Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2010, 18:47   #31
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
W snach dusza przechadza się po niedostępnych ciału ścieżkach, spotyka inne dusze, a po przebudzeniu ma się niejasne wrażenie przeżytego zdarzenia, które blaknie im bardziej próbuje się je uchwycić.

We śnie Ilya chodziła po wiosce swojego dzieciństwa, a śmiertelna cisza dzwoniła jej w uszach. Wszystko wyglądało tak, jakby mieszkańcy nagle odeszli pozostawiając swoje, w połowie niedokończone, sprawy. Miotała się wśród namiotów pragnąc dowiedzieć się co się stało. Wołała i wołała, czując jak strach chwyta ją za gardło i dławi kamienną pięścią płaczu. Nie wiedziała nawet co sprawiło, że pomyślała o Kręgu Ceremonialnym. Jedno z ważniejszych miejsc w życiu społeczności Szarych Wilków, które zazwyczaj nie było tłumnie odwiedzane.

Pobiegła tam, a gdy tylko to zobaczyła stanęła jak wryta wzbijając wokół siebie małą chmurkę pyłu. Byli tam wszyscy, których znała. Ci żywi i już martwi. Widziała Efeza wgryzającego się w bark idącego przed nim człowieka. Byli nadzy i pokrwawieni, a krew wsiąkała w wiecznie spragnioną ziemię. Był to ohydny i przerażający widok. Nagle wszyscy odchylili głowy do tyłu i zakrzyknęli razem słowo, które zmroziło krew w jej żyłach, a strach ścisnął jej serce. Odbiło się ono echem w jej trzewiach.

ASHASHKA!

Budząc się, słyszała wciąż ten ohydny okrzyk. Okrzyk grozy i krwi. I nie obudziła się do spokojnej obecności towarzyszy i uspokajającego spojrzenia ukochanego. Na tle krwawo wschodzącego słońca, tak jak i inni dostrzegła zbliżających się do Rozdarcia Jeźdźców. Zerwali się ze swoich posłań, Ilya z ręką na głowie Sabah. Nadjechał Vuccovar, krzycząc coś w ich stronę. Jeźdźcy Wallwarów dosiedli swoich Bestii i ruszyli by powstrzymać narwańców, którzy nadjechali wczorajszej nocy. Ilya w ślad za nimi, popędzała w myślach Sabah do wydłużenia kroku. Jednakże nie miała zamiaru powstrzymać tych głupców siłą. Zajechała im drogę, skręciła i zaczęła ich okrążać, tak jak spędza się niepokorne bydło.
- Stójcie, to samobójstwo! – krzyczała przy tym. Nie miała zamiaru pozwolić im zbliżyć się do Rozdarcia choć na krok. Rękę trzymała na rękojeści żywonoża, z postanowieniem, że użyje go gdy któreś z nich jej nie posłucha.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 06-09-2010, 19:02   #32
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Wyglądali naprawdę okropnie. A na pewno Kamień, jak pomyślała z przekąsem jasnowłosa. Ubranie miał brudne i okrwawione, chyba bardziej niż ona, a jego ogorzałej twarzy w ogóle nie było widać spod warstwy pyłu i piasku, w szarej masce tylko oczy błyszczały intensywnie, może już gorączką, i lśniły białe zęby, gdy się do niej uśmiechnął, bo pomagała mu wstać. A uśmiechał się naprawdę radośnie, choć rany w boku i na udzie musiały boleć go przeraźliwie i to krew chłopaka brudziła teraz ich oboje.
- Ale jesteś ciężki –powiedziała z wyrzutem, gdy zawisł na jej ramieniu.
Miała wrażenie, że Kamień zaraz wybuchnie śmiechem.
- Źle to przez moment wyglądało – powiedziała jeszcze, nadal wkurzona, myśląc o jego upadku, wtedy, gdy była za daleko żeby mogła stanąć miedzy nim a demonem.
- Dlaczego twoja bestia to hiena?
Teraz chyba naprawdę go zdziwiła. Oto pytanie zadane we właściwym czasie i miejscu. Jęknął a Jewa wzruszyła ramionami.
- Nie jęcz – powiedziała.
Wilczyca obwąchiwała hienę i to też złościło Jewę. Świat pędził do przodu na złamanie karku, a ona tęskniła za bezruchem zimowych dni.

***

Usiedli na miękkich, wypchanych przędzą workach. Podwinęła swoja bluzkę oglądając ranę na brzuchu, potem pomogła Kamieniowi zdjąć kurtkę i koszulę.
- Wszystko w strzępach – powiedziała oczywistość -Ktoś powinien cię opatrzyć – rozglądała się wokół nieco bezradnie.
- Może ty? – Aime wykrzywił twarz w grymasie zniekształconym bólem. Dałaby sobie głowę uciąć, że z niej żartuje.
- Z przyjemnością nawet ci ją zszyję. –odparowała - Grubą igłą.
Ktoś postawił przed nimi wodę. Pili łapczywie. Najpierw oni, potem bestie.
-Jedyne czego teraz potrzebujemy to czas- powiedział do Jewy i stękając z bólu położył się na workach. Iście królewskie posłanie, przynajmniej takim mu się w tym momencie wydawało. Przymknął oczy delektując się tą chwilą. Tak bardzo przyzwyczaił się do obecności jasnowłosej, że nawet nie pomyślał aby miała mu za złe tę chwilową drzemkę w którą zapadł. Odpływając miał nieodpartą pewność, że budząc się Jewa będzie nadal w tym samym miejscu.
Jewa najpierw w to nie uwierzyła. Potrząsnęła śpiącym jak kamień Kamieniem, i jeszcze drugi raz, niedelikatnie. Dopiero potem pomyślała o tym, że przecież chłopak gorączkuje i sen co najwyżej może mu pomóc. W przypływie dobroci przykryła śpiącego swoją, prawie całą kurtką.
Kamień wierzył w zbawienne działanie czasu, Jewa nie za bardzo. Niestety założenie opatrunku na własny brzuch i dłoń okazało się straszliwie trudne. Kiedy takie rzeczy robiła Rayen wyglądało na najprostszą rzecz pod słońcem, dzisiaj Jewa zweryfikowała ten osąd. Nim opatrzyła swoje rany, czystym płótnem, które wzięła bez pytania sprzed jednego z namiotów, spociła się cała. A potem zrobiła kilka kroków i wszystkie opatrunki odpadły. Drobna staruszka, co przysiadła nieopodal, pozornie żyjąca już we własnym czasie i miejscu aż się roześmiała głośno, ze świstem wciągając różowymi dziąsłami suche powietrze. Wilczyca polizała pomarszczoną dłoń kobiety. Staruszka podniosła się z ziemi i podeszła do dziewczyny mamrocząc coś pod nosem. Miała pięknie haftowany kubrak z koźlej skóry. Zapachniały wyszywane kwiaty. Koniarka zręcznie naprawiła to, co Jewa wcześniej psuła.
- Z Morskiej to była prawdziwa wiedźma – powiedziała na koniec do Jewy i to jedno z jej nieustannego mamrotania dziewczyna zrozumiała. Potem kobieta odeszła, całkiem żwawo, zostawiając blondwłosą samą, bezradnie wskazującą śpiącego Kamienia.
Podeszła do chłopaka sprawdzić czy nie gorączkuje. Gdzieś w niej nadal czaił się strach a chichot Lanyi towarzyszył jej niczym natrętne echo. Dotknęła wargami gorącego czoła Kamienia.
Nie wiedział ile spał, ale zerwał się z okrzykiem bólu, czyjaś dłoń przykładała mu coś wilgotnego do czoła.
-Mamo!
Błysk życzliwej złośliwości jaki zobaczył w oczach pochylającej się nad nim dziewczyny przywrócił mu pamięć o okolicznościach w jakich się znajdował.
-Ach to Ty Jewo - powiedział czerwieniąc się ze wstydu. Wielki wojownik Aime Kamień na Dnie Rzeki wzywa mamusię po tym jak ktoś spuścił mu manto. -Miałem sen, myślałem...- westchnął ze zrezygnowaniem- nie ważne. Długo spałem?
-Niedługo Kamyku- powiedziała z uśmiechem, widać było że chce dodać coś jeszcze, ale powstrzymała się.
-A jak Ty się czujesz? - sięgnął po bukłak z wodą i nie czekając na odpowiedź wlał resztę zawartości do gardła.
-Ech, na Potęgi jak mi się chciało pić - otarł brudnym rękawem usta.
-Weź mój-dziewczyna przyglądała mu się uważnie.
-Nie, nie - przeczesał dłonią włosy - dziękuję.
Ból, który go obudził nie był niczym innym jak ratunkiem dla jego ciała podarowanym przez moc Potęg jaka w nich drzemała. Krwawienie ustało a rana zasklepiała się powoli. Do wieczora powinni oboje czuć się jak nowonarodzeni, tymczasem swoje musieli wycierpieć.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 06-09-2010, 19:25   #33
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Siedzieli przy ognisku, na którym piekł się udziec bykoroga. W kręgu kilkorga Zawartan. Któryś z mężczyzn bez słowa przyniósł im nowe ubrania. Niedawno wyprawiane skóry pachniały niemniej intensywnie niż mięso. Panowała cisza, nie złowroga, raczej pełna oczekiwania. Chyba nawet małe dzieci zdawały sobie sprawę, że coś zmieniło się nieodwracalnie, a to dopiero początek wydarzeń. Duży kudłaty pies myśliwski odważnie obwąchiwał ich bestie. Musiał mieć w sobie wilczą krew. Jewa siedziała między zwierzętami, karmiła je i naprzemiennie targała trzy kudłate łby. W słońcu zalśnił amulet, który rzucił jej Vuccovar. Dziewczyna obróciła w palcach gładki kamień.
- Myślisz, że to krew? – zapytała zajętego jedzeniem chłopaka. Oglądała onyks pod słońce. Amulet był zawieszony na zwykłym rzemieniu. Ale w jego środku wyraźnie przelewał się ciemny i gęsty płyn.
Aime nie odpowiedział, tylko wyjął delikatnie wisiorek z jej ręki i włożył go z powrotem dziewczynie na szyję.
- Jeśli tak, to właściwie pytanie brzmi, czyja.
Uśmiechnęła się pod nosem, Kamień wymądrzał się, wyraźny znak, że czuł się już dużo lepiej.
- To dziesięć kropli krwi czarnopiórej –powiedziała Jewa - jedna starczy żeby i mi wyrosły skrzydła. Po drugiej ja również zacznę nago włazić w cudze sny.
Po słowach Jewy zapadła krótka chwila ciszy. Dziewczyna miała ochotę natychmiast odwrócić wzrok, ale hardo patrzyła na Kamienia. Odezwała się pierwsza.
- Zapytam Wanej co planuje. Może pojechałaby z nami? To pewnie głupi pomysł? Ale co nie jest głupie – odpowiedziała sama sobie ze złością– Prześpimy się kilka godzin i potem dogonimy resztę, dobrze?
- To nie jest takie głupie - odparł z tajemniczym uśmiechem. Jewa spojrzała na niego z konsternacją.
- Mam na myśli rozmowę z Wanej. Jeśli chodzi o sen - posmutniał momentalnie - wiele bym dał, żeby spać spokojnie, ale po tym co się tutaj wydarzyło - potoczył wzrokiem po okolicznych szałasach - obawiam się, że czeka nas jeszcze wiele ceremonii pożegnalnych tego wieczora - dłonie bezwiednie zacisnęły mu się w pięści.

- Kamyku- Jewa ściszyła głos – ja nie wezmę udziału w żadnych uroczystościach.
Popatrzył na nią poważnie i jakby smutno. Nawt nie udawał, że rozumie powody, po prostu nie pytał, widać miała swoje powody.
Jewa zaczerpnęła oddechu jakby miała zamiar coś tłumaczyć, ale zaraz zrezygnowała z tego zamiaru. Odwróciła się plecami do chłopaka i wstała od ognia.
- Pójdę do Wanej, a potem spać. Obudzę cię nim nastanie świt.

Wanej jeszcze nie odpoczywała. Poiła ziołami rannego mężczyznę. Wydała się teraz jeźdźczyni młodsza od niej. Jewa podała jej kawałek mięsa. Ta druga wzięła go z wdzięcznością. Biała wilczyca wsadziła głowę pod ramię Wanej. Obie dziewczyny w jednej chwili roześmiały się.
- Pojechałabyś z nami na miejsce spotkania z Vuccovarem? Ze mną na grzbiecie bestii? – bo Jewa miała własny interes w bliskości bliźniaczej dziewczyny. Uwierzyła, że jest sposób, żeby wilczyca przetrwała nawet jej śmierć.

Ocaleli szykowali się niespiesznie do ceremonii pogrzebowych. Aime zajął miejsce w tłumie pozostałych. Z dziwnym spokojem przyjął myśl, że równie dobrze to on mógł się znaleźć na tej ścieżce ducha. Potem inne pytanie zakiełkowało w jego głowie, czy wtedy Jewa zdecydowałaby się wziąć udział w uroczystościach. Obejrzał się wokoło w poszukiwaniu jasnowłosej. Nie dojrzał jej nigdzie. Po wszystkim zamierzał odnaleźć jeźdźców Zawratan i zamienić z nimi kilka słów. Być może, któreś z nich będzie chciało wyruszyć z nimi w dalszą drogę. Być może przyjmą pomoc ich plemienia, którą zamierzał im zaoferować. Juhar i inni starsi z pewnością nie uchylą się od wsparcia, szczególnie jeśli takie zapewnienia padły z ust jeźdźców Trygarran, do tego wybranych przez jedną z Potęg.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 07-09-2010, 14:57   #34
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy - poza Jewą i Aime

Nad Rozdarciem wybuchło zamieszanie. Wicher przyzwany przez Nemain okazał się być wybawieniem. Dał czas, by powstrzymać piątkę Jeźdźców od nierozważnego czynu.

W ruch poszły arkany. Każde z was podjęło się najlepszych, wydawałoby się, w danym momencie działań.

Calin. Nic nie sprawiło ci tyle satysfakcji, jak napinający się powróz i syn Okrwawionej Czaszki padający na ziemię. W chwilę później jednak Jeździec Trygarran sięgnął po łaskę Potęg i szur w twoich rękach zapłonął, parząc ci lekko palce i dłonie. Samak natomiast poderwał się na nogi, a jego żywoszpony ożyły.

Melesugun
, ty zarzuciłaś arkan na innego Jeźdźca Zawartan. Ten nie miał dość rozsądku lub rozwagi, by zadziałać jak Samak. Szarpał się, jak szczupak na twoim arkanie skutecznie unieruchomiony. Jednak jego Bestia wyłoniła się z mroku. Rozpędzony, ciemny rumak szarżujący wprost na ciebie.

Rayen. Ty pochwyciłaś jedną z sióstr bliźniaczek i zaczęłaś uciekać, oddalając się od Szczeliny. Pochwycona Jeźdźczyni była zwinna, jak wąż. I była starsza, co przekładało się na umiejętności. Kiedy pierwsze oszołomienie minęło, poczułaś jak umiejętny cios w splot słoneczny pozbawia cię oddechu. Dwa następne i obie zleciałyście z grzbietu Neyar. Raz jeszcze brak Siodła okazał się być utrudnieniem. Zderzenie z ziemią. Obrót. Poderwanie się. Stanęłyście przed sobą. Ona – z twarzą ściągniętą w gniewie, i ty – nieco oszołomiona po upadku. W rękach Bliźniaczki pojawił się długi nóż zrobiony z rogu byka. Sapnęła, jak samiec bykorogów szykujący się do szarży.

Ilyu – ty zagrodziłaś drogę drugiemu młodzieńcowi „koniarzy”. Był pieszo, a ty na grzbiecie swej Bestii, ale nie zamierzał ustąpić. Kiedy położyłaś dłoń na rękojeści żywnonoża on wydobył swoją broń – krótki kiścień zrobiony z końskiej szczęki. Na twoich oczach żywobroń zmieniła się. Końskie zęby urosły, zmieniły w coś na kształt ostrzy piły lub kłów drapieżnika. Chłopak zmrużył oczy, zacisnął szczęki i spiął mięśnie do ataku.

- Dość!!!! – ryk Vuccovara przebił się przez huk wichury. Wiatr ucichł, jak ucięty nożem.

- Dość!!! – Jeździec Trygarran stał wyprostowany na grzbiecie swego piaskowego tygrysa tocząc wokół gniewnym wzrokiem.

Wewnętrzny spokój Jeźdźca ulotnił się, jak rosa o poranku. Teraz widzieliście jedynie ogromnego, strasznego drapieżnika. On i jego Bestia musieli budzić grozę i szacunek.

Pierwszy pochylił się w ukłonie Samak. Jego żywoszpony zaczęły się zmniejszać, aż powróciły do wielkości pazurów doszytych do noszonej rękawicy. Pochylił głowę, nadal spięty lecz już nieagresywny.

- Odejdźcie od tej przeklętej Szczeliny! – ryknął Vuccovar.

Tego rozkazu nie sposób było zignorować. Brzmiał, niczym wola Potęg wypowiedziana ustami śmiertelnika. Wszyscy – zarówno wy, jak i reszta Jeźdźców odstąpiła od walki, na którą się zanosiło.

Vuccovar uspokoił się, lecz nadal wyglądał jak ucieleśnienie samej Potęgi. Jeden gest ręki i wszyscy oddaliliście się od Rozdarcia. Piątka Jeźdźców, którą powstrzymaliście przed wkroczeniem do Szczeliny zbiła się w małą gromadkę, wy postąpiliście podobnie.

Vuccovar skierował się najpierw do tamtej piątki. Widzieliście, jak zamienił kilka ostrych słów z Samakiem, który jednak pokornie pochylił ogoloną głowę i oddalił się wraz ze :swoją” grupką.

Potem Vuccovar ruszył w waszą stronę. Znów spokojny i rozluźniony, jakby gniew, który okazał przed Rozdarciem

- Doskonale się spisaliście. Uratowaliście tych głupców. Moc Ashashki to nie jest coś, z czym może się zmierzyć żadne z was. Jeszcze.

Westchnął cicho, jakby właśnie podjął jakąś trudną decyzję.

- Słuchajcie – powiedział spokojnie spoglądając po kolei na każdym z was. – Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale będę potrzebował waszej pomocy. Waszej – członków plemienia Wallawarów, a nie – jak zawsze sądziłem – członków mego ojczystego plemienia.

Westchnął ponownie, ale głos, którym mówił miał pewny i zdecydowany:

- Możliwe, że zmieniło to moje spotkanie z Nemain, możliwe że była w tym wola Kapryśnej, że naznaczyła Melesugun swoimi znakami. Potem był sen, w którym Czarnopióra, jak to ma w zwyczaju, zwodziła was na manowce obietnicami bez pokrycia, jednocześnie karmiąc tą samą złudną nadzieję innych Jeźdźców. To w jej stylu. Wypielić ogród warzywny wyrywając jednocześnie część warzyw.

Spojrzał w kierunku stojącego na wzniesieniu niczym rzeźba Kahala. W stronę najstarszego szamana Zawarty zbliżali się dwaj młodzi Jeźdźcy z tego plemienia – wśród nich ten, którego Melesugun chwyciła na arkan.

- Widziałem, że czuliście gniew na szamanów. Uwierzcie mi, Kahal też to zobaczył. Znam takich jak on. Upartych, zawziętych, nie potrafiących spojrzeć dalej, niż ich czubek nosa. Są wybrańcami Potęg i jak wybrańcy się traktują. Nie myślą, nie dyskutują, nie odczuwają wątpliwości. Jeśli ktoś idzie na śmierć, bo tak chciały Potęgi, to stoją na wzgórzu z założonymi rękami i patrzą.

Spojrzał w stronę starego szamana, który chyba wyczuł ze o nim rozprawia, bo odwrócił się i zszedł ze wzniesienia znikając po chwili w swoim namiocie.

- Ashaska jest, na razie, poza mocą kogokolwiek na tym Stepie – powiedział Vuccovar ponuro. – Im szybciej szamani to zrozumieją, tym mniej przelanej zostanie krwi w ostatecznym starciu, do którego, zaręczam was, niechybnie dojdzie. Wiem, bo już raz widziałem tą walkę i uwierzcie mi, nie sądziłem że zmuszony będę przeżywać to ponownie. Tym razem brakuje nam jednak sił, które wtedy stanęły do walki.

Chcieliście o coś zapytać jednak przerwał wam podniesieniem dłoni.

- Nie teraz. Spotkajmy się za siedem dni na Wzniesieniu Wilków. Powiem wam, co moim zdaniem trzeba zrobić by tą starą wiedźmę w końcu wygnać raz na zawsze. To tylko propozycja. Rozważcie ją na spokojnie. Ale, jak powiedziałem na początku, wasza pomoc będzie mi potrzebna. Widziałem przez kilka ostatnich dni rzeczy i zwiastuny tego, co się zdarzy. Przebudził się Cień, to jest faktem. Zaczął polowanie na Iskry, temu też nie można zaprzeczyć. Wróciła Ashahska, a Kapryśna stwierdziła, że wyleczy ją przy pomocy garstki młodych i, wybaczcie szczerość, niedoświadczonych Jeźdźców. Macie w sobie przeogromny potencjał. Sądzę, ze pisane są wam wielkie czyny, jednak nie nadeszła jeszcze ku temu właściwa pora. Chociaż, obawiam się, długo na jej nadejście nie trzeba będzie oczekiwać.
Jednak niegdyś, by pokonać Ashashkę, jak widać nie aż tak skutecznie, potrzeba było sojuszu Upadłych i Potęg. Jak zaiste wyobrażała sobie to Czarnopióra, że grupa Jeźdźców pokona Największy Grzech? Zakładając nawet, że Ashaska jest osłabiona i nie ma tyle sił, co dawniej?

Nie czkał na odpowiedź. Zmrużył oczy, jak dziki kot, albo ktoś, kto słyszy jakiś dźwięk i nadstawia uszu by go słyszeć jeszcze lepiej.

- Zatem ci, którzy chcą stawić czoła tej tam – wskazał ręką dymiącą Czeluść – za siedem dni od dzisiaj na Wzniesieniu Wilków. Wtedy przedstawię wam wszystko, co wiem. Jeśli chcecie czegoś, co potwierdzi moje czyste intencje udajcie się do miejsca zwanego Kośćmi Ogiera. To wzniesienie stosunkowo niedaleko stąd. Nie jest łatwo je znaleźć więc jeśli macie taki zamiar, weźcie sobie przewodnika. Mieszka tam ktoś, kto może powiedzieć wam więcej o Ashashce. Dużo więcej niż wszyscy szamani. O ile zechce i o ile jeszcze tam mieszka.

Vuccovar wzruszył ramionami.

- Jeszcze raz wam dziękuję. Każde ocalone życie cieszy Step. To, co dzisiaj zrobiliście daje wam dług wdzięczności u mnie. Dług, który spłacę, kiedy poprosicie.

Jak dzikie zwierzę ugryzł się w palec i wycisnął kilka kropel krwi wprost na trawy Stepu w uroczystej przysiędze.

- A teraz – ukłonił się wam lekko i wskoczył na grzbiet swojego tygrysa.

Potem szybko, niczym strzała wystrzelona z łuku, pomknął w stronę Rozpadliny. Na kilka kroków przed nią pojawiło się przed nim rozdarcie w powietrzu. Vuccovar nie zawahał się. Spiął piaskowego tygrysa i znikł w szczelinie. Ta zamknęła się za nim w kilka chwil później. Pozostała nadal jednak jej większa wersja - dymiąca smrodem i żarząca się ogniem piekieł.



Jewa z Lodu i Aime Kamień na Dnie Rzeki


Noc minęła szybko i nie przyniosła ukojenia. Śniły się wam koszmary. Rozdarty Step, spękana ziemia, płonące trawy, deszcz krwi. W waszych majakach ludzie, których znaliście, wasi bliscy i przyjaciele, zmieniali się w Shar’Rhaz o pokręconych ciałach i obliczach.

Brzask powitaliście z ulgą, podobnie jak lud Zawarty. Po zmęczonych, poszarzałych twarzach koczowników widać było, że ostatnie brutalne wydarzenia, które wtargnęły w ich życie, które przenicowały ich wartości i zburzyły poczucie pewności, odcisnęły bolesne piętno na duszach tych ludzi.

Jednak życie toczy się dalej i klan szykuje się do wymarszu. To typowo koczowniczy klan opierający swą egzystencję na wędrówce. Wczorajszego wieczoru opłakano zmarłych, oddano ich ziemi i teraz trzeba podnieść się z ziemi i ruszyć w dalszą wędrówkę. Ludzie Stepu uważają, że śmierć jest tylko początkiem nowego życia. Początkiem bolesnym, lecz nieuniknionym. Wierzą, że każdy w końcu „narodzi się ponownie” i połączy z duchami przodków. Taka jest kolej rzeczy i taka jest wola Potęg.

Wanej podeszła do was, kiedy kończyliście poranny posiłek obserwując Zawartan zbierających się do marszu.

- Jewo, Aime – przywitała się grzecznie. – Rozważyłam twe słowa, Jewo. Z przyjemnością przyłączę się do ciebie. Lecz mam jedną wielką prośbę. Nim zostałam uznana za winna grzechów, których nie miałam na sumieniu, miałam się z kimś spotkać. Z kim i gdzie, na razie musi to pozostać moją tajemnicą, ponieważ przysięgałam, że nikomu nie powiem nic na te tematy.

- Więc jeśli zaufacie mi i pozwolicie poprowadzić się w nieznane, lecz dość niedaleko, przed wieczorem dotrzemy na miejsce, to wtedy chętnie skorzystam z propozycji. Jeśli nie macie czasu, lub woli mi zaufać, wtedy powiedz Jewo gdzie mam się zjawiać i kiedy, a ja postaram się tam dotrzeć. Choćbym nawet musiała wędrować pieszo.

Spojrzała na was czekając na decyzję.

Jej jasne włosy tarmosił wietrzyk, który od rana z duża siłą powiewał nad Stepem.

Nim zdążyliście udzielić odpowiedzi podjechał do was Ushak na swoim włochatym koniu – Bestii.

- Ruszamy za chwilę w kierunku Pastwisk Lerry. To ważne miejsce spotkań naszego klanu. Wysłaliśmy już posłańców do reszty naszego klanu. Zazwyczaj wędrujemy podzieleni na trzy, cztery grupy. Myślę, że starszyzna klanu powinna was poznać. Jewo z Lodu i Aime Kamieniu na Dnie Rzeki z plemienia Wallawarów, czy zechcecie nam towarzyszyć w drodze na miejsce zgromadzenia i zabrania głosu, jako świadkowie tych tragicznych i przerażających wydarzeń. Tym bardziej, że wasz towarzysz opuścił nas wczoraj bez słowa.

Jewo, poczułaś ciężar podarku, jakim obdarzył cię niespodziewanie Vuccovar. Ciemny, półprzezroczysty kamień zawieszony na rzemieniu z kroplą jakiegoś płynu uwiezionego w tajemniczy sposób w jego wnętrzu. Nie wiesz czemu, ale przemknęła ci przez głowę myśl, że tam, gdzie udał się tajemniczy Jeździec Trygarran, ten kamień nie byłby bezpieczny, a jego bezpieczeństwo niesie z sobą jakąś odpowiedzialność.

Ushak „Kudłata Żaba” uśmiecha się do was. Wanej stoi z boku, milcząca.

Czas podjąć kolejną decyzję.


P.S.

Termin kolejnego posta - poniedziałek 13 września 2010r do godziny 20.00. (no chyba że uda się Wam wcześniej). Jak podejmiecie decyzje, gdzie kto się udaje proszę o PW lub GG celem dania "wytycznych" do posta.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 07-09-2010 o 15:36. Powód: dodanie P.S.
Armiel jest offline  
Stary 11-09-2010, 16:47   #35
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Lubiła wiatr. Zapewne nie tak bardzo jak Nemain, jemu zawdzięczająca swe imię, ale i tak targający płachtami namiotów od samego świtu suchy podmuch poprawił humor białowłosej. Przegonił odór skażonej krwi, którą jeszcze wczoraj wszystko wydawało się przesiąknięte, przegonił straszliwie dokuczliwe, wielkie końskie muchy. Mimo wczesnej pory dzieci i psy biegały za poruszanymi jego siłą struganymi, drewnianymi kółkami, omijając jedynie plamy szarej ziemi obok dawnego namiotu Zajuha o Ciężkim Wzroku.
Jakaś wysoka koniarka nożem do oprawiania skór, z pełną energii złością cięła grube szwy łączące skóry namiotu upadłego szamana. Wyglądało na to, że nikt nie odziedziczy okazałego wnętrza, choć na razie nie było odważnych, którzy przyłączyliby się do rozsierdzonej kobiety.

Jewa, która zasnęła wczoraj ciężkim snem, pozbawionym marzeń i wizji, pod gołym niebem gdzieś na skraju osady, wraz z wilczycą ukryta w wysokiej trawie, też zerwała się skoro świt. Zdjęła niepotrzebne już bandaże, rzeczywiście Kamień miał rację, rany goiły się na nich z nieludzką szybkością. Zamiast jednak szukać chłopaka zastygła patrząc na furię nieznajomej.

Wiatr zawiał mocniej, wzbił w górę chmury piasku i nagle Jewa dostrzegła Zajuha. Szaman stał dwa kroki za kobietą, przodem do Jewy i śmiał się szyderczo. Niszcząca namiot Zawartanka go nie widziała. W ciągu sekundy dziewczyna z żywonożami w obu dłoniach cięła powietrze przed koniarką, Zajuh był szybszy, śmiech dobiegał teraz zza jej prawego ramienia, Jewa rzuciła się w tamtą stronę, dostrzegając kątem oka przerażoną twarz kobiety i dopiero wtedy zobaczyła resztę: Morską, Lanyę i Hunge. Zatrzymała się gwałtownie.
- Stuknięci jeźdźcy – powiedziała gniewnie nieznajoma, a ciężko oddychająca od nagłego wysiłku Jewa nie znalazła szybkiej riposty.
Jak mogła tak się pomylić. Zajuh był zaledwie półprzezroczystą zjawą z piasku i pyłu, chociaż oczy gorzały w widmowej twarzy równie intensywnie jak za życia.
- Wynoś się – wyszeptała Jewa, a wilczyca zawarczała tak dziko, że zamilkły ujadające w osadzie psy. – Nie ma dla ciebie tu miejsca – Zmarli Wallawarowie kiwali głowami.
Zjawa wolno podeszła do dziewczyny. Stanęła tuż przed nią, twarz na wysokości twarzy. Jewa z najwyższym trudem powstrzymała się od ponownego wyciagnięcia żywonoży.
- Zostanę – powiedział szaman.
Pięść Jewy przebiła chmurę piasku.

***

Powiedziała Ushakowi, że niestety z nimi nie pojadą, bo muszą zrobić coś innego. Patrzyła wtedy na Kamienia, nie wiedzieć czemu wyzywająco. Jeszcze niczego wspólnie nie uzgodnili i nie znała planów chłopaka.
Zresztą, zapewniła Kudłatą Żabę, nic ciekawego nie powiedzą szamanom, bo sami poruszają się po omacku, próbując zrozumieć, co na stepie się dzieje.
Jedyną ciekawą rzecz, którą Jewa może powiedzieć, jest informacja o sposobie, w jaki zabija się te kościste demony, ale ją przekazuje nie szamanom a Ushakowi, bo przecież to wiedza przydatna jeźdźcom, choć oczywiście Jewa ma nadzieję, że nie przyjdzie im już nigdy takich shar rhaz spotkać.

I tak sobie myśli, że jeśli szamani chcą się dowiedzieć czegoś ciekawego i u lepszego źródła, to powinni posłać kogoś za Vuccovarem, dlatego Jewa serdecznie i szczerze proponuje Ushakowi żeby z nimi wyruszył bo Vuccovar ma być za tydzień na wallawarskich wzgórzach.

I na koniec, ma jeszcze jeden pomysł, w oczach białowłosej, gdy o tym mówiła zabłysła dziwna iskra, szamani mogą się sporo dowiedzieć przywołując ducha Zajuha, na pewno mają jakieś sposoby, żeby go uwięzić w jednym miejscu, na tym świecie i zmusić do mówienia prawdy.

Poza tym, Kamień i ona, cieszą się, że mogli pomóc i mają nadzieję, że domy i stada plemienia Zawarty nieszczęścia będą już omijać, bo przecież po złym czasie w końcu musi nastąpić dobry.

***

Jechali dość szybko, nie dość jednak by mogła myśleć tylko o jeździe. Krajobraz wapiennych wzgórz, lśnił w słońcu tak bardzo, ze musiała przewiązać sobie cienką białą chustką oczy. Wanej zrobiła tak samo.
To była droga, podczas której do Jewy wracała przeszłość.

***

- Jewa!
- Jewa!!


Od południa udawała, że nie słyszy dobiegających od strony tipi krzyków matki. Mruka nikt nie wołał. Myślała o tym ze złością. To nie, dlatego jego rodzice okazywali mu więcej zaufania, że był od niej starszy, albo bardziej odpowiedzialny, to dlatego, że był chłopcem. A przecież nawet rodzice musieli widzieć jaki jest głupi, udowadniał to tysiące razy. Po prostu chłopcy mieli w życiu zawsze łatwiej. Na przykład nie musieli uczyć się tkania. Nie znała ani jednego Wallawara, który by to robił … tylko kobiety. I wiedziała dlaczego - tkanie było śmiertelnie nudne. Wczoraj z uporem godnym czegoś ważnego matka tłumaczyła Jewie i jej siostrze przez cały piękny wietrzny dzień jak rozpoznać dobrą przędzę. Zmarnowany czas. Białowłosa zapamiętała co prawda, że zła nić się rwie, przy drugim pociągnięciu, nie cała, ale brzegi i pośliniona się nie klei, tylko nie zapamiętała, do czego. Bezskutecznie próbowała wytłumaczyć, że to bez sensu, przecież nici nie mają brzegów, to nie rzeki. Mama i Aida śmiały się wtedy. Do tego Jewa cały czas słyszała chichot starej kobiety, dobiegający sprzed namiotu i nie mogła przypomnieć sobie czyj to głos, a matka twierdziła, że nikt się nie śmieje i nie pozwalała Jewie wyjrzeć. Jasnowłosa dziewczynka skądś wiedziała, że gdy ona kaleczy palce, Mruk i Kot cały dzień jeżdżą konno po stepie.

Do tego, wzburzenie Jewy ciągle rosło, gdy tak stała w wartkim strumieniu i gapiła się na Mruka, chłopcy, co będą kiedyś mężczyznami nie muszą rodzić dzieci. O to też odważnie zapytała, dlaczego tak jest, kiedyś, na wielkim święcie wiosny, gdy wszyscy dorośli najedzeni i napici, chętniej mówili dzieciom prawdę. Gromki śmiech ucztujących sprawił, że Jewa śmiertelnie poważnym głosem, niczym przysięgę wypowiedziała obietnicę, że ona taka głupia nie będzie i żadnych dzieci nie urodzi.

Świat niesprawiedliwie traktował dziewczynki. Dowody na to można było znaleźć wszędzie. Na przykład w dobiegającym do nich wołaniu.

Teraz Jewa i Mruk stali w rzece, każde na jednej nodze. Już trzecią godzinę. Oboje byli naprawdę wytrzymali.
Wiedziała, że gdy wygra, 12 –letni Mruk skwituje jej wygraną jednym słowem – odmieniec, ale nie psuło to jej satysfakcji. Znała go, nie będzie mógł żyć z tą porażką. Może nawet umrze ze wstydu i to załatwiłoby większość życiowych problemów dziewczynki. Głupi! Ona stanęła w cieniu, on chcąc być jak najdalej od „odmieńca” stał na słońcu. Miał szczęście, że dziś było trochę chmur, ale kiedy jego pomagier Kot przynosił mu wodę do picia, Jewa po prostu ledwo tłumiła chęć roześmiania się. I już widać było to po chłopcu, po kropelkach potu niespowodowanych upałem i bolesnej minie. Przegra, bo inaczej się zsika. Och Jewa postara się, żeby usłyszeli o tym wszyscy. Wspaniały, dzielny, silny Mruk przegrał zawody z młodszą o cztery lata dziewczyną.
W końcu zauważył jej satysfakcję.
-Głupek –wyszeptała mściwie.
Nie słyszał, ale wyraźnie czytał z ruchu jej warg.

I wtedy stało się. Wciąż stojąc na jednej nodze zdjął spodnie. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Patrzył na nią wyzywająco. A potem nasikał do strumienia. Woda wartko płynęła w kierunku dziewczynki.
Ośmioletnia Jewa uciekła z krzykiem.

***

Czwórka starszych mężczyzn siedziała przed namiotem. Połowy szamanów nie było w osadzie Szarych Wików, odprawiali rytuały na Wzgórzu, mieli wrócić dopiero za tydzień. Niewielu było gapiów na tej naradzie choćby dlatego, że był środek nocy. Ale Jewa jakoś nie mogła odejść. Szamani o losie Arona gadali od południa. Upośledzony, związany mężczyzna drzemał całkowicie spokojnie, nie zdawał sobie sprawy ani z tego co zrobił ani z tego, że waży się jego los. Obok wielkiego mężczyzny równie spokojnie spał jego kundel, zawszony i nieduży, przez swą nigdy nie czesaną, skołtunioną grubą sierść zwany Wełną. Aron był synem jednego z myśliwych, powszechnie szanowanego Ogara, tego, od którego Jewa dostała wilka. Miał pewnie ze 30 zim, ale umysł dziecka. Wczoraj zabił napastliwego Równinnego Dzika. Popchnął go, gdy tamten próbował zmusić Arona do kąpieli w gnojówce. Młody mężczyzna upadł na kamień i już nie wstał.
Dzik był siostrzeńcem jednego z obradujących. Przystojny, wygadany i sprawny, niedługo miał się ożenić.

Jewa też kiedyś go uderzyła, prostym sierpowym, choć trzeba przyznać dużo mniej mocno niż chciała, bo zdołał się częściowo uchylić. Nie dlatego że zrobił jej obrzydliwą propozycję, to potrafiła zostawić bez reakcji, przecież robił je wszystkim dziewczynom, tylko dlatego że kopnął jej szczeniaka, gdy ten radośnie podbiegł się przywitać.
Wyrok zapadł o brzasku nowego dnia – wygnanie.

Spektakl trwał długo. Głupek nie chciał odejść, patrzył na zebrany tłum nierozumiejącym wzrokiem i bełkotał coś po swojemu. Jego ojciec krzyczał i wyrywał się przytrzymującym go mężczyznom. Twarz upośledzonego była cała mokra od łez, rodzina i przyjaciele zmarłego miotali w niego kamienie, dostawał w tułów i głowę. W ogóle się nie zasłaniał, zdawał się nic nie czuć. Wyciągał ręce w stronę ojca. W końcu Marzyciel, łysy czterdziestoletni szaman, ten właśnie, co był zmarłego Dzika krewniakiem, przywołał potęgę ognia. Zaczęła lizać wygnanego po stopach. Dopiero wtedy głupek zaczął uciekać.

To widziała tylko z oddali, bo sama uciekła, gdy padły pierwsze kamienie. Potem dowiedziała się, że Ogar odszedł za synem.

Kilka nocy później, gdy nie mogła spać, Jewa widział powrót Juhara, i podsłuchiwała cichą rozmowę w cieniu szamańskich namiotów. Oglądała tę chwilę gdy Marzyciel uderzony w twarz przez starego szamana, padł nieprzytomny na ziemię.

Wełna wrócił do osady po miesiącu. Ogar razem z nim. Niósł na rękach ciało syna. Jewa nie wiedziała jak to jest możliwe, Aron od dawna ważył ze dwa razy tyle, co ojciec.

Wełna nie odszedł od grobu Arona przez cztery dni, potem skonał. Widać tyle czasu pies w czasie suchego lata może wytrzymać bez jedzenia i picia.
Pewnej nocy namiot Marzyciela stanął w płomieniach. Szaman uratował tyłek a lekkie poparzenia dało łatwo się wyleczyć. Nie znaleziono winnego tego podpalenia. Jewa bardzo żałowała, że nie spłonął.

***

Szkielet, który znaleźli w jaskini należał do starego mężczyzny i z pewnością został tu pochowany najdalej pół roku temu. Tak orzekł najstarszy z myśliwych i wszyscy mu uwierzyli. Nie mniej nie mieli gdzie spać.
Rozpalili więc mały ogień na zewnątrz i przy nim upiekli upolowane ptaki. Było ich sześcioro, obecność ciekawskiej Jewy przeforsował Mruk. Polowali na cętkowanego geparda, najszybszego drapieżnika stepu.

Musiała przełamać nieśmiałość żeby się zapytać, dlaczego półroczne zwłoki nie mają na kościach zgniłego lub zasuszonego ciała. Wtedy dowiedziała się, że niektórzy z ich sąsiadów gotują zwłoki najznamienitszych spośród siebie, by oddzielić plugawe mięso od niebiańskiego szkieletu.
Nie zadała pytania, co robią z mięsem, bo potem nie mogłaby spać.

Ale tej nocy wcale nie to było najważniejsze. Tylko ten moment przed zaśnięciem, kiedy Mruk przysunął się do niej, objął ją w pasie i wyszeptał jej imię. Potem czekał w ciemności na reakcję, która nie nastąpiła.

Ten moment, kiedy wszystko zepsuła.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 12-09-2010, 15:03   #36
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wyruszyliśmy po rozmowie, którą zaproponowała Melesugun. Urrokar powiedział, co wie, albo to, co chciał, żebyśmy wiedzieli. Tak, szamani, wnerwiający, uważający się za pępek świata, mający nosy dłuższe od kłamstw niż pewna drewniana laleczka. Prowadzeni przez przewodnika najpierw przemierzyliśmy step.

Preria, czysty, prosty teren pokryty trawą, jak dzieciństwo, które miło wspominamy. Zieleń soczysta pod deszczu, lub pożółkła, kiedy słońce pali zbyt długo swoimi ciepłymi promieniami. Prosta, jasna, jak dzieciństwo oraz tak jak ono, skrywająca pułapki. Pieski preriowe drążą tunele, których wyloty stanowią pułapkę dla wielu koni. Nieudany skok. Niewłaściwe stąpniecie. Nieodpowiedni krok.

Fasola. Nigdy nie cierpiał fasoli. Fasola tu, fasola tam. Na obiad, na śniadanie, na kolację. Z kawałkami koniny, odrobiną ostrej papryki, dziko rosnącej wzdłuż rzek, albo ze smalcem. Nienawidził tego oraz nienawidził Matta Zieloną Gałąź za to, że z bratem nafaszerowali go kiedyś tym obrzydliwym jedzeniem. Powiedział, że nie może, podziękował, wyszedł, ale oni byli starsi. Dla ośmiolatka każda różnica jest spora. Karmili go powaliwszy wcześniej. Przywiązawszy do drzewa. Zatykali nos, bo otwierał usta. Wtedy pakowali mu kawal fasolowej papki. Jadł, rzygał, znowu jadł straciwszy jakąkolwiek rachubę. Potem zostawili go. Byli obcoplemienni. Ich grupa obozowała niedaleko przez jakiś czas. Potem odjechała … odjechała ...

Preria powoli zaczęła przekształcać się w pagórkowata przestrzeń, coraz częściej przyozdobioną skałami. Takimi, jak młodość, kiedy dziecko powoli zaczyna dorastać oraz tak bardzo, tak bardzo chce być już duże. Ideałem wtedy są ojciec, matka, rówieśnicy. Wtedy nie ma góry, na która nie dało by się wspiąć, a wszystko stanowi wyzwanie. Lecz kiedy je pokonasz, jakaż słodycz nagle zalewa wszystko. Czujesz się panem. I nieważne, czy to mała górka, czy wielka, ale pokonana, tak jak ów koń, który się zerwał przestraszony. To nieważne, że pewnie złapaliby go inni, Calin zaś przez przypadek stanął na jego drodze. Nieistotne. Był górą, na która się należało wspiąć. Jeden skok na koński grzbiet, uściśniecie łydkami oraz zakrycie oczu. Każdy zrobiłby to, szczególnie tych dwóch wojowników, którzy stali tuż za Calinem. Ale on przypadkiem był szybszy. Ojciec był dumny, matka, inni gratulowali mu, może trochę żartem, ale jakiż był wtedy radosny.

Słońca szlaki na niebie niedoścignione są dla ludzi Prerii. Słabe umysły gubią się, przemierzając czas oraz przestrzeń. Słonce zaś jest tam na górze nie mówiąc, czy oświetla ścieżkę właściwą, czy nie, mądrą, czy też głupszą od końskiego łajna, uczciwą, czy pełną kłamstwa. Idzie się widząc wokół siebie skały, pomiędzy którymi bieleją się kości ludzkie, zwierzęce, nie wiadomo jakie. Powoli wzgórza przeszły w labirynt skalny, pełen gróźb oraz wymagający prawego umysłu oraz szlachetnego uczucia, by przejść go zachowując honor. Tak bardzo się cieszymy chwilami radości, ale nawet to, co piękne, stanowi początek labiryntu. Ilya stanowiła jego dopełnienie, tak jak on stawał się częścią jej rzeczywistości. Nowe bytowanie, wspólnota, jednostka … nowa słodycz, radość … nowa miłość świetlista niczym kropla rosy na róży … ale także otwierający się labirynt, który trzeba wspólnie przejść. Pełen dobra, pełen zła. Nie wiesz, czego. Pełen niebezpieczeństw, które można pokonać razem, tylko razem. Poznali się, ich uczucie wybuchnęło nagłym świetlistym podmuchem, który porwał ich ze sobą. Pierwszy pocałunek, spotkanie, dziwne podniecenie, którego nie doświadczało się nigdy wcześniej, jakaś niezwykła słabość, szalona tkliwość oraz niebezpieczne groźby. To co się stało z jej bratem, przyniosło długie rozstanie, zanim wspólnie pokonali oddzielająca ich dwoje barierę. Gdyby zwyczajnie podeszli do tej sytuacji, z bólem, bowiem odszedł ktoś bliski im, ale razem, żałując, ale starając się znaleźć wspólne oparcie. Czyż nie trwałoby to wszystko krócej, zaś żałość przemieniła się tworząc uszlachetniający smutek? Ale oni woleli uciec. Od siebie, od niebezpieczeństwa, od wyzwań skalnego labiryntu. Ileż czasu musiało upłynąć, kiedy znowu stanęli razem pojmując, że okres oddzielenia tak naprawdę przysłużył się zrozumieniu tego, co doskonale obydwoje wiedzieli? Gorzko-słodki czas.

Wilk wiedziony myślą swego pana podjechał bliżej wspaniałego kota Ilyi. Przez chwilę galopowali tak bark przy barku. Pochylił się:
- Kocham cię, moja najdroższa gwiazdko.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-09-2010, 23:28   #37
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Cios w splot słoneczny zabolał. I to bardzo. Na szczęście uprowadzona Jeźdźczyni potrzebowała jeszcze chwili żeby uwolnić się z uchwytu Rayen. To pozwoliło oddalić im się od Szczeliny na znaczny dystans. Dopiero na ziemi Bliźniaczka dobyła żywonoża. Samotny Księżyc była pewna, że mogła go użyć jeszcze na grzbiecie Neyar i dźgnąć nim Wallawarkę. Jednak tego nie zrobiła. To oznaczało, że nie była pewna zamierzeń Rayen i nie działała pochopnie. Także i teraz patrzyła tylko gniewnie, ale nie atakowała. Druga z Bliźniaczek pędziła siostrze na pomoc, ale że była pieszo mogło jej to zająć trochę czasu. Rayen powstrzymała Neyar przed atakiem na Bliźniaczkę z żywonożem i postąpiła krok do przodu pokazując puste dłonie i uśmiechając się lekko. Potem wskazała głową na swoje bose stopy. Dziewczyna była bez broni i na bosaka, bo tak się zerwała z posłania i tak rzuciła na ratunek Jeźdźczyni rogobyków. Tamta na ten pokaz uspokoiła się i opuściła żywonóż, chociaż nadal dzierżyła go w dłoni demonstrując tym samym, że nadal nie ufa Rayen, co do jej intencji. Samotny Księżyc podeszła jeszcze bliżej do starszej dziewczyny tak żeby wiejący wiatr nie zagłuszał jej słów:

- Czy to „Łapiący Noc” kazał wam iść do Rozdarcia? Ale sam nam powiedział, że nie jest pewien, kto został wybrany do tego żeby się zmierzyć z Ashashką. Mówił także, że jest jeszcze czas żeby się tego dowiedzieć. Naprawdę uważacie, że wasze życie jest tak mało warte, że chcecie podjąć próbę, która może zakończyć się spaleniem was i waszych Bestii? Bo tak się stało z ostatnim Jeźdźcem, który zbliżył się do Szczeliny.

Wiatr ucichł i usłyszeli donośny głos Vuccovara. Rayen zobaczyła, że w tym samym czasie podeszła do nich druga z Bliźniaczek i tez przysłuchiwała się jej słowom. Potem obie dziewczęta z nieodgadnionymi wyrazami twarzy odeszły do reszty Jeźdźców, z którymi tu przybyły. Vuccovar najpierw zamienił z ich przywódcą Samakiem kilka słów a potem zwrócił się do Wallawarów.

Ciężar jego słów zapadał w myśli Rayen. Czuła, że coś jest nie tak w tym, co Trygarranin im przekazywał. W zupełnie inny sposób spoglądała na Szybkie Szpony, tak jakby nagle objawiło w nim się coś, co ją zaniepokoiło. Potem zniknął w zupełnie niewyobrażalny sposób. Samotny Księżyc spojrzała w twarze swoich towarzyszy i zobaczyła, że ich także opadły wątpliwości.

- On się myli. Czarnopióra nie wysłała nas tutaj żebyśmy walczyli z Ashashką. To Kahal tak zdecydował. Ona wysłała nas abyśmy dowiedzieli się czegoś o Cieniu i najwidoczniej tutaj są dalsze wskazówki – stwierdziła Rayen.

Skierowali się do swojego obozowiska. Czas było podjąć decyzję, co do dalszej drogi. Nemain była skłonna zaufać Vuccovarowi i podążyć do Kości Ogiera a później na Wzniesienie Wilków. Samotny Księżyc wyjęła grzebień z juków i próbowała uporać się z kołtunami powstałymi od jazdy w wichurze. Szarpała przy tym włosy, co i rusz wyrywając kilka cienkich pasemek z głowy.

Melesugun twierdziła, że to Vuccovar jest obudzonym Cieniem. Inni w tym także Rayen byli bardziej wstrzemięźliwi w swoich osądach, ale także czuli, że muszą dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym Trygarrianinie. Wszyscy jednak byli skłonni odwiedzić Kości Ogiera żeby poznać sekret Ashashki.

- Jestem zaskoczona, że dość blisko można by rzec pod samym nosem urrokura jest ktoś, kto może wiedzieć sporo o Ashashce, chociaż “Łapiący Noc” twierdził, że obecnie nikt za wiele nie wie o tym, co się kryje w Rozpadlinie. Co do Vuccovara to mamy siedem dni żeby podjąć decyzję czy spotkamy się z nim na Wzniesieniu Wilków. Możemy tam pojechać i przekonać się, czego od nas chce, ale dobrze by było już teraz spróbować zebrać o nim więcej informacji. Musi być ktoś, kto o nim coś wie, chociażby z jego rodzimego plemienia Trygarran – Rayen wyraziła swoje zdanie nadal zmagając się z niesfornymi włosami.

- Twoja wichura sprawiła, że łatwiej by mi było uporać się z włosami nożem niż grzebieniem - powiedziała do Nemain z uśmiechem na ustach.

- Jeśli jesteśmy zgodni co do wyprawy do Kości Ogiera to porozmawiam z Valkorem o przewodniku do tego miejsca – zwróciła się do pozostałych.

Rayen przy pomocy rzemieni związała włosy zdając sobie sprawę, że zaraz i tak niesforne kosmyki włosów zaczną opadać jej na twarz. Westchnęła z rezygnacją. Gdyby nie matka to dawno by już obcięła włosy na krótko. Jej rodzicielka miała piękne, gładkie i całkiem czarne włosy. Aylen miał takie same. Natomiast Samotny Księżyc swoje odziedziczyła po ojcu, którego czupryna bardziej przypominała końska grzywę niż włosy. Dziewczyna wdziała buty, wyjęła drewniane pudełko ze swojej torby i udała się na poszukiwanie Krzemiennego Grota. Najpierw jednak zwróciła się w stronę pozostałej piątki młodych Jeźdźców.

Znalazła ich obozowisko i skierowała się w jego stronę głośno stąpając tak by obwieścić swoje nadejście. Zatrzymała się kilka kroków przed nimi i przedstawiła:

- Jestem Rayen, Samotny Księżyc z klanu Szarych Wilków plemienia Wallawarów, chociaż urodziłam się w klanie Śnieżnych Mustangów plemienia Zawarty – ostatnią informację dodała celowo żeby zyskać sobie przychylność dwóch Jeźdźców Zawarty i ograniczyć wrogość, jaką mógł do niej odczuwać Samak z racji jej przynależności do nieprzyjaciół Trygarran.

Potem zwróciła się bezpośrednio do tej z Bliźniaczek, którą jak jej się wydawało chwilę wcześniej wciągnęła na wilczycę:

- Chciałam cię przeprosić za moje zbyt obcesowe zachowanie. Nie mam nic cennego, czym mogłabym ci zadośćuczynić za atak na ciebie. Tylko ten mały podarek. Proszę – wyciągnęła rękę z drewnianym pudełkiem – To specjalny tłuszcz z mieszanką ziół. Robię go sama wedle przepisu mojej babki. Łagodzi spierzchnięte wargi, które zbyt długo były wystawione na działanie wiatru i słońca.

Dziewczyna zaskoczona podarunkiem przyjęła go i skinęła głową, potem zwróciła się do siostry i zaczęły coś szeptać miedzy sobą. Rayen zwróciła się wtedy do Samaka:

- Jeśli nie masz nic przeciwko Samaku chciałabym cię zapytać o Jeźdźca z twojego plemienia, tego, którego zwą Vuccovarem Szybkie Szpony. Czy wiesz, kim on jest i czy można mu zawierzyć własny los?

- On już nie jest Trygarranem – po chwili ciszy Samak zaczął odpowiadać na pytanie Wallawarki – a większość zapomniała jego imię. Nie oddałbym mu pod opiekę nawet mokasynów, a o życiu nawet bym nie wspomniał.

- Ashaska wdarła się do moich snów i to było przerażające i odrażające. Jeśli tu przenocujecie przekonacie się – powiedziała na odchodnym, po czym dodała - Zaraz będziemy stąd ruszać. Żegnajcie – skinęła całej piątce głową i udała się na poszukiwanie Valkora.

- Mam do ciebie prośbę Krzemienny Grocie. Zaraz stąd odjedziemy a możliwe, że będą nas tu poszukiwać nasi towarzysze: Jewa z Lodu i Aime Kamień na Dnie Rzeki. Łatwo ich rozpoznasz, bo Jewa ma jasne włosy i jeździ na białej wilczycy a Aime dosiada hieny. Czy mógłbyś im od nas przekazać, aby nie zbliżali się do Rozpadliny a także to, że ruszamy do Kości Ogiera i tam nas mogą znaleźć? I czy mógłbyś skierować mnie do kogoś, kto byłby chętny zaprowadzić nas w to miejsce?

Valkor zgodził się przekazać słowa Samotnego Księżyca i wskazał jej jednego z wojowników Zawartan, który miał wskazać im drogę. Wyruszyli, czym prędzej pozostawiając za sobą Szczelinę i całe zło, które w niej się kryło.



***


Jechali wolno tak by wojownik Zawartan dosiadający zwykłego konia mógł nadążyć za Bestiami. Z resztą to on prowadził, więc i on narzucał tempo. Wiosna objęła w posiadanie cały step i wszędzie można było dostrzec tego znaki. Jechali kotliną wypełnioną po brzegi kwitnącymi sasankami. Białe, czerwone i fioletowe kwiaty przypominały pięknie tkany kobierzec. Przypomniały także Rayen inny wiosenny dzień.

Kiedy mieszkali jeszcze w klanie Śnieżnych Mustangów Aylen został uczniem Szemrzącego Potoku. Szaman był już stary i zgrzybiały, i zdaniem Rayen całkowicie szalony, ale jej brat był dumny z tego, że wybrał go na swego ucznia. Po przenosinach do Szarych Wilków Aylen powinien zostać uczniem innego szamana. Ale nie został. Jedynym Wiedzącym wśród klanu, który w tamtym czasie nie miał ucznia był Bherag Trzy Pióra i wszyscy spodziewali się, że to on będzie szkolił Aylena. Zamiast tego jednak brat Samotnego Księżyca uczęszczał na nauki z innymi kandydatami na Wiedzących i w grupie pięciu czy sześciu dzieciaków młodszych od siebie o połowę wysłuchiwał nauk Starszych. Rayen wraz z matką widziały żal w oczach Aylena, ale nic nie mogły na to poradzić. Żadna z nich nie zdecydowała się na rozmowę z Bheragiem gdyż wiedziały, że Aylen by sobie tego nie życzył.

I właśnie takiego pięknego dnia jak ten dzisiejszy, kiedy zakwitły sasanki ich matka Diyar prała odzież w potoku a Rayen i Aylen stali po kolana w wodzie i próbowali łapać pstrągi gołymi rękoma. Wtedy właśnie przyszedł do nich Trzy Pióra i zwrócił się do Aylena:

- Już czas abyś został moim uczniem – a potem powiedział do matki – od jutra twój syn będzie miał nowe obowiązki, więc będzie musiał zostać zwolniony z części swych powinności względem rodziny.

Matka tylko skinęła głową, ale Rayen nie wytrzymała i zagrodziła drogę szamanowi, kiedy ten zbierał się już do powrotu:

- Dlaczego dopiero teraz po niemal roku zwracasz się do niego z tymi słowami Bheragu?

- Bo dopiero teraz nadszedł ku temu właściwy czas.

- Ale Aylen stracił przez to rok czasu. Czasu, który mógłby spożytkować na naukę – Samotny Księżyc drążyła temat niesprawiedliwości, jakiej doznał jej brat.

- Cóż znaczy rok w obliczu całej wiedzy do ogarnięcia. I stulecia byłoby za mało żeby poznać wszystko dostatecznie a mądry człowiek nigdy nie traci czasu – Bherag przyglądał się jej, uważnie, po czym rzucił do Aylena – bądź jutro tutaj, nad tym potokiem o świcie.

Rayen chciał jeszcze coś dodać, ale Aylen wbił jej rękę w plecy i syknął ostrzegawczo. Dopiero, kiedy Trzy Pióra odszedł zawołał do siostry:

- Zwariowałaś! Jeszcze by zmienił zdanie!

- Sam musisz przyznać, że źle cię potraktował a teraz jakby nigdy nic przychodzi i nie tłumaczy się ze swojej decyzji. Kazał ci przez prawie rok siedzieć z dziećmi i słuchać bajek – Samotny Księżyc nadal była poruszona cała sytuacją.

- Wiesz, czego się uczyłem z tymi dziećmi? – Aylen wpatrywał się w nią zmrużonymi oczyma – historii klanu, tego klanu. Bo jak mógłbym zostać szamanem Szarych Wilków nie wiedząc skąd się wywodzą. Dotąd znaliśmy tylko opowieści Mustangów a teraz znam opowieści Wilków, może ty też powinnaś je poznać siostro?- na koniec się roześmiał i pokazał jej język.

- Nie mówiłeś, że to właśnie opowiada wam Starszy – Rayen zrobiło się trochę wstyd swojego wybuchu – A ja nie potrzebuję poznawać opowieści Wilków.

Zabrała swoje buty i pomaszerowała do osady, ale jeszcze tego samego wieczora poprosiła Aylena:

- To może opowiesz mi jakąś historię Wallawarów, ale jakąś ciekawą a nie te szamańskie opowieści o wietrze, wodzie i pyle, które Wiedzący tak lubią.

A Aylen opowiedział.


Rayen uśmiechnęła się do siebie znów spoglądając na kolorowe sasanki. Wkrótce jednak przewodnik skierował ich w istny labirynt wzniesień i pagórków. Nigdy nie trafiliby tu sami. Wokół bielały kości zwierząt, ale nie tylko. Gdzieniegdzie można było dostrzec charakterystyczne ludzkie czaszki. Skały także były białe od wapnia i same wyglądały jak kości, kości ziemi.

To właśnie w takim wąwozie ojciec stracił życie – przyszło jej na myśl, kiedy przewodnik wprowadził ich do kolejnego jaru. Ale to było dużo dalej na wschodzie. Nie tutaj. Ale to musiał być podobny kanion. Pamiętała to dobrze. To była kolejna potyczka pomiędzy plemionami Zawarty a Mahurraną, koniem a antylopą, pomiędzy klanem Śnieżnych Mustangów a klanem Płowych Gazeli. Zwykle takie utarczki kończyły się szybko i bez większych strat. Tym razem wojownicy Gazeli urządzili zasadzkę w wąwozie. Zginął młody, nieopierzony Jeździec Śnieżnych i nienawiść wybuchła ze zdwojoną siłą. Nikt nie podjął próby rozmowy. Zdecydowali się walczyć do końca. I to był prawie koniec. I dla jednych i dla drugich, bo prawie wszyscy polegli. Ci, co przeżyli zwieźli zabitych do domów.

Pamiętała jak zimne, nieruchome ciało ojca leżało w Domu Dusz wraz z ciałami innych Jeźdźców i wojowników. Nie płakała. Nie mogła. Czuła tylko drapanie w gardle tak ściśniętym, że miała wrażenie, że zaraz się udusi, bo nie będzie mogła nabrać więcej powietrza. Matka płakała. Aylen gdzieś uciekł. A ona stała i patrzyła wielkimi oczyma nie mogąc uwierzyć. Przecież ojciec był Jeźdźcem Bestii. Nie powinien zginąć. Przecież Jeźdźcy nie ginęli. Walczyli i byli ranni, ale nie umierali. Twarz ojca zwykle pełna życia teraz wyglądała jak gliniana maska. Gardło ścisnęło się jej jeszcze bardziej. Uciekła. Biegła tak daleko jak potrafiła. Tak daleko aż to, co widziała pozostało gdzieś za nią. Czy gdyby odbiegła dostatecznie daleko to wszystko przestało by być prawdą? Nie. Ojciec nie żył. I tak już pozostanie, niezależnie od tego, co ona zrobi. Zatrzymała się. Z gardła wyrwało się w końcu urywane łkanie, ale oczy nadal pozostały suche.

W jakiś czas później przybył po nich ojciec matki Ujarak Nieugięty, wojownik Szarych Wilków. Zabrał ich trójkę do swojego klanu, do klanu gdzie urodziła się matka. Uznał, że tak dla nich będzie najlepiej. Wtedy Rayen płakała. Za klanem i opuszczaną rodziną. Za ich życiem w plemieniu Konia. Ale nadal nie potrafiła płakać po ojcu. Do dnia dzisiejszego nie uroniła po nim jednej łzy.

A przecież go kochała. Kochała go tak bardzo, że nie wyobrażała sobie życia bez niego. A musiała żyć bez niego już od trzech lat.

Ojciec był zawsze w ruchu, zawsze pełen energii. Zawsze prowadził innych Jeźdźców, nigdy nie zostawał w tyle. W szybkości sprostać mógł mu tylko wiatr. Wayra Niedościgniony na swojej Bestii Północnym Wichrze. Przypomniało jej się jak opowiadał jej o Jeźdźcach i ich obowiązkach, kiedy stary szaman dostrzegł w niej przyszłego Jeźdźca.

- Czy moja Bestia będzie podobna do Północnego Wichru? Czy będzie brązowa z ciemnobrązową grzywą – pytała sześcioletnia Rayen.

- A chcesz żeby taka była? – dopytywał ojciec.

- Tak. Chcę! – jej entuzjastyczny okrzyk wywołał szeroki uśmiech na jego twarzy.

- Więc taka będzie – kiwał głową z niemal równie wielkim entuzjazmem.

- A wiesz, że w klanie twojej matki Jeźdźcy dosiadają wilków?

- Naprawdę? – dziwiła się Rayen wspominając widzianego ostatnio wilka – a czy one nie są za małe żeby na nich jeździć.

- Widocznie Wallawarowie mają bardzo krótkie nogi – śmiał się ojciec, ale mrugnął do niej tak żeby wiedziała, że żartuje, bo przecież matka nie miała wcale krótkich nóg, mimo że była Wallawarką.

A potem zabierał ją na Północnego Wichra i jechali razem tak szybko, że nikt nie byłby w stanie ich doścignąć aż Rayen zdawało się, że Bestia dostała skrzydeł i leci zamiast biec.

Czyjś głos wyrwał Samotnego Księżyca ze wspomnień, w których się zagłębiła. To przewodnik. Najwyraźniej dojeżdżali na miejsce.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 13-09-2010, 14:40   #38
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Zniknięcie Vuccovara w tajemniczej szczelinie oraz jego ostre słowa wprowadziły zamęt w grupie. Widać było, że młode Wilki straciły do niego zaufanie.
Nemain była przybita. Sama nie wiedziała do końca co o tym myśleć. Z jednej strony instynktownie wyczuwała w nim dobro, a złożona przez niego przysięga tylko wzmacniała to przekonanie, a z drugiej… nie rozumiała dlaczego kwestionował zdanie Potęg, skoro sam wykonywał dla nich jakąś misję i dlaczego właściwie niczego im nie mówił? Kolejne tajemnice!
Do tego Melesugun wysnuła teorię jakoby to właśnie Vuccovar był owym przebudzonym Cieniem. Bzdura! Przecież wtedy nie pojechał by z nimi do wioski, do Juhara, ani nie wspierał ich i nie walczył z Upadłymi. Palnęła więc trochę bez zastanawiania:

- Melesugun, powstrzymaj swoją złość i pomyśl logicznie. Sami widzieliśmy co dzieje się z Jeźdźcami, którzy zbliżyli się do Szczeliny. Ashasca to jakaś mroczna i potężna siła, do zwalczenia której potrzeba było czegoś więcej niż kilku młodzików.
Skoro Vuccovar przeżył poprzednią wojnę, to musi być.... bardzo wiekowy... albo... czymś innym niż zwykłym Jeźdźcem. Myślę, że powinniśmy dać mu szansę.
Co do twojego podejrzenia, że sam jest tym przebudzonym Cieniem.... Nie wierzę w to - za dużo w nim dobra. Ale zgadzam się, że powinniśmy też zachować ostrożność.


Oberwała za te słowa. Trochę słusznie, ale nie przyznała tego na głos. Zaczerwieniła się tylko i przełknęła głośno ukrywając zmieszanie.
Inni Jeźdźcy argumentowali sensownie i wiedziała, że mają rację.

Chciała, jak i oni, pojechać i dowiedzieć się czegoś więcej o tym ohydnym zjawisku, które rozdarło step. Miała dosyć niewiedzy i błądzenia po omacku. Wskoczyła więc na siodło, na grzbiecie geparda, jak tylko pojawił się przewodnik sprowadzony przez Rayen.

***


Droga do miejsca zwanego Kośćmi Ogiera biegła najpierw przez step. Uwielbiała tą równinę. Jej zapach, szum jej traw, kolory i ten majestatyczny spokój.
Już jako pięciolatka uciekała o poranku z namiotu rodziców, żeby wsłuchiwać się w bicie serca ziemi. Z naręczami kwiatów i traw wracała na śniadanie cała umorusana i szczęśliwa niczym młode szczenię.
To w czasie jednej z takich wypraw poznała Tahini’ego. Pamiętała dobrze tamten dzień. Słońce od rana mocno ogrzewało powietrze, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Nemain postanowiła wybrać się nad pobliską rzekę. Poprzedniego dnia otrzymała od matki nowiutki kosz i chciała w zamian odwdzięczyć się zbierając jagody na śniadanie. A najbujniejsze krzewy rosły właśnie w pobliżu rzeki. Biegła jak zwykle, roześmiana i zadowolona z planowanej niespodzianki.
Zbierała całymi garściami dojrzałe i soczyste owoce, wkładając je ostrożnie do koszyka. Ślinka jej ciekła na myśl o plackach które upiecze Nahala i z którymi zjedzą jagody.
Uwinęła się szybciutko i już gnała z powrotem. Już dobiegała do pierwszych namiotów, kiedy nagle zza jednego z nich wybiegł chłopak, mniej więcej jej wzrostu. Nemain nie zdążyła wyhamować. Potknęła się o jego stopę i wywinęła kozła lądując twarzą w samym środku koszyka. Co za upokorzenie! Salwy śmiechu chłopaka raniły ją bardziej niż sam upadek.
Podniosła się z ziemi, cała ociekająca sokiem i spojrzała na niego tak, że śmiech zamarł mu na ustach. Otarła twarz rękawem i dumnie obróciwszy się na pięcie odeszła, mimo, że noga w kostce piekła jak diabli.
Nie przyznała się rodzicom.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy ten mały rozbójnik pojawił się jakiś czas później przed jej namiotem i kiwał na nią. Wstała wściekła i pewna, że chce ją ośmieszyć przed rodziną i podeszła do niego z miną złą jak burza gradowa. Ale chłopak położył tylko palec na ustach, zaprowadził ją tuż za tipi i wskazał na coś co stało na ziemi. Nemain spojrzała i nie dowierzając zerknęła na chłopaka. Na ziemi stał kosz pełen jagód. Ten skinął głową i powiedział:
- Przepraszam Nemain, mam nadzieję, że jednak zostaniemy przyjaciółmi – jestem Tahini Wilczy Kieł - potem wziął garść jagód i rozgniótł sobie na twarzy.
Nemain parsknęła śmiechem

- Niech ten sok nas połączy – mrugnął do niej Tahini.

Taaak… byli wtedy zaledwie dziećmi… Zawsze mogła liczyć na rodzinę i przyjaciół. To było dla niej cenniejsze niż wszystko inne.
Zatopiona w myślach prawie nie zauważyła, że krajobraz zmienił się. Teren zrobił się bardziej pagórkowaty, a na owych pagórkach pojawiły się wapienne skały. Ich biel aż oślepiała.
W miarę jak zagłębiali się w te okolice, skały utworzyły prawdziwy labirynt. Nemain zauważyła bielejące wśród nich czaszki i kości. Również ludzkie. Wzmogła czujność i starała się zapamiętać drogę jaką przebyli.
Nauczyła się tego od ojca. Ahaja nauczył ją tropić i zawsze odnajdywać drogę do domu.
Kodowała w pamięci charakterystyczne znaki, które mogłaby odnaleźć w drodze powrotnej.
Kiedyś tak umiejętność uratowała jej życie. Wraz z dwójką młodych wojowników postanowili wybrać się na polowanie na cieniokota. Chcieli udowodnić starszyźnie, że mogą polować w stepie bez opieki. Surja Wielka Stopa i Oman Mądra Głowa byli od Nemain o trzy lata starsi. Zapędzili się za zwierzęciem na obce tereny i w rozgorączkowaniu wpadli w pułapkę. Z myśliwych stali się zwierzyną łowną. Stado dzikich kotów urządziło sobie polowanie. Do dzisiaj nie ma pojęcia jak to się stało, że przeżyła. Pamięta tylko pędzącą bestię i zimne, oczy i pazury. Ocknęła się, a jej noga paliła żywym ogniem. Uniosła głowę i otworzyła oczy z przerażenia. Jej towarzysze leżeli w kałuży krwi, dziwnie wykręceni jak szmaciane lalki. Ona sama miała zranioną nogę. A kotów nie było…
Tylko dzięki naukom ojca zdołała dostać się z powrotem do koni, a potem do obozu.
Kara nałożona przez radę plemienną i ojca była niczym w porównaniu z wyrzutami sumienia, jakie odczuwała ilekroć przypomniała sobie o tamtej głupocie. Dwójka jej przyjaciół poniosła śmierć. Tylko dlatego, że byli pyszni.
Dotknęła ręką uda. Jeszcze dzisiaj blizna piekła jak kiedyś…

Przypomniała sobie moment zjednoczenia z Bestią, z Abu. To uczucie spełnienia, po raz pierwszy w jej życiu, kiedy naprawdę poczuła się sobą, jednością. I potem pierwszą walkę z Shar’Rhaz. Bardzo dojrzała od tamtego dnia. Dostrzegła, że jej mały świat, plemię i rodzina są tylko malutkim skrawkiem czegoś wielkiego. Nie była tylko pewna czy jej się to podoba.
Co innego walka o byt, o bezpieczeństwo bliskich. A co innego mieszanie się w wielkie sprawy, których do końca nie rozumiała.
Potrzebowała wiedzy. Nie chciała już być pionkiem na planszy, chciała zrozumieć. Musiała zrozumieć.
Kiedy przewodnik odezwał się nieomal podskoczyła w siodle.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 13-09-2010, 17:05   #39
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Ona i Sabah pędziły jak strzały złączone tylko jednym pragnieniem – uratowania innych przed niechybna zgubą. Zagrodziły drogę jednemu z Jeźdźców koniarzy, a kładąc dłoń na żywonożu dała mu znak, że nie pozbędzie się jej łatwo. Jednakże patrząc mu prosto w oczy zdała sobie sprawę, że opatrznie zrozumiał jej gest. Wyciągnęła więc przed siebie nieuzbrojoną rękę, jakby w zapewnieniu, że nie stanie się mu krzywda, lecz nim wypowiedziała jakiekolwiek słowo głos Vuccovara potoczył się po dolinie. Opuściła dłoń wciąż mierząc spojrzeniem chłopaka, któremu właśnie uratowała życie, a gdy była pewna że poniechał swej samobójczej próby dołączyła do swoich towarzyszy.

Rozmawiali krótko i tak jak ostatnio ich słowa były bardziej gniewne niż przyjacielskie, i bardziej dzieliły niż spajały ich. Pomimo, że Melesugun ostatnio nie miała racji to jednak tym razem jej argumenty były przekonujące. Była przenikliwa i ostrożna i chwała jej za to!
- Melesugun może mieć rację, ale z drugiej strony by działaś musimy zebrać informacje, a szamani dosyć niechętnie dzielą się wiedzą. Jeśli już to są strasznie niekonkretni. Sądzę, że i Rayen, i Melesugun mają słuszność. Innymi słowy - musimy uważać i zebrać jakieś infomracje. Zarówno o Ashashce, jak i Vuccovarze i jego pozycji w plemieniu Trygarran. I o tym co właściwie stało się w ich plemieniu i czy wiedzą o ataku na wioskę Szarych Wilków.

Tak więc postanowili – pojadą do Kości Ogiera i sprawdzą wskazanego im przez Trygarranina człowieka, a potem wrócą choć na chwilę do domu, by potem ruszyć do Wzniesienia Wilków. Będą musieli się poważnie zastanowić nad tym, jak nie wpaść w hipotetycznie zastawiona pułapkę.

Droga ich wiodła przez step, do widoku którego Ilya była przyzwyczajona. To na prerii spędziła dużą część swojego dzieciństwa, włócząc się z bratem i Calinem. Pamiętała jak chłopcy uczyli ją polowania i podchodzenia zwierzyny, choć gdy była młodsza odwracała oczy w momencie, gdy strzała wypuszczona przez Efeza z morderczą precyzją sięgała celu. Bliźniak często się z niej naigrywał, co tylko pogłębiało jej rozpacz. A wszystko stało się wtedy, kiedy po raz pierwszy ruszyli na polowanie. Stepowy Wilk, Bystra Woda, Efez i ona. To była rodzinna wyprawa na odległe łowiska, gdzie mogli pobyć razem ucząc się od rodziców ich doskonałego kunsztu myśliwskiego. Strzelali wtedy do młodej łani, która oddaliła się od swego stada. Oboje, ona i Efez trafili lecz nie zabili zwierzęcia, które ojciec kazał im dobić nożem. Ilya widziała w oczach umierającej istoty niemy wyrzut, strach i skargę. Dlaczego ja? Zdawało się pytać. Napełniło to ją żalem i smutkiem, szczególnie że odchodząc w kierunku gęstszej i wyższej trawy zauważyła coś, co sprawiło, że zaczęła płakać. Wśród traw leżał młody niespełna półroczny cielaczek. Jego smukłe i długie nogi leżały bezwładnie tworząc coś nadzwyczaj pięknego i smutnego jednocześnie. Po smukłej szyi chodziły mrówki, a przekrzywiony łeb obsiadły muchy. Cielaczek musiał paść z głodu, wycieczenia lub po prostu choroby, a łania nie chciała go opuścić. Ilya zawsze miała czułe serce, a od tamtej pory zabijanie zwierząt stało się dla niej przykrą koniecznością.

Tak rozmyślała, gdy przebywali kolejne mile, wjechawszy między pagórki. Od czasu do czasu spomiędzy kamieni oprócz bieli wapienia łyskały kości wyczyszczone z każdego kęsa mięsa. To przypomniało jej jak kiedyś poszła samopas na prerię i przez swoją lekkomyślną nieostrożność wpadła do głębokiego dołu o stromych ścianach, na której dnie bielały kości. Wołała i płakała, ale nikt nie przyszedł jej z pomocą. Od prób wspinania się ręce i kolana zdarte miała do krwi, a oczy suche od piasku i płaczu. Spędziła tam cały dzień i noc pełną duchów i strachu, a także następny upalny dzień podczas którego straciła nadzieję, że kiedykolwiek ujdzie cało. I wtedy usłyszała glosy. To byli „jej chłopcy” jak zwykle mówiła o bracie i nie odstępującym go towarzyszu. Krzyczała z całych sił i w końcu zobaczyła ich kochane twarze w półmroku zapadającego zmierzchu. Nigdy nie płakała tak długo jak wtedy, kiedy wydostali ją z tego okropnego i przerażającego miejsca. Pamiętała jak nieśli ja w stronę wioski na zmianę, a ona leciała im przez ręce i na przemian odzyskiwała i traciła czucie.

A teraz Calin, który tak dzielnie ją niósł wtedy przez prerię był u jej boku, szepcząc słodkie słowa o miłości. Uśmiechnęła się do niego szeroko, czując jak jej serce napełnia się czułością do wszystkiego wokoło i przesłała w powietrzu pocałunek, jako że bała się iż przechylając się zanadto w jego stronę mogłaby spaść z grzbietu Sabah. Dzień, w którym odważyła się zapytać go o to, czy zostanie jej mężem na zawsze pozostanie w jej pamięci jako najszczęśliwszy dzień jej życia. Będzie go przechowywać w swej pamięci pośród innych szczęśliwych wspomnień, których od śmierci brata nie było zbyt wiele. To wspomnienie będzie rozjaśniać samotne noce pod rozgwieżdżonym niebem jeśli okrutny los popchnie ich w inne krańce Stepu.

Ale oto ich przewodnik zaczynał zwalniać, a znakiem tego było, że docierali powoli na miejsce. Ilya zdwoiła czujność i skupiła się na czekającym ich zadaniu. Czułe chwile z ukochanym musiały niestety poczekać.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 13-09-2010, 23:06   #40
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nie spał dobrze tej nocy. Może to wynik odniesionych ran po których rankiem nie pozostał nawet ślad. Może poprzedzające sen ceremonie pogrzebowe osnuły jego umysł mgłą bezmyślności. Bez względu na przyczynę obudził się ze zbolałym ciałem i duszą. Nawet świadomość obecności hieny nie poprawiło jego nastroju, ot kolejny zwykły dzień, czuł się tylko odrobinę słabszy i smutniejszy. Nie zjadł nawet odrobiny strawy jaką przygotowali dla nich Zawratanie, ze wstawaniem też ociągał się tak długo na ile pozwoliła na to przyzwoitość.

Wahał się tylko przez chwilę. Nie potrzebne mu było teraz racjonalne uzasadnienia podejmowanych decyzji. To nie był ten dzień, kiedy wszystko toczy się wedle jakiegoś planu, zgodnie z wolą jego czy kogokolwiek innego. Równie dobrze mogłaby spaść potężna ulewa a on pewnie stałby pod niebem nic sobie z tego nie robiąc. Przez głowę przeszła mu myśl czy nie zasypać Jewy argumentami przeciwko, nie nakłonić jej do zmiany decyzji. Nie dlatego, że tak należało, po prostu, sprawdzić, wzbudzić wyrzuty sumienia, sprawić aby się zawahała, straciła tą energię w działaniu, która wyjątkowo teraz tak go irytowała. Nie tyle co zrezygnował, nie zatrzymał się dłużej, nie zastanawiał się nad przyczynami, pokiwał głową na znak zgody.

Monotonia krajobrazu, wszechobecny pył zaczynał go drażnić. Popędzał niecierpliwie hienę wyprzedzając towarzyszki o kilkaset metrów. Ta nieudolna próba wykrzesania z siebie odrobiny energii, pobudzenia się do działania musiała zakończyć się fiaskiem. Zziajana bestia patrzyła na niego z wyrzutem kiedy zatrzymał się na najbliższym wzniesieniu za którym były kolejne i kolejne. Poklepał ja po masywnym karku szepcząc uspokajające słowa.

Nie pamiętał ojca zbyt dobrze. Więc dlaczego teraz przypomniał sobie jego sylwetkę, jego silne ręce unoszące go wysoko wysoko. Uśmiechnął się, dopowiadając sobie zamazane wspomnienia. Nieskrępowana radość kiedy Kalten trzyma go w ramionach kręci nim na wszystkie strony, podrzuca po czym obsypuje pocałunkami drapiąc buźkę malucha twardym zarostem. Nic nie jest w stanie zmazać uśmiechu z twarzy chłopca wpatrującego się w niego pełnymi uwielbienia, błyszczącymi oczyma.
Tato, jeszcze! Jeszcze!
Znikło tak szybko jak się pojawiło. Tęsknota nie wykiełkowała, był zbyt mały aby pamiętać stratę. Zostawił to, nie chciał pielęgnować w sobie tego smutku jaki gdzieś tam czaił się w zakamarkach duszy. Dotknął naszyjnika na swojej szyi wędrując myślą do swoich rodziców, tych którzy dali mu dom i miłość bezinteresowną. To byłoby nie wporządku wobec nich, gdyby teraz opłakiwał to czego nigdy tak naprawdę nie miał.

Jewa i Wanej dołączyły po dłuższej chwili. To było dobre miejsce na chwile odpoczynku. Uszczknęli trochę z zapasów. Spodziewał się, że obie będą raczej w lepszym nastroju, jeden mruk w towarzystwie wystarczył aż nadto. Tymczasem, minorowe nastroje były chyba nieodzowną częścią ich wędrówki.

Z podobnym milczeniem tyle, że o wiele bardziej upokarzającym bo niezrozumiałym spotkał się tylko raz. Esztar Dzikie oczy, ta która wprowadziła go w świat rozkoszy zmysłowych i prawdziwej więzi. Takiej jaka może zrodzić się tylko pomiędzy mężczyzną a kobietą. A może się mylił, przecież był tylko chłopcem a ona. Taka piękna i zmysłowa, w jej oczach można było utonąć, zapomnieć się w jej ramionach. Czemu go tak potraktowała, czemu odchodząc zobaczył tylko drwinę jej spojrzeniu. To bolało, myślał że zapomniał, ale teraz czuł się nagi w tym wspomnieniu, zupełnie odkryty. Wstał strzepnął kurz ze spodni. Zebrał toboły i bez słowa dał do zrozumienia, że już czas ruszać dalej.

Czy jest coś dane raz na zawsze? Czy poczucie bezpieczeństwa musi być tak ulotne? Nie dla niego, był zbyt młody i zbyt porywczy aby pragnąć ostoi. Pragnął zdobywać świat, walczyć o… . No właśnie, o co? Nigdy nie zadał sobie tego pytania. Wiele razy mówiono mu kim ma się stać, jakie obowiązki spoczywają na Jeźdźcach, ale były to projekcje, frazesy powtarzane od wieków. Z dumą powtarzał sobie, że rozumie i akceptuje swoją rolę. Gówno wtedy rozumiał. Teraz zapewne też niezbyt wiele. Wiedział jedno, po tym co zobaczył w obozie po ataku Czaszki, w oczach dzieci uwolnionych z rąk Shar’rhaz i wiosce Zawratan, którą zostawili daleko w tyle. Celem było życie. Normalnie zwyczajne życie ze swoimi bliskimi pośród znanych sobie, pełnienie zwyczajnych obowiązków i spokojna śmierć. Jeśli będzie musiał oddać za to życie zrobi to bez żalu, nie dla swojej chwały ani nawet dla przykładu. Czyż nie to właśnie im wpajano? Pokrętne ale słuszne, uśmiechnął się do własnych myśli.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172