Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2009, 16:43   #91
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Tezze doszedł do skraju ziemii. Nad nim rozciągała się przepaść. Wyjął z kieszeni runę i spojrzał na nią. Skupił się na niej. Minęła chwila. Otworzył oczy i był w centrum miasta. Niedaleko siebie widział portale. Jak się domyślił - do innych wymiarów. Po chwili zastanowienia ruszył przed siebie. Zszedł z dziedzińca i stanął przed fontanną. Było już dosyć późno , dlatego nie kręciło się zbyt wiele osób. Zaczął się rozglądać. Nic nie wyglądało mu znajomo. Wręcz przeciwnie - wszystko wydawało się takie nowe , zadbane. Ale to nie był na to czas.
Ruszył przed siebie. Wszedł w jakąś alejkę. Nagle na górze dostrzegł znak. Znak mówiący o tym iż jest to karczma.
Tutaj się czegoś dowiem.
Pomyślał. Okna karczmy świeciły się blaskiem wypełnionej światłości wewnątrz pokoju. Położył ręke na klamce gdy nagle poczuł na barku ramię.
- To Ty!
krzyknął za nim gburowaty głos. Odwrócił się. Przed nim stał wielkiej postury mężczyzna.
- Kto?
Zapytał ale nie zdążył nic odpowiedzieć gdyż mężczyzna wyprowadzał już atak swoją pięścią. Była ona dosyć sporych rozmiarów. Tezze w ostatniej chwili schylił się przed potężnym atakiem który uderzył w drzwi. Deska pękła w pół robiąc otwór i huk w środku. Chłopak szybko z kucnięcia przebiegł pod ręką mężczyzny i stanął od niego 3-4 metry dalej. Mężczyzna wyjął rękę z połamanej deski.
- Tym razem mi nie uciekniesz , Aresie!
krzyknął mężczyzna.
- Ale ja...!
już biegł. Tezze wiedział , że długo tak nie da rady. Mężczyzna złapał lewą ręką bark Tezzego , drugą ręką zginając. Najprawdopodobniej zamierzał przeprowadzić atak z łokcia. Tezze lewą ręką oplótł się wokół potężnego ramienia mężczyzny i szybkim ruchem atakując pachę mężczyzny stopą. Mięśnie jego były otwarte dlatego atak był odczuwalny , nawet na takiego kolosa. Męzczyzna zwolnił uścisk a uderzenie z łokcia poleciało nad głową Tezzego. Chłopak odczepił się od mężczyzny i 2 fikołkami poleciał do tyłu. Tak , opłaciły się lekcje walk , na które chodził za sprawą...potworny ból głowy.
- Ty mały...!
krzyknął mężczyzna. Wyjął z kieszeni nóż. A raczej tasak. Nim Tezze się obejrzał , ten wielki chłop szedł w jego stronę. Dopiero teraz mu się przyjrzał. Czarne krzaczaste włosy , nieogolony. Wiele ran na twarzy było widoczne dla Tezzego gołym okiem. Czuć było od niego zapach alkoholu. Pewnie pijany.
Chłopak sięgnął po swój młot. Mimo iż wielkością był mały , czuł się bezpieczniej.
Atak. Szybkim ruchem Tezze zasłonił ciało młotem. Dźwięk blokowanego ataku wydawało się słyszeć w wielu jardach. Został odepchnięty kilka metrów. Korzystając z sytuacji użył alchemii. Klask w ręce. Kucnął i położył je na ziemii. Z ziemii wyrwało się 6 lin które natychmiast oplotły mężczyznę. Stał nieruchomo trzymany przez skamieniałe już liny. Tezze spojrzał na niego.
- Czego chcesz? - zapytał chłopak
- Twojej głowy. - odparł.
Tezze skrzywił się. Minął go i wszedł do gospody zostawiajac na pastwe losu. Gdy wszedł do gospody ludzie wydawali się nie zdawać sprawy z sytuacji jaka nastąpiła na zewnątrz. Gdy szedł do barmana nagle ktoś go zaczepił. Odwrócił się i zobaczył ubrnego na czarno mężczyznę.
- Widziałem Twoją siłę. Idz tam , a znajdziesz odpowiedzi na dręczące Cie pytania.
Wręczył mu kartkę z adresem i wyszedł. Tezze zszokowany spojrzał na kartkę. To była jego szansa.
 
BoYos jest offline  
Stary 04-12-2009, 16:34   #92
 
Erthon's Avatar
 
Reputacja: 1 Erthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znany
Po rozmowie z Valerią Sataner udał się do swojego pokoju.

Usiadł na łóżku spoglądając na ostrze swojego miecza, gdy dostrzegł na nim nie startą plamke czarnej mazi która zdążyła już wyschnąć.
Sięgnął ręką po kawałek szmatki ,która leżała na szafeczce, obok łóżka Satanera i starł plame.

Wrzuta.pl - 04 - Just An Oasis

Chwile później wyszedł z pokoju i udał się do ogrodu by oddać się medytacji.
Skrzyżował swoje nogi, a ręce położył na kolanach rozpościerając przy tym skrzydła na całą ich długość. Z daleka wyglądał dość zabawnie lecz był to wyczerpujący trening umysłu. Jego czoło po kilkunastu minutach pokryło się kroplami potu, które skapywały na jego nogi, niekiedy tworząc rytmiczne kombinacjie.
Sataner wsłuchwał się szum drzew które niegdyś go denerwowały, teraz okazały się kojące.

Gdy otworzył oczy, blask słońca spadał mu idealnie na twarz, co go oślepiło na chwile. Zmarszczył oczy w grymasie wstając z ziemi.
Zatrzepotał skrzydłami niczym sędziwy gołąb i złożył je.
Stojąc tak myślał o swoim mieczu, po czym zgrabnym ruchem wyciągnął go z pochwy.
Postanowił przypomnieć sobie Walke mieczem więc zdecydował trenować.
Trenował tak długo że nim sie spojrzał zrobiło sie ciemno.
Może dzięki czyjimś podszeptom ? opuścił dom Valerii udając się do swojego domu w kaście ognia.
Znów czuł przyjemny powiew wiatru na swej twarzy. Jego skrzydła wręcz krzyczały radośnie przecinając powietrze ze świstem.
Uginając kolana wylądował na ziemi nie zwracając niczyjej uwagi.
Lecz to co zobaczył zszokowało go.
Ujrzał wybite okna z których wywiewało poszarpane firanki.
Pędem puścił się w strone drzwi, gdy je otworzył jego dolna szczęka opadła jakby była 15 kilo cięższa niż normalnie.
http://img209.imageshack.us/img209/2333/oldrf3.png
W domu nie było nic poza roztrzaskanymi meblami oraz na w pół zniszczonymi ścianami.
- Co jest Kurwa!?- Wrzasnął wściekle Sataner. Był tak zły że jego pieczęć na piersi zaczęła go piec.
upadł na kolana trzymając się za nią.
- Ja pierdole...Musze im powiedzieć żeby usuneli tą pieczęć.- Powiedział do siebie, wstając z podłogi.

Rozglądał się po piętrach domu szukając jakiś poszlak bądź czegoś co pomogłoby mu odnaleźć tego kto tak zniszczył mu dom.
Nie minęło pół godziny gdy wśród zniszczonych szafek odgrzebał jakąś małą i pozornie nie wyglądającą na nie bezpieczną istotke.

Zdobycz wydawała sie nieprzytomna więc Sataner udał się na dolne piętro by odszukać kran. Po chwili znalazł to czego szukał, lecz był on zupełnie zniszczony. Gdy odkręcił wode w całym domu zadudniło głuchym poszczękiwaniem w rurach. Gdy w końcu woda wyleciała powyginanym kranem była oleista.
- Co do...- powiedział Sataner dotykając kleistej substancji wydobywającej się z kranu.
Lecz po dłuższej chwili woda przybrała w miare normalnego wyglądu. Wtedy Sataner zanużył w niej dłoń napełniając do połowy, i wylał ją na stworzonko.
To małe coś w jego rękach zakrztusiło się wodą i natychmiast obudziło.
Gdy otworzyło oczy Satanerowi odjęło mowę. Miał taką głębie w nich że można było się w nich zagubić.
To (wydawałoby się) bezbronne stworzonko nagle zmieniło się w Ogromnego psa!
http://republika.pl/blog_xe_3169374/...ilk1016ia4.jpg
-Co do ch***- krzyknął Sataner spadając na podłoge z wrażenia.
Pies dorastał Satanerowi do tułowia niemalże do klatki piersiowej.
Warknął nagle tak że Satanerowi zamarło serce, lecz ku żdziwieniu Satanera Pies przybrał nagle zadowoloną mine i począł szaleńczo merdać ogonem skacząc w miejscu i nie mogąc się uspokoić.
-Uff....- powiedział z Wielką ulgą podnosząc się z ukurzonej podłogi.
W tej samej chwili ogromny pies zmienił się w to samo stworzonku które tak nie pozornie leżało pod stertami pociętych szaf.
Sataner podniósł je i wziął na ręce. Widać było że polubiło go, bo zamerdało ogonkiem wtulając się w jego zadziwiająco ciepłe ręce.

-Nazwe Cię... Arteon- powiedział po chwili namysłu.
Stworzonko zamerdało ogonkiem.
-Tylko zastanawia mnie jedno...z kąd się tu wziąłeś...- powiedział spoglądając na Arteona.
Ten jakby wystraszony wtulił się jeszcze mocniej w jego ręce.
-Mam nadzieje że nie pakuje się w kłopoty przygarniając Cię- powiedział stanowczym tonem.
Gdy już skończył "rozmowe" z Arteonem dalej przeszukiwał dom. Nie znalazł niczego fascynującego poza jego księgami. Były nieco zniszczone ale ich treść była czytelna.
Spakował je ze sobą i zostawiając dom teleportował się za pomoca runy do domu Valerii.
 

Ostatnio edytowane przez Erthon : 05-12-2009 o 21:05.
Erthon jest offline  
Stary 06-12-2009, 22:10   #93
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Rozmowa z uratowanym przez Morana Nieskończonym nie zajęła Valerii wiele czasu. Od Groffa dowiedziała się, że miał dostarczyć jakąś pilną przesyłkę do Lorda Toh’Otha, ale coś poszło nie tak. Szedł przez jakąś ciemną alejkę, kiedy nagle zauważył tajemniczego mężczyznę. Zaraz po tym pojawiły się bestie, i Groff zaczął uciekać i zgubił paczkę… Valeria zapewniła Nieskończonemu bezpieczny powrót do wschodniej dzielnicy. Sama nie wróciła od razu do domu. Spokojnym krokiem spacerowała po mieście bez żadnego większego celu. Obserwowała ruch na zatłoczonych ulicach, kierując się do centrum Dzielnicy Ziemii.
Dotarła do kwadratowego placu, na którym stała rozległa, prostokątna platforma. Stworzona była z twardego kamienia o kolorze jasnego piasku. W paru miejscach zrobiono schody, prowadzące do kolorowych ogrodów umieszczonych na wzniesieniu. Po środku wznosiło się ku niebu ogromne drzewo o złotych liściach. Poczuła, że musi tam iść i chociaż na chwilę wsłuchać się w dźwięki przyrody.
Secret Garden
- Tanowu… - powiedziała z podziwem.
Valeria usiadła na ozdobnej ławce przy wielkim konarze drzewa. Zawsze podziwiała to miejsce… Według legend, z owoców tego drzewa narodzili się pierwsi Nieskończeni. Owa legenda dosyć niedawno stała się jedną z najbardziej popieranych tez o powstaniu skrzydlatej rasy. Dla dziewczyny, było to miejsce dobrych wspomnień. Pamiętała, gdy jako małe dziecko przychodziła tu wraz ze swoim bratem. Chociaż zawsze byli otoczeni przez straż, doskonale się tu bawili, biegając na polanie z której wyrastało Tanowu. Było to też miejsce, kiedy podczas pewnej bezsennej nocy po raz pierwszy spotkała Arnthaniela…
Kiedy Valeria pogrążyła się w roztargnieniu, w okolicy nagle zapadła głucha cisza. Było to o tyle dziwne, gdyż odgłosy zwierząt, śpiew ptaków i brzęczenia owadów były w tym miejscu wszechobecne. Panna Brighfeather natychmiast się ocknęła i wstała z miejsca. Otoczył ją przejmujący chłód… Nagle poczuła podmuch wiatru za plecami. Odwróciła się szybko, by dostrzec ciemny kształt, który szybko znikł przy najbliższym żywopłocie. Szum liści… Valeria obracała się dookoła. Lekki podmuch… Znowu coś się poruszyło. Dziewczyna czuła narastające napięcie. Położyła dłoń na głowicy miecza i dalej obserwowała. Za jej plecami… trzask gałęzi. Błyskawicznie się odwróciła. Stanęła w osłupieniu.
Tuż przed Valerią stała Drulia’Ann, a raczej jej na wpół przeźroczyste odbicie. Z niewidzącym wzrokiem, bladą skórą i podkrążonymi oczyma wyglądała przerażająco. Stała w bezruchu, lecz po chwili z jej ust wydobył się głos.
- Nadchodzi czas… pospieszcie się… Pożeracze… są coraz bliżej… Pomocy… - jej głos był zimny i wywoływał na skórze Valerii nieprzyjemne dreszcze.
Dziewczyna przełknęła ślinę.
- Jak… jak ci pomóc? Gdzie jesteś? Jak mamy cię odnaleźć? – zapytała z wahaniem.
- Jestem tam, gdzie cztery potęgi spotykają się w jednym miejscu… Na niebie widzę cztery klejnoty otoczone przeklętym blaskiem… Pospieszcie się…
Po wypowiedzeniu ostatnich słów widmo rozmyło się w powietrzu . Valeria odwróciła się, żeby wyjść z tego parku, gdy przed sobą spostrzegła czarną wronę. Ptak sfrunął na ziemię i otoczyła go czarna, bezkształtna mgła, powoli przybierając kształt człowieka ze skrzydłami. Valeria poznała go.
- W końcu jesteśmy sami, kochana siostrzyczko.
Przed jej stopami upadł złoty liść…


Lilianne drzemała na fotelu w salonie, na kolanach mając jakąś grubą księgę o magii wody. Nagle zerwała się na równe nogi. Oddychała ciężko, a na jej czole pojawiły się kropelki potu.
- Valeria… - wydyszała.
Miała już biec na górę, gdy zobaczyła Satanera, który właśnie schodził do posiadłości. Szybko do niego podbiegła.
- Valeria… Grozi jej niebezpieczeństwo… Musimy coś zrobić! – prawie krzyknęła.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 08-12-2009 o 19:17.
Endless jest offline  
Stary 09-12-2009, 17:46   #94
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gdy Gelidus wszedł do salonu zauważył Lilianne.
- Muszę porozmawiać z Valerią! – rzucił do niej. Zobaczył strach na jej twarzy.
- Co się stało? – zapytał i spojrzał na równie przejętego Satanera.
- Valeria potrzebuje pomocy! – odpowiedziała kapłanka.
- Ale gdzie ona jest?
- Gdzieś we wschodniej dzielnicy... Musimy się pospieszyć! - powiedziała, po czym pobiegła do swojej komnaty. Po chwili zbiegła na dół,poprawiając sobie skórzany pas,za którym miała przyczepiony krótki miecz i kilka flakoników z wodą.
Co z Arnthanielem i Moranem? - Gelidus rozejrzał się.
- Moran powinien odpoczywać. Jego rana nie jest do końca wyleczona,a Arnthaniel... nie ma go tu.
- Obyśmy dali radę we trójkę - mruknął Nieskończony i wyszedł za resztą z domu.
 
Cerber jest offline  
Stary 10-12-2009, 19:02   #95
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Gdy Tezze dotarł do miejsca, które polecił mu nieznajomy, stanął na placu przed wielką wieżą. Mało ludzi kręciło się w tej okolicy. Jak prawie wszystkie budynki w północnej dzielnicy, wieża wykonana była z błękitnego kamienia, który połyskiwał w promieniach słońca. Jej szczyt był zwieńczony iglicą. Wieża ta nie była tak duża jak pozostałe. Na przeciwko Tezzego znajdowały się spore drewniane wrota, zdobione gdzieniegdzie jakimiś symbolami, zapewne magicznymi.
Tezze przeleciał wzrokiem całą wieżę. Podszedł do drzwi i wszedł do środka. Powoli zamknął za sobą drzwi.
Pomieszczenie w którym się znalazł było jasno oświetlone. Był to duży okrągły hol z krętymi schodami po środku, które pięły się w górę i zwijały tworząc dwie, wzajemnie się przeplatające spirale. Nieopodal, za schodami znajdowało się coś w rodzaju lady, przy której siedziała młoda dziewczyna o długich, jasnych włosach i okularami na nosie. Wczytana była w jakąś księgę, a na ladzie przed nią spoczywała wielka, otwarta księga. Dziewczyna niezauważyła kiedy podszedł do niej chłopak, zbyt pochłonięta lekturą.
- Witam. - powiedział i podszedł do lady. Oparł się. - Kazano mi przyjść pod ten adres. Wie Pani coś na ten temat? - zapytał . Rozglądał się przy okazji
Dziewczyna z westchnieniem spojrzała znad ksiązki i powiedziała znudzonym głosem:
- Kto tu pana skierował? - spojrzała znacząco na trzymaną przez Tezzego kartkę papieru.
Wyciągnał i położył jej na lade kartke.
- Od jakiegoś pana. Nie przedstawił się - westchnął
Dziewczyna wzięła kartkę do rąk i przyjrzała się jej z bliska.
- Ah, tak to jest. Niech pan się uda na czternaste piętro. Tymi schodami, ale gdy postawi pan pierwszy krok, niech pan wypowie numer piętra, na które pragnie się pan dostać. Życzę dobrego dnia. - wstała i ukłoniła się, po czym wróciła do lektury książki, poprawiając na nosie okulary.
Zdziwiony podszedł do schodów. Postawił pierwszy krok i głośno wypowiedział "czternaście". Przeteleportował się na samą górę. Teraz ruszył do drzwi które rzucił mu się w oczy. Zapukał i otworzył zaglądając do środka.
Pomieszczenie było skąpane w jasnym blasku. Przed wielkimi oknami stało duże biorko, za którym na krześle siedział mężczyzna ubrany w biało-niebieską szatę. Był to człowiek, miał krótkie czarne włosy i gęsty zarost. Pisał coś w jakiejś księdze, kiedy przerwał i spojrzał na młodzieńca.
- Witam. - powiedział. Proszę, usiądź. - wstał i wskazał ręką krzesło na przeciwko siebie.
W tej komancie pełno było regałów z książkami, dziwnymi słojami i magicznymi przedmiotami. Jedno z okien było otwarte, wpuszczając do środka świeże powietrze, które poruszało białymi zasłonami.
- A więc w czym mogę służyć? - mężczyzna powiedział serdecznym głosem.
Rozglądając się po pokoju Tezze powoli zajął miejsce przy stole. Spojrzał się na mężyczyznę.
- Powiedziano mi , żebym tutaj przyszedł. Mam nadzieję , że zostanie udzielona mi pomoc w moich problemach.
Mężczyzna poruszył się z zaciekawieniem.
- Ktoś cię tu przyszłał? - spytał.
Położył kartkę z namiarem na stole.
- Ismer... - powiedział przyglądając się pismu. Musisz posiadać naprawdę wyjątkowy talent, jeżeli przysłał cie tu jeden z moich najlepszych ludzi. Pokaż, na czym twój dar polega. - pochylił się i oparł brodę na złączonych dłoniach, umieszczając w chłopcu ciekawe spojrzenie.
- Mój dar? - zapytał. Wyciągnął dłonie przed siebie i pokazał mu tatuaże na wewnętrznych stronach dłoni - Czy mówią Panu coś te symbole? - zapytał
- Hm... - zamyślił się. Pierwszy raz spotykam się z takim czymś...
- Potrafię rozkładać przedmioty do postaci atomów i ponownie je składać. - powiedział chowając rzeczy. - Pochodze z ludzkiego świata. Przechodząc przez wytworzony przeze mnie portal straciłem połowe pamięci. Jest to pierwsza rzecz którą chcę odzyskać. Poza tym mam coś , w czym jest moja dusza. Chce wiedzieć czemu tak jest. Czy uzyskam u was pomoc?
- To bardzo... wyjątkowy dar. Myślę, że mogę spróbować ci pomóc. Ale w zamian za moją pomóc, chciałbym cię o coś prosić...
- Czym jest ta rzecz? - Spojrzal mu w oczy
- To miejsce to gildia magów. Poszukujemy osoby z pewnymi... wyjątkowymi talentami. Przydałby się w naszych szeregach ktoś taki jak ty. Proponuję ci członkostwo.
- I co taki członek by musiał robić?
- Jestem tu arcymagiem. - powiedział z dumą. Będziesz służył mnie i całej naszej społeczności. W zamian zapewnimy ci kwaterę i wyżywienie, oraz obiecaną pomoc. Pomyśl... jesteś w całkowicie obcym świecie, bez pamięci... Na pewno czujesz się zagubiony. Z nami byłoby ci łatwiej i miałbyś zagwarantowane bezpieczeństwo i środki do życia.
- Członkostwo. Wszystko teoretycznie ładnie. Ale co wy byście mieli w zamian? Bo coś mi tutaj nie pasuje.
Mężczyzna przymrużył oczy.
- Zdolność do przemiany materii nie jest częstym darem...Interesuje mnie natura twojej mocy i jej możliwości. Podczas twojej służby, mógłbym się dużo dowiedzieć o tobie.
- Mogę się dowiedzieć ile gildia liczy osób?
- Mamy wielu członków, a z dnia na dzień jest nas coraz więcej. Nie jesteśmy może tak liczni jak gildia Nieskończonych, ale uchodzimy za jedną z najlepszych prowadzonych bez ludzi - Ah! Całkowicie zapomniałem! Gdzie moje maniery! Nie przedstawiłem się! - krzyknął wesoło. Jestem Safir Mor'at z Mithtios, arcymag tutejszej gildii i hrabia w moim świecie - ukłonił się.
- Tezze. Niech bedzie. Od kiedy moge zostać członkiem? Czy trzeba przejść jakieś testy czy coś?
Safir uśmiechnął się szeroko.
- Nic takiego! Chciałbym tylko zobaczyć jak... przemieniasz rzeczy. - rzekł.
Westchnął. Klasnął w rece. Położył je na stole . Przed arcymagiem wyrosła figurka przedstawiająca jego samego.
- Wystarczy?
Mag wstał i patrzył z zachwytem.
- To... to jest niewiarygodne! - po chwili jego wzrok padł na chłopca. Jesteś kimś wyjątkowym. Zostań z nami, a zajdziesz wysoko...
- Jak wysoko? - Podniósł się razem z nim
- Dalej, niż ci się wydaje...
- Niech będzie i tak - wyciągnął rękę do arcymaga
Arcymag uścisnął jego dłoń.
- Witaj w twoim nowym domu...
 
BoYos jest offline  
Stary 14-12-2009, 18:09   #96
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
-Dość tego - niemal krzykną Moran zrywając się z łóżka. Noga już go prawie nie bolała, a nie chciał więcej leżeć w łóżku.
Zszedł na dół, lecz nikogo tam nie było. -Hmm...- pomyślał. -To dość dziwne...
Podszedł do okna i wyglądną na ogród. W nim też nic nie było. - Może czas przypomnieć sobie, jak się strzela ?
Moran wszedł do ogrodu z łukiem w ręku. Umocował sobie tarcze w najróżniejszych i najtrudniej dostępnych miejscach, zamkną oczy i obracał się w kółko przez kilka sekund. -Zacznijmy od pięciu sekund - pomyślał, po czym otworzył oczy i rozglądał się w koło przez równe pięć sekund. Po zamknięciu oczu zawiązał sobie opaskę zasłaniając tym samym oczy i napiął łuk. -Trzy... Dwa...Jeden...- Moran błyskawicznie strzelał i naciągał następne strzały. Robił to niespełna dwadzieścia sekund, po czym zdjął opaskę... -30 strzał, 24 trafione ... niezbyt zadowalający wynik - rzekł sam do siebie po czym ponowił trening.

***

Po dość długim czasie Moran przyleciał do miasta zadowolony z rezultatów treningu. -Czas, aby rozejrzeć się ponownie po mieście - pomyślał Moran, rozkładając skrzydła. Mocnym odepchnięciem oderwał się od ziemi i poszybował w kierunku dzielnicy wody. Krążył ponad budynkami dość długi czas, lecz nic tam nie zaobserwował. Po kolei zaliczał coraz to nowe miejsca w poszukiwaniu poszlak. Gdy obleciał już wszystkie dzielnice nie zauważając nic, co mogłoby zwrócić jego uwagę wylądował za bramą miasta i poszedł ścieżką w głąb lasu...
 
Sorix jest offline  
Stary 20-12-2009, 15:48   #97
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Eclipseon… - wyszeptała przerażona dziewczyna.
Valeria desperacko zaczęła się rozglądać. Okolica nagle wydała jej się nieprzyjazna, wszystkie kolory pociemniały, niebo tak jakby pobladło, a światło pociemniało. Upadły zaczął iść w jej kierunku.
- Tak, nie uciekniesz stąd tak prędko. Zaprojektowałem specjalną barierę wokół tego miejsca, łapiąc cię w sztucznie stworzony wymiar. – powiedział z zadowoleniem.
Wojowniczka natychmiast dobyła miecza.
- Nie zbliżaj się! – krzyknęła wskazując na brata czubkiem ostrza.
Upadły zatrzymał się i spojrzał na jej oręż.
- Valerio, jesteśmy przecież rodzeństwem… - znowu się poruszał, był coraz bliżej. Nie skrzywdzisz swojego ukochanego brata… Prawda? – złapał ręką ostrze miecza.
Valeria tymczasem stała jakby sparaliżowana. Uczucia i wspomnienia toczyły w jej umyśle zażartą wojnę. Niespodziewanie, wysunęła miecz z dłoni brata i odskoczyła do tyłu. Na jego bladej skórze pojawiła się krew.
- Nie próbuj mnie omamiać, potworze! – krzyknęła z ostrzeżeniem, jednocześnie uwalniając moc zaklętą w jej ostrzu.
Z włócznią w ręku i przemienioną zbroją natarła na Upadłego. Ten wyciągnął zza pleców ciężki miecz, który natychmiast zamienił się w kosę. Ostry grot włóczni ze szczękiem zderzył się z ostrzem kosy. Nie tracąc czasu Valeria cofnęła się o krok, i wykonała szybko obrót, aby ponownie zaatakować. Eclipseon nie mógł zablokować nadchodzącego uderzenia, ale dzięki wyćwiczonemu refleksowi zdołał odskoczyć do tyłu. Jego siostra uniosła włócznię do góry i jasnoniebieska błyskawica napełniła jej broń elektryczną mocą, którą dziewczyna uwolniła prosto w brata. Upadły wysunął przed siebie kosę, która otoczyła go kulą nieprzeniknionej ciemności. Moc błyskawicy, chociaż wzmocniona przez magię Valerii, nie zdołała przełamać obrony Eclipseona. Kiedy jego pole ochronne zostało odwołane, chwycił kosę i pojawił się tuż za plecami siostry. Valeria cudem uniknęła śmiertelnego cięcia, ale na jej szyi pojawiło się małe rozcięcie, z którego natychmiast poleciała krew. Dziewczyna skrzywiła się i przytknęła dłoń do rany.
- Wyraźnie widzę, że stałaś się potężna, siostrzyczko. Ale cokolwiek zrobisz, nie zdołasz mnie pokonać. W tym małym wymiarze to JA ustalam zasady.
Upadły zaśmiał się złowieszczo, jednocześnie wyciągając rękę do siostry. Jego blada dłoń została otoczona czarnym wirem. Mężczyzna wykrzyczał coś w ostrym jeżyku, przepełnionym niezwykłym okrucieństwem i machnięciem dłoni posłał w stronę siostry zabójczy podmuch wiatru, którzy przecinał wszystko na swojej drodze. Czarny wicher pędził w jej stronę z zawrotną prędkością.
- Amoleti! – krzyknęła, krzyżując przed sobą ręce w znak krzyża.
Śmiertelna wichura napotkała w zaklęcie ochronne wojowniczki. Amoleti, potężne zaklęcie ochronne wykorzystywało siłę duchową rzucającego, aby wytworzyć nieprzeniknioną sferę obronną, której nic nie było w stanie przebić, jednakże czar ten zużywał ogromne ilości energii i wymagał utrzymania rąk w znaku krzyża. Valeria, walcząca z morderczym czarem brata ledwo była w stanie utrzymać tak ułożone ręce. Kiedy niszczycielska moc zaklęcia brała górę, na jej ciele zaczęły się pojawiać małe cięcia. Kiedy wichura zniknęła, Valeria upadła wyczerpana na kolana. Upadły zaśmiał się okrutnie i pojawił się tuz przed nią. Wojownicza poczuła na gardle chłodne ostrze kosy.

- Kocham cię, braciszku. – mała Valeria złapała Eclipseona za nogę i mocno go uściskała. Wracaj szybko i przynieś mi coś z powrotem! – dziewczynka miała łzy w oczach.
- Valerio… - powiedział zaskoczony chłopak.
Kucnął i przytulił siostrę, uspokajająco głaskając ją po głowie. To był dzień, w którym wyruszał z niebezpieczną wyprawą. Zdawał sobie sprawę z powagi misji i był gotów aby zaryzykować własne życie, jeżeli miałoby to ocalić ukochane królestwo i rodzinę.
- Valerio, już dobrze. – odsunął ją trochę, kiedy już przestała płakać. Obiecałem ci, że będę cię chronił. Zawsze i wszędzie. Obiecuję ci też, że wrócę tu cały, abym mógł wywiązać się ze swojej obietnicy. Mam bardzo ważne zadanie i nie mogę dłużej tu pozostać. Rozumiesz?
Dziewczynka skinęła głową.
- Mądre dziecko. Mam najmądrzejszą i najpiękniejszą siostrzyczkę na świecie… - uśmiechnął się razem z siostrą.
I odszedł…


***

Lilianne leciała z pośpiechem do centrum wschodniej dzielnicy, a za nią lecieli Sataner i Gelidus. Z góry, kapłanka widziała to wyraźnie – dostrzegalny tylko dla osób będących w głębokim kontakcie z bogami, ślad magii. Nad częścią parku Tanowu ktoś uruchomił specjalną barierę. Nie tracąc czasu, wylądowała na ziemi i pobiegła do grupy strażników, którzy stali przy barierze i próbowali się przez nią przebić.
- To na nic! – powiedziała, zatrzymując się przy strażnikach.
Kapłanka oddychała ciężko i o mało co nie upadła na ziemię.
- Co pani… - odezwał się jeden z Nieskończonych, najprawdopodobniej dowódca patrolu, ale Lilliane przerwała mu.
- To bariera wymiarowa. – szybko wyjaśniła. Bez pomocy magii kapłańskiej, niewiele możecie z nią zdziałać. Tak się składa, że ja jestem kapłanką, a tam, za barierą jest moja przyjaciółka. Grozi jej niebezpieczeństwo…
Dowódca w czerwono-złotej zbroi podrapał się po brodzie.
- Czy jesteś w stanie przebić się przez nią? – spytał po krótkim czasie.
- Z waszą pomocą, tak. – odpowiedziała szybko. Będę potrzebowała waszej współpracy. – powiedziała do strażników i obróciła się do swoich towarzyszy. Waszej również. – dodała.
Już po krótkim czasie, wszyscy stali w wyznaczonych przez kapłankę miejscach. Lilliane, Gelidus i Sataner przy zachodniej ścianie bariery, a kapitan i jego straż zajęli pozostałe miejsca. Lilliane zaczęła jako pierwsza. Zamknęła oczy i popadła w trans…
Wysłała modlitwę w boski wymiar, i kiedy odzyskała odpowiedź, nawiązała kontakt. Połączyła się z Neptunem, bogiem oceanów. Otworzyła oczy, które wypełnione były niebieskim blaskiem. Sataner wraz z Gelidusem skoncentrowali się i połączyli swoje aury z siecią mocy strażników. Wszyscy byli połączeni i naparli wspólnymi siłami na barierę. Wszystkie ściany nagle zabłysły i stały się widoczne. Lilliane podeszła do bariery i przyłożyła do niej ręce. Nic się nie stało, ale po chwili wszyscy napierający na barierę poczuli szarpanie. Z trudem utrzymali koncentrację, kiedy kapłanka pchnęła ścianę. Pojawiło się pęknięcie. Widząc to, wszyscy ze zdwojonym wysiłkiem naparli na wibrujące pole.

***


Przegrałam…” – pomyślała z żalem.
Zrozumiała, że nie jest w stanie pokonać własnego brata, żeby wypełnić swoją obietnicę zemsty. Ale nagle coś wypłynęło na sam wierzch jej serca – jakieś promienne uczucie, które nie pozwalało jej poddać się. Musiała żyć dalej. Musiała walczyć dalej… Dla… dla?
Valeria chwyciła ostrze kosy i odepchnęła je od swojej szyi. Zaskoczony Eclipseon nie zdążył zareagować, kiedy wstała i odskoczyła do tyłu. Znów przywołała błyskawicę, tym razem jaśniejszą i potężniejszą. Jej włócznia i zbroja skrzyły się od nagromadzonej energii. Nieskończona rozłożyła swe białe skrzydła i odepchnęła się od ziemi. Poszybowała wprost na brata. Upadły osłonił się przed pierwszym ciosem, ale Valeria, którą wypełniła nowa moc wpadła w niezwykle precyzyjny i morderczy taniec cięć i pchnięć. Eclipseon z ogromnym trudem unikał jej ciosów, ale kilka z nich dotkliwie go poraniło. Same rany nie były poważne, ale elektryczna energia włóczni Valerii uszkadzała jego organizm od środka. W końcu sam rozłożył swe kruczoczarne skrzydła i wzleciał w powietrze.
- Valeria, Tańcząca Błyskawica! Tak na ciebie wołają, prawda? – krzyknął w locie.
Valeria oczywiście ruszyła za nim, ale on obrócił się w powietrzu i leciał na zderzenie z nią.
Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Valeria odwróciła spojrzenie w stronę, z którego dochodził ten odgłos i straciła Upadłego z oczu. Zatrzymała się w powietrzu. Dźwięk zaczynał ją otaczać. Wkrótce zauważyła, co było jego źródłem. W powietrzu pojawiały się jakieś białe zygzaki, przypominające pęknięcia na szybie. Przypomniała sobie o tym, że przecież są w innym wymiarze… Siatka pęknięć pięła się w górę i w końcu wszystkie zygzaki spotkały się jednym miejscu na niebie, uwalniając potężną falę energii. Popękane resztki wymiaru spadały, rozbijając się na ziemi w małe kryształki, znikające po krótkiej chwili. Valeria wylądowała na ziemi. Wszystko powróciło do normalnego wyglądu. Otoczenie odzyskało normalny kolor i na powrót usłyszała śpiewy ptaków.
- Niech to szlag! – Eclipseon, który pojawił się parę metrów za Valerią zaklął głośno.
Na łąkę, gdzie stali oboje niespodziewanie przybiegła Lilianne, wraz z Satanerem i Gelidusem. Wszyscy zatrzymali się, kiedy rozpoznali przeciwnika Valerii. Dziewczyna szybko się obróciła, żeby zobaczyć jak Eclipseon znika w gęstym obłoku czarnej mgły…

***


Tezze został poprowadzony przez jednego z członków gildii do swojej nowej kwatery. Nie była wielka, ale miała wszystko czego potrzebował – pokój gościnny, sypialnię, niewielką bibliotekę i pracownię alchemiczną. Dostał od maga dwa klucze, w tym jeden zapasowy. Po chwili został sam w swoim nowym domu…

***


W lesie było spokojnie. Moran szedł coraz głębiej w las, gdzie drzewa były wyższe i rosły gęściej. Szedł wąską ścieżką, a wokół niego było mnóstwo odgłosów zwierząt. Kiedy szedł spokojnie upajając się przyrodą, usłyszał trzask łamanej gałęzi. Obrócił się gwałtownie, aby zobaczyć za sobą dwie postacie w szatach z kapturami na głowie. Nieznajomi byli trochę niżsi od łowcy i ubrani byli w dobrej jakości, ale skromne, szaty. Jeden miał białą szatę z niebieskimi spiralami i falami, a drugi czarną, z czerwonymi płomieniami i kwadratami. Wyglądali na magów. Nim łowca zdążył się odezwać, ten w czarnej szacie wyciągnął w jego stronę dłoń, z której wystrzeliła wielka kula płomieni….
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 26-12-2009, 12:09   #98
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Arnthaniel zauważył kątem oka wychodzącego Tezzego. Przed oczami mignął mu młot Khanna, który zawieszony był na jego plecach. Zasadniczo Arnth nie miał nic przeciwko, by nosić czyjąś broń, ale postanowił, że zapyta. Od tak, żeby się upewnić.
- Może to nie moja sprawa.- powiedział.- Ale czy uważasz, że noszenie broni po zmarłym jest w porządku? Nie żebym się wtrącał, ale dla mnie to dosyć dziwne. Nie patrzył mu w oczy.- Nie miej mi tego za złe, jestem chyba zbyt wścibski.- dopowiedział tylko. Tezze nie dał odpowiedzi i wyszedł, a nieskończony został w pomieszczeniu tylko z Agromannarem.
Już chciał odejść gdy półwampir chwycił go za ramię i powiedział:

- Wydaję się że jesteś jedyną logicznie myślącą osobą z nich wszystkich. Jeżeli mam zadanie do wykonania to staram się je zakończyć z oczekiwanymi skutkami. Myślę że ty jesteś taki sam. Arnthaniel zamrugał ze zdziwieniem ale przytaknął, a więc Agromannar kontynuował.

- Trzeba wziąść się do roboty. Myślę że ktoś powinien zająć się tym całym Tezze. Wydaję mi się podejrzany.
- Sugerujesz że jest szpiegiem? - spytał nieskończony.
- Właśnie tego nie wiem i myślę że było by dobrze gdybyś go śledził.
- Czemu Ja, a nie TY?
- dopytywał się Arnthaniel.
- Należałem kiedyś do zakonu czterech słońc i mam zamiar znowu się do niego dostać by dowiedzieć się dlaczego chcieli zabić Gelidusa. Jak widzisz obaj będziemy mieli zajęcie.
Nieskończony chwile przyglądał się półwampirowi po czym rzekł:

- Dobra niech będzie.
- Widzimy się tu za godzinę - rzucił Agromannar i ruszył do wyjścia.

***

Arnthaniel odnalazł Tezzego przy jednej z karczem. Śledzenie go nie było trudnym zajęciem, gdy używało się skrzydeł. Tezze wdał się w jakąś bójkę lecz dał sobie radę z napastnikiem. Chłopka kręcił się po mieście jak gówno w przeręblu. Nieskończony tracił już cierpliwość widząc że młodzieniec nie robi nic podejrzanego. Zmienił zdanie gdy ujrzał że alchemik wchodzi do budynku jednej z gildii magów. Arnthaniel nie mógł się tam zakraść, a więc czekał aż Tezze wyjdzie. Mijał czas, a chłopak nie wychodził. Po pół godzinie oczekiwania nieskończony zawrócił do posiadłości Valerii.

***

Agromannar znalazł członków zakonu w miejscu, w którym najłatwiej ich znaleźć w czasie gdy robią sobie przerwę między swymi obowiązkami. Karczma była jedną z gorszych w mieście ale członkowie zakonu lubili takie najbardziej. Szybko odnalazł trzech mrocznych elfów żłopiących piwo. Gdy się do nich dosiadł nieoczekiwanie jeden zerwał się na równe nogi.

- Agromannar!!! No słyszałem że opuściłeś Darkenie, ale nie wiedziałem że dobrnąłeś aż tu do Neverendaaru. Wtedy półwampira olśniło.
- Nes'kess, ale ten świat mały. - Agromannar odpowiedział z przekąsem.
Ness'kess był jednym ze współpracowników pówłampira w jego rodzimym wymiarze. Elf był cholerykiem, ciągle wrzeszczał, podskakiwał, i nigdy nie kończył roboty. Pozostałe dwa mroczne elfy przyglądały się to Agroamannarowi, to Ness'kessowi.
- Spadłeś mi z nieba półwampirze - kontynuował mroczny - Mam zadanie do wykonania. Zabójstwo maga, lecz boję się że ten którego mam zabić przewyższa mnie umiejętnościami. Lecz ty dasz sobie radę! - wykrzyczał.
- Co ja będę miał w zamian? - spytał Agromannar.
- A czego pragniesz ? - spytał jeden z towarzyszy Ness'kessa.
- Dostać się z powrotem do zakonu - odpowiedział półwampir.
- Wykonaj zadanie a znów będziesz w zakonie. - odpowiedzieli wszyscy trzej chórkiem. Po chwili milczenia Agromannar zgodził się.
- Więc kogo mam zabić?

***

Gdy Arnthaniel wrócił do domu Valerii zastał tam oczekującego go Agromannara.

- Czego się dowiedziałeś? - spytał półwampir.
- W sumie nic ciekawego oprócz tego że nasz młodzieniec odwiedził gildię magów i już z tamtą nie wyszedł.
- Sugerujesz że jest szpiegiem gildii magów? - po raz kolejny spytał zabójca magów.
- Nie wiem, wszystko jest możliwe - odpowiedział nieskończony. - Wiesz co mnie jednak martwi?
- Co takiego?
- Ty i twoje znajomości z gildią. - mówiąc to Arnthaniel zmrużył badawczo oczy. Agromannar spuścił wzrok i powiedział:
- Arntahnielu nie jestem pokorną duszą, jestem zabójcą magów, a zakon gwarantował szybkie zarobki jeżeli chodzi o ten... fach.
- Hahahah - nieskończony zaśmiał się złośliwie i rozsiadł się w fotelu. - Ciekawe jak zareaguję reszta drużyny gdy dowie się że jesteś zwykłym mordercom... a może jesteś niezwykły wampirze? Zabójca przyglądał się ze złością skrzydlatemu.
- Zajmuję się tym w czym jestem dobry. - odpowiedział
- Tak? Ja myślę że jesteś zwykłym mordercą. Ah, zastanawiam się jaka będzie mina Valerii gdy dowie się kogo przyjęła do grupy. - kontynuował złośliwie Arnthaniel.
- Mam nadzieję że się nie dowie - zwrócił uwagę półwampir. Niskończony uśmiechnął się podszedł do barku i zrobił sobie drinka. Ciszę przerwał zabójca magów:

- By dostać się do zakonu muszę zabić pewnego maga. Gdybym był szpiegiem zakonu raczej bym ci tego nie mówił. Nieskończony pokiwał głową.
- Kto to ma być? spytał.
- Gelidus
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 26-12-2009 o 12:21.
Garzzakhz jest offline  
Stary 27-12-2009, 00:19   #99
 
Erthon's Avatar
 
Reputacja: 1 Erthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znany
Lilianne leciała z pośpiechem do centrum wschodniej dzielnicy, a za nią lecieli Sataner i Gelidus. Z góry, kapłanka widziała to wyraźnie – dostrzegalny tylko dla osób będących w głębokim kontakcie z bogami, ślad magii. Nad częścią parku Tanowu ktoś uruchomił specjalną barierę. Nie tracąc czasu, wylądowała na ziemi i pobiegła do grupy strażników, którzy stali przy barierze i próbowali się przez nią przebić.
- To na nic! – powiedziała, zatrzymując się przy strażnikach.
Kapłanka oddychała ciężko i o mało co nie upadła na ziemię.
- Co pani… - odezwał się jeden z Nieskończonych, najprawdopodobniej dowódca patrolu, ale Lilliane przerwała mu.
- To bariera wymiarowa. – szybko wyjaśniła. Bez pomocy magii kapłańskiej, niewiele możecie z nią zdziałać. Tak się składa, że ja jestem kapłanką, a tam, za barierą jest moja przyjaciółka. Grozi jej niebezpieczeństwo…
Dowódca w czerwono-złotej zbroi podrapał się po brodzie.
- Czy jesteś w stanie przebić się przez nią? – spytał po krótkim czasie.
- Z waszą pomocą, tak. – odpowiedziała szybko. Będę potrzebowała waszej współpracy. – powiedziała do strażników i obróciła się do swoich towarzyszy. Waszej również. – dodała.
Już po krótkim czasie, wszyscy stali w wyznaczonych przez kapłankę miejscach. Lilliane, Gelidus i Sataner przy zachodniej ścianie bariery, a kapitan i jego straż zajęli pozostałe miejsca. Lilliane zaczęła jako pierwsza. Zamknęła oczy i popadła w trans…
Wysłała modlitwę w boski wymiar, i kiedy odzyskała odpowiedź, nawiązała kontakt. Połączyła się z Neptunem, bogiem oceanów. Otworzyła oczy, które wypełnione były niebieskim blaskiem. Sataner wraz z Gelidusem skoncentrowali się i połączyli swoje aury z siecią mocy strażników. Wszyscy byli połączeni i naparli wspólnymi siłami na barierę. Wszystkie ściany nagle zabłysły i stały się widoczne. Lilliane podeszła do bariery i przyłożyła do niej ręce. Nic się nie stało, ale po chwili wszyscy napierający na barierę poczuli szarpanie. Z trudem utrzymali koncentrację, kiedy kapłanka pchnęła ścianę. Pojawiło się pęknięcie. Widząc to, wszyscy ze zdwojonym wysiłkiem naparli na wibrujące pole.

Sataner widząc szczeline powiększającą się z całych sił naparł na nią po czym ściana pękła na miolniony drobnych kawałeczków...
Gdytylko Liliane zajęła się na w wykończoną Valerią, Sataner udał się do swojego pokoju w posiadłości Valerii.
Arteon natychmiast wyrwał się z rąk Satanera po czym wskoczył na łóżko i usnął najwidoczniej wyczerpany.
Sataner udał się do pokoju Valerii gdyż myślał że zastanie tam Liliane.
Na miejscu kapłanka wraz z Valerią siedziały na łóżku, szeptem o czymś rozprawiając.
Kiedy zauważyły Satanera, Lilianne z małego pojemniczka który trzymała, wzięła na palec trochę maści i wtarła ją w ranę na szyi dziewczyny.
Sataner nie pewnie podszedł do Valerii po czym spytał:
- Mógłbym na chwile porwać Liliane?
Urocza dziewczyna spojrzała z zaskoczeniem na Valerię, ale ta skinęła tylko głową.
Lilianne westchnęła i wraz z Satanerem opuściła komnatę księżniczki Brightfeather.
- Przepraszam za to... pomożesz mi w pewnej sprawie ?
Dziewczyna rozejrzała się niepewnie i poprawiła pukiel białych włosów który łaskotał ją po twarzy.
- A w czym rzecz? - zapytała łagodnie.
- Musisz coś zobaczyć...znalazłem go w ruinach mojego domu- powiedział wchodząc do pokoju.
- Arteon.- Powiedział stanowczo po czym żyjątko podniosło się merdając ogonkiem
Dziewczyna wzruszyła ramionami i przyglądała się zwierzęciu
Liliane ujrzała dość spore szczenie o ciemnej szarej sierści oraz paskiem czarnej na grzbiecie.
Jego oczy przypominały ogniki które jarzyły się pod blask słońca.
jego ogon zabawnie wirował kręcąc nowe to łuki w powietrzu.
Arteon z łóżka zeskoczył jednym susem i już po chwili był przy nogach Satanera spoglądając z zaciekawieniem na Liliane.
Kapłanka wyciągnęła do niego powoli rękę i pogładziło go po gładkiej sierści. Jednocześnie zamknęła oczy i wyszeptała jakieś słowo.
- Nie pochodzi z Neverendaaru. - powiedziała kiedy otworzyła oczy.
- Twój pupil wywodzi się z którejś ze stref cienia. - dodała. I myślę, że to Cień Wilka.
- To nie wszystko... Spójrz- powedział.
Arteon spojrzał na Satanera jak gdyby rozumiał co nieskończony ma na myśli.
Po chwili z szczeniaka przed Liliane stanął potężny Czarny wilk. Sataner wymownie spojrzał na Liliane
- To tylko potwierdza to co powiedziałam. To wszystko?
- Tak, Dziękuje- powiedział siadając na łóżku
Kapłanka odeszła.
Sataner spoglądał na swojego wilka który stał w pełni swej postury.
- Z kąd ty wziełeś się u mnie w domu...- pomyślał
Satanerowi ciążyło to na umyśle dość długi czas.
W końcu postanowił dowiedzieć sie czegoś, udał się na miasto w poszukiwaniu handlarzy zwierząt.
Odwiedzał tez knajpy i tawerny by dowiedzieć się więcej o rasie pupila.
 
Erthon jest offline  
Stary 27-12-2009, 14:11   #100
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Tezze gdy wszedł do pokoju , został mile zaskoczony.
Czystość , porządek i ład jaki panował był czymś czego potrzebował w tym momencie. Łazienka , wielkie łoże. Jedyne czego brakowało to balkonu. Okno które było w pokoju zagrodzone było kratą od zewnątrz. Psuło to trochę nastrój , lecz nie przejął się tym.

Zostawił swoje bagaże i wyszedł na korytarz. Takich jak on posiadał pokoi był cały korytarz. Na ścianie widać było napis "Strefa mieszkalna". Jak się domyślał był w tej kwaterze co najmniej go interesowała. Podszedł do mapki która wisiała na ścianie. Laboratoria. Poziom 3.
Ruszył żwawym krokiem

Wypowiedział magiczne słowo "Poziom 3" na schodach i znalazł się w laboratoriach. Było tam dużo magów studiujących księgi przy stołach , dużo sprzętu alchemicznego. Chłopak przechadzał się miedzy nimi oglądając wyczynania innych magów. Wśród alchemików nie było nic ciekawego - próba robienia eliksirów kończyła się wybuchem (których było dużo) lub ciekawą zmianą barwy.

Po drugiej strony sali było wejście na coś w rodzaju hali. Tezze przeszedł się i tam. Ujrzał tam stojące manekiny na których magowie testowali siły czarów. Rzucali je ze wszystkich szkół , czy to elektryczne rażenia piorunami , czy wodne działa. Czysta destrukcja.
- Ty jestes ten nowy?
Zapytał go ktoś. Chłopak sie odwrócił. Stał przy nim jego wzrostu elf. Zauważył to dzięki jego spiczastym uszom.
- Ta. Coś się stało?
zapytał. Elf wyciagnął rękę.
- Abdandriel. Jestem odpowiedzialny za tutejsze pracownie. Arcymag mówił coś o Twoich dziwnych zdolnościach , przypominające magię Nieskończonych. Jesteś w stanie ... "transmutować" rzeczy , tak ?
Tezze skrzywił się. Naprawdę nie wiedział , że tyle osób zainteresuje się tego typu zdolnością.
- Tak. Zaobserowowałem jednak jedną różnicę między moją a transmutacją aniołów.
- Jaką?
- Oni transumutują siłą umysłu. Moja alchemia wchodzi aż do cząstek by je rozłożyć i złożyć z powrotem. Dlatego nie mogą transmutować tego czego nie widzą.
Mag zrobił duże oczy.
- Nie wiedziałem...o tym. Ale to interesujące. Przekaże. Lepiej byś się wyspał , bo jutro Arcymag przygotował dla Ciebie zadanie. Możesz też poćwiczyć swoją magię z innymi. Jesteś tu członkiem więc masz wszystko do dyspozycji. Ja tymczasem żegnam się. Do zobaczenia.Niedługo...
- Żegnam.
Spojrzał jeszcze na trenujących magów , a następnie zaczął iść do portalu lokującego. Udał się do pokoju. Trafił bez problemu. Wyjął z szafki ręcznik i poszedł się umyć. Gdy po gorącej kąpieli wziął się za mycie swoich ubrań. Następnie poszedł się przespać. W nowych ciepłym łóżku.
 
BoYos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172