Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-12-2009, 23:52   #31
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Czekanie nigdy nie było mocną stroną Aurayi. Tak przynajmniej było kiedyś, dawno temu, w innym życiu. Kobieta, która siedziała obecnie przy łożu biednej Róży, potrafiła czekać. Zresztą czas się jej nie dłużył. Nie tym razem. Tajemnice dnia codziennego zaprzątały umysł elfki sprawiając, że niemal nie dostrzegała ulatujących w dal chwil. Tajemnice. Każdy je miał, takie już było życie. Jedne całkiem błahe, inne cenniejsze niż życie. Jakie były jej własne? Nie była pewna. Było ich za dużo. Za zdradzenie jednych nie dałaby miedziaka, za zdradzenie innych zabiłaby z zimną krwią. Jednak czy każdego? Czy byłaby w stanie zabić Celryna by bronic do nich dostępu? Czy umiałaby zaufać bratu, którego uważała za martwego? Czy zabiłaby Kaldora gdyby ją zdradził? Tak? Nie? Na ile jest w stanie im zaufać? Jednemu już powierzyła więcej niż powinna. Czy zdecyduje się na podobny krok w przypadku drugiego? Kim są dla niej? Kim są dla Lisa? Czy tak krótki czas może odnowić więź jaka kiedyś ich łączyła? Są teraz innymi osobami. Ona, Kaldor, Celryn. Każde z nich ma swoje życie. Swoje tajemnice. Czy uda się im bez tarć powrócić do tego co było kiedyś?
Pukanie do drzwi natychmiastowo przywołało ją do rzeczywistości.

- Proszę.


Zawołała słodkim głosikiem nawet na moment nie zwracając twarzy w stronę szafy. W chwili gdy drzwi pokoju stanęły otworem zdecydowała że powie Celrynowi wszystko, a później... Jeżeli złamie jej zaufanie. Cóż, zrobi to co będzie musiała.
Teraz jednak nie był czas na rozmyślania o tym co będzie później. Mężczyzna, który pojawił się w wejściu zdecydowanie nie należał do stałych bywalców tego lokalu. Płaszcz może nie należał do najmodniejszych jednak uszyty został z najlepszego materiału, a co za tym idzie musiał kosztować. Buty sprawiały wrażenie wygodnych i solidnych zarazem. Ponownie praca mistrza w swym fachu, a co za tym idzie, złoto. Reszta prezentowała się podobnie. Właściwie stylem nieco przypominał Celryna. Wygodnie, dobry materiał i podobne wykonanie. Nie rzucał się w oczy ale ....

- Witaj panie. Czy mogę w czymś pomóc?

Zapytała pochylając lekko głowę w skromnym ukłonie, a następnie ostrożnie, tak aby nie urazić śpiącej kobiety, wstała. Był wyższy od niej. Jasne, niemal białe włosy sięgały mu do ramion. Stojąc czuła na sobie uważne spojrzenie błękitnych oczu nieznajomego. Jego twarz wyrażała... Właściwie poza lekkim zainteresowaniem nie wyrażała nic. Pełne i zmysłowe usta nie rozciągnęły się w uśmiechu ani nie wykrzywił ich gniewny grymas. Zupełnie jakby zastanie obcej kobiety, elfki w dodatku, w pokoju taniej dziwki nie stanowiło dla niego niczego niespodziewanego.

- Witaj pani. Widzę że przychodzę w niewłaściwym momencie. Proszę pozdrowić Różę gdy się obudzi.

Drzwi powoli zaczynały się zamykać co zdecydowanie nie było po jej myśli.

- Proszę zaczekać. Róża wspominała, że oczekuje gościa. Może zechce pan poczekać? Jestem pewna, że wkrótce się obudzi.

Lekki uśmiech, krótkie spojrzenie spod na wpółprzymkniętych powiek, nerwowe zaciśnięcie dłoni na spódnicy. Któż by się mógł oprzeć takiej dawce niewinnej słodyczy?

- Skoro nalegasz, pani.

Głęboki głos sprawił, że uniosła głowę napotykając chłodne, badawcze spojrzenie mężczyzny. Był bliżej niż sądziła. Albo więc poruszał się niczym kot, albo jej ocena odległości została mocno zmącona. Chciała opuścić głowę, lecz nie pozwolił jej na to. Chwyciwszy jej podbródek zmusił by ponownie spojrzała w stalowy błękit.

- Jestem pewny, że miło razem spędzimy czas czekając na obudzenie się naszej przyjaciółki.

Poprawka. Może i ubierał się podobnie jak Celryn jednak zdecydowanie na tym podobieństwo się kończyło. Auraya musiała mocno się postarać by odraza, którą poczuła nie przedostała się do oczu czy też ujawniła w wyrazie jej twarzy.

- Oczywiście panie.

Wyszeptała zamiast tego zalotnie przysuwając się bliżej.

- Różyczka nie wspominała, że ten na którego czeka stanowi uosobienie marzeń...


Wymruczała pozwalając by nakrył jej usta swoimi gorącymi wargami. Nie czuła nic. To było tylko kolejne zadanie, kolejna gra, kolejne kłamstwa. Jeżeli będzie musiała iść z nim do łoża by wydobyć potrzebne im informacje... Cóż, zdecydowanie nie będzie to pierwszy raz w jej karierze.

- Nie wspominała również że posiada taką ponętna koleżankę. Z drugiej strony ciężko się jej dziwić. Masz jakoweś imię?

- Merime, panie. Zwą mnie Merime.

- Merime...


Wyszeptał tuż przy jej uchu.

- Powiedz mi więc Mermime czy Różyczka nie wspominała czasem czegoś co miałaby przekazać temu na którego czekała?

Miała ochotę parsknąć śmiechem.

- Przekazać?

- Mhmmm... Czegoś ważnego o kimś na kogo miała mieć oko... Jestem pewien, że takie dobre przyjaciółki nie maja przed sobą sekretów...


Mówiąc całował jej szyje schodząc coraz niżej, jednocześnie zaś rozpętując sznurówki gorsetu. Nie pozostawając mu dłużna zarzuciła ręce na jego szyję ocierając się zachęcająco.

- Niewiele panie. Tylko co nieco o jakimś przybyszu i tawernie pod.. Tawernie Pod Czerwonym Żaglem. Chyba tak.. Czerwony Żagiel.

- Jesteś pewna?

- Ttak panie.

- Dobrze, zapomnij więc o tym słodziutka.

- Zapomnieć?

- Ten mężczyzna już niedługo pocieszy się dobrym zdrowiem. Mówi ci to Lis, a ja zawsze dotrzymuje słowa.


Krew zawrzała w niej niczym woda w czajniku. Jak śmiał?! Ten chłystek! Głupiec! Orczy pomiot! Oddech jej przyspieszył wprawiając piersi w niebezpieczne kołysanie. Lis?! On niby miałby być Lisem? Czując że jest niebezpiecznie bliska utraty panowania nad sobą powędrowała lewą dłonią ku tej części jego ciała, która niektórzy zwą szlachetną. Mężczyzna sądząc iż czekają go teraz rozkosze niebywałej jakości, zamruczał pożądliwie. Pomruk ten jednak dość szybko przybrał formę jęku boleści gdy dłoń miast delikatnie zająć się męskością jego, zacisnęła się na niej z całej siły.

- Więc jesteś Lisem panie? Ciekawe rzeczy powiadasz. Któż to jeśli łaska takiegoż Lisa zatrudnił? I nie kłam skarbie jeżeli ci męskość i życie miłe bo coś nie w humorze dziś jestem.

Mówiąc przyłożyła srebne ostrze sztyletu do zagłębienia w szyi nieszczęśnika.

- No więc?

- Nnie wiem...


Nieskazitelne ostrze zabarwiło się szkarłatem gdy nieco mocniej przycisnęła je do delikatnej skóry.

- Nie kłam.

- Nie kłamie. Przysięgam.


Skamlenie jakie wydobywało się z jego gardła powoli zaczynało ją męczyć.

- No dobrze. Skoro nie wiesz to nie jesteś mi już do niczego potrzebny.

Poczekała aż uniesie wzrok i spojrzy jej w oczy. Sztylet powoli zagłębiał się w jego szyje. Głębiej.. Coraz głębiej...

- Południowiec... Allacard Andodulin. Tylko tyle wiem.. Przysięgam...

Tym razem powiedział prawdę. Widziała to w jego oczach. Sztylet wycofał się odrobinę pozwalając nadziei na blady rozbłysk.

- Pozdrowienia od Lisa.

Wyszeptała mu do ucha po czym pchnęła z całej siły zagłębiając ostrze aż po rękojeść.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 12-12-2009, 12:58   #32
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na pierwszy rzut oka młodzian, który wszedł do pokoju Róży przypominał mu jego samego. Lubili się podobnie ubierać - elegancko, a równocześnie swobodnie. Ubranie nie rzucające się w oczy, jednak świadczące o pewnej klasie. Jednak ton wypowiedzi... I zachowanie...
W przeciwieństwie do nowo przybyłego nie miał zwyczaju dobierać się do każdej napotkanej dziewczyny. Może na tym tracił, ale...

Z całą pewnością nie potrafiłby zastosować tak subtelnej metody przesłuchania. Przynajmniej nie wobec mężczyzny. I chociaż nie był zachwycony zachowaniem Aurayi nie reagował. Chociaż była jego siostrą, to była dorosła. Wiedziała co robi, zdawała sobie sprawę z potencjalnego ryzyka.

Nieznajomy pozwalał sobie na coraz więcej. A może to Auraya jemu pozwalała... Pewnie to drugie, bo romantyczne scena skończyła się nagle gdy padło pewne imię. Tamten z pewnością tego nie widział, ale Celryn, ze swego miejsca widzący dokładnie twarz Aurayi, nie mógł przegapić tego momentu
Przez beznamiętną do tej chwili twarz jego siostry przeleciała błyskawica gniewu. Drobna, delikatna dłoń przesunęła się...
Ten chwyt był przeuroczy. Przy odrobinie wysiłku ofiara mogła do końca życia śpiewać falsetem. Mężczyzna najwyraźniej o tym wiedział. Może miał nadzieję, że jednak będzie miał kiedyś szansę zostania ojcem. Jeśli tak, to celne pchnięcie sztyletem pozbawiło go złudzeń na zawsze.

Ledwo upadł na podłogę Aurya przyklęknęła obok niego i zaczęła go obszukiwać. Nie zważając na to, że rozluźniony przez natrętnego adoratora i niedoszłego kochanka gorset pokazał Celrynowi więcej, niż zwykli oglądać bracia dorosłych sióstr.
Fakt, że kiedyś pluskali się w jednej wannie, a później w jednym strumyku, w tym wypadku raczej nie miał znaczenia. To było dawno...

- Może... - zaczął i zamilkł, słysząc ostrzegawcze syknięcie Tree. - Ktoś idzie - szepnął, chowając się za drzwiami i wyciągając po cichu sztylet.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-12-2009, 17:46   #33
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Szept brata jak i coraz lepiej słyszalne kroki uświadomiły jej pochopność własnych decyzji. Gniew i duma nie zawsze były dobrymi doradcami. Tym razem okazały się zdecydowanie zwodnicze. Przecież mogła go zignorować. Co jej zależało. Wiele. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Była Lisem. Jej miano.. To co sobą reprezentowało. To co niosło. To było ważne, to była ona. Nie mogła pozwolić by byle kmiotek szargał to na co zapracowała sobie przez te lata. Nie mogła bo tu nie tylko o nią chodziło. Teraz jednak... Pospiesznie wrzuciła znalezione przedmioty do sakiewki ich właściciela by następnie sakiewkę tą własną uczynić poprzez przypasanie jej do pasa swojego. List, klejnoty, pierścienie, złoto. Każda z tych rzeczy mogła się okazać przydatną. List... Korciło by go otworzyć i sprawdzić jakie słowa na nim wypisano i czy przez przypadek śladu podpisu nie znajdzie. Korciło i baczniejsze przyjrzenie się pierścieniom. Czas jednak uciekał, a kroki już tuż tuż przy drzwiach rozbrzmiały. Żałowała, że nie może się poszczycić żadną sztuczka magiczną, która by jej osobę przed wzrokiem intruza ukryła. Nie była jednak tak całkiem bezbronna o czym dobitnie świadczyło ciało z którego wciąż świeża krew się sączyła. Dylemat jednak pozostał. Skryć się czy stanąć naprzeciw? Cóż za pytanie. Uśmiechnęła się ruszając w stronę drzwi. Nim jednak ustawiła się na pozycji szeptem pospiesznie zapytała wciąż niewidocznego Celryna.

- Żywy czy martwy?

- Na początku żywy - odpowiedział tak samo cicho. Podkreślając dwa pierwsze słowa.

Skinęła głową po czym stanęła plecami do ściany. Żywy. Niech ci będzie bracie aczkolwiek osobiście wolała zabić szybko by uniknąć kłopotów które ewentualnie nastąpić mogą. Tym jednak razem nie chodziło o zlecenie. Musieli zdobyć informacje a trup wszak marnym rozmówca bywa. Wdech, wydech.. Żywy, zetem inna taktyka zastosowana być winna. Kroki przystanęły dokładnie naprzeciw drzwi. Czas działać. Jednym ruchem otworzyła drzwi na oścież jednak nie na tyle by z Celryna cienki placuszek zrobić.

- Na bogów! Pomocy!

Pisnęła na widok chudego mężczyzny o idealnie łysej czaszce i nieco zamglonym spojrzeniu świadczącym jasno że używki powszechnie jako Proszek Bogów, niedawno zażywał.

- Panie błagam.. Ten człowiek... Ona go .. Panie, ona go zabiła...


Oddychała szybko niczym w przestrachu wielkim dzięki czemu piersi do reszty z gorsetu się uwolniwszy na światło lampy w korytarzu zawieszonej, wyszły. Widok ten bez odzewu pozostać nie mógł. Jakże bowiem nie pomóc kobiecie która o ową pomoc wraz z wypukłościami tymi tak wdzięcznie wzywa.

- Zabiła?

Zapytał nieco litery przeciągając niczym pijak po dłuższym postoju przy wciąż jakimś cudem pełnym kuflu.

- No zabiła panie. Leży tam, ot bez życia i ruchu jakowegoś wiec martwy być musi.

Wzrok jego na chwilę od wdzięków panny przeniósł się na zwłoki krwią zroszone. Widok ten najwyraźniej na chwilę z okowów błogości go wyrwał gdyż pchnąwszy Aurayę ponownie w objęcia pokoju, sam do niego wszedł i drzwi za sobą zatrzasnął.

Przez ułamek sekundy Celryn żałował, że Auraya jest jego siostrą. Widok był... olśniewający.
Nie wykonał najmniejszego nawet gestu. W tym momencie właśnie Auraya miała większą szansę na wyciągnięcie z intruza jakichkolwiek informacji. I nie należało jej w tym przeszkadzać. Chyba, że trzeba będzie użyć mniej delikatnych środków perswazji.
Jeśli to był przypadkowy przechodzień... Może będzie miał szczęście i przeżyje.
Jeśli nie... Grono leżących bez ruchu na podłodze podwoi swą liczbę.

Pchnięta zatoczyła się i niby przez przypadek na leżącego trupa upadła. W chwilę później ciszę pomieszczenia przerwał jej zduszony okrzyk przerażenia, a obecni w nim mieli tą niepowtarzalną okazję dostrzec skąpą bieliznę którą spódnica skrywała. Ujrzawszy bowiem na czym przypadło jej zlegnąć zaczęła cofać się by wreszcie przy stoliku na którym karafka stała zatrzymać swą ucieczkę.

- Zamknij się głupia!

Warknął w jej stronę jednocześnie nad ciałem się pochylając.

- Nie dotykaj go panie. To trup jest... Jeszcze jakowyś duch cię opęta...

Wyszeptała głosem zduszonym... śmiechem, chociaż dosłyszeć tą różnice mogło jedynie wyjątkowo wprawne ucho.

- Zamilcz bo głupoty pleciesz.. Gadaj lepiej co się tu działo, jeśli ci życie miłe.

- Ona go zabiła panie. Ja nie wiem o co poszło. Ja za późno weszłam. Krzyki były jakoweś o lisach i jakowymś południowcu o dziwnym nazwisku, panie. Co więcej... Nie wiem panie. Pewny jesteś że ducha tu nie ma?

Na wzmiankę o południowcu twarz jego stężała i baczniejsza uwagę na trupa zwrócił. Dostrzegł ślad pchnięcia, obszukiwać zaczął.

- Co jeszcze... I przestań pleść bzdury dziewko bo ci wypatroszę i sama duchem zostaniesz.

Krzyknęła i opadła na kolana. Twarz w dłoniach skryła i spazmy jej ciałem targnęły i dźwięk niby łkanie z ust się wydobył.

- Litości panie, ja nic nie wiem. Prawdę ci mówię. Ooo.. O i jeszcze o kimś innym wspominali i o pierścieniu jakimś i towarzyszach i tawernie jakiejś i... I ja już nie wiem co więcej... Nie zabijaj... Ja się duchów boję...

- Zamknij jadaczkę bo skupić się nie mogę i przestań o tych duchach gdakać bo się człekowi zimno robi.

Warknął po czym niby zapomniawszy o obecności dziewki głupiej lub skazawszy ją zawczasu na bycie towarzyszką trupa w drodze ku zaświatom, mówić począł do siebie.

- Andodulin się wścieknie, a wszystko to na mnie spadnie. Głupek z ciebie Baatusie. Jeszcze dziewkę mi na głowie zostawiłeś. Dwie dziewki nawet chociaż tamta druga to już chyba ci w zaświatach dogadza. Na psi pomiot nic w tym zrozumiałego nie ma. Nic to... Raport zdać trzeba jutro z rana i na litość liczyć. Głupiś był Baatusie. Andodulin się wścieknie. Proste zadanie do licha było, dobrze płatne, a tyś to musiał skietrasić. Nic to... Do Czerwonego Jabłka droga daleka. Nic to... Gdzie sakiewka?!

Warknął nagle w stronę Aurayi, podnosząc się z klęczek i dłoń w stronę rękojeści miecza kierując.

Celryn bawił się, niczym na najlepszym przedstawieniu. Auraya mogłaby zostać aktorką i zbierać rzęsiste oklaski po każdym przedstawieniu, a za kulisami stałyby kolejki jej wielbicieli. Gdyby wcześniej nie widział, co się tutaj działo, sam pewnie by uwierzył we wszystko, co do jednego słowa.
Co prawda w innych warunkach wziąć by trzeba pod uwagę piersi Aurayi, aż za dobrze widoczne, co wielkością i kształtem rozum mężczyznom mogły odbierać, ale ten tu, łysol, ważniejsze miał sprawy na głowie, niż się za biustem gołym oglądać, nawet takim.
Czy gość nieproszony zwyczaj miał gadać do siebie, czy też szok go do tego skłonił, tego już Celryn nie wiedział. I wiedzieć nie chciał. Wystarczyło to, co usłyszeli. Od byle najemnego zbira, bo takimi zdaje się byli ci dwaj, niewiele więcej mogli się dowiedzieć.

Nie był już im potrzebny. Poza tym sięgając po oręż wykonał o jeden ruch za dużo. Ale minuta w jedną, minuta w drugą...

- Hej, łysolku! - powiedział, wyciągając broń. - Tak się nie mówi do damy!

Drgnął, odwrócił się.

- Kto.. ?

Zapytał z głupia lecz czasu na kolejne pytanie już nie miał. Zimna stał znalazła dogodne przejście do serca jego, a cichy głosik wyszeptał mu niemal czule do ucha..

- Uwierz w ducha.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 12-12-2009, 21:23   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ostatnie, co Celryn ujrzał na twarzy umierającego było zmieszane z przerażeniem zdziwienie. Nic dziwnego. Pewnie w ostatniej chwili życia uwierzył w duchy...

Celryn zrobił dwa kroki do przodu i złapał lecącego na podłogę łysola. Bynajmniej nie po to, by zaoszczędzić mu bolesnego kontaktu z deskami. Tamtemu było już wszystko jedno, ale uderzenie ciała o ziemię musiało wywołać pewien efekt akustyczny, a to z kolei mogło sprowadzić kolejnego nieproszonego gościa. Po sekundzie nieboszczyk spoczął delikatnie obok swego równie martwego kompana.

- Dziękuję, braciszku.

Podziękowała chowając jednocześnie sztylet w fałdy spódnicy, a następnie zabierając się za poprawę stanu swego odzienia.

- Jakie masz teraz plany Celrynie?

Celryn zlikwidował niewidzialność, a potem poszedł do drzwi i zasunął rygiel.

- Najpierw sprawdzimy, jakie prezenty przyniósł ten gość. W końcu, jako dobrze wychowany człowiek, z pewnością nie przyszedł z pustymi rękami - odpowiedział. Ominął wzrokiem nie do końca jeszcze zakryte fragmenty anatomii Aurayi. - A potem zastanowię się, co zrobić z naszą gospodynią. Zostawić ją z dwoma trupami, czy też pomóc jakoś biedactwu...

Auraya wzruszyła ramionami pozwalając Celrynowi na samotne podjęcie decyzji. Zama zaś zabrała się za dokładniejsze przepatrywanie sakiewki, która nie tak dawno była własnością człeka dumnie siebie zwącego Lisem.

- Rób jak uważasz - mruknęła wyjmując list, który z wszystkich rzeczy zdobycznych najbardziej ją interesował. Po chwili jednak skrzywiła usta w pogardliwym uśmieszku.

- Niezły amant z niego. Panna z pewnością będzie zrozpaczona na wieść o śmierci swego kochanka. A ty braciszku? Znalazłeś coś ciekawego?

Nie zwracając uwagi na poczynania Aurayi Celryn zabrał się za przeszukiwanie kieszeni łysego.
Po kolei na podłodze znalazła się sakiewka, dwa marnej jakości pierścienie, trzymana w kieszeni garść srebra, składany nóż, ozdobny kastet, woreczek z proszkiem o dziwnie słodkim zapachu.

- Ciekawe rzeczy nosi. - Pokręcił głową. - Do elity towarzystwa raczej nie należał.

Ściągnął nieboszczykowi marynarkę i zaczął dokładnie ją obmacywać. Po chwili odłożył ją na bok i sięgnął po buty leżącego. Po chwili wyciągnął dwa sztylety do rzucania i mały kawałek pergaminu.

- Trzy, pięć, siedem, jedenaście, trzynaście - przeczytał zapisane tam numery. - Niech go szlag trafi! - powiedział.
- No tak... Już go trafił - poprawił się.

Zaciekawiona podeszła nieco bliżej.

- Wyjaśnij proszę...

- Chyba za wcześnie powędrował do krainy przodków - powiedział - czy gdzie tam wędrują po śmierci takie typy, jak on.
- Zostawił nam w spadku karteczkę, która na razie nic mi nie mówi.
- Podał kartkę Aurayi. - Wszystkie te liczby mają jedną, specyficzną cechę. Kolejna powinna być siedemnastka. Ale nie wiem, gdzie i jak to wykorzystać...

Auraya bynajmniej nie sprawiała wrażenia jakby wiedza o tych cyfrach miała jakiekolwiek znaczenie.

- Wybacz Celrynie lecz nie pojmuję dlaczego te cyfry miałyby mieć jakiekolwiek znaczenie. Póki co mamy na głowie pilniejsze rzeczy. Oto bowiem jesteśmy w pokoju z dwoma trupami i uśpiona kobietą, a ja na dodatek mam krew na ostrzu. Nie żeby mi to przeszkadzało ale zazwyczaj w takich sytuacjach doświadczenie zawodowe podpowiada mi by się zmyć zanim do kolekcji będzie musiał dołączyć trup trzeci. Tym razem niewinny.. O ile w tym przybytku ktokolwiek tym mianem może się pochwalić.

Celryn uśmiechnął się.
Doświadczenie... Sądząc z tego, co widział, doświadczeniem Auraya dysponowała.

- Znaczenie mieć mogą, skoro ukrył je w bucie. Ale co do reszty masz całkowitą rację, kochana siostrzyczko. Pozbędę się tych dwóch. Nie, nie... Nie wyniosę ich zawiniętych w dywan. - Ze względu na brak dywanu chociażby taka operacja byłaby niemożliwa. - Jeden mały czar i Róża zostanie sama. A tych dwóch nikt nie znajdzie.
Przynajmniej przez jakiś czas.
- Potem poszukamy okazji na zawarcie znajomości z panem Andodulinem. Przy odrobinie wysiłku, tak po przyjaźni, zechce nam powiedzieć, co go dręczy.

Skinęła głową.

- Przydatnymi umiejętnościami władasz braciszku.

Nagle jej dotąd raczej pogodną twarz przyoblekł cień smutku. Była to tylko chwila i przeminęła równie szybko jak zaistniała.

- Wobec tego pora na nas.

- Wiesz coś więcej o tym Czerwonym Jabłku? - spytał, chowając do kieszeni przedmioty zabrane łysolkowi.

Ponownie skinęła głową.

- To zajazd około pół dnia drogi stąd na południe. Mały i raczej zaliczany do tych, do których się nie wchodzi o ile się nie musi lub interesu po temu nie ma.

- Odsuń się - poprosił. - Kawałek. - Wskazał miejsce w rogu pokoju.

Jakimś dziwnym trafem Auraya nie zadała żadnego pytania. Przeogromna zaleta u kobiety. Cofnęła się o kilka kroków i z zaciekawieniem spoglądała na Celryna.
Celryn wypowiedział trzy słowa w języku nie wyglądającym na żaden z tak zwanych 'cywilizowanych'. W powietrzu, pół metra od niego, pojawił się czarny owal.
Celryn uniósł pierwsze ciało i przepchnął je przez owal. Po chwili za pierwszym powędrowało drugie. A potem marynarka.
Kolejne dwa słowa i owal zniknął.
Celryn otarł pot, który nagle pojawił się na jego czole.

- Gotowe. Z pewnością nikt ich nie znajdzie.

Odetchnął głęboko.

Auraya spoglądała z lekkim niedowierzaniem pomieszanym z nutką strachu.

- Chyba nie chce pytać co się z nimi stało lub w jaki sposób zdobyłeś taką wiedzę - powiedziała w końcu, niezbyt pewnie ruszając w stronę brata. - Możemy już iść?

Zdecydowanie zaczynała czuć się nieswojo w jego obecności.

- Jeśli kiedyś zechcesz, udzielę ci wyjaśnienia tak w jednej, jak i w drugiej kwestii. - Uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Celryna stanowił mieszankę zmęczenia i smutku. Ale wesołości w nim nie było wcale.

Sięgnął do 'odziedziczonej' po łysolku sakiewki i wyciągnął kilka srebrnych monet. Podszedł do leżącej na łóżku Róży i wsunął jej monety za dekolt.

- Czy zanim pójdziemy - zwrócił się do Aurayi - zechcesz mi powiedzieć, kim jest dla ciebie ów Lis? Jeśli zechcesz... - podkreślił.

Wiedziała że ta chwila nadejdzie. Przecież musiał słyszeć słowa wypowiadane zarówno przez tego mężczyznę jak i przez nią samą. Przecież sama zdecydowała że mu powie jak to się skończy. Skończyło się, lecz to nie ona wybrała czas. Jeśli zechce... Tak, mogła się cofnąć, skryć. Mogła go zbyć byle czym. Tylko... Po co? Kiedyś i tak się dowie...

- Lis...

Zaczęła i przerwała. Jak mu to powiedzieć? Jak wyjaśnić że nie miała wyboru. Że ...

- Lis jest zabójcą pracującym na zlecenie Bractwa.

Ponownie przerwała skupiając się na obracaniu pierścienia, który jej podarowano.

- Żyje od zadania do zadania. Podróżuje w podobny sposób. Zabija i znika. Mówią... Zabija by spłacić dług. Po części... Po części z zemsty. Mówią że to młodzieniec wysokiego rodu. Podobno potrafi opętać głosem tak że zapomina się co się widziało czy słyszało. Podobno... Ma swój kodeks.. Honor.. Nie zabija .. Nie ma rodziny, ale gdyby ją miał...

Zaczynała się plątać. Jak mu to wytłumaczyć by zrozumiał? .. Wreszcie uniosła głowę i zmierzyła Celryna wrogim spojrzeniem. Gdyby się nie pojawili..

- Świat jest okrutny dla tych, którzy są przeciwko nam.

Wyrecytowała niemal z dumą. Gniewnie. Wrogo. Z wyzwaniem.

- Jestem Lisem.

Nie było możliwości, by przebywając w tym uroczym mieście nie słyszeć o Lisie. Plotki, fakty i mity mieszały się z sobą, tworząc przedziwną mieszankę. Dla jednych zbrodniarz, dla innych - żywa legenda.
Twarz Celryna nie wyrażała żadnych uczuć, gdy spoglądał na Aurayę.
O jej sprawności w zabijaniu wiedział aż za dobrze. Potrafił rozpoznać fachowca.
Nie mogła takich umiejętności zdobyć przy obieraniu ziemniaków. Ani podczas brzdąkania na lutni.
Z ciągle beznamiętnym spojrzeniem podszedł do Aurayi.
Cmoknął ją w policzek.
- Możemy iść - powiedział.

Nie odpowiedziała ruszając przodem. Nie chciała by widział jej twarz. Nie chciała by widział jej oczy. Wielu rzeczy nie chciała. Wielu myśli, które w tej chwili napłynęły nakazując.. Co? Nie chciała się w nie zagłębiać. Później. Później znajdzie na to czas.

- Aurayo - powiedział. Miękki ton nie miał nic wspólnego z obojętnością, która jeszcze przed sekundą malowała się na jego twarzy. Przytulił ją do siebie.

Przytulił ją. Dlaczego to zrobił? Dlaczego nie mógł jej zostawić z własnymi myślami? Dlaczego? Nie wytrzymała. Przytulił ją tuż po tym jak usłyszał co robi.. Kim jest.. Przytulił.. Nieposłuszne łzy same spłynęły z kącików oczu. Jedna, druga.. Przylgnęła do niego pozwalając im płynąć. Na tę jedną krótką chwilę powróciła do czasów dzieciństwa. Pozwoliła by ktoś ją utulił, by odegnał koszmary.

Nie wiedział, co zrobić. Nigdy nie wiedział. Był bezradny. Jak zawsze, gdy kobieta wypłakiwała się w jego ramionach. Bo jak mógł odpędzić żal, strach, niemoc, bezradność, złe wspomnienia...
Jeden z nielicznych przypadków, gdy magia nie skutkowała.
Nie zważał na to, że płynące ciurkiem łzy Aurayi moczą mu koszulę. Że jeśli ktoś nadejdzie, zrobią z siebie niespotykane widowisko. Nie sięgnął po chusteczkę.
Liczyła się tylko ta chwila, ten moment, gdy znów stali się, jak dawniej, rodzeństwem.
Delikatnym ruchem pogładził włosy Aurayi.

- Moja najukochańsza siostrzyczka - wyszeptał.

Pokręciła głową w geście sprzeciwu.

- Już nie Celrynie. Po prostu nie. Za dużo się zmieniło. Za dużo nas dzieli. Nie możemy wrócić do tego co było kiedyś. Chciałabym.. Chciałabym cofnąć czas... Nie mogę. Może za jakiś czas znów będziemy jak kiedyś... Będziemy rodzeństwem. Za jakiś czas.

Szeptała wtulona w materiał koszuli. Łzy powoli znikały, a ich źródło wyschło. Chwila minęła.

- Chodźmy już.

Uśmiechnął się, czego ciągle jeszcze przytulona do niego Auraya nie mogła widzieć.
Myliła się. Ale nie miał zamiaru jej tego tłumaczyć. Mogła sobie wmawiać nie wiadomo co. Wbrew temu co twierdziła byli rodzeństwem. I żadne słowa ani wątpliwości nie mogły tego zmienić.

- Chodźmy - zgodził się


Z karczmy wymknęli się bez problemów.
Może dlatego, że bywalcy cały czas roztrząsali sprawę potwora, który pojawił się znikąd, a potem zniknął, udając się w kilku kierunkach równocześnie. Tak przynajmniej można było wywnioskować z rozmów.
Wędrówki do mieszkania Kaldora również nikt nie zakłócił.

- Wróciliśmy - oznajmił od progu.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-12-2009, 21:59   #35
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Odpowiedziała im donośne chrapanie dobiegające z Kaldorowego łoża.

- To by było na tyle w kwestii ciepłego powitania.

Rzuciła wesoło jednocześnie szturchając braciszka w żebra.

- To musiało być coś mocnego i w dużych ilościach.


Podsumowała ruszając w stronę pokoju, który został jej przydzielony. Nie chciała rozmawiać. Wiedziała że powinni, lecz nie chciała. Potrzebowała chwili by własne myśli w spójną całość ułożyć. By powróciły tam gdzie im miejsce wyznaczyła. By się skryły. By nie męczyły.

- Gdzie jesteś?

Wyszeptała siadając na łóżku.

- Gdzie jesteś? Dlaczego się ukrywasz? Przyjdź. Tak bardzo cię potrzebuje.

Szeptała, a dłonie same lutni dosięgły. Palce kierowane pragnieniami dziewczyny instrument martwy do życia przywróciły. Życie to pieśń snuć poczęło w rytm uderzeń serca elfiego. Smętna pieśń ta była, tęsknotą tchnąca i wołaniem rozpaczliwym by być usłyszana przez tego dla kogo wygrywana była.

- Gdzie jesteś..?

Zanuciła cicho, pogrążając się w niej. Szukając.


To, że Kaldor zalany był w trupa niemal, niezbyt go ucieszyło, ale robić z tym nie miał zamiaru nic. W końcu Kaldor był dorosły. Chociaż, jak widać, nieostrożny zanadto.
Niech śpi, póki może. Niedługo i tak muszą ruszać...
Dźwięki, jakie dały się słyszeć chwilę później wyjść mogły tylko i wyłącznie spod palców Aurayi.
Któż inny mógłby w taki sposób odtworzyć tęsknotę. I wezwanie.
Głupcem był ten, co nie chciał przybyć na ów dźwiękami wyrażony zew. Może nie słyszał. Może odszedł zbyt daleko. A może jeszcze się nie zjawił.
Celryn nie miał zamiaru pytać. Jeśli Auraya zechce, sama mu powie wszystko. Może kiedyś.

Spojrzał przez okno.
Środek nocy minął. Jeśli mieli zdążyć przed świtem, musieli wnet ruszyć.
Wystarczył lekki ruch palców, by w pokoju zapłonęła kula magicznego ognia. Tree syknął niezadowolony. Celryn przygasił światło, a potem wyszedł z pokoju.

- Wstawaj, śpiochu. Chyba że nie chcesz jechać z nami - powiedział kierując się do kuchni. Miał nadzieję, że w kawalerskim gospodarstwie Kaldora znajdzie się coś do przegryzienia.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 16-12-2009, 22:19   #36
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Nie śnił.
On po prostu nie miewał snów, bo takie zarezerwowane były dla marzycieli z głowami w chmurach.

A o czym miał marzyć on? O cudownym odzyskaniu dawnego życia? Fakt, odzyskał rodzeństwo… chwała za to jakiemuś bóstwu, nie ma co. Ale był realistą, wiedział że to czysty przypadek, a nie cud.

- Wstawaj, śpiochu. Chyba że nie chcesz jechać z nami. – usłyszał nagle jakiś głos… męski…
Cerlyn. Kochany braciszek prawie od razu wyszedł z pokoju mówiąc coś o kuchni i czymś do jedzenia.

Zaś Kaldor zastanawiał się, coś mu nie pasowało… w otoczeniu. Nie czuł się specjalnie wyrwany ze snu, znaczy że była pora jego normalnego wstawania. A o tej porze roku to oznaczało, że powinno już świtać, lecz dookoła było szaro, ciemno i ogólnie nieprzyjemnie.

Usiadł na łóżku, przetarł dłonią twarz i zapalił świeczkę stojącą na stoliku. Z tą zaś wstał i zapalił dwie lampki olejowe przyczepione do ściany po obu stronach drzwi. Może mimo wszystko wcześniej się obudził?

Wyjrzał przez okno – było ciemno, to fakt. Jednak nie była to ciemność nieprzenikniona, jaka cechowała środek nocy. Było po prostu ciemno, co dawało nadzieję na poprawę w niedalekiej przyszłości.

Stojąc przez chwilę przy oknie Kaldor zaczął słyszeć… kapanie wody. Które przybierało na intensywności.


Cholerna pogoda, stwierdził w myślach wzdychając. Nienajlepszy dzień na wyprawę do gdziekolwiek… A właśnie.

Poszedł do drugiego pokoju, gdzie był Cerlyn z jasną kulą światła.
Kiedyś, pomyślał Kaldor, kiedyś będę go musiał zapytać o te magiczne sztuczki.
- Parszywa pogoda, nie ma co. W deszczu jeszcze nie podróżowałem... - westchnął. - Jak to właściwie ma wyglądać? Ta wyprawa. Mamy załatwić własne konie, czy łaskawie nam użyczą... jakichś?

- Latającego dywanu ci nie załatwię - odparł Celryn - ale parę koni tak. Nawet nie jedzą dużo. I wcale się nie męczą. W dodatku o koniokradów bać się nie trzeba. I narowiste nie są.

- Rozumiem. - pokiwał głową. - Zatem przygotuj tylko dwa wierzchowce. Ja swojego mam.
Podszedł do szafki wiszącej na ścianie za Cerlynem, po czym ją otworzył.
- Zdaje się, że tego szukałeś? - Wewnątrz było trochę jedzenia - głównie sery i suszone mięso. Znalazło się także kilka butelek wina.

Kaldor nałożył nieco jedzenia na talerz znaleziony w tej samej szafce.
- Zapytam się jej, czy jest głodna. - wyjaśnił idąc ku pokojowi Aurayi.

Zapukał do drzwi, po czym wszedł do pokoju.
- Pomyślałem, że możesz być głodna. - uśmiechnął się niepewnie stawiając prowizoryczne śniadanie na stoliku obok łóżka Aurayi. - Słyszałem również, że niedługo wyruszamy.

Pokręciła głową.

- Nie, nie jestem ale dziękuję braciszku.

Rzekła odkładając lutnie na łóżko.

- Widzę że Celryn już cię powiadomił. Spałeś tak mocno że nie byłam pewna czy cokolwiek jest w stanie cię wybudzić.

Uśmiechnęła się nieco nieprzytomnie i wbrew temu co wcześniej powiedziała sięgnęła po kawałek sera.

- Nie ty pierwsza... - odparł uśmiechając się. Do wspomnień. - Wydajesz się być gotowa do wyprawy... dużo podróżowałaś, prawda?

Zapadła chwilowa cisza, mącona jedynie kroplami deszczu na zewnątrz.
- Pięknie grasz. - powiedział zerkając na lutnię. - I śpiewasz. A mimo to coś ukrywasz... coś... - spojrzał jej w oczy. - Nieważne. Głupi jestem. Wybacz. Pójdę już... przygotować się do podróży.

Wstał i ruszył w kierunku drzwi. Niespiesznie, powoli. Jakby wcale nie chciał wychodzić. Nim to uczynił, Auraya wpadła w coś na wzór transu…

Odłożyła napoczęty kawałek z powrotem na talerz.

- Każdy z nas coś ukrywa o czym sam powinieneś wiedzieć.

Wstała i ruszyła w stronę okna. Spoglądając w zalaną deszczem noc mówiła dalej.

- Cóż z tego skoro to nie działa... On się nie pojawia. Nie mogę go znaleźć. Nie chce mnie czy nie słyszy... Gdzie jest?

Oparła głowę o szybę.

- To nie ważne. Kiedyś sama zadam mu te pytania. Dobrze, że ruszamy. Nie chciałabym być zmuszona do wyboru pomiędzy bratem a powinnością względem Bractwa.

Ostatnie zdanie usłyszał już za drzwiami. W oczywisty sposób nic z tego, co właśnie powiedziała jego siostra nie było skierowane do niego.
Bractwo? Ciekawe…

- Wychodzę się przygotować. – rzucił do Cerlyna. – Wrócę nie później niż za godzinę. Tyle czasu chyba jeszcze mamy?
Ostatnie, retoryczne pytanie, było zarazem zamknięciem drzwi za wychodzącym z mieszkania elfem.

Znowu zaczęła swędzieć go ręka, znowu ten przeklęty tatuaż. Skąd on go właściwie ma?...

Wychodząc na zewnątrz, założył swój kaptur. Deszcz padał w najlepsze i nic sobie nie robił z jego nienajlepszego nastroju. Może nawet się z niego cieszył?

Szedł bezbłędnie do „Pijanego Kapitana”. Mimo iż była jeszcze noc, karczma była już otwarta.
W środku nie było absolutnie nikogo. Był za to niezły bałagan związany z poprzewracanymi krzesłami i stołami. Na podłodze znajdowały się również kufle po piwie, jak i sam trunek.

Kaldor zagwizdał krótko. Usłyszał trzask i odgłos upadającej skrzynki dochodzący zza zaplecza, po czym ujrzał wychodzącego zeń karczmarza pocierającego czoło.
- E? Znowu ty? – powiedział gospodarz z kwaśną miną.
- Moja paczka, Frydi. – odparł krótko Cykada.

Karczmarz, przez chwilę zamyślony, przypomniał sobie nagle o czym mówił elf. Schylił się i wyjął spod lady niewielki pakunek.

Cykada wziął go. Na papierze, w który był owinięty, było napisane „12”. Wiedząc, że karczmarz o tym wie, rzucił na ladę 13 sztuk złota.

- Jest u siebie? – zapytał po chwili elf.
- E? Że kto?
- Mój informator, a kto inny.
- Yyy… a tak! Jest, jest – powiedział po chwili karczmarz.

Cykada był już na schodach prowadzących na górę. Po chwili był już przed drzwiami. A potem je otworzył.

Zaskoczony Prat zerwał się z łóżka na równe nogi.
- Ja… znaczy… to… - mówił niewyraźnie informator Cykady.
- Milcz. – rozkazał elf odsłaniając swoje ramię z tatuażem. – Co to jest?
- Hmm… - Prat przyglądał się przez chwilę. – Dwa smoki… czarny i biały… wygląda na jakieś piętno… nie jestem pewien…

- Dowiedz się. – przerwał mu Cykada przechodząc do następnej sprawy. – Dowiedz się również o wszystkich tak zwanych Bractwach działających w mieście. Ściślej o takich, które uprawiają działalność „aktywną”. Jeśli wiesz o czym mówię.

- Wiem. – odparł Prat zamyślony. – Ale… Bractwa… tego się mnoży a mnoży ostatnimi czasy…
- Wiem. Masz. – elf rzucił mu sakiewkę grubszą niż zazwyczaj. O wiele grubszą. – Wyjeżdżam z miasta, na czas nieokreślony. Dowiedz się tych rzeczy i skontaktuj się ze mną przez bransoletę.
- Jak sobie życzysz. – odpowiedział Prat, po czym Cykada wyszedł zarówno z pokoju, jak i z karczmy.

Znowu był na deszczu. Tym razem jednak szedł do najbliższej w okolicy stajni. Dużo płacił, żeby mieć w niej zawsze gotowego do drogi konia z przyszykowanymi rzeczami i właśnie miał zamiar z niego skorzystać.

Zaspany chłopak stajenny przetarł oczy nie do końca rozumiejąc za pierwszym razem o co mu chodziło. Za drugim razem zrozumiał.
Już po chwili Kaldor jechał ulicą na pięknym karym koniu. Wierzchowiec jechał spokojnie, wręcz leniwie, jakby miał wielkie pretensje do jeźdźca o tak wczesną pobudkę.


- Ty się na mnie nie bocz, bo… – powiedział do konia Kaldor nie bardzo wiedząc jak dokończyć groźbę. Odpowiedzią ogiera było strzyknięcie uszami, zatrzymanie się i odwrócenie łba, jakby chciał powiedzieć „bo co?”.

Uśmiechając się w duchu, elf popędził konia by szybciej wrócić do swojego mieszkania.
Miał nadzieję, że brat i siostra byli już gotowi, bo on był.
 
Gettor jest offline  
Stary 19-12-2009, 11:14   #37
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy za Kaldorem zamknęły się drzwi Celryn skierował się do pokoju zajmowanego przez Aurayę. Zastukał.

- Można? - spytał.

Że nie śpi, to wiedział. Ale mogła robić milion rzeczy, przy wykonywaniu których obecność brata byłaby co najmniej zbędna.

- Oczywiście.

Odpowiedź nadeszła po chwili i jakby nie do końca pewna.

Wszedł do pokoju, nie bardzo wiedząc, jakiego widoku się spodziewać.
Auraya siedziała na łóżku, z zadumą wpatrując się w kawałek sera. Raczej nie wyglądała na kogoś, kto zjadł śniadanie i szykuje się do drogi.

- Może jednak coś przegryziesz? W "Jabłku" możemy nie dostać śniadania - uśmiechnął się lekko. - A Kaldor powiedział, że za godzinę się zjawi. Zdążysz się wyszykować?

Skinęła głową zadumę swą przerywając.

- Tak. Rzeczy mam spakowane, tylko się przebiorę. Czy...

Zaczęła, lecz szybko przerwała by po chwili dokończyć pewniejszym głosem.

- Czy coś poza tym wspominał?

Celryn pokręcił głową.

- O niczym nie wspominał. Tylko że godzinę potrzebuje, a potem możemy jechać.
- Mam nadzieję, że stale lubisz jeździć konno?
- spytał, zmieniając temat.

- Tak... - odparła rozmarzonym głosem. - Pędzić z wiatrem przed siebie na rączym rumaku. Czuć jego radość z bycia wolnym. Zatonąć w niej... Dawno tego nie kosztowałam.

Odgarnęła kosmyk niesfornych włosów, który się jej na oczy zsunął.

- Trzeba będzie postarać się o dobre rumaki. Może być z tym ciężko ale powinno się udać. Daj mi chwilę, przebiorę się.

Celryn skierował się ku drzwiom. W progu jednak przystanął i odwrócił się do Aurayi.

- A czy masz coś przeciwko magicznym rumakom? - spytał.

Zatrzymała się w pół kroku, który w kierunku sakwy podróżnej uczyniła.

- Magicznym? - zapytała niepewnie i nieco lękliwie, gdyż wspomnienie tego co stało się z ciałami w Róży pokoju stanęło jej przed oczyma niczym żywe.

- Magicznym - potwierdził Celryn. Przechwyciwszy spojrzenie Aurayi pokręcił głową. - Skoro nie chcesz, to będziesz musiała dla siebie sama Wierzchowca załatwić.

- Nie, to nie tak...

Obawa walkę z ciekawością najwyraźniej toczyła i powoli, acz sromotnie, przegrywała.

- Jakie one są?

- Na pierwszy rzut oka od innych nie odróżnisz - powiedział. - W siodle jak siądziesz, tak samo. Za to bardziej posłuszne są i nie narowiste. Ułożone lepiej. W podróży zaś... tu porównania nie ma. Szybsze są i nie męczą się wcale. No i zysk taki - uśmiechnął się - że koniokrada nie trzeba się obawiać, bo posłuszne są tylko temu, kto je sprowadził.
- Chyba że narowistą bestię chcesz, bo i taką, jak kto się uprze, można przywołać.

- Lecz... Wedle słów twoich posłuszne są jedynie temu który je sprowadził. Wybacz bracie, lecz w przeciwieństwie do ciebie magia moja aż takiej siły nie ma ani możliwości.

- Jeśli się im posłuszeństwo nakaże, to słuchać będą wskazanej osoby - wyjaśnił Celryn. - A zatem i tobie, nawet gdybyś magii nic nie miała. Jak zatem? Zdecydujesz się spróbować?

- Skoro tak zachwalasz... - rzuciła ze śmiechem, najwyraźniej całkiem wątpliwości się pozbywszy. - Teraz zaś drogi bracie racz wybaczyć ale nawet dla ciebie z chwili prywatności nie zrezygnuję - dodała wesoło, wskazując mu jednocześnie drzwi.

- Mimo twej urody niewątpliwej - odparł przestępując próg - jeśli będę chciał na gołą niewiastę popatrzeć, to kogo innego jako obiekt sobie wybiorę. A konie będą czekać, jak tylko będziesz gotowa.

Zamknął za sobą drzwi.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-12-2009, 18:46   #38
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Magiczne konie. No, no... Braciszek pokazuje coraz to ciekawsze sztuczki. Czy będą takie jak zwykłe? Jak się na nich będzie galopowało? Czuć ponownie wiatr we włosach jak za dawnych dni. Tą wolność od wszelkich zmartwień i obowiązków. Dziką radość ścigania się z wiatrem. Czy pamiętasz to jeszcze Aurayo? Czy potrafisz się tym cieszyć jak za dawnych lat?
Pytania bez odpowiedzi. Westchnęła więc i na chwilę odłożyła na bok cały ten bałagan w swojej głowie skupiając się na tym co na siebie włożyć.

- Tak, jakbyś miała jakiś wybór. - Mruknęła.

Suknia odpadała, a nie licząc niej do ubrania nadawał się tylko strój w którym Celryn zastał ją przy fontannie. Uśmiechnęła się. Delikatny, lecz mocny materiał z którego wykonane były ubrania zakupione przez jej brata, przyjemnie pieścił jej skórę przywykłą już do znacznie gorszych rzeczy. Co jej tak właściwie szkodzi. Odebrała swoją zapłatę, a przy pasku wciąż miała mieszek ze złotem zabranym tamtemu głupcowi. Jak będzie potrzebowała i miała na to ochotę to kupi sobie kolejny zestaw, może tym razem w innych kolorach.
Snując plany iście kobiece pospiesznie pozbyła się pożyczonej sukni.

- Piękna...

Słowo wtulone w ciepły powiew wiatru, który łagodnie owiał jej nagą skórę. Ciche, namiętne słowo słyszane dotąd jedynie w snach. Przymknęła oczy nie chcąc przekonywać się w którym świecie przebywa. Czy to było ważne? Przybył... Czuła ciepło jakie zawsze od niego biło.

- Doskonała... Daleka... Słyszałem twoje wołanie...

Delikatny dotyk na szyi. Muśnięcie jedynie, niczym muśnięcie skrzydeł motyla, które czuje kwiat.

- Przybyłeś..?

Niewinne pytanie w którym zawarta została cała tęsknota i nadzieja jaka nie niej drzemała.

- Nie... Jeszcze nie, kochana... Jeszcze jestem daleko, a przed tobą długa do mnie droga.


Nie chciała tego słuchać. Jego głosu, tak, lecz nie słów. Nie chciała przyjąć ich do wiadomości. Ile jeszcze? Jak długo można czekać...?

- Chcę..

- Wiem, lecz to wciąż nie jest możliwe. Musisz opuścić to miasto. Dobrze że ich spotkałaś. Jedź i ciesz się ich powrotem.


Skinęła głową wzdychając cicho gdy poczuła muśnięcie oddechu tuż przy swoim uchu. Jego głos rozbrzmiewał z tak bliska...

- Wkrótce znów się spotkamy. Śpiewaj dla mnie miła, graj dla mnie... Zabijaj...



Gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi, była gotowa. Lutnia ukryta w ochronnym futerale leżała na łóżku obok spakowanej i starannie zawiązanej sakwy.

- Już idę.


Rzuciła wesoło po czym zawadiacko przekrzywiła kapelusz, który skrywał jej długie włosy.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 27-12-2009, 15:50   #39
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zeszli po schodach.
Przed bramą czekał wspaniały, kary rumak. Własność, można się było domyślać, Kaldora.
Wystarczył niemal niedostrzegalny gest Celryna i szeptem wypowiedziane słowa, by tuż obok wyrósł kolejny wierzchowiec.


Auraya przystanęła wraz z chwilą gdy jej oczom ukazał się rumak. Tak, bez wątpienia musiał być magiczny gdyż taka istota zwyczajnie nie mogła być.. No cóż, zwyczajna.

- Mogę go dotknąć? - Zapytała z zachwytem w głosie.

- Cieszę się, że ci się podoba - powiedział Celryn. Podszedł do wierzchowca i poklepał go po szyi. - Przywitaj się z Aurayą - powiedział z uśmiechem. - I słuchaj jej - dodał niesłyszalnym dla innych szeptem.

Nie mogła dłużej zwlekać. Z dziecięcą niemal radością podbiegła do niego i, z początku ostrożnie, gładzić zaczęła lśniącą sierść.

- Jesteś taki śliczny, wspaniały, cudowny, idealny...

Pochwały sypały się z jej ust niemal bez udziału świadomości. Dłonie coraz śmielej zbliżały się to chrap by w końcu delikatnie je nakryć.

- Jesteś mój - wyszeptała spoglądając rumakowi w oczy.

Wierzchowiec uniósł dumnie głowę po czym szarpnął łbem, nie na tyle jednak mocno by przestraszyć elfkę.

- No dobrze, przyjmijmy zatem że jesteśmy towarzyszami drogi. Czy to ci bardziej odpowiada?

Parsknięcie i potrząśnięcie grzywą przyjęła jako zgodę. Koń zdecydowanie przypadł jej do gustu. Wesołe ogniki które dostrzegła w jego oczach zapowiadały pełną przygód drogę.

- Ruszajmy. - Rzuciła niecierpliwie w stronę Celryna. - Zanim całkiem rozmoknę. Chcę prześcignąć deszcz bracie

Chociaż magiczny wierzchowiec mógł udźwignąć nieco większy ciężar, niż koń z krwi i kości, to jednak byłoby im nieco niewygodnie we dwoje na jednym rumaku. Nie mówiąc już o tym, że wyglądaliby dość ciekawie.


Kolejny wierzchowiec był nieco jaśniejszy. W zasadzie to on był przeznaczony dla Aurayi, ale jej Celryn nie miał zamiaru jej tego wyjaśniać. W gruncie rzeczy oba różniły się tylko wyglądem.

- Możemy ruszać, Kaldorze? - spytał Celryn. - Prowadź, Aurayo.


Kopyta wierzchowców rozpryskiwały niewielkie, ale systematycznie powiększające się kałuże. Nieliczni przechodnie bardziej interesowali się tym, jak uniknąć coraz liczniejszych kropli deszczu, niż tym, co działo się wokół nich. Mimo tego parę osób uniosło głowy by zobaczyć, co za kretyni wybierają się w podróż w taką pogodę.

Brama była zamknięta, starczyło jednak kilka monet, by zadowolony z dodatkowego zarobku strażnik nieco ją uchylił. Akurat na tyle, by koń z jeźdźcem na grzbiecie zdołał się przecisnąć.
Ledwo znaleźli się za bramą, ruszyli galopem.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-12-2010, 22:19   #40
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Luskan zostało daleko za nimi. Nie pożegnała się z nim ani jednym spojrzeniem. Było tylko jednym z przystanków. Szczęśliwym bo odzyskała braci, jednak poza tym niczym nie różniącym się od innych. Przed nią wiła się droga na której końcu, taką miała przynajmniej nadzieję, czekał On. Przyspieszyła oddalając się nieco od Kaldora i Celryna. W tych słodkich chwilach marzeń na jawie, kiedy pozwalała sobie na luksus sięgania w przyszłość, chciała być sama. Czy to otoczona dźwiękami lutni czy świstem wiatru. Były one zbyt cenne, zbyt drogie by dzielić się nimi z kimkolwiek. Nawet z braćmi, szczególnie że wciąż nie do końca uznawała ich obecność w swoim życiu. Byli jak jedno z tych niemożliwych marzeń które nagle się spełnia. Jedno, lecz czy to którego spełnienie stało się sensem jej istnienia? Nie. To jeszcze nie ta chwila, nie ten czas. Wszak sam powiedział że musi poczekać. Słyszała jego słowa tak wyraźnie jak teraz słyszała stukot kopyt zderzających się z wzburzoną powierzchnią świeżo powstałych kałuż. Czuła jego dotyk tak jak teraz czuła krople rozpryskujące się na jej twarzy. Był tak realny. Niemal tak jak towarzyszący jej bracia. Niemal... Fala bezsilnego gniewu która nagle w niej wezbrała domagała się ujścia. Zwykle w takich momentach wystarczyło chwycenie w dłoń lutni i wykrzyczenie go całemu światu w twarz. Nawet jeżeli w danym momencie całym światem były ściany nędznego szałasu. Zwykle miała przynajmniej możliwość uniesienia się w strzemionach i wydania z siebie krzyku, który przekazałby złość niebu. Zwykle jednak podróżowała sama... Po raz kolejny doszła do wniosku że posiadanie braci może być bardziej uciążliwe niż radość jaką wnieśli do jej życia swoim pojawieniem się. Nie mogła być sobą. Miotana pomiędzy tym kim naprawdę była a tym kim chciałaby być dla nich, gubiła drogę krążąc po zakamarkach o których istnieniu nie miała do tej pory pojęcia. Przecież nie tego ją uczył. Wskazał jej kierunek. Ścieżkę którą miała podążać. Na której końcu czekało na nią szczęście w jego ramionach. Nim na powrót stała się jedną z rodzeństwa, każdy jej krok był przemyślany, każdy ruch zaplanowany, każdy gest miał przybliżać ją do spełnienia. Teraz... Gdyby nie ta krótka chwila w mieszkaniu Kaldora. Obudził ją ze snu. Przypomniał kim jest i jakie otrzymała zadanie, a także jaka nagroda na nią czeka. Nie może, nie powinna pozwalać sobie na rozdrabnianie się. Ponownie byli w jej życiu. Mogła temu zaradzić …

- Nie powinnaś. Czy nie pochwaliłem tego spotkania? Czy tak mało znaczą dla ciebie moje słowa, że zapominasz je nim zdążą przebrzmieć?

Ten głos. Ciepły powiew wiatru na zmrożonej przez pęd skórze. Wystarczyło lekkie odwrócenie głowy by zobaczyć jak mknie tuż przy niej. Czarny jak smoła rumak, którego dosiadał niemal zlewał się z mrokiem otaczającej ich nocy. Jak zwykle nie widziała jego twarzy. Skryta w mroku wciąż pozostawała dla niej tajemnicą. Jednak bez wątpienia to On. Ta sama sylwetka, ten sam aksamitny głos i to samo ciepło które zawsze mu towarzyszyło. Był wspaniałym jeźdźcem. Z radością upajała się tą rzadką okazją do podziwiania go w całej okazałości.

- Przybyłeś... - Ciche westchnienie ulgi niemal natychmiast porwane przez wiatr, powędrowało w stronę pędzących z tyłu braci. Nie przejmowała się ich obecnością. Ani oni, ani wiatr, ani cały świat nie mieli teraz znaczenia. Równie dobrze wszystko mogłoby się zakończyć. Możliwe że nawet by tego nie zauważyła.

- Przywołał mnie twój gniew. Tak wielka moc drzemiąca w tak delikatnym opakowaniu. Jaka szkoda że nie ma w pobliżu nikogo kto mógłby jej doświadczyć. Jaka szkoda że mnie przy tobie nie ma. Jednak już niedługo.

- Kiedy?

- Wkrótce. - Głośny śmiech z łatwością przebił się przez szum deszczu rozgrzewając zziębnięte ciało. Wkrótce... Tyle obietnic kryjących się w tak krótkim słowie.
- Jeszcze nie jesteś gotowa. Jeszcze wiele przed tobą. Jednak gdy nadejdzie czas...

Zniknął równie nagle jak się pojawił. Zaskoczona mocniej ściągnęła cugle czując jednocześnie jak całe ciepło, a wraz z nim towarzysząca mu energia ulatują z jej ciała. Wierzchowiec posłuszny nakazowi zatrzymał się akurat w momencie gdy rzemienie wysunęły się z osłabionych dłoni. Świst strzały przelatującej tuż nad jej pochylająca się ku końskiej szyi głową uruchomił mechanizm obronny zmuszający ją do ponownego ich uchwycenia i zawrócenia w stronę nadjeżdżających braci.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172