Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2009, 20:52   #301
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Krawiec znał się na rzeczy. De Falco musiał to przyznać. Pierwszą zaprezentowaną kreację odrzucił ze słowami. – Masz rację mistrzu, to nie suknia dla mej towarzyszki.
Zielona kreacja prezentowała się już lepiej, Rennard przyjrzał się jej okiem znawcy, mrucząc od czasu do czasu.- Tak...hmm...hmm..
-Pasowałoby na panienkę coś jeszcze, wymiary są bardzo zbliżone. Pewna czarodziejka raczyła zamówić u mnie nocna kreację. Niestety nie udało mi się sprostać jej wymaganiom, efekt końcowy okazał się bowiem zbyt "purytański". Panience jednak może się spodoba?
Purytański efekt...na te słowa Rennard się uśmiechnął. Będąc „wyzwolonymi obyczajowo”, czarodziejki często konkurowały z ladacznicami w kwestii wyuzdanego odzienia. Zapominając, że odrobina tajemniczości, jest lepsza od odkrywania wszystkich atutów od razu. Choć Rennard musiał przyznać, że czarodziejki (te nieliczne, które „dogłębnie” poznał, gdyż od magii wolał trzymać się z daleka, tak na wszelki wypadek) były wyrafinowanymi kochankami.
-Ma swój czar...- rzekł w końcu Rennard komentując czarną kreację.
-Proszę się nie spieszyć z podejmowaniem decyzji. Ubiór powinie nie tylko okrywać ciało, ale sprawiać że noszący czuje się komfortowo. No i zawsze może panienka spytać o męska poradę.-
Ale panienka jakoś nie paliła się do zapytania...W ogóle Monika jedynie co robiła, to bardziej czerwona. A wzmianka o bieliźnie jeszcze bardziej ją zawstydziła.
Rennard zaś o bieliźnie...nawet nie pomyślał. Ale skoro trzeba. Westchnął i skinął głową krawcowi na potwierdzenie.

A potem rozpoczął się pokaz...Monika starała się wpierw zasłonić swe ciało, co dawało komiczny efekt. Którego Rennard jednak nie zauważał, oglądając piękne ciało dziewczyny osłonięte jedynie koronką. Była śliczna i chętnie Rennard wyswobodziłby ją z tej bielizny dzisiejszej nocy. Obiecał co prawda, że na jej cześć nastawać nie będzie, ale jeśli by chciała sama zbliżyć się Rennarda i zaznać z nim swego pierwszego razu, to Falco uznał, że protestować nie będzie. Szkoda że romans z Moniką, komplikowałby mu sytuację...Bo w innym przypadku, zrobiłby wszystko, by ją w sobie rozkochać. A tak, będzie musiał szybko znaleźć pociechę w ramionach innej kobiety. Inaczej czeka go naprawdę ciężka noc...w jednym łóżku z Moniką. Zwłaszcza po tym, co dziś widział.
-Czy mogę rozumieć, że przypadły panu do gustu wszystkie akcesoria?- szpieg mógł odpowiedzieć na pytanie pomocnicy jedynie skinieniem głowy. Przymknął oczy i przełknąwszy ślinę rzekł.- Moniko, tej bielizny zdejmować nie musisz, bierzemy...A i poprzedni gorsecik z pończoszkami także. Jeszcze tylko sprawa sukni. Ale tu już mistrza trzeba zawołać.

Gdy mistrz przyszedł i padły słowa. -Och, jak widzę już po przymiarkach. Na co się państwo decydujecie? Przy czym muszę zaznaczyć, że poprawki sukni zajmą zapewne z dwa dni.-
Dwa dni...trochę za długo, jak na gust szpiega. Ale cóż...Brał taki okres pobytu w Vengerbergu, pod uwagę. Rennard spojrzał na krawca i rzekł. -Czarna i zielona suknia przypadły nam do gustu, poza tym dwa ostatnie komplety bielizny jakie pani Agata zasugerowała. Co do sukni, czarna może zostać jak jest. Natomiast zielona.- tu de Falco schylił się i chwyciwszy rąbek spódnicy Moniki pociągnął ją tuż pod kolano, odsłaniając zgrabną łydkę. Nie przejmował się przy tym protestami służki.- Ma być skrócona dotąd, chcę by moja towarzyszka mogła w niej biec. Do tego dwie etole w kolorze odpowiednim do sukni. Bieliznę weźmiemy od razu, a suknie po poprawkach. Wolę zapłacić z góry...To ile za wszystko?
Krawiec wydał się przez chwilę zdziwiony.- Och, szanowny pan wybaczy starcowi. Myślałem, że panienka potrzebuje sukni wieczorowej. Naturalnie mogę ją przerobić na modę bardziej codzienną, lecz nie mogę obiecać, że zdążę w dwa dni. Mogę jedynie dać słowo, że zrobię co w mej mocy. Za to co pan sobie zażyczył będzie łącznie 300 denarów. Pan wybaczy impertynencję, ale niestety 50 monet z góry.
Monika była całymi tymi odwiedzinami sklepu kompletnie ogłupiona i wyraźnie nie wiedziała co ma począć. Cóż, to pewnie jej pierwsze zetknięcie z jakimkolwiek krawcem, a tu w dodatku została jeszcze zmuszona do paradowania w samej bieliźnie.
- Na pewno pan sobie poradzi w dwa dni Mistrzu. W końcu jedna sukienka ma być podróżna, a druga...czarna...wieczorowa A co do ceny...- odparł Rennard, jako że zostać dłużej niż dwa dni, po prostu nie mógł.
I potem rozpoczęły się targi...Rennard, nawet mimo lekkiego upustu ze strony krawca i tak zapłacił więcej niż planował. Ale cóż...jedno spojrzenie na czerwone lico Moniki, wystarczyło by stwierdzić że...warto było. Odliczył z ciężkim sercem ustaloną kwotę krawcowi, stwierdził, że jutro późnym rankiem Monika stawi się tu na pierwsze przymiarki, pożegnał i wyszli ze sklepu. Szli obok siebie...Rennard szedł uśmiechnięty...i pobudzony. A jego służka cicha i czerwona na twarzy, ściskając pakunek z dość odważną bielizną jakiej była teraz właścicielką.
Wracali do karczmy spacerowym krokiem, a że Monika milczała, Rennard zagaił.- Podobały ci się szatki Moniko?
Dziewczyna spiekła raka starała się wcisnąć swą głowę w ramiona. Był to zabawny widok, zważywszy, że za tak uroczą chłopką, pewnie w jej rodzinnej wsi wszyscy młodzieńcy szaleli.
Rennard był niemal pewien, że była dziewicą. Nie zdziwiłby się też, gdyby okazało się, że ów pocałunek, którym przypieczętowała ich umowę, był jej pierwszym pocałunkiem w życiu.
- Nie ma się co wstydzić.- Rennard się uśmiechnął się ciepło, by ukryć jak bardzo bawiła go ta przesadna skromność dziewczyny.- Nie czułaś się przyjemnie w nowym stroju?
Chłopka pokręciła przecząco głową. Ciekawe ile czasu zajmie jej dojście do siebie?
Rennard westchnął, musi przywyknąć do nowych ciuszków. Za drogo szpiega kosztowały, by były nieużywane. Dłoń de Falco wylądowała na brązowych lokach Moniki.
Delikatnie pieszcząc włosy dziewczyny, Rennard rzekł.- No, no ...chyba się nie gniewasz, na mój prezent?
Monika pokręciła głową zaprzeczając.
Rennard uśmiechnął się.- Wiem, wiem... to dla ciebie nowa sytuacja. Ale czyż nie po to opuściłaś swe rodzinne strony? Dla nowych doznań? Poza tym, lubię jak ładnie wyglądasz.
Słowa Rennarda jedynie coraz bardziej dziewczynę zawstydzały. Wyglądała na tak zahukaną, że aż mijani ludzie oglądali się na nią ze zdziwieniem. Niektórzy nawet rzucali gniewne spojrzenia szpiegowi- w końcu Monika była bardzo ładna, a to wyzwala w mężczyznach rycerskie odruchy.
-Tak.- praktycznie wyszeptała.-Chcę poznać świat, ale to chyba za dużo jak na jeden raz.
Szpieg delikatnie objął dziewczynę ramieniem i rzekł błagalnym tonem.- Już dobrze Moniko. Rozchmurz się. Co mam zrobić, byś uśmiechnęła?
Potrzebował jej bowiem zadowolonej, zwłaszcza, że była mu potrzebna, do kolejnego planu.
-Może mi pan po prostu dać trochę czasu bym to przetrawiła?- poprosiła cicho.
- Niech ci będzie.- rzekł Rennard czule jednak obejmując dziewczynę i idąc dłuższą drogą do karczmy. Wyglądała dzięki temu jak skromna dziewuszka w ramionach kochanka, bardziej romantycznie i mniej podejrzanie.

Karczma „Pod Wesołkiem”, pomijając kwestie finansowe Rennard wybrał z kilku przyczyn. Pierwszym niewątpliwie był poziom usług, dość dobry jak na przybytek tej klasy. Drugim śliczne kelnereczki, których stroje były ładne i dość...odważne.

Karczma „Pod Wesołkiem” była lokalem rozrywkowym, dla której głównym źródłem utrzymania, byli stali bywalcy przybywający tu by się napić piwa i wina, pomacać dziewczęce zadki i pogadać we własnym gronie. Dlatego też mieli tu i muzyka... Dość podstarzałego barda, znającego wiele pijackich pieśni.

Który bardziej od uroków wędrówek, wolał urok ciepłego kąta i pełnej butelczyny. Rennard szybko podszedł do kontuaru i sypnąwszy monetami, rzekł do karczmarza.- Postanowiłem zabawić jeszcze jeden dzień w twym zacnym przybytku, pozwól więc że opłacę kolejną noc z góry.
Załatwiwszy sprawę noclegu Rennard rozejrzał się po sali i zauważył grupkę bawiących się młodzieńców, w bogatych szatach. Znał ten typ ludzi, aż za dobrze. Byli to synowie miejscowej elity kupieckiej, żądni zabaw, alkoholu i dziewek. Tutejsza złota młodzież, chcąca się wyszumieć, zanim obowiązki w związane z przejęciem rodzinnych interesów przygniotą ich do ziemi. Rennard doskonale ich rozumiał...wszak był jednym z nich.
- Pójdziemy zapoznać się z tą grupką.- wskazał Monice bawiących się wesoło kupców. Po czym zaczął instruować.- Siądziesz obok mnie. A jak zaczniemy grać w karty, będziesz chodziła dookoła stolika. I uśmiechnij się...Zachowujesz się jakbym cię ukarał, a przecież chciałem nagrodzić twą wierną służbę.- ostatnie słowa wypowiedział niemal błagalnym tonem.
Dziewczyna wzięła się trochę w garść od opuszczenia jakże feralnego dla niej sklepu, chociaż dalej była nie w sosie. Mimo to kiwnęła zgodnie głową, a za drugą próbą zdołała nawet przywołać na twarz w miarę naturalny uśmiech.
-Postaram się.
-Mój ty skarbie...no to do roboty.-
odparł wesoło Rennard.
Szpieg szybko się do nich przysiadł i zaprzyjaźnił...Jak się okazało, nazwisko de Falco kupcy z karawany zdołali już rozsławili, w swym środowisku. Rennard tym się jednak nie przejmował. Nawet jeśli kontrwywiad Aedirnu pozna tożsamość Rennarda, to co z tego wyniknie? Zapewne nic. Dowiedzą się też zapewne, o konflikcie z byłym pracodawcą. Faktem było to, że Rennard był szpiegiem „oficjalnie” bez pracodawcy. Nie był też typem patrioty. A więc był osobnikiem niegroźnym...Gdyby starał się ukryć swą tożsamość, to mogłoby to świadczyć o tym, że wykonuje jakąś misję. Ale Rennard otwarcie przybył do miasta, niespecjalnie kryjąc się z tym faktem. Był więc kolejnym drobny oszustem...niewartym uwagi kontrwywiadu królestwa. Czasami brak maski jest najlepszą maską. Tak przynajmniej sądził Rennard. Z poznanych kupców, jeden szczególnie przykuł uwagę: Bernard syn Starego Braekiela. Początkowo rozmowa toczyła się swobodnie i dotyczyła zamtuzów, alkoholi, ładnych kupieckich córek, nieco też i polityki. Co chwilę młodzieńcy wychylali kolejne kufle, Rennard zaś pił oszczędnie. Miał bowiem plan do wykonania. Mimochodem wspomniał o przyjacielskiej grze w karty, z niewielkimi stawkami. Od tak dla rozgrywki. wszyscy ochoczo się zgodzili i zaczęła się gra. Początkowo Rennard grał uczciwie nieznaczonymi kartami, ale gdy czujność podpitych spadła (rozpraszana przez alkohol, kelnerki i Monikę), szybko podmienił czyste karty na znaczone. I gra z hazardowej zmieniła się w przedstawienie kontrolowane przez Rennarda. Było on doświadczonym szulerem. Wiedział, że chciwość jest przyczyną wykrycia oszustwa w tym przypadku. Dlatego też kontrolował i ustawiał każde rozdanie, by cała gra była przyjemna i nie wywołała niesnasek. Każdy z nich, raz wygrywał raz przegrywał, także i Rennard. Niemniej w ogólnym rozrachunku szpiegowi udało się wygrać sporą sumkę, która zrekompensowała nieco ostatnie straty pieniężne. Przy czym to, nie Rennard, a właśnie Bernard ugrał najwięcej. To dodatkowo rozpraszało wszelkie podejrzenia o oszustwo.
Ciążąca w dół sakiewka niewątpliwie była przyjemnym doświadczeniem, także i dwuznaczne spojrzenie oraz uśmieszki co śmielszych kelnerek. Wszak miły i hojny klient jest klientem wartym uwagi.
Pożegnawszy nowych przyjaciół Rennard i Monika, poszli na górę gdzie zaczęła się kolejna godzina nauki czytania. A po skończonej lekturze obojgu pozostało się przygotować do snu...we wspólnym łożu. Rennardowi bowiem nie chciało się wydawać więcej pieniędzy na oddzielnie, skoro przyjemne krągłości Moniki w nocy, stanowiły dodatkowy plus jej pracy u niego. Uśmiechnął się możliwie jak najcieplej i rzekł delikatnie głaszcząc Monikę po policzku.- Wydałem sporą sumkę na nową bieliznę dla ciebie i spodziewam się, że będziesz jej używać. Może nie dziś , nie jutro, ale wkrótce. Skoro chciałaś poznać świat, to musisz wyglądać jak kobieta światowa. I nie ma się czego wstydzić...No, gdzie się podziała ta odważna dziewczyna, co całowała nieznajomego na przypieczętowanie kontraktu i dała się wywieźć w wielki świat?
-Chyba wielki świat ją zaskoczył. Jestem prostą chłopką, to wszystko jest dla mnie takie nowe. Obce.- rzekła dziewczyna cichym głosem.
Rennard siadł i rzekł.- Zawsze jest pierwszy raz Moniko, pierwszy pocałunek, pierwszy kielich wina? Piłaś kiedyś wino?
-To zależy, co pan rozumie mówiąc, wino.-
pierwszy raz od dłuższego czasu Monika szczerze się uśmiechnęła.
Rennard sięgnął po bukłak, który był spakowany wśród jego rzeczy i nalał trunku w dwa kubki.- To jest prawdziwe importowane wino zza morza. Tutejszym sikaczom... im daleko do niego. Spróbuj.
-Nie, dziękuję. Nie dzisiaj.
-Pij. Musisz się zrelaksować. Jeśli uważasz, że chcę cię upić i wykorzystać.-
westchnął Rennard.- Moniko, czy zrobiłem coś co, przez co straciłaś do mnie zaufanie?
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu nie mam już dzisiaj siły próbować czegokolwiek nowego.-
De Falco spojrzał na dziewczynę i...zbliżył przez chwilę twarz do jej twarzy.- Ty jesteś jak to wino, wyjątkowa...No, ale czas pogadać o jutrze. Pójdziesz do krawca, na wstępne przymiarki do sukien. Drogę zapamiętałaś, czy cię zaprowadzić?
Chłopka zamiast odpowiedzieć z miejsca, szczerze się zamyśliła, odtwarzając w pamięci układ ulic i uliczek.-Powinnam trafić. Zamek jest dobrym punktem orientacyjnym.
-To dobrze...w razie czego wracaj do tej karczmy i czekaj na mnie. Ja mam do załatwienia pewne inne interesy na mieście. A teraz.-
rzekł Rennard zabierając oba kubki i wstając.- Wyjdę na moment, szkoda by dobre wino się marnowało...otwórz mi drzwi Moniko.
A gdy dziewczyna otwarła drzwi, Rennard zatrzymał się tuż obok niej i spytał.- Mogę zadać ci dość osobiste pytanie?
Słowa de Falco zbiły Monikę z pantałyku i zajęło jej trochę czasu zanim zdobyła się na odpowiedź.- Może pan.
-Ten pocałunek którym przypieczętowałaś umowę, był twoim pierwszym w życiu?-
spytał Rennard.
Chłopka prawie się roześmiała.-Na tą przyjemność się pan nie załapał.
Głowa Rennarda nagle przesunęła się w kierunku twarzy chłopki, usta szpiega prawie dotknęły ust dziewczyny...Prawie. Rennard uśmiechnął się.- I tego żałuję. Bo jesteś klejnotem bez skazy, Moniko.
-A z pana jest wielki kobieciarz.-
zauważyła trzeźwo młódka. Rennard wzruszył ramionami.- Każdy musi mieć jakieś wady, Moniko. Kładź się do łóżeczka. Ja chyba wrócę... późno.
-Dobrze.-
chłopka grzecznie skinęła głową.
Kieliszek wina i uśmiech ładniutkiej kelnerki zapewnił Rennardowi wieczór pełen dwuznacznych flircików, ale nic ponad to. Szpiegowi nie udało się jej zaciągnąć do stajni na sianko. Brakło mu celnych ripost, wesołych żartów...Rennard był zmęczony. Nie tylko dla Moniki, ten dzień był pełen wrażeń. Zrezygnował więc z dalszego flirtu i wrócił do pokoju, kładąc się do jednego łoża ze swą służką. Gdzieś w sercu zastanawiał się, jak długo będzie w stanie wytrzymać jej kuszącą obecność w swym łożu. Wszak obiecał, że na niej uległości wymuszać nie będzie, ale czy obiecał że flirtu uprawiać z nią nie będzie? Tego nie obiecał. Jedynym problemem były konsekwencje udanego flirtu i one...i tylko one trzymały Rennarda z dala od Moniki. Póki co, była za dobrą służką, by robić z niej kochankę.
Rankiem ubrawszy się i ogoliwszy i zjadł de Falco śniadanie. Potem zaś uczył ją czytania. Robiła zaskakująco duże postępy i Rennard zastanawiał się czego jeszcze ją nauczyć. Następnie wysłał Monikę na przymiarki sukni, a sam udał się do na miasto.
Nie spieszył się przy tym, przemierzał kramy, oceniając towary i rozmawiając z sprzedawcami i kramarzami. Zbierał wieści...a te nie były dla niego pomyślne. Przede wszystkim pojawiły się plotki o kłopotach na szlaku ze stolicy do Aldersbergu. Jakieś problemy przy brodzie...Takie wieści nie wróżyły za dobrze Rennardowi, który szczególnie przepraw przez rzeki i jeziora nie lubił. A jeśli jeszcze takie przeprawy łączyły się kłopotami...to było już całkiem źle. O buncie w Aldersbergu było też głośno, ale plotki wydawały się mieć niewiele wspólnego z faktami. Za przyczynę podawano rozgoryczenie po powodzi, rozpacz po zarazie, wszystkiemu miały być winne elfy...Historyjki wyssane z palca, raczej nie zainteresują mocodawców Anieli. Za to plotki o Antoinette córce Wolfganga, zainteresować mogły. Pannica ponoć podupadła na umyśle i jej ojciec szukał na to lekarstwa. Informacje przydatne, ale zapewne znane także Anieli. Więc, póki co wartościowych informacji Rennardowi zebrać się nie udało. Niemniej, szpieg nie zrażał się tym faktem. Miał dwa dni na przygotowania do wyprawy do wsi Szumy, a potem jazda do Aldersbergu. Dwa dni, to kupa czasu. Tymczasem inne pilniejsze sprawy...kierowały krokami szpiega.
Udał się w odwiedziny do Lorrety, gdyż wczorajszy pokaz bielizny i wspólna noc w jednym łożu z Moniką dały Rennardowi przyjemnie we znaki.
Dotarł do rezydencji Erharda, zapukał do drzwi, poczekał aż młodziutka służka otworzy i przekazał przez jej usta iż Rennad de Falco, uczony i medyk, chciałby złożyć towarzyską wizytę. Po dłuższej chwili służka wróciła i poprosiła by ruszyć za nią. I tak Rennard wszedł do domostwa Rubensbroocków.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-05-2009 o 21:19.
abishai jest offline  
Stary 16-05-2009, 15:48   #302
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nudna, a może raczej - spokojna - droga...
Człowiek nie powinien nudzić się w swoim własnym towarzystwie, a w towarzystwie rozgadanych krasnoludów i rozchmurzonej półelfki - nigdy nie powinno być nudno.

- Zrobimy postój? - spytał nagle Gurd, wskazując miejsce, gdzie las odsunął się nieco od drogi. - W gardle mi zaschło od tego kurzu, a żem przypomniał sobie, iżem od chłopa, któren nas gościł, piwa ździebkom dostał, niedrogo całkiem.

- I tera dopiero to mówisz? - Korin, z pretensją pewną, spojrzał na Gurda, który odpowiedział niewinnym spojrzeniem.

- Bo jakbyś się o tym dowiedział wcześniej - roześmiał się Drunin - to byś dawno wszystko wychlał i zostałaby nam jeno woda, którą pan medyk ze sobą wozi. A ta, nawet jak ziółek do tego dodasz, kiepsko przez gardło przechodzi.



Śniadanie drugie nie zajęło im czasu zbyt wiele, może dlatego, że piwa dużo nie było, a że wij żaden w gości się nie wprosił, to i po godziny połowie najwyżej w drogę dalszą ruszyli.

- Ale patrz pan, panie Derrick, jakie to szczęście mieliśmy, na Tordeka trafiwszy - zaczął Drunin. - Gdyby nie on, gdzieś po górach byśmy się błąkali, Lianory szukając. A tak...

Derrick skinął głową.
Mieli szczęście.
On też, że akurat z krasnoludami się zabrał. I nie przeszkadzało mu to, że Drunin po raz drugi do tematu tego wrócił. Radość krasnoluda z tego, że to jego rodak do sukcesu się przyczynił, musiała znaleźć jakieś ujście.

- Pewnieś chciał od niego piwa wycyganić - wtrąciła się Liliel - i chcąc ciekawość jego podsycić o Lianorze żeś wspomniał. A wiesz wszak, co gadają o tym, kto ma szczęście...

- Oj, serdeńko - Drunin nawet się nie skrzywił. - Wszak to grzech ze znajomkiem piwa się nie napić, a pogadać przy okazji o tym i owym.



Tak przekomarzając się jechali w stronę Talberga, który po południu nieco przed nimi wyrósł.
Miasto nieduże było, murami obronnymi nie otoczone, to i bramy żadnej przy nim nie było. A szkoda, bo można by o Francescę, jak i o wiedźminkę rozpytać.

- E tam, panie medyk... - Korin ręką machnął. - To małe miasteczko, a plotkarskie, jak mało które. Tu kichniesz, a za moment w "Domu Krasnoludów" wiedzą, że masz pan katar.

Ta nazwa od razu skojarzyła się Druninowi, który uroki piwa krasnoludzkiego tam podawanego wychwalał.
Nazwa nieco anty-ludzka była, ale zapewnienia Drunina zmniejszyły nieco obiekcje Derricka. Poza tym - co mu mogło grozić. Najwyżej wyproszą go, mniej czy bardziej elegancko, za drzwi.
Zaś zaproszenie do tego miejsca świadczyło o tym, że dla Drunina Derrick przestał być "obcym", a stał się "swoim".

- Jeno - Gurd spojrzeniem znowu Derricka i, dodatkowo, Liliel zmierzył - warto by wpierw pod "Strudzonego Wędrowca" zajrzeć. Szkapy zostawić i nocleg załatwić. A piwa całego nam przez to nie wypiją. Zostanie dla nas dość...

Drunin skrzywił się nieco na myśl, że piwo o chwil parę się odsunie, ale po chwili przyznał Gurdowi rację. Skręcili zatem w bok nieco i po paru chwilach przed "Wędrowcem" stanęli.


- Miejsca? - znudzony nieco barman obrzucił ich równie znudzonym spojrzeniem. - Nocleg, znaczy się? Dwa pokoje, czy trzy?

- Trzy - powiedziała szybko Liliel. - I miejsce dla koni.

- Wszystko się znajdzie - barman pokiwał głową. - Sezon handlowy jeszcze nie w pełni, to i miejsca są. Inaczej... - uśmiechnął się tylko, pozwalając się domyślać, że w środku sezonu handlowego szpilki by się nie wcisnęło. - Trzy pokoje, dziesięć denarów od pokoju. Bierzecie?

Wzięli. Ceny nie były wygórowane.



Chłopak, co w stajni końmi się zajmował, bystre nad wyraz miał oczka. I od razu Druninowi powiedział, że do "Domu Krasnoludzkiego" nową dostawę piwa przywieziono.

- Wczoraj, panie - mówił - cztery wozy przyjechały.

- A mówiłem, panie Derrick, że tu wszyscy wszystko wiedzą? - Korin się rozpromienił, gdy jego słowa znalazły potwierdzenie. - Pewnie i o wiedźmince naszej wiedzieć coś będą.

Wyraz twarzy chłopaka wskazywał na coś całkiem przeciwnego.

- Bo nie o wiedźmince gadać należy - wtrąciła się Liliel. - O półelfkę nam chodzi - do chłopaka rzekła - co z dwoma mieczami paraduje i na czarno się odziewa.

Chłopaczek głową pokiwał.

- Była taka, a jakże.

- To może i rudowłosa piękność przez Talberg przejeżdżała? - spytał Derrick.

- Oj była, oj była... - Chłopak jeszcze energiczniej głową pokiwał. - Sam widziałem - dodał. - I podobno szlajała się z dwoma elfami, panie.

- A dawno temu to było? - spytała Liliel udając, że niezbyt pochlebnego określenia nie słyszała.

- Będzie ze trzy dni już. Ale wyjechała. Na południe pono.

>>>Trzy dni nas wyprzedza<<< - pomyślał Derrick. W oczach Liliel pojawiła się ta sama myśl.

- Z tymi dwoma elfami pojechała?

- Ano. I z jakimiś innymi nieludźmi, jeno nie wiem, czy to krasnoludy były, czy niziołki.

- To za wieści. - Derrick monetę srebrną chłopakowi rzucił. - A jak się dobrze z końmi spiszesz, to i kolejne się znajdą.




Odświeżywszy się nieco po podróży całą piątką ku "Domowi Krasnoludzkiemu" ruszyli.



Ludzie z pewnością nie byli częstymi gośćmi w tym lokalu, o czym świadczyły pełne niedowierzania spojrzenia, jakie skierowali na Derricka licznie tu goszczący nieludzie. Ale, może ze względu na towarzyszących mu krasnoludów, spojrzeniom nie towarzyszyły żadne niechętne gesty czy słowa.

Smak stojącego przed nim piwa musiał docenić nawet Derrick, któy amatorem tego trunku zdecydowanie nie był.

- Wspaniałe - powiedział, ocierając usta z piany. - Niczym... - przerwał, gdy doszedł do wniosku, że porównanie piwa do wody na pustyni nie przypadnie krasnoludom do gustu. - ...nektar. Aż dziw, że inne trunki pijecie, co do tego nawet się nie umywają.

Twarze krasnoludów wprost zajaśniały.

- Taaa... - powiedział Drunin. - Nie masz to jak piwo prosto z Carbonu.



Z kufli krasnoludów piwo znikało znacznie szybciej, niż z pozostałych dwóch. Nic dziwnego, że po paru chwilach cała trójka wybrała się w stronę oblężonego baru po kolejne kufle.

I ten moment wybrała Liliel, by zadać nader ciekawe pytanie...

- Myślałem, że wiesz... - odpowiedział spokojnie Derrick. - Jest szansa, że Lianora potrafi uzdrowić hrabiankę.

- I to naprawdę twoja jedyna motywacja? Chęć pomocy? To całe złoto i tytuły nie maja nic do rzeczy? - Co dziwne, w tonie głosu dziewczyny nie było kpiny. A przynajmniej nie jak na jej standardy.

- Gdyby zależało mi na złocie, to nie włóczyłbym się po szlaku, tylko siedziałbym teraz w wielkim mieście i zajmowałbym się wyimaginowanymi chorobami bogatych kupców i ich małżonek.
- A Lionory poszukiwałbym sam, a nie w towarzystwie. Mniej do podziału.


- Całe miasto rzuciło się do pomocy skuszone nagrodą. A jeden medyk o dobrym sercu szuka mitycznej kapłanki, idzie tropem wampirzycy, pomaga za darmo potrzebującym z wewnętrznej potrzeby? Musiałeś mieć wspaniałych rodziców.

- Tak... Miałem - odpowiedź Derricka była wyjątkowo zwięzła.

Liliel pokiwała głową, jakby w zrozumieniu.

- Jak myślisz, wyprzedzimy w końcu tą wampirzycę? - półelfka zdecydowała się zmienić nagle temat.

Derrick pokręcił głową.

- Nie sądzę. Dopóki nasze drogi się nie rozejdą, to znaczy - ona nie pójdzie innym tropem, nie mamy wielkich szans, by ją przegonić. Musielibyśmy, niczym nasza wiedźminka, zajeździć konie. A i tak wątpię, czy by to dużo dało. Według mnie ona jest w stanie podróżować szybciej, niż my.

- Wampirze zdolności?

- Coś w tym rodzaju. Być może umie zamienić się w nietoperza. Tak przynajmniej o wampirach powiadają... Jest też dużo szybsza niż zwykły człowiek. I z pewnością nie musi tyle sypiać, co my.

Mina dziewczynie wyraźnie zrzedła na te szczere co prawda, ale dość czarne słowa.

- Ale może ona nie wie, gdzie ma szukać kapłanki? - próbowała znaleźć jakąś jasną stronę.

- Sądzę, że wie mniej więcej tyle, co my. Może mniej. Nie musiała uzyskać informacji o jeziorze. W dodatku jeśli nie jedzie sama, to nie porusza się szybciej, iż my.
- Ale nawet gdyby była pierwsza... Zawsze zostaje nadzieja że kapłanka nie zechce pomóc wampirzycy.


- Nam też może nie zechcieć pomóc - dodał.

- Oby prędzej chciała pomóc nam, niż jej. W końcu - tutaj Liliel się uśmiechnęła - z nami jedzie rycerz na białym koniu.

- Bardzo białym - Derrick również się uśmiechnął. - A ty co zrobisz ze swoją częścią nagrody?

I wesołość dziewczyny szlag trafił. Spochmurniała z miejsca i spojrzała gdzieś w sufit. No proszę, czyżby ruszyła w tą podróż z jakiegoś nieprzyjemnego powodu? Odpowiedzi się jednak medyk nie doczekał bowiem do stołu wróciły krasnoludy z drugą serią piwa.
Chociaż Derrick mógłby przysiąc, że usłyszał jak półelfka cicho mówi:

- Może powiem ci wieczorem.



- A wy co? - spytał Drunin, stawiając na stole kolejne kufle. - Jeszcze nie wypiliście? A my już mamy ciąg dalszy...

Liliel otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale nie zdążyła.
Wrzask, jaki rozległ się w kuchni słychać było chyba na ulicy, a nader barwna wiązanka, przeplatana co chwila pełnymi bólu słowami "Moja noga", sprawiła, że rozmowy ucichły, a oczy wszystkich skierowały się w kierunku źródła wrzasku.

Mała kucharka, blada jak jej fartuch, wyskoczyła z kuchni.

- Risha wylała na siebie garnek wrzątku! - wykrzyknęła.

Dobre rady posypały się natychmiast jak z rogu obfitości.

- Masłem posmarować!

- Lodu jej dajcie!

- Szprytu niech się napije! To ją znieczuli! I ranę polać!

- Solą posypcie... Słyszałem, że pomaga!

- Olej! Koniecznie olejem polać...

- A ja słyszałem, że nasikać...

Ostatni rady udzielający umilkł, gdy ktoś w łeb mu dał, radę przerywając.

- Cisza! - wrzasnął Drunin. - Medyka mamy!




Na szczęście oparzenia nie były takie, jak wyglądało na pierwszy rzut oka.
Woda, nie za zimna, w charakterze pierwszej pomocy wystarczyła. A potem było mozolne rozcinanie i usuwanie kawałków materiału, z których, na szczęście, niewiele się przykleiło do ciała.

Gdy Risha zasnęła, w czym wywar z maku odrobiną opium wzmocniony nieco jej pomógł, Derrick z właścicielem "Domu Krasnoludów" słów parę zamienił.

- Rany nie smarować masłem ani żadnym tłuszczem. Krowie placki też się na nic nie zdadzą. Czerwony olej, znaczy się z dziurawca, dostanie się to w kramie zielarza, do ran zastosować. Potem z aloesu liści papkę zrobić i okładać.

- Ale do chwili, gdy rana się nie zabliźni, niczym nie zawijać. Powietrze dostęp mieć musi, inaczej rana się nie zagoi.

- Potem, gdy już jeno blizna zostanie, wyciąg z cebuli, rumianku, korzenia żywokostu zastosować. Zmniejszy to blizny. Ale jeśli całkiem zniknąć mają, to jeno mag potrzebny. Żadnym cudownym maściom wiary niech nie daje, bo jeno złoto straci.



- No i jak tam, panie Derrick? - spytał Korin, gdy medyk wreszcie do stołu wrócił. - Tu już na kolację czas, a pana nie ma i nie ma.

Dyskusja na tematy okołomedyczne trwała do chwili podania kolacji.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-05-2009, 21:47   #303
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Rennarda de Falco

czerwiec, miasto Vengerberg, stolica Aedirn

-Panienka oczekuje na pana w swoim pokoju- powiedziała służka prowadząc Rennarda przez hall do schodów.-Kazała też panu powiedzieć, że będzie pan mógł porozmawiać o interesach z panem Rubensbroockiem za dwie godziny, wtedy wróci do domu.
Ciekawe czy młoda służąca wiedziała jaki jest cel wizyty szpiega i tylko udawała, czy naprawdę była taka łatwowierna? W sumie, co za różnica? Byle tylko nie przeszkadzała de Falco w zabawie.

Dom Rubensbroocków był całkiem wystawny. W mijanym właśnie hallu znajdowały się liczne płótna wyglądające na fachową robotę, nie jakieś pierwsze lepsze bohomazy. Do tego statuetki na marmurowych podestach i trzy gobeliny, to wszystko robiło całkiem niezłe wrażenie. Ba, nawet same schody prowadzące na piętro sprawiały wrażenie drogich. No, no- z całkiem grubą rybą miał okazję Rennard podróżować.
A szczególnie przyjemną sprawą było to, że gruba ryba miała za córkę bardzo szczupłą i rozpaloną rybkę, która na pewno nie pozwoli się szpiegowi przez te dwie godziny nudzić.

Na piętrze służąca szybko zaprowadziła gościa pod drzwi pokoju swojej pani.
-To tutaj szanowny panie. Ja już wrócę do swoich obowiązków- dziewczyna skłoniła się i szybkim krokiem ruszyła z powrotem do schodów.
De Falco stojąc już zupełnie sam zapukał do Loretty, jak nakazywała kultura. Z miejsca odpowiedziało mu "proszę wejść" wypowiedziane znajomym głosem.
I szpieg wszedł, a jego oczom ukazał się widok nad wyraz podniecający. O ile mógł to stwierdzić Loretta leżała na swym łóżku naga, jedynie w białych pończoszkach które jako żywo przypominały te, w których podziwiał Monikę. Lecz wdzięki dziewczyny nie były wystawione na wolny widok, o nie.


Blondynka kokieteryjnie zasłaniała je różowym wachlarzem.
-Och, jak to dobrze że pan przybył panie medyku. Bardzo mi gorąco.- och, nie tylko Loretcie było w tym pokoju gorąco.

do Derricka Talbitt

czerwiec, miasto Talberg, Aedirn

Kolacja była trochę jakby ciężkostrawna, a przynajmniej przygotowana na krasnoludzkie żołądki. Czerwone mięso prosto z rusztu, dodatkowo hojnie oblane piwem. Jak na kolację na pewno nie było to lekkie, ale Korin, Gurd i Drunin nie narzekali tylko żarli każdy za dwóch, pozostawiając półelfce i medykowi akurat tyle ile ci byli w stanie zjeść.
Nie pozostało nic innego jak wrócić do "Strudzonego Wędrowca" na nocleg. Szczególnie, że Liliel jakoś nie kwapiła się spełnić swojej obietnicy, że powie coś wieczorem.

(...)

W drodze powrotnej także milczała, Talbitt więc po prostu poszedł do swojego pokoju i jak to miał w zwyczaju przed snem zagłębił się w lekturze księgi o tajnikach medycyny. Pamięć ludzka bowiem, choć wspaniała, zwykła czasem zawodzić, tedy im więcej było okazji do jej odświeżenia tym lepiej.
Teraz jednak okazja miała umknąć. Ktoś zapukał do drzwi pokoju i nie czekając na zaproszenie otworzył je powoli. Do wnętrza oświetlonego jedynie wątłym płomieniem kilku świeczek, którymi Derrick przyświecał sobie do czytania weszła Liliel. Nie wyrzekłwszy ani słowa rozwiązała sznurek wiążący jej spódnicę w talii i pozwoliła jej opaść na podłogę. Mężczyzna pierwszy raz miał okazję oglądać jej nagie nogi. Wtedy, gdy kąpała się w jeziorze były one zupełnie niewidoczne. Kiedy kochali się w obozowisku była skryta przez ciemność i przez koc. Teraz jednak w blasku świec jej zgrabne jak u łani łydki prezentowały się znakomicie, a dłonie rozpinające guziki koszuli obiecywały, że nie tylko nogi będzie mógł tej nocy oglądać Talbitt.


Półelfka usiadła na skraju łóżka zrzucając koszulę z ramion i podciągając kolana do brody.


-Dzisiaj już nie ucieknę- powiedziała zapraszającym tonem.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 17-05-2009, 22:04   #304
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Proszę wejść.- słodki głosik Lorrety nie zapowiadał tego co Rennard zobaczył. Naga dziewczyna kokieteryjnie zasłaniała kształty swym wachlarzem.
Było w tym tyle kuszących obietnic...Monika kusiła nieświadomie, natomiast Lorreta kokietowała szpiega swą nagością z wyraźną premedytacją i z wyrafinowanym kunsztem.
-Och, jak to dobrze że pan przybył panie medyku. Bardzo mi gorąco.- Rzekła z nutką lubieżności w tonie głosu. Rennard zamknął drzwi i zdejmując, powoli ubrania szedł do dziewczyny.- W takim razie będę musiał ci pomóc, prawda Lorreto? Wszak to jest obowiązkiem medyka.
Do łóżka podszedł już nagi, dziewczyna obróciła się na brzuch i uniosła głowę tak, że jej usta znalazły się tuż przy wzniesionej męskości szpiega.- Nie podziękowałam jeszcze panu, za uratowanie życia...poza tym jestem taka... spragniona.
Usta mieszczki sięgnęły między uda Rennarda i język Loretty urządzał harce na najczulszym miejscu szpiega. Rennard chwycił się głowy dziewczyny... wigor jej warg nie ustępował sile zgrabnych nóżek mieszczki. Pieszczota jaką mu zapewniała, szybko doprowadziła do spełnienia... także pragnień Lorrety. Zlizała resztki białego płynu ze swych warg, połykając resztę.
Rennard usiadł obok niej i delikatnie masując jej włosy rzekł.- Połóż się grzecznie na plecach, teraz czas bym ja cię przebadał.
Zrobiła to co jej kazał, mówiąc kokieteryjnie.- Dobrze panie doktorze.
Teraz to wargi i dłonie szpiega zaczęły „badać dziewczynę”, od głowy poprzez kształtne piersi, płaski brzuszek, do ud i łona...A gdy usta Rennard znalazły się na kwiecie kobiecości dziewczyny, między jej nogami. Lorreta odruchowo docisnęła go udami niemal wciskając jego głowę w siebie...Przestała się hamować, jej jęki były głośnie...tym głośniejsze im, silniejsze doznania Rennard jej zapewniał. I co najważniejsze, owe jęki jak i zapach dziewczęcego żaru pobudzał Rennarda w najważniejszym miejscu jego ciała.
Połączyli się potem na kilka sposobów: raz dziewczyna wystawiała kształtną pupę kusząc Rennarda, by wziął ją od tyłu, raz ujeżdżała go niczym dzikiego rumaka, a jej piersi podskakiwały w rytm ruchów szpiega. Wszystko to pełne było pocałunków i pieszczot, żarliwych i gorących. Zmieniwszy łoże w pobojowisko, przenieśli się na toaletkę, stolik...ostatecznie znów wylądowali w łóżku. Wtedy jednak, oboje nie mieli już sił na nic więcej. Leżeli wtuleni w siebie...ciesząc się nawzajem ze swej obecności. Wcześniejsze minuty były gorące ...i głośne. Gdyż, korzystając z nieobecności papy ...Lorreta donośnie jęczała, dyszała, prosiła o więcej i więcej...Wykrzykiwała każde swoje spełnienie.
- To była bardzo intensywna kuracja Lorreto.- mruknął Rennard.
- Może zostałbyś medykiem naszej rodziny Rennardzie, papa by się zgodził.- Lorreta mruknęła cicho niczym kotka wtulając się bardziej w ciało szpiega, tak że jej piersi... przyjemnie dociskały się do jego torsu.
Rennard wyrwał się z tego uścisku, i zaczął ubierać. Uśmiechając się rzekł przez ramię do mieszczki.- Pomyślę nad tym Lorreto, jak tylko załatwię interesy w Aldersbergu.
Było to kłamstwo...ale kto wie, czy nie stanie się prawdą? Aniela może zechcieć przedłużyć współpracę, a jeśli wywiad kaedweński był tak hojny jak werbowniczka sugerowała...Rennard zapewne zgodziłby się na to.
Ubrali się, suknia Lorrety była skromna, podobnie jak fryzura...Zupełnie nie pasowała do ukrytej w dziewczęciu, diablicy o nienasyconym temperamencie seksualnym.
Erhard nieco dziwił się widząc Lorretę i Rennarda popijających wino w salonie. Jak stwierdziła dziewczyna, Rennard przybył niedawno z wizytą. Następnie spytała się, czy może zostać na obiedzie. Erhard się zgodził. I Rennard miał posiłek za darmo.
Całkiem wystawny posiłek...Nie tylko dom, miał Erhard bogaty.
Jedząc powoli i z umiarem osiłek obok spoglądał raz na Erharda, raz na Lorretę.
Początkowa rozmowa przy posiłku toczyła na tematy handlowe, na temat nowego cła i spraw wewnątrz kupieckiej gildii. Ale Rennard delikatnie spychał rozmowę w kierunku interesujących go spraw.
- Jaki jest trakt ze stolicy do Aldersbergu? Przyznaję, że już dawno żem rodziny nie odwiedzał. I zapewne wiele się zmieniło.- odparł.
- Niewiele się zmieniła panie de Falco. Nadal prowadzi traktem głównym na południe, przez bród.- odparł Erhard obgryzając udko kurczaka.
- A jaki to teraz trakt?- spytał Rennard.
- Bezpieczny, mimo że to od pięciu do czterech dni drogi. Często patrolowany przez wojsko.- odparł kupiec.- Choć ostatnio... Ponoć są jakieś problemy na brodzie...Ale nic, z czym by sobie wojsko nie poradziło. Tak sądzę.
Napiwszy się wina Erhard kontynuował wykład.- Rzadko bywam w Aldersbergu, bo znam ... znalazłem tańsze źródło sukna. Ale trakt musi być bezpieczny. Łączy wszak dwa największe miasta w królestwie.
- A samo miasto... minęło sporo czasu odkąd je ostatnio odwiedzałem.-
stwierdził Rennard.- Jakie jest obecnie?
- Niezbyt bezpieczne, skoro mieszczanie się zbuntowali, nieprawdaż?- zaśmiał się Erhard, po czym bardziej poważniejszym tonem dodał.- Byłem tam kilka razy. To dość kulturalne miasto. Arystokracja trzyma się z dala od pospólstwa, nieludzie są zagonieni do jednego kąta. A im bliżej siedziby hrabiego tym budynki bogatsze.
- Czyli mniej więcej tak jak zapamiętałem.- odparł Rennard.- Chciałbym już być u rodziny. Ale sprawy...ważne sprawy zatrzymują mnie w tym mieście. Muszę przyznać, że dość urokliwym. Chciałbym je zwiedzić.
-Chwalebna intencja...w końcu to Vengerberg, stolica Aedirn.-
rzekł Erhard.
-Ale potrzebna jest osoba oprowadzająca...Myślałem co by Lorreta uczyniła mi ten zaszczyt.- rzekł Rennard uśmiechając się do dziewczyny. Kupiecka córka wstydliwie spuściła wzrok udając nieśmiałą.
-Ależ to wykluczone.- odparł dość gwałtownie Erhard, choć bez gniewu w glosie.- Moja córeczka wędrująca sama, z mężczyzną? Nie mogę na to pozwolić.
- Ależ papo...pan de Falco uratował mnie od bandytów. Opiekował się podczas drogi. Jak możemy mu odmawiać tak drobnej przysługi.-
dość gwałtowne wystąpienie Lorrety zdziwiło zarówno Erharda, jak i Rennarda.
Niemniej kupiecka córka, szybko wóciła do swej roli grzeczniutkiej panienki. I tylko drobne wypieki na jej twarzy świadczyły o wcześniejszym wybuchu.
-To prawda...wielcem wdzięczny panu de Falco, za pomoc podczas napadu. Niemniej nie mogę narażać twej cnoty skarbeńku. No i są jeszcze złe języki na mieście.- westchnął Erhard.
>> O święta naiwności !<< westchnął w myślach szpieg. Rennardowi brakło już palców u jednej ręki, by policzyć ileż to razy chędożył Erhardową córę. Nie wspominając już o tym, że nie była już dziewicą, gdy ją „badał” w wozie.
-Już udowodniłem, że potrafię obronić twą córkę . Oczywiście weźmiemy służkę jako przyzwoitkę.- wtrącił Rennard niby obojętnym tonem.
-O nie, nie. Nie wiadomo czy te dziwne wymysły pospólstwa się nie rozprzestrzeniają. Najpierw Aldersberg, teraz bród. Nie, nie. Ale mogę w dowód mojej sympatii do pańskiej osoby wysłać z panem kogoś z mojej służby. To wszystko rodowici Vengerbergczycy.- Erhard jednak twardo obstawał przy swoim, a szpieg nie chciał niepotrzebnie wzbudzać podejrzliwości kupca. Posłał więc Lorretcie przepraszające spojrzenie i rzekł.- Dziękuje za dowód twej łaski. Jeśli można, wolałbym osobę młodą, bo nie chcę człapać za staruszkiem. I kobietę...Wiadomo, że mężczyzna wykorzysta okazję, by mnie od baru do baru oprowadzać. A choć piwa macie wyborne, to chciałbym zobaczyć...coś więcej.
-Mądre to słowa i prawdziwe. Pozostaje mi tylko zaproponować Magdę, pokojówkę Loretty. Rezolutne to dziewczę i wygadane, czasem nawet aż za bardzo. Poinformuję ją o pana prośbie i jutro będzie do pańskiej dyspozycji. Tylko proszę ją strzec jak oka w głowie, to dobra służka.-
odparł Erhard wesołym tonem głosu.
-Zaręczam ze nie spuszczę z niej oka. I zaopiekuję się nią...jakby by była pańska córką.- rzekł dwuznacznie Rennard, uśmiechając się lekko. Pod koniec posiłku przekazał Erhardowi, by Magda wypytywała o niego jutro około 9-tej karczmie „Pod Wesołkiem”, gdyż tam się zatrzymał. Podziękował za posiłek, pożegnał grzecznie z Lorretą i wylewnie z Erhardem i opuścił kamienicę

Wracał do karczmy okrężną drogą, powoli i nie spiesząc się nigdzie. Chłonął atmosferę Vengerbergu...Miasta, które miał wkrótce opuścić. I wreszcie dotarł do karczmy.
Już późnym popołudniem Rennard wchodząc do pokoju zastał Monikę w pokoju nad książkami. Odpiął pas, zdjął buty i siadając na krześle spytał.- I jak wypadły przymiarki Moniko?Dziewczyna oderwała się od książki i od razu wstała by powitać Rennarda.- Dobrze, suknie powinny być gotowe jutro po południu.
-Podobają ci się?-
spytał Rennard uśmiechając się do dziewczyny.
-Są inne niż te, w których chodziłam. Będę się musiała przyzwyczaić. –odparła wymijająco dziewczyna.
-Spytałem czy ci się podobają Moniko.- dopytywał się Rennard.
-Chyba tak. –odparła Monika niepewnym tonem głosu.
- A miasto, jak ci się miasto podoba?- spytał Rennard zmieniając temat.- Chciałabyś się w takim mieście osiedlić?
-Jest bardzo gwarne, pełne życia, pełne ludzi. To stolica królestwa, lepiej nie można się chyba osiedlić.-
tu już reakcja dziewczyny była żywsza.
-Mimo to zamierzam stąd wyjechać...a ty pojedziesz ze mną, nieprawdaż.-rzekł Rennard.- Dobrze mieć cię przy sobie Moniko.
-Oczywiście, że pojadę. Przecież obiecałam.-
rzekła dziewczyna po chwili.
- Och...miałem nadzieję że podróżujesz ze mną, nie tylko z powodu umowy. Że sprawia ci przyjemność podróżowanie w mym towarzystwie.- odparł żartobliwym tonem Rennard.
-Przyjemność sprawia mi poznawanie nowych miejsc.- odpowiedziała Monika z uśmieszkiem.
- Czuję się niedoceniany.- zaczął marudzić Rennard, po czym dodał zamykając oczy.- Będziesz pięknie wyglądała w czarnej sukni. I zapewne przyjemnie będzie mi uczyć ciebie tańców.
-Tańców?-
spytała zaintrygowana Monika .
- Dworskich tańców.- odparł Rennard.- Zamierzam cię wiele nauczyć...w tym i sztuki miłosnej.
Po tych słowach spojrzał na dziewczynę.- Ze sztuką miłosną żartowałem, ale... zrobię z ciebie damę , wojowniczkę, uczoną...moją towarzyszkę, uczennicę i służkę zarazem.
-Damę i uczoną, w pełni wystarczy. –odparła chłopka.
-Nie wystarczy Moniko.- odparł Rennard i oparłszy się ramionami na kolanach spojrzał na dziewczynę.- To niebezpieczny świat, a podróż ze mną narazi cię na wiele różnych przygód. I walczyć też musisz umieć. Ćwiczyłaś trochę fechtunek, gdy ja...byłem unieruchomiony na wozie?
-Tak.-
odpowiedziała dziewczyna trochę zrezygnowana.- Ale nie mogę powiedzieć, by dobrze mi to szło.
-Poćwiczymy jeszcze razem, jutro z rana na przykład.- westchnął Rennard, po czym dodał z uśmieszkiem.- A teraz nauczę cię, jak sprawić przyjemność mężczyźnie.
Widząc spłoszony wzrok dziewczyny dodał.- Stań za mną i połóż swe dłonie na mych ramionach.
-Ani mi się śni.-
tym razem Monika postawiła mu się, po raz pierwszy od czasu jak została jego służką. To Rennarda zdziwiło, ale nie zaskoczyło. Kiedyś musiało to się stać. Wolał jednak, jak mu się sprzeciwiała jawnie, niż gdyby miała spiskować za jego plecami.
-Oj przestań, żartuję przecież...-westchnął teatralnie Rennard.- trzeba mi ramiona rozmasować.
-Niech se więc waćpan tak nie żartuje.- odparła Monika wcale, ale to wcale nie rozbawiona. I nie ruszyła się z miejsca o krok.
- Oj, mieszczańskim manier nabierasz... dobrze żeś nie moją żoną, bo pewnie bym wałkiem oberwał.-zaśmiał się szpieg. Po czym spojrzał na Monikę.- Możesz mi wierzyć, dziś ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę, to swawola z kobietą.
Była to prawda, Lorreta wyssała ze szpiega siły...Nawet gdyby tu teraz tabun Monik paradował w bieliźnie, Rennardowi by nie zareagował.
-Jakoś pan nie sprawiasz takiego wrażenia.-Monika jednak nie była do końca przekonana.
-Chciałbym mieć takie możliwości, o jakie mnie posądzasz, Moniko. – odparł z uśmiechem Rennard i potarł dłonią swój bark.- Jutro ...cały ranek i pewnie na całe popołudnie zostawię cię samą. Przyjdzie po mnie rankiem pewna kobieta. A ty, zwiedzaj, oglądaj, jeśli chcesz zostawię ci drobną sumkę na zakupy. Jedynie wybranie sukni jest twym obowiązkiem.
-I pan, oczywiście nie planując żadnych swawoli, pozwoli mi samej chodzić po wielkim mieście? I to jeszcze z pieniędzmi?- w sumie trudno było szpiegowi rozgryźć, czy chłopka była zła, czy się droczyła.
- Jesteś mądrą dziewczyną Moniko, ufam ci i bardzo zależy mi na twym dobrym humorze, zwłaszcza, że kolejne parę dni spędzimy tylko we dwoje.- rzekł Rennard, po czym dodał.- Poza tym, naprawdę chciałabyś mi towarzyszyć podczas przechadzki z Magdą?
Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.- Oczywiście, wszak chcę pozwiedzać miasto. Chyba, że bym w czymś przeszkadzała?
Zdziwiła go ta reakcja, jak i sam uśmieszek Moniki. Co chciała osiągnąć? Rennard sam nie wiedział, co chciał osiągnąć jutro.Służce Lorrety nie miał okazji się dokładnie przyjrzeć, nie wiedział czy jest apetyczna. Nie wiedział też czy jest rozwiązła, czy skromnisia jak Monika. Czy będzie podrywał i czy uda mu się poderwać ją w tak krótkim czasie. I czy będzie chciał podrywać Magdę.
Rennard odważnie spojrzał w oczy dziewczyny.- Oj, nie będziesz przeszkadzać, prawda? W końcu jesteś wierną i posłuszna służką. I moją przyjaciółką.
-Oczywiście, że nie będę. Przecież jak można przeszkadzać w zwykłym spacerze?- odpowiedzieć nadal złośliwa jak uśmieszek i błysk w oku. Niemniej Rennard musiał przed sobą przyznać, iż ta zadziorność Moniki ma swój urok.
-To możesz iść ze mną. Wiem, że zrobisz wszystko o co cię poproszę, prawda?- spytał Rennard i dodał.- A skoro tak ci zależy na mojej obecności przy tobie. Odmówić ci nie mogę.
-Wszystko w rozsądnych granicach.-
jakoś złośliwy uśmieszek nie znikał z dziewczęcej twarzy. A Rennard miał wrażenie, że jest o niego... zazdrosna. Że jest jak mała dziewczynka walcząca o uwagę ojca. Trochę mu to schlebiało.
- To postanowione...Jutro idziemy we trójkę.- odparł Rennard masując sam sobie drugi bark i zastanawiając się co z tego jutro wyniknie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-05-2009 o 10:54.
abishai jest offline  
Stary 20-05-2009, 08:18   #305
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie wyglądało na to, by Liliel przyszła po to, by w zaciszu czterech ścian dyskutować o powodach swego wyruszenia na szlak. A w tym momencie Derrickowi również nie w głowie było wypytywanie o owe przyczyny.

W milczeniu wpatrywał się w półelfkę.
Wzrok potwierdzał to, co po tamtej nocy pamiętały dłonie.
Nogi dziewczyny prezentowały się znakomicie. Podobnie jak cała, znana już Derrickowi z widzenia i dotyku reszta.
Płomienie świec miały nad promieniami księżyca dodatkową przewagę... Nie tylko bardziej rozświetlały wszystko, ale jeszcze cieplejszym blaskiem dodawały uroku wszystkiemu, co znalazło się w zasięgu ich światła.

Czy Liliel dotrzyma obietnicy? Nad tym Derrick się nawet nie zastanawiał.
Ryzyko wpisane było w życie każdego i jeśli chciało się coś osiągnąć, trzeba było niekiedy zawierzyć kapryśnej fortunie.
Poza tym... sam widok, roztaczający się przed Derrickiem wart był każdego ryzyka. Nawet nieprzespanej, samotnej nocy.

Wzrok Liliel przeniósł się na moment z Derricka na płonące świece.

- Zgaś - poprosiła cicho.

Na takie słowa mogła być tylko jedna reakcja.



Przez rozświetloną nikłą poświatą księżyca sypialnię Derrick podszedł do drzwi.
Cicho szczęknął zasuwany skobel.
Nawet jeśli Liliel nie miała w głowie myśli o szybkiej ucieczce (przed czym skobel by jej nie powstrzymał), to lepiej było zabezpieczyć się przed niespodziewanymi wizytami.
A potem mieli już czas dla siebie.



Usta Liliel były równie smaczne, jak poprzednio.
Dłonie Derricka rozpoczęły powolną wędrówkę po ciele półelfki. Z pewną wprawą odszukiwał co wrażliwsze miejsca. O tym, że trafiał, wskazywały chwile, w których dziewczyna wstrzymywała na moment oddech, a potem mocniej odpowiadała na pocałunki Derricka.

Noc była długa, więc nie musiał się spieszyć. W końcu jednak jego palce dotarły do punktu zwanego przez domorosłych bardów pączkiem kobiecości, a lekceważonego przez wszystkich, którzy podczas chwil spędzonych z kobietą myśleli tylko o sobie.
Liliel jęknęła cichutko, równocześnie otwierając się na delikatne pieszczoty Derricka.



Zajęci sobą nie zwrócili uwagi na kroki na korytarzu.
Dopiero szarpnięcie za klamkę oderwało ich od siebie.

- Cholerne drzwi... - wybełkotał jakiś zachrypnięty głos. - Znowu się zacięły... Ja je...

- Zostaw te drzwi, głuptasku - kobiecy głos był czystszy, ale w nim również słychać było skutki nadużycia alkoholu. - Nasz pokój jest dalej...

- Ale... - protest mężczyzny został stłumiony pocałunkiem, który był słyszalny nawet przez drzwi.

- Mam rację, prawda?

- Zawsze, kwiatuszku...

Kolejny głośny pocałunek przypieczętował dokonane za drzwiami porozumienie. Kroki zaczęły się oddalać.




Ciało Liliel zadrżało z niepohamowanego śmiechu. Dziewczyna wtuliła się w Derricka usiłując się opanować. Dopiero po chwili uspokoiła się i wyszeptała:

- W życiu się tak nie uśmiałam. Aż się popłakałam...

Derrick był nieco mniej rozbawiony, chociaż i on zdołał dostrzec w całej sytuacji zabawne elementy. Nie podjął tematu.
Pochylił lekko głowę i wargami chwycił płatek ucha dziewczyny.

- Świetnie smakujesz...
 
Kerm jest offline  
Stary 20-05-2009, 15:44   #306
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Derricka Talbitt

czerwiec, miasto Talberg, Aedirn

-Oczywiście, że tak- mruknęła dziewczyna wtulając policzek w twarz Derricka.-To ten elfi posmak. Jest cudowny, jeśli tylko ktoś nie brzydzi się spróbować- rozbawienie półelfki znowu ustępowało miejsca podnieceniu i żądzy. Zarzuciła mężczyźnie ręce na szyję, a jej smukłe nogi oplotły go w pasie. Uniosła się w górę zatapiając twarz Derricka w swych piersiach: pozwalając mu się nimi delektować.
-A ty się nie brzydzisz - słowa Liliel były co chwila przerywane westchnieniami, które wydobywały z niej pieszczoty mężczyzny.-Akceptujesz innych takimi, jakimi są. Oceniasz za to co robią, nie za to jak wyglądają- smukłe palce półelfki wpijały się w kark i barki Talbitta, poddając je zmysłowemu masażowi.
-Jesteś tak inny od reszty ludzi. Dlatego mi się podobasz.- Dziewczyna opadła zrównując swą twarz z twarzą kochanka. Pocałowała go głęboko, namiętnie. Jakby chciała go zapewnić, że sobie nie żartuje. I naprawdę smakowała fantastycznie.

-En'ca minne- szepnęła odrywając usta od jego ust i dobierając się do guzików jego koszuli. Była trochę niezgrabna, podniecenie sprawiało, że jej ruchy były nie do końca skoordynowane. Z pewnością będzie potrafiła sprawić przyjemność Derrickowi, ale w sprawie tej przeklętej koszuli przydałaby się jej pomoc.
Medyk był na szczęście gentlemanem i pomocy tej udzielił. Po chwili mógł cieszyć się bliskością półelfki w pełni- kształtem i miękkością jej biustu na swoim torsie, aksamitną skórą jej rąk na swych plecach. Żarem jej ciała.


-Pokaż mi czego się nauczyłeś studiując anatomię- wychrypiała Liliel, z trudem artykułując słowa. Raz oziębła, raz rozpalona. Uśmiechnięta, to znowu nabzdyczona. Nie wiadomo kiedy znów nabierze takiego miłosnego nastroju. Zresztą nawet gdyby to miał być jedyny raz, Talbitt i tak by się nie zawahał.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 22-05-2009, 10:21   #307
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przydatne w tym momencie umiejętności nie miały swego źródła we wspomnianych przez Liliel lekcjach anatomii. Prawdę mówiąc były wynikiem prywatnych studiów i doświadczeń Derricka i przydawały się w sytuacjach z medycyną niezbyt związanych.
Ale nie miał zamiaru wdawać się w jakiekolwiek wyjaśnienia.
Jak mawiali mądrzy ludzie - tu kończyły się słowa, a zaczynały czyny.

Usta Derricka przeniosły się na szyję i zatrzymały się tuż obok uszu. Delikatna skóra idealnie nadawała do delikatnych pieszczot...


Mądre księgi, bo i takich parę zdarzyło się wśród tych, co o sprawach damsko-męskich traktowały, wspominały niekiedy, żeby nie popełnić błędu, skupiając sie nadmiernie na jednym fragmencie ciała partnerki.
A z mądrych ksiąg należało czerpać wiedzę całymi garściami...


Dłoń Derricka przesunęła się z biodra Liliel na pięknie ukształtowaną pierś dziewczyny.
I ominęły naprężoną brodawkę.
Nie tylko z ksiąg Derrick wiedział, że cała pierś jest wrażliwa na dotyk, Spodnia część piersi, przez wielu pomijana, okazała się równie wdzięcznym obiektem pieszczot, jak cała reszta kształtnej półkuli.
Delikatne, koliste, niespieszne ruchy...
Żadne z nich nigdzie się nie spieszyło. Przed nimi była cała noc.

Derrick zmienił nagle rejon działania.
Liliel westchnęła nieco zawiedziona, gdy skończyły się pieszczoty piersi, lecz westchnienie to zamarło w połowie, gdy Derrick delikatnym dotykiem, muśnięciem niemal pobudził nerwy rozmieszczone wzdłuż kręgosłupa.
Dziewczyna zadrżała i przytuliła się do Derricka, a dotyk jej piersi sprawił medykowi niekłamaną przyjemność.

Druga dłoń Derricka powędrowała w ślad za pierwszą, by ruszyć dalej, zatrzymać się na pośladkach Liliel i rozpocząć powolny masaż.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-05-2009, 16:43   #308
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Obserwując męczarnie Liska podczas przygotowywania posiłku Sentis czuł coraz większe rozbawienie. Parę razy dyskretnie parsknął też śmiechem. Jednak starał się ukrywać swoją wesołość przed krasnoludami. Z doświadczenia wiedział, że to co śmieszy elfa bardzo rzadko śmieszy też krasnoluda. Jego wesołość osiągnęła szczyt kiedy Francesca po raz kolejny chcąc zyskać na czasie poprosiła brodaczy o jakieś zioła, które najwyraźniej miały dodać jakiegoś smaku przygotowywanym przez kobietę potrawą. Nie przewidziała jednak tego, że krasnoludy faktycznie mogą dysponować jakimiś przyprawami. Kiedy tak de Riue stała z owymi ziołami i wyraźnie nie wiedziała co z nimi począć elf usłyszał za plecami jakiś szelest i odwrócił się chcąc umiejscowić jego źródło. Cała dotychczasowa wesołość natychmiast wyparowała z Sentisa, kiedy tylko zobaczył owo coś co postanowiło odwiedzić ich obozowisko. Stworzenie z grubsza przypominało człowieka, jednak miało czarną skórę, bardzo paskudne szpony i jeszcze paskudniejszymi zębami wyszczerzonymi w groteskowym uśmiechu.

Elf domyślał się co to za stworzenie, a jego obawy potwierdziły się, kiedy gnom co sił w płucach wrzasnął:
- Ghul! – zrywając się jednocześnie do ucieczki chroniąc za wozem.

Potwór, którego krzyk gnoma najwyraźniej zirytował i popchnął do działania ruszył w kierunku elfa. Sentis poczuł gwałtowny przypływ paniki. Zdecydowanie nie miał ochoty bliżej zaznajamiać się ze stworzeniem. Wyszarpnął, więc nóż, który do tej pory miał ukryty w przytwierdzonej do przedramienia pochwie i niewiele myśląc z całej siły rzucił nim w potwora. Jednak znajdując się pod presją zbliżającego się zagrożenia elf nie trafił jak zamierzał w głowę, ale w bark istoty. Mimo to ghul wydał nieprzyjemny wrzask. Sentisowi niejasno zaświtała w głowie myśl, że ghule są bardzo wrażliwe na srebro, a jego sztylet wykonany na zamówienie był częściowo wykonany właśnie z tego materiału. Ta myśl natchnęła go pewną otuchą, która momentalnie uleciała, kiedy potwór ignorując ból znowu ruszył do ataku. Elf nie wątpił, że w starciu bezpośrednim jego szanse na ujście z życiem są bardzo nikłe. Dlatego już miał zamiar odwrócić się i pójść w ślady gnoma, kiedy w polu widzenia pojawił się jeden z krasnoludów szarżujący na szkaradę ze wzniesionym toporem. Elf zawahał się na ułamek sekundy, a w tym czasie ghul wyczuwając zagrożenie odwrócił się w stronę brodacza, którego broń zafurkotała w powietrzu i wgryzła się w zranione już ramię bestii. Sentis zmienił swoje zamiary i chcąc pomóc brodaczowi wyszarpnął zza pasa swój bojowy sztylet i ruszył w kierunku potwora. Krasnolud tym czasem korzystając z chwili zamroczenia ghula wyszarpnął swój topór z rany i szykował się do kolejnego ciosu. Kiedy elf był już o krok od bestii i szykował się do szybkiego cięcia sztyletem ta odwróciła się w jego stronę i wściekle machnęła zdrową i uzbrojoną w pazury ręką. Elf rozpaczliwie rzucił się w bok pragnąc uniknąć ciosu, ale pech chciał, że wpadł przy tym na krasnoluda i boleśnie zahaczył o ostrze jego broni. Krasnolud zachwiał się i nie dokończył ciosu, a pod wpływem zderzenia z Sentisem zatoczył się w kierunku potwora. Elf nie wiele myśląc pomógł zerwał się na równe nogi i dyskretnie pomógł brodaczowi spotkać się z bestią. Sam korzystając przy tym z powstałego zamieszania ciął na odlew sztyletem i tym razem udało mu się wyryć głęboką ranę biegnącą przez całą twarz poczwary. Modlił się tylko o to, by udało mu się wyjść cało z walki z ghulem i by pozostałe krasnoludy w zamieszaniu nie zauważyły jego niezbyt szlachetnego zachowania.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 23-05-2009, 19:12   #309
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Derricka Talbitt

czerwiec, miasto Talberg, Aedirn

Cichutkie westchnienia półelfki i przygryziona górna warga świadczyły o tym, że podobał jej się erotyczny masaż któremu była poddawana. Mięśnie pod jej skórą to naprężały się od nagłej rozkoszy, to relaksowały od spokojnych ruchów dłoni Derricka. Miała naprawdę wspaniałe ciało i nie było to tylko darem natury. Mężczyzna wyraźnie czuł siłę mięśni swej kochanki. Nie była to dla niego żadna nowość, gdyż sprawność i grację Liliel mógł podziwiać już od dłuższego czasu.
Ale w łóżku obiecywała ona długą i wyczerpującą zabawę. Poza tym, niektóre księgi twierdziły, że wysoka fizyczna sprawność zwiększa miłosne doznania. Ciekawe tedy, czy to li tylko talent medyka był powodem koncertu westchnień dziewczyny, czy to też jej ciało tak skwapliwie odbierało dawane mu bodźce?

-Nie wiedziałam...mmmm... że zwykły dotyk może być taki...ach... przyjemny- lecz słowa uwięzły szybko w gardle Liliel gdy dłoń Talbitta przesunęła się najpierw na jej brzuch, a potem powoli i spokojnie niżej, aż nie zatrzymała się pomiędzy wnętrzem jej ud. A że tak zupełnie statyczna to ta dłoń nie była, to wkrótce półelfka zaczęła jęczeć bardzo regularnie, a jej dłonie chwyciły mocno pościel.
-Chodź do mnie- wyszeptała łapiąc oddech.-Chcę ci się odwdzięczyć.

do Rennarda de Falco

czerwiec, miasto Vengerberg, stolica Aedirn

Nadejście poranka niezawodnie podkreślił zapach jajecznicy i świeżego chleba. Monika po prostu rozpieszczała Rennarda tymi śniadaniami do łóżka i lepiej, żeby jej ta usłużność nie przeszła jakimś przypadkiem.
-Do dziewiątej została jeszcze niecała godzina. Może pan spokojnie zjeść i przygotować się do wyjścia. Miska z wodą i brzytwa czekają już na stole- cholera, pewnie bez trudu zdobyłaby pracę u kupca takiego jak Erhard i dostawała za to sowitą zapłatę. Trzeba będzie ją jakoś przy sobie utrzymać.

Umówiona godzina szybko się zbliżała, a de Falco bez trudu wyrobił się z goleniem, śniadaniem i ubieraniem. Chłopka korzystała z wolnej chwili by szlifować swoje nowozdobyte umiejętności czytania. Co prawda talent ten powinno się rozwijać bardzo szybko, gdyż z wiekiem przychodził coraz trudniej, ale Monika w końcu wciąż była bardzo młoda. I nie ukrywajmy, że czytała już wystarczająco dobrze, a to wróżyło przyszłe prośby o nowe lektury. A książki kosztowały.
W końcu poranny rytuał przerwało pukanie do drzwi. Gdy szpieg je otworzył zobaczył właściciela przybytku w którym się zatrzymał.
-Przepraszam, że z rana przeszkadzam, ale pyta o pana jakaś młódka. Mam ją odgonić, czy spodziewał się pan kogoś?

Opis, choć daleki od dokładności, pewnie dotyczył Magdy. Tym samym nadszedł czas by zejść na dół.
Służąca Rubensbroocków okazała się być młodą, szczuplutką brunetką. Ubrana była w typowy, choć stosunkowo odważny ubiór, odsłaniający jej jasne ramiona, chociaż absolutnie nic więcej. No, ale w czerwcowych temperaturach pewnie to uchodziło.


I nagle szpiega olśniło, że była to ta sama dziewczyna, która wpuściła go do Lorrety. Ona poznała Rennarda najwidoczniej trochę szybciej, gdyż dygnęła i skłoniła głowę.
-Dzień dobry panu. Pan Rubensbroock przysłał mnie bym oprowadziła pana po mieście. Nazywam się Magda.

-A ja Monika, jestem służącą pana de Falco- chłopka niezbyt kulturalnie uprzedziła szpiega w przedstawianiu się. I na pewno nie wyglądało to na zachowanie dobrej służącej. Magda jednak uśmiechnęła się tylko na przywitanie, nie wygłaszając żadnych uwag.

Magda wypytała grzecznie jakie miejsca już zdążyli Rennard wraz z Moniką obejrzeć. Służąca zaproponowała więc pokazanie miejskiego ratusza i pręgierza, gmachu teatru i jednej tawerny słynącej z odbywających się tam tańców. Tyle powinno na dobry początek wystarczyć.

(...)

Idąc przez miasto Magda zachowywała się abrdzo cicho. Szła po lewej stronie Rennarda, Monika z kolei po prawej. Chyba nie trzeba dodawać, że szpieg wyłapywał zazdrosne spojrzenia mijanych mężcyzn? Trudno im się dziwić, takie dwie urocze młódki na jednego faceta.
Służąca Lorrety odzywałą się sporadycznie, przytaczając jakąś anegdotę na temat mijanej karczmy, albo tłumacząc skąd się wzięła nazwa jakiejś ulicy. Bardzo poważnie wzięła sobie do serca rolę przewodniczki jaką złożono na jej, warte podkreślenia że urocze, barki. Znacznie bardziej rozgadana była chłopka, która ilekroć usłyszała nową ciekawostkę ciągnęła Magdę za język, by ta jeszcze coś dodała. Całkiem możliwe, że po prostu łaknęła kontaktu z jakąś swoją rówieśniczką. W końcu to nie dziwne w jej wieku.

Służąca ożywiła się dopiero gdy dotarli przed budynek ratusza. Nie był on przesadnie duży, ani nawet nadzwyczaj wystawny. Wyglądał, jakby miał swoje lepsze lata już za sobą. Farba którą było pociągnięte drewno się łuszczyła, niektóre dachówki były poluzowane i chyba szykowały się upadku na ziemię.


Ale ogólnie niczego nie można było budowli zarzucić. Była podzielona na dwie części, jedna wyższa, z dzwonnicą i druga niższa z wejściami dla petentów.

-Wielu ludziom wydaje się, że w królewskim mieście taka instytucja jest zbędna. Że to niby król powinien o wszystkim decydować i przyjmować lud, ale to oczywiście bajdurzenie. W ratuszu pracują urzędnicy zajmujący się dobrobytem miasta i mają takie same obowiązki, jak w każdym ratuszu w królestwie.
W większym skrzydle pracują ci wszyscy ludzie, którzy nie mają kontaktu z petentami. Księgowi, kronikarze i tacy tam. A w tym niższym przez sześć godzin dziennie urzędują ci, którzy muszą wysłuchiwać ludzkich narzekań, donosów i utyskiwań na wysokość podatków.
Kiedyś podobno ratusz był wystawniejszy, ale ja od zawsze pamiętam go w takim stanie. Podobno dotknęły go "cięcia budżetowe"
- ostatnie dwa słowa dziewczyna wyrecytowała z pamięci, najwyraźniej nie majac pojęcia co one oznaczają.
Nie przejmowała się tym jednak zupełnie, szczególnie że jej uwagę przykuwał zbierający się w pobliżu tłum. De Falco i jego prywatna służącą też zresztą zastanawiali się z jakiej to okazji to zbiegowisko.

-Chyba się państwu poszczęściło- powiedziała Magda.-Tam jest pręgierz i ani chybił właśnie ktoś sobie zasłużył na karę i pośmiewisko.
Służąca wyraźnie podekscytowana ruszyła w kierunku zbiorowiska. No bo i czemu miałaby przegapić takowe przedstawienie? Powszechnie wszak wiadomo, że to świetna rozrywka a i można czasem porzucać zgniłymi pomidorami. A skoro już o nich mowa

-Pomidory, pomidory! Czerwone, zielone, a wszystkie już pognite. Pomidory, pomidory!- zawsze znajdzie się ktoś, kto wykorzysta okazję. Często tym kimś był jakiś niziołek i teraz nie było inaczej. Mały człowieczek siedział na koźle wozu wypełnionym czymś, co gdyby jeszcze z dwie godziny postało na słońcu zamieniłoby się w kompost. I oczywiście ludzie to kupowali.


A to dlatego, że do kamiennego pręgierza był przykuty łańcuchem mężczyzna w łachmanach, o gębie tchnącej bardziej alkohol niźli intelektem, a miejscowy urzędnik odczytywał już wyrok.
-Tomasz Scherg, za uciążliwe nieregulowanie długów- szybkie spojrzenie na tłuszczę - znaczy za niepłacenie za alkohole, zostaje niniejszym skazany na osiem godzin pod pręgierzem, bez możliwości prośby o ułaskawienie.
A gdy tylko papier z wyrokiem został zwinięty, zaczęła się zabawa. Warzywa poleciały jak na zawołanie, jedne trafiały Tomasza w tors, inne chybiały i z plaskiem rozbijały się o ziemię, a część (i ta została nagrodzona gromkim śmiechem) trafiła prosto w twarz. Scena była zabawna jedynie w najbardziej prostackim stylu, ale Magdę śmieszyła. Nie tylko ją zresztą, bowiem Monika wtórowała jej w chichocie i ta prosta rozrywka przemówiła do jej chłopskiej duszy.

(...)

Kiedy już prosta potrzeba pośmiania się z cudzego nieszczęścia została zaspokojona, przyszła kolej na rozrywkę wyższej klasy. To znaczy na spektakl żaden trójka się zapewne nie wybierze, ale obejrzeć sam budynek można.
Szczególnie, że w przeciwieństwie do ratusza wyglądał, jakby właśnie nastał jego czas. Gmach był murowany, a jego front przynajmniej, pociągnięty białym wapnem dzięki czemu sprawiał wrażenie nadzwyczaj szykownego i eleganckiego.


A do tego jeszcze te wszystkie szklane okna...

-Teatr jest prawdziwą dumą miłościwie nam panującego króla. Dwór robi wszystko co w jego mocy, by nakłonić do zagrania w nim najlepsze trupy w całych Królestwach Północy, a zdarza się że i z Toussaint. Do końca tego tygodnia odbywają się przedstawienia "Snu nocy letniej" samego Waltera Shakejavelina. Ach, jakże chciałabym obejrzeć tą sztukę- rozmarzyło się dziewczę.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 26-05-2009 o 12:44.
Zapatashura jest offline  
Stary 28-05-2009, 12:48   #310
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wdzięczność można było okazywać na wiele sposobów. Nawet w takiej sytuacji Derrick zdołałby parę wymyślić... Ale jeden z nich zdał mu się w tym momencie lepszy od innych.

Opadł na Liliel, czując, jak nogi dziewczyny rozsuwają się zachęcająco.
Jeśli półelfka miała negatywny stosunek do mężczyzn jako takich, to w tej chwili nie okazywała tego w najmniejszym stopniu.
Wsunął pod nią ręce, uniósł krągłe biodra i wszedł w nią, czując jaka jest wąska. I gorąca.
Liliel drgnęła lekko. Derrick cofnął się odrobinę.

- Nie przerywaj. Ani mi się waż przerwać! - wydyszała, opierając stopy o materac i jeszcze wyżej uniosła biodra, chcąc być jak najbliżej mężczyzny

Nie miał zamiaru przerywać.
Co prawda chciał się z nią kochać powoli i delikatnie, ale nie pozwoliła na to. Była rozpalona i pełna pożądania.
A Derrick czuł narastające w nim pragnienie jak najszybszego całkowitego zespolenia się z Liliel.
Zdecydowanie wsunął się w nią.
Krzyknęła mimowolnie i jakby usiłowała się cofnąć, lecz zaraz ponownie naparła na Derricka.


Raczej mniejsza w tym była zasługa Derricka, a większa namiętności Liliel, że do spełnienia dotarli niemal równocześnie.


Derrick opadł na skotłowaną pościel. Tuż przy sobie czuł gorące ciało dziewczyny.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-05-2009 o 11:14.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172