Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-08-2011, 17:38   #61
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Od dobrych trzydziestu minut leżała pod mitsubishi Paula, bawiąc się przy układzie wydechowym. Nie to, żeby był jakoś strasznie zryty, ale jednak jest jakieś "ale". Połowa była pokryta ładnym srebrnym lakierem i było git. A druga część była jedną wielką rdzą, z której to właśnie lakier miał szczęście odpaść . Tak więc najpewniej Paul, co nie dziwiło przy jego znajomości mechaniki, najpewniej dał się wrobić i zamiast nowy układ, dostał stary z nałożoną farbą. I pytanie "Gdzie on do kurwy nędzy takie coś dostał?" nie zostało wypowiedziane, szkoda było załamywać biedaka. Teraz zakładała używane części, ale w dobrym stanie. Sama dodatkowo wzięła pilnik i potarła w paru miejscach by pozbyć się rdzy, wyrównać końce rur. I dopasować śruby by leciutko za duże były. Ale prosta robota. A na pewno prostsza niż zmienienie kawałka metalu w podkowę tylko przy użyciu pilnika. To było wyzwanie.

- I jak? - zapytał Paul schylając się pod samochód - Potrzebujesz jakiś części? Coś mam kupić?

-Nie trzeba...-

Wkręcała jedną śrubkę, mniej więcej na wysokości połowy długości pojazdu. Właściwie, nawet dwie na raz. W końcu Bozia dwie rączki dała to i dwie śrubki można na raz.

-Czemu ktoś Ci grozi?-

- E tam, nic wielkiego. Jakiś Włoch się burzy, bo nie może z dogonić mojego cacuszka - poklepał delikatnie samochód po drzwiach, tak jakby to było jakieś zwierzę - Jakiś Forester chyba.

Zatrzymanie pracy trwało na mniej niż chwilę. Niedostrzegalną biorąc pod uwagę, że leżała pod samochodem i nie za bardzo można było ją obserwować.

-Pewnie z mafii, tak?-

- Dokładnie, ale Włosi to słabiaki. Nie orientuję się w ich porachunkach, ale zbierają tęgie baty od ktoś z Grey Pointu - uśmiechnął się - Koleś zawsze dojeżdża drugi, raz nawet próbował mnie wypchnąć z drogi, ale ma za ciężką stopę i wystarczyło przychamować, aby z drogi wyleciał.

-Powiem tak...-

Powoli wysunęła się z spod samochodu i w międzyczasie, gdy siadała za kierownicą i przekręciła kluczyk, wytarła ręce.

-Nie chcę mieć kontaktu z żadną z mafii. To chorzy ludzie i jeśli będą chcieli coś ode mnie to ja z miasta wyjeżdżam.-

- I słusznie, ale spokojnie. Tamtego mechanika, twoje poprzednika po prostu zadźgały czarnuchy za kilka dolców.


Pokręciła głową na boki.

-Nie o to chodzi.-

Silnik działał jak należy choć jak dla niej - można było mocniejszy zainstalować. Mówiło się "zamontować", ale ona używała określenia "zainstalować". Tak po prostu, kaprys, dziwactwo, odrobina ekscentryczności.

-Tutejsze mafie są... głupie, nijakie. Strzelać, wysadzać, torturować. Mafie są... gówniane, przynajmniej te tutaj. W Hiszpanii były mafie. Prawdziwe, nawet w jednej byłam. Tam to słowo oznaczało coś więcej niż głupich samców z przerostem ego i nadmiarem testosteronu.-

Ta, wspomnienia pięknej, słonecznej Hiszpanii, ojcowskiej winnicy i letniego słońca gdy udając zwykłą dziewczynkę, biegała sobie w sukience i słomkowym kapeluszu.

- Nie wiem, ja z nimi nie mam nic wspólnego. Tylko tyle że Forester cierpi na nadmiar ojcowskiej kasy i ściga się, no cóż, ja mu tego zabronić nie mogę. A że przegrywa... - uśmiechnął się ironicznie - Może powinien pomyśleć o zmianie samochodu

-Dobry samochód nie wygra jeśli kieruje idiota. Ale jeśli to idiota, a samochód dobry to dla dobra samochodu trzeba go odebrać od idioty.-

Ta, kolejne skrzywienie naszej małej Dean. "Królika", jak to ujął Dorian. Dobry samochód jest porównywalny z wartością do ludzkiego życia. Co poradzić, o gustach się nie dyskutuje.

-Albo jest słabym kierowcą.-

- Przeważnie jest drugi, jeśli nie wypadnie z trasy. Jeździ dobrze, a samochód też ma niezły i zadbany. Alfa Romeo.



Zamarła. Chwila zastanowienia i... pokręciła głową.

-Wolę mustanga już, jak mnie będzie stać to może sobie kupię nawet.-

- Jak wygram wyścig, twoje będzie 25 %. Pasuje taka umowa?

Zamrugała.

-25% wygranej dla mnie, 10% dla właściciela, nie, nie pamiętam imienia czy przezwiska, koszty części i paliwa... Tobie w ogóle coś zostanie?-

- Zostanie, zostanie. O mnie się nie martw, nagroda będzie dość pokaźna. Będzie to impreza coroczna, wokół całego Empire Bay. No i policja, dla wzbogacenia emocji

Zamrugała.

-Mam przeczucie, że albo Włosi coś zrobią, albo policja, albo kto inny. I bynajmniej ja też jakoś będę w to wmieszana.-

- Dlaczego tak myślisz? Przecież to ważny wyścig, wątpię żeby Włosi mieli na tyle jaj. Policja zawsze się wpierdziela, ale chodzi też o to żeby się nie dać złapać. A ty nie musisz ze mną jechać, choć chciałbym mieć koło siebie mechanika w razie "W".

Westchnęła.

-Pojadę choć wiem, że mogę tego żałować. A Włosi mogą. Tak samo Polacy, Ruscy, Japońce i wszyscy inni. W tym mieście po prostu jest tyle mafii, a jedna gorsza od drugiej i bynajmniej nie chodzi mi o zagrożenie, a poziom umysłowy.-

- Po prostu każda chce rządzić drugą. Kopią sobie sami pod sobą dołki. Kiedyś się wyżrą wzajemnie, ale to kusi młodych ludzi. Wystarczy im pomachać kasą przed oczami, żeby dali się wrobić w strzelaniny.

-Pracowałam jako kierowca dla Włochów...-

Dean minę miała posępną.

-Nie zamierzam już dla nich pracować. I dla nikogo innego. Albo założę swój warsztat albo pewnie się z tond zmywam.-

Paul zmarszczył brwi

- Tak szybko, to raczej się od nich nie pozbędziesz. Wiem co mówię, Gregor, twój poprzednik pracował dla Ruskich. Ledwo im się wyrwał.

-Wyjadę do swojego kraju. Tam bardziej inteligentni ludzie pracują dla dużych rodzin. Nie to co tutaj. Oni chyba naprawdę upadli na głowy w dzieciństwie. I teraz robią to samo innym.-

- Kiedyś, jak Selucci i Malaparte wspólnie pracowali do Dona Papalardo, podobno w Empire Bay był spokój. A tak, musisz uważać na ulicy, aby nie wpaść między wojnę gangów i przypadkiem nie zarobić zbłąkanej kuli.

Głupia sytuacja. Właściwie, debilna. Przez te ich cholerne wojny debili ginęli tylko niewinni ludzie czy też rodziny, które najczęściej nie wiedziały o zbrodniczym życiu ich męży/ojców/synów. W tym mieście źle się działo, a ona z każdą chwilą miała ochotę spakować się i wracać. Właściwie, nie wyszło tak źle. Była tu mniej niż miesiąc, a wróciłabym bogatsza niż przed wyjazdem o dobre dwa tysiące dolarów.-

Nagle w pomieszczeniu rozległa się jakaś francuska piosenka.

- Przepraszam - powiedział Paul, po czym sięgnął do kieszeni po telefon.

- Tak?... Tak jest... Dobrze, zaraz po nie przyjadę - po krótkiej rozmowie, rozłączył się.

- Muszę Cię na chwilę zostawić, przyjechały do mnie kolejne części. Hamulce, opony i nowy układ chłodniczy, robiony na zamówienie. Wrócę za chwilę, chcesz coś z miasta?

Zastanowiła się. Dosyć mocno, wykorzystując cały swój potencjał umysłowy.

-Mc'Nuggetsy, wersja z 20 sztukami i sosem słodko-kwaśnym.-

Lubiła nuggetsy.

Paul się uśmiechnął.

- Nie ma sprawy
Po czym skierował się do Carlosa, który wręczył mu kluczyki do pół-ciężarówki.

-Za ile wrócisz?-

Jeśli będzie miała parę godzin to może wpadnie do mieszkania i sobie chwilę kimnie.

- Zaraz będę, to niedaleko. Góra dwadzieścia minut - powiedział.

-To ja poczekam tutaj, posprawdzam olej i inne mniejsze szpargały.-

Paul kiwnął głową, że rozumie. Chwilę porem znikł już w tylnych drzwiach warsztatu.

Minęło pół godziny od wyjścia Paula. Dostała jego telefon, ale był wyłączony. Wróciła do domu i przygotowała zapiekankę. Na zimno też była dobra, nawet niektórzy taką preferowali. Dokładniej to zapiekanka z mięsa mielonego, ziemniaków i sera z różnymi tam przyprawami. Lubiła takie dobre wyżerki, jak każdy w rodzinie Salvadore. Wróciła do garażu, a jakże. Grzebała przy samochodzie, poprawiała co się dało, nawet z nudów zaczęła polerować go i myć. Wieczorem, po wyproszeniu już przez właściciela, po prostu padła u siebie na łóżko. Paul ciągle nie wracał, a ona po prostu poszła spać. Jakoś tak martwiła się o francuza. I pewnie jej obawy się spełniły. Włosi czy inni debile.
 
Kizuna jest offline  
Stary 16-08-2011, 22:32   #62
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Dorian spojrzał na pieniądze, a potem na Malpartego. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie.

-Mogę poprosić pana na słowo, szefie?- zapytał, lekkim tonem.

- Oczywiście - i podszedł do Ciebie - Może mi wyjaśnisz, co miało to wszystko znaczyć.

-To, że jak sam zauważyłeś, jest do dziecko. Gówniara.- odpowiedział prosto z mostu, serio poirytowany.- Zabicie jej gówno ci da. Dzięki temu że wystawiłem Zawora, pozbyliście się jego, szefa rusków, szefa ya... Cholera, co ja ci będę wymieniał? Sam wiesz kogo tu załatwiliście. A teraz traktujesz mnie jak zwykłego cyngla. I do tego każesz mi zabijać nieletnich.

Z otwartym obrzydzeniem spojrzał po pozostałych dwóch zabijakach.

-Tak, o was mówię.

- Kiedy wdaje Ci się gangrena w ranę, nie zostawiasz kawałka zgniłego mięsa, bo wkrótce zacznie gnić cała reszta. Rozumiesz? Zawór nie żyje, ale oni nie rządził swoim kurwidołkiem sam.

-A ona na pewno mu w tym pomagała.- uśmiechnął się w sposób mocno sceptyczny.- Pogadałem z nią sobie na osobności. I wiem nawet dlaczego zaczął wam tak srać do ogródka.

- To i my wiemy, ale teraz ona będzie miała dobry powód, żeby do gówien ojca, dołożyć własne.

-Serio wierzysz że nastolatka pokieruje organizacją ojca? Od razu na jego miejsce wpieprzy się kilkunastu zastępców, a nawet jeśli i ona, to co to za różnica. Musicie wybić ich wszystkich. Zabicie jej sprawi tylko że na jej miejsce pojawi się ktoś bardziej doświadczony.

- Nawet najwięksi twardziele, nie zabijają dzieci i liczą się z takimi, po których spływa to jak po kaczce. A twoja nastolatka, ma już bodajże z dwadzieścia lat, ale powiedziałeś co wiedziałeś. Masz wolne do wieczora... - tutaj zwrócił się do cyngli - Idźcie dokończyć robotę, to co mówiłem. Dacie radę?

Cyngle pokiwały głowami i poszły do samochodu.

- Jakbyś mnie szukał, będę świętował w barze Selucciego - i sam wyszedł, ty zaś zastałeś sam ze sprzątaczami.

Kiedy szef miał wyjść, Zibi odchrząknął znacząco.

-Dostałem trzy kulki od twoich chłopców.- powiedział, serio poirytowany.- Mam chyba pęknięte żebro a i krawiec nie zszyje mi garniaka na ładne oczy. Zabiliście facet który miał mi za to zapłacić, więc czekam.

Był serio wkurzony. Nadstawiał karku dla "rodzinki" a tu brzydka kupa. Swobodnym krokiem podszedł do Malpartego.

Dante zawrócił i podszedł do zwłok Erica, którego mieli pakować już do worka i poklepał go po kieszeniach. W końcu wyjął spęczniały, zakrwawiony portfel i wcisnął go w ręce Doriana, po czym sam wyciągnął swój i wyjął 500 dolców.

Zibi skinął głową i westchnął.

-A co do tych po których spływa jak po kaczce... Uważaj na nich, bo właśnie tacy zwykle bez skrupołów zmieniają stronę, na tą która więcej płaci.

Dante tylko skinął głową i ruszył do drzwi, potem do samochody i pojechał do siebie, następnie baru Selucciego.

Jeden z czyścicieli, poprosił Cię żebyś zabrał co chcesz z portfela, ale żebyś im go zwrócił. Zastawiał się tym, że muszą upozorować dzisiaj dużo wypadków samochodowych. Zibi bez słowa rzucił im go, wcześniej zabierając z niego dowód denata i pieniądze. W sumie miał 750 dolców.

Reszta wieczoru zleciała mu dość szybko. Taksówką objechał sklep całodobowy, kilka moteli oraz mieszkań w miarę tanich dzielnicach. Finalnie kupił sobie dodatkowy komplet ubrań składający się z jeansów, koszulki i kurtki oraz ręczny paralizator. W sumie kosztowało go to 200 dolców, a za noc w tanim motelu i kolację w pobliskiej restauracji zapłacił dodatkowe 35. W sumie to nie spędził w nim jeszcze nocy. Recepcjonistka zażądała odgórnego opłacenia się.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 20-08-2011, 22:38   #63
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Dopiero teraz rzeczywistość kopnęła go w dupsko. Lepiej, że stało się to pod brutalnym, więziennym prysznicem niż w ogóle. Skończyło się bycie spokojnym i wychowanym, teraz musi być gangsta... To niech go lepiej powieszą. Albo wykituje w celi, albo dostanie etykietkę: Więzienna królewna.

Jego "pokój" na razie był pusty, teraz to wszyscy będą mogli nim pomiatać, będzie się uczył zasad na własnej skórze, lepiej być nie mogło. Na ścianie przyczepione było zdjęcie jakiegoś suchego faceta z blondyną. A Aleks? Ma kogoś za kim mógłby tęsknić? Oprócz rodziny oczywiście? No ma Jerycha, ale to nie o takie osoby chodzi. Emi nawet nie wie jak on się nazywa. Ciekawe czy Malaparte będzie się cackać, aby Aleksa stąd wyciągnąć. W końcu mógłby być kretem, ale czy na pewno dałby sobie z tym radę? Aleks wbrew tego co mówił, albo co robił zawsze był uważany za pierdołę, trzymał się swoich zasad, a to nie jest zbyt popularne wśród niektórych, a Aleks był na tych niektórych skazany w przeszłości i teraz też jest.
Rzucił swoje rzeczy na górną prycz, prześcieradło od razu rozłożył, poduszkę i koc położył na swoje miejsce, ręcznik rozwiesił na metalowej ramie łóżka przy nogach, ze szczoteczką miał problem, ostatecznie wrzucił ją do kieszeni. Nagle usłyszał jakieś zbliżające się do jego celi kroki. W końcu w nich pojawił się średnio wysoki chłopak z nienaturalnie szeroko otwartymi oczami i olbrzymim uśmiechem na mordzie.
Aleks go zignorował i udawał, że za czymś się rozgląda.
Facet dalej wpatrywał się w niego z szeroko, nienaturalnie wytrzeszczonymi oczyma i uśmiechał się jak pojebany. Od ucha do ucha.
- Co się kurwa szczerzysz?! - powiedział głośno Aleks bo szczerze, ten gostek zaczął go wkurzać.
- Śmiesznie wyglądasz... Jak marchewka - powiedział, cały czas nie przestając się szczerzyć i gapić
- Twój nos zaraz będzie wyglądał jak kartofel rozjechany przez Tir-a, jak się ode mnie nie odwalisz
Facet zignorował uwagę, kontynuując swoje dzieło.
- A tak w ogóle to daj mi namiary na swojego dealera. Dobry towar musi mieć.
Tajemniczy koleś jeszcze bardziej się wyszczerzył.
- Poznasz go - po czym usiadł na łóżku, na piętrze i zrzucił rzeczy Aleksa na podłogę - Moje - poklepał materac.
- Spierdalaj kutasie, to jest moje - i złapał faceta za nogę, ale ten tylko zaśmiał się radośnie. Aleks próbował go ściągnąć, ale ten złapał się rękoma oparcia a drugą nogą potraktował atakującego po twarzy na tyle mocno, że poleciał plecami na ścianę.
Z ust współwięźnia dobiegł Aleksa radosny rechot
Aleks wybił się i machnął zacisniętą pięścią tak, aby pocelować w krocze. Cios był prawie celny. Prawie. Uśmiech tylko na sekundę zszedł z twarzy mężczyzny, kiedy oberwał w wewnętrzną część uda, ale chwilę później zaczął rechotać jeszcze bardziej.
Nagle, ni stąd, ni zowąd pięść kolesia trafiła Aleksa prosto w szczękę. Na tyle mocno, aby poczuć cios, ale nie wyrządził zbyt dużo szkód w uzębieniu.
- Dobra, kurna śpij tam sobie... Niedojebańcu - Aleks go załatwi jak będzie szczać.
Gość przestał rechotać, ale wytrzeszczone oczy i nienormalny uśmiech pozostał.
- Ty też
- Wal się, pedale!- to już zaszło za daleko.
- Ciebie będą walić, nowy... Tak, Nowy będzie dobre
Skurwysyn miał rację, cóż trzeba wszystkiego spróbować w życiu. Aleks tylko się uśmiechnął i rzucił swoje rzeczy na dolną prycz, położył się na niej i tak leżał.
Po chwili zapytał nieco zmęczonym głosem:
- Za co siedzisz?
- Byłem głodny
- I?
- I się najadłem- Aleks przypomniał sobie o tej blondynce na zdjęciu... Te klawisze mają poczucie humoru.
- Rzeczywiście masz niezłego dealera... Albo nieźle nasrane w mózgownicy.
- Poznasz go
- Już mi to mówiłeś. Czyli mam rozumieć, że zjadłeś kogoś i wsadzili cię za kanibalizm? Super...
- Andy, na serio już to mu mówiłem? Nie Tommy, to ja to mu mówiłem.
- Nowy, to Tommy Ci mówił nie ja.
- Wiesz, że istnieją takie ośrodki dla ludzi z twoją przypadłością?
- Do kogo mówisz? - wycedził
- No ciekawe, nieprawdaż? Zgadnij to dostaniesz cukierka.
- On się pytał czy kogoś zjadłeś, powiedz mu Andy... A, tak. Sąsiadkę. Do mnie?
- Brawo, kolego. Jak zejdziesz to dostaniesz cukierka. - już miał plan co do niego.
- Nie chcę cukierka, pedale. Powiedz mu Tommy. - oczywiście wszystko poszło się paść - Andy nie chce cukierka.
Aleks westchnął i przekręcił się zapadając się twarzą w poduszkę.
- Andy zapytaj się go.
- Nie Tommy, nie zapytam
- No zapytaj.
- Nie, wstydzę się, ty zapytaj
- Ale ja mam z tobą utrapienie
- Zapytasz?
- Zapytam. Przepraszam, Panie Nowy, czy jest Pan smaczny?
Dwadzieścia lat morduj się z tym kretynem.
- A skąd mam kurwa wiedzieć, co?! - krzyknął lecz poduszka stłumiła krzyk
- O, proszę - powiedział ktoś w drzwiach - Panie Aleks, czy nie jest was tu o jednego za dużo? - zażartował klawisz - Dzwonił do pana jakiś Ryuketsu, czy coś takiego.
Na piętrze wyżej, dało się słyszeć rozmowę Andy'iego i Tommy'iego, na temat Ryuketsów, czymkolwiek one są...
- Że kto? - zapytał podnosząc głowę ale po momencie ciszy przypomniał sobie tą zabawkę Jerycha - A no i co z nim?
- Nic, dzwonił - odpowiedział strażnik, a kiedy odchodził tajemniczo rzucił - Życzę Ci miłej i przespanej nocy - po czym ryknął śmiechem i znikł.
- No ale po tępego chuja mi wydzwania, no! Da pan klawisz cukierka, żeby tego popaprańca uciszyć! - przytulił się do zimnych krat.
- Mogę Ci załatwić loda, jak tak Ci zależy - znowu ryknął śmiechem i ruszył dalej, nie zatrzymując się.
- Kurwa zajebiście tu jest! Uwielbiam was już, kurwa wszystkich kocham! - wydarł się na cały blok więzienny
- Psss... Ty, nowy - odezwał się ktoś z sąsiedniej celi.
- Co?!
- Nie drzyj mordy buraku!
- Pierdol się chuju złamany! Będę się kurwa darł!
- To się drzyj... Klawisze Cię skutecznie uciszą... - wyszeptał sąsiad
- I bardzo dobrze - od tej pory darł się jakby go ze skóry obdzierali.
Po pięciu minutach w kratach pojawił się klawisz. Otworzył celę i wparował bez ostrzeżenia, waląc Cię przez łeb pałą
- Zachciało Ci się koncertować po nocy chuju, ja Ci kurwa po koncertuję ty cholerny Elvisie.
- Ale... Ja... Kurwa... Cukierka... Chciałem... Tylko! - po jednym słowie następował cios.
W końcu strażnik ustąpił.
- Zamknij japę i do wyra!
- To zabrać mi tego łacha - wskazał na świra
- Chcesz jeszcze coś powiedzieć przed snem? - strażnik uniósł rękę z pałką do kolejnych ciosów
- Dobra, nie unoś się panie klawisz...
Aleks poczuł cios na twarzy
- Ostrzegałem - w sąsiedniej celi dało się słyszeć nadaremni tłumiony śmiech.
Aleks skatowany rzucił się na łóżko, przykrył kocem i westchnął. Nie mógł usnąć, bał się tego psychola, no i zawsze miał problemy z uśnięciem w nowym miejscu. Przewracał się z boku na bok przez całą noc.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 21-08-2011, 23:07   #64
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Jerycho Czarnecki

Półgodziny minęło, jak z bicza trzasnął. Trzy busy, w każdym pięć osób plus kierowcy. Malan, Dawid, Iza oraz kilku innych, tobie nieznanych. Plan był prosty, jak tabliczka mnożenie z prawdopodobieństwem pomyłki. Jeden bus atakuje od frontu, dla zmyłki. Dwa kolejne wchodzą tyłem i masakrują zebraną tam śmietankę towarzyską.
- Zero litości – to były ostatnie słowa Izy, trzymającej niepewnie mały rewolwer.
W barze panowała iście szampańska atmosfera. Dante i jego ludzie, ale i również ludzie Selucciego czuli się znowu na szczycie. Znowu byli na fali i rządzili, zdawać by się mogła, wycyckanym do cna z pieniędzy miastem.
Kiedy pierwszy bus zatrzymał się przed barem, Włosi pochowali się za barem i za przewróconymi stolikami. Niestety, stoliki nie były przeszkodą do pocisków z karabinów AK.
- Jazda panowie, teraz my! – zakrzyknął Malan, po czym wyskoczył z busa.
Reszta gangsterów, podążyła za nim i za Izą.

Dean "Oczko" Salvadore

Obawy, kiedy są nasilone lubią się urzeczywistniać. Ciche stukanie do drzwi, które Cię obudziło zignorowałaś. Większy rumor też nie wydał Ci się godny uwagi, w końcu Paul miał klucze. Dopiero dzwonek do drzwi postawił Cię na nogi. Ostrożnie podeszłaś do drzwi i wyjrzałaś przez judasza.
Po drugiej stronie stał jakiś człowiek z pociętą ostrymi narzędziami twarzą i zalany krwią. Nie ominęło także klatki piersiowej. Z prawej ręki, sterczała kość. Efekt złamania otwartego.
Dopiero pilna obserwacja, choć nie natychmiastowa, dała Ci informację, że to przecież twój pracodawca. Otworzyłaś w pośpiechu drzwi, a sam Violin padł przed siebie niczym ścięty z nóg. Z progu, na którym leżał, zdążył tylko wychrypieć „zadzwoń po karetkę”.

Dorain „Zibi” Zibowski

Pokój w motelu, który opłaciłeś z góry, był… No cóż, nie był to hotel i nie było to drogie. Niska cena noclegu, szybko została wyjaśniona. Odpadający tynk ze ścian, zarwane łóżko i połamana szafka nocna, to był dopiero przedsmak tego, co ta nora oferowała. W zasadzie trafiłeś z nazewnictwem, kiedy tylko ruszyłeś pościel z piskiem, do pobliskiej jamy w rozerwanej ścianie, uciekły dwie myszy, Ci zostawiając garść odchodów.
W dodatku za ścianą było słychać jakaś kłótnię, po drugiej stronie jakieś spanikowane wrzaski.
Istne wariatkowo.
Już wiedziałeś, że recepcjonistka nie wykona zwrotu pieniędzy, po prostu wiedziałeś.
Rano, otrzymałeś telefon. Wyświetlacz wyświechtanego telefonu, wyświetlił napis „Dante”.

Aleksander Zduński

Cele się otworzył, a z korytarzy usłyszałeś wrzask klawisza:
- Wstawać do kurwy!
Świrus prowadził swój monolog, czy też dialog sam ze sobą przez całą noc i nawet teraz, jakby nigdy nic zeskoczył z łóżka i skierował się na spacerniak. Blok szybko zapełnił się więźniami, pilnowanymi przez uzbrojonych strażników. Strzelby powtarzalne, groźnie błyszczały w świetle jarzeniówek.
Wytknąłeś głowę na korytarz i zobaczyłeś gościa, który Cię uciszał w nocy. Teraz żałowałeś, że go nie posłuchałeś. Siniaki zaczęły piec i boleć dopiero teraz, w dodatku ledwo się trzymałeś na nogach.
Uciszającym okazał się ryżawy Latynos, z rozpłaszczonym nosem. Na rękach miał dużo tatuaży przedstawiających samochody i ładne dziewczyny. Kiedy i on Cię zobaczył, z siniakami i krwiakami, wybuchł śmiechem:
- Gościu! Jestem twoim fanem, dałeś nam wszystkim wczoraj niezłą rozrywkę! – i znowu się zaśmiał szyderczo – Mówią na mnie „Crash”, a ty?
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 26-08-2011 o 23:55.
SWAT jest offline  
Stary 22-08-2011, 18:56   #65
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Szczęśliwie dotrwał do pobudki bez odgryzionych kończyn. Efekty wczorajszej imprezy dopiero teraz odczuł, ostatni raz balował z klawiszami.

Zaskoczyło go jedynie zachowanie tego co nazwał Nowego burakiem. Aleks nieco wystraszył się jak zobaczył Latynosa z tatuażami na rękach, myślał, że będzie musiał pożegnać się ze swoim nosem, ale ten tylko pogratulował Elvisowi koncertu. Chwilę później po przedstawieniu się sobie wywiązała się rozmowa:
- Za co? - mruknął Crash.
- Wrobienie mnie w handel narkotykami
- Wrobienie... Każdy tak mówi - uśmiechnął się
- Potrzebowałem kasy, nie wiedziałem, że ten syf jest w bagażniku - pierwszy test kłamania w więzieniu - Trudno najwyżej będę szmacony.
- Że niby jaki?
- Tak zwaną: Męską kurwą będę.
- W jakim ty wieku żyjesz... Myślisz że każdy tylko czeka, żeby ruchać faceta w dupę? Za dużo Amerykańskiego kina.
- Wszystkiego się mogę spodziewać po tej Ameryce - zaśmiał się ponuro
- Oczywiście, zdarzają się takie przypadki. Ale w razie czego, kop w jajca i uciekaj. I zaciskaj zwieracze - zaśmiał się - Idziesz na spacerniak?
- Idę, nie mam zamiaru się tu kisić
Wychodzili razem z innymi grupkami więźniów w stronę spacerniaka:
- A ty za co siedzisz? - zapytał się niepewnie Aleks.
- Nielegalne wyścigi. Wiesz... Takie nocą.
- Wiem, wiem widziałem kilka jak się kręciłem po mieście.
- No właśnie, samochód mi wyleciał z drogi, wpadłem w barierki i nie mogłem się wyrwać. Potem już tradycyjnie.
- A czym jeździłeś?
- Stuningowaną Mazdą
- Dawała radę?
- Musiała - uśmiechnął się - Ciekawe co z nią się stało?
- Poszła pewnie na złom, po cholerę psom porozbijana bryka. No chyba, że stoi na parkingu policyjnym, ale obstawiałbym to pierwsze.
- Mocno nie oberwała, tylko napęd na przód miała i przednie koła zawisły na tej barierce. To też potem nie mogłem wyjechać dlatego.
- To jednak obstawiam drugą opcję. Jeździłeś solo czy w gangu?
- W gangu. Piekielne kółka. Circulo del infierno - powiedział po hiszpańsku
- To może kumple jakoś Ci odbili wózek.
- Wątpię. Mamy umowę, że jak ktoś wpadnie, zrywamy z nim kontakty, rozumiesz?
- Rozumiem.
- A ty byłeś w gangu?
- Nie. Jestem zbyt wielką ciotą, żeby być w gangu - zaśmiał się już nieco weselej.
- Więc trzymaj to w tajemnicy i uważaj pod prysznicami - i Crash się zaśmiał - Skąd jesteś? Nie jesteś rodowitym Amerykaninem, nie?
- Nie, jakbym był to nie rozmawialibyśmy tu. Jestem z Europy, Polska, mówi Ci to coś?
- A Ci coś mówi Grey Point? - spojrzał na Ciebie badawczo
- Nie, a powinienem to znać? - czyżby wpadł?
- Cóż, duży, duży obszar zamieszkany przez Polaków złączony pod wodzą Zaworskiego Jana - ostatnie słowa, były wypowiedziane łamaną polszczyzną - Mieszkałem tam trochę, przynajmniej bezpiecznie i dobre żarcie było w jadłodajniach
- Szlag, a ja się po makaroniarskich dzielnicach włóczyłem - Jerycho gdyby tu był pokładałby się ze śmiechu jak Aleks robi z siebie idiotę.
- Zaworski wypowiedział makaron wojnę, nie Ciekawie się działo. Ciekawe jak to wygląda dzisiaj. - ciekawe co Crash powiedziałby na to, że Aleks pracował dla Malapartego i miał szpiegować Polaków.
- Ciekawe, szczerze jakoś nie przepadam za Włochami - kiedyś to była nieprawda, teraz to szczera, najszczersza prawda.
Wreszcie świeże powietrze wpadło do płuc Aleksa, od razu poczuł się lepiej.
Było tu boisko do koszykówki, stoliki, kilka stalowych konstrukcji robiących za coś w rodzaju trybuny.
- Ja tam się nie mieszałem, ale lubiłem trzymać rękę na pulsie. Dla mnie kierownica była wszystkim - powiedział Crash
- Robisz coś co nie szkodzi za bardzo ludziom, w przeciwieństwie do mnie - Aleks zrobił głupawą minę.
- Sprzedawałeś swój szajs dzieciom? Te narkotyki?
- Mówię przecież, że nie sprzedawałem, dostałem samochód i miałem go podprowadzić na dzielnicę. Zatrzymałem się przed jakimiś czarnuchami i przyjechały psy. Zacząłem uciekać to mnie postrzelili.
Crash pokiwał głową, w akcie zrozumienia.
- Jakbym wiedział, że to gówno jest w bagażniku to za cholerę bym się do niego nie dotknął
- Wiesz, powiem Ci coś. Lepiej żebyś tutaj znalazł sobie Polaków przyjaciół. Czarni za te prochy mogę Cię gonić, mogą robić to wszyscy inni. Rozumiesz?
- Wiedziałem to już jak leżałem w szpitalu. Ale wątpię żeby ktokolwiek chciał gadać z... Nowym. Nie wiem znasz tu jakiegoś Polaka?
- Jest ich tu całkiem sporo. Wpadli, nim i sam Zawór zaczął płacić policji. Potem to już Włosi i psy byli nietykalni, bo obaj płacili krocie za nietykalność.
- Stróże prawa, kurwa mać - zaklął - Mógłbyś mi któregoś wskazać?
Crash wskazał dyskretnie na grupkę ludzi bez koszulek, stojących w rogu ogrodzenia i rozmawiających, czy też grających w karty. Za daleko by rozróżnić.
- Dobra, grywasz w kosza? To byśmy sobie później zagrali.
Crash pokiwał z aprobatą głową.
- Grywam, ale jak Polacy Cię wciągną w szeregi, wtedy... No cóż, są bardzo zamknięci w sobie.
- Bo nie są u siebie, w Polsce są cholernie gościnni. Widziałeś kiedyś wesela na dwieście osób? No dobra, przesadziłem, na sto?
- Widziałem, w końcu jestem Hiszpanem.
- No, czyli wiesz jak jest w Polsce, u nas wesela trwają po 4 dni na wsi, jak gospodarz jest wystarczająco kasiasty, wódy jest tyle, że Ruscy byliby w raju.
Crash uśmiechnął się.
- Dobra, idę do nich, ciekawe czy dostanę po mordzie? - zapytał Aleks z radością
- Ej, chłopaki! - powiedział do grupy po polsku podnosząc rękę do góry na znak powitania.
Mężczyźni popatrzyli na Aleksa, potem na siebie i wrócili do swojej rozrywki, zaciętej rywalizacji w pokera o papierosy
- No ludzie, jestem z Polski, gdzie ta przyjaźń? Nasi dziadkowie wspólnie walczyli o wolność, a teraz olewacie swojego brata?
Jeden z nich zachichotał
- Chodź i patrz, Dziadku.
- Aleks - poprawił kolesia i podszedł.
- Jestem Dolec, a reszta, jak będzie chciała sama się przedstawi - powiedział jeden z nich.
Sam Aleks zwrócił uwagę na wielkiego, barczystego skinheada siedzącego przy kartach.
Grali w pokera dobierając od dziewiątek. Widać było, że skin, którego nazywali Wichurą jest a przegranej pozycji, jakiś żółtek zdecydowanie wygrywał, a drugi polak radzi sobie choć ledwo. Aleks grywał kiedyś w pokera, ale dla zabawy więc zapytał:
- Mogę dołączyć? Tylko cholera nie mam fajek na wejście.
Radzący sobie polak dał Aleksowi dwie:
- Jestem Antek, ja i tak nie palę - uśmiechnął się pogodnie
- Aleks, ja też nie palę, dzięki - siadł i położył dwa pety na stole biorąc rozdane karty do ręki.
Przez kilka pierwszych rozdań miał fulle,trójki, raz street i poker, ale dalej nie było już kolorowo. Góra petów zniknęła tak szybko jak się pojawiła, ale grał dalej.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 27-08-2011, 19:41   #66
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jerycho westchnął stając przed barem. Powstrzymał się by nie poprawić pistoletów na bokach, już to robił, ale to go uspokajało. Plan był ryzykowny. Dobrze, że zaopatrzył się w kamizelkę kuloodporną. Teraz może się bardzo przydać. Wszedł do środka i rozejrzał się po sali. Było w nim kilkudziesięciu balujących włochatych. Z czego już połowa pijana, a chyba nawet jeden bardzo. Bardzo dobrze. Dojrzał Malpartego. Popijał drinka delektując się chwilą zwycięstwa. Jerycho skierował się pomiędzy stołami na tyły, ale tak by móc naturalnie skręcić w jego stronę, jakby od początku szedł prosto do Dantego i okazało się to właściwe, bo został zauważony. Uśmiech momentalnie znikł z twarzy byłego pracodawcy. Zawołał go gest ręki, więc podszedł.
-Dzień dobry szefie.- pochylił głowę w geście szacunku- Chylę czoła za świetną akcję.
- No właśnie... Mogła być lepsza, gdybyś na czas dostarczył swój raport wraz z tamtym drugim obwiesiem. I... Co tu robisz?
-Przepraszam. Nie poinstruowano mnie. Postanowiłem wykorzystać chaos i żałobę by móc opowiedzieć o wszystkim czego się dowiedziałem. Teraz prawie nikt nikogo nie pilnuje, a wielu zamyka się w mieszkaniach i pije, bardzo łatwo było wymknąć się niepostrzeżenie.
- To impreza tylko dla ludzi z rodziny, nie powinieneś tu być, ale mówi się trudno. Napij się.
Jerycho posłusznie upił łyk drinka, po czym przeszedł do składania raportu. Oczywiście nic z tego nie było prawdą. Jedynie mówił długo. W pewnym momencie powiedział, że Iza za dwa dni ucieka do Polski samolotem. "I dobrze, głupia suka. Powinna dawno stąd wypierdalać, wraz ze swoim ojczulkiem...". Cóż. Spodziewał się, że będzie chciał ją ubić. Chyba ostatnimi czasy nieco zdemnizował Dantego w swoich oczach, ale po chwili przypomniał sobie, że Zawór nie żyje i to dla czego. Było mu trochę głupio zdradzać. Czuł pewien niesmak, ale był już po drugiej stronie barykady. Po tej właściwej. Potem kazano mu dołączyć do zabawy. Przysiadł z tyłu baru, tak by mieć za plecami ścianę, a obok przejście na tyły. Poczuł wibracje w telefonie. To umówiony sygnał. Zaczyna się.

Przed bar podjechał bus. Gdy z okien wyskoczyły lufy karabinów zaczęła się wrzawa. Włosi przewracali stoły licząc, że lepsza taka osłona niż żadna. Sam Jerycho siedział już na zapleczu, za kamienną ścianą, z parą Five&seVenów zaopatrzonych w tłumiki i przedłużone magazynki. Pierwsza fala przeszła. Włosi zaczęli strzelać do wybiegających z busów Polaków. Trupy padały po obu stronach, ale element zaskoczenia działał na krzyść atakujących. Dwa kroki i Jerycho był w rogu baru za ladą. Oddał dwa strzały w kierunku Polaków. Oba ślepaki. Przykucną i odczekał chwilkę. Wychylił głowę rozglądając się. Sytuacja nie cieszyła włochatych.
-Odwrót!- zakrzyknął Dante kierując się do wyjścia razem z grupką ocalałych, którzy mieli szanse na dojście. Kilku z tyłu zostało zastrzelonych, ale wielu udało się przejść przez szerokie, dwuczęściowe drzwi. W tym Dantemu. Jednak tam już czekały na nich karabiny Polaków z tyłu. Jerycho widział jak niemal wszyscy zostają rozstrzelani i tylko Dante z jeszcze chyba trzema, uciekają na piętro, a za nim goni Malan i kilku innych. Ogień już był znacznie mniej intensywny, toteż usłyszał serię ognia zaporowego z góry. Wstał o oddał po strzale w plecy kilku którzy wciąż walczyli w barze, raz nie trafił. Ból go oszołomił gdy z boku ktoś do niego strzelił. Widać zauważył. PółPolak wzniósł pistolet i przez chwilę strzelali do siebie w żywiole. Dostał jeszcze dwa razy. Ból nie do opisania, ale nie raz już obrywał, a wtedy nie miał na sobie kamizelki... Zestrzelił go w końcu. Obolały wstał. Zobaczył jak jeden z włochatych wyskakuje przez okno. Zaklął gdy go nie trafił. Sam wyskoczył przez inne. Szybko wpiął spluwy do kabur i wdrapał się po piorunochronie pomagając sobie parapetem i kilkoma innymi, wystającymi elementami budynku. Wskoczył przez twarte okno i zastał w pokoju Dantego oraz dwóch strzelców zaporowo ostrzeliwających klatkę schodową by nikogo nie dopuścić na górę.
-Jerycho! Skąd ty tu!? Nie ważne, pomóż przy tym!- zakrzyknął Malparte wyraźnie panikując, w ręce miał pistolet, ale pusty magazynek leżał pod jego nogami. PółPolak wyciągnął obie spluwy z kabur i w tym momencie obaj strzelcy zostali ściągnięci serią. Dante, z przerażeniem na twarzy, wzniósł ręce w górę i cofnął się aż oparł się o ścianę, a przez drzwi wszedł Malan mierząc do niego z karabinu
-Ha! W-wpadłeś w pułałapkę! Załatw go Jerycho- zakrzyknął jąkając się ze strachu. PółPolak wzniósł pistolet celując w Dantego
-Co!?- Tylko tyle zdołał wykrztusić
-Jesteś idiotą skoro wysyłasz niesprawdzonego Polaka, by szpiegował Polaków. Nie masz pojęcia jaką siłę ma nasz patriotyzm- powiedział Jerycho z wyraźnie wyczuwalną obelgą w głosie.

Chwilę potem odbyła się egzekucja. Iza osobiście wyładowała cały magazynek w jego łeb. Nie dało się go już poznać po twarzy.
 
Arvelus jest offline  
Stary 31-08-2011, 12:20   #67
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi leżał na łóżku, walcząc z myślami.

Przyjechał tutaj z obiecaną pracą. Znajomy którego wyciągnął z kłopotów a Paryżu przysiegał że znalazł mu robotę w kasynie, że szybko się dorobi i będzie mógł się zająć zawodową szulerką.

Gdy Dorian stanął w progu kasyna, Pete zaczął najpierw kręcić, a potem widząc że łgaie w oczy zawodowego oszusta nie ma sensu, udał że nie zna Zibiego i kazał go wyrzucić ochronie. Nie chciał dać nawet pieniędzy na bilet powrotny.

Dwa dni później Pete musiał przejść serie zabiegów chirurgicznych, bo nieznany napastnik w znacznym stopniu uszkodził mu twarz na parkingu. Niestety nikt nie znał Doriana Zibskiego. W takich chwilach Zibowski dziękował wszechświatowi za ignorancję francuza względem wszystkich ludzi.

Telefon zadzwonił w chwili kiedy Zibi dotarł do rozważań nad powrotem do domu, do Warszawy czy Paryża.

-Zibi.- mruknął, niezbyt ciesząc się na widok słowa "Dante" na ekranie.

Odezwał się Louis.

-Dante nie żyje. Don zbiera ludzi w swojej willi.- powiedział szybko.

Zibi westchnął. Skąd wiedział że tak to się skończy. Niedługo pewnie zginie sam Don. I wtedy każdym gangiem w mieście będzie kierował nowy szef. Może wtedy ktoś będzie w stanie zażegnać tej wojny, rozwalającej pół miasta? Zibi miał duże przebicie i właśnie na to liczył. Że zdąży zareagować nim we wszystko wjebią się komandosi oraz FBI.

-Będę.- odpowiedział krótko a potem wrócił jeszcze przez chwilę do leżenia.

Był szulerem, cwaniakiem, mistrzem kłamstw i półsłówek. Więc czemu, do jasnej cholery, traktowano go jak płatnego zabójcę czy faceta od rozwałki. Nie umiał nawet strzelać. Najpierw Zawór uznał go z jebanego bombermana, potem Dante za kogoś do zabijania młodych kobiet. Jeśli Don zrobi to samo, to dołączy do wspomnianej dwójki w zaświatach. Najpewniej nawet nie za sprawą Polaka.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 31-08-2011, 18:47   #68
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Aleksander Zduński

Gra w karty była całkiem znośna, gdyby nie Ci przyglądający się tobie Polacy i ten dziwny Japończyk. Postanowiłeś mu się baczniej przyjrzeć, co do rodaków miałeś dziwny sentyment oraz zaufanie. Samemu nie wiedząc co tobą kierowało zerkałeś na ręce przestępcy o żółtej barwie skóry. Chyba przyzwyczajenie z domu rodzinnego, gdzie każdy zawsze chciał wygrać, zmuszało Cię do tego. Kiedy ciąłeś w karty z rodzeństwem w różne gry wyniesione ze szkoły. Kiedy Arnold i Alicja, twoje rodzeństwo, potajemnie podawało sobie karty pod stołem, lub wyjmowali je znikąd.
I wtedy stało się to, niezbyt wyćwiczone, niepewne lecz szybkie ruchy rękę wydały Japońca. Tobie przyszło tylko powiedzieć:
- Oszust!
I nagle wielka jak bochen chleba pięść, trafiła na odlew skośnookiego, który poleciał do tyłu nakrywając się nogami, a z kieszeni wyleciały mu asy, króle, damy oraz walety.

Jerycho Czarnecki

Dobrze zaplanowana akcja, to zawsze sukces. A kiedy współpracuje się z rodakami i idzie ten sukces ogłosić w ukochanym języku, nic więcej nie potrzeba. Zwłoki Dantego leżały na posadzce baru, z zniszczoną do szczętu twarzą.
W oddali, zaczęły wyć syreny wozów policyjnych. Od kiedy zginął „Zawór”, jedynymi opłacającymi policję przestępcami w mieście, byli Donowie. Reszta, nie miała na to kasy i odpowiednich kontaktów. Mimo wszystko Iza wydała szybko odpowiednie rozkazy, przerywając swoje nasycanie się zemstą. Zresztą sam fakt, że Dante leżał trupem był bardzo budujący dla każdego Polaka. I nawet tych kilku Włochów, którzy uciekli…
Tak naprawdę, nie było się czym przejmować.
Życie toczyło się dalej.

Dorain „Zibi” Zibowski

Gdy stawiłeś się pod willą, zostałeś zatrzymany już ze znacznej odległości przez trzech, wysokich Włochów z rewolwerami i jednym M4, którzy przeszukali Cię dokładnie. Potem wpuszczono Cię dopiero na posesję. Ubrany byłeś jak zawsze, w swój niebywale gustowny strój, który jeszcze śmierdział nowością.
Przed willą, stał Louis kopcący z wolna papierosa. Gdy Cię tylko spotkał, opowiedział Ci jak Dante stracił czujność, jak zdradził go niejaki Jerycho na rzecz Polaków i jaki efektowny szturm przypuścili, zakończając go niebywałą jatką. Prawie taką samą, jak Polska jatka w Restauracji Gama na Warszawskiej Woli, gdzie zginęło pięć osób.
Tu było podobnie, lecz z większym rozmachem. Osiem ziemnych trupów, zdemolowany jeszcze bardziej bar oraz śmierć Dantego. Nie pokrzepiło to nikogo do działania, jak Polaków pokrzepiła śmierć Jana Zaworskiego.
Louis zaprowadził Cię do Dona. Był może trochę starszy od Dona Selucciego. Ubrany w garnitur, w krawat z kilkoma prążkami w odcieniu ciemnej czerwieni.

Dean "Oczko" Salvadore

W pośpiechu zadzwoniłaś po ambulans. Paul ledwo się trzymał, ale udało mu się. Niestety nie mógł wystartować w wyścigu, co wpędziło go w wielkie problemy finansowe i szybko stał się kolejnym, Amerykańskim bezdomnym gnieżdżącym się w bezpańskich budynkach, ogrzewających przy palonych w beczkach śmieciach.
I ty również poszłaś w jego ślady, nie wiedząc czemu nadal z nim jesteś. Czuliście do siebie sympatię, po przez wspólną pasję. Motoryzację. W końcu i do gołodupców uśmiecha się szczęście, a dla was to była dobrze płatna praca do ruskich, polegająca na kradzieży zagranicznych aut oraz sprzedawaniu ich im. Szybko się wzbogaciliście i wróciliście do Europy, do Francji. Tam otworzyliście wspólnie mały warsztat samochodowy oraz pobraliście się. Na całe szczęście, Paul zgodził się na ślub w hiszpańskiej kulturze i na hiszpańskiej ziemi.
Obudziłaś się, z Amerykańskiego Snu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 14-09-2011, 16:32   #69
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jerycho rano wstał rześki i wypoczęty. Masakra w barze dzień wcześniej to nic wielkiego. Zdarzały się już takie akcje. Póki nie dzieje się krzywda tzw. "niewinnym" nie ma nic przeciwko zabijaniu, a robił to już dość często, że nie robi to na nim wrażenia. Choć czasem śnią mu się twarze tych ludzi. Jednak rzadko, a i przechodzi szybko. Czas jakoś zagospodarować sobie mieszkanie. Jakieś biurko plus komputer. Internet chyba tu mają, więc się podłączy. Dobrze. Najpierw znaleźć PeCeta, potem biurko i do domu. Dobry plan. Chyba, że ma coś zrobić. Właśnie... najpierw zrobił sobi zastrzyk, po którym śiat zawirował na chwilę. Krytycznie spojrzał na buteleczki. Zostało mu na cztery dni. Trzeba zacząć szukać kolejnej dawki. Potem poszedł do Izy, ale stwierdziła, że aktualnie nie ma dla niego zlecenia. Więc zajął się swoim planem...
Jerycho mijał akurat rządek remontowanych kamienic, Iza szybko wiedziała co robić aby mieszkańcy Grey Pointu zaczęli ją szanować. Remont był strzałem w dziesiątkę, choć dzisiaj akurat budowlańcy mieli wolne. Z bocznej uliczki, wybiegła do niego nieska, piegowata ale mająca swój urok dziewczyna.
- Może mi Pan pomóc? - zapytała - Mój brat stracił przytomność, o tam, na podwórzu!
-Och... - Jerycho zawahał się, myśląc chwilę, po czym kiwną głową i poszedł za nią
-Wezwałaś już karetkę?- zapytał, pewnie tak, ale nie zaszkodzi zapytać. Ludzie często zachowują się nie do końca poczytalnie w sytuacjach których nie rozumieją... A nikt nie powiedział, że dziewczyna ma doświadczenie w czymś takim
Jedynym co zobaczył Jerycho przed zmysłowym odfrunięciem z ziemi, to jakaś na ciemno ubrana postać, wykonująca zamach. Ostatnim uczuciem, jakie towarzyszyło pół-polakowi, było brzdęknięci, czy też chrupnięcie czegoś na tyle jego czaszki.
Osunął się sztywno na ziemię, lądując nosem w ceglanym pyle.
- Ok, to dla Ciebie. A teraz znikaj i pamiętaj, że Ciebie tu nie było.
- Dziękuję, już mnie nie ma - usłyszał jak przez mgłę.
Poczuł szarpnięcie
- Sporo przytyłeś cholero - zamarudził napastnik.
Skrzypnięcie, szybko rozpoznał jako skrzypnięcie bagażnika. I jego zatrzaśnięcie. Na dobre oprzytomniał dopiero po jakiejś godzinie. Samochód sunął asfaltową drogą.Jęknął czują tępy ból w potylicy, nie był związany, ale nie miał też broni. Naparł na klapę. Wiedział, że w takiej pozycji nie jest w stanie wykorzystać swojej siły i szanse, na rozwalenie zamka są znikome, ale... musiał spróbować... Krążyło mu tylko jedno pytanie w głowie. Żółci czy włochaci? Cholera, raczej ci pierwsi. Jest źle... bardzo źle... Przełknął głośno ślinę wyobrażając sobie wymyślne tortury jakie są w stanie mu zaserwować. Gdyby miał broń mógłby chociaż strzelić sobie w łeb. Gdy porzucił marzenia o wyważeniu zamka mógł tylko czekać. Jego ciało przechodziły spazmy strachu. Bardzo dawno się tak nie bał. Musi się wydostać. Coś wymyślić. Nie związali go, to wielki błąd. Potrafi zabijać rękami, chyba o tym nie zapomnieli, nie? Choćby było ich tuzin i wszyscy z gnatami i tak się na nich rzuci. Lepiej zostać zastrzelonym...
Jerycho poczuł, że samochód zjeżdża na polną drogę. Kilka minut później, dało się słyszeć wysłużone hamulce. Dało się słyszeć otwierane i zatrzaskiwane drzwi samochodu.
Usłyszał pukanie w klapę bagażnika:
- Boli? - zapytał dziwnie znajomy głos.
Bagażnik się otworzył, a kilka kroków dalej stał jakiś mężczyzna. Był sam, w dodatku nie trzymał w dłoni klamki. Szkoda że słońce przeszkadzało w spojrzeniu mu w twarz.
Jerycho tylko warknął w odpowiedzi, znał głos, choć nie mógł sobie przypomnieć. Uciekając za yakuzą uciął sobie kilka pogawędek, zarówno z żółtymi, jak i najemnikami. Widać ktoś uznał, że jedna porażka go nie powstrzyma... PółPolak zdziwił się gdy otworzono bagażnik, jednak wykorzystał to. Wyszedł z niego szybciej niż można było się spodziewać. Od dawna planował jakim ruchem opuści samochód tak by zajęło tak jak najmniej czasu i po wylądowaniu na ziemi był gotowy do walki. Zbadał spojrzeniem postać, brak pistoletu. Czyli wierzy w swoje umiejętności... yakuza ma kilku mistrzów walki, może to jeden z nich. Yakama, tak. Już pamięta, walczył z nim, kung-fu z ju-jitsu. Ciężko z nim było, ostatecznie walka nie została rostrzygnięta. Zastanawiał się czy nos mu się dobrze zrósł. Po tym jak mu go złamał bawili się w ganianego-chowanego przez kolejny tydzień. Nie miał czasu pójść do lekarza, nastawił sam, a wiadomo, że to nie jest idealny sposób. Niestety ranne słońce całkowicie zaświatlało twarz i większośc sylwetki. Jerycho zacisnął pięści, wysuwając środkowe palce ponad szereg pozostałych. Bardzo brutalna metoda.
-Trzeba było mnie zastrzelić gdy byłem w środku, teraz nie dam się łatwo- warknął
Mężczyzna postąpił kilka kroków do półPolaka... Który teraz zobaczył kim jest ten nietypowy napastnik. Rybaczki w moro, koszulka z wywalającym jęzor czarnym diabłem i wojskowe, wysokie trepy. Na głowie miał czarną patrolówkę, a na nosie czarne okulary przeciwsłoneczne. Wokół was rozciągały się połacie lasu.
- Aż tak Cię główką rozbolała? - zakpił Cyrus.
Jeryco zrobił wyjątkowo... głupią minę. Usłyszał kiedyś od kolegi stwierdzenie "wiecie jak wygląda oszukany cygan? Nie? Trudno, ale przyjmijmy, że taką właśnie minę miałem".
-Zajebie... przysięgam, że cię kiedyś zajebię!- klął z mieszanką przerażenia, niedowierzania i rozśmieszenia na twarzy, jednak wbrew tym słowom zaraz wpadli sobie w niedźwiedzi uścisk
-Bracie! Kurwa... już myślałem, że yakuza mnie dorwała. Prawie się zeszczałem ze strachu.
- Po części masz rację - odezwał się Jerycho - Yakuza Cię dorwała, ale mają strasznie niekompetentnych killerów
PółJamajczyk potrzebował chwili by się zastanowić, ale ostatecznie dał sobie spokój
-Nie rozumiem- pokręcił głową marszcząc brwi
- Mam u nich etat od jakiś kilku miesięcy - powiedział Cyrus z uśmiechem na ustach - Ale pieprzę ich, potrzebowałem kasy. Bo wiesz że uciekłem po Liberty do Japonii?
-Tak, pamiętam. Tak jak ja ruszyłem tyłek do Polski, ale nie chwaliłeś się, że dla nich pracujesz. Cholera. Mając taką wtykę nie musiałbym tak uciekać- podrapał się po głowie i sykną -Wiesz... na przyszłośc wolę zwykłe "cześć"- skrzywił się masując, delikatnie, potylicę
- To jest kara za robienie wody z mózgu Sarze, choć ona nadal o tobie gada jak pojebana - zmarszczył brwi Cyrus i popatrzył na swoją piąchę - Nie myślałem że mam w niej tyle pary... Zresztą, musiałem grać, mogłem być obserwowany.
-Aha... spodziewałem się, że to raczej za te trzy miesiące nie odzywania się
- Do mnie możesz się nie odzywać nawet pięć lat i tak Cię znajdę i zdzielę po potylicy - uśmiechnął się szeroko, głaszcząc zarost - Ale nie dla Sary takie rzeczy. Zresztą jest ze mną w Empire Bay, w Kolonial Hotel.
Jerycho znów potrzebował chwili by zanalizować sytuację
-Ona wie, że tu jestem?
- Tak, wie. Zajrzała mi przez ramię, w zlecenie na Ciebie i musiałem ją zabrać.
-Yakuza Cię tu wysłała byś mnie dorwał?
- Tak. Jesteś u nich symbolem porażki, jak Statua Wolności symbolem wolności. Ale nie przejmuj się... Nie mają tak dobrych ludzi jak ja, a ja nie mam zamiaru wykonywać jakiegokolwiek zlecenia na Ciebie.
-Fiu... rany... muszę bardziej uważać, choć... oni chyba nie wiedzą o tym, że mam problem z odmawianiem pomocy "cywilom", nie pochwaliłeś im się tą wiedzą, co?
- Nie, jeszcze mnie nie pojebało u tych skośnookich sukinkotów.
-Dzięki. Wybacz, że zapytałem, ale napędziłeś mi niezłego stracha. Wizja, że muszę nauczyć się mówić "nie" gdy ktoś mnie potrzebuje mnie przeraża, ale przynajmniej przypomniałeś mi o tym słabym punkcie. No właśnie... co z Sarą? Jak się trzyma? Znów okazałem się dupkiem... przynajmniej nie nagadałem Jej głupot... już jakiś progres...- skrzywił się maskując wyrzuty sumienia pod czarnym humorem
- A wiesz, że nie mam zamiaru Ci o tym mówić - uśmiechnął się - Wiem że Cię to cholernie interesuje i wiem, że jak bym Ci tu wszystko wyśpiewał, nie poszedł byś do niej.
Jerycho posłał jedynemu bratu jakiego kiedykolwiek miał spojrzenie z serii "do you wanna die?"
-Ona w ogóle chce mnie widzieć?
- Inaczej by miała na Ciebie wyjebane i nie tłukła się ze mną aż z Japonii, do tego umierającego miasta
-Rany... tego się nie spodziewałem...- znów podrapał się po potylicy, jednak zdusił syknięcie- daj mi chwilkę... muszę to przemyśleć...
- Wiesz że zaczęła się uczyć Polskiego? - bąknął tak jakby od niechcenia, po czym znowu się uśmiechnął, najwidoczniej radość sprawiało mu patrzenie, jak jego przyjaciela "żre sumienie".
-Ta... i niby ma to związek ze mną- bardziej stękną niż powiedział, kiedyś próbował coś Ją nauczyć, ale nie zna się zupełnie na tym... ledwie skończył podstawówkę. Czasem nawet nie wiedział gdzie przecinek należy postawić... o ortografach lepiej nie mówić..
Po chwili znów spojrzał na przyjaciela
-I mówisz, że nie jest na mnie zła?
- Jest wkurwiona, ale zapewne jak strzeli Ci w mordę ze trzy razy, to jej przejdzie. Na szczęście nie zaczęła chodzić na siłownię
-Aj... normalnie walnął bym mój sztandarowy tekst "jeśli dosięgnie, he-he", ale to nie tyczy się ludzi wzrostu Sary... Rany... Te...- uwagę Jerycho przykuł pewien detal -Co Ty masz na palcu? Dałeś się zaobrączkować!?
- Aaaa... To? - Cyrus uniósł rękę w powietrze, z obrączka na palcu - Sam byś się dał, jakbyś zobaczył tą dziewczynę. Mam zdjęcia...
-Jakaś urocza Japoneczka?
- Dokładnie - Cyrus otworzył portfel i pokazał kilka fotek uśmiechniętej dziewczyny, Japonki.
Jerycho gwizdną z uznaniem
-Ale pewno kurdupel, co?- kolejny tekst made by Jerycho. Dla niego wszyscy byli kurduplami i lubił o tym przypominać
- Małe, nie znaczy gorszę. Dociera tam, gdzie inne tylko mogą patrzeć - uśmiechnął się rubasznie
-Hmmm... Brzmi zbereźnie- powiedział po polsku, po czym wrócił do angielskiego- Ale rozumiem o czym mówisz... pamiętasz moją pierwszą... Agnes, czy jakoś tak. Metr60 w kapeluszu i na szpilkach... niby fajna była, ale do klubu z taką się nie pójdzie
- Ami nie jest aż tak niska. Jej ojciec był, świętej pamięci, Rosjaninem.
-Raz. Ładne imię. Dwa... fajna sprawa... jeśli odziedziczyła rosyjski łeb. Raz mi się zdarzyło spotkać dziewczę co potrafiło wypić samej pół litra i jeszcze się trzymać... jednak poza tym Daszy nieco brakło tu i ówdzie... głównie między uszami- zaśmiał się - Dobra, teraz do rzeczy. Nie ma ryzyka, że skumają się, że nie zamierzasz mnie sprzątnąć? Nie chciałbym psuć ci kariery. Co jak co, ale yakuza to jedna z lepszych dróg na wspaniałą emeryturę...
- Albo droga do pięknego pomnika na miejskim cmentarzu, na którego chodzi tylko żona. Przez pierwszy rok.
-W tym aspekcie jest dokładnie tak samo jak z całą resztą. Jeśli się nie zakolegujesz, to sam fakt bycia w gangu nie wiele pomoże. Nie odpowiedziałeś na pytanie.
- Oczywiście że się skumają o co biega. To bez dwóch zdań. Ale mam nadzieję, że potraktują to jako wymówienie.
PółJamajczyk się skrzywił
-Ty na prawdę uwielbiasz grać mi na poczuciu winy, co?
- Szybko do tego doszedłeś, ale nie ma co. Kupiłem od jakiś Polaków na mieście trochę kostek semtexu... Jak myślisz, jak im to podrzucimy do restauracji, mocno się obrażą?
-Nie wiem, ale z radością ci pomogę w tym. Choć chyba raczej jako ewentualne wsparcie. Lepiej nie wskakiwać tam z moją buźką
- Wejdziemy w nocy i od tyłu. To będzie wyraźny znak, żeby spieprzali. Jak za starych, dobrych dni. Chodź i sam zerknij - przyjaciel poprowadził Cię do tylnego siedzenia, gdzie leżała czarna podróżna torba, a w niej kilka zabawek - To jest prezent, za rozwalenie łba - Cyrus wcisnął Ci czarnego Sig Sauera P226, samemu biorąc rewolwer Colt Python - I co ty na to?
Jerycho wzniósł spluwę do nieba
-A Ty będziesz się nazywał... nazywała Flawia... Swoją drogą robię teraz dla Grey Pointu. Ogólnie Polacy kontra reszta miasta. Ostatnio się im przysłużyłem. Nie powinno być problemu z wkręceniem Cię. Oczywiście jeśli chcesz...
- To brzmi nawet dobrze, bo jeśli są tacy jak ty, już ich lubię. I Yakuza dała mi mały zwiad środowiskowy. Nie pracujecie z Rosjanami?
-Z tego co zauważyłem, to kupujemy od nich broń. Choć szykuje się chwilowy sojusz, bo włochaci ostatnio zaczęli łamać wszelkie zasady. W sumie dobrze, że teraz przyjechałeś. Tydzień temu zastałbyś mnie w... znacznie gorszym stanie. Ale teraz już udało mi się uporządkować życie. - zamyśli sięł... Spojrzał w dół. Miał na sobie adidasy i dżinsy, dalej płaszcz, a w wewnętrznej kieszeni okulary... wyciągnął je i skrzywił się widząc, że lewe szkiełko pękło. Schował do kieszeni by później wywalić- Nie wyglądam źle, co? Chociaż... - przyjrzał się dostrzegając dziury po kulach z wczorajszej akcji... Zdjął z siebie płaszcz, zwinął na przedramieniu i rzucił na podłogę samochodu... Miał na sobie kamizelkę- Muszę pójść coś kupić zanim się z Nią zobaczę...

Cyrus przewiózł go po mieście. Podjechacli pod miejscowego Croppa. Jerycho zostawił kamizelkę i rękawiczki w samochodzie. Po dziesięciu minutach wyszedł w eleganckiej, ciemno-czerwonej koszuli i sportowej marynarce. Dobrze w tym wyglądał, a na nosie miał nowe okulary.
-Dobra. Zabierz mnie teraz do Niej...- Cyrus jedynie kiwną głową
Na tym się urwała rozmowa. Fakt, że Sara w ogóle chce go widzieć napełnił go nadzieją, którą chyba już zdążył stracić, jednak teraz, gdy jechał by się z nią zobaczyć zaczął drżeć. Jerycho był wojownikiem, to rzadkie w dzisiejszych czasach, źle sobie radził w przepraszaniu. Fakt, że robił to po raz drugi, w zasadzie w tej samej sytuacji, wcale nie pomagał

-Dobra. Od teraz zostajesz sam.- Cyrus stwierdził jak gdyby nigdy nic po wejściu do Kolonial Hotel
-Ale.. jak to? Bracie...
-Mnie na poczucie winy nie złapiesz. Idę na kawę. Jeśli coś spieprzysz to dostaniesz w łeb mocniej- i jak powiedział tak zrobił, wolnym krokiem udał się do kafeiki. Jerycho westchnął i poszedł, po schodach, w górę... Przy drzwiach stał z kwadrans, chodząc w kółko pomiędzy nimi a przeciwległą ścianą. Znalazł masę powodów dla których powinnien odpuścić, lub przełożyć to na potem... Bardzo dobrych i logicznych powodów. Typu, że “pewnie i tak się nie uda” czy “nie mam prawa drugi raz prosić o wybaczenie”. W tym czasie Sara piła herbatę czekając na niego i, raz po raz, podchodząc i spoglądając przez judasza... Cyrus napisał do niej, że Jerycho już idzie na górę i znała go na tyle, by wiedzieć, że prawdopodobnie będzie się długo wahał. Taki już był... czasami zwyczajnie brakło mu jaj. Gdy skończyła drugą herbatę zdziebko się zirytowała. Zwyczajnie otworzyła drzwi.
-Eee... cześć?- stękną Jerycho z minął jakby został w szkole o coś zapytany i nie znał odpowiedzi, jednak desperacko wierzył, że może jednak udało mu się strzelić...

Dwa kopnięcia i prawy sierpowy. Go Jerycho zblokował i odskoczył w tył.
-Drugi raz zostawiłeś mnie samą...
-Wierz mi, nie odpowiadałoby Ci życie jakie prowadziłem przez te kilka miesięcy- Kolejny cios, prosto w szczękę. Złapała go i przerzuciła przez bark. PółPolak kopną jeszcze leżąc i błyskawicznie wstał.
-Mówiłam ci ostatnio, że takie decyzje mamy podejmować razem... na tym chyba polega uczciwy związek...
-Nie miałem czasu... musiałem uciekać natychmiast- kolejny cios, jednak półPolak wyprzedził Sarę posyłając potężne kopnięcie z wyskoku w brzuch, aż wylądowała na ziemii, jednak szybko sie zebrała i wstała unikając kolejnego uderzenia.
-Brednie... nigdy nie masz czasu mnie uprzedzić...
-Nie prawda za pierwszym razem...- nie dokończył, bo mu przerwała
-Ty mi nawet nie przypominaj!- minęła uderzenie, złapała rękę, po czym kopnęła w twarz i znów nim rzuciła -No i nokaut- stwierdziła beznamiętnie. Jerycho odłożył joisticka.
-Ta... zawsze byłaś lepsza w bojatykach. Mi za to eRPeGi leżą.
-Nie ważne. Nie mam tu żadnego eRPeGa więc nie narzekaj.
-Nie narzekam, a stwierdzam, że jesteś lepsza...
-Mówię, że nie ważne. Powiedz mi coś... znów jesteś w jakimś gangu?
-Tak. Tylko tym razem pracuję dla swoich, Polaków.
-I porywacie dzieci, czy mordujecie na zlecenie?
-Nie... znaczy chyba nie. Krótko tu jestem, ale wydaje się, że to nie ten typ. Raczej dbamy o naszych i walczymy z tymi którzy chcą naszych udupić, poza tym robimy kasę.
-A w jaki sposób?
-Na przykład obrobiliśmy bank z chłopakami jakiś czas temu. Nie była to wielka akcja. Wyszło nieco ponad dziesięc tysięcy na głowę.
-Rozumiem... często to robicie?
-Nie- pokręciłgłową- włochaci dominują nasz czas. Ostatnio zabili naszego przywódcę. Teraz jego córka przejęła pałeczkę. Zawór był dobrym człowiekiem... - i opowiedział jej o tym jak pracował dla Włochów i zdradził na rzecz Polaków by poprzeć słowa o przywódcy przykładem.
-A jak żyłeś wcześniej?
-Źle... nie chcesz tego słuchać- długie spojrzenie jasno świadzcyło o tym, że jednak chce wiedzieć więcej- Ach... dziewczyno... wystarczy powiedzieć, że raczej nie spałem w hotelach, a kąpałem się w rzece...
-Czemu tak? Przecież masz pieniądze w banku...
-Bo ucieczka to nie zabawa. Yakuza ma do mnie wielki żal. Z resztą widziałaś, że specjalnie po mnie wysyłają ludzi pokroju Cyrusa, czyli się nie patyczkują. Braciszek stwierdził, że jestem dla nich symbolem porażki. W sumie nieco mi to schlebia, ale nie pozwala normalnie żyć. Potrzebuję pleców.
-Co w ogóle zrobiłeś, że tak Cię nienawidzą?
-Gdy byłaś w szpitalu nie miałem spokojnego życia. Goniła mnie policja i Yakuza. Przypadkiem wpakowałem się w kabałę z prochami. Pochrzaniło się. Uznali, że zrobiliśmy ich w jajo. Zabili czterech z nas. Przeżyłem tylko ja Ray. Chyba nie znasz... Ja przeżyłem bo się nie wychylałem. Dla tego rzadko gdzieś wychodziliśmy, ale w końcu mnie znaleźli. To było ponad trzy miesiące temu. W pewnym momencie doszło do pojedynku, ja kontra jeden z ich szefów. Kazashi, czy jakoś tak. Mistrz kung-fu i ninjitsu. Jego ludzie zostali daleko w tyle, ale ja też już nie miałem sił uciekać. Walczyliśmy na jakiejś farmie, daleko na południu. W pewnym momencie obaj wylądowaliśmy w gnojówce. Utopiłem go w niej... To była opcja albo on, albo ja. Nie miałem wyboru, ale od tego momentu to przestał być interes i “kwestia szacunku”, ale, można powiedzieć, sprawa osobista.- Sara nie odpowiedziała, chłonęła każde słowo i na końcu tylko przytaknęła. Dalsza rozmowa była w kratkę. Spokojniej, weselej, potem znowu zgryźliwie, a momentami bezlitośnie wchodziła na poczucie winy Jerycha... cóż. Nie protestował, zasłużył.

-To w końcu jesteś na mnie zła czy nie?
-Pff... głupie pytanie. Jestem wkurwiona, ale dam Ci trzy razy po pysku to mi przejdzie... co się śmiejesz?
-Nie, nic... tylko Cyrus użył dokładnie tych samych słów gdy zadałem to pytanie- Sara się na moment zamyśliła po czym wzniosła palec oznajmiając, że wymyśliła
-Bo sam zadał mi to pytanie i tak mu odpowiedziałam, ale nie ma tak łatwo. Czy jestem zła czy nie to nie wszystko. Przyjmijmy, że Ci wybaczyłam. Jaką mam pewność, że znowuy gdzieś nie odwfruniesz... Obietnica mi nie wystarczy...
-Rozumiem... Hmmm... za każdym razem uciekałem przed wrogami z którymi nie mogłem sobie sam poradzić. Teraz jestem wśród swoich. Kryją mnie. Poważniejsi ludzie chcą mojej śmierci, ale wreszcie mam porządne plecy. Nigdzie nie będę bezpieczniejszy niż z nimi. Poza tym jest tu tylko jedna, niewielka komórka Yakuzy. Nie mają mocy, a włochaci nawet niekoniecznie wiedzą, że zmieniłem front. Ogólnie ułożyłem sobie życie najbardziej jak jest to możliwe, nie licząc dalszej przyszłości. To wystarczy?
-Powiedzmy. Wiesz co wielkoludzie... mam pewien pomysł...- Sara się uśmiechnęła, a Jerycho wraz z nia, jednak szybko mu zrzedł gdy usłyszał ten pomysł...
 
Arvelus jest offline  
Stary 28-09-2011, 21:48   #70
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Aleks specjalnie przyglądał się na żółtka, chciał zaistnieć więc musiał być gotowy na wsypywanie każdego innego niż polak. Okazja przyszła szybko. Chińczyk nieumiejętnie podmieniał karty i bystre oko Aleksa, wyćwiczone w szkole, w barach i na podwórku zauważyło. W duchu ucieszył się kiedy prosta bomba uderzyła w facjatę Azjaty niczym z Jokera z tych głupich komiksów o Batmanie, które Aleks widział na wystawach.
Aleks wiedział już, że zyskał szacunek u swoich, ale będzie teraz szykanowany przez żółtków. Tak naprawdę to jemu już to wisiało.
Po dosyć udanej partyjce w karty przyszła pora na mecz koszykówki. Polak zwołał Wichurę i drugiego stołowego kolegę i zaprowadził ich do Crasha.
Po szybkim wyborze zawodników wyszło na to, że Aleks gra z Wichurą.
A tak go straszono, że w pudle jest źle...
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172