Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2010, 11:48   #61
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jak pomyślał tak zrobić Theron następnego poranka zaczepił Emeralth.

Umiesz może interpretować sny?- cicho i dość niespodziewanie rzucił Theron. Na dole podczas trwania śniadania.
- O matko... - wyrwało się zaskoczonej Emerahl - Nie.. to znaczy... nie wiem... chyba to nie ma nic wspólnego z magią? No w każdym razie nie potrafię. Przykro mi Theronie. A cóż takiego cię trapi hmm?
Nie ma?
- wyraźnie zasępił się Theron. Znaczy snu nie można zinterpretować za pomocą magi? Na pewno? Znaczy nie żeby to było jakaś bardzo ważne...-zaczął nagle wyraźnie "uciekać" wzrokiem jak i słowem. Postanowił w takim razie nie dzielić się sprawą snu. To tylko panika mój drogi to tylko panika. -A nic ważnego powiedział w końcu pytałem z ciekawości. Dokończył w spokoju śniadanie. Które okazało się o dziwo bardzo smaczne. I gdy już miał wyjść do stajni szykując się do drogi nagle usłyszał strzępek rozmowy:

- Czy to nie ON? – zagadnął pierwszy mężczyzna.
- Ale który, ten wysoki? – upewnił się drugi, a ostatecznie stwierdził. – Nieee… tamten nie miał brody.
- Ale ty głupi jesteś! Bo to facet sobie brody zapuścić nie może. Mówię ci, że to on.
- No nie wiem… zawsze możemy powiadomić…

W końcu jego wszech obecna paranoja zwana czujnością na coś się przydała. Ale informacje które usłyszał były dla niego tylko wodą na młyn podejrzeń i obaw. Nie zamierzał czekać musiał coś zrobić od razu. Pierwszą myślą była czarownica i jej sztuczki.

Theron żywo podszedł do Emerahl z widoczną niepewnością w oczach gdy tylko znaleźli się w stajni. Rozmawiali raczej szeptem by nikt nie powołany nie usłyszał niczego.

- Chyba zacznę cię stale nachodzić - rzucił dla rozluźnienia bardziej siebie niż Emerahl - Mam problem przy wyjściu z karczmy siedzi dwóch ludzi. Przy tym najbliżej wyjścia.. (opisuje obu przybyszy) Wiesz w przeszłości miałem problemy z magami i możliwe że nadal mają mi za złe to czy tamto. Tych dwóch ludzi nie może ich powiadomić o spotkaniu mnie. Nawet jeśli nie są do końca pewni... Wolałbym nie robić im krzywdy a jedyną alternatywę widzę w tym byś wykreśliła z ich wspomnień moment spotkania mnie. Czy to jest możliwe?-wystrzelił sam nie wiedział kiedy zapewne dużo więcej niż powinien ale gorąca głowa dała o sobie znać.

- Nachodź mnie ile dusza zapragnie - odpowiedziała uprzejmie czarownica - Problemy z magami? Ciekawe... można zapytać co się stało? Myślę, że będę w stanie ci pomóc w ten czy inny sposób...

Theron nadał był osłupiały nie do końca nawet słyszał co odpowiada jego rozmówczyni ciągle myślał czy znów go znajdą ile można w końcu. Odpowiadając wypalił:
- Traktują mnie jako swoją prywatną zabawkę. Powiedzmy że moje zdolności są dla nich przedmiotem "badań" z tym że owe badania jakoś nie przypadły mi do gustu. Tak tak wiem iż nadużywam twoich hmm rad a teraz być może talentów. Ale tak po prawdzie nie mam wyboru. Tamci dwaj pewnie ściągną nam na głowę kłopoty jeśli nie zatrzymamy ich "donosu". Lepiej zdusić to w zarodku niż później mieć problemy.

- Hmm w takim razie faktycznie lepiej temu zaradzić, żeby twoja przeszłość nie wywarła wpływu na obecne zadanie. Nigdy nie próbowałam zmieniać cudzych wspomnień. Ani nawet swoich... nie wiem nawet czy się da. Pewnie tak, ale wymaga to treningu, którego nigdy nie miałam, a wolałabym nie uczyć się na błędach w takich sytuacjach - odpowiedziała Emerahl z odrobinę zmieszaną i zatroskaną miną - Mogę jednak zrobić dla ciebie coś innego - dodała po chwili zastanowienia - Gwarantuję ci, że po tym nie rozpozna cię rodzona matka. Mogłabym zmienić czasowo twój wygląd.

Emerahl zamyśliła się na moment mierząc Therona wzrokiem po czym z wahaniem dodała:
- Maaa to jednak swooooją cenę... może troooochę boleć... aaaaa na pewno nie będzie przyjemne. Ale wtedy na pewno cię nie rozpoznają - powiedziała wypowiadając ostatnie zdanie z większym naciskiem jakby próbując przyćmić znaczenie pierwszego. Ograniczenia jakie stawia natura magii na jej użytkowników potrafi być frustrująca... Niby pozwala dokonywać rzeczy niewiarygodnych z dziecinną prostotą, ale zawsze jest jakiś kruczek.
- Theron uśmiechnął się od ucha do ucha. Wolałbym raczej byś uczyniła coś z nimi nie zemną. Z prostego powodu. Na nich czary zadziałają na mnie nie.

- Hmm czyżby? A to czemuż? - zapytała Emerahl z żywym zainteresowaniem.

- Czyżby? To pytanie świadczy o niedowierzaniu. Nie zwykłem się przechwalać. Zwyczajnie spróbuj tych swoich czarów marów na mnie. Proponowałbym jednak wrócić do głównego problemu. Musimy ich jakoś zatrzymać inaczej później narobią problemów przynajmniej potencjalnie.
- Nooo mogłabym spróbować. Niestety w głowie im namieszać nie potrafię, wiec to chyba jedyny sposób. Chyba, że w jakiś sposób odwrócimy ich uwagę?
- A jakaś klątwa czy coś. Bo ja wiem choroba sraczka delirium czy coś co ich unieruchomi na powiedzmy tydzień? Ja wiesz nie znam hmmm spektrum twoich możliwości.


Emerahl potrząsnęła głową zrezygnowana po czym odpowiedziała:
- Niestety. Jeśli cię widzieli to i tak już herbata po obiedzie... Przykro mi. Jedyne co mogę zrobić nie wzbudzając ich podejrzeń to zmienić twój wygląd tak, żeby cię nie rozpoznali. Albo przynajmniej spróbować... jeśli te twoje tajemnicze właściwości są faktycznie aż tak dobre.

Theron momentalnie posmutniał. W zasadzie czuł się zawiedziony, że ich drużynowa czarownica okazała się w jego oczach drużynowym kuglarzem.... Widział i wiedział o tym co potrafią magowie z prawdziwego zdarzenia...
- Dobre -wymówił to słowo nie mal przez zęby.

"Cholera i masz ci babo placek" - pomyślał. "Co mnie podkusiło żeby prosić ją o pomoc? Przecież wiadomo było jak to się skończy. W dodatku nie pomogła ani tu ani ze snem."
- Tak są dobre i szkoda mi czasu nadaremnie marnować. Dziękuje ci za p... - tu nagle przerwał - ... za uwagę Emerahl.
- Przykro mi, że nie mogłam pomóc. Twojego wyglądu zmienić nie mogę, nigdy nie bawiłam się w mieszanie komuś w głowach, a podejrzewam że nie chodzi Ci o zmiażdżenie ich na placek, albo o zrównanie z ziemią. Choć to by się dało zrobić tyle, że sprowadziłoby nam jeszcze więcej problemów...

Emerahl zmrużyła oczy i zmierzyła Therona wzrokiem wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

- Jeśli jesteś niewrażliwy na czary... - powiedziała z wahaniem - ...to możliwe jest również, że nie będę mogła ci pomóc, jeśli zostaniesz ranny, więc lepiej uważaj na swoją skórę.

-Owszem czarami mi nie pomożesz jedynie tradycyjnymi metodami. Pozostaje mieć nadzieję że tamci dwaj, jednak nie zdecydują się podjąć działań. Skoro nie są pewni to raczej nie zaryzykują..... Zawracanie głowy magom czymś co może okazać się pomyłką jest raczej ryzykowne. Ci których znam są dość brutalni. Wiec jest to potencjalna na szansa.... Zresztą może jedynie bogowie dają mi o sobie znać w ten sposób. Bym był bardziej aktywny i czujny niż dotychczas.

Rozmawiali jeszcze chwile po czym przyszło im ruszać w drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 22-04-2010 o 12:07.
Icarius jest offline  
Stary 22-04-2010, 13:35   #62
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Śniadanie było niezłe - Emerahl nigdy nie jadała na królewskich salonach to też jej podniebienie nie miało wygórowanych wymagań i zwykła jajecznica z pieczarkami, i kawałkiem kiełbasy wystarczała jej w zupełności. Może nie było to śniadanie ani najbardziej pożądane ani najzdrowsze, ale za to dające pełnię energii na długi dzień w podróży i należało to docenić. W trakcie śniadania ku uciesze i niemałym zaskoczeniu czarownicy - zagadał do niej Theron.

"Widać kamienie również głos mają" - pomyślała Emea, gdy rzeczony towarzysz do niej przemówił.

- Umiesz może interpretować sny? - cicho i dość niespodziewanie rzucił Theron.
- O matko... - wyrwało się zaskoczonej Emerahl tak, że niemal zakrztusiła się ostatnim kęsem jajecznicy. Wiele by się spodziewała od Therona dziś usłyszeć skoro uznał, że najwyższa pora zamienić parę słów, ale nie że Theron od razu uderzy 'z grubej rury' - Nie.. to znaczy... nie wiem... chyba to nie ma nic wspólnego z magią? - odpowiedziała zaskoczona Emerahl - No w każdym razie nie potrafię. Przykro mi Theronie. A cóż takiego cię trapi hmm?
- Nie ma? - wyraźnie zasępił się Theron - Znaczy snu nie można zinterpretować za pomocą magi? Na pewno? Znaczy nie żeby to było jakaś bardzo ważne...
- Być może można, choć ja nigdy się tym nie zajmowałam. Zawsze uważałam to za domenę podrabianych wróżbitów, bądź samozwańczych szamanów i innych naciągaczy...

Theron zasępił się i nie odezwał się już ani słowem, a Emerahl kontynuowała swój posiłek. Kiedy Irial oraz większość towarzystwa wstała od stołu, Emerahl dawno już skończyła jeść, to też podniosła swoje kształtne cztery litery, które w tej chwili niemal już nie dawały się we znaki uleczone magią, po czym udała się za gromadą na zewnątrz. Irial zatrzymał ją niespodziewanie na progu karczmy i ściszając głos powiedział:

- Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś wypytać karczmarza o naszego nowego towarzysza podróży? Jeśli Johan jest kupcem, to z pewnością nieraz tędy jeździł i karczmarz go zna... Wolałbym się upewnić, skoro mamy jechać dalej razem.
- Oczywiście
- powiedziała Emerahl - Wszak powinniśmy sobie pomagać, a nie przeszkadzać, prawda?
- Dziękuję ci bardzo - odparł Irial po czym odszedł by dołączyć do pozostałych, a Emerahl zawróciła i podążyła z powrotem do karczmy mijając po drodze Ruth i Samuela, przy czym ten drugi miał minę wyrażającą niezadowolenie i irytację. Emerahl nie zatrzymała się, a podążyła wprost do karczmarza, nachylając się ponad kontuarem i z uśmiechem zagadując właściciela przybytku:

- Cześć - rozpoczęła Emerahl skupiając się przy tym na myślach mężczyzny stojącego po drugiej stronie lady.
- Czym mogę służyć? - odparł lekko zdziwiony karczmarz
- Chciałam zapłacić za pokój i śniadanie - powiedziała czarodziejka grzebiąc w swojej sakiewce - Byłabym wyszła niemal bez zapłaty... - dodała stukając się w głowę.
- Ale za panią już jest wszystko opłacone. Ten pani towarzysz, w długich czarnych włosach, z ptaszyskiem na ramieniu zapłacił za większość.
- Jakże miło z jego strony. Chyba będziemy się zbierać... jakieś wieści ze szlaku? Spokojnie na trakcie? - Emerahl starała się nawiązać niezobowiązującą rozmowę, bądź przynajmniej taką, która na tego typu rozmowę 'o niczym' wygląda, no i była przy tym chodzącą uprzejmością, a miód i słodycz niemal wylewała jej się z ust.
- Wszystkie drogi wokolicy jednakowo bezpieczne. Wojsko w gotowości, więc zbóje, tak myślę, boją się wychylać - odparł karczmarz z westchnieniem.
- Haaa dobrze dla nas - powiedziała mrugając okiem do barmana - To pewnie dlatego tyle kupców jeździ po tych drogach. Jak ten... jak mu tam... ten co to do nas się przysiadł...

W głowie gospodarza zakwitła myśl, że chociaż towarzystwo miłe i ładne, to jednak trochę mu gitarę zawraca a on musi pogonić dziewki, żeby się nie opieprzały i roznosiły zamówienia, zajrzeć do stajni, czy te darmozjady zrobiły wszystko jak należy... a to tylko zaledwie czubek całej góry obowiązków...

- Zdaje się mówi pani o panu Mormoncie - odparł z kolejnym westchnieniem kończąc niedopowiedziane zdanie Emerahl.

Kiedy Emerahl w myślach zobaczyła obraz tego samego kupca, który miał od tej pory podróżować z nimi przytaknęła
- Tak.. zdaje się że tak się zwał. Często tędy przejeżdża? Muszę przyznać, że niezła z niego gaduła - Nie żebym mu ustępowała na tym polu... - dodała uśmiechając się - Brakuje na trakcie takich serdecznych ludzi jak on.
- Trudno powiedzieć, czy często. Jak ma interesy w okolicy to zawsze się zatrzymuje u mnie - i tym razem wszystko się zgadzało. Wyglądało na to, że nie mają się czego obawiać, a psychoza ostrożności i podejrzliwości tym razem okazała się zbyteczna.
- No to najpewniej zna tą drogę jak własną kieszeń. To chyba dla nas dobrze się składa, że z nami jedzie nieprawdaż? - zapytała Emerahl skupiając się przy tym na wszystkich myślach, które może wychwycić z głowy karczmarza o obiekcie dysputy.
- Chyba tak - odparł karczmarz, w jego głosie dało się wyczuć lekkie zniecierpliwienie. Na powierzchni jego umysłu zakwitła też myśl, że ta piękna rudowłosa kobieta stojąca tuż przed nim jest chyba słabo rozgarnięta, a szkoda...
- No dobra... dzięki. Komu w drogę temu czas. Do zobaczenia!

Karczmarza kiwnął głową na pożegnanie po czym wrócił do swoich obowiązków, a Emerahl odwróciła się i ogarnęła salę jednym szybkim spojrzeniem, po czym ruszyła ku wyjściu.

Gdy wyszła na zewnątrz pierwszą osobą jaką usłyszała był rzeczony kupiec o którym przed momentem rozmawiała z karczmarzem. Emerahl weszła do jego umysłu i poszperała odrobinę wkładając mu do głowy po kolei obrazy każdego z członków drużyny. Było to tym prostsze, że kupiec rozmawiał właśnie z każdym z nich przedstawiając wszystkim swoich towarzyszy. Emerahl zaśmiała się cicho w reakcji na myśli tego mężczyzny, wycofała się z jego głowy i podeszła do Iriala witając się przy tym z samym kupcem i jego 'świtą'.

- Irialu... - rozpoczęła Emea ściągając go nieco na bok by przekazać mu wszystko czego się dowiedziała. Nie pomijając przy tym tego co właśnie znalazła w głowie Johara. Irial spojrzał na Emerahl z pewnym zaskoczeniem i uznaniem równocześnie.
- Jesteś nieocenionym współpracownikiem. Współpracowniczką - poprawił z cieniem uśmiechu. - Jeszcze raz ci dziękuję.
- Dla mnie to czysta przyjemność. Cieszę się, że mogłam się do czegoś przydać.

Kiedy wszyscy byli zajęci rozmową i zbieraniem się do podróży ponownie naszedł ją Theron wyraźnie czymś strapiony. Emerahl od razu pomyślała, iż ten jego sen musiał mu się faktycznie dać we znaki, a że drużynowa czarownica jest z natury osobą ciekawską to jakoś samo tak wyszło, że instynktownie zaczęła sięgać ku umysłowi idącego do niej towarzysza. Emerahl poczuła wkoło siebie otaczające ją umysły ludzi i zwierząt z pobliskiej stajni. Dostrzegła umysł zmierzającego do niej Therona i popędziła część swojej jaźni w jego stronę. To co się stało później wyrwało ją niemal z 'magicznego transu' - jeśli ten stan można było tak nazwać. Emerahl poczułą się tak jakby odbiła się od twardej ściany. Spojrzała jeszcze raz jednak nie wiedziała żadnej przeszkody, która mogłaby stać na jej drodze i miała już zamiar spróbować ponownie, gdy Theron do niej przemówił więc Emerahl porzuciła kolejną próbę podejmując z nim rozmowę. Rozmowę wiele jej wyjaśniającą... Osoba Therona okazała się znacznie bardziej intrygująca niż z początku mogło się zdawać. Cichy i milczący Theron, który od początku wyprawy zdawał jej się osobą dość nudną, nagle stał się kimś niezwykle interesującym, kogo chciała poznać. Osoby odporne na magię zdarzały się niezwykle rzadko i Emerahl jeszcze nigdy kogoś takiego nie spotkała osobiście, a tymczasem przez cały zeszły dzień miała kogoś takiego przy swoim boku. Czarownicy zawsze wydawało się, że takie osoby można jakoś specjalnie wyczuć, że będąc wrażliwym na magię odczuwa się od nich pustkę albo coś... a tu nie było nic. Był po prostu Theron z umysłem jakby pod szklanym kloszem, niewyróżniający się niczym tropiciel z lasu... Kto by pomyślał... Emerahl była aż całą na szpilkach, żeby usłyszeć historię Therona i gotowa była cały dzień spędzić w siodle jeśli wieczorem mogła o tym posłuchać. Czuła się zawiedziona, że jej magiczne zdolności zawiodły ją po raz pierwszy w życiu. Dzisiejszego dnia tropiciel już dwukrotnie poddał jej magiczne zdolności próbie i ani jednej z nich nie zdała - nie dość że nie potrafiła sprostać prośbie to jeszcze pierwszy raz w życiu umysł rozmówcy pozostawał dla niej zamknięty. Choć nie potrafiła zajrzeć do jego głowy czuła co też może on sobie w tej chwili myśleć zarówno o niej jak i o większości magów. Czuła tak jakby musiała Theronowi udowodnić, że potrafi magią zdziałać to i owo.

Kiedy już wszyscy mieli się zbierać, a stajenni kończyli zaprzęgać konie do powozu Johara, Emerahl podeszła do Iriala wyglądając na wyjątkowo żywą i 'podnieconą' jakimiś tylko jej znanymi myślami.

- Muszę na moment wrócić do gospody. Za chwilkę wrócę. Bądźcie tak dobrzy zaczekajcie... - i tyle było ją widać. Emerahl nie czekała na odpowiedź Iriala tylko poszła szybkim krokiem do tawerny. Mijając wspomnianą przez Therona dwójkę mężczyzn spojrzała na nich kątem oka, a nogi poniosły ją ponownie ku zrezygnowanemu na jej widok karczmarzowi. Gdy czarownica podeszłą do kontuaru odwiązała od paska pustą manierkę, odkręciła ją i podała gospodarzowi.

- Byłabym zapomniała. Możesz ją napełnić jakimś słabym, rozcieńczonym winem? Przyda się na drogę - powiedziała kobieta kładąc na stole kilka monet. Twarz kupca rozpromieniła się widząc, że tym razem nie jest to tylko puste gadanie, a że jest to po prostu zakup. Nie zwlekając mężczyzna wziął manierkę i poszedł ją napełnić, a Emerahl rozejrzała się po sali skupiając umysł na rozmawiających ze sobą, wskazanych przez Therona gościach tawerny.


"Czas najwyższy byłby wracać do domu... wszystko mnie boli po tej podróży. Mam już tego po dziurki w nosie! - śpimy byle gdzie, jemy byle co.... Ale ten typek... to musiał być ON..." - Emerahl skupiła się na tym 'ON' i podążyła głębiej w myśli mężczyzny.

Rzeczony 'ON' okazał się, wedle mniemania siedzącego przy stoliku typa, znanym w całej okolicy siłaczem, który (cytując dosłownie) "uda ma tak silne, że potrafi nimi zadusić konia, przyrodzenie ma tak wielkie, że wszystkie kochanki przy nim omdlewają, a samym pierdnięciem powaliłby legion".

Emerahl wyobraziła sobie Therona i jakoś nijak nie mogła tej wizji do niego dopasować, choć siedzący przy stole mężczyzna był niemal pewny swego. Ten 'ON' zaprzątający myśli 'ofiary' Emerahl nazywa się Jaromir i jest kowalem w wiosce o dźwięcznej nazwie "Małe Swornegacie". Według tej siedzącej przy stole dwójki brody co prawda nigdy nie nosił, ale przecież dla faceta zapuścić brodę to nic trudnego...

"W okolicy Jaromira dawno nie widziano - pokłócił się z wojewodą, miał na pieńku z poborcami podatkowymi, jednego nawet poturbował, jak tamten usiłował od niego ściągnąć kolejny "haracz". Ostatecznie nie chcąc się dać zakuć w dyby mężczyzna uciekł w las i zajął się zbójowaniem"

"Ciekawe, ciekawe..."
- pomyślała czarownica nie mogąc się nadziwić dokonanemu właśnie odkryciu.

Skierowała swoją jaźń ku drugiemu jegomościowi znajdując tam niemal identyczne rozważania, choć znacznie więcej wątpliwości i niedowierzania.

"To na pewno nie jest on... musiało nam się coś przewidzieć. Przecież Jaromir w życiu by się tutaj nie pojawił. Wie co może go czekać...

Emerahl skupiła się na umyśle tego wątpiącego zasiewając w nim jeszcze więcej wątpliwości tak, aby był niemal pewny, że to nie mógł być ten cały Jaromir. Kiedy upewniła się, że osiągnęła jako taki sukces przeniosła swoje skupienie ponownie do umysłu tego pierwszego.

"Z tym już tak łatwo nie pójdzie... że też nigdy nie próbowałam się tego nauczyć..." - pomyślała Emea i po chwili rozważania swoich sił postanowiła porzucić próby 'przekonania' mężczyzny, że nie widział 'Jaromira', a zamiast tego podrzucić mu przekonanie jakoby widziany przez niego 'siłacz' podążył sam na południe. Zasianie ziarna niezgody pomiędzy tymi dwoma co do wersji wydarzeń da im kolejny powód do wątpliwości, a ewentualnej osobie mogącej interesować się Theronem - powód by im nie wierzyć, bądź sądzić, że coś im się przewidziało. Zadowolona z rezultatu wycofała się z ich umysłów akurat w porę, gdy karczmarz wrócił z napełnioną manierką.

- Dziękuję i tym razem na prawdę do widzenia - powiedziała Emerahl - Z pewnością się tu zatrzymam w drodze powrotnej. Polecę twoją karczmę znajomym - dodała na pożegnanie i wyszła.


~*~


Jadąc powoli przez kolejne równiny przybliżające ich coraz bardziej ku czarnym szczytom Emerahl podjechała do Therona-Jaromira spojrzała mu prosto w oczy i rzekła po cichu lecz dobitnie:

- Mam dla ciebie nowiny JAROMIRZE - przy czym ostatnie słowo wyjątkowo podkreśliła - Postanowiłam spróbować swoich sił. Jednego z nich udało mi się chyba przekonać, że to nie byłeś ty, drugi z kolei był znacznie bardziej pewny swego, więc jedyne co udało mi się zrobić to 'podpowiedzieć' mu jakobyś samotnie udał się na południe. Myślę, że masz teraz znacznie więcej do wyjaśniania przy wieczornym posiłku... Póki co zachowam to dla siebie, ale chciałabym o tym usłyszeć.
- Jaromirze tak mnie nazwali? - Theron wybuchnął gromkim, rozbrzmiewającym w całej okolicy śmiechem nie przejmując się kompanami w koło - Dzięki Em - dodał, gdy już się uspokoił, skracając nieświadomie imię czarownicy - Wiesz opowiem ci faktycznie wszystko wieczorem. Strach ma jednak wielkie oczy.... - dokończył wciąż zanosząc się śmiechem, który tylko na moment pozwolił mu nabrać tchu.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 22-04-2010 o 14:05.
Cosm0 jest offline  
Stary 24-04-2010, 00:11   #63
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post wspólny: Mekow, Cosm0, abishai & Kerm

Całe to szykowanie się do drogi wydało się Ruth nieco dziwne. Ona zwykle po prostu szła, albo wsiadała na konia i jechała. A tu tyle nerwów, o to, że coś tam nie jest gotowe... Zresztą dziewczynę to nie interesowało, zaczekała i gdy nadszedł czas ruszyła z pozostałymi w drogę.

Ruth jechała obok Emerahl, a początkowo podczas jazdy, Samuel trzymał się pomiędzy oboma kobietami. Więc skorzystał z sytuacji i rzekł żartobliwie do Emei i Ruth.- Czyż mogłem trafić lepiej? Dwa aniołki po obu mych bokach.
Ruth zachichotała rozbawiona słowami mężczyzny. - Lepiej się nie przyzwyczajaj - powiedziała. Osobiście nie zgadzała się z powiedzeniem "troje to już tłok" i oczywiście nie miała nic przeciwko czarodziejce, ale sądziła, że po tym wszystkim Samuel skupi się wyłącznie na niej, zostawiając pozostałe dwie kobiety ich ekipy.
- Jakże mogłabym się nie zgodzić w tej sytuacji z Ruth - odpowiedziała Emerahl - Ciesz się póki możesz, bo wiecznie trwać nie będzie. I nie w każdej sytuacji.
-Przed nami długa podróż, więc tak przyjemne towarzystwo, jak wy... moje panie. Będzie dla mnie niewątpliwie częstym i przyjemnym urozmaiceniem godzin jazdy... i nie tylko.- odparł żartobliwie Lestre, w duchu chichocząc z wieloznaczności swych słów. Spojrzał na Ruth i spytał.- Dlaczego miałbym się nie przyzwyczajać. Czyżby było coś... o czym nie zostałem poinformowany?
- No co ty, dobrze jest. - odparła Ruth ze szczerym uśmiechem. - Co nie? - dodała po chwili spoglądając na Emerahl.
Emerahl wzruszyła ramionami w odpowiedzi na pytanie Ruth i dodała - Źle nie jest na pewno.
- W to nie wątpię.- uśmiechnął się Samuel i spojrzał w niebo dodając.- Piękna pogoda, otwarta przestrzeń i cudowne kobiety z którymi można... pogwarzyć. Czegóż chcieć więcej?- zakończył słowa retorycznym pytaniem i spojrzał przez chwilę na kamizelkę Ruth. Przez moment mogło się wydawać że ją rozbiera wzrokiem... po części była to prawda, po części zaś nie. Samuel wspomniał bowiem wczorajsze widoki i duże piersi Ruth unoszące się w szybkim oddechu.
- Miała bym tutaj kilka sugestii a propo twojego pytania, ale chyba zostawię je dla siebie - rzekła Emerahl uśmiechając się złośliwie - A przy okazji... jak się spało Ruth? Zastanawiałyśmy się z Lamią czy się na ciebie doczekamy, ale w końcu zgasiłyśmy światło i pokój, i poszłyśmy spać.
- O rzesz k*artofel! Laski się martwiły, a ja se z Samciem w najlepsze na sianku. - zaświtało jej w głowie - No lipa, że czekałyście. Sory, wezmę was powiadomię następnym razem. - powiedziała, po czym zdała sobie sprawę, że Samuel jest tuż obok - Jeśli będzie następny raz. - dodała. - Wiadomo, że będzie i to nie jeden, ale nie mogę wychodzić na... aż tak łatwą.. Wzięła oddech i postanowiła odpowiedzieć na zadane jej pytanie. - A spało się średnio, w łóżku to jednak zawsze lepiej, bo siano nie wpija ci się w tyłek. Ale noc mieliśmy udaną. - odpowiedziała w liczbie mnogiej, z uśmiechem na twarzy. Jej odczucia były dość jednoznaczne - chwila rozbawienia wywołanego obrazem Samuela całującego jej stopy. Zaraz potem, niezwykłe zadowolenie, zaspokojenie i co mogło zdawać się dziwne, poczucie bezpieczeństwa. A wszystko wspierane obrazami wczorajszego wieczoru: twarzy Samuela ze szczególnym uwzględnieniem jego ugryzionego lewego ucha, całujących ust i wpatrzonych w nią oczu, ale przewijały się także obrazy gwiazd i strzechy gdy odchylała głowę do tyłu, oraz beczki pełnnej wina, która musiała być już wymysłem dziewczyny. Potem Ruth pomyślała o Lamii - Ten nasz ogier do niej zarywał, to obroniłam cnoty naszej pani... no ten, nie bez przyjemności. Ale ja dalej będę jej bronić. W pocie czoła i te tamte. - na twarzy dziewczyny gościł błogi uśmiech. Umysł Ruth okazał się bardzo łatwy do odczytania.
Lestre zaśmiał się głośno słysząc te słowa. Przytaknięciem potwierdził jej słowa o łóżku... wszak nie tylko na spaniu spędzali czas. Gdy skończyła opowiadać nachylił się i szepnął do ucha Ruth.- Nie wiem jak Lamia, ale jestem pewien że Emea wiedziała co, mniej więcej, robimy. Wszak nie jest podlotkiem. I wie co się dzieje gdy chłopak i dziewczyna się znikają razem.
- Mhmm. - mruknęła tylko w odpowiedzi, gdyż nie chciała przerywać rozpoczętej konwersacji.
- A jak tam Wy? Wyspane? - zagadała myśląc nadal o Samuelu.
- Doskonale wyspana. Melia nie szczędziła mi kojących snów. Dzięki za troskę - odpowiedziała Emerahl z nieco skwaszoną miną jako że wciąż miała w głowie obrazy z myśli Ruth. Czym prędzej wycofała się z umysłu rudowłosej towarzyszki i nie miała zamiaru tam w najbliższym czasie zaglądać. Choć Emerahl nie stroniła od przyjemności tego świata to jednak do okazjonalnego seksu podchodziła z dużą dozą rezerwy... nikt kto znałby jej przeszłość nie mógł mieć jej tego za złe...
Ruth nie bardzo wiedziała jak odebrać odpowiedź koleżanki. Słowa układały się w znakomitą odpowiedź, ale mina czarodziejki niespecjalnie do tego pasowała. Zastanawiając się nad tym milczała przez dłuższą chwilę, pozwalając tym samym porozmawiać jadącym obok niej towarzyszom.
- Ależ ja jestem ciekaw twych sugestii, Emerahl. W końcu nie znam czarodziejek... w każdym razie nie znam zbyt wiele.- odparł w odpowiedzi Samuel uśmiechając się po czym dodał w myślach.- "A jeśli są to sugestie niezbyt przyzwoite, to możesz mi wprost do głowy powiedzieć. Raczej mnie nie zawstydzisz."
Pytanie czy czarodziejka usłyszała. Bądź co bądź, chyba nie była na ciągłym "podsłuchu".
- Mówił ci ktoś kiedyś, że ciekawość to najkrótsza droga w zaświaty? Zostawię je lepiej dla siebie - tam są bezpieczne.
- Nie wydajesz się specjalnie przestrzegać tej zasady.-wzruszył ramionami Lestre, a jego oczy nabrały silnie błękitnej barwy.Uśmiechnął się i dodał.- Nie żebym cię do czegoś zmuszał, to nie w moim stylu.
- Ups... chyba mnie masz - uśmiechnęła się szeroko, rozłożyła ręce w geście przyznania się do winy - Ale nikt nigdy mi nie mówił, że będę długo żyć.
- Nieważne jak długo się żyje Emeo. Bo na to wpływu nie mamy kiedy umrzemy. Ważne jak będziemy z danego czasu korzystać.- odparł filozoficznie Samuel, spojrzał na Ruth i dodał wesoło.- A ja i Ruth... żyjemy bardzo przyjemnie. Ty też tak możesz... Niekoniecznie jak ja, czy Ruth, ale warto dobrze przeżyć każdą godzinę.
- Przeżyłam już na tyle dużo tego typu 'przyjemności' że mam ich spory zapas na 'chude czasy'.
- Doprawdy? Czy mi się zdaje, czy nie zabrzmiało to bardzo przekonująco?- stwierdził bardziej niż spytał Samuel i wzruszył ramionami dodając.- Widać niewiele przyjemności, było w tych "przyjemnościach". Cóż, może i coś przeżyłaś, ale nie wydaje mi się by było to dla ciebie dobrym wspomnieniem. Dlatego też... odpuszczę indagowanie cię w tej sprawie.
Uśmiechnął się i rzekł- A teraz niestety, muszę opuścić drogie panie na jakiś czas.
- Dobrze zrobisz nie drażniąc smoczycy - odburknęła pół żartem, pół serio Emerahl.
Ruth nic nie powiedziała, tylko z uśmiechem na twarzy odprowadziła Samuela wzrokiem.

Kiedy Samuel zostawił dziewczyny same, Ruth postanowiła zagadać do Emerahl. Ciekawiło ją zdanie innej kobiety na pewne tematy, a teraz mogły rozmawiać znacznie swobodniej.
- A co myślisz o tym wszystkim? Wyprawie, i naszych chłopcach? - zagadała, nie chcąc mówić wprost, o którego chłopca pyta w pierwszej kolejności.
- Pytasz się o wszystkich chłopców czy o któregoś konkretnego - zapytała czarownica podążając wzrokiem ku jadącemu opodal Johara Samuelowi
Dziewczyna uśmiechnęła się udając niewiniątko. - O wszystkich, ale możemy zacząć ich obgadywać od Samuela. To będzie śmieszniej. - rzekła uśmiechnięta.
- Hmm... może to zabrzmieć śmiertelnie poważnie, ale mówiąc szczerze nie patrzyłam na nich jak na 'naszych chłopców' tylko jak na kogoś z kim mam bezpiecznie dostarczyć Lamię do Erengradu, jak na kogoś kogo być może będę musiała leczyć. Być może nawet z różnym powodzeniem. Ale... co mi tam... Samuel jest totalnym babiarzem. Nie trzeba być czarownicą żeby przejrzeć go na wskroś. Nie zdziwiłabym się gdybyśmy w przydrożnych karczmach spotykali jego 'byłe i porzucone'.
Ruth zastanowiła się nad słowami czarodziejki... Cóż, doświadczenie jakie Samuel zademonstrował tej nocy, musiało się skądś brać... Zresztą ona sama też wiedziała co nieco na temat karczemnych dziewek.
- Jestem pewna, że w razie czego można na niego liczyć. Jakby ktoś na nas napadł, albo coś ten tego. - powiedziała spokojnie. - Więc jesteś czarodziejką? Powiedz mi coś o czarach... o sobie. - zagadała natychmiast, uśmiechając się przyjaźnie do rozmówczyni.
Coś się Emerahl wydawało, że Samuel odwalił kawał dobrej roboty w nocy, bo Ruth była dziś w wyjątkowo dobrym humorze. A może to po prostu wczoraj miała gorszy dzień? Bądź co bądź Samuel z pewnością odwalił kawał dobrej roboty i Emea nie musiała tego przypuszczać - ona to już niestety widziała w umyśle swojej rozmówczyni.
- A no czarodziejką, czarownicą, wiedźmą, maginią, szamanką, kapłanką Melii... jak zwał tak zwał - uśmiechnęła się - Co mam o sobie mówić... ot historia jak każda inna tyle że los mi sprzyjał i okazało się, że jestem przewodnikiem dla magii. To chyba mój największy sukces, choć nie zawdzięczam go sobie. Co byś chciała wiedzieć o magii? Tylko uważaj... mogę o tym opowiadać godzinami!
- Yyy, to nie, trochę za dużo. Ja to tak ten, pomału. - powiedziała starając się jakoś dyplomatycznie wyjaśnić swój poziom pojmowania magii. - Powiedz mi proszę... co potrafisz uczynić magią? Możesz sprawić, aby... na przykład czyjąś twarz przyozdobiła pokaźna kolekcja pryszczy? - zapytała i spojrzała na rozmówczynię z niewyraźnym uśmiechem.
- Haha! Dobre pytanie! Hmm nie znam się co prawda na żadnych klątwach, więc to chyba nie tędy droga, ale odkąd pryszcze na twarzy mają trochę wspólnego z ludzkim ciałem to myślę, że gdyby się postarać to dałoby się to zrobić. Czyżbyś planowała na kimś zemstę? - odpowiedziała Emerahl na pytanie Ruth - Sporo rzeczy potrafię zrobić za pomocą magii można by mnie chyba nazwać telekinetką, ale całkiem nieźle czuję się w leczeniu i magii ochronnej. A ty? czym ty się zajmujesz w 'normalnym', codziennym życiu?
- Z tą zemstą to przesada... no, jest taki jeden oszust, ale jemu pryszcze by nie przeszkadzały... ale wiesz, jak się zastanowię to jest jeszcze taka jedna karczmareczka. Ale to oba musiałabym już sama załatwić. A to są czary, czy może jakaś mikstura? - zagadała z nadzieją, gdyż z tego drugiego mogłaby skorzystać.
-Można zrobić i jedno i drugie - odparła enigmatycznie czarownica uśmiechając się przebiegle.
- Nie wiem co to znaczy telekinetka, ale brzmi... magicznie. - rzekła i zaśmiała się. - Co do mnie... no ja to tak trochę jak Samciu powiedział, aby do wiosny. Trochę "pożyczania" bez wiedzy właścicieli, trochę hazardu, no i kilka razy się zdarzało, że rycerz z którym spędziłam noc, budził się rano, bezemnie u boku i bez sakiewki w tobołkach. - Ruth mówiła spokojnie i nieco przyciszonym głosem. - Ale ostatnio robię dla Erwina i wychodzę na tym całkiem nieźle. - zakończyła.
- Nie mogę powiedzieć, żebym pochwalała to co robiłaś... sama raz sakiewkę straciłam, więc wiem co to znaczy... Erwin to dobry chłop - dobrze na tym wyjdziesz pracując dla niego zamiast okradać okazjonalnych głupków. Co do określenia 'telekinetka' - myślę, że będziesz miała okazję zobaczyć. Mogę ci pokazać w wolnej chwili.
- Wiesz. Mnie też nie raz okradli, oszukali i wykorzystali. Więc wiem coś o tym i ten... No, co innego zabrać komuś wszystkie pieniądze, a co innego drapnąć sakiewkę szlachcica, który nawet nie zauważy braku jej zawartości. - wytłumaczyła się dziewczyna. Istotnie uznała, że niespecjalnie się zaprezentowała. - O fajnie. Chętnie zobaczę. - odpowiedziała na wzmiankę o magii. Zaintrygowana przyglądała się rozmówczyni - chętnie zobaczy czym jest wspomniana dziedzina magii.
Emerahl popatrzyła po Ruth i dostrzegłszy w jej oczach oczekiwanie zapytała:
- Teraz? No mogę jeśli chcesz, ale bardziej spektakularnie będzie w czasie jakiejś przerwy w jeździe. To dopiero będzie popis!
- Aha, no dobra. Poczekam. - odparła Ruth i choć zrzerała ją teraz ciekawość, potrafiła się wstrzymać.
Dziewczyny pogadały sobie jeszcze trochę, o wszystkim i o niczym - ot damskie sprawy... Tak naprawdę chodziło o nawiązanie więzi, wszak przez dłuższy czas będą podróżować razem i choćby z uwagi na to, warto się było dogadać. W pewnym jednak momencie Ruth oznajmiła:
- Ej sorka, wiesz muszę se pogadać z szefem, bo mnie się coś przypomniało.
- Nie ma sprawy - odparła Emerahl - Owocnych dyskusji. O czymkolwiek by nie były
Ruth jeszcze tylko pożegnała się szczerym uśmiechem.

Złodziejka zwolniła nieco i już po chwili zrównała się z przywódcą ich wyprawy. Po tym co zarządził on rano, dziewczyna postanowiła z nim porozmawiać.
- Cześć Irialu. - zaczęła z uśmiechem. - Mogę o coś spytać? Bo ja myślała, że koszty pokrywa Erwin, a ty kazałeś Samuelowi za wszystko zapłacić. - powiedziała, a niewypowiedziane pytanie, które najwidoczniej pozostało w domyśle, musiało brzmieć "dlaczego?".
- Jakby to ująć w skrócie - odparł Irial. - Po prostu umowa nie obejmuje wakacji, urlopów i innych tego typu dni wolnych.
Kruk, który miast rozkoszować się lotem po bezchmurnym niebie siedział na ramieniu Iriala, spojrzał na Ruth. Otworzył dziób, ale tym razem zamiast słów wydobyło się z niego jedynie najzwyklejsze 'Krrra'.
Dziewczyna przyglądała mu się przez chwilę z lekko otwartymi ustami. Starała się zrozumiec odpowiedź mężczyzny. - Ale myśmy nie ten... no, chyba nie. Poczekaj, bo ja nie kumam. - powiedziała, nieco zaniepokojona. - Że niby dlatego, że poszliśmy sobie poswawolić na sianko? Ale widziałeś jak Samuel do niej zarywał, to ja tylko ten, trzymałam go z daleka od Panienki. - powiedziała, wypowiadając ostatnie słowo z pełnym wyrazu szacunkiem. Szybko doszła do wniosku, że po tym co powiedziała, jej Samuel źle wypada, więc musiała sprostować wypowiedź. - No i żeśmy oboje doszli do wniosku, że lepiej będzie zająć się sobą i Panienki nie wciągać w tą całą... grę Larii. - powiedziała, nie mając pojęcia skąd dysponuje tak mądrym zasobem słów. Posłała Irialowi lekki uśmiech, mając nadzieję, że On to zrozumie.
- Widać nie zrozumiałem odpowiednio wcześnie twych szczytnych zamiarów, ale po prostu firma nie płaci za prywatne kolacyjki, wybierane indywidualnie apartamenty i inne tego typu rzeczy nie wchodzące w skład usług podstawowych - odparł Irial z poważną, jak zawsze, miną. - Dziękuję natomiast za ostrzeżenie. Nie sądziłem, że Samuel gustuje w takich małoletnich panienkach - kontynuował równie poważnie. - Będę o tym pamiętać i będę go mieć stale na oku. W razie konieczności trzeba się go będzie pozbyć. Niestety - dodał z żalem.
Ruth nie sądziła, że może tak napsocić, przychodząc do szefa ze swoim zażaleniem. - Nie, nie trzeba, nie musisz. - zaczęła szybko zaprzeczać postanowieniom Iriala, nawet jeśli były tylko wstępnymi rozważaniami. - Ja go będę miała na oku. A teraz to ten, to On zostanie przy mnie. I nawet jeśli wcześniej w głowie miał inne babki, to teraz skupi się na mnie... No i po części o to mi chodziło. - powiedziała z uśmiechem. Całe relacje w jakie weszła z Samuelem bardzo jej się podobały i nie zamierzała ich kończyć. - Naprawdę nie będziesz musiał się nim przejmować. A nawet przeciwnie, jestem pewna, że zawsze będziesz mógł na niego liczyć. - dodała pewnym siebie głosem i posłała Irialowi delikatny uśmiech.
- Z pewnością zabrzmi to w sposób niemiły i niesympatyczny, ale nie chciałbym, by Samuel skupił swoją uwagę na tobie - powiedział Irial. - Gdy komuś w głowie spódniczka, to przestaje myśleć o swoich obowiązkach. Prywatnie nie mam nic przeciwko damsko-męskim związkom, ale jako pracodawca... Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz - mówił dalej. - Ani twojej, ani jego głowy nie powinno zaprzątać nic, poza obowiązkami. Jeśli w kluczowej chwili Samuel zacznie się rozglądać za tobą by sprawdzić, czy tobie nic nie grozi, to równocześnie straci z oczu najważniejszy cel. Nie mam osobiście nic przeciwko tobie, ale gdybym miał wybierać - Lamia czy ty - decyzja byłaby jedna. Jaką mam pewność, że w przypadku Samuela będzie tak samo?
- Ja rozumiem o co Ci chodzi. - powiedziała Ruth po dłuższej chwili zastanowienia. - Jeśli chcesz to rozwiążę twoje obawy i zamienię z nim dwa słowa na ten temat. Bo ten, ja tego do końca nie rozumie, ale Erwine zawsze mi powtarzał, że nie muszę się bać żadnego zranienia. To ja to teraz powiem jemu i bedzie kisiel. - powiedziała z lekkim uśmiechem, kończąc przemowę jednym z nieznanych Irialowi młodzieżowych slangów.
- Uszczęśliwiasz mnie i zdejmujesz z serca całą obawę - odparł Irial. Zastanawiając się jednocześnie, czy Ruth kpi sobie, czy o drogę pyta. - Jestem pewien, że ci się to uda... Ale byłbym również wdzięczny, gdybyście nie znikali na całe noce. Nie na tym polega wasza praca. Podobno.
Ruth spojrzała na rozmówcę i zaraz potem do niej dotarło. - Aaa jasne, przecież ten, w nocy coś może się panience stać, ktoś nas napadnie. No popatrz, nie pomyślałam o tym wczoraj. Dobra, będziemy uważać. Fajnie, że sobie pogadaliśmy, bo ja bym nie wiedziała, że źle robimy i byśmy dalej tak robili... Wszystko uznaj za załatwione. - powiedziała i zaczęła powoli zmieniać tempo jazdy, aby podjechać do Samuela.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 24-04-2010 o 00:27.
Mekow jest offline  
Stary 24-04-2010, 17:20   #64
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po krótkim przekomarzaniu z paniami, Lestre zwolnił by porozmawiać z Joharem. Przyczyny tej rozmowy były różne. W przeciwieństwie do Iriala, nie widział zagrożeniu w rozmowach z ludźmi, nieuniknionej rzeczy jeśli się podróżuje. Kupiec był zresztą najpewniejszym źródłem informacji. O wiele lepszym niż ktokolwiek inny. Poza tym i tak dopóki nie miną Eslov, będą się zapewne na niego natykać, więc dobrze było gdyby Johar był do „pielgrzymki” pozytywnie nastawiony.
Johar okazał się być chętnym do rozmowy... Co akurat nie dziwiło Samuela. Droga się dłużyła niemiłosiernie, więc każdy sposób uniknięcia nudy był na wagę złota.
Samuel zaczął rozmowę od spytania, jak często bywał w Eslov. I zgodnie z przewidywaniami kuriera, kupiec bywał częstym gościem w tym mieście. Kilka razy do roku, mniej więc raz 1,5 miesiąca udaje się tam, by sprzedać przywiezione towary. Johar, jak się pochwalił, handluje nie tylko zbożem , ale i tkaninami i wyrobami rzemieślniczymi, a także innymi tego typu towarami.
Samul zapytał więc o to co Johar sądzi o tym mieście. Odpowiedź, była do przewidzenia.
- Miasto samo w sobie jest całkiem ładne, nawet czyste. Ludzie też dosyć sympatyczni. Jedyny mankament to te gnidy z Rady Miejskiej. Parę razy miałem z nimi do czynienia i nie wspominam mile tych... spotkań.-odparł kupiec, co akurat nie zdziwiło Samuela. Podróżujący kupcy zwykle nie przepadają za władzami miejskimi i zwykle chodzi w tym przypadku o pieniądze. Niemniej Samuel zaczął drążyć ten temat.
I Johar opowiedział o radzie miejskiej. Jak stwierdził kupiec.- W mieście rządzi burmistrz Neamhain na spółkę z gildiami kupieckimi . Trzymają swoje łapska na szlaku z Delin za Góry Czarne i mają z tego niezłe pieniądze. Wiadomo… wszystkie towary z Aibne i okolicznych kopalni, a także kruszce z Gór Śnieżnych idąc do Delin przechodzą właśnie przez Eslov. Myta, cła, kupa kasy. Tym bardziej, że żadnej alternatywnej drogi z północy na południe nie ma, tylko Szlakiem Czarnego Ognia. Oczywiście dałoby się transportować na około, ale opłacenie cła, nawet wysokiego i tak wychodzi dużo taniej. A Radcy Miejscy doskonale o tym wiedzą.
Samuel oczywiście oburzył się na ten wyzysk ciężko pracujących kupców i zmienił temat, co by Johar nie uznał go za zbyt wścibskiego. Rozwodził się nad urokami rodzinnego miasta Johara, po czym spytał go o najnowsze wieści z Gromhiolli, w której wszak był dawno temu. Co też kupiec chętnie uczynił, wspominając o tym, że rada miejska wykłóca się z magami o jakiś budynek. Rada mówi, że jedynie wydzierżawiła budynek uniwersytetowi magicznemu, a uniwersytet twierdzi, że go kupił. Ale podatku gruntowego za niego płacić nie chce. No i tak się przed sądem przepychają. Johar ostatecznie komentuje „jeden wielki burdel na kółkach”. Poza tym w Gormghiolli po staremu. Hadel kwitnie, miasto się bogaci. Samuel nieco kojarzył sytuację, wszak nie minęło aż tak wiele czasu, odkąd opuścił rodzinne strony. O ile dobrze pamiętał, chodziło o jakiś pałacyk w centrum miasta. Jednak nie wychylił się z tą wiedzą. Zamiast tego zaśmiał się i dodał.- Toteż u was teraz prawnicy nieźle się obłowią na tym wodzeniu się za łby magów z radą.
Po chwili rozmowa powróciła na tory związane z Eslov. Jak każdy pątnik, Samuel musiał być ciekawski. Zapytał więc o miejsca warte ujrzenia w tym mieście.
I Johar także w tym był pomocny. Według niego, w samym Eslov warte zobaczenia są przede wszystkim świątynie. Jest tam Panteon i jako druga duża świątynia Staphii i Donara. W tej ostatniej na jednej ze ścian jest wspaniały, wielki fresk. Naprawdę warty zobaczenia. Zresztą jak i cały kompleks świątynny. Od kilkudziesięciu lat budowana jest też świątynia Petra. Na ukończenie jej przyjdzie poczekać pewnie jeszcze drugie tyle.
Kolejne pytanie Samuela dotyczyło karczm i na nie też miał Johar ciekawą odpowiedź.
- W Eslov jest sporo karczm. Ale jedna jest szczególnie warta odwiedzenia. W miarę tania i naprawdę dobra : karczma pod Złotym Kogutem. Ja planuje się zatrzymać właśnie tam. - po czym dodał ściszając głos i wymownie patrząc na Saumela.-Oprócz tego w mieście jest kilka miejsc, gdzie można spędzić czas w miłym towarzystwie
Lestre spytał równie cicho.-To znaczy.
W Eslov jest burdel, całkiem porządny jak na tego rodzaju przybytki. O nazwie „Pod rozpiętym gorsetem”. Tamtejsze dziewczęta są wyjątkowo urodziwe.-odparł cicho Johar, zaś samuel rzekł.- Nie wypada na pielgrzymce będąc, takie miejsce odwiedzać.- po czym mrugnął okiem i dodał.- Chociaż... Po zmroku wszystkie koty są czarne, wszelkie karczmy podobne do siebie. Łatwo się pomylić, nieprawdaż?
Odpowiedzią Johara był wybuch śmiechu.
Rozmowa o zamtuzie jakoś paradoksalnie spowodowała, że dalsze pogaduszki zeszły na tematy rodzinne. Johar okazał się być żonatym ( skąd więc wiedział o urokach przybytków płatnej miłości w Eslov? Samuel wolał nie dociekać). Miał zresztą nie tylko żonę, ale i liczne potomstwo: pięciu synów i trzy córki. Najstarszy ma również Johar a imię i jest zastępcą kupca w rodzinnej spółce. Dalej są Divan, Malvin, Ryksa, Femma, Saran, Ultan i Ida. Najmłodsza, Ida, jest rówieśniczką Lamii.
Samuel co prawda, znał jedną Ryksę w Gromhiolli i...cóż... znał ją dogłębnie. Wolał jednak ten fakt przemilczeć. By się nie okazało, że jego Ryksa jest Joharową córą.
Aby uniknąć opowiadania o swojej rodzinę, Samuel zręcznie przeniósł temat swe relacje z Ruth, twierdząc że poznali się po drodze i bardzo sobie przypadli do gustu. Pod niebiosa wychwalał jej uśmiech, poczucie humoru, miłe usposobienie, łagodność i delikatność. Dwuznacznie wspomniał o pomysłowości dziewczyny i wigorze. Oraz swoich planach wobec niej...że być może z tej pielgrzymki wróci z żoną.
W rzeczywistości plany Samuela wobec Ruth, cóż... Miał kilka pomysłów przyszłość, ale ożenek nie był jednym z nich. Przynajmniej na razie... Niemniej, zgrywanie zakochanego młodzika, było dobrą przykrywką.
Johar przytakiwał, ale widać było po twarzy, że chyba niekoniecznie się z Samuelem zgadzał. Na wspomnienie o ożenku stwierdził.- Różne to bogowie płatają figle biednym ludziom. Taka na przykład pani Emerahl – wygląda na porządną kobietę, taką inteligentną i do tego nawet ładną, a jednak córeczka jej zachorowała. Ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Ta to jest na pewno idealną żoną i matką.
Jego wypowiedź nie dziwiła Lestre. Rudowłosa złodziejka była kiepskim materiałem na żonę w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. On też zdawał sobie z tego sprawę.
Natomiast sam odrzekł Joharowi, tonem zakochanego idioty.- Nikt nie rodzi mistrzem, wszystkiego trzeba się nauczyć. Wierzę, że Ruth z czasem stanie się żoną i matką równie wspaniałą co Emerahl.-
Kupiec jednak tych słów nie skomentował, wiedząc że czasami miłość bywa nie tylko ślepa, ale i głucha... zwłaszcza na argumenty rozsądku.
Zmienili więc temat.
Samuel zapytał o kupców wartych polecenia, więc Johar takiego polecił jednego z nich słowami.- Zależy jaka branża cię interesuje. Ale jeśli na przykład o jakieś kwestie podróżne chodzi to najlepszy z pewnością jest Vargo Clegane. Ma swoją siedzibę niedaleko rynku, więc nie powinno być go trudno znaleźć, gdybyście czegoś potrzebowali.
Opowiedział też o drodze do Eslov.- Za Rhon przed dobre 2 dni drogi nie ma żadnych karczm. Co najwyżej w wioskach, ale to poza szlakiem, zresztą to często bardziej mordownie niż porządne karczmy. Dopiero w połowie drogi za Rhon jest pierwsza karczma, wypadło mu z głowy jak się ona nazywa, no i ostatniej nocy przed Eslov też jest jedna, podajże „ u Sędziwora”. Całkiem przyjemna i nawet niedroga, jak na te okolicę.
Dalszą wymianę informacji, przerwało zbliżanie się Ruth, wyraźnie zmierzającej do Samuel. Kurier więc pożegnał Johara i w kieunku dziewczyny, zaciekawiony sprawami, o jakich zapewne chciała rozmawiać.

Nie tracąc czasu Ruth podjechała bliżej do swojego Samuela. Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i uwodzicielsko.
- Mam sprawę. Bo widzisz, szef obawiał się, że w razie draki mógłbyś pilnować mojego tyłka, zamiast tyłka Lamii... - zaczęła, ale zamiast dokończyć, spojrzała na niego badawczo i dodała - Myślisz, że to słusznie tak uważał ?
-Znaczy, że co?- zdziwił się Samuel spoglądając na Iriala. Spojrzał na Lamię, po czym na Iriala, następnie dodał.- I tak poświęcam Lamii więcej uwagi, niż Irial i reszta męskiej ekipy. Można by pomyśleć, że z niej jakaś znajda, a nie najmłodsza członkini pielgrzymki.
Podrapał się po podbródku zastanawiając.- Draka... to szerokie pojęcie, moja droga. Mogłabyś sprecyzować sytuację?
- Spokojnie misiu. No tak, gdyby ktoś na nas napadł, jakieś zbóje albo coś. Szefu się po prostu martwi za wszasu. Ale wiesz, ja nie chciałabym abyś popełnił błąd i się mną przejmował. Panienka Lamia jest dla nas ważniejsza. A, i Erwine mi powiedział, że mogę się o siebie nie martwić, bo jak coś ten, to najwyżej poboli i przestanie. A ja mu ufam. - powiedziała Ruth, a przez całą przemowę miała spokojny głos i uśmiechała się przyjemnie do Samuela.
-Jeśli dzielny wódz Irial chce nas poświęcać w zamian za bezpieczeństwo Lamii, to za mało mi płaci. Nie zamierzam zostawiać towarzyszy na pastwę wrogów. Ale i Lamii ukrzywdzić nie dam.- odparł Samuel.
- Nie o to chodzi. Chodzi o rozkojarzenie. Nie pozwól się trafić, czy trafić Lamii, tylko dlatego, że będziesz chciał się dowiedzieć, czy ja daję sobie radę. Nie skupiaj się na mnie. - powiedziała i szybko dodała - Nie podczas walki, a tylko jak jesteśmy we dwoje. - uśmiechnęła się do rozmówcy.
O mnie się nie martw. Mam parę tricków w zapasie. Tricków, o których nikt nie wie.- rzekł tajemniczo Lestre, nachylił się do Ruth i dodał cicho.- Nawet Emerahl, mimo że czyta w głowie. Ludzie są leniwi Ruth, szybko sądzą innych pozorach. Więc łatwo ukryć coś, przykuwając ich uwagę do czegoś innego.
Dziewczyna pokręciła energicznie głową. Zaczekaj. - powiedziała. Chciała przyswoić o co usłyszała, ale zdanie było długie i ewidentnie... za mądre, jak dla niej. W końcu postanowiła to pominąć, może kiedyś do tego wrócą. Dobra, to umówmy się, że w razie ataku, ja nie martwię się o Ciebie, a Ty o mnie. Bo oboje wiemy, że damy sobie radę. Zgoda? - powiedziała i posłała Samuelowi badawcze spojrzenie.
Zgoda.- odparł Samuel, nie do końca szczerze. Nie należał do osób, które pozostawiają towarzyszy w opałach. I nie chodziło tu konkretnie o Ruth. Bo i innych osób, też nie zamierzał opuszczać w potrzebie.
Ruth uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Wiedziała, że uda jej się go przekonać i miała nadzieję, że w razie czego Samuel postąpi tak, jak własnie obiecał.
- Aha i jeszcze jedno. Nie powinniśmy znikać na całą noc, bo mamy bronić panienki, a nam to średnio wyjdzie jeśli nie będzie nas na miejscu. - Ruth mówiła spokojnie, ze szczerym uśmiechem na ustach. - Jakby coś ten... no wiesz, - wywróciła do góry oczami, rumieniąc się leciutko - to pobaraszkujemy sobie troszkę, a potem wrócimy do pozostałych. Tak, żeby tylko nie znikać na całą noc. - zakończyła i zachichotała zaabsorbowana samą wizją.
Samuel zbliżył się do Ruth, nachylił nieco i jego usta dotknęły jej ucha, gdy szeptał.- A więc miałabyś ochotę na baraszkowanie na trzeźwo? Wiesz... chciałem to usłyszeć z twych ustek. Bowiem wolałbym nie martwić się tym, że to była tylko wpadka po pijaku. Wierzyć, że naprawdę ci się podobam.
Po tych słowach przejechał językiem po płatku usznym dziewczyny i odsunąwszy się spytal.- O czym tak rozmawiałaś z Emeą?
Dziewczyna zachichotała, gdy mężczyzna polizał ją po uchu. Był to dla niej swego rodzaju znak, gdyż Ona podczas ich zabaw gryzła i lizała go właśnie w ucho. Wspomnienia ostatniej nocy podziałały na nią pobudzająco. - Po alkoholu zawsze lepiej. Sama nie wiem, jakoś tak... wygodniej. Tak się przyzwyczaiłam. Ja zresztą lubię się napić, zawsze to pomaga zapomnieć o pewnych rzeczach, wyluzować się. - westchnęła. - A z Emeą, gadałyśmy o damskich sprawach. - wyjaśniła, po czym, ze szczerym uśmiechem na twarzy dodała: - Nie martw się o damskie plotki, gdybym coś mówiła o Tobie, to były by to raczej komplementy.
- Damskie sprawy...tak?- uśmiechnął się ciepło Samuel, po czym dodał.- Och, nie musisz bronić tak Emei. Jestem pewien, że nie przypadłem jej tak do gustu, jak tobie.-Podrapał się za uchem dodając.- A może miała dziś gorszy dzień ? Nieważne zresztą.
Spojrzał na Ruth wodząc lubieżnie oczami od zgrabnych nóg, przez pośladki, na dekolt i twarzyczkę. Wzrok jego zetknął się ze spojrzeniem rudowłosej złodziejki, gdy mówił.- Nie mam nic przeciw alkoholowi, Ruth, to rzeczywiście nadaje pikanterii zabawom. Ale i bez gorzałki może być przyjemnie...czasem. A swoją drogą, co planujesz robić, po tej misji?
Dziewczyna uśmiechała się widząc jak Samuel obcina ją wzrokiem zdradzającym pożądanie. Słuchała tego co mówił, a gdy skończył zaśmiała się głośno. Planować? Ja? - powiedziała. Najwidoczniej takie stwierdzenie było dla niej conajmniej dziwne. - To jeszcze masa czasu. Ale tak jak wcześniej powiedziałam, myslę, że mogłabym spróbować tego kurie... no tego co Ty robisz. - odpowiedziała. Istotnie była gotowa spędzić z Samuelem nieco więcej czasu niż wynikało by to z ich zadania.
- A co do gorzałki, to ona wyzwala. Po pijaku robi się różne fajne rzeczy i zawsze jest wesoło. Jak bedziemy sami, o opowiem Ci kilka śmiesznych historyjek. - dodała ze szczerym uśmiechem.
-Tylko opowiesz?- rzekł żartobliwym tonem, po czym zbliżył ponownie Burzę do wierzchowca Ruth, by szepnąć jej na ucho.- Mam wrażenie, że jak będziemy sami to takie historyjki stworzymy, jeśli nie śmieszne...to na pewno pikantne.
Po tych słowach cmoknął Ruth w ucho.
Dziewczyna zachichotała. - Zapewne jedno i drugie. - odpowiedziała rozbawiona. - Zobaczysz. Jak zacznę opowiadać, zaraz nam się kilka pomysłów pojawi, tak a propo. - dodała wielce rozbawiona.
-W to nie wątpię... a tymczasem, poopowiadam ci o urokach podróży, by zabić nieco czasu.- i Samuel zaczął cicho opowiadać dziewczynie, o miastach w których bywał i miejscach które widział.
Ruth słuchała go uważnie i choć w opowieściach, które ona miała mu do zaserwowania znajdowało się więcej szaleńczych przygód, to i jego historie nie były dla niej nudne. Osobiście też bardzo dużo podróżowała, ale wiele z opisanych przez Samuela miejsc było dla niej nowych, ciekawych i wartych obejrzenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-04-2010 o 19:29.
abishai jest offline  
Stary 25-08-2010, 22:20   #65
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
W wyniku błędu podczas przenosin forum kilka postów wcześniej obecnych w tym miejscu przepadło.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 25-08-2010, 22:28   #66
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozmowa z dwójką dziewczyn podczas postoju, była przyjemna i relaksująca. Co prawda pierwotnie Samuel postanowił zabawić Lamię rozmową. Ale Irial pierwszy przycupnął przy Lamii chcąc z nią porozmawiać, więc Lestre uznał za niestosowne by się w to mieszać. I zamiast tego zajął rozmową Emeę i Ruth.
Rozmowa ta utwierdziła Samuela w jednym. Emerahl, cokolwiek by o sobie nie twierdziła i o swej przeszłości, to teraz zachowywała się jak stateczna matrona. Nie był pewien, czy zdawała sobie sprawę z tego czy nie. To było jednak trochę zniechęcało do Samuela do uwodzenia „na serio” czarownicy. Stateczne matrony są ... nudne i zwykle skórka nie jest warta wyprawki. Więc Lestre musiał przed sobą przyznać, że i specjalnie nie zależało mu na zaciągnięciu Emei do łóżka. Bo i po co? Skoro w wyprawie uczestniczyła Ruth, z którą niezwykle dobrze się dogadywał.
Jednak, podobnie jak w przypadku Lamii, kurier flirtował z Emerahl niemal odruchowo. Za bardzo mu to weszło w krew. Za bardzo stało się częścią jego natury... za często flirt bywał przydatny.
Samuel jednym okiem obserwował całą tą sytuację związaną z Lamią i jej nowym wybrankiem. To było całkiem miłe, że znalazła sobie kogoś z kim mogłaby porozmawiać i pośmiać.
Gorzej, że chłopak był typowym podrywaczem. I znał sposoby, by nakłonić dziewczęta do różnych rzeczy. Lamia uważała się za sprytną i mądrą, ale nie miała doświadczenia z takimi typkami. Samuel bynajmniej jej w zdobyciu doświadczenia nie pomógł, bo nie flirtował z nią na poważnie. Lamia się musi jeszcze wiele nauczyć o mężczyznach... ale nie na tej podróży.
Póki co jednak nie było sensu interweniować, a o cnotę Lamii, najlepiej zadbają Servin i Theron... czujni, zwarci i gotowi.
Posiłek był kolejnym dowodem na przydatność podróżowania z Joharem. A i Irial pewnie zdołał już pojąć, że nadmierny pośpiech wcale nie ułatwia szybszego dotarcia do celu.
A potem wyruszyli dalej, a Samuel skorzystał z okazji by ponownie porozmawiać z Joharem.
Przede wszystkim spytał o miasto do którego się zbliżali i o opinię Johara na ten temat.
I oczywiście gadatliwy Johara miał swoją opinię, a jakże. - Rhon to miasto jak każde inne, nic szczególnego. Choć w sumie widziałem już w swoim życiu gorsze mieściny, bardziej niebezpieczne znaczy się, więc nie ma co narzekać. A Rhon leży blisko Delin, więc tamtejsze władze spokojnie sięgają tutaj swoimi łapskami, czyli w mieście panuje porządek i jest bezpiecznie.
- To pewnie znasz karczmy warte zatrzymana się w tym spokojnym mieście?- zagadnął Samuel. - W Rhon zawsze zatrzymuję się w tej samej karczmie – pod Ratuszem. Chociaż w centrum miasta to jest dosyć tania. W innych karczmach nigdy się nie zatrzymywałem się i jakoś nie widzę powodu by zmieniać przyzwyczajenia. Jak to mówią, stare wypróbowane metody są najlepsze.- tym powiedzeniem kupiec zakończył wypowiedź. - A są miejsca warte zobaczenia, lub w których można się zabawić przednio?- spytał Lestre po chwili milczenia. A otrzymał od Johara odpowiedź zadowalającą. - Miejsc wartych zobaczenia w Rhon nie ma zbyt wiele, to nie jest duże miasto, żadnych większych atrakcji. Jeśli już coś się dzieje, to na placu targowym. Czasami do miasta zjeżdżają wędrowne trupy akrobatów, objazdowe teatry, lub inni kuglarze i wtedy można pooglądać ich występy. Poza tym cicho i spokojnie, nudno znaczy się.
Samuel przesunął dłonią po grzebie wierzchowca. Od czasu postoju Burza szła nierówno, coś było nie tak... Prawdopodobnie kłopoty z podkową. Kurier spojrzał na Johara i spytał.- A znacie dobrych kowali w Rhon?
Nad tym pytaniem Johar zamyślił się na chwile, zanim rzekł. -W mieście jest kilku całkiem dobrych. Jeden to bodajże Diwan, drugi Gael. Nie pamiętam gdzie dokładnie są ich kuźnie. Ale jak popytasz miejscowych, to ci wskażą.
Kolejne pytanie Samuela dotyczyło czegoś innego. Spytał miejscowy specjał, którego jak się okazało, Rhon nie posiada. Wedle Johara potrawy są tam takie jak wszędzie, żadnych frykasów. Ale czasami na targowisku swoje produkty wystawia taki jeden chłop, Miron mu chyba na imię. Jego produkty kupiec wychwalał pod niebiosa. „ Jakie on robi kaszanki, a jakie kiełbasy… z czosnkiem, dobrze przyprawione, aromatyczne.” Ma jakąś specjalną recepturę wędzenia, bo Johar nigdzie indziej nie spotkał takiego aromatu.
I rozmowa zeszła na różne rodzaje potraw charakterystyczne dla rodzinnych stron Johara, wychwalanie ich wad i zalet...Czymś trzeba było zabić czas, a i uniknąć podejrzenia o nadmierne wścibstwo.
Tuż przed miastem Samuel zrównał się z Irialem. I nie bawiąc się w uprzejmości, przeszedł od razu do rzeczy.- Johar zatrzyma się w karczmie pod Ratuszem. Innych dobrych karczm w Rhon nie zna. Jeśli chcesz się mu urwać, to akurat masz okazję.
Irial skinął głową dość obojętnie. - Jak na razie nie stało się nic takiego, by trzeba mu się, jak to obrazowo określiłeś, urywać. Nie mówiąc o tym, że to akurat wyglądałoby dziwnie - najpierw powiedzieć 'jedziemy razem', a potem zniknąć bez pożegnania. -Jeśli wybierzesz inną karczmę niż Johar, to pożegnanie wyjdzie bardzo naturalnie.- odparł Samuel i wzruszając ramionami stwierdził.- Ja ci zaś nie proponuję ucieczki od jego towarzystwa, tylko wskazuję na taką możliwość. Osobiście też jestem za tym, by skorzystać z jego znajomości tutejszych szlaków.
- Nie mam nic przeciwko temu, byś korzystał z jego wiedzy -
odparł Irial. - Poza tym aż tak nas nie spowalnia. Nie mówiąc już o tym, ze pewnie nieraz będziemy podróżować w czyimś towarzystwie i troszkę treningu dobrze wszystkim zrobi.
Samuel uśmiechnął kwaśno. Nie widział powodu dla którego Irial miałby mu się tłumaczyć z podjętej decyzji. Skoro już jasno dał do zrozumienia, że on tu rządzi, to jaki to miało sens?
Nie ma miejsca na krytykę i dyskusję w hierarchii „wodzowskiej”.
Samuel spojrzał do tyłu na radzącą sobie coraz lepiej, a mimo to nadal słabo jeżdżącej Emerahl i dodał zmieniając temat.- Raczej ciężko by nas było jeszcze bardziej spowolnić. Przydałoby się jej parę lekcji jazdy konnej.
- Jak na kogoś, kto pierwszy raz w życiu wsiadł na konia, to idzie jej całkiem nieźle... Ale masz rację. Parę wskazówek by się jej przydało. Chcesz się tym zająć, czy też uważasz, że to idealne zajęcie dla mnie?
- Miałem stadninę, znam się nieco na koniach.-
odparł Lestre, spojrzał na Iriala dodając ironicznie.- A ty masz chyba kogoś innego pilnować.
Po czym klepnął pieszczotliwie swojego wierzchowca w szyję.- A skoro przy koniach jesteśmy, w Rhon się od was odłączę. Burza stąpa nierówno i trzeba będzie sprawdzić jej kopyta u kowala. Może się któryś hufnal obluzował, albo coś w tym rodzaju.
- Ty też masz pilnować kogoś innego
- odparł Irial. - A ponieważ pod waszymi czujnymi spojrzeniami nic tej osobie nie grozi, zatem nie muszę nie spuszczać jej z oka – dodał na pozór poważnie. - To coś poważnego? - spytał, wskazując na Burzę. - W takim razie im szybciej, tym lepiej. Szkoda by było, gdyby sobie coś zrobiła...
-Na razie nie, a Burza to wytrzymalsze zwierzę, niż tutejsze konie. Może nie tak szybka na krótkich dystansach.-
rzekł Lestre uśmiechając się do wierzchowca. Następnie rzekł.-Tak czy siak... z kulejącym koniem byłbym was spowalniał jeszcze bardziej niż Emea. Jak załatwię sprawę z kowalem, poszukam was w centrum miasta, bo tam właśnie jest karczma do której się kieruje Johar. Ceny tam ponoć dość niskie, jak na przybytek tej klasy.
- Nie powiem 'cena nie gra roli' -
odparł Irial. - Mam jednak nadzieję, że po miękkich łożach w gospodach nikt nie będzie zbytnio kręcić nosem na spanie pod gołym niebem.
- Johar zna tę trasę od lat, na pewno wybrał taki przybytek by nie przepłacać i by było mu wygodnie.-
wzruszył ramionami Lestre.- Nie wygląda na cierpiętnika, prawda?
Irial spojrzał na Johara, zajętego w tej chwili prowadzenie wozu, a potem powiedział: - Wygląda na człowieka, który umie dbać i o interesy, i o wygodę. Wie co robi i nieźle sobie żyje.
- Właśnie. Więc wybrał karczmę która spełnia jego oczekiwania za rozsądną cenę.-
potwierdził Samuel, po czym dodał.- Ostatecznie, jeśli wybór Johara nie będzie ci pasował, są jeszcze inne karczmy w Rhon.
- Co może biednemu pielgrzymowi nie pasować w wyborze karczmy...
- odparł Irial z powagą w głosie. - Ważny jest wszak dach nad głową i cena niezbyt wygórowana...
- Jedynie gdyby towarzystwo było nieodpowiednie, to poszukamy innego zajazdu.
- dodał. - Ale zostawimy ci wiadomość, gdzie nas szukać.
- Biedni pielgrzymi, na nogach pielgrzymują. -
odparł ironicznie Lestre, a potem spojrzał na Finnena.- A co do towarzystwa. Póki cała sprawa jest na widoku, będzie dobrze. Dziewczyna akurat w wieku, w którym czymś normalnym jest zainteresowanie chłopcami. A w podczas podróży ciężko ją będzie odizolować od rówieśników. Za to łatwo zbuntować.
- Nie o tym myślę, tylko o bandzie pijanych najemników, co nie myśląc o konsekwencjach różne rzeczy mogą wyczyniać. A Lamia... Jest na tyle mądra że wie, jakie mogą być konsekwencje różnych zachować. Wie co powinna robić, i dlaczego powinna to robić. Pytanie pozostaje jedynie, czy zechce z tej wiedzy skorzystać.-
słowa Iriala, wywołały tylko ironiczny uśmieszek na ustach Samuela. Lamia była niewątpliwie mądrą dziewczynką, ale też miała o swej mądrości zbyt duże mniemanie. To był jej słaby punkt, który sprytny uwodziciel mógłby wykorzystać. Rzekł zaś na głos.- Cóż... kupcy unikają karczm, w których przebywają najemnicy. Kupcy to ludzie spokojni, więc Johar wybrał lokal w którym zaczepka, by mu nie groziła.
Samuel rozumował jak dziecko które nie wie, że od czasu do czasu w spokojnej zwykle karczmie pojawia się grupa rozrabiaków. Były to przypadki niezbyt częste, ale zdarzały się. - Też tak sądzę, ale wolę wziąć pod uwagę i gorszą możliwość - odparł.
- Równie dobrze mógłbyś próbować uniknąć trafienia piorunem, o ile piorun zdecyduje się uderzyć.- odparł filozoficznie Samuel i nic więcej nie zdołał dodać... mury miejskie były już widoczne. Zbliżali się do Rhon. - Jak się okaże, że ten piorun zdążył uderzyć przed naszym przybyciem, to się stamtąd wycofamy - odparł Irial i dodał - Załatw wszystko pomyślnie i wróć szybko.
W Rhon Samuel szybko zsiadł z konia i pożegnawszy Ruth okrzykiem.- Zaraz wracam.
Znikł w tłumie.
Ruszył poprzez uliczki miasta w poszukiwaniu kuźni. Na szczęście ludzie pytani o Diwana lub Gaela szybko wskazywali kierunki. Ich przybytki musiały tu być znane. Gael mieszkał bliżej bramy przez którą wjechali, więc Samuel do niego wybrał się z wizytą. Samo miasto zrobiło na Lestre pozytywne wrażenie, mimo natrętnych i nie zawsze przyjemnych zapachów, jakie dochodziły do jego nozdrzy. Było tu spokojnie...i zapewnie nudno. Ale Samuel na razie nie poczytywał tego za wadę.
A wkrótce dotarł do kuźni kowala...
Mistrz Gael był młody, co mogło świadczyć na jego niekorzyść.


Z drugiej strony Samuel nie chciał , by on mu napierśnik wyklepał, tylko kopyta konia sprawdził. A to do trudnych wyzwań nie należało.
Samuel podszedł do młodego kowala i wyłuszczył mu sprawę. Ten nie tracąc czasu obejrzał po kolei wszystkie kopyta Burzy. Wreszcie odkrył problem...
Wskazał na przybitą do prawej przedniej kończyny konia podkowę mówiąc.- Widzicie panie, spartolona robota. Hufnal źle wykuty i niedopasowany. Musiał się obluzować podczas wędrówki. Wykuję nowy w miejsce starego...w sumie w miejsce każdego z nich, bo trzeba rozkuć kopyto i przykuć podkowę na nowo. - Nie musisz mi tłumaczyć kowalu. Rozumiem że to trochę potrwa? - rzekł Lestre spoglądając w niebo. A Gael odparł.- Z godzinkę. - Mogę poczekać.- rzekł Lestre siadając obok na zydlu i przyglądając się pracy Gaela. Za godzinę wyruszy na poszukiwanie reszty drużyny i ich nastoletniej przesyłki. W końcu, co złego może stać się w ciągu godziny?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-08-2010 o 22:30.
abishai jest offline  
Stary 25-08-2010, 22:35   #67
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Sevrin miał coraz większy problem z utrzymaniem oczu otwartymi. Zmęczenie zamiast zelżeć było silniejsze. Potęgowało je promienie coraz mocniej świecącego słońca. Nawet Narwaniec wydawał się być pozbawiony całej energii, jaką do tej pory dysponował. Koń powoli człapał przed siebie uważając by przypadkowo nie zrzucić swojego jeźdźca. Odległość, jaka dzieliła pozostałych jeźdźców od Sevrina stopniowo topniała, aż w końcu zanikła. Teoretycznie oznaczało to dla młodzieńca zakończenie półsnu. Teoretycznie. W praktyce nikt nie interesował się mężczyzną, dzięki czemu mógł on w dalszym ciągu drzemać. Taki stan rzeczy nie podobał się umysłowi najemnika, który od pewnego już czasu zaczął prowadzić walkę z jego ciałem. Umysł za wszelką cenę chciał przejąć kontrolę nad ciałem, lecz ciało z równą determinacją nie dopuszczało do tego. Ciało nie zamierzało oddać swojej suwerenności nawet, jeśli Sevrinowi miało się dostać od Iriala za przysypianie na służbie. W zmaganiach ciało miało znaczną przewagę nad umysłem. Ten jednak nie zamierzał odpuścić nawet na krok.
Najemnik, który był miejscem można powiedzieć dwóch przeciwstawnych sił, w cudowny wręcz sposób utrzymywał się w siodle. Jechał z opuszczoną głową nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół niego. Wszystkie słowa, jakie do niego docierały przesuwały się przez jego mózg nie pozostawiając w nim nawet najmniejszego śladu swojej bytności. W dość sporym skrócie Sevrin nie nadawał się do życia.

xxxxxxxxxx

Sevrin musiał zapaść w dość mocną drzemkę gdyż nie kojarzył momentu, w którym wjechali w las. Nie kojarzył też, kiedy Narwaniec na powrót oddalił się od reszty. Pierwszą rzeczą, jaką pamiętał od chwili wjechania wśród drzewa było lekkie szarpnięcie, uczucie zsuwania się kaptura i przesuwania się czegoś po włosach. Kolejną rzeczą była krew, która niewielką stróżką spływała najpierw po skroni, później po policzku i skapywała na kołnierzyk koszuli, barwiąc go z czasem na czerwono. Rozbudziło to lekko Sevrina, który otarł sobie krew z twarzy i na powrót założył kaptur. Dodatkowo schował kołnierzyk koszuli pod kamizelkę by w razie czego nie pobrudzić sobie go bardziej.
„Będę musiał zatrzymać się przy jakimś strumieniu i przemyć sobie zadrapanie.”
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Narwaniec zatrzymał się na polanie przy strumieniu. Mężczyzna był lekko zdezorientowany.
Czyżby Narwaniec był jakimś niezwykłym koniem i umiał czytać w myślach?”
Spojrzenie na towarzyszy uspokoiło i trochę zmartwiło młodzieńca. Wszyscy zatrzymali się na polanie.
Widać nadszedł czas postoju i Narwaniec zatrzymał się wraz z innymi końmi.”
- Dobry konik. - powiedział na głos klepiąc swojego wierzchowca po szyi - Gdy tylko będziemy w mieście załatwię ci jakiś smakołyk.
Narwaniec w żaden sposób nie zareagował na słowa mężczyzny.

xxxxxxxxxx

Woda w strumieniu nie była ani za zimna ani za ciepła. Była w sam raz by do końca rozbudzić Sevrina. Kilkakrotne przemycie wodą twarzy zmyło z niej zmęczenie i ślady krwi. Zabieg ten umożliwił również umysłowi przejęcie całkowitej władzy nad ciałem. Przy okazji ślady krwi również zostały zmyte. Odświeżony i obudzony mężczyzna udał się w stronę swojego wierzchowca. Dokładnie obejrzał całego Narwańca zaczynając od kopyt a na czubku łba kończąc. Z wierzchowcem wszystko było w porządku. Sevrin musiał tylko poprawić poluzowane zaczepy. Gdy cała praca przy Narwańcu dobiegła końca młodzieniec udał się pod pobliskie drzewo. Tak jak poprzednim razem oparł się o drzewo i z założonym na głowę kapturem obserwował otoczenie. Początkowo śledził głównie Lamię, lecz gdy zobaczył, że jest ona obiektem obserwacji Therona, skupił się na ich otoczeniu. Prawą dłoń trzymał zaciśniętą na rękojeści miecza. W razie konieczności chciał działać szybko.

xxxxxxxxxx

Gotowany przez Mormonta posiłek był zdaniem Sevrina najzwyklejszym marnowaniem zapasów. Widać było, że kupiec należał do zamożniejszych ludzi, którzy nigdy nie mieli problemów z włożeniem czegoś do garnka. Tego typu ludzie byli niezwykle pyszni.
Kupiec zdawał się odbiegać od normy. Mimo to jego zbyt luźne podejście do życia w dalszym ciągu drażniło młodzieńca. Teraz starał się o tym nie myśleć. Nie mogąc powtórnie skupić się na obserwacji okolicy całą swoją uwagę skierował w stronę pojedynczego pąku, który znajdował się nad głową Lamii.
Pąk znajdował się na samym czubku dość cienkiej gałązki. Co jakiś czas szarpany był podmuchami wiatru. Pomimo, zdawałoby się delikatnego połączenia pąka z gałęzią, ten nie zamierzał poddać się wiatrowi.
Wygląd może mylić”
Myśl samoistnie pojawiła się w umyśle młodzieńca. Sam nie wiedział, dlaczego tam się wzięła, lecz pozostała tam przez dłuższą chwilę.
Dalsze rozmyślania na ten temat przerwała postać, która zasłoniła Sevrinowi pąk. Tą osobą był jeden z pomocników kupca z informacją, że posiłek jest już gotowy. Najemnik wstał leniwie. Aktualnie nie był głodny. Wiedział jednak, że jeśli teraz niczego nie zje to do następnego postoju na pewno zdąży zgłodnieć. Poza tym, gdy częstują nie wypadało odmawiać. Nawet osobie, której się nie lubiło.
Jeśli dosypali do tego jakąś truciznę, będę ich straszył po nocy. Ale dla pewności poczekam aż sami zaczną jeść.”
Nim przystąpił do jedzenia ze swej torby wyciągnął drewnianą łyżkę, a przynajmniej coś, co łyżką miało być. Kiedyś sam wystrugał to coś z drewna i od tej pory zawsze miał przy sobie. Spoglądając ukradkiem na Johara i jego ludzi zabrał się za jedzenie.

xxxxxxxxxx

Bramy miasta zamajaczyły na horyzoncie. Wnętrzności Sevrina zachowywały się normalnie, co świadczyło o braku niechcianych dodatków w posiłku. Młodzieniec postanowił, że kiedyś przeprosi kupca za z lekka chamskie zachowanie podczas zapoznawania się. Na razie jednak wolał go bacznie obserwować. Może wygląd rzeczywiście mógł mylić i zamiary Johara nie były do końca dobre?
Szybkie pokręcenie głową odgoniło tego typu myśli.
Jak tak dalej pójdzie to nie będę w stanie w ogóle przebywać w towarzystwie innych. Podejrzewam ludzi o nie wiadomo co, nawet ich do końca nie znając. Najpierw Emerahl, teraz ten kupiec. Ciekawe, kto będzie następny?”
Najemnik przez chwilę zastanawiał się nad zmianą swojego podejścia do życia i do innych. Obecny stan rzeczy w niczym nie przeszkadzało mężczyźnie. Nie obchodziło go za bardzo, że ktoś uważa go za gbura. Parę innych rzeczy z resztą też.
Odkąd znalazł się w tej grupie zaczął odczuwać coś, czego nie czuł od bardzo dawna. Uczucie to ostatni raz towarzyszyło mu, gdy był małym dzieckiem. Samotność. Z nieznanych sobie powodów zaczął czuć się samotny. Kilkukrotnie zganił sam siebie.
Przez większą część swojego życia byłem sam. Dlaczego właśnie teraz zacząłem znów czuć się samotny? Przecież już dawno przezwyciężyłem to uczucie. Czyżby okazało się, że nie znam sam siebie?”

xxxxxxxxxx

Każdy, nawet mający kłopoty ze wzrokiem widział, że Sevrina coś gryzie. Rzeczywiście tak było. Młodzieniec bardziej niż normalnie nie był skory do rozmów. Przez całą kolację siedział na skraju stołu. Miał spuszczoną głowę. Ani razu nie podniósł głowy. Posiłek jadł nie odczuwając jego smaku. Jadł tylko by ciało nie odczuło później głodu.
Po posiłku bez słowa wstał i podszedł do karczmarza. Po otrzymaniu czegoś od niego odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł w ślad za Ruth, Lamią i jednym z pomocników kupca. Nie zamierzał iść za nimi. Zamiast tego kroki swe skierował do stajni. Chciał osobiście zadbać o swojego wierzchowca.
- I jak się czujesz przyjacielu? - Sevrin poklepał konia po pysku. Z torby wyjął jabłko. - Popatrz się co tu dla ciebie mam. Tak jak obiecałem mam dla ciebie smakołyk.
By zdobyć jabłko młodzieniec nie zawahał się użyć na karczmarzu swojej umiejętności. W końcu danego słowa należało dotrzymać.
Jabłko szybko zostało schrupane przez Narwańca.
- I smakowało ci?
Koń lekko uderzył młodzieńca w dłoń, którą był głaskany. Widać odpowiedź była twierdząca.
- W następnym mieście postaram ci się załatwić coś więcej. I obiecuję, że podczas najbliższego nocnego postoju wstanę wcześniej by wziąć cię na przejażdżkę. Przez to zlecenia całkowicie cię zaniedbuję. Wybacz przyjacielu.
Najemnik rozejrzał się w koło w poszukiwaniu czegoś do czesania konia. Pod jedną ze ścian znalazł szczotkę. Wyglądała dość porządnie. Mężczyzna sprawdził czy się nadaje, po czym z lekkim uśmiechem odwrócił się do Narwańca.
- Więc teraz przyjacielu, skoro nie możesz wytarzać się w trawie muszę cię wyczesać. - Widząc, że koń stanął dęba dodał: - Choćbym miał spędzić tutaj całą noc i tak cię wyczeszę.
Sevrin wiedział, że Narwaniec nie zrobi mu krzywdy. Mógł do niego bezpiecznie podejść i zabrać się za spełnienia swojej groźby.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 25-08-2010, 22:50   #68
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzień wyglądał niemal identycznie jak poprzedni. I jak setki innych dni spędzonych przez Iriala podczas licznych podróży. Jedyną różnicą było to, że jechali wolniej niż zwykle, dostosowując się do tempa podróży wyznaczanego przez dość powolny wóz Johara.
Z tym trzeba się było liczyć, ale opóźnienie spowodowane przyłączeniem się do karawany Johara nie miało na nic wpływu. Do Rhon i tak mieli dotrzeć przed wieczorem, zaś godzina w jedną czy w drugą nie miała żadnego znaczenia.

Po dotarciu do miasta okazało się, że jednak miała. Że powinni byli jechać wolniej i dłużej.
Dotarli na tyle szybko, że Lamia miała czas i okazję do ponarzekania na wszechobecną nudę. I, niestety, wnet znalazł się chętny do zapewnienia jej rozrywki. Niestety nie można było utopić natrętnego smarkacza. I rozwalić głowy Samuelowi, który - jeśli Irial dobrze słyszał - podsunął tamtej dwójce pomysł wspólnego spędzenia paru chwil.
A może dureń uznał, że jeśli Irial będzie miał kłopoty z Lamią to nie zwróci uwagi na jego zachowanie jego i Ruth? Łap przy sobie utrzymać nie mógł? Wyruszał na szlak tylko po to, by rwać panienki?
Słowo 'babiarz' to było zdecydowanie za mało...

Ale problem powstał i trzeba było go jakoś rozstrzygnąć.
Czy można było cały czas trzymać Lamię na uwięzi? Czy byłaby jakaś różnica między takim postępowaniem a trzymaniem dziewczyny w klatce czy zamkniętym wozie? Ile trzeba by było czasu, by Lamia doszła do wniosku, że woli swobodę i zaczęła załatwiać ją na własną rękę?
Oczywiście byłby w stanie złamać każdy bunt, ale przecież nie na tym miała polegać jego rola.
Ale czy miał liczyć tylko na rozsądek Lamii?
Wolał już dać jej jakiegoś opiekuna.

Ruth nie była według niego zbyt dobrym wyborem.
Prawdę mówiąc uważał ją za najmniej odpowiedzialną ze wszystkich, ale gdy w pobliżu nie było Samuela to można było mieć nadzieję, że skupi się na swoim zadaniu, zamiast myśleć o chwilach pełnych namiętności.
Było jeszcze jedno 'ale', związane nie tylko z Ruth.
Miał pilnować nie tylko Lamii, ale i strażników? To już lepiej by było, gdyby wszystkich hurtem zwolnił.
Odprowadził wzrokiem znikającą trójkę, a potem spróbował wyrzucić z głowy myśli o tym, co się może stać...

Irial pisał krótki raport do swego pracodawcy.
W pokoju panowała chwilowo cisza, przerywana jedynie niezbyt pochlebnymi komentarzami Villaina.
- Rrruth strrrrażnik... Krrra, krrraa - w głosie Villaina brzmiało wyraźnie szyderstwo. - Irrrial krrretyn...
- Cicho, Villain - powiedział Irial. - Trzeba było lecieć z nimi. Trochę wiary w człowieka.
- Wiarrra...
- Kruk w iście ludzki sposób pokręcił łebkiem, a jego żółte oczy wbiły się w twarz Iriala. - Krrraaaa... - Szyderstwo jakby się pogłębiło.

Treść listu, zatytułowanego oczywiście "Wielmożna pani", nie zawierała nic szczególnego. Garść faktów, pochwały na temat wnuczki i tego, jak się zachowuje grzecznie. I jedno tylko nazwisko - kupca, który radami im służył i do kompanii zaprosił.
Gdy inkaust wysechł, w czym posypanie piaskiem zdecydowanie pomogło, Irial złożył kartę, a potem zalał woskiem. Zwykłym, ze świecy, ale z zabezpieczeniami pewnymi, którymi był maluteńki kawałek wtopionej nici, oraz pieczęć. Nie książęca oczywiście, tylko pazur Villaina częściowo odbity, bardziej na niedbałość piszącego niż znak szczególny wyglądający.
List, rzecz jasna, nie do księcia był adresowany, ani też do kanclerza. Pan Barro, adresat listu, kupiec między innymi, przesyłki takie po otrzymaniu kanclerzowi przekazywał.

Karczmarz, człek miasto znający, natychmiast odpowiedział na pytanie o możliwość przesłania wiadomości.
- Dwie są u nas firmy, co kurierami się zajmują. Jedną pan Falke kieruje, co dom kilka ma przecznic od rynku, gdybyście po wyjściu z gospody na prawo skręcili. Pani Romero, co po mężu drugą przejęła, niedaleko bramy północnej swą siedzibę ma. Jeśli chcecie, to mój chłopak zaniesie co trzeba, albo drogę pokaże.
- Może to drugie, ale to za moment. O drogę chciałem spytać, na Eslov.

Co prawda Johar o drodze tej już Samuelowi wspomniał, ale lepiej było się upewnić.
- Jak się spieszyć nie będziecie, to i pięć dni do Eslov zejdą. Karczmy... przy samym trakcie to dobre dwa dni drogi nic nie znajdziecie, a to co jest, to lepiej z daleka omijać, jak kobiety z wami jadą, szczególnie ładne, jak te.
- Dobrze że wiem... W takim razie na trzy dni prowiant dla osób siedmiu, rano byśmy wzięli.


Irial, prowadzony przez młodego Muzia, syna karczmarza, bez problemu trafił do pierwszej firmy.
- Trzy sztuki złota - rzucił pan Falke, gdy o okolicach Avii usłyszał.
Irial, gdy kwota ta padła, skłonił się tylko właścicielowi firmy, co wbrew nazwisku bardziej sępa starego przypominał, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł na ulicę, gdzie Muzio na niego czekał.
- Do pani Romero, jak rozumiem? - upewnił młodzian. Po czym kierunek wskazał, widząc potwierdzające skinienie głowy Iriala.

Pani Romero młodą jeszcze była niewiastą. Niższa od Iriala o półtora głowy, szczupła, ale czymś nieuchwytnym Erwina et Naklo przypominała.
- Jeśli się panu nie spieszy zbytnio, to półtora sztuki złota kosztować to będzie. I za cztery dni przesyłka dotrze. Można i szybciej, ale cena wówczas wzrośnie.
Na wyższą cenę Iriala by było stać, ale powodów nie widział, by list miał dotrzeć szybko. Ważne było, że dotrze. I tak jasne było, że im dalej zajadą, tym większe będą opóźnienia w dostarczaniu wieści, aż w końcu bez sensu będzie, by je przekazywać, chyba że magicznie.
- Zgoda - powiedział, kładąc na stole pismo i monety. - Miło się z panią załatwia interesy.
Po wymianie uprzejmości opuścił siedzibę firmy i, z opowiadającym mu o urokach miasta Muziem, ruszył w stronę gospody.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-08-2010, 22:59   #69
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
<W tym miejscu powinien się znajdować post wstawiony przez Icariusa, ale z powodu jego bardzo długiej nieobecności i braku jakichkolwiek szans na rychłe pojawienie się, wstawiam go ja, jako MG>



Theron gdy tylko usłyszał zgodę Iriala na wyjście Lamii i Ruth.Zastrzygł uszami jak wilk który właśnie usłyszał zwierzynę. Miał co prawda refleksję na temat puszczania dziecka młodej pannicy, z dzieckiem tylko dużym równie mało refleksyjnym... Ale zachował je dla siebie. Irial był lekkomyślny najłagodniej rzecz ujmując. Zresztą zauważył że wszyscy stają się coraz bardziej wyluzowani na tej wyprawie.... Z nim włącznie przypomniał sobie rozmowę z Em. Dużo jej powiedziałem ale kiedyś trzeba było.... zrzucić ten balast. A ona jest również jak się okazało obciążona przeszłością. To na pewno zbliżało ich do siebie w rozmowie....

Gdy tylko wyszła Lamia. Bez słowa wyszedł za nią pod drodze wyszeptał tylko Em do ucha
-Małe dziecko z dużym dzieckiem. Popilnujmy ich z oddali zapraszam na spacer.

Wiedział jedno nie zamierzał zgubić Lami. Spodziewał się prostego i dość logicznego podstępu. Młodzi chcieli poszaleć Irial się nie zgodził więc wzięli do towarzystwa osobę którą najłatwiej było się pozbyć... On natomiast zamierzał popsuć im zabawę. W ostateczności jeśli się myli będzie robił coś produktywnego. Alternatywą było siedzenie na tyłku w karczmie....
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 25-08-2010 o 23:14.
echidna jest offline  
Stary 25-08-2010, 23:13   #70
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
gdzieś w mieście - Theron i Emerahl

Podążanie śladami Ruth, Lamii i Finnena okazało się miłym sposobem na spędzenie popołudnia. Trójka spacerowiczów miała iście spacerowe tempo, toteż nie było trudno nie spuszczać ich z oczu. Taka sytuacja nie mogła jednak trwać wiecznie: gdy tylko nadążyła się okazja, to znaczy, gdy tylko Ruth sama stworzyła dogodną sytuację, Lamia dała nogę. Radosny jak skowronek Finnen nie omieszkał jej przy tym towarzyszyć.

Początkowo para podlotków nie opuściła placyków, więc wprawne oko Therona z łatwością wyłowiło ich z tłumu gapiów podziwiających występ cyganki. Gdy tylko Ruth spostrzegła swą zgubę, a co za tym idzie zaczęła jej szukać, Finnen pociągnął Lamię w najbliższą uliczkę.

Theron ruszył w tamtą stronę, ciągnąć za sobą Emeę. Gdy znalazł się u wylotu alejki, dostrzegł rąbek sukienki rudowłosej złośnicy niknący na zakręcie. Obejrzał się szybko za siebie, dostrzegł gdzieś w oddali Ruth, która właśnie robiła wokół siebie coraz większe zamieszanie, po czym pobiegł śladami zguby.

Kolejnych kilka minut tropiciel i magini spędzili na zabawie w kotka i myszkę z parą młodych: gdy tylko Theron wyłaniał się zza kolejnego zakrętu, sukienka, lub warkocz Lamii właśnie niknęły za następnym. Tropiciel powoli zaczynał złorzeczyć na budowniczych, którzy zaprojektowali i wznieśli ten labirynt małych, wąskich uliczek.

Gdy tak za którymś już razem Theron wypadł zza zakrętu, nie dostrzegł nigdzie śladów dziewczyny, były tylko cztery puste uliczki rozchodzące się w cztery strony świata. Nieco dalej dostrzegł bramę prowadzącą na jedno z podwórek. Brama była wysoka na dwa metry, zakończona ostrymi szpikulcami i zamknięta na kłódkę. Poza nią było jeszcze kilkoro drzwi prowadzących do czyichś domostw i jedno zamknięte wejście do piwnicy. Lamii jednak nigdzie nie było, Finnena zresztą też nie.
pod karczmą Ratuszową – Ruth

Gdy kobieta tak stała czekając aż Lamia łaskawie wróci, nachodziły ją różne myśli. Począwszy od tego jakie to tortury zgotuje dla niej Irial, gdy się dowie, że zgubiła dziewczynę, przez stek drwin i wyzwisk, jakimi obrzuci ją reszta drużyny, na pełnym zawodu spojrzeniu Samuela, na którym chciała zrobić dobre wrażenie. No cóż, nie był to pierwszy, i niestety pewnie nie ostatni raz, kiedy zrobiła z siebie idiotkę i należało się z tym pogodzić.

Nie mając lepszego pomysłu Ruth postanowiła czekać, aż dziewczyna sama się zjawi. Powiedzieć o zgubie nie mogła nikomu, a już zgłasza Irialowi, toteż nie mogła liczyć na niczyją pomoc. Była tylko ona i rozbrykana nastolatka z ogromną ciekawością świata i burzą hormonalną roznoszącą całe jej młode ciało.

Siedząc na drewnianej skrzyni, Ruth miała sporo czasu, by rozmyślać. Usiłowała sobie przypomnieć, jak ona się zachowywała będąc w wieku Lamii, ale pamięć jakoś nie chciała współpracować. Ostatecznie kobieta doszła do wniosku, że może ta cała sytuacja nie skończy się tak tragicznie. Było to myślenie naiwne, ale nikt przecież nie powiedział, że bogowie nie litują się też czasem nad naiwnymi ludźmi.

Mając w głowie te i inne myśli, Ruth spostrzegła nagle, że chyba jeszcze tym razem bogowie postanowili się nad nią nie litować, a wręcz przeciwnie, dokopać leżącemu. Oto z bocznej uliczki wyłonił się czarny kruk, a zaraz za nim jego pan – Irial w towarzystwie jakiegoś chłopca. Mężczyzna szedł powoli, jakby się nad czymś zastanawiając. I tylko dzięki temu Ruth zdołała czmychnąć za ścianę jednej z kamienic. Siedząc skulona za kamienną przesłoną, kobieta odetchnęła głośno. Niewiele brakowało, by wszystko się wydało.

Na szczęście już po chwili Ruth usłyszała skrzypienie drzwi, co oznaczało zapewne, że Irial wszedł do karczmy. I faktycznie, gdy wychyliła się ostrożnie zza węgła, mężczyzny już tam nie było. Znów mogła czekać licząc na to, że Lamia wróci.

w drodze do karczmy – Irial

Interesy z panią Romero okazały się prawdziwą przyjemnością, nie tylko dlatego, że była ona nadzwyczaj miłą i uczynną osobą jak na kogoś prowadzącego interesy. Ponad to była to kobieta bez wątpienia ładna, można nawet powiedzieć, że jej typ urody przypadł Irialowi do gustu. Niestety nie było ani czasu, ani sposobności na pogłębienie tej znajomości, zresztą Irial nie był nigdy dobry w TE klocki.

Skończyło się na krótkiej rozmowie o wszystkim i o niczym. Kobieta zapytała co sprowadza szanownego pana do tej mieściny, usłyszawszy o pielgrzymce, pochwaliła bogobojność i życzyła, aby bogowie przychylnym okiem spojrzeli na intencję Iriala. Ostatecznie wręczyła mężczyźnie kwitek potwierdzający, że podjęła się takiego to a takiego zlecenia za taką a taką kwotę i z uśmiechem pożegnała gościa.

***

Muzio przez całą drogę powrotną gawędził o głupotach, w swym słowotoku przypominając Irialowi Johara. Już po pewnym czasie Irial wyłączył się na wszelkie uwagi ze strony chłopca i szedł całkowicie pogrążony swych myślach.

Byli już właściwie przy karczmie, gdy coś wyrwało Iriala z otępienia. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi Ruth spokojnie siedzącą tuż przed wejściem do karczmy. Kiedy jednak mężczyzna próbował dokładniej przyjrzeć się osobie, którą wziął za Ruth, ta zniknęła jak kamfora.

Zdezorientowany Irial pokręcił tylko głową, zamrugał oczami i nie zatrzymując się podążył do karczmy. W jego głowie zakiełkowała tylko myśl, że chyba musi być bardzo zmęczony, bo przecież to na pewno nie mogła być Ruth, zwłaszcza, że Lamii nigdzie w pobliżu widać nie było.

Po wejściu do karczmy Irial upewnił się, czy nie ma tu Lamii. Zapytany o nią karczmarz odparł, że nikogo z towarzyszy szanownego pana nie widział, ale gdyby któreś z nich się zjawiło, może przekazać, że o nich pytano. Irial podziękował za pomoc i usiadł w rogu sali. Nie pozostawało mu nic innego, jak czekać na powrót swych towarzyszy, zwłaszcza Lamii i Ruth. Co prawda do zachodu słońca zostało jeszcze trochę czasu, ale dziwne przeczucie, dziwny niepokój coraz bardziej wkradał się do jego myśli. Irial nie zamierzał jednak panikować, zostawił dziewczynę pod opieką ludzi – bądź co bądź – dorosłych, więc chyba nie było się czym martwić.

pod karczmą – Ruth

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Różowo-pomarańczowa łuna otaczała swym złocistym woalem kolejne budynki. Z czasem już cała ulica Ratuszowa skąpana była w złocistej poświacie.


Ruth dalej siedziała na drewnianej skrzyni rozmyślając o tym, co jeszcze może zrobić. Nic konstruktywnego nie przychodziło jej jednak do głowy. Bo cóż można było jeszcze zrobić w jej sytuacji? Mogła co prawda ruszyć w miasto szukać dziewczyny, jednak było to wyzwanie na miarę szukania igły w stogu siana. Zresztą, nie było pewności, że w czasie gdy Ruth będzie jej szukać, Lamia najzwyczajniej w świecie nie znudzi się ucieczkami i nie wróci grzecznie na kolację. A jeśli zjawiłaby się bez Ruth, zrodziłoby to podejrzenia Iriala, który zacząłby suszyć Ruth głowę. Słowem, totalna kiszka.
Gdy tak kobieta siedziała pogrążona w swych myślach, nie zauważała otaczającego świata. Nie spostrzegła jak piękne barwy przybiera światło zachodzącego słońca, gdy pada na ceglane mury, nie usłyszała, jak stopniowo w mieście zamiera życie, a swe rządy rozpoczyna cisza. Nie dostrzegła, że plan przy karczmie Ratuszowej, choć wcześniej był mocno opustoszały, teraz wyludnił się prawie zupełnie. Nie zauważyła również, jak drzwi prowadzące do karczmy otworzyły się z cichym skrzypieniem. Pogrążona w swych myślach nie zauważyła tego, a szkoda, bo może wtedy zdążyłaby się schować.

Karczma Ratuszowa – Irial

Irial, porzucony przez Muzia na rzecz pomocy przy kuchni, mógł wreszcie na spokojnie przemyśleć kilka spaw. Samotność sprzyjała również obserwowaniu towarzystwa, jakie gromadziło się w gospodzie na noc.

Pora była coraz późniejsza, toteż coraz więcej podróżnych schodziło się tu w poszukiwaniu noclegu. W większości byli to mniejsi i więksi kupcy przewożący swe towary traktem łączącym północ z południem. Było też kilku na oko kurierów i jeden czy dwóch bawidamków, którzy jednak bawić nie mieli kogo, bo obecnie największą damą w okolicy była stara i gruba żona karczmarza o obwisłych piersiach i wyraźnych ubytkach w uzębieniu.

Towarzyszy Iriala nigdzie nie było widać. Nawet Johar, który do tej pory dał się poznać, jako człowiek chętnie dzielący z innymi czas, tym razem zniknął gdzieś ze swymi dwoma parobkami. Zapewne korzystając z tej dodatkowej godziny poszli załatwiać jakieś interesy. Tym lepiej, Irialowi powoli zaczynała bokiem wychodzić paplanina Mormonta i każda chwila spędzona w ciszy była na wagę złota.

Delikatne igiełki niepokoju coraz mocniej drażniły myśli mężczyzny. Dobrze znał Lamię, wiedział, że jak mówiła, że będzie za godzinę to zazwyczaj tylko mówiła. A jednak złe przeczucie go nie opuszczało, może to te dwa ogniki czające się w oczach dziewczyny, gdy zgodził się, by podczas spaceru towarzyszyła im właśnie Ruth, może to ten jej specyficzny uśmieszek, którego nie potrafiła zamaskować, gdy coś szło po jej myśli. Fakt pozostawał faktem, Iriala powoli ogarniał niepokój.

Początkowo mężczyzna był w stanie zagłuszyć to niemiłe uczucie. Nawet nie zaszło jeszcze słońce, więc Lamia miała jeszcze trochę czasu, a Irial był pewien, że dziewczyna będzie go chciała maksymalnie wykorzystać. Kiedy jednak blask zachodzącego słońca powoli niknął za dachami budynków, nie mógł już ignorować swoich przeczuć.

Wstał od stołu, podszedł do kontuaru i zagadał do karczmarza, że jeśli zjawi się któryś z jego kompanów, to żeby przekazać, że ma się nie ruszać z gospody. Upewniwszy się, że gospodarz zrozumiał prośbę i zobowiązał się ją spełnić, podszedł do drzwi i otworzył je zamaszystym ruchem.

przed karczmą – Irial i Ruth

Drzwi otworzyły się. Stał w nich Irial z kurkiem na ramieniu i niezbyt zadowoloną miną na twarzy. Widząc wychodzącego mężczyznę, Ruth poderwała się, jakby ją coś nagle ukłuło w tyłek. Jęknęła cicho, stanęła sztywna jak struna i czekała.

- Rrruth – zakrakał Villain delikatnie wbijając pazury w ramię Iriala.

Mężczyzna uniósł głowę i właśnie wtedy ich spojrzenia się spotkały. Ruth patrzyła na Iriala i czuła, że robi się coraz bardziej czerwona. Irial spoglądał na Ruth, jednocześnie lustrując przestrzeń wokół niej w poszukiwaniu Lamii. Nigdzie ni dostrzegł dziewczyny. Dopiero wtedy jego twarz zastygła w wyrazie zaskoczenia zmieszanego ze zdenerwowaniem.

- Ruth – odezwał się mężczyzna – A gdzie Lamia?

Właśnie tego pytania kobieta najbardziej się bała. Gdy tak siedziała sobie na tej drewnianej skrzyni, zaczęła sobie wyobrażać, jak będzie wyglądała ta sytuacja, co i jak powie Irial, gdy dowie się o straci. I przede wszystkim o tym, co powie Ruth, gdy padnie to magiczne pytanie.

- No ten… bo… bo właśnie jest problem – bąknęła cicho Ruth czując, jak cały wystawiony na widok dekolt jej płonie.
- Problem… – powtórzył Irial nie chcąc nawet dopuścić do siebie myśli, o jakim problemie może ona mówić. No przecież nie można być aż taką kretynką – przemknęło mu tylko przez myś. – A konkretnie? – ponaglił ją, miał serdecznie dość niepewności.
- Ja… Hm… Ja…Zapadła chwila niezręcznego milczenia. Zdaniem Ruth bardzo, bardzo długa chwila, niemal tak długa

jak cała wieczność. I kiedy już kobieta miała zrzucić z siebie ten ciężar, powiedzieć Irialowi, co się stało i liczyć na to, że w swej łaskawości jej nie zabije, wydarzyło się coś niespodziewanego.

Zza rogu ulicy wyłonił się nie kto inny, lecz Lamia we własnej osobie, cała i zdrowa, prowadzona pod rękę przez Finnena. Dziewczyna wyglądała na niezwykle zadowoloną z odbytego spaceru, chłopak zresztą też. Na ten widok Ruth wypuściła głośno powietrze z płuc. Powiedzieć, że jej ulżyło to zdecydowanie za mało.

- Ruth chciała powiedzieć, że nas popędzała, a my się guzdraliśmy, dlatego jesteśmy dopiero teraz – dokończyła Lamia zupełnie niezgodnie z prawdą, ale Irial nie mógł przecież tego wiedzieć.

Ruth pokiwała głową, z całym przekonaniem potwierdzając słowa dziewczyny.

- Faktycznie, dość późno jak na powrót – przyznał Irial, choć wersja wydarzeń zaprezentowana przed dziewczynę nie do końca go przekonywała.
- To moja wina, chciałem pokazać Lamii jak najwięcej i nagle zrobiło się bardzo późno – tym razem głos zabrał Finnen. Wypowiadając te słowa nie drgnął mu nawet jeden mięsień, był tak przekonywujący, że Irial był gotów mu uwierzyć.
- No dobra, najważniejsze, że jesteście z powrotem – odparł Irial. – Chodźmy do środka, na zewnątrz zaczyna się robić chłodno
- Idźcie, my z Ruth mamy jeszcze coś do omówienia – rzuciła Lamia z uśmiechem, jednocześnie ciągnąć delikatnie Ruth za rękaw.

Irial zdziwił się trochę, ale nic nie odpowiedział. Ruszył do karczmy, Finnen poszedł za nim. Gdy zamknęły się za nimi drzwi, uśmiech spełzł z twarzy Lamii. Dziewczyna odwróciła się w stronę Ruth, zmrużyła oczy i syknęła:

- Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę tego dwa razy powtarzać. Zostaw Go w spokoju, dobrze ci radzę
- Ale kogo? –zapytała Ruth ze zdziwieniem.
- Bogowie, ty naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? – mruknęła dziewczyna ze złością. – Dobrze wiesz o kogo mi chodzi! Zostaw go w spokoju, albo gorzko tego pożałujesz. Podobał ci się spacerek? To wyobraź sobie teraz, że znikam tak za każdym razem, jak zostaję pod twoją opieką. Irial pewnie będzie wniebowzięty, nie sądzisz? – nie czekając na odpowiedź kontynuowała – Albo się od niego odczepisz, albo postaram się, żeby Irial wywalił cię na zbitą mordę. Rusz tym swoim małym rozumkiem i poważnie się zastanów, czy warto ze mną zadzierać.

Po tych słowach, na twarzy Lamii znów zagościł delikatny uśmiech niewiniątka, tak nie pasujący do oblicza diablicy, jakie przed chwilą ukazała. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła do karczmy.

u kowala Geala – Samuel

Atmosfera w pracowni kowala panowała iście piekielna. Gorąc buchający od pieca i pracującego wciąż miecha dał się Samuelowi wkrótce we znaki, toteż mężczyzna postanowi zaczekać na owoc pracy kowala na zewnątrz.

Usiadł na drewnianej ławie przed budynkiem i czekał. Zapowiadało się dosyć nudno , więc każde urozmaicenie było na wagę złota. Nawet, jeśli było to tylko potknięcie się jakiegoś jegomościa w długim płaszczu z kapturem.

Jegomość fiknął widowiskowego kozła do tyłu, a z torby, którą niósł na ramieniu, na chodnik wysypały się jabłka. Nie mając nic lepszego do roboty Samuel poderwał się z ławy, by pomóc nieznajomemu. Gdy wyciągnął do niego rękę, by pomóc mu wstać, ku swemu szczeremu zdziwieniu pod przykryciem kaptura ujrzał twarz nie mężczyzny, a kobiety, całkiem niczego sobie, jego skromnym zdaniem.


- No i co się gapisz?! – fuknęła dziewczyna ignorując pomocną dłoń – Baby w życiu nie widziałeś? – dodała zbierając rozsypane owoce.
- A i owszem widziałem i to, nie chwaląc się, nie jedną.

Klęcząc na bruku, dziewczyna spojrzała na niego z ukosa. Na jej twarzy, na miejscu wcześniejszego grymasu niezadowolenia, pojawił się delikatny uśmiech. W tym też momencie kaptur zsunął jej się z głowy ukazując właścicielkę w całej okazałości.

Oczy miała piwne, kasztanowe włosy splecione w gruby warkocz. Choć jej rysy były raczej ludzkie, lekko spiczaste uszy i niezwykle długie rzęsy - zresztą jak i cała oprawa oczu - mogły wskazywać na to, że w jej żyłach płynęła domieszka elfiej krwi.

- No co tak stoisz kawalerze – zagadnęła dużo bardziej przyjaźnie. – Może pomógłbyś niewiaście w potrzebie? Nie bój się, nie będziesz na tym stratny, niewiasta potrafi się odwdzięczyć – dodała na koniec mrugając do niego porozumiewawczo. Za nic w świecie nie można było zgadnąć, jakie odwdzięczanie się miała na myśli.

w stajni – Sevrin

Robota w stajni zajęła mu właściwie większość wolnego czasu. Było to do przewidzenia, typ bardziej, że Narwaniec wcale nie zamierzał mu ułatwiać. Wiercił się i kręcił, przestępował z nogi na nogę, by pod koniec zabiegu pielęgnacyjnego w ogóle odmówić współpracy. Ale w sumie w większości był już wyczesany, więc te kilka ostatnich pociągnięć szczotką mógł mu darować.

Zmachany, ale jednak zadowolony opuścił stajnię i skierował swe kroki z powrotem do karczmy. Przed drzwiami do gospody stanął chwilę po tym, jak zniknęła w nich Lamia. Co prawda nie dosłyszał rozmowy dziewczyny z Ruth, ale jego uwadze nie mogła umknąć mina, jaka gościła obecnie na twarzy kobiety. Zdziwienie i zdezorientowanie w najczystszej postaci.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172