Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2009, 17:53   #121
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tym razem poszło jeszcze gorzej.

Rzucone zaklęcie nie wywarło na wilkołaku żadnego wrażenia, zaś cios...
Trudno było mówić o jakimkolwiek ciosie. Bydlę było szybsze... A może miało więcej szczęścia niż rozumu... W każdym razie niedbałe machnięcie ręką odrzuciło Keitha na bok.
A gdyby miał troszkę szczęścia, wylądowałby na fotelu, a nie pod...


Powiedzieć, że zerwał się na równe nogi byłoby pewną przesadą. Wstał, co prawda z bronią w ręku, ale lekko zgięty.. I tym razem fotel okazał się dość pomocny...
Na szczęście nie jego udział w walce okazał się niepotrzebny.
Feeria barw i energii spływająca ze wszystkich stron sprawiła, że zamarł na chwilę. A potem, gdy po nagłym błysku światła znów można było wszystko normalnie widzieć, omal nie otworzył ust za zdziwienia.
Złośliwe bydlę zamieniło się z powrotem w słodkiego kociaka. Czyżby to był rodzaj testu? Zdali egzamin, więc zostali uznani za godnych przekroczenia progu?


Usiadł w stojącym obok niego fotelu i przez moment obserwował barwną kulę.
Wiedział, z czym ma do czynienia. Przynajmniej teoretycznie. Każdy, kto chociaż trochę parał się magią, słyszał pogłoski o takich przedmiotach. I niebezpieczeństwach, jakie się z nimi wiązało.
Prawdę mówiąc... niezbyt w coś takiego wierzył. Traktował to bardziej jako legendę... Mit... Marzenie o potędze...
A tu wirowała przed nimi pełna mocy kula, której kolor sugerował związek przedmiotu z tym, co działo się na zewnątrz.
Ale co z kulą zrobić?


Na chwilę oderwał się od tych rozważań. Kula nie zając, uciec nie mogła, A było jeszcze parę innych spraw do załatwienia...
Mdlić go już przestało, ale nie znaczyło to, że już jest dobrze. Poziom jego własnej energii był przerażająco niski. I jeśli nie był idiotą-samobójcą, to lepiej było energię uzupełnić.
Kula się do tego nie nadawała.
Z pewnością zawierała aż za dużo energii, tyle tylko, że nie można było jej do niczego wykorzystać.
Nie chodziło o to, że energia była nie taka, jak trzeba... Po prostu kula nie dawała sobie uszczknąć nawet odrobiny energii.
Sięgnął do zapasu, który miał pod ręką. Pierścień zawierał tyle mocy, że starczyłoby mu na wiele zaczerpnięć i prawie nie odczuł tego ubytku. Za to Keith był znów w pełni sił.
A tuż obok pojawiła się Vanya. W nieco gorszym stanie niż. on


- Pokaż - powiedział krótko Keith, wskazując na obwiązaną szmatą rękę.

Elfka odsłoniła zakrwawione ramię, spoglądając na mężczyznę z lekkim zdziwieniem w oczach.

- Mam szczęście, że był wkurzony, a nie głodny – stwierdziła siląc się na beztroski ton.

W oczach Keitha pojawił się cień uśmiechu.

- Masz coś przeciwko przyspieszonemu leczeniu ran? - spytał.

Spojrzała na niego z lekką podejrzliwością.

- Nie miałabym. A po tym będę miała jeszcze rękę? – spytała, a później machnęła lewą ręką. – Chcę się do czegoś przydać. Nie jestem oburęczna, niestety.

Keith odpowiedział nic nie mówiącym spojrzeniem.
Po sekundzie w jego oczach pojawił się wyraz koncentracji. Przesunął dłonią nad raną.
Vanya nie poczuła nic. Żadnego mrowienia, ukłuć, ciepła, zimna. Po prostu nic. Ale rana błyskawicznie zaczęła się zabliźniać. Po paru sekundach pozostała jedynie zaczerwieniona szrama.

- Zgrabnie - elfka odrzuciła zakrwawiony bandaż i obejrzała ramię. - Bardzo ładnie. Dziękuję.

Mówiąc te słowa uśmiechnęła się szeroko i ukłoniła lekko, dotykając palcami czoła.

- Połowa przyjemności po mojej stronie - Keith odpowiedział skinieniem głowy. - Nie byłaś kłopotliwą pacjentką.

- Dlaczego mi pomogłeś? - spytała i widać było, że nie potrafiła powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. - To znaczy... wydawało mi się, że nie lubisz... mnie... albo mojej rasy... Sama nie wiem czego. Czasem jesteście trudni do zrozumienia.

Keith przymrużył lekko oczy.

- Potrzebowałaś pomocy i walczyłaś po tej samej stronie. Czy to nie wystarczy? Postąpiłabyś inaczej?

Elfka zmarszczyła czoło.

- Masz rację. Nie postąpiłabym inaczej – stwierdziła, spuszczając wzrok. – Tylko wydawało mi się, że ludzie nie potrafią odsunąć na bok niechęci. Wybacz, jeśli cię uraziłam. Moją specjalnością nie są kontakty z ludźmi.

Keith pokręcił głową.

- Z pewnością nie czuję się urażony.

W tym momencie rozmowę przerwało im głośne pytanie zadane przez Feliksa.
Nie było chyba przymiotnika w pełni oddającego stopień niebezpieczeństwa. Dlatego też Keith ograniczył się do krótkiego, bardzo treściwego określenia.

- Groźne jak cholera.

Feliks najwyraźniej nie usłyszał. A może zlekceważył ostrzeżenie. Wyciągnął miecz, usiłując dźgnąć kulę.

- Stój, głupcze!

Keith zrobił krok do przodu z gorzką świadomością, że nie zdąży powstrzymać Feliksa. A potem stanął i patrzył.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-04-2009 o 18:00.
Kerm jest offline  
Stary 02-05-2009, 23:37   #122
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Po raz kolejny Lenard wyczekiwał na dobry moment do ataku, choć wcale nie sądził, że zdoła zadać jakieś śmiertelne rany ich przeciwnikowi. Okazja nadarzyła się dość szybko, kiedy potwór zaatakował Vanyę, elfka z pewnością dysponowała sporym doświadczeniem w walce, lecz przeciwko niesamowitej sile i szybkości nie miała szans. Wilkołak z dziecinną łatwością przyszpilił ją do ściany. Spoon nie mógł nawet wymarzyć sobie lepszej okazji do ataku, przekradł się za plecy przeciwnika i po chwili rzucił się do walki. Być może zwiodła go zbytnia pewność siebie lub to, iż nie docenił rywala, bowiem próba poszła fatalnie.

Bestia dość niespodziewanie porzuciła Vanyę by zaatakować Dantlana, zaś nim Lenard zdołał zorientować się co się stało, jego miecze już leciały w kierunku rannej elfki. Jednak najemnik w ostatniej chwili zmienił kierunek ostrzy, celowo utracił równowagę tak, iż jego broń jedynie przecięła powietrze nie czyniąc nikomu krzywdy. Akcji ta niemalże skończyła się jego upadkiem, lecz ostatecznie zdołał utrzymać się na nogach.

- Cholerna walka w tłoku! - warknął przez zaciśnięte zęby.

Po kolejnych desperackich próbach pozostałych towarzyszy Spoona stało się coś niezwykłego, w kierunku wilkołakach wystrzeliło kilka różnokolorowych promieni. Bestia szamotała się z bólu, jej ryk był niemal nie do zniesienia nawet dla wytrzymałego Lenarda, po chwili oślepiający blask spowił całe pomieszczenie. Gdy w końcu światło zniknęło na miejscu wilkołaka znów stał potulny, mały kotek.

Lenard
odetchnął z ulgą, wreszcie udało im się pozbyć potwora, choć największą w tym zasługę miał Dantlan. Jednak pozostali również dawali z siebie wszystko, często zresztą źle na tym kończąc. Najemnik mógł być zresztą zadowolony, gdyż jako jeden z nielicznych nawet nie został zraniony.

Żal mu było Tatra, krasnolud wykazał się nie lada odwagą i poświęceniem, lecz niewiele mu z tego przyszło. Nie było już dla niego żadnej szansy, Spoon wiedział o tym od razu, gdy zobaczył co się stało.

*Bogowie i tak by mu nie pomogli* - skomentował w duchu patrząc na Averre, po czym podszedł do ciała zmarłego towarzysza - *Bohaterstwo nie zawsze jest wskazane*

- To była dobra śmierć, zginął jak na wojownika przystało, w ferworze walki - rzekł po chwili.

Dopiero po chwili zauważył, iż pomarańczowa ściana zniknęła, tym samym otworzyła się przed nimi droga do kolejnego pokoju. Dobiegał z niego dziwny odgłos, jakby huczenie, lecz Lenard nie potrafił go do końca zinterpretować. Jak się okazało komnata nie była zbyt duża, zaś na jej środku stało dziwne urządzenie. Stale wirujące kraty broniły dostępu do fioletowej kuli z której energia ulatywała na zewnątrz poprzez dziurę w ścianie.

*Nie to niemożliwie...czyżby to była legendarna wszechrzecz? Ona naprawdę istnieje?*

Markus sporo opowiadał najemnikowi o Wszechrzeczy w czasie ich wspólnych podróży, jednak nawet mag powątpiewał w ich istnienie. Wszystko wskazywało na to, iż właśnie fioletowa kula była winna zagładzie Sarrin, lecz jak mogli zniweczyć jej działanie? Urządzenie było idealnym zabezpieczeniem, więc pozostawało im tylko w jakiś sposób je wyłączyć. Oczywiście nie było to zadanie łatwe i Spoon doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jakakolwiek próba oddziaływania na Wszechrzecz mogła zakończyć się tragicznie, zresztą nawet przebywanie w jej otoczeniu było niebezpieczne.

Nim najemnik zdołał przemyśleć sprawę do akcji wkroczył Feliks, który chciał rozwiązać problem na swój własny sposób. Keith krzyknął by go powstrzymać, lecz pijak nie przejął się zbytnio głosem towarzysza. Lenard początkowo miał zamiar zareagować, powstrzymać w jakiś sposób Wróbla, jednak po przemyśleniu wszystkich za i przeciw postanowił nie interweniować. Najemnik doszedł do wniosku, iż w najgorszym wypadku pijak może tylko sobie zrobić krzywdę, a tym niezbyt się przejmował.

- Niech robi co chce, jeżeli nie ma dość rozumu by stać spokojnie niech się przekona jak kończą głupcy - powiedział do Keitha po czym odsunął się na bezpieczną odległość.

Decyzja pijaka nie była zbyt mądra, jednak dzięki niej mogli się dowiedzieć co im grozi. W końcu, prędzej czy później będą próbowali poradzić sobie z kulą, a w tedy przyda im się każda dostępna wiedza, także ta o jej zabezpieczeniach.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 03-05-2009 o 00:22.
Bebop jest offline  
Stary 03-05-2009, 17:03   #123
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Po skończonej walce wszyscy byli zmęczeni, z krasnoludami włącznie.
Jak się po chwili okazało, kotek też był zmęczony, bowiem zwinnie skoczył pierw na oparcie fotela a potem na szczyt regału z książkami, by tam się przeciągnąć i położyć.

Wszyscy wiedzieliście, że normalny kot nie byłby w stanie pokonać pojedynczym skokiem odległości z fotela do regału, jednak nikogo to już nie dziwiło.

Podczas gdy większość zajmowała się sobą, Feliks chwycił miecz i postanowił coś zrobić z kulą. Mimo nagłych protestów ze strony Keitha, Wróbel zaszarżował na Wszechrzecz mijając po drodze Vanyę.

Wszyscy wstrzymali oddech, kiedy ostrze miecza zbliżało się do kuli. Jednak nagle rozległ się hałas podobny do tego kiedy ktoś ostrzył narzędzie na kamiennym kole.

Okazało się, że wirująca klatka zetknęła się z mieczem Feliksa, jednak pijak ani myślał popuścić – napierał dalej nie zwracając uwagi na fakt, iż nie ma najmniejszych szans ze stalowymi kratami, ani na to że kula przestała nagle wysyłać energię w górę…

Po kilku sekundach zmagania się z klatką, Feliks odleciał w tył uderzony strumieniem energii. Chrupnęło, kiedy uderzył prawym ramieniem w ścianę. Stało się to nadzwyczaj szybko – magia uderzyła go z taką siłą, że w uderzonej kamiennej ścianie pozostało wgniecenie!

Zaś miecz Wróbla… powirował jeszcze przez chwilę wraz z klatką, by równie nagle przelecieć przez całe pomieszczenie w ułamku sekundy i wbić się w drewniane drzwi. Fioletowa Wszechrzecz, nie niepokojona już przez pijaczynę, wróciła do swojego zajęcia wysyłania energii przez sufit.

Feliks jęknął i próbował się poruszyć, jednak ból mu to uniemożliwił. Nie mógł ruszać prawą ręką, miał lekki wstrząs i czuł jakby miał zaraz puścić pawia.
Co zresztą się po chwili stało – czerwona część dywanu została zabarwiona różnokolorową treścią żołądkową Wróbla. Jednak były dobre strony takiego wypadku – przynajmniej nie będzie miał kaca jeśli zdecyduje się wytrzeźwieć.

To jednak nie był koniec dziwnych zdarzeń w pomieszczeniu, bowiem po chwili wgłębienie w ścianie się samo naprawiło – kamień jakby sam się nadmuchał i ściana była jak nowa.
Zdziwieni spojrzeliście na stolik, od którego Feliks wcześniej odrąbał drewnianą nogę – ta również była już na swoim miejscu.

Następnie popatrzyliście na miskę, jednak owoce się nie „odrodziły”.

- Eee… - powiedział Kotraf patrząc to na kulę, to na Feliksa i jego miecz wbity w drzwi. – Możemy już stąd iść? Jakieś takie ciarki mnie przechodzą kiedy Se pomyśle co to fioletowe diabelstwo może jeszcze wymyślić…
Reszta krasnoludów zdawała się z nim zgadzać.
 
Gettor jest offline  
Stary 07-05-2009, 20:40   #124
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Nie mogla. Stojac z naciagnieta cieciwa wpatrywala sie w stworzenie, ktore jeszcze chwile temu bylo bezbronnym kociakiem. Nie mogla strzelic nawet jezeli od tego zalezaloby zycie jej czy ktoregos z czlonkow druzyny. Mimo iz wszyscy bez mrugniecia okiem przeszli w stan gotowosci do walki z nowym zagrozeniem, ona wciaz widziala w nim tylko malego, rudego kociaka. Jak mogla stanac z nim do walki? Przeciez powinna chronic niewinnych, pomagac im, niesc radosc i swiatlo za wstawiennictwem Absinthe. W tym miejscu nie czula jednak zadnego wstawiennictwa, a jedynie bezradnosc w obliczu zla i niesprawiedliwosci.
Powoli opuscila bezuzyteczna bron i ostroznie wycofala sie poza centrum wydarzen gdzie jedynie zawadzala.

Dlaczego nie czuje twej jasnosci? Dlaczego swiatlo twej dobroci nie rozjasnia mrokow w ktorych tak nagle sie znalezlismy? Zrobilam cos zlego? Czyms cie obrazilam? Dlaczego mnie opuscilas?


Pytania pozostaly jednak bez odpowiedzi.

Smierc Tatra wstrzasnela nia bardziej niz chciala sie do tego przyznac. Poczucie bezsilnosci uderzylo w nia niczym mistrzowsko wymierzony cios miecza zaglebiajacego sie w radosnie dotad bijace serce.

- Cholera jasna! Jesteś kapłanką! Nie możesz poprosić swojego bóstwa czy coś?

Slowa mezczyzny sprawily bol rownie mocny co celny, wymierzajac policzek w jej powolanie. Coz bowiem znaczy kaplanka, ktora opuscila jej bogini? Poczucia beznadziejnosci nie poprawilo nawet uleczenie Honoguraiego, ktore, jak doskonale zdawala sobie z tego sprawe, bylo mozliwe jedynie dzieki tej resztce energi jaka zostala jej po wyczarowaniu tarczy tam na gorze. Mimo to usmiechnela sie do wojownika i skinela lekko glowa w odpowiedzi na podziekowanie.

Walka trwala dalej. Averre bezsilnie przygladala sie jak kolejne osoby odnosza w jej wyniku rany. Jakze trudno bylo stac z boku majac u swych stop niezyjacego krasnoluda.

- To niesprawiedliwe...

Rzucila cicho w strone nieruchomego ciala.

- Tak nie powinno byc. To sie w ogole nie powinno zdazyc. To niesprawiedliwe! Niesprawiedliwe! Poprostu niesprawiedliwe..

Dlonie same zacisnely sie w piesci. Cichy szloch wstrzasnal drobna postacia dziewczyny gdy przenosila wzrok z krasnoluda na wilkolaka i spowrotem. Co miala robic? Walczyc? Mscic sie za smierc tergo dzielnego mezczyzny? Porzucic swoja wiare w dobro drzemiace w kazdej zyjacej istocie i .. zabijac?
Slone lzy srebnymi strumieniami splywaly po bladych policzkach kaplanki opadajac na przybrudzony material sukni.

Co mam robic? Co powinnam uczynic by to szalenstwo wreszcie sie skonczylo? Doradz mi Absinthe co czynic by samej nie stac sie jego ofiara, by nie zboczyc z twej jasnej sciezki, by byc im pomoca gdy beda tego potrzebowali...

Nie spodziewala sie odpowiedzi. Wszak nie czula ciepla bogini odkad znalazla sie w tym miejscu. Odpowiedz jednak nadeszla rownie niespodziewana co kojaca.

Nie poddawaj sie corko. Badz im swiatlem w oceanie ciemnosci. Nies radosc gdy pograza sie w smutku, wiare gdy zwatpia w swe sily, pokaz im dobro gdy nie beda widziec niczego poza zlem. Miej wiare i pamietaj, ze zawsze jestem przy tobie.

Wraz z glosem Absinthe splynelo na nia swiatlo odzielajac ja od mroku beznadziejnosci. Usta same ulozyly sie w lagodny usmiech, a oczy wypelnily bezmiarem ciepla. Wiedziala teraz, ze bogini nigdy jej nie opuscila, a jedynie ona sama zamknela jej droge do swojego serca. Nie zrobila niczego zlego poza poddaniem sie wszechobecnemu smutkowi. Teraz gdy czula w sobie jasnosc ledwie mogla uwierzyc, ze okazala sie az tak slaba. To sie jednak juz nigdy nie powtorzy.

W miedzyczasie walka z wilkolakiem zostala zakonczona. Maly, rudy kociak wygodnie usadowil sie na regale z ksiazkami, a druzyna dorobila sie kolejnego poszkodowanego. Nie mozna tez bylo przegapic kuli energii, ktora najwyrazniej byla odpowiedzialna za zaglade miasteczka i wszedobylska fioletowa mgle. Averre doszla do wniosku, ze najlepiej bedzie zajac sie najpierw rannymi, ktorzy byli jak sie okazalo jedynymi pozostalosciami po starciu z "kotkiem" jako ze pokoj w najlepsze powrocil do poprzedniego stanu. Kula nigdzie raczej nie planowala uciekac.
Nim jednak pospieszyla na ratunek rannym postanowila sprobowac jednej rzeczy, ktora niespodziewanie przyszla jej do glowy. Ostroznie, tak aby go nie przestraszyc, zblizyla sie do regalu na ktorym lezal kot. Usmiechnawszy sie do zwierzaka przymilnie zapytala:

- Moj maly, madry przyjacielu, moze ty znasz sposob na powstrzymanie tego zla, kotre zawladnelo miasteczkiem nad nami i skierowanie energi z tej kuli w miejsce gdzie nie bedzie zagrazac niewinnym?

Kociak o dziwo zareagowal na jej slowa. Wstal, przez chwile spogladal na nia, zastrzygl nawet uszami. Co z tego skoro nastepna rzecza jaka zrobil bylo ulozenie sie spowrotem bez najmniejszego nawet slowka odpowiedzi. Nieco zawiedziona i troche zawstydzona swoim zachowaniem odworcila sie do reszty z przepraszajacym usmiechem.

- Skoro jako bestia mowil .... Chcialam sprobowac.

Rzucila gwoli czesciowego wyjasnienia swojego dziwnego zachowania po czym ruszyla w strone Feliksa. Ostroznie omijajac kolorowa plame na dywanie uklekla przy biedaku proszac jednoczesnie boginie o moc potrzebna do wyleczenia nieszczesnika.

- Lez spokojnie.

Kierujac sie podpowiedzia plynaca z energii, ktora szczesliwie zostala obdarowana, dotknela prawej reki. Czujac jak lecznicza sila przeplywa powoli przez jej palce poslala pocieszajacy usmiech w kierunku mezczyzny. Reka byla w naprawde oplakanym stanie. Sila uderzenia w sciane niemal calkiem ja zmiazdzyla nic wiec dziwnego, ze proces leczenia trwal dosc dlugo. Gdy jednak wreszcie odjela swoje dlonie wszelkie slady uszkodzen zniknely.
Uznawszy, ze zrobila wszystko co bylo jej dane zrobic aby mu pomoc, rozgladnela sie za kolejnym poszkodowanym. Jej wzrok padl na krasnoluda z poszarpana reka. Podniosla sie wiec z kleczek ruszyla wiec w jego strone po raz kolejny proszac boginie o dar uzdrawiania i po raz kolejny go otrzymujac. Nastepnym w kolejce byl ten, ktorego juz wczesniej miala okazje leczyc. Honogurai wygladal dosc marnie z twarza cala we krwi wydobywajacej sie ze zlamanego nosa. Obdarowujac go wczesniej kolejnym ze swoich podnoszacych na duchu usmiechow, delikatnie przylozyla dlonie do twarzy mezczyzny by po chwili odjac. Nastepnie pochyliwszy sie oderwala troche materialu z sukni i ostroznie starla krew.

- No, teraz lepiej.

Powiedziala radosnie po czym ruszyla w strone Kotrafa, ktorego prawa reka wygladala na zlamana.

- Pozwol, ze zajme sie twoja reka Kotrafie.

Czujac jak zmeczenie powoli zaczyna dawac sie jej we znaki zaczela cicha modlitwe o moc dzieki ktorej dane jej bedzie go uleczyc.

- Dobra bogini zwroc swe laskawe spojzenie na cierpienie dzielnego wojownika. Pozwol swej slozce ulzyc mu w bolu i przywrocic dawna moc by ponownie stanac mogl do walki z silami zla kalajacymi swa obecnoscia ten swiat. Nie szczedz mu swej laski, o pani, aby jego poswiecenie nie uszlo bez nagrody.

Poczula radosc gdy po raz kolejny uzdrowienie bylo jej dane. Odrywajac dlonie od reki krasnoluda wyszeptala krotka modlitwe dziekczynna, a nastepnie nieco znuzonym glosem zapytala.

- Wbijanie miecza nie podzialalo, kot tez nie okazal sie rozmowny, macie jakies inne pomysly? Moze zatkac w jakis sposob ten otwor lub sprobowac skierowac ta energie ponownie do kuli?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 08-05-2009, 09:37   #125
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z pewnością w pytaniu Kotrafa tkwiło wiele prawdy.
Najlepiej by uczynili, gdyby zostawili kulę i zniknęli stąd jak najszybciej.
To, co kula zrobiła z mieczem Feliksa świadczyło o potędze artefaktu. Szkoda tylko, że regenerowała jedynie meble i ściany.
Rannymi musieli się zająć sami. Dobrze, że Averre miała dość mocy, by uzdrowić wszystkich. Ale nawet ona nie potrafiła wskrzesić krasnoluda...
Tak... Obrócić się plecami do kuli i odejść. Zapomnieć o tym, co się zdarzyło.
Ale nie mogli.
Coś z tą kulą trzeba było zrobić...


Keith odwrócił się plecami do kuli i podszedł do ściany, w którą uderzył Feliks, gdy kula odrzuciła go z całym impetem.
No tak, nie mylił się.
Wgłębienie, które powstało w ścianie, powoli się wypełniło.
To było co najmniej dziwne. Nie to, że ściana odrosła...
Siła uderzenia powinna była zrobić z Feliksa mokrą plamę na kamiennej ścianie. Jakim cudem tak się nie stało? Feliks był twardszy niż kamień?
Wątpliwe. Gdyby tak było, z pewnością nie miałby potrzaskanej ręki, a to tym właśnie świadczyło jego zachowanie.


Keith podszedł do kotka, z którym przed chwilą usiłowała porozmawiać Averre.
Zamierzał wziąć kota na ręce i zanieść w pobliże kuli. Jednak kicia jakby wyczuła jego intencje i, leniwie, bez pośpiechu, wstała i przeniosła się kawałek dalej.
Nie miał zamiaru uganiać się za kotem.

*Nie chcesz, to nie będę cię zmuszać, kiciu* - pomyślał.

Miał wrażenie, że w oczach zwierzaczka zapaliły się i zgasły iskierki. Całkiem, jakby myśli Keiha dotarły do kotka i rozbawiły go. Aż dziw, że nie pokazał Keithowi języka.


Próba wykorzystania kota do rozwiązania problemu kuli zakończyła się, przynajmniej chwilowo, niepowodzeniem.
Tylko czemu kot nie chciał się zbliżać do kuli... Bał się jej?
Feliksowi nic się nie stało, dopóki kuli nie zaczepił. A nawet wtedy nie stało się to od razu, a dopiero wówczas, gdy stał się zbyt nachalny.

Keith wszedł do pomieszczenia z kulą.
Duże nie było... Jedna czwarta sąsiedniego pokoju.
Niestety nigdzie nie było żadnej dźwigni. Ani przycisku ozdobionego strzałką lub napisem "Wyłączenie kuli".

Wyciągnął rękę z pierścieniem w stronę kuli i po chwili poczuł opór. Całkiem jakby oba przedmioty się odpychały. Im bliżej, tym przeciwdziałanie było mocniejsze.
Nie zamierzał sprawdzać, co by się stało, gdyby odległość stała się zbyt mała. Może spotkałby go los Feliksa.
A gdyby tak...
Wyciągnął książkę.
Tu opór był dużo mniejszy. Ale i tak nie miał zamiaru sprawdzać, czy postukanie książką w wirującą klatkę da pozytywny efekt. Klateczka najwyraźniej nie przepadała za fizycznym kontaktem.

Przyjrzał się dokładnie kuli.
No, w miarę dokładnie. Fioletowy kształt wielkości pięści był nieco przesłonięty przez wirujące pręty.
Czy kształt tej piramidkowatej klatki miał jakieś znaczenie? Pięć 'schodków' w kształcie pierścieni. Pięć stóp średnicy podstawy, pięć wysokości...
Kojarzyło mu się to troszkę z tamtą kulą, którą rozszyfrowali Valrod i Red. Tamten przedmiot dało się zamienić w pierścień i uwolnić szafir... A tu?
Nie wyglądało na to, by klatka miała gdzieś jakiś zamek czy coś, co umożliwiłoby jej otwarcie. A nawet gdyby... To co dalej?

Fioletowa kula wielkości pięści.
Prawie nic, a tyle energii.
Jak ktoś mógł coś takiego zbudować... W dodatku kula ciągle emanowała energią. Skąd ją brała? Sama wytwarzała? Magiczne perpetuum mobile?


Tak, bez wątpienia Averre miała trochę racji. Gdyby skierowali energię do kuli... Mogliby otrzymać ciekawe efekty.
Razem z wielkim BUM, przy którym tragedia, jaka spotkała Sarin byłaby zdarzeniem nie wartym wzmianki w kronikach.
Poza tym nie bardzo mógł sobie wyobrazić, w jaki sposób mogliby to zrobić. To nie promień światła, który mogli skierować gdzie indziej wykorzystując lusterko.
Tu trzeba by użyć magię. W ilościach trudno wyobrażalnych.
Albo szare komórki.


Keith jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu, a potem wrócił do pozostałych.
Może jak usiądzie w fotelu i przez chwilę pomyśli...
Machinalnie otworzył książkę, której dotąd nie schował.

*No, mądralo, jak wyłączyć kulę?* - spytał.

W zasadzie nie spodziewał się odpowiedzi. Ostatnie doświadczenia z tym egzemplarzem książki nie były zbyt udane...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-05-2009 o 15:14.
Kerm jest offline  
Stary 08-05-2009, 16:43   #126
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Vanya nie zastanawiała się dłużej nad poczynaniami Keitha. Ludzie byli dla niej zmienni niczym wiatr lub morze. Byli kapryśni i uprzedzeni. Czasem wydawało jej się, że w ogóle nie posługują się rozumem. Zbyt popędliwi, zbyt zapatrzeni w siebie. Nierozgarnięci jak małe dzieci.
Keith pokazał jej, że w gruncie rzeczy są podobni. I chyba właśnie tego podobieństwa nie chcieli zaakceptować.
Ale zaczynali ją fascynować. Chciała ich poznać i zrozumieć. Z drugiej strony jednak wciąż odpychała od siebie tą myśl i te uczucie. Musiała je zdusić w zarodku, bo już nigdy więcej nie będzie mogła służyć w Straży. Jeśli wyjdą z tego cało to Vanya już nigdy nie spojrzy na pograniczne walki tak samo jak wcześniej. Nigdy.
Spojrzała na wirującą kulę i obeszła ją dookoła. Pamiętała legendy o tym zjawisku. Powtarza się je każdemu adeptowi w czasie szkolenia magicznego. Wszechrzecz. Źródło wszelkiej magii. Przedmiot stworzony przez bogów. Vanya zatrzymała się naprzeciw swojej grupy. Jedynym, co ją oddzielało od nich to właśnie ta kula.
Vanya wyciągnęła swój miecz z pochwy, uklękła i złożyła miecz na kolanach. Wpatrywała się w kulę analizując ich położenie. Oddychała głęboko, tak jak uczył ją kiedyś ojciec, a myślom pozwoliła płynąć nie skupiając się na konkretnych sprawach.
„Czy kula nie powinna emitować energii z siebie falami?” – zapytała się w myślach. – „Energia powinna rozpraszać się po całym świecie, a nie kumulować się w jednym miejscu. Ktoś, niezwykle potężny, uszkodził ten boski przedmiot.”
- Myślę… - zaczęła spokojnie, ale zawahała się na moment. Słowa wygłoszone na głos zabrzmiałyby idiotycznie, ale postanowiła podzielić się z resztą swoimi spostrzeżeniami. – Myślę, że ta kula… Sfera Wszechrzeczy… jest uszkodzona.
Widząc zdziwione spojrzenia odwróciła głowę w stronę kuli.
- To jest źródło wszelkiej magii na świecie, o czym dobrze wiecie – stwierdziła wpatrując się intensywnie w obracającą się klatkę. Dobieranie odpowiednich słów w ludzkim języku było dla niej coraz trudniejsze. – Więc skoro tak jest to energia powinna być emitowana „falowo”… to znaczy… powinna się rozpraszać po świecie… jak zapachy. A tutaj… jest jeden strumień…
Vanya oderwała w końcu wzrok od sfery i spojrzała na swoich towarzyszy.
- Może… ktoś z nas powinien poprosić bogów o pomoc? – spytała. – Ja nigdy się do nich nie zwracałam więc… nie jestem odpowiednią osobą.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 08-05-2009, 16:57   #127
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Uleczony Feliks wyskoczył jeszcze za bardzo nie kontaktując co tak właściwie się stało. Zaczął wymachiwać mieczem, pięściami, chować miecz, wyjmować drugi i jeszcze raz krzyczeć w stronę Wszechrzeczy. Schował broń, westchnął obrzydzał wszystkich wielce obłędnym spojrzeniem.

-Coś mnie ominęło?

Ruszył zygzakowatym krokiem w stronę drugiej ściany jeszcze nie mogąc dojść do siebie. Plunąłna ziemię.

-Eeeee... Tjo chciało mnie ubić?

Usiadł na ziemi i wadząc palcem po podłodze zaczął mówić czasem mniej, czasem bardziej składnie.

-Tjo... Tjo czos jost! Jak mówiłem... Pomiontaćie tego maga? Te story które nie wiadomo kiiiiedy się pojawiły? Cofnięcie czasu dla komnaty? Może... Może to nie tyle cała magia co źródło tylko jednego aspektu, ksa!

Wielki wysiałem umysłowy pijaczyna artykułował słowa. Widać, że Wróblowi nie służyło mu to kompletnie. Zrobił głupawą minę, oparł się o ścianę i przymrużył oczy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 09-05-2009, 01:16   #128
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wilkołak obrał sobie za cel niewłaściwego przeciwnika. Starał się najbardziej zaszkodzić Dantlanowi, a właściwie unieruchomić go na wieki.

Mag uśmiechnął się tylko szyderczo, widząc jak stwór ignoruje Feliksa, któremu zacięła się broń, a także Keitha, który rzucił zaklęcie, którego Wilkołak uniknął.

Tymczasem istota zajęła się Vanyą, która stała niedaleko Lisa. To tam przed chwilą stał Mag.

Atak Elfki został sparowany, zaś sama ona przyszpilona do ściany, ale oprócz tego nic jej się nie stało, ponieważ to nie ona była obiektem zainteresowania stworzenia.

Oprócz tego swoich sił spróbował jeszcze Lenard, lecz nie zdążył, ponieważ Wilkołak odwrócił się ku Dantlanowi, który tylko na to czekał.

Magia chciała, by Mag uwolnił ją teraz. Natychmiast! Nie mniej jednak nie nadszedł jeszcze właściwy czas. Jeszcze chwila. Jeszcze tylko moment...
Nagle bariera zniknęła, a zmaterializowane dyski pomknęły ku istocie, zagłębiając się w ciele.

Od tej chwili miał Wilkołaka na smyczy, ale tamten próbował wyrwać się z uwięzi, przez co stał się jeszcze bardziej niebezpieczny dla otoczenia... a raczej dla tych, którzy stali blisko niego.

Dlatego też Lis omijał stworzenie, spokojnie i niespiesznie, zbierając przedmioty.

Zaklęcie nie wymagało podtrzymywania, gdyż tak właśnie zostało sformułowane, by reagowało na jego położenie i ruchy Wilkołaka.

-Cóż za głupiutkie, słodziutkie stworzonko-syknął cicho, lecz jak zwykle, jego głos był zadziwiająco dobrze słyszalny.

-Ból będzie mniejszy jak nie będziesz się wiercił-tan jednak nie usłyszał lub nie chciał słyszeć.

Natomiast Keith próbował atakować Wilkołaka, w czym Lis kompletnie nie widział sensu. Ponadto wszystko wyglądało nadzwyczaj zabawnie.

Wojownik idzie do Wilkołaka z mieczem, idzie, pac! Wojownika nie ma. Pojawia się natomiast przy kominku, na fotelach. Cóż za niezwykła teleportacja!

Widać było, iż Keith jest zielony na twarzy, ale nic mu nie było. W gruncie rzeczy wylądował na miękkim.

Podobnie sprawa miała się z Feliksem, lecz ten poradził sobie lepiej, omijając łapy Wilkołaka i starając się zrobić z niego szatkowane warzywko.

Vaelen rzucił w stworzenie kulą z domeny Śmierci, ale poraz kolejny nie trafił. Zezik.

Tymczasem Patro gotów był do oddania strzału i trafił. Tym razem Wilkołak poczuł wbijający się bełt, zaś dwaj Krasnoludowie rzucili się na istotę, natomiast Halg podbiegł do regału z książkami po swoją kulę.

Dantlan postanowił się pospieszyć, ponieważ nie mogli sobie pozwolić na stratę ani jednego Krasnoluda więcej.

Miał przy sobie wszystkie owoce, ale nie miał czasu na ich spokojne układanie. Zaczął nimi rzucać po pomieszczeniu, idealnie trafiając za każdym razem.

Oczywiście nikt nie dostrzegł tego, iż Wilkołak nie mógł się ruszać i lgnęli do niego jak muchy do lepu.
Nikt również nie zauważył tego, że Lis nie walczy razem z nimi, ale zbiera sobie owoce.

Tym lepiej dla Dantlana, który spokojnie rzucał, a kiedy tylko owoc lub warzywo zetknęło się z przedmiotem o takim samym kolorze, wsiąkało w niego, natomiast cały mebel zaczynał świecić własnym światłem.

Promienie światła ze wszystkich świecących rzeczy, lecąc w stronę Wilkołaka i trafiając idealnie.

Stworzenie zaczęło się rzucać jeszcze bardziej oraz ryczeć, wypełniane wszystkimi kolorami. Dźwięk stał się na tyle silny, iż zaczął powodować ból głowy, który wzmagał się.

Mag pospiesznie zatkał uszy, ale nie wiele to pomogło, gdyż zakręciło mu się w głowie i upadł, ledwo trzymając się.

Przez chwilę przeszło mu przez myśl czy nie rzucić na siebie zaklęcia, które jako pierwsze rzucił na stwora. Szczelnie zatkałoby mu uszy.
Nagle zdał sobie sprawę z bezsensowności pomysłu, ponieważ ten będzie darł się tylko przez pewien czas, zaś energia zostanie stracona.

Nagle zauważył Honoguraia, który potknął się o stolik i sam sobie złamał nos, uderzając nim o blat.

Dantlan nie mógł, a raczej nie chciał powstrzymywać się od szyderczego uśmieszku.

Widział natomiast, iż Averre nawet nie próbuje pomóc Krasnoludowi, co oznaczało, że tamten nie żył.

Tymczasem Wilkołak zaczął świecić jak choinka, by nagle zgasnąć.

-Przepalił się-westchnął Dantlan, patrząc na kotka liżącego sobie łapkę.

-No i co, kotku? A teraz zmykaj pchlarzu-warknął.

Niestety Kotraf złamał rękę. Coś z tym trzeba było zrobić, lecz Averre pomyślała o tym samym nim Dantlan zdołał wypowiedzieć choć jedno słowo.

Tymczasem Vanyą zajmował się Keith, więc on mógł zobaczyć co kryje się za ścianą, której tak zaciekle bronił Wilkołak.

Było to pomieszczenie o podobnej wielkości oraz białych ścianach, zaś w suficie była dziura. Na środku pokoju znajdowało się źródło hałasu, czyli obracająca się formacja w kształcie piramidy, lecz o podstawie w kształcie koła. Owa formacja była złożona z metalowych prętów, które były wytrzymalsze niż inne. Nie ulegały wpływowi czasów.

Nie mniej jednak to, co znajdowało się po środku, wzbudziło zainteresowanie Dantlana na tyle, że zamilkł, stając jak wryty.

Stał przed Wszechrzeczą, jedną z sześciu na całym świecie. Był to przedmiot o największej niemal nieskończonej mocy magicznej. Takiej kuli nie powstydziliby się bogowie, a on miał ją na wyciągnięcie ręki.

Ta Wszechrzecz miała kolor fioletowy i emanowała mocą, która strumieniem wypływała przez dziurę w suficie. To dlatego Sarrin jest takie, jakie jest.

Nagle poczuł, że coś jest nie tak i... zdał sobie sprawę z tego, że z wrażenia przestał oddychać!

Lis wiedział, iż jest to niebezpieczne i nie wolno się zbliżać, więc podszedł na odległość, na którą mógł sobie pozwolić, po czym zaczął intensywnie wpatrywać się w kulę, zaś jego oczy błyszczały groźnie.

Było w nich coś drapieżnego, nieposkromionego oraz chciwego. Patrzył na kulę jak na ofiarę, drapieżcę, kobietę, władcę, sługę, skarb...

Nagle ruszył z miejsca, zaczynając krążyć wokół niczym tygrys, polujący na swoją ofiarę. Zawracał nagle, by przyjrzeć się danemu miejscu ponownie, po czym ponownie ruszał w poprzednią stronę.

Początkowo myślał o pobieraniu energii z kuli.

Wiedział, że do pobrania magii potrzebna jest odległość dwóch mil, lecz on nie potrafił jej czerpać z tej odległości. Myślał o wprowadzeniu kostura w ruch tak, by poruszała się, nakreślając szczytem sferę kuli. Wtedy istniałaby taka możliwość, ale nie potrafił zakazać kuli, by oddała choć trochę sił, a już wyemitowanej magii nie można było ponownie pobrać.

Nagle postanowił sprawdzić książki. Był ciekawy czy w obliczu takiej siły zaczną mówić.

"Nie rozumiem pytania... odłóż mnie i zadaj je ponownie, dobra?"

Kiedy odczytał te słowa, uśmiechnął się, wychodząc z pomieszczenia i siadając na fotelu. Postanowił zadać pytanie kontrolne.

"Co to jest Wszechrzecz?"

"Wszechrzecz? A skąd ja mam wiedzieć?"

"A co wiesz?"

"Oo, znam odpowiedź! Znam legendę rozdzielenia kontynentów, chcesz posłuchać?"

"Chętnie"

"No więc to szło tak:

Setki, wręcz tysiące lat temu Mir Aure i Roggana były jednym kontynentem, który nazywał się właśnie Mir Aure.
Kontynent ów wyglądał prawie tak samo jak dwa kontynenty dziś - tylko że był połączony: jego północ i południe były jednym, a łączyły je dwa przejścia, które dziś są cieśninami, zaś ogromne może, które dzisiaj okala Rogganę, było jeziorem wewnętrznym.
Na samym kontynencie nie działo się dobrze - na południu żyli ludzie, na północy zaś orkowie. Konflikt był nieunikniony i faktycznie wybuchła wojna.
Dwie wielkie armie kroczyły na siebie dzieląc się każda na dwie części by stoczyć walkę w dwóch przejściach między północą a południem.

Jednak Panteon Bóstw nie patrzył na tą wojnę przychylnie, więc wszyscy, dobrzy wówczas, bogowie zgromadzili się i połączoną mocą rozdzielili kontynent na dwoje - Mir Aure i Rogganę.

Zarówno ludzie jak i orkowie przerazili się tą manifestacją boskiej mocy i nie odważyli się użyć floty by przebyć nowo powstałą przeszkodę. I zapanował pokój, zanim jeszcze został zakłócony.
...
Ale to tylko legenda, wiesz... "


"W każdej legendzie jest chociaż ziarno prawdy. Jednak teraz potrzebuję twojej pomocy. Stoimy właśnie przed kulą, będącą jednym z najpotężniejszych źródeł magii na świecie. To właśnie Wszechrzecz. Jednak wokół kręci się konstrukcja z metalu. Wiesz może, jak ją zatrzymać?"

"Eee... ten znowu o tej Wszechrzeczy. I jeszcze jakaś konstrukcja, pomocy! Ja nic nie wiem!"

"Czy inne książki mogą wiedzieć?"

"Pewnie tak, ja mam dość ograniczoną wiedzę... hahaha"

"A możesz mi podać spis, co wiesz?"

"Hmm... to będzie...
1. Legenda...
2. Legenda...
i... ooo!
3. Legenda!"


"A możesz sprecyzować, jakie legendy?"

"... to był sarkazm. Znam tylko jedną, dopiero co ją przedstawiłem."

"No to wzbogaciłem cię o skromną wiedzę, ale wiedzę, na temat Wszechrzeczy"

"No fakt, wzbogaciłeś mnie, choć nie wiem co z tego wynika... przynajmniej dla Ciebie..."

Książka wyraźnie nic nie wiedziała, więc postanowił ją odłożyć, ale najpierw zadać jeszcze kilka pytań.

"Czy możesz porozumiewać się z innymi książkami?"

"Co? Nie. Nie widzę powodu dla którego mógłbym to móc... a przynajmniej ten kto mnie napisał nie widział."-po tym zamknął książkę i ponownie schował ją do kieszeni.

Był jednak ciekaw, co identyczna książka mu powie, więc wziął ją do ręki.

"To ty?"

"Ja? A co rozumiesz przeze mnie?"

"Czy to z tobą rozmawiałem przed chwilą?"

"Nie, raczej nie. Od dłuższego czasu z nikim nie "rozmawiałam"

"A czy możesz mi zaprezentować swoją wiedzę? Na początek wystarczą same tematy."

Książka znała jednak tą samą, jedną legendę, co poprzednia, więc tą również odłożył, biorąc następną. Skierował do niej myśl o ukazaniu tego, co wie.

"Ja? Zdaje się że jestem niewielkim zielnikiem... tyle że znam tylko najbardziej popularne zioła..."

"Możesz je wymienić?"

"To będzie... liść hargatoru... nartagor... kwiat wojny... poelisticilus... i krzew fertergu."

Wszystkie wymienione znał bez książki.

Kolejne przedstawiały informacje o Elfach:

"Elfy były kiedyś jednym narodem i jedną nacją. Jednak nastał między nimi podział na dwa obozy – w pierwszym byli wszyscy myśliciele i inteligencja, zaś w drugim żołnierze i pracujący fizycznie. Powodem konfliktu była oczywiście polityka i wybór nowego władcy – każdy z obozów miał swojego kandydata.

Zwrócili się więc o pomoc do bogów – pierwszy obóz do Saraiffiego, boga wody, zaś drugi do Paeriosa, boga słońca. Bogowie odpowiedzieli na wezwanie swoich nowych wyznawców i dali im moce by zwalczyli opozycję. Jednak okazało się to niemożliwe – mimo iż nowe elfy różniły się od siebie znacznie, nikt nie mógł pokonać drugiego.

Więc wyznawcy Saraiffiego zwyczajnie ustąpili opuszczając kontynent, nigdy na Anathel nie wróciwszy."


Kolejna mówiła o konflikcie na linii Krasnoludowie-Orkowie:

"Były czasy, kiedy krasnoludy i orkowie w ogóle nie wiedzieli o swoim istnieniu mimo iż żyli na sąsiednich terenach – orkowie na zachodzie, krasnoludy zaś na wschodzie kontynentu Roggany.

A początek wojny między nimi? Wiele jest spekulacji na ten temat, bo nikt tak naprawdę nie wie jak to wszystko się zaczęło. Jednak istnieją trzy główne hipotezy. Pierwsza (pro-krasnoludzka) stanowi, że krasnoludy „upolowały” grupę orków przypadkowo, biorąc ich za zwierzynę łowną.

Druga zaś (pro-orcza) stanowi, że grupa orków i krasnoludów spotkała się przypadkiem na polanie pewnego lasu. Nie mogąc się porozumieć, krasnoludy zaatakowały (jak to rzekomo miały w naturze), jednak mimo to orkowie ich pokonali.

Istnieje jeszcze trzecia wersja początku wojny, neutralna. Stanowi ona, iż był ork i krasnolud którzy się znali i wędrowali razem. Poszukiwali skarbu wielkiego i znaleźli go. Nie mogąc jednak się dogadać co do podziału, zauważyli że skarb ów gdzieś po prostu zniknął. Wściekli się na siebie wielce i wrócili do swoich ziem, gdzie szerzyli nienawiść do drugiej rasy, która rozpętała wojnę."


Jeszcze jedna przedstawiała legendę o nieznanej rasie:

"Była sobie orkowa osada, a w niej żył iście ciekawski ork. Chciał wiedzieć prawie wszystko – czemu drzewa są zielone, czemu słońce zachodzi itp.

Pewnego razu ów ork wyruszył na wyprawę na wschód żeby dowiedzieć się skąd owo słońce pochodzi. Po przebyciu niezliczonych trudności dotarł do miasta wspaniałego, w którym mieszkała rasa nieznana mu dotąd – ani to ludzie, elfy, krasnoludy. Nic co dotąd spotkał i nie potrafił ich opisać.

Jednak owa rasa była bardzo bogata – prawie wszystko w mieście było ze złota. Wrócił więc ork do swojej osady i ogłosił co widział – wspaniałe miasto pełne skarbów i bogactw. Niewiele więcej potrzeba było całej osadzie, a nawet całym plemionom wokół niej, żeby wyruszyć na to miasto i je ograbić doszczętnie z jego bogactw.

I tak wymarła piękna, dostojna rasa o mieście złotem i bogactwami płynącym."


Inne mówiły o złotych diabłach i wodnych czartach, ale w ogólnym rozrachunku chodziło o Elfy.

Kolejna traktowała o opisie architektury Słonecznych Elfów:

"Mimo swej wojowniczej natury, złote diabły nie budują warowni, ani fortyfikacji. Ich budowle są głównie robione ze… szkła. A ściślej, dachy ich budowli.

Jest to w zasadzie jedyna różnica między ich budowlami, a naszymi, ludzkimi – jednak jakże istotna. Szklane dachy zapewniają elfom dostęp promieni słonecznych, a także niezbędną ochronę przed różnymi czynnikami, którą zapewniłby im normalny dach.

Jedynie najbiedniejsze z elfów decydują się na budowanie chat krytych strzechą – jest to dla nich równie upokarzające, jak wykastrowanie dla każdego szanującego się mężczyzny."


Były również pisma o Nekromancji:

"Nekromancja, jedną z dziedzin magii będąc, rządzi się takimi samymi prawami jak każda inna magia.

Mylne jest przekonanie prostych ludzi, że nekromanta to osoba paktująca z demonami i przeklęta przez bogów, bo w rzeczywistości jest całkiem przeciwnie – nekromanta jest w istocie kapłanem któregoś z bóstw śmierci.

O samej zaś nekromancji wiadomo, że skupia się wokół umarłych – ich reanimacji, różnych eksperymentów i przywoływania duchów.
Jednak jest pewien szczegół o którym, jestem pewien, bardzo niewielu wie – największym pragnieniem każdego nekromanty jest posiąść umiejętność prawdziwego wskrzeszania istot."


Była również opisana Wielka Migracja:

"Wielka migracja zasługą jest wodnych elfów w stosunku do rasy ludzkiej. Jak głosi legenda, kiedy elfia rasa podzieliła się na dwoje to elfy wodne opuściły swój kontynent i zajęły Mir Aure, na którym w tamtych czasach żyli właśnie ludzie.

Dwie rasy, nie mogąc żyć obok siebie głównie z rasistowskich powodów, prowadziły wojnę którą ostatecznie wygrały elfy i wyparły ludzki naród z Mir Aure.

Ludzkość wtedy popłynęła tam, skąd elfy przybyły – na Anathel. Założyli nowe królestwo na jego południowej części i żyli w pokoju nie mając pojęcia o sąsiadach na północy w postaci elfów słonecznych.

To jest, aż do dziś."


Książki zaprezentowały informacje o istotach niebiańskich:

"Istoty niebiańskie, tytanami również zwane, są rzekomymi wysłannikami bogów, których zadaniem jest opiekowanie się całym Kaminorem.

Wiadomym jest, że takie istoty istnieją, oraz że zazwyczaj są dobre i nadzwyczaj przyjazne dla każdego, kogo intencje i czyny są czyste. Nie można więc mieć wątpliwości, że tytani próbują nam niejako pomóc stać się lepszymi, jednak ich „interwencje” są nadzwyczaj rzadkie i często w mało istotnych sprawach. Nie wiadomo również gdzie żyją te istoty."


Również Smoki pojawiły się w opisach:

"Smoki dzielą się na dwa rodzaje – chromatyczne i metaliczne. Te pierwsze to „zła” gałąź ich rodu mieszkająca w południowym łańcuchu górskim kontynentu Anathel. Zaliczają się do nich te smoki, których nazywa się jakimś konkretnym kolorem, np. czerwony, biały, czarny.

Zaś smoki metaliczne to „dobra” gałąź smoczego rodu mieszająca w północnym łańcuchu górskim kontynentu. Zaliczają się do nich smoki opisywane przez kolor metali, np. złoty, srebrny, żelazny, stalowy.

Ciekawą metaforą jest (i nie da się jej nie zauważyć), że „dobre” smoki mieszkają tam gdzie słoneczne elfy, zaś „złe”, tam gdzie ludzie."


Dalej był opis Warowni Stillusa, traktujący o wojnie:

"Był sobie ludzki odkrywca, imieniem Sitillus, który odkrył… północną część kontynentu Anathel.

Wyruszywszy ze stolicy Królestwa i żeglując przez wiele miesięcy był naprawdę przekonany że odkrył nowy ląd, na którym osiadł i wzniósł warownię nazwaną później od jego imienia.
Jednak, jako iż była to północna część Anathel, były tam też słoneczne elfy. I ani trochę im się nie podobało że jakaś nowa rasa osiadła na ich terenach.

Rozpoczęły się więc walki – pierw niewielkie potyczki, zaś w miarę jak Sitillus otrzymywał posiłki z Królestwa, potyczki przeradzały się w regularne bitwy, aż stoczono ostateczną bitwę – o warownię Sitillus.

O zwycięstwie złotych diabłów nie przesądziły ani umiejętności, ani spryt, lecz lepsze przystosowanie do walk. Ręce mieli jakby stworzone do dzierżenia miecza, topora, halabardy i łuku, więc nikogo zdobycie warowni nie zdziwiło – nawet Sitillusa, który został stracony wkrótce potem.
Zaś kampania elfów na południe była więcej niż oczywista i rozpoczęła się kilka miesięcy później."


Pojawiła się magia kapłańska:

"Jest więcej niż kilka powodów by obawiać się tej „dobrej” magii kapłańskiej, którą nazwano magią życia.

W zamierzeniu i teorii powinna ona służyć do pomagania wszelkiemu istnieniu – leczyć rany i choroby, sklejać złamane kości, a nawet uzdrawiać chorych psychicznie.
Jednak oportuniści, jakich na tym świecie wielu, dostrzegli prędko inne potencjalne korzyści tej dziedziny magii.
Mutacje, tortury, załamania psychiczne – to wszystko można osiągnąć za pomocą tej właśnie magii. Nic więc dziwnego, że ludzie nie ufają kapłanom, jak to jeszcze robili kilkanaście lat temu."


Ostatnia traktowała o Wszechrzeczy:

"Legenda o Wszechrzeczy ma swoje początki w początkach tego świata. Wtedy bowiem cały panteon bogów rozmyślał i obradował nad sposobem zostawienia sobie pewnego środka do ingerowania w tworzący się Kaminor.

I stworzyli sześć Wszechrzeczy, różniących się od siebie kolorami, które miały symbolizować sześciu najpotężniejszych bogów, jednak nie wiadomo jakich. Wszechrzecze przybrały postać kul i zostały umieszczone w świecie przez swoich bogów, każda w innym miejscu.

Ich energia jest nieskończona i wysyłana przez cały czas – dzień w dzień, noc w noc. Trafia zaś… wszędzie – do kwiatów polnych, do ludzi pracujących a wsi i do najróżniejszych przedmiotów. Bowiem wszystko co istnieje ma energię, z samej racji istnienia.

Z tego właśnie powodu bogowie postanowili że Wszechrzeczy nie można zatrzymać, bowiem oznaczało by to zniszczenie świata – a przynajmniej tej części do której Wszechrzecz energię wysyłała.

I trwają tak do dziś – sześć kolorowych kul emitujących niezliczone ilości energii na cały Kaminor przez cały czas."


Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł… Być może wiedział co zrobić z Wszechrzeczą. W jego umyśle kształtował się już konkretny plan, w jaki sposób odłączyć kulę od świata oraz unieruchomić kraty, zabezpieczając jednocześnie Wszechrzecz, by nie emanowała energią oraz by mógł ją sobie zachować.

Nagle zobaczył jak Feliks rzuca się na kulę z mieczem! Klatka i kula były całkowicie bezpieczne, lecz to samo nie tyczyło się ich towarzysza, który w końcu został uderzony przez energię z kuli i przeleciał przez pokój, uderzając o ścianę, która uległa wgnieceniu, lecz zaraz powróciła do dawnej formy, czego nie można było powiedzieć o Wróblu.

-Skończylibyście wreszcie zabawy i zajęli się czymś poważniej-syknął, patrząc jedynie na kulę, lecz kątem oka dostrzegł Averre, która rzuciła się na pomoc "uderzonemu".

Swoją drogą wróble z natury latają, więc i tu nie powinno być nic dziwnego, lecz jednak lepiej wychodziło trzymanie się ziemi, a przynajmniej zdrowiej.

-Myślę… Myślę, że ta kula… Sfera Wszechrzeczy… jest uszkodzona-powiedziała Vanya, zaś Dantlan skrzywił się.

-Zdecydowanie nie jest uszkodzona-uciął cichym głosem, po czym zwrócił się do Keitha, który postanowił sprawdzić księgę.

-W tej znajdują się informacje o Warowni Stillusa i początkach wojny-to mówiąc, nie poświęcił nikomu nawet jednego spojrzenia, cały czas przyglądając się kuli.

-Eee… Możemy już stąd iść? Jakieś takie ciarki mnie przechodzą kiedy Se pomyśle co to fioletowe diabelstwo może jeszcze wymyślić…-rzekł Kotraf, a Lis skrzywił się.

-Jeszcze nie, ale już nie długo. Cierpliwości-mruknął, ponownie zaczynając krążyć wokół kuli jak tygrys wokół swej ofiary. Tygrys, który gromadził siły przed atakiem. Nagle Dantlan zatrzymał się tyłem do wejścia.

-A teraz odsuńcie się, jeśli wam życie miłe. Wiem jak powinna zachować się kula w obliczu zaklęć, jakie zastosuję, ale może zdarzyć się coś, czego... mogę nie przewidzieć. Najlepiej wyjdźcie stąd-uśmiechnął się drapieżnie, zaś jego puste oczy błysnęły groźnie, rozświetlone niezdrowym zapałem i chorobliwą ambicją.

W tej chwili nie zwracał już uwagi na nikogo, gdyż zaczął szybko i starannie konstruować zaklęcie.

Przy składaniu zaklęć trzeba było wykazać się podobną uwagą jak przy wypowiadaniu życzeń podczas spotkania z Dżinem. Góra złota interpretowana byłaby dosłownie, dlatego też życzenia należy wyrażać precyzyjnie.

Tutaj musiał wykazać się szczególną uwagą.

Rozpoczął od usunięcia całego powietrza z okolic Wszechrzeczy, stawiając jednocześnie barierę, by nie mogło dostać się z powrotem. Było to proste i w walce wykonywał coś bardzo podobnego. Wtedy udało się, lecz wtedy nie było tam żadnego obiektu, więc teraz musiał precyzyjnie określić, czego zaklęcie ma nie dotykać nawet.

Uśmiechnął się lekko, przymykając powieki, gdyż do tego nie potrzebował wzroku. Wystarczyło mu to, co czuł, zaś to, co widział, mogłoby go tylko rozproszyć, zniecierpliwić czy zniechęcić, lecz on by się nie cofnął. Nie w momencie, kiedy wiedział, jak pochwycić Wszechrzecz w swoje dłonie.

Spod przymkniętych oczu widział jedynie niewyraźne, mało jasne światło, które wystarczało, by rozświetlić to, co działo się w ciemności. To, co działo się oczami wyobraźni, które odzwierciedlały to, co czuł.

Oplótł ręce wokół kostura, jak węże pnące się ku szczytowi, gdzie dłoniami schwycił kryształ, co przypominało ukąszenia żmii.

Mag wykonywał lekkie, okrężne ruchy, samemu poruszając się, co wyglądało, jakby kołysał się na drzewcu.

Wydawało się, iż nic się nie dzieje, jednakże on widział postępy. Stopniowo, lecz systematycznie zdobywał coraz więcej pola, gdyż wyimaginowany środek czaru, znajdujący się dokładnie w centrum Wszechrzeczy, "odpychał wszystkie cząstki", a raczej cząstki uciekały od kuli, oddalając się, by w niedużej odległości od źródła, ustawić barierę, zapobiegającą przedostaniu się cząsteczek do środka próżni, którą właśnie wytworzył.

Nagle Wszechrzecz... spadła! Tego się nie spodziewał, gdyż nie wiedział, iż kula ma orientację położenia nawet w próżni. Nie miało to jednak większego znaczenie, a miało je to, iż energia przestała być emitowana, zaś w pomieszczeniu zapadła względna cisza zakłócana jedynie przez coraz wolniej obracającą się klatkę.

Okazało się, iż próżnia była tym, co mogło powstrzymać Wszechrzecz nie tylko od emitowania magii, wydawania dźwięków i poruszania metalową klatką. Ponadto odkrył, w jaki sposób można zupełnie ukryć moc źródła nawet tak potężnego jak Wszechrzecz.

Efektem ubocznym było to, iż nie można było z niego pobierać magii.

W każdym razie wszystko się zatrzymało.

-Pierwsza faza zakończona-odezwał się cichym, sykliwym głosem, jednocześnie idealnie słyszalnym, jednocześnie delikatnie opuszczając wszystko na podłogę poza klatką, u jego stóp.

Teraz była trudniejsza, lecz bezpieczniejsza część, gdyż musiał wytworzyć odpowiednią formę, której centrum stanowiła Wszechrzecz w próżni.

Owe źródło uniosło się w swej szczelnej otoczce, zaś wokół tworzyła się jeszcze jedna warstwa z pustą przestrzenią pomiędzy barierami oraz krótką rurką na szczycie zewnętrznej otoczki. Przewód w połowie miał odnogę, prowadzącą do kolejnej formy, lecz ta miała kształt kilku prostopadłościanów, zaś zakończony był obszernym lejkiem.
Całej konstrukcji nadał nóżki, na których stanęła stabilnie.

Kolejną częścią było pocięcie na kawałki klatki, więc rozgrzał każde miejsce łączenia, po czym naparł na to powietrzem, zaś wszystko rozpadło się, po czym Lis przeniósł wszystko na niewidzialny dla nikogo lejek, natomiast kolejnemu zaklęciu nakazał poruszać cząstki metalu do momentu, w którym osiągnie on postać płynną.

Kiedy tylko metal zaczął płynąć, zlewał się białym strumieniem wzdłuż rurek, a następnie wypełniał mozolnie przestrzeń między barierami oraz formę, aż w końcu wypełniło je całe. Wtedy cząsteczki zwolniły, przywracając stan stały metalowi. Ten z kolei wypuścił kulę oraz metalowe fragmenty, uprzednio sprawdzając, czy stwardniały wystarczająco...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 09-05-2009, 16:47   #129
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai ruszył do ataku. Jego naparcie nie trwało jednak zbyt długo, bowiem gdy zobaczył co się dzieje z monstrum na środku pokoju nie zauważył stolika... Efekt? Złamany nos i jakiś uraz prawej nogi. Zdenerwowany pochwycił leżącą nieopodal miskę i rzucił nią tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się ściana, jakież jednak było jego zaskoczenie gdy spoglądając w stronę, w którą poszybowała miska zauważył brak ściany i... WSZECHRZECZ!!! Miska doleciała do wirującej klatki i odbiła się od niej. Przeleciała z powrotem po podobnym torze i uderzyła w ścianę za chłopakiem, zostawiając podłużne rozcięcie, które po chwili się zregenerowało.
*-Ciekawe...-pomyślał przyglądając się ścianie, na której nie było już nawet zadrapania*

Odwrócił się przez ramię, zobaczył Averre, która zabrała się za leczenie jego obrażeń.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się:
-Jesteś naprawdę pomocna. Pomimo, że to nie było nic poważnego... Naprawdę bardzo nam pomagasz... No i... Chciałem jeszcze raz cię przeprosić... Za ten wybuch... Śmierć Tatra... Ona naprawdę mną wstrząsnęła... Zaczynałem go lubić...
Spojrzał na ciało krasnoluda z żalem. Chciał tylko ochronić Dantlana... Ale dlaczego? Przecież ledwo co go poznał...

Podszedł do leżącej na ziemi katany jego ojca. Podniósł ją i schował do pochwy na plecach.

Zabójcy cały czas przeszkadzała ogromna ilość magii bijąca od kuli. Powoli zaczynała go boleć głowa. Były to skutki nieprzyzwyczajenia do magii. Tak potężnej magii i magii w ogóle. Spojrzał na to wszechpotężne źródło magiczne. Tak... zrobiłby wszystko, aby zdobyć kulę. Naprawdę WSZYSTKO.
*-Ona już jest MOJA...*

Usłyszał Dantlana.
-A teraz odsuńcie się, jeśli wam życie miłe.
*-Chyba on nie chce...*
Wiem jak powinna zachować się kula w obliczu zaklęć, jakie zastosuję, ale może zdarzyć się coś, czego... mogę nie przewidzieć. Najlepiej wyjdźcie stąd
*-...zabrać MOJEJ kuli!!!*

Niesiony wściekłością chwycił rękojeść katany i już chciał ruszać do ataku, gdy usłyszał głos:
*-Poczekaj... Daj mu ją wyjąć wtedy ją zabierzesz. Cierpliwości...*
Głos odbijał się echem po bębenkach jego uszu. Tak. Cierpliwość... Właśnie to było teraz potrzebne. Uśmiechnął się pod nosem i usiadł na kanapie obserwując widowisko maga.
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 09-05-2009, 18:12   #130
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Wszystko działo się dla najemnika zbyt szybko, jeszcze przed chwilą ryzykowali swe życie by odnaleźć tajemniczy przedmiot, który miał być powodem nieszczęścia jakie spadło na Sarrin, by za moment natrafić na samą Wszechrzecz. Lenard doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że są już o krok od wyzwolenia miasta, lecz wciąż nie wiedział co powinien zrobić. "Sprawy magów pozostawmy im samym" - tak zawsze uważał, nie znał się na specyfice magii, a jego wiedza o samej Wszechrzeczy również nie była zbyt wielka, jak miał zatem pomóc?

Przepełniała go złość, bowiem najbardziej w życiu nienawidził bezradności. Chciał działać, lecz w głowie miał kompletną pustkę, mógł jedynie oczekiwać, aż ktoś inny, lepiej przygotowany, przejmie inicjatywę i spróbuje wyzwolić miasto.

Tymczasem Feliks kontynuował swoją szarżę na urządzenie chroniące Wszechrzecz, Spoon już wcześniej zadecydował, iż nie będzie interweniował w działania pijaka, więc tylko biernie się im przyglądał. Skrajnie niebezpieczny plan Rauschigifta okazał się fatalny w skutkach, promień energii uderzył prosto w niego oferując mu lot przez całe pomieszczenie kończący się malowniczym lądowaniem na ścianie. Trzeba jednak przyznać, iż Feliks i tak miał dużo szczęścia, bowiem Wszechrzecz mogła mu wyrządzić o wiele większą krzywdę.

Averre wykorzystała swe zdolności by uleczyć Feliksa, a także innych rannych. Tymczasem najemnik oparł się o ścianę, lekko przymknął oczy, czuł się już zmęczony całą sytuacją. Znów zaczął rozważać ucieczkę z miasta, lecz szybko odrzucił tą myśl, gdy przypomniał sobie o zniszczonych bramach. Oczywiście mógłby poszukać innego wyjścia, ale samotne włóczenie się po mieście nie było rozsądnym pomysłem. Rzucił jeszcze okiem na wgniecenie w ścianie spowodowane przez Feliksa, zaiste siła Wszechrzeczy była ogromna i nie należało z nią igrać. Na chwilę odwrócił wzrok, a gdy znów spojrzał na ścianę ta wyglądała już jak nowa, nie pozostał nawet mały ślad po wcześniejszym wydarzeniu. Zaintrygowany zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, również stolik zniszczony wcześniej przez Feliksa został cudownie naprawiony.

*W tym mieście już mnie nic nie zaskoczy.*

- Wbijanie miecza nie podziałało, kot tez nie okazał się rozmowny, macie jakieś inne pomysły? Może zatkać w jakiś sposób ten otwór lub spróbować skierować ta energie ponownie do kuli? - spytała kapłanka.

- Może… ktoś z nas powinien poprosić bogów o pomoc? Ja nigdy się do nich nie zwracałam więc… nie jestem odpowiednią osobą - odezwała się jako kolejna Vanya.

- Bogowie! - parsknął Lenard - Gdyby bogowie przejmowali się tym miastem to chyba raczej nie skończyło by w ten sposób prawda?

Tymczasem sprawy w swoje ręce wziął Dantlan, młody czarodziej przez dłuższą chwilę przyglądał się Wszechrzeczy z różnych stron i wyraźnie planował już jak się z nią uporać. Lenard wiedział, iż jeżeli ktoś z nich może rozwiązać zagadkę tajemniczego urządzenia, to tą osobą jest właśnie Stavin.

-A teraz odsuńcie się, jeśli wam życie miłe. Wiem jak powinna zachować się kula w obliczu zaklęć, jakie zastosuję, ale może zdarzyć się coś, czego... mogę nie przewidzieć. Najlepiej wyjdźcie stąd - rzekł w końcu czarodziej, Lenard odsunął się na kilka kroków lecz wciąż pozostawał blisko Dantlana.

Z wyraźną ulgą przyglądał się jak Stavin rozwiązuje problem. Zaczął się jednak powoli zastanawiać czy nastał już koniec tej magicznej mgły, która spowiła Sarrin? Co z przemienionymi mieszkańcami?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172