29-03-2012, 00:42 | #471 |
Reputacja: 1 | - Bądź mężczyzną i walcz. - Powiedziała Virana zza jego pleców - Nie chcesz by poszedł za nami w ciemności i dobrał się do nas na najbliższym postoju? Dobyła krótkiego miecza, ale nie pchała się do pierwszej linii. Bardziej obawiała się, że nowi wojacy w podskokach pognają w mrok. |
30-03-2012, 20:01 | #472 |
Reputacja: 1 | Ogromny insekt zaatakował awanturników w całkowitej ciszy machając ostrymi szczypcami. Na jego drodze stanął krzepki Gwidon wymachując żelazem, lecz owad był szybszy. Jedno z przednich odnóży wbiło się w krtań leśnika powodując istną fontannę krwi. Vettebergczyk upadł, lecz zanim głowa dotknęła ziemi już nie żył. - O, kurwa. Diabelnie szybki jest - ocenił raubritter, stojący w drugiem szeregu uchylając przed strugą krwi, i wycofując się do tyłu w głąb jaskini porośniętej zielonkawym grzybem. - Lepiej się cofnijmy - wskazał w ciemność za sobą. - Tam jest trochę niżej. Może nie wlezie za nami? - Szybki jak to robal! - ryknął barbarzyńca. Rzucił błyskawicznie w krótkim wypadzie. Zamachnął toporzyskiem wbijając je w chitynowy korpus. Ostrze z trudem przecięło zdałoby się stalową płytę i ugrzęzło w monstrualnym cielsku. W świetle latarni Zigilduna aep'Crack dostrzegł, iż odnóża stonogi pokryte są ciemnozieloną wydzieliną. - Trucizna! - ostrzegł towarzyszy wiking. - Uważajcie na odnóża! Zdołał to uczynić w samą porę. Niemal w samą porę. Finn, który zamierzał się właśnie z drugiej strony, by ugodzić potwora w miększe podbrzusze zawahał się na jedno uderzenie serca. Monstrum skrupułów nie miało. Mgnienie oka i szczypce wbiły się w prawe ramię zakonnika. Ten wrzasnął z bólu i upuścił sztylet na kamienną podłogę. Bestia jednym ruchem dopadła człowieka i rozłupała mu czaszkę jak dorodnego arbuza. - Łup! - Larson rąbnął wielką kulą na łańcuchu w łeb stonogi aż echo poniosło. Nawet słychać było trzask pękającego pancerza. Niestety tylko na chwilę spowolniło to podziemną bestię, która następnie jak w amoku poczęła machać wszystkim odnóżami jednocześnie. Zaskoczony Larson ledwo zdołał odskoczyć. Creap musiał ratować się rozpaczliwym padem na plecy przed tryskającymi kroplami trucizny. - Uciekajmy! - równocześnie zarządził kobiety i rzuciły w głąb tuneli. Za nimi pobiegła reszta. Biegli w szaleńczym tempie. Raz po raz ktoś wpadał na siebie. Z tyłu słychać było jednak postepujące chrobotanie stonogi. Zbliżała się. W rozchwianym świetle latarni jaskinie przybierały fantasmagoryczne kształty. Na prowadzenie wyszedł Fungi. - Nie oglądajcie się za siebie - rzucił do tyłu. Nie musiał, każdy wyciągał nogi jak mógł. Dopiero po pewnym czasie dostrzegli, że nie słyszą za sobą chrobotu bestii. Zdyszani zatrzymali się jeden po drugim. Znajdowali się teraz w komnacie porośniętej całkowicie grzybami. Zaduch był niemożebny. Pe'lan podeszła do jednej z nierównych ścian i powąchała roślinę. Śmierdziała jak stary ser. Łapiący drugi oddech Fergus mrugnął oczami. Raz i drugi. Nie przewidziało mu się jednak. Wskazał towarzyszom koniec podziemnej komnaty. - Widzicie? - szepnął. - Z tamtej ściany bije światło. Podeszli niepewnie bliżej. Ściana okazała się zaporą zbudowaną z mocnych drewnianych bali. Spośród nich gdzieniegdzie przebijało światło. Virana dostrzegła małe, niskie drzwi prowadzące na drugą stronę. Wszyscy zamarli w bezruchu. Wyraźnie usłyszeli podniesione, szczekliwe głosy. Creap z Fergusem bezszelestnie podpełzli do jednej ze szpar w belach, skąd prześwitywał czerwonawy blask. Dostrzegli dwa niewielkie, psiogłowe potworki o czerwonawej skórze. Kłóciły się zajadle i wyrywały skórzany bukłak. Na podłodze nieopodal stała latarnia. - To jest jakiś magazyn - stwierdził Fergus. - Rzeczywiście - odparł mu szeptem wiking. - Widzę jakieś półki, suszone mięso, opał i... ryby? - przerwał zdziwiony. - Taak - potwierdził rycerz. - Z tyłu widzę drabinę. Prowadzi pionowo na górę, jakby na wyższy poziom. |
31-03-2012, 00:14 | #473 |
Reputacja: 1 | Dopiero po kilku sekundach szare komórki pod hełmem wikinga zderzyły się we właściwy sposób, pobudzając do życia wspomnienia. W sumie to raczej wspomnienia opowieści z dzieciństwa. To bajanie jednak nie wydobyło się z ust dziadka, lecz z podróżnego najmity, który zawędrował aż do doliny Długich Jezior w Tangelok. -Koboldy...- wyszeptał w końcu Creap, przysuwając oczy bliżej do szczeliny.-Są bardzo słabe, tchórzliwe i do tego w dość obrzydliwy sposób papugują ludzką cywilizację, podkreślając te najmniej moralne aspekty życia ludzi... Tak przynajmniej mówił tamten najemnik. Crack miał wtedy dziesięć lat i głodny był wszelkiej wiedzy na temat stworów, potworów oraz bohaterskich czynów powiązanych ze złotem i walką. -Jedyną ich zaletą jest fakt, że po wybiciu wszystkich, w szałasach możesz znaleść dobre jedzenie oraz picie. W większości kradzione, ale jednak...- Creap spojrzał na swój topór. W czasie upadku całym swoim ciałem wyszarpnął go spomiędzy płytek pancerza robaka. Ostrze pokryte było zielono-czarną posoką. Wiking szybko wyjął zza pasa starą ścierę i pozbył się paskudztwa. Następnie spojrzał na towarzyszy. -Teraz pytaniem jest, jak możemy się tam dostać?
__________________ Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die... |
01-04-2012, 19:53 | #474 |
Reputacja: 1 | Pe’lan powąchała grzyb, a potem urwała kawałek i roztarła w palcach. Przez chwile wpatrywała się w wilgotne szczątki. Dziwnie przypominały mózg Finna. Drgnęła i gwałtownie wciągnęła powietrze. - Stonoga nie wejdzie tu, te grzyby ją odstraszają – powiedziała przyklękając na ziemi. Kurwa. Nie żeby lubiła Finna. Technicznie rzecz biorą – był upierdliwy i nieznośny. Nie był jednak od lubienia, tylko ochraniania jej. Za to miał płacone i przez całą drogę sprawował się bardzo dobrze w tej roli. Mógł kwestionować jej rozkazy, udawać, że gapi się na jej tyłek i czyścic zęby nożem, ale Egzorcystka miała pewność, że jeżeli cokolwiek się zadzieje, Finn natychmiast znajdzie się między nią a potencjalnym zagrożeniem. Tak jak ostatnio polazł na tą pieprzoną stonogę. Kurwa. Wraz z jego śmiercią pewność Pe’lan znacząco zmalała. Opuściła głowę i odmówiła modlitwę za Finna. Nie wiedziała nawet, w jakich Bogów wierzył, ale była pewna, że Oni wiedzieli i nie przegapili przybycia swojego wyznawcy. Podniosła się na nogi. - Możemy albo je utłuc, albo poczekac, aż sobie pójdą - powiedziała. - Śpieszymy się?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
03-04-2012, 00:10 | #475 |
Reputacja: 1 | - Niespecjalnie, ale braciszek tego tam - pokazała tunel którym przyszli - może lubić grzyby. Kłócą się na tyle zajadle, że jeśli drzwi nie były by zamknięte to może byśmy ich dopadli. Z drugiej strony jeśli mają w bukłaku gorzałę, to się schlają i nic nie będą słyszeć. Tak czy inaczej mogę otworzyć drzwi, ale nie chcę pochopnie marnować magii. - Już nie taka pewna siebie? -zagadnęła inkwizytorkę - Wizyta w lochach jako gość zmienia perspektywę, co? |
05-04-2012, 17:17 | #476 |
Reputacja: 1 | - Dziękuję, ale wolę pozostać żywy. - odparł na propozycję czarodziejki. Zacisnął obie dłonie na rękojeści miecza, raz po raz odwracając się, by sprawdzić, czy i jak możnaby zwiać przed stonogą z piekła rodem. Gdy ani głupota, ani bezmyślna odwaga jego nowych towarzyszy nie przyniosły efektu, kobieta najwyraźniej zmieniła zdanie co do jego planu i do spółki z jego wiedźmą rozpoczęły szybki, acz bezładny odwrót. ~ A mówiłem na samym początku, żeby spierdalać. ~ pomyślał, ścierając z ucha krople krwi leśnika Gwidona. *** - Mniej więcej - potwierdził opinię barbarzyńcy Fergus. - Prawdziwy wrzód na dupie, te cholerne psiogłowce. U mnie w górach tak się kurwie syny rozpleniły, że w końcu było ich więcej, niż nas. Przestały się nawet kryć i wyłazić tylko w nocy. Raz w biały dzień przyłapałem gnoja, jak szczał nam do mleka. Tak się rozbestwiły, że wreszcie wszyscy się skrzyknęliśmy, ruszyliśmy do ich nor i zrobiliśmy z nimi koniec. Tedy ja mówię, wyjebmy drzwi i poślijmy obie kreatury tam, skąd przyszły. Znaczy się, do wszystkich diabłów.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
06-04-2012, 19:57 | #477 |
Reputacja: 1 | Jaskinie, okolice drewnianej palisady Raubritter wziął krótki rozbieg i całą mocą swych krzepkich ramion uderzył w maleńkie drzwi. Drewniany skobel puścił, zawiasy pękły a rycerz z rumorem wleciał do środka magazynu wprost na popijających gorzałkę psiogłowych. Za nim jak sen złoty przecisnął się Creap, następnie Fungi, wreszcie Wolf - gotowi mordować pokraki jak leci. Kobiety ostrożnie poszły w ich ślady. Psiogłowce były kompletnie zaskoczone. Fergus zamortyzował swój upadek wpadając z przygotowanym nadziakiem na małego kurdupla, który z głośnym wizgiem osunął się na ziemię z rozłupaną czaszką. Jego drugi towarzysz zawył przeciągle i rzucił się do ucieczki w kierunku drabiny. Aep'Crack złożył swój topór jak przed modlitwą i błyskawicznie cisnął w uciekającego malca. Toporzysko z głośnym świstem przecięło powietrze i wbiło się parę centymetrów od drabiny mijając korpus pokraki zaledwie o parę cali. - Masz szczęście karaluchu - warknął Creap i rzucił się w kierunku przerażonego kobolda z gołymi rękami gotów wydusić z niego resztki plugawego żywota. Malec tymczasem drąc się niemiłosiernie wspinał pod górę po rozchwierutanej drabinie. Czarodziejka z westchnieniem i wyraźną niechęcią wyszeptała parę tajemnych słów i skierowała w jego stronę mały palec, z którego trysnął nikły niebieskoczerwony ognik. Pocisk rozjaśniając jaskinię poszybował w kierunku kobolda, który niemalże dotykał łapami podłogi drugiej, wyższej jaskini. Zanim jednak to uczynił energia czarnoksięska przysmażyła kobolda, aż zaskwierczało. - Czy ja zawsze muszę robić wszystko za Was, chłopcy? - mruknęła ironicznie magiczka de Noth, gdy czarne truchło wyrżnęło klepisko. Awanturnicy nie zdążyli jednak pocieszyć się łatwym zwycięstwem. Oto bowiem na górze przed nimi pojawiła się jedna głowa, później kolejna. W tyle rozległo się poszczekiwanie. - Kurwa! - sklął var Airem. - Więcej ich zaraz będzie. Gotujcie się! Koboldy jednak nie schodziły na dół, jakby czegoś oczekując. Warowały na skraju wyższej jaskini lekko powarkując. Wtem gdzieś zza pierwszego szeregu wyrzuciły gliniany flakon. Później drugi i trzeci, które rozbiły się o podłogę wzbijając wokół się chmurę pyłu. - Cofnijcie się! - krzyknęła Pe'lan do Wolfa, lecz ten parł już na górę po drabinie, która trzeszcząc chwiała się niebezpiecznie. - Zarodniki, Święta Delibe, uważajcie! Kobieta cofnęła się do tyłu domyślając się co się święci, pociągając za sobą czarodziejkę. Ta jednak upadła bez czucia. Egzorcystce zaczęło kręcić się w głowie, lecz chwyciła lekką jak piórko czarownicę za bujne loki i niezmordowanie cofała się do zbawiennych drzwiczek. Virana pozostawiała za zakrwawionej posadzce ślad ślicznych trzewików. Jakby spod ziemi pojawiły się koboldy. Var Airem poczuł suchość w gardle, przetarł oczy. Obraz mu się rozmazał. Bezwiednie klęknął, podparł dłońmi na wilgotnej od koboldziej krwi posadzce. Ostatnie co dostrzegł, to ogromny wiking chwiejący się jak bezwolny golem. Creap chwiał się na nogach. Upadł na czworaka i zaczął posuwać się w kierunku drewnianej palisady. Była blisko. Wtedy kosmate łapska opadły na niego zewsząd. Wierzgnął jak norldlandzki ogier. Pomogło, lecz tylko na moment. Chwilę później dostał obuchem w głowę. Otulił go mrok. Creap, Fergus Zbudzili się z okropnym bólem głowy. Wkoło niepodzielnie panowała ciemność i ohydny smród, lecz to nie to ich obudziło. Ktoś darł się wniebogłosy jakby obdzierano go żywcem ze skóry. Fergus chciał wstać, lecz poczuł, że znajduje się w żelaznej klatce z twarzą wciśniętą w podłogę. Creap odkrył, że leży zwinięty w kłębek, dosłownie siłą wciśnięty do kolejnej klatki. Wtem drzwi do komnaty się otworzyły. Wiking z rycerzem musieli zmrużyć oczy, gdyż blask pochodni wyraźnie ich oślepiał. Znajdowali się w dużym pomieszczeniu, służącym najwyraźniej za loch. Wszędzie poustawiane były klatki, gdzie spoczywały ciała w różnym stanie rozkładu. Do środka wparadował spasiony kobold z licznymi tatuażami na twarzy. W ręku trzymał hak, z którego skapywała krew. Obejrzał dokładnie jeńców, świecąc dokładnie przy kłódkach, czy aby zamknięte. Podszedł bliżej do aep'Cracka. Był ponad trzykrotnie od niego mniejszy. Gdy niemal dotykał jego twarz wiking poruszył się i splunął w jego kierunku. Kobold wrzasnął coś w plugawym języku i smagnął barbarzyńcę hakiem po ramieniu. Następnie podszedł do klatki raubrittera i wyrżnął buciorem w plecy Fergusa. Pokrzyczał coś jeszcze i tyle go widzieli. Słyszeli szczęk zasuwanej sztaby za drzwiami. Po chwili ucichły kroki. - Jest tu kto? - szepnął Creap.- - Tylko chyba ja. Jeszcze żywy - syknął var Airem. Virana, Pe'lan - Zbudź się wreszcie magiczko - Egzorcystka delikatnie klepnęła Viranę w policzek. - Błyyy... gdzie jesteśmy? - spytała czarodziejka wymiotując na podłogę. - A gdzie myślisz? - odparła Pe'lan. - W czyśćcu. Między stonogą a palisadą. Nie odważyła się zapalić światła. Psiogłowcy nie poszli dalej niż te paręnaście kroków od palisady. Gorzej z resztą. Koboldy ich pojmały. Nawet tutaj słyszałam krzyki Wolfa. Ostatnio edytowane przez kymil : 06-04-2012 o 20:35. |
07-04-2012, 00:17 | #478 |
Reputacja: 1 | Wiking skrzywił się lekko. Bolała go głowa, ale co tu dużo gadać, każdego by bolała. I chyba wymiotwał. Nie, raczej na pewno gdzieś w między czasie puścił bełta. Czuł w ustach kwaśny, lekko metaliczny smak, jakby przez kwadrans trzymał w ustach garść miedzianych monet. Po chwili potrząsnął głową i pomacał kraty. Nie były zbyt dobrej jakości. Ale czego się spodziewać po koboldach. -Trzeba ratować Wolfa.- zarządził w końcu, kiedy dostateczna ilość myśli nagromadziła się w jego głowie. Przypominało to trochę kac, z tym problemem że nawet wcześniej się nie zdążył upić.-I pewno te baby... Jeszcze raz chwycił kratę od drzwiczek i lekko potrząsnął. -Mój dziadek by sobie z tym poradził. I naparł na metal, lekko ciągnąc go do góry. W ostatnim więzieniu w jakim był bez większych problemów wyjął drzwi z nawiasów. A motywacja była prosta. Kompan w opałach i dwie dziewoje Odyn wie gdzie. I niech Jednooki Bóg świadkiem, Creap naprawdę dawno nie miał okazji zabawić się z kobietą. Chociaż pewnie i Viriana, i inkwizytorka prędzej by sobie gardła poderżnęły, niż poszły do wyra z wikingiem. Tak czy inaczej metal zaskrzypiał cicho, by następnie krata wyskoczyła z zawiasów i pozostała w rękach zdziwionego wikinga. Crack cicho odłożył złom pod ścianę, lekko zaskoczony. -Poszło łatwiej niż się spodziewałem...- stwierdził ostrożnie, chwytając drzwi od klatki rycerzyka i opierając stopę o ścianę. Mieśnie na ramionach barbarzyńcy napięły się, gdy przez kilka sekund lane żelazo stawiało metal. Następnie rozległ się cichy jęk giętych krat i klatka Fergusa stanęła otworem. Kiedy mężczyzna zaczął wygrzebywać się z więzienia, Creap oparł ręce na biodrach i rozejrzał się. Klatki, mrok, smród i odległe wrzaski. Sytuacja nie prezentowała się najlepiej, ale mogło być gorzej. -Potrzebna nam jakaś broń...- oczy wojownika rozszerzyły się na widok znajomej postaci siedzącej w klatce w rogu sali.-Fungi? Tak, był to Fungi. Krasnolud siedział ze zwieszoną głową, otumaniony. Ubranie na jego boku pokryte było skrzepłą krwią, lecz rana nie była na tyle poważna żeby zagrażać życiu pękowi mięśni oraz brody, jakim był Fungi. Creap bez większej finezji otworzył także i tą klatkę, wyciągając towarzysza na zewnątrz. -Ocućmy go i poszukajmy jakiejś broni. Na koboldy wystarczy byle pręt czy laga... I musimy ratować Wolfa.- wiking spojrzał na Fergus, sadzając brodacza pod ścianą.-Rozejrzysz się?
__________________ Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die... Ostatnio edytowane przez Makotto : 08-04-2012 o 20:00. |
07-04-2012, 00:25 | #479 |
Reputacja: 1 | Otarła usta rękawem, sytuacja była na tyle poważna, że martwienie się o wygląd zeszło na drugi plan. - Przynajmniej wiemy że jeszcze żyli. - Powiedziała opierając się o chłodną skałę. - Jak z magią u ciebie? Mi zostało jeszcze trochę mocy. - Musimy ich wyciągnąć, bez nich nie mamy szans na wykonanie roboty, a i z wycofaniem się będzie ciężko. Dobrze radzisz sobie z bronią? |
10-04-2012, 17:11 | #480 |
Reputacja: 1 | Gdy wiking wyrwał drzwi jego klatki, nieco sprasowany Fergus dosłownie wytoczył się, padając plackiem na ziemię tuż przed swoim więzieniem. - Bogowie - stęknął, przestawiając kończyny do pozycji właściwej dla człowieka myślącego. Wstał chwiejnie, przeklinając pod nosem. Stawy bolały go jak cholera, plecy bolały jak cholera i łeb też bolał jak cholera. Te koboldy były jeszcze gorsze niż te z jego stron. One nie miały czarcich oparów, metalowych przedmiotów, o klatkach nie wspominając, ani nie były tak zorganizowane. ~ Chuj im wszystkim w ich psie, demonie dupska ~ zadecydował Fergus, rozglądając się po pomieszczeniu, podczas gdy barbarzyńca zabrał się do uwalniania krasnoluda. - Ciemno tu - poskarżył się, sprawdzając pozostałe klatki. - I nic nie ma, nawet jakiejś pały czy solidnego konara. Chyba, że... - sięgnął do jednej i wydobył pożółkłą, porośniętą pleśnią kość udową. Prawdopodobnie człowieka. Zamachnął się nią ze świstem. - Jak nie pęknie, może się nadać - wyraził profesjonalną opinię. - Trzym, tu jest druga. Co z kurduplem?
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |