Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2013, 18:19   #101
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Schody pokonali w kilku susach, potem były pierwsze drzwi - wygodnie zablokowane przez martwą kobietę w białym kitlu, na jej twarzy zamarł wyraz przerażenia. Po drugiej stronie znaleźli kolejnego trupa, pozbawionego twarzy i jeszcze jedne drzwi. Tym razem trzeba było je otworzyć własnoręcznie. Szybko doszli do wniosku, że musieliby pokonać niezliczone ilości czujników, albo walnąć raz a dobrze. Nie pieprzyli się więc i razem, wspólnymi siłami wybili sobie przejście - Ink zmiękczył strukturę dziwnego materiału, a Alice przywitała się z zaporą czołem. Drzwi pękły i można się było wśliznąć do środka.
A tam przywitała ich scena rodzajowa, jednego z gorszych rodzajów. Na podłodze leżała i śliniła się śliczna kobieta w rynsztunku specjalnej. Po lewo, przy rozmaitym ciekawym sprzęcie stał, a właściwie słaniał się George Minton. Po prawo agent Mauser kończył właśnie grzebać w niewielkim pistoletopodobnym urządzeniu, które niezwłocznie wycelował w niebieską parę.

Feedback się prawie obsrał ze strachu, spokojnie, choć szybko próbując wyrwać broń z jego rąk, za pomocą telekinezy. Nie okazało się to specjalnie trudne. Mauser nie walczył o broń, wypuścił ją niemal od razu i rzucił się za stanowiska laboratoryjne. Zniknął bohaterom z oczu. W zasadzie byli tu żeby niszczyć więc... Ink zaczął wyrywać wszystko z ziemi, rzucać o ściany czym się da, wszelkimi przyrządami laboratoryjnymi, fiolkami, mikroskopami, komputerami. Wszystkim o wszystko i wszędzie, przy okazji licząc, że trafi kogoś, albo znajdzie Mausera.
Gdy się ocknął, pierwsze co ujrzał to szalejącego Inka, który przerabiał laboratorium na szrot. Z trudem podniósł się o odskoczył i ledwo uchylił się przed lecącą w jego kierunku półką z narzędziami.
- Ink! - krzyknął - Przestań, albo mnie zabijesz! Sprzęt może się jeszcze przydać!
“Kosmita cię nie usłyszy” - zabrzmiało w głowie Mintona. Nie wiedział czy to byt, czy umysł. George nie czekał dłużej i pognał zaraz za Mauserem.
Ink niszczył, demolował, wysadzał w powietrze, wcielał w rzeczywistość marzenie o dewastacji. Dookoła latały odłamki szkła, metalu, plastiku, rozbryzgi chemikaliów i biologicznych wydzielin. Trwało to ułamki sekund, ale i tak zniszczeniu uległa większa część laboratorium. Nagle kosmita poczuł jak ktoś łapie go z tyłu za kark.
- Przestań! - syknęła Alice - Nie wiemy gdzie tu są nanoroboty! - ściskała mocno, może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, ale Ink tracił oddech - Chcesz je uwolnić?!
Minton nie słyszał więcej. Jakimś cudem udało mu się osłonić przed efektem szaleńczego ataku Feedbacka. Niestety, zdaje się że Mauser też miał szczęście, nigdzie nie było widać jego ciała - jedynie kilka kropel krwi skapnęło na podłogę naznaczając jego drogę pośród eksplodujących sprzętów. Spoglądając za okruszkami George mógł wysnuć wniosek, że złoczyńca kierował się do stojących w tyle pomieszczenia chłodzonych szaf, z których dobywało się ledwo słyszalne buczenie. Na każdej szafie był czytnik linii papilarnych i tęczówki, a także klawiatura numeryczna. Po drodze znajdowała się ogromna ilość sprzętów powalonych i rozrzuconych przez Inka - idealny tor przeszkód i labirynt, w którym można się było ukryć.
Ink podupadł na jedno kolano, klepiąc Alice w rękę, którą świadomie, bądź nieświadomie, go... dusiła.
- Opanowałeś się? - warknęła, luzując nieco uścisk. W jej głosie dało się ponownie słyszeć pogłos tego drugiego.
- Tak, tak... - sapnął, ciężko i łapczywie łapiąc powietrze. - Jejku... przynajmniej teraz... no... - mruczał podnosząc się z ziemi. Był odrobinę oszołomiony, a jego towarzyszka potrząsała głową, jakby chciała się pozbyć natrętnej myśli. Dookoła panował zamęt, wciąż coś eksplodowało, albo pojawiały się spięcia, syczenie, dziwne zapachy i dźwięki. Za plecami Inka, po drugiej stronie drzwi odezwały się odgłosy walki. Ktoś próbował się dostać do laboratorium, a ktoś inny wyrażał protest. W środku natomiast, Mauser dopadł złowieszczo wyglądającej szafy i zaczął wstukiwać jakieś kody. Za dużo to było roboty dla jednego kosmity. Po złości, z odległości, Ink wcisnął na panelu przypadkowe liczby, żeby chwilowo zablokować, to co chciał otworzyć Mauser.
- George? Jesteś? Przywal temu profesorowi, a ja wyjdę na zewnątrz - zaproponował, patrząc za siebie. Skoro ktoś chciał tu wejść, a ktoś nie, to z grzeczności, której Feedback zaczynał się uczyć, należało pomóc temu drugiemu. Spróbował nasłuchiwać, kto i co tam krzyczy.
Kobiece głosy przerzucały się poleceniami i ostrzeżeniami. Słychać było strzały i uderzenia. Nagle coś eksplodowało tuż pod drzwiami robiąc całkiem spore, popękane wgniecenie. W uchu Inka odezwał się Lowery.
- To moje dziewczyny walczą z resztkami specjalnych i zwykłymi żołnierzami. Na razie dają radę, ale jest ich wielu - zaczął przerywać - … i wezwali posiłki … niedługo zaroi się tu od … - w słuchawce brzmiał już tylko szum.
- Alice, pomóż Mintonowi, muszę się dostać do Lloyda, bo najlepiej sobie nie radzi - powiedział, biorąc parę głębokich oddechów, na rozbudzenie, przed wyjściem.
Dziewczyna skinęła głową i ruszyła na pomoc Georgeowi. W jej oczach lśniła furia.
Za drzwiami Ink od razu natknął się na dość zaskakujący widok. No może nie taki zaskakujący, jeżeli spędziło się w życiu choć trochę czasu oglądając japońskie filmy animowane. Wejścia do laboratorium broniły cztery prześliczne azjatki w kusych wdziankach. Jedna z nich operowała ogniem, druga polem siłowym, trzecia strzelała z nadgarstów dziwnie znajomą lepką substancją, a czwarta z metalowymi pazurami atakowała wręcz.
Naprzeciw nich stał potwór składający się z macek, pięciu żołnierzy strzelających z M16 i wielki, zwalisty facet z kłami i pazurami, który próbował właśnie powalić azjatkę o lśniącym manicure. Gdy tylko Ink pojawił się na polu bitwy, ze zgrozą stwierdził, że zainteresował się nim głównie mackostwór, którego odnóża pędziły w stronę kosmity z zatrważającą determinacją.
Macki były dla niego czymś nadzwyczaj odrażającym, dlatego też nie róbił tych japońskich bajek dla bardziej dorosłych. Były takie nieczyste... a nieczystość kiedyś zwyczajnie spalano i wydało się to mu najlepszym na tę chwilę pomysłem, bo i czasu na zastanowienie się nie miał zbyt wiele. Wystarczyło podpalić pyłki, kurz, wszystkie te małe drobinki, które zaśmiecały ziemskie powietrze i przekierować to jednym strumieniem na oślizgłe, wijące się, żywe i mięsiste badyle.
I niestety się to nie opłaciło, macki okazały się odporne na działanie ognia, złapały Inka w pasie i za nagi i zaczęły go oplatać swoimi perwersyjnymi zwojami.
Kolejna pierwsza, lepsza myśl, bo takie myślenie narzucała sytuacja, nakazała mu zmienić strukturę pobliskich ścian, podłogi i sufita, by wyrosły z nich na tyle długie i silne kolce, by pobrzebijać i przygwoździć macki do podłoża. To zadziałało. Macki zaczęły poruszać się chaotycznie i drgać z bólu. Powietrze przeszył dziwny skrzek. Potwór zdawał się unieszkodliwiony. Niestety macki pozostawiły na ciele Inka nieprzyjemne oparzenia, które piekły i irytowały kosmitę. Dziewczynom w tym czasie udało się pokonać większość żołnierzy. Trup słał się gęsto. Jedynie wielki brutal wciąż walczył. Teraz, widząc że jest na straconej pozycji zaczął się wycofywać do wyjścia.
Pieczenie było możliwie najgorszym uczuciem jakie Feedback mógł sobie wyobrazić. Spróbował chociaż na chwilę nieco odsunąć je na bok i spróbował zagrodzić wyjście, ujednolicając je ze ścianą.

***
George

Zregenerowany Minton rozbił się do formy mgły i od razu uniósł się gdzieś blisko sufitu, by obserwować otoczenie z góry. Jeszcze tego by brakowało, żeby po tym wszystkim dał się zaskoczyć przeciwnikowi kryjącemu się jak pospolity zbir za jakimś przewróconym meblem. Dzięki Kiss dosłyszał apel Inka i dostał odpowiedni namiar. Nie czekał dłużej, tylko pognał w stronę usiłującego coś uruchomić Mausera.

Jego molekuły złączyły się w ludzką formę za jego plecami, w pozycji w której George miał zamiar wykonać potężny cios w tył głowy przeciwnika. Wykonanie ciosu było formalnością. Gdy jego wzrok spostrzegł co chciał uruchomić Mauser, jego wnętrze jakby dodatkowo się ożywiło. Zrozumiał, że byt może pragnąć tego samego co Mauser. Tylko po co?
Jego niedoszła ofiara w ostatniej chwili uchyliła się przed ciosem. Mauser musiał dostrzec zbliżającą się postać Georga w gładkiej, lśniącej powierzchni lodówki. Wykonał przerzut przez bark w bok i jednocześnie wyciągnął coś zza pazuchy - dziwne laserowe ostrze, niepokojąco przypominające miecz świetlny z gwiezdnych wojen. Zamachnął się i sięgnął brzucha Georga. Minton poczuł niewyobrażalne palenie w trzewiach.
Nigdy wcześniej w życiu nie czuł takiego bólu. Nigdy bowiem nic nie przecięło mu bebechów. Szybko doznał szoku bólowego, i upadł bezwładnie na ziemię. Gdy dłoń instynktownie tknęła rany, poczuł na jej wewnętrznej powierzchni jakiś ciepły, miękki i mokry materiał. Przeraził się, ale moment później zawył z bólu. Łzy spływały gęsto po policzku, a usta łapczywie próbowały nabrać powietrza do płuc. Miotał się jak ranne zwierzę.
- Ppp-ommocy - wykrzyczał z trudem do komunikatora.
Lecz kiedy umysł Mintona cierpiał, do gry wszedł drugi gospodarz. Ten miał w nosie, że jakieś tam ciało wije się w cierpieniu, gdyż on sam mógł filtrować które impulsy nerwowe przedostają się do jego świadomości. Mimo że był jedynie resztkami wrednej ameby, to pod pewnymi względami stał gatunkowo wyżej od istot ludzkich. Jako iż Mauser mógł teraz dobić jego pojemnik, i co za tym idzie pozbawić go tego przytulnego miejsca, musiał szybko zareagować. Postanowił wykorzystać bez zgody Mintona jedną z jego mocy, którą zdążył poznać niedawno, gdy George częściowo zmaterializował się przed laborantką. Rozumiał że z jakiś przyczyn część zdematerializowana przenosi się poza ten wymiar, by zabezpieczyć ciało przed obrażeniami związanymi z defragmentacją. W ten sposób w inny wymiar wysłał dokładnie tą część Mintona, która doznała uszkodzeń. Oczywiście nie uzdrowi to jej, ale na jakiś czas przynajmniej jego nosiciel nie będzie w roli zażynanego.
Wtem dłoń Mintona poczuła że ten dziwny materiał zaniknął, tam samo jak ból. Zrozumiał, że jego część jego torsu jest teraz w formie molekularnej mgły. Zabierało to jego siły, ale niedawno się zregenerował. Miał około kwadransu, nim rana znowu się zmaterializuje.
Przez łzy dostrzegł złowrogi blask laserowego ostrza opadającego ku jego głowie w zastraszającym tempie. Mauser chyba próbował go dobić.
Ostrze przeszyło powietrza na wysokości dekapitacji. Mina Mausera zrzedła gdy zorientował się że nikogo nie trafił. Minton gwałtownie zdematerializował się i zaraz zmaterializował dwa metry dalej. Nie wiedział czy to byt znowu uratował mu tyłek, czy może on sam już nabrał tej wprawy, ale zdawał sobie sprawę że tak czy siak bez pomocy Inka się tu nie obędzie.
- Ink! Pomóż mi, zajmij Mausera czymś!
W głowie Mintona rodził się pewien nietypowy plan... Plan na który nawet nie wiedział czy jest gotów...Zamiast Inka z pomocą przyszła Alice, która wślizgiem powaliła złoczyńcę i wytrąciła mu broń z ręki. Minton dostrzegł, że Mauser połyka jakąś pigułkę i niemal na własne oczy widział jak zmienia się jego struktura molekularna. W porę by móc się obronić przed wzmocnionym potęgą Kyr’Weina ciosem Alice. Teraz wyglądało to jak starcie tytanów. Siła ciosów powodowały wręcz fale uderzeniowe, które tłukły szkło i owiewały przyjemną bryzą.
Przyglądał się z zadziwieniem na ten spektakl, ale zrozumiał szybko że to jego szansa, i nie ma zbyt wiele czasu.
- KISS! Znajdź mi szybko miejsce, gdzie mogą być składowane te nanoboty!
Spokojny, zrównoważony głos KISS dziwnie kontrastował z otaczającym George’a chaosem.
- Kochanie, stoisz tuż obok. Nanoboty są przetrzymywane w absoszczelnych jednostkach transportowych, które z kolei składowane są po pięć w niewielkich, poręcznych pojemnikach z czystego tytanu, które z kolei wypełniają te zaskakująco odporne czarne szafy, do których próbował się dostać Dyrektor Mauser.
- Spróbuj się do nich włamać. Miejmy nadzieję, że Alice powalczy z nim wystarczająco długo...
Minton wiedział co musiał zrobić. Czy będzie w stanie? Czuł, że jego wewnętrzny byt już się miotał, gdyż chyba nie taka była umowa. Minton postawił wszystko na jedną kartę. Tak czy owak nie miał szans by wyjść stąd bez szwanku. Ba, nie miał szans wyjść stąd żywy.
Żeby była jasność, Minton z chemii miał ocenę celującą i gdyby nie jego zamiłowanie do informatyki, pewnie zostałby chemikiem. Jego dar podglądania świata od strony molekularnej, umożliwiał mu obserwacje tego co chemicy zwykli tworzyć jedynie na papierze. Ci sami chemicy byli ograniczeni tylko do ludzkich możliwości. W normalnych warunkach by wyizolować i ograniczyć cząsteczki wodoru przy odpowiedniej ilości cząsteczek tlenu, potrzebna była hydroliza wody. Gdy objętość wodoru w powietrzu zmniejszy się do proporcji 2:5, powstanie jedna z najbardziej wybuchowych i najprostszych mieszanin jakie zna człowiek. Mieszanina piorunująca dawniej była nazywana “grzmiącym powietrzem” i nie tylko dlatego, że przed wybuchem dochodziło do jego charakterystycznego “szczeknięcia”, ale dlatego też że dawniej uderzenie grzmotu uważano za najbardziej destrukcyjną siłę w naturze.
Taki był plan Mintona. Będzie musiał się mocno skupić, zapaść w stan niemalże nirvany, ale nic nie miał do stracenia. Był na krańcach swojego życia, przejmowany powoli przez jakiś obcy byt. Musiał zacząć wyizolowywać wodór, tak by powstała wybuchowa mieszanina. Kiedy KISS uwolni nanoboty, te niedługo nacieszą się wolnością. Jedna mała iskra i wszystko wokół wyleci w powietrze. Oby tylko starczyło mu sił i czasu by to osiągnąć..
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 20-06-2013, 10:19   #102
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Potem mówiono, że nic nie przeżyło.


- Cześć Alice - te słowa, wypowiedziane przez niepozornego, łysiejącego gościa w garniturze przywołay ją z niebytu. Nie rozumiała. Jeszcze przed chwilą wybuch rozrywał ją na miliony kawałeczków i palił każdy z nich, aż nie zostało nic.

A teraz? Teraz siedziała w staroświeckim fotelu, obitym jakimś obrzydliwie żygopodobnym materiałem, a naprzeciwko niej, w podobnej abominacji siedział ten gość. Gdy minął pierwszy szok, uświadomiła sobie, że skądś zna jego głos.

- Kyr’wein? - zapytała słabo, niedowierzając - Jak?

- Jak? - wzruszył ramionami - Jestem tym złym. Nigdy tak naprawdę nie umieram.

- Ale - zawahała się - Ja …

- Tak, teraz ty też jesteś tą złą - uśmiechnął się szeroko - Najwidoczniej to zaskakująco zaraźliwe.

Chwila milczenia, mogła być równie dobrze wiecznością.

- Czy musze być teraz zła? - zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy.

- Nie wiem, a musisz? - mężczyzna sięgnął do butelki whiskey na stoliku pomiędzy nimi. Dlaczego go nie zauważyła wcześniej? Po chwili w ręku miała już szklaneczkę aromatycznego, bursztynowego płynu, choć nie pamiętała by po nią sięgała.


- Mysłałam, że jesteś wielką czerwoną bestią - powiedziała słabo, pociągając delikatny łyczek dymnego alkoholu.

- To tylko na pokaz - wytłumaczył - Nie chcesz wiedzieć co się stało?

Alice westchnęła.

- Nie wiem, a chcę?


Agentka Lee zdawała sobie sprawę, że nie wszystkie nanobyty zostały zniszczone w wybuchu, ale wiedziała też, że tylko ona zna odpowiednie kody by aktywować ich destrukcyjne właściwości, a gdyby to zrobiła, wydałaby wyrok również na siebie. Uznała, że trzyma się w szachu i jest jedyną osobą zdolną nad sobą zapanować.

Społeczeństwo nie musiało przecież o tym wiedzieć.

- Niech te wydarzenia będą dla nas nauką - mówiła do lasu mikrofonów i towarzyszących im skupionych dziennikarzy - Gdyby nie bohaterowie, którzy polegli w tej walce, co piąty z nas padłby ofiarą tej czystki. Wasi bracia, siostry, mężowie, żony, dzieci, przyjaciele, sąsiedzi, każdy kto ma choćby jeden zmutowany gen, mógłby zginąć w męczarniach lub ulec tyranii kilku zdeprawowanych jednostek.

- Gdyby nie ci wspaniali ludzie i kosmici - nie wspomniała o demonach, uznała że i o tym społeczeństwo wiedzieć nie musi - Bylibyśmy zdani na łaskę komórek rządowych, które wykazały się w tej sytuacji podatnością na korupcję i skrajną nieudolnością.

- Kim oni byli? - krzyknął ktoś, w odpowiednim momencie korzystając z chwili gdy Lee zaczerpnęła oddech. Agentka uśmeichnęła sie do siebie. Zadarła brodę w górę, spojrzała w dal i tak jak to ćwiczyła godzinami przed lustrem powiedziała z mocą.

- Superbohaterami.

[MEDIA]http://25.media.tumblr.com/tumblr_m3cbr9iixe1r6m7qeo1_r1_500.gif[/MEDIA]

Lloyd Lowery drugi raz w swoim życiu siedział w białym pokoju bez klamek. Jasne światło niemal go oślepiało, więc skulony w rogu próbował schować twarz w miękkim obiciu. Szybko doszedł do wniosku, że tym razem tego nie przeżyje. Puste pomieszczenie, pozbawione jakiejkolwiek stymulacji pozostawiało jego umysł samemu sobie. Myśli zaczynały bładzić w niechcianych kierunkach, zapętlać się, obracać przeciw sobie i pożerać w kanibalystycznych walkach. Do głowy przychodziły mu bardzo złe rzeczy. A myślał, że już to w sobie zdławił.

Próbował zaśpiewać jakąś piosenkę, ale pamiętał tylko te o śmierci.

Nie zauważył kiedy ktoś wszedł do środka. Poczuł dopiero, gdy wiązania z tyłu poluzowały się i mógł wreszcie wyprostować ręce.

- Proszę ze mną, doktorze Lowery - powiedziała azjatka. Lloyd nie protestował. Wreszcie coś się wydarzyło. Wstał na chwiejnych nogach i ruszył za kobietą. Tuż za nim szło jeszcze dwóch, wielkich jak góry agentów. Nie żeby Lloyd chciał uciekać. Lloyd cieszył się, że opuścił pokój. Tak bardzo się cieszył, że prawie nie zayważył jak mijali oszkloną przestrzeń, gdzie tłum analityków badał szczątki jego robotów.

W końcu azjatka się zatrzymała, a Lloyd wpadł na nią z rozpędu. Spojrzała na niego z niechęcią i przesunęła na bok wskazując ogromny zbiornik wypełniony mleczno-błekitnym, jedynie częściowo przeźroczystym płynem.

- Oh, to chyba mój żel stabilizujący - zainteresował się - Co tam trzymacie?

Azjatka podeszła do konsoli i włączyła ostre podświetlenie. Postać unosząca się w żelu była nieprzytomna i to było miłosierne rozwiązanie, zważywszy na stan ciała mężczyzny. Prawa noga oderwana był tuż nad kolanem, lewej nie było wcale, podobnie jak lewej ręki i prawej dłoni. W lewym boku ziała ogromna wyrwa, ukazująca żebra i część połatanych wnętrzności. Cała lewa część ciała była poparzona.

- To nanotechnologia - mruknął Llowery przyglądając się pracy, jaką wykonano by uratować organy wewnętrzne mężczyzny - Partactwo.

- Tak - przyznała azjatka - Nie jesteśmy w tym dobrzy.

- Tak - skinął powoli głową. Jego umysł zaczął już pracować. Gdyby tylko mu pozwolili wypróbować parę pomysłów.

- Czy mógłby pan go uratować, doktorze? Mamy wobec niego dług wdzięczności.

Lloyd milczał.

- Gdybym zostawił go w rękach waszych rzeźników, po obudzeniu byłby bardzo niezadowolonym kosmitą - Lowery uśmiechnął się szeroko i zastukał w szybkę.

- Nie martw się Ink, ja cię naprawię, ja mam technologię, będziesz lepszy, szybszy, silniejszy …


Gdzieś w kanałach miasta dalo się słyszeć klekot miliona malutkich szczęk. Niewidoczne gołym okiem mechaniczne pajączki pracowały ciężko i bez wytchnienia. Od ostatecznego rozproszenia i anarchii uratowało ich najbardziej podstawowe oprogramowanie, które wsczepiono im jeszcze w fazie eksperymentalnej. Zawsze zwyciężał w nich instynkt żądający podporzadkowania impulsom z zewnątrz. Pozbawione rozkazów z góry odpowiedziały na pierwszy głos, który usłyszały.

A ten głos żądał kokonu, dużego zielonego kokonu z półprzeźroczystej plazmy.
- Nie martw się George - nanoroboty nie rozumiały tego przekazu, ale głos widocznie potrzebował z kimś pogadać - Jesteśmy kumplami. Nigdy cię nie opuszczę ...


THE END
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 20-06-2013 o 10:50.
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172