Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2009, 22:05   #51
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus wypierniczył przez okno z hukiem tłuczonego szkła. Lecąc z piętra z mieczem w obu rękach zdążył wykrzyknąć „Glacier!” a gdy wylądował wbijając z impetem ostrze w ziemię dwie piekielne bestie spotkał kres istnienia. Wielkie lodowe sople wystrzeliły jeden po drugim spod ziemi przeszywając dwa potwory i unosząc je do góry. Gelidus rozejrzał się momentalnie. Khann martwy,Valeria ranna.
- Co tak długo? - rzucił któryś z wojowników.
- Zaspałem! - odpowiedział Gelidus i trzeba przyznać,że było to prawdą. W ośrodku badań miał do czynienia z naprawdę silnymi aurami podczas eksperymentów z polami energetycznymi różnych istot. Aura Upadłego wprawdzie go nie zbudziła ale miał nieprzyjemne sny. Na nogi postawiły go dopiero hałasy za oknem.
Spojrzał w powietrze na Upadłego trzymającego się za ranę na szyi i zanoszącego się śmiechem. Valeria była nieprzytomna a reszta albo jej pomagała albo walczyła z psami. Gelidus mocno ścisnął miecz i z trzepotem skrzydeł ruszył na wroga. Gdy tylko podleciał na długość miecza usłyszał świst kosy. Zdążył odbić w bok ale przeciwnik był szybszy niż oko. Równo odcięta poła jego kurtki pofrunęła na ziemię. „O mały włos” - pomyślał i w tym samym momencie dostał potężnego kopa w klatkę piersiową. Lotem koszącym przebił się przez ścianę i padł na posadzkę w pałacyku Nieskończonej towarzyszki. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu i walczył ze sobą żeby nie stracić przytomności. Tynk leciał mu na głowę. „Szybki...i silny.” Sporzjał na swój miecz,od którego biła niezwykła aura. Freezon świecił jak nigdy. „Ale możemy go pokonać,prawda? Ty i ja. I kto by pomyślał,że po tylu latach...ale zawsze zwycięży...”
- PRAWDA!! - wykrzyczał z całych sił. Poczuł jak aura miecza zlewa się z jego aurą. Wszystko trwało ułamki sekund ale dokładnie widział jak kryształ rozrasta się na całą rękojeść i idzie po ostrzu,które zrobiło się trochę krótsze ale szersze. Czuł równowagę z bronią. Jego skrzydła pokryły się cieniutką warstwą lodu odbijając promienie światła księżyca.

Wyleciał przez dziurę w ścianie i zamachnął się w stronę Upadłego. Ostrze miecza wystrzeliło z niesamowitą prędkością na kilkadziesięt metrów niczym bicz. Końcówka oplotła nogę przeciwnika raniąc ją przy tym. Gelidus szarpnął z całej siły. Zdezorientowany Upadły uderzył o ziemię. Zrobił dziurę,z której pęknięcia rozeszły się po całym ogrodzie. Kilka marmurowych kolumn w okolicy posypało się. Miecz w mgnieniu oka ze świstem powrócił do poprzedniego stanu. Gelidus czuł go doskonale. Ruszył na Upadłego znikając na chwilę lecz ten zdążył zrobić unik. Zatrzymał się w powietrzu i zaczął otrzepywać się z ziemi. Z ust ciekła mu stróżka krwi tak samo jak z rany na szyi.
- No no – odezwał się głośno – widzę,że siostrzyczka zebrała niekiepską ekipę – spojrzał na wszystko z góry.
„Siostrz...” - Gelidus nie załapał od razu. Wykorzystał to przeciwnik i podleciał zamachując się złowrogą kosą. Gelidus zdążył wykonać blok a ostrza spotkały się wywołując iskry. Upadły patrzył mu wściekle w oczy. Zamachnął skrzydłami i poteżny podmuch wiatru odrzucił Gelidusa do tyłu. Znów atakował kosą a Gelidus mieczem raz prostym a raz w rozłożonej,łańcuchowej formie. Oczy Gelidusa zaiskrzyły niebiesko i wystrzelił z dłoni zamrażającą kulę wodnej energii. Upadły obiema rękami wywołał tarczę z wiatru,która rozbiła niebieską kulę. Gelidus zaczął lekko dyszeć. Czuł,że lada moment może stracić resztę energii. Mimo to czekał na kolejny ruch. Upadły lewitował nieruchomo w powietrzu i uśmiechał się perfidnie. Był ranny ale nie wyglądał na specjalnie zmęczonego.
 
Cerber jest offline  
Stary 25-10-2009, 12:30   #52
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Wszystko działo się bardzo szybko. Jeden z towarzyszy poległ w zębach wilko-podobnego stwora, Lilianne leczyła zranioną Valerię, Geludius walczył z najsilniejszym przeciwnikiem, jakiego Moran widział. Nieskończony ledwo nadążał za wszystkim. Rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze jednocześnie zdejmując łuk z ramienia. Tak szybko, jak pozwolił mu dość silny wiatr wiejący mu w twarz, dostał się na górę, na której szczycie stał Tezze. Wpadł na niewielkiego człowieka i widząc, że nic mu nie jest rozłożył swoje szare skrzydła i poleciał na dół. Wylądował nieopodal Lilianne i Valerii. W mgnieniu oka jeden ze stworów wyskoczył zza pobliskiego krzaka i biegł w kierunku Nieskończonych. Moran wyjął strzałę i napiął łuk. Przez chwilę wycelował i w momencie wyskoku wilka w stronę kapłanki wypuścił strzałę, która ugodziła potwora w prawe oko. Wilk spadł obok kobiet martwy. Moran zadowolony z celnego strzału pobiegł do Lilianne.
-Co z nią ? - spytał Moran ciężko dysząc.
-Argromannar ją ugryzł. Chyba był w kierowany przez tego upadłego. - powiedziała Lilianne jak najbardziej skupiając się na leczeniu rany na szyi Nieskończonej.
-A wyliże się z tego? - spytał Moran lekko zszokowany zaistniałą sytuacją ?
-Mam nadzieję. - powiedziała kapłanka na chwilę spoglądając się na Morana.
Moran nie chcąc dłużej przeszkadzać w leczeniu kapłance rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze.
Po chwili wylądował przed dziurą w ścianie, która zrobił Gelidus. Nieskończony walczył z Upadłym. Posiadał miecz, którego wcześniej łowca nigdy nie widział.
Moran wyjął strzałę i wycelował w upadłego. strzała-błyskawica powiedział szeptem łucznik i strzelił niewyobrażalnie szybką strzałą która leciała wprost w głowę Upadłego. Ten w ostatniej chwili spostrzegł strzałę i zdążył zasłonić się barkiem, w który ugodziła go strzała.
 
Sorix jest offline  
Stary 25-10-2009, 21:56   #53
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Eclipseon złapał się za ramię, z którego wydobywała się czarna krew. Strzała przeszyła go na wylot. Chwilę stał w miejscu, kiedy Gelidus wyprowadził kolejny atak swoim ostrzem. Upadły odbił się skrzydłami i wyleciał na zewnątrz. Widząc przed sobą rosnącą górę skał, chwycił kosę obiema rękami. Zakrzywione ostrze zostało otoczone czarnym wirem. Wróg wykonał cięcie i z ostrza wystrzelił podmuch czarnego wiatru, który przeciął litą skałę. Tezze, stojący na jej szczycie zachwiał się i stracił równowagę, kiedy jego wzniesienie runęło na ziemię. Upadły zatrzymał się na pozostałościach kamiennej konstrukcji. Gelidus i Moran również wyszli z dziury, bacznie obserwując nieprzyjaciela. Ten stał nieruchomo i czekał, aż ci będą na otwartej przestrzeni. Niespodziewanie, z ciała Upadłego wydobyło się jeszcze więcej mocy. Aura ta uniosła w górę i zgniotła pomniejsze kamienie, leżące przy Upadłym.
- Caedo Crude...
Nie dokończył tego co zaczął, natomiast obrócił się szybko do tyłu z wytrzeszczonymi oczami. Naprzeciwko niego, obok kapłanki opatrującej ranną Valerię pojawiły się cztery postaci. Każda postać zakryta płaszczem. Jedna z nich postąpiła krok do przodu zrzucając pelerynę na bok. Był to młodo wyglądający mężczyzna, o krótkich, falistych, niebieskich włosach, ubrany w niebieski strój odsłaniający klatkę piersiową, na której widniały dwa, identyczne tatuże. Przypominały błękitne płomienie...
Kompani przybysza także zrzucili szaty. Było to dwóch mężczyzn, i jedna kobieta. Jeden z mężczyzn był bardzo wysoki i umięśniony, z długimi, brązowymi włosami. Na jego plecach spoczywał ogromny młot, który widocznie mógł być uniesiony przez kogoś postury jego właściciela. Osobnik ten nosił na sobie zbroję z brunatnej skóry. Na dłoniach olbrzyma, aż do jego muskularnych ramion wspinały się zielone wzory tatuaża, podobnego do tego, który miał jego niebieskowłosy towarzysz Z skrzyżowanymi na piersiach rękoma wyglądał bardzo poważnie. Zaraz obok niego stał mniejszy, ale również dobrze zbudowany mężczyzna o płomiennorudych włosach, nastroszonymi lekko do góry. Nie miał przy sobie żadnych broni, ale jego dłonie skryte były w płytowych rękawicach, pokrytych runicznymi symbolami.. Jego zbroją był napierśnik. Natomiast kobieta wyglądała na bardzo drobną. Jej długie, lekko kręcone, czarne włosy opadały na plecy, jedynie parę kosmków zasłaniało jej twarz. Była niższa od swoich towarzyszy, ale dwa sztylety przy jej udach nie sprawiały, że wyglądała na bezbronną. Na jej czole wytatuowane były dwie białe spirale.
Widząc przybyszów, Upadły jeszcze raz zamachnął się kosą, z której wydobył się kolejny zabójczy podmuch czarnego wiatru. Widząc nadchodzący atak, nowo przybyli chwycili za broń, ale stojący przed nimi kompan zatrzymał ich wyciągając w bok rękę. Jeden z tatuażów na jego piersiach rozbłysł i cofnął się. W tym samym momencie, zza jego pleców wyrosło pojedyncze, ciemnoniebieskie skrzydło. Kiedy podmuch dotarł do niego, szybko wyciągnął zza pasa katanę i ciął. Wiatr uderzył w falę lekko święcącej wody, która wydobyła się ostrza jednoskrzydłego Nieskończonego. Woda opadła w na ziemię, a Upadły ujrzał Nieskończonego, któremu nic się nie stało.



- To chyba nie jest twój najlepszy dzień, Eclipseon... - powiedział niebieskowłosy melodyjnym głosem.
"Kurw...!" - Upadły zaklął w myślach.
- Mizore! Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że tak szybko mnie wytropicie. Jestem w Minas'Drill zaledwie od dwóch dni...
- Dwa dni w mieście i siedemnaście trupów... Nietrudno było domyślić się, czyja to sprawka. Ale to już przeszłość. Możesz poddać się dobrowolnie, ale i tak wyrok już zapadł...
Mizore wyciągnął przed siebie ostrze katany, wycelowane czubkiem w Eclipseona i dotknął go dwoma palcami.
- Arogancja! - przejechał palcami bo ostrzu.
Klinga miecza zamieniła się w wodny obłok i ruszyła z zawrotna prędkością w kierunku Upadłego. Eclipseon odskoczył w bok odrobinę za późno. W prawą część jego ciała uderzył mokry obłok, który zostawił za sobą wstęgę mgły. miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Upadły zostało skute błękitnym kryształem lodu. Cienka warstwa tego samego kryształu okryła prawy bok Upadłego. Zachwiał się w powietrzu i niezgrabnie wylądował na ziemi. Mizore, który trzymał w dłoni rękojeść katany, machnął nią wskazując znowu na Upadłego. Mgła zrobiła zakręt i ponownie poleciała w Eclipseona. Potężne machnięcie czarnymi skrzydłami wzbudziło podmuch ciemnego wiatru, osłaniając go przed zamrażającym obłokiem. Upadły, nie zwlekając znowu pstryknął palcami. Wszystkie przywołane wilki których nie zabili Nieskończeni przemieniły się w bezkształtne czarne chmury, teraz przyleciały na wezwanie Upadłego, otaczając jego ciało.
- Wycofuję się... ale z wami jeszcze nie skończyłem! Zdążycie pożałować jeszcze tego, że stawialiście nam opór... - powiedział uśmiechając się do Morana i Gelidusa.
Chmura przykryła całe ciało Upadłego i znikła, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 25-10-2009 o 22:02.
Endless jest offline  
Stary 26-10-2009, 15:06   #54
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Krew nieskończonych była smaczna i mocodajna ale nie syciła półwampira. Gdy tylko Arnthaniel odciągnął Agromannara od Valeri ten uderzył zwinnie denerwującego go nieskończonego posyłając 3 metry dalej. Półwampir rozejrzał się po miejscu walki. Jedyny człowiek, który mógł go nasycić spadał właśnie z walącej się dziwnej konstrukcji. Zabójca magów nie myślał o tym by pomóc komukolwiek, mu chciało się jeść, bardzo chciało się jeść. Wyczuł w magicznych wilkach zwierzęcą krew, lecz gdy miał już któregoś zaatakować z nie wiadomo skąd pojawiły się 4 dziwne postacie. Agromannar poczuł siłę owych przybyszów i nie miał zamiaru czekać na ich reakcję. W czasie gdy byli zajęci walką z Eclipseonem, on sam z niezwykłą prędkością oddalił się od miejsca zdarzenia w poszukiwaniu na mieście łatwej pożywnej zdobyczy.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 26-10-2009 o 20:12.
Garzzakhz jest offline  
Stary 27-10-2009, 15:21   #55
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Gdy oderwał ręce od palu unosił się na dość sporej wysokości. Miał dość dobry widok na całą walkę. Dostrzegał zamieszanie wokół Valerii i jej złego brata , wampira i nowego miecza Gladiusa. Zachwycił się jego zdolnością , którą jak później dostrzegł było wydłużanie się. Gdy coraz bardziej poznawał właściwości , coraz bardziej pragnął zagarnąć taki miecz dla siebie.
Usłyszał na dole trzask. Spojrzał i zauważył jak jeden z aniołów rozwalił głowę wilka młotem. Uśmiechnął się pod nosem. DO jego uszu doszedł wrzask. Nie wiedział kogo.
Rozpoczęła się druga faza walki z bratem anielicy. Gladius próbował go zdominować lecz różnica sił była nadal duża. Valeria wyglądała na chwiejącą się , a jakaś kobieta której nie miał okazji poznać próbowała jej pomóc.
Teraz wszystko zaczęło się dziać gwałtownie.
Pierwsza strzała poleciała niewiadomo skąd. Pierw na góre wzniósł się jeden z aniołów. Miał wielki duży łuk. Tezze nie miał wątpliwości co do jego specjalizacji. Kiwnął głową porozumiewawczo do anioła dając znak , że sobie poradzi i żeby anioł działał. Wyrwał się w powietrze i poleciał do kobiety i Valerii. Próbował je bronić co wychodziło mu dosyć zgrabnie. Nagle Tezze przypomniał sobie o owym wrzasku. Wyjrzał znów i dostrzegł straszny widok. Szyja anioła była w zębach wilka. Młot leżał obok. Ciało było w bezładzie.
Oby nie było za późno...
Znów jakieś świsty odwróciły uwagę Tezzego. Pojawiły się nowe postacie. Nie miał czasu zajmować się nimi.
BUM.
Ziemia wytrąciła mu się spod nóg. Cała konstrukcja zaczęła się walić. Z góry na dół było wystarczająco wysoko by się zabić. Był w krytycznej sytuacji.
Wkońcu ostatni kawałek ziemii usunął mu się spod nóg. Rozsypało się a Tezze leciał w dół. Była to sekunda.
Klask.
Niebieski prąd przeszedł mu po rękach.
Odsunął ręką szybko płaszcz ukazując sakiewkę którą nosił.
Dotknął obiema rękami sakwy , a z niej wystrzelił cienki sznur błękitnej materii. W setne sekundy dotknął ziemii. Tezze znajdywał się już ok. 2 metry nad ziemią. W momencie gdy dotknęło ziemii , na glebie nagle wyrosło coś w rodzaju piany. Gdy w nią wpadł owa substancja wystrzeliła w górę jak fajerwerki. Słychać było huk. Prawdopodobnie Tezze upadł na ziemie. Co dziwnie substancja nie przestawała opadać. Zajmowała już dosyć sporawy teren. Była koloru białego.
- Cholera jasna!
Krzyknął. Znajdował się w bardzo niefajnej pozycji. Upadł na kolana i łokcie.
Klask. Nagle cała piana zmieniła kolor z białego na fioletowy i rozlała się na ziemie niczym woda. Teraz było już wszystko widać. Tezze stał przy rozsypanej budowli. Był lekko pościerany. Otrząsnął się i ruszył biegiem do wilka który zajadał jego towarzysza (tak myślał). W biegu klasnął w dłonie i dotknął jedną ręką ziemii. W jego ręku wyformowała się lanca tworząc dosyć sporą dziurę co oznaczało , że twardość jest dosyć mocna. Biegnąc w strone wilka który przeczuwał co go czeka wziął zamach jedną ręką i ową lanca rzucił przez ok. 20 metrów. Wilk puścił szyję anioła i próbował odskoczyć ale lanca przebiła go na wylot odrzucając na kawałek. Dobiegł do towarzysza. Dotknał ręką tętna.
Cholera , żyj!
pomyślał. Rozejrzał się. Nie było w jego pobliżu zagrożenia.
Rany na ciele towarzysza były prawdopodobnie śmiertelne. Nie wykazywał objawów życia.
Co robić!
Myślał. Nie mógł się skoncentrować.
Pierdole!
Stwierdził. Wstał i podbiegł do ściany.
Klask.
Położył ręce na ścianie i wyrósł z niej biały kawałek kredy. Potem znów klasnął w ręce położył przy ziemii gdzie leżał jego towarzysz. Nagle z ziemii w średnicy 2 - 4 metrów zrobił się gładki beton bez żadnych górek i kamyków. Szybko zaczął rysować coś kredą na betonie. Całe ciało leżącego towarzysza na ziemii widniało teraz w kręgu. Gdy po 30-40 sekudnach skończył to robić uklęknął przy początku rysunku i klasnął w ręce. Tym razem niebieski prąd przeszedł aż do barków. Gdy położył ręce na ziemii cały rysunek zaczął wydzielać promienie zielono-niebieskie. Wszystko zaczęło się świecić.
Umysł Tezze znów został przeniesiony do świata atomów. Dusza towarzysza widniała tylko w jednym punkcie witalnym. Gdy zatamował krwawienie i nastawił kręgi skoncentrował się na duszy. Zaczął ją oddzielać. Gdy skończył z jednym kawałkiem nagle wszystko się rozsypało.
Wielki wybuch.
Zdezorientowany Tezze odrzucony w powietrze wyleciał na ok. 50 metrów w dal. Siła wybuchu była dosyć mocna. Upadając gdzieś lotem niczym puszczenie kaczki w wodzie wkońcu zatrzymał się gdzieś. Nie wiedział gdzie. Nie czuł nic. Cały krwawił. Nie powinien próbować leczyć towarzysza. Nie umiał jeszcze tego tak dobrze jak powinien. Chciał spróbować. Jedyne co teraz czuł...w zasadzie to nic nie czuł.
 
BoYos jest offline  
Stary 27-10-2009, 20:21   #56
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Strzała, którą wypuścił Moran przeszyła na wylot Upadłego. Złapał się on za bark, z którego ciekła czarna krew. Był chwilę w takiej pozycji, lecz Gelidus nie dał mu czasu do namysłu. Podleciał do niego z wielką szybkością i zaatakował zranionego przybysza. Ten jednak był szybszy. Odbił się skrzydłami i wyleciał na zewnątrz. Chwycił kosę obiema rękoma. Zakrzywione ostrze zostało otoczone czarnym wirem. Wróg wykonał cięcie i z ostrza wystrzelił podmuch czarnego wiatru, który przeciął litą skałę. Cios nie był celny, lecz na nieszczęście na skale, którą przeciął Upadły stał Tezze, który w jednym momencie zaczął spadać. -Kurwa- szepną Moran. Razem z Gelidusem opuścili dziurę i przyglądali się nieprzyjacielowi. Upadłemu sytuacja nie przebiegała po myśli. Moran poczuł, co wydawało mu się nie już niemożliwe, jeszcze większą aurę. Kamienie lezące obok nieprzyjaciela unosiły się i zgniatały przy niewiarygodnej sile. - Caedo Crude... zaczął krzyczeć Upadły, lecz niespodziewanie przerwał. Odwrócił się powili do tyłu. Teraz i Moran widział co było tego przyczyną. Obok Lilianne i Valerii pojawiły się cztery postacie. Po samym ich wyglądzie można było śmiało rzec, że byli niewyobrażalnie silni. Upadły najwidoczniej również zdawał sobie z tego sprawę. Po chwili upadły ponownie machnął kosą, tworząc taki sam podmuch czarnego wiatru, jakim zniszczył skałę, na której stał Tezze. Tatuaż jednego z przybyłych rozbłysł . W tym samym momencie, zza jego pleców wyrosło pojedyncze, ciemnoniebieskie skrzydło. Kiedy podmuch dotarł do niego, szybko wyciągnął zza pasa katanę i ciął. Wiatr uderzył w falę lekko święcącej wody, która wydobyła się ostrza jednoskrzydłego Nieskończonego. Woda opadła w na ziemię, a Upadły ujrzał Nieskończonego, któremu nic się nie stało.
- To chyba nie jest twój najlepszy dzień, Eclipseon... - powiedział niebieskowłosy melodyjnym głosem.
- Mizore! Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że tak szybko mnie wytropicie. Jestem w Minas'Drill zaledwie od dwóch dni...
- Dwa dni w mieście i siedemnaście trupów... Nietrudno było domyślić się, czyja to sprawka. Ale to już przeszłość. Możesz poddać się dobrowolnie, ale i tak wyrok już zapadł...
Mizore wyciągnął przed siebie ostrze katany, wycelowane czubkiem w Eclipseona i dotknął go dwoma palcami.
- Arogancja! - przejechał palcami po ostrzu.
Klinga miecza zamieniła się w wodny obłok i ruszyła z zawrotna prędkością w kierunku Upadłego. Eclipseon odskoczył w bok odrobinę za późno. W prawą część jego ciała uderzył mokry obłok, który zostawił za sobą wstęgę mgły. miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Upadły zostało skute błękitnym kryształem lodu. Cienka warstwa tego samego kryształu okryła prawy bok Upadłego. Zachwiał się w powietrzu i niezgrabnie wylądował na ziemi. Mizore, który trzymał w dłoni rękojeść katany, machnął nią wskazując znowu na Upadłego. Mgła zrobiła zakręt i ponownie poleciała w Eclipseona. Potężne machnięcie czarnymi skrzydłami wzbudziło podmuch ciemnego wiatru, osłaniając go przed zamrażającym obłokiem. Upadły, nie zwlekając znowu pstryknął palcami. Wszystkie przywołane wilki których nie zabili Nieskończeni przemieniły się w bezkształtne czarne chmury, teraz przyleciały na wezwanie Upadłego, otaczając jego ciało.
- Wycofuję się... ale z wami jeszcze nie skończyłem! Zdążycie pożałować jeszcze tego, że stawialiście nam opór... - powiedział Upadły uśmiechając się do Morana i Gelidusa.
Chmura przykryła całe ciało Upadłego i znikła, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu...
Moran wpatrywał się chwilę w przestrzeń, w której przed chwilą znikł owy Eclipseon. -To będzie trudna misja- pomyślał sobie w duchu. - Nie myślałem, że są w to zamieszane tak potężne postacie.
-Zaraz wrócę- powiedział Moran do Gelidusa niemniej zdziwionego, niż on sam, po czym rozłożył skrzydła i poleciał w stronę zwłok Khanna. - Może jeszcze żyje - pomyślał - może jest tylko nieprzytomny. Gdy doleciał nie był już tak optymistycznie do tego nastawiony. Wilk najprawdopodobniej próbował pożreć Nieskończonego, lecz dzieła nie dokończył, gdyż tuż obok niego leżały zwłoki wilkopodobnego stworzenia. Moran podszedł do towarzysza i położył mu dłoń na szyi. -Specjalistą nie jestem, lecz na moje oko nie żyje - powiedział sobie w duchu. -Kurwa- przeklął głośno po czym kopną nieżywego wilka w głowę. Łowca dawno nie był już tak wstrząśnięty. Od czasu wyprawy do lasu z Ruzarem nie poległ mu towarzysz. Cały się trząsł. Choć nie znał go tak dobrze było mu go szkoda. -Nie tak wyobrażałem sobie tą misję - pomyślał. Łuk mocno zaciśnięty w prawej ręce zarzucił z powrotem na plecy. Rozłożył skrzydła i poleciał w stronę kompanek i owych czterech wybawców.
 

Ostatnio edytowane przez Sorix : 27-10-2009 o 20:33.
Sorix jest offline  
Stary 31-10-2009, 11:23   #57
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Chmury rozstąpiły się szybko. Zaraz po tym, jak część "ekipy" rzuciła się na Upadłego. Nie da się ukryć, był silny. Rzuciło się przecież na niego tylu przeciwników, a on starał się sam odeprzeć ataki. Co więcej, sam zajadle atakował i nie wyglądał nawet na zmęczonego. Do tego Mizore, który się tu pojawił. Jeśli musiał tu przybyć, to oznaczało, że gość, którym był Upadły, był jakąś ważną postacią.

Po boku ciekła krew. Lepka i ciepła. Uczucie bardzo nieprzyjemne, mniej więcej takie jak polewanie ciepłym sosem z gulaszu. Arnth dotknął ręką rannego ramienia i syknął z bólu. Zdołał dojrzeć jak Eclipseon zasnuwa się szarą chmurą po czym znika. Zniknął przeciwnik, ale szara chmura przysłaniająca oczy Arnthaniela zaczęła się robić coraz gęstsza. Lekkie ukłucie z tyłu głowy i szum w uszach.

Ciało Nieskończonego uderzyło z hukiem o glebę. Nieskończony zemdlał.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 31-10-2009, 13:58   #58
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus wylądował na kolanie i głęboko odetchnął. Jego miecz na powrót stał się długi i srebrzysty a lód stopniał z jego skrzydeł i gęsto kapał jako woda na ziemię. Zmiana ta strasznie go wyczerpała. Wstał podpierając się na mieczu i rozejrzał dookoła. Valeria była wciąż nieprzytomna. Spojrzał spod byka na Mizore'a. Nie przepadał za tym typem i jego ekipką. Chwiejnym krokiem podszedł do omdlałego Arnthaniela. Chciał go podnieść ale nie miał dość siły. Przeciągnął go za barki po ziemi koło Valerii i kiwnął porozumiewawczo do Lilianne żeby i nim się zajęła.
- Lecę poszukać człowieka. Może przeżył – powiedział do Morana i wzbił się z trudem w powietrze.
 
Cerber jest offline  
Stary 31-10-2009, 22:51   #59
 
Erthon's Avatar
 
Reputacja: 1 Erthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znany
Satanera obudziły wrzaski i szczęk metalu. Wstał, poczuł sie dziwnie...jakby jakieś mroczne wspomnienia uderzyły w jego umysł. Jego oczy zasłoniła czerń...przenikliwa i przerażająca. Satanera pomimo bólu jaki czuł (ból pochodził z pieczęci) ogarneła ślepa więź z kimś...podobnym do niego...chociaż znacznie przewyższającego mocą. Dawna siła będąca w ciele Satanera obudziła się na nowo... Złapał za miecz który wyciągnął z odartej pochwy i ruszył w strone drzwi swojego pokoju. Podąrzał między korytarzami aż ujrzał dziure w przejściu która prowadziła na zewnątrz.
Gdy wyszedł z obłoków kurzu rozłożył swe skrzydła. Jego serce ogarneła nienawieść. Jego oczy ujrzały gromade Nieskończonych znajdujących się na środku pola bitwy. Satanera ogarneła złość. Pieczęć którą miał na piersi żarzyła się czerwienią topiąc szate którą miał na sobie. 4 Postacie które stały nad ranną Valerią spojrzały w jednej chwili na Satanera. Można było czuć od niego bijącą złem energie. Sataner odczuwał niewiarygodny ból miał wrażenie że ktoś rozpalonym do białości metalem przepala jego mięśnie oraz skóre na piersi. Rozkładając skrzydła wzbił sie w powietrze na wysokość oczu Niebiesko okiego Nieskończonego. Sataner dyszał gdyż ból odbierał mu oddech
Lecz uczucie złości potęgowało w nim gdy widział twarze nieskończonych.
Potężnym ciosem wbił swój miecz w ziemie która pod wpływem uderzenia pękła tworząc sieć jakgdyby pajęczyn które oplotły nogi Satanera.
Jego oczy nadal błyszczały nie przeniknioną czernią.Opadł z wolna na ziemie i stanął przy mieczu który tkwił wbity w podłoże. Chcąc dobyć głosu złapał sie za gardło i z bólem rzekł.-Jam jest ten który na was czycha w mrocznych zakamarkach, Jam jest ten który poluje na bezbronne owce, Jam jest ten który zakończy wasze żywoty!- Krzyknął strasznie ochrypłym i nie podobnym do Satanera głosem.
Gdy skończył, opadł na kolana... Opierając sie o głowice miecza kasłał i wypluwał czarną niczym noc krew. Jeden z czworga nieznajomych nieskończonych podszedł do Sataner kładąc jego ręke na ramieniu. W odruchu złości Sataner jakby resztką siły odrzucił dłoń nieskończonego.
Spojżał się w oczy niebiesko włosemu mężczyźnie, wzrok Satanera był pełen nienawieści i bólu. Czuł żal wobez nieskończonego oraz złość nawiązał z nim swego rodzaju połączenie które przenikało uczucia i umysł Satanera. Po chwili opadł na ziemie ciężko dysząc, z nosa pociekła mu krew. Oczy wciąż były przesiąknięte czernią.
 

Ostatnio edytowane przez Erthon : 31-10-2009 o 23:21.
Erthon jest offline  
Stary 02-11-2009, 21:37   #60
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Mizore schował katanę, a samotne skrzydło zniknęło, przywracając na jego piersi brakujący tatuaż. Zauważając nadejście Satanera, podszedł do niego, ale ten, jakby opętany wykrzyczał:
- Jam jest ten który na was czyha w mrocznych zakamarkach, Jam jest ten który poluje na bezbronne owce, Jam jest ten który zakończy wasze żywoty!- Krzyknął strasznie ochrypłym i nie podobnym do niego głosem.
Mizore zbliżył się jeszcze bardziej i położył mu dłoń na ramieniu, którą Sataner odrzucił brutalnym machnięciem ręki. Nieskończony stał nad klęczącym mężczyzną i bacznie mu się przyglądał.
- Wygląda na to, że masz mi za złe to co dla ciebie uczyniliśmy… - powiedział mu prosto do ucha, nachylając się. Nikt ze zgromadzonych tutaj nawet nie podejrzewa twojej prawdziwej tożsamości. Służ dobrze swojemu królowi, a zostaniesz wynagrodzony.
Nieskończony uśmiechnął się i cofnął się. Ruchem głowy kazał swoim towarzyszom podejść do kapłanki, która opatrywała ranną Valerię.
- Co z nią? – zapytał Mizore, kiedy już dotarli.
- Straciła sporo krwi… ale na szczęście zdążyłam zatrzymać krwawienie i przywołać uzdrawiający sen. – powiedziała zatroskana Lilianne, ocierając mokre czoło.
Mizuro rozejrzał się wokoło, a jego wzrok padał na wszystkie ślady zniszczenia.
- Chyba trochę narozrabialiście w domu „pani strażniczki”. Kiedy się ocknie nie będzie zadowolona… - ostatnie słowa przedłużył sarkastycznym tonem.
- Mizore…
Nieskończony klasnął, a jego towarzysze przyłożyli ręce do ziemi. W miejscach, w których stało jego trzech podwładnych pojawiły się runiczne kręgi migoczące potężną magią. Niebieskowłosy rozdzielił złożone ręce i wewnętrznymi częściami dłoni wskazał na sfatygowany dom i ogródek. Przed nim w powietrzu zawisł magiczny krąg błyszczący błękitną poświatą. Pozostałe kręgi wypuściły w stronę zniszczeń wstęgi run. Kiedy dotarły do ścian budynku, obraz okolicy zakrzywił się, zawirował i kiedy powrócił do normalności, nie został żaden ślad po stoczonej niedawno bitwie. Nieskończeni odwrócili się i ruszyli drogą w stronę zagajnika, gdzie stała kaplica teleportacyjna. Mimo wszystko posiadłość Valerii wisiała wysoko nad miastem i lot przez taki dystans byłby zbyt długi.
Kiedy minęli kapłankę, ta z poważnym tonem zwróciła się do ich przywódcy.
- To nie jest zwykłe porwanie…
Nieskończeni stanęli.
- Zamieszany jest w to co najmniej jeden Upadły… i mówił coś o „panach”. Co do cholery się tutaj dzieje, Mizore? – spytała dramatycznym głosem.
Mężczyzna przez krótki czas stał i milczał.
- Masz rację, stoi za tym coś znacznie poważniejszego… Jak na razie nie wiemy niczego, co mogłoby wam pomóc w zadaniu, ale czuję, że od wyniku waszego zadania zależą losy całego Nevendaaru. Szlachetni doradcy przewidzieli, że staniecie się celem dla naszych wrogów, i mój ojciec wybrał nasz oddział do pomocy wam. – odpowiedział. Jestem pewien, że niebawem znowu się zobaczymy…
Nieskończeni z ogromną prędkością pobiegli przed siebie…

***


13 Minutes

W ogrodzie wielkiej rezydencji rodu Brightfeather rosło wiele drzew. Wszystkie miały liście w różnych kolorach. Przed najpiękniejszym drzewem w całym pałacowym ogrodzie stał czarnowłosy Nieskończony z pięknymi, szerokimi skrzydłami o śnieżnobiałych piórach. Na sobie miał tylko rozpiętą, białą koszulę i niebieskie spodnie treningowe wykonane z lekkiego materiału. W jego dłoniach znajdował się wielki miecz dwuręczny. Nieskończony z niezwykłą sprawnością wykonywał w powietrzu kolejne cięcia. Kiedy nagły podmuch wiatru sprowadził do mężczyzny opadłe liście, ten szybko wykonał cios. Liście przeleciały, a kiedy opadły na ziemię, rozsypały się na drobne kawałki.
- Braciszku! – Nieskończony obrócił się i opuścił na ziemię ciężki oręż.
Klękając porwał w ramiona jasnowłosą dziewczynkę, z małymi białymi skrzydełkami i szerokim uśmiechem na rumianej twarzyczce.
- Dzień dobry, panienko Valerio. – powiedział żartobliwym tonem.
Dziewczynka wydęła policzki.
- Nie jestem żadną panienką, Ecli. – powiedziała obrażonym tonem używając wymyślonego przez siebie zdrobnienia.
Eclipseon postawił siostrę na nogi.
- Znowu trenujesz braciszku? – spytała się, świdrując go spojrzeniem dużych, błyszczących i niebieskich oczu.
- Tak, siostrzyczko. Próbuję nową technikę, którą sam wymyśliłem, chcesz zobaczyć?
- Oczywiście, że chcę! – pisnęła podekscytowana.
Nieskończony podniósł miecz i stanął w pozycji. Wiatr znowu porwał opadające liście i poniósł je ku wojownikowi. Szybkie cięcie i liście rozsypały się w proch. Valeria długo stała wpatrując się w brata, kiedy zaczęła podskakiwać i klaskać z wrażenia.
- Wspaniale! To było cudowne, Ecli! Jesteś niepokonany!! - wykrzyknęła
- Dziękuję, siostrzyczko, ale przede mną jeszcze wiele lat treningu, żebym mógł być aż tak silny jak ojciec…
- Ale, ale... jesteś taki silny i szybki i… i…
Nieskończony odrzucił miecz i uniósł siostrę w górę.
- Nauczę cię tej techniki. I wiesz co? Kiedyś na pewno będziesz lepsza ode mnie! – powiedział uśmiechając się.

Minęło sporo lat…

Valeria, szkolona już na strażniczkę i obrończynię Wiecznego Królestwa, ćwiczyła w ogrodzie techniki walki mieczem. Dokładnie pod tym samym drzewem, gdzie trenował jej brat wiele lat temu. Z błyskawiczną prędkością wykonywała serie cięć ostrzem, szatkując na kawałki drewniane manekiny, które wytworzyła za pomocą magii.
- Panienko!
Jej trening przerwało pojawienie się odźwiernego. Zatrzymał się przy niej, biorąc głęboki oddech. Przybył ojciec panienki… chce się z panią widzieć… przynosi wieści o księciu… - wydyszał.
Valeria schowała miecz za pas i wzbiła się w powietrze, lecąc wprost do pałacu rodzinnego. Wylądowała przed oszklonym wejściem, i weszła do wnętrza budowli. Znalazła się korytarzu, w którym teraz znajdowało się kilku Nieskończonych. Nikt jej nie usłyszał, ale ściszone głosy wyraźnie świadczyły o tym, że przeprowadzali rozmowę, której nikt nie powinien usłyszeć. Valeria skryła się za skrzydlatą rzeźbą
- … było już za późno, kiedy znaleźliśmy go w tamtym wymiarze. Zanim się zorientowałem, zdążył wyrżnąć moich towarzyszy… - rozpoznała głos ojca.
- To niemożliwe! Ophielu!! – powiedział łamiący się głos.
Valeria rozpoznała matkę.
- Wiem, Anno. To straszne, ale… nasz syn… straciliśmy go. Już za późno… jest już jednym z… z Upadłych.
Valeria nie zdawała sobie sprawy, że przez długi czas wstrzymywała oddech. Jej myśli oddaliły się od niej, pozostawiając ją w odrętwieniu…
Eclipseon… Upadły… Niemożliwe… Nieprawda… to… to… NIEWYBACZALNE! Kłamstwo!
Kiedy się ocknęła, po jej policzkach ciekły obfite strużki ciepłych łez.
- … prawie mnie zabił, ale jednak darował mi życie… Kazał dać to Valerii. – jej ojciec wyjął z kieszeni płaszcza długą, szkarłatną wstęgę.
Widząc niegdyś podarowaną bratu szarfę, Valeria opuściła kryjówkę. Chwiejącym krokiem podeszła do rodziców. Pamiętała tylko, że wzięła od ojca czerwoną szarfę… straciła wtedy przytomność.

Radość. Kochała swojego brata. Był jej ideałem, wzorem i oparciem… Chwile, w których unosił ja w ramionach, kiedy całował ją w czoło, kiedy bawił się z nią w parku… Czas spędzony na obserwowaniu treningu brata, na uczeniu się z nim nowych technik… To wszystko było źródłem radości w jej życiu. Pojedyncze słowo wystarczyło, aby zburzyć jej dotychczas beztroskie życie…
Zdrada. Jej zaufanie złamała najbliższe jej sercu osoba. Odrętwienie. Stała się obojętna na wszystko. Niewybaczalne. Nigdy tego nie zapomni. Sprawiedliwość… sama jej dopilnuje, sama wymierzy karę, sama przerośnie brata… Nikt nie stanie na jej drodze… nikt…

Przez te wszystkie lata, nie dopuściła do siebie myśli, iż jej brat upadł. Wmawiała sobie, że nie żyje, wolała udawać sama przed sobą, że Eclipseon przestał istnieć… Po prostu nie była w stanie znieść tego, że jej idol stał się przeciwieństwem wszystkiego tego, w co wcześniej wierzyła…


Valeria gwałtownie się obudziła. Była w łóżku, a w sypialni przez zasłony sączyło się złociste słońce. Poczuła, jak ktoś trzyma ją za rękę. Obróciła się i ujrzała Lilianne.
- Obudziłaś się… - powiedziała z ulgą.
Kobieta powędrowała wzrokiem dookoła, sprawdzając kto jeszcze znajdował się przy jej łożu…
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 03-11-2009 o 18:10.
Endless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172