Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2009, 23:21   #71
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Nieskończony ciągle siedział pod drzewem i odpoczywał. Jego oczy zwrócone były w jakiś punkt, daleko na horyzoncie.

Usłyszał cichy głos zza ramienia.
- Zapomniałam o czymś.
No tak, rozpoznał go od razu. Valeria.Nie miał ochoty nic mówić, więc skwitował jej słowa milczeniem.
- Powinnam ci to wręczyć kiedy tylko tu przybyliśmy...- pokazała ukrytą w białym zawiniątku broń.

Nieskończony spojrzał na zawiniątko, które trzymała w ręce.
- Dzięki.-powiedział krótko- Zastanawiałem się, czy ten palant mi go odda. Naprawdę go nie lubię, a jeszcze bardziej nie lubię, gdy zabiera się moją broń.
Wyraz oburzenia na skutek wspomnienia szefa straży minął jednak szybko. Wstał i uśmiechnął się na widok broni.

- Metody Ryuukena są czasem... kontrowersyjne, ale powinniśmy cieszyć się, że to właśnie on stoi na straży naszego prawa.
Valeria uśmiechnęła się nieznacznie na widoczną poprawę nastroju towarzysza. Nie zwlekając podała mu pistolet. I wtedy, choć tylko na ułamek sekundy, zetknęły się ich palce, a Valeria poczuła dawno zapomniane uczucie.

Arnthaniel chwycił broń pewnie w prawą rękę i poczuł chłód metalu. Jego wzrok zatopiony był w lufie pistoletu.- Nie uważam, że źle wypełnia swoje obowiązki. Uważam tylko, że jest palantem. Może wrócimy do środka? Robi się chłodno- zaproponował po czym wymówił krótkie zaklęcie i wyrzucił rewolwer wysoko w górę. Broń poleciała jakieś 30 metrów ku górze po czym zacząła spadać, a Nieskończony pewnie złapał ją w lewą rękę, pochylając się nieco.- Podziękuj mu. Już myślałem, że podrzucił mi nie moją broń. Podziękuj, chociaż to palant.


- Może i palant, ale wie jak należy traktować kobietę. - powiedziała z irytacją.

Arnthaniel spojrzał na nią ze zdziwieniem i chciał zripostować, ale nie zdążył, bo odwróciła się zbyt szybko. Traktować kobietę?- pomyślał. Jeśli podoba jej się ten jego głupkowaty uśmiech i miłe słówka, to faktycznie musi mieć racje. Dobrze traktuje kobiety. Do momentu, aż się z nimi nie prześpi. Ugryzł się w język. Cholera, może po prostu jesteś zazdrosny? Jego myśli pobiegły jednak w inną stronę. Będę musiał załatwić sobie kaburę do broni- pomyślał, po czym ruszył za Valerią.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 15-11-2009, 13:43   #72
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus postanowił wybrać się do miasta. Wiedział, że odkąd istnieje możliwość przecieku od wewnątrz to takie wyjścia mogą wyglądać podejrzanie. Nie przejmował się tym jednak ponieważ jego sumienie było w tym przypadku czyste. Po przeteleportowaniu się na główny plac od razu udał się w stronę łącznicy. Tak się potocznie mówiło na ulice pomiędzy jedną dzielnicą a drugą. Ulice,które nie należały do żadnego żywiołu. Wszedł do knajpy o wdzięcznej nazwie "Klepsydra". Usiadł przy stole i kiwnął kelnerce. Ta po chwili przyniosła to co zwykle czyli talerz ze świeżym chłodnikiem. Gelidus zjadł ze smakiem zupę po czym kelnerka przyniosła mu pucharek lodów waniliowych na deser i szklankę zimnego soku. Gelidus często tu jadał bo zwykle nie miał czasu na gotowanie,w którym prawdę mówiąc nie był zbyt wprawny.
Gdy popijał sok usłyszał nagle świst. Odchylił lekko głowę do tyłu gdy widelec z niesamowitą prędkością przeleciał mu przed oczami i wbił się w ścianę.
- Ważna misja tak?! Właśnie widzę jaka ważna! - Neko wydarła mu się nad uchem. Gelidus popatrzył na nią zamyślonym wzrokiem i zapytał:
- Komu mogłoby zależeć na nieszczęściu króla?
Mała,różowoskrzydła Nieskończona aż zamrugała ze zdziwienia. Usiadła przy stole naprzeciw Gelidusa.
- Hm nie wiem. Król ma wrogów,mimo że lud go uwielbia. Chodzi o politykę? - zapytała.
- Raczej o coś więcej. Z kim Nieskończeni walczą od zawsze?
- Z Upadłymi?
- Owszem... i z Hyldenami.
- Hyl...co? - Neko rozejrzała się dookoła upewniając się,że nikt jej nie usłyszy - Ostatnio słyszałam tę nazwę gdy mama opowiadała mi bajki na dobranoc - zaśmiała się.
- Nie, trzeba zacząć od początku... - Gelidus głośno myślał.
- Haaloo - Neko machała mu przed oczami.
- Mam dla ciebie zadanie! - skinął żeby się nachyliła i po cichu przekazał instrukcje.
- Rozkaz!! Ruszam natychmiast! - Neko aż podleciała w górę z uniesionym palcem - Będę jak najlepszy agent, najwytrwalszy żołnierz i najszybszy wojownik!! - przyjmowała w powietrzu najróżniejsze pozycje bojowe po czym z hukiem wyleciała przez drzwi,mimo że obowiązywał zakaz latania w pomieszczeniu. Po niej wyleciały obrusy, serwetki, kartki papieru a naczynia różnego rodzaju pospadały ze stołów. Ktoś oblał się piwem, ktoś inny miał na sobie swój posiłek. Gelidus schował się za kołnierzem i w ciszy dopijał sok. Wszyscy patrzyli na niego złowrogo. Po chwili wstał, położył na stole pieniądze i pośpiesznie, nie patrząc na nikogo wyszedł.
 
Cerber jest offline  
Stary 18-11-2009, 17:42   #73
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Moran nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego. Magia, która otaczała ten dom była ogromna, wprost niewyobrażalna. -Myślę, że czas się rozejrzeć- powiedział sobie w myślach Moran. Wyjął runę z kieszeni i teleportował się na główny plac.

***

Na niebie widać już było świeże słońce widniejące na horyzoncie. Moran rozejrzał się w koło. Wielu nieskończonych spieszyło do pracy. Nie było tak wielkiego tłumu jak w południe, lecz i tak ciężko było wypatrzeć dobre miejsce do obserwacji. Moran wszedł do baru "Pod miejskim dzwonem", po czym spoczął przy jednym z wielu stolików.
-Coś podać? - zapytała ładna nieskończona ze strojem kelnerskim.
-Poproszę szklankę mleka - rzekł Moran wpatrując się w oczy pięknej kobiecie.
-ohh... już chwila - powiedziała kelnerka rumieniąc się nieznacznie.
Moran rozejrzał się po stolikach. Było tam sporo nieskończonych, lecz w kącie sali dostrzegł znajomego krasnoluda.
-Czołem Karl - rzekł Moran do zaspanego krasnoluda.
-O, witaj Moran - odpowiedział krasnolud zaspanym głosem
-Coś taki nieżywy?
-Popiłem sobie wczoraj, dzisiaj odpuszczę sobię robotę-powiedział Karl przeciągając się.
-Można się dosiąść ?
-Pewnie! Siadaj nie krępuj się.
- niemal krzykną krasnolud odsuwając pobliskie krzesło.
-Kawał czasu się nie widzieliśmy, co nowego ?

***

Moran po dość długiej rozmowie wyszedł z baru. -Ahh, wszystko normalnie funkcjonuje. Tylko ja nadstawiam karku dla 'większego dobra', ehh...- pomyślał Moran. -No ale nic, czas przeszukać miasto.
Rozłożył skrzydła, po czym mocno odepchną się nimi kierując się na wschód.
 
Sorix jest offline  
Stary 18-11-2009, 21:25   #74
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Podczas spaceru Sataner ujrzał tajemniczy błysk, który pojawił się za jednym z okolicznych drzew. Będąc ciekawym źródła światła podbiegł do drzewa. Kiedy obszedł je dookoła, stwierdził iż nie zauważył niczego dziwnego. Założył ręce na biodra. Znowu błysnęło. Tym razem za dalszym drzewem. Nieskończony uniósł się nisko nad ziemią i poszybował w kierunku błysku. Zagadkowe światło znikało oddalało się zawsze, kiedy mężczyzna miał do niego dotrzeć. W ten sposób Sataner dotarł do zagajnika, pełnego drzew o liściach w różnych kolorach. Korony dużych drzew zasłaniały słońce, przepuszczając przez swe liście kolorowe światła. Nieskończony pragnąc odnaleźć źródło dziwnego zjawiska dotarł do serca lasku. Była to mała polana, otoczona potężnymi drzewami, sięgającymi wysoko ponad inne drzewa. Po środku, na niewielkim wzniesieniu, wznosiła się okrągła struktura, otoczona paroma małymi kolumnami podtrzymującymi dach. Była wykonana z białego kamienia, ale sprawiała wrażenie znacznie starszego niż jakikolwiek inny obiekt na ziemi Valerii. Bo białych, popękanych w paru miejscach kolumnach pięły się winorośle, oplatając zarówno kolumny jak i dach. W tym miejscu było naprawdę cicho, jedyne odgłosy były wydawane przez śpiewające ptaki, a także szumiący nieopodal strumyczek. Na pierwszy rzut oka kapliczka wydawała się opuszczona, lecz ku zaskoczeniu Nieskończonego stał tam jakiś młodzieniec. Na sobie miał jedynie czarne spodnie z jedwabiu, a jego włosy były koloru nocy, rozczochrane w nieładzie. Z jego nagich pleców wyrastały dwa skrzydła – jedno białe, drugie czarne. Chłopiec stał zwrócony plecami w kierunku Satanera.
- Wiedziałem, że prędzej czy później mnie odnajdziesz… - powiedział głośno, zupełnie świadomy obecności Nieskończonego.

***


Tezze, znużony wyczerpującą lekturą, z której tak mało się dowiadywał, natrafił w końcu na interesujący fragment. Mówił on, iż poprzez starożytne rytuały Nieskończeni opanowali umiejętność tworzenia potężnych broni, będących odzwierciedleniem duszy, pragnień i marzeń swoich właścicieli. W wychowaniu młodych Nieskończonych nadchodzi czas, kiedy rodzina decyduje się na dokonanie rytuału i udaje się do najwyższych kapłanów. Tam kapłani używając potężnej magii, przenoszą część duszy Nieskończonego do jego broni. Rytuał jest niezwykle wyczerpujący nie tylko dla kapłanów, ale i dla osoby będącej obiektem zaklęcia i wiąże się z nim ryzyko porażki, oznaczającej śmierć… Aby zwiększyć szanse na powodzenie, oręż Nieskończonych tworzony jest z niezwykłego minerału, nazywanego Neenthalem. Wspomniano też, iż dusza zaklęta w broni umiera razem z właścicielem i dotychczasowe badania wykazały iż tylko Nieskończeni posiadają na tyle potężne dusze, aby mogły wytrzymać podział. W księgach opisywano również wiele potężnych broni, które pojawiły się na kratach historii skrzydlatego ludu. Ponoć najpotężniejszym orężem władali królowie i rodzina królewska…
Tezze miał dosyć siedzenia. Postanowił wstać i rozprostować zdrętwiałe kończyny, po czym schylił się, aby podnieść ciężki młot Khana. Kiedy jego palce dotknęły zimnej stali przeszedł go zimny dreszcz, a następnie poczuł potężny ból. Ból rozrywał jego ciało i głowę, chłopak nigdy nie czuł czegoś podobnego, jego ręka zacisnęła się na broni i za żadne skarby nie mógł jej puścić. Z każdą chwilą opuszczały go siły, w końcu padł bez przytomności na marmurową podłogę.
Ciemność. Tezze rozejrzał się dookoła, ale wokół niego była tylko ciemność. Przed nim pojawił się wiszący w powietrzu młot. Zawahał się, ale go chwycił. Wówczas z miejsca w którym wstał wystrzelił snop szmaragdowego światła, rozświetlając całą okolicę. Chłopak stał na zielonej łące. Wiatr szumiał źdźbłami długiej trawy. Szare chmury, które zakrywały niebo natychmiast się rozstąpiły, przepuszczając oślepiające promienie słońca.
Obudził się gwałtownie. Leżał w tym samym miejscu, w którym upadł, a w ręku ściskał młot. Wcześniej był za duży i zbyt ciężki, ale teraz był o wiele mniejszy i lżejszy…

***


Kiedy Moran przelatywał nad jakąś ponurą uliczką przypominającą labirynt, przypadkiem dostrzegł jakiegoś Nieskończonego, który w desperackim akcie uciekał przed czteroma stworami przypominające skrzydlate wilki. Widział je już wcześniej… podczas ataku Upadłego…

***


Gelidus pospiesznie wyszedł z karczmy. Dłuższe przebywanie w tym miejscu mogło być zbyt ryzykowne, ale i sam Nieskończony najwyraźniej nie czuł się zbyt komfortowo przebywając w krzywo patrzącym towarzystwie. Za nim bezszelestnie ruszył mężczyzna, siedzący gdzieś za nim. Przez cały pobyt Nieskończonego w karczmie jego wzrok utkwiony był w jego plecach, lecz Gelidus tego niezauważył. Mężczyzna ruszył za Nieskończonym ulicą, która jak na tą porę nie była zbytnio zatłoczona. Kiedy był tuż za jego plecami, wyjął zza pasa długi sztylet i zamachnął się….

***


- Wiesz, że on się obwinia za to co się stało? – Lilianne weszła do pokoju Valerii. Argromannar chce nas opuścić.
- To jego wybór… wiesz przecież, że nie mogę mieć nad nim kontroli. Jest wolny, jego wybór dokąd się uda….
Kapłanka długo stała wpatrując się w twarz Valerii. Skupiła się na odczytaniu jej emocji, lecz natrafiła na niewidzialną barierę. Zaskoczyło to ją, wcześniej nie miała problemu z przejrzeniem Valerii…
- Masz rację… ale mimo wszystko powinnaś chociaż spróbować go tu zatrzymać, porozmawiać z nim…
- Lilianne. – przerwała jej. Nic mnie nie łączy z tym mężczyzną. Nawet ledwo go znam. Ponadto już raz próbowałam go przekonać do wiary w przeznaczenie, ale tym bardziej go zraniłam… Nie uśmiecha mi się perspektywa krzywdzenia niewinnych.
Kapłanka westchnęła zrezygnowana. Pokiwała głową i opuściła komnatę Valerii.

Valeria usiadła na łóżku. Miała mętlik w głowie… tyle się wydarzyło. Nie przewidywała pojawienia się brata, ani tego, iż jego obecność narobi tylu problemów. Wspominając brata jej oczy stały się wilgotne od łez. Szybko je przetarła.
Muszę być silna. O wiele silniejsza niż pozostali…” – pomyślała.
Przebrała się w swoją zbroję i wyszła z domu. Pobiegła przez ogród do wielkiego drzewa o zielonych liściach, wystarczająco daleko od domu.
- Sprawiedliwość
Jej miecz rozjarzył się blaskiem i przemienił we włócznię, jej zbroja także uległa przemianie. Ściskając broń w jednej ręce, zaczęła trenować serię szybkich i potężnych pchnięć i cięć. Cały czas towarzyszyły jej myśli o bracie i o walce, którą z nim stoczyła.
- Wciąż za słabo… - powiedziała sama do siebie po wyczerpującej sekwencji ciosów.
Kora drzewa była poważnie uszkodzona, ale jej grubość i wytrzymałość czyniły z drzewa idealny obiekt do treningu. Uniosła włócznię w górę i z nieba uderzyła w nią biała błyskawica. Po szerokim grocie włóczni przechodziły wyładowania elektryczne, wydając charakterystycznie dźwięki. Biorąc zamach wykonała pchnięcie w powietrze, a z jej włóczni wystrzeliła błękitna energia przemieniające się w błyskawicę. Kora drzewa tym razem doznała poważniejszych obrażeń…
"Za wszelką cenę..."
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 18-11-2009 o 21:29.
Endless jest offline  
Stary 19-11-2009, 13:27   #75
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
-Co do... - wykrzykną Moran i poleciał w stronę alejki. Spadł obok nieznajomego, i wyciągną łuk. Wilki na chwilę się zatrzymały. Sekundy zdawały się minutami. Moran wpatrywał się w jednego z wilków ze strzałą napiętą na cięciwę. Nieksończony stojący obok niego stał osłupiały.
-Wyciągnij miecz głupcze - rzucił Moran nadal nie spuszczając wzroku z dziwnych stworzeń.
-Nie wziąłem miecza... - powiedział mężczyzna, któremu jak było można łatwo zaobserwować wilki były zbyt ciężkim przeciwnikiem.
-Cofajmy się powoli do tyłu, bez gwałtownych ruchów...
Powoli robiąc kroki oddalali się od wilków, które stały nieruchomo. Nagle ów nieznajomy potkną się o nierówność na drodze i upadł na plecy. W mgnieniu oka wilki rzuciły się do pogoni. Moran wystrzelił strzałę, która ugodziła jednego z wilków w głowę. Podniósł szybko Nieskończonego, lecz jeden z wilków rzucił się na niego i ugryzł go w udo. To był niewyobrażalny ból. Moran nigdy przed tym nie czuł czegoś podobnego. Poczuł się tak, jakby strumień ognia przeszedł mu przez nogę. Desperacko włożył rękę do kieszeni i chwycił runę drugą ręką trzymając nieznajomego. Poczuł znajomy chłód. -Już jestem w kryjówce...-pomyślał. - Już po wszystkim... - Nagle chłód miną. Zapadła ciemność.
 
Sorix jest offline  
Stary 19-11-2009, 19:43   #76
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Burp... odezwał się brzuch Agromannara. Mężczyzna wytrzeszczył oczy. Teraz przypomniało mu się że jeszcze musi coś wydalić... Zgięty w pół wybiegł z pokoju w stronę wychodka, nie zastanawiając się czy ktoś go zobaczył. Dużo problemu było z wydaleniem małej fiolki ze schowanym w środku zwojem przemiany w nietoperza. Jednak po jakimś czasie stolec wyszedł wraz z probówką. Półwampir wygrzebał z kału fiolkę i obmył ją oraz ręce dokładnie. Po wszystkim ruszył spokojnie do pokoju. Zebrał tam wszystkie, swoje, już spakowane rzeczy i...

- Co jest?
- zadał sobie w myślach pytanie. Brakowało mu jego miecza. Myśli wirowały szybko i zatrzymały się w momencie gdy przypomniał sobie gdzie go zostawił. - Ukryta uliczka gdzie zaatakował ludzką czarodziejkę. Tam go zostawił. Wybiegł z willi lecz przypomniało mu się że musi jeszcze zobaczyć się z Valerią aby oddać jej runę teleportacyjną. Widział wcześniej jak wychodziła z posiadłości. Ruszył w kierunku w którym się oddaliła. Znalazł ją daleko od posiadłości wymachującą zajadle włócznią. Podszedł niepewnie.

- Valerio - zawołał do nie świadomej jego obecności kobiety.
Kobieta odwróciła się zmieszana.
- Och, to ty... nie spostrzegłam cię. - powiedziała.
Wystawił w jej kierunku kamień runiczny.
Valeria spojrzała na runę.
- Powinieneś ją zatrzymać. - powiedziała po chwili milczenia. Bez tej runy nie opuścisz tego miejsca. - wyjaśniła wskazując głową niebo, które czasami falowało. Otacza nas silne pole ochronne, a runa jest kluczem do niego. Używając jej, możesz się stąd wydostać.
- Eh, mam nadzieję że jej nie zgubię, przyczyniając się tym do możliwego zagrożenia ze strony osoby, która by runę znalazła
- Bez obaw... wyczuję, kiedy pojawi się intruz.
- To dobrze - popatrzał jeszcze chwilę na Valerię po czym schował kamień do kieszeni.
- żegnaj i powodzenia.
- Jesteś pewien, że chcesz odejść? - spytała. To co się stało... nie obwiniam cię. Nie byłeś sobą, to... mój brat przejął nad tobą kontrolę. Jestem pewna, że każdy to zrozumie... Wiem, że nie skrzywdziłbyś nikogo z nas umyślnie... - powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
Może zdanie półwampira było ostateczne, to Valeria nie mając nic do stracenia spróbowała jeszcze go zatrzymać.

- Nie obwiniam siebie o to Valerio, a to co mówisz ukazuję tylko to jak mało mnie znasz.
- Nie lubię zmian w moim życiu. Gdy tylko znalazłem się tu w tym świecie, wszystko stanęło do góry nogami. Najpierw ty znalazłaś się w moim pokoju, potem mnie w to wszystko wmieszałaś i w to wasze gówniane przeznaczenie. Potem stoczyłem otwarta walkę z twoim bratem. I na dodatek... - tu przerwał, a nogi mu się ugięły.
Kobieta stała nieruchomo, wciąż patrząc mu w oczy. Wyraz jej twarzy pokazywał jej współczucie.
- Przepraszam... Nie powinnam cię w to wszystko mieszać. Masz prawo zrezygnować z tej misji, nie jesteś przecież z tego świata i służenie mojemu krajowi nie należy do twoich obowiązków. Ale nie powinieneś lekceważyć przeznaczenia... Jakieś wyższe siły dały ci szansę, skorzystaj z niej. Być może jest to klucz do twojego ocalenia. - mówiąc to podeszła do Agromannara.
- Jakąkolwiek decyzję podejmiesz, uszanuję to. - położyła dłoń na jego ramieniu. Gdy poczuł jej miękką dłoń na ramieniu, żołądek skurczył się podszedł mu do gardła. Nogi ugięły mu się jeszcze bardziej. Cały świat zawirował, a on pierwszy raz w życiu miał myśli typu co by się stało gdyby pocałował kobietę. Coś mówiło mu w głowię, że musi pozostać z tą piękną istotą. Stał tak i wpatrywał się w jej wielkie niebieskie oczy całkowicie oczarowany.
- Oboje wiemy, że chcesz zostać. Twoje odejście osłabiłoby też szanse na powodzenie naszej misji. A kto wie, może podczas pobytu z nami odnajdziesz to, czego pragniesz... Słuchał jej ciepłego miłego dla uszu głosu i dalej patrzył na nią rozkojarzonym wzrokiem
- Proszę, posłuchaj mnie... i zostań. - powiedziała.
Nie wiedział dlaczego to powiedział ale miał wrażenie że samo wypadło mu to z ust. - Dobrze dla ciebie zostanę. Na chwilę zamilkła, a jej oczy jakby zasnuły się mgłą. Po krótkiej chwili jej spojrzenie odzyskało świadomość i uśmiechnęła się. Opuściła włócznię na ziemię i powoli, starając się nie speszyć półwampira objęła go lekko.
- Witaj z powrotem. - powiedziała z ulgą. Mężczyzna odwzajemnił uścisk z lekkim strachem ale i z wielką radością.
- Masz rację, mało cię znam. To trudne do wytłumaczenia, ale... chciałabym bardziej ciebie poznać. - powiedziała rumieniąc się lekko, ale wyraźnie. Agromannarowi niemal kręciło się już w głowię.
- Co przez to rozumiesz ? Valeria również była zmieszana.
- Ehm... sama nie wiem... - wymamrotała. W każdym razie powinnam wracać do treningu. Jeżeli nie masz nic przeciwko proponuję mały sparing. Powinniśmy znać swoje style walki, ułatwi to nam współpracę w przyszłości. Te słowa wyrwały półwampira z amoku.
- Ekh, chyba jednak nie mogę dziś się z tobą zmierzyć, mam pewną sprawę do załatwienia. - musiał znaleźć swój miecz. - Zapewne jeszcze potrenujemy razem, ale przykro mi nie dziś. Odwrócił się pośpiesznie i odszedł od nieskończonej.
- Powodzenia! - krzyknęła za nim.
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 20-11-2009, 18:16   #77
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus momentalnie przyklęknął i nie odwracając się złapał agresora za nogę. Oczy zabłysły mu niebieskim kolorem.
- Nie wiem czy wiesz - powiedział - ale organizm składa się w 60% z wody.
Wstał i odwrócił się twarzą do napastnika. Ten stał nieruchomo i wydawał odgłosy,mówiące o bólu jaki odczuwał. Gelidus zamroził mu krew i inne płyny ustrojowe. Oszczędził tylko serce i głowę,żeby go nie zabić. Popatrzył na wyciągniętą rękę z nożem. Obszedł powoli dookoła trupiobladą,zmrożoną postać. Niestety na ubiorze niedoszłego zabójcy nie było żadnych znaków mówiących o pochodzeniu.
- Kto cię nasłał?
Tajemniczy osobnik zaśmiał się. Jego ciało momentalnie spowiła ognista aura rozmrażająca zlodowaciałe kończyny. Zanim Gelidus zdążył zareagować ten odskoczył od niego. Wszyscy przechodnie momentalnie rozstąpili się i czym prędzej uciekali z miejsca walki.
- Twoje sztuczki nie wiele zdziałają, skrzydlaty pacanie - powiedział lekko ochrypłym głosem. Gelidus pokręcił głową:
- Dlaczego zawsze trafiam na prostaków?
Wyciągnął długi miecz z kabury.
- Jesteś pewny,że chcesz to załatwić tutaj? - rzucił Gelidus.
Okapturzony mężczyzna westchnął. Obrócił się i potężnym wyskokiem odbił się od ścian okolicznych budynków. Dotarł na dach i najwyraźniej oczekiwał przeciwnika. Gelidus rozłożył skrzydła i poleciał za nim. Na szczęście byli w mało uczęszczanej okolicy. Wylądował jakieś 10 metrów przed chudą postacią i trzymał miecz przed sobą w gotowości.
-Nazywam się Gelidus i pochądzę z Kasty Wody! Ale pewnie to już wiesz. Kim ty jesteś i czemu zależy ci na mojej śmierci?
Osobnik wyjął zza pasa kolejny zakrzywiony sztylet. Oba wyglądały niczym dzieła sztuki,ale nie było wątpliwości co do ich skuteczności. Mężczyzna milcząc przybrał pozycję bojową.
- Musisz umrzeć - powiedział,szarżując szybkim biegiem na Nieskończonego.
Gelidus mieczem zblokował atak sztyletami i stanęli w śmiertelnym zwarciu.
 
Cerber jest offline  
Stary 20-11-2009, 19:25   #78
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Tezze gdy wrócił do swojej normalnej postawy wziął młot. Wydawał się dużo mniejszy niż wcześniej. Nie wiedział dokładnie dlaczego tak się stało. Musiał to wyjaśnić.
Obszedł cały dom w poszukiwaniu pewnej osoby. Nie znalazł jej. W takim wypadku wziął młot i wyszedł z domu. Ruszył przed siebie. Nie miał celu w swej drodze. Po prostu coś nim kierowało. Wiedział wewnętrznie , że musi iść akurat tędy.

Minęło trochę czasu.

Chłopak zaczął wyczuwać energię która kumulowała się niedaleko niego. Przyśpieszył. Energia ta była znana. Miał już z nią kontakt. To był duch Valerii.
Wyszedł na polane. Widział tam kobiete która pomachała jakiejś postaci. Nie przyjrzał się dokładnie kto to był. Szedł w przeciwnym do niego kierunku. Tezze'go w sumie to nie interesowało.
Z daleka zaczął machać do kobiety. Wkońcu do niej dotarł.
- Masz chwilę? - zapytał ją gdy był już od niej 10 metrów.
- Owszem. Czy coś się stało?
Wyciągnął ku niej młot.
- Mogłabyś mi wytłumaczyć TO? - akcentując na TO spojrzał się na miecz
Kobieta przez chwilę przyglądała się młotowi.
- Ładna broń... - powiedziała w końcu.
Chwila ciszy.
- Weź ją i wtedy oceń. - dał jej
Chwyciła go za rękojeść, ważąc go w dłoniach.
- Wygląda na zwyczajny młot wykonany przez Nieskończonych. Byłeś u kowala?
- To młot Khanna. Tylko , że kiedy on go nosił wydawał mi się większy. - Powiedział zakładając ręce na klatce piersiowej
- Hm... - zamyśliła się.
- Wygląda na to, że opuściła go reszta duszy dawnego posiadacza. To właśnie dusze nadają broni jej skuteczność i dopasowują je do władających nimi. Widocznie to była prawdziwa forma oręża przed Wpojeniem.
- Wpojeniem? Opowiedz o tym dokładniej. - poprosił ją
- No cóż... - westchnęła. To bardzo stary i wyczerpujący rytuał. Prawie każdy Nieskończony go przechodzi, a polega na tchnieniu części duszy Nieskończonego w broń... Sama nie znam dokładniejszych szczegółów.
Zamyślił się poraz kolejny.
- Czemu w takim razie jest w tej broni MOJA dusza , mimo , że nie brałem udziału w żadnym rytuale? - zapytał ją
- Teraz kiedy o tym wspominasz... Rzeczywiście, czuję jak coś promieniuje z tej broni... Jest to ledwo wyczuwalne, ale rzeczywiście kryje się w niej energia duchowa, bardzo słaba, muszę przyznać.
- Jak? Przecież mówiłaś , że tylko dusza Aniołów może być w mieczach. Jeszcze jedna jest niewiadoma. W świecie ludzi gdy używałem alchemii , nie miałem żadnych innych ... jakby to nazwać konsekwencji związanych z tym. Po tym jak dotknęłem i wnikłem w Twój miecz , potrafie wykrywać Twojego ducha w tym świecie.
- Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale widocznie ma to coś wspólnego z twoją mocą. Pod wieloma względami przypomina naszą magię, ale jest bardziej... prymitywna. Nie potrafię udzielić ci jasnej odpowiedzi... być może w trakcie pobytu w Neverendaarze odkryjesz odpowiedź na to pytanie.
- Czyli co powinienem teraz zrobić ?
- Możesz zostać tu z nami... lub działać na własną rękę. Do niczego nie mogę cię zmusić... znasz ryzyko.
- Ryzyko? Jakie ryzyko? - zapytał zaciekawiony
- Wczorajszy atak... - powiedziała cichym głosem.
- Aha...- westchnął - No nic , dzieki za pomoc. - chciał odebrać swoją broń więc wyciągnął rękę
Kobieta podała mu młot.
- Tak właściwie ja też już wracam... - powiedziała, po czym jej broń i zbroja powróciły do normalnej postaci.
- Zaraz! Skąd ... Gdzie ta zbroja? Jak możesz sobie wyczarowywać zbroje bez niczego? - zapytał
- To właśnie specjalność mojego miecza. Broń z duszą ma ogromne zalety. - ruszyła w kierunku posiadłości.
-Taaa ? - zapytał zaciekawiony. Wiedział jak się uruchamia miecze. Widział to podczas walki. Stanął w pozycji która wyglądała dosyć smiesznie i wyciągnął miecz przed siebie - Gnieć i trzaskaj! - krzyknął. Nic się nie stało. Zdziwiony zaczął pomału iść za Valeria
 
BoYos jest offline  
Stary 22-11-2009, 17:54   #79
 
Erthon's Avatar
 
Reputacja: 1 Erthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znany
Sataner Spojrzał się na skrzydła młodzieńca...starał się zrozumieć czemu nie mają tego samego koloru...
-Co masz na myśli?- Spytał Sataner unosząc głowę

Skrzydlaty chłopiec podniósł oczy i spojrzał na Satanera. Jego prawe oko było srebrne, a drugie szkarłatne. Milczał.
Co ty tu właściwie robisz...Domyślam się że nie zabłądziłeś?
- Nie... - odezwał się swoim smutnym, lecz stanowczym głosem. Czekałem tu od długiego czasu...
-I zgaduje że czekasz na mnie...Czyż nie?- Powiedział do młodzieńca Wsłuchując się w jego ton głosu.
Uśmiechnął się.
- Tak, na ciebie.
Jego spojrzenie i głos zmieniły się niespodziewanie. Teraz był silny i pełny życia.
- Długo pozostawałem w uśpieniu, przyznaję. Ale mnie zbudzono...
-Co masz na myśli...jeśli jesteś kolejnym podstępem tego pojebanego brata Valerii jeśli tak... jak boga kocham ujebie Ci głowe.- Spojżał poważnie na młodzieńca kładąc ręke na głowicy miecza.
- Oooh? Czy naprawdę jesteś w stanie tego dokonać, młokosie? - był zdecydowanie rozbawiony.
-Powiedz mi że się przesłyszałem...- rzekł Sataner coraz mocniej ściskając głowice miecza.
Chłopiec zaśmiał się z drwiną.
- Nie cofnę swoich słów. Powinieneś o tym wiedzieć.
-Przecież ja Cię kurwa nie znam?!
Chłopiec pozostawił to bez odpowiedzi.
-Co tak nagle zamilkłeś?- Spojżał na niego.- Co ty tu robisz?
- Już powiedziałem, czekam na ciebie.- rzekł spokojnym tonem
-A do czego jestem Ci potrzebny?
- Cóż się stało z twoją walecznością?! - udał zdziwienie.-Czy twój zapał wygasa równie szybko co mała iskra?
-Klne sie na boga...jeszcze raz zadrwisz ze mnie...obiecuje Ci że zetne Ci głowe...- Ogień w oczach Satanero rozbłysł na nowo.
- Pokaż mi na co cię stać w takim razie...
Sataner złapał pewnie za miecz i szybkim ruchem wyjął go z pochwy. Zamachnął się by zabić dzieciaka lecz miecz zatrzymał się minimetry od szyji młodzieńca...Ręka mu drgnęła, pot pojawił się na jego czole...

-Co do kurwy...- Pomyślał z przerażeniem Sataner
Postać chłopca jakby zafalowała i rozmyła się w powietrzu. Sataner usłyszał tylko jego dźwięczny śmiech dobiegający zza jego pleców. Szybko się odwrócił, aby zobaczyć skrzydlatego chłopca. W tej chwili zrozumiał też, że nie trzyma w rękach swojego miecza... miał go chłopiec!
- Twój miecz... Czym jest dla ciebie? - spytał unosząc potężny oręż.
-Tym czym dla każdego skrzydlatego.- rzucił Sataner
- Nie pytam o ogół! Czy znajdujesz cokolwiek specjalnego w tej kupie żelaza? Coś, co napawa cię dumą?! Co to jest?! Powiedz mi!- powiedział wyraźnie zdenerwowany.
-Po prostu mój miecz...mam go odkąd pamiętam...Tylu niewinnych ludzi zginęło za pomoca tego ostrza...- uśmiechnął się do siebie.
Chłopiec długo milczał. Na powrót stał się roztargniony.
- A więc, istniejemy aby zabijać? - spytał raczej samego siebie.
Ostrze miecza nagle rozbłysło wypełniając okolicę oślepiającym błyskiem. Młodzieniec trzymał w ręku dwa miecze o szerokich ostrzach, złączone ze sobą łańcuchem, które wychodziły z ich rękojeści.
- Jestem twoim grzechem i sumieniem. To ja trzymam twoją duszę na bezpiecznym gruncie. Moja władza sięga królestwa światła i ciemności. Szkarłatny płomień oczyszczenia, splątany z czarnym ogniem potępienia. Jestem Nawrócenie, odzwierciedleniem twojej duszy i pragnień. Pokaż mi na co cię stać, a poddam się twojej woli.
Wskazał jednym ostrzem na Satanera. Zadźwięczały łańcuchy...
Sataner zerwał się nagle Spoglądając na miecze młodzieńca. Nie spodziewał się takiego obrotu akcji. Czuł się zmieszany.
-Słuchaj...chłopcze...Nie chce się nawracać...Nie chce żyć uczciwie...Nie chce być tym kim wszyscy chcieliby żebym był. Nie chce mieć tej pieczęci na swej duszy... Jestem stworzony by zabijać nie mam czasu na uczucia...- Powiedział spoglądając na pustą pochwe którą to nie dawno wypełniało ostrze miecza.
- Przeznaczeniem tego, co karmi się śmiercią jest potępienie. Nie będzie dla ciebie litości. Sam obrałeś sposób w jaki chcesz zginąć....
Oba ostrze nagle zostały spowite czarnymi jak noc płomieniami. Młodzieniec wystrzelił ku zaskoczonemu Satanerowi. Ciął go jednym z ostrzy, ale Nieskończony zdołał odskoczyć lekko draśnięty. To była mała ranka, ale ból jaki sprawiała był ogromny. Przeszywające uczucie sięgnęło jego piersi i przywołało mu przed oczami twarze niewinnych ofiar.
-Odejdź Odemnie!- krzyczał niczym opętany, jego krzyk słychać było aż na placu, tam gdzie pojawił się brat Valerii- Czego odemnie chcesz?! Chcesz na siłe zrobić ze mnie uczciwego Nieskończonego?! Odejdź i nigdy nie wracaj!- Krzycząc upadł kolanami na ziemie trzymając kurczowo twarz. Jego oczy zaszły czernią jak wtedy gdy opętało go coś dziwnego, lecz tym razem ból jaki to sprowadziło był nie do zniesienia. Sataner krzyczał walcząc z bólem oraz żalem.
- Odejdę... ale zanim to zrobię, poznasz ból swoich ofiar. Zło które uczyniłeś innym zawsze będzie powracało. Nigdy nie zaznasz spokoju duszy, a jedyną nadzieją będzie dla ciebie Nawrócenie.
Chłopiec zniknął, a na ziemię upadł cięzki miecz oburęczny Nieskończonego, wbijając się w miękką ziemię porośniętą mchem.
Sataner upadł twarzą na ziemie omdlały z bólu. Wydawało mu się że śni...lecz czy istnieje sen tak prawdziwy który okazałby się rzeczywistością? Lecz co to rzeczywistość...?czy rzeczywiste jest to co określamy za pomocą dotyku...?węchu...?a może jeszcze czegoś innego? Jedno było pewne...Sataner znajdował się daleko poza granicami umysłu...Znajdował się w miejscu gdzie otaczała go czerń. Nagle w twarz strzeliło mu tysiąc gorących płomieni, czerwonych niczym samo piekło. Jego dusza odeszła od Ciała a przed nią ukazało się zwierciadło pełne wody. Podszedł do niego by w nie spojżeć...Spoglądając w zwierciadło ujrzał przeszłość...Widział co stało się z duszami tych których pozbawił życia...To było przerażające...Widział jak gnijące zwłoki wstają ze swych grobów i idą w jego strone. Czuł smród jaki niosą ze sobą zwłoki...Nagle z nikąd otoczyły go jego ofiary. Były na tyle blisko że mogły go dotknąć...Sataner mógł spojżeć im w oczodoły które wypełniała pustka.
-Czego odemnie chcecie?- zapytał przerażony...
- Doskonale wiesz, czego pragniemy. Twojej pokuty, twojej duszy, nawrócenia... - Powiedział wyłaniający się z posród zwłok ojciec Satanera.
Sataner próbował dostać się do swojego ciała lecz dusze zabitych go nie wypuszczały... Próbował wszystkiego lecz na nic...
-Synu!- krzyknął jego ojciec.- Przestań wypełniać czyjąś wole...bądź tym kim zawsze sądzone było Ci być. Nie musisz zabijać...Musisz pokonać tą rządze krwi która siedzi w Tobie. Wiem, że głęboko w Tobie siedzi ten sam Sataner, którego kiedyś uczyłem władać mieczem.
-Ale ja nie umiem...- załkał Sataner klękając przed tłumem.
-Dlatego tu jesteśmy...żebyś Ci pokazać jak wiele zła uczyniłeś. Żebyś wiedział że to co chcesz rerprezentować jest złe i nie wybaczalne. Nie wychowałem Cię na Potwora...
Sataner spojrzał na twarz ojca...przypomniał sobie dzieciństwo którę spędził wraz z rodzicami... Jego umysł spowiła mgła...
-Pozwolimy Ci odejść...ale wiedz że będe Cię obserwował...jeśli popełnisz kolejny błąd...trafisz tutaj jeszcze raz...i jeszcze raz...dopóki nie pokonasz tego potwora który jest w Tobie...- Powiedział spoglądając na klęczącego Syna po czym dodał:- Teraz idź...Bądź tym kim powinieneś być...
-Ale Ojcze...-nim skończył Wszystko spowiła mgła...

Obudził się...był wyczerpany, rana zabliźniła się w mgnieniu oka... Sataner wstał z ziemi wyciągając miecz który był spowity mchem. Otarł ostrze miecza o szatę i udał sie do swojego pokoju... Na schodał zasłabł upadając na nie całym ciężarem ciała.
 
Erthon jest offline  
Stary 22-11-2009, 19:04   #80
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Nad okolicą słychać było szczęk oręża. Gelidus walczył z szybkim przeciwnikiem, każdy cios Nieskończonego był odpierany, podobnie z ciosami jego przeciwnika. Oboje wykazywali się dużą sprawnością bojową. W końcu tajemniczy mężczyzna wyskoczył wysoko w powietrze i wylądował kilka metrów za plecami Gelidusa. Pospiesznie wykonał kilka gestów,wypowiedział słowa w nieznanym języku i położył ręce na dachówce. Spod jego rąk zalśniło jasne światło, przeradzające się w drobne błyskawice przecinające dachówki i kierujące się wprost na Nieskończonego.
Gelidus w ostatniej chwili zdążył oburącz wbić miecz w dach. Lodowa ściana wyrosła przed nim i przyjęła na siebie błyskawice. Od siły zaklęcia ściana rozprysła się na kawałki odrzucając Gelidusa do tyłu.
-Sam tego chciałeś koleżko...Prawda!! - krzyknął a jego skrzydła zaszły lodową warstwą. z ostrymi krawędziami. Zamachnął się mieczem,który się rozłożył i obwinął przeciwnika wokół pasa. Od Gelidusa przez miecz szły niebieskie fale energii. Na ciele pochwyconego zaczął pojawiać się lód. Ten złapał za część miecza i walczył z magią Nieskończonego. Jego ognista aura była silna ale mimo to coraz bardziej zamarzał. Gelidus skupił się jeszcze bardziej na mieczu,jego oczy rozbłysły jeszcze większą,niebieską poświatą i ostatnia fala energii przeszła jak po przewodzie. Napastnik był teraz lodową bryłą. Gelidus przywołał miecz i wrócił do poprzedniego stanu. Ze skrzydeł znów spływała mu woda. Popatrzył na ofiarę w kapturze przez warstwę czystego lodu. Już miał się zamachnąć by na powrót długim mieczem,roztrzaskać lodowy posąg. Nagle usłyszał coś jakby pęknięcie...
Lodowa bryła rozprysnęła się na tysiące błyszczących kawałków, uwalniając uwiezionego mężczyznę.
- Prawie mnie miałeś... - wydyszał - Ale mam jeszcze parę asów w rękawie! - krzyknął i odskoczył do tyłu. W locie wypowiedział zaklęcie i łącząc palce uformował krąg. Powietrze wokół Gelidusa nagle stało się bardzo wilgotne, w szybkim tempie zamieniając się w wodę i zamykając go w płynnej sferze.
Ze sfery wystrzeliły wodne pociski niczym kule armatnie lecące na agresora. Ten rozbijał je sztyletami. Po chwili woda przekształciła się w ogromnego,przeźroczystego węża. Tym samym uwalniając Gelidusa,który dłońmi kierował wodnym potworem.
-Wodą mnie nie załatwisz mądralo - zawołał zastanawiając się jednocześnie jak ten ktoś może władać kilkoma żywiołami jednocześnie z taką wprawą.
- Heh... - westchnął - Używając mojej wody popełniłeś błąd. Sekretna technika - Błękitna Śmierć!
Klasnął w dłonie. Każda kropla wody uniosła się w powietrze i przeobraziła w ostre sztylety skierowane śmiertelnymi ostrzami w stronę skrzydlatego. Z daleka sprawiały wrażenie mgły... śmiertelnie niebezpiecznej mgły.
- To koniec.Giń! - krzyknął i zacisnął obie pięści. Wodne sztylety nasycone magią mężczyzny wystrzeliły ze świstem w Gelidusa.
Ten spojrzał w górę. Przez ułamek sekundy myślał,że to jego koniec. Jednak w ostatniej chwili przykucnął,położył dłoń na podłożu i je zamroził. To pękło pod jego ciężarem i wpadł do pomieszczenia poniżej.Uderzył o podłogę i zrobił unik w bok. Ostrza przez dziurę zaczęły wbijać się w parkiet jeden po drugim z zawrotną prędkością. Kilka z nich tkwiło w skrzydle Nieskończonego. Gelidus rozpędził się i wyskoczył przez okno. Z bólem podleciał z powrotem na dach i z uniesionym mieczem zaatakował przeciwnika od tyłu.
Zaskoczony mężczyzna zdołał odbić sztyletem miecz, ale zmienił jego tor ruchu tylko nieznacznie. Ostrze zraniło jego lewe udo. Kaptur opadł i ukazał jego obliczę. Był to bez wątpienia jeden z Mrocznych Elfów. Złapał się za krwawiące miejsce i wziął głęboki oddech. Wykonał w powietrzu jakiś gest i powietrze,które ze świstem uwolnił z wydechem przemieniło się w potężny podmuch.
Uderzenie ostrego wiatru uderzyło Gelidusa w pierś. Na moment stracił oddech. Chciał wykorzystać to Elf i zaatakował sztyletami. Nieskończony w porę zblokował uderzenie mieczem.
- Pytam po raz kolejny: kim jesteś i skąd pochodzisz? - krzyknął zaciskając zęby.
- To nieistotne. Jest wielu takich jak ja. Jeżeli mi się nie powiedzie, pojawią się kolejni! - mówiąc to uderzył kolanem w brzuch Nieskończonego.
Gelidus upadł na kolana i splunął krwią. Po chwili wstał i obojętnym wzrokiem spojrzał na Mrocznego Elfa.
-A niech przychodzą. Nie wiedziałem,że moje życie jest tak wartościowe,że ktoś za wszelką cenę chcę je zakończyć. To dla mnie komplement - uśmiechnął się i schował miecz. Elf zakręcił w rękach sztyletami i również schował je do kabur. W tym momencie Gelidus doskoczył do przeciwnika i złapał go za szyję. Siłą go odwrócił i wygiął mu rękę zakładając skuteczny chwyt. Elf może był szybki ale nie dość silny by się wyrwać. Nieskończony mając go w uścisku machnął skrzydłami i wzbili się w powietrze. Lecieli coraz wyżej.
Byli już na takiej wysokości,że zaczęło robić się zimno. Gelidus powiedział do ucha mężczyzny:
- Ciekawe czy elfy potrafią latać... - i w tej samej chwili wypuścił go z rąk.
Przeciwnik nie stracił zimnej krwi. Obracając się w powietrzu wykrzykiwał desperacko słowa jakiegoś złożonego zaklęcia. Medalion, który do tej pory był skryty za jego płaszczem zwisał mu na szyi i połyskiwał dziwnym blaskiem. Ziemia była coraz bliżej... Kiedy niedoszły zabójca miał uderzyć o kamienną ulicę, na ziemi pojawiła się magiczna szczelina. Gdy Gelidus zleciał na dół, nigdzie nie znalazł elfa. Jedyna rzecz, która po nim została to srebrny medalion z czterema klejnotami umieszczonymi w wyrytych okręgach. Nieskończony podniósł medalion. Popatrzył na niego i schował do kieszeni.
Odnosił wrażenie,że gdzieś już widział ten symbol.

Za pomocą runy pojawił się w domu Valerii. Chwiejnym krokiem wszedł do głównego salonu. Usiadł ciężko na wielkiej,białej sofie. Spojrzał w sufit i westchnął głęboko. Po chwili do domu weszli Valeria wraz z Tezzem.
- Co ci się stało? - zapytali od razu.
Gelidus zaczął wyciągać ze skrzydła ostrza i opowiadać co go spotkało.
- Na chodniku znalazłem tylko to - wyciągnął z kieszeni medalion - Wiesz co to jest? - spytał Valerii wprost.
 
Cerber jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172