Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-07-2009, 09:27   #71
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Złodziejka, phi! też coś. Prędzej uwierzyłbym im, gdyby nagle nazwali się lukrowymi mniszkami. - pomylał elf i szybko przeanalizował fakty.
Jeśliby nagle rzucił się na tego stojącego tuż obok, powaliłby go bez trudu. Zostało by tylko czterech... czy raczej aż czterech konnych. Mógłby spróbować powystrzelać ich z łuku, strzały na pewno prześlizgnęły by się między oczkami kolczug. Miał szanse.
Ale co zrobić ze śliczną niewiastą?
Zresztą, wariant, w którym pokonuje wszystkich wrogów łukiem i mieczem jest bardzo optymistyczny... Ale zaraz...
- No dobrze. - odezwał się zrezygnowanym głosem Ryani. - Bierzcie ją sobie. Ja znikam.
I po chwili zniknął.
Modląc się, by wyszeptane cichcem zaklęcie trwało jak najdłużej, rzucił się, by wykonać swój plan, korzystając jednak z osłony niewidzialności.
Uskoczył nieco w bok i zamachnął się szybko jeszcze szybciej wyciągnietym mieczem.
Giń! - pomyślał jeszcze tylko.
Tak jak się spodziewał, widok, a raczej nie-widok elfa całkowicie pozbawił rzezimieszków inicjatywy. Ostrze przeszło przez ich herszta jak przez masło, rozcinając go na dwie części w pasie. Nie tracąc czasu, Gun odrzucił miecz i na oślep sięgnął po łuk. Polegając jedynie na swoim wyczuciu (w końcu nie widział siebie i broni) najpierw posłał strzałę prosto w korpus najbliższego jeźdzca, potem wziął na cel kolejnego. W tym czasie dane mu było obserwować wymianę spojrzeń oprychów i, wymalowany na ich twarzach, pierwotny lęk ludzi przed magią.
- Czary! - krzyknęli jednogłośnie i zaczęli uciekać. Konie uderzone mocno po bokach ruszyły pełnym galopem, wierzgając.
Nie poświęcając ciału ze strzałą w brzuchu, które właśnie spadało z wierzchowca, Ryani posłał ostatnią strzałę, która po lekko wykrzywionym przez wiatr i grawitację locie, trafiła prosto między łopatki jednego z uciekających. Dalsze marnowanie strzał nie miało sensu, byli za daleko nawet jak dla elfa.
Gun schował łuk do kołczanu i po omacku zaczął szukać miecza. Gdy go w końcu znalazł, czar stracił moc. Elfka pisnęła ze strachu na widok wojownika pojawiającego się tuż przy niej.
- Nie bój się -i uspokoił ją jednak Gun. - Już nic ci nie grozi - podniósł z ziemi lampę i uderzył ją porządine głowicą miecza. Natychmiast wyłonił się z niej gigant.
- Kto śmie przerywać mój spokój? Jam jest... -dopiero teraz zauważył elfa - och, to TY. Jakim cudem udało ci się przeżyć? Zresztą mniejsza o to, czemu doszło do takiego przepuszczenia okazji. O co chodzi? - spytał w końcu.
[b]Gun[/i] nie zważając na ewentualne protesty ducha, upuścił lampę i schował miecz do pochwy.
- To ja się pytam, o co chodzi. Podsumujmy: właśnie uratowałem niemowę elfkę przed gwałtem i porwaniem ze strony oprychów, którzy twierdzili, że coś ukradła, a do tego okazuje się, że ma w posiadaniu dżina. Coś przeoczyłem? Chyba nie. Więc to MNIE należą się wyjaśnienia. - spojrzał wyczekująco na nowo poznaną dwójkę.
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.

Ostatnio edytowane przez Raphael : 27-07-2009 o 15:10.
Raphael jest offline  
Stary 27-07-2009, 17:46   #72
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gun'Ryan
Walka ze zbirami czychającymi na cnotę urodziwej elfki przebiegła po myśli młodego wojownika. Jeśli nie liczyć oczywiście tego, że dwóch z nich zbiegło.
- To ja się pytam, o co chodzi. - krzyczał elf, chowając miecz do pochwy - Podsumujmy: właśnie uratowałem niemowę elfkę przed gwałtem i porwaniem ze strony oprychów, którzy twierdzili, że coś ukradła, a do tego okazuje się, że ma w posiadaniu dżina. Coś przeoczyłem? Chyba nie. Więc to MNIE należą się wyjaśnienia. - spojrzał wyczekująco na nowo poznaną dwójkę.
Dżin tylko zaplutł ręce na piersi i zamilkł. Elfka natomiast zaczęła żywo gestykulować. Ryani ledwo mógł zrozumieć o co jej chodzi. Jej ręce tańczyły w powietrzu, próbując zastąpić słowa.
- Jej chyba chodzi o to, że musisz uciekać, bo tamci cię zabiją.
- Jak narazie to jest jeden-zero dla mnie - podsumował elf.
- Może i tak - skomentował olbrzym - ale myślę, że oni sprowadzą posiłki. Nie widziałem co prawda twojej walki, ale na Conana z Cymerii to ty mi nie wyglądasz. - zaśmiał się rubasznie ze swojego własnego dowcipu.
Elf spojrzał na niego wilkiem. I choć gotowało się w nim to wiedział, że niewiele może zrobić.
Dziewczyna w tym czasie podniosła z ziemi lampę i schowała ją do torby. Po czym pociągnęła Ryaniego za rękaw koszuli i wskazała ręką odległe wzgórza na horyzoncie.
- Co? - spytał poddenerwowany wojownik - Mamy tam iść? A dlaczego akurat tam?
W odpowiedzi kobieta gestem pokazała, że nie ma czasu na pogawędki i trzeba uciekać.
- Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki nie usłuszę wyjaśnień - zarządał twardo.
- Na mnie nie licz - wtrącił dżin - Ja ostatnie tysiąc lat spędziłem w tej ciasnej i dusznej lampie, więc nic nie wiem.
- A ty? Co masz mi do powie... - elf ugryzł się w język - No! Jak to wszystko wyjaśnisz? Ukradłaś im coś?
Kobieta schylił tylko głowę i oczami pełnymi łez spojrzała błagalnie na Ryaniego.
- Czy to ma oznaczać, że tak? - spytał zaskoczony elf.
Kobieta tylko pokiwał nieznacznie głowę.
- No to pięknie żem wdepnął. A ojciec zawsze mi powtarzał: "Synu nigdy nie wierz kobiecie, a tym pięknym to już w szególności" I co ja mam z tobą teraz zrobić?
- Hmmm Nie chcę się wam przerywać, tej jakże uroczej rozmowy - wtrącił dżin - ale dostrzegam, że bandyci wracają. Mi to w sumie obojętne, ale wam...
- Co? - krzyknął elf - Tak szybko? Powiedz mi jeszcze co ty im ukradłaś ślicznotko?
Elfka sięgnęła do torby i pokazała srebną lampę.

- No tak, tego się mogłem domyśleć - westchnął zrezygnowany.
Spojrzał dookoła. Nic tylko płaskie jak stół równiny porośnięte niską trawę. Jak okiem sięgnąć nic co mogło by posłużyć za kryjówkę.
- Ale zaraz, zaraz... Czyżby to...? - elf skupił wzrok i wpatrywał się w horyzont.

- Zdążymy dobiec do tej chaty, zanim zjawią się tu bandyci? - spytał dżina.
- Tak, ale... - odpowiedział.
- Żadnych ale. Damy radę. To tylko z sześć kilometrów stąd. Tam będziemy się martwić co dalej.
Elf złapał za rękę piękną złodziejkę i puścił się biegiem w stronę ledwo widocznej chałupki.
- Ja tylko chciałem - zaczął dżin lecą tuż koło elfów - powiedzieć, że to nie jest najlepszy pomysł. Wpadnacie z deszczu pod rynne.
- Zamknij się! - krzyknął zdysznay elf, nie przerywając biegu.

Kilku kilometrowy sprint dał się mocno we znaki obojgu. Ledwo dyszący zatrzymali się koło chałupki. Spojrzeli po sobie i podeszli do drzwi. Na werandzie drzemał czarny, jak noc kocur.

ZAJRZYJ DO KOMENTARZY
 

Ostatnio edytowane przez brody : 27-07-2009 o 17:58. Powód: dopisek
brody jest offline  
Stary 27-07-2009, 18:13   #73
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Kilku kilometrowy sprint dał się mocno we znaki obojgu. Ledwo dyszący zatrzymali się koło chałupki. Spojrzeli po sobie i podeszli do drzwi. Na werandzie drzemał czarny, jak noc kocur.
Gun zbliżył się do drzwi, co zaowocowało tym, że kot natychmiast uciekł, prychając. Elf zdążył jeszcze tylko dostrzec, jak futrzak wskakuje przez okno. Zostali na werandzie sami.
Elf, tłumiąc w sobie mieszane uczucia, pokazał gestem elfce, że ma poczekać, a sam zajrzał ciekawie do ciemnej izby.
[media]http://www.mkgaleria.magma-net.pl/backup/images/stara_izba_24_30.jpg[/media]
Gdy oczy przyzwyczaiły się do półmroku, oczom ukazał się pusty pokój, kilka mebli, garnców, czosnek wiszący nad kuchnią... Ryani lustrował pomieszczenie i chłonął wszystko łapczywym wzrokiem. Jeszcze nigdy nie byłem w ludzkiej izbie... Bo to chyba ludzkie mieszkanie. Nagle dostrzegł kota, wylegującego się na piecu, co ciekawe, tym razem zwierzę patrzyło na elfa nieco diabolicznym i usatysfakcjonowanym wzrokiem.
- Jest tu kto...?
- C I S Z A -
Najwyraźniej właściciel opuścił na chwilę mieszkanie. Na chwilę, bo na piecu coś cichcem bulgotało. Ryani rozważał pozostanie w chacie. Kimkolwiek jest jej własciciel, w razie czego elf nie powinien mieć problemów z jego pokonaniem, a może się tu ukryć razem z kobietą. Tak czy siak, lepiej niczego nie ruszać, na wypadek, gdyby mogło to rozzłościć właściciela. Więc zostać, czy...?
To chyba jednak najlepsze wyjście... Gun dał znak elfce, by weszła do środka i zamknęła drzwi.
- Usiądziemy na podłodze i poczekamy na mieszkanca tej chatki. Możesz się przespać, jeśli chcesz... Ale lepiej opowiedz mi, o co chodzi z tą całą kradzieżą! I wypuść z powrotem tego lampowego gbura. Mamy parę rzeczy do przedyskutowania. Na przykład przywrócenie ci mowy.
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline  
Stary 27-07-2009, 20:11   #74
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gun'Ryan
Czas płynął leniwie. Zmęczone długim biegiem elfy usiadły na podłodze na środku pomieszczenia. Czarny kocur wygrzewający się na piecu, nie spuszczał z nich wzroku.
- Możesz się przespać, jeśli chcesz... - rzekł Ryani - Ale lepiej opowiedz mi, o co chodzi z tą całą kradzieżą! I wypuść z powrotem tego lampowego gbura. Mamy parę rzeczy do przedyskutowania. Na przykład przywrócenie ci mowy.
Elfka potarła lampę i w kłębach gęstego dymu wyłonił się dżin. Przyjął on rozmiary odpowiednie do pomieszczenia, więc nie prezentował się już tak okazale.
- Rzekłbym, że jestem na rozkazy pani, ale ta zwyczajowa formułka, ni jak nie pasuje do naszej obecniej sytuacji.
- Właśnie, właśnie - zaczął elf - Trzeba by o tym pomówić...
- A o czym tu dyskutować - oburzył się dżin - Chyba już to ustaliliśmy, że nie mogę nic w tej sprawie zrobić.
- No niby tak, ale czy nie mógłbyś spróbować jeszcze raz. Bo coś mi się wydaje, że za pierwszym razem trochę słabo się postarałeś
- Zarzucasz mi kłamstwo, czy brak umiejętności - Arhanaal, aż poczerwienał ze złości.
- Ani jedno, ani drugie - próbował załagodzić sprawę młodzieniec - Ale w tym pośpiechu...
- Zrozum młodzieńcze, że próbowałem i nic z tego nie wyszło. Nie stoję ponad prawem i mnie też obowiązują pewne zasady.
- To może znasz jakiś sposób, by przywrócić jej mowę - spróbował jeszcze Ryani.
- Hmmm... Niech pomyślę... - dżin chwycił się za brodę - Kiedyś znałem pewnego pustelnika, ktory mógłby coś może i poradzić...
Oczy elfów zapłonęły z ciekawości i nadziei.
- ...ale to było daleko stąd, a na dodatek wiele lat temu. On już pewnie nie żyje.
- Z mistykami to różnie bywa - podjął Ryani, choć miał świadomość, że jest to raczej przegrana sprawa.
- Hmm.. może masz rację. Tylko żeby go odnaleźć musielibyśmy iść do Wewnętrznej Krainy, a to nie jest taka prosta sprawa.
- To się dobrze składa, bo ja...
Elf przerwał w pół zdania, bo w drzwiach stanęła stara i brzydka kobieta. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Jej czerwone łachmany były aż ciężkie z brudu, podobnie jakczarne włosy, na których nadmiar nie mogła narzekać. Podeszła do trójki siedzącej na podłodze trójki i trąciła piękną elfkę zakrzywionym kosturem w plecy.

- A wy tu czego? - zapytał zachrypniętym ciężkim, jak dębowe drzwi głosem.
- Bo my... - zaczął Ryani.
Wstał i wtedy w małych okienkach drewnianej chatki, ujrzał w oddali zbliżającą się grupę jeźdzców.
- No to pięknie - pomyślał - Szykuje się ciekawy wieczór.
 
brody jest offline  
Stary 27-07-2009, 22:50   #75
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Jakiś głos w głowie Elrixa wrzeszczał Czyś ty rozum stracił?!?, lecz jednocześnie inny głos liczył spokojnie uzbrojonych wojowników w sali tronowej. Szanse na wyjście stąd będą żadne jeśli król ich sam nie wypuści...
- Wasza wysokość raczy wybaczyć, ale nie wędrujemy po Koronę Władzy. Zaraz! - podniósł obie ręce aby uspokoić liliputów - dajcie mi wyjaśnić!
- No bardzo ciekaw jestem - warknął król.
- Korona to mrzonka i legenda - zaczął - otóż my wędrujemy uwolnić ojca Laury - wspomniana dygnęła lekko - a talizman jest naszym jedynym śladem i sposobem na dotarcie do niego.
- I chcesz mi powiedzieć że porzucisz szansę na zdobycie takiej mocy? Cóż takiego mogłoby skłonić kogokolwiek...
- Widzisz, trupa aktorska przygarnęła mnie gdy byłem dzieckiem, tak samo jak Laurę, więc wychowywaliśmy się razem, dwie sieroty.
- Bidoki - któryś z niebieskich smarknął cicho.
- Jest dla mnie jak siostra - tu popatrzył na nią najczulej jak potrafił, czyli nie za bardzo - i kiedy tylko się dowiedzieliśmy że jej ojciec żyje, obiecałem jej że zrobię wszystko aby go odnaleźć!
Król patrzył spode łba, ale wzrok aktorki wbity był w podłogę, a z gadziego pyska można było wyczytać tyle co z kamienia. Nie pomagały też biadolenia i komentarze jego poddanych, którzy widać mieli słabość do łzawych historyjek.
- Znaczy że wybieracie się do wewnętrznej krainy? - smokowiec kiwnął głową - którą zamieszkują straszliwe bestie i demony?
- Poradzi sobie! - wykrzyknął któryś z liliputów.
- Ano, to bohater jest! Widzieliśmy jak mieczem robi!
- I słowo dał! Wycofać się nie może!
- To jak w tej balladzie co ten tam jak mu...
- CISZA! - ryknął główny pokurcz - Jeśli ci się wydaje że choć na chwilę mnie nabrałeś to się grubo mylisz!
- Ale my myślimy że on może prawdę gada - zaprotestował słabo jeden z wojaków.
- Dlatego to JA jestem królem! A wy - zwrócił się do Elrixa i Laury - Nigdy nie zdobędziecie Korony, ba! Nie znajdziecie nawet drogi do środkowej krainy bez mojej pomocy! Teraz wynoście się stąd i nigdy nie wracajcie!
Nie czekając aż popędliwy liliput zmieni zdanie, wyszli szybkim krokiem, pozostawiając za sobą krzyki wściekłego władcy. Z ulgą wyszli na światło poranka, a dzień zapowiadał się piękny. Nie odchodzili daleko bo jak zapewnili ich niebiescy, czar miał niedługo prysnąć więc nie było sensu się męczyć aby przejść kilkanaście metrów.
Kiedy tylko odzyskał właściwe rozmiary, Elrix zostawił śpiącą towarzyszkę i podkradł się do gospodarstwa. Załadunek wozów trwał już przynajmniej od godziny i podwórze pełne było ludzi i zwierząt. Korzystając z panującego tam zamieszania ukradł jeden ze stygnących na parapecie bochnów chleba i kilka pęt kiełbasy z wędzarni. Obładowany łupem wrócił okrężną drogą, unikając otwartych przestrzeni.
Laura nie spała już kiedy wrócił i mimo że nic nie powiedziała dostrzegł ulgę na jej twarzy. Czyżby myślała że ją zostawi?
- Musimy się pośpieszyć, już zbyt dużo czasu straciliśmy w tej krainie.
- Dobrze, to droga na wschód która doprowadzi nas na miejsce - tłumaczyła pomiędzy kolejnymi kęsami.
- Ruszamy zatem jak tylko skończysz.

Mimo że narzucili sobie ostre tempo droga zabrała im prawie cały dzień, więc dopiero przed wieczorem stanęli na jednym ze wzgórz otaczających rozległą nekropolię. Pomiędzy wysokimi trawami przebijały się nadkruszone nagrobki, pokryte rzeźbami krypty i starodawne posągi. Trudno było nie zwrócić uwagi na to że większość grobowców została na siłę otwarta przez złodziei, lub coś znacznie gorszego. W samym środku cmentarzyska stało mauzoleum, niezbyt zachęcający budynek o ścianach pokrytych pnączami winogron, z zapadniętym dachem i wyłamanymi drzwiami wejściowymi.
- Główna droga - wskazała na trakt wzdłuż którego maszerowali - skręca tuż przed cmentarzem i omija go od południa, możemy nią dotrzeć do mostu.
- Nie mam zamiaru nadkładać drogi, przejdziemy przez cmentarz.
- Podobno jest nawiedzony - szepnęła, jakby obawiała się powiedzieć to głośno, ale Elrix tylko parsknął.
- Nie boję się upiorów - a poza tym złe moce można zaprząc do własnych celów pomyślał, lecz nie powiedział już tego głośno. Jeżeli ten zapijaczony wierszokleta nie zmyślał, na moście czeka strażnik którego nie dam rady pokonać w pojedynkę. - Naprzód, nie traćmy dnia.
 
__________________
Sorry, ale teraz to czytam już tylko własne posty...
MadWolf jest offline  
Stary 28-07-2009, 11:19   #76
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
- A wy tu czego? - zapytał zachrypniętym ciężkim, jak dębowe drzwi głosem.
- Bo my... - zaczął Ryani.
Wstał i wtedy w małych okienkach drewnianej chatki, ujrzał w oddali zbliżającą się grupę jeźdzców.
- No to pięknie - pomyślał - Szykuje się ciekawy wieczór. Elfka spojrzała na niego przestraszonym wzrokiem, najwyraźniej domyśliła się, co zobaczył.
- Czego, pytam grzecznie... Mów pókim dobra! - postać pogroziła Gunowi kosturem.
- Potrzebujemy schronienia, dobra kobieto... - zacząl ostrożnie elf.
- A co mnie do tego?! Wynocha z mojej chaty! Albo zamienię w ropuchę! - czarownica, którą się właśnie okazała kobieta nadstawiła groźnie kostur. Gun cały spiął się w sobie, gotow walczyć, choć sam nie wiedział, na ile potężna magicznie jest czarownica. O tyle dobrze, że nie groziła mu fizycznie... Już miał coś powiedzieć (oczywiście grając na zwłokę), ale na twarzy czarownicy wykwitł chytry uśmieszek.
- Chyba... Chyba że macie coś, co może mnie przekonać, żebym was tu ukryła przed tymi pachołami... Na przykład jakieś tysiącletnie świecidełko, które ta młódka zwinęła pewnemu złemu człowiekowi... To jak będzie? - chytry uśmieszek przybrał rozmiary banana. Bardzo dziurawego i sprochniałego banana.
Ryani przygryzł wargę. Jeśli mieli by oddać dżina tylko po to, by uzyskać schronienie... Ale w końcu i tak nie mogą korzystać z jego mocy. Spojrzał na towarzyszkę: jej twarz wyrażała strach, a ręce pośpiesznie przyciągnęły lampę do piersi. Elf westchnął ciężko.
- Nie jestem właścicielem tego, co chcesz zyskać. Właścicielka i tak nie może z tego korzystać; jest niemową. Nawet nie wiem jak ma na imię... - ostatnie zdanie rzekł jakby do siebie. - Tak czy siak, myślę, że dla takiej potężnej czarow... dziejki, jak ty, nie stanowiło by problemu przywrócenie jej mowy w zamian za dżina, prawda? - pułapka została zastawiona. Jesli nie jest w stanie przywrócić jej mowy, Ryani nie będzie miał żadnych problemów, by ją obezwładnić. Jeśli będzie - to nawet lepiej, choć trzeba będzie na nią uważać. Tak czy siak, nie wola elfa się tu liczyła. Spojrzał na elfkę, starając się wyczytać z jej twarzy, co o tym wszystkim mysli.
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline  
Stary 28-07-2009, 14:30   #77
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ruszył marmurowymi schodami w dół. Przestał zwracać uwagę na to co się dzieje na powierzchni pustyni, gdzie pozostawił wrogich mu półnagich, brodaczy i nieprzyjaźnie nastawionych tubylców, podróżujących na wielbłądach. Jego uwagę przyciągnęły pojawiające się na ścianach rozpadliny zatarte płaskorzeźby i hieroglify.



Po chwili pojawiły się także na stropie, gdyż rozpadlina okazała się przedłużeniem wąskiego i mrocznego korytarza wykutego w skale. Schody cały czas prowadziły w dół. Z każdym krokiem robiło się coraz chłodniej. Z początku było to nawet przyjemne. Miła odmiana po gorącym piasku pustyni. Jednak z czasem Guunowi zaczął doskiwierać chłód.

Na kły Zurry! Gdzie mnie los rzucił? Cóż to za miejsce? I w jakże niesamowitych okolicznościach zostało objawione. To na pewno nie przypadek. Jednak Mefistofeles okazał się lepszym wspólnikiem niż na to wcześniej wyglądało. Dokładnie wiedział co się stanie na pustyni, I skierował mnie w odpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie. A cóż to jest?



Guun bacznie przyjrzał się napisom na ścianie. Nic mu one nie mówiły. Ale musiał być to pewien gatunek obrazkowego pisma. - Ciekaw jestem czy moja księga by sobie z tym poradziła? Cóż, w bardziej sprzyjających okolicznościach z pewnością bym sprawdził, ale nie teraz... Czemuż tu jest tak zimno?

Przeszedł jeszcze kilkadziesiąt stopni i schody się skończyły. Znajdował się w obszernej, kwadratowej sali. Na środku każdego boku widniał portal, taki sam przez jaki tu wszedł. Ściany pokryte były płaskorzeźbami i tajemniczym pismem. Co ciekawe, mimo iż znajdował się głęboko pod powierzchnią ziemi, w pomieszczeniu nie panowała ciemność, a półmrok. Nie widać było jednak żadnego źródła światła. To najwidoczniej ściany, podłoga i sufit emitowały delikatną poświatę rozpraszającą mrok.
Guun zrobił kilka kroków ku środkowi pomieszczenia, z zapartym tchem obserwując starożytne freski i napisy.

Piękne. Są piękne. Zobaczę co jest w tych korytarzach i wrócę tu aby odczytać sekrety tego miejsca. Musi tu być jakieś wyjście, przecież nie przybyłem tutaj nadaremno - rozglądał się starając się przebić wzrokiem półmrok za portalami.

W końcu się zdecydował i wszedł w korytarz prowadzący w lewo od głównej sali. Przejście było krótkie i prowadziło do niewielkiej komnaty, której ściany, podobnie jak poprzedniej pokrywały takie same wzory. Na środku podłogi ziała dziura. Idealnie okrągły otwór, otoczony rzeźbioną krawędzią i swego czasu przykryty kratą. Teraz pręty były wyrwane i powyginane ku dołowi. Najwyraźniej coś z wielką siłą pociągnęło je do wnętrza. Trzymetrowej średnicy otwór ział czernią, ale taką która emanuje na zewnątrz i pochłania światło. Guun nie podchodził do krawędzi. Wycofał się z lękiem obserwując studnię i w myślach wyobrażając sobie coś, co mogło się czaić na jej dnie.
Wrócił do głównego pomieszczenia i ruszył w kierunku kolejnego korytarza. Tego, który leżał naprzeciwko wejścia do sali.

- Wynoście się stąd! - krzyknął ktoś z góry, ze schodów. Guun spojrzał w tamtą stronę. W półmroku dostrzegł najpierw dwóch brodaczy, którzy właśnie zeszli ze schodów. Ale to nie oni krzyczęli. Byli tak samo zaskoczeni głosem jak Guun. Dalej na schodach stało trzech mężczyzn. Dwóch rosłych i muskularnych wojowników oraz mały człowieczek w dziwnym nakryciu głowy, który wymachiwał zakrzywionym kosturem. To do niego należał głos.
- A wam kto pozwolił naruszać spokój świętego miejsca bezbożnicy? Dziś jest wielki dzień a wy kalacie świętą ziemię swoją obecnością. Zapłacicie za to - wskazał na dwóch karłów. Najwidoczniej nie zauważył stojącego z dala od niego Guuna. - Brać ich!

Wojownicy ruszyli w dół schodów, a Guun ostrożnie i po cichu zgodnie ze swym pierwotnym planem zniknął w korytarzu. Teraz jednak nie miał zamiaru eksplorować podziemnego kompleksu, a po prostu ujść z życiem.

Korytarz, podobnie jak poprzedni był krótki. Nie kończył się jednak jakimś pomieszczeniem, a rozwidlał na prawo i lewo. Na wprost widniały wielkie kamienne, zamknięte wrota. Całe pokryte były pismem hieroglificznym. W równych odstępach, w dwóch rzędach wystawały z nich uchwyty. Guun nie zabrał się za otwieranie przejścia. Nie miał na to czasu. najciszej jak mógł podążył korytarzem w lewo, aż do samego końca. W wykutej niszy stał tam osobliwy posąg. Przedstawiał człowieka, odzianego w przepaskę na biodrach. Nie byłoby w nim nic niezwykłego gdyby nie to, że posąg miał głowę szakala.

A cóż to za maszkara? - pomyślał Guun. - Nieważne, dobrze że jest na tyle duża, że się za nią schowam...
Przecisnął się obok statuy i skulił w mroku. Oczekiwał na rozwój wydarzeń, pilnie obserwując wielkie kamienne wrota.
 
xeper jest offline  
Stary 28-07-2009, 17:25   #78
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Elrix
Smokowiec i Laura stali przed zniszczoną cmentarną bramą. Czas i liczni wandale odcisnęli na niej swoje piętno. Jedno skrzydło wyłamane z zawiasów leżało na ziemi, drugie kołysało się przekrzywione.
- Główna droga - Laura wskazała na trakt wzdłuż którego maszerowali - skręca tuż przed cmentarzem i omija go od południa, możemy nią dotrzeć do mostu.
- Nie mam zamiaru nadkładać drogi, przejdziemy przez cmentarz.
- Podobno jest nawiedzony - szepnęła, jakby obawiała się powiedzieć to głośno, ale Elrix tylko parsknął.
- Nie boję się upiorów. Naprzód, nie traćmy dnia.
Dziewczyna z lekką obawą ruszyła za smokowcem. Mimo, że słońce było jeszcze dość wysoko, cmentarz emanował jakąś mroczną aurą. Laura chwyciła za rękę Elrix i rozglądała się czuje wokół. Nekropolia okazała się dużo większa niż smokowiec początkowo przypuszczał, a prawie wtulona w niego dzieczyna bardzo opóźniała marsz.
- Jeżeli mamy zdąrzyć przed zmrokiem to musimy przyspieszyć - nie wytrzymał w końcu.
- Boję się. Spójrz na te wszystkie otwarte nagrobki... Tylko czekać jak coś z nich wyskoczy i nas zaatakuje.
- Z tego co wiem - zaczęł Elrix próbując dodać dziewczynie odwagi - to wszelkie duchy i upiory pojawiają się po zmroku.
- Jesteś pewien? - powątpiewała dziewczyna.
- Tak, a nawet jeśli jakiś się tu zjawi to cię obronię - zapewnił smokowiec.
Dziewczyna tylko spuściła skromnie wzrok i wyszeptała:
- Dziękuję
Elrix już chciał ruszy dalej, gdy Laura znowu chwyciła go za rękę.
- Co znowu... - niecierpliwił się.
- Słyszałeś?
- Nie... - odpowiedział i nadstawił uszu.
- O znowu... To chyba demony... Tam są - Laura wskazała rękę duży rodzinny grobowiec.

Jedno ze skrzydeł było wyłamane i ukazywało ziejącą czernią pustkę. To stamtąd odchodził dźwięk, który niepokoił Laurę.
- Trzeba przyznać, że dziewczyna ma słuch - pomyślał
Gestem ręki dał znać dziewczynie, by schowali się za płytą najbliższego nagrobka i z ukrycia obserowali dalszy przebieg zdarzeń.
Dzieczyna kucnęła i szepnęła do smokowca:
- A mówiłeś, że demony wychodzą po zmorku.
- Mówiłem też, że cię obronię, więc bądź już cicho - warknął zdenerwowany.
Dziewczyna przeszyła go na wylot zabójczym spojrzeniem i zamilkła obrażona.
Elrix nie przejmował się dąsającą się dziewczyną, bardziej interesował go to co się działo przy grobowcu.
Z wnętrzna wyłoniły się dwa demoniczne bliźniacze stwory. Tylko humanoidalna sylwetka świadczyła o tym, że kiedyś byli ludźmi. Deformacje na ich ciele sprawiły, że budzili trwogę i obrżydzenie. Mieli trupio żółta skóre, której strzępy zwisały z nich tu i ówdzie. Ich twarze przeszły największą mutację. I w zaden sposób nie przypominała on już ludzkiej. Wielkie błoniaste uszy ze sterczącymi kośćmi, wyłupiaste krwisto czerwone ślepia i ogromne pożółkłe kły wystające z ust.

- Na bogów - szepnęła Laura - Co to jest?
- Csssss - skarcił ją Elrix i dalej obserwował grobowiec.
Upiory zatrzymały się parę metrów przed ich kryjówą. Smokowiec czuł wyraźny trupi odór, nawet jemu zrobiło się niedobrze, nie wspominając o Laurze.
- Móhhhwię cii, żeehh czujhhhęęę Talizmaaahhhn - wydusił z siebie jeden z upiorów.
- To dziwne, bo ja nic nie czuję - odparł drugi. Jego struny głosowe nie były tak zniszczone jak jego kompana. - Wraajmy bo obiad stygnie, he he.
- Milhhhczeehhh! - rozdarł się upiór, a jego głos sprawił, że Elrixowi przeszły ciarki po plecach.
Z Laurą było gorzej. To wszystko było ponad jej nerwy. Podniosła się nagle i zacząła z krzykiem biec przed siebie.
Smokowiec instynktownie podniósł się i krzyknął za nią:
- Lauraaaa!!!!!
Upiory patrzyły na to lekko skonsternowane.
- Tyyhhhh! - wyjęczał jeden z nich.
Elrix spojrzał z na niego, a w następnej chwili usłyszał huk upadających kameni i krzyk Laury:
- Poooomooocyyyy!!!

Gun'Ryan
Ryani przedstawił swoją propozyjcę. Spojrzał na elfkę i czekał na jej reazkcję. Młoda piękność wahała się tylko chwilę, potakęł głową na znak że zgada się z pomysłem Ryaniego.
- Dobrze - rzekła Wicca - Skoro młoda się zgadza to i ja przystaję na twoją propozyjcę.
Podeszła kilka kroków w stronę pieca i wskazała palcem sufit:
- Bierzcie taboret i właźcie do góry. Tam się ukryjecie.
Ryani odchylił właz i pierwszy wszedł na górę. Wewnątrz panował zaduch i unosił się zapach stęchlizny. Niewielki pomieszczenie zagracone było wszelkiego rodzaju rupieciami. Starymi, połamanymi krzesłami, nieużytecznymi narzędziami ogrodowymi, potłuczonymi garnkami i tym podobnym gratą.
Elf podał rękę dziewczynie i pomógł jej wejść na strych.
- To siedźcie tam i będziecie cicho. Jak odjadą to pomówimy o naszej transakcji.
Elf tylko przytaknął i z niepokojem obserwował jak wiedźma zamyka właz i zasuwa skobel.
Zastanawiał się przez chwilę czy dobrze postąpił kładąc swój los w ręce starej czarownicy.
Elfy ulokowały się na starych gratach i czekały w napięciu. Wtedy obok nich pojawił się dżin.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę - zaczął - że twój pomysł, może i był świetny, ale w żaden sposób nie może sie udać.
- Co masz na myśli?
- To, że lampa jest moim domem i jest zawsze ze mną, a ja przez najbliższe siedem lat jestem sługą tej pani - ukonił się pięknej elfce.
- Hmmm... - zamyślił się Ryani o tym nie pomyślałem.
Elfka szturchnęła go łokciem w bok, dając jednocześnie znak by był cicho. Z dołu dochodziły dźwięki rozmowy. Nie dało się co prawda wyłowić sensu słów, ale ich to wyraźnie świadczył o tym, że bandyci nie są zadowoleni.
Cała trójka oczekiwała w milczeniu na dalszy rozwój zdarzeń.
Kłótnia wiedźmy z bandytami trawał dobrych kilka minut. Gdy już odjechali właz ponownie się otworzył.
- No możecie już zejść - zakomunikowała wiedźma.
Na dole Wicca zaproponował im coś do zjedzenia, ale Ryani odmówił w obawie przed otruciem. Wiedźma tylko się uśmiechnęła i usiadła do stołu.
- Wracając do naszej poprzedniej rozmowy... Mogę przywrócić twojej towarzyszce mowę, ale jest jeden problem...
- Jaki?
- Właśnie zauważyłam, że skończyły mi się ropusze języki, niezbędny składnik mikstury przywracającej mowę...
Ryani milczał i czekał na dalsze słowa wiedźmy, ale już dokładnie wiedział czego będzie od niego oczekiwała. To on będzie musiał zdobyć brakującą ingrediencję.
- W naszej sytuacji jestem zmuszona poprosić ciebie elfie, byś zdobył i przyniósł ropuszy jęzor. Twoja towarzyszka zostanie tymczasem ze mną i poczeka, aż wrócisz. Wtedy dobijemy ostatecznie targu.
Wiedźma zakończyła szczerym uśmiechem ukazując rząd zepsutych zębów.
 
brody jest offline  
Stary 28-07-2009, 18:13   #79
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Wynoście się stąd! - krzyknął ktoś z góry.
Obaj krasnoludzi odwrócili się i spojrzeli ku szczytowi schodów. Stał tam stosunkowo niski mężczyzna, tylko trochę przewyższający krasnoludów wzrostem w asyście dwóch rosłych wojowników. Mężczyzna ubrany tylko w przepaskę z białego płótna i dziwne nakrycie głowy patrzył przenikliwym wzrokiem na stojące w dole postacie.
Gdyby nie jego ubiór i głos Thorius uznałby go raczej za dziecko.
- Cholera! Znowu w coś się wplątaliśmy! - krzyknął Grumil
- Do tego nici z podchodów, ten Guun nas zauważył. Niech ich szlag!
- A wam kto pozwolił naruszać spokój świętego miejsca bezbożnicy? Dziś jest wielki dzień a wy kalacie świętą ziemię swoją obecnością. Zapłacicie za to.

Mężczyzna wskazał kosturem na stojących bliżej krasnoludów i rozkazał swoim przybocznym.
- Brać ich!
Najwidoczniej nie zauważył stojącego w głębi Guuna. Ten chyba wykorzystał okazję i ukrył się gdzieś w pomieszczeniu. Thorius widział tylko kątem oka kawałek jego szaty znikający za rogiem.

Obydwaj krasnoludzi przygotowali się do, najwidoczniej nieuniknionej walki z dwoma muskularnymi przydupasami. Powoli cofając się w korytarzu i ściskając topór, Thorius rozważał też plan awaryjny - ucieczkę.
W zamkniętym i nieznanym pomieszczeniu trudno było mu coś wymyślić. jego oczy latały od ściany do ściany. Krasnoludzi poruszali się szybko tyłem. Dwaj "asystenci" młodego mężczyzny najwidoczniej chcieli urozmaicić sobie zabawę, bowiem poruszali się bez pośpiechu, jakby wiedząc że nie ma stąd innego wyjścia.

Brodacze wypadli właśnie z korytarza, trafiając na sporej wielkości pomieszczenie. Było przestronne, i dość wysokie, coś na kształt właściwego przedsionku do głównej komnaty. Oczy krasnoluda trafiły na kilka szczególnie ważnych w ich sytuacji przedmiotów.


Po lewej stronie, stał monumentalny kobiecy posąg, sięgający do trzech czwartych wysokości pomieszczenia.


Po prawej natomiast, można było zauważyć jeszcze większy posąg przedstawiający człowieka o twarzy sokoła, w przepasce biodrowej. Miał ręce wyciągnięte w górę, jakby oczekiwał na jałmużnę albo pokazywał komuś przedmiot trzymany w dłoniach.
Pod posągiem natrafiono na szkielet jakiegoś nieszczęśnika. Zbielały, nadal miał przy sobie tylko przestarzałe uzbrojenie. Strzępy szat, które jakimś cudem jeszcze się zachowały, leżały u jego stóp. Włócznia opierała się
o ścianę, tuż obok tarczy.


W głowie krasnoluda zaświtał pomysł.
- Grumil! Zniszcz tamten posąg po lewej!
Nie czekając na reakcję ze strony towarzysza pochwycił starą tarczę i cisnął nią w posąg po prawej. Osłabiony materiał wzmocnił uderzenie zarówno rzuconą tarczą jak i toporem.

Za późno z zamiarów brodaczy zdali sobie sprawę dwaj muskularni mężczyźni. Ruszyli biegiem, ale nadal byli zbyt daleko.
Posągi opadły z hukiem, zalewając pomieszczenie tumanami kurzu. Krztusząc się i dławiąc krasnoludzi rzucili się w ucieczkę. Posągi nie zagrodzą przejścia na długo.

Thorius prowadził prawie na oślep. Gryzący piach zalegający od wieków w komnatach podniósł się razem z kurzem, nieprzyjemnie dusząc i drapiąc...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>

Ostatnio edytowane przez Zielin : 28-07-2009 o 18:16.
Zielin jest offline  
Stary 28-07-2009, 20:16   #80
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun i Thorius
Badacz korzystając z tego, że ani kapłan ani jego słudzy nie dostrzegli go, ukrył się za jednym z posągów. Chłód któy wypełniał podziemne pomieszczenia powoli zaczynał mu dokuczać, podobnie jak wcześniej piekielny żar pustyni. Badacz oparł się o zimną kamienną ścianę i nasłuchiwał.
- Grumil! Zniszcz tamten posąg po lewej! - krzyknął ktoś donośle.
Po chwili huk walących się kamiennych posągów wypełnił podziemne korytarza.
Badacz wyjrzał zza cokołu na którym stał posąg człowieka z głową szakala. W tumnie kurzu do wąskiego pomieszczenia z wrotami wszedł Thorius. Rozglądał się nie pewnie. Guun musiał zakryć twarz, by chronić oczy przed wszędobyliskim pyłem.
- Auuuuaaaa! - okrzykowi temu towarzyszyło głuche uderzenie - Moja głowa!
Thorius oślepiony kurzem walnął w kamienne wrota.
Obaj mężczyźnie odczekali kilka chwil aż pył opadnie swobodnie na posadzkę.
- Grumil! Grumil? Gdzie jesteś? - to były pierwsze słowa krasnoluda po tym, jak odzyskał wzrok.
Rozejrzał się wokół ale nie dostrzegł nigdzie swego kompana. Wrócił do głównego przedsionka. Drogę na zewnętrz tarasowały zwalone pominik. Wbrew temu co przypuszczał Thorius, zarówno kapłan będzie miał problem by się tu dostać jak i on żeby stąd wyjść. Najwyraźniej wraz z pomnikami zawaliła się spora część korytarz prowadzącego na powierzchnie.
- To jedna sprawa z głowy - westchnął Thorius - Tylko gdzie jest Grumil?
Krasnolud rozejrzał się i wszedł z korytarz po lewej stronie. Pomieszczenie to nie różniło się wiele od głównego przedsionka, poza że znajdowała się tam studnia trzymetrowej średnicy. Krata która ją zabezpieczała uległa wygięciu i rozerwaniu.
- Ktoś się musiał nieźle wkurzyć - pomyślał.
Przeszła mu jednak ochota na żarty, gdy ujrzał hełm Grumila leżący tuż koło studni. Nachylił się nad studniom i nasłuchiwał:
- Thhooooriuuusss!!! Ty draniu nie zostawiał mnie!! - krzyczał Grumil.
Krasnolud nie myśląc wiele skoczył w dół. Lot był krótki, a lądowanie bardzo bolesne. Kości brodacza były na szczęście całe. Obaj krasnoludzi leżeli pośrodku okrągłej.
- Dobrze, że jesteś - westchnął Grumil - Żebyś widział z czym musiałem się zmierzyć.
- Widzę - odparł Thorius wskazując leżący nieopadal kawałek oślizgłej macki.
- Tylko skąd to bydle przypezło stąd nie ma wyjścia.
- Faktycznie - stwierdził wojownik rozglądając się po sali.
Nie prowadził stąd żaden korytarz, a w ścianach nie było najmniejszego otworu. Lita skała w której wyciosano komnatę miała tylko jedno wyjście.

Badacz odczekał jeszcze chwilę i ostrożenie wychylił się ze swojej kryjówki. Wszystko wskazywało na to, że został sam. Los najwyraźniej mu sprzyjał i wyeliminował jego przeciwników sam.
Guun nasłuchiwał jeszcze chwilę, ale gdy upewnił się że jest sam wyszedł za posągu. Podszedł do drzwi i przyjarzał się im uważnie.
- Czeka mnie dużo pracy - pomyślał sięgając do torby po "Tuudis Hern Avaris”
C
Nie martwił się jednak tym. Perspektywa umysłowej pracy była niezmiernie kusząca, nawet jeżeli miała się ona odbyć w takich warunkach. Dzięki zniszczeniom jakich dokonali krasnoludzi, niski kapłan i jego sługusy szybko się tu nie dostaną.
Guun usiadł na ziemi przed wrotami i rozłożył księgę na kolanach. I wtedy usłyszał ten dziwny dźwięk. Coś jakby mlaskanie wielkich ust. Badacz odwrócił się i ujrzał, że w jego stronę podąża przerażający stwór. Częściowo przypominał człowieka, ale podobieństwo to było karykaturalne i odrażająca. Człowiek ten wyglądał jakby był skrzyżowany z ośmiornicą. Zamiast twarzy miał plątanine wijących się macek, a nogi zastąpiły mu cztery olbrzymie macki (z których jedna była częściowo odcięta). To właśnie one wydawały ten dziwny dźwięk, który zwrócił uwagę badacza.
Na kły Zurry! Co to ma być?
 
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172