Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-07-2009, 01:32   #51
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun
Badacz ekscytował się lotem na smoczym grzbiecie. Zyskał potężnego sojusznika i to tak małym kosztem. Co będzie dalej pokaże przyszłość? Potęga i władza jaką dawała Korona napewno pomoże przymusić także wielkiego gada do uległości.
- Z Koroną i smokiem jako sojusznikiem będę niezwyciężony... - Marzył Guun podziwiając rozciągający się wspaniały widok na Trzy Krainy. Daleko na północy wznosiły się niebosiężne szczyty Ognistych Gór, to gdzieś tam znajdował się cel jego wędrówki, Korona Władzy.
Z zamyślenia wyrwał badacza smok, który dość nagle obniżył lot.
- Aaaauuuu! - wrzasnął Peter, który kurczowo trzymał się pleców Guuna - Spaaaadaaamyyyyy!!!!!!!
Hanamannu tylko zaśmiał się w głos, a po chwili dołączył do niego swobodny rechot Guuna. Tylko Peter nieśmiał się bo czuł się pokrzywdzony całą sytuacją.
Smok wylądował delikatnie niczym koliber.
- I jesteśmy na miejscu - wskazał głową ogromną skalną konstrukcję mostu - Dalej musicie iść sami, tu kończą się moje możliwości.
- Dziękuję ci o potężny Hanamannu - skłonił się nisko Guun.
- Słowa podziękowań przyjmuję, ale mam nadzieję że pamiętasz o naszej umowie.
- Ależ oczywiście - zapewnił badacz - jakże mógłbm zapomnieć o wielki.
- To dobrze, bo musisz wiedzieć że mój gniew potrafi być potężny i dosięgnie cię wszędzie i nawet ta twoja Korona ci nie pomoże - zagroził smok.
- Gdzieżbym śmiał oszukać cię o wspaniały - słodził i uspokajał gada Guun, pod przenikliwym spojrzeniem gadzich ślepi czuł się bardzo niepewnie.
- Mam taką nadzieję... a teraz ruszajcie, szkoda czasu.
- Bywaj o wielki Hanamannu - pożegnał się badacza.
- Do zobaczenia - odrzekł Hanamannu.
Peter także pokłonił się bojaźliwie i obaj mężczyźni ruszyli w stronę Kamiennego Mostu. Już z daleka dostrzegli górującą nad nimi sylwetkę Strażnika. Miał kilka metrów wzrostu i był uzbrojony w wielki błyszczący topór.
- Cóż za szczęście, że ta księga trafiła w moje ręce - pomyślał Guun zbliżając się do Strażnika - Niewyobrażam sobie co bym zrobił, gdyby nie formuła którą znalazłem
Stażnik także zaczął iść w ich stronę. Stukot jego kroków niósł się po moście. Guun próbował zapanować nad strachem i przyjąć postawę dominującą. Nie było to łatwe tym bardziej, że biedny Peter cały czas biadolił nad uchem.
- Ale pamiętasz panie całą formułę pytań?
- Tak - odparł tracąc powoli cierpliwość Guun.
- I napewno się panie nie pomylisz... bo aż strach pomyśleć co by wtedy z nami było.
- Tak wszystko pamiętam... Cicho już bo Strażnik się zbliża.
Górujący nad mężczyznami wojownik zatrzymał się kilka metrów przed nimi i dudniącym głosem zapytał:
- Dokąd to?
- Do domu - odparł bez wahania Guun.
Badacz zauważył po ruchach Strażnika wyraźne zdziwienie, że ktoś zna prawidłową odpowiedź na pierwsze pytanie.
- A któż ty? - spytał ponownie.
- Jam Telmessos, twój pan. - odparł i tym bez wahania.
Strażnik pokłonił się i oparł trzonek topora o ziemię i spojrzał bacznie na obie postacie. Jego oczy, ledwo widoczne przez przełbicę śliniły żółtym hipnotycznym blaskiem.
- A ten to kto? - spytał po raz trzeci Strażnik.
Guun już chiciał powiedzieć, że to Peter młody kapłan, ale aż ugryzł się w język. Tak mało brakowało a cały trud wędrówki został by zaprzepaszczony. Odpowiedź na trzecie pytanie była inna i Guun w porę zorientował się w podstępie Strażnika.
- Korona Władzy - odparł już mniej pewnie badacz, miał cichą nadzieje, że słowa kapłana zapisane w starym woluminie nie okażą się bezużytecznym stekiem kłamstw.
Strażnik pokłonił się jescze raz i rzekł:
- Droga wolna panie!
Guun także się pokłonił i ruszył przed siebie. Peter także ruszył za badaczem, ale Strażnik natychmiast zareagował. Błyskawicznym ruchem uniósł topór w górę i stawiając go na sztorc zablokował Peterowi drogę.
- A ty dokąd? - ryknął Strażnik.
- Ja...jaa.. Ja jestem z nim - wybełkotał Peter.
- Won - wrzasnął wojownik i uderzył kapłana płazem topora. Mężczyzna poleciał kilka metrów w tył. Gdy się podniósł spojrzał błagalnie Guun.
- Cóż za kretyn! - westchnął badacz - Nic mu już nie pomogę, szkoda mojego cennego czasu
Guun poraz ostatni spojrzał na Petera i ruszył przed siebie.

Badacz nadał sobie duże tempo, teraz bez ciężaru jakim był dla niego młody kapłan mógł węrdrować właściwym dla siebie tempem. Mijały godziny a monotonny krajobraz się nie zmieniał. Równa kamienna barierka poprzecinana co pięćset metrów zakolami kolumn. Słońce chyliło się ku zachodowi. Guun stwierdził, że dalszy marsz nie ma sensu. Przyda mu się kilka godzin snu i jakiś skromny posiłek. Doszedł jeszcze do kolejnego zakola kolumny podtrzymującej most i tam zatrzymał się na popas.
Usiadł zdjął buty i wyjął skromne zapasy jakie otrzymał od Petera. Kilka sucharów i kawałki suszonego mięsa. Popił to wszystko wodą i ułożył się do snu.
Zasnął nadspodziewanie szybko. Śnił o Koronie Władzy i o tym jak leci na Hanamannu nad swoją ojczyzną i wzbudza ogólny podziw i respekt.
Obudził go głośny dźwięk. Po przebudzeniu nie mógł początkowo zlokalizować jego źródła. Dopiero po chwili podszedł do barierki i spojrzał w dół.

W jasny blasku księżyca Guun dojrzał dramtyczną sceną. Rzeczna maszkara wynurzyła się z głębin. Była wprost gigantyczna. Wzrostem jaszczur przewyższał Kamienny Most. I gdyby nie to że był on zajęty polowaniem na niewielką łódź pewnie już dawno zauważył i zaatakował Guuna.
Badacz schował się za kamienną barierkę i wtedy usłyszał delikatny kobiecy głos wzywający pomocy:
- Ratuuuunkuuu!!!! Pomocy!!!


Thorius
Krasnoludy zmęcozne walką chwilę naradzały się co robić. Ponaglany przez króla gargulców, głos zabrał Thorius. Pokraczny władca słuchał uważnie słów brodatego wojownika.
- Lepiej mów, chyba że wolisz zakończyć swój żywot w tej chwili, tak jak twoi poddani?! - zakończył groźnym pytaniem Thorius.
Władca namyślał się dłuższą chwilę, a potem wyharczał.
- Źggrrrllle kapghhhrrrłaniii zabgrrrrrhhalii
- A więc to oni sprzątnęli nam skarb sprzed nosa - Grumil splunął na posadzkę - A psia ich jucha.
- Noooghhh! - przytaknął król.
Osamotniony władca pokracznych stworów najwyraźniej stracił chęć do dalszej walki z krasnoludami. Widok pobojowiska mówił sam za siebie, a buńczuczna mowa Thoriusa dopełniła czary goryczy, którą przyszło wypić królowi. Krasnoludzi spojrzeli po sobie, wtem usłyszeli że za drzwi dobiega odgłos czyichś kroków. Na znak Grumil stanął przy ścianie koło wrót, by zaskoczyć przybysza. Thorius natomiast zajął pozycję na przeciwko drzwi, gotowy do odparcia ewntualnego ataku.
- Nagash, nagani nagashi - usłyszał znajomy głos. Teraz było on bardzo słaby i harczący.
- To znowu on - szepnął do Grumila.
- Żywotne bydle - skomentował krasnolud.
Po słowach kapłana gargulec i jego czterej pozostali przy życiu poddani pochylili głowy i zaczęli iść w stronę drzwi. Zatrzymali się parę metrów od nich.
- Ugrrrhhcieeekahhhgjcie - warknął pokraczny król - Toooohh zhhhłyyy kaahaaapagrrrłłłaaann.
Krasnoludzi spojrzeli ponownie po sobie i schowali się w ciemnym kącie komnaty. Stamtąd obserwowali wejście ciężko rannego kapłana, który jakimś cudem przeżył spotkanie z Puszkiem. Szedł wolno, podpierając się swoją laską. Z wielu ran wręcz lała się z niego krew. Już na pierwszy rzut oka widać było że jest w stanie agonalnym. Mimo to pewnie podszedł do króla gargulców i wyjęczał:
- Otwieraj wrota.
Król, potulny jak baranek, pokłonił się i wyciągnął za pasa ciężki, bogato zdobiony klucz. Podszedł z nim do ukrytych we wnęce wrót i otworzył je. Oczom krasnoludów okazało się cudowne ciepłe i jasne światło, które wręcz prosiło się by w nie wkroczyć. Na poranionej twarzy kapłana pojawił się delikatny uśmieszek:
- Nareszcie.
Podszedł powoli w stronę wrót i wszedł w smugę jasnego światła, by zniknąć po chwili.

Elrix
Smokowiec na różne sposoby próbował pertraktować z małymi ludzmi. Wiedział z opowieści, że trzeba postępować z nimi bardzo ostrożnie, gdyż są aż nazbyt wrażliwi i potrafią uprzykrzyć życie.
Elrix wyjaśnił obudzonej Laurze zaistniałą sytuację. Po tym jak ucichła na chwilę wrzawa wśród liliputów Elrix wyrzucił z siebie na jednym wdechu:
- Są zirytowani naszym niezapowiedzianym pojawieniem się tutaj. Wyjaśniam właśnie, że jesteśmy tylko zbłąkanymi wędrowcami, którzy szukają pomocy i bezpiecznego noclegu - dokończył patrząc na stojącego z wypiętą piersią człowieczka, który najwyraźniej zastanawiał się co zrobić z niespodziewanymi gośćmi.
Nagle zapanował niepokojąca cisza. Mali ludzie utowrzyli zwarty krąg i najwyraźniej się naradzali. Dało się słyszeć przekomarzanie się i zażartą dyskusję. Po niecałej minucie liliputy naradziły się i przed szereg wyszedł ponownie ich przywódca.

Z zawziętą miną, mającą budzić postrach i grozę rzekł:
- Cóż! Nie da się ukryć, że naruszyliście nasze granice...
- Oj nie da, nie da - poparł go tłumek z tyłu.
- ...a skoro tak to naszym starożytnym obyczajem należy się nam...
- A jakże!!! Pewnie, że się należy! - wrzasnął ktoś z tyłu.
- A jak! Należy się jak psu buda! - dodał następny.
- Cssss- przywódca uciszył współplemieńców - Należy się nam... - tu zrobił dramatyczną pauzę - ...MYTO! - wrzasnął na koniec.
Rozochocony tłum podchwycił słowa wodza i już po chwili wszyscy wrzeszczeli:
- Myto! Myto! Myto!
Elrix aż złapał się za głowę.
- I co teraz? - pomyślał - Nie ma nic na handel, a trzeba jakoś tych natrętów przekupić
Za nim smokowiec zdążył zabrać głos, z głębi zboża wybiegł jeszcze jeden liliput. Zdyszany dopadł do wodza i szybko przekazał mu coś na ucho. Cały tłum zamarł w kompletnej ciszy, oczekując słów przywódcy. Ten podrapał się po rudej brodzie:
- No cóż zaszłe nowe okoliczności w waszej sprawie - zaczął - Wasi wrogowie są już tuż, tuż...
Jakby na potwierdzenie słów liliputa, do uszu Elrixa doszedł niezbyt odległy tętent kopyt.
- Dlatego też - kotynuował wódź - proponuję wam pomoc. Udacie się z nami do naszego królestwa. Pomoc odrazu powiem, żeby później nie było, bo my niewiedzieliśmy, bo myśleliśmy. Pomoc nie jest charytatywna. Jest płatna i do odrazu też zaznaczę bardzo słono płatna. Co do ceny to się jeszcze dogadamy, teraz nie ma na to czasu. To jak decydujecie się? - zakończył pytaniem wódź liliputów.
Elrix spojrzał na Laurę, a ta na smokowca.
- No jak co tak stoicie? - ponaglał liliput - Idziecie czy nie?
 
brody jest offline  
Stary 09-07-2009, 22:20   #52
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Doskonale. Wszystko układa się doskonale. A teraz pozbyłem się jeszcze tego zbędnego balastu – pomyślał Guun. Właśnie minął potężnego Strażnika, a młody kapłan, Peter pozostał z drugiej strony, odepchnięty przez olbrzyma.
Cóż za indolencja, jak można być tak głupim – zastanawiał się badacz, starając się ignorować krzyki Petera, wzywające Guuna do powrotu, przypominające o umowie i błagające o pomoc w minięciu Strażnika.

Guun oddalał się szybko od miejsca, w którym znajdował się Strażnik. Teraz, bez Petera mógł podróżować znacznie szybciej. Dla zabicia czasu liczył mijane kolumny, które wyrastały z barierek ograniczających most w równych, pięćsetmetrowych odstępach. Po trzydziestu dwóch znudziło mu się. Zaczął rozmyślać o tym jak wróci do Ludzkich Królestw z Koroną Władzy na głowie, lecąc na grzbiecie Hanamannu, wielkiego gada.

Do wieczora pokonał szmat drogi, jednak nadal nie widać było krańca mostu. Zarówno przed, jak i za sobą widział prostą jak strzała drogę zwężającą się ku horyzontowi. Natomiast po obu stronach mostu niezmierzone połacie połyskującej szmaragdowo tafli Wielkiej Rzeki, leniwie niosącej swe wody.
Rozłożył się popasem pod jedną z kolumn. Ściągnął buty i odstawił je na bezpieczną odległość, wyciągnął strudzone nogi i dla relaksu poprzebierał palcami u stóp. Z zanadrza wyjął pożywienie, które swego czasu kupił od Petera i zajął się pałaszowaniem suchara i kawałka suszonego mięsa. Mimo swojej prostoty, głodnemu Guunowi jedzenie smakowało wybornie. Zjadł i oparł się o kolumnę. Już po chwili spał.

Pod nim przesuwał się pagórkowaty krajobraz, gdzieniegdzie ku niebu wzbijały się dymy z ludzkich osad. Zmierzał w kierunku miasta zlokalizowanego u podnóża wielkiej spiczastej skały. Znowu był w swoim świecie. Wzgórza pod nim to Antae, w południowym Rothennie. Miasto, do którego leciał to Kove u stóp Antuańskiej Iglicy. Hanamannu obniżył lot, tak że przeleciał tuż nad dachami domów. Ludzie w panice uciekali we wszystkie strony. Mentalnym rozkazem skierował smoka ku kompleksowi białych budynków o złoconych dachach. Po chwili siedziba duchowego przywódcy Kultów stała w płomieniach.

- Uklęknijcie przed nowym bogiem – krzyknął Guun, a jego głos wzmocniony tysiąckrotnie niósł się nad całym miastem i okolicą. – Oto nadchodzę, Pan Zniszczenia, Jedyny i Wszechwładny Władca Świata! Na moich skroniach Żelazna Korona, a Ognista Bestia moim wierzchowcem. Oddajcie pokłon nowemu panu!

Zatoczył kilka kół nad miastem, przy okazji podpalając większość świątyń malakarskich bogów. Potem spopielił oddział łuczników, którzy nieopatrznie starali się trafić jego lub smoka. Przygotowywał się do lądowania na szczycie Iglicy, gdy usłyszał wołanie o pomoc.


Otworzył oczy. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co robi. Rozglądnął się. Leżał pod kolumną na moście. Tylko skąd ten krzyk? Zaczął nasłuchiwać i dopiero po chwili zorientował się, że wołanie dobiega z dołu. Zza barierki, a więc pomocy wzywał ktoś znajdujący się daleko w dole, na rzece.

To co ujrzał w świetle księżyca, zmroziło mu krew w żyłach. Z odmętów rzeki wynurzała się potworna, oślizgła istota. Cała pokryta szlamem ociekającym z opalizujących łusek, miała szeroką na kilka metrów paszczę pełną ostrych, poczerniałych zębów, kilka wijących się we wszystkich kierunkach macek, dwa wielkie zakończone szponami ramiona i pomarańczowe, płonące wewnętrznym ogniem oczy. Naprzeciw niej w maleńkiej żaglowej łódce, w porównaniu z bestią małej niczym łupina orzecha stała kobieta. To ona wzywała pomocy. Guun patrzył na tą scenę jak zahipnotyzowany. Nie mógł nic zrobić, gdyby miał możliwość wezwania smoka, zrobiłby to. Jednak nie miał żadnej możliwości działania. Stał i patrzył jak rzeczna maszkara wzbijając potężną falę rusza w stronę żaglówki. Kobieta krzyknęła piskliwie i niemal nie wypadła do wody, z chyboczącej się łódki. Bestia pochyliła się nad łodzią i zaczęła wyciągać ramiona aby ją zgnieść. Guun spisał kobietę na straty i właśnie się odwracał aby nie patrzeć na jej śmierć, gdy nagle coś błysnęło i huknęło. Badacz natychmiast powrócił do oglądania nierównej walki. Najwyraźniej kobieta nie była tak bezbronna na jaką wyglądała. Musiała dysponować wielką mocą, gdyż uderzyła w potwora wielkim ognistym pociskiem, który rozprysnął się na jego piersi. Bestia cofnęła się i wydała ryk, od którego Guunowi niemal popękały bębenki w uszach. Kobieta uderzyła kolejną kulą ognia, tym razem trafiła w lewe ramię. Potwór uniósł się z wody, tak że jego ochydna głowa znajdowała się powyżej mostu. Guun poczuł woń zgniłych ryb i mułu. Mimowolnie skulił się za kolumną. Potwór zaryczał jeszcze raz i z furią runął na łódkę, mając nadzieję zgnieść ją samym swoim ciężarem. Zignorował kolejną ognistą kulę, która go trafiła i w potężnym rozbryzgu wody zmiażdżył łódź. Czarodziejka krzycząc wyleciała w powietrze, tylko po to aby zostać pochwyconą przez jedną z wijących się macek. Miała jeszcze na tyle sił, aby z bliska porazić potwora piorunem. Trafiony w głowę wierzgnął w szoku spowodowanym porażeniem i wyrzucił kobietę w kierunku mostu, a sam powoli zanurzył się w wodnej otchłani. Czarodziejka bezwładnie przeleciała nad barierką i upadła na drogę, zaledwie kilka kroków od Guuna. Ten popatrzył na taflę wody, na której unosiło się teraz tylko kilka desek ze zniszczonej łodzi. Potem szybko podbiegł do leżącej kobiety. Była nieprzytomna i cuchnęła mułem.



Jak ja nie cierpię ryb – pomyślał Guun, oglądając kobietę. Miała nie więcej niż trzydzieści lat, ciemne włosy i pucułowatą twarz. – Kiedy odzyska przytomność wypytam ją o tego stwora. Jest niemal tak potężny jak smok... A skoro jest magiczką, może wie coś o Talizmanie. Teraz niech odpocznie.

Guun przeciągnął kobietę pod filar, pod którym wcześniej odpoczywał, ułożył wygodnie i czekał aż oprzytomnieje.

- Jestem Guun – powiedział i przyjaźnie się uśmiechnął, gdy kobieta w końcu otwarła oczy. – Nie musisz się mnie obawiać. Pomogłem Ci, gdy upadłaś na most. Kim jesteś i z czym walczyłaś?
 
xeper jest offline  
Stary 10-07-2009, 09:06   #53
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
GUUN

Guun przeciągnął kobietę pod filar, pod którym wcześniej odpoczywał, ułożył wygodnie i czekał aż oprzytomnieje.
- Jestem Guun – powiedział i przyjaźnie się uśmiechnął, gdy kobieta w końcu otwarła oczy. – Nie musisz się mnie obawiać. Pomogłem Ci, gdy upadłaś na most. Kim jesteś i z czym walczyłaś?
Kobieta nie reagując na słowa Guuna wstał i zaczęła rozglądać się wokół.
- Gdzie moja sakwa? - wrzasnęła w końcu.
- Pewnie zatonęła wraz z twoją łodzią - odparł spokojnie badacz.
- O nie! - kobieta rzuciła się do barierki i spojrzała w dół. Guun podszedł za nią i także rzucił okiem na roztrzaskane resztki kawałki żaglówki. Oboje dostrzegli po chwili, że skórzana sakwa unosi się na jednym z fragmentów łódki.
- O tam jest widzisz? - krzyknęła z podniecenia.
- Myślę, że szanse na jej odzyskanie są raczej nie wielkie. Ten stwór może nadal czyhać pod powierzchnią wody.
- Masz rację... - kobieta zamyśliła się - Masz panie może linę?
- Przykro mi ale niestety nie, a nawet gdyby to jesteśmy jakieś piędziesiąt metrów nad talfą wody.
- O nieeee - krzyknęła ponownie kobieta, wychylając się jeszcze bardziej za barierkę - To koniec.
Guun ujrzał jak skórzana sakwa zsuwa się z dryfującej belki i zostaje zatopiona następną falą. Po chwili znikął w głębinach Wielkiej Rzeki.
Czarodziejka chwyciła się za głowę ze zmartwienia i usiadła przy barierce.
- To koniec... - szepnęła, nie wiadomo czy bardziej do siebie czy do Guuna.
Badacz stał nad kobietą lekko zdeprymowany całą sytuacją. Chciał ją pocieszyć, bo mógł sobie wyobrazić czy może być strata czegoś bardzo cennego. Gdy pomyślał, że w podobny sposób mógłby utracić swój wolumin Asatora „Tuudis Hern Avaris”, który już nie raz pomógł mu w krytycznej sytuacji, aż przeszły go ciarki. Litowanie się jednak nad obcymi ludźmi nie leżało w jego naturze.
Guun schylał się właśnie po swoje buty, których przez to całe zamieszanie nie zdążył włożyć, gdy dostrzegł coś co wprawiło go w ogromne zdumienie, a jednocześnie wielką radość. Na szyi czarodziejki połyskiwał w bladym blasku księżyca Talizman.

- Czy to możliwe? Czyżbym miał aż takie szczęście, że Talizman sam wpada mi w ręce. A może to kolejna podróbka? Nie ten napewno jest prawdziwy - pomyślał Guun.
- Na kły Zurry! A niech mnie, to napewno on! - ostatnie słowa wyrwały mu się chyba, aż nazbyt głośno.
- Co takiego panie? O czym mówisz? - spytała czarodziejka wstając.
Teraz gdy kobieta stała naprzeciwko niego, a Talizman spoczywał swobodnie na jej piersi badacz nie miał żadnych wątpliwości, że ten jest prawdziwy.
- Nic ci nie jest panie? - rzekła do Guuna który aż nazbyt natarczywie wpatrywał się w jej dekolt.

ZAJRZYJ DO KOMENTARZY
 

Ostatnio edytowane przez brody : 11-07-2009 o 10:39. Powód: dopisek
brody jest offline  
Stary 11-07-2009, 15:59   #54
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Dwójka podróżników popatrzyła na siebie i niemal równocześnie wzruszyła ramionami. Alternatywy były żadne, a propozycja liliputów co najmniej interesująca.
- Dobra, idziemy z wami, ale dokąd niby? Bez urazy, ale nie wygląda na to abyście tu mieli jakąś twierdzę, a przynajmniej nie taką do której byśmy się zmieścili. - Smokowiec ruszył za gromadką niewielkich wojowników, patrząc uważnie pod nogi aby przypadkiem któregoś nie nadepnąć.
- Ha! Spodoba wam się jak myślę.
- Spróbowało by się nie podobać! - syknął jeden z niebiesko-skórych, ale tym razem pozostali nie podjęli tematu, zbyt skupieni w obliczu nadciągającego niebezpieczeństwa.
- Na pewno nam się spodoba, ale wciąż nie wiem gdzie idziemy.
- Nasza siedziba rzeczywiście nie jest przystosowana dla wielkoludów i nie możemy jej powiększyć na poczekaniu, ale możemy dostosować was do odpowiednich rozmiarów.
- Jak to? - spytała zdezorientowana i trochę zła Laura. Obudzona w środku nocy, po zdawałoby się kilku chwilach odpoczynku i prowadzona w kompletnych ciemnościach w niewiadomym kierunku chciała wreszcie dowiedzieć się czegokolwiek o ich sytuacji.
- Nair'ac gereth, pył z kwiatu paproci, odpowiednio spreparowany i zaklęty sprawi że nabierzecie normalniejszych rozmiarów - tłumaczył przez ramię wódz małych ludzi. - Jaszczur bezskutecznie przeszukiwał wspomnienia, ale chyba nigdy o tym nie słyszał. Mimo niewielkiego wzrostu swych przewodników utrzymywali niezłe tempo, ale i tak raz po raz oglądali się zaniepokojeni przez ramię, spodziewając się zobaczyć nadjeżdżających konnych.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił niespodziewanie skrzat, gdy dotarli do stóp potężnego dębu rosnącego na niewielkim wzniesieniu. Podziwiali przez chwilę potężny pień i rozłożystą koronę, tak gęstą że nawet w najbardziej bezchmurny dzień nie przebijał jej z pewnością żaden promień światła. W plątaninie grubych korzeni wijących się u stóp drzewa Elrix dostrzegł coś co mogło być wejściem do tunelu.
- Gotowi? - spytał i nie czekając na odpowiedź zaczął mamrotać coś pod nosem i rozrzucać przed sobą srebrny piasek z niewielkiej sakiewki. Smokowiec i Laura wpatrywali się w połyskujące u ich stóp punkciki, niemal zahipnotyzowani ich migotaniem i monotonnym głosem człowieczka przed nimi. Po chwili oboje zamrugali, po raz kolejny tej nocy patrząc na siebie z zakłopotaniem i odwrócili się do przywódcy małych wojowników. Jakież było ich zaskoczenie, gdy okazało się że patrzą mu w oczy z niemal równej wysokości, a ze wszystkich stron otacza ich prawdziwy las trawy, poprzecinanej monstrualnych rozmiarów korzeniami. Rosnący nieopodal dąb przesłaniał całe niebo.
- Jak... - zaczął Elrix, ale zorientował się że mówi do pleców znikającego w tunelu człowieczka. Pozostali nie dali im czasu do namysłu, ponagleniami i szturchnięciami wprowadzając w ciemność. Przynajmniej wciąż jestem wyższy od nich - pocieszał się w myślach smokowiec, maszerując w słabym świetle zapalanych dookoła pochodni.
 
MadWolf jest offline  
Stary 12-07-2009, 18:03   #55
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Nagash, nagani nagashi - Thorius usłyszał znajomy głos. Teraz był on jednak bardzo słaby i charczący. Widać, po stoczonych bojach nie pozostało mu już wiele sił.
- To znowu on - szepnął do Grumila.
- Żywotne bydle - skomentował krasnolud.

Gargulec i jego czterej pozostali przy życiu poddani pochylili głowy. Widać bali się kapłana. Z uniżeniem, i wyraźną poddańczością zaczęli iść w stronę drzwi. Król Gargulców zatrzymał się, a jego podwładni zrobili podobnie. W końcu jakaś hierarchia panuje nawet w takim społeczeństwie jak to.
- Ugrrrhhcieeekahhhgjcie - warknął pokraczny król do krasnoludów- Toooohh zhhhłyyy kaahaaapagrrrłłłaaann.

Brodacze spojrzeli ponownie po sobie i schowali się w ciemnym kącie komnaty. Kroki stawały się coraz głośniejsze, podobnie jak stukot sękatej laski. Posapywanie ustało na chwilę. potem drzwi, uprzednio zamknięte przez krasnoludów, otwarły się ponownie. Stanął w nich kapłan w całej "okazałości". Okazałość ta była tu jednakże względna, gdyż poszarpane ubranie wisiało na nim, z kilku ran sączyła się jeszcze krew. Kilka siniaków i podbite oko trochę ograniczały jego zdolności, ale nie dawał tego po sobie poznać.
Jakimś cudem przeżył spotkanie z Puszkiem. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest w stanie agonalnym. Mimo to pewnie podszedł do króla gargulców i wyjęczał:
- Otwieraj wrota.

Król, który skulił się jak nieposłuszny pies, wyglądał teraz żałośnie. Skulony tak, że kapłan patrzył na niego z góry, pokłonił się praktycznie sięgając szpiczastym nosem jego butów. Zza pasa wyciągnął ciężki, bogato zdobiony klucz. Podszedł z nim do ukrytych we wnęce wrót i otworzył je.

Krasnoludzi dopiero teraz zdali sobie sprawę o istnieniu tychże wrót. Wcześniej, ogarnięci ferworem walki, praktycznie nie zauważali nic poza rozlewającą się posoką i padającymi ciałami.
Oczom Thoriusa i Grumila ukazało się cudowne, ciepłe i jasne światło, które wręcz prosiło się by w nie wkroczyć. Przypominało coś na kształt domowego ogniska. Ciepło wręcz biło z korytarza.

Na poranionej twarzy kapłana pojawił się delikatny uśmieszek:
- Nareszcie.
Podszedł powoli w stronę wrót i wszedł w smugę jasnego światła, a po chwili zniknął.
Dopiero, gdy kroki ucichły, obaj krasnoludzi wychynęli z cienia.
- Widziałeś, co tam było?
- Nie. To światło było zbyt jaskrawe.
- To co robimy?


Thorius pogładził się po brodzie, zmuszając zmęczony umysł do wysiłku.
- Jesteśmy już tak daleko. Pójdziemy dalej za nim...
- Ale co dalej? A co jeśli nas zauważy?
- Jest zmęczony. A nas jest dwóch.
- Ale...
- Nie mów, że z krasnoludzkiego wojownika zamieniłeś się w brodatą babę!
- No... Nie! Masz rację, co ja gadam! Idziemy!


Obaj podeszli do króla Gargulców. Nadal jeszcze kulił się trochę, najwyraźniej nieświadomy, że kapłan dobywszy swego celu, raczej już tu nie wróci. Planował właśnie zamknąć drzwi, gdy Thorius przemówił.
- Hej, królu!
- Thhhahhhakkk?
- Nie zamykaj jeszcze! Idziemy za nim.
- Toooohh zhhhłyyy kaahaaapagrrrłłłaaann...
- Tak, to już mówiłeś. Jeśli jednak chcesz żyć w spokoju z czwórką swoich poddanych to lepiej nam pomóż. Przydałyby się jakieś informacje na temat tego, co tam na nas czeka.


Gargulec zastanawiał się przez chwilę. Najwidoczniej korciła go wizja pozbycia się tego kapłana na dobre. Widział brodaczy w boju, sam więc mógł ocenić ich szansę. Chociaż, gdyby im się nie udało, to miałby wiele kłopotów ze strony kapłana. Na jego pysku widać było tę walkę, owocną w strach przed złym człowiekiem i nadzieję na jego pokonanie przez dwóch brodaczy.
Thorius postanowił przerwać rozmyślania króla Gargulców. Spieszyło im się...
-To jak, zgoda? - rzucił , po czym wyciągnął prawą rękę, na którą napluł. Tak, jak w zwyczaju miał czynić krasnolud, by przypieczętować umowę...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 14-07-2009, 19:03   #56
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Wybacz, pani – Guun udał zażenowanie zaistniałą sytuacją. Odwrócił wzrok i zaczął coś kombinować przy rzemieniu, służącym do sznurowania lewego buta.

Talizman. To jest Talizman. A ja nie mam niczego, czym mógłbym za niego zapłacić. Oczywiście w sytuacji gdy magiczka byłaby chętna go sprzedać... Zaatakować jej nie mogę. Skoro ta rzeczna bestia nie dała jej rady, to co dopiero taki ktoś jak ja. Gdybym mógł wezwać Hanamannu. On poradziłby sobie z czarodziejką bez problemu Guun po raz kolejny żałował, że nie ma władzy nad smokiem. Jeszcze nie ma...

- Nadal nie podałaś mi swego miana. Tam skąd pochodzę, takie zachowanie uważane jest za niegodne – zwrócił się do kobiety, tym razem grzebiąc w prawym bucie.
- Elltharion... Nazywam się Elltharion – powiedziała kobieta, znów wychylając się za barierkę, być może w nadziei, że dojrzy gdzieś swoją sakwę. Bezskutecznie. W końcu zrezygnowana usiadła obok Guuna i ukryła twarz w dłoniach. – Wszystkie stracone. Medicum anheris, Herbalia i najcenniejsza ze wszystkich: Historia Trzech Krain Elmeryka Światłego. Czy zdajesz sobie sprawę ile była warta? Jedna z dziesięciu kopii...
- Wybacz, ale nie jestem stąd. Nie wiem o czym mówisz.
- Księgi. W tym worku, który zatonął były niezwykle cenne księgi dotyczące zagadnień z zakresu medycyny i ziołolecznictwa oraz właśnie jedna z dziesięciu kopii Historii Trzech Krain...
- Aha – przerwał Guun. – Skoro jesteś uczona, to czy możesz mnie oświecić w sprawie tej bestii, z którą walczyłaś. Co to było i dlaczego Cię zaatakowało?
- Jeden z potworów zamieszkujących głębiny Wielkiej Rzeki. Nie pamiętam jego nazwy, ale chyba był to jeden z mniejszych. – A zaatakował mnie bo po prostu płynęłam przez Rzekę. Chciałam w ten sposób uniknąć Strażnika, który pilnuje... – przerwała nagle, uświadamiając sobie, że rozmawia z kimś kto musiał przejść obok Strażnika. – Jak to zrobiłeś?
- Co? – spytał Guun zaskoczony pytaniem.
- Minąłeś Strażnika. Ja trzykrotnie próbowałam przejść obok niego. Za pierwszym razem starałam się odpowiedzieć na pytania. Nie udało się. Drugim razem chciałam z nim walczyć, jednak okazało się, że jest odporny na moją magię. Za trzecim razem posunęłam się do podstępu, użyłam czaru niewidzialności. Jednak i to nie podziałało. Więc pływam przez Rzekę ryzykując życiem. Ale Rzeka też jest pod wpływem czaru Czarnoksiężnika i nie da się jej łatwo sforsować. Czego właśnie byłeś świadkiem. Więc jak minąłeś Strażnika?
- Odpowiedziałem na jego pytania – szczerze odparł Guun, znacząco wskazując palcem na swoją głowę. – Trzeba mieć tu... A teraz moje pytanie. Też szukasz Korony Władzy? Widzę, że masz na szyi przedmiot niezbędny aby przejść Dolinę Ognia.
- Nie, nie jestem poszukiwaczką Korony. Nie pociąga mnie władza. Służę ludziom lecząc ich. To sens mojego życia. A to nie jest Talizman – zaczęła obracać wisiorek w palcach. – To amulet chroniący przed urokami. Jest magiczny ale w Twojej misji, jak sądzę zupełnie nieprzydatny.
- Rozumiem. Już miałem nadzieję, że udało mi się znaleźć Talizman. Wiesz, on jest niezbędny – podkreślił. – Nie wiesz może gdzie mógłbym go zdobyć?
- Wiem o jednym takim miejscu. I zupełnie przypadkowo do niego zmierzam – zaśmiała się. – Mówię o Zamku w Wewnętrznej Krainie. Mieszka tam Książę Gaspar, a na jego dworze służy gnom, na którego wołają Szlurtendumps. Myślę, że on mógłby Ci pomóc. Jest magikiem i jubilerem, a w wolnym czasie kolekcjonuje różne błyskotki. Powinien coś wiedzieć na temat tego Twojego Talizmanu.

Na to wygląda, że przez jakiś czas będziemy towarzyszami podróży. Miejmy nadzieję, że jest trochę lepszym wędrowcem niż ten głupi kapłan, Peter. Z tego, że będziemy podróżować razem wynikają same korzyści. Jest czarodziejką, i to dosyć wysokiej rangi jak miałem okazję się przekonać. W jej towarzystwie będę bezpieczny. Poza tym jest kobietą i to niczego sobie... Dawno nie byłem z kobietą, a podczas wspólnej drogi może nadarzy się okazja – uśmiechnął się do własnych myśli. Elltharion zauważyła jego uśmiech.

- Z czego się cieszysz? – spytała.
- A nic... – mruknął Guun, przybierając poważną minę. – Właśnie miałem Ci zaproponować wspólną podróż do tego Zamku. Co Ty na to?
- Dobrze – odpowiedziała po chwili namysłu. – Ale nie myśl sobie, że skoro ze mną podróżujesz to Ci wszystko wolno. O nie! Nie jestem łatwa...
- Na kły Zurry! Nawet mi to przez myśl nie przeszło – znów poprawił coś przy bucie. – Przeklęty rzemień...

Rankiem, gdy tylko wstało słońce zjedli resztę jedzenia jakie miał Guun i wyruszyli w kierunku Wewnętrznej Krainy. Po kilku godzinach forsownego marszu, jak się okazało Elltharion była równie zaprawiona w maszerowaniu co thoertiański legionista, daleko przed nimi pojawił się wysoko sklepiony łuk, znaczący koniec Kamiennego Mostu. Minęło jeszcze pół godziny i Guun postawił stopę na ziemi Wewnętrznej Krainy.
 
xeper jest offline  
Stary 15-07-2009, 23:13   #57
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Elrix
Smokowiec i Laura weszli w głąb ziejącej ciemnością dziury w korzniach dębu. Ledwo znaleźli się w środku odczuli nagłą zmianę temperatury. Wewnątrz panował miły piwniczny chłód. Jeden z liliputów zapaił zapałkę, to znaczy pochodnie i oczom przybyszy ukazał się bogato zdobiony korytarz. Przywódca nie czekał ani chwili i już był kilka kroków przed nimi.
- No na co czekacie? Na zwiedzanie będzie czas później. Teraz czeka was spotkanie z naszym królem. To taki obowiązek. Wszyscy obcy muszą się spotkać z naszym władcą.
Smokowiec i Laura przytaknęli tylko i ruszyli w głąb korytarza. Byli teraz na łasce tych małych ludzi i musieli się im podporządkować.
Elrix był pod wielkim wrażeniem sprawności i gunsztu artystycznego liliputów. Ozdoby w korytarza naprawdę robiły wrażenie. Liczne płaskorzeźby przedstawiające dzieje rodu mały ludzi były fenomenalne.
Nie było jednak na to czasu, bo już po kilku następnych krokach cała grupa znalazła się przed ciężkimi drzwiami.
Przywódca grupy zastukał kołatką ozdobioną rzeźbą, przedstawiającą pysk jakiegoś zwierzęcia.
W odpowiedzi usłyszał:
- Wlazł!
Liliputy weszły do rozległej i wysokiej jak na ich standarty sali. Cała komnata była zagracona najrozmaitszymi rzeczami wielkich ludzi. Elrix dostrzegł nożyce krawieckie, damski trzewik, kolorowe wstążki, lusterko i coś co wyglądało jak podziurawiony nocnik.
Liliputy zbliżyły się do tronu władcy i pokłoniły się. To samo uczynili przybysze. Król, brodaty niebieski liliput, wyglądający na jeszcze bardziej wrednego niż przywódca grupy z którą tu przyszli, wpatrywał się bacznie w przybyszy.
- Panie przybyli z nami obcy.
- Widzę - odparł lakonicznie monarcha - A co oni tu robią?
- Ktoś ich ściga i poprosili nas o pomoc, więc pomogliśmy.
- A jaką obiecali zapłatę za naszą pomoc? - spytał król głaszcząc się po brodzie.
- Nie było czasu, żeby to ustalić o wszechwładny. Dlatego przybyliśmy do ciebie o mocarny.
Elrix chciał coś powiedzieć, ale stojący obok niego liliput dał mu znać gestem, że nie nadeszła jeszcze jego pora.
- Rozumiem. Słusznie postąpiłeś Draku. My rozsądzimy jaka należy się nam zapłata.
Władca zamyślił się. Ciągle przyglądał się przybyszom, lustrując ich od stóp do głów.
- Patrząc na was - rzekł w końcu - wnoszę, że jesteście raczej biedni. Wasze szaty są brudne i zniszczone, wasze sakiewki cierpią z głodu. Jednym słowem bida z nędzę. Patrząc jednak na ciebie - tu władca wskazał palcem Elrixa - wyglądasz mi na smoczego potomka. Pewie potrafisz latać i zaić ogiem.
Nie czekając na potwierdzenie ze strony smokowca, władca wstał i podszedł bliżej przybyszy.
- To może być waszą walutą. Mamy tu mały problem. W normalnych warunkach sami byśmy się tym zajęli, ale jesteśmy zajęci czymś innym bardzo ważnym. Mówiąc krótko, w okolicy naszych spichlerzy grasuje pewnie potwór. Nazywamy go Meeoowww. Pokonanie go i przepędzenie z naszych terenów będzie zapłatą za naszą pomoc. No chyba, że macie jakąś inną propozycję.


Thorius
Thorius postanowił przerwać rozmyślania króla Gargulców. Spieszyło im się...
-To jak, zgoda? - rzucił , po czym wyciągnął prawą rękę, na którą napluł. Tak, jak w zwyczaju miał czynić krasnolud, by przypieczętować umowę...
Król stał przez chwilę w zawieszeniu. Na jego pysku malował się wyraz głębokiego zamyślenia. Krasnoludzi spojrzeli po sobie. Obaj stłumili dziki chichot, który ich ogarnął.
- Zzzhhhggodddaa - wysyczał w końcu pokraczny król.
- I to rozumiem błyskwiczne decyzje są najsłuszniejsze - zadrwił Thorius.
- No to powiedz królu złoty - rzekł Grumil - Co tam nas czeka po drugiej stronie?
Król ponownie zamyślił się głęboko analizując każde słowo, co w jego wykonaniu wyglądał wręcz karykaturalnie.
Po dłuższej chwili dał znać gestem, by kranosludzi poczekali chwilę.
Pokraka zniknęła w ciemnym rogu sali. Słychać było jak otwiera jakąś skrzynię. Pogrzebał w niej i zaczął wracać do krasnoludów.
- Thhhoooo - odpowiedział i podał Grumilowi zwinięty pergamin.

Grumil rozwinął zawiniątko. Oczom brodatych wojowników ukazał się stara i zniszczona mapa. Nazwy ani rzadne szczegóły mapy nic krasnoludom nie mówiły.
- Lepszo to niż nic - podsumował Grumil - Ruszajmy szkoda czasu.
Thorius przytaknął głowę, ale myślał zupełnie o czymś innym:
- Czyżby legenda kłamała i Tajemne Drzwi nie prowadzą do Korony Władzy. Mijemy tylko nadzieję, że jeśli nie to chociaż przybliżą nas do niej.

Krasnoludzi śmiało wkroczyli w jasne, ciepłe światło. Pokraczny król gargulców, zamknął za nimi drzwi. Nie było już odwrotu.
Brodacze stali przez chwilę oślepieni potężnym światłem, którego źródła nie znali, po czym ruszyli przed siebie.
Thorius już po drugim kroku poczuł, że podłoże pod jego stopami diametralnie się zmieniło. Twardą kamienną posadzkę zastąpił sypki piaskowy grunt.
-Thorius! Czujesz? Piasek! Nadal nic nie widzę! Co się dzieje do cholery. - wrzeszczał autentycznie przerażony kranoslud.
Thorius zachował więcej zimnej krwi. Zrobił jeszcze parę kroków naprzód. I odrazu poczuł jak zalewa go nagły pot. Potworne uderzenie gorąca sprawiło, że brodacz spocił się jak w saunie. Wzrok powoli mu wracał, ale mimo to oślepiający blask nie zniknął.

Dwaj brodaci, spoceni wojownicy stali pośrodku pustyni.
- No to, żeśmy wdepnęli - podsumowął Grumil ocierając pot z czoła.
- Schowajmy się przed słońcem pod tym drzewem - rzekł Thorius wskazując nieodległą palmę przed nimi.
- To naprzód.

W cieniu rozłożystej palmy rozebrani do spodnie krasnoludzi odpoczywali zmęczeni. Przemarsz tych kilkuset metrów zmęczył ich bardziej niż walka z hordą gargulców w podziemiach.
Siedzieli już tak od jakiegoś czas i jakoś nikt nie miał pomysłu co dalej.
Thorius pluł sobie w brodę, że uwierzył w starą legendę. Teraz był tak samo daleko od Korony Władzy jak na początku.
Mijały kolejen minuty i wycieńczeni krasnoludzi usnęli w cienu palmy.
Obudził ich trzask batów i beczenie wielbłądów w ich stronę zbliżała się spora karawana.
- Czyżby los nie był, aż tak okrutny - pomyślał Thorius.



GUUN
Guun i Elltharion okazali się godnymi siebie piechurami. Wystarczył im jeden dzień sprawnego marszu, by pokonać Kamienny Most. Przez całą drogę badacz myślał tylko o jednym, Talizmanie wiszący na szyi czarodziejki.
W czasie marszu oboje mówili niewiele. Ograniczali się do zdawkowych uwag. Każde z nich pochłonięte było własnymi myślami. Dopiero, gdy ujrzeli drugi brzeg, uśmiechnęli się do siebie i niemal równocześnie powiedzieli:
- No to jesteśmy na miejscu.
Po czym wybuchnęli nieskrępowanym radosnym śmiechem.
- To co rozumiem, że idziesz ze mną do zamku Guunie? - spytała Elltharion.
- Tak! - odparł badacz - Muszę odnaleźć tego gnoma. Tylko on może mi pomóc w zdobyciu Talizmanu, a bez niego moja wyprawa jak wiesz jest bezsensowana.
- Nie uważasz, że całą ta bajka o Koronie Władzy jest dobra dla dzieci.
- Pozwól, że zachowam dla siebie moje zdanie na ten temat.
- Jak chcesz - rzekła spokojnie czarodziejka - Ruszajmy zatem.
- W którą stronę ? - spytał Guun schodząc z Kamiennego Mostu.
- Dobre pytanie. Musimy znaleźć kogoś, kogo spytamy o drogę. Ja tą Krainą znam tylko z książek. A jak wiesz moje najcenniejsze zbioru utonęły. Teraz jestem bezradna.
- Dobrze zatem - odparł Guun - Chodźmy więc... w... lewo.
- Może być lewo.
I ruszyli.

Ledwo zeszli z Mostu krajobraz zmienił się diametralnie. Kraina Wewnętrzna w przeciwieństwie do Zewnętrznej był bardziej pagórkowata, miejscami wręcz górzysta. Wędrowcy maszerowali to raz w górę, by po chwili schodzić w dół. Klimat także co ciekawe był tu inny. Silne wiatry dawały się we znaki parze podróżników. Mimo, że była wczesna wiosna to podmuchy były zimne i bardzo porywiste.
Guun rozglądał się za czymś jadalny. Jego skromne zapasy żywności szybko się kurczyły. Elltharion także nic nie miała do jedzenia, cały jej dobytek poszedł na dno wraz z łodzią.
Mimo całodniowego marszu nie natrafili na żywego ducha. Okolica którą przemierzali była wyludniona i całkowicie jałowa. Tylko nieliczne trawy i niskie krzewy zdobiły krajobraz.
- Słońce chyli się ku zachodowi. Trzeba poszukać miejsca na nocleg - rzekł Guun.
- Tylko czy znajdziemy tu jakieś bezpieczne miejsce? - powątpiewałą czarodziejka.
- A pamiętasz może jakie niebezpieczeństwa czychają na nas w tej Krainie?
- A owszem pamiętam. I dlatego tak bardzo obawiam się, że znalezienie bezpiecznego miejsca może okazać się trudne. Czają się tu nie tylko dzikie zwierzęta mniejsze i większe, ale także Rzeygacze, Ludojady, a nawet smoki.
Na wspomnienie tych ostatnich Guun uśmiechnął się, wspominając spotkanie z Hanamannu.
- I co się śmiejesz? Ja mówię poważnie.
- Wiem, ale ciesze się bo chyba znalazłe doskonałę miejsce na nocleg. Tam w dolinie. Jest ona osłonięta od wiatru, a z dalek nikt nas nie wypatrzy.
- Dobrze. Przyspieszmy, by zdąrzyć przed zmrokiem.

Guun usiadł na skalistym podłożu tuż obok Elltharion. Podzielili się skromnymi zapasami sucharów i suszonego mięsa. Po posiłku ustalil, że należy wystawić warty dla bezpieczeństwa.
Laura poszła spać pierwsza. Ułożyła się na ziemi i oparła głowę o niewielką skałę. Usnęła dość szybko. Guun zastanawiał się czy nie wykorzytać chwili i skraść Talizman, ale mogło się to okazać bardzo ryzykowne. Czarodziejka może się nagle obudzić, a widział przecież jak poradziła sobie z wodnym jaszczurem.
Rozmyślał więc dalej jak zdobyć Talizman, gdy poczuł na swym karku chłód stalowego ostrza i czyjś ciężki oddech:
- Nie ruszaj się a nikomu nic się nie stanie.
Po chwili Guun dostrzegł jak z mroku wyłaniają się zamaskowane postacie. Podchodzą do Elltharion i także unieruchamiają.
 
brody jest offline  
Stary 17-07-2009, 20:07   #58
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
A więc kolejny drobny krok ku zdobyciu Korony Władzy zrobiony. Jestem w drugiej z trzech Krain tego świata. Można by powiedzieć, że to połowa drogi. Ale byłoby to zbyt duże uproszczenie. To co przeszedłem jest zapewne setną częścią tego co na mnie czeka. I nadal nie mam Talizmanu. No to teraz mam dwie możliwości. Albo ukradnę go Elltharion i narażę się na jej gniew, co raczej nie jest dobrym pomysłem. Albo zdobędę go u Szlurtendumpsa, gnoma mieszkającego w Zamku. Tylko ciekawe jak, bo nie mam ani złota ani żadnych błyskotek, którymi się ponoć interesuje. Nie, nie będę się tym teraz zamartwiał. Najpierw trzeba dotrzeć do Zamku księcia Gaspara, a oboje nie wiemy dokładnie gdzie on się znajduje. Nie ma się też kogo spytać o drogę, bo ta kraina jest zupełnie wyludniona. To pewnie przez te potwory, o których wspominała Elltharion. Jak ona je nazwała? Rzygacze, Ludojady? Ciekawe czym one są?

Guun siedział oparty o niski kamień i w zamyśleniu przyglądał się śpiącej naprzeciwko niego czarodziejce. Swoje obozowisko założyli o zmroku w niewielkiej dolince, pomiędzy dwoma, porośniętymi rzadkaimi krzewami, wzgórzami. Miejsce było dobre, gdyż dawało osłonę od chłodnego, nieustannie wiejącego wiatru, a w pobliżu płynął mały strumyk.
Guun wstał aby rozprostować kości. Zrobił parę kroków w stronę cicho szemrzącego strumienia, potem wrócił do kamienia. Już miał siadać, gdy ciszę nocną zakłócił krzyk. Krzyk jakiegoś ptaka.

Ciekawe co to? – pomyślał Guun i na wszelki wypadek mocniej chwycił laskę. – Pewnie jakieś nocne ptaszysko... Albo rzygacz. Ciekawe skąd taka nazwa? Błeee...

Krzyk się nie powtórzył i uspokojony badacz ponownie oparł się o kamień. Po chwili na karku poczuł zimno. Sięgnął ręką aby sprawdzić skąd to odczucie, jednak znieruchomiał w chwili gdy usłyszał głos.

- Nie ruszaj się a nikomu nic się nie stanie – wyszeptał głos, a Guun uświadomił sobie, że zimno emanuje z przyłożonego do jego karku ostrza. Z mroku wyłoniły się zamaskowane postacie i sprawnie unieruchomiły Elltharion. Obudziła się ale nie była w stanie wydać głosu. Mężczyźni w czerni sprawnie ją zakneblowali i skępowali.

- Wstawaj i rączki do tyłu – powiedział głos, tym razem głośno. Guun nic się nie odzywając wykonał polecenie. Został związany, a do ust wepchnięto mu szmatę.

Zurro, miej mnie w opiece – zaniósł prośbę do swego duchowego opiekuna. – Nie pozwól aby ci złoczyńcy udaremnili moje poszukiwania. Nie jestem godzien zginąć haniebnie z rąk zwyczajnych bandytów...

- Przeszukać ich – zakomenderował głos, najwidoczniej należący do dowódcy. Oboje zostali sprawnie przeszukani. Elltharion starała się wyrywać gdy napastnicy zabierali jej wisiorek. Guun ze stoickim spokojem przyjął fakt, że zabrano mu te kilka monet i księgę.

I tak się wam nie przyda, głupcy
– pomyślał. Oboje zostali postawieni na nogi i rozpoczęli marsz w górę doliny, w której zostali pojmani. Zamaskowani podczas drogi zachowywali milczenie, tak więc nie dało się wywnioskować kim są ani jakie są ich zamiary wobec więźniów.

Po mniej więcej godzinie marszu dotarli do celu. W szeregu, na poboczu starej i zapuszczonej drogi stało kilka wozów zaprzężonych w woły. Wozy miały wysokie burty wykonane z solidnej, stalowej kratownicy i przykryte były takimiż dachami. Wewnątrz wozów siedzieli ludzie, przykuci do krat.

Niewolnicy! Ci ludzie to niewolnicy! – odkrycie zszokowało Guuna do tego stopnia, że stanął w pół kroku. Mężczyzna, który go prowadził na postronku natychmiat zareagował. Guun usłyszał świst i poczuł piekący ból na plecach. – Zostaliśmy pojmani przez łowców niewolników! A więc dlatego tutaj nikt nie mieszka. Mieszkańcy zostali pojmani bądź uciekli...

Elltharion została zabrana do wozu, w którym upakowane były same kobiety. Guun stracił ją z oczu. Jego samego wepchnięto do pojazdu, w którym znajdowało się zaledwie trzech jeńców. Dwóch chudych i brudnych ludzi oraz mały, brodaty jegomość z brodą.

Pewnie elf – pomyślał Guun. W tej chwili strażnik wyciągnął mu z ust szmatę i odszedł w kierunku kozła. Wgramolił się na niego i strzelił z bata. Karawana łowców niewolników z chrzęstem i łoskotem potoczyła się w noc...
 
xeper jest offline  
Stary 20-07-2009, 23:38   #59
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
GUUN
Karawana niewolników toczyła się powoli naprzód. W nocnej ciszy trzej więźniowie prowadzili szeptany dialog:
- Kim jesteś? Wyglądasz na obcego? - zapytał mały brodaty mężczyzna.

Trudno było określic jego wiek. Pokryta zmarszczkami twarz kontrastowała z posturą dziecka. Guun spojrzał w jego stronę. Błyszczące dziwnym blaskiem oczy karła nie napawały ufnością.
- Słyszysz? Do ciebie mówię? - potwórzył zniecierpliwiony gnom.
- Nazywam się Guun i jestem przybyszem z odległych światów.
- Nie przesadzaj - burknął karzeł - Kraina Zewnętrzna może i jest daleko ale zaraz odległe światy. Poniosła cię trochę fanatazja. Kim jesteś? Wyglądasz mi na jakiegoś barda?
Guun westchnął ciężko i stwierdził, że nie będzie wchodził w dyskusję z pyszałkowatym karłem.
- To twoje szczęście - wtrącił się drugi więzień, wychudzony młody mężczyzna - Król Ugbar lubi śpiewy. To może uratujesz swój tyłek. Nas już nic nie uratuje.
- Przestań biadolić Karl - skarcił kolegę trzeci więzień - Praca w kopalni to jeszcze nie tragedia. Damy radę.
- Ty może tak, ale ja. Nie mam siły ręki podnieść, a co dopiero mówić o kilofie.
- Cicho tam! - wrzasnął strażnik, który właśnie przejżdżał koło wozu.
Wszyscy zamilkli i zaczęli udawać sen. Guun poszedł za ich przykładem i także wtulił się w zimne kraty wozu.

Gdy otworzył oczy zobaczył, że karawana dotarła na miejsce. Rząd wozów stał u wejścia do olbrzymiej kopalni.

Strażnicy wyciągali z wozów kolejnych więźniów i ustawiali ich w równe rzędy. Jeden z nich podszedł właśnie do wozu w którym znajdował się Guun. Wyciągnął najpierw brodatego karła, potem chudego mężczyznę, a potem jego kompana.
- Ty tu jeszcze poczekasz - rzekł do badacza strażnik.
Guun obserwował rozwój sytuacji, nie pozostało mu niestety narazie nic innego. Jedno było pewne jego położenie będzie zupełnie inne od tego w którym znaleźli się jego towarzysze niedoli.
Zamaskowani bandyci zebrali już wszystkich niewolników. W wozach pozostał tylko Guun i nieprzytomna Elltharion. Bandyci ruszyli z niewolnikami w głąb kopalni. Do Guuna podszedł najwyższy z bandytów, ten sam który kilka godzin temu trzymał mu nóż na gardle.
- Wysiadaj! - wrzasnął
Badacz posłusznie wyszedł z wozu i stanął obok. Po chwili strażnik wyciągnął nieprzytomną Elltharion i przerzucił ją sobie przez ramię.
- Ruszaj! - rozkazał bandyta.
- Dokąd? - spytał zdzorientowany badacz.
- Przed siebie jełopo!

Guun idąc przodem wszedł w głąb kopalnianej sztolni. Ściany kopalni były oświetlone równo rozmieszczonymi pochodniami, chodniki były równe i dobrze utrzymane, a z oddali dochodził odgłos pracy górników oraz wrzask poganiaczy.
- Stój! W lewo! - pokierował strażnik.
Guun skręcił we wskazaną odnogę i dotarł do windy. Bandyta pociągnął dźwignię i po chwili dało się słyszeć metaliczny, rytmiczny trzask. Minęły kolejne dwie minuty i z dołu przyjechała winda.
- Właź! - rozkazał ponownie strażnik.
Gdy obaj byli już w środku zamknął on kratę zabezpieczającą, po czym pociągnął kolejną dźwignię. Winda ruszyła gwałtownie w dół z metalicznym terkotem.
Cała trójka zjechał do jasno oświetlonego pomieszczenia. Na ścianach były tylko równo rozmieszczone pochodnie, podobnie jak chodnik wyżej. Jednak tu blask dawały zgromadzoen tu przedmioty. Na podłodze leżyły w dużej ilości, różnego rodzaju korony. Od małych skromnych, po duże bogato zdobione i wysadzane drogocennymi kamieniami.
Guun aż otworzył usta ze zdziwienia.
- Ruszaj! - ponaglił strażnik, popychając badacza do przodu.
Gunn wyszedł na środek komnaty i stanął przed okazałym tronem na którym siedziała dziwna istota.

Rogata bestia z kopytami zamiast stóp, siedziała rozparta na złotym tronie.
Strażnik wyszedł przed Guuna i ukłonił się nisko.
- Panie przyprowadziłem ci niewolników!
Rogaty stwór spojrzał dziwnie na swojego poddanego.
- A cóż w nich takiego niezwykłego, że postanowiłeś mi ich pokazać Jazghorze?
- Królu Ugbarze - strażnik pokłonił się jeszcze raz - Mieli przy sobie to.
Strażnik wyjął rzeczy skonfiskowane Guunowi i Elltharion. Kilka złotych monet, grubą księgę i srebny Talizman.
Król Ugbar skupił porządliwie wzrok na Talizmanie, po czym spojrzał na nieprzytomną czarodziejkę leżącą na ziemi, a potem na Guuna.
- Gadaj kundlu, skąd to masz? - wrzasnął król na Guuna.

Gun'Ryan
– Ruszam na poszukiwania Korony Władzy! - krzyknął młody elf.
Niezważając na słowa próbującej go zatrzymać matki, młodzieniec zarzucił tobołek na ramię i wyszedł z domu.
Tak zaczęła się wyprawa elfa zawadiaki w poszukiwaniu tajemnego artefaktu zwanego Koroną Władzy.

Elf przez kilka pierwszych dni szedł przez las w którym się wychował i poza który nigdy nie wyściubił nosa. Nie napotkał na swojej drodze nikogo poza kilkoma zającami i młoda olchą z młodymi.
Po tygodniu takiej wędrówki młody poszukiwacz stanął na skraju lasu. Przed nim rozciągała się rozległa równina. Pusta i płaska jak stół. Jego doskonały wzrok sięgał po horyzont. I ku swojemu zdziwieniu stwierdził, że nie widzi żywego ducha.
- Gdzie się podziali wszyscy ludzie? Gdzie te potwory o których opowiadał mi ojciec? Gdzie oni się wszyscy podziali? - pomyślał i podrapał się po głowie.
Nagle usłyszał kobiecy krzyk:
- Pooooomooooocccccyyyyy!!!!! Raaaaaatuuuuuunnnnkuuuuuu!!!!!!!!
Jako dzielny wojownik ruszył biegiem w kierunku z którego dobiegał głos. Po lewej stronie, za grupą gęsto rosnących krzaków teren delikatnie opadał w dół. Za tymi krzakami na dole niewielkiej dolinki wołał o pomoc młoda i piękna kobieta. Leżał na ziemi i darła się w niebogłosy:
- Ratunku!!! Pomocy!!! Zostaw mnie !!!
Nad nią wśród szarych obłoków dymu unosił się gigantyczny, potężnie umięśniony mężczyzna o ciemnej karnacji.
 
brody jest offline  
Stary 21-07-2009, 11:50   #60
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
No to pięknie. Zurro, miej mnie w swej opiece. Teraz pewnie wsadzą mnie na jakąś galerę i w spiekocie będę musiał całymi dniami wiosłować w rytm bębna albo pójdę do głębokiej i ciemnej kopalni, gdzie z kolei całymi dniami będę tłukł kilofem o skałę w poszukiwaniu drogocennych kamieni. Nieciekawy los mnie spotkał. Niech tylko nadaży się okazja do ucieczki to z niej skorzystam. Co do Elltharion i jej wisorka to chyba przepadli oboje. I tak twierdziła, że jest bezużyteczny do moich celów. Dobrze przynajmniej, że wiem gdzie szukać oryginału...

Z rozmyślań wyrwał go głos karła, który starał się dowiedzieć czegoś o Guunie. Badacz odparł szczerze, jak to miał w zwyczaju jednak karzeł nie uwierzył. Z dalszej rozmowy wynikało, że jadą do kopalni. Jednak nie galery, palące słońce i bicze poganiaczy...

Po dotarciu na miejsce pozostali niewolnicy zostali zabrani przez strażników i zniknęli w wejściu do kopalni. Guun i nieprzytomna Elltharion zostali zabrani gdzie indziej.

A więc jednak nie kopalnia i nie galery. W takim razie ciekawe co? - zastanawiał się Guun podczas drogi przez oświetlone pochodniami, wykute w skale korytarze. Zjechali mechaniczną windą w dół jakiegoś szybu i weszli do dużego pomieszczenia.

- Na wszechogarniający umysł Zurry! - jęknął Guun, gdy zobaczył co znajduje się w komnacie. To niemożliwe! Wręcz niesamowite. Cóż za determinacja! Kim jest ten, który zgromadził w jednym miejscu tyle koron? Pewnie zaraz się przekonam - odpowiedział sobie w myślach.

Wyglądało na to, że zbieraczem koron jest groteskowa postać siedząca nieopodal na wielkim, złoconym tronie. Osobnik ten był humanoidalnej postaci, jednak jego nogi zakończone były racicami a na głowie miała zakręcone rogi.

Zurro! A cóż to za szkarada? Może to jest elf albo gnom? Gdyby nie te nogi i tylko jedna para rąk uchodzić mógłby za małego Shaera - oceniał władcę Guun.
Jego rozmyślania przerwał strażnik, który zwrócił się do istoty, tytułując ją Królem Ugbarem i prezentując znalezione przy Guunie i Elltharion przedmioty. Uwagę stwora przykuł wisiorek wykonany na podobieństwo Talizmanu.
- Gadaj kundlu, skąd to masz? - wrzasnął król na Guuna.

- To talizman na szczęście, czcigodny królu - odparł Guun służalczym tonem. - To nie jest to co myślisz, jeno tak wygląda. Ja i moja żona jesteśmy zwykłymi kapłanami bogini losu, Azamarieli a takie wisiorki wszyscy nosimy. Wiara ta popularna jest na południu Zewnętrznej Krainy skąd pochodzę. Ale widocznie tutaj nieznana, gdyż Panie, pomyliłeś nasz wisiorek z wielkim Talizmanem niezbędnym do wejścia do Płomiennej Doliny. Dobrze odgaduję?

- Dobrze! Ale dlaczego mam Ci wierzyć, kapłanie? - król skinął na strażnika, który podał mu talizman. Bestia przyglądała mu się uważnie, obracając w palcach.

- Gdyż widzisz, o Królu w tej księdze tajemnej wiedzy, która jest w moim posiadaniu napisano jak rozpoznać prawdziwy Talizman. Ja postąpiłem według tej zasady i mogę Cię zapewnić, że ten, który trzymasz w dłoniach nie jest prawdziwy. Ale wiem gdzie takowy się znajduje - Guun spojrzał na króla, na którego twarzy pojawiło się wyraźne zainteresowanie.

- Tak? Słucham uważnie. Mów prawdę bo od tego zależy Twoje życie... I Twojej żony!

- Otóż... - Guun głośno przełknął ślinę udając przestrach. - Jeden z Talizmanów jest w posiadaniu pewnej starej kobiety w Zewnętrznej Krainie. Zowie się ona Wicca i ludzie mówią, że jest wiedźmą. Znaczy się zna się na czarach, Panie. Ponoć ludzi w ropuchy zamienia. Ona jest posiadaczką Talizmanu. jednak sądzę, że to trochę za daleko dla Ciebie, królu. Poza tym musiałbyś przebyć Kamienny Most. Wiem także o istnieniu kogoś w Wewnętrznej Krainie, kto może posiadać Talizman...

Guun zawiesił głos i czekał na reakcję stwora. Elltharion dochodziła do zmysłów. Oby się nie odezwała i wszystkiego nie zepsuła.
- Gdzie jestem? - zapytała słabym głosem i nieprzytomnie rozejrzała się wokoło.

- Spokojnie, moja droga - odparł Guun i czule przytulił. - Już wszystko dobrze. Oto jest król Ugbar, który wyraził zainteresowanie naszym symbolem Azamarieli, biorąc go za Talizman. Właśnie wyprowadzam go z błędu...

- Gdzie jest ten ktoś, o kim wspomniałeś? - domagał się odpowiedzi król.

- Tak, tak... Słyszałeś pewnie Panie, o księciu Gasparze. Być może jest nawet Twoim poddanym. Nie znam stosunków panujących w tej krainie. Otóż na jego zamku mieszka pewien gnom, który zbiera błyskotki. On ma prawdopodobnie Talizman...

- Książę Gaspar! Ten łajdak i łotr! - wrzasnął król i cisnął o ziemię talizmanem. - Wiedziałem! Wiedziałem, że on też szuka Korony Władzy. Nie dopuszczę do tego, żeby był pierwszy! Szykować wojska! Wyruszamy na zamek Gaspara!
- Ale Panie - powiedział strażnik, odruchowo zasłaniając się ramieniem. - My nie mamy wojska. Nie możemy szturmować zamku...
- Ach, tak. Zapomniałem. W takim razie co tu zrobić? - podrapał się między rogami.

- Gdybym mógł wtrącić sugestię - nieśmiało powiedział Guun.
- Gadaj!
- Może my moglibyśmy....
- Wiem! - król przerwał badaczowi i pstryknął palcami. - Wiem co zrobię! Wspomniałeś, że jesteście kapłanami bogini szczęścia i losu, tak? Doskonale. Więc los się do was uśmiechnął bo nie zgnijecie w mojej kopalni. W zamian za to udacie się na zamek i zdobędziecie dla mnie Talizman. Rozumiemy się?
- Tylko nie próbujcie mnie oszukać bo moi chłopcy was znajdą a wtedy marny wasz los - kontynuował, wyraźnie zadowolony z siebie. - Teraz zabierajcie stąd swoje rzeczy i tą marną podróbkę i wynocha. Do roboty!
- Zaprowadź ich do wyjścia - rozkazał strażnikowi, który ukłonił się i ruszył w stronę windy. Guun, skrywający drwiący uśmiech pod kapturem i Elltharion również się skłonili po czym poszli za strażnikiem.

Strażnik wyprowadził ich z kopalni i odwrócił się na pięcie.
- Hej ty! Czekaj! - zatrzymał go Guun. - Powiedz mi jeszcze, jak dotrzeć do tego zamku?
- To proste - odparł strażnik. - Idźcie tą drogą, na rozdrożu skręćcie w lewo. Potem wciąż za drogą do Trzech Sosen i na tamtym rozdrożu w prawo. Zamek ujrzycie na szczycie wzgórza.
- Niech Azamariela Ci sprzyja - Guun pobłogosławił strażnika i ruszyli w drogę.
- Chyba należą mi się podziękowania za uratowanie życia - zwrócił się Guun do Elltharion gdy kopalnia zniknęła im z oczu.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172