Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2009, 12:09   #131
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Kotek odgryzł ci język ?- ostatnia zaczepka Liliel wobec cichego drowa, była wypowiedziana...cóż....bez entuzjazmu. Milczenie przeciwnika odbierało Liliel frajdę. Succub podszedł do Nathiela, chwycił za jego dłonie. I Liliel rzekła do Anzelma.- Idziemy się pomizdrzyć. Nie będziesz zazdrosny kochanie ? Wrócimy za pięć minut.

Kapłan stał osłupiały, wobec braku reakcji drowa, gdy sukkub go porywał na stronę. Nie wykrztusił ani słowa, czując jedynie, iż musi zareagować wskazał dłonią na ubocze i skinął głową w niemym "Proszę uprzejmie".

Oddalili się od kapłana... Rozmawiali. Nie było słychać słów succuba, ani słów drowa, ale widać było, że Liliel mówi częściej i dłużej. I zachowuje się wokół Nathiela bardzo poufale. Stała blisko niego, przesunęła dłonią po włosach, położyła palce na jego torsie. Początkowo Nathiel się wzdragał, ale potem zobojętniał na dotyk Liliel. Demonica uśmiechnęła się coś szepcząc i głaszcząc drowa po policzku. Po czym wróciła szybkim krokiem kierując się w stronę Anzelma...Uśmiech ten nie mógł się podobać kapłanowi. Był to uśmiech kobiety triumfującej, kobiety postawiła na swoim. Liliel miała wiele talentów, czy kiedyś użyje ich przeciw kapłanowi?
Kobieta z miną zadowolonego kociaka podeszła blisko kapłana, musnęła opuszkami palców jego ramię i spytała.- No to idziemy, czy zamierzasz tu wykopaliska prowadzić?
-Nie śmiałem Wam przeszkadzać-mruknął kapłan.
Stojąc za kapłanem mówiła z nutką lubieżności w głosie.- Nathiel zdecydował się wypróbować pierwszy twe zaklęcie. Miło z jego strony, prawda?
-Z pewnością użyłaś przekonujących argumentów-kapłan odparł obojętnie, wzruszając ramionami. Odwrócił wzrok od drowa, nie potrafił spojrzeć towarzyszowi w oczy.
- Potem zaś ja...Rzuć na mnie swój czar ponownie. Tak na wszelki wypadek. Byłabym baaaardzo wściekła, gdyby mi się coś stało.- dodała Liliel nieco groźniej i spokojniejszym głosem dodała.- Chyba nie chcesz, żeby mi się coś stało, prawda?

Nie odpowiedział, ale wyraz twarzy kapłana wyraźnie sugerował, że odebrał słowa Liliel jako policzek. Pohamował jednak gniew i rozpoczął inkantację.
Była to najdziwniejsza modlitwa jaką mogło słyszeć Imil, wypowiedziana powoli, z niezwykłą dokładnością, dbałością o każdy akcent i sylabę. Popatrzył Liliel prosto w oczy i położywszy rękę na jej ramieniu wypowiadał słowa z dokładnie taką samą pedantyczną precyzją. A potem powtórzył to na Nathielu.

Pierwszy przez barierę przeszedł drow krocząc sztywno i powoli, niczym marionetka na sznurkach, prowadzona przez niewprawnego lalkarza. Liliel zaś...succub mimo zaklęcia Anzelma, na sobie czuł zbyt pewnie. Liliel podchodziła do świątyni lękliwie, z wyraźnym strachem w oczach. Dotknęła nerwowo dłonią bariery, i odetchnęła głęboko przechodząc przez nią z zamkniętymi oczami. Mogła kpić z bogów i ich sługusów, ale miała odrobinę respektu przed ich mocą... Właściwie to więcej niż odrobinę.
Odetchnęła z ulgą, gdy już znalazła się po drugiej stronie. Po czym spytała Anzelma..- A potem... gdzie pójdziemy? Proponuję poszukać skarbca. Owo źródło mocy musi być w nim, chyba, że... masz jakieś dokładniejsze wskazówki?-
-Dowiemy się na miejscu. Skromna świątynia to dość precyzyjna pozycja-odpowiedział wchodząc pewnie w barierę.
- Ta świątynia do skromnych nie należy...i odnowiła się.- rzekła demonica.- Pamiętam ją bardziej...zniszczoną.
Gdy Anzelm przeszedł przez barierę, Liliel zaszła go od tyłu, objęła szybko w pasie ramionami przyciskając do siebie. Dłonie succuba wylądowały trochę nieprzyzwoicie nisko na brzuchu kapłana, a kobiece atrybuty górnej partii ciała kobiety, ocierały się o plecy Anzelma. Liliel była w dobrym humorze, pytanie tylko czy to dobry znak?
Oparła głowę o jego lewe ramię i szeptała.- Spisałeś się kapłanie, więc należy ci się nagroda. Co byś chciał? Może część odpowiedzi do zagadki? Zamarznięty czas może oznaczać zaklęcie „Tymczasowy zastój”. Poddana temu działaniowi istota jest zawieszona w czasie, nie starzeje i nie umiera, czekając na przebudzenie. A Władcy Żywiołów.. jest ich dwunastu, choć ja znam imiona tylko czterech z nich: Imixa odpowiadającego za niszczycielski aspekt ognia, Ogremosha od złej ziemi, Ollhydrę od złowieszczej wody i C-Bina władcę złego powietrza. Ale może tu chodzi o miejsca, nie bóstwa...w takim razie ogień byłby wulkanem, ziemia górą albo urwiskiem, powietrze wichrem albo trąbą powietrzną, a woda oceanem bądź lodowcem... gdzie giną wszystkie żywioły?
Puściła kapłana i odsunęła się ponownie go pytając.- Powiedz mi, co zrobisz jeśli owa obiecana moc, będzie świętą figurką na ołtarzu. Co poświęcisz, żeby ją zdobyć? Przyjaciół, sojuszników, siebie?
Po czym ruszyła w kierunku świątyni, mówiąc.- Prowadź Nathielu.
I drow pierwszy wkroczył we wrota miejsca poświęconego Matce.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-11-2009 o 13:22.
abishai jest offline  
Stary 29-11-2009, 20:49   #132
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm milcząco spoglądał na Nathiela. Zaniepokoiła kapłana ciągła bierność kompana, który od początku wizyty w Imil co jakiś czas zdawał się być nieobecny. Towarzysze podróży stawali się kapłanowi coraz bardziej obcy. Phaere jak zawsze wykorzystała sytuację, by uzyskać jak najwięcej i odeszła. Z lilendem i tei'ner miała lepszą medyczną opiekę. Fosth'ka zachowywała się jak opętana, brakowało tylko, aby i Nathiel okazał się kimś innym.

Gdy Liliel wyraziła chęć zabawienia się drowem, nie potrafił zmusić się do jakiejkolwiek odpowiedzi. Wskazał jedynie dłonią na ubocze i skinął głową w niemym "Proszę uprzejmie". Odprowadził wzrokiem oddalającą się parę. W tym momencie nie pochwalał swego postępowania, pozwolił otumanić kompana, z którym wiele razem przeszli. Do głosu dochodził jednakże rozsądek.
W pierwszej chwili myślał, że sukkub czarował kompana, lecz nie wszystko do siebie pasowało. Drow podążał za nimi i stanął milczący, zanim Liliel przeszła z nim na stronę. Czyżby nie tylko ona rywalizowała o jego ciało i umysł. Tak czy inaczej Nathiel wydawał się stracony, lepiej było więc, jeśli kontrolę nad nim sprawować będzie osoba, z którą kapłan trzyma przymierze.

Niebawem wrócili. Kapłan starał się odpowiadać wymijająco, bez złośliwości na pytania starającej się nawiązać rozmowę Liliel. Gniew w nim wezbrał, gdy dziewczyna wymogła powtórzenie rytuału. Więc aż tak kruche jest ich przymierze, pomyślał z goryczą. Westchnąwszy spełnił prośbę sukkuba, bardzo starannie i dokładnie. Podszedł do Nathiela i położył rękę na jego ramieniu. Sylaba po sylabie, równym, powolnym tempem wypowiedziane zostały słowa modlitwy.

-Dobry w imię dobra zdradzi,
zły dla własnej korzyści pomoże,
Nawet mędrzec nie uradzi,
kto kim był, jest, lub być może
gdy moc Twa wielka zasłonę nałoży.


Tą samą procedurę powtórzył na demonicy. W dumnym spojrzeniu kapłana jawiło się pytanie. Zadowolona?

Chwilę obserwował, jak towarzysze przechodza, asekuracyjnie gotów rzucić rozproszenie magii, gdyby plan się nie powiódł. Szczególnie wyraźnie widział wahanie w zachowaniu Liliel. Widać nawet demony potrafią się bać. Po chwili również kapłan pojawił się po drugiej stronie, w tym samym momencie objęty przez sukkuba.

-Słucham z uwagą-odparł i spokojnie spróbował wyswobodzić się z uścisku. Zdążył już pojąć, iż nic tak nie drażniło sukkuba, jak obojętność wobec jej wdzięków.-Może być tak jak mówisz, a może władcami są dzieci Zyvilyn, władają przecież mocami przyrody? Pomyśl tylko Wszyscy zginą, czyż to nie miła dla Ciebie przepowiednia?-zapytał obojętny na życie lub śmierć zamieszkujących wyspę narodów.
-Świątynia po tylu latach wygląda jak nowa, chyba właśnie dane nam jest dojrzeć, czym może być zamarznięty czas. Idźmy.

Poszli prosto przed siebie jedyną drogą. Poszli w ciszy, by nie zbudzić trwających w wiecznym letargu kapłanek, by nade wszytko nie zdradzić swej obecności, póki nie nadejdzie stosowna ku temu chwila.
 

Ostatnio edytowane przez Glyph : 03-12-2009 o 20:17. Powód: Pomyłka: Anzelm wciąż nie wie kim jest Fost'hka
Glyph jest offline  
Stary 30-11-2009, 16:42   #133
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Selena przyglądała się wszystkiemu w szoku, nie zauważając nawet, że po jej policzkach spływają gorące, wielkie łzy. W jej głowie powstała niesamowita pustka - nie tylko nie mogła wypowiedzieć słowa, ale nawet sformułować jednej myśli, by określić to, co widzi, to, co się tu działo od wieków, czy to, co właśnie czuła. Nie mogła nawet określić, jak długo stała tam w miejscu, niezdolna do żadnego ruchu - czy trwało to ledwie sekundy, godziny, czy też parę stuleci.

Wreszcie padła na kolana i wyciągnęła przed siebie dłonie skierowane ku górze - w pozycji wyrażającej uwielbienie dla Matki i hołd składany żywiołom. Opuściła nisko głowę i poczęła żarliwie się modlić, szepcząc ledwie słyszane słowa:

- O Zivilyn, Wielka Matko, opiekunko wszystkiego, co żyje, ostojo mądrości powierniczko, pocieszycielko, Drzewo Świata... usłysz głos swej sługi, która potrzebuje twego wsparcia bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Błagam cię pokornie, użycz mi swej mądrości, o Najwyższa, wskaż właściwą ścieżkę, bym mogła kroczyć nią z twym imieniem na ustach, wedle twojego życzenia. Udziel mi rady i obdarz wskazówkami, co powinnam uczynić, co to wszystko oznacza? Matko, do tej pory starałam się odgadywać twoje życzenia i zamiary, jednak teraz potrzebuję twej żywej obecności i wierzę, że w tym miejscu znajdę ją bardziej, niż gdziekolwiek... Dopomóż mi, a spełnię każdą twoją wolę...
 
Milly jest offline  
Stary 30-11-2009, 18:50   #134
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
‘A my, pielgrzymi, do przodu, do tyłu, ciągle błądzimy’, poetyzował zagubienie ktośtam kiedyśtam w jakimśtam wymiarze.
Latien i Phaere pielgrzymami nie byli, choć cel wędrówki mieli zgoła święty. Para: lilend i drow. Osoby z dwóch różnych światów zarówno dosłownie jak i przenośnie. Się uśmiać można było. Serio.
Eloren miał kłopot z dostosowaniem tempa, to sunął (sposób poruszania nad wyraz nużący na dłuższym odcinku), to znów podlatywał tylko po to, by po kilku metrach się zatrzymać i poczekać na elfkę. W miarę praktyczna okazała się metoda kicania, podczas której traktował ogon jak sprężynę, wybijał się na kilka metrów do góry i szybował czas jakiś na skrzydłach. Polecieć zwyczajową modą nie mógł, bo, jak założył, byłby to nietakt. Krążyć zaś niczym sęp nad Phaere mu się po prostu nie chciało.
Ostatecznie zdecydował się, mimo wcześniejszych oporów by w podobnym miejscu korzystać ze swych zdolności, użyć przydatnej sztuczki manipulacji żywiołami, tworząc wokół siebie niewidzialną sferę o promieniu kilku stóp. W sferze tej, zdawać by się mogło, grawitacja go nieobowiązywała, unosił się bez machania skrzydłami nad ziemią, jedynie zahaczając końcówką ogona o ziemię. Piach pod jego ciałem tworzył koliste wzory, włosy rozwiewały mu się we wszystkie strony, a minę miał autentycznie znudzoną. I tak sobie lewitował z wolna do przodu, oparłszy na ogonie łokieć, a na zgiętym nadgarstku brodę. Gdyby miał nogi, zapewne by je skrzyżował. Trzecią osobę obrazek mógł dziwić, dla lilendów podobne magiczne wygłupy były codziennością. Przez chwilę nawet można było pomyśleć, że Latien zasnął, bo i często przymykał oczy. Po kwadransie, jak zniecierpliwiony dzieciak, zmieniał pozycje, wiercił się, to zakładał ręce za głowę, to obracał do góry ogonem, kładł na poduszkach z wiatru, zwieszał bezwładnie kończyny, spuszczał ku ziemi czoło. Obserwowanie otoczenia przestało go zajmować po trzydziestu sekundach od wyruszenia z obozu. Dobył ( zupełnie nie wiadomo skąd w tym miejscu), czerwonusieńkie jabłko i gryzł je beztrosko, ospale, zerkając na towarzyszkę.

- Tak sobie myślę…- zagadnął wreszcie.- Myślę sobie…- przeciągał kolejne sylaby- Jak w ogóle zamierzacie wrócić do domu, do swojego świata?

Eloren sprawiał wrażenie osoby, którą w ogóle nie interesuje treść odpowiedzi, a pytanie zadała z jakichś fatycznych pobudek.
 
Mivnova jest offline  
Stary 30-11-2009, 19:35   #135
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere szła dzielnie w stronę świątyni, szukając raz po raz wzrokiem Tiloupa. Nie chciała aby po raz kolejny gdzieś się stracił. Oczywiście wierzyła w jego orientację w terenie i zdolność odnalezienia swojej pani w każdym miejscu, choćby zapadła się pod ziemię, jednak drowka wolała dmuchać na zimne.
Kot jednak po zniknięciu na chwilę w zaroślach lub gdzieś w koronach drzew, po chwili odnajdywał się, pokazując Phaere, że nie jest sama z dziwnym stworem. Nawet dla Tiloupa liled nie wydawał się groźnym żądnym krwi niewiast stworzeniem, ale wiedział, że mroczna elfka nawet sobie do końca nie ufa, więc tym bardziej dużo większym od niej i oślizgło-ogoniastym mężczyzną.

Drowka natomiast rozmyślała na temat swojej przyszłości. Czy kiedykolwiek uda jej się wyrwać z tego okropnego miejsca, w którym magia uważana jest za przestępstwo. Być może sam licz nie był kiedyś tak zły i zgorzkniały, tylko ludzie tu mieszkający tak go zmienili. W końcu każdy mag przeżywa szok kiedy dowiaduje się, że pasja jego życia, to w czym widzi sens zostaje mu zakazane. Cóż, z perspektywy Thana być może to mieszkańcy Kedros są źli. Drowy też nie zabijałyby jasnych elfów, jeśli ci nie zaczęliby konfliktu.
Spoglądała czasem na unoszącego się w powietrzu Latiena i przypominając sobie czasy kiedy ona posiadała takie umiejętności. Mogła unosić się nad ziemią, po której kroczyły najgorsze plugastwa Podmroku.
Wbiła wzrok w ziemię i kopnęła jakąś kostkę, która kiedyś mogła należeć do żyjącej istoty.
Nawet przemilczała brak dobrego wychowania ze strony lileda, kiedy w najlepsze chrupał sobie jabłko, a jej nawet nie zaproponował kilku kropel wody.

Uniosła wzrok widząc, że jej towarzysz próbuję coś powiedzieć.
- Aż tak daliśmy ci w kość, że chcesz się już nas pozbyć, Latienie ? Myślałam, że liledzi są bardziej gościnni.- odpowiedziała pytaniem, gdyż sama nie znała sposobu, którym będzie mogła wrócić w jakiekolwiek miejsce, gdzie będzie mogła się rozwijać.
-Poza tym, nie wiem o kogo dokładnie ci chodzi, kiedy mówisz „wy”. Ja i Tiloup ? – W końcu nie była pewna co do tego, czy Anzelm i Nathiel chcą opuścić to miejsce.
-Myślałam, że opowiesz jakąś ciekawą historyjkę, albo zaśpiewasz piosenkę, a tu takie rozczarowanie tym pytaniem. - spróbowała się nieco rozluźnić i ukryć swoją niepewność co do jutra.
- Poza tym miałam do ciebie kilka pytań, ale rozumiem, że unosząc się na takiej wysokości, nie życzysz sobie żadnych rozmów.- wzruszyła ramionami.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 30-11-2009, 20:12   #136
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Liliel, Anzelm, Nathiel, weszliście ostrożnie do wnętrza świątyni, zaskoczeni ogromem jej wnętrza. Powoli, w ciszy posuwaliście się wzdłuż rzędów majestatycznych drzew i śpiących w nich hamadriad. Zaiste mógł to być zamarznięty czas - prócz delikatnych śladów butów Fosth'ki nie widzieliście żądnych śladów czyjejkolwiek bytności czy aktywności. Sukkub rzecz jasna szybko znudził się monotonią wnętrza. Nic nie wskazywało, by świątynia posiadała skarbiec, bibliotekę, czy nawet schowek na miotły. Boczne ściany były proste i gładkie, bez naw, osobnych pomieszczeń czy tajemnych przejść. Budynek emanował prostotą i harmonią, ale - ku rozczarowaniu Liliel - niczym więcej. Co prawda czuliście, że świątynia nie jest opuszczona przez swoją patronkę, jednak uczucie to było słabe. Szliście i szliście - dopiero po dłuższym czasie dotarł do Was delikatny szum wody i tęczowy blask sączący się spomiędzy drzew od tej strony, gdzie powinien być ołtarz.

Seleno, zagubiona i nieszczęśliwa opadłaś na kolana w żarliwej modlitwie. Widok rannych Bohaterów nawet po wielu stuleciach wiernie służących swej wyspie był ponad Twoje siły. Jednak mimo, że wkładałaś w modlitwę całe swoje serce - odzew nie nastąpił. Poczułaś co prawda znajome, ciepłe uczucie miłości i akceptacji Matki, lecz nic więcej. Zrozpaczona poczęłaś mówić jeszcze żarliwiej, błagając o jakąkolwiek radę, czy słowo pociechy. Przecież Matka dała Ci swoje błogosławieństwo w walce z thanem, więc czemu teraz milczy?

W końcu, gdy nie było łez, które mogły by popłynąć, a w gardle zaschło Ci zupełnie, usłyszałaś głos. Nie był to jednak łagodny szept Zivilyn - głos był głęboki i stanowczy, ciepły, ale równocześnie dziwnie głuchy, jakby dobiegał spod ziemi. Powodował dziwne wibracje w Twojej głowie, ale przede wszystkim - był męski.

- Czego tu szukasz, człowieku? Czemu nas budzisz? - zdumiona poderwałaś głowę, rozglądając się wokół. Prócz Ciebie i śpiących Pięciu na podeście nie było nikogo.
- Nie nadszedł jeszcze czas... Nie mógł... Jeszcze za wcześnie... - inny, tym razem kobiecy głos przerwał ciszę, a Ty zdałaś sobie sprawę, że obydwa słyszysz w swojej głowie.
- Czy letarg przesłonił ci umysł, Urielu? - odezwał się trzeci głos, męski lecz dużo wyższy. - To nie człowiek, to Obrońca, strażnik tej przeklętej doliny.
- Obrońca... czyżby than się zbudził? - widzisz, że błękitne oczy Uriela są szeroko otwarte, wpatrując się w Ciebie z niepokojem. Również Milos lustruje Cię łagodnym, lecz czujnym wzrokiem. Dilena ma zamknięte oczy, lecz poruszający się nerwowo ogon świadczy, że i ona jest przytomna. Pozostali nie wydają się świadomi Twojej obecności.
- Czemu więc jesteś tu sama? Czemu wszyscy nadal śpią? - w głosie Uriela brzmiało napięcie. Czyżby coś poszło nie tak?


***


Latien, Phaere, wędrowaliście w ciszy, przerwanej jedynie nieco wymuszoną rozmową. Czary Seleny musiały być na prawdę wysokiej klasy, gdyż wystarczyła godzinka, by drowka przestała odczuwać jakiekolwiek skutki zarówno ran, jak i zdrowienia. Co nie znaczyło, że pogardziła by zamianą spaceru na podniebną przejażdżkę, która znacznie skróciła by podróż, ale cóż... Do świątyni nie było daleko, wkrótce więc mogliście podziwiać warującego przy barierze demona, który zajęty pożeraniem upolowanej sarny nie zwrócił na Was szczególnej uwagi; oddzialik anzelmowych nieumarłych oraz jedna smętna harpia, która najwyraźniej pod Waszą nieobecność dołączyła do wesołej zbieraniny, jaką tworzyliście. Koń Fosth'ki-Seleny pasł się spokojnie pod murem - podobnie jak wszystkie dzieci Zivilyn pewny, że bariera ochroni go przed krwiożerczymi zakusami potworów. Istot bardziej rozumnych nie było w pobliżu, a ślady stóp prowadziły do wnętrza świątyni.

Jak zwykle zajęci swoimi sprawami nie zauważyliście dużego... czegoś, które pojawiło się nieopodal i z leniwym zaciekawieniem przyglądało się Waszym poczynaniom.
 
Sayane jest offline  
Stary 30-11-2009, 21:59   #137
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Drow posuwa się naprzód krok za krokiem. Nie zdradzał żadnego zainteresowania mijanymi miejscami, nic nie wskazywało również na to, że zachowuje swą zwyczajową ostrożność. Jakby było mu wszystko jedno co czeka na nich za rogiem. Jakby to czy za chwilę zginie nie miało żadnego znaczenia. Jakby już był martwy.

Po długim czasie, gdy widok smętnego wojownika stał się dla pozostałych nie mniej nużący niż ta, zdająca się nie mieć końca wędrówka, Nathiel zatrzymał się. Powoli, niemal bezszelestnie wydobył jeden z mieczy. Nie to ozdobne cudeńko, które znalazł w Miee'sitil i które jak do tej pory służyło mu bardziej za ozdobne trofeum niż broń, lecz swój stary wypróbowany sejmitar. Drżąca, zdawało się niepewna teraz dłoń uniosła ostrze na wysokość oczu tak, że mógł w nich zobaczyć odbicie swych źrenic, odbicie swej duszy. Ramiona dygotały mu nieznacznie, szczęki zacisnęły się jakby miały się nigdy więcej nie rozewrzeć, dłoń z całych sił ścisnęła rękojeść aż palce zgrzytnęły w stawach. Drow odzyskiwał świadomość.

Chwycenie za broń było pierwszym co przyszło wojownikowi do głowy. I była to chyba nie najgorsza decyzja. Znajomy kształt dzierżony w ręce i zimny błysk stali zdawały się go otrzeźwiać, sprawiać, że znów stawał się sobą. Na jak długo jednak? W myślach zaświdrowały usłyszane niedawno słowa przestrogi. To chyba ten przeklęty Lilend ostrzegał go przed sukkubem i jego czarami...

Kolejna świadoma myśl, kazała zerwać kajdany które go pętają. Zrobić użytek z wyciągniętej już broni. Dać jej zasmakować krwi, choćby i własnej. Dopóki włada tą ręką i dopóki ta krew w istocie należy właśnie do niego. Chętniej rozpłatałby jednak kogoś innego... Nie musiał się odwracać by wiedzieć, ze stoi gdzieś za nim, może nawet nie chybiłby gdyby odwrócił się natychmiast i zadał cios...

O ironio. Podczas gdy pozostali: Selena, Eloren a nawet Phaere stawiali sobie za wspólny sens zabić Liliel on przyszedł tu w zupełnie innym celu. Nie był tak głupi by się na nią porywać w pojedynkę, a stanowiska Anzelma nie mógł być do końca pewien. Nie wiadomo było jednak co ten czarci pomiot zrobi z kapłanem, jeśli zostawić ich samych na zbyt długo. Drow wrócił więc by mieć na to wszystko oko. Poza tym nie deklarował przecież, że odchodzi z tamtymi. Chciał się tylko rozmówić z Foshtką...

I do czego doszło? To on, a nie Anzelm najbardziej potrzebuje pomocy bo zostanie czyjąś marionetką albo w najlepszym wypadku postrada rozum. To on, a nie ta "kierująca się szlachetnymi pobudkami gromadka" ma teraz ochotę pierwszy rzucić się na tę ździrę, która śmie mącić mu w umyśle.

Nawet nie zauważył kiedy zaczął szeptać pod nosem jakieś złorzeczenia. Najpierw bardzo cicho, zaledwie otwierając usta, później stalo się to na tyle głośne, że mogli je usłyszeć również Anzelm i sukkub. Usłyszeć nie znaczyło jednak zrozumieć. Niektóre z używanych przez wojownika określeń mogły pochodzić z języka drowów większość jednak stanowiła zestaw nieartykułowanych pomruków i dźwięków bardziej zwierzęcych niż ludzkich.

Nie, nie rzuci się na nią teraz. Jeszcze nie. Jest w stanie się opanować. Na kilka minut, na pół godziny. Wszystko jedno. Poczeka na odpowiednią chwilę a później weźmie zemstę za to co go tutaj spotyka. Choćby to miała być ostatnia rzecz jakiej uda mu się dokonać.

Spokojnym płynnym ruchem Nathiel uniósł drugą dłoń i zacisnął ją na trzymanym przed sobą ostrzu, chwytając je niemal równie mocno jak dłonią prawą dzierżył rękojeść. Poczuł jak ostrze przecina skórę przypominając w tej chwili precyzyjne narzędzie lekarza a nie przedmiot służący zadawaniu śmierci. Ciepła krew zaczęła się sączyć między jego czarnymi palcami, spływając po stali i kapiąc pomiędzy czubkami jego butów. Kap, kap, kap. Wydawało mu się, że słyszy jak wielkie krople uderzają o posadzkę. A może to było bicie jego serca?

W końcu wszystko ustało. Każdy pojedynczy mięsień, który do tej pory nie mógł opanować swego drżenia zastygł w absolutnym bezruchu. Tajemnicze dźwięki ucichły. Wojownik wziął głęboki oddech przymykając lekko powieki i rozluźnił się nieco. Strzepnął krew z miecza nie zawracając sobie głowy dokładniejszym czyszczeniem, po czym schował broń do pochwy. Krwawiącą doń zacisnął w pięść. Świeża rana nieco piekła, ale była to zaledwie błahostka w porównaniu z ogniem, który trawił jego wnętrze. Wkrótce krew zakrzepnie i nie będzie mu zupełnie przeszkadzać. Pozostanie rana, która będzie mu przypominać o tym, że nie może tracić czujności ani na chwilę. Zwłaszcza, że wrogowie mogli się czaić nie tylko za zakrętem mrocznego korytarza lecz również, a w zasadzie przede wszystkim, wewnątrz jego ciała.

"Ostatni raz wam na to pozwoliłem..." - pomyślał drow wznawiając nagle swój marsz, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. Może tylko w jego ruchach pojawiło się coś bardziej "normalnego". Stąpał ostrożniej i dyskretnie rozgląda się na boki.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 10-12-2009, 19:43   #138
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Imil, świątynia Matki - rozmowa z Bohaterami.

Selena już niemal traciła nadzieję i choć czuła obecność Matki, obawiała się, że jej modlitwa nie zostanie wysłuchana. Niespodziewanie jednak usłyszała obcy głos i gdy podniosła głowę, nie mogła uwierzyć własnym oczom i uszom. Cud jednak się zdarzył!

Skłoniła się głęboko i z szacunkiem, po czym rzekła:

- Nazywam się Selena, jestem Obrończynią z ludu tei'ner. To ciało nie należy do mnie, zostało mi użyczone przez Matkę, bym mogła wypełnić swoją misję. Wybaczcie mi, że zakłócam Wasz sen, jednak sytuacja jest rozpaczliwa. Niestety than obudził się z letargu, wydaje mi się, że miało to miejsce już dość dawno temu, gdyż zdążył już częściowo odbudować swoją potęgę. Niestety, nikt nie zwracał uwagi na znaki jego obecności, nikt nie chciał wierzyć, że zagrożenie powróciło - dopóki nie stało się najgorsze. Na moich oczach mroczna moc thana wkroczyła do Miee'sitil i wszyscy jego mieszkańcy zostali... zabrani. Rozpłynęli się w czarnej mgle. Myślałam, że wszyscy zostali zgładzeni, jednak gdy tu przybyłam, zaświtała mi nadzieja, że zostali po prostu porwani i uwięzieni. Ja sama zdołałam uciec, nie potrafiłam pomóc moim braciom i siostrom... Zapłaciłam za to największą karę, podczas starcia ze sługami thana zostałam ranna i moje ciało nie zdołało tego przeżyć. Zdarzył się jednak cud, Zivilyn sprawiła, że moja dusza znalazła schronienie w tym ciele. Wojska wszystkich ludów Kedros znowu się zjednoczyły i wyruszyły ku Imil, obawiam się jednak, że są zbyt słabe i zbyt mało liczne, by mogły przeciwstawić się thanowi w otwartej walce. Dlatego przybyłam tu wraz z moim przyjacielem Latienem z ludu lilendów, by zmierzyć się z thanem innym sposobem. To jednak nie jest łatwe, a ja jestem coraz bardziej zagubiona, nie wiem co robić i gdzie się udać... Wydawało mi się, że znalazłam sposób, by zgładzić thana, jednak ogarniają mnie wątpliwości. Chciałam usłyszeć głos Matki... upewnić się, że postępuję słusznie...

Bohaterowie wysłuchali Cię w ciszy, po czym zamknęli oczy. W pierwszej chwili wystraszyłaś się, że odeszli, szybko jednak poczułaś w umyśle dotyk ich jaźni. Z ufnością otworzyłaś na nich serce - wspomnienia i uczucia przelewały się przez Twoją duszę, scena po scenie ukazując Bohaterom co wydarzyło się od czasu przebudzenia thana. Wszystko trwało zaledwie chwilę - umysły wycofały się, a w świątyni na długi czas zapadło milczenie. W Tobie zaś zaczął kiełkować lęk - co powiedzą wielcy wojownicy na fakt, że zbliżyłaś się do podobnych thanowi mocy?

- Tyle lat...
- westchnęła wreszcie Dilena. Dopiero Ty uświadomiłaś Pięciu, że minęło niemal millenium od czasu Wojny o Imil. - Tyle lat...
- Nie potępiamy Cię za to, co zrobiłaś
- rzekł Mios. Mina Uriela nie do końca potwierdzała słowa kapłana, lecz pozwolił towarzyszowi mówić. - Lepiej niż ktokolwiek inny znamy moc thana i wiemy jakich poświęceń wymagać będzie jego pokonanie. Nie wiemy, czy ucząc się obcej... "magii" wybrałaś słuszną drogę, lecz pragniemy gorąco w to wierzyć - nasza moc była wielka, największa wśród nam współczesnych, a zdołaliśmy zaledwie uwięzić tą przeklętą bestię. Może tylko moc podobna do jego mocy jest w stanie go pokonać...
- I my nie słyszeliśmy ostatnio głosu Matki
- podjęła po chwili Dilena. - Wiemy, że żyje, czujemy jej moc i opiekę, ale sama jej jaźń nie przebywa w naszym świecie. Mamy wrażenie, że coś zajmuje jej boską uwagę, odciągając ją od naszej wyspy...
- Lecz Zivilyn dała Ci swoje błogosławieństwo
- zapewnił żarliwie Mios. - Nie odeszłaś do jej świata, nadal żyjesz by służyć Zhuath no'ma! Widziałaś nas we śnie, ty i twoja towarzyszka... - umilkł na chwilę, marszcząc w skupieniu brwi. Znów poczułaś na swojej duszy jego dotyk. - Ty i Fosth'ka wolą Matki byłyście w jakiś sposób złączone... ze sobą nawzajem... z losem naszego domu... Lecz ona... jej dusza myśli, że umarła. Połączenie dusz było dla niej zbyt wielkim ciosem... I na prawdę nie wiem, czy można ją uratować... Tak samo nie wiem co stało się ze wszystkimi te'ner - nie czuliśmy żadnej fluktuacji mocy, nic nie przeszło przez bariery!
- Stało się, wolą Matki to było, więc nic nam do tego -
twardym tonem przerwał mu Uriel, po czym ignorując piorunujące spojrzenie kapłana kontynuował - Jesteś tu z woli Matki i to jest najważniejsze. Twoim zadaniem jest pokonać thana, a naszym - służyć Ci wiedzą i pomocą. Nie możemy opuścić naszych posterunków, musimy podtrzymywać barierę na wypadek, gdybyś zawiodła. Ale powiemy Ci co wiemy.
- Tylko od czego zacząć... -
uśmiechnął się krzywo Mios. Przez chwilę Bohaterowie milczeli, najwyraźniej naradzając się między sobą. Tiles i Kevlar nadal spali. Kapłan westchnął i podjął rozmowę. - Chyba najważniejsze jest to, że - jak wiesz - nie udało nam się zgładzić thana. Zabiliśmy jego ciało, zniszczyliśmy w okropny sposób rozbijając je na setki kawałków, a mimo to czuliśmy, że jego dusza nadal tam jest, nadal kurczowo trzyma się nieumarłego ciała, próbując scalić je w jedno... - wzdrygnął się z przerażenia i odrazy. - Zamknęliśmy je w końcu w ochronnej sferze, która miała powstrzymać ten proces... Najwyraźniej jednak tylko go spowolniła - dokończył smutno.
- Than czegoś bronił - wtrąciła Dilena. - Podczas moich podróży słyszałam, że są przedmioty dające takim jak on niewyobrażalną moc, czyniąc ich nieomal niezniszczalnymi. Ale nie wiedzieliśmy który to; tam było tyle dziwnych przedmiotów - a niemal każdy promieniował przeklętym, złym blaskiem...
- Than sprowadził
do Imil wiele potworów z innych światów. Z pewnością niejeden kryje się jeszcze w górskich jaskiniach, może nawet się rozmnożyły, więc bądź czujna! Tworzył też wiele nieumarłych stworów, profanując szczątki i naszych zmarłych. Choć te najpewniej rozsypały się już ze starości. Tyle lat...

- Potrafię teraz poznawać moc magicznych przedmiotów z innych światów - wtrąciła Selena - Być może będę mogła rozpoznać o jaki przedmiot chodzi, jeśli to rzeczywiście jego moc trzyma thana przy życiu. Problem tylko w tym, by dostać się do jego siedziby niezauważoną. Czy moglibyście mi w tym pomóc? Mimo wszystko nie panuję jeszcze dostatecznie nad nową mocą i nie wydaje mi się, by bezpośrednia konfrontacja z thanem była dobrym wyjściem.
Zastanowiła się jeszcze przez chwilę, po czym dodała:
- Słyszałam, że gdzieś tu jest kopalnia, w której być może than przetrzymuje moich braci. Prawdopodobne, że ta informacja jest fałszywa, być może to pułapka. Ale może wiecie coś o tej kopalni, może to jest jakiś trop? - słysząc te słowa Bohaterowie spojrzeli po sobie.
- Nic nie wiemy o więźniach w kopalni, ale nie sądzę, by nawet stara moc thana zdołała uwięzić na tym świecie zjednoczony lud tei'ner. Co do przedmiotów zaś... po wojnie wszystkie znalezione lub skażone złą mocą przedmioty umieszczono w "Nowej Nadziei". To ta karczma niedaleko lasów te'ner. Na pewno jeszcze stoi, miała dodatkowe osłony. Może przedmiot jest tam? - zasugerował Uriel.
- Jeśli nie zastosowałaś żadnych dodatkowych środków, to than z pewnością wie już, że tu jesteś. Chyba, że chroni Cię przed jego wzrokiem moc Matki, ale nie możemy być tego pewni.
- Nie możemy Ci też pomóc, nasze moce są zbyt skupione na ochronie doliny. Ale... -
zawahał się - jest nikła szansa, że żyje ktoś, kto by mógł...

Selena
posmutniała z powodu swojej nierozwagi. Nie pomyślała wcześniej o tym, by ukryć swoją obecność w Imil. Pozostało jej mieć nadzieję, że than nie wie o jej zamiarach i mocach. Nierozważne było też wyjawienie Lilliel, że przybyła tu, by pokonać thana. Emocje wzięły w niej wtedy górę i teraz mogła za to zapłacić. Poza tym - z tego co zauważyła, Anzelm był już w karczmie i przyniósł stamtąd jakieś przedmioty. Oby tylko nie okazało się, że jest wśród nich to "coś". Choć Selena miała przeczucie, że than nie pozwoliłby, żeby przedmiot związany z jego duszą leżał tak po prostu w jakiejś karczmie. Była niemal pewna, że nawet jeśli wcześniej odebrano mu go, to gdy tylko odzyskał moc i zgromadził znowu swoje sługi, wysłał kogoś, by odzyskać swoją własność. Być może nawet Liliel.

Tei'ner podzieliła się z Bohaterami swoimi rozważaniami, po czym dodała z nadzieją w głosie:
- Kim jest ten ktoś, kto mógłby mi pomóc? Gdzie go znajdę?
- Than z pewnością nie dostał się do karczmy -
stanowczo stwierdził Mios. - Karczma była chroniona tak samo jak cała dolina, tak samo jak ta świątynia. Wzrok thana nie sięga przez bariery Matki, profanacja przez niego jest absolutnie niemożliwa.
- To jak dosięgną Miee'sitil i innych miast?
- warknął Uriel.
- Uspokójcie się
- wtrąciła Dilena, po czym zaczęła gorączkowo wyjaśniać. - Seleno, co do pomocy... Nadzieja jest na prawdę nikła, ale jest. Pamiętasz swój sen-wizję? Ten, w którym widziałaś wojnę? Gdy na grupę Versunga zawaliło się prawe skrzydło zamku? Wiemy, że Herfa użyła swoich mocy, echo jej modlitwy odbiło się w naszych sercach. Możliwe, że stworzyła sferę podobną do naszej... Po wojnie nie zdołano odkopać ich ciał z ruin zamku, a bano się ingerować w istniejącą tam moc. Czujemy ich dusze, są tu, w Imil. I choć nie możemy się z nimi połączyć, przez wieki wierzyliśmy, że nadal żyją... że są tu z nami, czekają... Może nie wszyscy, ale są... - lilendka mówiła z przejęciem, wyjawiając Ci nadzieje Bohaterów; nadzieję, że ich towarzysze nie zginęli.
Twarz Seleny pojaśniała i z równie wielkim przejęciem kobieta podziękowała Bohaterom za niezwykle cenną wskazówkę, której uczepiła się, jak ostatniej deski ratunku.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 10-12-2009 o 19:49.
Milly jest offline  
Stary 10-12-2009, 20:55   #139
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tymczasem na skraju leśnej ostoi pojawiła się trójka obserwatorów. Szybko dotarli do platformy, nie było wszakże innej drogi. Prowadzący pochód kapłan przystanął, bowiem na platformie dostrzegł Fosth'kę. Przyjaciółka na pierwszy rzut oka stała sama. Ani śladu drowki, czy lilenda, czyżby wraz z drowem opuścili czarodziejkę. Obserwowana przez chwilę, wydawała się pogrążona w modlitwie. Do Zivilyn, pomyślał kapłan.
- Cokolwiek robi, nie wygląda, aby zamierzała szybko odejść. - zauważył Anzelm. - Nie unikniemy spotkania. Chodźmy, czego szukamy musi być na tej platformie. - Ostrożnie stawiając kroki kapłan wspiął się po schodach platformy. - Fosth'ko! - zawołał, gdy w jego głowie rozbrzmiały głosy.

- Kogo jeszcze przyprowadziłaś? - padło pytanie.

Selena odwróciła się zaskoczona. Nie spodziewała się ujrzeć Anzelma, Nathiela i... sukkuba (choć nie przypominała tei'ner, której postać przybrała wcześniej demonica, Selena domyślała się, że to właśnie ona). Jakim sposobem przeszli przez barierę? Przecież to profanacja świątyni Matki!
- To kapłan, którego spotkałam tu razem z dwójką mrocznych elfów. Są przybyszami z innych planów... - szepnęła do Bohaterów tei'nerka.

Anzelm przez chwilę stanął zdezorientowany. Zivilyn? Nie, bóstwo nie zadałoby tak prostego pytania. Rozejrzał się wokół, czy nie przeoczył jakiejś istoty. W końcu jednak spróbował odpowiedzieć.
- Zwą mnie Anzelm, szukałem mieszkańców Miesitil uwięzionych w czasie, których miasto opustoszało. Moja ścieżka zaprowadziła mnie w to miejsce. - odparł ostrożnie, zręcznie zatajając inne powody. Jak na kapłana boga oszustw przystało. Teraz dopiero dostrzegł wyraźnie unoszące się nad złotymi kryształami iluzje różnych stworzeń. Jedne patrzyły na Anzelma badawczo, inne miały zamknięte oczy. Znajdujący się po przeciwnej stronie platformy tei'nerczyk świdrował nowoprzybyłych groźnym wzrokiem.

- Uważaj Seleno! Ta kobieta nie jest tym, kim się wydaje! - kobiecy głos rozległ się w umysłach wszystkich, a męski zawołał ostrzegawczo:
- Demon w domu Matki!

Domysły tei'nerki zostały potwierdzone - a więc nie pomyliła się, jakimś sposobem udało się tu przedrzeć słudze thana! Selena znowu dobyła miecza i stanęła w pozycji bojowej, gotowa niczym lwica bronić świątyni i pokonać wroga.
Succub jednak zakrzyknął. - Zamknąć się! Tak, jestem succubem. I też nie cieszę się, że tu jestem! Ale walka z waszą pupilką mnie nie obchodzi, ani thanowi już nie służę, więc dajcie sobie pokój z obelgami! Wolałabym coś konstruktywnego usłyszeć

- Nigdy nie uwierzę w twoje kłamstwa! - krzyknęła Selena kierując miecz w stronę Liliel - Nie wiem jak udało ci się tu dostać, ale żywa już stąd nie wyjdziesz! Żaden demon nie będzie plugawił świątyni Matki. Dość twoich manipulacji, kłamstw i czarów!

- Albo ty... jak na razie jestem względnie spokojna i grzeczna.-
syknęła Liliel i zacisnęła dłonie na kosturze. - Ale jestem też potężniejsza od ciebie. Więc nie wymachuj mieczykiem, jeśli chcesz jeszcze móc ruszać rękami.

Kapłan wykorzystał, by po cichu wyszeptać modlitwę.
-Wolą mą przywołuje,
wiary tarcza niech postanie.
Ochrony oręż nie przebije,
póki w niej pozostaniesz.


Nad głową Liliel rozpoczęła się formować osłona sanktuarium. Przeźroczysta bańka podobna do osłon, które spoczywały nad świątynią, lecz nie przepuszczająca nikogo ani nie pozwalająca ze środka zaatakować bez zniszczenia bariery.

- Nie pozwolę spełnić tych obietnic Fosth'ko! - zakrzyknął kapłan. - Nie przybyliśmy walczyć, choć Waszą wolą jest splamić krwią tą poświęconą ziemię. Nie pochodzę z tej sfery i ta świątynia niewiele dla mnie znaczy, lecz potrafię uszanować bogów. Żądasz krwi, żądaj jej gdzie indziej i w uczciwej walce.

Anzelm odetchnął głęboko zbierając myśli. Wzrokiem przenikał na wskroś wzrokiem czarodziejkę. Kilka słów starczyło, by dostrzegł kim była jego dawna przyjaciółka.

-Chcecie zabić demony, a czyż one są tu z własnej woli? - zapytał retorycznie kapłan. - Więził je najpierw than, potem uwięziła bariera jaką nad Imil stworzyła Zyvilin. Jestem w stanie uwierzyć Liliel, bowiem wiem, co znaczy utrata wolności. A Ty Seleno? Zarzucasz kłamstwa, tymczasem mnie na plaży okłamała pewna czarodziejka. Podała się za przybysza, takiego jak reszta naszej grupy. Podróżowała z nami i okłamywała nas wypełniając nieznaną mi misję. Teraz nie zaufałbym Ci bardziej niźli sukkubowi. Wchodząc w portal w miesitilijskiej świątyni objawiła mi się przepowiednia, szukać miałem tei'ner i to czynię. Wierzę, że zechcecie jej wysłuchać, jeśli zaś biernością zamierzacie pomagać thanowi, odejdę szukając do walki z nim innych sprzymierzeńców, choćby i książąt wszystkich piekieł Baator.
- Ty i twój ogoniasty przyjaciel rzucacie się z pianą na innych, podczas, gdy ja chcę jedynie dopełnić zemstę na thanie. I oferuję sojusz. - rzekła ze zrezygnowaniem w głosie Liliel, po czym parsknęła śmiechem. - A podobno to ja jestem ta zła. Spojrzyj na swe odbicie w lustrze Seleno. Zobaczysz w nim moje oblicze. - Succub zwrócił się do duchów. - Zabijałam takich jak wy. Tak jak wy zabijaliście istoty mego rodzaju. Na tym wszak polega wojna. Ale ja zmieniłam stronę konfliktu. Jak chcecie dalej jedynie narzekać i żalić na niesprawiedliwy los, to proszę bardzo. Ja już jestem zmęczona... - Liliel kucnęła opierając się o kostur i rzekła - Anzelmie, szkoda na nich czasu. Oni w niczym nie pomogą. Oni już się poddali.

Bohaterowie słuchali w milczeniu, oceniając zarówno sprzymierzeńców jak i przeciwników. Delikatne macki ich umysłów wysunęły się w stronę nowoprzybyłych. Liliel było wszystko jedno, toteż bez sprzeciwu wpuściła do swej głowy obce jaźnie, które ostrożnie badały kręte ścieżki myśli sukkuba. Kilkukrotnie zadrżały z obrzydzenia, ale dokończyły wędrówkę, po czym skierowały się w stronę duszy Anzelma - ten jednak zablokował im dostęp. Czuł, jak krążą wokół jego umysłu - jasne, gorące istnienia - badając kotłujące się w nim emocje, skierowane przeciw thanowi myśli. W końcu wycofały się i przeszły do sprawdzania drowa.

- Mówią prawdę. Przynajmniej na tyle, na ile ich stać. - po długim okresie ciszy rozległ się głos Miosa. - Oboje są źli, zwłaszcza potwór jest zły do szpiku kości, lecz jednoczy ich zemsta - ich wspólny cel. Tak jak i my chcą zagłady thana. Ten trzeci - wskazał na drowa - to zagubiona dusza.
- To prawda, że wtedy, w czasie wojny, nie mieliśmy wyboru, a teraz określa nas nasza natura. I nawet jeśli than zostanie pokonany nadal będziemy ze sobą walczyć. Nienawidzimy twojego rodzaju tak mocno, jak ty gardzisz naszym -
zwróciła się do sukkuba Dilena. - Nienawidzimy okrucieństwa, zdrady i podstępu, tego wszystkiego co sobą reprezentujesz. Ale taka jest twoja natura, taka jest i nasza. Than jednak wystąpił przeciw wszystkiemu czym jest on, my i ty. Dlatego rozumiemy twoje motywy, choć nie akceptujemy środków.
- Sama musisz zadecydować Seleno. To Twoja walka i Ty wybierasz sprzymierzeńców. -
mruknął Uriel. - Ja bym tam ubił to ścierwo na miejscu by nie obawiać się noża w plecy albo tego, że potem zajmą oni miejsce thana. Ale ja miałem grupę wiernych kompanów, a Ty masz tylko jednego towarzysza na którym możesz polegać. I choć nam w piątkę ledwie się udało, to Ty dzierżysz moc innego rodzaju - obcą moc. I oni także ją dzierżą... Może tylko ta obca moc jest zdolna równać się równie obcej nam mocy thana?

- Dziękuję za pomoc. - Selena zwróciła się do Bohaterów i zaraz potem odezwała się do Anzelma, nie zwracając uwagi na Liliel:
- Nie czuję się w stosunku do ciebie winna tego, że nie powiedziałam wam kim naprawdę jestem. To ty pierwszy, Anzelmie, zacząłeś swoją maskaradę, nie dziw się więc, że ci nie ufałam. Wyznałam prawdę tym, którzy choć trochę zasługiwali na zaufanie i okazali się go godni, ty byłeś zainteresowany jedynie swoją nową przyjaciółką. Jeśli wielcy Bohaterowie twierdzą, że w tym wypadku nie kłamiecie, to im wierzę. Nie mogę sobie jednak wyobrazić naszej współpracy, choć na razie wszystko wskazuje na to, że mamy ten sam cel.

-Zaś wcześniej, przez tygodnie podróży, nie było ku temu okazji.-mruknął kapłan, bardziej do siebie, niż aby zaogniać konflikt.
-Opowiedz jej swoją zagadkę Anzelmie... a nuż coś odkryje.- succub nie przejmował się niechęcią Seleny. Wypowiedziawszy tych parę słów demonica siedziała przybita sytuacją i nuciła jakąś dziecięcą piosenkę.

-Zgoda.-Anzelm poparł sukkuba-Gdy przybyłem do Imil przekazano mi, jak wierzę, wskazówkę. Ufam, że nawet jeśli nasze drogi tutaj się rozejdą, okaże Ci się Fosth'ko przydatna. Ostatecznie nie mam powodów do jej ukrycia, wszak wszystkim nam zależy na tym samym, obojętnym jest komu się uda osiągnąć cel.

Kapłan przez chwilę poruszał niemymi ustami, by jak najdokładniej przypomnieć sobie treść, jak również ukryć nieistotne fakty. Wreszcie wyrecytował na głos:
W skale, w kamieniu nie znajdziesz nas.
My tam, gdzie zamarznięty czas.
Władcy żywiołów zginą. Ty
zaś wprost przed siebie drogą idź.
W dolinie śmierci los jest twój.

Prosto przed siebie, w morze, w las.
My tam, gdzie zamarznięty czas.
Gdzie wróg jest wspólny i sojusz jest,
a wróg twój czeka w najwyższej z wież.

Stare historie mają swój kres
lecz w nich pradawna mądrość jest.
Gdzie liść, gdzie śpiew, gdzie życie
tam znajdziesz odpowiedź.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-12-2009, 20:59   #140
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Diabelskie nasienie - syknął lilend na widok demona wzdrygając się, jakby ktoś szarpnął nim z dużą siłą. Demon, harpia i nieumarli. Skąd nieumarli? Ach, prawda. Wspominali, że Anzelm jest nekromantą. Latien w swej naiwności sądził, że kapłan raczej należał do tych, którzy ograniczali się do studiów nad starożytnymi manuskryptami, nad martwą wiedzą. Widać nie ograniczał się do studiów. Bezcześcił zwłoki i dusze tych, którzy odeszli. Ale kto go teraz oceniał? Eloren, mający za towarzyszkę drowkę. Skoro był tu pupil Liliel, ona sama musiała znajdować się w świątyni. Razem z Seleną! Magiczna sfera się rozwiała, lilend przycupnął na ziemi, podpełzł do Phaere z miną zdradzającą wszystkie jego zamiary.

Według Phaere zaś od kiedy wyruszyli ze strażnicy liled zachowywał się dziwnie. Był zdecydowanie mniej skory do rozmowy i ogólnie jego humor uległ zmianie... Obraził się za porównanie do papugi, a może na taką wysokość głos Phaere po prostu nie dochodził. Świetnie, że potrafi latać, ale nie musiał tego pokazywać w taki lekceważący sposób. Przecież drowka mogła się tego domyślić po samych okazałych skrzydłach jakie wyrastały z pleców Latiena. Po chwili jej oczom ukazały się ożywione zapewne przez Anzelma zwłoki, jak również ten śmierdzący stwór w towarzystwie smętnej harpi. "Na wszystkie demony, skąd oni ją wzięli?!" - pomyślała na widok nowego członka wesołej kompanii. Jak widać kraina ta kryła jeszcze wielu przybyszów z najróżniejszych krain.

- Mam nadzieję, że czujesz się dużo lepiej? - Dobył miecz i niby myśliwy na czatach przyjął pozycję tropiciela.
- Wyśmienicie i nie zamierzam tego jak na razie zmieniać. - odpowiedziała obojętnie na pytanie lileda, ostudzając nieco jego zapał do walki. - Zawsze najpierw atakujesz, a później myślisz nad taktyką?
~ Taktyka?, pomyślał Latien. Dla dwóch osób? Nieomal się zawstydził za swój brak profesjonalizmu. Nieomal.
- Nie mam taktyki. Ale, jeśli lubisz wojskowy żargon, mogę ci przedstawić strategię. Pozbędziemy się tego plugastwa, a później ruszymy wygnać sukkuba. Ja zajmę się demonem, ty harpią. Eloren rzucił okiem na animowane zwłoki. Wstręt, jaki do nich czuł podnosił mu temperaturę ciała. - Powiedz mi, czy to wasz kapłan mógł przyzwać tych nieumarłych?
Phare wzruszyła zamionami. Rzeczone stworzenia stały zaś spokojnie, nie zwracając na Was uwagi. Nawet harpia - mimo, że żywa - wydawała się obojętna na wszystko co się wokół działo. Jedynie demon od czasu do czasu podejrzliwie zerkał na lilenda, ale chyba bardziej z obawy, że ten zabierze mu posiłek niż z innych powodów. Po raz kolejny tego dnia staliście patrząc się na siebie, a żadne nie chciało przejąc inicjatywy - ani w rozmowie, ani w walce.

- Aaale się guzdrzecie... Zanudziłbym się przy was na śmierć, gdybym tylko mógł umrzeć z nudów
- niski, głuchy głos zabuczał Wam w głowach. Z cienia pobliskiego drzewka wyłoniła się wielka, ciemna chmura (dotychczas udająca cień), która drgając i kołując błyskawicznie ruszyła w Waszym kierunku. Tiloup zasyczał groźnie i stanął przed swoją panią jeżąc sierść. Xeretaxellsen zawył rozpaczliwie i niezgrabnie rzucił się do ucieczki... po czym zamarł w pół ruchu. - A miałem nadzieję na niezłe przedstawienie - tak tu nudno zawsze. Ech... Ale cóż - myślałby kto, że się dogadacie, że będziecie walczyć ramię w ramię, buhahahaha! - zahuczał głos. - No, ale zrobię wam dobrze, co byśmy sobie potem spokojnie pogadali.

To powiedziawszy trzymetrowa chmura z duża prędkością ruszyła w stronę demona i harpii, po czym objęła ich swoją powierzchnią. Przez chwilę słyszeliście tylko ciche skomlenie, po czym obydwa stworzenia padły martwe.
- Gdzie to było... A, tu jeszcze są jakieś śmieci - długa, włochata macka wyłoniła się z gazowego obłoku i jednym ciosem roztrzaskała oddzialik Anzelma. - No, i po kłopocie. - to powiedziawszy chmura zaczęła migotać, jakby niepewna jaki kształt ma przyjąć. W końcu zdecydowała się na postać śmierdzącej kupy śluzu o rozmiarach nie ustępujących wzrostowi lilenda. Liczne macki wiły się i uderzały o ziemię, a jedno czerwone oko spoglądało na Was z wyrachowaniem, okrucieństwem i prastarą mądrością. Latien chwycił za miecz, lecz jedno mentalne uderzenie sprawiło, że zastygł w bezruchu, zdolny jedynie mrugać oczyma.

- No, no, tylko mi tu bez takich. Nie do Ciebie mam interes, pawiku. Stój spokojnie, po pracy będę się chciał przecież zabawić
- telepatyczny przekaz po raz kolejny zabrzmiał w Waszych umysłach. Śmierdzący stwór zbliżył się tymczasem do drowki, oglądając ją sobie ze wszystkich stron. Tiloup, choć drżący ze strachu, ze wszystkich sił starał się osłaniać swoją panią, ale oboje wiedzieliście, że to na nic. Przed Wami stał yochlol - wysłannik Lolth.




- Proszę, proszę, więc to jest nasza zdrajczyni - yochlol zawisł nad Phaere, przyglądając jej się z niemal naukowym zainteresowaniem. - Ile to już lat? Pięćdziesiąt? Sto? Byłas wysoką kapłanką a teraz? Szwendasz się po jakimś zapyziałym światku i nawet głupi sukkub robi z ciebie sieczkę. Uciekałaś, uciekałaś, a koniec końców i tak w potrzebie zwróciłaś się do naszej Pani, uhuhuhu - zabuczał w rozbawieniu. - Sama wiesz, że nie ma nic za darmo.
- W sumie, to powinienem cię zabić -
ciągnął po chwili milczenia. - Ostatecznie te, które wyznają przeklętą córkę naszej Pani nie mają racji bytu... Ale nasza Lolth jest... wyrozumiała - zaśmiał się znowu. Tak jak i on dobrze wiedziałaś, że Pani Pająków daleko było do wyrozumiałości; po prostu jej kapryśna natura sprawiała, że bogini uwielbiała udowadniać innym bogom swą siłę. - Taaak... wyrozumiała... i da ci jeszcze jedną szansę, byś znów mogła jej służyć - jedyną zresztą szansę jaką masz. Już raz okazała ci łaskę, powinnaś się więc odwdzięczyć, nieprawdaż? A w zamian... - potwór zawiesił głos. Moc i władza były na wyciągnięcie ręki... Lub macki.


***

W świątyni zaś trwała telepatyczna rozmowa. Dusze Bohaterów unosiły się spokojnie nad swymi klejnotami, lustrując przybyszów - jedyne osoby, które w ich miejsce mogły uratować ukochaną wyspę. Przyszli bohaterowie zaś stali wśród wysokich drzew i śpiących hamadriad, zagubieni i niepewni. Czy moga sobie zaufać? Czy wspólny cel wystarczy do nawiązania współpracy? Czy lepiej ułatwić sobie walkę i działać razem, czy też wyelimimować najpierw mniejsze zagrożenie?

Jedynie drow stał milcząc. Nie dla niego były puste pory o to, kto ma rację, czy kto jest czemu winien. Ciągłe zaćmienia świadomości sprawiły, że nawet Anzelm powoli przestawał traktować go jak rozumną istotę, choć trzeba było przyznać, że bez dyskusji umożliwił mu wejście do świątyni. Mimo to dopóki sukkub żył, broń była jedynym prawdziwym przyjacielem Nathiela. Dlatego też mocno ściskał w ręku sejmitar, czekając okazji do...
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172