Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2013, 21:22   #31
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Jigoku potarł tył głowy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Następnie westchnął, położył się na trawie i zaczął podrzucać swój kamień.

- To nie najlepszy sposób na sprawdzenie naszych zdolności - mruknął do Dearu - zwłaszcza biorąc pod uwagę mój miecz. Nie mogę z tobą walczyć na poważnie. - rzucił, dalej podrzucając swój kamyczek.

Ika pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Masz rację.- Wyjął miecz z pochwy. -Junbi ga dekite iru Shi no gekai!- Wokół Shinigami pojawiła się sfera tworzona przez jego shikai.- Switch!- Kamyki błyskawicznie pojawiły się na wyciągniętej ręce porucznika dwunastej dywizji.

Ika schował miecz do pochwy, zapieczętowując go.

-Zei, Skończone! Wygrałem!- Zawołał tak głośno by tajemniczy bóg śmierci go usłyszał.

Drugi z poruczników wzruszył ramionami.

- Nie wiedziałem że twój miecz daje takie zdolności, Dearu-san. - rzucił spokojnie - Biorąc pod uwagę że kamyczki nie przetrwają mojego ataku... równie dobrze mogę przyznać ci zwycięstwo.

Daeru próżno krzyczał. Zei był już byt daleko, by go usłyszeć. Pozostało czekać na jego powrót. Co też uczynili, czekając i odpoczywając w ciszy.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 24-05-2013, 23:15   #32
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Ika Daeru i Shōnetsu Jigoku:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yMWnoJhBNF8[/MEDIA]
Shinigami postanowili nie walczyć między sobą. Taka decyzja mogła ich osłabić, a musieli być w pełni sił. Sam Zei powiedział, że są w niebezpieczeństwie. Walka w tym momencie mogła przynieść więcej złego niż dobrego. Bogowie śmierci przeznaczyli czas na walkę, aby cierpliwie poczekać na tajemniczego blondyna. Gdy ten już wrócił, przyjrzał się porucznikom
- Kto wygrał? – zapytał podejrzliwie.
- Ja. – odpowiedział krótko Daeru, pokazując oba kamienie.
- Źle, źle, źle – pokręcił głową Zei – Nie widzę, żeby któryś z was był ranny.
Porucznicy spojrzeli na siebie, po czym znów zwrócili wzrok na blondyna.
- Zdecydowaliście się nie walczyć. Chciałem oczywiście sprawdzić, kto z was jest silniejszy, ale chodziło też o coś innego. Mogłem przecież po prostu kazać wam walczyć. Wybrałem taki sposób, by dać wam możliwość uniknięcia pojedynku. Chciałem zobaczyć, co zrobicie. Otóż musicie się nauczyć, że nie ma nikogo, kogo powinniście darzyć zaufaniem. Nawet siebie nawzajem. Nie wiem dlaczego to zrobiliście, ale jeśli dojdzie kiedykolwiek do sytuacji, w której będziecie musieli stanąć między sobą do walki, to nie wahajcie się wypruć sobie nawzajem flaków. Jeśli dzięki temu przeżyje chociaż jeden z was, to nie miejcie sentymentów.
Zei jeszcze przez chwilę milczał z poważną miną na twarzy. Potem uśmiechnął się od ucha do ucha i powiedział:
- Dość gadania! Czas na następną lekcje. Skoro nie udała się poprzednia, muszę w inny sposób was sprawdzić.
Po tych słowach Zei wyciągnął swój miecz.
- Skoro nie chcecie walczyć ze sobą, walczcie razem przeciwko mnie – dodał.

Harukaze Kazuto, Kageyama Manzo, Nishimura Kyousuke i Scarlet Rose:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NArFIVt9t1Y[/MEDIA]
Trójka bogów śmierci była w ślepym zaułku. Nie mogli oni zlokalizować Jigoku oraz Daeru. Znaleźli szaty, należące do shinigami, ale nie wiedzieli skąd się tu wzięły. Ich śledztwo utkwiło w martwym punkcie. Nie pozostało im nic innego, jak tylko wrócić do starej fabryki. To też uczynili. Przeprawa udała się szybko i sprawnie. Shinigami nie spotkali po drodze żadnych pustych. Stanęli przed swoim schronieniem. Powoli weszli do środka. Kazuto spokojnie złapał za klamkę i otworzył stalowe drzwi na oścież. Shinigami stali tak jeszcze chwilę, zanim Harukaze wszedł do środka. Bogowie śmierci udali się do jadalni, gdzie chcieli przedyskutować, to wszystko, czego się dowiedzieli. Ujrzeli siedzącą na krześle Scarlet.
- Coś się stało? – zapytał Kageyama.
Rose odpowiedziała smutnym tonem.
- Muszę wam coś pokazać.
Po tych słowach wyszła zarówno z jadalni jak i z całej fabryki. Następnie razem z resztą bogów śmierci pospiesznie zmierzała naprzód. Reszta shinigami miała złe przeczucia. Domyślali się oni, że ich obawy są słuszne, gdy zobaczyli z daleka leżące na trawie ciało. Nie byłoby w tym nic aż tak strasznego, gdyby nie fakt, że należało ono do Rei Aoki, która wczoraj zaginęła podczas poszukiwań bazy.

Tadayie Judama, Kanezane Sugawara i Faust Shibaha:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sTphLGuPHQ0[/MEDIA]
W Seireitei nastawał świt. Zza gęstych, szarych chmur wyglądały promienie wschodzącego słońca. Shinigami nie wiedzieli, co jest gorsze: tajemniczy mrok spowijający całe to miejsce, czy światło, padające na blade twarze zmarłych braci i ruiny budynków, które kiedyś były ich domami. Sugawara uświadomił sobie, że leżące ciała przestały robić na nim wrażenie. Nie wiedział, czy powinien się cieszyć z tego powodu, czy raczej martwić. Bez większych komplikacji dotarł do baraków 4. Oddziału. Gorzej było z Judamą, który był kompletnie zszokowany widokiem, jaki ujrzał. Kyosuke nie zdradził mu szczegółów. Tadayie wiedział mniej więcej, co się stało przez wiadomość, którą usłyszał od kapitanów. Nie wyobrażał sobie on jednak tego w taki sposób. Po Seireitei zostały ruiny. Co drugi budynek był całkowicie zburzony, a większość w mniejszym lub większym stopniu zniszczona. Uwagę oficera przykuły szczególnie dwa budynki. Z obu wydobywał się jeszcze dym. Były nimi laboratorium 12. Dywizji oraz 46 sal centralnych. W tym momencie shinigami uświadomił sobie coś jeszcze. Nishimura nie powiedział mu także, gdzie ma szukać reszty towarzyszy. Oficerowi nie uśmiechały się kolejne poszukiwania. Na jego szczęście wyczuł reiatsu rannego shinigami, którego znaleźli w świecie żywych. Podążył w tym kierunku. Pomyślał, że musi być tam gdzie reszta. Nie mylił się. Po chwili zarówno Judama, jak i Sugawara znaleźli się w siedzibie 4. Oddziału. Spotkali się tam z Faustem Shibahą, który wrócił po walce z więźniem. Jakby kłopotów było mało, członek 2. Oddziału nie znalazł swojego przyjaciela, który został w barakach. Aizawa Koji zniknął gdzieś i słuch po nim zaginął. Shinigami mieli sobie dużo do powiedzenia, ale Tadayie stwierdził krótko:
- Pogadamy po drodze. Musimy zdecydować, gdzie idziemy. Nie możemy tutaj siedzieć bezczynnie.
 

Ostatnio edytowane przez Morior : 26-05-2013 o 12:04.
Morior jest offline  
Stary 30-05-2013, 20:08   #33
 
JUCHAAS's Avatar
 
Reputacja: 1 JUCHAAS nie jest za bardzo znanyJUCHAAS nie jest za bardzo znanyJUCHAAS nie jest za bardzo znany
Post pisany wraz z Jaśminem i Adamedem
Po dotarciu w miejsce wskazane przez Scarlet Kazuto zamarł. Gdy tylko ujżał martwe ciało Rei upadł na kolana z rozłożonymi rękami, z jego ust wydobyło się tylko słowo
-Jak...- jego głos drżał zarówno ze smutku jak i wściekłości
Nie mógł wydusić żadnego słowa więcej, popatrzył tylko pytającym wzrokiem na Scarlet, w kącikach jego oczu gromadziły się łzy. W powietrzu dało się czuć wypływające z Kazuto reiatsu.
-Uspokój się! - widząc załamanego przyjaciela Nishimura również się zdenerwował ale starał się to ukryć. Może nie znał Rei bardzo dobrze ale była jedną z nich.
-Nie ważne kto to zrobił, zostanie ukarany! Osobiście go zabiję! Rose widziałaś tu kogoś jak ją znalazłaś?
Manzo położył dłoń na ramieniu Kazuto.
-Dusza Shinigami jest nieśmiertelna - rzekł spokojnie - jeśli szczęście dopisze spotkamy się jeszcze. Miej wiarę.
Kazuto lekko odepchnął dłoń Manzo po czym chwycił mocno rękojeść katany, wstając otarł rękawem ściekające mu po policzkach łzy.
-Odpowiedz Rose-san. Kto to zrobił ?!- powiedział z zaciśniętymi zębami, jego wzrok ciągle spoczywał na ciele dawnej towarzyszki.
Kyousuke zdenerwowany sytuacją odwrócił się i odszedł kilka metrów od grupy. W swej złości, shinigami uderzył pięścią w pobliskie drzewo. Z dłoni pociekły cienkie strużki krwi a drzewo stanęło w płomieniach pod wpływem gwałtownie uwolnionego reiatsu.
- Ja... Ja... Ja znalazłam ją tutaj, ale byłam tak przerażona, że wróciłam do fabryki. Dopiero teraz przyszłam tu razem z wami. Nic więcej nie wiem - stwierdziła przerażona Scarlet.
Kazuto ścisnął rękojeść katany aż zbielały mu koniuszki palców. Przez chwilę jeszcze spoglądał na zimne ciało Rei po czym wypuścił powietrze z ust. Powoli podszedł do jej szczątków i klęknął przy nich. Delikatnym ruchem podniósł ją i położył w cieniu najbliższego drzewa, patrzył przez chwilę na nią, wyglądało jakby się modlił. Po minucie powoli zamknął jej wciąż otwarte w przerażeniu oczy. Zaraz po improwizorycznym pochówku podszedł do wciąż wściekego Kyousuke i położył mu rękę na ramieniu.
-Już nic nie zrobimy - powiedziiał ze smutkiem i współczuciem w głosie - Zostało nam tylko dać jej odejść.
-Dobrze mówisz - rzekł spokojnie Manzo - Kazuto-san, pamiętasz, że ktoś otworzył senkaimon? Szliśmy właśnie tam gdy wpadliśmy na was - wytłumaczył Kyosuke i Scarlet - Może zrobił to morderca? A jeśli to Pusty? Czy Puści potrafią włądać demonią magią? Trzeba to sprawdzić nie uważacie? - Kageyama wyraźnie zapalił się do tego pomysłu.
-Senkaimon otworzył chyba Nischimura, jeśli się nie mylę - powidział Kazuto do Manzo - Bardziej martwi mnie to, że nie wiemy gdzie Daeru,Mant i Ika. I jest jeszcze jedna sprawa - powiedział ze zmartwieniem w głosie.
-Nischi-kun - zwrócił się do przyjaciela - Co się stało w Soul Society ?
-W Soul Society zastaliśmy tylko pogorzelisko, wszystko było zniszczone i wszyscy zabici. Kapitanom z kilkoma osobami udało się uciec, ale nie wiem ile dokładnie ich przetrwało. znaleźliśmy jednego z więźniow ale nic nam nie powiedział. Tak więc nie wiemy co się dokładnie stało i kto to zrobił. Kapitanowie powiedzieli nam tylko żebyśmy szukali członka II oddziały którego nazywaja Orzeł. Z tego co pamiętam to Faust jest z II oddziału wiec powinien coś wiedzieć.
Wiesz gdzie on teraz jest??
Kazuto załamał ręce, na twarzy pojawił się pot. W tej chwili przypomniały mu się dzieci bawiące się przed kwaterami 7 oddziału, starsza pani sprzedająca mu słodycze, wszystko to zostało teraz strawione przez ogień. Oparł się ciężko o pobliskie drzewo, cały się trząsł naprzemian z rozpaczy i wściekłości, nie płakał tylko dla tego, że nie był już w stanie tego robić.
-Nie...nie wiem gdzie teraz jest...-powiedział jednocześnie siadając na korzeniu wystającym z ziemi - Jak to się mogło stać ? - wyszeptał drżącym głosem zakrywając twarz rękoma.
-Nieważne jak to sie stało... Najważniejsze jest wyjaśnic kto to zrobił. Musimy się spotkać z resztą grupy a następnie porozmawiac z kapitanami. W takiej sytuacji nie powinniśmy się rozdzielać.
Wiecie może gdzie ich szukać?. Musimy najpierw znaleźć wszystkich w świecie żywych a następnie spotkać sie z resztą w Soul Society, i tam obmyślić plan działania.
Kazuto wyprostował się i spojrzał w górę, zobaczył niebieskie niebo zakrwyane lekko przez konary drzewa, potem spojrzał na wszystkich obecnych. Wstał szybko i powiedział
-Masz rację, mamy zadanie i trzeba je wykonać. Najpierw znajdziemy Daeru i Jigoku, następnie ruszymy do soul society i dołączymy do reszty. Tam obmyślimy co robić dalej. - jego głos był niezwykle opanowany i spokojny chociaż wewnątrz był załamany - Jakieś pytania albo sugestie ? - zwrócił się do reszty towarzyszy.
-Sugestie... - mruknął Kageyama - może i tak. Jeśli mamy odnaleźć pozostałych to, moim zdaniem, powinniśmy się rozdzielić i przeczesać Tokio. To chyba jedyne wyjście biorąc pod uwagę te szmaty maskujące reiatsu. Gdy jeden z nas spotka się z pozstałymi wyśle do reszty poszukiwaczy piekielnego motyla. Choć co do mnie... - Manzo zawahał się - miałbym problem z wygenerowaniem motyla, jestem słaby z kidoh - zakończył z pewnym wstydem.
-Pomysł odpada - powiedział stanowczo Kazuto - Ja również jestem beznadziejny w kido, jedynie Scarlet i Nishimura mogą sobie z tym poradzić, poza tym... - przerwał przez chwilę przełykając ślinę i spuszczając wzrok - Ostanim razem też się rozdzieliliśmy i zobacz jak to się skończyło. Lepiej już trzymać się razem chociażby miało nas to kosztować czas.
-Najlepszy w Kidou nie jestem ale zaklęcia do 50 poziomu daje rade wykonac więc motyl to dla mnie nie problem.
-Może więc podzielimy się na dwie grupy - zaproponował Manzo - powiedzmy, ja i Rose-san oraz ty Kazuto- san razem z Nishimurą. Jak to brzmi? W ten sposób w każdej grupie byłby ktoś zdolny do wysłania pozostałym wiadomości. No i moglibyśmy chronić swoje plecy.
-To już brzmi lepiej - stwierdził Kazuto zamyślając się lekko - A więc dobrze, ja i Nishi weźmiemy wschodnią część zaś ty i Scarlet weźmiecie zachodnią. - powiedział odwracając się w kierunku wschodniej części miasta - Nie dajcie się zabić...-dodał cicho i ruszył przed siebie.
-Powinieneś powiedzieć: nie dajcie się zabić zbyt łatwo - mruknął Manzo z uśmiechem - Dobra, weżmiemy zachodnią część miasta i będziemy stopniowo posuwać się w kierunku centrum. I niech Kami nam sprzyja. - zakończył żarliwie.
-Więc ustalone, ruszajmy- Dodał Nishimura odwracając się i podążając w strone Kazuto.
 
__________________
Jakub Juchniewicz

Ostatnio edytowane przez JUCHAAS : 30-05-2013 o 20:11.
JUCHAAS jest offline  
Stary 30-05-2013, 20:35   #34
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Tadayie Judama, Kanezane Sugawara i Faust Shibaha:

Nie wiedząc od czego zacząć, Sugawara odchrząknął.
- Zanim cokolwiek zrobimy, jest pewna ważna sprawa, o której chciałem wam powiedzieć... - tutaj zwrócił się bardziej do Judamy niż do Fausta, jednak unikał kontaktu wzrokowego. - Tadayie-kun, chodzi o twojego kapitana.
Judama wyczuwał, że Sugawara nie oznajmi mu niczego dobrego, ale jego nastrój się nie zmienił. Nie wierzył, że jego mentorowi i największemu autorytetowi mogło stać się coś złego. Spokojnie schował ręce za plecami i spróbował spojrzeć Kanezane w oczy.
-Słucham?- zapytał.
- Nie żyje. Prawda? - zapytał oficer drugiego oddziału patrząc beznamiętnie na Kanezane.
Faust podrapał się po głowie, na której brakowało garści piór i westchnął ciężko.
- Rana, która go zabiła była stosunkowo świeża i znalazłeś ślady bosych stóp; - nie do końca dało się odczytać czy było to stwierdzenie czy pytanie.
- Prawda. Przykro mi... - dodał, patrząc na porucznika pierwszego oddziału. Po krótkie pauzie odpowiedział Faustowi, który go nieco zbił z tropu. - Dokładnie tak było, wiesz coś o tym?
- Najwidoczniej nie więcej niż Ty... oprócz tego, że zabiłem właśnie kłamcę, który zdążył zdradzić mi, że za zniszczenie seireitei odpowiadają więźniowie.
- Jeśli jestem czegoś pewien - kontynuował Faust wskazując mniej więcej w kierunku siedliska larw - to tego, że nie mogli uciec sami, ktoś musiał im pomóc. Muszę sprawdzić gabinet mojego kapitana.
- Nie pomyślałem o tym, że mógł nas zdradzić... - Sugawara wydawał się nieco zawiedziony. - Dobrze, że spotkała go stosowna kara. Faust, byłem w barakach drugiego oddziału i nic nie widziałem, ale może tobie uda się coś znaleźć. Tadayie - zwrócił się teraz do drugiego shinigami. - Sprawdzisz 46 sal centralnych? Na żałobę czas przyjdzie później.
Judama słysząc wieści odwrócił się od pozostałych. Po jakimś czasie zbliżył rękę do twarzy i wykonał pocierający ruch. Gdy się odwrócił, na jego policzkach widać było rozmazany szlak łez. Nie wydał z siebie ani jednego dźwięku.
- Sprawdzę -odpowiedział lakonicznie.
- Nie myśl teraz o tym... - starał się go nieudolnie pocieszyć Sugawara. - Pójdę do kwater dwunastego oddziału, w razie czego spotkamy się tutaj, może być? - chciał jak najszybciej wyruszyć, żeby zacząć działać i nie myśleć o tym co się stało.
Tadayie skinął tylko głową, kompletnie nieobecny.
- Zanim się rozdzielimy... Faust, skąd wiedziałeś o tych śladach? - shinigami przypomniał sobie o uwadze towarzysza.
Jeśli pytanie porucznika w jakikolwiek sposób było kłopotliwe dla Shibahy to nie dał tego po sobie poznać. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę, nieruchome czarne oczy wpatrywały się w Sugawarę.
Po chwili Faust zamknął oczy i wypuścił wstrzymywane powietrze. Odwrócił się plecami do towarzyszy sięgając po swój miecz i wypowiadając jego imię.
Nim Lierizou wrócił do swojej pierwotnej formy shinighami usłyszeli głosy, najpierw w pomieszczeniu zabrzęczał głos kapitana drugiej dywizji, który oznajmił wybranym podwładnym, że muszą wyruszyć do świata żywych.
Kolejnym dźwiękiem był głos niedawno zabitego więźnia: “Przez cały czas kłamałem” - krzyczał - “Kłamałem również, gdy mówiłem, że postaci w czerwonych pelerynach dokonały tego pogromu. To my go dokonaliśmy!!!”
Potem po ciszy trwającej ułamek sekundy bogowie usłyszeli echa odgłosów bosych stóp uderzających o posadzkę, cichy śmiech i nagle brzęk wyciąganego miecza.
- Dorwijmy ich. – powiedział spokojnie oficer wyskakując przez okno i zmierzając w kierunku kwater drugiej dywizji.
Sugawara nic już nie powiedział, tylko spojrzał za oddalającym się Faustem. Kiwnął głową w stronę Tadayie, chcąc go jakoś pokrzepić i zmotywować do pracy, po czym sam ruszył do kwater oddziału badawczego.
Tadayie stał samotnie wpatrując się tępo w podłogę. Uniósł lekko głowę i także ruszył.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
Stary 30-05-2013, 22:47   #35
 
mlecyk's Avatar
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Shibaha wkroczył do siedziby swojego dowódcy. Było to niewielkie pomieszczenie z krzesłem, biurkiem i oknem z widokiem na ulice Seireitei. Na blacie znajdowała się masa papierów. Niżej Faust znalazł zamknięte trzy szuflady. Również na ziemi leżało parę kartek oraz jakaś koperta.
Rozejrzał się powoli zbierając myśli. Nie było czasu na szukanie w ciemno, co tak na prawdę chciał tutaj znaleźć?
Zamknął za sobą drzwi gabinetu - zupełnie tak jak zawsze, gdy przychodził porozmawiać z kapitanem Verandem. Następnie zabrał się za dokładne przeszukanie pomieszczenia. Zaglądał do dokumentów leżących na wierzchu, szukał notek umieszczonych w książkach, na koniec sprawdził również zamknięte szuflady biurka.
Szukał czegokolwiek co zawierało by informacje o tym co się działo w siedlisku larw przez ostatnie kilka dni, zanim nastąpił atak. Przeglądał papiery również w poszukiwaniu danych odnośnie samych więźniów, z których mógłby być może wybrać potencjalnych przywódców buntu. Wreszcie czytał też ewentualne prywatne zapiski swojego kapitana, który sprawował bezpośrednie piecze nad więzieniem, możliwe, że jego dowódca coś podejrzewał, posiadał jakieś informacje, może sam szukał zdrajcy...
Poszukiwania nie powinny zająć mu zbyt wiele czasu. Jako oficer drugiego oddziału wiele razy był wybierany właśnie do tego typu zadań, by zdobyć informacje. Zawsze kluczowym był czas, ale i dokładność.
Faust szukając rzeczy związanych z Siedliskiem Larw, znalazł starą księgę. Byli w niej zapisani wszyscy więźniowie, daty, kiedy zostali aresztowani i cele w jakich przebywają. Shinigami przekartkował gruby spis i natknął się na coś dziwnego. W pewnym momencie, około 100 lat temu brakowało sporej ilości więźniów. Wszyscy aresztowani, którzy w tym czasie zostali złapani, byli najprawdopodobniej wymazani z księgi. Shinigami rozpoznał to po tym, że więźniom przydzielano kolejne cele, aż do momentu, w którym jeden aresztowany był przetrzymywany w celi nr 103, a kolejny dopiero w 115. Były to czasy, których bóg śmierci nie mógł pamiętać. Na końcu książki znajdował się podpis Dowódcy 1. oddziału Vadasa Hari. Oficer zajrzał także do szuflady, w której kapitan trzymał klucze do więzienia. Nie znajdowało się w niej zupełnie nic. Shinigami próbował odszukać także notatki dowódcy, ale niczego takiego nie znalazł.
Zawiedziony wynikiem swoich poszukiwań Faust pochylał się jeszcze chwilę nad księgą zastanawiając się nad jej przydatnością. Sama lista więźniów nie wydawała mu się przydatna bez informacji o zagrożeniu jakie stanowią poszczególni przestępcy.
Być może jednak warto byłoby zajrzeć do Siedliska Larw. Zapamiętał numery cel, których brakowało w spisie. Postanowił, że najpierw spotka się z resztą bogów, będzie to znacznie bezpieczniejsze niż samotne udanie się do więzienia.
Wyszedł z gabinetu zamykając za sobą po cichu drzwi i skierował się z powrotem do kwater czwartego oddziału. Opis gry
 

Ostatnio edytowane przez mlecyk : 07-10-2019 o 13:30.
mlecyk jest offline  
Stary 31-05-2013, 20:58   #36
 
Kyuke's Avatar
 
Reputacja: 1 Kyuke nie jest za bardzo znany
Sugawara znalazł się w laboratorium. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to leżące przed monitorami ciała naukowców. W sali w której się znajdował, w rogu, palił się jeden z komputerów. Na wprost od wejścia znajdowały się zamknięte drzwi do gabinetu kapitana.
Nim shinigami ruszył dalej, rzucił spojrzenie na leżące ciała, do których widoku już przywykł, po czym podszedł do drzwi. Gdy próbował je otworzyć, one ani drgnęły. Nieco się odsunął i je staranował barkiem.
Kanezane wpadł razem z drzwiami do środka pomieszczenia. Znalazł tam włączony komputer i masę urządzeń, których zastosowań nie próbował nawet zgadywać.
Nie poświęcając większej uwagi tej całej zbieraninie elektroniki, Sugawara otrzepał kimono i skierował się do włączonego urządzenia. Zajął miejsce w wygodnym fotelu i spojrzał na pulpit.
Sugawara mimo swoich niewielkich umiejętności w obsłudze urządzeń, zdołał znaleźć informacje na temat ostatnio wykonywanych operacji. Komputer ten był głównym centrum dowodzenia, więc można było z niego wyczytać, co robiono na innych stanowiskach. Kapitan 12. oddziału musiał szukać informacji na temat jakiegoś schronu. Gdy shinigami spróbował odczytać więcej konkretów na ten temat, okazało się, że dowódca usunął wszystkie informacje, dotyczące schronienia. Na jednym z reszty komputerów, ktoś sprawdzał informacje na temat piekielnych motyli. To co najbardziej zdziwiło Sugawarę, to fakt, że dane na ten temat, były wyszukiwane dzisiaj. Shinigami nie zdążył znaleźć nic więcej, ponieważ nagle, ktoś uderzył go czymś ciężkim w głowę i bóg śmierci stracił przytomność.
 
Kyuke jest offline  
Stary 02-06-2013, 13:48   #37
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Jigoku spojrzał przez moment na Zei. Następnie westchnął.

- Hmm... - wyciągnął powoli miecz z pochwy - Proszę, cofnij się, Daeru-san. - powiedział cichym, złowieszczym tonem. Ika mógł z niego wyraźnie wywnioskować jedno: Jigoku miał zamiar użyć swojego Shikai.

- Zanim zaczniemy... - rzucił jeszcze porucznik - Ile istnieje sposobów na całkowite zniszczenie duszy, Zei?

- Nie interesuje mnie na ile różnych psosobów można to zrobić. Ważny jest efekt - zniszczona dusza - odpowiedział tajemniczy blondyn.

- Och, ależ posłuchaj. To ważne. - rzucił z poważną miną Shōnetsu. - Istnieją trzy aktualnie znane sposoby na zniszczenie duszy: Strzały Quincies, nie dostępne dla Shinigami. Sōkyoku, narzędzie egzekucji Gotei 13. I... - zrobił przerwę dla lepszego efektu - Moje Shikai. - uśmiechnął się drapieżnie - Gotei zabraniło używać go, chyba że w ostateczności. Całkowite ich zniszczenie chyba kwalifikuje się jako sytuacja wyjątkowa?

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lzAJDLHyZXc[/MEDIA]

Olbrzymie Reiatsu, które żadną miarą nie mogło należeć do zwykłego porucznika, otoczyło Jigoku płonącą aurą. Jego najbliższe otoczenie zostało obrócone w proch w ułamku sekundy.

- Sorera o Moyasu. - powiedział, uwalniając swoje Zanpakutō - Rekka! - z ostrza jego miecza wystrzeliły płomienie, niemalże natychmiast otaczając go ze wszystkich stron. Nie było ucieczki przed szalejącym inferno.

- Oto Rekka. - rzucił do Zei ponad hukiem ognia - Najpotężniejsze Zanpakutō typu ognistego w Soul Society. - Machnął mieczem w jego kierunku, natychmiast pochłaniając go gargantuiczną falą płomieni. Nie używał jeszcze pełni swej potęgi, chciał żeby Zei przeżył. Mimo wszystko, to uderzenie powinno wystarczyć by uniemożliwić mu dalszą walkę.

Zei skupił się, po czym wyrzucił z siebie ogromną ilość energii, która zdmuchnęła, próbujące go spalić płomienie.

- Nie doceniłem was. Wygląda na to, że będę musiał użyć shikai - stwierdził.

Blondyn wyciągnął przed siebie miecz w taki sposób, że ostrze pionowo trzymanej katany było na górze.

- Wykluj się, kaibutsu!

Górna połowa broni zmeiniła się w pomarańczowy obłok. Dolna połowa w miecz, którego klinga do złudzenia przypominała kieł jakiegoś ogromnego zwierzęcia. Z pomarańczowego obłoku uformował się niewielki skrzydlaty smok, który usiadł na ramieniu Zeia. Tajemniczy shinigami wskazał palcem na Daeru, a stwór, który jeszcze przed chwilą znajdował się na jego ramieniu z ogromną szybkością poleciał w stronę porucznika 2. oddziału.

Ika działał błyskawicznie. Używając shunpo przebiegł za przeciwnika.

-Bakudō#45 Ekitai jimen- Zakrzyknął shinigami wykonując kilka ruchów palcami.

Ziemia pod Zei’em nagle stała się niemal płynna zaczeła go wciągać do siebie, po chwili przeciwnik był już do pasa w podłodze. - Kōketsu!- Nastąpił kolejny ruch palców, a ziemia woków Zei’a stwardniała stając się twardszą niż wcześniej.

Porucznik dwunastej dywizji błyskawicznie znalazł się za plecami przeciwnika. Przyklęknął na jedno kolano. Przyłożył palce do dwóch punktów na klatce piersiowej Zei’a.

-Poddaj się teraz. Zanim jednak to zrobisz pozwól, że coś ci wyjaśnię. Jeśli się nie poddasz użyję małego zaklęcia. Dwunastego Hadō, mało znane zaklęcie, gdyż przed użyciem należy unieruchomić przeciwnika, no i jest to Hadō stworzone do walki z Shinigami. Przebija ono oba punkty duszy, co jak zapewne wiesz oznacza, że już nigdy nie będziesz bogiem śmierci. Więc, Zei, poddajesz się?

- Popełniasz błąd shinigami. Zapomniałeś, że jest nas dwóch - powiedział uśmiechając się Zei.

W tym momencie smok podleciał od tyłu do porucznika 12. dywizji, złapał go swoimi szponami za ubranie i rzucił kilka metrów od tajemniczego blondyna. Zanim Ika zdążył wstać, potwór znów zaczął zmierzać w jego kierunku w niezbyt pokojowych zamiarach. Zei używając swojej energii rozkruszył ziemię, w której się znalazł.

- Przepraszam, że zniszczyłem twój elegancki płaszcz - dodał po chwili.

Po tych słowach pobiegł w stronę Jigoku, widząc że Ika jest zajęty walką z jego podopiecznym. Chciał on spróbować walki w zwarciu, dlatego tuż przed celem złapał swój miecz oburącz nad głową, aby wykonać silne cięcie na swoim przeciwniku.

Widąc nadciągającego Zei, Jigoku uśmiechnął się delikatnie.

- Dobry pomysł. - rzucił pod nosem. - A raczej byłby gdybyś atakował kogokolwiek innego... - Błyskawicznym ruchem nadgarstka zablokował uderzenie, a siła ich zderzających się ze sobą mieczy spowodowała drobną falę uderzeniową. Ułamek sekundy później, następna masywna fala płomieni, kilkakrotnie bardziej potężna niż ostatnia, uderzyła Zei na bliskim dystansie. Bez ograniczników taki atak wymazałby go z rzeczywistości, zaś nawet z nimi powinnien wystarczyć by ciężko go zranić i uniemożliwić mu dalszą walkę.

Zei za pomocą shunpo uniknął ataku. Wylądował za przeciwnikiem, nie odnosząc przy tym większych ran. Jedynie jego płaszcz zdawał się być trochę przypalony. Blondyn odwrócił się w stronę porucznika i wymamrotał pod nosem:

- Niezły jesteś, ale musisz znaleźć inny sposób, żeby ze mną wygrać.

Po chwili tajemniczy bóg śmierci znów zaatakował.

- Oy, oy. Chyba mnie nie doceniasz, Zei. - rzucił z uśmiechnem Jigoku - jeszcze nawet nie zacząłem się starać. - Uniósł miecz... - Uciekaj, Ika! - ryknął, znikając z użyciem Shunpo. Pojawił się błyskawicznie przy Zei, uderzając w niego falą płomieni. Zniknął, i pojawił się ponownie za jego plecami, powtarzając manewr. Uczynił to jeszcze tuzin razy, w ułamku sekundy otaczając Zei płomieniami ze wszystkich stron. Połączyły się one, tworząc gargantuiczną kolumnę płomieni dookoła niego. Normalnie Shōnetsu nie użyłby tego ataku na nikogo poniżej rangi kapitana, ale uznał że Zei warantował specjalne traktowanie.

- Kajiarashi! - ryknął, gdy kolumna płomieni całkowicie pochłonęła Zei.

Zei uśmiechnął się tuż przed tym jak fala płomieni dotknęła jego ciała. Rozpalił się wielki pożar, który prawie doszczętnie spalił otoczenie wewnątrz bariery. Jikogu pewny swojej wygranej podszedł do leżącego, zwęglonego ciała, które zostało w miejscu, w którym stał blondyn. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. W miejscu boga śmierci leżał smok. Porucznik istynktownie spojrzał w stronę Daeru. W miejscu, w którym znajdował się pupil tajemniczego boga śmierci, stał Zei.

- To specjalna umiejętność mojego shikai. Nazywa się Hensen. Dzięki niej mogę zamienić się miejscami z moim smokiem - stwierdził tajemniczy shinigami po czym wyciągnął przed siebie swój miecz w kształcie kła. Leżący potwór zamienił się w pomarańczową mgłę i wrócił do klingi broni.

- Musisz teraz odpocząć - powiedział cicho do swojej katany.

- Jesteście już bliżej poznania bankai. Wcześniej byliście jak dzieci, które chwyciły za broń. Żeby zyskać bankai, musicie poznać swój miecz. Jutro odbędzie się trzecia, ostatnia lekcja. Lepiej dobrze przed nią wypocznijcie - powiedział Zei, po czym zlikwidował barierę i udał się do domu.

Ika spojrzał na wychodzącego Zei’a po czym powiedział do Shōnetsu.

-On mówi na serio? Jedyne co dzisiaj zrobiłem to użyłem zaklęcia, a wczoraj przeniosłem kamyki do swojej ręki. To mi nie wygląda na rozwój, w żaden sposób.

Daeru podszedł do ściany i wyjąwszy kawałek kredy z kieszeni zaczął notować skomplikowane obliczenia.

-Zastanawiałeś się co by się stało, gdybyśmy wzięli manekina, lub coś podobnego i przerobili go tak by mógł składować reiatsu. Teoretycznie można by połączyć w nim naszą energię duchową i energię jaką dysponują nasze miecze. Ciekawe co wtedy by się stało.

Jigoku westchnął delikatnie.
- Jest potężniejszy niż się wydaje. Ktoś o poziomie mocy porucznika już dawno byłby martwy. - wzruszył ramionami - Nie jestem pewien, w odpowiedzi na twoje ostatnie pytanie. Ty tu jesteś genialnym naukowcem. Ja specjalizuję się raczej w eksterminacji - dodał z uśmiechem.

Wymieniając parę myśli, dwójka Shinigami udała się na spoczynek. Jigoku kręcił się jeszcze dookoła budynku, wyraźnie pobudzony przez walkę, ale w końcu również udał się odpocząć.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 03-06-2013, 22:43   #38
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Ika Daeru i Shōnetsu Jigoku:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PLyi5xHtkb0[/MEDIA]
Shinigami zostali obudzeni przez dźwięki skrzypiącego krzesła. Za oknem była ciemna noc, a pogoda okropna. Z chmur lał potworny deszcz. Spali oni na podłodze, co nie było na pewno zbyt komfortowe, ale wygodne łóżko nie było dla nich najważniejszą rzeczą w tym momencie. Gdy bogowie śmierci podnieśli się z zimnej posadzki zobaczyli, bujającego się na krześle Zeia, który z charakterystycznym dla siebie uśmiechem palił papierosa.
- Wstaliście już? – zapytał retorycznie blondyn.
- Dzisiaj czeka was trzecia, najważniejsza i decydująca lekcja. Chodźcie za mną – powiedział Zei, po czym rzucił niedopalonego papierosa na podłogę i wyskoczył przez okno. Shinigami bez namysłu popędzili za nim. Biegnąc przez ulice Tokio i skacząc po budynkach, bogowie śmierci zastanawiali się nad zadaniem, jakie ich czekało. W końcu Ika zdecydował zapytać:
- Na czym będzie polegać ta nauka?
- Nie mogę wam nic powiedzieć, tego wymaga ta lekcja, ale to będzie krok, który ostatecznie przybliży was do poznania Bankai – powiedział wymijająco Zei i przyspieszył.
Po pewnym czasie blondyn zatrzymał się. Miejsce, do którego prowadził okazało się niczym nadzwyczajnym. Zwykła polana, otoczona drzewami, gdzieś z dala od miejskiego zgiełku.
- Zadanie wykonane – stwierdził beznamiętnie Zei.
- Jakie zadanie? – zapytał Jigoku.
- Wybacz, nie mówiłem do ciebie. Tak się składa, że moim zadaniem było przyprowadzenie was tutaj – odpowiedział blondyn.
Zza drzew wyłoniła się zakapturzona postać. W ręce trzymała wycelowany w trójkę shinigami pistolet.
- Dobrze się spisałeś… pieprzony morderco! – krzyknął nieznajomy niskim, męskim głosem, po czym wystrzelił z trzymanej w ręce broni. Kula przeszła przez głowę blondyna, z której wytrysnęła czerwona krew. Nieżywy Zei padł na ziemię.
- Wy pójdziecie ze mną… - dodał zakapturzony mężczyzna.
Jigoku próbował zaatakować nowo przybyłego, lecz tamtem ogłuszył go precyzyjnym ciosem. To samo stało się z Daeru. Porucznicy zostali unieruchomieni za pomocą nieznanego im kidou, a następnie zabrani w miejsce, którego nie znali. Nieznajomy zadbał o to by zasłonić oczy i uniemożliwić shinigami zlokalizowanie miejsca, do którego zmierzali.

Nishimura Kyousuke i Harukaze Kazuto:
Shinigami szukali cały dzień, ale dopiero w nocy, gdy zaszło słońce, a z nieba polał się deszcz, trafili na pierwsze wskazówki. Kazuto zauważył zakapturzoną postać, ale Kyousuke na początku mu nie wierzył. Po chwili jednak także on zauważył ową osobę. Bogowie śmierci postanowili ją śledzić. Dotarli aż do niewielkiej polany otoczonej drzewami. Między nimi schowała się tajemnicza postać i na coś czekała. Niedaleko zatrzymali się także shinigami, obserwując co się dzieje. Po chwili w towarzystwie dziwnie uśmiechniętego blondyna, o nienaturalnie dużych kłach, w czerwonym płaszczu, zjawili się Daeru oraz Jigoku.
- Zadanie wykonane – stwierdził beznamiętnie towarzysz poruczników.
- Jakie zadanie? – zapytał Jigoku.
- Wybacz, nie mówiłem do ciebie – odpowiedział blondyn.
Zza drzew wyłoniła się zakapturzona postać. W ręce trzymała wycelowany w trójkę shinigami pistolet.
- Dobrze się spisałeś… pieprzony morderco! – krzyknął nieznajomy niskim, męskim głosem, po czym wystrzelił z trzymanej w ręce broni. Kula przeszła przez głowę blondyna, z której wytrysnęła czerwona krew. Nieżywy blondyn padł na ziemię.
- Wy pójdziecie ze mną… - dodał zakapturzony mężczyzna.
Stało się to tak szybko, że shinigami nie zdążyli nawet zareagować. Śledzona postać zabrała ze sobą Daeru oraz Jigoku, po czym odeszła. Bogowie śmierci śledzili ją dalej. W końcu zakapturzony mężczyzna zatrzymał się i powiedział:
- Słyszę was… Może i potraficie maskować swoje reiatsu, ale nie umiecie się skradać.
Shinigami nie wiedzieli co się stało. W ułamku sekundy zakapturzona postać zniknęła. Momentalnie pojawiła się za ich plecami i ogłuszyła ich.

Faust Shibaha i Tadayie Judama:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZotzUdeyPik[/MEDIA]
Judama wrócił do kwater 4. Oddziału. Stwierdził, że znajdzie tam towarzyszy, będzie mógł z nimi porozmawiać i obmyśleć dalszy plan. Oficer ostrożnie wszedł do pokoju z łóżkami, w których zazwyczaj wypoczywali chorzy. Teraz była tam tylko jedna osoba. Był to znaleziony w świecie żywych shinigami. Obudził się on ze śpiączki. Tadayie od razu postanowił z nim porozmawiać.
- Pamiętasz coś? Wiesz co się stało? – zapytał oficer.
- Tak, pamiętam wszystko – odpowiedział ranny.
- Tamtego dnia, te Menosy zostały zwabione… - wytłumaczył.
- Zwabione?
- Tak, widziałem jednego quincy, który użył przynęty na pustych.
- Więc to sprawka łuczników?
- Nie… Ten wyraźnie działał na czyjeś zlecenie.
- Czyje?
- Myślę… - zaczął ranny – …że to ten podejrzany koleś w czerwonym płaszczu chciał naszej śmierci.
- Rozumiem, jak coś sobie przypomnisz, to powiedz – stwierdził oficer 1. Oddziału i poszedł do kolejnego pomieszczenia.
W następnym pokoju czekał na niego Faust, ale nie sam. Za nim stała zakapturzona postać i trzymała miecz przy jego gardle. Nim Tadayie się zorientował również i jemu, ktoś przyłożył katanę do szyi.
- Obiecaliśmy przyprowadzić was do siedziby bractwa - stwierdził właściciel miecza, po czym użył jakiegoś kidou i shinigami pogrążyli się we śnie.


Kageyama Manzo:
Dwoje shinigami udało się przeszukać swoją część miasta. Sprawdzali każdy zakamarek Tokio. W końcu nastała deszczowa noc. Bogowie śmierci nie chcieli jednak poddać się bez walki. Mimo mroku szukali dalej. Zaczęli już wątpić w powodzenie misji. Byli zmęczeni, zmoczeni i podirytowani. W duszy pogodzili się już z porażką. Nie dosyć, że nie znaleźli Daeru oraz Jigoku, to jeszcze podzielili się na dwie grupy. Z ponurych humorów wyrwały ich słowa Scarlet:
Tam! – powiedziała, wskazując palcem na ciemną uliczkę, po czym natychmiast pobiegła we wskazane miejsce.
Kageyama podążył za nią, ale w mrokach nocy, nie mógł jej znaleźć. Było to tym trudniejsze, że znajdowali się w nieoświetlonej uliczce. Nagle Manzo usłyszał przeraźliwy krzyk. To z pewnością był głos Rose.
- Gdzie jesteś?! – pytał Manzo, oczekując odpowiedzi. Nie doczekał się.
- Gdzie jesteś?! – powtórzył pytanie, po czym zemdlał uderzony czymś w tył głowy.

Wszyscy:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d1MijkVrf50[/MEDIA]
Shinigami obudzili się, leżąc w jakimś dziwnym, pustym pokoju. Byli tam wszyscy, którzy zostali skierowani na misję, oprócz Rei Aoki, Scarlet Rose i Aizawy Koji. Nawet Mant Hakara siedział na wygodnym krześle naprzeciw nich. Reszta nie miała takich wygód. Wszyscy byli związani i unieruchomieni za pomocą kidou. Jakby tego było mało, to magia blokowała używanie wszystkich umiejętności, więc bogowie śmierci byli bezbronni. Obok Manta stały jeszcze dwie osoby. Jedna z nich była wysoka, miała długie siwe włosy, niezwykle bladą skórę i wory pod niebieskimi oczami. Ubrana była w długie białe szaty. Drugi mężczyzna był niższy, ale dużo bardziej umięśniony. Chodził w czarnych włosach do ramion, miał czerwone oczy i wymalowaną w biało czarne wzory twarz oraz tatuaż na lewym ramieniu. Ubrany był w czarny podkoszulek i spodnie w tym samym kolorze. Wyciągnął on miecz i rzucił w stronę Jigoku.
- Och zapomniałem, że masz skrępowane ręce – stwierdził nieznajomy, widząc jak rękojeść miecza uderzyła w jego twarz.
- Wiesz do kogo należała ta broń? – zapytał.
- Nie wiesz? Wytłumaczę ci. Należała do człowieka, którego Gotei skazało na śmierć! – krzyknął.
W tym momencie do pokoju wszedł ubrany w białą koszulę, krawat i ciemne spodnie mężczyzna o krótkich czarnych włosach.
- Zostaw ich… - stwierdził, po czym wytatuowany facet zaprzestał działań i wrócił na drugi koniec pomieszczenia.
- Mam z wami do pogadania – dodał elegancko ubrany mężczyzna.
 

Ostatnio edytowane przez Morior : 04-06-2013 o 17:55.
Morior jest offline  
Stary 12-06-2013, 18:42   #39
 
mlecyk's Avatar
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Jigoku uśmiechnął się delikatnie, a jednocześnie gorzko.
- Więc Zei jednak był zdrajcą, hmm? Trzeba było go spalić na miejscu. - rzucił beznamiętnie - A ty, zakładam, stoisz za genialnym planem zniszczenia Gotei? Jeśli tak, to gratulacje. Niezłe wykonanie, choć projekt zupełnie beznadziejny pod względem strategicznym. - wzruszył ramionami na tyle na ile pozwalały mu więzy - Nie żeby miało to tak naprawdę znaczenie. Daję nam... 10 lat. Góra. - zastanowił się przez moment nad czymś jeszcze do dodania - Hej, ty! - rzucił do wytatuowanego - Gotei 13 nie posiada władzy wydania wyroków egzekucji. Centrala 46 tak. Jeśli planujesz i wykonujesz zemstę, to przynajmniej kieruj ją przeciwko osobom odpowiedzialnym. Inaczej wyglądasz niczym niedojrzałe dziecko, nie zdolne do niczego oprócz pustych napadów gniewu. - rzucił złośliwie.

Kazuto patrzył się w podłogę, przed nim stali ci którzy skrzywdzili jego przyjaciół, zniszczyli jego dom i jeszcze teraz więzili jego towarzyszy. Krew w nim się gotowała, każda cząstka jego ciała pragnęła zemsty. Na jego twarzy pojawił się demoniczny uśmiech, jedyne co powstrzymywało go od zaatakowania wrogów to związane ręce i resztki zdrowego rozsądku. Czekał i patrzył jak rozwinie się sytuacja.

- Nie masz pojęcia, co działo się wtedy, więc nie bądź przemądrzały. Twoi dowódcy nie są tak święci, jak myślisz - odrzekł wytatuowany mężczyzna.
- Co do strategicznej strony ataku, to może i nie była idealna. Straciliśmy sporo żołnierzy, ale miny uciekając w popłochu kapitanów w stu procentach to rekompensują - odpowiedział ubrany w koszulę człowiek.
Jigoku zaśmiał się głośno, jakby wiedział coś czego nie był świadom mężczyzna z nim rozmawiający.

- Ha! Naprawdę sądzisz że to miałem na myśli? - uśmiechnął się ponuro - Ilu szeregowych Shinigami straciło życie? Hmm? Jestem ciekaw.

- Zginęli wszyscy, którzy musieli zginąć. Nasi żołnierze nie żałują swojej śmierci, wiedzą, że nie poszła na marne. Żołnierzami gotei i tak nigdy nikt się nie przejmował. Jeśli mimo tego, postanowili im służyć, to nikt nie będzie po nich płakał - odpowiedział oschle elegant.
Uśmiech porucznika poszerzył się.

- Kretyn. Proste obliczenia matematyczne są poza twoim zasięgiem, ech? - zapytał z drwiną w głosie Shōnetsu - Przed waszym genialnym przedsięwzięciem w Serenetei przebywało trzy tysiące Shinigami. Ile przebywa teraz? Połowa z tego? Może odrobinę więcej. - Jigoku dalej uśmiechnął się drwiąco - W przeciągu roku umiera ponad 53 miliony ludzi. Mniej więcej jeden na sto to Plus. Było ciężko dotrzymywać im kroku nawet z taką ilością Shinigami jaką posiadaliśmy. - Jigoku zaśmiał się gorzko - Matematyka. Zniszczyłeś równowagę i pozbawiłeś nas kapitanów. Ilość Pustych wzrośnie, i nie mamy tego jak skontrować. Ty przeklęty idioto.

- Doceniam twoją troskę o losy świata, ale nie masz się czym martwić. Od zawsze jedynie niewielka część Shinigami zajmowała się eksterminacją pustych. Reszta mieszkała w Seireitei i rządziła. Z ilością żołnierzy, jakich zyskałem oswobadzając Siedlisko Larw jestem w stanie nad tym zapanować. Moim celem nie jest zniszczenie świata, a jedynie jego przywódców oraz wszystkich, którzy chcą się im podporządkować.

- Widocznie mieszkaliśmy w różnych Seireitei. Moi podwładni zajmowali się wykonywanie Konso praktycznie 24 godziny każdego dnia. - rzucił chłodno Jigoku - Dusza nie jest groźna dopóki nie zamieni się w Pustego. Konso może wykonywać nawet najbardziej bezużyteczny Shinigami. Z drugiej strony, ciekawym jak ci twoi uwolnieni poradzą sobie z Vasto Lorde na ten przykład. - Jigoku pokręcił z uśmiechem głową. - Ale jestem ciekaw. Przedstaw mi swój projekt. Dlaczego miałbym zdradzić swoich dotychczasowych towarzyszy, i przyłączyć się do ciebie. Bo taki jest twój plan, nieprawdaż? Oświeć mnie. - rzucił z delikatnym sarkazmem.

- Błędnie zakładasz, że największym naszym wrogiem są puści. Oni nie stanowią żadnego problemu. Dużo bardziej niebezpieczni są inni shinigami. Są zdolni do o wiele gorszych rzeczy niż te bezmózgie potwory, które bez problemu możemy zniszczyć. Powiedz mi, widziałeś w swoim życiu chociaż raz Vasto Lorde? Nie? Ja też nie, bo mieszkają w swoim pustynnym domku i zjadają siebie nawzajem. Tym, co próbuje nas zniszczyć nie są te potwory, tylko shinigami. Ci sami, którzy uciekli do bezpiecznego schronu, gdy ich dowódca potrzebował pomocy. Zostawili go na śmierć. Jego i setki swoich podwładnych. Ci sami, którzy od wieku ukrywają swoje niecne czyny. Myśleli, że wszyscy zapomną, ale my pamiętamy. Dlatego powinniście przyłączyć się do nas - wytłumaczył schludnie ubrany mężczyzna.

- Acha. A czym dokładnie wy różnicie się od nich? Rozmawiasz ze mną niczym wielki, wspaniały rewolucjonista, ale masz na rękach krew niewinnych, którzy, wedle twoich własnych słów, nie wiedzieli o zbrodniach za które się mścisz. Kiedy tak na ciebie patrzę... - rzucił Jigoku - to widzę żałosnego mordercę który usiłuje usprawiedliwić bezsensowną rzeź.

Kazuto słysząc słowa porywacza zaniósł się śmiechem, po chwili śmiech ten przerodził się w cichy chichot.
-Przyłączyć się do was ? - powiedział, z jego twarzy nie schodził uśmiech - Do zwierząt, które przed chwilą mordowały moich pobratymców. Dobre sobie. Mówicie, że to my jesteśmy zagrożeniem kiedy to wy mordujecie i uwalniacie kryminalistów, nawet jeśli to my jesteśmy źli, to wy już sięgnęliście samego dna. Nawet nie wiecie jak wielką mam ochotę was zabić...Pragnę byście zaznali bólu tych, którzy zginęli tam broniąc swych przekonań, byście zobaczyli co spowodowaliście. A przyrzekam stanie się to wkrótce.- spojrzał w oczy elegancika, w oczach shinigami nie było już gniewu, smutku czy nawet litości, pozostała tam jedynie zimna żądza zemsty.
Kanezane przestał się przysłuchiwać i w końcu się wtracił.
- To może nas uświadomisz, co to za “niecne czyny” naszych przełożonych? - powiedział z nutą ironii w głosie.

Faust starał się nie ruszać i nie zwracać na siebie uwagi. Rozejrzał się po po pomieszczeniu przysłuchując się rozmowom i zaciskając zęby, próbując być niewrażliwym na zniewagi porywaczów.
Zastanawiał się gdzie zabrali ich zanpakutou, gdzie był Lierizou?
Zamknął na chwilę oczy skupiając się na kidou, które ich więziło sprawdzając czy ma szansę je przełamać.
Zaklęcie było poza jego zasięgiem. Nie dało się go przełamać, między innymi dlatego, że nigdy wcześniej Shibaha nie miał okazji się z nim spotkać.
Leżał więc dalej na ziemi z zaciśniętymi pięściami. Postanowił być tym milczącym, nie stawiającym się - przynajmniej dopóki nie będzie zmuszony do podjęcia innego działania.
A jak trudno było się powstrzymać... jak trudno było nie reagować. To co mówili ci bandyci wywoływało w nim taki gniew, że zęby bolały go od zaciskania szczęki.
Tyle żyć się skończyło, dlaczego? Z zemsty! Jak można zabić taką ilość niewinnych osób, bogów, którzy byli wtajemniczeni w tak niewiele spraw.
Nie miało znaczenia co tak strasznego zrobili kapitanowie. Nawet jeśli porywacze mają rację i należałoby usunąć naszych przełożonych z pozycji to ktoś kto popełnił tyle niepotrzebnych morderstw nie powinien wprowadzać swojego porządku, nie powinien być u władzy.
Należy go usunąć.
Nie sądził, że ktoś wzbudzi w nim większe obrzydzenie niż niedawno zabity przez Lierizou shinighami. Żałował, że nie poznał jego imienia. Miał nadzieję, że chociaż więzień wiedział kto go zabija.

Mant rozejrzał się po zebranych w pokoju zdezorientowany i zaskoczony po czym spytał związanych shinigami - Co stało się z Sertei? - w trakcie okresu, w którym był więziony przez bandytów nikt nie mówił mu nic o sertei, dlatego rozmowa między nimi i shinigami wydała mu się co najmniej dziwna.

Tadayie przysłuchiwał się dyskusji w spokoju. Śmierć wielu ludzi zrobiła na nim mniejsze wrażenie niż śmierć tego jednego. Poczekał na chwilę ciszy i zadał swoje pytanie.
-Kto zabił kapitana głównodowodzącego?

- Rzeź? To była najzwyklejsza w świecie wojna, którą Gotei przegrało, między innymi dlatego, że ich dowódcy uciekli z pola walki. Rzezią było to, co stało się 100 lat temu...
- Po co im się tłumaczysz? - zapytał ubrany na biało porywacz.
- Tym właśnie różnię się od nich. Nie czerpię przyjemności z zabijania, tak jak oni. Robię to z przymusu. Zemsta nic nie daje, jest bezcelowa. Nie robimy tego z zemsty, a po to, żeby w przyszłości nic takiego nie mogło się wydarzyć. Robimy to dla idei i lepszego życia, dla wszystkich, a nie z przyjemności. Ci którzy zginęli dawali sobą manipulować. Mogli przyłączyć się do nas, co mała część z nich zrobiła. Reszta wolała jednak ginąć za kapitanów, którzy zostawili ich na śmierć. Byli gotowi umrzeć za tę bandę kretynów. Zrobili to, co chcieli. Prosili się o śmierć - elegant spojrzał na Tadayie - Pytałeś się kto zabił kapitana głównodowdzącego. Masz na myśli tego, kogo miecz przeszył jego serce, czy może chodzi ci o kogoś, kto zostawił go na pewną śmierć, by zatrzymał wrogów, samemu się ratując? Tym, który zadał cios był Vaim - powiedział mężczyzna w krawacie wskazując na ubranego na biało porywacza - Kim byli ci, którzy zostawili twojego dowódcę na śmierć, nie muszę nawet tłumaczyć. Niczego innego nie można było się spodziewać po tego typu dowódcach, którzy zabijają siebie nawzajem.
- Poza tym... - wtrącił się wytatuowany mężczyzna - sami macie krew waszych, jak to nazywacie “pobratymców”, na rękach. Jednym z shinigami, którzy postanowili stanąć po naszej stronie był Hideki Ekiguchi. Pewnego dnia przejęliśmy raport, w którym ktoś donosi dowódcom Gotei 13 o naszych planach. Podpisał się pseudonimem Orzeł. Weszliśmy do laboratorium i dowiedzieliśmy się paru rzeczy o piekielnych motylach. Następnie wysłaliśmy jednego z nich, rozkazując wam zabić orła, wiedząc, że któryś z was ma informacje na temat tożsamości szpiega. Vaim skrytykował ten pomysł, mówiąc, że kimkolwiek jest orzeł, dogada się z wami i nic z tego nie wyjdzie. Nie wiem jak to się stało, że znaleźliśmy go martwego przed stosem spalonych ksiąg. Nie było wątpliwości, że to on. Próbował on zniszczyć informacje, na których nam zależało, ale na szczęście wy zajęliście się nim za nas.

- Mant rozejrzał się po zebranych, po czym spojrzał na ubranego w garnitur mężczyznę i przerażony tym co słyszy wykrztusił z siebie - Zabiliście Kapitana głównodowodzącego i spaliliście sereitei? - wciąż nie mógł uwierzyć w to co mówi. Gotei 13 wydawało mu się organizacją zbyt silną i zorganizowaną, by ktokolwiek mógł jej zagrozić. - Ale dlaczego? Co stało się 100 lat temu i skąd mieliście dość sił by tego dokonać? - Mant nie wiedział co ma myśleć o tej sytuacji. Tyle złych informacji przytłoczyło go w tym momencie. Zbyt wiele jak na kilka minut rozmowy. Postanowił, że nie dokona sądu porywaczy do puki nie dowie się co stało się 100 lat temu. Sądził, że ocenianie ich w tej sytuacji byłoby co najmniej niesprawiedliwe.

Judama dostał swoją odpowiedź i uśmiechnął się. Jego życie znów miało cel. Ujrzenie ostatniego oddechu niejakiego Vaima.

- Myślę, że należy zadać jeszcze jedno pytanie, które jeszcze nie padło. - Odezwał się milczący do tej pory Shibaha.
- CO z nami zrobicie jeśli karzemy wam iść do wszystkich diabłów?

- Pewnie zamkniemy was w celi tak, jak uwięziono nas dawno temu. Dlaczego zrobiliśmy to, co zrobiliśmy? Wydawało mi się, że odpowiedziałem już na to pytanie. Dzięki shinigami, którzy uważali, że mamy rację oraz oswobodzonym więźniom, udało nam się wygrać. To nie było trudne, a wtedy 100 lat temu... - elegant zawahał się przez chwilę - … powstała grupa buntowników, która sprzeciwiała się nieudolnym rządom głównego kapitana. Pewnej nocy Vadas Hari rozkazał Onmitsukidō zamordować wszystkich, którzy żądali jego odejścia. Szczęśliwców, którym udało się przeżyć, zamknięto w Siedlisku Larw i utworzono nową elitę Gotei, złożoną ze służbistów Wszechkapitana. Następnie zatarto wszystkie ślady, chcąc by zapomniano o tym wydarzeniu. Oto cała historia. Nie możemy dopuścić, by takie osoby wydawały rozkazy. Trzeba ich znaleźć i zlikwidować zanim zrobią coś jeszcze gorszego - wyjaśnił porywacz.

- Jeśli to co mówicie jest prawdą... - zawahał się Sugawara. - To cały czas służyliśmy pozerowi? Tak to wygląda? I niby lepiej będzie gdy dołączymy do was? Skąd mamy mieć pewność, że też nie wywiniecie kiedyś takiego numeru?

- Nie możecie mieć pewności, że nic takiego nie zrobimy. Nie możecie mieć nawet pewności, że was nie okłamuję.

- Przynajmniej nie owijasz w bawełnę... Co się stanie, jeśli do was dołączymy?

- Powiem wam, co macie robić, żeby nam pomóc. Jeśli zdecydujecie się stanąć po stronie Gotei, nie obiecuję wam, że kiedykolwiek wyjdziecie z więzienia.

- W czym mielibyśmy pomóc? - dopytywał zaintrygowany Sugawara.

- Nie wszyscy z was chcą walczyć w słusznej sprawie, więc nie mogę mówić o tym teraz.

- Uznajmy czysto teoretycznie... - zaczął shinigami. - że wam wierzę. Tylko teoretycznie. I powiedzmy, że może chciałbym wam pomóc. I co wtedy?
-Z tego co słyszę macie coś ciekawego do zaoferowania ale nie wiem też czy mogę wam ufać. - dodał Kyosuke - Jeżeli mnie przekonacie przyłączę się do was... I pomoge w realizacji waszego planu.

- Czysto teoretycznie, jeśli zechcesz z nami współpracować, to przejdziemy do innego, przyjemniejszego niż ten pokoju i porozmawiamy o tym, co dalej robimy - powiedział elegant, a następnie spojrzał na Nishimurę i stwierdził:
- Jeśli mimo wszystkiego, co wam powiedziałem, nadal potrzebujesz czegokolwiek, by przyznać nam rację, to znaczy, że nie zdajesz sobie sprawy do czego dążymy. Jeśli uważasz, że nasza ideologia jest słuszna, to przyłącz się do nas. Jednak muszę was ostrzec, nie próbujcie ze mną igrać. Jeśli mnie oszukacie, skończycie tak, jak wasz kolega - Orzeł.

Kanezane zastanawiał się przez chwilę, prowadząc wewnętrzny konflikt. W końcu ponownie zwrócił się do eleganta:
- To może by tak... zmienić teorię w praktykę? - spytał, dając do zrozumienia, że przystaje na propozycję porywaczy.

-Zgadzam się z Kanezane, jeśli mamy współpracować to jak najszybciej, ale mam jeden warunek. Pomożecie nam uwolnić nasze zampakto do formy bankai.

- Musicie coś wiedzieć, w naszych szeregach nie ma dowódców. Jesteśmy bractwem i każdy liczy się tak samo. Nie ma też mistrzów, którzy mogliby cię czegoś nauczyć, ale jeśli spytasz któregoś z nas, to z pewnością zgodzi się, aby wspólnie potrenować. Nie mogę ci obiecać, że zyskasz bankai, ale na pewno wyjdziesz z tego wszystkiego silniejszy - stwierdził wytatuowany mężczyzna.

- Mnie to pasuje, i tak nie mam nic do stracenia. Zgadzam się żeby do was dołączyć - oświadczył oficjalnie Kanezane.

-Dobrze więc jeśli tak się sprawy mają to wchodzę w to! Po tych słowach Nishimura siedział wśród towarzyszy niby szczęśliwy, ale jednak trochę smutny że musi opuścić przyjaciół ale wie że tak będzie dla niego lepiej.

Kazuto popatrzył na swoich przyjaciół, prowadził wewnętrzny konflikt, już nie wiedział w co ma wierzyć. Przypomniał sobie wszystkich którzy zginęli, którzy poświęcili się dla gotei.
-Jeśli tak to wygląda. - powiedział z zaciśniętymi zębami, słowa ciężko mu przechodziły przez gardło - Też idę...

- Cała 12? Wszyscy kapitanowie zostawili Vadasa Hari na pewną śmierć? Żaden nie postanowił walczyć o Sertei? - Manta dziwiło zachowania kapitanów, a zwłaszcza jego kapitana, którego gotów był posądzić o wiele, ale nie o tchórzostwo.

- Mant! - krzyknął do towarzysza Kanezane. - Chodź z nami, będziesz miał szansę osobiście spytać się kapitanów, gdy będą już zdani na naszą łaskę!

Mant spojrzał na eleganta i nie zwracając uwagi na krzyki Kanakaze spytał ponownie - Cała 12?

W sali rozbrzmiał głośny śmiech Fausta. Śmiał się mimo tego, że żołądek palił go ze złości, ledwo powstrzymywał się by nie zwymiotować.
- Przepraszam. - powiedział wesoło z mocno zaciśniętymi oczami - Przepraszam, ale widzicie, śmieję się bo ostatnio życie udowadnia mi jak bardzo myliłem się do tej pory. Bo widzicie, przed chwilą pomyślałem, że nie sądziłem, że coś może mnie obrzydzić bardziej niż dziecinny płacz o zemście więźnia, którego zabiłem parę godzin temu, dopóki nie usłyszałem bredni naszych przemiłych gospodarzy... otóż pomyliłem się kolejny raz! - zakończył zdanie otwierając oczy i patrząc na bogów ulegających porywaczom. W jednej chwili uśmiech zniknął z twarzy Fausta.
- Bardzo się myliłem. Oni robią dokładnie to samo co stało się 100 lat temu, a pomimo to wam wydaje się lepszy. Widać nie robi wam różnicy, któremu mordercy służycie.

- Sam przyznałeś, że nasi przełożeni to mordercy? - Kanezane nie zamierzał zmieniać swojej decyzji, ale zawsze miło porozmawiać o tym co ktoś inni sądzi o “przeszłości”.

Oczy Kazuto zasłonięte zostały przez mrok pomieszczenia, słuchał słów Fausta. Po tym po jego policzku spłynęła łza.

- Ja jedynie powtórzyłem to co usłyszałem. - powiedział surowo Shibaha - Ty natomiast zdążyłeś w ciągu chwili uwierzyć i zwrócić się przeciw ludziom, z którymi pracowałeś przez ostatnie dziesiątki lat... ZWĄTPIENIE w prawość jednej strony, przywiodło Cię do przyłączenia się do pewnego mordercy... przynajmniej teraz wiesz dokładnie na czym stoisz!

- Tak to wygląda z twojego punktu widzenia - Sugawara nawet nie próbował się bronić, bo nie miał przed czym. - Może i też będzie mnie oszukiwał, ale chociaż nie kręci i wpaja mi fałszywych bajek, jak to mieli w zwyczaju robić przełożeni. Mojego kapitana nawet dobrze nie znałem. Może to on wtedy... Nieważne.

- Jeśli ta opowieść jest prawdziwa to masz przed sobą osobę nie lepszą niż ta, do której odwracasz się tyłem. Sugawara...nie próbuję wam powiedzieć kto jest lepszy...

- Faust, nie przeczę, że masz rację. Ale mam już dość Gotei 13... które swoją drogą, już nie istnieje. Jesteśmy teraz wolni i możemy robić to, na co zawsze skrycie mieliśmy ochotę. Jeśli się okaże, że postąpiłem źle, będę tego żałował, aczkolwiek nie mam nic do stracenia.

Porucznik siódmego oddziału uniósł wzrok, patrząc bystro na swojego podwładnego.
- Kazuto... - powiedział cicho i pokręcił głową. - Rozumiem. A zatem nie ma innego rozwiązania... - Gdy ponownie uniósł głowę, w jego oczach lśniły płomienie - Zdajesz sobie sprawę że to oni zamordowali kapitana? - zapytał cicho - Dziękuję za otworzenie mi oczu. - rzucił do ich obecnego porywacza.

Kazuto spojrzał na swojego porucznika, jego oczy były przekrwione, widać w nich było smutek i złość
-Tak, zdaję sobie z tego sprawę. - powiedział cicho - Mam ku temu swoje powody
Teraz jego spojrzenie wyrażało ogromną determinację i oddanie swym przekonaniom.
-Pamiętaj o tym co mówiłem - rzucił i znów skierował spojrzenie na podłogę, nie chciał patrzeć na resztę towarzyszy.

Jigoku patrzył na niego przez moment. Po chwili jego oczy zaczęły się zmieniać. Widać było że toczy wewnętrzną konwersację, najprawdopodobniej z Rekką. Po chwili odrzucił głowę w tył, i zaczął się śmiać. Głośno, szaleńczo. Ryknął w powietrze.
- A zatem wspomożesz mnie w tej sprawie, partnerze?! - śmiał się dalej, niczym człowiek którego świat właśnie się skończył. Po momencie przestał. Odwrócił się w stronę człowieka który go obecnie przetrzymywał. Spojrzał na niego oczami w których lśniło szaleństwo, i żądza krwi.
- Dołączę do was. A świat odrodzi się w płomieniach, jak być powinno. Oy, Dearu! - ryknął - Idziesz ze mną? Gdy mordercy i szaleńcy będą toczyć swe wojny, patrzmy jak żywoty się wznoszą... i upadają. Największy spektakl w historii, a my w jego centum. Co powiesz?

Ika był bardzo spokojny, niemal za bardzo spokojny jak na kogoś kto został porwany. Kiedy się ocknął nawet się nie szamotał. Słuchał w milczeniu. Spojrzał znudzony na porucznika siódmej dywizji.
-To byłoby męczące...- Powiedział po czym ziewnął. - Poza tym, tam nie ma nikogo z kim chciałbym walczyć.- W tym momencie oczy Daeru stały się białe, a jego usta wypowiedziały dwa słowa: -Kyōsei iriguchi.

Ika nie należał do osób, które medytując osiągały kontakt z zanpaktou. Nie, on wyważał drzwi i wchodził tam z butami. Porucznik dwunastej dywizji stał na progu sali operacyjnej, nad pustym stołem pochylał się wysoki blondyn.

-Witaj Shi. Porwali mnie. Muszę tutaj trochę pomyśleć, zawsze lepiej się skupiam w takich miejscach.
- Chcesz o czymś porozmawiać?
-Tak, o kimś kogo znasz.
- Możesz mówić jaśniej?
-Shiroi shi. Jak długo jeszcze nim go spotkam. Potrzebuję silniejszej broni, a aktualnie nie mogę nic zbudować.
- Jesteś blisko, Daeru, ale wciąż nie znasz mnie wystarczająco dobrze. Jeśli chcesz silniejszej broni, musisz wiedzieć o mnie więcej.
Ika pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Wiesz, dwa dni przed porwaniem spotkaliśmy niejakiego Zei’a. Twierdził, że jest w stanie pomóc nam osiągnąć bankai. Jigoku twierdzi, że nas zdradził, ale mnie się tak nie wydaje. Gdyby od razu chciał nas wydać na śmierć, to zaprowadziłby nas do nich w chwili spotkania, bez dawania nam lekcji. Poza tym mieszkał w nieźle przygotowanym budynku. Mnie taka bariera zajęła by pewnie około tygodnia, komuś mniej zdolnemu koło miesiąca. To było zbyt zaawansowane miejsce, by służyło tylko jako przykrywka dla niego. Myślę, że on chciał żebyśmy osiągneli bankai i zabili tych, którzy nas porwali. Co sądzisz o tej teorii, doktorze?
- Możesz mieć trochę racji. Mam wrażenie, że Zei od początku planował was oddać w ich ręce, ale z jakiegoś powodu, postanowił wam pomóc. Pewnie nie wiedział, co robić. Nieważne jaką decyzję podjął, nauczył was sporo przydatnych rzeczy. Nawet jeśli nie stałeś się silniejszy, to na pewno nauczył cię, jak przeżyć. Myślę, że powinieneś słuchać jego rad, a dobrze na tym wyjdziesz. Poza tym musisz wiedzieć, że osiągnięcie bankai nie polega jedynie na staniu się silniejszym. Uważam, że Zei swoim zachowaniem przybliżył cię do jego poznania.
-Dziękuję. Wymyśliłem pewien plan. W szachach czasem należy poświęcić pionki by ochronić króla, tylko, że król nie żyje. - Ostatnie zdanie mogło mieć niewiele sensu dla kogokolwiek poza Iką. Porucznik dwunastej dywizji wyszedł przez drzwi machąjąc ręką na pożegnanie.
- Zaczekaj! Muszę ci coś jeszcze powiedzieć. To ty jesteś królem. Dopóki ty żyjesz, toczy się gra. Gdy umrzesz, skończy się wszystko. Nie pozwól, żebyś umarł, inaczej ja także zginę.
Ika zatrzymał się w drzwiach.
-Król nie żyje, takie są zasady, problem w tym, że ja nie gram zgodnie z zasadami. Król nie żyje, ale książe dalej gra.- Powiedział Tajemniczo Ika, po czym wyszedł.

Gra przygodowa
- Hmm. Zawsze był pozbawiony ambicji... - mruknął Jigoku. - Hej, Shibaha-san! - rzucił w stronę opierającego się Shinigami. - Masz mój najgłębszy szacunek. - ukłonił się mu głęboko, na tyle na ile pozwalały więzy - Ale czasem... Czasem trzeba robić to na nakazuje rozsądek, nie honor. - rzucił, jego słowa zaś wydawały się mieć więcej niż jedno znaczenie. Odwrócił się w stronę mężczyzny z białą koszulą - Ale wszystko po kolei. Gdzie. Jest. Rekka. - powiedział do niego spokojnie.

Faust zasmucił się mocno i pokręcił powoli głową patrząc na niedawnego porucznika.
- Miałem trochę inne zdanie o Tobie, ale jeśli nie dostrzegasz w moich słowach rozsądku, a jedynie honor...

Jigoku zaśmiał się cicho.
- Zastanów się nad moimi słowami. Może zrozumiesz. - rzucił cicho, tak że tylko Faust mógł go usłyszeć.

Ika ocknął się.
-Mam dwa warunki. Chcę mój miecz, oraz swobodę w badaniach. Jigoku może wam potwierdzić, nie ma nikogo bardziej inteligentnego ode mnie, przynajmniej odkąd kapitan dwunastej nie żyje.

- To nie ty tu stawiasz warunki. Gdybyś chciał walczyć w słusznej sprawie, to dołączyłbyś do nas bez względu na wszystko. Nie mogę ci obiecać rzeczy, których nie jestem w stanie ci zapewnić. Ja w przeciwieństwie do waszych dowódców dotrzymuje danego słowa. Wasze miecze są w bezpiecznym miejscu. Jeśli uznamy, że jesteście godni zaufania, to je wam oddamy. Jest jeszcze jedna rzecz, którą powinieneś wiedzieć. Kapitan Mala żyje i nie ma zamiaru umierać. Na razie.

Ika ziewnął ponownie.
-Cóż, Jigoku jest bezużyteczny bez swojego cennego Rekki. Ja bez Shi sobie poradzę, ale wojownikiem jestem kiepskim, jestem naukowcem, w pewnych sprawach nawet lepszy niż Mala. Potrzebuję pewnej swobody w tym co będę robił, ponieważ duża część moich badań odbywa się w kieszonkowych wymiarach, na których budowę potrzeba nieco miejsca, o to mi chodziło mówiąc o swobodzie. Dajcie mi miejsce i czas, a będę dla was pracował. Gotei 13 nic dla mnie nie znaczyło, nie mam ambicji oczyszczania świata, ale dalej chcę pracować, jak robiłem to wcześniej.

- Dearu niestety ma rację. Specjalizuję się w walce z użyciem mojego miecza. Jeśli chcesz ode mnie walki z innymi Shinigami, to potrzebuję go z powrotem. A do tego czasu mogę sobie potrenować Hakudę. I tak miałem to w planach. - Jak i osiągnięcie Bankai, ale tego już nie powiedział na głos. W dalszym ciągu był wściekły na Gotei za zakaz używania Rekki. Opóźniło to jego rozwój. Gdyby nie oni, już posiadałby Bankai. Co mu przypomniało. Odetchnął głęboko i zamknął oczy. Zebrani dookoła mogli wyczuć że wszedł on do swojego wewnętrznego świata.

Gdy je otworzył, powitało go znajome pole popiołów. I staruszek otoczony płomieniami.

- Ustaliliśmy już wszystko. Czego chcesz? - burknął staruszek, raczej wrogo. Jigoku westchnął głęboko
- Potrzebowałem chwili odpoczynku od głupców. - Duch zaśmiał się głębokim basem
- Zastanawiam się kto jest większym głupcem. Ty, czy oni. - porucznik spojrzał na niego ponurym wzrokiem
- Zobowiązałeś się pomóc.
- Pamiętam. Niemniej w takim stanie w jakim jesteś... nie zdołasz tego dokonać. - Jigoku skinął poważnie głową
- Wiem. Po to przyszedłem. Jak długo jeszcze? - spytał cicho - Jak długo nim zdołam dotrzeć do Mokushiroku? - zapytał, wyraźnie niepewny po raz pierwszy od bardzo długiego czasu.
- Czuję, że coś zaprząta twoją głowę. Dopóki nie osiągniesz spokoju ducha i nie postawisz sobie jasnego celu, nie będziesz w stanie zrozumieć mnie do tego stopnia, byś mógł osiągnąć bankai. Czy ty...? Czy ty coś ukrywasz? - zapytał podejrzliwie starzec.
Jigoku uśmiechnął się delikatnie. Zdrada. To takie cięzkie słowo, nie sądzisz? Zastanawiam się czy powinien był ich słuchać, i
- Przed tobą? Znasz wszystkie moje plany. Wiesz co właśnie zamierzam zrobić. - westchnął - wsztrzymywać się z walką z twoim udziałem.
- Być może, ale gdybanie nie zmienia zupełnie nic. Zamiast myśleć “co by było gdyby”, musisz spojrzeć w przyszłość i odpowiedzieć sobie na pytanie: Co ty właściwie chcesz zrobić?
Uśmiech Jigoku się poszerzył.
- To już wiesz. Nie każ mi się powtarzać. - zaśmiał się głośno - Powiedziałem już wcześniej. Nasz świat odrodzi się w płomieniach, z popiołów. Jak być powinno. - w dalszym ciągu uśmiechając się zaczął powoli znikać - Następnym razem gdy się zobaczymy, to będzie to po mojej stronie.


Tadayie nie słuchał plugawych kłamstw morderców. Miały na celu go omotać i zniszczyć dobrą pamięć o kapitanie głównodowodzącym. Myślał nad możliwością dołączenia się do nich i zdrady w odpowiednim momencie, ale ostatecznie zrezygnował. Nie takiej drogi pragnąłby dla niego mistrz. Droga shinigami prowadzi przez walkę, nie podstęp.
-Przyłączyć się do was? - zapytał drwiąco, po czym splunął obficie - tyle mam do powiedzenia

Manzo milczał słuchając z niedowierzaniem jak znaczna część ich grupy przechodzi na stronę porywaczy. Nie wierzył w to. To było niemożliwe. A jednak...
Zdawał sobie sprawę, że najlepiej byłoby skłamać i tymczasowo przyłączyć się do tych bydlaków. Ale nie mógł. Po prostu nie mógł.
-”Kapitanie. Nie zapomnę cię. Nigdy.”
-Mordercy - mięśnie Kageyamy napięły się pod więzami, jego twarz płonęła nienawiścią - widzę krew moich przyjaciół na waszych rękach!
Nieważne było co się z nim stanie. Czasem trzeba po prostu splunąć śmierci w twarz. I tyle.

- To kwestia nazewnictwa. Gdy ludzie mordują siebie nawzajem, zwycięzców nazywa się zdobywcami. Nie zwraca się uwagi na to, ile niewinnych żyć mają na swoim sumieniu. Spotkałem się z przeróżnymi nazwami, ale naprawdę żałosne jest nazywanie morderców swoimi dowódcami - odpowiedział elegant.

- Ach, ale przecież mówią że gdy ty spoglądasz na otchłań, otchłań spogląda na ciebie. A może już stałeś się otchłanią...? - zaśmiał się głośno Jigoku. - Nie ma to znaczenia. Idziemy na wojnę! A po tej wojnie świat zostanie odbudowany. Tak było wcześniej, tak będzie i teraz.

- Dość tego gadania... - stwierdził Vaim.

- Racja, chodźcie za mną! - powiedział elegant, do shinigami, którzy postanowili się do niego przyłączyć.

- Reszta pójdzie ze mną - dodał wytatuowany porywacz, uśmiechając się od ucha do ucha.
 

Ostatnio edytowane przez mlecyk : 07-10-2019 o 13:29.
mlecyk jest offline  
Stary 15-06-2013, 23:01   #40
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Nishimura Kyousuke, Kanezane Sugawara, Harukaze Kazuto, Ika Daeru, Shōnetsu Jigoku:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WzxQeDWZMl0[/MEDIA]
Porywacze oswobodzili z kidou jak i więzów swoich nowych sprzymierzeńców, a następnie zaprowadzili ich do następnego pokoju. Był on dużo przyjemniejszy od pomieszczenia, w którym byli przetrzymywani. Była tu drewniana podłoga, białe ściany, a na nich trzy pary drzwi z tymi, którymi shinigami weszli włącznie. Na środku sali stał długi drewniany stół, a na nim mapa Seireitei. Wokół stała masa krzeseł. Był to niewątpliwie pokój służący do narad. Przy stole siedziało kilka osób. Jedną z nich był bujający się na krześle łysy mężczyzna z ciemnymi wąsami i ubrany w dżinsowe spodnie oraz brązowy płaszcz. Bogowie śmierci wyczuli od niego znajome im reiatsu. Był to najprawdopodobniej osobnik odpowiedzialny za zabicie Zeia. Obok niego siedział inny mężczyzna. Ubrany był w długie czarny habit. Miał krótkie siwe włosy, kilka pierścieni na palcach oraz naszyjnik z czaszką na szyi. Po drugiej stronie stołu siedział staruszek w lnianej koszuli oraz zielonej pelerynie. Miał on sporej długości siwą brodę, a na środku głowy łysinę, którą otaczały przerzedzone siwe włosy.
- Oto nasi nowi rekruci – stwierdził elegancko ubrany porywacz.
- Mogą się do czegoś przydać… - odparł wąsaty mężczyzna, kładąc nogi na stole.
- Nie jesteśmy jednak pewni, czy są godni zaufania… - dodał cicho Vaim, patrząc najpierw Jigoku, a następnie kierując swój wzrok na Daeru.
- Pójdziesz ze mną – stwierdził ubrany na biało porywacz do porucznika 2. Oddziału.

Faust Shibaha, Tadayie Judama, Kageyama Manzo, Mant Hakara:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gGHZny918sQ[/MEDIA]
Wszyscy shinigami, którzy postanowili dołączyć do buntowników wyszli już z pokoju. Została tylko czwórka bogów śmierci i umięśniony, długowłosy porywacz. Spojrzał on na skrępowanych shinigami, a na jego wymalowanej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Miał on zupełną władzę nad ich losem, co go niewątpliwie uszczęśliwiało. Shinigami jednak nie byli z tego powodu zachwyceni. Porywacz spojrzał na stalowe drzwi, które znajdowały się po jego prawej stronie, naprzeciw innych drzwi, którymi wyszła reszta shinigami, a następni zawołał donośnym głosem:
- Naia!
Po chwili ciężkie drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia weszła drobna, zakapturzona postać.
- O co chodzi? – zapytała kobiecym głosem.
- Pomóż mi odprowadzić ich do cel – powiedział mężczyzna, po czym wziął na swoje ramię Fausta oraz Tadayie, a drugą ręką złapał za rękaw Kageyamę i ciągnąc go po ziemi, wszedł w otworzone niedawno drzwi. Zakapturzona postać zajęła się Mantem i po chwili wszyscy znaleźli się na schodach i zmierzali w dół. W końcu trafili do ciemnego, zimnego korytarza, w którym co jakiś czas na ścianie dało się zauważyć płonącą pochodnię. Zarówno po prawej, jak i po lewej stronie znajdowały się w większości puste cele. Po chwili, która dla wleczonego po ziemi Kageyamy trwała wieczność, wytatuowany mężczyzna zatrzymał się i wrzucił do pustej celi Manzo oraz Tadyie. Gdy reszta się oddaliła shinigami zauważyli, że naprzeciw nich, po drugiej stronie korytarza leży znajoma im osoba. To była bez wątpienia Veloci Aida – kapitan 6. Oddziału. Mimo ubrudzonej twarzy i potarganych ubrań bogowie śmierci rozpoznali ją bez problemu. Reszta towarzystwa szła dalej, przed siebie. Po pewnym czasie umięśniony porywacz stanął w miejscu i wskazał palcem na jedną z cel. W tym fragmencie więzienia nie było już pustych miejsc, więc zakapturzona kobieta wrzuciła Manta do wskazanej celi, w której rogu leżała niska blondynka z okularami na nosie. Następnie cała trójka poszła dalej. Po krótkim czasie shinigami usłyszeli odgłos zamykanych, ciężkich, żelaznych drzwi. To oznaczało, że prawdopodobnie ich przeciwnicy już opuścili więzienie.

Nishimura Kyousuke, Kanezane Sugawara, Harukaze Kazuto, Shōnetsu Jigoku:
Vaim odszedł wraz z porucznikiem 12. Oddziału, wchodząc w jedne z drzwi. Reszta shinigami rozpoczęła obrady.
- Nasza sytuacja jest co najmniej dobra. Przeciwnicy nie mają już prawie żołnierzy, ale nie należy nikogo lekceważyć. Najsilniejsza część Gotei ukryła się prawdopodobnie w jakimś wymiarze, przygotowanym szczególnie na tę okazję – powiedział shinigami z czaszką na szyi.
- W skrócie siedzą tam i czekają na śmierć… - dodał wąsaty bóg śmierci.
- Nie do końca – zaprzeczył elegant – Kapitanowie wciąż mają w zanadrzu broń, którą mogą zmienić losy tej wojny…
- Masz na myśli kouhai? – zapytał starzec.
Ubrany w koszulę i krawat shinigami jedynie potwierdzająco przytaknął głową.
- Nie wiecie o co chodzi, mam rację? – zapytał staruszek.
- Kouhai to miecz, który daje swojemu właścicielowi ogromną moc, został stworzony na wypadek pewnych krytycznych sytuacji i ukryty, aby nikt niepowołany nie zyskał jego potęgi. Informacje o jego położeniu znają tylko dowódców 1. Oddziału oraz shinigami, którym to powie. Dwoje kapitanów, których udało nam się złapać prawdopodobnie właśnie z tego powodu wyszli ze swojej bezpiecznej kryjówki. Wy możecie nam pomóc, to będzie wasza pierwsza misja – objaśnił.
- Kapitanowie zaufają wam i wyjawią wam dane na temat miejsca ukrycia tej broni. Będą kazali iść po nią właśnie wam, bo sami będą woleli zostać w przytulnej kryjówce. Wy zdobędziecie artefakt i przyniesiecie go nam. Musimy tylko znaleźć odpowiedni sposób na skontaktowanie się z Gotei. Macie jakieś pomysły? – zapytał porywacz ubrany w koszulę i krawat.

Ika Daeru:
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vZ73f7zV4ec[/MEDIA]
Vaim zaprowadził Daeru do jednego z pomieszczeń. Po drodze wziął z leżącej w rogu skrzyni miecz. Następnie otworzył skrzypiące drzwi, prowadzące do celu i kazał porucznikowi przejść przez nie pierwszemu. To, co zobaczył Ika mocno go zszokowało. W niewielkim pokoju stał zakapturzony shinigami. Trzymał on przed sobą sobą miecz, którego ostrze mieniło się zielonym kolorem. Lecz to nie jego widok zszokował wice kapitana. Przed nim stał niewielki stół, a obok stołu klęczał kapitan 12. Dywizji Teadus Mala. Był związany i klęczał w taki sposób, że jego głowa leżała na starym, pobrudzonym stole. Vaim wszedł do środka zaraz po poruczniku i kładąc dłoń na jego ramieniu stwierdził:
- Nie ukrywam, że od początku wydawałeś mi się podejrzany. Zresztą nie tylko ty. Wybacz, ale nie możemy oddać wam broni, nie wie wiedząc czy możemy wam zaufać.
Po tych słowach ubrany na biało mężczyzna podał Daeru wyciągnięty ze skrzyni miecz i powiedział:
- To nie jest twój zanpakuto, ale i tak jest wystarczająco ostry, żeby kogoś zabić. Jeśli chcesz udowodnić, że jesteś po naszej stronie, zabij go. Zabij tę nędzną istotę, która każe nazywać siebie kapitanem. Nie miej litości.
 

Ostatnio edytowane przez Morior : 15-06-2013 o 23:09.
Morior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172