Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-12-2012, 09:21   #61
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Evolve w końcu podniósł się z ziemii i spojrzał na wielki kwiat.
- Co to kurwa znowu jest?
Kwiat nie odpowiedział. Może zwyczajnie był nieśmiały lub nie dosłyszał pytania? Tak, czy inaczej, zdezorientowany biologiczny zbrojmistrz zaczął się rozglądać wokół siebie. Klavdra kichnęła raz jeszcze, oczyszczając swoje drogi oddechowe. Tym razem tak mocno, że wypaliła dla siebie wyjście w boku kielicha.Złapała za zwęglone ściany.
- Oj, koleś, koleś. A żebym ja to tylko wiedziała...
Odpowiedziała krótko i na temat, zeskakując na pokiereszowany wojaczką parkiet i przyglądając się więzieniu, z którego właśnie nawiała. Kwiat. Gigantyczny kurwa jego mać kwiat.. O otaczającej ją z każdej strony plątaninie zielonych badyli nawet nie chciało jej się wspominać. No tak. To teraz widziała już wszystko, co ta planeta ma do zaoferowania. Jak tylko ta rozróba się skończy, może spakować manatki i ruszyć w dalszą drogę. Ale do końca było jeszcze daleko. Z niejakim niesmakiem spojrzała na budynek, który przestał się rozpadać. Eh, ktoś tu nie miał poszanowania dla prawdziwej sztuki. Tyle ciężkiej pracy na marne! Rzecz jasna, jeśli ciężką pracą można nazwać przebicie się przez trzy żelbetonowe ściany jak przez mokry papier.
- Ładne ubranko. Tylko chyba trochę Ci się zabrudziło przy jedzeniu...
Powiedziała apatycznie, komentując wracającego do normalności Davida, który mimo to miał na sobie pozostałości swoich pechowych ofiar. Rozejrzała się wkoło, podchodząc do jakichś niefortunnych zwłok żołdaka, które zostały przecięte poprzecznie akurat na wysokości pasa.
- A skoro o ubrankach mowa, to mnie chyba przyda się nowe.
Ściągnęła z truchła kamizelkę. Następnie zdarła z własnej klatki piersiowej poszarpane kulami pozostałości t-shirta, które obecnie odsłaniały znacznie więcej niż zakrywały. Nie skrępowana obserwatorem, okazując gołe ciało, zarzuciła na siebie fragment odzieży wojskowej i dopasowała jego klamry do własnej sylwetki. Kamizelka leżała dość dobrze. Z powodu braku rękawów zapewniała też znacznie lepsze możliwości ruchu niż poczciwa skórznia, leżąca na tylnym siedzeniu latającego samochodu profesorka. To powinien być jej standardowy strój na tego typu akcje. A przecież szeregowemu Hopkinsowi i tak już na nic się nie przyda.

- Jestem Evening Star. Klavdra, jeśli wolisz. Wpadłam do miasta na rozróbę razem z dwoma blondynkami i jednym jajogłowym. Oczywiście w tym cholernym gąszczu ciężko będzie ich znaleźć. Jak rozumiem, też jesteś w Detroit żeby rekreacyjnie masakrować żołnierzyków?
Kurwa mać, jeśli tak dalej pójdzie, może powinna zaopatrzyć się w jakieś wizytówki...
- Jestem Cross... Evolve po prostu. Co robię tu? Przeżywam ostatnie zapewne chwile mojego życia z pompą godną kosmity, którego posiadam. Wiesz coś więcej, co tu się wydarzyło? Ja tak jakby byłem w amoku.
Jego ubrania powróciły do normalnego, czystego stanu. To jedna z zagadek morfa, włókna biomasy obejmowały także ubranie Davida. Jak to działa, nie miał pojęcia. Po jego ciele wędrowały ostatnie podrygi ksenomorfa, którymi chciał zamanifestować złość. Jebać go.
- Ze mną też jest jakiś koleś, ale właściwie nic o nim nie wiem...
Punky girl ponownie zbadała krajobraz okiem krytyka, starając się zgłębić tajemnicę.
- Jakby to ubrać w słowa... spędziłam na tej planecie trochę czasu więc wiem, że to nic naturalnego. A zdarzyło się kiedy wyskoczyłam z tej wielkiej psiarni dla rządowych piesków.
Wskazała bezczelnie paluchem na niemal zawaloną konstrukcję.
- Najpierw dżungla była betonowa... a potem, bam! Za jednym mrugnięciem stała się prawdziwa! Och, żeby tylko GnR mieli tego typu efekty na koncertach. W każdym razie, nikt raczej nie chciał ratować moich czterech liter. Z prostego powodu. Bo są niezniszczalne. Więc sądzę, że starali się ocalić tę oto Chatkę Puchatka przed zawaleniem.
Myślała intensywnie, do dopełnienia persony detektywa brakowało jej tylko palta i fajki.
- To strzał na ślepo, ale... ten twój koleś nie potrafi czasem kontrolować kwiatków i podobnych badyli? Albo nie zna kogoś kto potrafi? Bo to by wiele wyjaśniało...
Spojrzała na niego pytająco, może trochę podejrzliwie. On natomiast przywołał swojej twarzy obojętny wyraz i poprawił kaptur na głowie. Dziwna dziewczyna. Niezniszczalna? No ładnie, a on myślał, że jest potężny. Człowiek codziennie uczy się czegoś nowego.
- No więc, tak właściwie to jest jeszcze Fina, kobieta która już tu była i wie najwięcej. To ona wywołała tą dżunglę. - Rozejrzał się z uznaniem po krajobrazie.
-...i raczej trzeba się z nią bądź co bądź liczyć.


- Zapamiętam sobie... dodam ją do setek innych pseudo-twardzieli na mojej liście.
Klavdra podeszła do jednego z powstałych niedawno drzew i kopniakiem powaliła je na ziemię. Kawałki kory rozprysły się w różnych kierunkach, rozsiewając zapach trudny do pomylenia z jakimkolwiek innym. Następnie przeszła się w koło po niewielkiej polance i oswobodziła wybebeszonych żołnierzy z ich plecaków. Usiadłszy na pniaku, zaczęła wyjmować z nich racje żywnościowe i układać je na niewielki stosik. Czując na sobie spojrzenie mężczyzny, stwierdziła, że jest mu winna przynajmniej jakieś skromne wyjaśnienie.
- Wiesz Cross, skoro i tak zakładasz, że kopniesz tu w kalendarz, możesz przynajmniej zrobić to z pełnym żołądkiem. Poza tym, nie wiem jak Ty, ale ja jestem diablo głodna. Żołdackie żarcie raczej nie jest najsmaczniejsze, ale przynajmniej syci... oho!
Uniosła triumfalnie srebrny przedmiot z zakrętką na czubku.
- Ten frajer miał piersiówkę. Napijesz się?
- Przez następne parę godzin nie mogę pić... ale i owszem, zjadłbym coś... a umierać mi nie spieszno, jednak jesteśmy na wojnie, różnie tu bywa.- Rozprostował kości i zaczął obchodzić trupy, szabrując je bezczelnie z jedzenia. Powalony pień, na którym siedziała PG zaczął wypuszczać już bardziej wymiarowe pędy i szybko stał się zupełnie nowym mikroświatem. Między nogami Klavdry powoli rozkwitał czerwony kwiat.


- Bywa i tak. No, to więcej dla mnie.
Chociaż Punky dobrze wiedziała, że w takich ilościach, równie wielkie szanse ma nawalić się sokiem pomarańczowym. Sam typek o pseudonimie Evolve zrobił na niej dość pozytywne wrażenie. Umiał zadbać o swoje cztery litery,nie trzeba było go niańczyć. Zrywając hermetyczne opakowanie z racji żywnościowej, Klavdra zarejestrowała znajomy czerwony kształt przedzierający się przez leśne gęstwiny jakieś kilkadziesiąt metrów od ich improwizowanego obozowiska. Wyglądało na to, że jej demoniczny znajomy znalazł sobie nowy środek transportu. Faktycznie, Ściana miał rację. Długo mu to nie zajęło. Nie myśląc o tym zbyt wiele, dziewczyna wgryzła się w prowiant jak wygłodniały wilk, mlaskając przy tym i ciamkając.W ten sam sposób pożarła jeszcze dwa opakowania. Zwykłego żołdaka takie żarcie utrzymałoby na nogach przez cały dzień. Ale Evening Star stanowiła wręcz magnes dla niezwykłości.
- Mmm. No, to jest porządny wyżer. Swoją drogą... jakieś trzydzieści metrów w tamtą stronę spaceruje sobie wielgachny demon z piekła rodem.Rządowy sprzedawczyk, któremu obiłam rogaty łeb kilkanaście godzin wstecz. Ale chyba wrócił po więcej. Więc teraz mamy kilka opcji.
Zaczerpnęła łyk ognistego napoju z manierki. Powoli przełknęła.
- Możemy wejść do tej prawie zawalonej rudery. Podobno w jej podziemiach zamknięty jest nasz kanarek, Spider Jerusalem. Możemy iść wepchnąć wcześniej wspomnianemu diabełkowi jego poroże w odbyt... albo możemy zostać w naszej małej oazie spokoju i zobaczyć jak sytuacja rozwinie się dalej bez naszego udziału. Twoja piłka, Cross.
Spojrzała na karmazynowy kwiat u swoich stóp. Splunęła na niego z niesmakiem.
Evolve dokończył rzuć bezpłciowe żarcie. Odpalił płynnym ruchem papierosa i rozsiadł się na jakimś wraku wygodniej. Śmieszna dziewczyna, doprawdy zabawna. Czy niebezpieczna? Mówi, że nieśmiertelna, czyli w gruncie rzeczy mogli sobie podać rękę. W końcu morfa nie da się zabić. Ale myślenie ma daleko lepsze od wcześniej poznanego George’a, przynajmniej coś się dzieję, a o to w sumie mu chodzi. A dokładniej tak podpowiada pieprzony morf.
- Wydaje mi się, że w środku to już ktoś jest, mój znajomy na przykład. A jak weszli, to i będą musieli wyjść. A co do diabełka... jak przylezie, to mu się skopie dupę, a jak nie, to pies z nim tańcował... Rozkoszuj się dniem, Evening Star, póki jest taki spokojny i śliczny jak teraz. Rozłożył się wygodniej na samochodzie i zaczął oceniać roślinność na budynku-który-mieli-rozwalić-prawie-ruinie. Dziewucha, pozytywnie zadziwiona tym tokiem myślenia, uśmiechnęła się do Crossa i przytaknęła. Jej nowy fumfel miał czadowe podejście do życia. Niewielu frajerów na tej planecie mogło się takim pochwalić. Pozwoliła więc sobie na odrobinę lenistwa i relaksu. Trwaj chwilo, jakże jesteś piękna.
 
Highlander jest offline  
Stary 10-12-2012, 13:46   #62
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Tego się nie spodziewał. Chyba niedocenił specjalnych. Chyba byli pierwszymi w jego życiu, którzy wykryli jego obecność w tej postaci. Dobrze, że analityczny umysł nie pozwolił mu spanikować i nieco wcześniej gdzieś podświadomie wziął taką ewentualność pod rozwagę. Cóż, a więc konfrontacja okazała się nieunikniona. Lekki wstrząs był jednocześnie ostatnim dzwonkiem by zaskoczyć żołnierzy. On już wtedy zmaterializował się tuż przed nimi, a dłonie położone miał na lufach ich karabinów, gdyż byli obok siebie. Nie bacząc na nich, użył mocy demolekularyzacji na tych obiektach, starając się uszkodzić je bardzo szybko i najgłębiej jak się dało, nim ci zdążą zareagować. Nawet jeśli oberwałby w twarz, to i tak ich broń byłaby bezużyteczna. Miał zamiar zaraz po tym czynie zdematerializować się ponownie i czym prędzej ruszyć w ciemny korytarz, a przy okazji mieć zawsze generator molekularny w gotowości.
Numer z bronią powiódł się. Specjalni nie oczekiwali nagłej materializacji ze strony zaskakującego obłoku energii i molekułów. Gdy tylko zdołał zepsuć ich broń jednak wystrzelili, jednocześnie.


Broń kobiety eksplodowała, opryskując Georga odłamkami, na szczęście miał generator w gotowości i jego twarz zaszczypała jedynie od drobnego pyłu. Kobieta miała mniej szczęścia. Zwijała sie z bólu na kolanach, zasłaniając strzaskaną maskę dłońmi. Krew lała sie obficie, a Specjalna rzucała się jak ranna gazela.
Drugi z agentów wybrnął z poparzoną ręką i gdy Minton dematerializował się właśnie niewidzialny obłok, przeciwnik rzucał już w niego nożem. Chyba nic się nie stało, ale George mógł być tego pewny dopiero po powrocie do zwykłej formy. Specjalny był okaleczony, miał jedną rękę sprawną, jednak wciąż widział Georga. Sięgnął gogli i przestawił w nich coś, szkła pociemniały i z jasnoczerwonych stały się bordowe.
- Widzę cię, skurwysynu - ruszył w pogoń i deptał Georgowi po metaforycznych piętach.
Adrenalina gdyby mogła, właśnie płynęła by gęstymi strumieniami w żyłach Mintona, gdyby były one w tradycyjnej formie. Ale i tak czuł to napięcie - jego witalne siły pozostawały poza tym światem, dzięki czemu nie groziła mu śmierć z powodu dematerializacji. Doszedł do tego w zasadzie niedawno. Natomiast jego umysł dalej pracował w tym świecie. I właśnie kończyły się nieco możliwości. Gdzieś pojawił się nawet pierwiastek smutku, że spowodował cierpienie tej kobiety. Z jednej strony to ona mierzyła do niego i wystrzeliła. Z drugiej - to był zapewne jej rozkaz. Natomiast jeśli chodzi o ściganego, to Minton miał nad nim pewną przewagę. W formie mgły molekularnej obce było mu zmęczenie, poza tym był dosyć szybki. W tej formie mógł przebywać nawet do piętnastu minut, nim odczułby pierwsze oznaki poważniejszego osłabienia organizmu. Mogło zostać mu więc z co najmniej osiem. Nie znał jednak człowieka, który z poparzoną ręką i złością w płucach, mógłby biec nawet połowę tego czasu wystarczająco szybko by go dogonić. Przemierzał więc ciemne korytarze, czasami celowo klucząc, wierząc że albo go zgubi, albo ten się przynajmniej zmęczy. Jeśli sam trafił w jakąś ślepą alejkę, po prostu zawrócił i udał się w innym kierunku. Specjalny nie mając broni mogącej zakłócić jego formę mgły, jedyne co mógł teraz robić to gonić i czekać aż Minton znowu się zmaterializuje. Na wypadek gdyby ucieczka się nie powiodła, miał w planach jeszcze jeden ryzykowny manewr. Spróbowałby nagle zmaterializować się i huknąć jakąś formą aktualnie stworzoną w generatorze, a jednocześnie użyć mocy dematerialuzjącej na goglach ścigającego. Jako że były elektroniczne, pewnie nawet najdrobniejsza dziurka mogła uczynić je bezużyteczne. Niemniej wciąż było mu żal tej kobiety, którą zostawili za sobą. Jeśli specjalny się zatrzymał by złapać oddech, Minton postanowił zmaterializować się na moment niedaleko i spróbować przemówić żołnierzowi do rozsądku:
- Twoja towarzyszka umiera. Zamiast mnie gonić, mógłbyś jej pomóc. Ja też mógłbym, o ile przestaniesz mnie ścigać - Minton co jak co, ale nie chciał by ktokolwiek cierpiał. Nigdy. Zwłaszcza z jego powodu, nawet jeśli ten ktoś byłby jego wrogiem. Taką miał naturę. choć on nigdy o tym tak nie myślał.
Specjalny milczał przez chwilę i kucnął, widocznie zmęczony, co szybko okazało się zmyłką, gdy z kabury na kostce wyciągnął urządzenie wielkości śrubokręta i wycelował w Mintona.
- Ani się rusz, odmieńcu.
Minton ze zrezygnowaną miną wyciągnął obie dłonie w górę.
- Serio wolisz mnie dopaść bardziej, niż uratować swoją towarzyszkę? Chcesz by umarła tu i teraz? I kto tu jest nieludzki? Mógłbym cię zabić gdybym chciał, ale w przeciwieństwie do was, nie jestem mordercą. To mam ją uratować, czy nie? - specjalny powinien i tak być pod wrażeniem mocy Mintona. Miał pewną przewagę sytuacyjną i psychologiczną. Zresztą nadal miał generator w pogotowiu. Musiałby się co prawda zdać na refleks, ale zawsze lepsze było to niż nic.
- Uważaj bo się, kurwa, wzruszę - mruknął, ale nie strzelił, czy co tam to urządzenie robiło - To pulsator soniczny, eksplodująca ściana dźwięku. Nie radzę kombinować.
Specjalny powoli przesunął się na bok i gestem nakazał Mintonowi wracać w stronę wejścia.
- No dalej, dalej. Chciałeś ją chyba ratować.
- Mogę odwrócić wektor cząsteczek dźwięku przeciwko tobie - zablefował, mówiąc to absolutnie spokojnie, z odrobiną rezygnacji w głosie - Lepiej to schowaj, bo jeszcze pomyślisz że powinieneś strzelić, a dwóch ludzi bym nie uratował. I nie poganiaj mnie, bo się rozmyślę - rzekł, po czym ruszył w stronę specjalnej. Nie znał się co prawda na chirurgii, i nie był medykiem. Jednak wiedział jak używać precyzyjnej demolekularyzacji. To wystarczy żeby choć usunąć odłamki z ciała. Mógł też spróbować usunąć jakiś krwiak, lub zdematerializować jakąś krew przy krwotoku, ale nigdy tego za bardzo nie próbował - jedyne co to z ciekawości czytał w internecie o tym co się dzieję w takich przypadkach i analizował co by musiał zrobić by kogoś w takiej sytuacji uratować. Sprawdził czy jest przytomna, czy daje oznaki życia, i jakie na pierwsze rzut oka ma obrażenia. Przyłożył dłoń do zranionych miejsc by zlokalizować obce elementy. Nie miał może rentgena czy tomografu w oczach, ale lata praktyki znacznie ułatwiały mu różnicowanie obiektów wewnątrz innych. Ciało specjalnej nie wyglądało dobrze. Odłamki powbijały się głównie w twarz, ta także w górną część korpusu, a przynajmniej tak na pierwszy rzut oka stwierdził.


- Sam jej nie uratuję, dobrze by było jakbyś mi pomagał. Znasz się na czymkolwiek w udzielaniu pierwszej pomocy?
Facet pokręcił głową w odpowiedzi.
Kobieta leżała na plecach i ciężko oddychała, była chyba na skraju utraty przytomności, a może nawet i życia. Gdy dzięki swoim mocom Mintonowi udało się pozbyć resztek zmiażdżonej maski ochronnej zobaczył sporo krwi i nie do końca ludzką twarz. Nie było jednak czasu by się zastanawiać. Oczy były stracone, setki odłamków z wizjera powbijały się dookoła oczodołów i powodowały spore krwawienie. George musiał się skupić by pozbyć się wszystkich. Nie było łatwo, kobieta wciąż próbowała się ruszać, na szczęście drugi specjalny postanowił odłożyć na chwilę pojmanie Mintona i przytrzymać jej głowę. Po chwili wytężonej pracy było już po wszystkim. Mimo szybkiego działania, George był pewien, że kobieta do końca życia będzie ślepa i oszpecona, w dodatku w tej chwili także musiała okropnie cierpieć.
- Kurwa - warknął specjalny z nutą smutku w głosie - Jest bezuzyteczna … już po niej.
- Domyślam się, że macie jakieś zasady które nakazują eliminację “bezużytecznych”. Uważam, że znajdzie się miejsce gdzie ktoś otoczy ją opieką. Wystarczy, że ktoś uzna ją za zaginioną w akcji. Niestety, ale tylko tyle byłem w stanie zrobić... - to mówiąc wykorzystał fakt, że specjalny już go nie miał na muszce, więc szybkim ruchem położył dłoń na jego goglach i zrobił małe pęknięcie. Jeśli były to gogle elektroniczne, nawet mała dziurka sprawi je bezużytecznymi.
- Przykro mi, ale chyba nie zostaniemy przyjaciółmi. Zajmij się nią. - George zdematerializował się ponownie, wiedząc że specjalny nie powinien mieć już szans na zobaczenie go. Trochę był zły na siebie, ale nie planował się wiązać z wrogiem. Poza tym zmarnował już wystarczająco dużo sił, a Jerusalem wcale nie musiał być tutaj. Jeśli tak się stanie, chyba będzie musiał przekazać Finie, że wstrzymuje na moment poszukiwania by odpocząć.
Gdy się oddalał, zobaczył jak Specjalny bierze swoją towarzyszkę w ramiona, bardzo delikatnie, z wielką uwagą.
- Hej! - rozejrzał się jeszcze za Georgem - Jesteś tu jeszcze?! Na końcu korytarza skręć w lewo i zejdź na dół drugim włazem, który napotkasz. Będzie tam sporo naszych. Pilnują klatki.
To chyba było wszystko co gotów był przekazać niespodziewanemu gościowi, wstał z kobietą w ramionach i ruszył w przeciwnym kierunku, szepcząc coś przeznaczonego jedynie dla jej uszu.
George nie był pewien czy może ufać komuś, kto jeszcze przed momentem chciał go obedrzeć żywcem. W ogóle ta jego nagła wdzięczność była podejrzana. Z drugiej strony mógł wciąż jeszcze przez kilka minut przebywać w formie mgły. Wolał jednak zachować ostrożność. Poza tym czego mogliby strzec ci żołnierze w klatce. Przecież nie Jerusalema. Zgodnie ze wskazówkami skręcił w lewo i poszukał włazu. Otworzył go bardzo cicho. Oszczędzał siły. Nie chciał się więcej dematerializować, jeśli nie było trzeba.
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 12-12-2012, 19:53   #63
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
[MEDIA]http://25.media.tumblr.com/tumblr_m6pin6BgUF1r9xjxoo1_500.gif[/MEDIA]

Inkfizin był wściekły. Ogień najpierw zaigrał na skraju jego świadomości, a potem eksplodował gniewem. Nie był w stanie dłużej tego kontrolować. Koncentracja była zbyt skomplikowana w jego obecnym stanie przemęczenia. Moc, którą włożył w swój histeryczny atak na przerośnięte zielone pędy, także nie była zbyt wielka. Osiągnął jedno - wokół niego, w równym okręgu wybuchły płomienie i podtrzymywane przez chwilę jego własną energią zaczęły trawić otaczającą go roślinność, a także martwych i rannych żołnierzy. Wrzaski dogorywających, których obudził ból poparzeń przeszyły powietrze.
Stał po środku średniej wielkości inferno i pozwalał sobie na chwilę zapomnienia, aż do momentu, gdy języki płomieni zaczęły lizać go po kostkach, a koncentracja nie chciałą wrócić.

~"~

Evolve i Klavdra relaksowali się w najlepsze, gdy z kierunku gdzie prawdopodobnie przechadzał się Kyr’Wein zaczął dolatywać ich swąd spalenizny. Po chwili dołączyła tej sensacji kakofonia wrzasków. Ogień rozprzestrzeniał się po nowonarodzonym zagajniku i trawił ciała poległych.


George zajrzał w całkowitą ciemność. Coś było nie tak. Spodziewał się jakiegoś posterunku, pełnego ruchu prowizorycznego lochu, może nawet niewielkiego centrum dowodzenia. Nic jednak nie zakłócało ciszy i mroku panującego na dole. Wychylił się, opierając dłoń o pierwszy stopień drabinki i poczuł pod palczami coś lepkiego. Wyciągnął powoli rękę, z bijącym sercem obrócił ją wnętrzem do góy, by sprawdzić, w co właściwie wdepnął. Pomiędzy jego palcami rozpościerała się misterna pajęcza sieć.
Z podziemnych czeluści dobiegł go dzwięk serii z pistoletu maszynowego i jeden urywany krzyk.


 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 12-12-2012, 21:10   #64
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Ink przygarbił się trochę, zrobił zwis tułowia by chwilę odpocząć. Brał głębokie oddechy. Mimo zmęczenia, uśmiechał się. Oby ogień strawił cholerne blondynki. O Kyr'Weina się nie bał. Był jakimś demonem, więc trochę płomieni nic mu nie powinno zrobić. Nie wiedział jednak z kim ma do czynienia po drugiej stronie barykady. Miał nadzieję, że trochę ciepła chociaż wkurzy kogoś kto zrobił ten ogrodzik Jakby to coś rzeczywiście zwróciło uwagę, wraz z Kyr'em powinni dać radę, jak już chwilkę odpocznie.

A tak. Ogień i jego mógł zranić. Zresztą, jego dłonie doskonale o tym wiedziały. Wyprostował się i podniósł je na wysokość oczu. Już wtedy, na tamtym statku mógł o tym pomyśleć. No, ale był młodszy, głupszy, mniej doświadczony. Nie ma powietrza, nie ma ognia. Zebrał w sobie wszystkie siły, utworzył wokół siebie "bańkę" która miała rozwalać... bez sensu. Gdyby miał tworzyć wokół siebie kolejną aurę, nie miały tyle sił by utrzymać zaporę aż do momentu dojścia w bezpieczne miejsce, do karetki, albo Kyr'Weina. Już prościej telekinezą rozsuwać palące się pnącza i gałęzie na bok, spokojnie idąc... no... no tam. Tam gdzie... Tam gdzie słyszał krzyki, albo walkę. Albo ten dziwny głos Kyr'Weina.

Westchnął ciężko po raz któryś tego dnia. Straszny burdel się zrobił. Nawet nie wiedział co za śmierci zabijał odbijając pociski od Kyr'a. W ogóle kim on jest? Gdzie jest... no dużo tych pytań. Ważne by znaleźć demona, on mógł pomóc Inkowi, tak jak on jemu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 12-12-2012, 22:09   #65
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Feedback nie był w stanie zrobić nawet kroku. Ostatkiem sił starał się odsunąć od siebie płonące śmieci. Ogień, wszędzie ogień. Czuł jak jego skóra schnie, usta pierzchną, ciało się rozgrzewa. Przypomniał o sobie fantomowy ból w dłoniach. Gdzieś z tyłu głowy rosła migrena. Świat zawirował i Ink pogodził się już z tym, że zaraz runie jak sucha kłoda prosto w szalejące płomienie, których sam był sprawcą.
Na szczęście miał Kyr'Weina i Alice, w jednym. Zobaczył nad sobą jego rogaty, koci łeb i poczuł jak silne łapska podnoszą go do góry z zaskakującą łatwością. Kyr'Wein trzymał go jak małę dziecko w swoich puchatych ramionach.
- Po co te nerwy - w głosie pierwsze skrzypce grałą Alice, a dziwna, zwierzęca gęba uśmiechnęła się, co ciekawe, tym razem był niebieski.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 14-12-2012, 15:22   #66
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Na samą myśl o spotkaniu z czymś pająkowatym robiło mu się niedobrze. Po co on tu przyszedł, w co on się pakował? Tam pewnie jacyś specjalni właśnie zostają owijani w kokon, a on pcha się tam jakby szukał tam kogoś, kogo nie powinno tam być. Z drugiej strony, co jeśli ten pająk schwytał Jerusalema? Głupio byłoby wracać z wieściami, że ten kogo wszyscy tak szukają, właśnie gnije w jakiejś sieci, tylko dlatego że George dał dyla. No Minton, nie panikuj. Zdematerializował nieco podłoża i wrzucił molekuły do generatora, co odnowiło jego skondensowane zasoby. Uruchomił go i wcisnął moduł ostrza. Następnie zaczął stąpać ostrożnie, stawiając najpierw pół-krok by upewnić się, że nie przylepi się do ziemi. Przy okazji sięgnął po swoją komórkę i uruchomił w niej aplikację "latarka". Nie spodziewał się, że ot taka szpanerska rzecz nagle okaże się tak bardzo przydatna.
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 15-12-2012, 15:35   #67
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Post wspólny: Fearqin z Higlanderem oraz Bachalem.

Przesadził, to racja. Głupie emocje. Musiał je od siebie odciągać w trakcie walki o życie. Głuptasek!
- Po...ponosi mnie jak się zmęczę. - Mruknął Ink czując się dość nieswojo będąc niesionym przez... to coś i tego kogoś. - Eeee... co teraz? Nie bardzo wiem o co tu... - Ciężko było tu oddychać... - ... chodzi. No nie? Jak masz jakiś plan to ja... ja chętnie wezmę udział.
Alice zastanowiła się przez chwilę i wydala z siebie zwierzęcy pomruk.
- Pokonaliśmy wojskowych - stwierdziła - Ale obawiam się, ze niedługo pojawią się posiłki. Myślę, że musimy działać szybko - rozejrzała się - Widziałam, jak tacy jak my walczyli z rządowymi. Może uda nam się ich znaleźć?
Nagle niebieski stwór rzucił się w bok, na ziemię, przygniatając nieco Inka do ziemi. Fala uderzeniowa, skompresowanego powietrza uderzyła w nich pół sekundy później i zatkała Inkowi uszy. Gdy minęła wielki niebieski stwór zniknął, a na jego miejscu pozostała szczupła, rudowłosa dziewczyna.
- Oooowww. Ależ niekomfortowa sytuacja... - Feedback wiedział, że wie kiedy mówi, ale dochodził do jego uszu tylko dziwny szum. Oby to przeszło. - Kto... kto tam jeszcze znowu chce mnie zabić?! Może chociaż tym razem się mi pokaż pieprzony francuski tchórzu!! - Wrzasnął próbując poderwać się na nogi. Użył w tym zdaniu największej obelgi jaką znał. Słowo “francuz” miało wiele negatywnych wydźwięków. Do tego wulgaryzm i wyraz bliskoznaczny do “francuza”. Wspaniała składnia obrażania kogoś. Wszystko oczywiście zależy od wiedzy osoby, którą planuje się obrazić. Persona nieobeznana w realiach II Wojny Światowej raczej nie przejmie się wyzwiskiem, tym bardziej jeżeli jej rodowód sięga drugiej strony drogi mlecznej. Punky nie miała szczególnie pojęcia o co kaman i bynajmniej nie chodziło tylko o miotane słownictwo. Widziała gagatka przypominającego rozmiarami Kurweina, ale jego kolor był zupełnie inny. Dodatkowo góra mięśni rozpłynęła się jak zły sen, pozostawiając za sobą... młodą kobietę, leżącą w seksualnej pozycji na jakimś drabie? ES jakoś nieszczególnie zawierzała temu co widzi. Ostatnim razem rogacz paradował jako dzieciak - to także nie szło w parze z jego standardowym modus operandi. Sytuacji nie polepszał także Cross, który zaczął biadolić odnośnie metody użytej przez Klavdrę do zgaszenia pożaru.
- Dobra, przepraszam. Będę pamiętać. A teraz przestań już narzekać i chodź.
Mistrzyni dyplomacji i przystawania na ustępstwa, ot cała Evening Star.
- Gwiazda... - Mruknął wkurzony Evolve i poszedł leniwie za nią.
Nie sprawdzając nawet czy Evolve idzie za nią, zaczęła zmniejszać dystans jaki dzielił ją od dwójki agentów specjalnej troski. Miała zamiar się z nimi rozmówić.
- Synku, gdybym chciała cię zabić, wysłałabym cię kopem na słońce! A teraz kurwa, pytam się grzecznie, które bawiło się w małego podpalacza?! Ty, czy ta mała?!
Paradoksalnie, to owa “mała” mogła stanowić największy problem. Klavdra nie rzuciła się w stronę gówniary tylko dlatego, że jej kolorystyka nie szła w parze z tym, co widziała ostatnio. Czyżby Kurwein zmienił styl? Został emo na pół etatu? A może piekielniki wymieniały się swoimi pseudonimami artystycznymi kiedy nikt nie patrzył? Ech. Ignorancja i jej konsekwencje... pieprzone ziemskie religie oraz związane z nimi potworki. ES zatrzymała się jakieś dziesięć metrów od wstającego mężczyzny, dając mu nieco przestrzeni osobistej. Wzgardliwie oderwała plakietkę szeregowego Hopkinsa od nowej części swojej garderoby i pozwoliła żeby ta upadła z głuchym “tink” na świeżo odkrytą warstwę szarej nawierzchni.
- No i najważniejsze. Zapytuję się, po kiego tu jesteście? Bo kiedy ją spotkałam ostatnim razem, twoja kochana Smerfetka miała inny kolor i ochoczo robiła dla rządu!
To był strzał na ślepo, ale Punky zwykle działała na czuja. Tak było i w tym wypadku. Dla podkreślenia jej własnej przynależności, metalowe ID martwego żołnierzyka zostało sprasowane pod wzmocnionym buciorem Star.
Ink w końcu stał chwiejnie na nogi i uśmiechnął się cwanie.
- Ale jazda... jestem przesłuchiwany. To ten... - Przejechał dłonią po delikatnym, strzępie niebieskich włosów. Też miał irokeza jak to coś! Ale jazda! Ręka go zapiekła od dotyku... - Co do tego najważniejszego to ten... to w sumie już pewien nie jestem. To długa historia ale jestem wienien małe co nieco tej panience, w którą wlazł taki jeden rogacz, prawda? No i mieliśmy szukać Spidera Jerusalema, ale nagle zrobił się burdel, zresztą samo pewnie widziałeś, ty... cosiu. Wybuchła walka, tu zabijam żołnierzy, tu niszczę ich czołgi, ktoś wysyła na mnie odłamki tych czołgów, takie dwie głupie blond rzeczy chyba, nie jestem pewien i się nie mogłem przyjrzeć. - Inkfizin zaczerpnął na chwilę oddechu, wyciągając dłoń do przodu wskazując, że nie skończył mówić. Spojrzał na dziewczynę leżącą na ziemi. Jeśli znowu mu umrze... - A potem ta cała głupia zieleń. Strasznie brzydkie, wkurzające i śmierdzące. Nie żebym za ogniem przepadam... - pokazał swoje owinięte w czarne bandaże ręce - [/i] No, ale chciałem wkurzyć kogoś kto mnie tak urządził. Jeśli to byłaś ty... no to albo teraz mnie dobij, albo poczekaj aż odpocznę trochę, to powalczymy. Nie wiem jak wy ziemianie łapiecie te “drugie oddechy”. Posrani jesteście.[/i] - Uśmiechnął się ponownie od ucha do ucha, rozkładając szeroko łapy, przez co trochę się zachwiał. Skoro już prawie wylądował na ziemi, to uklęknął przy dziewczynie, sprawdzając jak z nią. Ciekawe jak przemiany w Kyr’Weina na nią działały?
Ciekawe czym było to coś, co się do niego nagle przywaliło. Na dodatek tak z nienacka, z daleka... wszyscy na ziemi musieli atakować z tak dużych dystansów? Co za tchórze...
Wy ziemianie? To kim on cholera jasna jest?! Morf mentalnie szarpnął się gdzieś w zakamarkach jego świadomości. Drugiego kosmity jeszcze Crossowi tu brakowało.
Alice wydała z siebie ciche, świszczące chrapnięcie i przewróciła się na plecy mlaszcząc i mamrocząc coś przez sen.
- Wiesz, facet... wydajesz się dosyć mocno zakręcony i nietutejszy. Nie wiem kiedy spadłeś z nieba w statku kosmicznym S. S. Quirky, ale chyba nie wcześniej jak w zeszłym tygodniu.
Wątpiła żeby zajarzył ten dowcip, ale co tam. Ink niejako połechtał ego Evening Star, bo uznał ją za ludźkę. “Wy ziemianie jesteście posrani!” - haha! Asymilacja kulturowa pełną gębą, a co!
- Dobra rada, nigdy nie mów nikomu, że ledwie trzymasz się na nogach. Bo potencjalny klient tylko cię wykończy. Ale możesz być spokojny. Ja zwykle nie pastwię się nad kalekami.
Tutaj bezczelnie wskazała paluchem na jego owinięte czernią dłonie. Poza tym, Ink zgarnął punkty za fryz. A skoro nie rzucał się jak potrzaskany, mógł liczyć na zachowanie swojego uzębienia w całości. Przynajmniej przez kilka następnych minut.
- Nie wiem kto spalił ci rączki. Za to znam te dwie blondynki o których wspomniałeś. Też są z ruchu oporu, więc musiało dojść do jakiejś pomyłki. Pewnie wzięły cię za rządowego.
- A to dziwne, bo rozwaliłem czołgi. Należały do złych te machiny, nie? No nic, jestem pewien, że przy kawce i herbatce wszystko się rozjaśni. - Ink wyciągnął fajki z kieszeni i zapalił jedną przyglądając się pożarowi. - No dobra... To o ile się nie mylę stoimy po tej samej stronie barykady, nie? Ty tutaj masz jakiś inny cel poza kopaniem tyłków na słońce?
Tu uznał David, że koniec tego stania z boku. Może nie uważał się za nie wiadomo kogo, ale lekceważenia bardzo nie lubił. Poprawiony kaptur, ręce w kieszeniach, można się udzielać. Skoro ta dziewczyna/nie dziewczyna jest z rządu, lepiej działać szybko. Wyrównał niespiesznie do ES, a następnie jeszcze dwa kroki dalej.
- A kim Ty w ogóle jesteś? I w jakim celu szukasz Jerusalema, skoro bujasz się z rządowymi? Bo to akurat przeczy “tej samej stronie barykady”. I uprzedzając Twoją buńczuczność czy jak to zwać, ja jestem Evolve. - Wyzywająco spoglądał na Inka, czekają na konkretne odpowiedzi. Co prawda, nie wyglądał najlepiej, ale w Detroit w tych czasach to już chuja wiadomo, co jest czym...
Inkfizin prychnął zmęczony.
- Jakoś ciągle to wy mnie pytacie, też chciałbym kogoś przesłuchać. Aczkolwiek masz po części rację, jestem Inkfizin, tutaj popularniej się nazywałem Feedback. Znaczy w Nowym Jorku, to takie miasteczko. Wybaczcie, że ręki wam nie podam, ale uścisk niemowlęcia wywołałby w moich skaleczonych łapach okropny ból. - Nie mając innego pomysły lekko się ukłonił. - A nie szukam koniecznie Jerusalema, szukam raczej kogoś z kim można się trzymać w walce przeciw rządowymi, bo głupi nie jestem, sam nie dam rady takim masom. Zamiast jednak Spidera mam póki co Alice! - Wskazał na dziewczynę. -
No i to coś co w nią wlazło. Całkiem nieźle żeśmy tu pocharatali ludzików i czołgi, takżeee... nie wiem co znaczy “bujać się”, brzmi trochę jak z tych hip-hopowych nut muzycznych, ale chyba tego nie robię z rządowymi. [/i] - Te coś spodobało się Inkowi znacznie mniej niż Evening Star. Jedni mają styl a drudzy... okrutnie brzydki ryj, który muszą skrywać pod kapturem.

Trzeba było coś zrobić z Alice. Najwyraźniej nic poważnego jej się nie stało. Po prostu zasnęła... to dobrze. Ink jakoś nie chciał ponownie bawić się w lekarza. Nawet z pacjentką, która wydawała mu się atrakcyjna... to dziwne, że ziemskie kobiety zaczęły mu się podobać. Może dlatego, że Alice jest troszkę niebieska? Nie był to jednak czas i miejsce na takie rozważania.

Roślinki spopielały się, czerniały. Teraz wyglądały znacznie lepiej. Smród przypominał mu trochę zapach jego planety u schyłku jej istnienia. Tam tylko zostawiał lekki metaliczny smak w ustach, jeśli się chodziło bez maski. Patrząc jednak na to co się dzieje na Ziemi, tutaj też się to tak skończy. Po prostu nie przez wykorzystanie surowców i brak opanowania w rozwoju technologicznym, a głupie wojenki. Zabawne, efektowne, ale dość głupie. Chyba oczywiste było, że skoro po jednej stronie barykady stoi Inkfizin i cosie pokroju Evening Star, no to... zakłady pewnie nieźle schodziły.
- Za parę minut będę gotowy do akcji no i... no i możemy iść szukać Spidera, bo ja to nie mam pomysłu na siebie w tym burdelu. Tylko bierzemy Alice ze sobą. Jak się nie ocknie, to znajdę naszego kolegę, on się nią zaopiekuje... - Powiedział Feedback, zastanawiając się gdzie jest Jack. - Słuchajcie... umiecie latać. Może się ktoś rozejrzeć za takim młodym sanitariuszem? Jak nie umiecie to spoko, jakoś go znajdę. Spieszy nam się? - Spytał uśmiechając się ponownie.

Jejku jakie sympatyczne towarzystwo sobie znalazł! Ziemia to jednak dość przyjazne miejsce.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 17-12-2012 o 22:14.
Fearqin jest offline  
Stary 17-12-2012, 11:23   #68
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
*Kilka chwil wcześniej*

Evolve uniósł głowę z zaciekawieniem. Zaczął wąchać. Spalenizna. Zaczął nasłuchiwać. Jęki! Czyli ktoś się dalej bawił. A patrząc na to, co się zbliża, bawi się nie najgorzej.
- Co o tym sądzisz?
Zwrócił się do Klavdry. W końcu można otworzyć gębę do kogoś, kto więcej robi, mniej myśli. I nie oznacza to bynajmniej człowieka tępego. A Star, jak to zwykle z nią bywało, miała poważne problemy z usiedzeniem na miejscu. Wrzaski losowych żołdaków popsuły jej spokój ducha, a płomienie powoli trawiły kojącą zieleninę. Mozolne spalanie kogoś żywcem... naprawdę? Facet za to odpowiedzialny musiał być jakiś naprawdę popapranym pomiotem zasrańca. Co innego obrócić kogoś w zwęglony szkielet w ciągu pojedynczego mrugnięcia albo zwinnym ruchem urwać mu makówkę. Kilkanaście minut temu, sama zarumieniła tak kilku specjalnych. Ale to? Na taką skalę? Przeczytała kiedyś trochę info o paleniu ludzi na stosie. Osąd Czarownic, czy coś w ten deseń. Chyba najgorszy rodzaj śmierci jaki mogła sobie wyobrazić. Ślamazarne trawienie przez żywioł.
- Sądzę, że ktoś prosi się o wyklepanie michy jak pordzewiałego zderzaka. Ale zanim wybiję mu mleczne ząbki, popsuję mu frajdę z tej piromanii. Lepiej zakryj uszy, Cross.
Podniosła się z pniaka. Strzeliła kłykciami a następnie karkiem. Podbiegła do samochodu na którym rezydował Evolve i przeskoczyła nad wrakiem, zostawiając wgniecenie w masce. Rozłożyła ręce na pełną szerokość, jak istny wirtuoz destrukcji. A następnie złączyła dłonie z wielkim impetem, wyzwalając najgłośniejsze klaśnięcie świata. Uwolnioną falą uderzeniową miała zamiar zdmuchnąć wszczęty właśnie pożar. Jak świeczki na urodzinowym torcie. A dość specyficzne życzenie wymyśliła sobie już ładną chwilę temu. Wszystkiego najlepszego wy militarni zasrańcy. Może pójdziecie do piachu szybko i bez dalszych męczarni. Nawet taka socjopatka jak ona okazjonalnie przejawiała zapędy, które z braku lepszego określenia można określić litością.

Razem z ogniem zniknął spory kawałek zagajnika - długi, rozszerzający się pas relatywnie czystego betonu. Po prawej stronie, kilkadziesiąt metrów dalej, Klavdra dostrzegła jakiś ruch. Coś niebieskiego, malało i rozpływało się w powietrzu. Zaraz potem usłyszała czyjś pełen oburzenia krzyk - ktoś przyrównywał ją do francuza.
Evolve, stojący zdecydowanie za blisko popisowej akcji, zmagał się właśnie z uczuciem przypominającym szok po skoku ze sporej wysokości na deskę. Nie trzeba chyba mówić, że nie był zachwycony. No i co z tego, że był mutantem, skoro to tak kurewsko bolało! Pękała mu głowa, mimo iż zasłonił uszy. Morf chyba strzelił focha, w innym wypadku poczułby to nieporównywalnie słabiej. Też sobie znalazła sposób! Wstał z samochodu i rozejrzał się, stojąc chwiejnie. Co tu się w ogóle dzieje!?
- Następnym razem bądź łaskawa pamiętać, że po pełnej transformacji jestem osłabiony, a to kurewsko boli!
Z każdym zdaniem mówił, wręcz krzyczał coraz głośniej. Cóż, prawie go ogłuszyła na stałe. Oczywiście winna zdawała się bagatelizować cały problem.
- Dobra, przepraszam. Będę pamiętać. A teraz przestań już narzekać i chodź.
Mistrzyni dyplomacji i przystawania na ustępstwa, ot cała Evening Star.
- Gwiazda... – Mruknął wkurzony Evolve i poszedł leniwie za nią.
 
Highlander jest offline  
Stary 19-12-2012, 21:30   #69
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pajęczyny były wszędzie. Zaciekawiony, spróbował zbadać ich strukturę molekularną, jednak niczego takiego wcześniej nie widział. Mikrocząsteczkowa budowa materiału, z którego utworzono zwisające zewsząd pajęcze sieci nie była podobna do niczego co do tej pory spotkał. Co więcej cząsteczki, które ją tworzyły były dziwne, niewłaściwe, zaskakujące. Podsumowując, George nie był w stanie rozłożyć komponentu na czynniki pierwsze - jego generator rozbijał większe elementy struktury sieci, tworząc przejście przez kolejne ich warstwy, jednak na tym się kończyły jego możliwości. Co za stworzenie usnuło taką tkaninę?
George przemierzał korytarz, który nie mógł różnić się bardzo od tego, który pokonał poziom wyżej, jednak tutaj wszystko zostało przeistoczone w jaskinię z taniego filmu grozy. Światło latarki wyłoniło z otaczających go ciemności jakiś kształt - tobołek, zwój pajęczej sieci. Przyjżał się bliżej. To coś, owinięte wieloma warstwami sieci, wisiało przyczepione kilkoma zwitkami do ściany. George rozchylił delikatnie osnowę by zajrzeć do środka, znalazł tam czarny materiał munduru Specjalnych. Na pierwszy rzut oka ubranie wydawało się puste, ale dźgnięcie palcem sugerowało, że w środku coś wciąż jest - coś suchego, twardego i śmierdzącego rozkładem. Nagle mężczyzna uzłyszał nieprzyjemne, organiczne klekotanie w głebi tunelu. Poświecił mocniej latarką chcąc rozwiać swój strach. Pierwsze co rzuciło się mu w oczy to więcej wiszących kokonów. Drugie, to gigantyczny pająk czający się na końcu korytarza.



Na zewnątrz ... c.d.

Na pytanie drugiego kosmity, Klavdra pokręciła przecząco głową.
- No niestety, słońce. Szkoda, ale latać nie potrafię. Z kolei plecak rakietowy zostawiłam w domu, a skakać wyżej niż kilkanaście metrów nie chcę, bo odkształciłabym sporą partię krajobrazu. Poza tym, jak znam życie, Evolve znowu by się na mnie obruszył...
Uśmiechnęła się trochę złośliwie do Crossa. Odrobinka przymilnej uszczypliwości dobrze mu zrobi, wyglądał na kogoś kto lubi się droczyć.
- A skacz sobie dowoli, byle dość daleko ode mnie. Zasadniczo kiedy nie rozwalam okolicy w pył, lubie sobie stabilnie postać... A niebieskiego mogłoby zaboleć. - martwił go ten obcy, musiał go wybadać. Bądź co bądź część Crossa też była z poza tej planety.
Ale fakt faktem, Ink miał sporo racji. Dwie Blondie najwyraźniej poleciały w kulki, bo nie było ich już dobrą chwilę. Ktoś odstrzelił je przy pomocy specjalnej amunicji albo zabłądziły gdzieś po drodze. Z resztą ich kolor włosów usprawiedliwiał wszystko. Najwyraźniej trzeba będzie pobawić się w ekipę ratunkową.
- Dobra. To bierzmy zadki w troki i ruszajmy. Mój znajomy jajogłowy twierdził, że Spider znajduje się w podziemiach tej niemal zdechłej budowli. Trzeba by znaleźć wejście...
Spojrzała sceptycznie na Alicję z Krainy Czarów i wycelowała w nią bezczelnie paluchem.
- Kto ją będzie taszczył? Od biedy mogę ja, ale ostrzegam... jeśli obudzi się i spróbuje zrobić mi kuku, wyślę ją rzutem zza głowy na sam dół Rowu Mariańskiego.
I tym oto sposobem Klavdra została niechętnym środkiem transportu dla śpiącej smacznie Alice. Nie był to jakiś specjalny wyczyn, dziewczyna była lekka jak piórko, a kiedy brała oddech, to praktycznie unosiła się w powietrzu.
Pożar wywołany przez Inkfizina nie spalił całego młodego zagajnika, ani nawet większej jego części, karetka i powożący nią Jack musieli więc utknąć gdzieś wśród zieloności. Nikt jednak nie miał czasu, ani ochoty na poszukiwania. Evolve, Klavdra, Inkfizin i pochrapując Alice ruszyli do wnętrza podtrzymywanego przez mamucie pnącza budynku. W środku, na samym środku hallu, korzystając z promieni słońca wadających do środka przez wyrwę w murze, kwitła właśnie jabłoń. Pod nią siedziały na dupskach dwie słodkie blondynki. Wyglądały na nieco zmęczone.
- Co cię … - zaczęła jedna.
- … Zatrzymało? - skończyła druga. Widząc Inkfizina i Evolve’a obie się skrzywiły.
- Coś znowu ... - ta po lewej wykrzywiła usta w prawo.
- … Się do ciebie przykleiło - zwróciła się do Klavdry ta po prawej. Blondynki wstały i westchęły.
- Zostawić cię na chwilę - załamała ręce jedna z nich, gdy druga kręciła głową z ponurą miną.
- Znalazłyśmy wejście do podziemi - druga przeszła wreszcie do sedna sprawy.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 20-12-2012 o 07:49.
F.leja jest offline  
Stary 22-12-2012, 09:54   #70
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Matt nigdy nie pomyślałby, że jego moc mogłaby wyrwać mu się aż tak spod kontroli. Cóż, jakby to niektórzy powiedzieli: live and learn. Nie miał najmniejszego zamiaru podziwiać swojego dzieła, które w sumie i oddaliło się zaraz, znikając mu z pola widzenia. Skoncentrował się na bezbronnym teraz terroryście, gdy tylko zebrał szczękę z podłogi.

Tym razem nie zamierzał się cackać. Podszedł do typka i kopniakiem posłał pistolet z dala od zasięgu jego rąk. Następnie chwycił jego dłonie w żelaznym uścisku i, wraz z punktem zaczepienia, posłał swoją świadomość głęboko w umysł mężczyzny, poszukując informacji na temat bomby. Lokacja i sposób jej rozbrojenia były pierwszorzędnym celem. Przejęcie kontroli i zmuszenie go do współpracy - mile widziane, acz zadowoliłby się tylko wiedzą.

Umysł, z którym wiele przez ostatnie minuty się działo był nieco zamglony, nieco chaotyczny, wspomnienia wyglądały w nim niczym kalejdoskop - setki wielobarwnych okruchów wirujących wkoło bez końca. Matt poczuł jak z nosa na górną wargę kapie mu ciepła, gęsta ciecz.

Mimo to udało mu się zobaczyć kluczową scenę. Teczka, śmietnik w głównym hallu dworca. Chyba wschodnia ściana, oceniając położenie promieni słonecznych. Zobaczył też twarz mężczyzny. Przewijała się wielokrotnie i łączyła się z silnymi emocjami - głównie ze strachem.


Nie przejął się krwią powoli cięknącą mu z nosa i barwiącą wargi na głęboką czerwień. Tak już było, gdy za bardzo szalał swoją telepatią; zawsze mogło być gorzej. Faceta w ogóle nie kojarzył, jednak czując strach chłopaka jaki wywołał jego obraz, wpadł mu do głowy pomysł. Nadal siedział w umyśle terrorysty, jednak tym razem obrał inną taktykę.

Rozbrój bombę,” przemówił ustami tego “przerażającego” typka. “Nie możesz doprowadzić do jej wybuchu; słuchaj się mojego pracownika.

Do ostatniego zdania Matt dodał również własną manifestację - ot, żeby facet nie miał wątpliwości kogo się wypowiedź tyczy.

- Ale - zawahał się przez chwilę chłopak - Kazałeś ją podłożyć, żeby zwalić na odmieńców - jego sprzeciw trwał jednak tylko chwilę - Tak, jasne, czego tylko sobie życzysz Mauser.

- Idziemy. - Odezwał się Matt, chwytając chłopaka za łokieć i podnosząc go z ziemi. Skierował się z powrotem w stronę dworca, mniej więcej w kierunku domniemanej lokalizacji bomby.

- Jasne, jasne, czego sobie życzysz, szefie - chłopak był niesamowicie zgodny i uległy. Szybko zaprowadził Matta do właściwego pojemnika na śmieci i zakamuflowanej za nim torby podróżnej. Przykryta była zwykłym szarym papierem do pakowania, tak że w kamerach musiała się zlewać z nijakim otoczeniem, a ludzie do tej pory nie zwracali uwagi na śmieć w pobliżu kosza na śmieci.

- Więc, bierz się za rozbrajanie tej bomby. - Powiedział Matt, machając dłonią w stronę pakunku i rozglądając się czy nikogo nie ma w pobliżu.

- Ale … ja jestem tylko kurierem - jęknął mężczyzna, ale schylił się ku pakunkowi. Moc Matta była wciąż silna. A czas mijał.

- Czyli nie potrafisz jej rozbroić? Szlag by to. - Matt zaklął pod nosem. - Przyjechałeś tu autem?

Kiwnięcie głową, Matt zobaczył w umyśle obraz brązowego pick-upa zaparkowanego przecznicę od dworca.

* * *


Zabrali się z dworca zaraz po odnalezieniu bomby, ruszając ku samochodowi "terrorysty". Dotarli tam bez większych problemów, w końcu kto zwracałby uwagę na dwóch mężczyzn objuczonych torbami? Matt zwinął oczywiście torbę, którą schował w kiblu, ciesząc się że nikt jej nie ruszył. Jego cały dobytek był w niej upchany i wolał jej nigdzie nie zgubić.

- Dobra, słońce. - Odezwał się do chłopaka, umiejscowiwszy pakunek z bombą na przednim siedzeniu. - Wbijasz się do samochodu i jedziesz w stronę rzeki. Dociskasz pedał do podłogi i wwalasz się z tykającą zabawką do wody. Jeśli szczęście dopisze, obędzie się bez większych szkód.

Cały plan ułożony był w imię większego dobra oraz wzmocniony dodatkową mentalną sugestią. Matt czuł już migrenę nadchodzącą gdzieś z tyłu czaszki, ale musiał jeszcze trochę wytrzymać. Ostatni impuls i będzie po wszystkim. A później... Później jak najszybsze dostanie się do Detroit i Jerusalema.

- No, młody... - Poklepał swojego towarzysza po ramieniu. - Mauser będzie z ciebie dumny.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172