Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2009, 15:29   #61
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Dobrotliwy i czuły uśmiech nie schodził mu z twarzy. Po prostu czuł się jak na odpuście. Niczym w mięsopusty gdy można było wygrać garniec dobrej czarnogórskiej przepalanki. Wokół wprost złoto i kosztowności się wieszały na truposzach. Co więcej same do niego przychodziły. W głębi serca Jędrzej podziękował bogom za dary i wziął się do uczciwej i solidnej roboty.

Raz za razem machał swą dębową klonicą zamieniając kolejne undeady w bliżej nie określone usypiska kości lub kupki preparatów mięsno-kostnych. Był dobry w tym co robił. Był dobry w machaniu ciężkim solidnym kawałem dębiny. Co więcej Półgarniec uprawiał ten swoisty sposób walki jakim gardzili wszyscy bohaterowie w eposach czy balladach. W sposób rytmiczny powtarzalny i całkowicie wyprany z emocji wyprowadzał ciosy wielkim dębowym konarem. Każdorazowy cios dochodził do skutku i wywierał druzgoczący (to dobre słowo) efekt. Można było stwierdzić że oto się Wieśniak nudzi bowiem przyszło mu znowu omłócić stodołę zboża. A on tak walczył..
Oni tam dokonywali cudów, popisywali się siłą szybkością czy sztuczkami. Magiczne miecze, cudowne szable i niesamowite topory zapełniały karty historii a tu zwykła kłonica zapracowała na siebie i na utrzymanie przez najbliższe dwa lata. Jędrzej rozejrzał się wokół i sprawdził jak się sprawy mają gdy on zarabiał. Było jak było jedni cieszyli się jak dzieci inni właśnie mieli umrzeć. Widok Isendira aż zmroził mu krew. Zresztą i poprzedniego elfa też mu było szkoda ale teraz to było jakby bardziej. Po prostu tamten sam to wybrał a teraz na tego źli bogowie spuścili porażkę.

Widać że już niektórzy podjęli taką samą decyzję co i on. Szamil wyprowadzał cios. Chłop miał pewność że elfy na pewno trafi. W końcu elfy to są magiczne nigdy nie giną, nigdy przegrywają nigdy nie... Aż nim żuciło gdy jego założenie rozsypało się niczym domek z kart. W końcu elf teraz leżał w błotku pod nogą mrocznego. A jeżeli tak trzeba było pomóc blondaskowi i to bardzo szybko. Na elfy chyba nie ma co liczyć?
Męczyworan aż zaklął z wściekłości. W końcu tyle złota jeszcze krąży wokół ale decyzję podjął od razu. Przemierzył i wziął zamach obydwoma rękoma trzymając stylisko swej broni. Jęknął gdy wykonywał rzut a i pewnie bąka małego przy tym popuścił... Zawinął swą kłonicą w napastnika, będąc przekonanym że dobrze wycelował....
 
Vireless jest offline  
Stary 24-02-2009, 15:13   #62
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Krzepka prawica Karła spoczęła w dłoni Barbaka. Dwóch wojowników, dwóch prawych mężów uścisnęło sobie dłonie na górze poległych dookoła. Obraz straszny w swym przekazie, pociągający i fascynujący zarazem.
- A niechaj i tako budzie!
- A niechaj!


Ork zamierzał rozwinąć temat gorzałki wraz z dwarfem. Zamierzał ustalić kiedy i w jakiej ilości będą mieli okazje sobie po używać (przeca nie zamierzał wypić wszystkiego sam!). Nie rozwiną. Dlaczego? Jego uwagę przykuł furkot powietrza. Furkot jaki powietrze wydaje tylko i wyłącznie w czasie lotu czegoś naprawdę ciężkiego. Ork z prawdziwym zdziwieniem stwierdził, że lecącym przedmiotem była kłonica!?! A ciskającym był jej właściciel, Jędrzej.

Zastanawiające. Kłonica jako przedmiot ciężki i mało poręczny raczej nie należała do subtelnej broni miotanej, ale Barbak zawsze mógł się mylić. Ciekaw był jednak na ile precyzja chłopa z Męczyworów będzie służyła interesowi drużyny... wszakże kto by nie oberwał tym pociskiem i tak w jakiś sposób drużyna może na tym zyskać. Może nie wprost, ale może pośrednio? Czas na pewno pokaże.

Barbak nie mógł się dalej przypatrywać temu jak kłonica podąża do celu. Powód? Oszukujące piekliszcze, którego Uzjel nie załatwił. A miał dobre zdanie na temat rycerza. Cóż. To że ktoś jest zapuszkowany jak konserwa jeszcze o niczym nie świadczy. W końcu on sam był tego najlepszym przykładem. Owszem nosił pancerz, jednak nie był wcale z tego powodu gruboskórny. Wręcz przeciwnie. Był zawsze bardzo delikatny i potulny jak baranek... no może prawie zawsze. A Uzjel? Uzjel jak na razie był dla niego zagadką.

- Uważaj! Dobiegł głos z wnętrza jego pancerza. Ork zadziałał instynktownie. Wiedział że posiadacz tego głosu jeszcze nigdy go nie zawiódł. Wiedział że może na niego liczyć. Zawirował ustawiając topór do zręcznej zastawy. Uczynił to dokładnie w chwili, gdy spadał na niego potężny, choć skorodowany oręż.
- W samą porę! Rzekł zaraz po tym jak przebrzmiało głośne stęknięcie (wywołane koniecznością blokowania ciosu, nie wczorajszą kolacją).
- Emanuelu, bądź tak dobry i pomóż mi.
- Co mogę dla Ciebie uczynić, mój zielony przyjacielu?

Ork sparował kolejne uderzenie, jednak walka jedną bronią była zdecydowanie nie w stylu zielonoskórego. Potrzebował swojego młota, lub alternatywnej pomocy.
- Może byś mi tak młoteczek przyniósł?
-...
Twarz Emanuela Rodriges Moul Ep Diffirin Kellah przybrała na moment wyrazu myślą nieskalanej.
- Nie?
-...
- Proszę!
-... C.c.....c.c.....CO?
- Nic, nie ważne. Zapomnij, wiedziałem że mi nie pomożesz.
- Nie no przepraszam, Cię bardzo...
-... Nie to ja przepraszam...
-... Jak przepraszam miałem to zrobić Co?
- Improwizować?
- Że co? A dlaczegóż to po raz kolejny mam ratować twą zieloną żyć?
- Poniewóż ta żyć karmi cię. I wybacz przyjacielu ale dosłownie!


Emanuel zamyślił się na chwilę. To co usłyszał było.... głębokie i wymagało pewnego zastanowienia.
- Jesteś tam?
- Myślę!
- A! To przepraszam, ale wiesz, może byś się pospieszył! Mam tu takiego jednego nieumarłego, który nie chce umrzeć.
- Jeśli odwrócić bieg... i następnie skupić wiązkę na ciele umarłego.... to może się udać!
- Świetnie! To przyniesiesz mi ten młot?
- Nie!
- Hm... szkoda!
- Podejdź do niego na tyle blisko, żebym mógł na niego przeskoczyć!
- Zrobi się.

YouTube - Budka Suflera - Takie Tango
Emanuel ponownie wdrapał się na pancerz orka. Nie, nie przeskoczył na Szamila, gdy wszyscy myśleli że to czynił... Taki mały żarcik sytuacyjny. Na Elfie były teraz Julia i Maria. I zapewne objadały się w najlepsze. Tak więc Emanuel wgramolił się na pancerz. W jego oczach pojawił się ten niebezpieczny blask. Blask, na widok którego topniały śniegi, pierzchali mężni wojownicy, rozkładały nogi dziewice i wzdychały smoki. Słowem w oczach Emanuela zabłysły qrwiki, a w jego dłoniach na powrót pojawiło się ukulele.

Ork tymczasem zawinął toporem i wyczekując chwili gdy piekliszcze skupiło się na Kall'ehu zanurkował starając się klinczować przeciwnika.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.

Ostatnio edytowane przez hollyorc : 24-02-2009 o 16:05.
hollyorc jest offline  
Stary 24-02-2009, 19:23   #63
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Zaciśnięta pięść w stalowej rękawicy uderzyła prosto w mordę kota. Ten jednak, nie odczuwając bólu tak jego żywi odpowiednicy wściekle kontynuował atak. Kocie zęby zacisnęły się na naramienniku z siłą, która najpewniej pozbawiłaby go ramienia. Nie na darmo nosił zbroję, bo choć nie była ona lekka ani wygodna to jednak ochronę dawała wręcz niesamowitą. Nieumarły kocur wciąż próbował wyłuskać go ze zbroi, jednak tymczasem jego próby kończyły się na nieprzyjemnym zgrzytaniu pazurów po pancerzu. Uzjel wymierzył kolejny cios, tym razem wkładając o wiele więcej siły. Przeciwnik spadł z niego, dając Uzjelowi wyczekiwaną szansę. Podpierając się halabardą wstał na równe nogi, nim nieumarły zdążył zaatakować ponownie. Tym razem był przygotowany i gdy tylko kot skoczył do ataku Uzjel z całej siły grzmotnął go drzewcem halabardy w bok. Nie ochłodziło to bynajmniej jego zapału, gdyż z półleżącej pozycji którą zakończył się jego przerwany lot skoczył ponownie, prawie bez wybicia. Tym razem Uzjel nie zdążył zareagować wystarczająco szybko i ostre jak sztylety pazury przejechały ze zgrzytem po boku jego zbroi. Rycerz odwrócił się za kotem wyprowadzając cios halabardą, ale przeciwnika nie było już w miejscu w którym wylądował po skoku. Za to na plecy Uzjela spadł kolejny cios, omal go nie powalając. W tym tempie to nie wytrzymałość, ale szybkość może zwyciężyć!

Kot krążył wokół Uzjela zadając szybkie ciosy z doskoku. Choć były zbyt słabe, by przebić się przez pancerz to jednak na dłuższą metę to nieumarły może zwyciężyć. Dlatego Uzjel musiał rozstrzygnąć te walkę na swoją korzyść możliwie jak najszybciej. Kto kot sprężył się do kolejnego skoku rycerz odwrócił się do niego bokiem, jednocześnie odwracając halabardę. Miał zamiar nadziać kota w locie na podobny do włóczni dół broni
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 24-02-2009, 20:32   #64
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Chyba żartujesz...
- Nie przypominam sobie, żebyś to ty miał prawo określać kto jest, a kto nie jest moim śmiertelnym wrogiem.
* * *
Szamil; Twoje mocarne elfickie ramiona muszą szukać odpowiedniego celu... Stalowa puszka raczej takim nie jest. Ale ma słabe punkty, które twoje bystre elfickie oczy są w stanie błyskawicznie wypatrzyć! Sprytne i zgrabne cięcie pozbawiło wroga ramienia, wyrywając mu je razem z bronią!

Isendir; PLASK!!! – drgnąłeś, kiedy topór wbił się w ziemię obok twojej głowy. Odrąbane, kościste ramię rycerza wiło się wciąż, usiłując bezradnie unieść broń!

Szamil; Wróg odwrócił się ku tobie, porzucając rannego Isendira. Rozległ się ogłuszający huk i głowa rycerza rzuciła się naraz ku tobie, po prostu skoczyła, jak żywy zwierz! Uchyliłeś się, zszokowany, bezgłowy rycerz zaś jak kukła bez lalkarza ruszył do przodu, próbując wymacać cię [khym] swą jedyną ręką. Jego oczy-oczodoły zostały bowiem zniszczone wraz z czaszką, roztrzaskaną przez kłonicę Jędrzeja!

Jędrzej; Trafiony, zdekapitowany! Cios był tak silny, że pomimo hełmu wiekowa czaszka ucierpiała nieodwracalnie i rycerz bezładnie krążył teraz wokół, chrzęszcząc wściekle zbroją, bezgłowy i bezbronny!

Barbak; Wielka nieumarła puszka, bezręka i bezgłowa, nie miała żadnych szans z twoim młotem sprawiedliwości i wiecznego odpoczynku! Młot huknął we wroga jak w treningowy wieszak na zbroję, rozbijając nadżartą bagnem płytówkę na strzępy! Po rycerzu pozostała tylko jedna, szkieletowata noga! Twój młot poradził sobie ze wszystkim co się poruszało, a co nie należało formalnie do drużyny. Ze wszystkim poza czarnym upierdliwym upiorem. Tu nawet Rodriges nie był w stanie pomóc! Trzeba magii na dziada, a twój młot magiczny niestety nie był.

Kall`eh; Liczyłeś już ile kasy musisz wydać. Ile może wypić taki ork? Sporo, sądząc po gabarytach zielonego kolegi. Cieszyłeś się z przerzedzenia szeregów wroga i przeliczałeś litry na monety, kiedy naraz zjawił się upiór the upierdliwy. Trzepnął cię w plecy, zgrzytając pazurami po zbroi i nie czynią cci co prawda krzywdy, ale za to siła ciosu pchnęła cię do przodu, poturlałeś się po ziemi i pech zesłany przez mrocznych bogów sprawił, że wturlałeś się prosto pod nogi Barbaka!

Barbak; Właśnie zamierzałeś się młotem na skacząca wokół nogę rycerza, kiedy aaaaarghhhh!!! Kolega zderzył się z tobą, a ty po prostu fajtnąłeś, padając jak długi... prosto na niego!

Kall`eh; Ooo w mordę! Już nigdy nie zignorujesz upierdliwego upioraaakh...mmmmf! [PLASK!] Kawał orka z tego Barbaka!... – pomyślałeś, przygnieciony nim, wprasowany w jego stalowy napierśnik.

Uzjel; Kot był może i zwinny i szybki, ale jego nieumarły mózg przegnity w bagnie nie czynił go zbyt mądra istotą. Zaatakował, znów w ten sam sposób. A ty byłeś już na to gotowy. Halabarda posłużyła ci tym razem za włócznię, przebijając ciało wroga. Teraz już nie mógł cię sięgnąć. Już był twój!

Wszyscy; Upiór dołożył krasnoludowi, po czym kręcił się wokół, aż wsiąkł, znikając. Macie jednak wrażenie, że rychło wróci. To był błąd, że pozwoliliście mu odejść!
No i po krzyku. Wszyscy świetnie się spisali, walczyli jak lwy, jak pantery, kuguary, tygrysy, wszyscy, poza... drowem, który wsiąkł. Nie macie bladego pojęcia, gdzie polazł i co się z nim stało, więc po kilku minutach poszukiwań zmuszeni jesteście ruszać dalej bez niego. No to kicha. Wracacie w zmniejszonym składzie.



Wracacie zatem w kierunku wyspy ludzi z bagien, podmokłą, grząską, krętą ścieżką z kęp roślinek. Wokół wciąż te same opary, drzewa o powykręcanych konarach z mchem, błotko, cuchnące bagienko... Fruwadła, gigantyczne koma...! – trzasnąłeś jednego, który usiadł na tobie.
http://img.photobucket.com/albums/v4...zon2/komar.jpg - fu!

Szamil; ...Coś... coś kurde no...! O_O’
[szkrob szkorb]
Aaargh nie no...!!! Swędziii!!! Coś diabelnie swędzi cię na plecach, jakby jakaś cholerna orkowa pchła! [drapu drapu] Gah, nie możesz sięgnąć, nie no...! I tu, i tu, aargh! [drapu drapu]. Drapiesz się tu i tam po grzbiecie, ale to wcale nie sprawia, że swędzi mniej! Aaaargh... O nie, aaauć! Coś kłujnęło cię w... w gah w...! Nie...możesz...powstrzymać się... musisz... się... podra...pać gaaah! Twój biedny tyłek!!!

Wszyscy;...Szamil odtańcza jakieś wygibasy, ciekawe czy to jedna z tych elfickich tradycji, tak jak i tamten stołek...



Powracacie na wyspę. Ludzie bagien i wężowce zajmują się spokojnie pracą. Znoszą grudy błota patyki, gnijące kawałki konarów i pni, składają je na swoje „gniazdo”. Gniazdo ma już kilka metrów średnicy i 2 metry wysokości. Pająkowaty stwór wrócił i snuje się wokół, nadzorując pracę i pomagając.
- Człowiek przyjaciel, elfff przyjaciel, wracają – powitał was i przyczłapał bliżej.
- A gdshhhie jest mrohhhny elf? – zdziwił się jeden z wężowców. – Dhhhaerow, elfff o czarnej skórze...?- spojrzał na was pytająco.
- Sssabili elfffha – zaszemrały szepty wśród ludzi bagien.
- Zabiliśśście? – spytał poważnie któryś wężowiec.
- Elfka przyjaciółka szukała go – wyjaśnił wam wężowiec i dodał do swoich - Może znalasssła.
- Możecie kupić wygrany pojedynek. Uzjelu, czy jesteś zdecydowany walczyć?

- Macie teraz chwilę wytchnienia – powiadomił was Kruk. – Krótką. Pamiętajcie, jeśli waszym życzeniem jest uzyskać informacje o tym, gdzie znajdują się Dodatkowe Dusze jakich poszukujecie, wystarczy, że stanowczo, acz niekoniecznie jawnie przed innymi, złożycie mi zapłatę w wartości 100 złotych monet. Powiem wam wówczas, tylko tym, którzy zapłacili za informacje, rzecz jasna, gdzie możecie poszukiwać tych Dusz. Czy je zdobędziecie czy nie i co z nimi uczynicie, to nie moje zmartwienie. Odpoczywajcie teraz. Jedzcie, pijcie, dyskutujcie, dopingujcie. Zastanówcie się jak schwytacie Błysk Kłów. Teraz, zanim ktoś inny zrobi to przed wami.

Z bagna wylazło czy raczej wypełzło coś koszmarnie ohydnego.

http://fc10.deviantart.com/fs25/f/20...ofoblivion.jpg

Uzjel; O w mordę. Nie chcesz nawet wiedzieć, z czego składa się breja tutejszych bagien, skoro takie coś w nich wyrosło...! Łeb wygląda jak tarcza, w którą tylko bić! Pechowo, każde z ośmiu ramion wyrastających z owego łba trzymało lekko zardzewiały sejmitar.
- Twój przeciwnik, champion pokonanej niegdyś armii, a właściwie kilku championów – przedstawił pająkowaty.- Stawaj do walki, Uzjelu Ligthfist. Twoi towarzysz mogą wesprzeć cię swą magią, jeśli potrafią – uśmiechnął się złośliwie, kołysząc łebkiem.

Wrzuta.pl - Muza z Devil May Cry 3

- Step fowaerdhhhhh Ussssjelh... – wysyczał twój przeciwnik, przyczajając się.
Wężowcy i ludzie bagien porzucili swe zajęcia i zwinnie umknęli na obrzeża wyspy, pozostawiając wam wolną arenę.
„Kill them... kill them all...!”
Jego… jego głos…! Ta siła...! Samo brzmienie jego głosu...! Ten majestat, ta potęga...!
- Stephhh closssser... Ussssjelh.... He callsss you...! – stwór spojrzał ci w oczy.
Widział je pod twoją maską, byłeś tego pewien. Poczułeś, jak po twojej zbroi przeszła fala dziwnej energii.
- Shhhow him what you`re made offfh...! – stwór ruszył ku tobie.
- Walczycie do pierwszej krwi... – zaznaczył rozkosznie pająkowaty.
- Yesss, firssst bloodhhhh... – poparł twój wróg. – Lotssss of blood...!

Słońce chyli się powoli ku krwawemu zachodowi...

 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 24-02-2009, 21:50   #65
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ożywione truchło kota atakowało nieprzerwanie, z jednakową szybkością i siłą. Błędem było jednak postępowanie według stałego schematu w walce z Uzjelem. Rycerz uczył się szybko, znajdował słabe strony przeciwnika i bezlitośnie je wykorzystywał. Tak było i tym razem. Gdy tylko umarły przeciwnik rzucił się do ataku Uzjel nadstawił tylko ostry koniec halabardy, pozwalając by przeciwnik impetem własnego ataku nabił się na nią. Ożywieńcy nie mieli sprawnego mózgu, nie planowali i nie przewidywali konsekwencji. Dlatego właśnie ten atak okazał się tak skuteczny, a kot zawisł smętnie nabity na broń Uzjela. Choć ciągle próbował dosięgnąć go pazurami, to w praktyce walka była skończona. Celne kopnięcie zmasakrowało unieruchomionemu przeciwnikowi głowę, raz na dobre odsyłając go w niebyt

Walka była skończona, a ostatni przedstawiciel truposzy właśnie rejterował. Uzjel prowizorycznie oczyścił broń o ubranie najbliższego trupa, w duchu marząc o gorącej kąpieli i nocy w czystym łóżku.

Najwyraźniej drużyna uzbierała już dość kosztowności by opłacić prawo do pojedynku. Drużyna wracała w dobrych humorach, o czym dobitnie świadczył triumfalny taniec elfa. Uzjel widząc wygibasy swojego towarzysza i wciąż mając w pamięci zajście w karczmie doszedł do wniosku, że nigdy nie zrozumie elfiej kultury. Choć fizycznie ludzie i elfy niewiele się różnili, to jednak rasa długouchych była kulturowo bardzo odmienna. Może powodem tej obcości był fakt, że w miejscu gdzie Uzjel się wychował nie było żadnego elfa, za to krasnoludów i orków porównywalna ilość do ludzi, a może taka była po prostu natura ich ras. Był to głęboko filozoficzny problem, którego rozważeniem będzie się musiał zająć w najbliższym czasie

Gdy wrócili na wyspę lud bagien wciąż zajmował się budowaniem swojej twierdzy. Gdy jednak drużyna zbliżyła się przerwali swoją pracę i z zainteresowaniem oczekiwali na rozwój wypadków. Pająkowaty stwór zwrócił się z pytaniem do Uzjela

- Uzjelu, czy jesteś zdecydowany walczyć?

Rycerz bez dłuższego zastanowienia odpowiedział

- Tak, jestem zdecydowany. Dajcie mi tylko krótką chwilę na przygotowanie

Pierwsze wrażenie, jakie wywarł na nim widok przeciwnika było paskudne. Poskręcane cielsko wyglądające, jakby złożone było z kilku innych stworzeń oraz fragmenty ludzkie, mające podobno należeć do czempionów armii wyglądały co najmniej groteskowo. Walka miała odbyć się do pierwszej krwi... By wygrać tą walkę trzeba było dokładnie ją zaplanować zanim się rozpocznie

Tutaj nie będzie się liczyła odporność na ciosy, jaką gwarantuje mu zbroja, gdyż nie chodziło tutaj o uśmiercenie, tylko o zranienie przeciwnika. Monstrum wyglądało na silne, więc zbroja nie dość, że mogłaby nie zapewnić mu należytej ochrony to na dodatek byłaby zbędnym balastem. Tym razem będzie musiał postawić na szybkość oraz przewagę zasięgu, jaką gwarantowała mu halabarda. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli miał szansę, by rozstrzygnąć to już w pierwszym starciu, zanim przeciwnik zdąży do niego dojść. Jeśli się nie uda...

Jeśli zostanie ranny, to jego leczeniem zajmie się Flafie. Na pewno będzie ucieszona z tego powodu i w kurację włoży cały swój entuzjazm. Na samą myśl Uzjela oblał zimny pot. Wiedział, że musi wygrać i ta perspektywa dodała mu sił

Delikatnie odłożył halabardę na ziemię i zabrał się za rozpinanie zbroi. Po chwili udało mu się w końcu poluzować maskę i zdjąć hełm. Dalej było już łatwiej i po około dziesięciu minutach zdołał w pełni wyzwolić się ze zbroi

Uzjel był człowiekiem, wchodzącym właśnie w wiek męski. Blond włosy sięgały mu do ramion, a na twarzy widniał pierwszy zarost. Był lekko przy kości, co nie do końca pasowało do zawodu którym się parał. Również jego muskulatura nie wybijała się ponad przeciętną. Ogólnie rzecz biorąc, bardziej pasowałby na kupca niż na wojownika

Szamil po słowach pająka zdjął kurtkę i rzucił ją obok na ziemie, chwilę przypatrywał się krytycznie poprzepalanej koszuli poczym i ją cisnął na ziemie. Stał półnagi przed wszystkimi. Każdy mógł obserwować ogniste żyłki, które oplatały mu rękę, od czubków palców po łokieć. Kilka nieśmiałych nitek już wchodziło na staw łokciowy. Elf strzelił palcami, zgiął głowę w prawo i lewo jakby to on miał walczyć. Stanął nieopodal miejsca pojedynku.

-Możesz na mnie liczyć Uzjelu, chociaż nie wiem czy to Ciebie pociesza.

No pięknie... Pan Żywa Pochodnia chciał wesprzeć go w walce. Być może i jego destruktywne talenty były bardzo przydatne w bezpośredniej walce, ale nie chciał go sobie wyobrażać jako wsparcia. A że zwykł być szczerym to i szczerze odpowiedział elfowi

- Prawdę mówiąc nie bardzo... Postaraj się przynajmniej mnie nie spalić

Podniósł halabardę, chwytając ją prawie za sam włóczniopodobny koniec, dzięki czemu mógł skutecznie atakować na odległość zbliżoną do dwóch metrów. Stanął pośrodku okręgu wyznaczonego na arenę, skierował broń w stronę przeciwnika i czekał na jego ruch. Gdy tylko monstrum zaatakuje Uzjel również ruszy do ataku, starając się uderzyć przeciwnika jak najwcześniej, zanim dojdzie do bezpośredniego starcia
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 25-02-2009 o 16:52. Powód: orty :D
Blacker jest offline  
Stary 25-02-2009, 15:02   #66
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Dlaczego Karły miały naturalne predyspozycje do tego aby pałętać mu się pod nogami? Dlaczego co drugie przymusowe spotkanie z Matką Ziemią, zawsze musiało być spowodowane przez przedstawiciela brodatego ludu? Dlaczego zawsze, któryś z nich wpadał na pomysł podstawieniu mu nogi, albo (co gorsza) podstawienia samego siebie?

Kall'eh podobnie jak i jego poprzednik wpadł na genialny pomysł niesienia swej nieocenionej pomocy w walce z upiorem. Pomoc była tak skuteczna, że gdy Barbak już zamierzał zablokować piekliszcze... jego priorytety uległy zmianie. Najważniejszym stało się teraz: po pierwsze nie zabić kompana (bo kto by mu potem postawił obiecaną gorzałkę), po drugie siebie samego przy upadku. Było to zadanie karkołomne w swym założeniu. Dlaczego? Połączony ciężar ciała orka i noszonej zbroi nabierał pewnych właściwości fizycznych. Jedną z nich był pęd (nie mylić z popędem). Pęd był niezwykle przydatnym zjawiskiem w czasie walki. Pozwalał Barbakowi wykorzystywać jego warunki fizyczne i miażdżyć (czasem dosłownie) wrogów. Gdy jednak trzeba było wykazać się delikatnością, zręcznością i pewnego rodzaju finezją... ork musiał uznać wyższość innych.

Sytuacja w jakiej się znalazł niestety nie pozwalała mu na szybką podmiankę z kimś zręczniejszym. Musiał w ułamku sekundy nie zdeptać pancernym buciorem głowy Kall'eha. Czyniąc nie lada wysiłki i przybierając co zabawniejsze pozy, ocalił głowę krasnoluda przed mało subtelną trepanacją czaszki. Niestety minus tej sytuacji spowodował, że ork w pełnym pancerzu płytowym, w pozycji jaskółki, poszybował na spotkanie Matki Ziemi. Nie dotarł do niej, bowiem wspomniany wcześniej Kall'eh (będąc niezwykle łaskawym i zapewne niepomiernie wdzięcznym za uratowanie żywota) zdecydował się zamortyzować upadek.

- Pięknie! Rzekł ork gramoląc się z przyjaciela. Między nami nic nie zaszło! Krzyknął szybko wyjaśniając zbędne niejasności. To tylko taka mała wpadka! Kall'eh... Głos Barbaka nabrał nagle temperatury zera absolutnego. ... Nie rób tego więcej. Po prostu nie rób i już! Okej?

Mieli olbrzymie szczęście w całym tym nieszczęściu. Upiór nie zdecydował się walczyć dalej. Może z pożałowaniem spojrzał jak dwaj pancerni próbują się gramolić z ziemi i stwierdzić, że ktoś tak żałosny nie jest wart nawet dobicia... może zdecydował się wezwać kolegów? Tak czy inaczej przepadł bez śladu. Tak jak się pojawił, tak i zniknął pozostawiając ich na placu, pożal się Palladine, boju.
- Uwłaczające! Było jedynym komentarzem na jaki się jeszcze zdobył. Pozwolili uciec przeciwnikowi z pola walki... to było nie dopuszczalne.

Wyrzucając to sobie, ork postanowił podążyć za resztą drużyny. Isendir na całe szczęście nie zginął, Jędrzej natomiast wykazał się nie lada umiejętnościami w ciskaniu kłonicą. Ork pojrzał na niego baczniej, kiwną mu głową.
- Doskonały rzut. Szkoda, że nie trafiłeś. Delikatnie uśmiechnął się do chłopa z Męczyworów. Następnie skompletował swój oręż.

Topór, młot.... jego wierni przyjaciele. Przedniej klasy oręż, który nie w jednym wywoływała dreszcze. Byli tacy, co zwykli nazywać szczególnie młot, bronią sprawiedliwości, czy bronią wiecznego odpoczynku. Mało kto wiedział iż młot nosił miano "Zabójcy Dziewic", topór zaś "Pogromcy Sierot". Miana broni przywoływały orkowi na myśl niechlubne karty jego historii. Gdy jako wykidajło z bordelu w Ditrojd, czynił nie raz rzeczy, o których naprawdę wolał nie pamiętać.

Powrócili do miejsca próby Kireny. Tego samego, gdzie przed kilkoma godzinami Szamilowi... nie udało się sprostać wyzwaniu.
W tej chwili sytuacja przedstawiała się dość interesująco. Nie wszystko mianowicie było jeszcze przesądzone. Otóż mieli okazję dalej kontynuować qest, mieli możliwość jeszcze go wykonać. Uzjel miał oto szansę stanąć do pojedynku z pająkowatym przeciwnikiem. Próba Kireny była w zasadzie już nie potrzebna... Zastanawiające... Uzjel nie przeszedł jeszcze próby Kireny, mimo tego mógł jednak stanąć do pojedynku... iście zastanawiające.

Rycerz słusznie zdecydował, że pojedynek w zbroi był bezsensownym, tym bardziej, że walczyli tylko i wyłącznie do pierwszej krwi. Gdy wydobył się z pancernej skorupy, na usta orka wywędrował dobrotliwy uśmiech. Uzjel okazał się wcale nie być jakimś epickim bohaterem, a poczciwym.... i puszystym człekiem. To jednak w żaden sposób nie zmniejszało jego zasług. Barbak pamiętał jak jeszcze przed kilkoma chwilami zabójcza halabarda wojownika świszczała i niosła ze sobą zagładę. Podszedł go niego, położył dłoń na ramieniu.
- Życzę Ci zwycięstwa Przyjacielu. Niechaj Najczystsze Światło prowadzi Cię w Twym szlachetnym dziele!
-Możesz na mnie liczyć Uzjelu, chociaż nie wiem czy to Ciebie pociesza.
Synek odezwał się gdzieś zza orka.
- Prawdę mówiąc nie bardzo... Postaraj się przynajmniej mnie nie spalić. Twarz Uzjela zdawała się być odrobinę bledsza.
- Bądź o to spokojny! Rzekł Barbak, zdejmując dłoń z ramienia Uzjela.
Nastepnie ork skierował swe kroki w kierunku Synka. Stanął za Szamilem w odległości nie większej niż pół metra.
- Swędzi jeszcze? Zapytał cicho a w jego dłoni pojawił się młot.
- Pamiętasz co Ci obiecałem?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 25-02-2009, 19:15   #67
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Miecz gładko wszedł między płyty zbroi i oddzielił ramię od reszty ciała, ręka wraz z toporem wylądowała koło głowy Isendira. Nieumarły nie chciał dać za wygraną. Odwrócił się ku Szamilowi z zamiarem dalszej walki, ten przygotował się do następnego ciosu gdy usłyszał huk, odruchowo skulił się. Głowa rycerza eksplodowała po spotkaniu z czymś ciężkim, bardzo ciężkim. nieopodal leżał drąg chłopa. Szamilowi przypomniał się mężczyzna walczący kijem. Tylko, że tamten człowieka miał klasę a chłop był tak samo prosty jak jego broń. No ale wracając do nieumarłego, ów martwy żołnierz kręcił się bez celu aż młot Barbaka nie zakończył jego żywotu.
W tym czasie ostatni nieumarły zwiał. Ech... zostaw coś alternatywnie wysokiemu i orkowi...
Szamil podszedł do drugiego elfa i wyciągnął do niego dłoń.
-Pamiętaj nie zostaliśmy stworzeni do bycia dywanami. Nigdy ale to nigdy nie leż bezczynnie u czyichś stóp.
Cała postawa Szamila pokazywała niebywałą dumę, charakterystyczną dla tej rasy. Można było go sobie wyobrazić w wielu sytuacjach, nie do końca moralnych ale nie wyglądał na kogoś kto by bezczynnie leżał u czyichś stóp (lub pod nimi).
-Uzjel może niech Flafi zajmie się Isendirem?
Twarz Szamila przyzdobił iście demoniczny uśmiech.
Uzjel oberzał się na rannego elfa. Jego stan nie był krytyczny, więc chwilowo mógł obejść się bez pomocy Flafie. Chociaż z drugiej strony...
-Flafie! Zajmij się naszym elfim przyjacielem.
Szamil uśmiechnął się jeszcze raz, tym razem do Isendira.
-To nie będzie bolało... Mocno...

***

Stali znów w obozowisku węży, które o dziwo nie rzuciły się na niego. Może to i dobrze, nie chciał znów korzystać ze swoich mocy. Gdy pająk skończył mówić Uzjel i Szamil jak na komendę zaczęli się rozbierać. Pierwszy z zbroi, drugi z kurtki i koszuli. Elf przez chwilę patrzył z żalem na koszule, była tak poprzepalana, że nie nadawała się do niczego. Przypatrzył się z zaciekawieniem rycerzowi. Spodziewał się mrocznego rycerza, dobrze zbudowanego w końcu nosił ciężką zbroje a spojrzał na pulchnego mieszczucha. Coś tu nie grało.
Mimo to zaproponował swoją pomoc, rycerz niezbyt miło stwierdził, że niezbyt go to pociesza. No nic, w końcu walczył za nich wszystkich więc niewiele miał do gadania.
Elf popatrzył na swoje ramię pokryte czerwonymi żyłkami. nie wiedział jak zareaguje na wspieranie Uzjela, dlatego pozbył się ubrania. Ork stanął za nim z młotem w dłoni i przypomniał o swojej obietnicy.
-Mam nie pomagać Uzjelowi? Sam nie wiem jak moja ręka zareaguje na tę pomoc, czy się nie zapali. Tym bardziej nie wiem jak zareaguje na zmiażdżenie więc się lepiej odsuń. Może to nie być zbyt przyjemne dla osób w okolicy.
Szamil wiedział, że samozapłon jego ręki doprowadzi do walki z Barbakiem, ork był jedyną osobą z którą nie chciał walczyć. reszta karłów, dywanów, chlebusiów i puszek mu zwisała i powiewała, tylko orka mógł określić mianem przyjaciela i tylko z nim nie chciał konfrontacji.
Elfa coś tknęło i zwrócił się do Isendira.
-Dowiedz się od swoich przyjaciół co to za elfka pytała o naszego drowa.
Nagle znów coś go zaczęło swędzieć. Argh!!!!! Znów zaczął odstawiać dziwny taniec. Przypomniało mu się pytanie orka i ekosystem zielonego.
-Zabierz... swoje... zwierzątka... bo... się poparzą...
Cały czas się drapał, jak w takiej chwili ma się skupić na pomocy rycerzowi?!
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 25-02-2009 o 19:37.
Szarlej jest offline  
Stary 26-02-2009, 14:54   #68
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Zanim Ork wdzięcznie uśmiechnął się do Synka, zanim zdecydował się pobłogosławić Uzjelowi... oddał naszyjnik. Nie uczynił tego z przesadnym zadowoleniem. Ot po prostu to zrobił. Świecidełko było zapewne odrobinę warte, a docelowo zapewne można by je było na coś wymienić... na gorzałkę, strawę... informacje. Dobrze było mieć tego typu przedmioty przy sobie. Teraz jednak jedyny musiał oddać. Trudno.

Wszakże nade wszystko należało dążyć do wykonania zadania, wszakże miejsce w którym się znajdowali nie należało do niego. Czas jego krętactw, złośliwości i jego sztyletów sterczących z pleców przyjaciół jeszcze nie nadszedł. Jeszcze....

To nie była miła perspektywa. Czy będzie umiał działać przeciw nim? Za wyjątkiem Synka.. i Ray'giego nie znał ich za dobrze. A jedynie z Synkiem łączyła go szczera przyjaźń. Przynajmniej na razie. Krasnolud, Uzjel, Isendir, czy nawet Jędrzej byli po prawdzie Tacy Jak i On. Jednak póki co byli dla niego nade wszystko konkurentami w walce o szable. Z Drow'em historia przedstawiała się trochę inaczej. Oni mieli zadawnione waśnie. Rachunki z przeszłości, które bardzo możliwe będą miały okazje być wyrównanymi. Co uczynił Drow? A cóżby innego jak nie zdradził? Czy ork miał do niego pretensje? To śmieszne, ale nie. Barbak od zawsze był zwolennikiem tezy, głoszącej Wolną Wolę i odpowiedzialność za dokonane wybory. Tak on sam jak i hebanowy długouchy dokonywali wyborów, ponosili również ich konsekwencje.
Przyjdzie zatem moment, gdy Barbak będzie mógł przedstawić Czarnemu elfowi długą listę zaległych konsekwencji. Część z nich była ostra, część nie... większość jednak była zdecydowanie bolesna.

Jakież były konsekwencje, które musiał ponieść ork? Z perspektywy czasu były one straszne. Tym niemniej ork poprzysiągł samemu Palladine iż nie wyda szczegółów dotyczących tamtych wydarzeń. Dość by rzec, że nie skończyło się jedynie na wymianie ostrych słów... czy może inaczej. Nie tylko słowa były ostre. Ale była to już przeszłość.

Gdy stanął przy Samaelu i wymienił z nim półszeptem kilka zdań, ponownie się zatroskał. Jego przyjaciel zdecydowanie nie panował nad swymi demonami. Nie był w stanie powściągnąć tak języka jak i samego siebie w działaniach. Był jak zwykle porywczy, jak zwykle lekkomyślny... Barbak powinien coś z tym zrobić.
-Zabierz... swoje... zwierzątka... bo... się poparzą...
- Szczęściarz z Ciebie ja mam to na co dzień.
Mrugnął porozumiewawczo do przyjaciela. Następnie cmoknął głośno przywołujące insekty do siebie. Nie miał bladego pojęcia czy to zadziała, ale spróbować było warto. A na poważnie. Samaelu! Zatracasz się! Nie panujesz nad tym co goreje w Twym sercu. Martwię się o Ciebie przyjacielu. Zastanów się proszę nad tym co drzemie w Twym sercu, znajdź i uspokój demony swej duszy. Nie pozwól aby to one kierowały Twymi działaniami. Demony, maja bowiem to do siebie, że zawsze wywiodą Cię na manowce. Uwierz mi! Miałem z kilkoma do czynienia.
Ork odsunął się od Szamila na kilka kroków, jednak jego młot dalej pozostawał w ręku.
- Rozpalaj ten swój płomień, Przyjacielu. Pamiętaj jednak, że każdy ponosi konsekwencje dokonanych wyborów! Nie zmuszaj mnie do tego abym musiał ponieść konsekwencje złego wyboru. Proszę Cię o to.
Gdy pojedynek miał się już zacząć, ork raz jeszcze zwrócił się do Uzjela
- Niech Światło sprawi aby Twa ręka była pewna, a Twe oko sprawne. Powodzenia Przyjacielu!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 27-02-2009, 12:54   #69
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Czekając na ostatni cios zatracił się w myślach. Znowu czekał na śmierć. Wyglądało to identycznie jak wtedy gdy leciał na niego noriec. Nie można tego powtórzyć! Nie może okazać słabości! Obiecał sobie. Obiecał że nie będzie czekał na śmierć. Nie pozwoli by sama wzięła go za ramie i pociągneła za sobą. Nie chciał się oddwać bez walki. Nie chciał i już. Był zbyt dumny.
Nie dano mu szansy oswobodzić się samemu. Isendir zamarł gdy zaraz koło jego głowy wbił topór. To Szamil przyszedł mu na pomoc. Odepchnięty od niego nieumarły przestał przygniatać go do ziemi. Poczuł ulgę. Spojrzał w górę. Szamil- jego wybawca- kończył już z potworem. Tylko nie wiedział czy ma mu dziękować czy też nie. Zrażono jego dumę. Nie tylko tym że inni musieli go ratować. Głównie słowa Szamila. Słowa które wbiły mu się głęboko w pamięć. I jego twarz. Pokazywał nią swą wyższość. Nie cierpiał tego. W dzieciństwie nie raz traktowano go jak śmiecia. Nie mógł pozwolić sobie na to i teraz.
Odburknął w stronę elfa suche "dziękuję" i próbował wstać. Ból mu jednak nie pozwolił. Szamil widział co sięz nim dzieje. Zawołał Flafie'go by się nim zajął. Czekał tylko. Nie wiedział czy to zaboli. Zamknął oczy.

***

Uzjel przygotowywał się do pojedynku. Poczwara z jaką miał stanąc do bitki wyglądała na taką która zna się na rzeczy. Tego się Isendir obawiał. Spojrzał do torby. Na dnie leżało pięć błyskotek. Pięć błyskotek i jeszcze coś. Wyjął po kolei każdą. Przyglądał im się trochę jednak rzucił wszystkie w stronę "ludzi bagien". Miała to być zapłata za pojedynek.
Chciał się trochę oddalić. Zbadać przed walką teren. Nie zdążył. Zaczepił go jego "wybawca".
Zdziwił się trochę na jego słowa. Usłyszał jak "bagienni ludzie" mówili o tym że drowa mogła zabrać owa elfka. Spojrzał na Szamila.
-Może masz rację. Może trzeba dowiedzieć się co nie co o tej tajemniczej kobiecie. Ale nie teraz. Zaczekajmy na koniec pojedynku. Wtedy będziemy wiedzieli na co możemy sobie pozwolić a na co nie.
Spojrzał jeszcze raz w kierunku Uzjela. Miał nadzieje że mu się powiedzie.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 27-02-2009, 18:13   #70
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Pojedynek czas zacząć. Kall'eh cieszył się, że nie wybrano go do pojedynku albo też, że w przypływie własnej głupoty się sam nie wychylił do niego. Miał dość. Tylko raz miał całe życie przed oczami. Podczas gdy o mało nie staranowały go konie nieumarłych jeźdźców, gdy on, jak z motyką na słońce, porwał się na nich z toporem. Kilka chwil temu, gdy słońce jeszcze było wysoko, stało się to raz drugi. Raz drugi zobaczył jak się rodzi, dorasta i staję się krasnoludem. Jak spotyka dawnych towarzyszy i tych obecnych. A wszystko to w ciągu jednej chwili. Podczas tej chwili gdy leżał rozłożony jak długi pod ogromnym cielskiem Orka. Potężna budowa Barbaka mało nie ważyła. O nie. A do tego ta pełna zbroja i rynsztunek.

- Zabierz... swoje... zwierzątka... bo... się poparzą... -
Kall'ehowe rozważania przerwał Szamil.

Był lekko poddenerwowany. Podobno jakiś ekosystem go zaatakował. Ekosystem należący do Zielonego. Tego zielonego którego z pod którego się ledwo wygramolił. I to dlatego, że ów paladyn raczył sam z niego zejść. To były najstraszniejsze chwile. Których miał nigdy nie zapomnieć i które wyryły mu się wystarczająco w pamięci, żeby każde bliższe spotkanie z Barbakiem przywoływało wspomnienia.

Szok po urazowy był na tyle wielki, że dopiero teraz uświadomił sobie, że nie ma mrocznego elfa. Rozejrzał się pośpiesznie. No ładnie. Wraca pamięcią. Przypomina sobie nagłe zniknięcie upiora, potem podróż powrotna do siedliska wężocośtam. Żadnego drowa po drodze i żadnych śladów. Znaczy wcale ich nie szukali ale nie było trupa, krwi która była by łatwo widoczna. A w ogóle jaki kolor krwi ma drow? Kall'eh podrapał się po głowie. Może czarny? To by wyjaśniało wszystko. Tak na pewno czarny. Więc Ray’gi musiał zostać zjedzony a jego wsiąknięta w ziemię krew nie była łatwa do ujrzenia. Tak, tak...
...tak... bzdura i tyle. Zastanawiający jest fakt jak każdy zignorował fakt zniknięcia kamrata. Krasnolud znowu się rozejrzał. Zdają się w ogóle nie zauważać jego obecności. Dziwne.

Mogą być trzy wyjścia. Zginął. Został porwany. Albo się ukrył, bo to jego miejsce i coś knuje. Warto było by wiedzieć o i jak się stało. Dla naszego dobra.

Kall'eh wstał. Rozejrzał się uważnie. Uzjel zastanawiał się nad techniką, był już bez zbroi. Nie uszło uwadze dwarfa, że ten mężny rycerz ma posturę trochę mniej mężnego pazia. Czy aby to ten sam Uzjel? No a czemu nie? Sporzjał na drapiącego się jeszcze Szamila i Barbaka stojących nieopodal.

- Wy si bawta a ja ide szłukać Ray’giego ni ma go z nami łod bitkii z łumarlakami. - Oznajmił Kall'eh po czym wstał, poprawił rynsztunek i ruszył ponownie w stronę gdzie byli jakiś czas temu.

Będzie szedł ostrożnie. Starając się nie zmącić wody i nie zwracać na siebie uwagi. Gdy dojdzie do miejsca gdzie odbyła się walka, skorzysta z wielu lat życia jako myśliwy i będzie szukał śladów drowa - odcisków stóp, złamanych gałązek, śladów walki, szamotaniny, krwi (tej czarnej także), kawałków szat, oręża czy choćby kosmków włosów. Rozglądać się będzie także za czymś pomocnym do wejścia na drzewo: lina, sznurek. A to po to by rozejrzeć się za kosztownościami.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172