglądać jak oni.

- Gospodarzu, wina – krzyknęła nagle Żmijka w stronę karczmarza – bo chwilę tu posiedzimy, prawda? Picie wina do śniadania jest prawie gorszące. I to mi się w nim podoba.
Konfraterka nie miała nic przeciwko takiemu napojowi, toteż kielichy poszły w ruch, a języki wkrótce obu czarodziejkom poczęły się rozwiązywać.
Okazało się, że Celine zdążyła od feralnego powstania zajechać do stolicy królestwa- Vengerbergu, gdzie poinformowała biegłych w sztuce o problemach hrabianki. Potem dopiero ruszyła na zachód, gdzie to zresztą w Talbergu spotkała Nessę. Ale Żmijka nie była bynajmniej jedyną biegłą w magii osobą, którą de Lure spotkała w swej podróży. Była co prawda jedyną kobietą, ale konfraterka znalazła jeszcze trzech magów. Dopiero od momentu dotarcia do Mahakamu skończyło się jej szczęście i nie mogła znaleźć nikogo. Ruszyła więc na południe, aż do granicy z Rivią. I tam też spotkała Romuela. Ale o nim jednak na razie nie chciała rozmawiać.

-Dobry gospodarzu, macie w tym przybytku jakąś przytulną łaźnię prawda?- spytała nagle ni stąd ni zowąd Celine. I, jak się okazało, faktycznie "Pod Liliją" takim luksusem dysponowali. Nessa nawet się nie zorientowała, gdy zgodziła się wziąć kąpiel z de Lure. Może jednak wino z samego rana lekko zamgliło jej bystry umysł?
Blondynka jednak myślała jeszcze trzeźwo. Dość, by przed pójściem do łaźni zabrać jeszcze gąsiorek wina.

(...)


Łaźnia była nawet całkiem spora, dla dwóch kobiet było w niej mnóstwo miejsca. Ciepła woda znajdowała się w dużym, drewnianym zbiorniku pod jedną ze ścian. Przy wejściu leżały kosze na ubrania i bieliznę. Celine od razu zrzuciła z siebie sukienkę, majtki i biustonosz, wzięła jeden z przygotowanych zawczasu przez służbę ręczników i zanurzyła się w wodzie.
-Ciepła! Tutaj będzie nam się rozmawiać znacznie przyjemniej.

Teraz jednak Celine postanowiła trochę pociągnąć za język Nessę. Interesowało ją jak spędziła czas w Aldersbergu, czy odwiedziła Cerintiana i czy ten wykazał się należytą gościnnością. Podróż do Mahakamu też ją zresztą ciekawiła.
Gdy usłyszała już wszystkie odpowiedzi, a gąsiorek stał się do połowy pusty, de Lure przyszedł do głowy szatański pomysł. Mianowicie zawołała służącego.
Warto tu podkreślić fakt, że zrobiła to na długo przed końcem kąpieli, kiedy zarówno ona, jak i Żmijka były zupełnie nagie i mokre.


I taki to właśnie widok ujrzał przybywający chłopak służebny: dwie zjawiskowo piękne czarodziejki. Jedną czarnowłosą, smukłą, szczupłą i długonogą. Drugą blondwłosą i bardzo hojnie obdarzoną przez naturę. Młodzieniec z miejsca zrobił się czerwony, bąknął pod nosem -przepraszam- i najwyraźniej miał zamiar wyjść.

-O nie, nie. Chciałam obsługi i obsługę dostanę- roześmiała się de Lure, wyraźnie już podchmielona.
-Wracaj no tu i umyj mi plecy.
Młodzian wbił wzrok w podłogę, ale posłusznie podszedł bliżej, przyklęknął na skraju zbiornika za odwróconą do niego plecami Celine i niepewnie zabrał się do pracy. Czarodziejka była na tyle usłużna, że odgarnęła swe włosy, by nie przeszkadzały służącemu.
-Mam nadzieję, że nie peszy cię ta sytuacja?- spytała nagle nie wiadomo kogo. Szybko jednak sprecyzowała swą myśl. -W końcu mężczyźni żyją po to, by usługiwać damom. A absolwentki Aretuzy są damami w najlepszym wydaniu.
-No, ale wracając do naszej rozmowy konfraterko. Na granicy z Rivią spotkałam bardzo ciekawego mężczyznę: Romuela. Czarnowłosy, ogorzały, wspaniale zbudowany. Podobno z Cintry, ale w końcu mógł powiedzieć o swoim pochodzeniu co chciał. A zresztą, pokażę ci to trochę bardziej obrazowo- de Lure odwróciła się gwałtownie, sprawiając, że spłoszony młodzian upuścił mydło.
-Otóż włosy miał czarne jak nasz milkliwy towarzysz, ale rozpuszczone- jedno machnięcie ręki Celine sprawiło, że dotychczas ciasno związane włosy służącego rozsypały się na boki. -Ale trochę dłuższe, tak do ramion- dla lepszego wytłumaczenia czarodziejka położyła dłoń na ramieniu chłopaka, który zupełnie nie wiedział, gdzie podziać oczy.

-A sylwetka? Och, szanowna Nesso!- wino widocznie podsunęło de Lure wyraźne wspomnienia, co tłumaczyłoby okrzyk zachwytu. -Nagapiłeś się już na nas młodzieńcze? Pozwolisz więc, że też sobie skorzystamy?- rzuciła nagle magiczka, czym wprawiła wspomnianego w jeszcze większe zawstydzenie. Wkrótce zaś jego wstyd miał osiągnąć zupełnie nowe wyżyny, ponieważ kolejny rzucony wprawnie czar pozbawił go koszuli.
-Hmmm...no ty też wyglądasz niczego sobie- wyszeptała z uznaniem.-Ale Romuel miał większe bicepsy.

Trzeba powiedzieć, że przez alkohol Celine trochę znęcała się na tym bogu ducha winnym służącym. Sam, w towarzystwie nagich piękności i do tego jeszcze rozbierany jakimiś diabelskimi metodami. Był może odrobinę za chudy, pierś porastały mu tylko ledwo widoczne włoski, ale już mięśnie brzucha miał porządnie utrzymane i ogólnie wyglądał na całkiem zdrowego.

A że instynkty zaczynały brać w nim górę nad zawstydzeniem, czego dowodem była rosnąca wypukłość w spodniach, zaś alkohol krążył wartko w żyłach zarówno Nessy jak i Celine, to obie konfraterki bezgłośnie zgodziły się, że młodzieniec będzie im za tą sytuację wdzięczny.

-Nie wyczułam w nim żadnej magii, lecz zobrazuj sobie, że odpowiedział na mój impuls, tak samo jak ty w Talbergu. Na samym początku myślałam, że to jakieś nieodkryte Źródło, ale skąd. Dasz wiarę, że to był psionik? Wiesz, jeden z tych co to ma naturalny talent do telepatii i telekinezy. Nie podejrzewałam, że kiedykolwiek spotkam kogoś takiego, wszak rodzą się raz na milion, a i wiadomo, że nie każdy noworodek przeżywa.- Chłopak jakby trochę śmielej podniósł mydło i wrócił do przerwanego mycia.
-A że taka sytuacja mogłaby się drugi raz nie powtórzyć, to postanowiła dokładnie przyjrzeć się temu Romuelowi. I wiesz co mam na myśli, mówiąc "przyjrzeć". Wierz mi Nesso, naprawdę świetnie potrafił wejść w...- zawiesiła głos dla podkreślenia dwuznaczności-w umysł.

-O, taką sondą- dodała chichocząc i ostatni raz rzucając czar. Opadające spodnie służącego dały naoczny dowód, że sytuacja w której się znalazł podobała mu się całkiem, całkiem.

do Francesci de Riue

Jako że świt już dawno minął, Asenerg tchnął rozbudzonym życiem. Na głównym placu stało kilka wozów, części karawany albo dwóch. Krzątały się przy nich krasnoludy i miejscowi tragarze, raz coś ładując, raz wyładowując.
Przy stawie było sporo kobiet z baliami i wiadrami. Wszak pranie zrobić trzeba a i kąpieli zażyć raz na jakiś czas nie zaszkodzi. A że rzeczka była dalej niż owe jeziorko, tutejsze mieszki właśnie z niego czerpały potrzebną wodę.
Wśród uliczek miasta stały już kramy z najróżniejszymi dobrami- jedzeniem, alkoholami, naczyniami, ubraniami, a jeden który mijała wampirzyca oferował kwiaty. Kupcy i przekupki przekrzykiwali się wzajemnie, aby zwrócić na siebie uwagę potencjalnych klientów.
No i naturalnie wszędzie kręciły się dzieciaki- ganiały za sobą, hałasowały, uprzykrzały życie swym matkom i jednym słowem dokazywały.

Jednak mimo dosyć sporej żywotności Asenergu, Francesca nie natknęła się na nikogo, kto godzien byłby w jej oczach na tytuł inteligentnego i interesującego. Ale, że jak powiadają rybacy, "na bezrybiu i rak ryba", Lisek postanowiła popytać kogo się da. Kto wie, może szczęście dopisze i ktoś podpowie jej coś ciekawego?

No i usłyszała coś ciekawego. Głównie bardzo wyszukane inwektywy w kierunku Starego Ludu, kilka litanii żalu, jak to elfy zabiły komuś kogoś bliskiego, oraz dwa życzliwe- spierdalaj kochanico nieludzi.

Skąd się w ludziach brała taka zawiść, chamstwo i niechęć do wszystkiego co nie pasuje do przeciętnej, wampirzyca nie miała pojęcia. Była jednak pewna, że gdyby asenerczycy mieli jakąkolwiek przesłankę co do pochodzenia de Riue, dziewczyna już zostałaby nabita na włócznie i rozwleczona na głównej drodze.

I kiedy już złodziejka miała tego wszystkiego dość, uśmiechnęło się do niej szczęście. Zapytany o elfkę młody mężczyzna zastanowił się krótko (co już samo w sobie była dużą odmianą od gwałtownych reakcji innych mieszczuchów) i odrzekł.


-Ja nigdy o takiej nie słyszałem. Ale może piękna panna spróbuje spytać w tym dworku za miastem? Całe miasto gada, że mieszka tam przyjaciel elfów. To znaczy, niezupełnie korzystają z określenia "przyjaciel", jeśli wie panna o co mi chodzi.- A jednak trafiła się igła w stogu siana. Ułożony był chłopaczyna, może nawet jakiś żak z Aldersbergu w odwiedzinach u rodziny? No bo przecież tak grzeczny i usłużny młodzieniec nie mógł się uchować wśród tej całej hołoty, prawda?
-Musiałaby panienka cofnąć się trochę traktem w kierunku Aldersbergu. Tak z piętnaście minut, a potem odbić na północ wąską dróżką. Bez trudu trafi panna do dworku.

do Derricka Talbitt

czerwiec, zajazd "Złoty Elf", Aedirn

Kiedy medyk wraz z nową towarzyszką znaleźli się w zajeździe, półelfka pozwoliła Derrickowi zamówić strawę. Sama zaś zajęła stół przy oknie, krzesło dla Talbitta rezerwując przez położenie na nim swojego miecza.
Medyk szybko zauważył nieprzychylne spojrzenia rzucane jemu i Liliel. Karczmarz raczył wysłuchać zamówienia dopiero za trzecim razem, rzucając przy tym uwagę, że poprzednia towarzyszka Derricka była ładniejsza; goście nachylali się do siebie i coś szeptali. Naturalnie nie wszyscy, ale dość dużo, by zrobiło się nieprzyjemnie. I to tylko dlatego, że wszedł do środka z półelfką.

-No i widzi pan?- spytała, gdy Derrick przysiadł się do niej.-Już się zaczęła ta wasza słynna, ludzka gościnność. I mam uwierzyć, że akurat pan taki nie jest?

Sytuacja w "Złotym elfie" była faktycznie niezbyt wesoła. Nieprzychylne spojrzenia padające na nietypowych podróżników ze wszystkich stron sugerowały, że są tu niezbyt mile widzianymi gośćmi.
- Zdarza się - powiedział Derrick średnio obojętnym tonem. - Wszędzie zdarzają się głupcy - dodał tak cicho, że tylko wyczulone uszy półelfki mogły usłyszeć jego słowa. - Zanim zaczniemy dyskusję o wierze, lub nie, w moje zalety i dobrą wolę, zastanów się, pani, którędy wyjdziemy, jeśli owe objawy się nasilą.
Potem powiedział nieco głośniej:
- Gościnność jest różna w różnych miejscach. A w tym przypadku... Zjemy coś i pojedziemy dalej... Nie robiąc niepotrzebnego zamieszania.

-O, nie przesadzaj pan z tą ostrożnością. Poszczekają kmioty, poszczekają, ale żeby ugryźć to brakuje im jaj- powiedziała butnie Liliel.

Derrick rozejrzał się dokoła. Nie sądził, by dziewczyna miała do końca rację. Wystarczyłby jeden głupek, by w karczmie zrobiło się nieciekawie.
- Bez wątpienia - powiedział z ciut krzywym uśmiechem - znalazłoby się tu paru takich, którzy by się z pani opinią nie zgodzili. A jeśli usłyszą takie słowa, to nie tyle duma, co piwo i inne trunki pchną ich do nierozsądnych działań. A na latające stołki i dzbany trzeba mieć dobry refleks - dodał.

-No proszę, proszę. Za rasistę się pan nie uważasz, ale za to seksista z pana wychodzi.- Półelfka prychnęła.- Myślisz pan, ze miecz noszę od parady?- A już medyk miał nadzieję, że z dziewczyną da się sympatycznie porozmawiać
Derrick uśmiechnął się kpiąco.
- Zszywałem już takich, co z niejednej bitwy cało wyszli, a w karczemnej burdzie oberwali. I płeć nic z tym wspólnego nie ma. Często miecz dobrze rzuconej butelce nie sprosta.

Liliel już miała odpyskować, ale chyba zmieniła zdanie. Zaczęła jeść i Talbitt postanowił, że pójdzie w jej ślady. Po jakichś pięciu minutach omal się nie udławił gdy usłyszał cichutkie. -Dziękuję, za pomoc przy bramie. Nie myśl se pan, że jestem niewdzięczną jędzą.

Derrick pokręcił głową.
- Nie sądzę, że jest pani jędzą i to w dodatku niewdzięczną - uśmiechnął się. -To w końcu całkiem normalne zachowanie w takiej sytuacji.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 03-10-2008 o 22:35.
Zapatashura jest offline  
Stary 24-09-2008, 20:36   #195
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
- O taką sondą – czar rozchichotanej Celine rozebrał do końca przystojnego posługacza.
Ale Nessa w ogóle nie była pijana.
- Nie jestem w ogóle pijana – czknęła przybierając smutną minę.
Widać pustki w gąsiorku. – obrazując swoje słowa potrząsnęła glinianym naczyniem, w którym cicho zachlupotały resztki czerwonego płynu. Jako, że Celine dużo mówiła, współ-czująca Nessa często zwilżała gardło.
- Czy on nie jest trochę za młody?
- Nie jestem – młodzieniec odzyskał głos.
- Hahaha – Celine aż klasnęła dłońmi o nagie uda – widzisz wcale nie jest.
- To chyba zależy do czego. Rozebrałaś chłopaka i nie ma kto nam donieść trunku. W związku z tym resztka jest moja. – to mówiąc przechyliła gąsiorek by dużym długim łykiem opróżnić go do końca.
- Dobrze, teraz i mi umyj plecy. Tylko pamiętaj plecy. Jestem przecież damą. I nie bałamucę dzieci.
- Ależ Nesso – Celine aż wstała żeby własnoręcznie ustawić dziecko na wprost siedzącej Żmijki – dobrze się przyjrzyj. Czy tak wygląda dziecko?
Nessa na wysokości twarzy miała całkiem dorosły widok. Powoli pokiwała głową.
- Jednak jestem pijana, muszę stąd wyjść, bo inaczej wmówisz mi, co zechcesz.
Nieco chwiejnie stanęła na nogach.
- Zgubiłam ręcznik – rozglądała się bezradnie wokół, zapomniawszy, że ręczniki zostały wyniesione do sąsiedniej salki, ba chwilowo zapomniawszy nawet, że jest jakaś sąsiednia salka.
Z powrotem usiadła na ciepłych deskach.
- Żadnych więcej przygód w tym miesiącu. I odtąd sypiam tylko z mężczyznami, którzy byli w Toussaint. To postanowione. Bo ja moja droga mam bardzo silny charakter. I jak coś postanowię – na chwilę przestała mówić, zapatrzona w młodzieńca myjącego dolne plecy Celine – to dotrzymuję słowa – to już zabrzmiało jak skarga.
- Dobranoc – pomyliły jej się pory dnia, ale przypomniało istnienie przebieralni. I tam się właśnie skierowała.

Wszystkie, poza kusą kurteczką, ubrania Nessy zostały w koszu w łaźni. Trudno, w samym ręczniku też można wynająć pokój. Niestety nawet mocno zamglone okoliczności, nie koiły smutku czarodziejki, która drugi raz z rzędu zachowywała się porządnie niczym jakaś… mieszczka. Zasypiała z solennym postanowieniem poprawy.
Tylko jak Żmijka je pogodzi z toussainckim warunkiem?
 
Hellian jest offline  
Stary 25-09-2008, 16:17   #196
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli cała podróż miała tak wyglądać, to chyba lepiej było, gdyby Liliel pozostała w domu. A jeszcze lepiej - w rękach straży. Bo wtedy z pewnością miałaby powody do narzekań.

W zasadzie dość trudno było się dziwić negatywnemu nastawieniu ludzi do elfów i półelfów. Nie tak znowu dawno niejeden stracił kogoś z bliższej czy dalszej rodziny. A stały za tym elfy.
Że elfy miały pretensje do ludzi? Temu Derrick też się nie dziwił.
Świat, jakimś dziwnym trafem, stał się dość skomplikowany, do czego ludzie, niestety, przyłożyli ręce w stopniu zdecydowanym. Ale to nie znaczyło, że na wszystkich należy od razu warczeć i patrzeć wilkiem. A to właśnie robiła jego towarzyszka.
Dopiero jej ostatnie słowa były całkiem normalne. A to było tak zaskakujące, że o mały włos Derrick by się zakrztusił kawałkiem pieczeni.

Spojrzał na swoją towarzyszkę. Ta jednak, pochylona nad talerzem, nie zauważyła tego. Derrick pokręcił głową.

- Nie sądzę, że jest pani jędzą i to w dodatku niewdzięczną - uśmiechnął się. - To w końcu całkiem normalne zachowanie w takiej sytuacji.

Liliel spojrzała na niego. Przez moment sądził, że dziewczyna chce jeszcze coś dodać, ale ani jedno słowo nie wydobyło się z jej ust. Mimo wszystko Derrick miał wrażenie, że w pancerzu, jakim otoczyła się półelfka, pojawiły się pierwsze, drobne szczeliny.

Gdy kończyli posiłek Derrick rozejrzał się dokoła. Spojrzenia, jakie rzucali w ich stronę bywalcy "Złotego Elfa" straciły nieco na niechęci, ale i tak jedna czy dwie osoby zbyt gwałtownie odwróciły oczy, gdy ich spojrzenia się zetknęły. A to znaczyło, że pod paroma czaszkami stale kłębią się niezbyt przyjazne myśli.
Było jasne, że Liliel miała częściowo rację. Obecni tu chłopi mieliby niewielkie szanse w starciu z wyszkoloną półelfką, ale... Nawet ona uległaby liczebnej przewadze, a wtedy zostałaby pewnie rozszarpana na strzępy. Tyle, że nie od razu...
Zasępił się.
Jeśli takie nastroje panowały tutaj, to dalej prawdopodobnie było tak samo. A to znaczyło, że Liliel będzie niezbyt dobrym towarzyszem podróży. I konfliktów podczas drogi im nie zabraknie, szczególnie jeśli dziewczyna nie przestanie demonstrować swej niechęci...

- Proponowałbym - powiedział niezbyt głośno - ruszyć w drogę, jak tylko uregulujemy rachunek. Żadne z nas nie jest chyba na tyle zmęczone, byśmy musieli się tu zatrzymać. W dodatku czas nie jest naszym sprzymierzeńcem.

Liliel spojrzała na niego zaciekawiona, ale nie zadała żadnego pytania.

- Mamy konkurencję - powiedział. - Co najmniej trzy osoby podążają w stronę Mahakamu i w dodatku wyprzedzają nas o parę dni. Ale o tym możemy porozmawiać po drodze...

Na twarzy Liliel pojawiły się mieszane uczucia - gniew, zaniepokojenie, ciekawość. Jednak głos był spokojny.

- W takim razie zgodzę się z pana propozycją. Ruszajmy. Najwyżej prześpimy się gdzieś po drodze.

- Zapłacę za jedzenie - powiedział Derrick - i wezmę jakiś prowiant na drogę. Jak słyszałem, z gospodami nie jest najlepiej, a nie zawsze znajdzie się jakiś gościnny gospodarz.

Liliel skinęła głową. Najwyraźniej nie zawracała sobie głowę takimi głupotami jak równouprawnienie kobiet i nie miała nic przeciwko temu, by to mężczyzna płacił.

- Zajmę się końmi - powiedziała.

Co prawda mogło to oznaczać, że po prostu pojedzie sobie, zostawiając Derricka samego na trakcie, ale medyk postanowił jej zaufać.
I nie zawiódł się.
Gdy wyszedł z karczmy półelka siedziała w siodle, trzymając za uzdę osiodłaną Sadzę. Derrick podaj jej paczkę z jedzeniem, a potem dosiadł konia.

- Ruszamy? - spytał.

Jednak nie zdążyli tego zrobić.
Zza węgła wyskoczył uzbrojony w widły chłop. W jego oczach malowała się wściekłość.

- Zabiję cię, suko - zawołał.

Wrzask był tak głośny, że dotarł do wnętrza gospody. W oknach pojawili się ciekawscy. Jakaś zabłąkana duszyczka stanęła w drzwiach, z zainteresowaniem oczekując na moment, w którym półelfka zostanie nadziana na poczwórne ostrze.
Jednak Liliel nie zmierzała czekać. W jej dłoni błyskawicznie pojawił się miecz.

- Nie... - zdążył zawołać Derrick.

Może coś z zawartych w tym okrzyku emocji dotarło do dziewczyny, bowiem ta najpierw ostrzem odbiła widły, a potem, zamiast dokończyć dzieła zatapiając w napastniku kilkanaście centymetrów zimnej stali, celnym kopniakiem trafiła go prosto w brodę.
Trafiony zatrzymał się jak wryty, zrobił olśniewającego zeza, upuścił widły i osunął się na ziemię.

Wewnętrzny impuls, nakazujący pomóc poszkodowanemu, został nader szybko zduszony przez zdrowy rozsądek.

- W konie! - powiedział Derrick i uderzył piętami swego wierzchowca.

Ruszyli galopem, nie czekając, aż kibice przyłączą się do awantury.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-09-2008, 22:36   #197
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca wyszła z karczmy udając, ze nie słyszy nawoływań czarodziejki. Po drodze mijała klnące wniebogłosy krasnoludy, śpiewające kobiety przy jeziorze, miejscowych żebraków szukających łatwych okazji do wypicia. Było tu tak spokojnie i sielsko, może nie licząc ciągle przekrzykujących się kupców i wrzeszczących, biegających nieustannie dzieci... Ale mimo tych utrudnień Francesca cieszyła się , ze jest w tym mieście. Siadła odpocząć na kamieniu i przyglądała się chwilę... codzienności. Absolutnie nie mogła sobie wyobrazić siebie wykonującą którąś z tych czynności. Nie umiałaby usiedzieć w jednym miejscu, codziennie robić to samo, do tego budzić się zawsze przy boku tego samego mężczyzny...

Tak rozmyślała i rozglądała się gdy usłyszała galopujące konie, siedmiu jeźdźców zbliżało się w jej stronę. Natychmiast wstała i czekała na rozwój wydarzeń. Zakapturzony jadący w środku zatrzymał się tuż przed nią i zsiadł z konia, rzesza nie spuszczała z niej wzroku.
-[i]O co chodzi?! – spytała kryjąc strach irytacją
-[i]Francesca de Riue Liskiem zwana?
Wampirka od razu poznała go po głosie, uśmiechnęła się, lecz nie była w nawet małym stopniu zadowolona
- Carl Szybkoręki...kupę lat... – Mężczyzna zdjął kaptur i uśmiechną się po czym ją uścisną
-A ty nic się nie zmieniałaś Lisku... tylko nagrody za twoją głowę wzrosły, jakbym teraz wyrwał Ci tę piękną główkę i pojeździł bym z nią po całym kontynencie to bym nieźle się ustawił odbierając nagrody...może bym mógł porzucić mój aktualny zawód... – powiedział jej do ucha
- A co teraz takiego robisz, aż tak Ci to nie odpowiada? - Lisek wyrwała się z uścisku
-Właśnie odpowiada, chyba nie pomyślałaś, ze bym mógł... – zaczął się śmiać – Tacy jak my powinni trzymać się razem
- Akurat, ja w zabijanie się nie bawię
- A powinnaś lepiej byś na tym wyszła
- I skończyła ja ty...
- O uważaj Francesco... uważaj na słowa...uwierz, ze wcale nie jest tak źle, można powiedzieć , ze wręcz znakomicie. A co tu robisz? Słyszałem, ze przyjechałaś z czarodziejka i wypytywałaś o jakaś elfkę... o co tu chodzi??
- Widzę ze wszędzie masz swoich ludzi...
- To moje miasto jeśli czegoś potrzebujesz zwracasz się do mnie dobrze?
- Szukam pewnej elfki...
- Ja o elfach nic nie wiem ale wiem kto może coś wiedzieć...po co jej szukasz?
- I tak nie uwierzysz... ile kosztuje ta informacja?
- Może uwierzę... - Francesca opowiedziała mu wszystko od początku.
- My złodzieje powinniśmy trzymać razem. Teraz nic nie musisz płacić tylko potem 40 % tego co zyskasz jak ją znajdziesz
- Jeszcze czego! Za nic mam takie układy!
- Nic się nie zmieniłaś...
- Ty również ...15%
- 15? Nie żartuj sobie przynajmniej 20
- Dobra niech będzie 20 – Carl nie umiał się targować, ale Francesca i tak nie miała zamiaru nic mu płacić, licytacja była tylko formalnością, lecz mężczyzna myślał całkiem inaczej
- Ale ty wiesz Lisku, ze jak się coś dowiem to znajdę Cię na końcu świata? Teraz sprawy przybrały pomyślny dla mnie tor, nie jestem tym szarakiem co kiedyś kontroluje większość Hanz w tym rejonie i ciągle przechodzą na moją stronę nowe – powiedział dumnie poprawiając swój elegancki płaszcz – więc jeśli masz jakąś sprawę kieruj się do mnie jestem w stanie wszystko załatwić...
- Zapamiętam. gdzie znajdę wiedzącego coś o elfach?
- Musisz się cofnąć i odbić na północ, jest tam dworek powinni tam coś wiedzieć
- A mógłbyś jeszcze coś dla mnie zrobić?
- Zależy co
- Ile bierzesz za pozbycie się osób
- Ilu?
- Jednej może dwóch które tu przyjadą i będą o mnie pytać
- A ile masz w sakwach?
Francesca zrzuciła mu wypchaną sakiewkę, ten złapał ją szybkim ruchem.
- Jak dla ciebie wystarczy...musze już lecieć praca wzywa, jeśli będziesz czegoś potrzebować łatwo mnie znajdziesz
- Czyżby świeżo uprowadzona dziewka czekała?
- Można to tak nazwać... – uśmiechnął się i wsiadł na konia

Carl Szybkoręki, tak jak szybko się zjawił tak i odjechał, Francesca oczywiście nie uwierzyła mu, ruszyła w dalsze poszukiwania. Dziwnym trafem spotkała inteligentnie wyglądającego chłopaka, który powiedział jej to samo co Carl. Czyżby nie kłamał? A może go przekupił żeby powiedział jej to samo? Trzeba było to sprawdzić i udać się w tamto miejsce.
Lisek postanowiła, zakończyć na dzisiaj poszukiwania, ruszyła w stronę kraczmy, następnie do pokoju i prosto do łóżka.

***
- Carl i co wierzysz jej?
- No jasne ze nie Josef, dlatego właśnie ty pójdziesz za nią i sprawdzisz o co w tym wszystkim chodzi. Francesca nie wybiera zwykłych spraw za tym musi się coś kryć a ty będziesz mnie o wszystkim informował. Tylko uważaj zachowaj najwyższe środki ostrożności jest z nią czarodziejka, a ona sama nie jest zwykłą kobietą.
- O to już się nie bój, w końcu pokażę, że możesz na mnie liczyć

Josef był wyszkolonym łowcą, wiecznie był w drodze. Natychmiast wziął się za pakowanie najpotrzebniejszego ekwipunku, a na drugi dzień w ukryciu czekał już na swój cel.

 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 27-09-2008, 22:51   #198
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rzuciwszy spojrzenie za siebie Derrick dostrzegł paru ludzi, którzy wybiegli z karczmy i rzucili się ku leżącemu. Żaden z nich nawet nie spojrzał w stronę odjeżdżających.

Szybka jazda nie trwała zbyt długo. Najwyraźniej nie groziła im pogoń, zatem forsowanie koni było bez sensu. Lepiej było oszczędzić ich siłę na inną okazję. Która oby się nie zdarzyła...

Przez jakiś czas jechali w milczeniu, wreszcie Liliel przemówiła:

- Panie Derricku, czemu... - zawahała się na moment. - Czemu pan sądził, że go zabiję?

Derrick uśmiechnął się ciut ironicznie.

- To dość naturalny odruch, gdy ktoś chce zabić nas. Poza tym - ironia pojawiła się również w jego oczach - mam wrażenie...

Spojrzenie, jakie skierowała na niego Liliel zdecydowanie zachęcało go do kontynuowania przerwanego zdania.

...wrażenie - dokończył zatem - że jest pani dość... impulsywna.

Choć starał się starannie dobierać słowa, to stwierdzenie zdecydowanie nie przypadło Liliel do gustu. Dziewczyna zamieniła się w słup soli i nabzdyczona nie odzywała się przez ładnych parę minut. Dopiero po jakimś czasie spytała, jakby od niechcenia:

- Kim jest ta konkurencja?

Derrick, zachowując śmiertelną powagę, sięgnął za pazuchę, wyciągając dwa, nieco pogniecione, kawałki papieru. Podał je półelfce.

- Wampirzyca oraz łowca nagród. Francesca i Legara.

Liliel starannie studiowała oba portrety, a potem oddała je Derrickowi. Ten złożył je starannie i schował, a potem mówił dalej:

- Portrety są dość wierne. Jeśli kiedyś spotka pani któreś z nich, to niech się pani nie przyznaje, że szuka tej elfki. Ani do znajomości ze mną.

W oczach Liliel pojawiło się niewypowiedziane pytanie.

- Powiedzmy, że nie darzą mnie zbytnią sympatią. Uczucie w tym momencie połowicznie odwzajemnione.

Nie precyzował, czym ten brak sympatii jest spowodowany i w stronę której z osób skierowany.

- Oni siebie też nie darzą sympatią - dodał. - A oprócz nich jest jeszcze czarodziejka. Nessa.

W jego głosie brzmiały mieszane uczucia. I sympatia, i niechęć. I może jakieś uczucie, do którego sam przed sobą nie miał zamiaru się przyznawać.

Liliel nie skomentowała tej wypowiedzi, ale obrzuciła Derricka dość długim spojrzeniem.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-09-2008, 20:02   #199
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Folken po skończonym posiłku podszedł wpierw do baru, skąd wziął skromny bo skromny, ale zawsze, antałek gorzałki. Podszedł z nim do muzyków i uśmiechając się tak szczerze, jak tylko mógł rzucił do nich - Witajcie, panowie. Widziałem, że jesteście strapieni, a ja spragniony historii i byłbym wdzięczny za usłyszenie waszej. Przynoszę ze sobą skromny podarek - powiedział z uśmiechem na twarzy. Muzycy widząc antałek natychmiastowo ożywili się i skwapliwie skinęli głowami by usiadł wśród nich.

Folken natychmiast rozlał do 3 kubków okowity i wznosząc krótki toast wypili strzemiennego. Zakaszlał i spojrzał na jego towarzyszy u stołu, po czym z uśmiechem powiedział -
Zatem, panowie, czy mogę usłyszeć waszą historię?

Brodaty mężczyzna roześmiał się i rzucił -Mówiąc pokrótce, wspiął się na zbyt wysokie drzewo i spadł! Jako to jedna fraszka mówi, miły panie:

"Nie dziwota, że są harde urodziwe panie
Wszak im drzewo wynioślejsze, tym trudniej wleźć na nie.
Wżdy i z panną, i ze drzewem kto nie kiep poradzi
Trzeba owszem wziąć i zerżnąć, no i po zawadzie!"

- zaśpiewał i roześmiał się, nalewając sobie kolejny kubek, który wychylił z lubością. Jego kolega mruczał w tym czasie pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Folken również zaśmiał się i rozlał drugą kolejkę, by wypić na drugą nogę. Niestety, długowłosy nie miał mocnej głowy, zwalił się na stół. Legara spojrzał na niego z pogardą i rozlał więcej wódki. Wypili więc na trzecią nogę.

-Czyli mówiąc pokrótce, nie udało mu się z panną jaką chciał zdobyć, tak? - dociekał Legara, rozlewając kolejną kolejkę. Jego rozmówca chwilowo wyprzedzał go o jedną. Wódka była mocna, a łowca zmęczony i miał złe wrażenie, że długo tego tempa nie wytrzyma. Ale wtedy usłyszał resztę wypowiedzi brodatego.

-Nie do końca! Okradła go, rozumiesz, panie, taka jedna rudowłosa piękność. Jeśli mnie pamięć nie myli była z nią czarna ślicznotka, obie diablo piękne i urodziwe...Panie, coś się stało? - wybełkotał spoglądając na Folkena, który zamarł w kubkiem w połowie drogi do ust. Franceska i Neska! Wypił duszkiem kolejną porcję i spojrzał na brodatego.

-Kiedy to było i gdzie pojechały? Jeśliś ciekaw, to powiem Ci jeno, że z tym rudzielcem mam porahunki, dość zbliżone do Twego kompana.

-Wczoraj, panie, a ruszyły na Mahakam. - odrzucił brodacz i wypił jeszcze jedną kolejkę. Folken wstał i wylewnie podziękował za informację, zostawiając resztę okowity na stole. Sam zaś udał się dość chwiejnym krokiem do swego pokoju, by odespać. Były blisko, z każdym dniem zbliżał się do nich. Świetnie.

Wyruszył z samego rana, po krótkim ale pożywnym śniadaniu.
 

Ostatnio edytowane przez Zaelis : 30-09-2008 o 22:14.
Zaelis jest offline  
Stary 01-10-2008, 19:21   #200
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Nessy z Thanedd i Francesci De Riue

czerwiec, miasto Asenerg, Aedirn

Zaprawdę dziwna to była sytuacja, że zarówno Żmijka jak i Lisek zaległy w łóżkach tak wczesną porą, gdy słońce jeszcze wisiało wysoko na niebie. Prawdą jest, że posłania były bardzo wygodne, pokoje przytulne i ogólnie luksus miejscu dopisywał. Ale niewiasty tak żywe, pełne wigoru i zapału zwyczajowo nie kładły się nim pierwszy lis nie zeżarł śpiącej kury.
Z drugiej strony Nessa do kwatery dotarła tak chwiejnym kroczkiem, że pozycja horyzontalna faktycznie mogła jej się tylko przysłużyć. Francesca z kolei, jako istota nocy mogła też twierdzić, że dzień to dobry okres na sen. Nawet jeśli łóżko kosztowało nieprzyzwoicie dużo, co stawiało pod znakiem zapytania opłacenie z góry Carla Szybkorękiego.
Pozostawmy jednak powody takiego stanu rzeczy obu pięknym pannom i dajmy im się wyspać.

(...)

Niestety sen przyniósł ukojenie tylko jednej niewieście. Wino powszechnie uważane jest za alkohol słaby, w tym miejscu warto jednak przytoczyć słowa alchemika Rapalecsusa z Roggeven:

"Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja jest trucizną."

I w myśl tej właśnie maksymy czarodziejka obudziła się z kacem. Jak wiadomo powszechnie, choróbsko to okropne znane pospólstwu jako glątwa wywołują złośliwe duchy, zazdroszczące żyjącym ich zabaw. Dlategóż to nazwa przypadłości tak podobna jest do słowa "klątwa". Szczęśliwie dla Nessy godzina jej wybudzenia przypadła na późną noc, co eliminowało wiele drażniących bodźców jak hałas, czy światło. Ból głowy jednak postanowił wziąć nocną zmianę.

Dla odmiany Francesca zbudziła się wypoczęta i zrelaksowana. Owszem, było drogo, ale nocleg godzien był swej ceny. Co prawda przydałby się tutaj drugi Peter do wygrzania kołdry i uregulowania rachunku, no ale nie można mieć wszystkiego.

(...)

Towarzyszki spotkały się nazajutrz przy śniadaniu. Ku uciesze wampirzycy Celine nie było nigdzie widać, toteż przyjaciółki mogły w spokoju porozmawiać. De Riue nie omieszkała pochwalić się informacjami, których zeszłego dnia udało jej się zaczerpnąć. Możliwe, że ten "przyjaciel elfów" będzie w stanie zapewnić im informację chociaż tak przydatną jak ta od Franka i Petera. A jeśli szczęście dopisze, to może nawet trafią na coś godnego słów Borsu?
Tak czy inaczej wycieczka do dworku nie zaszkodzi.

Nim jednak Żmijka i Lisek opuściły "Pod Liliją", gospodarz odbierając należność za strawę zapytał czarodziejki.
-Od wczoraj nie mogę znaleźć jednego z moich posługaczy. To taki młody, ciemnowłosy. Wczoraj chyba wzywała go panienki towarzyszka do łaźni. Nie wie panienka, gdzie może teraz być?

(...)

W krótką drogę wampirzyca i czarodziejki zdecydowały się iść pieszo. Po pierwsze było blisko, po drugie było ciepło i przyjemne, zaś po trzecie Nessa nie miała ochoty narażać się na więcej wstrząsów niż to niezbędnie konieczne. Faktycznie raptem kwadrans zajęło towarzyszką dotarcie do dróżki kierującej się na północ. Była co prawda dość wąska, ale wyraźnie uczęszczana- ślady kół i kopyt wyraźnie odciskały się w ziemi.
Polna droga nie przechodziła jednak przez las otaczający trakt, tylko otaczała od zachodu jego odnogę. Zapewne ta właśnie odnoga zasłaniała dworek przed wzrokiem przypadkowych podróżnych jadących Zachodnim Traktem, nim jednak czarodziejka i wampirzyca miały się o tym przekonać, czuły słuch Francesci wyłapał jakiś hałas dobiegający zza drzew.
Ha! To nie byłby pierwszy raz, gdy Carl kazał ja śledzić. Niedoczekanie jego. Lisek przyłapie jego przydupasa na gorącym uczynku i dobitnie pokaże mu, co myśli o takich objawach "zaufania". A dla pewności weźmie ze sobą Nessę. nie można nie doceniać talentów czarodziejki.
Z każdym kolejnym pokonanym metrem i miniętym drzewem de Riue zaczynała jednak nabierać wątpliwości. Kogokolwiek słyszała, robił hałasu aż zanadto. Z całą pewnością nie próbował się chować, a przecież Szybkoręki nie posłałby za nią kompletnego kretyna.

Sprawa wyjaśniła się wkrótce, gdy drzewa przerzedziły się ustępując miejsca polanie. Na jej środku zaś stał mężczyzna i na postawionym pieńku rąbał szczapy drewna. Widok jednak wampirzycy nie rozczarował, mężczyzna bowiem widocznie rozgrzany temperaturą i pracą pozbył się koszuli prezentując muskularne ręce i pokryty bujnie włosami tors.


Nieznajomy drwal był dość młody, na oko w połowie swej trzeciej dekady życia. Czarne, dość krótkie włosy przylepiły mu się od potu do skroni. Przystojną twarz zdobił mu starannie utrzymany zarost na brodzie. Pochłonięty swoją pracą, najwyraźniej nie zauważył przybycia Nessy i Francesci.

do Folkena Legary

czerwiec, miasteczko Krzyki, Aedirn

Upijanie się w stanie Folkena było pomysłem bardzo marnym. Po pierwsze obudził się zdecydowanie bliżej południa niż świtu, chociaż celował w ten drugi. Poza tym wolałby się chyba nie budzić. We łbie grała mu wiejska orkiestra z rozstrojonymi, prowizorycznymi instrumentami, w gardle chyba umarł mu w nocy szczur, a nogi miał ociężałe, jakby przywiązano mu do nich dwie kule. W efekcie zamiast odpocząć, Folken czuł się gorzej niż przed zaśnięciem. Jak tak dalej pójdzie, to zanim dopadnie Nesse i Francescę, to na drodze zamordują go zwykli zbóje. A wizja to była co najmniej głupia.

Dał jednak radę zwlec się z łóżka i zejść do sali jadalnej. Śniadanie poprawiło jego samopoczucie tylko trochę, choć teraz Legara bał się, czy jedzenie nie spróbuje nagle w zdradziecki sposób wyrwać się na wolność. Lepiej, żeby nie próbowało. Tak czy inaczej udało się łowcy w końcu załatwić wszelkie formalne kwestie pobytu w Krzykach i ruszyć konno w dalszą drogę.

(...)

Legara miał dodatkowego pecha, ponieważ kolejny odcinek drogi prowadził przez łąki i pola- czyli słońce waliło w niego z całą bezlitosną mocą. Nie trudno się domyśleć, że wigoru mu to nie dodawało. Trawy, kwiaty, zioła, trawy, kwiaty, zioła. Droga monotonna i uciążliwa.


Na szczęście nie ujechał Folken zbyt daleko, gdy podróż urozmaiciła mu nadciągająca z naprzeciwka karawana. Cóż, szczerze mówiąc to jest to za duże słowo. Dwa pociągowe konie ciągnące wóz, pod opieką pięciu rosłych chłopa.
Kiedy łowca zbliżył się na tyle by widzieć twarze mężczyzn, bez trudu odczytał z nich zmęczenie. Chyba jechali całą noc. Co ich tak gnało, nie miał Legara pojęcia, ale może przyjdzie z tego jakaś korzyść? Może ci podróżnicy spotkali Nesse i de Riue?

do Derricka Talbitt

czerwiec, Trakt Zachodni, Aedirn

Półelfka i medyk jechali milcząc jeszcze przez parę kolejnych minut. W końcu dziewczyna zdążyła się kolejny raz rozpocząć rozmowę. Jak tak dalej pójdzie, to może zacznie zachowywać się bardziej towarzysko? W końcu nie była aż tak wielce nie dostępna. Owszem, zachowywała dystans, ale jak na kogoś, kogo Talbitt poznał raptem parę godzin wcześniej, półelfka zachowywała się przy nim stosunkowo swobodnie.
Trudno jednak nie zauważyć, że poziom swobodności Nessy szedł zdecydowanie dalej.


-Skoro pan podzielił się ze mną informacjami, to jestem zobowiązana się zrewanżować- zaczęła Liliel.- Ta trójka to nie wszyscy, którzy skierowali się na Mahakam.
Gdy Derrick wykazał zainteresowanie słowami dziewczyna, ta kontynuowała.

-Większość skuszonych nagrodą Aldersberga pojechało na wschód, do Dol Blathanna. I w sumie nawet się ludziom- warte podkreślenie jest to, że ostatnie słowo wypowiedziała z pewnym niesmakiem- nie dziwię, że tam pojechali. To dość naturalny kierunek, jeśli szuka się elfki. Ale w grodzie było kilka osób poza mną, które wiedziały, że krasnoludy w Carbonie mogą lepiej wiedzieć, gdzie szukać Lionory. Powinien pan przynajmniej podwoić ilość osób, które nas wyprzedzają. I choć jestem pewna, że to krasnoludy, to ich tempa nie można ignorować.
No proszę, to dodatkowo zmniejsza szansę Derricka na odnalezienie Aelbedh pierwszemu. Z drugiej strony, może elfka nie zechce pomóc kapryśnej Nessie i Francesce, ani temu całemu Folkenowi? Cóż, nadzieja dobra rzecz.

(...)

W dalszej drodze rozmowa jakoś się nie kleiła. Chyba nie było wspólnych tematów, albo Liliel i Talbitt jeszcze ich nie odkryli. Dziewczyna mimo o nie wydawała się być aż tak pochmurna jak z rana. Incydent w zajeździe chyba po niej spłynął, zepchnięty w bok przez zbawienny wpływ jaki na półelfkę miał las.
Kolejny raz harda dziewka odezwała się dopiero pod wieczór.

-Przed nami Psie Doły- zacofana potwornie wieś.- Poinformowała Derricka Liliel. -Jeśli nie sprawiałoby to panu kłopotu, wolałabym się zatrzymać przed nią i minąć ją w nocy. Po co nam kolejny chamski wybuch agresji?
Cóż, trudno nie przyznać jej racji. Medyk widział w oddali, między drzewami zarysy chat. Jak świat światem, wieś była opoką zacofania. Skoro w zajeździe pojawił się jeden rasista, to ilu może mieszkać w Psich Dołach? Lepiej nie kusić losu i faktycznie zjechać gdzieś w bok i dać odpocząć koniom.


Las przy trakcie nie był zbyt gęsty, dało się w nim znaleźć dość miejsca na przygotowanie posłania, a z drugiej strony ściółka była na tyle nierówna, że od biedy można było znaleźć miejsce w miarę osłonięte od wiatru. A Talbitt musiał przyznać, że jego towarzyszka miała talent do odnajdywania takich miejsc. Ciekawe, czy to jakaś zdolność dziedziczona po elfich przodkach, czy też Liliel nauczyła się tego w normalny sposób?
Gdy już wszystko było przygotowane i towarzysze mieli rozpocząć odpoczynek, półelfka postanowiła wyjaśnić jedną sprawę.

-To, że jest pan w miarę miły i obecnie podróżujemy razem, nie daje panu prawa, by próbować się do mnie przystawiać. Trzymaj się pan swojego posłania.
Ech, z takim charakterem dziewczyna musi mieć mało przyjaciół.
 
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172