Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2009, 19:42   #141
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nizzre; Siedziałaś na karku Błysku Kłów, kiedy poczułaś jak gad spina mięśnie i podnosi się! Ucapiłaś się mocno lian i fałdu skóry, gigantyczny drapieżnik kolebiąc się niezgrabnie na boki dźwignął się mozolnie na nogi. Usłyszałaś trzask jednej z lin trzymającej kończynę gada!

Jędrzej; Liana pozostawiona przez elfkę, uwiązana do pnia drzewa, strzeliła z hukiem, kiedy gad wywijając ogonem i balansując nim powstał chwiejnie! Gwałtowne szarpnięcie wyrwało ci linę z rąk, omal nie łamiąc ramienia, wokół którego ją owinąłeś!

Nizzre; Błysk Kłów uwolnił prawą nogę i wyprostował się, otrzepując się. Nie spadłaś – na swoje nieszczęście... bo skoro nie spadłaś, gad, nie mogąc dosięgnąć cię zębami, uniósł wolną kończynę i chyląc kark podrapał się nogą „za uchem”. Ogromne pazury jego nogi przeorały miażdżąco po twoim ciele; choć nie były ostre jak sztylety, były wielkie i twarde. Rozgnieciona, sparaliżowana bólem, po prostu spadłaś, nie wiesz nawet kiedy. Instynktownie próbowałaś wstać, próbując uciekać, by gad cię przypadkiem nie rozdepnął – dźwignęłaś się do pozycji siedzącej, wsparłaś się o drzewo i z jękiem osunęłaś się z powrotem na ziemię, szurając dłonią po korze i zostawiając na niej krwawy ślad.

http://www.malocasa.org/sitebuilderc...int_392000.jpg
Fufi przyczłapał do niej, strosząc się, gotów jej bronić.

Uzjel; Nagle zrobiło się chłodno, powrócił sum deszczu, dudniący o zbroję niemal ogłuszającym echem. Woda lejąca się z nieba znów oblewała twoją twarz, otrzeźwiająco. Znów było czym oddychać, łapczywie wdychałeś świeże powietrze. Odzyskałeś przytomność i otworzyłeś oczy – Błysk Kłów powstał, zerwał liany oplątane wokół jego prawej kończyny i odstąpił kawałek od ciebie. Leżałeś na trawie, na plecach. Flafie zjawiła się obok ciebie – nie wiedziałeś czy śmiać się czy płakać. A gdzie jej lizaczek? – pomyślałeś półprzytomnie, z nadzieją. Wyciągnęła czarne, szponiaste łapki, zaskakująco delikatnie przykładając je do twoich skroni. Poczułeś przyjemne ciepło i po chwili już byłeś jak nowy! Flafie aczkolwiek oberwała wcześniej ogonem bestii i smętnie wycofała się w krzaki, kuląc się.

Isendir;
Elir popiskując przyszedł i zamachał ogonem. Lizał twoje dłonie, czułeś kojące ciepło rozchodzące się poprzez nadgarstki do złamanej ręki, potłuczonych żeber, wnętrznościami, aż do nóg. Łaskoczące mrowienie przywracało ci siły i po chwili ból minął, byłeś jak nowiutki elf! Elir piszczał, ranny.

Barbak; Karamba!!! – zawył Emanuel, kiedy Błysk Kłów poderwał się na nogi. Swym sokolim wzrokiem dojrzałeś pchłę spadającą wraz z deszczem z grzbietu gigantycznego gada i nadstawiłeś rękę, by ją schwycić. Rodriges wylądował szczęśliwie na zielonej dłoni. Gad szarpnął za lianę – ta, którą trzymałeś, była już jedyną, jaka go więziła! Zaparłeś się mocno nogami, ale mimo to gad ciągnął cię za tobą, orałeś butami ziemię, trzymając jednak twardo. Błysk Kłów zaryczał wściekle, nie pozwoliłeś mu jednak odejść głębiej w las! Gad próbuje się wymknąć, uparcie go jednak trzymasz... no... znacznie spowalniasz przynajmniej!

Kall`eh; Krótkie krasnoludzkie nóżki vs nogi giganta. Krasnoludzkie łapki vs gruba skóra. [Proteza po dziadku vs rzędy zębów wielkości bananów? – dop. Verion (plask – aukh, pardon!)]. Wdrapywanie się nawet na leżące cielsko gada nie szło ci najlepiej. Ogólnie przedstawiało się ono według schematu podskok na 30 cm, zjeżdżanie bo boku gada – podskok – zjazd – podskok... Długouchym zwinnym i długonogim patykom mogło to wyglądać na dobrą zabawę, ale, na Moradina, to była ciężka praca! Praca, której na dodatek nie wykonałeś, gdyż zniecierpliwiony tym opukiwaniem [khym] gad powstał nagle. Nim się obejrzałeś, to gad obejrzał się na ciebie i miałeś okazje oglądać wnętrze jego paszczy! Sekundę później oglądałeś już ową paszczę od wewnątrz!

Wszyscy; Agh!!! Błysk Kłów trzasnął paszczą i uniósł łeb, spomiędzy jego zębów wystawały tylko drgające nogi Kall`eha!!!

Kall`eh; Wylądowałeś w dusznym, zaślinionym, ohydnym miejscu, na mięsistym, ohydnym jęzorze, a nim zdołałeś opanować sytuację szczęki zamknęły się, miażdżąc ci obie nogi! Ból był tak potworny, że zdążyłeś tylko usłyszeć plaśnięcie, poczułeś na policzku chlapnięcie ciepłej krwi i strąciłeś przytomność!

Wszyscy; Topór Kall`eha, prezent od pradawnej bogini, zniknął wraz z dwarfem w paszczy gada – i to ocaliło Kall`eha! Topór musiał ukłuć czy zranić podniebnie gada, gdyż Błysk Kłów pokiwał łbem w górę i w dół, klapiąc paszczą, jakby przeżuwając, po czym oceniwszy, ze zdobycz jest za twarda i niesmaczna, z odrazą ją wypluł. Nieprzytomny krasnolud o zmasakrowanych zupełnie nogach runął w krzaki.

Szamil; Tacy Jak Ty nigdy się nie poddają!
Zaatakowałeś! Berithi patrzył na ciebie z szacunkiem – jako na przeciwnika, ale ze swoistą pogardą i niezrozumieniem – jako na śmiertelnika. Dla demona zasady i honor cenione ponad własną egzystencję to niewytłumaczalna w żaden sposób głupota. Twoje zachowanie zszokowało go, wyraźnie stracił na pewności siebie. Byłeś po części demonem, Berithi zaś przywykł do tego, że do krwawych starć między chaotami dochodzi często, ale, na Czarną Zorzę, jeśli obaj demoniczni przeciwnicy zostaną w walce ciężko ranni, obaj rezygnują. By kiedyś powrócić i próbować szczęścia ponownie. Takie były konwenanse zabójczych pojedynków chaosu. Umieranie tylko po to, by umierać, było czymś, czego Berithi nie mógł pojąć. Najbardziej jednak zaskoczyło go to, że próbowałeś. Próbowałeś przełamać odwieczne zasady i nauczyć demona, na czym polega honor i odwaga. Podjąłeś się niewykonalnego, Berithi wiedział, że jako demon, choć wszechwiedzący, nie znajdzie logicznego wyjaśnienia twej decyzji – nie potrafił, nie chciał. To, że tego nie rozumiałeś, rozdrażniło go.
- Skoro tego chcesz! – syknął.
Zaatakowałeś. On nie dobył broni. Uchylił się błyskawicznie – twoje ostrze sięgnęło go jednak i drasnęło jego szyję, fioletowe kropelki mgły sypnęły w powietrze. Widziałeś je. Widziałeś też, jak demon unosi prawą rękę i zaciska chwyt bladej dłoni na brzeszczocie twojego miecza. Złapał, złapał mocno, szarpnął wprawnie i gwałtownie twoją klingą, a rękojeść twojego własnego miecza z hukiem trzasnęła cię w czoło, posyłając cię na kilka sekund w wir błyskających iskierek. Demon jednym agresywnym ruchem wyrwał ci miecz z ręki i obrócił go sztychem ku tobie. Jedno silne, zdecydowane pchnięcie. Poczułeś uderzenie z boku, straciłeś równowagę i poleciałeś w bok, upadłeś. Usłyszałeś jęk żeńskiego głosu i półprzytomnie podniosłeś głowę. Nizzre stała między tobą a demonem. Osunęła się na ziemię, przed demonem zajaśniał lewitujący, biały punkcik.



Berithi schwycił go na rozłożoną dłoń, spojrzał znów na Nizzre, na ciebie i rozpłynął się w powietrzu, teleportując się. Do elfki leżącej na ziemi dokuśtykał piszczący smętnie Fufi, trącając ją włochatym odnóżem.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 29-03-2009, 19:51   #142
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- Feels... so... nice…! – uśmiechnęła się półprzytomnie, spoglądając w niebo, pozwalając, by deszcz obmywał zimnym dotykiem jej twarz.



Nizzre podniosła się chwiejnie. Ręce jej drżały, zawsze z niedowierzaniem i pewną doza fascynacji podchodziła do tego, jak utrata krwi gwałtownie osłabiała ją i rozleniwiała piekące, obolałe ciało. Znajdowała w tym coś zabawnego – umysł wydawał ręce komendę, by ta podniosła się czy coś chwyciła, a ręka, jakby nie miała w ogóle połączenia z resztą ciała, nie reagowała.
Błysk kłów szalał. Jej uwagę przykuł jednak Is, kuśtykał gdzieś. Tam, nieopodal, stał srebrnowłosy elf z mieczem w ręku i wysoki mężczyzna blady jak świt. Ostrze elfa zapłonęło czarnymi mgłami. Nizzre wstrzymała oddech, zapatrzona w gasnący w deszczu miecz.

* * *

Wrzuta.pl - Within Temptation - Pale

Zapadł na śmiertelną chorobę i choć wyglądał jak lekko podziębiony, oboje wiedzieliśmy, że umrze. To były długie, ciche chwile, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy, walcząc by zachować odwagę i spokój. Musiałam być silna, dla niego. Musiałam znaleźć równowagę między czułymi uśmiechami i pocieszającą beztroską, a smutkiem w oczach i niemymi pożegnaniami. On też był silny. W jego oczach był lęk, odwaga, prośba – przerażająca prośba. O co prosił? Żeby przy nim być? Żeby do niego mówić? Głaskać go? Żeby nazwać sprawy po imieniu – umierasz? Żeby coś zrobić – co? Nie mogliśmy pokonać choroby, walka z nią przynosiła mu już więcej cierpienia niż ulgi. Nadszedł jego czas, musiał odejść, by cierpienie ustało. Wiedzieliśmy o tym oboje. Miałam miecz. Byłam wojowniczką. Mogłam zakończyć jego mękę w każdej chwili. Wiedzieliśmy o tym oboje.
W jego oczach jednak lśniło wciąż jeszcze zbyt wiele radości życia. Instynkt wojownika nie pozwalał mi, blokował wszelkie myśli na ten temat - ta istota chciała jeszcze żyć, egzystencja jeszcze sprawiała jej radość, chciał tu być, ze mną, chciał i mógł jeszcze znosić ból choroby. Byłam z niego taka dumna. Obiecywałam mu niemo, że widzę, rozumiem, że czuwam przy nim. A kiedy nie będzie już dawał rady, spróbuję... mu pomóc...
Bardzo długo walczył z chorobą. Na trzy dni przed śmiercią był jeszcze przy mnie, jak dawniej silny, uśmiechnięty, rozgadany, bystry i pełen energii. Później oznaki choroby stały się bardzo wyraźne. Bolało go, miał gorączkę, czuł się kiepsko i dużo leżał, spał. Najgorsze było to, że nie mogłam wtedy przy nim być. Czułam, moja obecność, moje słowa, mój pocieszający dotyk, sprawiały mu tylko ból, przeszkadzały mu w odpoczynku i regeneracji sił, przynosiły więcej szkody niż pożytku. Czułam się okropnie, ale ostatecznie uznałam, że on potrzebował spokoju, a moje dobre chęci mąciły tylko ten spokój. Spał, ja cierpiałam w pokoju obok, zastanawiając się, co zrobić, teraz, kiedy czas się kończył, a on wolał być sam.
Przez całe życie starałam się okazywać mu jak bardzo go kocham. Dbałam o proste słowa, małe gesty, żeby wiedział, jak bliski mi jest, jak bardzo cieszę się, iż jest przy mnie, jak chętnie oddałabym za niego życie. Był moim jedynym dzieckiem.
Bałam się zostawiać go na noc. Z drugiej strony w duchu miałam nadzieję, że śmierć będzie łaskawa, cicha i spokojna, a on zaśnie pięknym snem i pozostanie w nim, bezpieczny, szczęśliwy, już nie cierpiący. Nienawidziłam świata, złośliwie myślałam: nie, już niedługo, świecie, on ci ucieknie, nie będziesz już w stanie zadać mu bólu, zatrzymać go, on będzie wolny! Czekałam na ten moment, na moment kiedy on przestanie cierpieć. A on wciąż miał wolę życia i patrzył na mnie jakby upewniając się, czy o tym wiem.
Ostatniej nocy gorączka zabiła go. Jego umyśl przestał funkcjonować prawidłowo. Szarpany jakimiś dolegliwościami nerwowo-mięśniowymi, nieprzytomnie, makabrycznie powoli i chwiejnie, chodził wokół po pokoju, wpadając na meble i ściany, uderzając o wszystko co stanęło mu na drodze. Nie miałam pojęcia co robić, jak przeciwdziałać jego niepojętemu zachowaniu. Nie reagował, nie słuchał, nie był sobą. Ułożony na posłaniu wstawał natychmiast, opętany koszmarną potrzebą chodzenia wokół. Miał otwarte oczy, ale nie patrzył, zatrzymywał się uderzywszy twarzą w mur. Kładłam go na łóżku i przytrzymywałam na nim, choć wyrywał się, jęcząc błagalnie. Patrzyłam na niego z nadzieją, że lada sekunda to się skończy. Za którymś razem nie wstał z posłania. Wyglądał jakby spał całkiem spokojnie.
Umarł następnego dnia rano. Zdążyłam z nim porozmawiać. Pogłaskać go. Zdążył odetchnąć z ulgą, kiedy poczuł mój dotyk.

Samotność jest zbawieniem póki nie ma się za kim tęsknić. Wciąż go widzę. Wciąż go słyszę. Codziennie. Czuję jego zapach. Czuję że jest przy mnie. Wiem, że jest szczęśliwy i to bardzo mnie cieszy. Tęsknota, o której bardowie piszą wiersze i rozmawiają panienki jakie utraciły kochanków, jest cholerną bzdurą. Tęsknota zaczyna się wtedy, kiedy budząc się rano spoglądasz na drzwi, nasłuchując, czekając. I słyszysz, jego głos, jego śmiech. I uśmiechasz się. Tęsknota zaczyna się wtedy kiedy idąc korytarzem widzisz go, mija cię z uśmiechem, patrzy na ciebie. A ty wiesz, że on jest gdzieś tam, w zaświatach, bezpieczny i szczęśliwy. Ale wciąż go widzisz. I słyszysz. Czujesz, jak siada obok ciebie, jak przytula się bokiem do twojego boku. Spogląda ci w oczy. Zawsze ten sam, wesoły, pytający wzrok.
Budzisz się, jesz śniadanie i nagle czujesz, że on chce, abyś wyszła na spacer. Z nim. Chce, abyś poszła tam, gdzie razem chodziliście. Idziesz. Nie zastanawiasz się nawet dlaczego to robisz ani czy to racjonalne. Idziesz. A on idzie obok ciebie. Jesteś szczęśliwa. Bo on też jest szczęśliwy. Czasem chce, abyś odezwała się do niego tak jak dawniej. Czasem chce, żebyś zrobiła to, co robiłaś tylko dla niego. A ty to robisz. Nie zastanawiasz się nad tym.
Któregoś dnia budzisz się i szlochasz. Patrzysz na horyzont i chcesz tam iść, iść... gdzieś... bo przecież... on jest tutaj... on jest gdzieś tam... nie masz pojęcia gdzie... ale przecież jest tutaj, gdzieś tutaj, widzisz go, słyszysz, wiesz, że on jest, gdzieś tam... nie że czeka, tylko że jest... Chcesz rzucić wszystko i iść... tam... gdzieś tam... Chcesz go znaleźć. Przecież on tam jest!

Nie myślisz o tym, że jest nieosiągalny. Myślisz o tym, że jest tutaj. To jest najgorsze. To jest tragicznie i piękne zarazem.
Wojownicy wiedzą, że śmierć istnieje i nie jest odległa. Jest tutaj. Samą śmierć przyjmujemy ze spokojem i odwagą. Nie mamy do niej pretensji. W pewnym momencie jedynie przestajemy wierzyć, że problem istnieje. Że bliska osoba nie żyje. Że to się nie zmieni. I cały czas rozumiemy to, wiemy o tym. To jest tragiczne. Wojownicy nie rozmawiają o zmarłych. To grzech.
Bo przecież on jest wciąż tutaj.
Wojownicy nie tracą sensu egzystencji wraz z czyjąś śmiercią.
Bo przecież on jest tutaj nadal.
Wydaje się, że wojownicy są oziębli pod tym względem. Bo przecież oboje, on i ja, wiedzieliśmy, że ta śmierć nadejdzie. I oboje wiedzieliśmy, że pozostanę całkiem sama, ale nadal będę walczyć, znajdę sens i powód do walki. Bo on jest ze mną. On tego chciał. Bo są nadal tacy, którzy tego chcą.
Tęsknota jednak pozostaje, poza sensem i wolą walki. Wciąż go słyszysz. Wciąż do niego mówisz. To jest nie do opanowania. To tragiczne i piękne zarazem.

Nie mogłam go ochronić. Bywa, że miecz nie odpedzi śmierci...
- On też...
Słuchała.
- On też jest czymiś.
Otworzyła fioletowe ślepia.
- Synem. Bratem. Przyjacielem. Jego mogę ocalić.
- Są cienie...
- Które pod blaskami giną... – szepnęła.
Podniosła prawą dłoń, po jej bransolecie przebiegła jasność i trzy ostrza wysunęły się.
- Jest światło... które w mrok...

* * *



Widziała, jak demon obrócił ostrze sztychem ku elfowi. Wiedziała, że zada cios. Że się wahał. W momencie gdy ostrze było odsunięte od elfa, a demon ustawił je, zatrzymał, widziała, jak jego energia zapulsowała, zbierając siły, przekazując fiolet na rękojeść miecza, by nadać mu pęd do pchnięcia. Wtedy właśnie czarne oczy Berithiego spojrzały na nią. Na ułamek sekundy. Elf jeszcze o tym nie wiedział, lecz w tym właśnie momencie przestał być wrogiem demona. Teraz toczyła się walka Nizzre z Berithim. Walka emocji i myśli. Demon pożarł natychmiast jej negatywne emocje, ale gwałtownie przestał, opluwając Nizzre falą zimnego gniewu. Impuls – ktoś tam, we mgłach, chciał sprawdzić czy się nie cofnie. Zmarszczyła brwi. Berithi przyjął wyzwanie.
Odepchnęła elfa, zasłaniając go swoim ciałem. Nie poczuła nawet, kiedy miecz płonący mgłami wszedł w jej pierś. Berithi zamarł, spoglądając w jej oko, jakby od początku planował taki finał walki. Nizzre zakasłała, zamknęła na moment oko, spojrzała znów na demona. Podniosła drżącą dłoń, przeczesała zakrwawionymi palcami jego długie, srebrne włosy.
- Still... this feels... nice… you motafaka…! – szepnęła, uśmiechając się z uczuciem.
Demon milczał, z poważnym wyrazem twarzy spoglądając na elfkę, jakby to ona wygrała.
- You`re welcome... – odparł półszeptem.
Przybliżył twarz do jej twarzy i delikatnie musnął ustami jej usta. Sapnęła, zamykając oko. To naprawdę było miłe. Kiedy ktoś odbiera ci cały ból...
Wyszarpnął miecz, osunęła się na ziemię. Wiedziała, że demon odejdzie teraz i była już całkiem spokojna o los elfa. Usłyszała piszczenie, włochata nogogłaszczka trącała ją delikatnie. Z uśmiechem, prychnęła rozbawiona, podnosząc rękę i głaszcząc wielkiego pająka.
- Fufi...! – szepnęła prosząco. - Pil...nuj dro...!
Zamilkła, jej dłoń zsunęła się z głowotułowia pająka.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 29-03-2009, 20:37   #143
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Ciemność odeszła po pewnym czasie, tak po pewnym czasie Szamil nie potrafił określić po jakim. Patrzył w czarne oczy swego ojca, zatapiał się w nich, były jak otchłań. Był dumny ze swoich oczu, oczu które rzadko pokazywały emocje ale do Berithiego było mu daleko.
-Zapamiętaj go dobrze, bo już więcej go nie zobaczysz. Już więcej nie zobaczysz jak umieram. Nigdy nie zobaczysz jak błagam o życie.
Cichy szept, ledwo poruszał ustami. Berithi zamierzył się do pchnięcia, elf zamknął oczy. Ból w boku ale nie od miecza, upadek ale na bok, ciepło ale nie od krwi. Leżał na ziemi, otworzył oczy. Przed Berithim stała elfka, demon wycofał ostrze, kobieta upadła. Nieznajoma kobieta, kobieta która oddała za niego życie. Za nieznajomego.
Nad elfką, przed Berithim pojawił się biały punkcik, który demon schwycił. Spojrzał na nich i zniknął z tajemniczym punktem, duszą?
Szamil podszedł do Nizzre, właśnie ocierał się o nią pająk. Elf uśmiechnął się do pająka, nie ładnie, jak demon.
-Idź malutki, idź...
Nie zważając na bestie zacisnął i rozluźnił dłonie, ogień powoli się cofał. Najpierw z nóg, które się pod nim zgięły, właściwie to zgięła się jedna. Kikut prawej nogi uderzył boleśnie o ziemię, elf krzyknął z bólu. Potem uwolnił tors, przynosząc ból. Następna była prawa ręka, nadwyrężone mięśnie ręki ustawiły się w kolejce do krzyczenia z bólu. Na końcu została uwolniona twarz, szrama dopiero teraz zakrzyczała prawdziwym bólem, kłócąc się o pierwsze miejsce z szczątkami nogi. Z oczu i uszu sączyła się krew.
Podparł się rękami nad twarzą elfki. Jego twarz zmieniła wyraz, nie była tak zacięta i bezlitosna jak w walce z Berithim, nie była też tak beztroska jak w karczmie, była taka... ludzka. Uśmiechnął się z trudem.
-Myślałem, że anioły ratują tylko dobre osoby.
Głos miał dziwnie pogodny.
Naturę elfią i demoniczną miał zawsze w sobie, urodził się z nimi w tej jednak chwili górą nie była żadna z nich. Podczas wędrówek z Barbakiem nauczył się specyficznego humoru i życia chwilą. Podczas licznych przygód (które zwykle polegały na tym, że Szamil wpadał w kłopoty a Barbak go z nich wyciągał) wyrobił sobie dusze lekkoducha.
-Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? Nie znasz mnie, jesteśmy wrogami! Tu każdy jest wrogiem! Dlaczego...
Nie rozumiał tego, owszem poświęcenie się dla przyjaciela rozumiał ale dla nieznajomego? Był tak samo zdziwiony jak Berithi jego uporem. Dostrzegł, że elfka umarła, już nigdy mu nie odpowie. Już nigdy nic nie powie. Już nigdy nie pozna nawet jej imienia. Dwie łzy zmieszały się z krwią i opadły na jej twarz.
Odepchnął się prawą ręką i położył się obok. Deszcz uderzał o twarz, zmywając z niej krew. Wiedział, że nie może umrzeć, nie może umrzeć póki nie poprowadzi innych do nowego, nie może umrzeć póki nie zatopi klingi w ciele Berithiego, póki nie pomści tajemniczej elfki.
-Wiem, że mnie słyszysz, właśnie podpisałeś na siebie wyrok. Nie zapomnę Ci tego, nigdy, demony nie zapominają. Następnym razem będę wypoczęty, następnym razem zginiesz. Obaj wiemy, że będzie następny raz
Cichy szept mogłaby usłyszeć tylko Nizzre, niestety nie żyła już, nie mogła usłyszeć już nic.
Leżał patrząc się w niebo prześwitujące między drzewami, deszcz obmywał mu twarz. Bał się zamknąć oczy w obawie, że już nigdy ich nie otworzy.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 30-03-2009, 18:39   #144
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Elir. Kochany Elir. Cóż by bez niego począł? Cóż by zrobił? Jego radosna mordka napawa go wielkim szczęściem. Wielkim! Takiego szczęścia nic nie mogło przezwyciężyć. Żadne wydarzenie. Żadne... ojjj, no po prostu nic! Kochany psiak zawsze z merdającym ogonem potrafił pomóc kiedy było potrzeba! Potrafił pocieszyć(choć jeszcze takiej potrzeby nie było). Potrafił obronić! Wszystko. Potrafił wszystko czego Is potrzebował, a wiele nie potrzebował. Jak już coś potrzebował to o wiele mniej jeszcze brał.
Wilk podszedł do niego chwiejnie. Był ranny ale cóż on mógł zrobić. Chciał aby najpierw wyleczył jego. Da radę. Na pewno!
Pogłaskał go za uszami i mruknął coś do niego. Tamten zaś najwidoczniej zrozumiał bo zaraz potem polizał zmiażdżoną nogę, złamaną rękę i potłuczone palce. Kojąca ulga. Tylko to czuł Is. Miłe uczucie. Ciepło spłynęło po całym jego ciele. Błogość. Zatracenie. Cudowne uczucie!
Elf wyprostował się. Nic nie bolało. Złapał za rękojeść od miecza. Pociągnął. Żelazo które chwilę temu grzęzło w pochwie teraz wysuwało się automatycznie. Na twarzy Isendira zagościł uśmiech. Uśmiech wyczekiwany od momentu upadku z Błysku. Ile to czasu minęło? Jedna godzina? Dwie? Tak myślał elf ale tak naprawdę minęło zaledwie kilka minut. Czas mu się wydłużył. Baaaaaardzo wydłużył.
Złapał swego przyjaciela i przyciągnął do siebie. Przytulił z całej siły.
- Dziękuję ci mój kochany. Dziękuję ci bardzo. Bez ciebie nie wiem co bym począł. Wybacz także gdyż teraz nie mogę się tobą zająć. Zajmiemy się tobą po tym zamieszaniu, dobrze? A teraz nigdzie nie wplątuj się w walkę!
Odsunął Elira. Spojrzał na Szamila. Spojrzał na tego drugiego. Kto to jest? Czemu walczy z Szamilem? Dlaczego Is czuł że lepiej nie wchodzić im w drogę? Szamil był najwidoczniej zły. Bardzo zły. Jedną nogę... a raczej jej brak zastępował ogień! Najprawdziwszy z prawdziwych.
Walka się rozgorzała. Jeden drugiego nie mógł dosięgnąć. Szamil się starał jak mógł. Tamten machał jakby od niechcenia. Potem znowu przerwali żeby wymienić kilka zdań, słów. Zachowywali się jakby... jakby się znali.
"Nic z tego nie rozumiem!"
Potem znowu walczyli. Tylko... wszystko jakoś dziwnie się obróciło. Znikąd pojawiła się Nizzire. Prawdziwa wojowniczka! Było w niej coś za co ją Is podziwiał. Każdy w tej drużynie miał coś takiego ale ona aż tym czymś "emanowała"! Nie wiedział co to jest ale coś to być musi!
Rzuciła się na demona. To co było potem. Isendir zamknął oczy. Jak to? Jak do tego doszło? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?!
- DLACZEGO?!-krzyknął.
Demon zniknął a Nizzire osunęła się na ziemię. Upadła... Kutwa! Why? Dlaczego do jasnej...
Is upadł na kolana. Mimo że nic nie mówił czuł coś okropnego w gardle. A może... może nie czuł nic? Pustka? Czemu tak się dzieje? Widział wielokrotnie śmierć. Tej tu prawie nie znał! Dlaczego więc tak nim to wstrząsnęło?! Dlaczego... Dlaczego z oczu wyszły te cholerne łzy? Dlaczego?
Uratowała go. Uratowała Szamila własnym kosztem. Jakim znowu kosztem?! Własnym życiem! Taka miała być cena?
Przypomniał sobie jednak co mu mówił ongiś ojciec o śmierci. Mówił też że tych których straciliśmy zobaczymy wkrótce. Może ma rację? Ale gdzie ma ją niby zobaczyć? Nic z tego nie rozumiał.
Kroczył powoli do Szamila. Był ranny, trzeba było mu pomóc. Gdy już w końcu podszedł nie był wstanie nic powiedzieć. Język wiązł mu w gardle. Spojrzał tylko na niego. Nie uważał go za winnego. Chciał mu to uświadomić! Chciał pokazać żeby nie czuł się ani trochę winny z zaistniałej sytuacji. Skinął na Elira.
Szamil zmrużył oczy, o dziwo bez agresji.
- Od jak dawna tu jesteś?
- Od...- zamarł.
Powiedzieć prawdę czy nie?
- Od samego praktycznie początku...
Szamil skinął głową. W tym właśnie momencie Elir zaczął go lizać po nodze, elf chciał chyba zareagowac ale zrezygnował.
- Ta elfka... Znasz... Znałeś ją?
- Mhm...
Próbował na nią nie patrzeć. Nie mógł znieść tego widoku.
- Pięknie żeś walczył...
Szamil uśmiechnął się, jakoś bez przekonania.
- Walka nigdy nie jest piękna ale... Dziękuję za pomoc również.
Chwila ciszy się przedłużała , Szamil w końcu ją przerwał.
- Dobra nie gadajmy tu tyle o głupotach. Jest tu druga grupa Takich Jak My, co najmniej trzech mag, drow i starszy mężczyzna ubrany jak łowca. mag ma poparzone ramię i tatuaż w kształcie pająka, drow ma dziwnego wierzchowca. Najprawdopodobniej nas obserwują. Zrobimy coś z tym?
- Tacy Jak My powiadasz? Hmmmm... Ciekawe. Myślisz że także są tu w poszukiwaniu dusz? Jeżeli tak to trzeba coś z tym zrobić a jeżeli nie to nie zaszkodzi dowiedzieć się trochę więcej o nich. Najpierw jednak trzeba się zająć nią.
Wskazał na Nizz.
- Nie możemy tak jej tu zostawić! I jakiś oręż musisz sobie sprawić. Gdzie żeś zgubił swoje żelastwo, hmmm??
- Szukają, jestem tego pewny. Miecz odebrał mi ten poparzony mag, złapali mnie.
Sekunda ciszy, wystarczająco długa by ja zauważyć, wystarczająco krótka by Isendir nie zdążył nic powiedzieć.
- Musimy, nie możemy jej ze sobą nosić. Ale wrócimy tu i ją pogrzebiemy, chociażby miała być to przed ostatnia rzecz jaką zrobię. Ostatnią będzie zabicie jej zabójcy. Masz może jakiś zbędny nóż??
- Nożem chcesz się bawić?
Spojrzał na Elira.
- Weź mu jeszcze łeb wylecz!! A tak na poważnie to trzymaj.
Odwiązał od pasa pochwę z mieczem i podał Szamilowi.
- Ani mi się waż nie przyjmować! Ja nie umiem się nim posługiwać a ty to co innego! Mi wystarczy łuk chociaż w wolnym czasie, mógłbyś mnie trochę poduczyć. Co do jej mordercy... Nie wiem co cię z nim łączy i nie chce wiedzieć ale wiedz że nie jesteś jedyny który pragnie by zdechł!!Nizz była dla mnie kimś bliskim... nie znałem jej długo, można wręcz żec że krótko ale było w niej coś. Poczułem bliskość drugiego elfa...
Urwał.
- Wybacz... ty też jesteś elfem... Nie chciałem
Spuścił wzrok
Szamil przyjął miecz, dobył go z pochwy i kilka razy machnął na próbę.
- Dobra broń, wyważona, niezdobiona, tak jaką lubię. Broń nie ma wyglądać ma dobrze zabijać. A co do lekcji, to jak tylko będziemy mieli chwilę wytchnienia. Nie wybaczę bo nie mam czego. Jedna ważna rzecz, nie chce, żebyśmy się źle zrozumieli. Jak zabijesz Berithiego przede mną potraktuje to jako osobistą zniewagę. Jak zginę lub nie będę wstanie walczyć to rób co chcesz ale tylko wtedy. Dobrze?
Elf w tym czasie podszedł do ciała elfki, wziął zamach, klinga wbiła się tuż przed głową elfki i tam została. Cień miecza padał na ciało a elf zamknął jej oczy, powiedział coś cicho, bardzo cicho.
- Żegnaj Aniele niech Światło Ciebie przyjmie.
- Anioł... taaa. Przychodzi znikąd by każdemu pomóc tak teraz jak i ongiś...
Spojrzał na nią jeszcze raz. Nie mógł się powstrzymać. Ten jedyny ostatni raz! Potem odwrócił wzrok. Jakby go coś poraziło. I powiedział:
- Zajmiemy się nią zaraz, Szamilu. Błysk! Musimy im pomóc!
- Nie. Dadzą sobie rade. Sprawdźmy lasy, przejdźmy się po okolicy.
- Hmmm? Jesteś pewien? A po co chcesz łazić po tych lasach? Tylko nie mów że ta trójka tu jest?!
-Jest to możliwe, dmuchajmy na zimne. niedawno jeszcze ich widziałem polowali na Błysk, mogli się zaczaić.
- No więc dobra. Masz rację, przezorny zawsze ubezpieczony. To idema.
Sprawdził nóż który miał przytroczony do pasa.
- Jestem gotowy!
- Utoczmy trochę krwi, cudzej.
"Jestem za bracie! Jestem za!"
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 30-03-2009 o 18:41.
Faurin jest offline  
Stary 30-03-2009, 19:22   #145
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Żył, przynajmniej narazie. Zbroja zepewniła mu doskonałą ochronę dzięki której nie został zmiażdżony, to jednak nie zapewniała mu dostępu świeżego powietrza. Cóż za ironia! Przeżyć takie uderzenie, które dla normalnego człowieka zakończyłoby się śmiercią tylko po to, by umrzeć od czegoś tak banalnego jak uduszenie. I to jeszcze nie uduszenie garotą przez zabójcę czy w uwięzieniu, tylko leżąc pod ogromnym cielskiem dinozaura. Wszechogarniająca ciemność nie wpływała dobrze na samopoczucie, jednak Uzjel zamiast panikować mamrotał pod nosem iniektywy pod adresem Błysku. Najchętniej nadstawiłby halabardę na upadającego gada, jednak wiedział, że nie mógł tego zrobić - wyraźnie zaznaczone było, że Błysk nie powinien zostać ranny. Pozostawało mu złożeczenie i oczekiwanie, że ktoś z drużyny przypomni sobie o nim

Rozmyślania przerwał powiew świeżego powietrza i krople deszczu spływające przez szczeliny maski na twarz rycerza. I choć wcześniej narzekał na ciągły deszcz i wszechobecną wilgoć, to tym razem witał ją z prawdziwą ulgą. Chłód podziałał orzeźwiająco a pomoc medyczna Flafie przywróciła mu pełnię sił. Bestia wycofała się, a Uzjel nakazał jej uleczyć się. Choć Flafie była jaka była, to jednak pomagała mu już niejednokrotnie i nie chciał, by cokolwiek się jej stało. Wyciągnięta w prawo ręka natrafiła na drzewce halabardy. Dzięki możliwości podparcia się na broni wstal, z początku jeszcze nieco chwiejnie oszołomiony wydarzeniami których doświadczył przed chwilą, jednak szybko wszystko wróciło do normy, akurat w momencie gdy Kall`eh znikał w paszczy Błysku. Na całe szczęście nawet dinozaur wiedział o tym, że krasnale przez zbyt dużą zawartość żelaza mogą być szkodliwe i już wkrótce ich towarzysz został wypluty.

Prościej mówiąc to był pogrom. Najrozsądniejszym wyjściem było wycofanie się, opatrzenie ran i ponowna próba ujarzmienia bestii. Korzystając z okazji, że Błysk się oddala Uzjel wraz z Flafie podbiegł do poturbowanego Kall'eha. Bestia miała się nim zająć, a następnie zamierzał wraz z nią przenieść krasnoluda w bezpieczniejszą okolicę
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 31-03-2009, 13:40   #146
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Reakcja „Mućki” była wyjątkowo przesadzona. Najnormalniej w świecie wyszarpnęła mu linę przy okazji pokazując dlaczego nie owija się lin wokół przedramienia.
Wszystko wokół szło dokładnie nie tak jak tego się spodziewał dumny syn Rolnika. Elfy i karzeł dostali wciry i to musiało ich boleć. Zapuszkowany strategicznie się wycofywał na upatrzone pozycje pod pretekstem odholowania Brodacza.
-Tam do czarta, nie może być tak że nas byle wywłoka pokona...
Przynajmniej z tego wszystkiego Barbak a pewnie z nim i Gonzalez stali na wysokości zadania. Ork zapierał się mocno stanowiąc żywą kotwicę. W sposób tylko nieznaczny opóźniała ruch Jaszczura. Dla „Uprawiającego Rolę od Wielu Lat” było to wystarczające. Można powiedzieć że na placu jeszcze był ktoś z jajami(ewentualnie z pchłami). Teraz trzeba było wykorzystać tę szansę i ujeździć Błysk Kłów.

Jędrzej pomimo swej pewności siebie i podejścia do sprawy „To ich problem...” czasami zachowywał się jak ktoś kto przepuszcza innych w kolejce po piwo tylko dlatego że on pochodzi ze wsi a oni od zawsze są szlachetnie urodzeni. W sumie to tak wychowali go rodzice a ich Ich rodzice itd. Itp. Podobnie zareagował teraz gdy wszyscy tłoczyli się do wypełnienia zadania. Teraz gdy już okazało się że bycie bohaterem to nie tylko ładne słówka i błyszczący uśmiech przyszła pora na niego.

Rozejrzał się wokół, właśnie zgubił swój słomlowy kapelusz. Swoją drogą to i tak był umazany i rozmiękły. Ale był jego i lubił gdy na głowie był właśnie on. Można powiedzieć że to taka TRADYCJA była. A na wsi tradycja rzecz święta! Podniósł resztki kapelusza i umieścił je na swoim miejscu.

-Stój, niech ktoś ją zatrzyma na chwilkę – W sumie to krzyczał do Orka, ale nawyki to prawie jak tradycja... Ruszył biegiem za uciekającą szansą na Duszę. W sumie szansa była w dobrej formie właśnie zdekompletowała ich zespół i była cholernie wielka. Do tej pory Męczyworanin nie zajmował się podróżowaniem na T-Rex’e ale miało się to zmienić.

-Mógłbyś jeszcze tak przez chwilkę ją utrzymać – tu wskazał palcem na Błysk, widział ile sił wkłada Ork w utrzymanie liny. W końcu nie mógł tego robić wiecznie, musiał w tym znaleźć jakiś sens.
-Albo najlepiej przewrócić ją. Mam zamiar w końcu ją ujeździć i wynosić się z tego miejsca. Zobacz co się stało z mym kapeluszem – Kapelusz natomiast nadal pozostał na wsym miejscu. Choć nie mógł być ciut bardziej zmoczony przez co jego emocje sięgały zenitu.

W tym momencie zrównał się z Barbakiem...
 
Vireless jest offline  
Stary 31-03-2009, 15:40   #147
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Gdy złapał lianę i zaparł się mocno o to co akurat jego nogi napotkały, miał wymarzoną wręcz okazję na to aby rozejrzeć się dookoła. Mógł sprawdzić jak idzie jego kompanom, mógł również ocenić to jak bardzo są skuteczni. Nie byli skuteczni. Barbak stwierdził to obserwując pocieszny lot Kall'eh'a. Dlaczego zdecydowana większość karłów jakie spotykał na swej drodze zawsze dążyła do samozagłady? Nie to żeby szarża jaką przed kilkoma chwilami przepuścił na Błysk Kłów była przemyślaną, ale na pewno była mniej szaleńcza niż to co akurat wyczyniał karzeł. Ciekawe jaką notę wystawił by sobie za to lądowanie? I czy tym razem czepiał by się teleranka? No chyba że Kall'eh BYŁ ZABÓJCĄ! To mogło by predestynować go lądowania z telerankiem, z racji doświadczenia w twardych lądowaniach... na głowie. Tak czy inaczej ork szybkim ruchem dobył zza pazuchy plakietkę (taką, którą wszystkie orki zawsze przy sobie nosiły). Podniósł ją nad głowę, wyrażając w ten sposób słodki smak zemsty. 8 pkt!

Tak więc drużynowy pancernik kieszonkowy w osobie karła, właśnie latał. Uzjel leciał za nim z zamiarem zabrania jego resztek w bezpieczne miejsce, Synek (bez nogi) leżał przy trupie elfki (coś mnie ominęło?), drow (nieprzytomny) był osłaniany przez pająka bez nóg (Paladine!), a Is klęczał i zawodził nie wiedzieć czemu.... A lizał go przy okazji jego własny wilczur!!! (???)

To co się wydarzyło przed kilkoma chwilami, owszem obchodziło orka. Zamierzał dowiedzieć się dokładnie co się stało, dlaczego się stało i kto powinien za to zapłacić. Zamierzał wymierzyć sprawiedliwość, bez względu na to jak duże zagrożenie stanowiło to dla psychiki orka. Zamierzał uczynić to z wdziękiem i uśmiechem charakterystycznym dla zielonego ludu. Zamierzał po orkowsku komuś przysolić!
Nade wszystko jednak, zamierzał wykonać powierzone mu zadanie. Zamierzał zdobyć duszę. A do tego, trzeba było ujeździć, tę łuskowatą sukę!

- Też nam się kompania trafiła...! Barbak splunął i poprawił chwyt.
- Nie narzekaj! Ona jest naprawdę wnerwiona!
- I?
- I?
- Mamy ją złapać. Tak?
- Si!
- No to bieżmy się do roboty!


Wrzuta.pl - Mision Imposible Theme - Mission Impossible Soundtrack

Na całe szczęście tym kto stał jeszcze na nogach był Jędrzej. Mało tego że stał to przebierał nimi nawet. O oczach Jędrzeja zapłonęło coś, co ork znał aż za dobrze. Czy możliwe, że Paladine zrobił mu aż tak straszliwy dowcip? Czy możliwe aby zamknął w ciele tego chłopa intelekt i temperament (w szczególności temperament) kogoś innego? Biegnący na niego Jędrzej do złudzenia przypominał orkowi kogoś innego... A to co miało się stać za chwil parę nie było niczym innym jak mrocznym Deja Vu, TGV czy jak to się tam mówi.

- Mógłbyś jeszcze tak przez chwilkę ją utrzymać...
- I co? Może jeszcze frytki do tego?
- Albo najlepiej przewrócić ją. Mam zamiar w końcu ją ujeździć i wynosić się z tego miejsca. Zobacz co się stało z mym kapeluszem!
- O PALADINE! Czekaj no Jorguś! Mam pomysł!


To rzekłszy Barbak na chwilę przestał zapierać się całym ciężarem i pognał za bestyją. Gdy zbliżył się do niej, wykonał nagły obrót, przykucnął (cały czas pilnując aby mieć linę na podorędziu). Następnie złożył dłonie w stopień i przykucnął. Jędrzej pojął w lot. Biegiem puścił się w kierunku Barbaka i wbiegł na przygotowany przez niego podnóżek. Wybił się z niego, korzystając z pomocy katapulty jaką stworzyły orkowskie ramiona..... i poleciał w kierunku grzbietu Błysku kłów i swego przeznaczenia.

- Emanuel! Trzymaj ją!
- Ta jest!
Orka doszedł jeszcze pewien odgłos. Coś jakby [brzdęk]. Coś jak odgłosy wydawany przez pancerną rękawicę zderzającą się z hełmem w chwili salutowania. Salutowania?

Barbak złapał ponownie za lianę. Nie zamierzał tym razem jednak przytrzymywać Błysku. Zaczął biec po okręgu. Zaczął biec tak aby, trzymana liana była pomocna Jędrzejowi. Zamierzał biec tak, aby przytrzymała ona Jędrzeja, czy może nawet przycisnęła go do grzbietu Błysku (wszystko to oczywiście zakładając, że Męczyworanin (Paladine jak to się wymawia?) trafił w bestię).
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 02-04-2009, 12:45   #148
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Tyle werwy było w tym małym ciałku krasnoluda. Wdrapywał się na grzbiet gada z taką zawziętością jakiej można tylko pozazdrościć. Jednak Zapomniana Panienka chciała inaczej. Miała inne plany wobec karła.
To był ułamek sekundy. Lecz tyle wystarczyło by Kall'eh skończył w paszczy wielkiego jaszczura. No, że skończył to twarde słowo. Bo konał dopiero na ziemi. Wypluty a wcześniej przerzuty i obśliniony. Szybko mu pociemniało przed oczami. Ale jeszcze widział gdy już stracił czucie. Widział wielkie i ostre zęby miażdżące kończyny. Słyszał zgrzyt. Zapewne topór, Pieszczoch, dostał się między zęby. Potem świat mu zawirował.

Widział go z boku, z góry, z dołu. Z każdej możliwej strony. Widział ich próbujących ujarzmić święte zwierze. Błysk kłów. Ludzi, elfów, karłów i orków. Wszyscy razem i każdy z osobna. We wspólnym celu i prywatnym. Kawałek dalej widział inne postacie. Ni to wilki, ni to ludzi. Obraz ten przechodził to płynnie to rozmywając się. Widział gromadkę myśliwych na polowaniu. Zaraz potem zwierzęta w klatkach. Tygrysa emanującego waleczną energią. Biegnąca wataha. Nie, gnająca. Potem ciemna karczma elfka z biustonoszem w rękach. Widzi siebie przy barze.

Tak dalekie wspomnienia. Tak żywe zarazem i tak martwe. Ile to już czasu? Ilu poległych, ile przygód, zmartwień i radości? Obraz stawał się chmurą kurzu i dymu, żeby potem przeistoczyć się w wielkiego umarłego elfa. Goniącego dwie jakże odmienne istoty. Krasnoluda i Elfkę. W oddali tygryso-człowiek ciągnięty jest przez jakąś linę. Widział wilka, kapłana. Wszyscy w zaciętej walce z armią umarlaków. Był i drugi dwarf z toporem.

Gdy tak leciał nad tym wszystkim, czas zdawał się nie istnieć. Zdawała się nie mieć kierunku.
Teraz widział Uzjela, czyżby lekko spłaszczonego? Elfkę, (jak ona się nazywała?) leżącą bez ducha i elfa leżącego bez nogi. Ten miał trochę lepiej. I orka... potem nic.
Gdyż Kall'eh wylądował w krzakach.


Kall'eh
zamierza ruszyć palcem jeśli jest to możliwe w celu stwierdzenia czy żyje. No a jeśli jeszcze żyje to zamierza drzeć się wniebogłosy.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 03-04-2009, 17:43   #149
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Na bagnach nadal jest noc. Nadal pada deszcz.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=k0gsduLrfSU&feature=related[/media]
– puścić i zostawić! Fajne

Szamil, Isendir; Wybieracie się na rekonesans w las.

Mokro. Zimno. Straszno. Nikt nie chciałby być tutaj sam.
I dlatego podzieliliście się na trzy zespoły, po dwie osoby. Oczywiście, pamiętając, że jedna z tych osób jest Stwórcą, a zatem przy odrobinie szczęścia za 15 minut ktoś skończy ze sztyletem w żebrach, a przy większej odrobinie nikt nie usłyszy jego krzyku, a ktoś doniesie towarzyszom o nieszczęśliwym wypadku w mrocznym lesie.
Elir swą leczniczą mocą poskładał Szamila w jedną, funkcjonalną całość. Wilk, nadal kuśtykając, dzielnie idzie u boku swego pana, czasem przystając i liżąc swe rany.



Mieliście się nie oddalać, ale nie liczyliście chyba na to, że wróg rozbił obóz 5 metrów od was... Więc zatraciwszy poczucie odległości oddaliliście się od Uzjela i Kall`eha – Jędrzej z orkiem poszli w drugą stronę, w las za gadziną. Brniecie w coraz bardziej grząski teren. Naraz coś wyskakuje z mroku ponad waszymi głowami!!! Spłoszeni, zatrzymujecie się gwałtownie. Wielki ptak odlatuje, znikając w deszczu.
http://tapety.dziecionline.pl/data/media/99/sowa_01.jpg

* * *
Niezapowiedziany cios pięścią w twarz wycisnął jęk z ust Berithiego. Demon cofnął się, masując sobie buźkę – bardziej na znak pokory i dla zasady, niż by zniwelować ból, który już minął.
- Ale...?
- Nie... tym... mieczem...!!! – wrzasnął w furii mężczyzna w zbroi. – Każdym, tylko nie tym!!!
Berithi jęknął niewinnie, znów bardziej na znak pokory, niż ze strachu.
- Jak mogłem tego nie wiedzieć? – uśmiechnął się krzywo.
- Nieważne czy znasz przeszłość i przyszłość – zakrakał rozbawiony Kruk, machając agresywnie ogonem, bawiąc się kością trzymaną między szponami. – Nawet demon nie zna woli Chaosu.
- Precz kanalio – westchnął mężczyzna w zbroi, odwracając się do Berithiego plecami.
* * *
- Pssst!
Znieruchomieli, wytężając słuch.
- Jest ich dwóch.
Deen poprawił miecz u pasa.
- Rin... Którzy to?
- Nie mam pojęcia – odparł im telepatycznie.
Vari powęszyła.
- Swąd spalenizny – oceniła.
- To ten ognisty chłoptaś – fuknął Deen.
- A ten drugi? Puść Beholdera.
Deen skinął w milczeniu głową. Po chwili z mroku i zasłony deszczu wyłoniła się wielka sowa. Deen wystawił muskularne ramię, ptak wylądował, obejmując szponami grubą skórzaną rękawicę.
- To ten elf.
- Czego oni chcą?
- Czego mogą chcieć? – fuknął, obnażając miecz.
Vari chwyciła go za rękę.
- Nie zabijajmy ich. Przyda się nam pomoc, nieprawdaż?
- Pomoc? – uniósł brwi.
- Przy odzyskiwaniu Dusz – uśmiechnęła się Vari, machając ogonem.
* * *
Isendir, Szamil; Jako dwa doświadczone elfy-tropicielllowie[gah] próbujecie wytropić obcych. Wilczy nos Elira bardzo wspomaga was w tym zadaniu i po chwili natrafiacie na podmokłą polanę, gdzie... ktoś stoi! Wojownik jakiś, ściślej mówiąc, taki ala Uzjel, blondynek w puszce.
Black knight by ~akizhao on deviantART
Odwraca się ku wam, asekuracyjnie z mieczem i tarczą w rękach.
- Stać! Kto idzie?!
- Spokojnie, Deen – z góry dobiegł kobiecy głos! - To chyba przyjaciele.
Na gałęzi drzewa ponad wami siedzi kocia chimera z dwoma kukri w łapkach!
Cat by ~Myar on deviantART
- Czego chcecie...? – spytał znów mężczyzna.
- Ważne, czego my chcemy od nich. Wspomożecie nas? Podzielimy się zyskami! – zamruczała chimera.
- Wykluczone! – fuknął Deen.
- Daj spokój. Im więcej ostrzy tym lepiej.
- Nie nam w zwyczaju ufać obcym! – prychnął Deen.
- Nie musimy im ufać – przekonywała. – Jedna wspólna walka i tyle. Co wy na to? – spojrzała na was.
- To zły pomysł. Poradzimy sobie sami!
- Raz już sobie nie poradziliśmy! – warknęła, zeskakując na ziemię. – Wybaczcie, nieznajomi. Jest taka sprawa. Naszego towarzysza pożarła gigantyczna mięsożerna roślina! Jak się domyślacie, w jej paszczy pozostał jego ekwipunek... i dwie Dusze jakie miał przy sobie!
- Są nasze! – zaznaczył Deen.
- Tak. I teraz jest sprawa. Zechcecie nas wspomóc w walce z drapieżną rośliną? Ta sama roślina ma w swojej łodydze Dodatkowe Dusze!
- Nasze są nasze, te dodatkowe weźmiecie wy – dodał Deen.
- Powiemy wam, gdzie jest ta roślina, a wy wspomożecie nas w walce z nią i zgarniecie po Duszy dla każdego. Co wy na to panowie elfowie?
* * *

Uzjel; Troszkę zmiażdżony, z bolącym piekielnie kolanem, z trudem odciągasz dwarfa w bezpieczne miejsce, poza zasięg ogromnych szponiastych łap Błysku Kłów. Padasz na tyłek obok niego, ranna noga boli teraz nienośnie, nie możesz się na niej oprzeć ani chodzić! Flafie uleczyła własne rany, w pełni zdrowa, może przysłużyć się teraz innym. Radośnie wyciąga zza pazury, nowy, wielki lizak! Ranny dwarf wydarł się naraz w niebogłosy [czyżby przeczuwał lizakową kurację...?]

Kall`eh; Odzyskałeś przytomność. Trzask...
Chrup...
Coś cię chyba... zjada...?!
Coś cię ciągnie po ziemi!!!
Chrup, chrup... mlask!
Otworzyłeś szeroko oczy.
Ujrzałeś nad sobą łepek uśmiechniętej Flafie, która głośno odgryza kawałek lizaka i chrupie.
Zbladłeś.
Flafie jednak nie jest póki co zainteresowana udzielaniem ci pierwszej pomocy. Obok na trawie, w deszczu, siedzi Uzjel, krzywiąc twarz z bólu.

Nieopodal Fufi, kuśtykając na ułamaną nóżkę i popiskując krąży nerwowo wokół ciała Nizzre. Ciało elfki rozmywa się nagle na biały pył, pająk odskakuje, zdumiony. Rozgląda się z zagubieniem, myśli poważnie dłuższą chwilę. Wreszcie podąża wykonać ostatni rozkaz i wraca dźwigając na odwłoku śpiącego drowa owiniętego w płaszcz elfki i kokonik z pajęczej nitki.

Barbak, Jędrzej;
Barbak;
U was wśród orków zawsze ktoś na czymś jeździł! Na przykład stary Ugo, jeździł na wilku.
0127: Wolf Rider Give up by ~Agito666 on deviantART
Szkoda tylko że nie posłuchał rady o praniu skarpet – daleko na tym wilku nie zajechał... A twój kumpel z młodzieńczych lat, Ugórek. Jeździł na... uhhh...? errrr na gadzie...chyba... jakimś...
Ork Rider by ~Quimtuk on deviantART
Jego kuzyn Ugorek... nie, on na niczym nie jeździł...ale za to był niezłym penerem w przedszkolu!
funny ork by ~PRprince on deviantART

Na upartego stosujecie technikę wskakiwania na gada. Nie zważając na jego gabaryty, na to, że nie ma uprzęży, na to, ze zziajani i ledwo żywi z wysiłku, stratowani, poturbowani, nie macie zbyt dużych szans z Błyskiem Kłów. Mówią ze prosty plan to najlepszy plan - ale bez przeginania w drugą stronę! Ork wpadł na morderczą modyfikację planu - po co tyle zachodu, skoro można po prostu przywiązać kumpla do gigantycznego gada...? Skoro spada - trza przywiązać a nie spadnie, proste! Bolesne aczkolwiek... Starcie ork plus chłop plus pchła vs Błysk Kłów zakończyło się niepodważalnym zwycięstwem króla gadów.
Cóż, starczy chyba komentarz, ze Rodriges runął, Błysk kłów spokojnymi, milowymi krokami odszedł w las i zniknął w zasłonie deszczu i bagiennych oparach, chłop chybił celu, roztrzasnąwszy się malowniczo na drzewie mijanym przez gada, a Barbak z powodzeniem przywiązał Jędrzeja lianą do owego drzewa.

Błysk Kłów zniknął w mrocznym, bagnistym lesie. Zbieracie swoje skopane dupska z podmokłej ziemi. No cóż, nie tego się spodziewaliście. Ale nikt nie mówił, że to zadanie będzie proste. Najwyraźniej bogowie was opuścili. Przynajmniej będzie o czym opowiadać wnukom... jeśli dożyjecie i doczekacie się jakichś.

Barbak, Jędrzej, Rodriges; Zmasakrowani, zdyszani, skonani i ledwo żywi stoicie sobie w deszczu, w sercu mrocznego lasu. Potrzebny wam cholerny plan. I dużo cholernej łaski Bogów.
*
- Pogrom - zauważył rozbawiony Kruk
- Czarna Zorza jest wściekła - przyznał mężczyzna. - Niech Światło ma ich w opiece...
- Mogę się mylić, ale chyba słyszałem, jak wspominała coś o razowym pieczywie...
- I o gracie bez zawleczki o ile dobrze zrozumiałem.
- Pogrom.
- True, true...
*
Wszyscy; Wokół rozbrzmiewa cichym echem muzyka fletu!
Wrzuta.pl - rpg-flet

Nizzre; Kiedy skończyłaś grać, zdałaś sobie sprawę, że usłyszał. Nie byłaś już sama. Spojrzałaś w górę. W deszczu, na powyginanym konarze dużego drzewa nieopodal, prosto jak świeca stał drow w zbroi i czarnym płaszczu. Długie, rozpuszczone srebrne włosy spływały falami po jego ramionach, niemal dosłownie – był przemoknięty do suchej nitki i wyraźnie rozdrażniony z tego powodu. Kiedy spojrzałaś ku niemu, powoli, demonstracyjnie uniósł prawe ramię, pokazując ci błyszczącą, białą obręcz na nadgarstku.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 03-04-2009, 18:06   #150
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Deszcz, cholerny deszcz! Chociaż przynosił ulgę, chociaż to. Zimne krople przyjemnie chłodziły ciało. Na całe szczęście po kuracji Elira mięsnie przestały boleć a ciało postanowiło przedstawić swój rachunek kiedy indziej.

Miał być to tylko krótki rekonesans czy przypadkiem ich nie obserwują no ale standardowe "sprawdźmy jeszcze kawałek" zaprowadziło ich daleko, daleko za daleko.
Do tego jakiś wielki ptak, sowa przeleciał nad nimi grając nieprzyjemne nuty na napiętych nerwach.
"Że też ludzie nie potrafią trzymać swoich ptaków na wodzy!"
Kiepska pogoda, nie za ciekawa sytuacja, walka z Berithim, śmierć elfki, kilkukrotne okaleczanie, ciągłe lądowanie na ziemi (do tego z połamanymi żebrami lub bez kończyny!). Krótko mówiąc Szamil był wściekły.

Lewa ręka po raz niewiadomo który sięgnęła do twarzy jednak nie odważyła się jej dotknąć, nie odważyła się sprawdzić czy blizna została.

***

Polana był zdecydowanie bagnista a jak wiadomo na bagnach są śmieci. Że też ludzie wyrzucają konserwy na łono przyrody! Ta konkretna konserwa była nawet bujnie porośnięta blond pleśnią i wychwyciła odnóża chwytne w których trzymała miecz i tarcze.
Jak również powszechnie wiadomo zwierzaki rzucone na bagna mutują, jakiś nieszczęsny kot (niech zaraz pochłonie te sierściuchy!) zmutował się w kobiete-kota (do wszystkich nieznośnych cech kotów doszło marudzenie).
Dziwna para poprosiła ich o pomoc, Szamil podszedł do elfki.
-Widzisz moja droga, może i bym Wam pomógł ale... Ale już raz dzisiaj dobry uczynek się nie opłacił, dwa jestem wściekły. Więc bądź tak miła i się nie ruszaj! A tak na marginesie to drzewo za wami wygląda na jakiegoś mrocznego enta!
Dwa ostatnie zdania powiedział już podczas wyprowadzania cięcia.
Sztych, ciecia, ciosy głowicą w twarz i kopniaki pod kolana... Szamil nie walczył czysto, chciał się wyżyć! Za Berithiego! Za Nizzre! Za pogodę! Za ptaki których ludzie nie potrafią trzymać przy sobie! Tak w zasadzie to za wszystko włącznie z powodzią i głodem w odległych kraikach!
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172