Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-10-2013, 22:54   #91
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dookoła waliły pociski mecha. Pył sypał się aż miło, odłamki latały na prawo i lewo. Szkoda jedynie że tym razem to on się pod nimi znajdował a nie przeciwnik. Działko maszyny mieliło płyty żelbetonowe, za którymi schował się Cortez, na confetti. Jeden z kawałków lekko go przygniótł i Capitolczyk musiał chwilę zamarudzić z przemieszczaniem się, aż się spod niej wydostał. Na szczęście ktoś inny przejął na siebie wrogi ogień. Rozpętał się częściowo kontrolowany chaos. Najwyraźniej taktyka się sprawdzała, wszyscy jeszcze żyli. To czy byli w jednym kawałku, było o wiele mniej istotną sprawą.

Pył opadał powoli, adrenalina jedynie odrobinę szybciej. Cholerstwo drapało w gardle i Cervantes coraz bardziej miał ochotę na pyszne, zimniutkie piwo. Póki co mógł jedynie pomarzyć. Szanse na to że będzie mógł wkrótce jakieś dorwać drastycznie malały. Żeby pogorszyć jeszcze sytuację, Solonius dał dyla do katedry, a biskup mu się coś nie podobał, coś żołnierzowi śmierdziało... Przepłukał na szybko wodą usta, żeby pozbyć się pyłu i splunął lekko zniesmaczony.

Przysłuchiwał się krótką chwilę rozmowie miedzy Derrenem i Mishimczykiem. Poczekał aż łapiduch opatrzy swoją nogę i zarzucił go sobie na plecy. Do katedry nie było daleko, a nie miał zostawiać medyka skaczącego na jednej nodze, lub całkiem na pastwę legionu.
- Pogadacie sobie później, z tego co widzę, to biskup próbuje nas skłócić. Nawet swoja nieobecnością, trzeba go złapać i nim mocno potrząsnąć. Coś mi tu śmierdzi i to nie dym. – Rzucił szybko Cortez i zajął się pędzeniem ku Miracle.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 22-10-2013, 16:26   #92
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Snajperka Sary dawała wiele możliwości, z czego celność i zasięg były na pierwszym miejscu. Niestety siła ognia nie była jednym z jej atutów, nawet po modyfikacjach. Strzały były precyzyjne, ale nawet w wybranym, zdawało się witalnym punkcie, pancerz Eradicatora nie odpuszczał.
Nawet z tłumikiem, nie można było zbyt długo strzelać i pozostać niezauważonym. W pewnym momencie maszyna bojowa Cybertronicu otworzyła ogień na pozycje zajmowaną przez Sarę i Mallory. Na szczęście w porę zrobili unik, chowając się za murkiem z kamieni i betonu. Zdawało by się, że stanowić on będzie solidną osłonę, ale lecące nad nimi odłamki, świadczyły jasno, że ustępował on pod ostrzałem Megablastera. Towarzyszący temu hałas był nie do zniesienia.
Kobieta nie czekała jednak na nic i od razu zaczęła się przemieszczać. Odruchowo wiedziała, że czekając na efekt końcowy ostrzału, doczekałaby się swojego końca. Pozostała nisko i przeczołgała się zachodząc Eradicatora jeszcze bardziej z prawej. Na jej drodze stały pokryte pyłem budowlanym kamienie, beton, wystające z nich metalowe pręty, oraz potłuczone szkło. Z racji doświadczenia, nie stanowiły one jednak dla niej wyzwania i szybko dotarła w bezpieczne miejsce... a przynajmniej bezpieczniejsze niż, to w którym była minutę temu.
Zanim rozpoczęła ostrzał z nowo zajętej pozycji, rozejrzała się za Mallorym. Zorientowała się bowiem, że nie było go przy niej. Okazało się, że utknął, a Eradicator nakrył go ogniem. Jego - pochodzącego z Cybertroniku doktora! Z pewnością Legion Ciemności maczał w tym swoje brudne palce.
Mogła się po niego wrócić. Mogła też ostrzelać robota ściągając na siebie jego uwagę, a przy odrobinie szczęścia, być może nawet unieszkodliwiając go. Nie było czasu do namysłu! Miała już się brać do ostrzelania przeciwnika, licząc, że w ten sposób pomoże przyblokowanemu doktorkowi.
Nagle pojawiła się zasłona dymna, która osłaniała medyka, dając mu sporą szansę. Ze swojej pozycji kobieta dostrzegła Kenshiro, który z szybko i sprawnie odciągnął Malloryego w bezpieczne miejsce.
Dzięki temu heroicznemu czynowi, ich medyk był bezpieczny!

Oznaczało to, że mogła rozpocząć taki ostrzał, który nie będzie zdradzać jej pozycji. Już miała do niego wymierzyć, gdy czynność tę przeszkodziło jej trzęsienie gleby. I to naprawdę silne.
Albo czołg Grizli przejechał właśnie obok niej, albo coś się działo. Uszkodzone wcześniejszymi walkami i najazdem Legionu budynki zaczęły się sypać. Na polu walki pojawiła się zasłona, ale nie z dymu, tylko z unoszących się w powietrzu kilogramów tynku. Sara padła, zakrywając głowę. Tym jednak razem nie chroniła Soloniusa.
Okazało się, że w glebie pojawiły się dość pokaźne rozpadliny. Pytanie skąd się wzięły i co to za trzęsienie były bardzo intrygujące, ale pozostawały bez odpowiedzi. Miejsce pojawienia się wyrw były przypadkowe, ale można było śmiało przypuszczać, że w pewnym stopniu miał na nie wpływ ciężar znajdujących się na glebie obiektów. Eradicator nie tylko swoje ważył, ale także cała jego masa, skondensowana była na proporcjonalnie bardzo małym obszarze. Im więksi są, tym ciężej upadają... lub się zapadają, w tym przypadku.
Dobicie unieruchomionej i bezbronnej maszyny nie było wyzwaniem dla team Six, którzy zajęli się tym bez zwłoki.

Zbiórka wykazała brak najważniejszej osoby - Biskupa Soloniusa. To po niego tam przybyli, pakując się w cały ten bałagan. Mieli go odnaleźć i bezpiecznie odstawić. I powinni byli pilnować go jak oka w głowie.
Kiedy inni dyskutowali, ona złapała za snajperkę i zaczęła szukać jego ekscelencji. Jeśli go nie znajdzie, zawsze zostaje tropienie po śladach, przy takiej ilości walających się wszędzie gruzów i pyłów, nie powinno to być wielkim wyzwaniem.
Pamiętała, że wcześniej chciał iść do katedry. Prawdopodobne więc było, że... Jest! Znalazła go. Miała go na celowniku i wiedziała, że jej nie ucieknie. Przycelowała mu w głowę, gotowa oddać strzał. Nie ucieknie im!
Celując w tył jego głowy, przypomniała sobie jednak kim on jest. Nie mieli zadania go zlikwidować, a wprost przeciwnie! Trwało to tylko chwilkę, ale jak mogła o tym zapomnieć?! Mroczna Harmonia? A może to tylko niedostatek snu? Niczego nie można było wykluczyć.
Solonius zniknął jej z oczu, ale to nie miało już znaczenia. Zameldowała o znalezieniu go, informując dowódcę gdzie się udał. Cokolwiek się stało przed kilkoma chwilami, dobrze, że się opanowała.
Ruszyli za Biskupem, zachowując szyk bojowy. Byli przez to trochę wolniejsi, ale tak było bezpieczniej.

Osobiście Sara miała nadzieję, że to o stacji metra była mowa w ich niedosłyszanym do końca przekazie. A jeśli nie o stacji, to przynajmniej o czymś, co nie było katedrą.
 
Mekow jest offline  
Stary 22-10-2013, 20:29   #93
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Katedra otulona mgłą i płaszczem ciemności prezentowała się złowieszczo. Miejsce po świetlistym witrażu raziło niczym widok wyłupanego oka. Budynek symbolizował okaleczone miasto.



Spalone szczątki limuzyny i ciał strażników, dopełniały tego obrazu.

Uchylone skrzydło bramy czekało na nich... Kolejno wkraczali do miejsca, które mogło przynieść wybawienie lub zagładę...

Ogrom świątyni nieco ich przytłoczył, nie spodziewali się, że budynek będzie tak wielki. Potężne filary podtrzymywały imponujące krzyżowo-żebrowe sklepienie. Wszystkie ściany pokryte były kronikami Duranda zapisanymi z niezwykłym pietyzmem i ładem. Nieliczne płonące świece dodawały miejscu aury tajemniczości i religijnej powagi.

Usłyszeli głos Soloniusa, ale nie potrafili zlokalizować mówcy... Słowa odbijały się od filarów i ścian... zewsząd ich otaczały...
- Katedra Miracle... cud na planecie Wenus. Pewnie jesteście ciekawi na czym polegał ów cud?
W czasie jej budowy ginęły setki ludzi... Tracili zmysły, rzucali się z rusztowań, popadali w obłęd... Wielcy budowniczowie nie mieli pojęcia dlaczego. Zaprzestano więc prac przy wznoszeniu świątyni. Kilka dekad później okazało się, że katedra została usytuowana na miejscu krzyżowania się linii mrocznej symetrii pokrywających całą planetę. To była studnia zła z której apostołowie czerpali niezwykłą moc... Potężni Mistycy i Znawcy Sztuki - uczniowie Duranda, położyli niesamowicie silne blokady na to miejsce. Kosztowało to wiele wysiłku oraz życie kilkunastu braci, ale ostatecznie zło na wieki zostało zakneblowane przez potężne zaklęcia. Dokończono budowę świątyni - największego tryumfu Zakonu, świadectwa mocy kapłanów, dumy i ofiary...


- Raczej ofiary... wzniesionej z pychy Bractwa.. - skomentował kąśliwie Mallory, choć miał świadomość, że uczestniczą w misterium biskupa. Emocje w głosie kapłana, upewniły go, że za chwilę coś się wydarzy...
- Gdzie podziali się wszyscy braciszkowie? - snuł domysły Kenshiro, dobywając miecza.
Drużyna zajęła pozycje obronne, w obecnej sytuacji nie mogli dać się zaskoczyć. Wyobrazili sobie szturm sił Legionu na katedrę.
Jeśli Nefaryta zechce ją zniszczyć i wyzwolić pradawne zło zapewne zostaną pogrzebani w ruinach tej "cudownej" świątyni...
Jaką rolę odgrywał w tym wszystkim Solonius?
Odpowiedzią była grobowa cisza panująca w majestatycznym wnętrzu budowli.

Cortez wyjął zapalniczkę, wtedy usłyszał kobiecy szept, który sprawił, że ręka mu zadrżała... Talizman wyślizgnął się spomiędzy palców.. Echo upadku przeszyło serce...

Powietrze stopniowo wypełniało się mocą, duszną, obezwładniającą... Dopiero teraz Żołnierze Zagłady spostrzegli, że równe linie pisma są miejscami zatarte, że pod sklepieniem wisi jakiś cień. Na posadzce zaczęły powstawać mroczne wzory, które na ich oczach łączyły się, zapętlały, tworząc nieznane figury geometryczne, przejmujące dreszczem... Ściany zadrżały... Domyślili się, że główny architekt zagłady był wśród nich...
- Tak, to wszystko moje dzieło! - zakrzyknął Solonius w ekstatycznym uniesieniu. - To ja zerwałem pieczęcie chroniące to miejsce, by przywrócić mu pierwotne przeznaczenie... To ja wywołałem kataklizm w mieście, uwalniając siły zła!
Pojawił się za ołtarzem, umykając nawet bystremu oku Sary. Biła od niego tajemnicza siła.



- Niebawem poznacie sekrety Mrocznej Duszy, będziecie świadkami budowy Cytadeli Pięciu Apostołów w sercu Wenus... - kontynuował pełną grozy przemowę. - Stanie się to tej nocy i będzie to pierwszy krok na drodze do opanowania całej planety! Przyłączcie się do tej wielkiej idei! Spójrzcie w Otchłań, spójrzcie w otchłań moje dzieci! Tam znajdziecie wszystkie odpowiedzi...

Nie mogli uczynić ani kroku, sparaliżowani nagłym zimnem, strachem, fatum, które doprowadziło ich do tego miejsca. "Rusty" pierwszy przełamał falę odrętwienia. - Cokolwiek się pojawi, jesteśmy w stanie to pokonać... razem... - czuł, że jakaś siła próbuje dławić wypowiadane słowa.

Nad ołtarzem otworzył się portal, ociekający pajęczyną czarnej materii. Zaczęły wyłaniać się z niego kule energii, które powoli materializowały się w jakieś kształty.

Kilka zakapturzonych postaci wyszło zza filarów, odgradzając ich od zdrajcy.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 19-11-2013 o 12:57.
Deszatie jest offline  
Stary 25-10-2013, 03:19   #94
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Coś tutaj nie grało, co prawda pustki w katedrze nie dziwiły go za specjalnie, skoro całe miasto było jak wymarłe, ale nie rozpoznawał misteriów, jakimi zajmował się Solonius, to też było dziwne. Cortez może nie był najgorliwszym wyznawcą, ale znał wszystkie podstawowe święta i modlitwy jak każdy po cichu bogobojny Capitolczyk.

Wszystko poskładało się w jedna całość z niemiłym trzaskiem. Nic tak bardzo nie bolało jak zdrada wewnątrz szeregów, tym bardziej bractwa. Solonius mógł narobić ogromnych szkód i to też właśnie zrobił. Niesmaczne pytanie zostawało jednak na języku, jakim cudem uniknął pytań śledczych bractwa i nie wzbudził podejrzeń. Odpowiedź nasuwała się sama, kościelna hierarchia, pieprzona kościelna hierarchia. Mniej więcej tyle myśli zdążyło przebiec mu przez głowę, w czasie kiedy odgłos upadającej zapalniczki zdążył przebrzmieć w powietrzu. Nie bardzo miał jak cokolwiek zrobić, tajemnicza siła pętała go, odbierając swobodę ruchów.
Dopiero kiedy zdrajca skończył swój monolog i zajął się innymi plugawymi sztuczkami, udało mu się cokolwiek zdziałać. Dustin przełamał paskudztwo jako pierwszy, rzucając banalne słowa. Cervantes miał jednak nadzieję że okażą się prawdziwe. Na początku jak w zwolnionym filmie, potem coraz szybciej, schylił się po zapalniczkę i zgarnął ją, zaczynając kroczyć do przodu. Odstawił Braxtena na ziemię i drugą dłonią sięgnął po granat odłamkowy. Zawleczka wylądowała w zębach a po szybkim splunięciu na ziemi, nie miał w tym momencie problemów z pluciem w katedrze, chociaż zwykle by się nieco skrzywił. Granat poleciał w stronę Soloniusa i kultystów. Nie mogli być niczym innym, skoro zostali tutaj po trzęsieniu ziemi i pojawili dopiero po szopce biskupa.

Odłamki nie zdążyły jeszcze poszybować, kiedy Puszka zaczął szyć ciągłym ogniem do przeciwników. Po opróżnieniu magazynka i zbliżeniu się, przeszedł na miotacz ognia, mieli dobrych strzelców w ekipie, on doskonale wiedział że był wiele lepszy w kontrolowaniu tumów, nawet tak małych. Starał się szukać jakiejś osłony dla siebie, żeby nie oberwać zbytnio, a przy okazji nie patrzeć w dziurę stworzoną przez zdrajcę. Jak mógł być tak głupi i nie zorientować się że ma do czynienia ze zdrajcą, kiedy ten zbył jego pytanie o błogosławieństwo. Od początku było z nim coś nie tak, całe zajście w metrze najwyraźniej było jedynie tylko kolejną szopką zaaranżowaną specjalnie dla nich. Tylko po co byli mu potrzebni oni? Chciał jakichś widzów, czy może kogoś, kto przeprowadzi go przez miasto, to jednak zupełnie nie miało sensu.

Przerwał te bezowocne dywagacje, koncentrując się całkowicie na prowadzeniu ognia zaporowego i odsyłaniu kultystów do piekła, tam gdzie ich miejsce. – Płońcie, płońcie skurwysyny. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Pewne pytania musiały pozostać bez odpowiedzi.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 25-10-2013, 13:03   #95
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Wejście do katedry nie zrobiło na nim wrażenia. Obojętnie rozejrzał się po najbliższej okolicy, raczej lokalizując i zapamiętując potencjalne osłony i miejsca skąd mógł nadejść atak niż podziwiając arcydzieło sztuki architektonicznej.

„Standard. Wysokie sklepienia, strzeliste nawy, zbyt dużo przestrzeni, odpowiednio rozmieszczone światło. Wszystko by wierny poczuł się maleńki przy jednoczesnym zaakcentowaniu wielkością boga. Bleh, od średniowiecza nic nowego nie wymyślili. No, może poza holorzutnikami, tego wtedy chyba nie było. Kościół jest taki konserwatywnie konserwatywny, że aż mdli.”

Głos Soloniusa odbił się echem od ścian sprawiając, że ciężko go było zlokalizować. Konował strategicznie stanął za Cortezem jednocześnie omiatając lufą karabinu obszar przed nim i lekko z lewej.

„Nic. Mam złe przeczucia. Stoimy tu jak cholera na tacy.”

Mimo kiepskiej sytuacji nie mógł powstrzymać się od kąśliwej uwagi. Soloniusowi jednak chyba nie robiło to różnicy. Napuszył się i zdawał napawać własnym głosem. Nim doszedł do puenty Mallory powoli drobnymi kroczkami zaczął przesuwać się całkiem na lewo, ku najbliższej kolumnie. Usłyszał szept i mimowolnie zamarł w pół kroku.

„Coś tu jest kurwa nie tak.” – Pomyślał chcąc się odezwać lecz słowa ostrzeżenia zamarły mu w ustach. Znów poczuł jak jakaś tajemnicza siła paraliżuje całe jego ciało. Nie mógł się ruszać, nie mógł mówić, nie wiedział nawet czy oddycha. Nic nie czuł. Jak przez mgłę zobaczył zmienionego Soloniusa, a potem usłyszał jak Rusty coś mówi. Było mu wszystko jedno, nie mógł, albo nie chciał się ruszać. Co za różnica. Nic nie czuł, nie miał problemów, nic go nie bolało. Tylko to swędzenie. Najpierw delikatne lecz z każdą chwilą wzmagające się. Już po chwili przybrało na silę i zmieniło się w wkurwiający ból. Syknął i zerknął na boląca nogę. Ze zdziwieniem zauważył, że jego palce wbijają się w zabandażowaną, świeżą ranę. Ból momentalnie otrzeźwił jego zmysły. Zerknął na resztą i zauważył, że najbliższa postać miota granatem. Nie patrząc w stronę wybuchu rzucił się do zauważonej wcześniej osłony. Huk granatu i chwile potem lekki stuk odłamków dosięgły go gdy wpadał za kolumnę. Nie było czasu do zmitrężenia. Obiegł kolumnę by mieć na oku nawę boczną i główną i celując w skupieniu wpieprzył cały magazynek w podświetloną postać przy ołtarzu. W centrum wybuchło małe piekiełko i Mallory wiedział, że Cortez rozkręcił się na dobre. Przeładował szybko i wykorzystał ten czas by zmusić swe ciało do nadludzkiego wysiłku. Krew zawrzała w jego żyłach i prawie widział jak nanocząstki namnażają się i pędzą w sobie tylko znanym celu. Wiedział, że może z tej eksperymentalnej mieszanki, na krótką chwile wycisnąć 150% możliwości. Wprawdzie było to ryzykowne i kosztowne energetycznie, ale było to sytuacja w której trzeba było rzucić wszystko na jedną kartę. Odbezpieczył, sprawdził czy miecz wychodzi gładko z pochwy na plecach i skupił się na celowaniu.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 28-10-2013, 00:34   #96
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Team six dotarł bez przeszkód do katedry. Przed drzwiami Derren zmienił magazynek w MK-34 na zwykłe pociski karabinowe, po czym przeprowadził podstawowe wejście dwójką z dodatkowymi ubezpieczającymi. Szło jak po maśle, co nie było dobrą wróżbą. Normalna sytuacja w boju to taka, kiedy wszystko pierdoli się po całości - w byłym oddziale Rusty’ego krążył nawet skrót SNAFU, który rozszyfrować można było jako „situation normal, all fucked up”.

Nie trzeba było długo czekać na niepomyślny rozwój wypadków. Żołnierze Kartelu wpadli z deszczu pod rynnę, a właściwie spod rynny do klopa, bo inaczej ciężko było nazwać tą sytuację. Zdrada w szeregach Bractwa i to na samym szczycie tego cyrku, splugawiona świątynia, kultyści i otwarty portal. SNAFU…

Wnętrze katedry pulsowało mroczną mocą. Nie była to siła miażdżąca umysł, ale raczej coś jak delikatny podszept małego dziecka, dudniący w czaszce i pytający „Chcesz się ze mną pobawić?”. Derren zastanawiał się nad jedną kwestią – zawiódł jako dowódca? Doprowadził biskupa prosto do spaczonej świątyni, ba, bez jego wydatnej pomocy wielebny nigdy nie dotarłby na miejsce. A teraz… choć Rusty wypierał myśli, że drużyna może zginąć przez niego, taka możliwość wydawała się bardzo prawdopodobna. Pamiętał silny zapach ozonu i czarny, zasysający światło portal, z którym zetknął się pewnego dnia na pasie asteroidów. Wtedy zginęli wszyscy w jego oddziale. Czy teraz też tak będzie? Imperialczyk potrząsnął głową, odpędzając bolesne wspomnienia. Skupił się na mocnych stronach – ma świetny team i to biskup powinien obawiać się jego, a nie odwrotnie.

- Cortez i Kenshiro – zajmiecie centrum i zdejmiecie kultystów, na początku granaty, tylko uważajcie na kolumny. Brax – na lewą, Sara i ja na prawą, zdejmujemy biskupa. Jak coś wyjdzie z portalu, trzeba będzie się przegrupować – doktor, Cortez i ja bierzemy to na siebie, reszta kontynuuje swoje zadania. Nie dajcie się zabić. W bazie czeka Drougnańska whisky i zimne piwo. Do dzieła! Rusty wyszarpnął zawleczkę granatu i cisnął pomiędzy wyłaniające się z mroku cienie. Eksplozja posłała na wszystkie strony drzazgi z rozerwanych wybuchem ław. Korzystając z chwili zamieszania Imperialczyk przemieścił się za kolumnę z lewej strony głównej nawy, cały czas wypatrując Soloniusa. Sylwetka wielebnego mignęła mu gdzieś na prezbiterium. Plan Derrena był prosty – wyeliminować Soloniusa i zamknąć portal. O ile wykonanie pierwszego zadania rokowało nadzieje, tak odniesienie sukcesu w drugim mogło być problematyczne – nikt w teamie nie władał mocą zdolną powstrzymać Mroczną Harmonię. Derren miał nadzieję, że portal zniknie samoistnie, gdy wyślą już biskupa na audiencję u najwyższej instancji.

Biegnąc od kolumny do kaplicy wkomponowanej w prawą ścianę budowli Rusty musiał przeskoczyć nad charakterystyczną czarną linią przecinającą posadzkę. – Twój oddział to zdrajcy. Zaraz ktoś strzeli ci w plecy. Potem wszyscy zginą. „Zaraz, to nie była moja myśl” – ze zdziwieniem stwierdził Imperialczyk – „skup się, Dunsirn. Masz zadanie do wykonania”. Derren przylgnął do ściany w odrzwiach kaplicy. Zerknął na portal, sytuację w centrum i wrócił do polowania na biskupa.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 29-10-2013, 17:20   #97
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Wszystko szło gładko. Team Six udało się dotrzeć do budynku bez strat, ani nawet bez wystrzału.
Nie powinni pozwolić aby Solonius się oddalił, a zniknął im z pola widzenia. Czyżby chciał odzyskać wspomniane relikwie, tak aby oni tego nie widzieli? Aż taką stanowiły tajemnice?
Nawet jeśli nie powinni byli ich zobaczyć, czy też tego, gdzie je trzymano, to wtargnięcie biskupa na niezabezpieczony teren było bardzo nierozważnym krokiem. Najwyraźniej jednak wiedział co robi... choć nie było jasne skąd.

Wszystko się wyjaśniło, choć sprawy przybrały nieciekawy obrót. Solonius zdradził!? Aura zła panowała w pomieszczeniu, a wszystko wskazywało na to, że odpowiedzialny był właśnie Solonius. Sytuacja była co najmniej ciężka, ale Portale Ciemności zwiastowały pogorszenie sytuacji. Cokolwiek miało zamiar się przez nie przedostać, nie chcieli się z tym spotykać.
Sara oprzytomniała po krótkiej chwili, jakby budząc się z transu. Podjęła szybkie działania, a czyny Corteza ułatwiały jej decyzje. Wszak albo działali wspólnie, albo się dzielili i umierali.

- Złamali go! Biskup heretykiem! - Warknęła dobywając swojej snajperki. Rozkazy padły. Kobieta uskoczyła w bok, kucając pod jedną z kolumn po prawej stronie, aby przynajmniej częściowo zyskać osłonę.
Wycelowała do Soloniusa, z zamiarem postrzelenia go... W ramię? Najpierw jedno, a potem drugie? Korciło ją strzelenie w głowę - jak najbardziej.
Wytyczne ich zadania były jasno sprecyzowane - mieli odstawić biskupa, całego i zdrowego. To było ich zadanie, powierzone im przez dowództwo Kartelu.
Z drugiej jednak strony, sytuacja mówiła sama za siebie. Solonius sam wbiegł do katedry, miejsca które niekoniecznie musiało być bezpieczne. Z tego co się dowiedzieli można było śmiało wywnioskować, że to od katedry mieli się trzymać z daleka. Może nawet Eradicator działał wedle rozkazów i tylko bronił tam dostępu? Powaliły go rozpadliny w glebie, jeśli więc działał na rzecz Legionu Ciemności, to załatwili swojego. Obecnie Solonius gadał jak typowy Heretyk, a czynami działał na ich szkodę, szkodę Venenburga, ludzi mieszkających na Wenus i w całym układzie. Musiał zostać powstrzymany!
Nie miało znaczenia, czy planował to od początku, czy może dopiero po tym jak Nefaryta go złamał. Sara obstawiała to drugie, ale było to tylko przeczucie... Swoją drogą miała już przeczucia, aby wpakować Soloniusowi kulę w łeb. Wcześniej brała to za podszepty Mrocznej Harmonii, ale może była to jej własna intuicja?
Domysły można było zostawić na potem. Szybka kalkulacja, a przede wszystkim rozkazy Derrena sprawiły, że Sara postawiła na zabicie jego ekscelencji. Tylko to mogło powstrzymać nadejście sił zła przez portale.
Miała zamiar postrzelić go między oczy, a w razie niemożności zabijać każdego wroga, który stanie na trasie pocisków.
 
Mekow jest offline  
Stary 29-10-2013, 19:59   #98
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Cortez rozpalił ogień wiary w wydawałoby się wymarłej świątyni. Sara i Derren z zaskakującym opanowaniem celowali w stronę biskupa. Pociski przeszyły ciało duchownego, który nadal stał niewzruszony. Coś było nie tak...
Na miejsce kultystów zmasakrowanych granatami pojawili się kolejni...
Wyciągnęli broń ukrywaną pod połami płaszczy. Echo wystrzałów uniosło się aż pod sklepienie katedry. Żołnierze umiejętnie znaleźli osłony w postaci kolumn, ław, chrzcielnic i figur. Stamtąd kolejno eliminowali heretyków. Na miejscu jednego z zabitych wyrósł nagle jak spod ziemi Metropolitański Prorok...



Kenshiro skoczył w jego stronę, nim bestia rozpoczęła atak. Cięcie mieczem, które przepołowiłoby człowieka, ledwie raniło stwora... Uderzenie muskularną ręką odrzuciło samuraja kilkanaście metrów do tyłu. Połamawszy kilka drewnianych ław, wylądował pod amboną.
Thorne i Dunsirn zasypali wyszczerzonego potwora gradem pocisków, psując mu nienaganny stan uzębienia. Cervantes usmażył jego nienaturalnie wielką głowę piekielnym podmuchem.

Mallory oparty o konfesjonał nie miał czasu na rachunek sumienia. Ze swego ulepszonego AR3000 posłał wcześniej cały magazynek w Soloniusa. Widząc brak jakiegokolwiek efektu, szepnął do siebie:
- Iluzja... to musi być iluzja... Wiedział, że lada chwila da znać o sobie osłabienie i zostanie wyłączony z dynamicznych akcji.

W tym czasie portal wyrzucał kolejne pokłady energii. "Puszka" poczęstował je ogniem, ale okazały się niewrażliwe na płomienie. Pot spływał obficie z jego czoła. Formujące się twory nabrały humanoidalnych kształtów.

Po chwili trupy i szczątki kultystów Semai zaścielały główną nawę katedry, zaś rozproszeni członkowie "Team six" musieli sprostać kolejnemu wyzwaniu...



Mallory znieruchomiał i zaintrygowany przyglądał się stworowi, który stanął przed nim.



- Braxssston...! - zasyczała istota, przyzwyczajając język do ludzkiej artykulacji. Następne słowa zostały już wypowiedziane czysto albo doktor słyszał je tylko w swojej głowie... - Przejdź na stronę, którą zawsze się fascynowałeś! Nie zabraknie ci materiału do badań i eksperymentów... Twoje zdolności sprawią, że dostąpisz zaszczytu bycia Tekronem w służbie Pana Mrocznej Biotechniki...
Dla innych korporacji i Bractwa zawsze pozostaniesz potencjalnym zdrajcą... kimś gorszym... wiesz o tym najlepiej...



Sara zobaczyła czarnego, ponad metrowego skorpiona, który zmaterializował się kilka metrów od niej. Jego pancerz połyskiwał złowróżbnie. Dostrzegła narośla i mutacje świadczące o tym, że zwierzę zarażone jest jakąś chorobą. Z kolca jadowego spływała smoliście czarna ciecz. Wewnętrzny głos (może echo nauk inkwizytora Hamonda?) ostrzegał, że jedno ukłucie przez stawonoga na zawsze pogrąży ją w mrocznej niewoli. Zatruta śmiertelnym jadem stanie się gorliwą służką Demnogonisa...






Kenshiro, który pozbierał się po ciosie, był gotowy stawić czoła każdemu przeciwnikowi. Nie przypuszczał jednak, że będzie nim... szogun Ashikaga z rodu Moya! A raczej to czym się stał...
- Kenshiro... - popatrz na mnie, zmieniłem się, stałem się potężniejszy niż kiedykolwiek. Dziękuje ci, że mnie zabiłeś... - Mishimczyk zadrżał, słysząc te słowa.
- Moje ciało nie spłonęło podczas rytualnego pogrzebu... Choć ta dziwka Mariko i Bractwo tak pomyśleli. Wybaczam tobie Oishi, jako twój pan...
- Roninie! Przyjmę cię z powrotem na służbę... Dostaniesz nowe życie ku chwale Muawijhe.... Pluń na tych, co oszukali cię i zwiedli z przeznaczonej nam drogi...






Cortez dostrzegł piękną kobietę. Jej uroda zapierała dech w piersiach. Po chwili uświadomił sobie, że to ta w której zakochał się wiele lat temu i obraz nosił zawsze pod powiekami... - Żołnierzu wracam do ciebie... weź mnie w objęcia... Wiem, że czujesz wewnętrzną pustkę i tęsknisz za mną... - wyciągnęła ku niemu dłonie w miłosnym geście. Oszołomiony Capitolczyk cofając się, aż przysiadł z wrażenia na kamiennym postumencie. Upuścił miotacz gehenny...
- Nic nas już nie rozdzieli... Ilian pobłogosławi ten związek, a wszyscy, którzy nas kiedykolwiek skrzywdzili odpokutują swe winy, kiedy nadejdzie czas zemsty! A jest on coraz bliżej... - uśmiechnęła się słodko i niezwykle powabnie. Cervantes poczuł się jak młodzik, na powrót stając się niewolnikiem namiętności i żądz... - Pocałuj mnie, Cortez... - wyszeptała mu do ucha. - jestem pewna, że tego pragniesz...






Imperialczyk widział swojego przeciwnika, ale nie skierował broni w jego stronę. Patrzył i nie wierzył własnym zmysłom. Stary kompan "Świr" uśmiechał się do niego rozbrajająco... "- Rusty, może musztardy...?" Te słowa sprawiły, że żołnierz zatoczył się jakby dostał obuchem w głowę.
Z przerażeniem poczuł ciężar u szyi... Opuścił wzrok i zadrżał. Wisiały na niej naręcza nieśmiertelników... To byli wszyscy podkomendni, których Derren pochował podczas swojej kariery jako dowódca. Spoglądał w oczy ich rodzin na pogrzebach... Stalowe blaszki zaczęły upiornie wibrować, atakując uszy Dunsirna... Uniemożliwiały skupienie się na walce... na czymkolwiek... - Dołącz do nas! - wzywały głosy.

 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 15-11-2013 o 17:34.
Deszatie jest offline  
Stary 04-11-2013, 12:22   #99
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Sytuacja zmieniła się ze złej na jeszcze gorszą. Kilka serii wypuszczonych w Soloniusa naprowadziło go na pomysł, że było to chyba jakaś iluzja. Sklął swoją głupotę, że wpadł na to tak późno i zaczął przekradać się w boczna nawą w stronę ostatniego miejsca skąd zdawało mu się, że słyszał głos zdrajcy. Wątpił, że ubicie heretyka zamknie portal, ale przynajmniej będzie miał satysfakcję.
Nagle z mroku wychynęła dziwna postać i zwróciła się do niego jakby go znała. Znów poczuł dziwne uczucie jak wtedy gdy Bractwo testowało go swoją sztuką. Tym razem było jednak inaczej. Subtelniej i mroczniej. Znów miał wątpliwości czy może ruszać kończynami. Oblizał zaschnięte usta i pomyślał o manierce na plecach. Jednocześnie zawodowa ciekawość sprawiła, że analizował każdy szczegół anatomii tworu, który do niego przemawiał.

„Duży, wysoki, długie ciężkie łapska. Bez sensu, wysoki środek ciężkości zmniejsza stabilność. Ni to hełm, ni to egzoszkielet osłania głowę. Dobrze, pewnie reszta ciała ma grubą skórę lub pancerz. Dziwaczne narzędzia za pasem?! Po jaką cholerę z tymi łapami nie ma nasz nimi manipulować. Te szpony nadają się do walki pewnie wspaniale, ale żadnych szans na jakieś precyzyjne manipulacje.”

Przeciwnik zaskoczył go w pierwszej chwili i zbliżył się znacznie. Tym samym uniemożliwił mu użycie karabinu. Właściwie było mu to nawet na rękę. Sięgnął przez ramię po swa ulubioną broń. Ciekawiło go jak nowa mieszanka trucizn w aplikatorze jego CSA 403 zadziała na to monstrum. Wszak wystarczyło tylko jedno draśnięcie.

- Jak już z wami skończymy materiału do badań będę miał w bród. Bądź miły i GIŃ! – przy ostatnim słowie skoczył tnąc swym mieczem w kierunku przedramienia, które zdawało się być nieosłonięte.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 04-11-2013, 23:03   #100
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Kenshiro zbierał się z podłogi po uderzeniu Metropolitańskiego Proroka. Stwór najwyraźniej był albo bardzo z siebie dumny, albo bardzo głupi – stał odkryty na środku nawy i szczerzył zęby w parodii uśmiechu. Nie był najwyraźniej geniuszem taktyki, takim zachowaniem sugerował, że spieszy się na samolot do piekła, a team six robił wszystko, aby pomóc mu wsiąść na pokład. Gdy pociski wybijały mu zęby i wbijały się w czaszkę, wiedziony instynktem czerwony stwór zaczął odpowiadać ogniem. Z marnym rezultatem. „Chyba uczył się strzelać grając na PSX” pomyślał Rusty. „Cóż, darwinizm wciąż działa - będzie jednego kiepskiego żołnierza Legionu mniej”.

Gdy z potwora zostały tylko pokiereszowane, płonące żywym ogniem zwłoki, smugi mrocznej energii wydobywające się z portalu przybrały materialną postać. – Rusty… Kopę lat… – Świr uśmiechał się kpiąco. Wyglądał jak dawniej, jak gdyby coś zakonserwowało jego dawną postać. Ta sama masywna sylwetka. Ten sam głos i sposób mówienia, ruchy… W pozbawionym hełmu pancerzu widniało kilka nowych przestrzelin, lecz nie ulegało wątpliwości, że postać naprzeciwko dowódcy teamu six była jego dawnym kompanem. Derren spojrzał na swoją szyję obwieszoną brzęczącymi nieśmiertelnikami. Każdy kawałek metalu zdawał się krzyczeć: zabiłeś nas! To przez ciebie nie żyjemy! Służyliśmy pod tobą, a ty jak się nam odpłaciłeś? Zniszczyłeś nam życie!

Oskarżenia były poważne, ale musiały być podszeptami mrocznej mocy. Huntersi wiedzą na co się decydują wstępując do oddziału. Każdego z nich jak i rodzinę rekruta informuje się, że przeciętna długość życia żołnierza to 35 lat a odsetek rozwodów wynosi blisko 90% - czyli jakby nie patrzeć matematyka była przeciwko Huntersom. Jeżeli ktoś się decydował na służbę to robił to z powołania a jego bliscy musieli zaakceptować fakt, że poświęca się walcząc gdzieś na rubieżach, aby w domu panował względny spokój. W oddziałach zawsze panowało poczucie wspólnoty i braterstwa potęgowane faktem, że wszyscy pochodzili z jednego klanu. Samotna wdowa po operatorze zawsze mogła liczyć na pomoc innych rodzin a także innych Huntersów, kiedy tylko mieli dni wolne od służby.

Derren otrząsnął się na moment z rozmyśleń, w samą porę, aby uskoczyć do kaplicy i schronić się przed serią z Nimroda. W ciasnym pomieszczeniu zrobiło się biało od tynku i pyłu, gdy kule odłupywały fragmenty ścian. Gdy Świr przestał strzelać, Rusty czając się nisko przy podłodze wychylił się zza bezpiecznej framugi i złożył do strzału. Niestety, Świr przewidział ten manewr i celował nisko, a nie w miejsce gdzie normalnie powinien znajdować się tors osoby wychodzącej zza winkla. Imperialczyk poczuł dotkliwy ból gdy kule zmiażdżyły pancerz. Ceramiczna powłoka ablacyjna osłaniająca ramię nie wytrzymała i pękła w kilku miejscach. Osłoniła ciało przed śmiercionośnymi kulami, ale łamiąc się pod ich naporem wbiła się głęboko w tkanki. Ciepła ciecz popłynęła po ramieniu żołnierza i utworzyła kilka plam na posadzce.
Niskie wyjście zza osłony? Naprawdę myślałeś, że nabiorę się na taką sztuczkę? – powiedział kpiąco Świr – Byliśmy razem szkoleni, przez tego samego człowieka, zapomniałeś już?
Rusty musiał coś wymyślić i to szybko. Jeszcze kilka kroków a były towarzysz wejdzie do kaplicy i wtedy nie będzie już gdzie uciekać. Palce jakby same powędrowały do ostatniego granatu hukowo błyskowego, który Derren natychmiast rzucił bez wyciągania zawleczki. Świr zareagował odruchowo – osłonił ramieniem ucho a przedramieniem oczy i otworzył usta, aby zminimalizować nacisk na bębenki podczas wybuchu. Wybuch jednak nie nastąpił, a Rusty wykorzystał ten moment i z odległości kilku kroków wpakował w byłego kompana serię pocisków. Kule wbiły się w czoło Świra, nie przebiły jednak czaszki.
Niespodzianka! Jak widzisz nie da się mnie zabić! A przynajmniej nie w tej postaci. Przeciwnik podniósł CKM. Z czeluści jego lufy miała popłynąć struga ołowiu przeznaczona dla Imperialczyka. Derren postanowił darować sobie ukrywanie się w ślepym zaułku kaplicy – podejrzewał, że lada moment może zostać ofiarą granatu. Zamiast ucieczki zdecydował się na coś iście szalonego – rzucił się na przeciwnika i odbił Nimroda własnym karabinem. Seria przeszyła powietrze obok niego, dosłownie ocierając się o pancerz. Świr szarpnął bronią w drugą stronę, naciskając jednocześnie spust. Rusty nie kontrował siły przeciwnika, ale zaabsorbował ją zmieniając kierunek poruszania się lufy CKMu z prostego na półkolisty – Nimrod z ogłuszającym rykiem wyrzucanych pocisków zatoczył łuk nad głową Derrena a następnie uderzył w przykrywającą podłogową kryptę granitową płytę, którą roztrzaskał na drobne kawałki wielkokalibrowymi pociskami, otwierając ziejący czernią otwór w posadzce. Rusty wykorzystał względnie bezpieczny moment i fakt, że przeciwnik był odsłonięty i kopnął go w głowę. Efekt był taki, jakby kopnął marmurowy posąg – ból promieniował z piszczeli paraliżując nogę aż do kolana. Imperialczyk skrzywił się stawiając na ziemi i obciążając obolałą kończynę. Niewątpliwie ten pokaz walki wręcz zabolał go bardziej niż Świra, który wykorzystał fakt, że Derren miał problemy z utrzymaniem równowagi i uderzył go w pierś lufą swojej broni. Siła ciosu powaliła Rustyego na podłogę. Rozumiał, że jeżeli czegoś nie zrobi to z kolejną serią pocisków zapozna się bardzo blisko. Ułamek sekundy po tym, jak uderzył plecami o posadzkę, wypalił z karabinu. Pociski wbiły się w magazynek Nimroda uszkadzając go i blokując. Gdy Świr nacisnął spust rozległ się chrzęst, klik i… nic więcej. Zaskoczony spojrzał na uszkodzoną broń, chwilę później odłożył ją i wyskoczył wysoko w powietrze, aby spadając zmiażdżyć wstającego z ziemi Derrena. Imperialczyk odturlał się na bok unikając kontaktu z twardymi, podkutymi trepami przeciwnika, po czym wykonał przewrót przez bark i wstał. Świr nie tracił czasu – momentalnie znalazł się przy byłym kompanie i złapał go w niedźwiedzi uścisk. Płyty balistyczne w dużej mierze amortyzowały miażdżącą siłę, jednak Rusty nie mógł złapać oddechu i musiał walczyć o najmniejszą ilość tlenu, jakiej domagały się płuca.
Widzisz przyjacielu, tylu członków teamu zginęło przez twoje nieudolne dowodzenie. Masz ich krew na rękach a teraz do nich dołączysz.
- Kłamiesz –
stęknął Derren – łżesz jak pies. Huntersi sami decydują się na ryzykowne życie. Wiedzą, że mogą zginąć walcząc z takim ścierwem jak ty. I akceptują to. A dowodziłem teamem dlatego, że mniej troszczyłem się o własny stołek a bardziej o swoich ludzi. Imperialczyk wymacał lewą ręką zawleczkę granatu odłamkowego przyczepionego do pasa Świra, a palce prawej wbił w jego oczodoły. Chwyt zelżał. Rusty miał kilka sekund na działanie. Uderzył przeciwnika czołem w twarz – nos chrupnął napotykając twardą osłonę hełmu – wyzwolił się z chwytu, po czym złapał Świra za kamizelkę taktyczną i rzucił się na podłogę pociągając go za sobą, a moment później oparł stopę na jego torsie. Gdy upadł na ziemię, wykorzystując impet poruszającego się ciała, wypchnął je jeszcze nogą do góry. Świr zatoczył w powietrzu łuk i z impetem wpadł do podłogowej krypty, łamiąc znajdującą się w niej trumnę. Sekundę później nastąpiła eksplozja granatu, wyrzucając z czeluści ochłapy mięsa, kawałki pancerza oraz szczątki jakichś nieokreślonych przedmiotów.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 04-11-2013 o 23:18.
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172