Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-05-2009, 23:14   #141
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dotyk dłoni Averre, usiłującej powstrzymać go przed zrobieniem jakiegoś głupstwa, był zgoła niepotrzebny. Gdyby chciał zabić Dantlana zrobiłby to bez zbędnego gadania.
Uśmiechnął się uspokajająco do kapłanki.

- Nie zabiję go, wszak nawet Śmierć go oszczędziła, to czemu ja miałbym być gorszy.

Potem zwrócił się do Valroda.

- Dlaczego uważasz, że Dantlan ocalił nam życie?

- Dlaczego? Wyobraź sobie, proszę, boga. I to takiego, którego trzeba zmusić wbrew jego woli do zmiany dotychczasowej czynności. Brzmi niewykonalnie, nie sądzisz? Nie wiem co Dantlan dokładnie tam zrobił, jednak gdyby faktycznie zrobił coś głupiego to byście nie żyli. Natomiast wyglądacie zdrowo. Nawet bardzo.

Równie głupiej odpowiedzi Keih dawno już nie słyszał. Zupełnie jakby Valrod za wszelką cenę usiłował ratować Dantlana.
Jeśli był kimś więcej, niż zwykłym elfem, to mógłby się zdobyć na lepsze tłumaczenie.
Dla Keitha to, co mówił Valrod było zgoła nielogiczne. Śmierć też mówiła, że Dantlan popełnił błąd. I był zachłannym egoistą.

- Ponieśliście jakąkolwiek konsekwencję? - mówił dalej Valrod. - Nie. Nawet nie jesteście połamani.

- Tyle tylko - Keith spojrzał w stronę wyjścia, za którą kłębiła się fioletowa mgła - że nic się w mieście nie zmieniło. A zatem jaki tu zysk?

- Wejście się zamknęło. - Valrod wskazał na miejsce, gdzie poprzednio znajdował się glif. - I wyszliście z dołu, zamiast tam umrzeć z głodu.

*Albo pozjadać się wzajemnie* - ironiczna myśl przemknęła przez głowę Keitha.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-05-2009 o 23:19.
Kerm jest offline  
Stary 17-05-2009, 00:51   #142
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Oczywiście nie wszystko poszło jak należało. Już na początku czuć było, iż robiło się coraz bardziej duszno.

Dantlanowi, któremu i tak ciężko było oddychać, czynność ta przychodziła z ogromnym trudem, natomiast sił z jego ciała ubywało w bardzo szybkim tempie.

-To szaleństwo! To… ta rzecz przecież nie może być… wyłączona… czy coś.

A jednak było. Wszechrzecz przestała działać, co równało się zaprzestaniu emitowania magii.

Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedział czemu, ponieważ żadne jego zaklęcie nie bazowało na niczym podobnym ani nie wymagało podtrzymywania, co nawet wykluczał fakt, że inni również ulegali zmęczeniu, mdlejąc jeden po drugim.

Nie mniej jednak on trzymał się na nogach, choć w głowie zaczęło mu wirować. Początkowo płaszczyzna obrotu była jedna, ale to również zmieniło się tak, jak prędkość obrotu.

On jednak wcale nie miał zamiaru ustępować, pomimo utraty przytomności nawet Krasnoludów i faktycznie, kiedy pozostali leżeli nieprzytomni, on dalej utrzymywał aktywny stan świadomości, choć przychodziło mu to z trudem.

Walczył o każdą sekundę, obserwując jak metal powoli, niespiesznie spływa w dół, wypełniając formę.

Czas ciągnął się niemiłosiernie, natomiast Lis coraz mniej pewnie stał, opierając się na kosturze. Teoretycznie mógł opaść i w parterze oczekiwać na zakończenie, jednakże jego trwanie na własnych nogach było swego rodzaju symbolem tego, iż nie da się tak łatwo powalić.

Całe swoje ciało i umysł ściskał w okowach swojej siły woli, która nadawała siły wątłemu ciału, umożliwiając pozostanie w stanie świadomości nieco dłużej niż pozostali.

Jeszcze tylko chwila i kula będzie gotowa. Jeszcze tylko chwila.Jeszcze tylko wykończenie... Już nie długo...

Nagle zdekoncentrował się, zaś stalowe obręcze woli, którymi ścisnął się, nie poddające się do tej pory, rozsypały się jak garść pustynnego piasku, rzuconego na wiatr.

Nogi ugięły się, zaś ręce odmówiły mu posłuszeństwa. W jego władzy był jeszcze tylko umysł, bez woli, podatny na ataki zmęczenia.

Jeszcze tylko chwila... Jeszcze tylko chwila...

Metal niemiłosiernie wolno zalewał formę, podczas gdy Dantlan próbował z całej swej siły przywrócić sobie kontrolę nad ciałem, by zdołać dotrwać do końca, a nawet stanąć na nogi.

W oczach powoli zapadała ciemność, pogrążając świat w mroku, lecz Lis dalej, z determinacją, walczył o zachowanie świadomości.

Czuł nawet, jak jego palce zaczynały się poruszać.

Palce były podstawą dla Maga. Były ważniejsze niż całe ręce i gdyby tylko mogły funkcjonować bez asysty rąk, Mag bez owych części ciała znaczyłby mniej niż towarzysz po fachu bez rąk.

Stopniowo odzyskiwał władzę w dłoniach i stopach, jednocześnie czując jak siły dalej są wysysane z jego ciała. Czuł jak jego umysł odpływa, a w oczach gęstnieje mrok, przez który ledwo widział.

Jeszcze tylko chwilę... Jeszcze tylko chwilę...

Ostatnim, co zdołał zauważyć, był roztopiony metal, dalej spływający w dół, natomiast w jego umyśle płonęła myśl, że wytrzymał dłużej niż inni. O jedną, może dwie sekundy, lecz nawet to było dla niego ogromną pociechą, ponieważ oni byli silniejsi fizycznie.

***

Nagle w oczach mu pojaśniało i stwierdził, że stoi, wspierając się na kosturze. Ponadto pokój zniknął, a na jego miejsce wstąpił plac w Sarrin, na którego środku stał.

Jego oczy zwęziły się w paskudnym grymasie, gdy rozglądał się po mieście bez śladów mgły. Był to Sarrin sprzed katastrofy.

Mógłby uznać, że to jego zaklęcia, zamykające Wszechrzecz, cofnęły mgłę, gdyby nie fakt, iż był sam, nic mu nie było. Ponadto powinien znajdować się w pokoju pod ziemią, pod ratuszem.

To jednak nie rozsądzało kwestii tego czy było to miasto uwolnione spod uroku, natomiast był inny. Niepodważalny.

Budynki nie były zniszczone.

Przed nim stał nieżyjący już Mag, którego sam zabił, więc na ten widok jedynie uśmiechnął się drwiąco, a gdy chciał zapytać czy pięść nie była zbyt zimna, stwierdził, iż nie może się ruszać!

Na to odkrycie uśmiechnął się paskudnie. Jego przeciwnik nawet nie zdawał sobie sprawy, że nie jest bezbronny nawet wtedy, kiedy jest nieruchomy.

Jednakże dalej trzymał w dłoni kostur, który odebrał właśnie człowiekowi, stojącemu przed nim, a on nawet się tym nie zainteresował.

-Cóż to, niedoszły magiku, odjęło ci mowę?-na to stwierdzenie posłał, człowiekowi stojącemu przed nim, spojrzenie pełne pogardy oraz drwiny, gdy nagle zobaczył sztylet w jego ręku. Gdyby mógł, wybuchnąłby śmiechem.

Zdawał sobie sprawę z tego, iż nie dzieje się to naprawdę.

Kiedy Mag odwrócił się, Lis spostrzegł swój dom, na którego widok uśmiechnął się z litością w oczach, ponieważ miejsce, w którym spędził ładnych kilka lat, nie znajdował się w Sarrin, a tym bardziej domostwo nie było usadowione na placu.

Kiedy Mag wyciągnął jego rodziców z domu, w jego wnętrzu aż kipiało. Kipiało bynajmniej nie furią, lecz przepełniał go śmiech. Gdyby mógł, roześmiałby się i rzucił cięte, sarkastyczne stwierdzenie.

Poderżnięcie gardeł rodzicom wzbudziło u niego jedynie politowanie miast grozy, przerażenia i wściekłości. Cała sytuacja niezmiernie go bawiła.

Nagle wszystko zwolniło tak, że jego rodzice nie zdążyli nawet upaść na ziemię, czym przejmował się mniej niż porą dnia i pogodą idealnie taką samą jak podczas jego Próby oraz brakiem słońca na niebie, pomimo braku chmur i jasności dnia.

***

Stwierdził, że ponownie znajduje się w pomieszczeniu ze Śmiercią, która ponownie ożyła, a na jej widok Dantlan skrzywił się z niesmakiem. Podobne spotkania wchodziły w porządek dzienny, więc i to spowszedniało, nie wzbudzając już żadnych emocji.

-Znowu wy. Same problemy z wami. Już drugi raz jestem zmuszony do upomnienia was nie mogąc nikogo ze sobą zabrać. A szkoda, szkoda…-stwierdziła Kostucha, natomiast Lis musiał się z nią zgodzić.

Miał już nawet na myśli personę, która mogłaby towarzyszyć Śmierci.

-Wszechrzeczą nie wolno się bawić. A już na pewno nie ją zatrzymywać. Tak, tak… do ciebie mówię, Dantlanie Stavinie. Coś ty sobie myślał zamykając ją w tej metalowej kuli? Że bez jej energii ta cząstka świata „jakoś sobie poradzi”? Czysty idiotyzm, mój drogi-powiedziała Kostucha, natomiast Lis roześmiał się, co zdecydowanie nie było przyjemnym śmiechem.

Jego nie obchodziła część świata. Jego ambicje wykraczały daleko dalej niż ambicie wszystkich członków drużyny i samej Kostuchy, razem wziętych.

-No dobrze, nie przedłużając… mam wam coś pokazać-powiedziała Śmierć, wbijając kosę w dywan, a po pstryknięciu palcami pojawiła się ciemna energia, którą zaczął rzucać we wszystkich po kolei.

Mag nie obawiał się tego, ponieważ tym razem istota mówiła prawdę. Nie mogła zabrać nikogo z nich...

***

Znowu był sam, lecz tym razem stał na murach zamkowych, patrząc na poranne niebo z pojedynczymi chmurkami, lekko przemykającymi nad nim.

Od czasu do czasu jakiś obłoczek przeszedł na tle tarczy słońca, ale nie zmąciło to jasności dnia, który miał niedługo rozgościć się na dobre w swojej części doby.

Powietrze było rześkie i lekko się nim oddychało, co tworzyło wyraźny kontrast z dusznym wnętrzem pokoju z Wszechrzeczą.

Nie mniej jednak jest tu z jakiegoś powodu, więc musiał się rozejrzeć, wynosząc z wizji pełne garście.

Stwierdził, że byli tutaj zarówno Elfowie Słoneczni jak i Ludzie, co ostatnimi czasy było, delikatnie mówiąc, niespotykane.

-Co to za miejsce?-zapytał na próbę, ale efekt był taki, jak się tego spodziewał. Jego cichy głos idealnie przedzierał się przez zgiełk, lecz mimo wszystko nikt nie zwracał na niego uwagi.

Pierwszy test był za nim. Pora na ciąg dalszy.

Przejechał dłonią przed oczami jakiegoś żołnierza, ale ten nie zareagował, czego również się spodziewał, gdyż podejrzewał, iż jest tu jedynie jego świadomość.

Pora na ostatni sprawdzian oraz ostatni bodziec. Dotyk.

Delikatnie dotknął ramienia przechodzącego Elfa, a jego ręka przeszła przez niego, co ostatecznie pokazywało, że nie jest tu ciałem, zaś jedynie świadomością lub duchem. Potwierdzenie znajdował również w tym, że czuł się dobrze. On czuł się dobrze!

Nie czuł się słaby, węch nie był nadnaturalnie wzmocniony... Był sobą sprzed Próby, zachowując jednocześnie aktualny wygląd oraz przeklęty wzrok, funkcjonujący nawet w obecnej formie.

-No dobrze. Trzeba się rozejrzeć-powiedział do siebie, rozglądając się. Stwierdził, że wszystkich jest około połowy tysiąca, a wszyscy mięli herb płonącej korony na niebieskim tle.

Wewnątrz zamku znajdowały się surowe baraki wyglądające tak, jakby były budowane w pośpiechu, plac ćwiczebny z katapultami i balistami oraz pusta przestrzeń.

Ponadto dostrzegł regułę w budowlach, co nie było wielkim osiągnięciem, gdyż rozmieszczenie było proste jak konstrukcja cepa. Jeden kwadrant zawierał w sobie baraki, kolejny poświęcony był placowi, a pozostałe dwa były niezagospodarowane.

Niestety zamek nie posiadał elementów charakterystycznych, więc ciężko było go rozpoznać. Wiedział jednak, że jest to jeden z mniejszych zamków, zbudowany z kamienia.

Jego dziesięciometrowe mury były nastawione pod kątem prostym do podłoża, co w obliczu broni palnej było wyjątkowo marnym pomysłem. Nie mniej jednak, dopóki pistolety są w fazie eksperymentów i nie zawsze wypalają, co już zdarzyło mu się widzieć, patrząc na Feliksa, te mury są bezpieczne i póki co były najlepszym pomysłem na obecną chwilę.

Nie mniej jednak one również wyglądały tak, jakby były wznoszone w pośpiechu. Nie miały baszt, choć miały blanki, natomiast cały zamek pozbawiony był stołpu.

Ponadto mury nie miały miejsca na katapultę ani balistę, zaś magazynu również nie widział, choć podejrzewał, iż jest usytuowany w jednym z baraków.

Drewniana, wzmacniana żelazem brama, wysoka na około dwa i pół metra oraz około pięciu metrów szerokości, ulokowana była pomiędzy kwadrantami, będącymi pustym polem.

Następnie jego wzrok przeniósł się na żołnierzy. Ponad połowa to była piechota zaopatrzona w miecze i tarcze, mniej setka halabardników oraz mniej więcej tyle samo kuszników.

Stwierdził ponadto brak konnicy, zaś uzbrojenie mięli całkiem porządne. Wszyscy posiadali stalowe napierśniki z owym nieznanym mu herbem.

Wszyscy zaczęli zajmować swoje pozycje na murach, patrząc w stronę linii horyzontu, więc i on spojrzał w tamtą stronę.

Zobaczył jezioro przy jednej części murów leżące na równinach o wysokiej trawie, sięgającej do kolan. Była ona tym suchsza, im większa była odległość od jeziorka.

Po owych równinach przemieszczała się dwudziestotysięczna armia, podchodząc bardzo wolno.

Po kilku godzinach stwierdził, iż są to Demony zawierające samą piechotę, zawierającą miecze, topory i buzdygany, a każda broń, jak okiem sięgnąć, była zardzewiała i wyszczerbiona. Podobnie sprawa miała się ze zbrojami, które były metalowe oraz wyszczerbione.

Armia miała również dowódców, którzy odznaczali się wielkością, natomiast wszyscy byli Demonami, które przeszły przemianę z ludzi bądź innych ras, za pomocą magii. Nie mógł jednak stwierdzić kim byli oprócz tego, że są to jedynie pomioty, na które inne Demony brzydziły się splunąć.

Nie zmieniało to jednak faktu, iż mięli podobną siłę do tego, jaką rasą byli wcześniej. Podobnie tyczy się szybkości i wytrzymałości. Ponadto wszystkie były pomarańczowe i stały na ugiętych nogach. Były brutalne, agresywne tudzież bezmyślne.

I tu właśnie tkwił ich słaby punkt. Były głupie, więc umiejętnie wykorzystany czuły punkt może przerodzić się w zwycięstwo dla półtysięcznej armii. Trzeba było jedynie dobrego, błyskotliwego, a także skutecznego planu.

Nagle wszystko przyspieszyło. Napastnicy ruszyli do boju, zaś obrońcy strzelali, kiedy Demony niszczyły bramę. Armia ludzi i Elfów zajęła pozycję przy bramie, dopadając do niej. Tam zatrzymywali najście, ale... w opuścili pozycje pod wpływem nacisków. Formacja pękła, co umożliwiło Demonom wdarcie się do zamku.

Dalej była już tylko rzeź dokonywana na ludziach i Elfach, krzyki, strzały, latające topory, a jeden z nich w stronę głowy Dantlana, który najzwyczajniej w świecie zignorował go, obserwując to, co działo się na dole.

***

Nagle otworzył oczy, podnosząc się na dłoniach i już w pierwszych chwilach wiedział co się dzieje.

Absurdalne wrażenie lecącego topora zostało zatarte przez fundamentalny rozsądek oraz poczucie, iż jest we własnym ciele, a nie wizji. Tu nie mogło być tego topora.

Nagle opadł, targany nagłymi spazmami, trwającymi około dziesięciu sekund, po czym podniósł się powoli, a kiedy stanął na nogach, wsparł się ciężko na kosturze, rozglądając się, po czym skrzywił się z niesmakiem, gdyż wejście do podziemi zniknęło, za to mgła pozostała.

Chwilę później zbadał stan drużyny i stwierdził, że są wszyscy, którzy być muszą, czyli ci, którzy przeżyli w podziemiach.

-Cholera jasna! Coście tam robili?! Czułem jakby cały świat się rozpadał. Jakby… Dantlanie, wszystko w porządku? Masz. Przyłóż to do nosa-powiedział Valrod, podając mu kawałek białego płótna, zaś Mag przyjął go ze skinięciem głowy, a następnie usiadł, przytykając materiał do nosa i umieszczając pochyloną głowę między kolanami.

-Wygląda na to, że ta podróż w głąb ratusza nie była zbyt fortunna ani udana. Podczas naszej „drzemki” mogliśmy zostać rozszarpani przez bestie tego miasta. Jednak nie wolno mi było tam zejść, wybaczcie że was zostawiłem. Nie zrozumiecie tego. Hmm… co to jest?-nagle podniósł sztylet, który wystąpił w jego wizji, a także kulę, którą uformował.

-Czy ktoś mi wreszcie powie co się tam na dole stało? I czemu ten sztylet tak was… przeraża?

-Daj mi chwilę-powiedział cichym głosem, gdy nagle odezwał się Keith.

Przemowa tego imbecyla nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia, przeciwnie, zaczął chichotać, choć był to bardzo mało przyjemny śmiech. Szyderczy, pogardliwy, prześmiewczy.

Do chóru dołączyła Vanya, równie ciemna jak Keith. Niczego nawet nie przemyślała, a jedynie ślepo podążała za idiotycznym przekonaniem Wilka.

Nagle ujął się za nim Valrod, który twierdził, że Mag uratował wszystkich, ale nikt tego nie zrozumiał.

Po tym wtrąciła się Averre, stając po jego stronie, choć również tego nie zrozumiała.

Za nią poszedł Lenard, czego Dantlan się nie spodziewał, ale mile się zaskoczył.

Do grona Keitha dołączył Feliks i Vaelen, co wywołało irytację na twarzy Lisa, który właśnie wstał.

-Zabijanie nic tutaj nie da. Już zostaliśmy ukarani. I wierzcie mi, Śmierć będzie o nas pamiętać, kiedy nadejdzie czas. A że nie nadszedł… nikt z nas nie zginie. Nie teraz. Dantlanie ciesz się. Potraktuj to… jakbyś dostał szansę-odezwał się Elf Wodno-Słoneczny, a Dantlan nagle parsknął śmiechem.

W tej chwili Lis najzwyczajniej w świecie wyśmiał Maga-Kapłana.

-Szansę... Ty mówisz o szansie... Jesteś żałośnie śmieszny, Elfie, choć nie bardziej od całej tej spółki-wskazał na tych, którzy uważali, że źle zrobił.

-I jakbyś nie zauważył, nasz Valrod jest Elfem Słonecznym-warknął Lis, po czym zwrócił się ku Keithowi.

-Jesteś gorszy niż uliczny kuglarz. Nic nie wiesz o Magii, a wypowiadasz się tak, jakbyś wiedział wszystko. Jednakże twoje słowa przeczą temu. Nie wiesz nic o niej. Nie potrafisz nawet odróżnić Nieumarłych od Demonów. Nie potrafisz zrozumieć, że topór nie zraniłby cię, ponieważ nie byłeś tam fizycznie, a duchowo lub mentalnie. Czy zwykły topór jest w stanie uśmiercić coś, co teoretycznie jest nieśmiertelne?
Tłumaczenia Valroda, drugiego Maga, który mówi to samo, również nie chcesz przyjąć do wiadomości.
Jesteś głupi. Ponadto jesteś nie tylko gorszy od kuglarza, ale również, skoro wierzysz w każde słowo Śmierci, nie jesteś wojownikiem tylko rozgotowanym ziemniakiem roztartym na ubraniu i tak należy cię traktować. Czy czując na tętnic szyjnej ostrze nieprzyjaciela i słyszysz w głowie głos śmierci: "Zginiesz!", wierzysz w to bez chwili namysłu? Z twojej wypowiedzi wynika, że tak. W takim razie módl się, by taka sytuacja się nie zdarzyła, bo naprawdę zginiesz.
Żaden porządny wojownik nie wierzy śmierci na słowo
-wysyczał jadowicie, po czym zastanowił się i dodał do wszystkich, którzy uważali, że źle zrobił.

-Nasze drogi są zbieżne i do tej pory, do której takie będą, będziemy razem, a później...-wzruszył ramionami.

-Nie tyczy się to Krasnoludów i Valroda, bo z nimi trwa inny sojusz. Może więcej-zamyślił się, a za chwilę na twarz wystąpił mu paskudny uśmiech.

-Vanyo, jesteś równie głupia jak Keith. Nie znasz się na magii, a chcesz szpikować stalą innych. Nie jesteś lepsza od potworów, którym umknęłaś. Przynajmniej równie bezmyślna. Nie rozumiesz nawet tego, co mówi do ciebie Elf Słoneczny, czyli przedstawiciel twojej rasy.
Poza tym nie masz prawa niczego ode mnie żądać i niczego nie dostaniesz. Nie dostaniesz żadnych wyjaśnień, bo się tego domagasz pomimo tego, iż nie masz prawa
-po tych słowach spojrzał na Maga Umysłu.

-O ile domaganie się odpowiedzi ode mnie jest dosyć zrozumiałe, o tyle domaganie się czegokolwiek od Valroda jest czystym kretynizmem. On może odejść od nas w każdej chwili-strzykał jadem dalej, opluwając nim każdego po kolei.

Mógł się tego spodziewać również Feliks. Mimo wszystko miał dla niego tylko suchą informację.

-Nie stoicie mi da drodze do moich planów. Resztę dopowiedz sam...-rzucił drwiący uśmiech i skierował wzrok na Vaelena.

-Sądzisz, że nie ma nic potężniejszego od Bogów i śmierci? Jakie to typowe dla Kapłana, ale nietypowe dla Maga. Jest coś potężniejszego od wszystkich razem wziętych. Jak już trafnie zauważył nasz przyjaciel, Feliks, niezwykłą potęgą jest sam Czas oraz Magia. One nie pokłonią się ani śmierci, ani Bogom. Czas jest potężniejszy od śmierci i to na rozkazy Czasu ona działa-westchnął, odchylając rąbka tajemnicy.

Potem wzrok spoczął na Averre.

-Moja droga, nie dostałem żadnej kary, ponieważ nie dostaje się kar za dobre uczynki-uśmiechnął się pobłażliwie.

Po tym zwrócił się do Krasnoludów.

-A wy co na to powiecie? Przyłączycie się do tego przygłupa, który ma pojęcie o magii mniejsze niż uliczny kuglarz oraz Elfki ślepo idącej za idiotą, czy może do Maga, który z reguły zna się na swoim fachu, do kapłanki, rozsądnego człowieka oraz Elfa, który również jest Magiem?

-Panie Magik... ja nie wiem co o tym myśleć. Te mają rację i te mają rację... eech kurwa. Ale jedno panu powiem, panie Magik - jeszcze jeden taki numer i przestaniemy się lubić.

-Wybacz, Krasnoludzie, ale wiesz tyle co oni. Zacznijmy od tego, że nie mięli racji. Wypowiadają się w sprawach, o których nie mają zielonego pojęcia.
Komu zaufacie w kwestiach magii? Magowi czy kuglarzowi amatorowi?


-Ech, jak zwykle ma pan rację, panie Magik. Ale nie róbcie takich sztuczek jak tam na dole. Nigdy więcej. A przynajmniej nie w mojej obecności.

-Tego nie mogę obiecać, bo jeżeli będę musiał zaryzykować, żeby wyciągnąć kogoś z gówna, przykładowo ciebie, Kotrafie lub któregoś z twych pobratymców, to zrobię to, a wtedy będę wyczyniał nawet gorsze rzeczy-zakończył, po czym zwrócił się do Valroda.

-Teraz obiecane wyjaśnienie-wyszeptał, przejmując kulę od Elfa, po czym popatrzył na nią, obejrzał dokładnie i zamyślił się. Nagle podjął wyjaśnienia.

-To, co powiedzieli ci oni, jest jedynie ułamkiem tego, co się stało, więc słuchaj mnie uważnie-zamilkł, a następnie podjął ponownie.

-Zacznę od początku. Kiedy zjechaliśmy na dół, spotkaliśmy kotka, który nie umrze nigdy śmiercią naturalną oraz posąg Śmierci, który zaczął do nas przemawiać-tu zrobił pauzę, patrząc czy Elf nie chce niczego skomentować.

-Hmm... mów dalej.

-W pokoju były książki przedstawiające to, co aktualnie myślimy. Na końcu były drzwi prowadzące do pokoju z drzema kolejnymi skrzydłami. Te prowadziły do nikąd, jeżeli nie wchodziło się w nie we właściwej kolejności, którą przedstawiała mapa Giheda. Nikt z drogich towarzyszy na to nie wpadł.
Dalej był taki sam pokój, ale miał owoce i warzywa. Trzeba było rzucić marchewką w ścianę, która zmieniła kolor, a następnie przybył kotek, który potrafił drapnąć tak szybko, że oko nie było w stanie wychwycić jakiegokolwiek ruchu-tu zrobił kolejną przerwę.


-Dantlan... jesteś pewien że nie przesadziłeś z ziołami... czy może pożyczyłeś trochę specjału od Feliksa?-zapytał Elf, a do dyskusji włączył się Kotraf.

-Pan Magik mówi samą najprawdziwszą prawdę!

-Hmm... w takim razie kontynuuj.

-Wtedy ten milusi kotek-spojrzał z irytacją w oczach na Honoguraia.

-Wtedy ten milusi kotek znieruchomiał i wylazł z niego potężny Wilkołak, którego zabiliśmy raz, ale to bydle wstało i walczyło dalej. Jednym, niedbałym ruchem zabił Krasnoluda-tu skinął Kotrafowi głową.

-Tatro zasłonił mnie, przyjmując na siebie uderzenie Wilkołaka. Potem unieruchomiłem go, trzymałem go jak psa na smyczy, rzucając owocami i warzywami w meble, które zaczynały świecić, aż w końcu wystrzeliły promieniami w Wilkołaka, zmieniając owego z powrotem w kotka, który uciekł-kolejna przerwa, ale Valrod nie miał niczego do dodania.

-Pomarańczowa ściana zniknęła, a my zobaczyliśmy fioletową Wszechrzecz, która emitowała magię, przez dziurę w suficie, do Sarrin. To było powodem powstania mgły. Wokół obracała się metalowa klatka, przypominająca piramidę o podstawie w kształcie okręgu. Była niezwykła, bo wytrzymywała sąsiedztwo Wszechrzeczy.
Podczas, gdy inni gapili się na kulę z rozdziawionymi gębami lub też podejmowali nieudolne próby takie, jak wkładanie tam miecza, ja myślałem jak ją zatrzymać i zdobyć. Wymyśliłem zaklęcie, które zamknęło Wszechrzecz, po czym przetopiłem metal i uformowałem z niego tą oto kulę, w której według praw logiki, powinna dalej spoczywać, choć sam osobiście nie jestem o tym przekonany. Wtedy właśnie wszyscy zemdleli. Wszyscy włącznie ze mną, a jednak ja, stojąc najbliżej Wszechrzeczy, zemdlałem ostatni. Co prawda nie długo po pozostałych, ale ja jestem dużo słabszy fizycznie od każdego z drużyny.
Wtedy właśnie nastąpiło uczucie zapadania się, wtedy nastąpiła pierwsza wizja. Potem było kolejne spotkanie z rzeźbą Kostuchy i jeszcze jedna wizja. Wizja rzezi na zamku, gdzie pół tysiąca Ludzi i Elfów Słonecznych miało przeciwstawić się dwudziestotysięcznej armii Demonów. Potem przenieśliśmy się tu.


-Hmm... Widzę dwie opcje. Pierwsza: Jednak przesadziłeś z ziołami czarodzieju. Druga: To miasto jest bardzo, bardzo dziwne. W żadnym jednak przypadku nie wiem co o tym myśleć-po słowach Valroda, Dantlan spojrzał wymownie na Krasnoludów, natomiast Kotraf przez chwilę nic nie mówił, lecz w końcu się odezwał.

-Coś ci powiem, elfie. Czarodziej mówi samą kurewską prawdę. Ze śmiercią jednego z naszych na czele. JEDEN Z NAS TAM ZGINĄŁ KURWA. TERAZ GRZECZNIE ODSZCZEKAJ TO CO POWIEDZIAŁEŚ-kiedy Kotraf skończył, Elf spojrzał na niego zaszokowany.

-[i]Jeśli... jeśli tam faktycznie było wszystko to o czym mówiłeś... ja pierdolę, co to za miasto?![/I-odparł, zaś Lis uśmiechnął się paskudnie.

-Valrodzie, powiedz im jasno, co sądzisz o tym, co zrobiłem, bo oni nie zrozumieją.

-Myślę że zaigrałeś na poważnie z żywym ogniem narażając na jego żar wszystkich wokół. I że miałeś sporo szczęścia, lub umiejętności, że się nie oparzyłeś-po tych słowach Lis uśmiechnął się jeszcze paskudniej.

-Dla tych, którzy nie zrozumieli, on twierdzi, na podstawie relacji jaką zdałem, prawdziwej z resztą, że zaryzykowałem wiele, ale w gruncie rzeczy uratowałem was. Co za to otrzymuję? Groźby i to na dodatek bez pokrycia. Żałosne-wysyczał, po czym schował kulę do jednej z kieszeni szaty.

-Proponuję iść do Wieży lub znaleźć stąd wyjście. Skoro jesteście tacy genialni, a ja zawsze się mylę, wybierajcie-warknął, siadając z powrotem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 17-05-2009, 02:45   #143
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kiedy każdy wypowiedział już swoje zdanie, wszyscy spojrzeli na Valroda, bo to wydawało się że o zaistniałej sytuacji wiedział najwięcej – przynajmniej o Wszechrzeczy twierdząc że Dantlan wszystkich uratował.

W pierwszej chwili elf po kolei patrzył na każdego szukając jakiegoś wsparcia. Niestety nic takiego nie znalazł – wszyscy się chcieli dowiedzieć o czym on mówił.

W końcu westchnął ze zrezygnowaniem i zaczął:
- No dobrze, najwyraźniej nie ucieknę od tego. – po tych słowach Valrod rozejrzał się dookoła i przeszedł na środek ratusza, gdzie było najwięcej miejsca.

Ci, którzy z magią mieli coś wspólnego, nagle ją poczuli – bijącą od elfa, który jakby się schylił i schował twarz w dłoniach. Jednak po chwili… ta magia zaczęła po prostu wariować.
- Coś… nie! – krzyknął elf padając na ziemię.

Wylądował na kolanach wrzeszcząc w niebogłosy z bólu i agonii. Jego ciało przeszywały spazmy różnokolorowych wstrząsów magicznych, które najwyraźniej były źródłem cierpienia Valroda.
Elf uderzał pięścią w podłogę i krzyczał przez cały czas bezradnie wijąc się z bólu. Jednak już wiedzieliście co to było.

Dzika magia.

Różnokolorowe wstrząsy nasycały wszystko co Valrod miał na sobie, niejako farbując mu ubranie i skórę co chwila na inny kolor tak że ciężko było nadążyć wzrokiem za zmianami.
- Ja… Argh… nie… - próbował mówić elf bezskutecznie.

Jednak życie byłoby zbyt piękne gdyby to był koniec niespodzianek, bowiem w następnej chwili ziemia zaczęła się trząść!
Zachwialiście się z trudem utrzymując równowagę, kiedy grunt nagle zaczął silnie wibrować wam pod nogami.

Do tego dochodził hałas przewracanych, metalowych stojaków, odpadających ścian ratusza i innych rzeczy, które reagowały na te wstrząsy.

Trzęsienie było całkiem silne, nic więc dziwnego że wasze próby utrzymania się na nogach spełzły na niczym – kiedy kilka chwil później wstrząsy ustały, znów leżeliście na ziemi. Jednak nikomu nic się nie stało.

W międzyczasie Keith upuścił sztylet leżący teraz niedaleko najemnika. Na szczęście metalowa kula nigdzie nie uciekła, bowiem Dantlan schował ją do kieszeni.

Dodatkowo, Valrod przestał wrzeszczeć z bólu, a wstrząsy magiczne go opuściły. Elf jakby dymił i leżał spokojnie… nieprzytomny i przygnieciony sporym kawałem ściany wielkości dwóch sporych szaf.

- Jasne, kurwa! - krzyknął Kotraf wyraźnie poirytowany. - Kostucha, jakiś pierdolony kot-transmuta, nieskończona kula to i jeszcze trzęsienie ziemi, a czemu nie?! Czego nam tu brakuje, jak myślicie chłopcy?!
- Piwo by się przydało... - stwierdził nieśmiało Patro.
- Ach, zamknij się! Nie ruszymy tego wielkiego bloku pod którym leży ten... to niewiadomo co... I co on w ogóle próbował zrobić, ktoś wie?
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 17-05-2009 o 12:34.
Gettor jest offline  
Stary 17-05-2009, 20:32   #144
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jadowita ironia tryskająca obficie z Dantlana nie zrobiła na Keithu większego wrażenia. Kolejne źródełko zarozumialstwa i samouwielbienia. Normalne. I typowe.
Ciekawe tylko, do czego Dantlanowi było potrzebne towarzystwo innych osób. Wszak dawał sobie wspaniale radę sam.
Może potrzebował tak zwanego tła. A może pleców, za którymi mógłby się chować.
Cóż.
On sam nigdy nie gustował w towarzystwie osób, które uważały innych za idiotów. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Nawet jeśli Sarin było więzieniem, to nie musieli siedzieć w jednej celi.

Nim cokolwiek powiedział znowu coś zaczęło się dziać.
Widowisko, jakie mieli przed sobą przypominało odrobinę scenę z wilkołakiem. Feeria barw... Valrod mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. Tyle tylko, że jakoś zamieniał się w nic innego...

*Niezły sposób zamknięcia komuś ust* - przemknęło Keithowi przez głowę.

Ziemia zatrzęsła się, ściany zaczęły się walić, metalowe stojaki, niedawno ustawiane na podwyższeniu, ponownie zaczęły się przewracać.

*Znowu...* - pomyślał Keith, siadając twardo na posadzce ratusza. Wypuszczony z ręki sztylet z brzękiem uderzył o kamienie.

Drżenie po chwili ustało.
Keith przyklęknął. Otrzepał się, podniósł sztylet i, niemal automatycznym ruchem, wsunął go za cholewę.
Rozejrzał się.
Nikomu nic się nie stało. Z jednym wyjątkiem...

*Jakie tajemnice chciał zdradzić Valrod, że spotkało go coś takiego.*

Keith błyskawicznie znalazł się koło przygniecionego kawałem ściany elfa.
Valrod żył... Przynajmniej na razie.
I w tym momencie Patro wyskoczył z tekstem o piwie...

- Averre... Pomóż mu... - powiedział Keith. Był pewien, że magia kapłanki skuteczniej doda sił elfowi. Za to do podniesienia kawału muru starczyłaby siła... Ale nie języków.

- Nie gadaj głupot - powiedział do Kotrafa. - Pomóżcie mi, to go podniesiemy. Stojaki w dłoń i podważyć ten kawałek muru...

Nie trzeba było być magiem, żeby znać ten sposób. Aż dziw, że krasnoludy o tym nie pomyślały. W każdym razie nie protestowały, biorąc się do roboty.

- Jak go nie wyciągniemy, to nie dowiemy się, co chciał powiedzieć - oznajmił, całkowicie niezgodnie z prawdą, Keith.

- Hej ho, hej ho! Do pracy by się szło! - zaintonował, nieco fałszywie, Petro.

- Zamknij się - zgromił go Kotraf. - I przyciągnij tamte cegły. Użyjemy tego jako podpórki...

Kawał muru przygniatający Valroda drgnął, uniósł się trochę.
A potem wystarczyło szybko wyciągnąć elfa z pułapki.
Sekundę później jeden ze stojaków wygiął się, a podniesiony kawał muru runął, rozbijając się na kawałki.
Kłąb kurzu i pyłu uniósł się w powietrze.

- Zdążyliśmy... - pełen niedowierzania głos Petra rozległ się w powietrzu, gdy krasnolud przestał kaszleć. - Teraz faktycznie by się zdało to piwo...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-05-2009 o 22:20.
Kerm jest offline  
Stary 18-05-2009, 08:13   #145
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Rozlam w druzynie nie wrozyl niczego dobrego. Averre przez chwile zastanawiala sie czy przypadkiem nie byloby lepiej gdyby w ogole nie zabierala glosu i nie bronila Duntlana. Wygladalo bowiem na to, ze mag calkiem dobrze radzil sobie sam... Przynajmniej jezeli chodzilo o podjudzanie innych przeciwko sobie. Najgorsze jednak, ze czynil tak nie tylko z wrogami ale i z tymi, ktorzy stawali po jego stronie. Poziom przekonania o slusznosci wlasnego postepowania wystarczylby mu zupelnie do obrony przed kazdym kto chcialby okazac mu chociaz odrobine przyjazni. Dlaczego tak uporczywie bronil sie przed przyjeciem pomocy? Czyzby sadzil, ze sam da sobie ze wszystkim i wszystkimi rade? Czlowiek, elf, czy tez przedstawiciel kazdej innej rasy, od czasu do czasu potrzebuje przeciez odrobiny ... ciepla, zaufania, zrozumienia. Duntlan zas odrzucal wszystko co sie mu dawalo i zgrabnie przemienial w ironie, drwine, chlodna pogarde. Ciekawe co takiego spotkalo tego mezczyzne, ze tak uparcie wlaczy. Komu udalo sie go zranic do tego stopnia, ze zamknal sie w sobie niczym ostryga. Moze tu faktycznie potrzeba ostrego sztyletu, ktory podwazy skorupe i wpusci odrobine swiatla w zagubiona i samotna dusze maga.
Gdy tak przygladala sie im wszystkim, sluchajac jednoczesnie slow jakie wypowiadali, doszla do wniosku ze znalazla przyczyne dla ktorej wszyscy wciaz tu tkwili. Dwie glowy. Kazda z nich przekonana o tym, ze wie lepiej. Mag i wojownik. Keith i Duntlan. Jeden nigdy nie zrozumie drugiego. Drugi nawet nie sprobuje zrozumiec pierwszego. Zadna druzyna nie moze skutecznie dzialac majac dwoch tak roznych od siebie wodzow. Jezeli tak dalej pojdzie to oszczedza potworom fatygi i wyzabijaja sie nawzajem.
Pytanie tylko gdzie w tym wszystkim znajdzie sie miejsce dla niej? Czy stanie za Duntlanem, jak to mialo miejsce chwile temu? Czy za Keithem? Czy tez uda sie jej zachowac wzgledna neutralnosc w tym sporze. To ostatnie bylo jednak raczej watpliwe biorac pod uwage jej wczesniejsze wystapienie. Najgorsze w tym wszystkim bylo to, ze chciala dobrze i jak zwykle jej nie wyszlo.

-Moja droga, nie dostałem żadnej kary, ponieważ nie dostaje się kar za dobre uczynki.

Nagrod tez nie. Przynajmniej nie w tym swiecie i zdecydowanie nie tutaj. Nie zgadzala sie z jego stwierdzeniem jednak nie chciala sie z nim sprzeczac. W koncu i tak nie udaloby sie przekonac go, ze jest w bledzie.

Na szczescie, czy tez nieszczescie, wszelkie ewentualne zbrojne wystapienia przeciwko stronom w dyskusji zniwelowaly wydazenia zwiazane z Valrodem. Przynajmniej na chwile obecna mysli reszty skierowane byly w inna strone.

- Averre... Pomóż mu...

Podnoszac sie z kurzu i gruzu zniszczonej posadzki ratusza miala ochote warknac na Keitha z zapytaniem o to, kto jej pomoze. Powstrzymala sie jednak w ostatniej chwili. To nie byla dobra chwila na takie wybuchy. Rozcierajac stluczony lokiec i starajac sie nie rozcierac posladkow, ruszyla w strone mezczyzn pracujacych nad oswobodzeniem elfa. Nie wiedziec czemu miala wrazenie, ze odkad znalazla sie w tym miescie nie robi niczego innego poza uzdrawianiem kolejnych poszkodowanych.
Przyklekajac obok nieprzytomnego Valroda zastanawiala sie nad slowami modlitwy, ktore skierowac miala do swej bogini. Unoszac delikatnie glowe elfa, oparla ja o swoje kolana i przylozywszy dlonie do jego skroni, wyszeptala.

- Nie znam go bogini. Nie zarecze, ze jest dobry i szlachetny. Nie powiem, ze mezny z niego wojownik, dobry przyjaciel, oddany maz czy kochanek. Karta jego histori lsni dla mnie biela, gdyz dopiero zaczynam ja zapisywac. Wiem jednak, ze nikt nie zasluzyl na cierpienia jakie jemu zgotowano, gdy chcial nam wyjawic wiedze, ktora posiada, a ktora moze nas zaprowadzic do zrodla zla w tym miescie. Dzieki jego informacja bedziemy miec szanse pomoc nieszczesnym, zagubionym we mgle istota. Zeslij na niego ozdrowienie nie tyle dla niego samego i jego czynow, lecz dla tych ktorym dzieki temu bedziemy mogli pomoc.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 21-05-2009, 17:34   #146
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Słowa Vaelena sprawiły, że uspokoiła się nieco i opuściła rękę ze sztyletem. Czuła się zmęczona tym wszystkim, ciągłym uważaniem na słowa i czyny. Deprymowało ją zachowanie Valroda i obojętność reszty towarzyszy. Wolała teraz zamknąć oczy i pozwolić swoim myślom odpłynąć. Wolałaby zregenerować siły i wrócić do domu. Chciałaby obudzić się na pachnącym sosnowymi igłami posłaniu, wśród elfów takich jak ona – silnych, zaprawionych w boju, zgodnych i, co najważniejsze, szczerych.
To były jednak mrzonki. Zamiast tego musiała wysłuchiwać jak znieważa ją ludzki czarodziej i tylko zaciskać z wściekłości pięści by powstrzymać się od wymierzenia mu solidnego ciosu. Nie obchodziło jej co myśli sobie ten żałosny człowieczek. Do wściekłości doprowadzał ją brak konsekwencji i zakłamanie tego gówniarza. W odpowiedzi na jego oskarżenia schowała sztylet za pas i spojrzała na niego zimno, zaciskając zęby by nie powiedzieć czegoś o jego głupocie. Postanowiła go po prostu zignorować. Skoro nie chciał towarzystwa to nie. Nikt nie musi się z nim użerać.
Duchem uciekła do swojego wnętrza, oddychając głęboko by się uspokoić. Wspomnienie walki przy brodzie bladło powoli, ale zostawiło w jej sercu jątrzącą się ranę. I złość, że coś zajrzało do najgłębiej skrywanych wspomnień, do których nie miała siły jeszcze wracać. Żałowała, że Iverin nie może być przy niej. On wiedziałby co robić, jak postępować z dziecinnym czarodziejem.
Ale jej myśli nawiedziła inna wizja. Bardziej zadowalająca jej elfią naturę.

Vanya zadrżała w przypływie nagłej furii i zrobiła krok do przodu, a jej pięść nagle zderzyła się z nosem Dantlana. Człowiek zatoczył się, po czym padł na podłogę.
- Taki gówniarz jak ty nie będzie mną pomiatał – syknęła wściekła, podchodząc do leżącego człowieka. – Jesteś zerem. Nędznym człowiekiem, którego życie skończy się nim cokolwiek osiągnie. Słyszysz, dziecko? Jesteś NICZYM.


Elfka potrząsnęła głową, starając się odgonić natarczywą wizję krwawiącego człowieka, choć całe jej jestestwo aż krzyczało: Zrób to! Spraw by go bolało! Jednak rozsądek, którego głos do złudzenia przypominał jej głos przyjaciela ostrzegał przed takimi manewrami. Musiała panować nad sobą i swoimi słowami.
Do rzeczywistości przywróciło ją drżenie podłogi. Coś dziwnego działo się z Valrodem, przypominało to trochę to, co stało się z wilkołakiem w lochach ratusza… Trzęsienie ziemi było silne. Na tyle by jedna ze ścian przygniatając Valroda. Jednak szybko Keith, Averre i krasnoludowie pomogli nieprzytomnemu elfowi wydostać się spod gruzu. Vanya uznała, że nie ma tutaj nic do roboty i podeszła do drzwi ratusza wyglądając na zewnątrz. Niemal nic się nie zmieniło, wszystko było osnute fioletową mgłą, ale podniósł się pył, który wirował w powietrzu i kilka ruin zapadło się. Zdawało się, że byli w pułapce bez wyjścia. Bramy miasta zawalone, a innych dróg nie było… Chyba, że pod ziemią. Nie, to zakichane miasto nie miało nawet kanału ściekowego. Elfka pokręciła się trochę przed wejściem, po czym usiadła na rumowisku, pociągając kolana do piersi i obejmując je ramionami. Podbródek złożyła na kolanach po czym zapatrzyła się w fioletową mgłę. Wydawało jej się, że nie mieli już czego szukać w ratuszu.
Prawdopodobnie musieli tu umrzeć… jak długo mogą przeżyć tu bez wody i jedzenia? Dzień? Tydzień? I jeszcze krążące gdzieś tutaj potwory. I działający wszystkim na nerwy Dantlan. Musieli się stąd wydostać, jeśli chcieli przeżyć. Ale w jaki sposób?
„Myśl!” – nakazała sobie zdecydowanie. – „Gdybyś była sama to jak byś wydostała się z tego miasta?”
„Sprawdziłabym wszystkie jego mapy. Może istnieje sekretne przejście?” – odpowiedziała sobie niemal natychmiast. No dobrze, ale gdzie szukać map? Wszystko jest zdewastowane. Jeśli w bibliotece były jakieś mapy na pewno uległy zniszczeniu.
Jeśli mieli tu zostać to muszą znaleźć bezpieczne miejsce do odpoczynku. Ile już są na nogach? Dwanaście godzin? A może już kilka dni? Czas był tutaj niepomierzany.
Elfka zeskoczyła z gruzowiska i wróciła do drużyny ze zbolałą miną. Valord wciąż był nieprzytomny.
- Proponuję znaleźć bezpieczne miejsce na odpoczynek – powiedziała głośno, stając tuż obok grupy. – Musimy nabrać sił, znaleźć coś do jedzenia, jakąś wodę. Dantlan mówił coś o jakieś wieży… Czy nadaje się na schronienie?
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 23-05-2009, 19:20   #147
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
W drużynie powoli następował rozłam, konflikt między Dantlanem i Kiethem wciąż narastał, Spoon wątpił by kiedykolwiek zdołali się oni porozumieć, pozostało zatem zdecydować do którego z nich dołączyć. Dantlan był człowiekiem obdarzonym nie lada inteligencją, przecież to dzięki niemu pokonali wilkołaka. Kierowała nim jednak chora ambicja, nie cofnął by się przed niczym by dokonać swego, tylko czy potrzebował do tego pomocy innych?

Keith wydawał się być człowiekiem twardym i odważnym, szybko zaskarbił sobie szacunek Spoon'a. Radził sobie w trudnych sytuacjach, lecz czasami zdawał się działać zbyt gwałtownie.

Dantlan czy Keith? Odpowiedź wcale nie była taka trudna.

Najemnik nie mógł się już doczekać, aż wreszcie elf przemówi. Nagle jednak mężczyzna opadł na kolana, zaś po pomieszczeniu rozległ się jego wrzask. Lenard z zaciekawieniem patrzył na Valroda, na to jak jego ubranie i skóra przyjmują różne odcienie barw. Spoon mógł jedynie przyglądać się cierpieniu elfa, bowiem i tak nie znał żadnego sposobu by mu pomóc. Czy w ogóle chciał mu pomóc?

Wtem zatrzęsła się ziemia, przez chwilę najemnik walczył by utrzymać równowagę, lecz ostatecznie wylądował na ziemi podobnie jak pozostali. Kiedy wstrząsy ustały, ucichł również Valrod, który leżał teraz przygnieciony sporym kawałkiem gruzu. Na błyskawiczną pomoc zdecydował się Keith wraz z krasnoludami i Averre.

*Oczywiście, to było by zbyt proste, gdyby Valrod wszystko nam teraz wyjawił.*

Valrod nie wątpliwie miał coś wspólnego z sytuacją w jakiej się znaleźli. Najemnik zaczął dochodzić do konkluzji, iż elf był jedynie czyjąś marionetką, zaś za nieszczęściem w Sarin stał ktoś inny, o wiele potężniejszy. Owa persona musiała się dobrze przygotować do działania, zadbała o to by Valrod nie wyjawił żadnych tajemnic. Oczywiście nie miał dowodów, którymi mógłby poprzeć swe rozumowanie. Zastanawiał się też czy elf okaże się jeszcze użyteczny, czy jeśli Keithowi i pozostałym uda się go uratować, to będzie mógł im wszystko powiedzieć? A może znów powtórzy się sytuacja sprzed kilku chwil?

- Proponuję znaleźć bezpieczne miejsce na odpoczynek. Musimy nabrać sił, znaleźć coś do jedzenia, jakąś wodę. Dantlan mówił coś o jakiejś wieży… Czy nadaje się na schronienie? - przemówiła do zgromadzonych Vanya.

Rzeczywiście, Dantlan zaproponował wcześniej powrót do wieży, lecz czy była to dobra decyzja? Lenard przypomniał sobie o Majolin, młoda kobieta postanowiła zostać na miejscu, gdy oni wyruszyli do ratusza. Zapewne była już martwa, podobnie jak mała dziewczynka, którą miała się zaopiekować. Najemnik zaczął nawet żałować, iż nie zabrali ich ze sobą, choćby przy pomocy siły, miast tego pozostawili je na pewną śmierć.

- Wieża? Nie nadaje się już na schronienie - odrzekł Lenard - Kiedy ją opuszczaliśmy pozostawiliśmy tam sterty trupów, wątpię by ktokolwiek z nas chciał tam odpoczywać. Jest jednak jeden powód dla którego moglibyśmy się tam udać - zapasy, jeśli prowiant nie został zniszczony mógłby się nam bardzo przydać.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 23-05-2009, 19:21   #148
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Vaelen ze spokojem wysłuchiwał Dantlana, którego słowa wypełnione były pychą i pogardą. Cóż, najwidoczniej człowiekowi nie dane było zrozumieć, co do niego mówił. Mag nie dbał o równowagę, gardził wszystkim i wszystkimi… nie można było z tym dyskutować. Znacznie ciekawsze były pewnie podstawy tego zachowania. Czyży Dantlan został niegdyś skrzywdzony? Może jego zachowanie było swoistą obroną przed światem zewnętrznym? Nie było jednak czasu ani na tłumaczenie mu podstaw działania świata, ani też na zagłębianie się w przyszłość aroganckiego osobnika. Vaelen miał tylko nadzieję, że Dantlan kiedyś zrozumie, że postępował nieodpowiednio.

Czas i Magia… potężniejsze od śmierci i Bogów? Ten człowiek chyba nie wiedział, jak bardzo błądził. Nazwał te dwie siły potęgami, ale nie rozumiał ich. Korzystał z magii, ale nie potrafił dostrzec jej źródła. Niewielu potrafiło. Jakże czas mógł być potężniejszy dla tych, którzy żyli poza nim? Jak magia mogła być potężniejsza od tych, którzy tchnęli ją w świat materialny? Czas był tylko złudzeniem, a magia manifestacją energii. Niczym więcej i niczym mniej.

*Nie, nie uratowałeś nas, magu. Po prostu czas jeszcze nie nadszedł… Nie znaczy to jednak, że możesz ryzykować wszystko tylko dlatego, że jeszcze nie możesz umrzeć. Szczęście może nie wystarczyć.*

Wtedy też zaczęły się wrzaski Valroda spowodowane działaniem dzikiej magii. Nic nie można było zrobić. Wszelkie działanie magiczne mogłoby spowodować kolejne szkody. Należało zaczekać na zatrzymanie procesu. Do tego to trzęsienie ziemi... To musiała być potężna magia, akoro spowodowała takie szkody. Właściwie nie było się czmu dziwić - forma Valroda była tak doskonała, że nie dało się poznać, że nie jest elfem.

Gdy wszystko się skończyło, Valrod dymił i leżał przywalony kawałkiem ściany, ale wyglądało na to, ze jego forma się ustabilizowała. Być może nie groziły im kolejne wybuchy.

Podniesienie kawałka ściany i próba leczenia zajęły trochę czasu. W tym czasie Vanya zaproponowała znalezienie miejsca do odpoczynku.

*Dobry pomysł*- pomyślał Vaelen i spojrzał wyczekująco na resztę grupy.
 

Ostatnio edytowane przez Aegon : 23-05-2009 o 19:26.
Aegon jest offline  
Stary 23-05-2009, 22:15   #149
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai siedząc na kamieniu przysłuchiwał się kłótni. Sam na razie nie chciał obnosić się ze swoimi przekonaniami. Było całkiem możliwe, że będzie mógł wyjść z tej sytuacji nie tracąc w niczyich oczach. Widział jak drużyna się rozdziela. Część była z Dantlanem, część przeciwko niemu. Nie mógł patrzeć na te bezpodstawne oskarżenia, jednak coś mówiło mu, że lepiej będzie, jeśli będzie cicho siedział na swoim kamieniu i czekał na rozwiązanie sprawy. Gdy mag spojrzał na Honoguraia zirytowanym wzrokiem, zabójca spuścił głowę. Tak popełnił tam błąd. Nie winił jednak siebie o to. Wiedział o magii i innych rzeczach przypisywanych "uczonym" tylko tyle, ile usłyszał w karczmie i ile "spłynęło" na niego z amuletu. Wiedział jak się magią posługiwać, jednak nic więcej. Do czasu napaści na dom był przecież zwykłym chłopcem żyjącym na wsi. Czuł się słaby ze swoją niewiedzą. Jedyną rzeczą w której czuł się lepszym od magicznej "braci" była jego zwinność, jednak przez wydarzenia pod ziemią i przez te jego fatalne błędy całkowicie stracił poczucie własnej siły. Musiał stać się silniejszy. Spojrzał na Dantlana. On był potężny.

Wtem coś zaczęło dziać się z Valrodem, który najwyraźniej chciał coś zaprezentować. Wyglądało to jakby miał być to początek przemiany w potwora podobnego do tych, które łaziły do niedawna po mieście. Ciekawe co się z nimi stało... Ziemia zadrżała, a spadający fragment ściany przygniótł elfa. Tyle zdołał zaobserwować upadając. Gdy wstał Keith wraz z krasnoludami ruszył do pomocy, Averre uleczyła Valroda. Sytuacja była opanowana i nic już nie było do zrobienia.

Spojrzał na Dantlana:
-Wracając do poprzedniej debaty: Dantlanie, nie mogę zaprzeczyć, uratowałeś nas od sporego niebezpieczeństwa, nie możesz jednak mówić, że nie odczuwałeś tej przeklętej, a jednocześnie niesamowitej żądzy. Nie możesz zaprzeczyć, że pragnąłeś tej kuli i byłeś gotów poświęcić dla niej wszystko i wszystkich. To samo jednak tyczy się ciebie Keith. Przyznaj, że Dantlan najzwyczajniej cię wyprzedził i pierwszy wymyślił sposób na zdobycie kuli. Na jego miejscu mogłeś być zarówno ty jak i ja... Wystarczyło by mi trochę więcej czasu... Jak dla mnie powinniśmy dziękować Dantlanowi, za to, że myśli o wiele szybciej od nas. Kto wie jakby to się skończyło, gdyby zamiast niego stał tam ktoś na twoim czy też moim poziomie... Śmiem jednak twierdzić, że to nie przez Wszechrzecz zemdleliśmy. I tu właśnie pytanie do ciebie Dantlanie jak sądzisz, co to mogło być? Kot? Sama Śmierć? A może to po prostu skumulowana dzika magia z kuli, która nie zdążyła jeszcze do ciebie dotrzeć? Otworzyliśmy przecież glif, przez który magia mogła wsiąknąć do środka i zostać w jakiś sposób spotęgowana w pomieszczeniu z Wszechrzeczą. Z resztą, sam nie wiem... Jesteś dużo mądrzejszy ode mnie i może masz jakąś teorię?- zrobił chwilę pauzy i wziął głębszy oddech -Co do naszej obecnej sytuacji mamy według mnie dwa wyjścia. Idziemy do wieży i nadal szukamy jakiegoś sposobu, aby pozbyć się tej mgły, albo iść do wieży, aby sprawdzić, czy Majolin i małej udało się przeżyć. Nie wyobrażam sobie natomiast wyjść z tego miasta bez powrotu do wieży. Zrozumiałbym jeszcze elfy, które Majolin nigdy nie spotkały, ale nie ludzi, którzy wiedzą, że zostawili tam człowieka, który może jeszcze żyć. Moje sumienie na pewno by tego nie wytrzymało.[/b]
*I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą gotów byłem własnoręcznie zabić Dantlana*
-Ja obstawiam przy wyruszeniu do wieży, a potem szukaniu jakiegoś wyjścia z miasta. Nie mamy nawet żadnego planu co do tej mgły, może moglibyśmy się do kogoś zgłosić w tej sprawie. Zresztą dziwnym by było jakby nikt nie zauważył, że leżące na szlaku handlowym miasteczko spotkała zagłada.-powiedział po czym odsapnął-Więc jak? Co robimy?
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 23-05-2009, 23:37   #150
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks splunął na ziemie i wybałuszył oczy na otoczenie, ziewnął dzieląc się z otoczeniem nieświeżą wonią swego oddechu. Wyszczerzył się pokazując luki po złotych zębach.

-Piwa wszystkim polej!

Krzyknął w górę , zakołował, potoczył się na ziemie z hukiem i ani myślał wstawać póki nigdzie nie pójdzie ekipa. Rozłożył się plackiem i spojrzał w niebo szczerząc si do chmur głupawo.

-Piwa daj, piwa daj... Pije bo chcę... Gorzołki mi naluj i w dupę po.. po... pocałuj!

Wróbel kontynuować sok śpiew nie zważając na otoczenie. Miał po dziurki w nosie tych wydarzeń, sporów, narad, dziwnych person i wydarzeń. Pijacki rozum nie mógł do końca pojąc co tutaj się działo i tylko przebłyski trzeźwego rozumowania kiedy istniały – i tak były ignorowane. Nie mógł się dziwić, mógł tylko dalej śpiewać leząc krzyżem na ziemi i wymachując ręką.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172