Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-10-2013, 14:09   #81
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Rozdzielili się, aby lepiej wykonać powierzone im zadania. Sara została na ostatnim piętrze, zaś chłopaki poszli na dach. Kobieta wolała pozostać pod osłoną szyb, które chroniły zarówno przed oczami zła jak i przed przecinającymi powietrze kroplami deszczu. A tych było naprawdę dużo, co zapewniało jej kolegom niezły prysznic, a jej "tylko" utrudniało widoczność.
Starała się wypatrywać położenia wroga i ich ruchów. Wiedziała gdzie byli parę minut temu, więc miała lekko ułatwione zadanie. W dość krótkim czasie zapanowały jednak ciemności, którym towarzyszyła jeszcze dodatkowa zasłona pod postacią ciężkiego deszczu. Nawet z noktowizorem ciężko było coś dostrzec i trzeba się było przystosować do nowych warunków.
Niestety widok był bardzo ponury. Venenburg, było niegdyś jak każde inne miasto. Tętniło życiem, na ulicach pełne było ludzi i pojazdów, błyszczało światłem neonów, reklam, latarni i domostw, panował w nim zgiełk i prawie co przecznicę słychać było muzykę... Już nie. Teraz miało się wrażenie, że są na cmentarzu, a każdy budynek jest nagrobkiem.
Wymarłe miasto nie robiło by na Sarze wrażenia, gdyby nie fakt, że należało ono do Bauhausu. W pewnym stopniu nabierało to osobistego wyrazu, bo nawet jeśli nie znała tu nikogo, to ktoś kogo znała mógł mieć tu rodzinę... Nie sądziła, że tak będzie o tym myśleć. Nigdy nie przejmowała się śmiercią kogokolwiek, kto nie był jej bliski. Nie było ku temu powodów... Widać ilość zabitych Bałhańczyków, którzy w dużej mierze nie byli żołnierzami, miała dla niej znaczenie.

Nie było jednak czasu na sentymenty i rozmyślania. Miała konkretne zadanie - zrobić rozeznanie w siłach wroga. Uległo ono jednak zmianie, gdy usłyszała komunikat Kenshiro. Więc Legion wykrył ich pozycję. Tylko czy ten snajper o tym zameldował? Należało się z tym liczyć.
Natychmiast skierowała snajperkę we wspomnianym kierunku, jednocześnie przykładając celownik do oka. W innych okolicznościach uchyliłaby okno, aby pozostać niezauważoną - to wzbudzało mniejsze podejrzenia i można było je ponownie zamknąć. Tym jednak razem jej towarzysze wystawieni byli na ostrzał, więc ewidentnie nie było czasu na takie drobnostki.
Na dachu przeciwległego budynku wypatrzyła wroga.


Rozpoznała go. Tancerz z Callisto, był odpowiednikiem snajpera, w siłach Legionu Ciemności. Przymierzał się właśnie do strzelania, celował do któregoś z jej towarzyszy na dachu.
"Nie" - pomyślała rzeczowo Sara i przycelowała w głowę, a konkretniej w świecące czerwonym blaskiem oko. Mimo maski, czy też hełmu, nadal był to punkt witalny. Poprawka na deszcz i na wiatr. Odległość uwzględniona. Wstrzymała oddech i oddała strzał.
Jej nabój bez oporu przebił się przez szybę, zostawiając po sobie małą dziurę i wyraźne, przypominające rozległą pajęczynę pęknięcia wokół niej. Ważniejszy był jednak inny efekt strzału. Trafiła go! Musiał poważnie oberwać, gdyż odrzuciło go do tyłu i padł na dach robiąc przy tym coś na wzór piruetu. Niestety jednocześnie zniknął jej z oczu, gdyż padając, przypadkiem schował się za gzymsem.
Nagle z ich dachu buchnął strumień ognia. Nie słychać było żadnego wybuchu, co w połączeniu z ukierunkowaniem płomieni świadczyło o użyciu miotacza Gehenny. Sara skrzywiła się niezadowolona. Nie oślepiło jej to... za bardzo, ale był inny powód. Nawet jeśli Legion zawalił komunikację, to teraz wszyscy w mieście wiedzieli już, że ktoś tu jest i coś tu się dzieje. A jeśli nie zawalił, to jego żołnierze dostali właśnie potwierdzenie i idealne oznaczenie ich pozycji niczym flara sygnalizacyjna. Zdaniem Sary, był to błąd. To ona powinna była strzelać, z wyposażonej w tłumik snajperki - ona i nikt inny.
Zdając sobie sprawę, że zdradziła swoją pozycję, szybko przeniosła się parę kroków w bok, oczywiście nadal trzymając na celowniku miejsce gdzie ostatnio widziała Tancerza.
Chwila napięcia.
Zaraz potem dostrzegła przez celownik, że Tancerz jeszcze żył. Wychylił się lekko zza gzymsu. Widać było górną połowę jego głowy, oraz wysuniętą w jej kierunku broń. Miał poważnie uszkodzoną maskę, której fragment odpadł. Widać było tam jakieś czarnoniebieskie ciało - niekompletne, o czym świadczył brak jednego z świecących na czerwono ślepi i wyciek płynu, pełniącego zapewne funkcję krwi. Leżał na dachu kryjąc się za gzymsem i celował teraz w jej kierunku. Ona też przycelowała, biorąc oczywiście poprawkę na warunki pogodowe. Cel był mniejszy niż przy poprzednio, ale ona się nie spieszyła.
Strzelili oboje. Mniej więcej w tym samym momencie. Sara przynajmniej dostrzegła jego strzał, gdy sama naciskała na spust.
Trafiła go, a tym razem, maska nie zapewniła mu już ochrony. Głową Tancerza gwałtownie szarpnęło, zupełnie jakby ktoś go kopnął, a z tyłu jego głowy obficie chlusnęły jakieś wnętrzności. Potem przestał się już ruszać... choć widziała tylko jego rękę i karabin, mogła śmiało powiedzieć, że zlikwidowała cel.
Strzał Tancerza też trafił do celu. Pocisk przebił szybę kilka centymetrów poniżej dziury, którą Sara zrobiła swoim pierwszym strzałem. Zamiast niej, rozwalił automat do sprzedaży, który stał pod przeciwległą do okna ścianą. Tancerz strzelał tam, gdzie stała kilka sekund wcześniej. Namierzył uszkodzenia jakie zostawiła swym strzałem, ale nie dostrzegł jej samej i zaczął strzelać na ślepo. Miało to jakiś sens. Jednak jej strzelanie przyniosło lepsze efekty i kobieta była z siebie zadowolona. Trzeciej rundy już nie było.

Derren zarządził ewakuację, a Sara jak najbardziej popierała ten pomysł. I musieli się przy tym spieszyć, zanim Legion ściągnie na nich bandę nekromutantów w towarzystwie ezoghuli.
Wycofała się czym prędzej z zajmowanej pozycji. Nigdy nie wiadomo było, czy nie znajdzie się kolejny przeciwnik chcący ją zastrzelić. Dostrzegła rozbity automat i zdając sobie sprawę, że ich misja się przeciągnie, postanowiła się nieco zaopatrzyć. Ze zniszczonej maszyny do sprzedaży, bez trudu zabrała dwie półlitrowe butelki wody mineralnej. To powinno wystarczyć.
Następnie spotkała się z Cortezem i Kenshiro, a zaraz potem jechała windą na poziom garażu, w towarzystwie tych dwóch zmokłych kur.
Po drodze zastanawiała się o tym co powiedział Cortez. Do czego mieli by się nie zbliżać? Stacja metra, na której Legion zgromadził ciała byłoby dobrą odpowiedzią na to pytanie. Ale nie wiedziała, czy o to chodziło. Możliwości było wiele - od Katedry, po budynek w którym właśnie się znajdowali.

Samochód który wybrał Derren, był nieco poobijany. Było tyle do wyboru, a mieli jechać właśnie tym? Bardziej zastanawiające było jednak to, że wokół pojazdu, oraz na jego podłodze i przednich siedzeniach, można było dostrzec rozbite szkło.
"Co u licha?" zdziwiła się Sara, wsiadając jednak do pojazdu bez ociągania się. Najwyraźniej mieli jechać bez jakichkolwiek sprawnych świateł.
Nikt nie miał z góry wyznaczonych miejsc. Sara usiadła więc z tyłu po prawej stronie. Tam przynajmniej nie groziło jej porysowanie pancerza na pupie, od siedzenia na szkle.
 
Mekow jest offline  
Stary 08-10-2013, 21:04   #82
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
"Skorpion" zanotowała kolejnego zabitego wroga na swoim koncie, ratując kolegów z drużyny. Dowódca pogratulował Thorne opanowania i pewnego oka. Nie tracili jednak czasu na zbędne ceremoniały.
Nie wiadomo czy atak snajpera był przypadkowy, czy kryło się za nim polowanie na "Team Six" rozpoczęte przez Legion Ciemności? Nie mogli ryzykować, musieli natychmiast zmienić miejsce pobytu. Wyruszyli na niegościnny teren miasta przestronnym, luksusowym SUV-em.

Samuraj jechał wolno, bo na tyle pozwalały warunki panujące na zewnątrz. Wóz pokonywał przeszkody, których przybywało w miarę zbliżania się do śródmieścia. Postanowili nadłożyć drogi, wybierając okrężną trasę. Nikt nie miał ochoty na ponowne spotkanie z Razydami... Przez kołyszące się wycieraczki i strugi deszczu obficie ściekające po szybach obserwowali posępną okolicę, ściskając broń w rękach. Wydawało się, że są ostatnimi żywymi ludźmi w metropolii...

Kiedy wjechali do dzielnicy Altmark, tam gdzie rozpoczęła się ich przygoda niefortunnym rozbiciem "Ważki", wzmogli swoją czujność. Samochód z trudem pokonywał hałdy gruzu, przewidywali, że nadejdzie moment, kiedy nie poradzi sobie z kolejnymi osuwiskami. Ich proroctwo się spełniło. Utknęli na dobre w rumowisku.

Z pewnym zaskoczeniem stwierdzili, że znajdują się raptem kilkaset metrów od katedry Miracle...

Ulewa zdecydowanie osłabła, przeradzając się w mżawkę. Wyszli z samochodu, formując szyk bojowy. Solonius wpatrywał się w nieprzenikniony mrok. - Grozi nam niebezpieczeństwo... - szepnął. Nikt z drużyny nie zlokalizował zagrożenia. Prawie nikt...
Sara drgnęła.. w wizjerze zauważyła coś, co zmroziło jej serce. Sterta gruzu i żelbetonowe słupy ożyły... Nie zdążyła jednak ostrzec kompanów.. Działko Megablaster zagrzmiało, burząc uliczną ciszę.
Rozproszyli się w mgnieniu oka. Pociski bezlitośnie rozrywały ich samochód, przypominający po chwili sprasowany wrak. Spoglądali ze zdumieniem na kroczącego w ich stronę "Eradicatora"...



- Wycofujemy się! - "Rusty" zachował zimną krew. - Osłaniajcie biskupa!

Znaleźli schronienie w bramie pobliskiej kamienicy. Cortez pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Robot Cybertronicu... - wycedził przez zęby.
Kapłan Bractwa udowodnił, że nie jest wolny od uprzedzeń. Wskazał oskarżycielsko na medyka:
- Czułem, że ktoś z tej międzykorporacyjnej hybrydy nas zdradzi... Jaki masz w tym interes, doktorze Braxton?
Kenshiro obrócił się w kierunku Mallory'ego, kładąc dłoń na rękojeści miecza w czytelnym geście...
- To przecież złom z Kartelu - odparował zimno "Konował". - Mógł ulec awarii albo moduł SI został opanowany przez Mroczną Harmonię, choć to wątpliwe... Wasze insynuacje... Ekscelencjo.. są absurdalne!

Sara i "Rusty" śledzili ruchy bojowego mecha. Jednakże robot zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej, zastygając na środku ulicy. Nad karabinem maszynowym, którego nie byłby w stanie podnieść żaden człowiek, unosiły się smugi dymu...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 08-10-2013 o 22:10.
Deszatie jest offline  
Stary 09-10-2013, 20:55   #83
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Gdy już myślał, że gorzej być już nie może los udowodnił mu, ze po raz kolejny się mylił. Zdążył jedynie rzucić okiem na znajomy kształt maszyny bojowej i już wiedział, że znowu wpakowali się w kłopoty po uszy.

„Zaraz się zacznie.” – Ledwie zdążył pomyśleć a już padły zarzuty pod jego adresem. Cóż się dziwić. W końcu on tez ufał im tyle co kot napłakał. Zdziwił go jedynie kolejny pokaz braku opanowania u Soloniusa.

„Co oni tych Biskupów z łapanki biorą.” – Pomyślał i obojętnie spojrzał w oczy samurajowi demonstrującemu mu brak zaufania z ręka na głowni miecza. Cóż Mishimczycy nigdy nie darzyli Cybertronicu ciepłymi uczuciami. W sumie z wzajemnością. Podobnie zresztą jak Bractwo.

„Tak samo jak Imperial. I Bauhaus. I Capitol. Kurwa wszyscy nas kochają. Ciekawe czemu. Pewnie po prostu zazdroszczą."

Logicznie odparł argumenty Biskupa, a potem demonstracyjnie przeciągał milczenie. Obserwując pozostałych. Optymizmem napawało, że Rusty z Sarą nie stracili opanowania. Wzruszył ramionami i wychylił się na chwilkę zza bezpiecznej osłony. Nie potrzebował dużo czasu, jedynie szybki rzut okiem na znajomy, toporny kształt maszyny, która swego czasu była postrachem pól bitwy. Dla wielu żołnierzy był to ich ostatni widok. Cóż, czasy świetności miała już za sobą lecz teraz stała między nimi a Katedrą. I był to cholerny problem. Nie tak znowu wielki jednak jak Nefaryta. Mallory przez mgnienie oka zastanawiał się ile może zdradzić innym na temat uzbrojenia swojej eks-korporacji. Nie myślał jednak zbyt długo. Cybertronic wszak dał mu kopa w dupę, a oni byli teraz jego towarzyszami broni.

Odchrząknął by zwrócić na siebie uwagę. Co zresztą było zbędnym, teatralnym gestem bo trzy czwarte oddziału nie spuszczało z niego oka czekając byle pretekstu. Uśmiechnął się lekko jakby bycie w centrum zainteresowania sprawiało mu przyjemność i zwrócił się do Rustego ignorując całą resztę:

- To generacja I. Prawie zabytek. Wycofany i zastąpiony „dwójkami” bo miały wadliwe systemy naprawcze. Jeśli o mnie chodzi dwójki też były do bani. Zgaduje, że ma uszkodzoną wyrzutnie lub nie ma już rakiet. Znam jego algorytm sterujący, gdyby był sprawny w stu procentach przywitałby nas rakietą. Nie zrobił tego czyli ktoś tu jednak ma szczęście. Hm… - Zamyślił się chwilę. Do tej pory raczej nie miał okazji układać strategii przeciw swojej byłej korporacji. Po chwili zauważył, że chyba mu się to podoba. Było nie lada wyzwaniem.

- Ma kilka słabych punktów. SI odpowiedzialne za celowanie gubi się przy śledzeniu kilku celów. Poza tym systemy namierzania były nieodporne na jasne rozbłyski. Tandeta.
- Parsknął demonstrując swój stosunek do fuszerki wykonanej przez jego kolegów po fachu. – Jakbym musiał go zniszczyć to skupił bym ogień na ramionach z bronią. System naprawczy potrafił się przeciążać w tych maszynach w takich przypadkach. I potem pufff. Styki do wymiany.

Nagle zrobiło mu się głupio, że tak krytycznie odnosi się o sprzęcie swojej byłej korporacji i dodał.

- Ale na tamte czasy to był niezły sprzęt. Nowatorska myśl techniczna, eeee, dobry pancerz i ciężka broń… eee – Mallory był naukowcem i nie został stworzony do wciskania kitu, zreflektował się szybko i zszedł na ziemię. - No dobra. Sorry. To jest złom i damy radę. Jak mam wybierać tamta maszynka albo spacer z Ragatholem to wybór jest jasny. No chyba, że wy chcecie wracać.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 11-10-2013, 23:31   #84
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Katedra Miracle, faktycznie zbudowali ją tak, żeby przetrwała wiekie i międzykorporacyjne kłótnie oraz wojenki. Można by pomyślec że zbudowano ją w czasach, kiedy nikt jeszcze nie wpadł na to, że budowanie szmelcu napędza gospodarkę, ale raczej chodziło o to, że kiedy powstawała, wszyscy odsunęli na krótki czas myśl o zyskach, a skoncentrowali się na przetrwaniu i przyszłych pokoleniach. Oaza spokoju i płomyk w ciemnościach

Teraz jednak przywitał ich przed gmaszyskiem ogień ciężkiego karabinu i mechaniczny stwór. Cortez dodał dwa do dwóch w miarę szybko.
- Nie wiem czy są sfiksowane, kwatera główna mówiła żeby się gdzieś nie zbliżać pod żadnym pozorem, już wiemy gdzie.
- Wypluł z siebie szybko, po raz kolejny dzisiaj szukając osłony, tym razem przed maszyną. – Świetnie że mają słaby punkt, plazmowe i fosforowe proponuję i to szybko. - Jego serce od dawna biło szybko, więc teraz za bardzo nie przyśpieszyło, pomimo chwili spokoju przed dotarciem do katedry.

Przypomniała mu się jedna akcja, w czasie której musieli się przebić przez mechanicznych strażników cybertronicu. Wtedy miał ze sobą oddział Kapitolczyków, w dodatku mieli wcześniej dokładny zwiad i odpowiednie wyposażenie, a mimo to ponieśli całkiem spore straty. Taki już był zawód żołnierza, wykończyli maszyny, jedynie brakowało satysfakcji, że wykończyli sukinsynów, którzy wyrżnęli ich towarzyszy broni.

Przeładował na odpowiedni magazynek, tutaj nie należało się oszczędzać. Zastanawiał się czy da radę dostać się na tyle blisko, żeby oślepić czujniki płomieniem miotacza. Co prawda dość szybko by skorygowałby obliczenia, ale była szansa że się przegrzeją, amunicja wybuchnie, lub zwyczajnie zdążą roznieść maszynę na strzępy własnymi pociskami. Zaczął się modlić, nie robił tego zbyt często, a jego słowa nie były wyświechtanymi formułkami, ale były prawdziwe. Zawsze modlił sie o dobrą śmierć we właściwym czasie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 13-10-2013, 19:25   #85
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
/dopisał się Mekow

Sara, Cortez i Kenshiro wbiegli do garażu i wskoczyli do nowego pojazdu, ze zdziwieniem spoglądając na „ulepszenia” wykonane przez Imperialczyka. - Sara, nie rozsiadaj się, zabezpieczamy wyjazd z garażu – powiedział Derren do Thorne. Trzymając się nisko przy ziemi i kryjąc za dostępnymi osłonami wyszli na ulicę, aby szybko zlustrować wszystkie miejsca, w których potencjalnie mogli czaić się snajperzy przeciwnika. Jednak ani w wybitych oknach budynków, ani na dachach nikogo nie było. – Czysto! Kenshiro, możesz ruszać. Wskoczymy po drodze. Kierunek – katedra. Samuraj podjechał samochodem i zabrał zwiadowców z ulicy, po czym ruszył we wskazanym kierunku. Derren miał nadzieję, że wyłapany przez Corteza komunikat „Nie zbliżajcie się do…” kończył się „koszar Bauhausu”, a nie „katedry”. Ale tego nie miał jak sprawdzić, pył wulkaniczny skutecznie blokował fale radiowe. Gdyby zostali dłużej na dachu to przy odrobinie szczęścia mogliby coś złapać, ale z drugiej strony, nie trzeba być geniuszem taktycznym, aby domyślić się jakie będzie kolejne posunięcie dowódcy Legionu, kiedy dowie się o małej grupie żołnierzy na dachu wieżowca.

Team six był już niedaleko celu, kiedy zdobyczny samochód został ostrzelany. Nikomu nic się nie stało, ale był to już trzeci pojazd zniszczony podczas jednej misji. Tym razem, katem nie był pył wulkaniczny ani razydzi, tylko morderczy, jajowaty złom na dwóch nogach – robot klasy Eradicator, wytwór wojennej myśl Cybertronicu. „Jednak współpracują z Legionem” – pomyślał Rusty. „A już zaczynałem doceniać Mallory’ego jako żołnierza. Ciekawe co on na to? Czy ciągle służy swojej korporacji? Czy też może nie… W końcu kilka razy wspominał o Cyber, ale zawsze… jak on to mówił? Moja była korporacja? Chyba jakoś tak. Ciekawe za co został z niej usunięty? Jako dowódca powinienem się tym zainteresować, ale sam mi zapewne nie powie. Nic dziwnego, ja też nie wyrywam się z opowieściami dlaczego nie służę już w armii Imperialu. Z drugiej strony mógłbym poprosić o jego papiery w sztabie, tylko jeśli są tak przekłamane jak moje, to mogę wyciągnąć z lektury niewłaściwe wnioski.” W napiętej atmosferze braku zaufania, Braxton podzielił się swoimi domysłami. Brzmiały logicznie, ale team rozluźnił się dopiero, jak doktor zaczął opowiadać o słabych punktach maszyny. Rozbłyski, wrażliwe mocowania broni, problemy ze śledzeniem wielu celów. Rusty sięgnął pamięcią do walk prowadzonych przez Imperial i Cybertronic o bogate złoża uranu na asteroidzie MH-36. Wtedy to Eradicator wybił całą drużynę piechoty, zanim udało się go spowolnić a następnie dobić. I nie obyło się bez pomocy wyrzutni rakiet.

Pisk w uszach był nieznośny. Derren zastanawiał się, czy po eksplozji rakiety całkowicie straci słuch, czy będzie miał ograniczony. Nie był może w epicentrum eksplozji, ale siła wybuchu rzuciła nim jak szmacianą lalką, tak, że przeleciał kilka metrów w powietrzu i padł ciężko za rumowiskiem skalnym. Ta osłona uratowała mu zresztą życie. Działko Titan Megablaster nieprzerwanie pluło strugami pocisków, siekąc skały i ukrytych za nimi Imperialczyków. Huntersi działali razem z jedną z drużyn 52. Okopowej. Mieli wspierać oddział w starciach konwencjonalnych i chronić w przypadku jakichkolwiek komplikacji, które właśnie się zaczęły. Straty rosły z każdą chwilą, wystarczyło kilka sekund, aby wszyscy piechociarze gryźli ziemię. Rusty uniósł się i wyjrzał znad osłony badając sytuację. – Rick, dawaj RPG, strzel temu cholerstwu w nogę. Reszta oddziału – ogień zaporowy jak będzie strzelał! – Rusty próbował ratować sytuację. Ogień zaporowy nie zdał się na wiele – w momencie odpalania rakiety kilka pocisków uderzyło Ricka w pierś, przebijając żołnierza na wylot i wylatując w gejzerach krwi z jego pleców. Chyba tylko cudem jego ostatni w życiu strzał był celny. Eradicator zwalił się ciężko na bok z niemalże urwaną nogą. Nie zaprzestał jednak ostrzału – pociski z CKMu nadal gwizdały w powietrzu siejąc śmierć. – Teraz, wszyscy ognia! – Rusty dał rozkaz do ataku. Świr chwycił mocniej Nimroda i słał w stronę zabójczego droida serię za serią, reszta oddziału robiła to samo, nieprzerwanie strzelając w korpus stalowego monstrum. Twór Cybertronicu dymił z przestrzelin, jego ramiona niemal odpadły po uderzeniach pocisków plazmowych, gruby pancerz przeorany był seriami z broni ciężkiej. – Wstrzymać ogień! - Rusty wydał komendę, kiedy sytuacja wydawała się opanowana. Chwilę później, ku zdumieniu wszystkich, Eradicator nagle wstał i poczęstował oddział z wyrzutni rakiet.

Derren wiedziony wspomnieniami jakby odruchowo przesunął ręką po prawym boku. Miał tam sporo blizn pozostawionych przez ostatni strzał Eradicatora. Gdyby Świr nie wyniósł go na własnych plecach, zostałby na zawsze na asteroidzie MH-36.
- Mallory, da się uszkodzić nogę Eradicatora bronią, którą mamy? Tak, żeby przewrócił się na bok? Wtedy ramiona z bronią będą stanowiły lepszy cel, a my będziemy mniej ryzykowali.
- Nie da rady. Na za gruby pancerz.
- W takim razie pozostaje nam walka w luźnym szyku z częstymi przemieszczeniami. Cortez podpali kilka miejsc miotaczem, niech Eradicator ma problemy ze śledzeniem celu. Jak zasugerował Braxton, niszczymy mu broń, aby usmażyć styki. Przemieszczamy się wszyscy razem – na komendę. Spójrzcie już teraz na otoczenie i poszukajcie dogodnych dla was miejsc aby się ukryć lub osłonić. Za parę minut ta wiedza może ratować życie. Sara i Mallory pobiegną trochę na prawo, ja z Cortezem na lewo. Kenshiro zostanie osłaniać biskupa. Strzelamy tak długo, aż przeciwnik przestanie się ruszać i zostanie z niego złom. Nawet wtedy nie traćcie czujności, po walce odczekamy minutę za osłonami i zobaczymy, czy na pewno stracił ochotę do dalszej walki. Jakieś uwagi?
- Szkoda, że nie możemy się po prostu wycofać - mruknęła Sara. - Mamy ładunki wybuchowe, które powinny być skuteczniejsze niż broń palna. Ale trzeba by zwabić cel w pułapkę, albo podłożyć je w samochodzie i podjechać do niego zdalnie - dodała prawdziwą uwagę.
Rusty załadował nowy magazynek pocisków plazmowych do MK – 43 i chwycił mocniej rękojeść broni. Miał nadzieję, że tym razem w walce z Eradicatorem nie popełni błędu, za który życiem zapłacą jego podkomendni.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 14-10-2013 o 09:18.
Azrael1022 jest offline  
Stary 15-10-2013, 15:30   #86
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zawsze należało być przygotowanym na ostrzał i w zasadzie byli, skoro udało im się przeżyć. Nie mniej jednak, fakt, że dokonał go Eradicator, był dla nich małą niespodzianką. Przynajmniej dla Sary. Udało im się uciec i nikt nie oberwał, ale dlaczego to Sara znowu musiała przykrywać Soloniusa, aby go osłaniać? Nie marudziła z tego powodu, ani nawet się nie zastanawiała - nie było na to czasu. Tak jej tylko przemknęło przez myśli.
Solonius był bardzo ważną osobistością. Dla Bractwa i Kartelu, a także dla ich skromnej ekipy. Rozkazy swoją drogą, ale wiele od tego zależało. I to więcej niż ich kariera.
Niestety atak robota bojowego wywołał pewne spięcie. Konflikt Bractwa z Cybertronikiem dał o sobie znać i co ciekawe, to biskup zaczął tę dyskusję. A Sara miała go za starszego i opanowanego mędrca, który nie powie nikomu złego słowa, bo to nie wypada. Kolejna niespodzianka.
Ważne jednak było, że na słowach się skończyło. I to dość szybko.

Eradicator nie działał tak jak powinien. Dobrze uzbrojona maszyna bojowa Cybertroniku nie powinna była ich atakować. Jej SI musiało zostać jakoś uszkodzone, a jedynym możliwym winowajcą był Legion Ciemności.
Więcej na ten temat mogły wiedzieć dwie osoby: Mallory jako osoba znająca się na robocie, oraz Biskup jako osoba znająca się na wpływie Mrocznej Harmonii.
Braxton wypowiedział się od strony technicznej, przynajmniej pobieżnie. Ważne było, aby znać swojego przeciwnika, choć Sara przypuszczała, że każdy z ich ekipy wie coś o Eradicatorach - choćby tyle, żeby ich unikać. Ich medyk nie wyjaśnił jednak tego, co mogło spowodować zachowanie maszyny.
- Wasza Eminencjo. Czy Mroczna harmonia może mieć wpływ na SI? - Sara spyta uprzejmie, spoglądając na Soloniusa.
Sama jakoś w to wątpiła. SI to nie umysł, a zbiór programów. Nie dawało się na niego wpłynąć i przekabacić. Awaria zaś działała inaczej niż przejęcie kontroli, więc to nie było to.
- Nie słyszałaś o “Upadku”, córko? Krachu i zdradzie “myślących maszyn”? Pierwiastek zła jest zaszczepiony w tych tworach, a Cybertronic jest siewcą ziaren chaosu... - biskup spojrzał wymownie na Mallory”ego.
Kobieta nie była zadowolona, że nazwano ją córką, ale nie dała tego po sobie poznać, zachowując kamienną twarz. Kiwnęła głową na znak zrozumienia i podziękowania za uzyskane informacje. Czy tak naprawdę zrozumiała już wszystko? Nie mogła, skoro niczego nie wiedzieli, a błądzili tylko w domysłach.
Jednak ich zadaniem było zneutralizować zagrożenie i przetrwać, a nie rozwiązywać zagadki.

Wysłuchała rozkazów Derrena, które brzmiały niczego sobie. Można było zasugerować jakieś działania, więc to zrobiła, dzieląc się swoimi pomysłami.
Osobiście wolałaby się wycofać i zostawić Eradicatora w spokoju, skoro ich zgubił. Nie mniej jednak zdawała sobie sprawę, że jego neutralizacja może się okazać zbawienna. Wszak był obecnie ich wrogiem. Samotnie pozostawionym, więc łatwiejszym celem niż gdyby był w towarzystwie... czegokolwiek wrogiego. Na temat odwrotu miała dość mieszane zdanie.
Użycie ładunków wybuchowych miało znacznie więcej sensu. Nawet więcej - była to obecnie największa szansa na jego powalenie. Niestety nie dysponowali bronią ciężką. Aby jednak wysadzić robota w powietrze, trzeba się było do niego zbliżyć, a to już było zadanie dla samobójców. Na pułapkę nie było najwidoczniej czasu, więc ostatecznie tylko okoliczności mogły pozwolić im użyć ładunków.
Póki co Sara wykonywała otrzymane polecenia. Przemieściła się wraz z Mallorym na prawą flankę. Oboje przemieszczali się nisko, szybko i cicho, tak jak powinni w danej sytuacji. Okazało się, że wcale nie musieli iść daleko. Nie dalej jak po czterdziestu metrach znaleźli się przed kamiennym budynkiem, którego ściany pokryte były betonem. Tak mocna zasłona powinna im zapewnić ochronę przed ostrzałem, nawet pochodzącym z Titan Megablastera... o ile oczywiście nie będą się wychylać i pozostaną niezauważeni.
To był plan Sary - pozostać niewykrytą. Odpowiednio zajęta pozycja strzelecka, na pierwszym piętrze, powinna się do tego przyczynić. Miała stamtąd szerokie pole widzenia i wiedziała, że będzie miała Eradicatora w polu rażenia, nawet jeśli ten się zacznie przemieszczać. Mieli pozbawić go broni, więc ona celować będzie w łączenia działka z korpusem. Z tego co pamiętała, to dobrze obrany cel. Wystarczyło tylko poczekać na sygnał do ataku.
 
Mekow jest offline  
Stary 15-10-2013, 18:11   #87
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Plan był prosty, rozproszyć uwagę systemów namierzania w które wyposażony był robot. Nieustannie atakować, zmieniając pozycje. Uszkodzić jego broń, by później spokojnie dokończyć dzieła zniszczenia.

Rozstawili się według wcześniejszych ustaleń. Cortez podpalił pobliską stertę śmieci i w porę ukrył przed siekącymi pociskami. Odłamki betonu fruwały w powietrzu, opadając lawiną na pancerz Capitolczyka.
"Rusty" strzelał z karabinka, próbując trafić w śmiercionośną broń mecha. Wtedy "Eradicator" przeniósł ogień na nowego przeciwnika. Derren wykorzystywał każdą dostępną osłonę, by kule nie zrobiły z niego miazgi. W tym czasie Cortez "wrócił do gry", wydostawszy się spod hałdy kamieni.
Mallory cisnął kilka granatów, potem z dogodnego miejsca ostrzeliwał mechanicznego wroga ze swego AR3000. Sara mierzonymi strzałami próbowała uszkodzić Megablastera. Bezskutecznie.

Maszyna nieustannie była w ruchu, lecz w przeciwieństwie do ludzi nie męczyła się... "Skorpion" i "Konował" musieli opuścić bezpieczne do tej pory schronienia i poszukać nowych, bo robot stawał się coraz bardziej precyzyjny. Braxton poślizgnął się na wilgotnych kamieniach. Upadek uratował mu życie, ale rykoszet poważnie zranił nogę. Drużyna wzmogła ostrzał, mimo tego maszyna wyraźnie celowała w rannego doktora. - Co za ironia losu... - pomyślał Mallory, wiedząc, że po kolejnej serii zostaną z niego krwawe strzępy... Ratunek przyszedł z niespodziewanej strony. Kilka granatów dymnych spadło nieopodal medyka. Niebywale szybki Kenshiro wyniósł go z pola walki, zwinnie lawirując między przeszkodami.

Nagle ziemia zatrzęsła się bardzo silnie, drgania zbiły ich z nóg. Okoliczne kamienice osunęły się, zasypując ulicę kłębami pyłu. W gruzowisku zaczęły tworzyć się głębokie wyrwy i szczeliny.
W jednej z nich utknął "Eradicator". Działko siejące dotąd postrach, zwisało bezwładnie z uszkodzonego metalowego ramienia. Próbował uwolnić się z pułapki, krojąc przygniatajacy go żelbet łańcuchowym ostrzem... Iskry sypały się wokół złocistą fontanną...

- Gdzie jest Solonius?! - pomyślał zaniepokojony "Rusty", rozglądając się nerwowo, równocześnie dając sygnał kompanom do ostatecznej rozprawy z robotem.

***

Gdy kurz opadł, a dzieło inżynierów Cybertronicu nadawało się tylko na złom, zaczęli poszukiwania duchownego. Żołnierze Zagłady sprawdzili okoliczne ruiny. Nic nie znaleźli...

Sara obserwowała teren przez lunetę snajperki i spostrzegła, że biskup żwawym krokiem zmierza do majestatycznej budowli. Miała go na celowniku. - Pewny strzał... - pomyślała i wnet odgoniła tę pokusę... Co też jej przyszło do głowy?! Podszepty zła? Widziała jak kapłan znika w świątynnej bramie. - Wszedł do katedry... - zameldowała, starając się nie okazać targających nią emocji...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 15-10-2013 o 21:05.
Deszatie jest offline  
Stary 20-10-2013, 10:44   #88
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Serie z Megablastera odłupywały kawały betonu ze ścian, a te spadając podrywały tumany pyłu z chodnika. Derrn przetarł zasnute mgiełką tynku wizjery w hełmie, wychylił się zza zasłony i strzelił. Pocisk eksplodował w kontakcie z pancerzem Eradicatora, ale nie wyrządził maszynie większej szkody.
Przemieszczenie! – wydał zespołowi komendę, po czym pognał do kolejnej zasłony. Zaczaił się moment, wychylił i wypalił. Sytuacja taktyczna nie napawała optymizmem. Blaszak uparcie parł do przodu. „Jak marsjański byk – odporny na pociski i trudny do zajebania” – pomyślał Rusty. Ze swojej pozycji mógł zobaczyć kłopoty Mallory’ego. To najwyraźniej jego Eradicator obrał na cel, nie przejmując się zupełnie ogniem reszty teamu. Doktor był w opałach i aby nie stracić członka oddziału Derren musiał działać. I to szybko, bo czas nie był jego sprzymierzeńcem. Imperialczyk sięgnął po przypiętą do kamizelki flarę sygnalizacyjną. „Taki blask powinien zmylić maszynę, albo przynajmniej na moment zakłócić pracę jej układu celowniczego” – pomyślał przełamując plastikową tutkę umieszczoną w większej fiolce z płynem. Potrząsnął, aby zmieszać dwa składniki i już po chwili reakcja chemiczna spowodowała „odpalenie” flary, która rozjarzyła się czerwonym, oślepiającym blaskiem. Zanim jednak Derren zdążył rzucić pocisk, stało się coś niespodziewanego – do akcji włączył się Kenshiro, który pod osłoną dymu z granatów dobiegł do Braxtona i wziął go na plecy. Rusty cisnął flarę niedaleko towarzyszy aby jeszcze bardziej zmylić morderczą maszynę, ale nie trafił, gdyż zatrzęsła się ziemia. Najprawdopodobniej było to wtórne osunięcie – reminiscencja niedawnego trzęsienia wywołana przez fale dźwiękowe strzelaniny. Rusty padł na plecy zbity z nóg. Wokół niego spadło trochę ceglanego gruzu, kilka kamieni uderzyło w pancerz Imperialczyka nie wyrządzając mu krzywdy. Nie wstając z ziemi Rusty przeturlał się za dający obietnicę względnego bezpieczeństwa załom muru i dopiero tam podniósł się do przyklęku. Przyjmując pozycję strzelecką wyjrzał znad zawalonej ściany i zlustrował strefę walki. Los uśmiechnął się do Teamu Six – Eradicator był uziemiony i miał uszkodzoną podstawową broń.
Skoncentrować ogień, to nasza szansa! – krzyknął do towarzyszy strzelając raz po raz pociskami plazmowymi. Po minucie zabójczej kanonady z Eradicatora został złom.
Odczekajcie moment. Te bydlaki potrafią zaatakować gdy mają więcej dziur niż wieża Eiffla. Chwila dłużyła się niemiłosiernie, Rusty trzymał korpus metalowego monstrum na celowniku. Wiązka zielonego światła żarzyła się na pancerzu maszyny jak jaskrawa dioda.
Zbiórka - po kilkunastu sekundach Derren stwierdził, że wystarczy. – Są ranni? Jak się ma biskup? – zapytał idąc na miejsce. – Gdzie, do cholery ciężkiej, jest biskup?!? – Soloniusa nie było nigdzie widać. – Uciekł do katedry? Idziemy za nim. Braxton, dasz radę? – zapytał oddziałowego medyka widząc krew ciemniejącą na nogawce munduru maskującego. – Żabimi skokami biegniemy pod wejście do Miracle. Mamy po drodze dość osłon – załom muru po zawalonej kamienicy, rozpadlina przy latarni, przewrócony wóz strażacki i limuzyna u celu. Najpierw biegnę ja z samurajem, sprawdzamy teren, potem dołącza reszta i tak na zmianę. Kenshiro, dobra robota z wyniesieniem Braxtona spod ostrzału, ale złamałeś rozkaz – Derren zwrócił się do byłego Mishimczyka – choć już, mamy do pogadania po drodze – dodał półgłosem
Rusty miał zamiar wcielić w życie starą zasadę, którą wpoił mu jego poprzedni dowódca – pochwały publicznie, nagany prywatnie. Kenshiro był winny utraty celu misji, który teraz biegał samopas po wrogim terenie, ale uratował kolegę z zespołu, co bardzo się liczyło w oczach Derrena. Immperialczyka ogarnęły jednak wątpliwości. Dotychczas współpraca w teamie przebiegała bez przeszkód. Czy jednak Kenshiro wypuścił Soloniusa naumyślnie? Jaki miał w tym cel? Zemstę na Imperialu za „dawno temu”? W jego korporacji honor ceniono ponad wszystko, znacznie wyżej niż rozkazy majora Wielanda, a co dopiero starszego szeregowego. Z drugiej strony, podczas walki w kantynie skośnooki towarzysz stanął po jego stronie. Dlaczego? Był z rodu Moyo? Czy też chciał trzymać przyjaciół blisko a wrogów jeszcze bliżej? – Kenshiro, dlaczego nie posłuchałeś rozkazu? I z jakiego jesteś rodu, jeżeli mogę wiedzieć? – zapytał Derren, gdy przyczajeni lustrowali okolicę ukryci za pierwszą osłoną. –Czysto, ruszajcie. - poinformował resztę czekając na odpowiedź.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 20-10-2013, 18:07   #89
 
Camillvs's Avatar
 
Reputacja: 1 Camillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znanyCamillvs nie jest za bardzo znany
Kenshiro ruszył za dowódcą drużyny rozglądając po pobojowisku. Pomyślał, że odbudową takich zniszczeń po trzęsieniach ziemi zajmowała się firma wujka, choć dużo roboty nie miała, bo Mishima budowała konstrukcje raczej "sejsmicznoodporne".

-Wybacz Derren nieposłuszeństwo, nie była to bynajmniej zemsta za politykę między naszymi rodzimymi korporacjami-samuraj uśmiechnął się pod maską.

-Biskup nalegał, bym włączył się do walki, jego intuicja najwyraźniej nie kłamała, gdyby nie naciski biskupa, mielibyśmy teraz o jedną osobę w grupie mniej, a tym samym wykonanie zadania ochrony VIPa byłoby trudniejsze. Jestem blisko związany z Bractwem, to ono mnie tu oddelegowało, więc raczej nie odmawiam prośbom swoich dobroczyńców... Z resztą, dla pewności dałem biskupowi moje wakizashi, czyli krótszy miecz, mówiąc by trzymał je blisko siebie dla ochrony przed Mroczną Harmonią-tutaj Kenshiro wskazał na swój lewy bok, za którym zatknięty był tylko pojedynczy długi miecz.-Noszę przy sobie legendarne ostrza Mishima, tamto rzeczywiście ma taką moc, to dłuższe działa raczej prozaicznie, choć bardziej spektakularnie, przy okazji z resztą zobaczysz jak-tutaj zagadkowo pomilczał przez kilka sekund.

-Martwi mnie jednak, że biskup tak nagle uciekł bez nas, mam nadzieję, że nie pożałujemy oddania mu tego wakizashi...

-Co do mojego pochodzenia...Skoro już jesteśmy razem w tym piekle i może nigdy nie wyjdziemy z niego żywi, to coś Ci opowiem, w sumie jeśli nie wy jesteście teraz moimi przyjaciółmi, to któż nim jest.-Kenshiro zamyślił się na chwilę, przeskakując przez przeszkody na gruzowisku.-Urodziłem się i wychowałem na Marsie, jestem z rodziny Oishi, która służy pewnej drobnej subkorporacji wiele wiele szczebli poniżej głównych keirestu Marsa. Niestety musiałem opuścić rodzinną planetę, powrót na nią groził mi śmiercią, później robiłem więc karierę na Merkurym-samuraj ciągnął dalej beznamiętnym głosem.- Mogłem zmienić branżę, ale nie zmądrzałem po połamaniu kręgosłupa zawodnikowi yakuzy na Marsie-dalej zajmowałem się praktyką i nauczaniem sztuk walki. Na Merkurym było nawet gorzej, bo wmieszałem się w świat wielkiej polityki, wysokich stanowisk, spisków... i po podejrzanej śmierci starego Overlorda na Lunie, następnie zamachu stanu, śmierci świeżo upieczonego Overlorda, czyli Lorda Dziedzica Moya z Merkurego oraz jego szarej eminencji pana Nozaki oskarżonego o związek z Mroczną Harmonią, wylądowałem na Wenus w szeregach Bractwa, oficjalnie zapomniany przez Mishimę, a może nieoficjalnie Pani Dziedziczka Mariko też już o mnie zapomniała, któż to wie...

-Tak czy owak, Legion Ciemności wybrał dobry moment na atak, nowy Overlord Mishimy, pan Maru, opanować teraz musi wielką politykę całej korporacji, nie chce być tak jak jego ojciec marionetką na Lunie, ma na głowie podporządkowanie sobie Merkurego, gdzie podejrzewany jest o udział w spisku na swego brata Moyę, podtrzymanie stabilnej relacji z siostrą Mariko z Marsa, a teraz jeszcze nowe zagrożenie na terenie jego rodzimego Wenus, a zaraz się okaże, że utrudniłem mu jeszcze zadanie oddając swe wakizashi w niewłaściwe ręce...
-Kenshiro chciał podrapać się w głowę na znak zażenowania, niestety tylko zastukał głucho rękawicą o stalowy hełm...

-Mogłem jednak kontynuować pracę nad silnikami, tak jak mój brat, który zajmuje się teraz produkowaniem poduszkowców, a wieczorami macaniem fajnych dziewczyn po pupach. Ja z moimi sztukami walki myślałem, że zaimponuję dziewczynom, a skończyłem jako narzędzie w rękach wielkiej polityki wysłane na to gruzowisko, wyszło dużo mniej romantycznie niż projektowanie silników.
 

Ostatnio edytowane przez Camillvs : 20-10-2013 o 20:17. Powód: poprawki
Camillvs jest offline  
Stary 20-10-2013, 21:29   #90
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Plan Rustego był sensowny więc zabrali się do wykonywania powierzonych zadań. W sumie gdyby plan był do dupy tez by nie mieli za wiele do gadania. Jak zwykle wzruszył ramionami i odczekawszy na sygnał do ataku uruchomił dolne kończyny. Serce pompowało krew, płuca powietrze, a nogi Mallorego połykały każdy metr powierzchni, który dzielił go od upatrzonej zasłony w rekordowym tempie. Zobaczywszy, że osłona Sary jest pod ostrzałem wychylił się minimalnie i krótkimi seriami zaczął ostrzeliwać wroga. Przeładował magazynek, rzucił granat i po chwili zapieprzał do następnej osłony. Uznał, że pobliska sterta żelbetonu będzie o wiele lepsza osłoną. O dziwo udało mu się dobiec do celu. Miał tu o wiele lepszą pozycję strzelecką, która bez wahania zaczął wykorzystywać. Przez krótka chwilę. Robot świadom zagrożeń kluczył i zmieniał pozycję.

„Cholerna maszyna, nie może stać w miejscu i czekać na koniec.” – mruknął pod nosem bo znowu musiał przebiec kawałek do kolejnego punktu. Miał świadomość, że każdy taki sprint wystawia go na kule SI. Cóż, nie miał jednak wyboru.

- Albo my ją, albo ona nas.


Do tej pory miał farta, ale jego szczęście właśnie miało się ku końcowi. Usłyszał wizg odłamków i staccato pocisków gdzieś niedaleko. Dźwięk wzmagał się, a to mogło oznaczać tylko jedno.

„Gnój celuje do mnie.” – ledwie pomyślał i pośliznął się na czymś. Rymsnął jak długi szczupakiem do przodu. Poczuł ukąszenie w nodze i zacisnął mimowolnie dłonie na karabinie. Chyba tylko dla tego nie zgubił go podczas upadku. Szczęściem w nieszczęściu wylądował w jakimś pęknięciu w jezdni i miał minimalną osłonę. Chwilowo. Nie tracił jednak opanowania i sięgnął ręka do pasa. Już po chwili w stronę maszyny pofrunął granat rozbłyskowy. Wiedział, że wiele czasu mu to nie kupi, ale nie zamierzał tanio sprzedać skóry. Nie takiej kupie złomu.
Nagle skądś pojawiło się kilka granatów dymnych. Atmosfera zgęstniała i z kłębów wyłonił się wojownik w masce demona. Mallory już dobra chwile temu odpalił blokady painkillerów w swojej krwi więc był wystarczająco naćpany by nie okazać zaskoczenia.

- No, cześć. Wyszedłeś sobie pobiegać?

Mishimczyk jednak nie był zbyt rozmowny i po prostu zarzucił go na plecy jak worek. Była to jedna z najgorszych podróży w jego życiu i mimo znieczulenia udało mu się urazić ranną nogę kilka razy o pancerz samuraja, który nie został zaprojektowany do tego, żeby ktoś się do niego przytulał. Mimo wszystko nie był niewdzięcznym sukinsynem i podziękował koledze gdy byli już za osłoną. Kanonada zdawała się zamierać więc uznał, że to najlepsza chwila by opatrzyć nogę. Na szczęście nie dostał z broni pokładowej Eradicatora, a jedynie odłamkiem bo nie było by czego opatrzyć.
Tym razem kolejny rozkaz Rustego skomentował wiązanką przekleństw w kilku językach. Służba w Kartelu wpłynęła pozytywnie na zasób przekleństw Konowała. W końcu w miejscu gdzie spotykają się żołnierze wszystkich Korporacji wiele można się nauczyć. Klnąc sobie cichutko zajął się wykonywaniem rozkazu.
 
malkawiasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172