Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2009, 21:30   #551
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Zaklęcie leczenia podziałało. Nizzre szeptała modlitwy podczas gdy mężczyzna rzucał czar. Mógł uzdrowić ciało mrocznego elfa, ale to Światło musiało odpędzić Chaos. Po chwili drow przestał kaszleć i znieruchomiał , wyciągnięty na podłodze, łapiąc oddech i dochodząc powoli do siebie. Elfka sama czuła się coraz lepiej, choć Berith przywalił jej nieźle w bebechy i broniła się dzielnie przed utratą przytomności i rzyganiem. Przynajmniej do czasu aż nie będzie sama żeby się w spokoju kulturalnie wyjęczeć i wyrzygać. Póki co ukradkiem ocierała krew z ust i nosa. Mężczyzna skończył leczyć mrocznego elfa i był zadowolony z siebie, choć elf nadal leżał na podłodze.
- No...
- Dziękuję! – Uśmiechnęła się uszczęśliwiona Nizzre.
Przez chwilę patrzyli na siebie, aż mężczyzna się zniecierpliwił.
- Kasa – przypomniał.
Nizzre skinęła tylko głową.
- Dostałeś już.
- 100 nie 1000! – Zauważył, zbyt nerwowo.
Nizzre uśmiechnęła się okrutnie.
- Słyszysz? Ten nieudacznik chce, żebyś mu zapłacił za leczenie! – powiedziała sugestywnie do drowa, powtórzyła to samo w drowim.
Ślepia mrocznego elfa skierowały na mężczyznę nienawistny wzrok. Drow powoli, jak zwierz szykujący się do skoku, podnosił się z podłogi.
- Ty! – Nizzre przybrała agresywną postawę pissed off elfki i silnie trąciła mężczyznę w ramię. – Wiesz, co to jest?! – spytała ostro, podwijając rękaw swojej fioletowej bluzy i pokazując mężczyźnie tatuaż pająka.
Po jego spojrzeniu poznała, że kojarzy.
- To zabieraj co masz i wynocha, póki możesz! – syknęła Nizzre. – Bezczelny, żerować na cudzym cierpieniu!
Mężczyzna uśmiechnął się niewinnie, przez moment wyglądało na to, że zechce dyskutować i oglądał się przez ramię za wsparciem. Mroczny elf stanął na nogach i sugestywnie skierował dłoń w kierunku rękojeści sejmitaru, na co mężczyzna skierował swoje kroki do drzwi. Unosząc obronnie dłonie wycofał się powoli i grzecznie.
- W sumie co racja to racja, za zwykłe zaklęcie leczenia 100 sztuk złota w zupełności starczy – wyjąkał ugodowo i ukłonił się lekko. – Dzięki i życzę miłego wieczora...
Sprawnie się wymknął i zamknął za sobą drzwi. Powietrze w pokoju zafalowało znów migoczącym fioletem.

Nizzre i mroczny elf zostali sami. No z Ray`gim, ale on spał. Gdyby obudził się akurat teraz byłby to prawdziwy fail! Mroczny elf dochodził jeszcze do siebie. Z demonami nie ma żartów, jak łupną to łupną. Sama elfka musiała znów odchrząknąć i otrzeć krew która wymykała się jej kącikiem ust. Mroczny natychmiast zwrócił na to uwagę i obrócił głowę ku niej. Ich spojrzenia spotkały się. Wpatrywali się w siebie dłuższą chwilę. Miecz Samaela leżał pomiędzy nimi na podłodze. Mroczny elf sugestywnie spojrzał na ostrze i znów na Nizzre.
- Nie idź...! – wymknęło się jej.
Aż zasłoniła usta dłonią, niedowierzając, że to powiedziała! Zaczerwieniła się i zachłysnęła, zakaszlała krwią.
Czekał.
- Wszystko w porządku? – wyjąkała. – Lepiej się czujesz? Berith...

Rzucił się ku niej, zaatakował! Zdążyła tylko otworzyć szeroko oczy ze zdumienia i jęknąć w panice. Był w tej sekundzie taki straszny i demoniczny, z tą ciemną skórą, ze świecącymi w półmroku ślepiami. Był taki silny, o wiele silniejszy od niej. Złapał ją za nadgarstki dłoni uniesionych w odruchu obrony, złapał bolesnym, stalowym chwytem męskich dłoni, o wiele większych od jej drobnych dłoni. Z przerażeniem niedowierzała w jego dzikość i siłę, z jaką pchnął ją na ścianę. Bez trudu przycisnął jej ramiona do ściany, nad jej głową. Nie broniła się, był przerażająco silny, nie chciała go skrzywdzić, był ranny, on nie rozumiał, on...!
- Co jest niby w porządku?! – warknął jej w twarz, aż skuliła się i zacisnęła powiekę nie przykrytego czarna opaską oka.
Prychnął drwiąco.
- Nie przyszedłem tu szukać twojej opieki! Nie potrzebuję jej!
- Wybacz, chciałam...!
- Każ mu wrócić – syknął. – I uleczyć ciebie!
Jego słowa zdziwiły ją. Otworzyła oko i spojrzała na jego wściekłą twarz.
- On jest... z-zapłaciłam mu... – nie wiedziała co robić, próbowała kłamać. – Nie mam już...! Zresztą...!
Pisnęła, kiedy nią potrząsnął. Była przerażona. Był przerażająco silny i brutalny, a ona nie chciała zrobić mu krzywdy, bo... bo...!?
- Zapłaciłaś mu, żeby mnie uleczył?! – spytał z oburzeniem i wyrzutem jakiego nie była w stanie pojąć.
Nim zdążyła odpowiedzieć szarpnął ją, pociągając z taką siłą, że bez trudu rzucił ją na kolana na podłogę. Klęknęła z jękiem, poddając się jego sile, ze zgrozy nie mogąc poukładać myśli. Puścił jej ręce, zdrętwiała, kiedy złapał ją za włosy.
- Jako kilkuletnie dziecko byłem biczowany do nieprzytomności kiedy zachowywałem się niepoprawnie – ogłosił ze swoistą dumą. – Czegoś mnie to nauczyło... Czasem słowa nie wystarczą!
Skuliła się kiedy podniósł rękę. Wskazał miecz leżący przed nią.
- Zniszcz go! – nakazał ostro.
Wyciągnęła drżącą rękę po miecz.
- Musisz uwierzyć! – syknął półszeptem. – Nie mają do tego prawa! Nie widzisz nikogo przed sobą, nie pozwolę na to!
- Chciałeś...!
- Nie potrafię! – przerwał jej znów. – Widać nie tak ma być! Ale nie pozwolę, by demony wtrącały się w nasze sprawy! To nie jest tylko twoja decyzja! – chwycił miecz jedną ręką, trzymał ostrze razem z nią. – Po to zostawiłaś mi drogę, po to zostawiłaś mi życie!
- Nie chcę, żebyś szedł za mną!!! – pisnęła niemal przez łzy.
- Nie chcesz, gdyż nigdy za tobą nikt nie szedł! – prychnął.
Puścił jej włosy, odetchnęła z ulgą.
- Nie wiesz jak to jest... kiedy ktoś walczy za ciebie...? Nie pamiętasz już?!
- Co ty możesz o tym wiedzieć?! – wybuchła.
- Wystarczająco wiele, by rozumieć, że trzeba wybić ci z głowy tą beztroskę przy obchodzeniu się z własnym życiem! – warknął.
- Moje życie nie powinno cię obchodzić!!!
- A moje obchodzi ciebie?! – bąknął drwiąco. – Takim samym prawem, jakim zapłaciłaś za uleczenie mnie i jakim modliłaś się za mnie, nauczę cię teraz co należy zrobić, kiedy ktoś zostawia pod twoimi stopami miecz który chciał wbić ci w plecy!
- Szamil nie...!
- Nieważne kto to będzie!!! – przerwał jej ostrym tonem. – To będzie ten miecz! A teraz... zniszcz go...!
Szpony jego bransolet wysunęły się i zabrzęczały o klingę Samaela. Mroczny elf objął Nizzre silnie drugim ramieniem i przycisnął ją do siebie, potrząsając nią otrzeźwiająco.
- Za późno. Pozwoliłaś mi zostać. A skoro tak, teraz mnie usłuchasz.
Zakaszlała, drżąc zrobiła kilka głębszych wdechów.
- Przepraszam... daj mi chwilkę...
- Hm! - uśmiechnął się litościwie. – Nie! Miałaś na to całe życie!
Złapał jej dłonie i wsadził klingę miecza między ostrza własnych metalowych bransolet. Poczuła dziwną ulgę w tym momencie. Mroczny elf syknął z wściekłością, napierając ostrzami na klingę, jego dłonie drżały z wysiłku.
- Złam go!!! – wrzasnął jej prosto do ucha.
Zacisnęła powiekę, jej ostrza zakleszczyły się o klingę Samaela i wstrzymując oddech szarpnęła. Metal chrupnął, malutkie pęknięcia wdarły się w klingę na którą napierało dwanaście ostrych szponów. Nie wiedziała co się stało, mroczny elf musiał użyć Duszy w tym momencie. Huknęło i miecz Samaela eksplodował, rozpadając się na nierówne kawałki, potoczyły się po kątach pokoju. Poczuła się dziwnie. Stało się coś nieodwracalnego, jednocześnie to było coś dobrego... chyba.
- Widzisz? – mroczny elf spytał z zadowoleniem, puszczając ją i wstając.
Siedziała jeszcze chwilę milczeniu.
- Nie rób... tego więcej... – wyjąkała prosząco i z rozpaczą, ale i z groźbą.
- Wybacz, nie byłem delikatny? – spytał ironicznie.
- Nie.
Wzruszył ramionami.
- Ale podziałało.
Spuściła smętnie głowę.
- Proszę, nie rób tego więcej...
- Sama siebie po łapie nie trzaśniesz – mruknął. – Ze mną nie obchodzono się zbyt delikatnie, a żyję. Lepiej niż ty.
- Nie jesteś taki jak ja – wyjąkała niemal przez łzy.
Zadrżała, kiedy kucnął przed nią i poczuła jak jego dłonie obejmują jej twarz.
- Jestem dokładnie taki jak ty! – wyszeptał. – A tobie...
Jego oczy... jego białe rzęsy... jego usta...
- ...kazano takich zabijać – szepnął.- Wiesz... dlaczego kazano ci takich zabijać...?
Był taki Piękny.
- Ponieważ kiedy Oni staną naprzeciwko armii tylko Tacy Jak My będą cię bronić! – dokończył z naciskiem.
- Bronić swojego tryumfu – wydukała z trudem.
Zbliżył twarz do jej twarzy, pokręcił przecząco głową.
- Zmuś nas, aby było inaczej – powiedział pouczająco i całkiem spokojnie. – Ty także nie broniłaś mnie, tylko swej idei.
Oniemiała.
- Nie znasz mnie – uśmiechnął się krzywo. – Nie znasz nawet mojego imienia. Ratowałaś moje życie tylko dlatego, że tego cię uczono. Ratowałabyś każdego kto byłby na moim miejscu. Gdyż tego cię nauczono.
Przełknęła głośno ślinę.
- Byłeś przeciwko...
- Może nadal jestem – uśmiechnął się. – Czy to ma jakieś znaczenie? Jestem tu, przy tobie. Naucz mnie. Zmuś mnie. Pokaż mi jak ty to widzisz. Nie odejdę, póki nie zobaczę.
Zaczerwieniona, odwróciła wzrok.
- Jak... masz na imię?
- Illiamdril Mo Tyrrnoghurahel.
- Yh...! – zająknęła się, już nie mogła tego powtórzyć. – Illiamdril. Il.
Mroczny elf skrzywił się lekko, cofnął dłonie od jej policzków.
- A jak mogę się zwracać do ciebie? – spytał.
- Nizzre – poprosiła.
- Nizzre? Tak jak Oni?
- Tak. Po prostu.
- Sądziłem, że specjalnie ich zwodziłaś.
- Nie, przyjęłam to imię w dniu narodzin...
- Z jego ust – skinął na jej bransolety.
- Tak.
- Dlaczego tak się do ciebie zwrócił? Piorun go trafił? – uśmiechnął się złośliwie.
- Nie wiem – uśmiechnęła się słabo.
- W porządku. Nizzre.
Milczała chwilę.
- Czy... wiesz, co się z nim stało? – skinęła na swoje bransolety. – Jak... zginął?
Mroczny elf spojrzał na nią uważnie.
- Jakie to ma znaczenie?
- Chciałabym wiedzieć.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie wiem.
- Plotki...? Cokolwiek...?
Wzruszył ramionami.
- Dlaczego go rozpamiętujesz?
- Był mi przyjacielem. Przez chwilę.
- Gdyż cię nie zabił? – zadrwił ze szczerym ubawem. – Może tylko dlatego, że zemdlał od trucizny...!
- Rozmawialiśmy. Mówił wiele pięknych rzeczy.
- Na przykład?
- Chciał pokoju.
Kiwnął głową, wstając i krzyżując ramiona na piersi.
- Wiesz co to znaczy, kiedy drow chce pokoju? Że chce, abyś się odwróciła, by mógł wbić ci sztylet w plecy.
- Nie mów tak, to nie prawda. On naprawdę chciał...
- Będziemy teraz o nim rozmawiać? – przerwał jej już któryś raz. – Czy wezwiesz wreszcie medyka?
- Nie wiem gdzie... – zająknęła się.
- Więc ja po niego pójdę - ruszył stanowczo ku drzwiom.
- To... dzięki...
Kiedy tylko mroczny elf otworzył drzwi, Nizzre zerwała się z jękiem, łapiąc się za głowę. Obejrzał się nieufnie.
- AAAAAAAaaaaaaaaaaaaAAAGH!!! – wrzasnęła z bólu, miotając się niczym opętana. – Ten ból!!! – złapała się za głowę, krzycząc bez opamiętania.
The Scream by =Eternal-Salvation on deviantART

- Nizz...?! UKH!!! – drow ze zdumieniem poczuł naraz, jak niewidzialna siła uderza w niego, wpychając go z hukiem na ścianę na korytarzu.
Nizzre ucichła i zwaliła się na podłogę, mdlejąc.
- Nizzre! – mroczny elf skoczył z powrotem do pokoju, przypadł do elfki i podniósł jej tułów, głowa jasnowłosej zwisała bezwładnie, oparta na jego ramieniu. - Vel'bol zhah xusst?! Pahntar solen asael, telanth ulu uns'aa!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 17-09-2009, 21:01   #552
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Choć odbił się od muru i ruszył w stronę ulicznika, od początku narastało w nim poczucie nieuchronnej porażki. Nie miał broni, nie miał siły ani zdolności, a jedynym kogo prawdziwie nienawidził był on sam. Jego uczucie jednak nie dodawało mu sił, tylko zżerało go od środka pozbawiając resztek woli. Tak samo jak jego ciało był tylko pustą łupiną, o czym tak boleśnie przypominało to spotkanie. Gołymi rękami przeciwko uzbrojonemu mężczyźnie nie miał najmniejszych szans, w czym upewnił go tylko kolejny cios. Uderzenie hakiem halabardy ponownie odrzuciło go na mur, a siła uderzenia sprawiła, że najwidoczniej jeden z nitów jego zbroi poluzował się, co sprawiło że cała jego lewa noga oderwała się od tułowia rozpadając na kawałki. Złodziej widząc, że rycerz tak naprawdę jest samą zbroją uciekł. Fakt, że Uzjel został uznany za bestię należącą do Flafie trochę poprawił humor rycerza, miałby wręcz ochotę się roześmiać gdyby nie ta cała frustrująca sytuacja. Siedział więc tylko zrezygnowany opierając się o ścianę, gdy Flafie troskliwie składała go do porządku.

Gdy wstał zrozumiał, że jego broń jest stracona. Ostatnia rzecz łącząca go z domem przepadła, znajdując nowe miejsce w brudnych łapach jakiegoś złodziejaszka. Uzjel dobył więc ułomka starego miecza, który był jedyną pozostałą mu bronią i przyjrzał mu się uważnie. W najdłuższym miejscu miał niewiele ponad dwadzieścia centymetrów, w najkrótszym nieco ponad dziesięć. Nie była to broń, którą można wykorzystywać w wale, przypominała bardziej koślawy sztylet, ale nie pozostawało mu nic innego. Namiastka rycerza walcząca resztkami miecza... Czy mogło być coś żałośniejszego?

Nie miał się jednak zamiaru poddawać. Jego rezygnacja oznaczałaby, że zwyciężyli wszyscy ci, którymi tak pogardzał. Wszyscy ci, którzy posiadali siłę bez żadnego wysiłku zasługiwali na śmierć i zapomnienie. Wszyscy ci, którzy mieli wszystko czego zapragnęli na zwykłe skinienie ręki także zasługiwali na taki sam los. Nawet jeśli rycerz faktycznie był aż tak śmiesznie słaby nie oznaczało to, że taki musi pozostać. Wcześniejsze jego próby stania się silniejszym były z góry skazane na porażkę z tego powodu, że nieodmiennie chciał coś osiągnąć szybko i łatwo. Teraz zrozumiał, że każdy krok trzeba opłacić wysiłkiem i krwią, swoją i innych. Miał zamiar naprawić swój błąd i pokazać światu, bogom i ludziom że nawet jednostki przeciętne mogą się liczyć, jeśli swoją przeciętność podniosą do doskonałości. Na pohybel tym, którzy dysponowali mocą!

Dogasające resztki motywacji obudziły się w Uzjelu ponownie. Chciał żyć i swoim życiem coś reprezentować. Chciał dożyć starości, w której nie będzie mieć do samego siebie żalu za zmarnowanie życia. I wiedział, że choćby wszystkie potęgi niebiańskie i piekielne zjednoczyły swoje siły przeciw niemu to i tak się nie podda, nawet wiedząc że porażka jest nieunikniona. Już nie chciał wychodzić z każdej potyczki jako triumfator, nie zależało mu także na zwycięstwie w całej tej grze. Mógł przegrywać raz za razem, jeśli tylko będzie zdolny z każdej klęski podnieść się choć trochę silniejszy. I tak, krok po kroku będzie zmierzał przed siebie, śmiejąc się w duchu z wszystkich tych którzy będą docierać na szczyt tylko po to, by zaraz z niego spaść.

Nie musiał być wspaniały, ważne żeby po prostu BYŁ. I to właśnie utrzymanie swojej własnej egzystencji powinno być dla niego priorytetem. W końcu co da nam potęga, bogactwo czy sława jak będziemy martwi? Trup nie będzie niczym więcej niż zwykłym kawałkiem mięsa niezależnie od tego, czy kochają go lub drżą przed nim miliony. Zgnije i rozpadnie się w pył, znikając najpierw z tego świata a później nawet z ludzkich wspomnień. Nowe życie rycerza miało ten plus, że nie musiał się martwić ograniczeniem czasu. Miał go wręcz nieskończenie dużo... Dlatego nie powinien zbyt łatwo go odrzucać. Powinien wykorzystać to co posiadał w maksymalnym stopniu. Czy to mogło coś zmienić? Nie wiedział, jednak nie widział żadnych przeszkód, by nie spróbować

Zaczynał jednak odczuwać znużenie. Stanowczo oberwał dzisiaj zbyt mocno, przez co jego energia była dosłownie na wyczerpaniu. Nie miał ochoty rozpaść się na kawałki, bo nie mógł być pewien czy więcej złodziejaszków nie okręci się po okolicy. Gdy dotarł jednak do karczmy zauważył, że znalezienie w środku miejsca może być gorzej niż niemożliwe. Musiał jednak znaleźć jakieś miejsce by odpocząć. Nie zastanawiał się jednak długo, odpowiedź przyszła wręcz sama. Świątynia! Miał zamiar udać się do jakiejś świątyni, nie zamykanej na noc by tam pod pozorem modlitewnej koncentracji zaznać kilku godzin snu.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 18-09-2009, 11:19   #553
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh stał przyglądając się całej zbieraninie poprzebieranych istot. W jego stronach festyn był raz do roku. Podczas przesilenia letniego. A tutaj wygląda jakby zebranie było czysto spontaniczne. Kobieta była bardzo powabna i zachęcająco machała do niego. Z chęcią by oddał mieszek za taką panienkę - bo nie ulegało wątpliwości, że za darmo to on se może...
W każdym bądź razie, nie skorzystał. Strata mieszka równa się strata ręki. A tego raczej nie mógł poświęcić dla chwili rozkoszy. Innym razem poszuka tego festynu.
O ile będzie inny raz.

Rozejrzał się za krewniakiem. Jest i czego Kall'eh się mógł spodziewać, ciągnął już jakąś blondwłosą niewiastę w stronę zaułka. Pokręcił tylko głową. Cóż począć. Rozejrzał się, uważnie. Szamil jeszcze stał. O to dobrze, bo miał dla niego jego własną kurtkę. Przekazał mu ją i poczekał na krewniaka. Który zaskakująco szybko wyszedł z zaułka. Neverwinter... jakby powiedziała Zapomniana Panienka...

- Tło gdzie móżna ze tąo rękom iść? Cło by ją łuleczyć? - Zapytał Tharkûn'a gdy już ten był wystarczająco blisko.
- Do alchemika albo zielarz ajakiego albo kapłana som ni wiem na klątwach to się znom średnio... -
odparł.
- A gdzie Ci Twoi przesiadywują, Ci cło kasę winni?

- A różnie po mieście ja ni wiem, przyszli, zabrali i poszli!!! TT Na pewno po ulicach gdzieś łażą kasę moją wydają krowy!!!
- Nu tło choćmy spowrotem dło alchemika. Zapytomy sie ile chce za cudo na renke. A przy łokazji rozeglondniemy sie za krowami.

Nie było rady, trzeba udać się do alchemika, tak jak zakładał. Po raz drugi. Pierwszym razem był niespokojny i zamykał właśnie swój kram. Ciekawe czy teraz uda mu się coś załatwić. Spojrzał na swoją kiese. Od zabitego Taurena ma 300 sztuk, bo Szamil wziął tylko stówę. Ale może wystarczy.

Z tym, że wizyta okazała się bezowocna.
- Co wy z tą melisą?! - Alchemik mruknął pod nosem, szykując się do zamknięcia sklepu. - A jaką cenę łaskaw pan zapłacić...?
Kall'eh zastanowił się i doszedł do wniosku, że warto postawić dość dużo.
- Dam całą zdobytom kase - wyciągnął wygraną sakiewkę - Ze Taurenem wygrałęm, pińćset.
Kasę rzucił na blat. Zastanowił się i dodał:
- Móge jeszcze Sabinke łoddać - wskazał kciukiem prawej ręki na kusze. - Podwójny naciąg, mało ludzi potrafi ze niej strzelać, łoj mało.
Alchemik spojrzał na kasę i kuszę.
- Kusza przednia, panie, ale wybaczy pan, nie interesuję się strzelectwem. Ten eliksir jest wart przynajmniej jedną Duszę, jeśli mam być szczery. Wybaczy pan, chyba nie ubijemy tak targu - oddał ci kasę i kuszę.

I to tyle, jeśli chodzi o negocjację. Wyszedł na zewnątrz spojrzał na niebo.
Słońce chyliło się ku zachodowi coraz bardziej i bardziej i bardziej...


Kall'eh zastanowił się chwilę. Czas działać, bo przyjdzie mu spać pod gołym niebem a do tego będzie ze sztywną ręką stawał do walki. A do tego nie mógł dopuścić.

- duszee... - westchnął. Pomachał głową. - duszy ni łoddam...

Zacisnął pięść i wszedł z powrotem do alchemika z zamiarem napaści na alchemika. Musiał mieć ten wywar. Musiał go mieć.

Zamierza przeskoczyć przez blat. Chwycić alchemika, pogrozić mu i zabrać wywar. Do tego spytać się, czy ma antracyt. Za, który rzuci na stół kasę wypchaną 500 sztukami złota.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 18-09-2009 o 11:29.
Fabiano jest offline  
Stary 19-09-2009, 09:35   #554
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nizzre;
Kiedy otworzyła oko, zobaczyła drowa. Tuż przed sobą, zobaczyła mgliście drowa, siedzącego w skulonej pozycji na podłodze. Kiedy zamrugała i obraz się wyklarował, zobaczyła, że drow ma w ustach knebel z kawałka materiału. Znieruchomiała, wstrzymała oddech. Drow spojrzał jej głęboko w oczy, marszcząc wściekle brwi i poprzez knebel wydobył z siebie stłumiony, gardłowy pomruk gniewu. Kilka solidnych więzów z liny krępowało jego nogi na wysokości kostek i kolan. Ręce miał wykręcone do tyłu, zapewne również skrępowane. Nizzre bała się poruszyć, kiedy ten skrępowany drow drążył wzrokiem dziurę w jej zielonym ślepiu. Nic nie rozumiała i nie mogła sobie przypomnieć....
- Nizzre?
- Hyyymh!!! – drow szarpnął się zaciekle, szamocząc się w swoim kącie, wciśnięty między stół, a ścianę.
Nizzre drgnęła. Poznała ten głos! Podniosła się chwiejnie na łokciach i spojrzała na mężczyznę w kolorowych szatach, stojącego przy drzwiach. Widząc, że się ocknęła, ruszył ku niej.
- Gate... – wyjąkała. – Co...?
- Ymph!!! – warknął wściekle drow, próbując bezradnie wstać, stół przy nim podskoczył, huknął ciężkimi nogami o podłogę.
- Jak się czujesz? – spytał spokojnie mag, stając obok łóżka elfki, ignorując zupełnie związanego mrocznego elfa.
- Lepiej...! Co się stało?! – spojrzała litościwie i z troską na drowa.
- Usłyszałem twój krzyk. Przyszedłem – wraz z nią zerkną na mrocznego elfa.
Drow położył po sobie długie uszy i zawarczał niemal jak zwierz, nienawistnie spoglądając na gatenowhere.
- Dzięki... – wyjąkała speszona Nizzre. – Ale...
- Zrobił ci krzywdę? – spytał gate.
- YMMMF!!! – warknął z oburzeniem drow.
- N-nie wiem – elfka ze zgrozą odkryła, że nie pamiętała nic. – Znów ten dziwny ból... Ja chyba zemdlałam!
- Kiedy tu wszedłem, leżałaś na podłodze, a on stał nad tobą z sejmitarami w dłoniach – powiedział Gate, swym spokojnym, łagodnym głosem.
- Hm-ym!!! – wycedził zaciekle drow, a kiedy na niego spojrzała potrząsnął przecząco głową, bezradnie próbując pozbyć się knebla.
Zauważyła, że sejmitary mrocznego elfa leżały teraz przy drzwiach, wraz z jakąś niewielką torbą i garścią noży do rzucania.
- Ale nie zranił mnie - wyjąkała, siadając na łóżku.
Trochę kręciło się jej w głowie.
- Spłoszyłem go, jak sądzę. Zaatakował kiedy tylko otworzyłem drzwi – mówił spokojnie Gate, wskazując rozcięcie rękawa swojej szaty.
Drow mruknął nienawistnie w jego kierunku.
- Zdołałem go jednak obezwładnić z pomocą Dusz – kontynuował Gate. – Postanowiłem zostawić go przy życiu, abyś mogła się z nim własnoręcznie rozprawić w razie czego – oznajmił z miłym uśmiechem, jakby dawał jej prezent.
- Łofynf mfi! – wymamrotał przez knebel, spoglądając znów na elfkę, z żądzą mordu w oczach.
- Musiałem go zakneblować, zakłócał spokój w całym mieście – mruknął Gate. – Możesz go zgładzić, choć ciekawym pomysłem byłoby złożenie ofiary...
Drowowi uszy opadły, wybałuszył oczy pełne zgrozy i wydał z siebie pisk rozpaczy.
- Nie, ja... – wyjąkała Nizzre. – Chciałabym z nim porozmawiać... najpierw.
- Zna tylko drowi zdaje się.
- Nic nie szkodzi, ja też znam – uśmiechnęła się.
Drow wściekle przenosił wzrok to na maga, to na elfkę. Był niemiłosiernie zniecierpliwiony swoją pozycją, wiercił się nadal, na wszelkie sposoby próbując uwolnić z więzów ręce, ale Gate jak na maga znakomicie znal się na pętach i węzłach.
- Dziękuję – elfka uśmiechnęła się do Gatenowhere. – Przyszedłeś mi z pomocą.
- Takie było założenie funkcjonowania naszej grupy, Nizzre - odparł spokojnie. – Do tego krzyczałaś całkiem głośno.
- Nie wiem, co mi się stało. Tajemniczy ból znikąd. Chciałabym to wyjaśnić. Mam nadzieję, że on mi w tym pomoże – skinęła na drowa.
- Jeśli nie będzie współpracował...
- Nie, w porządku - uspokoiła. – Dam sobie radę!
Mag zerknął na nią pytająco.
- Jestem zmęczona i... – wskazała dłonią na Ray`giego. – Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym nocować tutaj.
- Nie mam nic przeciwko, oczywiście.
- A gdzie wy będziecie nocować?
- Mamy lokal, mamy tu znajomości – odparł przekonująco.
- Jak Dirith się trzyma? Znaleźliście już lek na jego klątwę?
- Tak. Już pozbył się klątwy, ale odpoczywa. Zasnął, Deen i Vari są z nim w naszej kwaterze.
Przez chwilę milczeli, zastanawiając się.
- Dzięki za odsiecz, Gate. Dam sobie już radę – powiedziała nieśmiało Nizzre.
- Na pewno?

* * *
Uzjel; Zła passa. Zmęczony i osamotniony, ruszasz poprzez ciemne ulice do świątyni. Świątynia była bardzo bogato i misternie zdobiona.



Odkrywasz że wielu wpadło na ten sam pomysł co ty. Przy świątyni kręci się zbyt wielu osobników, którzy nie przyszli tu by się pomodlić. Niewielu jednak odważa się wejść do samej świątyni lub nawet do jej ogrodu. Rozkładają toboły i koce tuż przy murze okalającym ogród świątynny. Idąc ogrodem [głównie trawa i kępy kwitnących krzewów] zbliżasz się powoli do świątyni, czując, jak coś w twoim duchowym wnętrzu się zmienia. Jest to zachwyt pomieszany z uczuciem konieczności trzymania się na baczności. Masz wrażenie, że zbliżasz się nie do świątyni, a do niezdobytej twierdzy. Wielkie, ciężkie drewniane drzwi otwierają się odpornie. Z wnętrza bije chłodem i zapachem starych murów. Wchodzisz.
W holu pali się wiele zniczy więc jest jasno. Niewielu tu ludzi w porównaniu do innych części miasta. Ot, ktoś przyszedł się pomodlić, ktoś ranny czy chory prosić o pomoc.

YouTube - AVE MARIS STELLA (chorał gregoriański)

Ciszę przerywa śpiew. Przy centrum świątyni, przy białym posągu smoka, stoi grupka piętnastu elfów. Stoją w bezruchu, śpiewając w skupieniu, nie reagują w ogóle na otoczenie i kilka przyglądających się im ciekawsko osób. Są ubrani na czerwono-biało, kilku nosi tradycyjny zielono-szary strój łowcy. Na ich widok doznajesz dziwnego uczucia i cichy wewnętrzny głos przekonuje się, że każdy z tych spokojnych, łagodnie wyglądających elfów byłby w stanie rozprawić się z tobą w kilka sekund. Nie dociekając skąd bierze się to przekonanie starasz się trzymać z dala, zostawiając elfy spokoju i szukasz wśród ław i posągów miejsca na spoczynek. Usadawiasz się w spokojnym kącie, z dala od elfów i wszelakich drzwi, blisko zawieszonego znicza skąd bije przyjemne ciepło. Początkowo symulujesz medytację, zauważasz jednak, że pod przeciwną ścianą drużyna złożona z ludzi i elfów rozkłada się dyskretnie i po krótkiej modlitwie układają się do kimania na kocach i tobołach.
Elfy przestały śpiewać. Po krótkiej medytacji odchodzą w lewy kąt świątyni i rozkładają swoje płaszcze na podłodze, układając się do snu. Poczułeś się na tyle bezpiecznie, że postanowiłeś wygodniej się rozłożyć i kimnąć. Flafi ziewnęła, przeciągnęła się, zrobiła ‘koci grzbiet’, wyjęła z rękawa papierek, zawinęła starannie lizaczek, zakręciła się w kółko i zwinęła się w kłębek obok ciebie.

Kall`eh;
Ruszasz bojowo w kierunku sklepu alchemika.
- Ła ty co?! – jęknął zdumiony Tharkûn.
Alchemik pakując toboły za ladą ze zdumieniem obejrzał się, kiedy wszedłeś znów.
- Wybaczy pan, zamyka...
Wskoczyłeś na ladę [sam krasnolud wskakujący na ladę przystosowaną do wzrostu człowieka jest zaskakujący, ale krasnolud wskakujący na ladę z tarczą, sparaliżowaną ręką, cały mokry i z resztkami piany od mydła w brodzie i za uszami potrafi zszokować nawet Veriona]. Kiedy tylko wskoczyłeś na lad, natychmiast z niej spadłeś na plecy, porażony magiczną barierą. Alchemik, ogłupiały do reszty, zajrzał ostrożnie za ladę, gdzie leżałeś, niemal cały nakryty tarczą Moradina.
- Łon wypił!!! – zawołał od progu Tharkûn. – I we łba dostał ode krowy!
- Opuście łaskawie mój sklep nim was wyproszę! – warknął alchemik.
Dwa golemy znajdujące się wewnątrz sklepu zaczęły się poruszać!



Kall`eh ogłasza jeszcze jąkając się, że poprosiłby antracytu. Alchemik wybałusza gały w napadzie ataku wściekłości, ale kiedy krasnolud chwiejna ręką rzuca sakwę z 500 monetami, wzdycha, rozgląda się, zdezorientowany i po chwili podaje jednemu z golemów kawałek minerału.
- Proszę, szanowny panie... a teraz żegnam...
Golem wręczył dwarfowi antracyt, swą łapką złapał ogłuszonego lekko Kall`eha i przeciągnął go po podłodze po drzwi.
- Już wychodzim! – Tharkûn złapał oszołomionego Kall`eha który miał problemy z poruszaniem się po spotkaniu z magiczną barierą i wytaszczył go na zewnątrz. – Co za lokal! Co kombinujesz, toż oni w każdym składzie mają tu ochronę, golemów nie widział?! – westchnął.
- Ten!!! - usłyszeliście nagle zza pleców.
Obejrzeliście się. Na końcu uliczki stały trzy minatury, w tym jeden znany już wam [zapoznaliście go z mydłem].
- Ten mały!!! – powtórzył, wskazując was kopytem.
Pozostałe dwa zmierzyły was wzrokiem.

Minotaur Gladiator by ~orgo on deviantART

Wow - Tauren by ~Sametti on deviantART

Wszystkie trzy mućki ruszają w waszym kierunku.
- To te!!! – oburzył się Tharkûn, spluwając na ziemię i chwytając za topór. – Do łobory z niemi!!!
Kall`eh, po szoku magicznym odzyskał już pełnię sił i władzę w nogach, nie jednak przekonany, czy atak frontalny to dobry pomysł...

Szamil;


W księgach natrafiasz na krótkie wzmianki o Żywym Ogniu.

„Starożytny czarny smok nie żył, ale jego dusza pozostała na tym świecie by walczyć w imię Światła. Jego krew wylewała się z wulkanu rzeką ognia. Ostatni żyjący starożytny czarny smok wydobył z niej ostrze, artefakt o potężnej mocy i duszy smoka, ofiarowując go aniołowi Thomasowi, by ten go strzegł...”
„Upadły Anioł uległ wpływom Pana Mgieł, Żywy Ogień dostał się w ręce Chaosu...”

„Levin. Jego odwaga urosła gwałtownie po tym, jak dotknął Żywy Ogień, a wraz z tym przypływem heroizmu natychmiast urosła czujność Chaosu. Woleliśmy zdusić w zarodku tę niepokojącą iskierkę czystego bohaterstwa i woli walki. Nie potrzeba nam Wojownika Światła dorównującego potęgą Almanakh – a na to właśnie Levin się zapowiadał. Jego ślepe oczy nie dostrzegały wcale bezdennego mroku. Levin musiał umrzeć.”

„-Wzywa go. Chce zostać jego bounderem.
- Spodziewałam się, że wybierze jego. Splamił Żywy Ogień swą krwią, przelaną w obronie czyjegoś życia. Wykazał się wielką odwagą, choć zabrakło mu odrobiny determinacji, by stanąć do walki o zniszczenie Filarów. Ostatecznie, nawet tacy jak Ty nie zaryzykowali.
- Żywy Ogień jest w waszych rękach.
- Nie. Nie w moich. Muszę przyznać, iż Levin zaimponował mi swoją postawą. Nie starczyłoby mu życia, by naprawić błędy, wyszkolić się i zostać Wojownikiem Światła. Jeśli zostanie bounderem Żywego Ognia, cząstka jego nieśmiertelnej duszy zostanie z tym smokiem i wraz z nim zasili moc artefaktu. Będzie żył wiecznie, wiecznie zdolny do wspierania w walce tych, którzy przyzwą jego moc. Siła jego duszy, iskierka ognia Wojownika Światła, będzie blokadą dla Chaosu, czyniąc artefakt nieprzydatnym dla jego tworów.
- I zgadasz się na to?
- To nie moja walka.
Ale Levin odmówił.”

„Wszystkie mięśnie jednocześnie naprężyły się, aż do bólu. Wstrzymał oddech. Wrzątek zalał jego pierś i potylicę. Czekał na ból. Serce zahuczało w jego piersiach. Wszystko pożerał czarny, kłębiący się ogień. Minęła sekunda. A serce drowa nadal biło...
Naraz z rozdzierającym przerażeniem usłyszał tuż przed sobą głuchy krzyk, coś jakby stłumiony jęk, który wyrwał się z miażdżonego gardła. Otworzył oczy i ujrzał już tylko, jak Levin bezwładnie osunął się na trawę. Żywy Ogień wypadł z rozłożonej dłoni.”

„A krew czarnego smoka nadal płynęła ze skał wulkanu. Wielu wojowników wierząc, że ognista rzeka zachowała swą moc, zanurzało w niej ostrza, by nadać im moc Żywego Ognia. Nikomu się jednak nie powiodło, smok odrzucał ich prośby”

Szukasz też czegoś o zamknięciu demona w przedmiocie. Okazuje się, że do takich sztuczek zdolne są tylko... inne demony! Utalentowani kultyści i demonolodzy potrafią co prawda zamknąć w przedmiocie cień czy niższego demona, jednak jeśli chodzi o demona gabarytów Berithiego, wydaje się, że tylko wyższy demon miałby moc uwięzienia go. Nawet Wojownicy Światła nie interesują się tym tematem – oni niszczą demony, nie widzą najmniejszego sensu w zaklinaniu ich w przedmioty.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 19-09-2009 o 10:04.
Almena jest offline  
Stary 19-09-2009, 10:44   #555
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Szamil przeżył interesujące godziny nad lekturą ksiąg. Dowiedział się dużo jakimś ślepym Levinie, upadłym aniele, czarnych smokach (obok informacji o tym stworzeniu ktoś na marginesie dopisał "dendrofil"), odwadze, śmierci, zostawaniu jakimś bounderem ale tak nie do końca i o ponownej śmierci... Podsumowując przebrnął przez masę informacji, których nie potrzebował. Jednak Almanakh, Paladine, Misstres dowolna inna istota, która się nudziła i teraz nad nim czuwała nagrodziła jego żmudny wysiłek. Oto dowiedział się czegoś o swojej ręce:

Cytat:
„A krew czarnego smoka nadal płynęła ze skał wulkanu. Wielu wojowników wierząc, że ognista rzeka zachowała swą moc, zanurzało w niej ostrza, by nadać im moc Żywego Ognia. Nikomu się jednak nie powiodło, smok odrzucał ich prośby”
"Coś tu nie gra... Zanurzyłem w tej rzece łapę i zyskałem trochę mocy Żywego Ognia czyli czarny smok uznał mnie za godnego. Najprawdopodobniej Berithi chciał w ten sposób zyskać władzę nad mocą Żywego Ognia, którego pozbawił demony ten cały Levin. Motyw jest... Tylko co się stanie gdy krew Żywego Ognia opanuje całe moje ciało?"

Półdemon westchnął i zrezygnowany spojrzał na drugą stertę książek. O związywaniu demonów dowiedział się jednego, był na to za słaby. Potrzebował mocy wyższego demona a ten za darmo mu nie pomoże. I cały misterny plan wziął w łeb. Na całe szczęście istniał jeszcze plan awaryjny.

Szamil wstał powoli z krzesła i pozbierał książki, po odkładał je na miejsce i życząc bibliotekarzom dobrej nocy wyszedł.

Nad miastem zapadła już noc.

"No to się zaczytałem. Trza się gdzieś kimnąć."

Samael nie był niepoprawnym optymistą więc nawet nie liczył na pokój w karczmie zamiast tego udał się do świątyni światła. Na jego nieszczęście nie tylko on chciał tu spać, na tle tłumu wyróżniała się dość duża drużyna złożona tylko z elfów i rycerz w demonicznej zbroi z... czymś, bo nawet Samael nie potrafił określić przynależności rasowej Flafi. Półdemon uklęknął na chwilę i zatopił się w modlitwie.

"Paladine daj mi sił bym wybierał mądrze, utwierdź mnie w moich przekonaniach jeśli są słuszne i nie pozwól mi się wycofać w chwili próby."

Po krótkiej modlitwie Samael wstał i poszukał wzrokiem miejsca do spania. Gdy je znalazł ułożył się tam bezceremonialnie idąc za przykładem innych. Z rana chciał wstać na poranne modlitwy i wybrać się do zbrojmistrza.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 20-09-2009, 19:46   #556
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
~
Drzwi zamknęły się za wychodzącym magiem. Nizzre odczekała chwilę, wyraźnie nasłuchując, spoglądając gdzieś w nicość, jakby chciała przejrzeć poprzez ściany, podłogi i sufit.
- So... Illiamdril...
Drow potrzasnął znów głową i wydał z siebie wściekłe sapnięcie, gryząc knebel z materiału.
- Jesteś ranny?! Gate chciał mnie chronić, przepraszam... – przykucnęła przy nim, wyciągając dłoń w kierunku jego twarzy.
Spojrzał na jej rękę z czystą furią i nienawiścią.
- You know, you look kinda cute like this ;3 – stwierdziła na to z lekkim rozbawieniem.
Oczywiście, szanowała godność wojowników i wiedziała, że mroczny elf musiał czuć się nieziemsko paskudnie w zaistniałej sytuacji, jednocześnie, było coś.. inspirującego w groźnym drowim wojowniku, związanym, bezbronnym i zakneblowanym. Po raz pierwszy odczuła, że jest zupełnie bezpieczna w jego towarzystwie – w towarzystwie drugiej osoby – a on jest zupełnie bezradny. Mówią, że takie uczucia zwabiają Chaos jak żadne inne i potrafią wygrzebać z otchłani duszy najgłębiej skrywane żądze. Drow doskonale zdawał sobie z tego spraw, był jednak istotą, która zwykła nie okazywać strachu, ani nie wpadać w panikę, zwłaszcza przed jakąś elfką z powierzchni. Wiele istot twierdzi, że Chaos da się odegnać upartą i zaciętą walką, wytrwaniem w odwadze i butności. Ale niewiele istot wie, że to właśnie Chaos kocha najbardziej. Bunt.
- Tylko mnie nie ugryź.
Mroczny elf znieruchomiał, kiedy obiema drobnymi dłońmi mocowała się z jego kneblem. Gdy tylko rozwiązała supeł, drow wypluł zwitek materiału i wycedził:
- ...elgg ukta!
- Naprawdę mi przykro, że tak to wygląda. Gate chciał mnie chronić.
Oczy mrocznego elfa, błyszczące w zapadających ciemnościach, wpatrywały się czujnie w twarz elfki. Nie odrywał od niej oczu, kiedy mierzyła go przenikliwym spojrzeniem. To było spojrzenie głodnego demona, zauważył ze zgrozą, ale trzymał się dzielnie, spokojny, nieruchomy, dając jej na żer swój cichy, hamowany gniew. Ale ona chciała więcej. Kucając przed nim, między stołem a ścianą, z twarzą na wysokości jego twarzy, przez cały ten czas obserwowała z ukosa te części jego ciała, które w jakiś sposób przykuwały jej damską uwagę. Popatrywała na ocierające się o siebie uda i kolana, na jego silne, męskie barki i wzgórek obojczyka ledwo wystający spod zdrowiej zbroi. Wpatrywała się w jego długie, drowie białe rzęsy, długie uszy i pełne usta, aż przygryzła lekko wargi, jakby w nadziei, że zaraz wydarzy się coś obscenicznego.
- Co powiedział? – mroczny elf odezwał się stanowczym, stonowanym głosem; przeraziło go odczucie, że przez kilka pierwszych sekund Nizzre jakby w ogóle nie zrozumiała, co do niej mówił.
- Gate?
- Zabije mnie? – spytał swobodnie i dociekliwie.
- Nie jesteś naszym wrogiem – wydukała. – Moim nie – dodała po chwili.
Mroczny elf powstrzymał się do złośliwych parsknięć i komentarzy.
- Będziesz mnie bronić przed nim?
- To rzecz między nami. Przyszedł, by mnie bronić. Wyjaśniłam mu, że to nie była twoja wina, źle się poczułam i zemdlałam. Sądził, że mnie zaatakowałeś.
Przyglądali się sobie, nad wyraz nieufnie.
- Możesz mnie zatem rozwiązać? – spytał uważnie Illiamdril.
Jej odpowiedź nie padła po sekundzie, po dwóch. Mroczny elf poczuł, jak wzbiera w nim bardzo niemiłe uczucie.
- Nie zrozum mnie źle... – wydukała Nizzre. – Wiem, że to nie jest fajne. Ale jestem zmęczona, muszę zasnąć i odpocząć, nie dam rady czuwać, a nie mogę zostawić cię z nim - skinęła znienacka na Ray`giego.
Illiamdril wstrzymał oddech.
- Why? – spytał zimno, zachowując resztki spokoju.
- Ponieważ chciałeś go zabić – powiedziała z naciskiem. – Nie chodziło tylko o miecz.
Skrzywił się, z gorzką miną spoglądając w bok i zrywając kontakt wzrokowy z elfką.
- Nie zabiję go. Dzisiaj.
- Wiem – uśmiechnęła się łagodnie Nizzre.
Zerknął na nią z wyrzutem i zmienił taktykę.
- Też jestem zmęczony i chciałbym odpocząć.
- Wybacz.
Wyciągnęła ku niemu rękę, cofając ją, jakby nie wiedziała, co robić, co chciała zrobić. Iliamdrill czekał z niegasnącą nadzieją, starając się ukryć na jak wiele łaski liczył.
- Rozetnij sznur – podpowiedział niecierpliwie; patrzyła na niego, nie na jego więzy, jakby w ogóle ją nie obchodziły w tym momencie.
- Nie mogę – powtórzyła. – Wybacz.
Drow nie zamierzał się poddawać. Zmarszczył wściekle twarz i wciągnąwszy głośno powietrze syknął ostrym tonem;
- Nizzre...! Aaakh! – natychmiast też skulił się z bólu i odchylił głowę do tyłu, głośno stuknąwszy potylicą o ścianę o którą się opierał plecami.
Z ulgą stwierdził, że niezawodna sztuczka z udawaniem bólu działa na elfkę tak jak powinna, strach i troska lśniące w jej zielonym ślepiu od razu dodały mu otuchy.
- Jesteś ranny? – ponownie spytała poważnie, przestraszona.
- Nie... – wystękał wściekle. – jednak nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że zaznanie mocy Dusz jest dość bolesne.
- Przykro mi, że tak...
Przyklęknęła, szpony jej bransolet wysunęły się. Illiamdril odetchnął z ulgą, nie zrezygnował jednak z głośnego i ciężkiego oddychania czy dalszego udawania doznawania bólu. Metalowe szpony ostrożnie i bez trudu rozcięły solidne pęta pod kolanami drowa, piłowały teraz sznur ponad kostkami obu nóg. Elfka chwyciła wżynający się sznur swoimi palcami, aby ostrzami nie zranić przypadkiem nieosłoniętej zbroją łydki drowa. Poczuł wtedy jak daleki jest zwycięstwa. Jej palce i dłoń przytrzymujące sznur badały jego ciało, wymacując drogę poprzez sprzączki i paski zbroi do chłodnej skóry koloru obsydianu. Bardzo lubiła jego skórę, pomyślał, widział to w jej spojrzeniu, czuł to w dotyku jej palców. Więzy zostały poluzowane, ostrza rozcinały kolejne sploty sznura i po chwili drow miał wolne nogi. Elfka jednak nie cofnęła wcale prawej dłoni, spoczywającej na jego lewej łydce. Zdezorientowany ale nadal ze skrępowanymi rękoma, a więc spokojny, pozwolił jej działać i obserwował czujnie, jak w ciszy przeciągała dłonią po jego nodze, wpatrzona w profilowane ochraniacze z metalu, ciało i skórę dopasowujące się do sprzączek i pasków uprzęży tej zimnej, złej, metalowej powłoki. Nie lubiła jego zbroi, pomyślał trafnie. Zabrała się za sprzączkę obiema rękami, zdjęła jego lewą nagolenicę i odłożyła precz, z fascynacją i namaszczeniem przesunęła palcami po odgniecionym rowku pozostawionym przez sprzączkę.
- Podoba ci się? – spytał sarkastycznie drow. – Możesz sobie wziąć, proszę, oficjalnie ofiarowuję ci tę nagolenicę...
Zgodnie z jego nadziejami, elfka spojrzała w zdumieniu na jego parodyjnie gniewną twarz, po czym wydęła usta i buchnęła krótkim, niewinnym śmiechem.
- Wybacz! – zachichotała. – Zdejmę ci zbroję.
Tu już nie zdołał ukryć zdumienia i chwili paniki.
- Nie chcę, żebyś ją zdejmowała! – syknął i szarpnął się, próbując uwolnić spętane ręce od stołowej nogi.
Jednocześnie znów syknął z bólu i skulił się, klnąc pod nosem.
- Chyba nie będziesz spał w zbroi? – rzuciła nieustępliwie i z troską, która autentycznie go zabolała.
- Sam świetnie radzę sobie ze swoją zbroją!!! – wrzasnął wściekle. – Odwiąż mnie od tego cholernego stołu!!!
- Wybacz, ale nie rozwiążę ci rąk – znieruchomiał usłyszawszy to.
- Gdyby Gate się nie zjawił, też byś mnie spętała?! – warknął.
- Nie wiem. Wymyśliłabym coś, ale nie zostawiłabym cię z Ray`gim w jednym pokoju.
Nie powstrzymał się przed kpiącym fuknięciem.
- Myślisz, że ten sznur mnie powstrzyma?! Że będę go nosił przez wieczność?! Że nie wejdę do tego pokoju kiedy tylko zechcę?! Zarabiasz tym na zemstę! – zaryzykował to ostre stwierdzenie.
- Może – westchnęła. – Ale tej nocy spisz ze związanymi rękoma! – nie rozumiał, co ją tak demonicznie rozbawiło.
- Skąd ta pewność?!
- Ponieważ śpię z tobą! ;3 – wymruczała rozkosznie, podnosząc się i wstając, podczas gdy on siedząc nieruchomo wpatrywał się w nią, poszukując rozpaczliwie przerwy w jej systemie obronnym. - Dobrze? – spytała słodko i niewinnie, kucając znów, łapiąc bez ostrzeżenia za jego drugą nogę.
- Zdajesz sobie sprawę, jak parodyjnie się teraz prezentujesz? – bąknął, obrażony.
- Chyba tak. Ale dobrze mi z tym.
To była prawda, było jej z tym dobrze. Przez myśl mu przeszło, że mógłby teraz zdobyć się na silniejsze wierzgnięcie uwolnioną nogą i bez trudu strzaskać metalowym ochraniaczem czoło pochylonej elfki, majstrującej przy sprzączkach od nagolenicy. Widział już niemal, jak z rozbitym i krwawiącym czołem pada z jękiem, a on na czasie wynajduje kolejne sposoby katowania jej drobnego ciała za pomocą swoich nóg, uzbrojonych wciąż jeszcze przecież w ciężkie buty z całkiem twardymi podeszwami i stalowymi, ozdobnymi okuciami. Wyobrażał sobie wreszcie te rodzaje śmierci i obrażeń, których zawsze się obawiał, i zastanawiał się pilnie, czy coś tak makabrycznego da się jakimś cudem stworzyć za pomocą obutych nóg, gdyż nagolenicę właśnie stracił – elfka nader sprawnie zdjęła ją i odłożyła niedbale. Z wyrazem nerwowego zażenowania na twarzy patrzył, jak rozwiązywała wiązania jego lewego buta.
- Nizzre, na litość Lolth... – wyjęczał zmęczonym głosem, ale udawanie cierpienia i zmęczenia przyniosło odwrotny skutek tym razem, zachęcając tylko elfkę do przyspieszenia wykonywanych czynności.
- Zaraz się położysz i odpoczniesz – mówiła, pewna swego.
- Masz zamiar mnie więzić?! – rzucił bezradnie. – Jakim prawem Światła?!
- Nie pytaj mnie o to, Piękny! – jęknęła niewinnie Nizzre. – Po prostu... lubię cię... takim... – na widok jego miny buchnęła śmiechem.
- Takim?! Obolałym, cierpiącym, poniżonym?! – oczywiście, czuł się o wiele lepiej, przywykły był do niezbyt miłego traktowania w rodzinnych stronach, ale miał nadzieję uderzyć w tę miękką, litościwą cześć duszy dość praworządnej, jak zakładał, elfki.
- Nie, związanym. Spokojnym, cichym, nie mogącym sięgnąć po broń.
- Spokojnym i cichym?! – wrzasnął, na co tylko zachichotała. – Będziesz mnie codziennie związywać?! Nizzre, to jest...!
- Nie – przerwała, nader poważnie. – Chcę, żebyś choć przez chwilę nie mógł sięgnąć po broń. Żebyś nie czuł jej przy sobie, nie polegał na niej. Żebyś z tej racji szukał innego rozwiązania niż rozlew krwi.
Drow uśmiechnął się demonicznie. Zdjęła jego lewy but i litościwie spojrzała na przepoconą skarpetę.
- Inne rozwiązanie? Pokazać ci coś? – wyszczerzył złośliwie białe zęby.
Spojrzała na niego pytająco. W ułamku sekundy poczuła uderzenie piętą buta w kark, a w kolejnym ocknęła się przygnieciona stalowym chwytem do drowiego ciała. Nader wygimnastykowane i silne drowie uda boleśnie wciskały jej twarz w twardą powierzchnię napierśnika z symbolem Lolth.
- Mógłbym skręcić ten twój patykowaty kark gołymi stopami! – fuknął jej prosto do ucha zadowolony rozkosznie drow. – Dobrze się bawisz? – dodał ze złośliwością, z radością słuchając jej jęków i mocując się z jej drobnym ciałem wijącym się w uścisku jego podkulonych, skrzyżowanych nóg.
- Przyznam szczerze, kurna, tej pozycji jeszcze nie przerabiałam...! – wystękała sarkastycznie, z policzkiem zgniecionym o drowi napierśnik.
Uwolniła się szybko, na tyle, by podeprzeć się rękoma o ścianę i wyprężyć się ponad wciąż bardzo dumnym z siebie drowem, który uśmiechał się do niej rozkosznym złem i sadyzmem. Zmarszczyła twarz, pomacała dłonią tył głowy.
- Bolało.
- Ale nie zabiło, czyli wzmocniło. Rozwiążesz mnie teraz, czy połamać ci nogi? – warknął.
Milczała chwilę. Znów, była tak blisko jego twarzy, tej ciemnoskórej twarzy o delikatnych, elfickich rysach, blisko tych białych rzęs i tych pełnych ust, tych pięknych ust, którymi poruszał, którymi coś mówił, ale to nie miało absolutnie żadnego znaczenia...
- Skoro już tu jestem... – uśmiechnęła się, demonicznej od niego, musiał przyznać.
Wyciągnęła rękę, musnęła palcami jego szyję; z wściekłym warknięciem odrzucił głowę w bok, uciekając jej.
- Spokojnie, Piękny, ja tylko po sprzączkę od naramiennika...
Źle, pomyślał. Była zauroczona sposobem, w jaki z nią walczył. Kiedy wyczekiwał z utęsknieniem jak zmęczona bólem i jego arogancją spasuje i się rozpłacze, próba zdecydowania się na rodzaj tortury bez konieczności używania rąk zdawała się coraz bardziej go frustrować. Spadało jej ciśnienie krwi, organy robiły się ciężkie od nie krążącego płynu, w tysiącu rozwidleń arterii tworzyły się zatory tamujące rzeki jej krwiobiegu. Była spokojna, czuła się bezpiecznie. Paradoksem było, że zawsze czuła się bezpiecznie przy takich jak on – przy zabójcach, wojownikach zdolnych uśmiercić jednym ciosem. A oni, wiedziała, za każdym razem nie byli zdolni by zadać jej śmiertelny cios i po rozpaczliwych próbach ulegali. Kiedy odrzucił głowę w bok, z takiego bliska zobaczyła wyraźnie blizny pod linią jego szczęki. Patrzył na elfkę taksująco, jak elficki snajper oceniający odległość dzielącą go od celu. Jego zabójcze spojrzenie pełne nieokiełznania i wrogości było jej tak bliskie, takie swojskie, tak znane, że czuła się przy nim bezpiecznie. Była ze swoim, z takim jak ona. Powoli, obserwując pilnie jego reakcję, sięgnęła palcami pod jego zimną, metalową zbroję. Mogła teraz stracić te palce, gdyby się postarał, oboje o tym wiedzieli. Illiamdril siedział jednak nieruchomo, ściskając jej wątłe ciało coraz słabiej nogami, przyglądał się, jak Nizzre bezradnie, coraz bardziej speszona, wojuje ze sprzączką i paskiem jego naramiennika. Uśmieszek błąkający się po jego wargach wyrażał kpinę z zaangażowania, z jakim elfka poszukiwała zapięcia, a jednocześnie pogodzenie się z własną porażką i akceptację przewagi, jaką elfka teraz miała. Łaskoczący dreszczyk rodzący się pod opuszkami jej palców, smagających skórę barku w poszukiwaniu sprzączki, był delikatnym, przyjemnym, obcym odczuciem. Gdy udało się jej w końcu dotrzeć do skórzanego paska i rozpracowywała jak działa zapięcie, drow spasował i rozluźnił chwyt, opuszczając nogi na podłogę i prostując je. Zdjęła naramiennik, z dumą w zielonym ślepku odłożyła go i przyjrzała się swemu dziełu. Integralną częścią naramiennika był tajemniczy, gruby i miękki materiał na jego spodzie. Tak więc pod ochraniaczem drow nie miał nic. Przyjrzała się obnażonemu drowiemu barkowi, natychmiast zauważając liczne blizny w postaci nierównej długości kreseczek. Miał ramię trzykrotnie chyba grubsze od jej ramiączka, twarde mięśnie, które mogły ją zabić, gdyby chciały. Pomyślała, że mając tak silne i piękne ramiona mógłby nauczyć się cudownie przytulać i głaskać. Kiedy podniosła się i ucapiła lewy pasek od napierśnika, drow uniósł wymęczoną twarz w ostrzegawczym geście, rozchylił usta w wyrazie zaniepokojenia i gniewu, jakby teraz dopiero przeraziło go to, co robiła elfka. Nadal opierała się na nim, niemal siedząc na nim okrakiem, chociaż ją puścił. Jej pewność siebie i spokój działały na niego kojąco. Był wściekły, oczywiście, miał plany i wizje, miał jeszcze jeden but, na prawej nodze. Ale coś powstrzymywało go przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Rozpięła paski z lewej i z prawej strony. Zastanawiając się przez chwilę, chciała coś powiedzieć. Czekał, jednak nie powiedziała nic. Zdziwiła się, kiedy ugodowo ułożył się lekko bokiem, żeby łatwiej było elfce zdjąć jego napierśnik. Z zadowoleniem stwierdził, że to co ujrzała pod metalową płytą rozczarowało ją. Obsydianowy kolor jego skóry fascynował ją, kiedy nie było go aż tyle; teraz, kiedy ujrzała przed sobą ciemnoskórego elfa o świecących ślepiach, jej instynkt wrzasnął, że coś tu jednak nie do końca pasuje, białe do czarnego. To nie był delikatnej budowy, szczupły elf, którego ktoś mógłby pomylić z jej siostrą, gdyby widział ich razem, stojących obok siebie. To był kawał chłopa, na swój męski sposób przerażający. Kiedy odkładała płytę kirysu, hipnotycznie zapatrzona w niego, drow zrozumiał, że jej uwagę przykuły liczne blizny pokrywające jego pokiereszowaną klatkę piersiową. Skórę wzdłuż dolnej krawędzi mostka miał przeoraną głęboką, liniową szramą, po ostrzu, jak się domyśliła. Półkoliście, od żeber do żeber, ciągał się siniec przypominający marmurkową tęczę. Nie minęło dużo czasu, a zobaczył w jej błyszczącym zielonym ślepku, iż jego obsydianowa, drowia inność została zaakceptowana i fascynuje ją – jeszcze się jej boi, ale już ją fascynuje. Wykorzystując jej skupienie na bliznach, westchnął znów boleśnie, wiercąc się, spokojnie, delikatnie, przejmująco.
- Lżej, ale bardzo niewygodnie – wymamrotał, z nadzieją na wsparcie.
- Już...! – ochoczo rzuciła się do drugiego naramiennika.
Odetchnął, chwilowo oderwał ją od gapienia się, zmniejszył odległość między jej a jego ustami, w które maniakalnie się wpatrywała, przygrywając swoje raz po raz. Po chwili siedział przed nią, z wykręconymi do tyłu i skrępowanymi rękoma, w czarnych spodniach i jednym bucie, niemiłosiernie wkurzony i zażenowany, walcząc by robić dobrą minę do złej gry, a elfka rozkraczona nad nim wycofywała się powoli, by móc dopaść ten jeden nieszczęsny but.
- Stół – mruknął, wiercąc się.
- Już, skarbie.
Pochyliła się nad nim niepokojąco, z racji braku miejsca i wygodnego oparcia niestandardowo rozkraczona, próbując sięgnąć swymi stalowymi szponami za plecy drowa, gdzie więzy splatające jego dłonie owijały się też kilkoma pasmami sznura o drewnianą, grubą stołową nogę. Odsuwając się na bok by zrobić jej miejsce na te manewry, drow czujnym wzrokiem badał jej wątłe ciało i wszelkie jego ruchy, w jakich doszukał się celowego opóźniania całej sprawy związanej z jego uwolnieniem. Wybierała spośród sznura to, co trzymało go przy stołowej nodze, pomijając więzy ściskające razem jego dłonie. Pozostawiając sobie też czas na oglądanie otartej, przeoranej bliznami skóry na jego plecach i surowej geometrii potężnej, drowiej anatomii grzbietu i ramion. Bez zimnego metalu, tak sztucznego wytworu dla zła, stworzonego w ogniu kuźni, drowie ciało było tak pierwotnie piękne i męskie, pomyślała z zachwytem. Po całodziennym wojowaniu był oczywiście spocony i umorusany, jak każdy wojownik, przy czym pachniał inaczej niż spocone i umorusane elfy z powierzchni. Zapach ten był pociągający i interesujący, nowy, godny odkrycia, poświęcenia uwagi i dalszych badań, oceniła. Tnąc więzy, wdychała w skupieniu zalane blaskiem fioletu powietrze. Spoglądała na blizny mrocznego elfa, czuła, jak odzywały się zasklepione rany na klatce piersiowej i kolanach, te hołubione urazy, które zaczynały pałać rozkosznym i rozgrzewającym bólem. Jej ciało promieniowało ciepłem z jego blizn. Pławiła się w tym cieple, wiedział o tym. Popatrywał na jej kark, przesuwał wzrokiem po zarysach jej policzka i ramienia. Rozcięła ostatni sznur i gwałtownie wyprostowała się, powstając, natychmiast odstępując kilka kroków do tyłu. Odcięty od stołu, zaparł się o ścianę i powoli wstał.
Drzwi pokoju uchyliły się. Oboje obejrzeli się, speszeni. Do pokoju wkradła się badawczo włochata noga, jakby to sama Lolth przybyła na ratunek. Wielki pająk bez pytań i uprzedzeń zaczął wciskać do pokoju gruby odwłok, radośnie popiskując na widok swojej pani.
- Fufi! – ucieszyła się. – Weź zamknij za sobą drzwi, co?
Pchnięcie nogą zamknęło drzwi. Cichy trzask z jakim się zatrzęsły zagłuszył nadzieje Illiamdrila. Pająk rozłożył się przy drzwiach niczym gigantyczny pies stróż. Nizzre obejrzała się na drowa, stał prosto jak świeca, z rękoma związanymi z tyłu. W spodniach i skarpetkach.
- Wolisz od ściany? – spytała, wskazując swoje łóżko.
- Nie śpię na łóżku – burknął butnie.
- Zmieścimy się! – zachichotała niewinnie.
Myślał intensywnie.
- Tam skąd pochodzę sypiałem całe życie na posłaniu na skałach. Przywykłem do tego.
- Tym lepiej! Zaznasz czegoś nowego i przyjemnego! – uśmiechnęła się nieustępliwie.
- Śpię na podłodze.
- Nie – zakończyła tonem godnym drowiej matrony.
Spojrzał z rezygnacją na łóżko.
- Od ściany – mruknął.
- Świetnie, bo ja od ściany nie lubię! – rozpromieniła się.
Strategicznie usiadł na brzegu łóżka kiedy tylko wyczuł, że elfka ma zamiar do niego podejść. Podeszła i kiwnęła na jego stopy.
- Oddawaj te skarpety.
Od niechcenia podniósł jedną nogę, prychnął drwiąco, kiedy schyliła się i zdjęła mu skarpetę.
- Powinnaś teraz siebie widzieć. Światło będzie zachwycone.
Odrzuciła skarpetę, gwałtownie podnosząc się niemal stuknęła czołem o czoło drowa, który rozszerzonymi, lśniącymi ślepiami zapatrzył się w jej zielone oko.
- Światło jest idealne – szepnęła. – Światło nie potrzebuje...
Dotykała prawą dłonią jego klatki piersiowej i ramion, rozpoznawała palcami wzór blizn na jego skórze. Wpatrywała się w jego twarz, w piękne rzęsy i pełne swojskiego zła i zrozumienia oczy zachłannym wzrokiem zaniedbywanej kochanki.
- ...skarpetek... – wydukała, przerażona tym, że jej prawa dłoń błądziła po ciepłej, śliskiej od warstewki całodziennego potu męskiej skórze niemalże bez wiedzy czy zgody jej umysłu.
Twarz Illiamdrila wyrażała zarówno ironię, jak i akceptację seksualnej kobiecej logiki, której absurdalne zasady ginęły gdzieś głęboko pod najgłębszymi czeluściami chaosu. Elfka przycupnęła, by zdjąć drugą skarpetkę, po czym chwilę oglądała kolejny fragment odsłoniętego, drowiego ciała. Drowie stopy, o zgrubiałych podeszwach przywykłych do chodzenia po skałach, o drobnych i ciemnych paznokciach, bardzo ją fascynowały z prozaicznego powodu: poza podeszwami, były całkowicie pozbawione blizn. Były to ładne, urocze stopy młodego drowa.
- Rozgość się! – zaproponowała przyjaźnie, wstając, nie zrażając się zabójczym, płonącym spojrzeniem mrocznego elfa. – Pójdę się trochę wyprać.
Zadziwiając go, jakby nigdy odwróciła się i ruszyła do małego pomieszczenia obok, gdzie stała balia z wodą. Odprowadził ją wzrokiem, błyskawicznie rozmyślając o sposobach na uśmiercenie drowa leżącego nieprzytomnie na łóżku po przeciwnej stronie pokoju, na szybkie i ciche opuszczenie pokoju, odzyskanie swej broni i pozbycie się więzów. Myślał o wszystkim na raz, nieskładnie i z wahaniem. Słuchał, jak obok chlupocze woda przelewana z wiader, jak elfka szoruje się i opłukuje. Był ciekaw, czy przybiegłaby tu, naga i w pianie, gdyby podszedł teraz do łóżka gdzie spał Ray`gi Terayatechi. Nie ruszył się jednak ze swojego miejsca, doskonale wiedząc, że przybiegłaby. Spojrzał karcąco na leżącego przed drzwiami pająka, wspominając, ile czasu poświęcał na czczenie czegoś takiego.
Gdy Nizzre wyszła z kąpieli, ubrana w swój normalny strój, drow strategicznie leżał na łóżku, przy ścianie, na kołdrze. Leżał na prawym boku, plecami do ściany. Elfka nieufnie miała ochotę zajrzeć za jego plecy, by upewnić się, czy więzy są nadal na swoim miejscu, wiedział, ale nie odważyła się, co go ucieszyło.
- Dlaczego na kołdrze? – zagadnęła przyjaźnie, jakby miała ochotę na rozmowy.
- W podmroku jest zimno. Jest mi za gorąco – odburknął.
Zszokowała go odwaga i zwinność, z jakimi elfka podeszła do łóżka i wśliznęła się pod kołdrę obok niego. Łóżko nie było zbyt szerokie i elfka układając się na plecach przywarła lewym bokiem do drowiego ciała.
- Wygodnie? – spytała, zanim on zdążył coś powiedzieć.
- Z tymi więzami niezbyt – syknął, bardzo obrażony. – Już nie czuję palców.
Leżenie na miękkim łóżku ze związanymi rękami nie było oczywiście gorsze od kilkunastogodzinnego wiszenia głową w dół w lochu pełnym głodnym pająków i kąsających wszędzie szczurów, ale starał się wyglądać na bardzo pokrzywdzonego.
- Wybacz, Piękny, ale nie mogę – obróciła twarz w jego stronę.
Był bardzo blisko.
- To co robisz jest śmieszne – prychnął. – Mógłbym...
- Ja też bym mogła – przerwała mu, uśmiechając się na wpół szelmowsko. – Po prostu bądź dziś taki... tej nocy... ze mną...
Niepewny sytuacji patrzył na jej spokojną, czułą i tęskną twarz, czując znów jej ciepłą i drżącą dłoń przesuwającą się po jego klatce piersiowej. Pogłaskała go też po szyi i srebrnych włosach, na co wrogo odsunął głowę, mrużąc oczy.
Jak każdy drow, bardzo nie lubił być głaskanym w ten sposób, wiedziała, ale nie mogła powstrzymać się przed przetestowaniem miękkości jego włosów swymi palcami. Zadośćuczynieniem miało być delikatnie skubanie i miętolenie długiego drowiego ucha, co też, ku jej uldze, sprawiło, że drowie źrenice rozszerzyły się. Godził w nią nienawistnym wzrokiem, trwało to koszmarnie długą chwilę, ale ostatecznie, ułożywszy głowę na poduszce, nie uciekał, pozwalając, by głaskała i drapała jego ucho, co też czyniła z zaangażowaniem i wyrafinowaniem, przed jakim zmęczony drow musiał ulec. Jego głęboki oddech stał się słyszalny, a pasma mięśni karku i barków widoczne pod obsydianową skórą rozluźniły się. Ujęła w dłonie jego twarz, chłonąc palcami porcelanową gładź policzków, dotykając kilku małych blizn na nich, po czym wróciła do ucha, nim poziom agresji drowa zdążył skoczyć.
- Przepraszam – szepnęła pokojowo, przesuwając się nieco bliżej, podnosząc się lekko i sięgając prawą ręką jego pleców.
- Hmf! – burknął.
Zaczęła wodzić dłonią po stalowych płaszczyznach męskich, drowich mięśni, czując, jak obolałe i zmęczone dniem, rozluźniają się powoli pod jej dotykiem. Plecy go bolały, wiedziała. Od noszenia ciężkiej zbroi, która nie raz potrafiła zostawić otarcia, od dźwigania broni, wreszcie od samej walki i przyjętych ciosów. Opuszki jej palców wyczuwały każdą z licznych blizn pozostawionych dawno temu już przez bicze lub ostrza, a elfka wyobrażała sobie jego ból. Oddech Illiamdila stał się nierówny i nieco przyspieszony, dłonie Nizzre, uciskające z wyczuciem obolałe miejsca potrzebujące rozluźnienia wyrwały z drowich ust ciche westchnienie ulgi, po którym mroczny elf obrócił się na posłaniu, układając się bardziej na brzuchu, skory do wystawienia swego obolałego grzbietu na dalszą pastwę elfki. Podziwiał ją za śmiałość, z jaką przylgnęła do niego, ocierając się policzkiem o jego obojczyk. Na głaskane drowie ciało w niewyjaśniony dla Iliamdrilla sposób spływało poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Długo to trwało, bardzo długo. Ostatecznie, za każdym przesunięciem dłoni elfki wzdłuż jego kręgosłupa, coraz trudniej było mu opanować opadające, zmęczone powieki i otumaniające ciepło, zalewające sennie jego umysł. Jak poprzez fioletowe, gęste mgły, poczuł półprzytomnie, jak jej usta muśnięciami przesunęły się od nasady jego szyi przez obojczyk.
- V'dre wun gre'as'anto – szepnęła cicho do jego ucha, niemal dotykając go ustami, po czym wciąż głaszcząc jego plecy, położyła się obok, opierając czoło o jego pierś.

~
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 23-09-2009, 12:16   #557
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
To co zaszło w kramie Alchemika, było wielkim nie porozumieniem. O tak, było. Zdał se sprawę z tego co zrobił dopiero jak wylądował an zewnątrz.
Co za lokal! Co kombinujesz, toż oni w każdym składzie mają tu ochronę, golemów nie widział?! – westchnął Tharkûn.
No tak mógł się domyślić. Za dużo to wszystko kosztowało, by się bez ochrony obejść. Kall'eh zmarszczył brwi. A może by tak spróbować raz jeszcze...

Nie musiał próbować, bo wszystko wskazywało na to, że łomot dostaną, i to solidny, bez golemów. Nadeszły krowy. I to wściekłe, uzbrojone krowy. Gdzie takie się rodzą? Kiedyś słyszał mit o krwie-Minotaurze. Całkiem ciekawy był. Ale tam byka pokonał młodzieniec za pomocą magicznego miecza. Kall'eh spojrzał na swój topór. On nie miał nic magicznego. Musiał zatem podziałać czymś innym.

- Pluszak! - Zawołał Kall'eh. Tharkûn spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Zgniataj!



- Słychałem, że żeśta mata cóś co do mojego Krewniaka należy. - Powiedział gdy wilka, włochata, małpopodobna istota stanęła za jego plecami. - móże po dobroci łoddacta?

Kall'eh wstał na równe nogi i dobył topora. Szykowała się walka. Która mogła albo odebrać coś albo coś dać. Dobrze, jak by coś dała. Krasnolud przede wszystkim próbował ochraniać Krewniaka. Pluszakowi natomiast kazał się pozbyć jednego z krów.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 23-09-2009, 18:33   #558
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Szamil; Coś nie mogłeś zasnąć. Było ci zimno, niewygodnie, budziły cie jakieś szmery. Stwierdziłeś że jest jeszcze w miarę wcześnie i skoro i tak nie możesz spać wybierzesz się do zbrojmistrza teraz. Opuszczasz świątynię i krążysz chwilę po okolicy. Ku twej radości w okolicy jest kilka zakładów trudniących się produkcją broni i tarcz. Oczywiście kolejki są zarąbiste. Udaje ci się jednak dotrzeć an Tyle blisko, by chociaż popatrzeć.



Stary kawał chłopa używa młota i kowadła z taką łatwością, że wykuwanie broni wydaje się banalnie proste. W robocie przynieś-pozamiataj pomaga młody chłopiec.



Tu obok dwaj mężczyźni uwijają się przy kolejnym kowadle.


Kall`eh; Czas złapać byka za rogi! Taureny nie były skore do negocjacji [chyba nawet nie rozumiały znaczenia tego słowa]
Aule, jeden z Valarów, w smutku i tęsknocie za pojawieniem się pierwszych Dzieci Iluvatara, pragnący innego rozumnego towarzystwa niż inni Valarowie stworzył w tajemnicy krasnoludów w ciemnościach. Bardzo pragnął również przekazać swoją wiedzę (dotyczącą rzemiosła i obróbki materiałów martwych) i umiejętności. Nie wiedząc jak wyglądać będą Dzieci Iluvatara, nadał im cechy niezbędne do przetrwania w złym świecie Melkora. Były to przede wszystkim siła, wytrwałość, nieustępliwość, a także umiłowanie do rzemiosła i bogactw o charakterze materialnym. Jednak Iluvatar wiedział co Aule zrobił i zapytał go:"Dlaczegoś to uczynił? Dlaczego się porywasz na coś, co - jak dobrze wiesz - przekracza twoją moc i władzę?”
Ano. Boś nieustępliwy, wytrwały i silny [i pachniesz lawendą!]!
- Łobuzy, łoddawać!!! – wydarł się Tharkun, atakując jednego z wrogów.
Pluszak wyprzedził go w swej szarży...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 29-09-2009, 17:00   #559
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Pluszak przybył na wezwanie. Kall'eh widział jak Tharkun atakuje. Myślał, że krowiska przestraszą się wielkiego, złego... pluszowego. Niestety. Przeliczył się. Krewniak zaatakował z impetem. Pluszak już także zwarł się w walce, wcześniej wziąwszy z ziemi dwa kamienie, co raczył często czynić. A krowy bez problemy odparły atak jak i przepuściły kontrę.

Kall'eh chwycił mocniej swojego pieszczocha. W jednej ręce ta broń może być jeszcze mało groźna, ale jak tylko odzyska władzę w lewicy to będzie siał pogrom. Tak sobie postanowił. Pomoc krewniakowi w odzyskaniu kasy zrabowanej przez krowy miała pójść jak spłatka i dalej na to liczył. Ale wiedział, że jedną ręką będzie się dłużej męczył.

Zacisnął rękę jeszcze mocniej na rękojeści i ruszył biegiem. W tym samym czasie gdy Kall'eh biegł Tharkun leciał już nad jego głową. W lot posłał go potężne uderzenie pierwszej krowy. Na Kall'eha rzucił się ten z kolcem zamiast ręki. Inwalidzi powinni się trzymać razem, pomyślał i uderzył. Chwila uników i niepewności po czym cios krasnoluda zatrzymał lewy róg Taurena. Karzeł, cały spocony i zziajany rzucił się od razu do ataku. Wszystko co mógł parował albo przyjmował na topór. Za każdym razem mięśnie prężyły się do granic możliwości. Wtedy właśnie pierwszy raz pomyślał, że walka jedna ręką może być nader nie rozważna.

Nawet nie widział jak jego bestia, Pluszak obrywa do jednego z mieszkańców rogatego rancza. Słyszał tylko jego zawodzące pisknięcie. Obiecał w duchu, że tamten kto zadał cios będzie tego żałował.

Wywinął się i uderzył zamaszyście toporem. Krowa miała wiele czasu na ucieczkę, kontrę, sparowanie czy cokolwiek. Zdecydowała się jednak zatrzymać cios swoim stalowym szpikulcem zamiast, który widniał na miejscu prawej ręki. To był błąd. Szpikulec poleciał bryzgając krwią z kawałka kikuta.

Kall'eh uradował się. Morale na pewno spadną ale wzrośnie agresja. Nic a nic mu to nie przeszkadzało. Zamachnął się ponownie w celu odcięcia innej kończyny, a może i głowy? Jak tylko mu się uda, to ruszy na ratunek Tharkunowi.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 30-09-2009, 20:32   #560
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nizzre;
Świtało, kiedy mrocznego elfa coś zbudziło z głębokiego snu. Zmarszczył twarz, otworzył zaspane oczy, ale nie ruszył się; nadal leżał na brzuchu, z rękoma związanymi z tyłu, z prawym policzkiem wtulonym w poduszkę. Elfka pochylająca się nad nim prychnęła cichym, figlarnym śmiechem, mocniej, acz wciąż delikatnie ściskając zębami drowie, lewe ucho.
- Takata... – wymamrotał półprzytomnie, wzdychając na przebudzenie i zamykając oczy.
- Oh, come on... – zamruczała zalotnie, skubiąc zaciekle jego ucho.
- Ymh! – fuknął niechętnie, lekko potrząsnąwszy głową.
- Hm? – otarła się policzkiem o jego policzek. – Hm, hmm?;3
Drow wydał z siebie łagodne, przeczące mruknięcie. Poczuł, że elfka chwyta jego przedramię i przecięte więzy puszczają. Otworzył oczy, zastygł w bezruchu. Nizzre wsunęła metalowe szpony do bransolet i pochyliwszy się znów nad drowem skubnęła go znów za ucho.
- How about now...?;3 – zamruczała wyzywająco.

* * *
Uzjel, Szamil;
Zbudziliście się gdzieś przed świtem chyba. Obudziły was poranne modlitwy i czyjaś rozmowa.
-... żył z żoną. Był niewierny.
- Spotkał młoda kobietę córkę drwala i był u niej raz, żeby jej pomóc. Drewno na opał przyniósł, dach naprawił... Zostawił u niej w chacie nóż myśliwski.
- Kiedy wrócił do domu, gdzie czekała na niego jego żona, elfka, zauważył, że zagubił gdzieś swój nóż.
- Bojąc się, aby córka drwala nie przyszłam u go oddać, wzbudzając podejrzenia żony, sam wybrał się po swoją zgubę, wieczorem.
- Spędził noc u córki drwala.
- Mieli romans, był u niej kilka razy.
- Córka drwala zakochała się w nim.
- Elfka nie podejrzewa, że mąż ją zdradza. Nie zdążyła.
- Córka drwala stała się chorobliwie zazdrosna o urodę i wieczną młodość elfki. Zwabiła żonę swego kochanka do swego domu i zabiła ją.
- Zadała cios nożem. Jego nożem, którego wcześniej mu podkradła.
- Nie jeden cios.
- Na strychu.
- Zakopała ciało pod domem.
- Krew elfki wsiąkła w ziemię, pnie drzew wokół chaty skażonej złem poskręcały się, ostrzegając dusze mijające to domostwo.
- Wdowiec nie wiedział o zabójstwie. Ożenił się ze swą kochanką. Mieszkali razem.
- Ale podczas prac w ogrodzie przypadkowo odkopał bransoletę swojej ‘zmarłej’ żony, elfki pogrzebanej na tej ziemi.
- Z jego starego noża myśliwskiego zaczęła płynąć krew.
- Mężczyzna, już wtedy słusznego wieku, zrozumiał.
- Przerażony, jakby obłąkany, uciekał przez las.
- Nie wrócił już do niej.
- Była wtedy już stara. Ale nadal żądna jego i krwi.
- Twierdzi, że ją zdradził ucieczką. Chce jego kości.

Elf i elfka rozmawiali dalej ściszonym głosem.
http://img148.imageshack.us/img148/8878/elf37pj3.jpg
- Widziałem ją wczoraj. Nadal tam jest.
- Trzeba coś z tym zrobić.
- Nie opuszcza Fangorn póki co.

Elfy zauważyły grupkę swoich znajomych wchodzących do świątyni, przywitały się, dołączyły do reszty i wszyscy większą grupą opuścili świątynię Światła.

* * *

Kall`eh; Przed ciosem taurenowego młota nawet tarcza Moradina cię nie uchroniła. Z wybitym lewym ramieniem [znowu!] pofrunąłeś w poprzek ulicy, omal ścinając uliczną ławkę. Pluszak również nie miał szczęścia dzisiejszej nocy. Chybił wroga dosłownie o milimetry! Rozsierdzony tauren-buhaj odpowiedział celnym ciosem, raniąc Pluszaka toporem w prawy bok! Twoja Bestia biega teraz po ulicy z toporem sterczącym z żywego ciała!
- Łożesz!!! I kill you!!! – wydarł się Tharkun pradawnym okrzykiem wojennym i zaszarżował na ranioną krowę.
Tym razem dwarf miał więcej szczęścia i odpowiednią siłę w toporku, by wyrwać z piersi buhaja płuca i inne malownicze flaczki. Tauren runął na bruk, wokół chlapnęły jego cuchnące flaczki. Pozostałe krowy cofnęły się na to.
- Którego następnego ha?! – Tharkun wywijał zajadle toporeczkiem. – Kall`eh zbiroj się tam, jedziiem na pohybel z krowami!!!
Krowy jednak postanowiły zabrać się z ulicy póki co. Wszystkiemu winna grupka dwarfów, która pojawiła się na końcu uliczki. Taureny pomyślały, że to dwarfie wsparcie i wzięły nogi za pas.
- Tu mi, wrocoć, dziady!!! – Tharkun drąc się ścigał zbiegów na swych krótkich nóżkach, ale w końcu, zasapany, spasował. – Łej! Kall`eh! Ino jok tam?
Żyłeś. Ramię z trzaskiem nastawione i luzik. Pluszak liże rany, kuśtyka trochę i ma toporek w żebrach.

Kiedy poskładaliście się po walce, harpun grzebał przy trupie.
- Nu!!! – ucieszył się. – Na moją brodę, jest! – radośnie wymachiwał sakiewką. – Cuś tu nawet zostało na Moradina!!! Świnia, nie krowa! – splunął na ciało taurena. – Chudź no Kall`eh, doceniam twoje wparcie!
Wybraliście się do zbrojmistrza.
- Potrzebuję no ognia trochę – wyjaśnił Tharkun. – Daj no amestyta.
Z zaciekawieniem obserwowałeś kowala run przy pracy. Dwarf wprosił się na miejsce przy palenisku i kowadle, ale nikt nie śmiał protestować i kłócić się z dwarfem wysmarowanym krwią, z flaczkami taurena za uszami.
- Gutowe! – wręczył cię podpicowany toporek. – Chodź no do karczmy czy cuś, noc jeszcze młoda!

Szamil;
- Rapier dostanę? Do tego małą kuszę z zapasem bełtów, nóż i łamacz mieczy?
Dziwnie na ciebie patrzyli, kiedy chciałeś za to wszystko zapłacić 100 złotych monet.
- Kup se elfie 2 słoiki miodu lepiej, chłe chłe! – rzucił ktoś zza osiłka w czarnej zbroi płytowej.
- W miarę porządny nóż i bełty – ocenił zbrojmistrz. – Za 100 złotych monet.
- Idź no, tej! – ofuknął cię jakiś elf w full wypas błyszczącej zbroi. – Stoisz w kolejce? Po co? Tu miodu nie sprzedają!
- To chyba stajenny – rzucił elf obok. – Po widły przyszedł.
- No to musi poczekać – tamten wskazał na koniec kolejki. – Tam jest miejsce dla takich jak ty.
- Nie marnuj głosu na niego, to półelf jest.
- Pfff.
- Za krótki w uszach – mruknął jego towarzysz.
- A jakiś cennik macie? Czy zbieracie co łaska? Chciałbym wiedzieć ile kosztują wymienione przeze mnie przedmioty a ile ich lepsze wersje. ile kosztuje wersja lżejsza a ile ostrzejsza? Czy mam strzelać cenowo?
- Ej tam! – denerwował się ktoś, usiłując dopchać się do zbrojmistrza. – Ruszcie te elfickie tyłki!!! Kupujecie czy nie?!
- Bierzesz ten nóż i te bełty?! – darł się uwijający się jak w ukropie zbrojmistrz.
- Bełty, kuszy nie ma! – zachichotał elf obok. – Będzie nimi rzucał!
- A co, rękę ma niezłą, same mięśnie, tej! – przewrócił oczami drugi.
Rapier, który mogłeś dostać za 100 złotych monet chyba rozpadłby ci się w ręce. Został tylko całkiem niezły nóż i bełty, lub jeszcze lepszy nóż, ale nic więcej. Potem musisz wracać zanim ktoś zajmie ci miejsce do spanka w świątyni!

* * *
W Żmijowym Lesie wzeszło słońce....


Wszyscy; Znów to samo. Błysk teleportacji, ścięcie jakbyście zemdleli. Obudziliście się leżąc się na trawie w środku lasu o spalonych, umarłych drzewach. Słonce prześwituje przez mgły i nieżywe korony.

http://images-1.redbubble.net/img/ar...orest-fire.JPG

Uzjel;...!
Nizzre; Coś jest nie tak...! Coś tu zimno i twardo!
Uzjel; Poczułeś, że ktoś na tobie leży. Kiedy odzyskałeś wzrok i postrzeganie otaczającego cię świata, zdałeś sobie sprawę, ze leżysz pod drzewem na trawie, a na tobie, rozwalona, leży Nizzre!
Nizzre; Eh?! Cieplutki i mięciutki drowi drow przeminie się naraz w jakiegoś metalowego grata bez zawleczki!!! Ze zdumieniem odkrywasz, że leżysz na Ujelu!
Flafie chciała rzucić się na ratunek, ale zbierając się z ziemi wyrżnęła o Fufiego, który równie gwałtownie rzucił się na ratunek. Obie Bestie wytrzasnęły się jak długie!

Wszyscy; No to znowu razem! Przed wami Żmijowy Las... w ogniu?!

http://ooglewindowblinds.com/wp-cont...ey-scene15.JPG

Las zdaje się płonąć, jest to jednak bardzo dziwny pożar. Ogień nie rozprzestrzenia się, żyje spokojnie własnym życiem, martwe, czarne drzewa stoją uparcie, nie łamiąc się, nie padając. Jest coś magicznego i niepokojącego w tym pożarze. Trawa, ściółka, gdzie okiem sięgnąć, cała ziemia zalana jest ogniem i tlącym się popiołem.

http://www.rlrouse.com/pic-of-the-day/forest-fire.JPG

- Waszym pierwszym zadaniem będzie wejście do Żmijowego Lasu bez poparzenia się – ogłosił Kruk. – Można tego dokonać na dwa sposoby. Zdobywając odpowiednie obuwie, lub jadąc wierzchem na istocie, której ten ogień nie parzy. Ziemia tutaj płonie i zabije wszystko, co na niej stanie, a co stanąć nie ma prawa. Aby zdobyć buty ze skóry ognistego smoka, musicie przechytrzyć starego chochlika, który ma swą siedzibę niedaleko stąd. Aby schwytać sobie wierzchowce, wystarczy je wytropić, ale jedna osoba nie utrzyma tych dzikich zwierząt na wodzy. Wybierzcie co wolicie.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 30-09-2009 o 20:34.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172