Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2010, 23:32   #151
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Latien, w przeciwieństwie do Liliel, nie odważył się, czy też po prostu nie miał ochoty na oglądanie siedziby thana z większej wysokości. Co więcej, lilend, jakby w jakiejś irracjonalnej obawie, uważał, by nie dotykać żadnej pozostałości fortecy. Badał uważnie sylwetki zrujnowanych murów, dostrzegając w nich (ku własnemu zdziwieniu) zwykłą, martwą materię, zamiast poetyckiego odzienia dla historii. Artystyczny duch Elorena skrył się głęboko w ciele skrzydlatego wija, instynkty zagrożonego wojownika wzięły górę. Miejsce śmierdziało śmiercią, zimna woń rozkładu przeplatała się z zapachem zamglonej ziemi, z której sterczały głazy nie tyle imponujące wysokością, ile dziwacznymi kształtami. Wspomniana mgła zresztą (trudno stwierdzić czy pochodzenia magicznego), kryła zdradzieckie tonie czerni – wyrwy, czy też po prostu dziury, prowadzące do okalających fortecę podziemnych korytarzy. Latien zajrzał do jednego z tych tuneli, a jego, na co dzień wyczulony raczej na delikatne dźwięki słuch absolutny, wyłapał… pusty huk. Nie dudnienie, ani buczenie. Głuche nic, będące owym niczym bardziej niż jakiekolwiek znane lilendowi brzmieniowe „nic” dotychczas. Nic tak silne, że aż coś.
Walcząc z dreszczami, bard podpełzł ku reszcie drużyny, znajdując pociechę w fakcie, że nie znajduje się w tym miejscu sam. Nie był specjalnie tchórzliwy, ale też nie bardzo wiedział, w jaki sposób zapanować nad tym nowym rodzajem strachu – strachu naturalnego, nie powodowanego inną siłą, niż sama świadomość miejsca, w którym przebywa. I bytu, który znajduje się w pobliżu.
Obecność Seleny dodawała mu otuchy. Podobnie zresztą jak chwilowa nieobecność Liliel.

Nie chciał się mieszać w zabiegi magiczne Phaere i Seleny, succuba rzecz jasna także nie szukał. Padło zatem na Anzelma
Latien okrążył kapłana łukiem o stosunkowo małym promieniu, w pewnym momencie niemal się o niego ocierając. Jakiś czas temu Selena dała lilendowi wyraźnie znać, że tajemnicza „ważna rzecz” jest w posiadaniu kapłana. Latien miał wreszcie okazję przekonać się, o co konkretnie chodzi i przy okazji dowiedzieć się czegoś o samym Anzelmie.

- Ta modlitwa – powiedział cicho (w tym miejscu raczej nikt nie podnosił głosu, lecz Eloren szeptał wyjątkowo świszcząco, co było do niego dość niepodobne). – ...nie była chyba skierowana do bardzo dobrego bóstwa?
Lilend nie krył się z tym, iż pewne rzeczy mu nie umykają niemal niezależnie od odległości. Dźwięki były wśród nich. Sam Latien dawno odkrył, że wiatr jest mu najlepszym doręczycielem sekretów.

- Pytanie, które się zrazu nasuwa, brzmi: do jak złego bóstwa, była zatem skierowana? Ciekawym tak, że chyba nie zasnę i stanę na warcie jako pierwszy.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 06-01-2010 o 23:34.
Mivnova jest offline  
Stary 10-01-2010, 19:35   #152
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phaere, nie bałaś się ciemności. Ciemność była sprzymierzeńcem każdego drowa, czy to mężczyzny, czy kobiety. Zwłaszcza na powierzchni dawała bezpieczeństwo, o jakim w Podmroku nie można było nawet marzyć. Oczywiście miała swoje minusy - nawet najlepszy z drowich magów potrzebował światła do czytania run i liter - jednak korzyści zdecydowanie je równoważyły. Toteż teraz siedziałaś wśród wysokich traw pochylając się nad niewielką kulą. Do wróżenia światło zdecydowanie nie było konieczne. Naprzeciw Ciebie usiadła Selena, podobnie jak Ty kładąc dłonie na magicznym cacku. Niepewność tego ruchu zdradza brak wprawy w korzystaniu z tego typu przedmiotów; czyż jednak ta kula tak bardzo różniła się od rangaardzkiej misy? Może się różniła... Than nie spodziewał się na Kedros magicznego wieszczenia, nie chronił się więc przed nim; natomiast korzystanie z tutejszej mocy do szpiegowania go zostało szybko i brutalnie przerwane. Podobnie jak i Twoje rozważania - tei'ner skupiła się na odziedziczonej po Fosth'ce mocy i obie znalazłyście się spowrotem na szczycie wieży thana. Nie było to zamierzone - Selena jasno zaznaczyła, że życzy sobie najpierw znaleźć miejsce spoczynku grupy Versunga - jednak bardziej wprawny umysł drowki zajęty był thanem i zaprowadził was obie spowrotem do jego siedziby.

Podobnie jak przed kilkunastoma minutami, tak i teraz w owalnym pokoju nie było nikogo. Tyle że wrażenie waszej obecności w wieży było o wiele bardziej namacalne. Czy była to "wina" tkwiącej w Selenie mocy Zivilyn? Może... w końcu tutejsze misy i kryształy służyły do komunikacji, również wizualnej. A złączona z magią moc Matki była nieprzewidywalna. Kto wie czy gdyby ktoś wszedł na ostatnie, piąte piętro wieży nie ujrzałby dwóch przeźroczystych czarodziejek stojących pośrodku sali? Na razie jednak nie miałyście towarzystwa. Wielki kryształ lsnił blado w ostatnich promieniach słońca wpadających przed przeźroczysty dach, a drobinki kurzu unosiły się w powietrzu. W rogu pomieszczenia znajdowała się klapa na dach, a dochodzący stamtąd smród i ciche skrzeki sugerowały niezbyt sympatycznych lokatorów.

Ostrożnie przeniknęłyście przez drzwi prowadzące (jak się okazało) na klatkę schodową i spłynęłyście na dół. Praktycznie byłoby pewnie przeniknąć przez podłogę, ale cięzko pozbyć się starych nawyków. Niższe piętro w całości zajmowała biblioteka, choć wejście do niej było praktycznie w całości zawalone. Niewielkie przejście, przez które sączyło się blade światło, musiało zostać odgruzowane niedawno. Blask magicznych pochodni zalewał regały, zapach wielowiekowych tomów unosił się w powietrzu. I tutaj kurz grubą warstwą osiadł na wszystkim co możliwe, chodź na posadzce widać było czyjeś ślady stóp. Gdzieniegdzie między regałami stali straźnicy: wysuszone niemal na wiór szkielety, o ledwie żażących się ślepiach i "sercach". Ich widok omal nie doprowadził Was do palpitacji, jednak nieumarli nie zwrócili na was żadnej uwagi, obojętnie stojąc na swoich posterunkach.



Duża liczba regałów była przewrócona (zapewne przez wstrząsy wywołane walką licza z Pięcioma), część porozrzucanych po podłodze tomów obróciła się w pył, część została zjedzona przez myszy, szczury i robactwo. Część ksiąg zamknięta była jednak w szklanej gablocie, a na pobliskim stole leżała gruba, oprawiona w tłoczoną skórę księga, pełna zawiłych, skomplikowanych run.



Nie miałyście czasu wgłębiać się w zawartość - licz w każdej chwili mógł wrócić do przerwanej lektury. Zawróciłyście w stronę schodów. Kolejne dwa piętra nie przyniosły żadnych ciekawych znalezisk. Popalone, zakrwawione i zrujnowane sale dawały obraz bitwy, jaka się w nich rozegrała. Trzecie piętro miało zapadniętą podłogę, drugie zaś wyglądało niewiele lepiej. Cud, że wieża nie zawaliła się, jednak jakimś sposobem starożytna konstrukcja wytrzymała małą apokalipsę, jaka się tam rozegrała.

Na pierwszym natomiast zaczęło się robić nieprzyjemnie. Przy wejściu do tamtejszych sal stały cztery szkielety, wyglądające całkiem "przytomnie" i... świeżo. Ich szkielet był bardziej delikatny od tych spotkanych nad jeziorem - nieumarli najwyraźniej powstali z ludzkich szczątków. Ich oczy świeciły krwiście w ciemnościach... Pełne obrzydzenia cofnęłyście się na schody i przez ścianę wniknęłyście do strzeżonej sali. Nieumarli nie wyczuli was - najwyraźniej prócz wzroku nie zachowali innych zmysłów. Pomieszczenie było niesamowicie zagracone - jak gdyby ktoś z resztek znalezionych w wieży mebli próbował urządzić sobie pokój. A pośród tego bałaganu leżały zwłoki... Nie - leżał kolejny nieumarły. Jego ubranie - kiedyś zapewne kosztowne - było pokrwawione i podarte, lewa noga najwyraźniej została kiedyś złamana, gdyż leżała pod dziwnym kątem. Klatka piersiowa trupa była otwarta - oblepione zakrzepłą krwią i gnijącym mięsem igły żeber wystawały na wszystkie strony, jak ohydna klatka dla wielkiego, rubinowego kryształu tkwiącego w środku jego ciała. Zamiast źrenic w czaszce lśniły karmazynowe punkciki, miałyście jednak wrażenie, że na dnie tych demonicznych oczu tkwi resztka duszy właściciela, wspomnienie przerażenia, bólu i okrucieństwa, jakie mu niedawno zadano. A zadano na pewno - ilość krwi na torsie trupa świadczyła, że - zgodnie z przypuszczeniami Anzelma - "operacji" przemiany dokonano na żyjącym jeszcze organizmie. Selena jęknęła głucho - miałyście przed sobą Simona Aitara, zaginionego przedstawiciela Rangaard.

Jęk Seleny zburzył Waszą koncentrację i przywrócił Waszą świadomość spowrotem do ruin zamku i trochę trwało nim tei'ner się uspokoiła. Dla kedryjczyków sama idea nekromancji budziła przerażenie, a zobaczyć żywym trupem kogoś, kogo się znało... to było zbyt wiele.

Phaere, wzruszyłaś ramionami na taką reakcję i przy świetle naprędce skleconego ogniska rozpoczęłaś studiowanie czarów, zastanawiając się, które będą Ci jutro przydatne. Dopiero po dłuższym czasie Selena była znów gotowa do wróżenia. Znalezienie "grobowca" drugiej Piątki okazało się tylko formalnością - kupa drewna i kamieni wysokości około trzech metrów znaczyła miejsce spoczynku dawnych bohaterów. W przeciwieństwie do wielu innych była nie zapadnięta, a owalna. Czułyście płynące stamtąd słabe wibrowanie mocy; nie sposób było jednak określić jaki czar, czy tez moc, została tam użyta. Jedyne co zwróciło Waszą uwagę to fakt, że w odległości około metra od ruin nic nie rosło, ziemia zaś pokryta była kurzem i sadzą - jakby wybuch, który zniszczył prawe skrzydło budynku miał miejsce dosłownie przed chwilą.


***

Noc - ku Waszemu zdumieniu - minęła spokojnie. Zapewne than nie zamierzał utrudniać sobie zadania i czekał, aż będziecie walczyć na jego podwórku, a inne potwory najwyraźniej bały się zbliżać do jego siedziby. Co prawda sukkuba obudziły kilka razy jakieś impy czy inne mikro-demony, żaden jednak nie ośmielił się do niej podejść. Zbudziliście się więc wszyscy dopiero bladym świtem, bardziej z niepokoju przed nadchodzącym dniem niż z powodu podejrzanych dźwięków czy napaści.

Najgorzej spał Latien - najpierw zaniepokojony osobliwą moglitwą Anzelma, potem roztrzęsioną wizją Seleną, a wreszcie całonocną nieobecnością sukkuba. Mimo, że przyjaciółka zapewniła go o chwilowym rozejmie, zniknięcie demonicy w TAKIM miejscu mogło budzić jedynie podejrzenia. Mimo to Liliel wróciła niedługo po waszym przebudzeniu, trąc zaspane oczy i marudząc o posiłek mimo, że jako demon w zasadzie nie potrzebowała pokarmu. Wcale nie wyglądała na winną opuszczeniua drużyny, warty, czy czegokolwiek innego. Jak zwykle zresztą.

Niespokojni i nieufni, zajęci własnymi sprawami i przemyśleniami nie spaliście w jednym miejscu - każdy znalazł sobie własny kąt i tylko wartownicy obchodzili wszystkich dookoła. Toteż dopiero po jakimś czasie zauważyliście brak Nathiela. Drow tymczasem spał w najlepsze pod kolumną otoczoną ze wszystkich stron fioletowymi kwiatami o mdłym, ziemistym zapachu.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-01-2010 o 22:15.
Sayane jest offline  
Stary 15-01-2010, 00:57   #153
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm

Świtało już, gdy kapłan jako ostatni kończył wartę przy obozie. Powoli obszedł wszystkich kompanów upewniając się, że śpią, bezpiecznie. Nagle przysiadł przy wygaszonym już ognisku, a jego głowa opadła na kolana. Wydawało się, że znużony monotonnym zajęciem mężczyzna przystanął próbując odpocząć tylko chwilkę, ale zasnął zostawiając obóz bez obrony. W istocie takie wrażenie chciał sprawić dla postronnych obserwatorów.

Tylko usta mężczyzny poruszały się w niemej recytacji. Powoli nad ich obozem tkała się doskonała iluzja. Gdy objęła najdalszy zakątek ruin i umocniła się, kapłan powstał wreszcie zadowolony z wymyślonego fortelu. Nie sztuką bowiem było zasłonić obóz przed wrogiem, mógłby spostrzec się i zamiast kryształem wysłać zwiadowców. Sztuką było takie nagięcie rzeczywistości, by zwieść nieprzyjaciela. Niech myśli, iż dalej śpią smacznie choćby do południa, niech spogląda w widzący kryształ nie zdając sobie sprawy z podstępu. Przygotowywał się do tego rytuału cały wczorajszy wieczór, lecz dzięki niemu wreszcie mogli wyjaśnić sobie wszystko.

Cały obóz powoli budził się do życia. Małe ognisko zapłonęło znów, by ogrzać zziębnięte kości. Kapłan poczuł się również w obowiązku podzielić resztki żywności na pięć części.
Na nogi wstali wszyscy oprócz Nathiela. Drow nie dawał oznak życia "budzony" przez Lieliel. Kapłan w końcu przemówił przerywając zabawę sukkuba.

- Pomóż mi Latienie - zwrócił się do lilenda. W obawie przed trucizną w powietrzu zasłonił usta rękawem i wszedł pomiędzy kwiaty. Ciało drowa zostało następnie przeciągnięte w bezpieczne miejsce. Kapłan poprosił Selenę, by go obejrzała. Bez wielkich nadziei, obcując ze śmiercią nauczył się poznawać opuszczone przez ducha ciało. Być może jednak mylił się, a teiner znała lepiej miejscowe choroby, zaś po Fosth'ce dziedziczyła wiedzę uzdrowicielską.
Z nawyku począł się przelotnie zastanawiać, co zrobić z ciałem. Zawsze był to problem, bowiem nawet ofiara dla Nerulla nigdy nie wymagała całej cielesnej powłoki, ani nawet wszystkich wnętrzności. Uważał że jeśli drow zginął należy mu się godny pochówek, jako ich kompanowi, lecz z drugiej strony nie mieli czasu do stracenia. Uznał więc, że musi wystarczyć przysypanie ciała kamieniami póki nie wrócą tu lub sami nie zginą.

W końcu musieli postanowić co począć dalej. Gdy zebrali się wszyscy kapłan wyciągnął tajemnicze pudełko.
-Czas powiedzieć, co wydarzyło się w świątyni, jeśli jeszcze nie podzieliłaś się wieściami Seleno - zaczął i spojrzał na przeczącą teiner - Myślę, że możemy mówić swobodnie, obłożyłem to miejsce dość potężnym zaklęciem. Ktokolwiek nas szpieguje będzie musiał dostrzec i przedrzeć się przez stworzoną iluzję.

-Thana na razie niewiele obchodzimy - uznała Selena opowiadając ze smutkiem wizję i poszukiwania licza. Kapłan w końcu miał szansę poznać co dokładnie wydarzyło się wczorajszego wieczora. W myślach przyrównywał opisywany tragiczny widok tworzącego się szkieletu z śmiercią Maureen. Nie zdobył się jednak na współczucie, to uczucie dawno w nim zginęło.

-Tym lepiej dla naszej sprawy. - uznał kapłan - Przedmiot, który trzymam jest tak naprawdę samym liszem, esencją jego nieumarłej nieśmiertelności. Jeśli chcemy go pokonać, musimy zniszczyć i ten przedmiot. Czarnoksiężnik podejrzewa, że zostało odnalezione i szuka go, natknęliśmy się już na jego sługi-harpie. Wczorajszego wieczoru Latienie starałem się ukryć naturę tego przedmiotu przed światem, by utrudnić jego zlokalizowanie. Nie ma wątpliwości, że musimy zniszczyć ten przedmiot, lecz zarazem być ostrożni, jeśli nie uda nam się za pierwszym razem, kto wie, czy licz nie poczuje takiego uderzenia.

Kapłan wyjawił również dwójce kompanów inne informacje przekazane przez Piątkę, w tym również przepowiednię. Zakończył tymi słowami:
- Kierując nas do Versunga opowiedziano nam o potyczce jaką stoczyli z pomocnikiem czarownika. Człowiek wydawał się im być tak jak my przybyszem z innego świata. Mógł pomóc swemu panu osiągnąć to nieżycie. Wiem, że minęło wiele czasu, lecz chciałbym na równi z spotkaniem z Versungiem odnaleźć jego szczątki. Znam sztuczki, które zbudzą ciało ze snu, jak również i wspomnienia. Ciało bowiem nawet po śmieci pamięta doczesne życie, a pozbawione ducha nie będzie w stanie oprzeć się mym pytaniom. Myślę, że człowiek ten brał udział w tworzeniu filakterium, więc wiedzieć może także jak je zniszczyć. Ja nie dysponuję tak potężną mocą. Mamy trochę czasu zanim licz zorientuje się, że obraz, który widzi jest złudzeniem. Do wieży musimy wejść wspólnie, lecz kości, jak i grobowiec leżą w innych miejscach. Możemy rozdzielić się i przyśpieszyć dotarcie do obu. Mniejsze grupy bardziej narażone są na niebezpieczeństwo, lecz z drugiej strony łatwiej jest się w ten sposób przekraść. Nie myślę, że mamy duże szanse w starciu z całą strażą wieży. Co więc sądzicie?
 
Glyph jest offline  
Stary 15-01-2010, 12:47   #154
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nastał ranek. Liliel rozglądała się sennie po obszarze kaplicy oświetlonej pierwszymi promieniami poranka.



Słońce odpędziło i mary i wspomnienia z wczorajszej nocy. Succub wstał z ołtarza, leniwie rozłożył skrzydła, wykonał nimi kilka zamachów, po czym kilkoma szybkimi ruchami skrzydeł uniósł się w powietrze. Zrobiła kilka kółek, nad zamkiem, po czym poszybowała w kierunku, w którym było obozowisko drużyny. Właściwie mogła by się pojawić tam w inny sposób, ale wolała się przelecieć. Czuła się wtedy wolna, po za tym...lata więzienia spowodowały, że Liliel cierpiała na między innymi na klaustrofobię , co prawda o łagodnym przebiegu. Tak czy siak, nie lubiła ciasnych pomieszczeń.

Zleciała pomiędzy towarzyszy niczym anioł z nieba, choć całość efektu psuły błoniaste skrzydła i ogon. Rozpoczęła pobudkę towarzyszy w swym własnym stylu, marudząc.- Jestem głodna i nudzi mi się.
Do wszystkich te słowa dotarły, poza Nathielem... Drow nadal leżał na posłaniu z kwiatów, więc Liliel postanowiła go zbudzić. A ponieważ, on i kapłan uparcie ignorowali jej zaloty, zrobiła to po swojemu, kopiąc z całej siły w miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Skoro ignorowali jej czułości, jaki był sens ich nimi obdarzać? Poza tym, było to zabawne.
-Wstawaj !- krzyknęła pomiędzy kolejnymi kopniakami w plecy drowa. Wydęła wargi niczym mała dziewczynka...poirytowana brakiem jego reakcji.
„Zabawę” Liliel przerwał kapłan z lilendem. Zasłonięta twarz Anzelma, dała Liliel do myślenia. Trucizna? Sucub zerwał kwiatek i powąchał. Wyczuła ziemisty, nieciekawy zapach nie różniący się wiele od zapachu gleby. Liliel skrzywiła się i wyrzuciła kwiatek mrucząc.- Kwiatowego łoża mu się zachciało.
Stan zdrowia Nathiela mało obchodził demonicę. Jak dotąd drow nieraz udowadniał swą bezużyteczność. A Liliel nie była przywiązana do żadnego z członków tej drużyny. Była istotą pełną zła. Nie z przekonania jak Anzelm, który jak na kapłana złego bóstwa był nadspodziewanie opiekuńczy, ale z natury. I nie miała powodu by się zmieniać.

Słysząc pomysł Anzelma, by przysypać ciało drowa kamieniami Liliel stłumiła chichot. Wszak Anzelm był sługą Nerulla, boga śmierci, władcy nieumarłych. Według succuba powinien po raz ostatni wykorzystać Nathiela czyniąc z niego zombi, albo coś w tym rodzaju.
Ale te uwagi zachowała dla siebie, dodała zaś na głos.- Jestem pewna że dwóch silnych mężczyzn usypie kamienny kopczyk bez pomocy nas...słabych kobiet, prawda?

Potem była narada.
-Thana na razie niewiele obchodzimy - Słowa Seleny wywołały uśmieszek na ustach succuba. Czyż im tego nie mówiła? Czyż nie wspomniała o tym, podczas swej dramatycznej przemowy? Teraz Selena publicznie przyznała jej rację. Był to miód na uszy Liliel.
Sama demonica niewiele miała do opowiedzenia.- W komnatach zamkowych hula wiatr...i cienie przeszłości. Nic tam nie ma.
Krótko, do rzeczy i obojętnym tonem. Otuliła się swymi skrzydłami niczym płaszczem. Udawanie, że łączą ich jakieś wspólne więzy, już ją znudziło. Byli sojusznikami złączonymi jedynie wspólnym interesem. I niczym więcej.

Kapłan zdradził swój plan zakańczając go słowami.- Co sądzicie?
A succub wstał i rzekł do kapłana.- Ty idź do szczątków trupa, ja pójdę do Versunga.
Liliel sięgnęła po porcję jedzenia przeznaczoną dla niej i ignorując resztę ruszyła do wyznaczonego celu. Nie była w nastroju do dyskusji, nie była w nastroju do dalszego tracenia czasu. Posilając się po drodze swoją porcją Liliel szła pewnym krokiem do celeu, machając wesoło ogonem.
Wędrówka do miejsca gdzie bohaterowie przeszłości zostali pogrzebani nie trwała druga. Jedynie pięć minut wymijania dziur i ruin. Ale sam widok miejsca lekko... wkurzył Liliel.
Demonica obeszła dookoła gruzowisko mrucząc pod nosem.- Teraz by się pieszczoch przydał.
Podrapała się za spiczastym uchem i zaczęła krzyczeć coś głośno w języku otchłani. Przez chwilę czekała... na coś. Ale nic się nie stało. Więc zaczęła złorzeczyć niebiosom (?) wygrażając pięścią. -Czekajcie aż wrócę, nieopierzona tchórzliwa bando przerośniętych kurczaków. Oskubię was do naga i zrobię z waszych piór dywanik. Poznacie gniew Liliel!-
Pocierając się po podbródku rozmyślała nad sytuacją. Po chwili rzekła w irytacji.- I znów wszystko na głowie biednej Liliel.
Spojrzała z rezygnacją na gruzowisko i wypowiedziawszy słowa magii, zaczęła się zmieniać. Drżąc opadła na cztery kończyny. Jej skrzydła znikły, jego ogon zgrubiał i pokrył się łuską. Całe ciało twardą i grubą łuską się pokryło. Kończyny uległy znacznemu pogrubieniu i po kilku sekundach w miejscu smukłej sylwetki succuba była masywna postać lądowego rekina.



Bestia ryknęła głośno, rozejrzała się dookoła po czym zaczęła kopać i ryć, tuż obok gruzowiska by dotrzeć do miejsca. Rozrzucając fragmenty gleby potwór powoli zagłębiał się w trzewiach ziemi. A umysł succuba w ciele bestii rozmyślał. Nie bardzo był pewien, czy chce spotkać tego Versunga. Liliel przede wszystkim ceniła własną skórę. Miała zamiar wpierw się rozejrzeć, a potem zadecydować co dalej. I unikać wszelkich zagrożeń.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-01-2010 o 14:10.
abishai jest offline  
Stary 15-01-2010, 13:25   #155
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Anzelm, bez większych uczuć patrzyłeś na martwe ciało drowa. Wielokrotnie ostrzegano Was przed trującymi właściwościami rosnących tu kwiatów, a jednak Nathiel mimo widzących w ciemnościach oczy zlekceważył tą informację. Selena tylko ze smutkiem potrząsnęła głową; może gdyby byli w Miee'sitil, może gdyby drow nie spędził połowy nocy w ziemistym zapachu, może udało by się go ocalić. Teraz jednak było za późno. Straciliście kolejnego towarzysza w chwili, gdy liczyła się każda para rąk. Nie było jednak czasu na rozpacz; nikt też nie rozpaczał. Jak często po śmierci Maureen, tak i teraz przejąłeś przywództwo. Co prawda po raz kolejny zignorowany przez Lileil, jednak dziś nawet sukkub postanowił wziąć się do roboty i poleciał odkopywać zaginionych Pięciu. Ty zaś zastanawiałeś się jakim cudem odszukać szczątki pomocnika thana, skoro większość walczących tu istot (zwłaszcza pochodzących z wyspy) miała humanoidalne kształty


Liliel, w masywnej, zupełnie niekobiecej postaci przerośniętego nosorożca poczęłaś rozkopywać gruzowisko wokół miejsca, gdzie według Seleny pogrzebani byli Bohaterowie. Bohaterowie, dobre sobie! Banda chłystków, którzy w dodatku dali się... no, prawie zabić i uwięzić na wiele stuleci. Też mi pomoc! Ponieważ nie mieliście jednak lepszego planu, miałaś zamiar oprowadzić go szybko do końca. Praca była niezbyt przyjemna: twarde kamienie opornie ustępowały pod naporem tępych pazurów, na grzbiet zaś co i rusz spadały głazy lub spróchniałe belki.Szybko zrezygnowałaś z kopania w dół, zaczęłaś natomiast kopać w górę, zawczasu odwalając chwiejące się części konstrukcji. Jednak i tej pracy wkrótce zaniechałaś. Coś było zdecydowanie nie tak. Im dalej ryłaś tym pazury poruszały się oporniej i to nie przez nagromadzenie budulca. Miałaś wrażenie, jakbyś wchodziła w gęstą mgłę, która ogranicza twoje ruchy i usypia umysł. Spróbowałaś z drugiej strony, ale tam było podobnie. Obeszłaś gruzowisko węsząc i wytężając demonie zmysły. Faktycznie coś było w środku, lecz otoczone ledwie wyczuwalną błoną mocy, która broniła dostępu do wnętrza tej osobliwej kopuły. Odwaliłaś lwią część kamieni, zrzuciłaś nawet przypalony fragment dachu, zawsze jednak w końcu natrafiałaś na miejsce, gdzie twoje ruchy powolniały, a ty miałaś wrażenie, że zaraz zapadniesz w letarg; wycofywałaś się więc śpiesznie, klnąc i parskając. Raz ze złości przegalopowałaś nawet wokół ruin czując, że samo oddalenie się od kopuły już przyśpiesza twoje ruchy. Po kilku przerwach skończyło się na tym, że niektóre kamienie wydawały się wisieć w powietrzu; zwłaszcza na górnej części kopuły gdzie zebrało się ich więcej; niektóre w większej części skierowane do środka dawnego korytarza. Nie mogłaś jednak dostrzec wnętrza zamku - zasnuwał je dym zmieszany z kurzem, nie poruszany nawet o milimetr wiejącym w ruinach wiatrem.


 
Sayane jest offline  
Stary 15-01-2010, 22:47   #156
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Drowka przemieszczając się po wieży thana czuła się jak mała dziewczynka skradająca się po cichu do komnat starszych kapłanek, aby móc zobaczyć czy dotknąć ich pięknych „dorosłych rzeczy”. W tym co robiła teraz, podobnie jak niegdyś w Podmroku czaiła się nutka strachu i niepewności czy nie zostanie nakryta na gorącym uczynku, kiedy będzie oglądała magiczne przedmioty thana, jak niegdyś piękne naszyjniki i wachlarze swoich starszych sióstr. Co prawda teraz otuchy dodawała jej obecność Seleny, zawsze jest raźniej kiedy ma się kompana do zabawy. Co prawda jej towarzyszka wyraźnie zaznaczyła, że chciałaby najpierw zobaczyć inne miejsce, ale - „ups…”- stało się inaczej.

Kiedy już stały w jednym z pomieszczeń licza uśmiechnęła się niewinnie do Seleny, wzruszając przy tym ramionami. Poszukać Versunga można zawsze, a okazja do zwiedzenia tak sporej części posiadłości thana może się prędko nie powtórzyć.
Piętro niżej znajdowała się biblioteka, która wydała się drowce całkiem znajoma. Wielka i pełna starych ksiąg niemalże wołających o to, aby je chociaż przejrzeć. Niestety było to aktualnie niemożliwą do zrealizowania sprawą, jako, że mroczna elfka jak również tei’ner nie posiadały aktualnie ciała. Było to na swój sposób irytujące, ale lepszy rydz niż nic. Poza tym miało to również swoje dobre strony – przynajmniej dwie intruzki nie zostawiały po sobie śladów, co normalnie byłoby sprawą nie do uniknięcia w tym pomieszczeniu. „Tyle sługusów i żaden nie może chociaż przetrzeć podłogi” – pomyślała Drowka. To, ze than był stary wcale nie usprawiedliwiało jego bałaganiarstwa.
„Na Bogini”- o mały włos nie wykrzyknęła na widok strażników. Jednak ci zachowywali się jakby w ogóle ich tu nie było. Bardzo dobrze- im później than się dowie, iż ma nieproszonych gości tym lepiej. A już wyśmienicie byłoby gdyby nigdy się o tym nie dowiedział. Phaere spojrzała na wystraszoną minę Seleny i mimo, że sama się wystraszyła to zachowanie mniej doświadczonej kobiety strasznie ją rozbawiło. Przygryzła wargę, aby ukryć śmiech i odwróciła się w stronę, zapewne, najważniejszej księgi w tej komnacie. Pięknie oprawiona wielka księga, w której zapewne skrywała się nieopisana moc. Gdyby jeszcze raz mogła znaleźć się tutaj bardziej materialna, tak aby mogła poczuć pod opuszkami palców jej dotyk i zobaczyć sługusów thana kłaniających się jej z szacunkiem i strachem.

Niższe pomieszczenia wskazywały jednak, że than gościnnością nie grzeszy, bowiem roiło się w nich od jego niezbyt przyjemnych dla oka jak również nosa strażników.
W jednej z komnat na własne oczy można było zobaczyć proces zamieniania zwykłego trupa w całkiem niezwykłego nieumarłego. O ile Phaere patrzyła z zainteresowaniem na wszystkie czynności jakie potrzebne były do stworzenia takiego sługusa to Selena nie wyglądała zbyt dobrze. Po chwili kobiety znowu znalazły się w obozowisku drużyny.

-Takie rzeczy się zdarzają, Seleno. Nie możesz już mu pomóc - powiedziała całkiem zwyczajnym tonem, próbując pocieszyć towarzyszkę. Selena wystraszyła się wypatroszonego mężczyzny jakby pierwszy raz krew na oczy widziała. Owszem, bardzo przykry jest fakt, że twój znajomy po śmierci zostaje tak zbezczeszczony, ale w tym momencie nie można było nic z tym zrobić.
Nie przejmując się dłużej Seleną, Phaere zajęła się przeglądaniem swojej księgi.

Kiedy Selena doszła do siebie i wiedziały już gdzie znajduję się grupa Versunga, Phaere czuła się jak po długiej wycieczce. Wbrew pozorom wróżenie też było męcząca sprawą.
- Czyż ci ,których szukamy nie znajdują się w interesującym miejscu, Seleno? Mam nadzieję, że nie tak łatwo ich zabić. - powiedziała na dobranoc tei’ner i spróbowała ułożyć się w miarę wygodnej pozycji do odpoczynku. Głaszcząc powoli połyskujące w księżycu futerko Tiloupa zapadła w sen.
Rano zajęła się wszystkimi sprawami, które były jeszcze do zrobienia, skorzystała z śniadania przygotowanego przez Anzelma i oceniła badawczym wzrokiem kondycję psychiczną panującą w drużynie. Co prawda do rozmowy nikt się nie garnął, ale powodem tego mógł być sam pobyt w tym miejscu.

Podeszła do miejsca, w którym leżał Nathiel i wyjaśniło się dlaczego nie zjadł z nimi śniadania i dlaczego nie pojawił się we wczorajszej wizji. Po prostu jego przygoda kończyła się na tym etapie. Zakryła przy tym usta i nos, aby nie być następną.
- Naprawdę śmierć godna wojownika – oznajmiła głośno - wojownika-idioty - dodała ciszej. Co prawda cała reszta łudziła się przez chwilę, że drowa będzie można odratować, ale przecież Sylvan mówił wyraźnie: „ Nie wąchać trujących fioletowych kwiatków!”. Ech… Gdyby tylko większa liczba osób słuchała tego co się do nich mówi byłoby znacznie mniej trupów na świecie.
-Musimy go spalić, albo licz przerobi go na swojego sługusa – powiedziała obojętnie, ignorując pomysł z usypaniem kopczyka.
Nie przypuszczała, że Nathiel okaże się do tego stopnia nierozważny, aby położyć się w trujących kwiatach. Co on sobie myślał ?! Że na tym pobojowisku rosną piękne kolorowe kwiatuszki ?

[i]- O, świetnie, że jednak okazaliśmy się godni tej wiedzy,Anzelmie- powiedziała z przekorą.
Spróbowała zakryć swój uśmiech, kiedy kapłan nie przejął się makabryczną opowieścią Seleny. „Co ona sobie myślała, że wszyscy zapłaczemy nad losem jakiegoś w ogóle nieznanego faceta?”

Po wysłuchaniu planu przedstawionego przez Anzelma, a także wprowadzeniu go w życie przez Liliel Drowka zaproponowała kapłanowi swoje towarzystwo. W końcu nie wyobrażała sobie jak na razie bliższej współpracy z succubem, kiedy nie było to konieczne.
-Może pójdziesz z nami, Latienie? Selena pójdzie za Liliel. i przypilnuje, aby grupa Versunga nie dostała zawału serca na widok succuba. – zaproponowała, a kiedy wszyscy byli już gotowi, wzięła Tiluopa pod pachę (niosąc przy okazji swoje rzeczy) i ruszyła ze swoimi towarzyszami w drogę.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 17-01-2010, 21:10   #157
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzelm spoglądał przez chwilę za odchodzącym sukkubem, a potem sam zaczął zgarniać obóz. Niechętnie usłyszał propozycję Phaere, by lilend im towarzyszył. Miał stanowczo za dobry słuch. Nie protestował jednak sądząc, że pewnie i tak Latien zdecyduje się iść i bronić swej przyjaciółki, choć z drugiej strony mógł też zechcieć mieć oko na nich. Zwłaszcza, gdy dowiedział się o filakterium, które było w posiadaniu Anzelma.

W końcu wyruszył na czele drugiej grupy. Z początku kroczył bezpiecznym śladem Liliel, lecz zaraz jego droga zboczyła w inną ścieżką. Tu już musiał mieć się na baczności. Po krótkiej podróży, uprzyjemnionej przemykaniem od zasłony do zasłony, dotarli do górującej nad okolicą wieży. Dzięki wskazówkom zamrożonych w czasie znał trochę budynek wieży i mógł w miarę dokładnie planować wędrówkę. Wiedział, iż to tam grupa bohaterów stoczyła pojedynek z pomocnikiem thana, a po wizji Seleny i Phaere mógł podejrzewać, że walka rozegrała się gdzieś między najbardziej zniszczonymi drugim i trzecim piętrem.

Kapłan wchodząc do budynku odruchowo wypowiedział modlitwę chroniącą od niespodziewanej śmierci. Mios wszakże przestrzegł ich przed pułapkami.
-Śmierć czyha na nieostrożnego,
podróżnika pośród drogi życia.
Niech narzędziem śmierci będę, nie ofiarą.
Pomóż mi w tym Panie.


Szedł wtedy przodem, by wskazywać potencjalne pułapki. Po chwili przystanął gestem zatrzymując drużynę. Usłyszał bowiem jak mu się zdawało brzdęk metalu i klekot uderzających o siebie kości. Dźwięk były niepokojąco bliskie i zdawały się z każdą chwilą jeszcze mocniej skracać dzielący ich dystans. Choć równie dobrze mogła być to sprawka hulającego po komnatach wiatru kapłan wolał nie ryzykować i nakazał schowanie się we wnęce korytarza w którym się znaleźli.
 

Ostatnio edytowane przez Glyph : 18-01-2010 o 21:05. Powód: Przecieniony ogrom wieży i ilość pomieszczeń ;)
Glyph jest offline  
Stary 18-01-2010, 12:26   #158
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Lilend z mieszaniną gniewu i niedowierzania słuchał, jak lekko została przyjęta śmierć drowa. Nathiela? Takie imię, zdaje się, nosił. Latiena uderzyła zrazu druga myśl. Gdyby coś złego spotkało jego albo co gorsza - Selenę, nie mogliby liczyć na więcej szacunku. W końcu oni też byli obcy dla tych uciekinierów z innego wymiaru.

Paradoksalnie, osobą, która jako tako przejęła się sprawą zapewnienia godnego pochówku był kapłan bóstwa władającego domeną śmierci. A może nie było to wcale takie dziwne? Któż, jeśli właśnie nie Anzelm znał tutaj najlepiej wartość chwili zakończenia życia?

Eloren, zgodnie z prośbą, kolejno pomógł przenieść drowie ciało, a następnie na poważnie zastanowił się nad kwestią rytuału odejścia. Lilend postanowił zignorować propozycję Phaere, by spalić zwłoki. Po pierwsze, wcale nie wydawało mu się to rozsądne wzniecać teraz ogień, po drugie wykazanie się brakiem szacunku wobec zmarłego w tym miejscu nie mogło działać na korzyść drużyny. Latien odnosił wrażenie, że ich jedyną prawdziwą bronią przeciwko thanowi jest, jakby to ująć, zaplecze moralne. Wygrają pod warunkiem trzymania się zasad cechujących tę dobrą stronę, zgodną z naturą i przede wszystkim z nierelatywnymi zasadami etycznymi. Jak Nathiel chciałby być pochowany?

Bard chwycił ciało Nathiela, ale nie pod ramiona, by go nie taszczyć po ziemi. Ujął go jak kochankę, od spodu, trzymając za plecy i nogi. Różnica polegała na tym, że Nathiel nie zarzucił swych rąk wdzięcznym gestem na kark lilenda. Jego dłonie zwisały bezwładnie ku ziemi, głowa odchyliła się do tyłu.
Latien ułożył go pod jedną z większych, samotnych ścian, będącą pozostałością po mrocznych czasach świetności siedziby thana. Przefrunął na jej drugą stronę, położył palce na chłodnym kamieniu. I pchnął.
Fala działająca nadciśnieniem uderzyła w ruinę ściany, a ta rozsypała się na dziesiątki małych odłamków jak tłuczony kryształ. Zwłoki Nathiela zniknęły pod stertą ciemnego materiału, służącego przed wiekami za budulec fortecy.

Nie znałem, go, myślał Eloren. Prawie w ogóle się nie odzywał. Ale zginął jak poeta. I jego grób będzie grobem poety.
Kierując się swą klasyczną wrażliwością, całkowicie odporną na zarzuty bycia banalną, zerwał jeden z fioletowych kwiatów i ze starannością ułożył go na samym środku tego prowizorycznego kurhanu.

Modlitwa? Nie. Chyba nie była potrzebna.

- Pójdę z wami, Phaere - odparł lakonicznie, skończywszy dumać nad losem drowa.
 
Mivnova jest offline  
Stary 18-01-2010, 16:12   #159
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Pogrzeb drowa miał w sobie coś z poezji, choć jedynie Latien to zauważył; jak również fakt, że jego niezamierzony popis mocy wywarł niejakie wrażenie na jego przymusowych towarzyszach. Żachnął się lekko - ostatecznie nie był bezradną papugą z mieczem zamiast drążka. Jakoś jednak nikt nie miał ochoty na pogaduszki; Phaere beztrosko rzuciła kilka lekkich złośliwości, lecz Anzelm już prowadził grupę w stronę wieży thana. Ku zdumieniu kapłana lilend poszedł wraz z nimi, zostawiając Selenę na pastwę kapryśnego sukkuba. Jakoś nikt z Was nie zastanowił się nad tym, że uwolnienie grupy Versunga dałoby Wam wsparcie w postaci pięciu potężnych wojowników. Nieco zaśniedziałych może, ale w końcu nie na darmo Śniący radzili wam odszukać drugą grupę. Mimo to szliście w trójkę prosto w paszczę lwa niosąc mu filakterium, posiłkując się jedynie sugerującą bezpieczeństwo wizją sprzed kilku godzin. A że moce kuli wyraźnie ukazywały współpracę wszystkich magów w celu uwolnienia Pięciu? O tym Phaere zapomniała już wspomnieć. Współpraca? Brrr!

Pod przewodnictwem Anzelma weszliście do wieży. Od razu po przekroczeniu jej progu zarówno człowiek jak i lilend odczuli lekkie wibracje podłogi, które nieco zaniepokoiły stwora. Budynek przecież nie powinien drżeć. Kapłan jednak parł dalej, szybko więc znaleźliście się w jednej z komnat. Kiedyś była tu pewnie bawialnia, poczekalnia lub coś w tym guście, obecnie jednak pokój stanowił magazyn próchna i zetlałych materiałów. Podobnie zresztą jak trzy kolejne, połączone ze sobą wewnętrznymi drzwiami tak, że można było przechodzić z jednego do drugiego. Znaleźliście trochę kości - demonów i humanoidów, w większości dawno już skruszałych; nic jednak co mogłoby stanowić konkretny, ludzki szkielet. Niektóre miejsca na posadzce Anzelm kazał obchodzić szerokim łukiem, choć magiczna emanacja z ich strony była na prawdę niewielka. W pewnej chwili drowka usłyszała w góry jakiś dźwięk, nie zwróciła na niego jednak większej uwagi. Czyż stare budynki nie skrzypią? Zwłaszcza te walące się. Poza tym wiedziała dobrze, że piętra są "zamieszkane". Lilend nie dosłyszał nic, zajęty uważnym omijaniem swoim wielkim cielskiem kolejnej pułapki, która zapewne mogła pogrzebać ich grupę w podobnym jak Versunga grobowcu.

Kierowaliście się już na górę, gdy kapłan przylgnął do wnęki, w której kiedyś zapewne stała jakaś rzeźba, i nakazał reszcie to samo. Rzecz jasna Latien nie miał szans, by zmieścić się w tak małej kryjówce, wzniecając więc tuman kurzu przepełzł szybko do najbliższej komnaty. Nie trzeba było tropiciela by usłyszeć ciężki, powłóczysty krok i klekot kości. Tiloup, któremu wieża od początku nie odpowiadała,zjeżył się i zaczął cicho mrauczeć. Co gorsza szkielety były już na schodach, parami kierując się w dół. W półmroku ich czerwone oczy świeciły złowieszczo. Może w czasie wizji Phaere stały one na pierwszym pietrze, teraz jednak robiły obchód - pewnie nie jedyny, nie sprawdziliście przecież śladów na kurzu. Choć były mniejsze niż te znad jeziora nie wyglądały wcale mniej groźnie, za to dużo bardziej świeżo. Ich rozkładające się mięso ukryte było pod brudnymi, półpłytowymi zbrojami ze zdrapanym emblematem vallen, w dłoniach zaś nieśli ciężkie halabardy. Jeden z nich stanął przy wyjściu, pozostałe zaś parami skierowały się w prawo i w lewo - w stronę, gdzie ukrywała się wasza trójka. Ten przy wejściu nie miał zbroi - pokrwawione szaty ukazywały całkiem świeże, zakrwawione mięso i rozłamane żebra. Latien mgliście rozpoznawał w nim Simona Aitara. Reszty trupów nie kojarzył - w końcu czyż wszyscy ludzie nie wyglądali tak samo? Mdliło go natomiast od smrodu padliny i metalicznego zapachu magii. Suche szkielety Anzelma w obliczu tego okropieństwa nie były niczym strasznym - ot, drewniane kukiełki na sznurkach. Dopiero teraz than w całej okazałości uświadomił lilendowi obrzydliwość nekromancji. Myśl, że lecący tu z Astriaty towarzysze mogą skończyć jako pokrwawione, poruszane magią ochłapy mięsa sprawiała, że bardowi ze złości robiło się ciemno przed oczami. A może ze strachu...?


***

Seleno, ze zdumieniem pomieszanym z niedowierzaniem skierowałaś się w stronę grobowca Versunga, starając się nie myśleć o śmierci Nathiela - bądź co bądź przyjaciela Fosth'ki. Zamiast tego rozmyślała nad kolejnym rozejściem się drużyny. Tyle łaski Matki, tyle wielowiekowej pracy Pięciu, a tamci zignorowali radę, przesłanie, potencjalną pomoc, korzyści i siłę. Po prostu sobie poszli. Nawet Latien przedłożył niepewny i ryzykowny plan kapłana nad zaszczyt uratowania drugiej piątki bohaterów. Niesłychane! Bez wahania nieśli filakterium prosto w chętne łapy licza. Jedynie Calcifer poleciał za nią mrucząc: Nie myśl, że puszczę moją panią samą... A jeśli spotkają wrogów cóż poradzą? To się musi źle skończyć... Tym bardziej trzeba było szybko uwolnić grupę Versunga. Jedynie szalony demon widział taką potrzebę - nie dość tego, od razu wziął się do roboty! Już z daleka tei'ner słyszała huk przewalanych kamieni, jednak zamiast skrzydlatej postaci sukkuba dostrzegła masywny kształt ryjący zapamiętale w kupie gruzu. Odruchowo sięgnęła po miecz, gdy spłaszczony łeb odwrócił się w jej stronę... po czym zaczął kurczyć się i zmieniać barwę. Po chwili przed obrończynią stała Liliel, kpiąco wyśmiewając strach towarzyszki. Selena w zadumie obeszła rumowisko, po czym zbliżyła się chcąc zajrzeć do środka... i zamarła w pół ruchu. Sukkub z chichotem owinął ogon wokół nadgarstka Seleny i wyciągnął ją z magicznego obszaru.

- Nie myśl sobie, że cię tam wpuszczę siostrzyczko. - głos Liliel ociekał ironią i o dziwo... lubieżnością. Succub uśmiechnął się wyciągając ją z zaklętego obszaru. - W końcu jesteśmy same, razem i możemy robić wiele... przyjemnych rzeczy. - Mimo tych dwuznacznych sugestii Liliel usiadła z dala od Seleny i dodała.- To jakieś zaklęcie oparte na tymczasowym zastoju...nie bardzo wiem, co z tym zrobić. Przebadaj to jakoś.

"Jakoś"... - łatwo było powiedzieć... Selena nie miała czasu studiować zabranych z groty ksiąg, a z dawnych nauk pamiętała niewiele. Miała jednak do dyspozycji pamięć Fosth'ki, choć już w świątyni ze smutkiem odkryła, że jej "gospodyni" nie była zbyt potężną czarodziejką, i wielu zaklęć z ksiąg po prostu nie znała. Jednak potrzebne w tej chwili było w miarę proste: kobieta skupiła się, po czym wypowiedziała kilka słów. W ustach poczuła metaliczny posmak, a nitki magii popłynęły w stronę ruin. Rzecz jasna nic się nie dowiedziała - w końcu Versung magiem nie był. Wplotła więc w magię swoją moc i spróbowała ponownie. Sukkub otrząsnął się, czując na skrzydłach nagłą wilgoć i zimny powiew wiatru. W ruinach podniósł się kurz, nawet w miejscach zastoju, a dym wewnątrz przerzedził się nieco, wypełniając powietrze wonią spalenizny i rozgrzanego kamienia. Tei'ner wycofała kontakt.
- To jest... - zaczęła z wahaniem - faktycznie jakiś zastój. Powietrze jest jak zamrożone, cząsteczki się prawie nie ruszają, nic się nie dzieje... A mimo to stworzenia wewnątrz żyją, jak drzewa w wysokich górach zahibernowane na zimę. Ale nie tak, jak Pięciu w świątyni - ci tu chyba nie mają świadomości, nie mogą nic zrobić, tylko czekać... - Selena ukryła twarz w dłoniach na myśl, jak straszne i samotne musiało być takie życie-nieżycie.

- I znowu miałam rację.- uśmiechnęła się Liliel, która nie przejmowała się losem uwięzionych. Podeszła bliżej do kobiety i podparła ręce pod swe boki pytając.- To co...zamierzasz coś z tym zrobić, czy... zostawiamy to jak jest?
- Oczywiście, że nie zostawiamy! - ożywiła się Selena, momentalnie stając na nogi i ignorując zaczepki Liliel. Były teraz ważniejsze sprawy niż urażona duma i pomylony umysł. - Poza tym "coś" sama nie zrobię - jeśli spróbują zdjąć czar to cały ten gruz spadnie, grzebiąc Pięciu.
- To jest jakieś rozwiązanie.- rzekła Liliel rozmyślając, chwyciła, kawałek gruzu i cisnęła w grobowiec Versunga. Patrzyła jak kamień spowalnia swój ruch. Mruknęła pod nosem.- W co się biedna Liliel musi pakować.

Po czym głośniej dodała.- Jeśli choć na moment wygasisz ów czar i będzie widać co jest w środku. Spróbuję ich złapać i wyciągnąć, zanim zginą.
Po czym znowu utkała czar przeobrażając się w olbrzymią lądową ośmiornicę występującą na niższych planach Otchłani. Istotę o wyjątkowo długich i giętkich mackach.



- Nie umiem wygasić czaru "na moment" - z irytacją stwierdziła Selena widząc, że Liliel gotowa jest natychmiast wprowadzać czar w życie. - A raczej nie umiem go na powrót odtworzyć. To nie zwykły czar tylko skomplikowana kombinacja mocy, niemożliwa dla jednej osoby do stworzenia. A twój plan jest strasznie ryzykowny - co będzie jeśli ich nie złapiesz? Przecież kamienie w kilka sekund znajdą się na ziemi, a nie znasz położenia ciał Pięciu. Jeśli są rozrzuceni po korytarzu to ich mackami nie obejmiesz! Zresztą sama oberwiesz. Mogę najwyżej spróbować rozgonić dym - dodała po chwili namysłu, po czym zbliżyła się do sfery i uniosła ręce. W powietrzu w błyskawicznym tempie zaczął formować się potężny wir, który na znak dany przez kobietę ruszył do środka ruin. Im był bliżej tym bardziej zwalniał - widać było latające w środku kamienie, gałęzie i trawę. Mimo to próżnia wewnątrz małego tornada systematycznie wciągała dym, wyrzucając go wirującą szybciej górą jak przez komin. Selena stała sztywno, a po twarzy ściekały jej strużki potu. Widać przełamanie działania sfery i wywołanie drgań powietrza wymagało od niej niesamowitego wysiłku. Po dłużących się niesamowicie pięciu minutach sfera została względnie oczyszczona i mogłyście zajrzeć do środka.

Korytarz był częściowo zapadnięty, po podłodze walały się resztki szkieletów, zakurzone dywany barwiła świeża krew. Najbliżej Was leżał lilend - a raczej to, co z niego zostało, gdyż jego głowa i barki spoczywały pod oberwanym ze stropu głazem. Kawałek dalej stała z uniesionymi rękami starszawa tei'ner - w stronę jej głowy kierowała się rzeźbiona w roślinne motywy belka. Przed nią stał olbrzymi zuith, trzymając nad głową tarczę i osłaniając nią siebie i niewielką hamadriadę o zielonych, posklejanych krwią włosach. Upuszczony miecz zawisł w powietrzu. Piątego wojownika nie było widać.

Liliel wróciła do swej demonicznej postaci, burcząc pod nosem.- Nie ma z tobą zabawy... nic a nic. - Zajrzała w dół mówiąc. - Nie możesz tego sama rozproszyć, więc jak mamy im pomóc? - Succub zaczął wywijać ogonem niczym biczem, w oznace irytacji. Jej magia nie służyła do ratowania, a do niszczenia i zabijania. Spojrzała na Selenę i dodała. - Chyba nic tu po nas. Przydałaby się jeszcze jedna czarodziejka, nawet tak kiepska, jak drowka.

Selena poczuła, jak jej serce przeszywa ostre ukłucie bólu na widok martwego lilenda. Nie znała jego imienia - miana drugiej piątki nie zachowały się w zapiskach - poświęcił jednak życie w obronie swojej wyspy. A oni stracili kolejnego sojusznika. Martwił ją również brak piątego sprzymierzeńca. Czyżby leżał gdzieś pod gruzami?
 
Sayane jest offline  
Stary 24-01-2010, 14:26   #160
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kto potrafi zrozumieć zło? Kto potrafi objąć rozumiem chaos? Kto potrafi przeniknąć naturę szaleństwa?
A co dopiero mówić o ich połączeniu ?
Co można powiedzieć o wielkim kociołku pełnym gotującej się czerni i czerwień. O mieszaninie pragnień, lęków, kaprysów, koszmarów... O naturze przeżartej złośliwością i ambicjami, lękiem i bólem, pożądaniem i pogardą. To jak pogoda w górach, zmienna i nieprzewidywalna, raz słoneczna a za moment burzliwa...groźna. Na taką pogodę trzeba mieć baczenie...na Liliel również.
A dzielna drużyna wysłała jedynie Selenę do jej opieki. To był błąd...być może śmiertelny.
A na pewno kosztujący wiele nerwów Selenę.

Demonica nudziła się, więc zajęła się załatwianiem sobie rozrywki kosztem czarodziejki. Liliel usiadła blisko Seleny, podejrzanie blisko...Na twarzy Succuba pojawił się lisi uśmieszek, gdy mówiła.- Więęęęc, przyszłaś tu sama?
Selena odsunęła się nieco, nie rozumiejąc istoty tak oczywistego pytania. - Tamci poszli zbadać wieżę. Sądzę, że i my powinnyśmy skoro nic tu nie możemy wskórać. - to powiedziawszy wstała, chcąc ruszyć śladami pozostałych, Obecność sukkuba nawet w grupie była niepokojąca i niebezpieczna, a co dopiero sam na sam.
Ogon Liliel owinął się wokół kostki kobiety, gdy ona sama rzekła.- Nie ma się co spieszyć, pogadajmy...poznajmy się bliżej.
- Nie widzę potrzeby ani tym bardziej czasu na tego typu rozmowy. -
stwierdziła zimno Selena, próbując równocześnie uwolnić nogę. Dłoń odruchowo powędrowała w okolice miecza. Zamiary demona z pewnością nie były przyjazne. - Masz zamiar iść za resztą i dokończyć naszą misję, czy sterczeć tu i patrzeć? Sama zaproponowałaś zwołanie do pomocy innych magów.
- Nie mam zamiaru iść tam, a potem wracać tu.-
Liliel usiadła wygodniej ignorując dłoń na mieczu Selenu. Spojrzała na nią i spytała.- Po prostu jestem...jestem ciekawa. Czyżby ten twój ogoniasty chłopak tak bał się mnie, że puścił cię samą. Powinien, być chyba bardziej opiekuńczy, prawda?
Ogon Liliel odwinął się z kostki Seleny, a demonica przeciągnęła się tak, by podkreślić swoje walory.- Lecz...ty zrobiłaś błąd, zostawiłaś go samego z Phaere. Patrzy na nią częściej niż na ciebie, wiesz?
Selena westchnęła. - Jeśli chcesz nas poróżnić to nie tędy droga. Latien nie ma wobec mnie żadnych zobowiązań. Jeśli stwierdził, że bardziej przyda się Anzelmowi to widocznie tak jest. A ja nie będę tracić czasu na jałowe dyskusję. Chcesz pokonać thana to chodź do jego wieży, albo poczekaj tutaj - ja w każdym razie mam zamiar sprowadzić pomoc dla Versunga. - to powiedziawszy ruszyła szybkim krokiem w stronę wieży.
- Czyli jest wolny, tak? Żadnego zainteresowania nim z twojej strony?- krzyknęła Liliel do odchodzącej Seleny.
Tei'ner tylko otrząsnęła się z obrzydzeniem na myśl, że jej przyjaciel może stać się obiektem miłosnych zakusów demona.

Selena odeszła, a Liliel nie zamierzała iść za nią, wychodząc z założenia, że kapłan i reszta i tak sami tu przylezą. Niemniej demonica została sama i to było irytujące. Nie miała zamiaru siedzieć i gapić się w zamarłe czasie stworzenia. Rozłożyła skrzydła i uniosła się w powietrze zataczając coraz szersze koła, aż jej spojrzenie utknęło na czymś ciekawym. Na żywy koniu.


Był to jeden z koni sprowadzonych tu przez Anzelma. Liliel bez problemu zdominowała wolę zwierzęcia i zleciała wprost na jego grzbiet. Nie umiała jeździć konno, ale potrafiła mu wydać rozkazy i zwierzę o zduszonej własnej woli było im posłuszne. Koń zawiózł Liliel z powrotem do więzienia bandy Versunga. A succub był dumny z siebie. Co oni by zrobili bez swej Liliel? Anzelm i reszta. Biednie nieporadne istotki ..tak, to ona była tu najważniejsza. To ona zajmowała się tym, czym reszta nie potrafiła się zająć. Succub pławił się w wymyślanie coraz to bardziej pochwalnych epitetów jakim obrzuci ją reszta, jak już wrócą... Lepiej żeby wykazali choć trochę wdzięczności, dla ich dobra.

Ale i tak igraszka znudziła się Liliel po jakimś czasie. Więc wymyśliła nową, sięgając po linę zawieszoną przy siodle konia. Zamierzała połowić. Związała linę w zgrabną pętlę i cisnęła nią wprost w tajemniczą sferę. Najpierw planowała złowić martwego lilenda, wszak trochę głodna była. Ale przysypany gruzem trup, raczej był trudnym celem, zuith wyglądał na zbyt ciężkiego. Pozostała więc tei’nerka albo hamadriada do łowienia. Machając liną udało się w końcu ją na ramieniu tej zaczepić i Liliel zaczęła ciągnąć w górę machając wesoło ogonkiem.

Czemuż na to wcześniej nie wpadła? Jaka ta Liliel jest mądra, jaka sprytna i zmyślna?
Przez chwilę znów pławiła się w pochwałach samej siebie, ale gdy już była bliżej wyciągnięcia tei’nerki...napadły ją wątpliwości.
Wyciągnie i co dalej ? Jest wszak tu sama, a tei’ner nie żywią do demonów ciepłych uczuć.
Nagle Liliel olśniło. Jest tu SAMA!
Nikt nie będzie jej tu przeszkadzał gdy wyciągnie tei’nerkę i oplącze ją siecią kłamstw i swej mocy. Uzależni ją od siebie czyniąc swoją niewolnicą. Zaczęła ciągnąć powoli zmieniając postać, na odpowiednią do sytuacji.

Gdy kobieta wydostała się z kokonu magii. Powitała ją ciemnowłosa tei’nerka w skąpych szatach i z egzotyczną fryzurą.


- Witaj siostro.- rzekła z delikatnym uśmiechem i dodała.- Mamy mało czasu, a dużo do wyjaśnienia. Jestem Liliel...- po tych słowach succub zaczął pleść intrygę kłamstw, przedstawiając siebie jako dość potężną tei’nerską czarodziejkę, która opanowała moc zmiany kształtu. Opowiedziała o czarodziejce podszywającej się pod zmarłą Selenę, która za pomocą magii omamiła lilenda czyniąc go swego posłusznego sługę. Opowiedziała o tym jak dla własnego bezpieczeństwa musi udawać przed nią succuba. I o tym, że ta czarodziejka zamierza obalić thana tylko po to, by przejąć jej moc. I że tylko Liliel uwolniona kobieta może w pełni ufać.

Kłamstwa, które kiedyś zostaną wykryte, demonica wspomagała subtelnymi próbami dominacji. Oczywiście, prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Ale to Liliel mało obchodziło? W końcu to ICH wina, że zostawili ją samą. To ICH wina, że ją nic nie obchodzą. To ONI zmuszają ją do odwalania całej czarnej roboty. Była z NIMI w sojuszu i łączyły ich wspólne cele. Ale to nie znaczyło, że nie ma prawa się zabawić, kiedy nadarzy się okazja, prawda?
Poza tym, Liliel zaczynał doskwierać brak pieszczocha, i potrzebowała kogoś, kto go zastąpi.

Nigdy nie należy zostawiać succuba samej sobie. Bo nie wiadomo jakie jej pomysły mogą przyjść do głowy
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-01-2010 o 14:41.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172