Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-02-2009, 00:44   #41
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kirosana

Odszedłeś kilka kroków na bok, by przyzwać swego sługę. Miał on odwrócić uwagę stworów od was, kiedy będziecie przemykać się do wieży.
Wykonałeś wszystko jak należy, z wyjątkiem dwóch rzeczy – jaki kształt powinien mieć sługa i ile energii mu poświęcić?

Decyzję musiałeś podjąć szybko – znak na ziemi pulsował już i trzeba było dokonać wyboru.

Energia… kształt…

Zdecydowałeś. Przelałeś w czar połowę magii, którą akurat dysponowałeś i nadałeś słudze kształt najlepiej przystosowany do biegania, czyli…
…tygrysa. Białego, cętkowanego myśliwego.


Zwierze postawiło uszy nasłuchując wszystkich dźwięków i rozglądając się.
- Yabunkaze – powiedziałeś przykuwając uwagę sługi. – Pobiegniesz w tamtą stronę. Ruszaj.

Kot posłusznie ruszył. Nie wydawał żadnego dźwięku, jednak nie było to dziwne – wszak był niematerialny. Sądziłeś jednak, że nawet gdyby był zwykłym tygrysem, to też poruszałby się bezszelestnie.

Już byłeś gotów pobiec w drugą stronę. Już postawiłeś pierwszy krok, lecz…

…nikt z towarzyszy się nie ruszył, kiedy im kazałeś. Zawołałeś sługę z powrotem do siebie, jednak było za późno – jego obecna forma była tak szybka, że już nie usłyszał.

Przeklinając cicho musiałeś szybko przekonać innych, żeby ruszyli. Jednak co tak przykuwało ich uwagę?...

Wszyscy

Widzieliście jak Honogurai wciela w życie swój plan – pozornie logiczny, jednak nie dla wszystkich. W międzyczasie też Feliks uśpił dziewczynkę trzymaną w ramionach dwoma łykami ze swojej manierki. Może by ktoś nawet ruszył za Honoguraiem, gdyby nie fakt…

… że nagle przed wami stanął zbrojny człowiek. Dokładniej to jego widmo.


- Mówicie, że gdzie to coś widzieliście, szeregowy? – zapytało się widmo do nieistniejącego żołnierza. – Dobrze więc, prowadźcie.

Zbrojny człowiek szedł powoli w waszą stronę. Poznaliście jego twarz. Każdy w mieście znał sierżanta Kertsona.

Musieliście się rozstąpić, bowiem sierżant szedł prosto na was. Nie wiedzieliście co zamierza, jednak wydawał się was całkowicie ignorować.

- Tak, obywatelko? – zapytał nagle Kertson patrząc w bok, prosto w oczy Majolin. – Nie, nie mogę zdradzić żadnych szczegółów odnośnie tej ksi… tego przedmiotu.

Sierżant kontynuował marsz – kierował się wyraźnie między budynki wchodząc między nie nieco na zachód od miejsca w którym zostaliście dopiero co zaatakowani.

Z czystej ciekawości poszliście za Kertsonem. Nie szedł daleko – za drugim budynkiem od wejścia na plac skręcił w prawo i zatrzymał się.

Zatrzymał się przed okrągłym przedmiotem, obok którego leżała belka.
- Mówicie szeregowy – zaczął sierżant. – Że to tak niepokoi miejscowych? Że psy odstrasza i takie tam?

Nastąpiła chwila przerwy w czasie której Kertson miarowo przytakiwał.
- Zobaczmy więc cóż w tym takiego ciekawego… - sierżant podniósł przedmiot – był wielkości jego głowy. Jednak wyglądało to tak, jakby z jednego przemiotu wyciągnął drugi i o ile ten pierwszy był jak najbardziej materialny – prawdopodobnie metalowy, to ten podniesiony przez sierżanta był równie „duchowy” jak sam Kertson.

- Na bogów… szeregowy! – Krzyknął nagle sierżant upuszczając przedmiot, który spadł w to samo miejsce, gdzie leżał teraz. – Spierdalać szeregowy! Ludzie, uciekajcie komu życie miłe!

Ostatnią pozą sierżanta Kertsona, jaką widzieliście, było zawiśnięcie na chwilę w powietrzu w biegu z czystym przerażeniem wypisanym na twarzy. Chwilę później zjawa rozpłynęła się w powietrzu zostawiając was samych z okrągłym przedmiotem, obok którego leżała belka.

Kiedy się otrząsnęliście z pierwszego szoku po zniknięciu sierżanta, część z was która znała się na magii spostrzegła, że leżący na ziemi przedmiot jest źródłem. I to silnym źródłem. Magii zawartej w tym przedmiocie było co najmniej trzy razy więcej niż mógł w sobie pomieścić Dantlan, będący najpotężniejszym magiem z was.
 
Gettor jest offline  
Stary 15-02-2009, 13:36   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Słysząc głos Dantlana Keith zatrzymał się i westchnął bezgłośnie.

*Dantlan i jego genialne plany.*

Mag, jak zawsze, uważał siebie za geniusza, a innych za kretynów. Zaślepiony wysokim mniemaniem o sobie nawet nie potrafił dokładnie wysłuchać tego, co mówili inni. A nawet jeśli słyszał, to ich słowa przerabiał w swoim pokręconym umyśle w taki sposób, by pasowały do jego niskiego mniemania o innych.
W dodatku ci "inni" powinni zawsze wierzyć w geniusz i bezbłędność postępowania maga. I ślepo słuchać.
Jakby to nie jego zabawy z magią zwróciły uwagi potworów na wieżę...

Odciągnięcie potworów od wieży... To już zostało zrobione bez ich woli.
A przemykanie się między ruinami domów... Nie było żadnej gwarancji, że potwory ich nie zauważą. jeśli będą szli powoli. Ruch jest ruchem. Być może powolny ruch zwraca mniej uwagi, ale z pewnością nie pozostaje niezauważony. A Dantlan zachowywał się tak, jakby tego nie uwzględniał.
W dodatku zakładał, że wszystkie potwory były pod wieżą. Jeśli tak, to skąd się wzięły te dwa, z którymi mieli do czynienia?
Wystarczy, że na drodze ich odwrotu znajdzie się jeden zabłąkany stworek o negatywnym charakterze, a będą mieli dużo większe kłopoty, niż Dantlan zakładał w swoim planie.
"Bezcielesne" stwory, dla których ściany nie stanowiły przeszkody, mogły ich dogonić dużo szybciej, niż inne. A nie wszystkie mogły być niegroźne.
Wszystko było jedną wielką niewiadomą.
Ale nie było czasu, by o tym dyskutować.

Stwór przywołany przez Honogurai, piękny biały tygrys zdobiony niewielkimi cętkami, ruszył w drogę, by swą obecnością odwrócić uwagę potworów koczujących pod wieżą. Czy to zadziała?
Zastanawianie się, który plan ma więcej szans na powodzenie, zostało przerwane przez pojawienie się kolejnej postaci. Jeśli tak można było nazwać widmo tego człowieka.

Keith od lat nie był w mieście, ale postać Kertsona wryła mu się w pamięć. Wtedy był kapralem, teraz pewnie awansował.
To coś, co kiedyś było Kerstonem, ruszyło przed siebie nie zważając na stojących przed nim ludzi. Nawet słowa Kerstona, na pozór skierowane do Majolin, było odpowiedzią na czyjeś pytanie...
Wszystko wyglądało tak, jakby oglądali scenę, jaka rozgrywała się w tym miejscu jakiś czas temu, w dodatku jedyną postacią, jaką mogli oglądać, był Kerston...
Przez moment Keith zastanawiał się, co by się stało, gdyby zjawa przeszła przez niego, ale nie miał zamiaru ryzykować.
Ciekawe było, o czym Kerston nie skończył mówić... Niewiele było słów zaczynających się na ksi... Księga, księżyc, książę czy księstwo... Najprawdopodobniej chodziło o to pierwsze, ale pewności nie było... Równie dobrze mogła to być "księżycówka" albo książęca korona. Ciekawe tylko, skąd ta ostatnia by się wzięła w Sarrin...
Cholerne tajemnice służbowe. A Kerston zawsze był służbistą...

Keith, podobnie jak inni, ruszył za Kerstonem. Zastanawiał się, o czym mówił niewidoczny i niesłyszalny żołnierz. Najwyraźniej szeregowy nie bardzo wiedział, co zrobić, zaś Kerstonowi niezbyt to się nie podobało.
Ale, jeśli Keith dobrze pamiętał, zawsze był taki.

Kerston zaprowadził ich do miejsca, które przedtem widzieli w obrazie Giheda. I leżał tam ten tajemniczy przedmiot, który chcieli znaleźć.
Widmo Kerstona podniosło... nie sam przedmiot. Kerston trzymał w dłoniach widmowe odwzorowanie przedmiotu.
I wtedy na twarzy Kerstona pojawił się wyraz przerażenia.
Przedmiot upadł, a Kerston rzucił się do ucieczki... i rozwiał się w powietrzu.

Bez wątpienia obejrzeli moment, w którym wszystko się zaczęło.
I mieli ów przedmiot. Przed sobą.
Teraz wystarczyło tylko go zabrać, wymanewrować wrogów i wrócić do wieży.
Pokonać te stwory, które jeszcze blokują wejście...

Uśmiechnął się ciut krzywo. Mieli bardzo dużo do zrobienia.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-02-2009, 14:16   #43
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks skrzywił się lekko i podniósł dziewczę podają ją niczym śmierdząca kukiełkę Majolin. Wystraszył się trochę, a widmo sierżanta jeszcze bardziej zaniepokoiło Wróbla. przyglądał się mu, chciał jeszcze wypalić swoja gadkę jak jeszcze mu pokaże za zamknięcie go w dybach lecz śmierdzący oddech wydobył się z ust szermierza zwiastując słowa. Lecz rozpłyniecie się zjawy pokrzyżowało mu plany. Nie był jeszcze na tyle pijany aby gadać do powietrza albo do białych myszy.

-Co to?

Spojrzał głupawą miną na leżący na ziemi przedmiot. Przekrzywił głowę na bok, zatoczył się z z hukiem padł jak kłoda na ziemię dotykając czubkiem nosa rzeczy. Powąchał, przewrócił oczami i podrapał się po głowie. Niezbornymi ruchami powstał z ziemi, zakołysał się na boki ze cztery razy.

-eeee, na prawo most, eeee, na lewo most, ja ja płynę!

W tej chwili chyba sam nie wiedział co to miało znaczyć. Podniósł przedmiot z ziemi i potrząsnął nim koło ucha, następnie obejrzał ze wszystkich stron. Kilka dobrych chwil zastanawiał się co zrobić. Wreszcie beztrosko rzucił przedmiot Dantlanowi zupełnie nie przejmując się jego znaczeniem.

-Masz Ty tu te ten tego te coś... eee, fu, nie gra, to nie po... po... pozytywka!

Pijaczyna był bardzo nie rad, że to nie jest pozytywka. Tupnął poniszczonym butem w ziemię i poprawił rękawice. Właśnie sierżant przypomniał mu o ranach na nadgarstkach po pobycie w dybach. Potarł nadgarstki, nawet trochę opłukał je alkoholem z manierki. Nie poskąpił sobie z niej łyku chociaż sądząc po minie, po obfitym użytkowaniu alkohol stał się coraz słabszy.
Szermierz westchnął, podrapał się po zawszonej głowie i... ziewnął. Błąkał się w tym świecie teraz bez celu. Do tego osobnicy z którymi się błąkał zupełnie mu nie odpowiadali. Mieli go za głupka a sam szermierz uważał się za bystrego, porządnego i finezyjnego wojownika. Jak to własne wyobrażenia mogą się mylić z rzeczywistością. Schował pistolet za pas.

-Ej no, momy, tfuj! Mamy tą pozytywkę, tak? To wracajmy do tego gnoma jak najprędzej zamiast spotykać dawnych znajomków. Eeee... To niebezpieczne. To co jom, to jom ja ale Wy to czort was lał i lać będzie...

Nabrał w płuca powietrza i rozpoczął swój monolog wymachując obficie rękami.

-Ja lew północy i sokół południa, ja niedźwiedź wschodu i eeee... drzewo zachodu! Ja Mistrz Miecza, pogromca plugastw i strażyyyy miejskiej, ja władca ostrza i uczeń Wielkiego Mistrza Dwóch Mieczy, ja, ja, ja... Ja sobie poradzę, nie to co Wy! Wiedzę więźże wrrrcaaj, wracajmy!

Ta wątpliwa przemowa zmęczyła samochwałę Feliksa, nie tyle ciało co wątpliwy umysł. Rozejrzał się wszędzie w boki, przystanął i zaczął się odgrażać czemuś w powierz. Jak widać chyba jednak był po dostatecznym spożyciu aby grozić niewidocznym. Nawet zacisnął pieści i nie zwracając zbytniej uwagi na resztę zaczął wymierzać pięści ciosy w jakiegoś niewidocznemu przeciwnikowi, unikać ciosów i brać niewidoczne krzesła aby przyłożyć komuś po głowie.

-Trening...

Wrobel objaśnił swe anormalne zachowanie i wreszcie się zamknął, uspokoił ozekując co kto mu powie o rzekomej “pozytywce”.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 15-02-2009, 16:46   #44
 
Lavina's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znany
Feliks najwyraźniej nie miał ochoty trzymać już dłużej tej małej i oddał ją Majo. Dziewczyna wzięła dziecko. Mała spała w najlepsze. Chwilowy spokój ducha rozproszył głos i pojawienie się zjawy.

*Sierżant Kerston?! Jest … przezroczysty?*

Stała w miejscu obserwując i słuchając tą jakże dziwną inscenizację. Kiedy duch spojrzał jej prosto w oczy automatycznie wyprostowała się. Często widywała Kerstona, witała się z nim serdecznie zawsze kiedy mijali się w mieście. Jego widok jako ducha był dla niej dość przytłaczający.

- Tak, obywatelko? – zapytał nagle – Nie, nie mogę zdradzić żadnych szczegółów odnośnie tej ksi… tego przedmiotu.

*Ksi… ?*

Zjawa Kerstona kroczyła dalej oddając się swojemu monologowi, a wszyscy ruszyli za nim.

- Dokąd on idzie ? – szepnęła do reszty, ale oni nie musieli jej odpowiadać, bo doszli właśnie do miejsca, które wcześniej widzieli u Giheda w wieży. Kerston doprowadził ich do tego tajemniczego przedmiotu.

To wszystko wyglądało jak rekonstrukcja zdarzeń.

*Czyżby sierżant chciał nam pomóc? Czy to była jakaś dziwna anomalia spowodowana tą mgłą?*

Mężczyzna uniósł duchowe odzwierciedlenie przedmiotu z ziemi i z przerażeniem na twarzy upuścił go z powrotem, po czym wydał rozkaz do ucieczki. Wtedy wszystko się skończyło i sierżant zniknął.

*Straszne.*

- Czyli to ta rzecz zabiła, znaczy, zmieniła tych wszystkich ludzi? – spojrzała się pytająco na pozostałych. – Myślicie że możemy to dotknąć?

Pijany Feliks nie zamierzał czekać na odpowiedź i chwycił za przedmiot, a potem rzucił nim do Dantlana. Najwyraźniej był zawiedziony, że to nie pozytywka, ale to nie było zabawne. Przedmiot mógł nadal być naładowany jakąś ciemną magią albo w jakiś inny sposób im zagrażać. Tan pijak nie powinien być aż tak lekkomyślny.

-Ej no, momy, tfuj! Mamy tą pozytywkę, tak? To wracajmy do tego gnoma jak najprędzej zamiast spotykać dawnych znajomków. Eeee... To niebezpieczne. To co jom, to jom ja ale Wy to czort was lał i lać będzie...
– zaczął mówic Feliks, po czym zrobił głęboki wdech i ciągnął dalej - Ja lew północy i sokół południa, ja niedźwiedź wschodu i eeee... drzewo zachodu! Ja Mistrz Miecza, pogromca plugastw i strażyyyy miejskiej, ja władca ostrza i uczeń Wielkiego Mistrza Dwóch Mieczy, ja, ja, ja... Ja sobie poradzę, nie to co Wy! Wiedzę więźże wrrrcaaj, wracajmy!

*Znaczy, że co? My już nie tacy mocni? Alkohol uderza mu już do głowy.* - patrzyła z uśmiechem na jego wygibasy.

- Skoro mamy już to po co wyszliśmy z tej przeklętej wieży, to chyba możemy naprawdę wracać. Jedzenia tu raczej nie znajdziemy. – poprawiła dziewczynkę na rekach – Może sługa Honoguraia dał radę odciągnąć stwory od wieży. Jak się pośpieszymy to unikniemy spotkania z nimi. – powiedziała, czekając na jakiś odzew.
 

Ostatnio edytowane przez Lavina : 21-02-2009 o 23:49.
Lavina jest offline  
Stary 21-02-2009, 20:13   #45
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Najemnik wciąż nie był zdecydowany, żaden z pomysłów jego towarzyszy nie przypadł mu go gustu. Dantlan przedstawił wszystkim swój "genialny" plan, trzeba przyznać, iż opracował go całkiem nieźle, lecz mimo tego Lenard nie miał zamiaru z nim iść. Głównym tego powodem było przede wszystkim przerośnięte ego młodego czarodzieja, który najwyraźniej uważał się za jednostkę wybitną.

*Przy odrobinie szczęścia, któryś z tych potworów się nim zajmie i będzie po problemie * na samą myśl o tym uśmiechnął się szeroko.

Plan Honoguraia był pozornie zgodny z interesem najemnika, który za wszelką cenę chciał powrócić do wieży Giheda, jednak był też zbyt niedopracowany by mógł zadowolić Lenarda.

*-Nie jestem aż tak zdesperowany, by ryzykować swoje życie -* skomentował w duchu.

Honogurai nie przejął się za bardzo tyradą wygłoszoną przez "arcymistrza magii wszelakiej" - Dantlana i po chwili zajął się przywoływaniem swojego sługi. Spoon szczerze wątpił czy powstały z zaklęcia biały tygrys może im na prawdę pomóc. Już miał rzucić na ten temat jakąś złośliwą uwagę, kiedy coś przykuło jego uwagę.

- Mówicie, że gdzie to coś widzieliście, szeregowy? Dobrze więc, prowadźcie.

Początkowo Lenard myślał, iż w ich kierunku zmierza kolejny stwór, lecz miał on zbyt ludzkie kształty. Dopiero, gdy widmo znalazło się bliżej zdał sobie sprawę z tego z kim ma do czynienia.

*-Kertson? Czy to naprawdę on?*

Lenard poznał Kertsona kilka lat temu, kiedy jeszcze należał do bandy najemników dowodzonej przez Seamusa. Prawdą jednak jest, iż ich pierwsze spotkanie (zresztą podobnie jak i każde kolejne) nie było zbyt miłe, Spoon został wtedy aresztowany za udział w bójce na ulicy niedaleko bram wyjściowych z Sarrin. Od tamtej pory nie zbyt za sobą przepadali, ale starali się nie wchodzić sobie w drogę. Teraz wszystko wskazywało na to, iż sierżant pożegnał się już z życiem, jednak dlaczego im się przedstawiał? Być może ktoś nałożył na niego klątwę albo niedokończone za życia sprawy wciąż go tu trzymały, a może to winna tej cholernej mgły? Tego już najemnik nie wiedział.

Uzbrojony w miecz i odziany w zbroję sierżant kroczył prosto na nich, najemnik mimowolnie zszedł mu z drogi. Kertson zatrzymał się na przeciwko Majolin kompletnie ignorując pozostałych.

- Tak, obywatelko? Nie, nie mogę zdradzić żadnych szczegółów odnośnie tej ksi… tego przedmiotu.

*-Czego?*


Po krótkiej chwili Kertson ruszył dalej, zaciekawiony Lenard jakoś nie mógł sobie odmówić podążenia jego śladem, podobnie zresztą jak i inni. Przeszedł kilkanaście kroków i zatrzymał się przed jakimś przedmiotem obok którego leżała belka. Niemal od razu najemnikowi przypomniało się narzędzie Giheda, które pokazało im właśnie to miejsce. Przedmiot, który być może sprowadził na Sarrin zagładę, leżał teraz na wyciągnięcie ich rąk.

- Zobaczmy więc cóż w tym takiego ciekawego… - rzekł sierżant po czym podniósł przedmiot, nagle jednak z przerażeniem upuścił go na ziemię -Na bogów… szeregowy! Spierdalać szeregowy! Ludzie, uciekajcie komu życie miłe!

Kertson próbował się ratować, podczas biegu zawisł jednak w powietrzu jakby czas się dla niego zatrzymał i po chwili zniknął.

- Czyli to ta rzecz zabiła, znaczy, zmieniła tych wszystkich ludzi? Myślicie że możemy to dotknąć? - spytała Majolin, lecz nikt nie pofatygował się żeby odpowiedzieć na jej pytanie, być może dlatego, iż tak naprawdę nikt nie znał odpowiedzi.

Lenard chciał podejść do przedmiotu by lepiej mu się przyjrzeć, lecz Feliks ubiegł go, złapał tajemniczą okrągłą rzecz i w sobie tylko znanym celu potrząsał nią koło ucha. Znudził się jednak po chwili, bowiem rzucił ją do Dantlana.

-Ja lew północy i sokół południa, ja niedźwiedź wschodu i eeee... drzewo zachodu! Ja Mistrz Miecza, pogromca plugastw i strażyyyy miejskiej, ja władca ostrza i uczeń Wielkiego Mistrza Dwóch Mieczy, ja, ja, ja... Ja sobie poradzę, nie to co Wy! Wiedzę więźże wrrrcaaj, wracajmy!

*-Znów się zaczyna.*

- Skoro mamy już to po co wyszliśmy z tej przeklętej wieży, to chyba możemy naprawdę wracać. Jedzenia tu raczej nie znajdziemy. Może sługa Honoguraia dał radę odciągnąć stwory od wieży. Jak się pośpieszymy to unikniemy spotkania z nimi.

-Majolin ma rację, nic już nas tutaj nie trzyma, powinniśmy czym prędzej wracać do Giheda - spojrzał na Dantlana - Znaleźliśmy to, co za wszelką cenę chciałeś odnaleźć magiku, dalej będziesz chciał biegać po mieście, czy wreszcie podążymy do wieży?
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 21-02-2009 o 20:19.
Bebop jest offline  
Stary 21-02-2009, 21:47   #46
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Z tak ciężkimi kretynami, Dantlan od dawna nie miał do czynienia. Najgorszymi byli Lenard i przede wszystkim Keith, choć w pierwszych chwilach wydawał się najbardziej kompetentny ze wszystkich. Zadziwiające jak pozory mogą mylić. Nie mogli zrozumieć tego, że nie mają racji, upierając się przy swoich, głupich wręcz, zamierzeniach.

Byli ciężcy umysłowo, jak dzieci, które same nie zaczną omijać ognia, dopóki nie sparzą się na swej głupocie i bezmyślności.
Oni, będący starsi od niego o co najmniej kilka lat, nie mogli zrozumieć, że jego umysł pracuje wydajniej niż ich. Świadczyło o tym chociażby to, iż jest Magiem, czyli osobą, która uznaje wyższość inteligencji, mądrości oraz magii nad materią.

Myślenie logiczne było jego domeną, więc dogłębna analiza każdej sytuacji nie przysporzyła mu problemów. Właśnie on potrafił to, czego większość Magów nie potrafiło. Mógł koncentrować się na zaklęciu oraz lustrować otoczenie wraz z sytuacją, jednocześnie poddając je analizie. Dlatego też myślał kilka razy szybciej niż inni i zdekoncentrowanie go było bardzo trudne.

Honogurai tymczasem stworzył tygrysa, zaś Dantlan przewrócił oczami, lecz nagle pojawiło się widmo sierżanta Kertsona.

-Mówicie, że gdzie to coś widzieliście, szeregowy? Dobrze więc, prowadźcie-coś było nie tak. Znał tego człowieka ledwie z widzenia, lecz bez trudu go rozpoznał. Sierżant prowadził konwersację z niewidzialnym towarzyszem. Szedł prosto na nich, lecz Dantlan podejrzewał, że jest to jedynie widmo, przedstawiające przeszłość. Wcale nie miał zamiaru mu ustępować, ponieważ nie widział w tym osobistego zysku.

-Tak, obywatelko? Nie, nie mogę zdradzić żadnych szczegółów odnośnie tej ksi… tego przedmiotu-odezwał się poraz kolejny, patrząc na Majolin. Musiał to być przypadek, że spojrzał akurat tam, a należało dodać, że Dantlan prawie nigdy nie uznawał czegoś takiego jak przypadek.

Jednakże Lis wychwycił jedno, niedokończone słowo: "ksi...". Na te słowa oczy Maga zabłysły. Był pewien, że chodzi o słowo "księga". Wiedział również o jaką księgę chodzi. Plotki w Sanstilii mówiły prawdę, w on wówczas uznał owe plotki za wiarygodne na tyle, by wybrać się do Sarrin. Teraz stał przed nim widmowy dowód na to, ze choć raz staruszki spod jago domu mówiły prawdę.

W każdym wypadku, sierżant poszedł w domy znajdujące się na północy i skręcił, podchodząc do okrągłego przedmiotu koło zwalonej belki. Paskudny uśmiech wykwitł na jego twarzy. Mówił, że to tu może być. Przejście tutaj zajęło jedynie chwilę, sprawiając, że, jak mu się wydawało, wychodzili na jego, gdyż poszukiwania potrwałyby chwilę. Co prawda nie długą, ale jednak. Stracili na przemowach Kertsona, ale zyskali na poszukiwaniach. Bilans na razie był dodatni.

-Mówicie szeregowy. Że to tak niepokoi miejscowych? Że psy odstrasza i takie tam?-zapytał swego niewidzialnego rozmówcy.

-Zobaczmy więc cóż w tym takiego ciekawego…-podniósł przedmiot wielkości głowy, a w dłoniach została mu tego niematerialna wersja.

-Na bogów… szeregowy! Spierdalać szeregowy! Ludzie, uciekajcie komu życie miłe!-powiedział sierżant, rozpoznając zagrożenie. Widać było, że mógł znać się na rzeczy, bo nie każdy rozpoznałby groźbę z tej strony, choć źle rozpoznał jej rozmiar. Dantlan żałował, że w tej, pożal się Boże, grupie, nie ma kogoś takiego. Sierżant zaczął uciekać, przedmiot upadł, ale wojskowemu nie udało się uciec. Zawisł w powietrzu, rozpływając się w nim.

Lis natychmiast wyczuł olbrzymie źródło magii, jakim był okrągły przedmiot. Znaleźli go, co by nie powiedzieć, dzięki jego uporowi oraz logicznemu myśleniu, które było motorem zawziętości w tej sprawie.

Nagle Feliks podszedł do przedmiotu, potrząsnął nim, po czym rzucił Dantlanowi, który patrzył na to z przerażeniem. W tej chwili odbywała się w nim walka wewnętrzna. Nie złapać przedmiotu i ryzykować uszkodzeniem, zatarciem śladów, zniszczeniem oraz innymi brzemiennymi w skutkach, efektami, czy może złapać, nie znając ciężaru obiektu. Teoretycznie mógł się przewrócić, łapiąc to. Uszkodziłby wtedy swoje ciało.

Jednakże w chwili, w której rozważał ten wybór, podświadomie analizował, w jaki sposób musiałby złapać przedmiot, by nie uszkodzić zarówno siebie, jak i owej rzeczy.

W jednej chwili podjął decyzję. Postanowił złapać przedmiot, który właśnie lądował na wyciągniętych rękach Maga, który po złapaniu, cofnął się o kilka kroków, zniżając swoją pozycję. Poruszał się zgodnie z ruchem rzuconego źródła, hamując lekko jego ruch, aż w końcu tamten leżał nieruchomo w jego rękach. Czuł magię promieniującą z niego, kuszącą go. Nie mniej jednak nawet on, żyjący dla magii, chwilowo odrzucił jej wezwanie, wykazując się siłą woli. Wiedział co stanie się, jeżeli pochłonie część magii.

Skinął głową Feliksowi, gdyż wiedział, że tamten uznał jego wkład w odnalezienie przedmiotu. Pozory mylą. Tak jak źle ocenił Keitha, tak również źle ocenił Feliksa, nad czym ubolewał.

-Skoro mamy już to po co wyszliśmy z tej przeklętej wieży, to chyba możemy naprawdę wracać. Jedzenia tu raczej nie znajdziemy. Może sługa Honoguraia dał radę odciągnąć stwory od wieży. Jak się pośpieszymy to unikniemy spotkania z nimi-powiedziała Majolin, zaś Lis skrzywił się.

-Majolin ma rację, nic już nas tutaj nie trzyma, powinniśmy czym prędzej wracać do Giheda. Znaleźliśmy to, co za wszelką cenę chciałeś odnaleźć magiku, dalej będziesz chciał biegać po mieście, czy wreszcie podążymy do wieży?-poparł dziewczynę Lenard. Czy oni nie potrafili zrozumieć tego, że zdobycie przedmiotu było jedynie zagarnięciem ręką, a nie celem samym w sobie?

-One czują nasz ruch, więc magiczna sztuczka nie zadziałała. Mogła odciągnąć kilku z nich, a one wyczuwają ruch, więc nawet bez magii znałyby nasze położenie. Poza tym ta sztuczka ściąga ich w naszą stronę. Dziękuję i gratuluję inteligencji-skłonił się Honoguraiowi.

-Celem nie było odnalezienie tego przedmiotu-rzekł cicho, zanosząc się kaszlem.

-Dalej podtrzymuję swój plan z pewną modyfikacją. Pospieszmy się-gdyby jednak zdecydowali, że pójdą inną drogą, wtedy Dantlan pójdzie z nimi, gdyż z ciemnotą ciężko wygrać. On postanowił dać się ugiąć i zobaczyć ile szczęścia mają jego towarzysze. Gdyby przedmiot był zbyt ciążki, odda go Feliksowi lub ewentualnie Lenardowi, gdyż są od niego silniejsi.

Będzie lustrował otoczenie, będąc gotowym rozpoznać zagrożenie i jednocześnie starać się mu zapobiec.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-02-2009, 23:36   #47
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kiedy Dantlan przyjmował „rzut” od Feliksa, reszta drużyny wstrzymała oddech. Wyglądało to tak, jakby czarodziej był kręglem, który właśnie był zbijany przez kulę. Jednak wielkim wysiłkiem udało mu się zamortyzować lot przedmiotu i utrzymać go w rękach.

Przez chwilę nie było pewne co się stanie – kula rozbłysła żółtym światłem, po czym zgasła. Jednak zaczęły działać na niej różne mechanizmy, które dotąd były niewidoczne – wyglądało to teraz jakby przedmiot składał się z wielu pierścieni, które teraz zaczęły się ruszać nie zwracając uwagi na fakt, że w ich wirowaniu przeszkadza ręka Dantlana.

Kula okazała się dla czarodzieja zbyt ciężka, dał ją więc Lenardowi do trzymania. W chwili przekazywania pierścienie na niej zaczęły krążyć w drugą stronę.

Mimo iż zjawisko wywołało ogólne zainteresowanie członków „drużyny”, nie mieli czasu by się nad nim rozwodzić. Znaleźli źródło magiczne i nie wykluczone że wyzwolili pewne jego właściwości, trzeba było więc jak najszybciej odejść z tamtego miejsca.

Dziewczynka, trzymana przez Majolin, ziewnęła przeciągle i wtuliła się mocnej w ramię łuczniczki nadal śpiąc.

Natomiast drużyna ruszyła ku wieży przy akompaniamencie pomruków niezadowolenia ze strony Dantlana. Które zresztą szybko ucichły, gdy tylko wszyscy dotarli z powrotem na plac. I wstrzymali oddech. Bowiem na placu pełno było ciał zabitych ludzi. Dziesiątki, a nawet setki ciał.


Przyczyny śmierci ludzi były najróżniejsze – u jednych były to rany głębokie lub płytkie, u innych widać było śladowe zmiany mutacyjne na skórze – najczęściej bąble wypełnione czarną cieczą. U jeszcze innych nie było żadnej widocznej przyczyny śmierci – ci mogli równie dobrze po prostu spać.

Można było wymyśleć każdy rodzaj przyczyny zgonu człowieka i po chwili zobaczyć taki przykład na placu – z uciętą głową włącznie.

Członkowie drużyny nie mogli się nadziwić, że wcześniej nie zauważyli tych ciał. Prawdopodobnie dlatego, że wcześniej ich tam nie było.

Szliście jednak dalej, bo mimo wszystko nadal dostanie się z powrotem do wieży i dostarczenie kulistego przedmiotu oraz czerwonego ducha było priorytetem. Mijając miejsce, gdzie niedawno stoczyliście walkę z czarną zjawą. I dostrzegliście coś dziwnego… Coś drewnianego i stalowego, wbitego w pozostałości ściany jednego z budynków.


Topór wbity w drewno dostrzegł zwłaszcza Lenard, bowiem stał w tamtym miejscu zakradając się od tyłu na stwora. Jednak skąd się wzięła ta broń?

Po chwili zastanowienia stwierdziliście, że to mało istotny szczegół i kontynuowaliście wędrówkę ku wieży. Wasz marsz był spowolniony przez setki ciał zabitych, które leżały dosłownie wszędzie – na ziemi, w domach, a nawet na ścianach. Gdzie tylko był kawałek wolnej przestrzeni, tam leżało jakieś ciało.

Wreszcie jednak doszliście do rozgałęzienia dróg, z których jedna prowadziła ku wieży. Ze zdziwieniem odkryliście, że na tej ścieżce nie leży ani jedno ciało. Nieco zaskoczeni, dość zmartwieni i z mnóstwem złych przeczuć ruszyliście ku wieży.

Nie widzieliście nigdzie na drodze ani jednego stwora i zastanawialiście się co się z nimi stało. Mimowolnie przyspieszyliście marsz, a myśli w waszych głowach kłębiły się niczym burza z piorunami.

Nikt nic nie mówił, nie chciał bowiem zapeszyć, wykrakać najgorszego scenariusza. Który zresztą się sprawdził.

Zatrzymaliście się, jakieś pięćset jardów od wieży. I znów dech wam zaparło.

Bowiem drzwi do wieży były otwarte na oścież.

I nie był to koniec złych wieści – usłyszeliście dziwne głosy za sobą, a gdy się odwróciliście, zobaczyliście dziesiątki najróżniejszych stworów i mutantów kierujących się w waszą stronę. Większość nie miała nóg i pełzała. Część miała humanoidalny kształt. Natomiast dokładnie trzech było zjawami, tak jak wasz czerwony towarzysz. Tamte zjawy miały jednak inne barwy: ciemnoniebieską, pomarańczową i żółtą.
 
Gettor jest offline  
Stary 22-02-2009, 17:54   #48
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
To co widział Feliks w najmniejszym stopniu nie napawało go optymizmem. Cala drogą wyglądała niczym kompendium zabójcy czasem otwarte na czystych morderstwach by innym razem pokazać przewodnik szalonego rzeźnika. Szermierz szybko przestał milczeć. Z wrażenia prawie wytrzeźwiał i zaczął przeklinać pod nosem w sposób jakiego nie powstydziłby się stary szewc. Klną tak całą drogę do wierzy narzekając w nieczęstych przerwach czym to go bogowie pokarali i czy skończyła się im inwencja twórcza.

-Orzesz w mordę...

Tylko tymi słowami zareagował na pojawienie stworów. Przez chwilę stał jak wryty w ziemię z szeroko otwartymi ustami oraz twarzą która zastygła w wyrazie zdziwienia oraz paniki pobrzmiewającej przez nią. Nie potrafił wykrztusić ani słowa. Przygryzł język wystawiając go z ust bokiem, zamknął jego oko i wyjął swój pistolet. Nacisnął raz spust, coś pstryknęło. Teraz wymierzył w jednego z duchowych adwersarzy i wystrzelił. Zaraz po pocisku z lufy wydobyły się tumany dymu oraz huk. Feliks zakaszlał krztusząc się dymem ponieważ broń trzymał zbyt blisko twarzy.
Zrobił zdziwioną minę patrząc raz w prawo raz w lewo i na środek. Nie mógł uwierzyć – nie trafił. Zaklął paskudnie i splunął na ziemię.

-Yyyy... I co teraz robimy?

Nie zbył zadowolony. Spojrzał wpierw na Dantlana pytająco, potem na Majolin. nie za bardzo wiedział co robić. Ponownie odłożył gnomi pistolet. Upił łyk alkoholu ze swojej manierki lecz przez nerwy prawie nie poczuł jego mocy. Może trunek już dość osłabł. Wziął znalezioną niedawno „magiczną kulę”, a pierścienie zmieniły kierunek obrotu. Feliks schylił się, przymierzył do ziemi uderzył nią. Z chwila uderzenia o ziemie rozbłysła jasnym światłem. I po raz kolejny grzmotnięcie kulą o ziemię przypieczętowane świetlistym błyskiem I raz, i raz i raz jeszcze.

-Ty.. Ty.. Jebana.. Ty... Pozytywko... Grajże... Pozytywko.. Zagrasz... Jeszcze... Graj mówię!

W o czach Feliksa czaił się cos z obłędu, pijackiego delirium. Uderzył jeszcze kilkakroć rozświetlając kule błyskiem. Pokrętna logika pijaka zakładała jakiś związek kuli ze stworami. Niestety, nici z tego związku. Zrezygnowany powąchał przedmiot.

-Eeee... Durna pozytywka nie chce grać!

Splunął na ziemię i uśmiechem zwrócił się do Dantlana. Zamierzył się.

-Łap!

Zupełnie nie zamarzając na poprzednie doświadczenia po raz kolejny od niechcenia rzucił mu kulę. Nie przejmując się zupełnie jej lotem, Feliks położył dłoń na rękojeści miecza u pasa.

-Co robimy?

Wyrzucił na prędze śledząc zezowatym wzrokiem i potwory i lecącą kulę.

-...tfujsddf... Przeklęta ooopozytywka...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 27-02-2009, 15:42   #49
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zagadka przedmiotu z pewnością dałaby się rozwiązać po odpowiednio długim namyśle. Może pierścienie należało poustawiać w odpowiedniej kolejności, dotykając to tu, to tam... Ale nie było czasu na to, by bawić się w wirujące pierścionki.

Wracali na plac.
Nie zwracali uwagi na marudzenie wiecznie niezadowolonego Dantlana, który koniecznie chciał zostać dłużej i szukać jakiegoś magicznego artefaktu. Całkiem jakby jednego ciekawego przedmiotu już nie znaleźli. Najwyraźniej mag nie uwzględniał faktu, że czas jakimś dziwnym trafem nie stał w miejscu.


Plac zmienił się i to dość znacznie.
Dziesiątki, a może i setki trupów spoczywały w najrozmaitszych pozach. Jedne z widocznymi ranami, zalane krwią, inne wyglądały tak, jakby zapadły w sen, z którego do teraz się nie obudziły.

Keith przyglądał się uważnie leżącym.
To z pewnością byli mieszkańcy miasta. Zmienili się przez te kilka lat, ale... Chociaż nie pamiętał dokładnie nazwisk, to jednak ich widywał.
Pochylił się, by sprawdzić, czy przypadkiem nie mają do czynienia z jakąś ułudą. Ale nie. To były prawdziwe ciała. Sztywne, cuchnące i zimne.
Rozejrzał się dokoła, jakby usiłując znaleźć osobę odpowiedzialną za tę hekatombę. Oczywiście nikogo nie zauważył.


Widząc otwarte drzwi do wieży zatrzymał się na moment.
Powodów takiego akurat stanu rzeczy mogło być kilka. Któryś z potworów mógł przypomnieć sobie fragmenty poprzedniego życia i zapukać...
Może Gihed zobaczył ich z daleka i otworzył drzwi, by szybciej weszli. Co byłoby miłe z jego strony i nad wyraz głupie.
A może mag postanowił opuścić zarówno wieżę, jak i miasto i pod ich nieobecność zrealizował ten zamiar. Co z kolei byłoby niemiłe z jego strony, ale jakże logiczne. W końcu ściągnęli na siebie potwory z okolicy...
Mimo wszystko Keith nie sądził, by Gihed mógł im wywinąć taki numer.

Na zastanawianie się, co dalej robić, nie było zbyt wiele czasu.
Za ich plecami pojawiła się dość liczna grupa różnorakich potworów, z których trzy przypominały nieco ich towarzysza.

- Czy są groźne? - spytał 'ich' stwora. - Wiesz coś o tych innych? Tych pełzających i człekokształtne?

- Tamte są na podobnym stadium rozwoju, jak ja, jednak poszły w innym kierunku ewolucji, którego nie znam. Za to te trzy, te materialne... One zawsze walczą do usranej śmierci, sukinsyny jebane.

Widać było i słychać, że po nabraniu ciała ich towarzysz stał się znacznie rozmowniejszy.

*Ciekawe, co też powie czy zrobi Dantlan* - pomyślał.

On sam wiedział, którą z paru możliwości działania by wybrał, ale ciekaw był, co genialnego wymyśli przemądrzały mag, który wreszcie będzie miał okazję w pełni zademonstrować działanie swoich szarych komórek.

- Za jakieś pół minuty tutaj dotrą - powiedział Keith.

Żałował odrobinę, że nie ma ciężkiej kuszy. Dopóki potwory nie zbliżą się bardziej, wszystko pozostawało w rękach magów.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-02-2009, 17:01   #50
 
Lavina's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znanyLavina wkrótce będzie znany
Trudno było Majo uwierzyć, że taki przedmiot mógł spowodować to wszystko. Przyglądała się mu z podejrzliwością i z zafascynowaniem. Mając to 'coś' przy sobie na pewno znajdą odpowiedzi na pytania, na które wcześniej trudno było komukolwiek odpowiedzieć. Choć mogła to być tylko złudna nadzieja.

Mała na jej rękach wtuliła się mocniej w jej ramiona. Zaczęło jej być coraz niewygodniej. Nie chodziło o ciężar dziecka ale o jej ogólne położenie. Bała się, że gdy zaatakują ich jakieś stwory, trudno będzie jej się bronić. Przecież potrzebowała obydwu rąk. Mimo wszystko wolała nieść ją sama i zdać się na towarzyszy.

*W razie czego, coś wymyślę.*
- pomyślała.

Plac pełen trupów i krwi napawał ją strachem.

*Skąd to się tu wzięło?!*
- przyglądała się zwłokom uważnie, rozpoznając wśród kałuż krwi kolejnych mieszkańców miasta. - *Przecież mieszkańcy są demonami, duchami, bestiami ... dlaczego oni...?*

Krok za krokiem. Lawirowała między martwymi ludźmi teraz spoglądając na wprost i tylko chwilami w dół, aby się nie potknąć.

*Zaraz dojdziemy do wieży.* - dodawała sobie sama otuchy i szła na przód. Widok otwartych drzwi w wieży, był dość nieoczekiwanym zwrotem wydarzeń. A zmierzające ku nim bestie były już kompletnie nie optymistyczną wersją ich położenia w tej sytuacji.

- Zasadzka ?! - syknęła przez zęby.
 
Lavina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172